- publicystyka: Gra o Tron 2 - odcinek dziesiąty, czyli jak zniszczyć perspektywy

publicystyka:

Gra o Tron 2 - odcinek dziesiąty, czyli jak zniszczyć perspektywy

Gra o Tron 2 – odcinek dziesiąty, czyli jak zniszczyć perspektywy

 

Za nami odcinek dziesiąty. Drugi sezon dobiegł końca, jednak według mnie nie zostawił po sobie dobrego wrażenia. Pięć (a nawet sześć lub więcej, zależy jak liczyć) równorzędnych wątków wymieszanych ze sobą stanowiły istny kogel-mogel. Zmuszające do ziewania dłużyzny i kiepskie efekty specjalne w niczym nie pomogły. Po prostu finałowy epizod, w porównaniu z kilkoma poprzednimi, wypadł po prostu marnie.

 

Lećmy od początku. Wątek Stannisa (Stephen Dillane) wychwalałem cały czas, ale jego domknięcie zrobiono fatalnie. Te kilka minut, w czasie których dostajemy odrobinę gwałtu i mistycyzmu nic nam nie mówi i jest przeraźliwie nudne. Dopiero gdy na końcu Baratheon zdaje się dostrzec coś w ogniu, robi się naprawdę ciekawie. Dokładnie wtedy, kiedy scenarzyści postanowili przejść do następnej sceny.

 

Chyba najbardziej klimatyczne w całym odcinku były rozmowy Theona (Alfie Allen) z Luwinem (Donald Sumpter). Młody Greyjoy zrozumiał, że jego pozycja jest stracona i, pomimo rad maestera, postanawia dalej grać rolę, którą sam sobie narzucił. Jestem pełen podziwu dla Allena. Jego postać jest jedną z trudniejszych i bardziej skomplikowanych, a młody aktor świetnie sobie z tym poradził. Sumpter również bardzo dobrze wszedł w rolę mędrca i leciwego doradcy (przyznam, że w czasie lektury jego śmierć najbardziej mnie uderzyła). Jedynym mankamentem była panorama płonącego Winterfell, która wyglądała jak, no, pamiętacie opening do "Age of Empires 2"? No właśnie.

 

Interesująco rozpoczęła się akcja w Królewskiej Przystani. Końskie gówno swobodnie spadające na posadzkę miało symboliczny charakter. Myślę, że opisywało całą sytuację w stolicy Westeros. Od farsy dla prostaczków, jaką była rozmowa Joffreya (Jack Gleeson) z Lorasem (Fin Jones) do tego, jak szybko Gra wróciła do miasta, które ledwo zdążyło otrząsnąć się z widma zagłady. Porządnie i klarownie (choć trochę przydługawo) zainicjowano wydarzenia przyszłego sezonu: mały sojusz Sansy (Sophie Turner – dziewczyna mistrzowsko opanowała mimikę twarzy, tak potrzebną do grania Starkówny) i Littlefingera (Aidan Gillen), zaręczyny Joffa i Margaery (Natalie Dormer), kłopoty Tyriona (Peter Dinklage) i walka Varysa (Conleth Hill) z Littlefingerem (choć przyznam, że kompletnie czegoś takiego nie pamiętam). Jedynie zawiodłem się na charakteryzacji Karła. W powieści w czasie bitwy stracił pół nosa i stał się naprawdę szpetny, co było dość często podkreślane. W serialu, blizna przez twarz raczej dodaje powagi i świadczy o doświadczeniu.

 

Wątki rozgrywające się w dorzeczu traktowane są trochę po macoszemu, ale i tak warto o nich wspomnieć. Brienne (Gwendoline Christie) jest jednak naprawdę brzydka – grymas na twarzy połączony z charakteryzacją zdziałał cuda. Zgrabnie zapowiedziano drobne perypetie Króla Robba Starka (Richard Madden). W przypadku Aryi Stark (Maisie Williams) fabuła (wbrew spekulacjom widzów) potoczyła się dokładnie tak jak w książce. Trochę tylko szkoda, że nie pokazano zbliżenia tajemniczej monety, którą dostała od Jaqena (Tom Wlaschiha).

 

W odcinku najwięcej uwagi poświecono przygodom Daenerys (Emilia Clarke) i Jona Snowa (Kit Harrington). Wątek za Wąskim Morzem został dość drastycznie zmieniony w porównaniu z pierwowzorem. Osobiście wolę oryginał, ale trzeba przyznać scenarzystom, że ich wersje również jest ciekawa, a ponadto spójna i pasuje do klimatów "Pieśni Lodu i Ognia". Aranżacja siedziby House of Undying wypadła nieźle, widać było wyraźny dystans między nią, a innymi domami możnowładców z Trzynastu. Liczyłem na dłuższą podróż przez tę budowlę, a tu tylko dwa pomieszczenia. Same wizje były pomysłowe i przyjemne dla oka (ruina Sali Tronowej naprawdę przemawiała do wyobraźni), ale w pierwowzorze część z nich zawierała element profetyczny – można było postarać się o coś takiego i tutaj. Największy zawód sprawiła scena kulminacyjna. Efekty specjalne stały na wyjątkowo żenującym poziomie. O ile same smoki są niezłe, o tyle smoczy ogień przypomina animacje rodem ze starej gry "Diablo 2". Na osłodę pozostał tylko niezły pomysł pokazania, że całe bogactwo Xaro było tylko zwykłą iluzją. Choć dalej się zastanawiam, w jaki sposób HBO zamierza rozwiązać problem postaci, które występują w późniejszych tomach, a w serialu są już martwe.

 

Dużo lepiej było na północy, nie licząc głównego zainteresowanego. Grający Jona Snowa Kit Harrington wrócił do starej maniery i stosuje swoją uniwersalną minę do każdej sytuacji. Akcja nabiera tempa i mam wrażenie, że czyści widzowie mogli mieć problem z prawidłowym odbiorem walki Jona z Półrękim. W powieści było to dość jednoznaczne, w serialu można interpretować na wiele sposobów. Natomiast sam klimat i efekty – miodzio. Scena, w której Sam (John Bradley) z dwójką Braci wysłuchują sygnału jest po prostu idealna. Sama armia zombich pod wodzą Innych też bardzo się udała – widać ogólna moda na wszelkie zombie apokalipsy przełożyła się na doświadczenie branży filmowej w takich produkcjach.

 

Tak to wyglądało. Ogólnie sezon oceniam podobnie jak poprzedni, pomimo wyraźnych różnic. Scenarzyści swobodniej podchodzili do pierwowzoru, co zapewne wynika z dużo większej liczby stron w "Starciu Króli" niż w "Grze o Tron", a tej samej ilości czasu antenowego. Za duży plus poczytuję sobie zmiany charakterów niektórych bohaterów oraz poświęcanie im większej uwagi w porównaniu z powieścią. Chodzi między innymi o Tywina Lannistera i Margaery Tyrell. Zmiany fabularne pozwoliły mi oglądać serial z większym zaciekawieniem. Nie wiedziałem co się wydarzy, ani z jakiej perspektywy zostaną przedstawione wydarzenia. Z drugiej strony dużym minusem był natłok istotnych bohaterów. Czyści widzowie mogli się w tym wszystkim gubić, a i rozdrobnienie wątków nie pomagało.

 

Powtórzę to samo co rok temu. Serial to nie książka – inne medium, inne zasady, inny odbiór. Pomimo, że budżet nie domagał, cała ekipa spisała się naprawdę dobrze. A zapowiada się jeszcze lepiej. Sezon trzeci ma obejmować tylko pierwszą część "Nawałnicy Mieczy" (w wydaniu Polskim: "Stal i śnieg") przy tej samej liczbie odcinków. Zobaczymy jak HBO sprawdzi się w mniejszym zagęszczeniu fabularnym.

 

Do zobaczenia za rok.

 

Pozdrawiam,

Snow

 

Na zakończenie dostaniecie trochę bonusów :D

wywiad z Alfie Allenem, aktorem grającym Theona (ang.),

kanał youtube, na którym pojawiają się parodie serialu,

zombie fact #1,

blog poświęcony serialowi, można tu znaleźć najnowsze informacje m.in. o castingach,

dla moich stałych czytelników to nic nowego, ale i tak musiałem to dodać ;), Beards, boobs and Bean,

piosenka o samym George'u,

wiki dotycząca Pieśni Lodu i Ognia, niesamowite źródło informacji, bez problemu można sobie przypominać wątki poboczne, a nawet czytać streszczenia poszczególnych rozdziałów,

jw., dotyczące serialu.

Komentarze

Dziś poniedziałek. Chciałoby się obejrzeć kolejny odcinek, co nie? Ładna recenzja Snow, jak zawsze. Będzie mi ich brakowało.

Dramatycznie to zabrzmiało;P

Ech... Dziewiąty odcinek ogromnie się podobał, a później nastał dziesiąty i wyglądało to tak, jakby całą, za przeproszeniem, zajebistość wyssano z serialu i wpompowano w przedostatni epizod, a na koniec zostało dno i wodorosty. Brak słów, jak bardzo zły, nieudany i spaprany był ten odcinek w niemal każdym możliwym aspekcie. Chyba tylko dwie dobre sceny w całości: ta z Tywinem Lannisterem i ta z pożegnaniem Jaqena.

Jeśli człowiek ziewa i wierci się podczas oglądania filmu, to jest naprawdę źle. Odcinek końcowy powinien, no powinien być mega! A niestety nie był.

Snow - Jak zwykle świetna recenzja. Zgadzam się z nią w 100%. Co będziesz teraz oceniał ?

Kto wie? Może książki ;)

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Dobra myśl, ale jakiś serial też się pewnie znajdzie ;)

Pracuje nad jednym artykułem, ale jeśli zdradzę o czym to z pewnościa go nie skończę ;), tak już mam :P.

 

Swoją drogą dziwne, że jeszcze nie ma żadnych oficjalnych angaży do trzeciego sezonu, w lipcu powinni juz ruszać ze zdjęciami, żeby zdażyć do kwietnia.

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Książkę dawno czytałem, ale pamietam, że druga część zaczęła mnie nużyć właśnie przez wielowątkowość (a każdy wątek ciągnął się niemiłosiernie). W filmie postarano się, niestety, dotrzymać kroku książce. A trzeba było skupić się na trzech, góra czterech i byłaby akcja.

Nowa Fantastyka