- publicystyka: Gra o Tron 2x01: Wspomnienia z Północy

publicystyka:

Gra o Tron 2x01: Wspomnienia z Północy

Być może zaskakuje, dlaczego dopiero teraz pojawiają się moje recenzje (w sumie sztuk dwie), skoro drugi sezon dobiegł już końca. Stało się tak za sprawą braku czasu, nie tyle co na ich pisanie ale nawet na oglądanie serialu. Gdy na HBO, premierę miał 10 odcinek serii, znalazłem dopiero czas na pierwszy z nich.

 

Nie jestem zagorzałym fanem cyklu Georga R.R. Martin'a "Pieśń Lodu i Ognia". Do momentu pojawienia się pierwszego sezonu serialu nie miałem pojęcia o istnieniu sagi, a do nie dawna nie trzymałem żadnej z jego książek w ręku. Rok temu obejrzałem pierwszy sezon serialu,a obecnie kończę czytać "Grę o tron" i przymierzam się do sezonu drugiego. Można więc śmiało nazwać mnie widzem "czystym", który o losach bohaterów dowiaduje się najpierw z serialu, a dopiero potem uzupełnia wiedzę czytając książkę. W związku z tym, że inni recenzenci zapewne przeczytali więcej książek Martina niż ja i ich recenzje niosą w sobie więcej wiedzy podpartej znajomością cyklu, postaram się być alternatywą dla tych osób, które koncertują się tylko na serialu.

 

Po obejrzeniu pierwszego odcinka drugiego sezonu, mam podobne odczucia jak rok wcześniej, gdy serial wchodził na ekrany naszych telewizorów. Obfitość wątków jest wręcz przytłaczająca dla widza niezaznajomionego z książką – czyli takiego jak ja. Dosyć chaotyczne przeskakiwanie pomiędzy wątkami wprowadza widza w rozbudowany świat Westeros. Niemniej jednak, łatwo jest się w tym pogubić, chociażby za przyczyną braku jakiegokolwiek nawiązania do wątków z pierwszego sezonu, czego zdecydowanie mi zabrakło. Pomiędzy nimi minął rok i chyba niewielu widzów pamięta w jaki sposób kończy się fabuła w dziesiątym odcinku poprzedniej serii. Jeżeli ktoś ma taką możliwość, to radzę sięgnąć przynajmniej do ostatniego odcinka poprzedniego sezonu. Mi to się nie udało, więc wątki rozsypały się dosyć szybko. Wydaje się, że wystarczyło poświęcić kilkadziesiąt sekund na przedstawienie sekwencji kluczowych scen kończących poprzedni sezon i ciąg przyczynowo – skutkowy zostałby zachowany. Tak duża ilość wątków w jednym odcinku uniemożliwia rozwinięcie fabuły w stopniu przynajmniej zadowalającym, co w efekcie skutkuje tym, że dostałem garść kilkuminutowych scen. Powtórka z rozrywki z pierwszego sezonu, ale przejdźmy do szczegółów.

 

W scenie rozpoczynającej odcinek, trafiamy na krwawy pojedynek uświetniający obchody dnia imienia Joeffreya (Jack Gleeson). Od pierwszych sekund nie miałem wątpliwości, że będzie to najbardziej irytująca i znienawidzona przeze mnie postać. Jej sposób bycia, wyniosłość, arogancja, pyszałkowatość i poczucie wszechmocy, aż kipi dookoła. I za to duży plus, bo nie ma nic bardziej niewybaczalnego, niż bezbarwna osobowość bohatera. Zastanawia mnie tylko, czy dzieję się tak za sprawą wspaniałej gry 20 letniego aktora, czy może jego naturalne predyspozycje i aparycją robią swoje. W tym momencie niespodziewanie na arenę wydarzeń wkracza Tyrion Lannister (Peter Dinklage), który został mianowany nowym królewskim namiestnikiem. Jego sposób zachowania pełen nonszalancji, swobody wypowiedzi, pewnej dozy sarkazmu, sprawiają, że zawsze jest panem sytuacji. Zdecydowanie moja najulubieńsza postać jak do tej pory – chyba nie jestem osamotniony w tej kwestii.

 

Nie mogę pominąć najlepszej moim zdaniem sceny odcinka, w której Petyr Littlefinger Baelish (Aidan Gillen) wymienia "uprzejmości" z królową regentką Cersei Lannister (Lena Headey). Pałacowe intrygi nabierają rozpędu. Układy, subtelne groźby, zastraszenia, szantaże – wszystko to wydaje się specjalnością Lannisterów. Sam Littlefinger jest dla mnie zagadkową osobowością. O ile inni bohaterowie sagi są w miarę unipolarni – dobrzy albo źli, lubiani lub nie – i w takich kategoriach ich postrzegam, o tyle z tą postacią, z odcinka na odcinek, mam coraz większe kłopoty. Za dzisiejsze poczynania duży plus. Zobaczymy co będzie dalej.

 

Najbardziej zaintrygował mnie wątek Nocnej Straży. W pierwszym sezonie jedynie obserwowaliśmy przygotowania Jona Snow (Kit Harington) do służby. Mam nadzieję, że teraz będziemy mogli obejrzeć go w działaniu. Sam wątek niewiele wniósł nowego. Kompania Czarnymi Braćmi dotarł do osady Crastera (Robert Pugh) i jego licznych córek-żon. Dopiero kolejne odcinki pokażą wydarzenia na północ od Muru, ale już teraz zapowiada się ciekawie.

 

Zupełnie nowym wątkiem są wydarzenia rozgrywające się na Smoczej Skale. Poznajemy nowych bohaterów, członków dworu króla Stannisa (Stephen Dillane). W jego otoczeniu kluczowymi postaciami są kapłanka R’hllora – Melisandre (Carice Van Houten) i ser Davos Seaworth (Liam Cunningham). Rozgrywa się tu zaledwie kilka scen, jednak płonące posągi Siedmiu, trucizna rozpuszczająca się w kielichu, martwy kapłan, zapowiadają rewolucję religijną w świecie Westeros. Nie ukrywam, że dla mnie dosyć zaskakujące i nie do końca zrozumiałe, jako osoby nie znającej treści książki – nie pozostaje nic innego jak uzbroić się w cierpliwość i poczekać na rozwój wydarzeń.

 

Niektóre wątki, jak ten z Daenerys Targaryen (Emilia Clarke), Branem Stark (Isaac Hempstead-Wright) czy Aryą Stark (Maisie Williams) nie wniosły nic istotnego. O ich losach nie dowiedziałem się praktycznie niczego nowego. Rozumiem, że nietaktem byłoby pominięcie ich całkowicie w odcinku otwierającym serie, niemniej jednak, jedyne co nam pozostaje to uzbroić się w cierpliwość i poczekać do kolejnego odcinka. Zapewne wtedy wydarzy się coś znaczącego. Na północy również niewiele się działo. Robb Stark (Richard Madden) podczas narady przygotowuje się do działań wojennych. Jedynie propozycja Theona Greyjoy (Alfie Allen) wydaje się zapowiedzią wprowadzenia nowego wątku, w którym główną rolę odegra ród Greyjoyów.

 

Jeśli chodzi o przedstawienie wilkorów, to zdecydowanie zadbano o lepsze odwzorowanie ich budowy fizycznej. Przestały być przyjaznymi psami husky, a zaczęły przypominać zwierzęta z legend, o właściwych sobie rozmiarach, których "nikt nie widział od dwustu lat na południe od Muru". Oczywistym jest, że twórcy musieli sięgnąć do technik komputerowych, żeby osiągnąć taki efekt. Zabieg o tyle niezbędny co ryzykowny. Przy słabej jakości CGI (Computer Generated Imagery – elementy obrazu, postacie, pojazdy, krajobraz, które powstały wyłącznie za pomocą komputera), efekt końcowy może być zupełnie odwrotny od zamierzonego. O ile smoki i wilkory wyglądają całkiem przyzwoicie, o tyle na scenach z szerszą perspektywą, widać, że aktorzy są kręceni na tle greenboxów, a całe otoczenie jest dodane w procesie postprodukcji. Osobiście bardzo mi to przeszkadza, kiedy mam świadomość ingerencji speców od efektów specjalnych w próbach realistycznego odzwierciedlenia scenerii. Moim zdaniem, jedyna dobra scena z wykorzystaniem technik komputerowych, to ta, w której Robb rozmawia z Jaimeim, w towarzystwie swojego pupila. Wilkor wygląda dosyć realistycznie, mam tylko nadzieję, że to za sprawą bardziej dopracowanych efektów, niż tego, że scena rozgrywa się nocą w głębokiej ciemności.

 

Trudno ocenić odcinek po zlepku kilkuminutowych scen nawiązujących do wszystkich wątków poprzedniego sezonu. Taki odcinek po prostu musiał powstać, żeby umożliwić dobry start do rozwoju wydarzeń. Seria zdecydowanie zyskała na popularności. Premiera drugiego sezonu zgromadziła przed telewizorami 3,86 mln widzów. Dodatkowo powtórkę obejrzało kolejne 2,5 mln widzów. Łącznie oglądalność "Gry o tron" w niedzielny wieczór wyniosła ponad 5 mln widzów w samej Ameryce. Dla porównania pierwszy odcinek "Gry o tron" zgromadził przed telewizorami 2,22 mln.

Komentarze

No proszę. Szkoda, że Twoje recki nie pojawiały się na bieżąco, milibyśmy fajny dwugłos z kimś świeżym ;). No ale doskonale rozumiem brak czasu.

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Też żałuję, niestety do tej pory obejrzałem zaledwie połowę drugiego sezonu a co dopiero znalezienie czasu na opisanie tego :P może uda się przy 3 sezonie ;)

chociaż wtedy pewnie będe już po przeczytaniu sagi :D

Nowa Fantastyka