- publicystyka: Pobyt na wakacjach Delos – 1000 dolarów/dzień, wrażenia - bezcenne

publicystyka:

Pobyt na wakacjach Delos – 1000 dolarów/dzień, wrażenia - bezcenne

Michael Crichton, reżyser bardzo popularnego w Polsce – za sprawą znanej prywatnej stacji telewizyjnej ze słoneczkiem w logo – ''Trzynastego Wojownika'' nie ma jakiegoś wielkiego dorobku reżyserskiego. Nie oznacza to jednak, że niektóre filmy, które nakręcił są bardzo treściwe. Westworld bynajmniej do takich należy. Wydany w 1973 roku nadal zaskakuje swoją pomysłowością i niecodziennym podejściem do tematu.

 

A wszystko zaczyna się od dwóch dżentelmenów którzy wybierają opcje wakacji proponowaną przez system Delos. Zapewnia on spędzenie swojego wymarzonego urlopu w jednym z trzech zaprojektowanych światów. Do wyboru są: dziki zachód, średniowiecze,oraz antyczny Rzym. Wszystko odwzorowane w każdym nawet najmniejszym detalu, zamiast ludzi, roboty, których praktycznie nie można odróżnić od człowieka. Posłuszne, uległe, łatwe do manipulowania, a na dzikim zachodzie również – łatwe do zabijania. Oczywiście wszystko w ustalonych cenach. Jeden dzień pobytu na tych wakacjach to kwota bagatela 1000 dolców! Sumka troszkę duża, ale czego się nie robi by spełnić marzenia z dzieciństwa i dobrze odpocząć.

 

Tak rozpoczyna się idylliczna podróż Johna i Petera, którzy przyodziawszy kowbojskie wdzianka, z czołem wysoko zadartym do góry czują się panami świata. Wygrywają z góry ustalone rewolwerowe pojedynki z innymi elektronicznymi przedstawicielami dzikiego zachodu. Kobiety oddają się im bez słowa, a whisky przelewa się litrami. A tu nagle ''BOOM'' ! Tak jakby wrzucić kilka petard do garnka i ustawić naczynie obok jakiegoś zaspanego kumpla – myślę, że nasi bohaterowie mentalnie mieli właśnie takie odczucie. Robotki zaczynają świrować i przestają być posłuszne. Rozpoczynają się problemy, a uczestnicy wakacji robią wielkie OCZY.

 

Westworld w dość zręczny sposób obrazuje co dzieje się z człowiekiem, mającym świadomość nieograniczonej władzy, nawet, na te kilka dni własnego urlopu. Uczestnicy wakacji nie licząc się z nikim, próbują naprawiać swoje nadkruszone ego, dając upust własnym pragnieniom. Mając świadomość bycia panem, przyjmują wszystko co proponuje im Delos z całym dobrodziejstwem inwentarza. Pewność ta kruszeje, gdy roboty sie buntują. Ludzi ogarnia przerażenie i niemoc. Fizyczno – intelektualne rozpasanie zostaje gwałtownie przerwane. Dzięki temu mamy obraz dwóch skrajności naszej ludzkiej natury. Oczywiście nie brakuje komizmu, którym pokropiony został film. Chociażby w momencie, gdy jeden z bohaterów uciekając przed oprawcą, wielce oburzony zaświadcza napotkanemu technikowi – który wie już o całym wydarzeniu i próbuje naprawić jakieś niedociągnięcia systemu – ,że roboty się zbuntowały. Jego wyraz twarzy i sposób mówienia, skojarzył mi się ze zdenerwowanym mężczyzną, który po godzinnym czekaniu w kolejce reklamuje zepsuty mikser. Pyszne.

 

W filmie zagrał słynny już Yul Brynner. Dla tego aktora był to jeden z trzech ostatnich obrazów w którym się pojawił. Widać, że miał już swoje lata. Drobne zmarszczki i lekko pergaminowa skóra nie odbierają mu jednak klasy. Wyprostowana, pewna sylwetka, ręce w kieszeniach i jego spokojny chód dają do zrozumienia, że to prawdziwy fachowiec. Ewidentnie świat dzikiego zachodu to jego broszka. Dobrze, że to właśnie on jest jednym z ''sędziów'', którzy pokażą bohaterom kto tak naprawdę ma prawdziwe jaja i może rościć sobie prawa do dwóch rewolwerów spoczywających przy biodrach. James Brolin – ojciec bardzo popularnego dzisiaj Josha Brolina – również nie zawiódł, szczególnie w pierwszej części filmu, gdzie grając Johna, w swoim luzackim stylu brylował w całym mieście razem ze swoim towarzyszem Peterem, zagranym przez Richarda Benjamina.

 

Jest to bardzo zjadliwa pozycja dla fanów gatunku. Ja sięgnąłem po niego głównie przez fakt obecności samego Brynnera. Oczywiście nie zawiodłem się jeśli chodzi o aktora, ale również o całe dzieło, które czasami zabawne potrafi w dość poważny sposób nasunąć ciekawe wnioski o ludzkiej naturze. Po seansie miałem wrażenie, że byłem świadkiem jakiegoś doświadczenia naukowego. Niezapowiedziany balans między stanem błogości, a zagrożeniem. Zamiast myszek byli ludzie. Dopóki był ser, wszystko było w porządku. Gdy w klatce zagościli inni goście, zaczęły się problemy. Tylko czy eksperyment był zaplanowany?

Komentarze

"Michael Crichton, reżyser bardzo popularnego w Polsce – za sprawą znanej prywatnej stacji telewizyjnej ze słoneczkiem w logo – ''Trzynastego Wojownika'' nie ma jakiegoś wielkiego dorobku reżyserskiego. Nie oznacza to jednak, że niektóre filmy, które nakręcił są bardzo treściwe. Westworld bynajmniej do takich należy. Wydany w 1973 roku nadal zaskakuje swoją pomysłowością i niecodziennym podejściem do tematu."


Ten akapit jest tak koszmarnie napisany, że aż rozłożę go na czynniki pierwsze.

"za sprawą znanej prywatnej stacji telewizyjnej ze słoneczkiem w logo" - po pierwsze: przerost formy nad treścią, po drugie, gdybym miał obstawiać tytuł stworzony przez Crichtona, który zdobył największą popularność na Polsacie, wytypowałbym serial "Ostry dyżur".

"reżyser bardzo popularnego w Polsce (...) ''Trzynastego Wojownika''" - nie do końca. Crichton przede wszystkim jest autorem powieści "Eaters of the Dead" (u nas wydanej początkowo jako "Zjadacze umarłych", a dopiero później jako "Trzynasty wojownik"), na podstawie której powstał film. Był też reżyserem, ale wersja, którą nakręcił, została tak źle przyjęta na próbnych pokazach, że postanowiono film przerobić, a za kamerą stanął John McTiernan (ten od "Szklanej pułapki") i to on doprowadził film do stanu oglądalności.

"nie ma jakiegoś wielkiego dorobku reżyserskiego" - owszem, ale tutaj pokutuje smutny nawyk skupiania się przy pisaniu o filmach na osobie reżysera. Crichton wyreżyserował tylko kilka filmów, ale przede wszystkim był często ekranizowanym pisarzem - na podstawie jego książek powstały m.in. "Koma", "Wschodzące słońce", "Congo", "W sieci", a przede wszystkim "Park Jurajski".

"Nie oznacza to jednak, że niektóre filmy, które nakręcił są bardzo treściwe." - czyli oznacza to, że filmy, które nakręcił nie są treściwe? To zdanie jest niezgrabne i prawdopodobnie ma sens dokładnie odwrotny do zamierzonego.

"Westworld bynajmniej do takich należy." - jeśli "Westworld" do takich (czyli mało treściwych, bo to wynika z poprzedniego fragmentu) filmów należy, to słowo "bynajmniej" jest zbędne i użyte bez zrozumienia, co oznacza. Natomiast jeśli "Westworld" do takich (mało treściwych) filmów nie należy, to powinieneś napisać "bynajmniej nie należy", a nie "bynajmniej należy".

Tyle błędów i nieścisłości - rzeczowych i językowych - a to zaledwie pierwszy akapit. Próbujesz tworzyć kwieciste zdania, a potykasz się o słowa, o składnię i gubisz sens. Nie rób tego - pisz prosto, używaj słów, które rozumiesz i po napisaniu tekstu przeczytaj go i upewnij się, czy się nigdzie nie zaplątałeś. Jeśli dalej tak będziesz pisać, długa droga przed Tobą - a szkoda, bo sięgasz po ciekawe tematy, tylko nie umiesz wyartykułować myśli.

Rzeczywiście za bardzo poleciałem z tym akapitem. Przeczytałem jeszcze raz cały tekst i niestety jest jednak troszkę toporny w odbiorze. Nie zgodzę się jednak co do braku umiejętności wyartykułowania myśli, bo wydaje mi się, że poprzednie recenzje były w miare zjadliwe. Tutaj ewidentnie przekombinowałem i wyszło jak wyszło. Nie będę płakać nad rozlanym mlekiem. Dostosuję się do tego co Pan napisał i będę pisał prościej.

Pamiętam ten film z dzieciństwa; miał wiele błędów logicznych, podobnie jak Twa recenzja. Kwiatek w akapicie otwierającym jest jak grzech śmiertelny i "zabija" odbiorców szybciej, niż pocisk biomechanoida.

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia!

A propos zjadliwości:

Jest to bardzo zjadliwa pozycja dla fanów gatunku. - w tym zdaniu użyłeś słowa niewłaściwie. "Zjadliwy" może oznaczać:

- "bardzo złośliwy" (np. zjadliwy komentarz);

- "zatruwający jadem, toksyczny" (np. zjadliwa gadzina);

- "strawny, jadalny" - tyle, że z punktu widzenia poprawnej polszczyzny to ostatnie znaczenie jest błędne, bo "zjadliwy" pochodzi od "jadu", a nie "jedzenia".

Nowa Fantastyka