- publicystyka: Mały wredny daimonion i polskie czytelnictwo.

publicystyka:

Mały wredny daimonion i polskie czytelnictwo.

Czy też tak macie, drodzy czytelnicy, że najlepsze pomysły wpadają Wam do głowy w najmniej oczekiwanych momentach i miejscach? Nie będę więc oryginalny, twierdząc, że pomysł na ten tekścik wpadł mi do głowy, kiedy szedłem sobie ulicą nie podejrzewając zupełnie tego co za chwilę miało nastąpić. A nastąpiło, a jakże! Konkretnie jedna z tych chwil, które dzisiejsza młodzież nazywa „epicką rozkminą”. W zasadzie zaczęło się od uczucia określanego przez górnolotnych pisarzy mianem daimoniona. Znacie typa? Ja też nie, dlatego tym dziwniejszym wydał mi się fakt, iż słyszę w głowie głos mówiący– „nie czyń tego, okradasz uczciwego człowieka…”. Spokojnie, nie okradłem nikogo, przynajmniej nie w powszechnym tego słowa znaczeniu, ale o tym za chwilę. I nie, nie jestem nienormalny. Przynajmniej nie w stopniu wykraczającym poza skalę, w której nazwalibyśmy obywatela naszego kraju „normalnym”. Mojemu daimonionowi (ok, możemy uznać, że taki ktoś istnieje w naszej głowie) chodziło o fakt, iż czytam e-booki. Cóż w tym złego zapytacie? Nic, jeśli są to e-booki kupowane w sklepie, ja jednak w swoim chamstwie i drobnomieszczaństwie upadłem do tego stopnia, iż ściągam je z wszelkich dostępnych źródeł. Racja, też nie uważam tego za nic niezwykłego… No ale mój mały daimonionek (nazwijmy go imieniem Angie, bo lubię żeńskie istotki) uporczywie powtarzał mi, że robię coś straszliwie niegodziwego. Sami powiedzcie, jak tu z takim inteligentnie rozmawiać? Racja, nie da się! Uprze się toto przy swoim (jak każda kobieta) i za żadne skarby nie popuści… Ambitnie jednak zawziąłem się w sobie i postanowiłem wyperswadować uroczemu tworowi mojej jaźni jak ja widzę sprawę czytelnictwa (taa… Wyperswadować. Kobiecie. Swoje. Zdanie). Pomysł wydał się na tyle ambitny, iż z miejsca powstała w mojej głowie koncepcja, swoista mapa myśli, w oparciu o którą zamierzałem przedstawić swoje racje. A racje te były moim skromnym zdaniem prawdziwe, jeśli mogę pozwolić sobie tutaj na malutki pleonazm. Otóż chciałem udowodnić, że jeśli ja okradam autora książki nie kupując oryginalnego e-booka, to w nieporównywalnie większym stopniu czynią to instytucje publiczne jakimi są biblioteki.

Załóżmy, że największymi centrami czytelnictwa w naszym jakże pięknym kraju są wspomniane przed chwilą biblioteki. Te ogromne gmachy, w których pomieszczeniach niejednokrotnie, szczególnie na prowincji, można wręcz poczuć dumnego ducha poprzedniego systemu politycznego unoszącego się majestatycznie pomiędzy regałami, kryją w swoich trzewiach niezliczoną wprost ilość pozycji literackich, które w swych umysłach, ogromnych jak niezmierzony ocean, potrafią sklasyfikować i zapamiętać jedynie pracownicy zwani potocznie przez gmin bibliotekarzami. W bibliotece owej każdy ma dostęp do wybranej książki i każdy się nią dzieli, jednak zapłacono za nią tylko raz. Zauważcie prawidłowość, zapłacono raz, użyto wielokrotnie. Skojarzenie przyszło nagle. Współczesne biblioteki są współczesnymi burdelami, lub jak kto woli, domami publicznymi. Tam również każdą panią dzieli się wielu mężczyzn i kobiet. Idźmy dalej tym tropem. Skoro biblioteka jest burdelem, to książki i autorzy są jedynie paniami do towarzystwa (szkoda, że w dzisiejszych czasach nie można nazwać rzeczy po imieniu…). W takim razie bibliotekarze i bibliotekarki są alfonsami pobierającymi od nas kwity na wypożyczaną dziewczynę, a w razie przedłużenia naszych zabaw obciążają nas kosztami dodatkowymi. Rola alfonsa to jednak nie jedyne zadanie pracowników biblioteki. Są oni również burdelmamami, chętnymi w każdej chwili przyjść z pomocą w poszukiwaniu odpowiedniej dla nas partnerki, a w razie wątpliwości doradzą, podpowiedzą, dadzą wskazówkę za którą się teraz zabrać… Tak więc, biblioteka nierządem stoi.

Ha! I co teraz powiesz mały wredny stworku? Ja nie propaguję nierządu, mój związek z pisarzem i jego książką jest przykładem wzorowego, heterogenicznego i monogamicznego małżeństwa… Wróć! Poligamia to jest to co w książkach lubię najbardziej, no bo nie można całe życie być wierny jednemu, nawet najpłodniejszemu umysłowi. A że mój związek nie opiera się na kupowaniu drogich futer tylko na szacunku do umysłu partnera (to nie brzmi zdrowo) i jego kunsztu pisarskiego? To chyba nawet i lepiej. Poza tym wybacz Angie, jeśli faktycznie jesteś częścią mojego niezbyt zdrowego umysłu to wiesz, że posiadam przynajmniej jeden egzemplarz książki autora, którego styl przypadł mi do gustu. Tak więc zarabia na mnie więcej, niż na tych pasożytach z publicznych burdeli. Poza tym moją książką nie dzielę się z dziesiątkami, setkami osób, a teraz apage!

 

Na koniec i zupełnie niezwiązanie z tekstem chciałbym nadmienić iż jest to wpis z mojego bloga, który chciałbym poddać tutaj ewentualnej dyskusji, tudzież ocenie. E-booków tak na prawdę przeczyatłem do tej pory sztuk 4 na Kindlu kumpla, jednak na potrzeby wpisu pozwoliłem sobie zmienić ten wycinek rzeczywistości.

Pozdrawiam :)

Komentarze

Ładne słownictwo, wyszukane ale nie przekombinowane. Tekst nawet zabawny, przyjemny, jednak drogi autorze nie mogę się z Tobą zgodzić. Ja za książki w bibliotece nie płacę, co więcej wymieniam je regularnie na kolejne i kolejne i kolejne, całkiem za frajer. Gwarantuję Ci, że żaden alfons na to nie pójdzie ;)

Tak, wiem i jestem tego świadomy, że to jest słaby punkt tego tekstu, jednak tak jakoś mi to skojarzenie pasowało i szedłem do końca tym tropem :)

Mięgwa, Mięgwa, Mięgwa, stara kurwa....

Sory za offtop, tak mi się względem nicku kolegi nasunęło :P

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Mnie się w każdym razie podoba, bo przedstawiłeś temat na swój sposób.

Wychodzi, że jaki człowiek, taki daimonion...

Możesz rozwinąć myśl? :)

I jaka osoba taki pseudonim ;)

Oczywiście, że mogę rozwinąć - mój daimonion pisnąłby słowem i od razu dostałby w ryj. Nauczony doświadczeniem nie odzywa się, jak nie pytam.

Ach, rozumiem :) Mój może przedstawiać swoje wnioski, a że jest przedstawicielką płci pięknej, ciężko go uciszyć .

A mnie się wydaje, że mamy tu straszny przerost formy nad treścią.

„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790

To nie jest przerost formy nad treścią, ale wyeksponowanie swoich umiejętności pisarskich i nadanie tekstowi charakteru :)

A mnie się wydaje, że porównywanie książek do pań do towarzystwa jest cokolwiek niestosowne, a poza tym - byyyło.

Odrobinę się nudziłam. I w dodatku wtręty o kobietach mnie drażniły, taka jestem wojująca.

Altair Black - takie porównanie przyszło mi do głowy i poszedłem dalej tym tropem, ale zgadzam się, nie każdemu musi podpasować. Jeśli był tu podobny tekst, przepraszam, nie jest to plagiat, nie czytałem całej publicystyki, a ten tekst jest jednym z kilku mojego autorstwa zamieszczonym na moim luźnym blogu. Po trzecie natomiast wtrącenia o kobietach wcale nie miały być z zamierzenia seksistowskie czy coś w tym rodzaju. Howgh!

Nowa Fantastyka