- publicystyka: Mroczny Rycerz powstaje. Recenzja.

publicystyka:

Mroczny Rycerz powstaje. Recenzja.

Stało się! Jedna z najgłośniejszych filmowych serii XXI wieku dobiegła wreszcie końca. Można się spierać czy wszystko w niej grało jak należy, czy każdy element stał na równie wysokim poziomie, ale nie sposób nie zgodzić się z tym, że Chris Nolan stworzył trylogię, która na naszych oczach wielkimi zgłoskami zapisuje się w historii kina i pewnym jest, że będzie się o niej mówić jeszcze przez długi czas. Trzeba przyznać, że jest to znakomita rozrywka. Mroczny Rycerz powstaje, ostatnia część trylogii, na którą z zapartym tchem czekało tysiące fanów na całym świecie, godnie wieńczy serię.

 

Akcja filmu rozgrywa się osiem lat po wydarzeniach z Mrocznego Rycerza. Bruce Wayne zrzucił pelerynę i zaszył się w swym domu, unikając wszelkich kontaktów z otoczeniem. Tak było lepiej dla wszystkich, bowiem jak dobrze pamiętamy, Batman wziął na siebie całe zło, jakie wyrządził Harvey Dent, skazując się na banicję, a niegodziwego policjanta okrywając pośmiertną chwałą. Tymczasem Gotham City grozi kolejne niebezpieczeństwo. Nieobliczalny Bane – którego historia sięga tajemniczej Ligi Cieni, z którą Bruce Wayne związany był przed włożeniem stroju nietoperza – postanawia obrócić miasto w pył. Batman musi więc ponownie wrócić do formy i stawić czoła zagrożeniu.

 

Ale to zadanie wcale nie będzie łatwe. Bane okazuje się bowiem przeciwnikiem, z jakim nasz bohater jeszcze nigdy się nie zetknął. Nie jest to osoba o szalonym jak Joker umyśle, lubująca się w niszczeniu samym w sobie i dążeniu do anarchii. To człowiek, który wszystko ma zaplanowane, cechujący się niezwykłym sprytem i inteligencją oraz ogromną siłą. Wcielający się w tę postać Tom Hardy już nie raz udowadniał, że posiada wielki aktorski talent (świetne role w Szpiegu czy Wojowniku), ale tym razem musiał zmierzyć się z legendą Heatha Ledgera, którego Joker jest już postacią kultową. Na szczęście wszelkie porównania tych dwóch czarnych charakterów nie mają najmniejszego sensu, bowiem to postaci zupełnie odmienne. Tom Hardy kreuje tutaj łotra, którego wystarczy jedynie usłyszeć, a już sam jego głos przyprawi nas o ciarki. A potem, gdy spojrzymy na jego posturę, na twarz ukrytą pod maską, możemy być pewni, że oto stoi przed nami człowiek, z którym nigdy nie chcielibyśmy zadrzeć. Hardy może operować praktycznie jedynie głosem i gestami, ale gwarantuję, że to zdecydowanie mu wystarczyło, aby stworzyć postać, która na długo pozostanie wam w pamięci.

 

Pozostali aktorzy niestety nie powalają. Bale'owi nie mam nic do zarzucenia, ale też nie sposób go pochwalić. Grał tak jak w poprzednich częściach: zachowawczo i bez polotu. Moim skromnym zdaniem jego Batmanowi brakuje wiele do kreacji Michaela Keatona z filmu Burtona. Troszkę jest to postać bez wyrazu, posiadająca przecież bogatą głębię, naznaczoną trudną przeszłością, błędnymi wyborami i chociażby stratą ukochanej, a Bale raczej nie wykorzystuje tego potencjału. Rozczarowują kobiety. Anne Hathaway i Marion Cotillard nie raz i nie dwa udowadniały, że prócz urody posiadają również spore umiejętności. W przypadku Marion przykładem może być chociażby występ w biografii Edith Piaf, za który dostała Oscara. Tymczasem w filmie Nolana obie panie prezentują się znakomicie i trudno oderwać od nich wzrok, pełne są wdzięku i klasy, natomiast trudno powiedzieć o nich cokolwiek więcej. Generalnie najlepiej spośród reszty obsady wypada Joseph Gordon-Levit, wcielający się w postać policjanta Johna Blake'a. Młody chłopak, o którym początkowo niewiele wiemy, z czasem bierze na siebie ciężar odpowiedzialności i szybko okazuje się być jednym z najważniejszych sprzymierzeńców Batmana.

 

Christopher Nolan zasługuje na największe pochwały za sam fakt, iż stara się możliwie jak najrzadziej korzystać z efektów komputerowych. Starcie szarżujących policjantów i bandytów przywodzi na myśl takie klasyczne superprodukcje jak Spartakus Stanleya Kubricka, gdzie do realizacji filmu angażowano setki statystów. Tu jest podobnie, a dzisiaj rzadkością jest zobaczyć na ekranie takie zbiorowisko ludzi. Podobnie reżyser zabiera ekipę filmową w różne zakątki świata, czasem nawet zmuszając ich do przebycia wielu kilometrów dla nakręcenia jednej sceny. O wiele prościej i taniej byłoby to zrobić komputerowo, ale różnica jest kolosalna. Mamy tu więc przykład twórcy, który autentycznie angażuje się w powstanie filmu, traktując je niemal jak własne dziecko (Gotham City jakie widzimy w trylogii praktycznie od podstaw stworzone przez Nolana). Niektóre fragmenty filmu stanowią iście epickie widowisko, obserwując które widz uśmiecha się szeroko, z radością porównywalną do tej, jaką odczuwa dziecko dostające pod choinkę wymarzony prezent. Scena walki Batmana i Bane'a w kanałach przyspieszy wam bicie serca, wzbudzi zachwyt i może nawet wyciśnie z oka łezkę, powodowaną autentyczną fanowską uciechą.

 

Żeby nie było jednak tak pięknie, trzeba wspomnieć o pewnych mankamentach. Typowo amerykańskiego patosu tu nie brak, a miejscami jest go zdecydowanie za dużo. Ileż tu podniosłych scen, pięknych słów o niczym i prób wzbudzania emocji w widzach chwytającą za serce muzyką. Nieraz, gdy bohaterowie są już na straconej pozycji, kilka ciepłych słów dodaje im siły i odwagi do zrobienia niemożliwego. Przekonał się o tym sam Batman. Na szczęście nie brak też humoru, którego jest całkiem sporo, a który wielokrotnie rozładowuje nagromadzone napięcie. Czasem będzie to żart słowny, czasem sytuacyjny, ale za każdym razem podany jest z idealnym wyczuciem czasu. Niestety, Nolan nie uciekł też od kilku logicznych bzdurek, oraz – co jeszcze gorsze – tanich chwytów, które niszczą tylko przyjemność z oglądania. Nie chciałbym tu za wiele zdradzać, ale moje narzekanie związane jest między innymi z rolą Liama Neesona, latającym statkiem Batmana, czy samym finałem. Zakończenie bowiem pozostawia wiele do życzenia. Jest niejednoznaczne, to prawda, ale przy tym mocno przekombinowane. Brakuje też konsekwencji, bowiem Bruce niemal przez cały film powtarza, że nie zabija ludzi, ale w przypadku zagrożenia niszczy pół bloku, zupełnie nie przejmując się tym, czy ktoś tam może mieszkać. Można powiedzieć, że kwestie otoczenia i cywilów traktowane są jak w filmach pokroju Transformersów lub Power Rangers, ale z drugiej strony nie ma się co spodziewać przecież trupów na ulicach w produkcji z granicą wiekową 13 lat.

 

Swojego czasu, gdy pojawiły się pierwsze wzmianki o tworzeniu trzeciej części serii, reżyser przyznawał w wywiadach, że nie do końca pochwala tę decyzję. Twierdził, że raczej mało prawdopodobne jest, aby udało mu się stworzyć film tak dobry jak Mroczny Rycerz. Nolan wiedział co mówi. Faktycznie, przynajmniej według mnie, obraz zamykający trylogię odstaje nieco poziomem od poprzedniej odsłony. Wtedy reżyser nie bał się pójść obraną przez siebie ścieżką, która niekoniecznie musiała opierać się na utartych schematach. Jak sami pamiętamy zakończenie było niezwykłe, ponieważ mimo zwycięstwa dobrej strony mocy, główny bohater był w pewnym sensie przegranym, stracił bowiem wszystko, o co tak zajadle walczył. Tym razem zaś następuje jego rehabilitacja, czym, moim zdaniem, Nolan zdecydowanie kłania się w kierunku amerykańskich odbiorców, w pewien sposób rezygnując z konwencji, którą realizował. Ale mimo wad, tych większych, które odrobinę rażą i mniejszych, na które spokojnie można przymknąć oko, Mroczny Rycerz powstaje to w dalszym ciągu znakomita rozrywka, która powinna zadowolić każdego. Ten film nie zamyka trylogii w sposób idealny, ale i tak bardzo dobry. Nolan zaś z godnością żegna się z dziełem, na które sam poświęcił wiele lat swojego życia. Trylogia o Mrocznym Rycerzu zbudowana jest z filmów, dla których kocha się kino, filmów, które dostarczają mnóstwo emocji, smutku i radości. Na takie produkcje widz czeka z ogromną niecierpliwością, a potem raduje się, że nie zawiedziono jego oczekiwań. Warto!

 

"The Dark Knight Rises"

Reżyseria: Christopher Nolan

Scenarisuz: Jonathan Nolan, Christopher Nolan

Muzyka: Hans Zimmer

Zdjęcia: Wally Pfister

Obsada: Christian Bale, Gary Oldman, Tom Hardy, Anne Hathaway, Marion Cotillard i inni

USA, 2012

 

Recenzję można też znaleźć TUTAJ

Komentarze

"Mroczny Rycerz powstaje", nie uważasz, że tak wygląda znacznie lepiej? Tytuły zawsze owijamy w cudzysłów, niczym bobasa w pieluszkę:D

 "(...)obserwując które widz uśmiecha się szeroko." Powinno być, "(...)które widz obserwując, uśmiecha się szeroko."

To jedyne, co rzuciło mi się w oczy, tak poza tym rewelacja. Świetna recenzja. Chociaż nie lubię kina rozrywkowego i raczej się nie skuszę.

Piąteczka;) 

Żeby była jasność, kino rozrywkowe to dla mnie przerost efektów specjalnych nad fabułą. Nie mam nic do tego typu filmów, ale już mnie po prostu znudziły:)

Jak dla mnie fabuła była całkiem, całkiem w TDKR. Aczkolwiek typ złoczyńcy jakim był Joker bardziej mnie przekonał niż nie-bóg Bane ;) Brakowało mi również epickiego zakończenia, bo to co było za bardzo przypominało "Anioły i Demony" Dana Browna :(

Całkowicie zgadzam się też z @Prorokis

"Bane okazuje się bowiem przeciwnikiem, z jakim nasz bohater jeszcze nigdy się nie zetknął."

Hm, nie oglądałam pierwszej części trylogii - czego żałuję - ale ludzie, którzy oglądali, piszą w internecie, że Bane jest następcą i niemal kopią Ra's Al Ghula, z którym Batman jak najbardziej się zetknął...

Harvey Dent był prokuratorem, nie policjantem.

Mnie się film podobał, uwiedziona atmosferą przymknęłam oko na pewne komiksowe uproszczenia (np. Wayne z więzienia w Indiach bez pieniędzy ani dokumentów, w ciągu paru dni teleportuje się do Gotham). Świetny Gordon i młody policjant, a jeszcze lepsza końcówka, kiedy poznajemy jego prawdziwe nazwisko. W ogóle zakończenie bardzo mi się podobało - ta Florencja!

Fakt, Dent nie był policjantem. Mój błąd.

To czy Bane jest kopią Ra's Al Ghula to rzecz, nad którą można się sprzeczać. Dla mnie to zupełnie, zupełnie różne postaci.

Mnie tam też film się podobał, co nie zmienia faktu, że miał wszelkie predyspozycje by być znacznie lepszy. A nie sądzisz, że scena z prawdziwym nazwiskiem "młodego policjanta" była strasznie naciągana? Moim zdaniem tak. Owszem, sam myk mi się podobał, lubię takie smaczki i puszczanie oka do widza, ale można było zrobić to w nieco mniej wymuszony sposób. Czy Gordon świetny? Na pewno dobry, jak zwykle zresztą, bo Oldman nigdy nie zawodzi, ale jak zobaczyłem jego wybitną rolę w zeszłorocznym "Szpiegu", to tutaj już mi czegoś brakowało. Ale na pewno nie zagrał źle. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby film zakończył się na łzach Alfreda. Wszystko co działo się potem, moim zdaniem, nie wnosiło do filmu nic, ani też nie dodawało mu żadnych wartości, prócz pozostawienia otwartej furtki dla ewentualnej kontynuacji lub spin-offu, co było już chwytem czysto marketingowym.

Pozdrawiam

Co do tego zabijania, absolutnie się zgadzam, zresztą już w pierwszej części mnie to strasznie bawiło - najpierw pitu-pitu pod tytułem "nie zabijam", potem totalna rozpierducha w której przypadkiem giną setki ludzi ;) Jestem absolutnym laikiem (januszem ;)) jeżeli chodzi o Batmana, nie czytałam komiksów, jakieś kreskówki i filmy Burtona pamiętam średnio, pierwszą część trylogii Nolana oglądałam na TVNie, a drugiej wcale (zamierzam nadrobić), więc nie miałam do czego poza pierwszą częścią porównywać - i podobało mi się.

Zgadzam się co do naciąganej sceny z policjantem, żal mi też że Nolan nie zakończył trylogii tak jak Incepcji - niedopowiedzeniem, dla mnie scena w której Alfred "patrzy ponad głowami ludzi" mogłaby być ostatnią. Zakończenie dla pesymistów i optymistów, szklanka do połowy pełna albo do połowy pusta - ech panie Nolan, czemu pan tak rąbnął kawę na ławę?

W ogóle świetna recenzja :-)

No niestety, Nolan troszkę przegiął:)

Miło, że się podoba. Pozdrawiam:)

Kto skasował oceny! należy się 6/6 :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Dzięki, Dj:) Miło.

27 lipca 2012 rok Kino "GIEWONT" Zakopane godzona 15:20 czekam w kolejce na bilet na najnowszego Batmana(mocno zmachany po pieszej wędrówdce po Tatrach) a przede mną małżeństwo anglojęzyczne pyta się cz film ma na pisy a uprzejmi polacy potwierdzaja i udzielają jeszcze informacji o godzinie seansu filmu "Magic Mike" :D  Film rozpoczyna się (dokładnie 3 zwiastuny przed samym fimem) o godzinie 15:30 a sala jest wypełniona po brzegi w kinie,które jest enklawą "starego stylu" czyli kin z balkonem na około 300 widzów jakie kiedys było w moim mieście czyli nieodżałowany "METEOR" w Oleśnicy,a nowoczesnść znamionują jedynie popcorn i napoje gazowane ;) Co do samej recenzji jest ona bardzo dobra i zgadzam się z jej tezami i moim zdaniem w ostatniej części za wiele było patosu i blichtru a za mało pogłębionej analizy psychologicznej głównego bohatera :( Zaskoczył Robin-policjant a zakończenie to po prostu "skok na kasę" :( Moja ocena 7 /10

A ja właśnie jestem po oglądnięciu tego filmu i nie powalił mnie (nie był zły ale...)

1. Fabuła nie trzyma się kupy (wiem, wiem, to jest komiks, ale znam scenariusze komiksowe, które trzymają się lepiej kupy)

2. Fakty wyskakują z pudełek jak diabełki, bez uzasadnienia

3. Wszyscy dookoła wiedzą, kto to jest Batman!

3.5. Główna wolta z objawieniem się great masta evil lord - bez sensu i bez uzasadnienia - chyba tylko po to, żeby była okazja do jeszcze jednego pościgu

4. Kompletnie niewiarygodna postać kamerdynera - zero angielskiego opanowania - leszcz

5. Tragicznie zchrzanione zakończenie, wszystko podane na tacy, zero tajemniczości a można było to pięknie rozegrać

6. Ilośc amerykańskiego snu/patosu/lukru na pączkach nie do zniesienia - sztab psychologów, którzy ustawiają film jak każdy ostatnio, pod kątem scen, muzyki (wszędzie ostatnio muzyka jest taka sama, prawda?)

 

Choć w sumie oglądało się nieźle (rozpierducha w kanałach fajna)

 

Nie w temacie ale w weekend obejrzałem jeszcze "Salę samobójców" - i to jest film, który mnie do siebie przekonał.

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Bardzo fajne kino rozrywkowe, to fakt. Niestety niewiele więcej. Mroczny Rycerz rzeczywiście był mroczny, a w przypadku ostatniej części trylogii tego mroku zabrakło. Pominę milczeniem postać Bane'a, który nijak się nie ma do komiksowego pierwowzoru, za wyjątkiem pochodzenia, a i to tylko częściowo. Rozczarowało mnie to tym bardziej, że idąc śladem komiksowego rodowodu można było film uczynić różnie mrocznym, co poprzedni film.

Aktor grający Bane'a był za to świetny. Prawie na miarę Heatha Ledgera.

No i tytuł nietrafiony. Według mnie powinien brzemieć The Dark Knight Deus Ex Machina...

Mimo to oglądało się przjemnie :-)

Miało być "równie mrocznym", a nie "różnie mrocznym".No i oczywiście "brzmieć", a nie "brzemieć" Przepraszam :-)

Tak to jest, jak się próbuje pisać komentarze, gdy dwuletni syn biega po pokoju...

Co do zakończenia - nie zgadzam się żę było "na tacy"...

Przeciez Alfred wyraźnie wspominał na początku że wydawało mu się/że zawsze wierzył etc...

Więc skąd pomysł że nie było to jego kolejne "pobożne życzenie"...???

Patosu za dużo - fakt, ale finał z Robinem super... oby tylko ktoś nie wpadł na pomysł kontynuacji...

Dobre zamknięcie serii... bałem się że Batman po prostu zginie z ręki Bane'a ...

Jak dla mnie pokazanie Bruce'a na końcu w kawiarni było bezsensowne, a tłumaczenie, że to pobożne życzenia Alfreda - mocno naciągane :)

Ale może przestańmy spoilerować :) w końcu to recenzja

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Popieram dja, zupełnie nie kupuję tego zakończenia i żadne tłumaczenie nie wchodzi w grę:)

wystarczy spojrzeć na inne filmy Nolana, pokazywanie czegoś pozornie na tacy - staje się u niego np. snem/marzeniem - vide. Incepcja (z rolą a jakże, Caine'a)...

ja się cieszę że nie było negatywnego, mrocznego zakończenia - za duzo ostatnio złych historii

patos i naciągana historia to co innego ale zakończenie miodzio...

Powiedzmhy sobie szczerze - czy ktokolwiek z Was wierzy, że Batman, jako taki a nie inny superbohater, jest zdolny do zdjęcia maski i odpuszczenia sobie?

Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! (jak mawiała Emma)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Nowa Fantastyka