- publicystyka: Gra o Tron 3 – odcinek pierwszy, czyli niezła rozgrzewka

publicystyka:

Gra o Tron 3 – odcinek pierwszy, czyli niezła rozgrzewka

Gra o Tron 3 – odcinek pierwszy, czyli niezła rozgrzewka

 

I minął kolejny rok. Moja rodzina szybko zorientowała się, że jeśli w poniedziałek o dwudziestej drugiej siadam przed telewizorem i włączam HBO, to niezawodnie oznacza nowy sezon Gry o Tron. Jednak tym razem ktoś przytomnie zauważył, że coś wcześnie w tym roku – przecież wciąż leży śnieg. Cóż więcej mógłbym dodać? Winter is coming. Zapraszam do kolejnej odsłony cyklu recenzji serialu. Mam nadzieję, że w tym roku też wytrzymacie ze mną przez najbliższe dziesięć tygodni.

 

Po dwudziestu odcinkach liczyłem na pewne odświeżenie koncepcji openingu, jednak twórcy postanowili postawić na znane i sprawdzone, zamiast eksperymentować. Może to i dobrze, w końcu ciężko byłoby przebić oryginalny pomysł (przypomnę, że w miarę postępu fabuły, otwarcie odcinka ewoluuje i pokazywane są miasta, w których obecnie przebywają bohaterowie).

 

Wątek za murem otwiera płaczący Samwell Tarly (John Bradley), jednak to nie on przykuł moją uwagę. Najbardziej zaskoczyło mnie to, że Kit Harington, na którego narzekałem przez poprzednie dwa sezony, zaczął mi pasować do roli Jona Snowa. Czy wynika to z czegoś innego niż zwykłego przyzwyczajenia – ciężko orzec, ale zdecydowanie moje wyobrażenie książkowego Jona powoli i nieubłaganie zaciera się w pamięci. Sam obóz dzikich wypadł rewelacyjnie – surowy, zimny i zdecydowanie nieprzyjazny. Przynajmniej dla Snowa. Efekt ten dodatkowo podkreśla postać olbrzyma (Ian Whyte, grający również Gregora Clegane'a, Innego oraz... Inżyniera w filmie Prometeusz), który twórcom wyszedł całkiem nieźle. Kreacja zupełnie inna niż w książce, ale wg mnie lepsza. Łatwiej wyobrazić sobie współpracę z po prostu wielkimi ludźmi, niż z nieubranymi, kudłatymi, małpopodobnymi stworami. Scena w namiocie Króla za Murem to mój faworyt odcinka. Odpowiednio dobrano proporcje dramatu przemieszanego z komizmem. Tutaj również zadebiutowały dwie nowe postacie. Tormund Zabójca Olbrzyma (Kristofer Hivju, grał w nowym Coś) i Mance Ryder (Clarán Hinds, m.in. brat Dumbledore'a w ostatnim filmie o HP) i o ile po samej aparycji można stwierdzić, że pierwszy dobrze wpasowuje się w powieściowy pierwowzór, o tyle Hindsa ciężko ocenić – dialog, pomimo, że świetnie napisany, był krótki. Przyjdzie nam poczekać do następnych odcinków, żeby się przekonać.

 

Wydarzenia w samym Westeros wzbudzały tym razem mniej emocji, zabrakło żywiołowości. Robb Stark (Richard Madden) i jego kompania nie pokazali nic specjalnego, a sceny z Margaery Tyrell (Natalie Dormer) były sztuczne i wymuszone (zwłaszcza sierociniec). Na plus należy zaliczyć jak zwykle świetnego Jacka Gleesona (Joffrey Baratheon). Młody aktor doskonale pokazał, że Bitwa nad Czarnym Nurtem odbiła się na królu. Nie jest już zadufany w sobie i buńczuczny, ale wyraźnie przestraszony. Nie radzi sobie z tą sytuacją, zwłaszcza, że jego nowa narzeczona, w przeciwieństwie do poprzedniej, nie jest zahukanym dzieckiem, ale inteligentną i sprytną kobietą.

 

Nowa charakteryzacja Tyriona Lannistera (Peter Dinklage) bardzo mnie zawiodła. W książce wyraźnie było zaznaczone, że karzeł stracił nos, a to co z niego zostało wygląda paskudnie. Natomiast w serialu zrobiono bliznę, której prawie, że nie widać. W dobie tak rozwiniętego CGI można było się postarać o lepszy efekt (nie wspominając o różnokolorowych tęczówkach). Jednak pomijając ten mankament, sceny z udziałem Tyriona jak zwykle stoją na wysokim poziomie. W czasie rozmowy z ojcem, Tywinem Lannisterem (Charles Dance), mieliśmy do czynienia z odwróceniem ról z poprzedniego sezonu. Tym razem Tywin porzucił maskę dobrego wujka (co mogliśmy oglądać w Harrenhal), na rzecz bezdusznego, książkowego pierwowzoru, a Tyrion z silnego namiestnika zmienił się we wrażliwego chłopca, który nie miał okazji poznać rodzinnego ciepła. To naprawdę dobry dialog, może nie wzruszający, ale z pewnością budzący różne emocje.

 

Przyznam, że z zaciekawieniem śledzę losy Davosa Seawortha (Liam Cunningham), ponieważ (co niektórych pewnie zdziwi) to jedna z moich ulubionych postaci. W tym odcinku aktor nie miał zbyt wielu okazji, żeby się wykazać, ale zabawna rozmowa z Salladhorem Saanem (Lucian Msamati) pokazała, że wybór Cunnighama do tej roli był słuszny. Aktor dobrze zaprezentował determinację Davosa wobec kpin swojego przyjaciela-pirata.

 

Na koniec zostawiłem to co najlepsze, czyli wątek Daenerys Targaryen (Emilia Clarke) – zdecydowanie najlepiej napisany w tym odcinku. I z najlepszymi efektami specjalnymi. Smoki podrosły i robią niesamowite wrażenie. Co prawda wciąż rozmiarem nie przerosły średniej wielkości psa, ale widać, że z małych jaszczurek zmieniły się w okute twardymi łuskami gady. Daenerys płynąc z Qarthu zawitała do Astaporu, miasta nad Zatoką Niewolniczą. Widok ze statku, bardzo mi się spodobał (gdyby jeszcze dane nam było popatrzeć na panoramę Astaporu dłużej niż półtora sekundy). Scena rozmowy Daenerys, Joraha Mormonta (Iain Glen) i handlarza niewolników Kraznysa mo Naklo (Dan Hildebran, debiut na planie serialu) to absolutne mistrzostwo. Komizm tej sytuacji wywołał szeroki uśmiech na mojej twarzy. Nieskalani też wypadli bardzo dobrze, chociaż znowu dało się odczuć budżet – zamiast setek wojowników, otrzymaliśmy ledwie garstkę reprezentantów.

 

Natomiast wielki powrót Barristana Selmy'ego (Ian McElhinney, ostatni raz mieliśmy do czynienia z tym bohaterem w pierwszym sezonie) był lekko groteskowy. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której przez upalny, kolorowy port przemyka zakapturzona postać w ciemnym płaszczu? Hodor by się mniej rzucał w oczy. Niemniej jednak, pomijając tę nieszczęsną pelerynę, to było naprawdę niezłe wejście.

 

Bardzo spodobała mi się sama struktura odcinka. Poszczególne wątki nie były ze sobą wymieszane (poza małymi wyjątkami). Najpierw Mur, potem Siedem Królestw, a na końcu smoki. W dalszych epizodach, gdy już dotrzemy się z postaciami i wątkami, taki rytm nie musi być zachowany, jednak na początek to idealne rozwiązanie.

 

Zabrakło również kilkorga bohaterów, dzięki czemu na ekranie telewizora nie było zbyt tłoczno. Zapewne za tydzień to właśnie na nich skupi się fabuła (Jaime Lannister i Brienne z Tarthu, mała kompania Brana Starka, Arya Stark).

 

Epizod był bardzo dobry, chociaż nie idealny. Można było wyciągnąć z niego jeszcze więcej.

 

Luźne uwagi? Melisandre (Carice van Houten) ma niezłą gatkę, Ygritte (Rose Leslie) cudowny akcent, którego mógłbym słuchać bez końca, a smoki polują w sposób identyczny z głuptakami (Morus bassanus). I posługując się cytatem: "where are boobs"?

 

Pozdrawiam i zapraszam do komentowania,

Snow

 

PS Na końcu pozostaje jeszcze tylko odpowiedzieć na pytanie – gdzie jest nasz konkurs, dj?!

 

PPS Czwarty sezon potwierdzony :)

 

PPPS Po tym odcinku ma się ochotę na taniec! Pozostaje jedynie problem partnera...

Komentarze

Jestem strasznie rozczarowany, że nie pokazali bitwy Nocnej Straży z Innym. Nawet paru ujęć, kilka pojedynków, nie mówię tu o starciu na miarę Czarnego Nurtu, ale chociaż trochę! Smutno mi i źle, bo końcówka poprzedniej serii narobiła smaku.

Mnie gra Haringstone wciaż nie przekonuje - za każdym razem, gdy go widzę, mam wrażenie, że strasznie się męczy i chciałbym móc mu powiedzieć, że już wystarczy i może wrócić do domu.

Co do Tyriona - naprawdę spodziewałeś się, że zabiorą mu nos? Fani Petera byliby zrozpaczeni, gdyby ich ukochany bohater wyglądał jak siedem nieszczęść. ;)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

W którymś z wywiadów na YT dowiedziałem się, że mimo wszystko zabranie mu nosa byłoby zbyt drogim przedsięwzięciem, a co więcej ograniczałoby Dinklage'a jako aktora, miałby mniejsze pole do popisu.
Nie przekonuje mnie taka argumentacja ;)

 

Ja za to nie spodziewałem się, że pokażą bitwę z truposzami - tyle razy uchylali się od scen walk, że przyzwyczaiłem się, że zdarzają się "między scenami".

Co do Haringtona, to komuś chyba musi się podobać jego gra, w końcu wybrali go na castingu (ciężko wyobrazić sobie, że nie znaleźli lepszego kandydata). 

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Ja z kolei inaczej odebrałam scenę z Margaery. Może i była trochę "na pokaz", ale w żadnym razie "na siłę". Co prawda scenę z sierocińca można by wyciąć, ale była ona punktem wyjścia do mistrzowskiej rozmowy podczas królewskiego obiadku. Zarówno Jofrey jak i Cersei wypadają na niej świetnie, a ukratkowe spojrzenia między Tyrelami też są bardzo wymowne. Powoli pojawia się wątek zazdrości Cersei o młodą przyszłą królową i Headey pięknie ujęła tak to, jak i strach przed impulsywnym synem.

 

Nie no, rozdziawiona gęba Jona na widok olbrzyma była przednia. Chłopak ma jednak ten problem, że jak ktoś mu partenruje, to zawsze kradnie mu ekran (nawet jeśli jest to padajacy śnieg). A Ygritte to na prawdę spore wyzwanie ;)

A znasz "Żeglarzy nocy"  tego samego autora, George`a  R. R. Marina ( dużo krótsza opowieść)?

Tak, czytałem. SF trochę w starym stylu, ale podobało mi się.

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

A zauważyłeś, że w czołówce, poza samym faktem, że pokazano miejsca, w których rozgrywa się akcja, spalono Winterfell? :)

Tak. Zwróciłem na to uwagę :)

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Konkurs konkurs, robi się: )

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Kit Harington najgorszy aktor w całym serialu. Postać Jona odegrana fatalnie mam wrażenie, że to aktor jednej miny "otwartej gęby". Wybaczcie za wyrażenie. Ogólnie niektóre wątki wolałabym aby pozostały w niezmienionej wersji. Podobno sam Martin wypowiadał się, że żałuje iż nie ma większego wpływu na scenariusz... Zapewne gdyby to od niego zależało bardziej wiernie serial oddawałby historię z książki.

Podobno sam Martin wypowiadał się, że żałuje iż nie ma większego wpływu na scenariusz...


Przyznam, że oglądałem sporo wywiadów z nim i czytam jego blog, ale z taką informacją się nie spotkałem.

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Jak znajdę artykuł, w którym było to napisane to podeślę)

Czy ja się mylę, czy Ygritte w ciągu odcinka ani razu nie powiedziała "Nic nie wiesz, Jonie Snow"?

Nie zwróciłem uwagi... ale byłoby to bardzo smutne :(

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Na pewno mówiła między scenami ;)

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Zalinkowany tekst nie podaje źródła cytatu, niestety.

Na swoim (nie)blogu Martin podaje, że już napisał i oddał scenariusz do drugiego odcinka czwartego sezonu. 

Wyjaśnia też, że sezon czwarty będzie oparty głównie na "Nawałnicy mieczy" i epizodach z czwartej i piątej części.

http://grrm.livejournal.com/318880.html?thread=17548704#t17548704

hollyblue, ja tej wypowiedzi nie interpretowałbym jako chęci wierniejszego trzymania się pierwowzoru. Rozumiem, ze Martin wolałby mieć większy wpływa na swoich ukochanych bohaterów, ale z drugiej strony często podkreśla, że serial to nie książka i żeby był dobry pewne rzeczy trzeba zmienić (np. wiek dzieciaków). Ostatnio wypowiadał się, że mocno zmieniona w stosunku do oryginału jest postać Oshy (ta sama aktorka co Tonks w HP), ale odniosłem wrażenie, że mówił tak, jakby serialowa była lepsza niż książkowa ;) (na YT jest ponad godzinna prezentacja i wywiad z Martinem z niedaawnego konwentu w Texasie - link na blogu Martina).

 

Już kilka razy się wypowiadałem, że ja zmiany witam z otwartymi ramionami, jeśli są przeprowadzony w duchu Sagi. W ten sposób serial może mnie choć trochę zaskakiwać (np. w serialu ginie dużo więcej bohaterów niż w książce ;) - teraz nie pamiętam o kogo chodziło, ale postac mająca średnio-ważną rolę w "Tańcu ze smokami", w serialu ju jest martwa).

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Hmmm... Szczerze mówiąc preferuję zazwyczaj wersje orginalne. Przywiązuję się do orginału. Zgadzam się, że rozwiązanie wieku było trafne, ale zwróć np. uwagę na wątek płonącego zamku. Bardzo nielogicznie jak dla mnie rozwiązany w serialu. Ludzie północy przybyli na ratunek, Greyjoy zabity przez swoich kumpli bo taki mieli kaprys? Bez sensu w książce wyszło to bardziej logicznie. Spalone było przez bękarta boltona, który się zbuntował. A tu armia ludzi  z północy nawet się nie zainteresowała i odeszła jak zamek spłonął.

UWAGA SPOILER DLA NIECZYTACZY


Ludzie północy przybyli na ratunek, Greyjoy zabity przez swoich kumpli bo taki mieli kaprys? Bez sensu w książce wyszło to bardziej logicznie. Spalone było przez bękarta boltona, który się zbuntował. A tu armia ludzi  z północy nawet się nie zainteresowała i odeszła jak zamek spłonął.

A mi się wydaje, że rozwiązano to dokładnie tak jak w książce, tylko że widz jeszcze nie wie, że to Ramsay puścił z dymem Winterfell. Wyobrażasz sobie jaki to bedzie szok jak się dowiedzą? Co do kaprysu Żelaznych Ludzi, to wg mnie było tak:
-obiecano im, że puszczą ich wolno, jesli wydadzą im Theona

-wydali Theona
-zabito wszystkich Żelaznych ludzi, a Theona wzieli w niewole.

Także luz, trzeba poczekać na rozwój wypadków :D

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Nie patrzyłam na to pod tym kątem. Oglądam serial z mężem i też debatujemy nad rozwinięciem akcji. Oczywiście gorąco go namawiając aby wkońcu znalazł czas i przeczytał książkę bo nie wie co traci. No, ale cóż taka praca... A mnie jeszcze ostatnie dwa najnowżesze tomy zostały do przeczytania z serii Martina.

Aaaa... Ramsay, no właśnie :D Mówiłam, że ci Boltonowie ciągle się gdzieś tam plączą.

Tak, co z tym patnerem...

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

"Patnerem"? ;)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Partnerem

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Nowa Fantastyka