- publicystyka: Gra o Tron 2 – odcinki siódmy i ósmy, czyli nago znaczy lepiej

publicystyka:

Gra o Tron 2 – odcinki siódmy i ósmy, czyli nago znaczy lepiej

Gra o Tron 2 odcinki siódmy i ósmy, czyli nago znaczy lepiej

 

Za nami odcinki siódmy i ósmy. Przed nami dwa epizody, a tyle zostało jeszcze nieopowiedziane.

 

Odcinek siódmy, pomimo braku bardziej żywiołowych scen, był w zasadzie równie dobry co poprzedni (chociaż pierwsza połowa epizodu miała tendencję do dłużyzn). Widać wyraźnie, że marazm pierwszych odcinków miał nas przygotować na wielki finał – a że wielki finał trwa przez pół sezonu? To tylko lepiej dla widzów.

 

Myślę, że w końcu warto napisać parę słów o Tywinie Lannisterze. Charles Dance (ostatnio mieliśmy go okazję zobaczyć w Underworld: Przebudzenie) okazał się dobrym kandydatem do tej roli. Kamienna twarz i spokojne wymierzone ruchy odpowiednio eksponują charakter tego bohatera – kalkulującego wszystko na zimno, bezwzględnego patrona najbogatszego rodu w Westeros. W tym przypadku scenarzyści postanowili zastosować ten sam wybieg, co u Margaery Tyrell (Natalie Dormer) – Tywina poznajemy dużo lepiej niż w powieści. Przyznam, że mi to pasuje, serial mogę odbierać inaczej niż książkę, co pozwala uciec znudzeniu. Wróćmy jednak do Lannistera. W oryginale nie jest bohaterem POV (Point of View – "punkt widzenia") i dlatego poznajemy go jedynie z perspektywy innych, z ich wspomnień (w Starciu Królów praktycznie nie występuje bezpośrednio). Na ekranie, głównie za sprawą rozmów z Aryią (Maisie Williams), dowiadujemy się, że Tywin jest równie skomplikowaną postacią, co inni i wbrew pozorom nie do cna złą (nawet poczułem pewien rodzaj sympatii). Swoją drogą owe dialogi są bardzo przyjemne do oglądania. W zasadzie cały czas człowiek siedzi napięty, bo nie wiadomo kiedy cięty język Starkówny (jak również zbytnie chwalenie się wiedzą) wpędzi ją w kłopoty, a Lord z Casterly Rock zorientuje się z kim ma do czynienia.

 

Za Murem akcja rozwija się bardzo interesującą. Ygritte (Rose Leslie) owija sobie młodego Jona Snowa (Kit Harrington) wokół palca, robiąc z niego ostatniego głupka. Gdy wygłaszała monolog o Nocnej Straży, uśmiech nie znikał z mojej twarzy ("Macie tam owce?"). Co prawda martwi mnie trochę ingerencja w oryginalną fabułę (zdaje się, że machlojki scenarzystów to najbardziej kontrowersyjny temat tego sezonu). Na chwilę obecną nie jestem w stanie wymyślić, w jaki sposób zostaną logicznie uzasadnione przeszłe poczynania Jona (huh, i Ygritte).

 

W obozie Starków zaczynają się problemy. Jaime (Nikolaj Coster-Waldau) prowadzi dwie naprawdę interesujące rozmowy. Pierwsza (z nieistotnym krewnym) pokazuje jego, nie tyle bezwzględność, co raczej pragnienie ucieczki tak silne, że jest w stanie posunąć się do drastycznych działań. Natomiast druga, z Lady Catelyn (Michelle Fairley), jest jednym z najlepszych dialogów w całym serialu. Trzymała w napięciu równie dobrze, co porządna jatka, czy zamieszki z poprzedniego odcinka.

 

W tym odcinku miłym zaskoczeniem była realizacja wątku Daenerys (Emilia Clarke), ponieważ młoda aktorka w końcu stanęła na wysokości zadania. W ujęciu jej rozmowy z Mormontem (Iain Glen), prawie że ujrzałem książkowy pierwowzór. Clarke pokazała twardą i nie dającą z siebie drwić królową. Również kreacja Pyata Pree (Ian Hanmore) jest niesamowita. Jego aparycja mówi, że albo jest szalenie niebezpieczny, albo po prostu szalony. W czasie kulminacyjnej sceny odcinka zapaliła mi się lampka ostrzegawcza. Poszperałem trochę i okazało się, że rzeczywiście w pierwowzorze wszystko potoczyło się kompletnie innym torem. Serial jest pełen niespodzianek, ciekawe jak scenarzyści wybrną (i właściwie czemu sami się w to plączą) z zabijania postaci, które są istotne na przykład w Tańcu ze smokami, czyli za jakieś pięć, sześć sezonów.

 

W Królewskiej Przystani dwa momenty są warte odnotowania. Po pierwsze, "zakwitnięcie" Sansy (Sophie Turner) i jej rozmowa z Cersei (Lena Headey). Królowa daje młodej dziewczynie cenne rady. Odniosłem wrażenie, że Sansa zaczyna trochę inaczej na nią patrzeć, bardziej jak na zwykłą kobietę, niż na wroga. Drugi to dialog Cersei z Tyrionem (Peter Dinklage). Mogą się nienawidzić, mogą ze sobą walczyć, ale mimo wszystko są rodzeństwem i w pewnych sytuacjach będą się wspierać. Nadal uważam, że Lena Headey to nieodpowiednia aktorka do tej roli, zwłaszcza, gdy wykrzywia twarz w grymasie, który ma wyrażać zniesmaczenie. Powoli się jednak do niej przyzwyczajam (choć nie ukrywam, że słodka i drapieżna Królowa Regentka mogłaby być ładniejsza)

 

Z wolnych refleksji, zrobiło mi się szkoda maestera Luwina (Donald Sumpter), kiedy zobaczył spalone zwłoki swoich protegowanych. Spazm bólu, który przetoczył się przez jego twarz był naprawdę dojmujący.

Kurczę, ten serial mi się podoba, a tu czeka nas kolejny rok przerwy (chociaż Martin donosi, że powstał już pierwszy scenariusz do kolejnego sezonu, a przy castingach praca wre pełna parą).

 

Odcinek ósmy stracił sporo z impetu, którego nabrał serial w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Akcja nieco przysiadła, a rozdrobnienie wątków (odwiedziliśmy wszystkich bohaterów) nie pozwoliło fabule posunąć się zbyt daleko do przodu.

 

Za Murem poznaliśmy nowego bohatera – Lorda Kości, tudzież Brzęczącą Koszulę. Wcielił się w niego Edward Dogliani. Charakteryzacja tego bohatera wypadła zadziwiająco dobrze, szkoda trochę, że jego wprowadzenie nie zostało nakręcone bardziej dramatycznie. Jon Snow (Kit Harrington) ze stoickim spokojem przyjął spotkanie z mężczyzną noszącym zbroję z kości. Ten aktor ma lepsze i gorsze chwile – tak, jak wspomnianą scenę położył, to następną zagrał na przyzwoitym poziomie. W czasie dialogu z Qhorinem (Simon Armstrong), poczucie winy Snowa było wyraźnie zauważalne i dodatkowo podkreślone wściekłością Półrękiego.

 

Kopania latryn w obozie Nocnej Straży to według mnie jeden z fajniejszych pomysłów scenarzystów. Tego typu sceny rodzajowe, w tym wypadku z udziałem szeregowych Braci, zawsze dodają kolorytu i klimatu. Kontrast tak prozaicznej czynności z wagą znaleziska wywołał uśmiech na mojej twarzy.

 

W Dorzeczu wątek Robba Starka (Richard Madden) i Talisy z Volantis (Oona Chaplin) rozkręca się. Pierwsza scena, w której po prostu sobie spacerują była niepotrzebna. Na siłę wydłużona, a nie dowiadujemy się z niej zbyt wiele – w końcu chyba już wszyscy zauważyli, że młodych do siebie ciągnie. Jednak zastanawiałem się, co ich „ostatecznie zbliży". W oryginale Robb został ranny, a Lady Jeyne Westerling przyszła go pocieszyć. Teraz, gdy mogę porównać oba wątki, przyznaję, że serialowy bardziej mi odpowiada. Robb miał czas się zakochać (zamiast zwyczajnie bzyknąć opatrującą jego rany szlachciankę), a Talisa wyróżniała się na tyle spośród znanych mu kobiet, że w sumie nie można mu się dziwić. Co do samej dziewczyny, to w moim odczuciu nie należy do piękności, tak pociągła twarz nie dodaje urody. Ale jak pozbyła się ciuszków, to okazało się, że ma bardzo zgrabną sylwetkę.

 

Pozostając przy Starkach, rozmowa Robba, Catelyn (Michelle Fairley) i Lorda Karstarka (John Stahl) przykuwała uwagę – chłodna reakcja Młodego Wilka, wściekłość Rickarda i próba usprawiedliwiania się we własnych oczach Catelyn. A w efekcie małej samowoli Lady Stark swoje przygody rozpoczęło nietuzinkowe duo w składzie Jaime'go Lannistera (Nikolaj Coster-Waldau) i Brienne z Tarthu (Gwendoline Christie).

 

Yara (Gemma Whelan) dociera do Winterfell i ucina sobie pogawędkę z bratem. Whelan potrafi świetnie oddać charakter żelaznych ludzi – a zwłaszcza żelaznej kobiety. Wymiana zdań z Theonem (Alfie Allen) pokazała, że więzy krwi nie się dla niej bez znaczenia. I jak to starsze siostry mają w zwyczaju, sprowadziła go do parteru kilkoma celnymi uwagami, robiąc z niego, cytuję, cipę.

 

Arya (Maisie Williams) wraz z przyjaciółmi opuściła Harrenhal. Scena, w której targowała się z Jaqenem o życie (Tom Wlaschiha) trochę mnie zawiodła. Ze strony Jaqena nie mam nic do zarzucenia, jego mimika jest powalająca, jednak Starkówna zachowała się zbyt spokojnie, wręcz radośnie. Przydałoby się więcej dramatyzmu – choć trzeba przyznać, że nieźle go załatwiła. Na pochwałę zasługuje samo wyjście z Harrenhal. Martwi strażnicy wywarli na mnie piorunujące wrażenie.

 

Wątkowi Daenerys zdecydowałem się poświęcić proporcjonalnie tyle samo miejsca, ile zajmował w odcinku. Już.

 

Dzięki rozmowie Davosa (Liam Cunningham) ze Stannisem (Stephen Dillane) poznaliśmy kilka istotnych faktów z historii obu bohaterów. Nie ma co się rozwodzić nad tym krótkim dialogiem, warto tylko wspomnieć, że obaj wyjątkowo wiernie oddają charaktery swoich pierwowzorów. Zwłaszcza Cunningham w roli Cebulowego Rycerza – nie pamiętam jak wyobrażałem go sobie wcześniej, aktor skutecznie zastąpił ten obraz w mojej pamięci.

 

W Królewskiej Przystani robi się nerwowo. W tym odcinku, raczej niezbyt dyskretnie, przypomniano nam, czemu serial nosi miano Gry o Tron. Walka Cersei z Tyrionem nabiera tempa. Zadowolenie królowej ze znalezienia haka na młodszego brata, faktycznie udało się Lenie Headey, a Dinklage zgrabnie odegrał udawaną troskę o pojmaną kurwę. Z kolei następna scena, ta, w której Tyrion wyznawał miłość Shae (Sibel Kekilli), wydała mi się do bólu sztuczna. I to po obu stronach, serialowa kreacja Krasnala jest jak dla mnie zbyt sarkastyczna i cyniczna, żeby była zdolna do miłości – zwłaszcza tej spontanicznej.

 

Bronn (Jerome Flynn) doskonale dostroił się do napuszonego i elitarnego nastroju Czerwonej Twierdzy – prawdopodobnie tak, jak cierń do tyłka. Aktor dobrze odgrywa najemnika, który nie zamierza wyzbywać się starych przyzwyczajeń. Dobitnie pokazał ile warta jest cała książkowa wiedza w obliczu prawdziwego praktyka. Jego monolog dotyczący oblężeń był naprawdę ładnie wpasowany w rozmowę Tyriona z Varysem (Conleth Hill). Natomiast dialog tej dwójki dotyczący „grania” (łącznie z komicznym wtrętem Joffreya) został wyśmienicie napisany, a lekko absurdalna kreacja Varysa dodaje wszystkiemu kolorytu. Coraz wyraźniejszy staje się zawarty przez nich cichy sojusz.

 

Kilka słów na koniec? Następny odcinek jest zatytułowany Czarny Nurt. Ci, co czytali, wiedzą co to oznacza. Widzom czystym pozostają jedynie domysły, ale zapewniam was – będzie gorąco.

 

Ogłoszenie: z powodu natłoku innych, mniej hobbystycznych zajęć, nie jestem w stanie zapewnić, że dwa ostatnie odcinki doczekają się osobnych recenzji, chociaż zrobię wszystko co w mojej mocy.

 

Pozdrawiam,

Snow

 

PS Pojawiła się nowa parodia, klik.

 

Komentarze

Jeśli chodzi o nadchodzący odcinek Blackwater, to preview wygląda bardzo zachęcająco. Mam wrażenie, że niektórych z nas czeka bardzo długie czekanie do poniedziałku ;)

Nie oglądam serialu, ale z recenzji wynika, że wersja TV coraz bardziej oddala się od pierwowzoru. Moim zdaniem to kiepski pomysł. Albo od początku powinni oferować coś innego niż książka, albo konsekwentnie trzymać się ustalonych faktów.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

hehe, rinos, a skąd ten ostry podział? Szarość też jest dobra :)

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Co do samej dziewczyny, to w moim odczuciu nie należy do piękności, tak pociągła twarz nie dodaje urody. Ale jak pozbyła się ciuszków, to okazało się, że ma bardzo zgrabną sylwetkę.

Snow :]

Taki podział bierze się z ekranizacji "Wywiadu z wampirem". Od tej pory dzielę ekranizacje na wierne oryginałowi, albo zupełnie swobodne. Taka wierność, by na chwilę zdradzić, jakoś do mnie nie trafia.

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Czytam kolejną już recenzję 8 odcinka i albo ja coś źle pamiętam, albo zabrakło mi czegoś jakże ważnego dla przyszłych losów Aryi. Gdzie jest MONETA!? Gdzie jest wzmianka o Braavos itd ? Gdzie jest Valar Morghulis!?

Myślę, że zotało to po prostu przesunięte w czasie i będzie w następnym lub jeszcze nastepnym odcinku.

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Nowa Fantastyka