- publicystyka: Fantastyka na wymarciu – „Pomnik cesarzowej Achai” recenzja

publicystyka:

Fantastyka na wymarciu – „Pomnik cesarzowej Achai” recenzja

Podobno miłośnicy prozy Andrzeja Ziemiańskiego, czekali na nią osiem lat. Cóż, mnie to na szczęście nie dotknęło, z kunsztem autora zapoznałam się dość późno, niespełna kilka lat temu. Co więcej, pogłoski o kontynuacji „Achai” dotarły do mych uszu zaledwie moment przed wydaniem. I całe szczęście, bo osiem lat, to skandalicznie długo, biorąc pod uwagę fakt, jak wielki niedosyt pozostawił cykl przygód Achai.

I oto pojawiła się, tak długo i z utęsknieniem wyczekiwana kontynuacja trylogii, "Pomnik cesarzowej Achai". Historia rozgrywająca się w realiach tego samego świata, z jednym małym wyjątkiem. Kilkaset lat później. Bohaterów poznanych już wcześniej nie uświadczymy zatem, a przynajmniej nie wszystkich.

 

Długo się zastanawiałam i doszłam do wniosku, że aby obraz sytuacji był całkowicie pełny, wypada przybliżyć, tak pokrótce, wydarzenia rozgrywające się w trylogii.

Tytułowa Achaja, to księżniczka, która przez swą urodę, bystrość i pochodzenie, czyli wszystko to, przez co zazwyczaj wzbudza się zazdrość, ląduje w wojsku za sprawą swej macochy. By zrozumieć wymiar tej kary, trzeba ruszyć wyobraźnią i zamienić dworskie, pełne wygód życie na surową egzystencję w koszarach. Co więcej, Achaja ląduje w szeregach, będących mięsem armatnim. Dzięki swemu sprytowi nie daje się zabić, a jedynie trafia do niewoli. Jednak z czasem zaczyna uparcie piąć się do góry, by wreszcie przejść do historii.

 

Historii, której uczą się wiele lat później młode adeptki w szkole czarowników. W takim oto miejscu, spotykamy Kai, pierwszą bohaterkę „Pomnika cesarzowej Achai”. Konkretnie, poznajemy ją, gdy przygląda się byłej pani cesarz, podczas wyrzucania odpadków na tyłach szkoły.

 

Czasy od jej panowania odległe, lata świetności cesarstwa również należą do przeszłości. Na świecie jest dość niespokojnie, coś wisi w powietrzu, wielcy uczeni wiedzą, że szykuje się przełom. Bohaterka, młoda czarownica, wielce uczona nie jest, toteż może tylko domyślać się, pilnie obserwując wszelakie znaki dookoła, że coś jest na rzeczy. I że owo coś, ma związek z czarownikiem Meredithem, przez konfratrów zwanym Wyklętym, który to martwy materializuje się pod samą szkołą.To postać, która magicznym sposobem przedostała się z trylogii na karty tejże powieści, traktującej przecież o wydarzeniach kilkaset lat później. W przeciwieństwie do Achai, której czyny w niektórych traktatach historycznych są wychwalane, Meredith to postać o mrocznej przeszłości. Związał on życie z zagadkową istotą, tworem boga kłamcy, który ofiarował mu złowieszczy dar. Wszędzie tam, gdzie pojawia się czarownik, niedługo później wybucha zaraza.

 

Na taką to legendarną personę trafia Kai, podczas pozbywania się odpadków. W konsekwencji, jako osoba, która za dużo widziała i za dużo wie, zostaje w trybie natychmiastowym wysłana na wyprawę wotywną, gdyż obecnie panująca księżniczka, co jakiś czas wspierająca uczelnię sporymi sumami, zażyczyła sobie, by w misji wojskowej wzięła udział prawdziwa czarownica, co podniesie morale wojska. Kai z dzikim entuzjazmem rusza po przygodę.

 

Kolejną bohaterką opowieści jest Shen, ochotniczka, która z własnej woli wciela się do wojska. Po bliższym rozpoznaniu, a przede wszystkim zapoznaniu się z jej pochodzeniem, a co za tym idzie, z życiowymi perspektywami, wybór absolutnie nie dziwi. Muszę wreszcie wyjaśnić, że u Ziemiańskiego w wojsku nie ma miejsca dla panów. Wojaczka to zajęcie wyłącznie dla kobiet.

 

Tak wyglądają początkowe wydarzenia po jednej stronie Gór Mglistych. A co po drugiej stronie? Przenosimy się do łodzi podwodnej, konkretnie do polskiego okrętu OPR Dragon. Załoga łodzi boryka się z nawigacją, która zawodzi na całej linii. W konsekwencji kompletnej utraty panowania nad maszyną, niespodziewanie lądują w miejscu, które na mapach jawi się jako wielkia niewiadoma.

 

Na kartach powieści czytelnik otrzymuje piorunujące w skutki zderzenie dwóch różnych cywilizacji, dwóch różnych kultur, o różnym stopniu rozwinięcia technologicznego. Sposób w jaki autor przedstawia konfrontację jest mistrzowski.

 

Jeśli ktoś nie zna prozy Andrzeja Ziemiańskiego, musi wiedzieć, że styl autora jest bardzo specyficzny, co by nie powiedzieć niepowtarzalny. Pisze z właściwą sobie lekkością, która wciąga czytelnika po same uszy. Przyznam szczerze, że łodzie podwodne, to nie mój ulubiony temat do rozważań, a jednak wątek ten czyta się bardzo przyjemnie i z łatwością.

 

Atrakcyjność samych wątków potęguje fakt, że przeplatają się one ze sobą co kilka stron, a zabieg ten nie pozwala zaczerpnąć tchu po mocnej dawce akcji, gdyż losy bohaterów wędrują w równym tempie. Sama akcja rwie do przodu, bez szans na jakikolwiek przystanek, gdyż autor nie jest z tych, co rzucają wszystko na rzecz rozległego i obszernego opisu krainy, przez którą wędruje właśnie bohater. Co to, to nie , Ziemiański nie jest typem, który pochyla się nad kwiatkiem, by wznosić peany na jego cześć.

 

Postacie kobiece, są bardzo specyficzne. Autor ceni sobie błyskotliwość i bystrość. Jego "dziewczyny” posiadają tę unikalną umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach, dzięki błyskawicznej ocenie sytuacji i dostosowaniu się do niej. Tacy bohaterowie są rzadko spotykani, a szkoda, bo mają w sobie to coś, co od razu sprawia, że czujemy do nich sympatię.

 

Dialogi są bardzo żywe, pełne błyskotliwych uwag. Te długie fragmenty, gdzie czytelnik musi zaczerpnąć trochę historii, co niestety zawsze i w każdej powieści się zdarza, a rzadko zdarza się tak, że mamy na to ochotę, wplecione są w rozmowy bohaterów i to tak przemyślanie, że nie sposób się zorientować, kiedy się kończą.

 

Dochodząc do konsensusu, po przeczytaniu lektury przyszło mi na myśl, że właśnie taka powinna być dzisiejsza fantastyka, a która jest w zasadzie na wymarciu. Łącząca rozrywkę z elementami pouczającymi.

Komentarze

Czekaj, czekaj... jutro to przeczytam w całości :)

Czy naprawdę "rozgrywająca się na łamach tego samego świata" jest poprawnym sformułowaniem? Światy łamów nie miewają. Ale jutro przeczytam całość i wtedy pokomenuję. Czy moje zainteresowanie bierze się z tego seksownego awatara? Sam jestem ciekawy!

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

Dziś wlazłam do Empiku i napatoczyłam się na tę pięknie wydaną kontynuację... zachęcająca okładka a i Twoja recenzja, mimo że niezbyt przystępna, też mnie zachęciła. no i jestem w kropce. przyznam, że niektóre wątki Achai troszkę mnie rozczarowały, szczególnie ten z czarownikiem i wirusem, więc dobrze wiedzieć, że w kontunuacji coś nie-coś się wyjaśni:) w moim odczuciu Ziemiański za dużo wrzucił grzybków do barszczu trylogii i momentami jego styl jest meczący (może mam takie odczucie dlatego, że przeczytałam 3 tomy jeden po drugim), ale Twój tekst przypomniał mi o tym, jak bardzo wciągnął mnie zbudowany przez niego swiat i jak bardzo polubiłam Achaję, która pełniła chyba wszystkie role, jakie tylko można by sobie wymyśleć:P to fakt, charakterek miała. Koniec końców... chyba się jednak skuszę na "Pomnik..."

A tak swoją drogą, mało takich wyrazistych i wiarygodnych bohaterek w fantastyce, oj mało... No może Kres jeszcze ciekawie zakreśla postaci kobiece. Reszta... nie wiem, czy autorzy innych kobiet niż infantylne i nieskomplikowane nie znają, czy po prostu nie chcą się porywać z motyką na słońce. 

Ha! Zdążyłam poprawić nim ktokolwiek zdążył zrównać z ziemią ten tekst. Błędów było sporo, ale niestety, jak człowiek czyta tekst po raz setny, to już  zasadzie nic nie widzi...

Rinosie, Twój awatar na swój sposób również wzbudza zainteresowanie:P

April, tak czułam, że przekombinowałam z tą recenzją;) Nie mniej naprawdę warto przeczytać, chociażby po to, żeby znów poczuć klimat tego świata. Na pewno się nie rozczarujesz, chociaż mój starszy mimo że z wypiekami na twarzy czytał, stwierdził, że Achai to już żadna kontynuacja nie przebije. I ma skubany rację! 

Chyba jednak trochę przesadzasz, Sapkowski i jego czarownice też zalazły niejednemu za skórę. Z trylogii husyckiej, harda baba, Dzierżka de Wirzing, choć bohaterka poboczna, potrafiła dać czadu. Babcia Jagódka, Brzezińskiej, jędza pierwsza klasa! I pewnie jeszcze parę by sie znalazło, jakby się chciało i poszukało. 

To prawda, kilka wyjatków jest - ale z drugiej strony nie można zaprzeczyć, że kobieta w fantastyce często gęsto to ma cycki mieć i głównego bohatera motywować do wspaniałych czynów:) i o wiele rzadziej spotyka się skomplikowane kobiety w tej literaturze, niż skomplikowanych mężczyzn:(

Teraz może dyskusja na ten temat przeniesie się pod wątek w Hyde Parku. Będę go dokładnie śledzić i czekać na te smakowite bohaterki. Oby inni znali ich więcej niż ja:) 

Pozdrawiam

No i przeczytałem. No i bardzo fajne! Tylko z zakończeniem są jakieś problemy.

" posiadają tę unikalną umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach, dzięki błyskawicznej ocenie sytuacji i dostosowaniu się do niej. Tacy bohaterowie są rzadko spotykani, a szkoda, bo mają w sobie to coś, co od razu sprawia, że czujemy do nich sympatię."

Sytuacjach - sytuacji, ale to drobiazg, bo tu nagle widzimy, że radzący sobie bohaterowie są rzadko spotykani i wkurwiają czytelnika ;) A nie, sorry, budzą sympatię, ale rzadko. Bo są rzadko spotykani. Wtedy dopiero wkurwiają czytelnika ;)

 

Jestem sygnaturką i czuję się niepotrzebna.

O Boże, to miało kontynuację?

Pierwszy tom "Achai" połknęłam, drugi przeczytałam, przez trzeci przebrnęłam w bóla, "na krwawiących stópkach".

Nic, nigdy, nawet dobra recenzja, nie zmusi mnie do przeczytania kolejnych.

Szkoda trochę.

 

Rinos, ostatni akapit twojej wypowiedzi rozłożył mnie na łopatki.

Dochodząc do konsensusu, po przeczytaniu lektury przyszło mi na myśl, że właśnie taka powinna być dzisiejsza fantastyka, a która jest w zasadzie na wymarciu. Łącząca rozrywkę z elementami pouczającymi.

A jakie to są, ciekawość, te elementy pouczające? Że można w kajdanach na nogach zrobić salto po ścianie? Że w miniówie bez majtek wygodnie jeździ się konno? A może że zamiast poganiać osła z ładunkiem lepiej jest go własnoręcznie nosić?...

A choćby i o tych nieszczęsnych łodziach podwodnych, albo o działaniu karabinu. Co Wy wszyscy tacy nastroszeni na Achaję? 

Nie no, jazda konno w miniówie (i bez majtek) to coś, co każdy autor powinien przeżyć, nim zacznie pisać...

Ja jestem "nastroszona na Achaję", bo uważam, że ta książka psuje ludziom gust. Podobają mi się opowiadania Ziemiańskiego, ale Achai przeczytałam tylko pierwszy tom, i to z trudem.

A choćby i o tych nieszczęsnych łodziach podwodnych, albo o działaniu karabinu

Jeżeli autor wypisuje brednie o jeżdżeniu konno z gołą rzycią, to skąd mam wiedzieć, że jego techniczne opisy są rzetelne?

Szczerze, o tej jeździe z gołą dupą całkiem zapomniałam. Co do kwestii poczującej, chodzi mi mniej więcej o to, iż  w książce występują elementy, które pojawiają się w naszym życiu (może niekoniecznie codziennym), ale są takowe i pojawia się opis jak z nich korzystać. Jeśli kiedyś wylądujesz na pustyni, to kto wie, może korzystając z metod Achai przeżyjesz:) Oczywiście nie ma pewności, czy opisy autora są prawdziwe, powiedzmy, że to kwestia zaufania;) Pozostaje mieć nadzieję, że opisując poczyniania załogi łodzi podwodnej chwycił jakąś książkę o tej tematyce i zaczerpnął wiedzy. Sprawdzać nie mam zamiaru, bo to nie jest mój temat, jednak zrobił to na tyle solidnie, że jestem skłonna uwierzyć na słowo. Lubię Ziemiańskiego za ten cykl, bo dobrze się przy nim bawiłam, jeśli wam drogie Panie się nie spodobał to szkoda, ale każdy ma inny gust:)

Choć fakt jazda z gołym tyłkiem na koniu sprawdza się tylko i wyłącznie w jednej sutuacji, wyłącznie na tym jednym, konkretnym koniu;P

Recenzja niezła, zachęciłaby mnie do przeczytania książki, gdybym już jej nie przeczytał. Sam "Pomnik..." zdecydowanie polecam.

Jedno ale... z tymi "Górami Mglistymi" to jakiś żart czy pomyłka?

O w pyrę! Nie, to niestety nie jest żart. Dziękuję za uwagę, poprawię w oryginale.

Nowa Fantastyka