- publicystyka: Gra o Tron 3 – odcinek czwarty, czyli dracarys!

publicystyka:

Gra o Tron 3 – odcinek czwarty, czyli dracarys!

Gra o Tron 3 odcinek czwarty, czyli dracarys!

 

Za nami odcinek czwarty. Zgodnie z przewidywaniami było gorąco, tempo akcji wzrosło z prędkością rakiety. Nie we wszystkich wątkach osiągnęliśmy punkty kulminacyjne, ale po rosnącym napięciu spokojnie można stwierdzić, że w przyszły poniedziałek będzie równie ciekawie (szkoda, że wypadło akurat w majówkę).

 

Bardzo przypadła mi do gustu zawierucha wokół Theona (Alfie Allen). Młody Greyjoy poczuł się tak wyczerpany i szczęśliwy z ucieczki, że całkowicie odsłonił się przed de facto nieznajomym. “Spowiedź” pokazała prawdziwego Theona, niezmanipulowanego przez swoją rodzinę. Takie rozważania dopadały go w “Tańcu ze smokami”, jednak wtedy nie współczułem mu. Uważałem, że dostał to, na co zasłużył. Z kolei gdy widzę to samo w wykonaniu Allena, szkoda mi go. Aktor ma niezbyt przyjemną twarz, ale talentu nie można mu odmówić.

 

Relatywnie dużo wydarzyło się w Królewskiej Przystanii. Joffrey (Jack Gleeson) dalej udowadnia, że jest nieźle pokręcony (martwi Targaryenowie to wyśmienity temat do żartów), chociaż przy Lady Margaery (Natalie Dormer) nieco normalnieje. Zachowuje się tak... pociesznie. I ten głupawy uśmiech na twarzy. Gleeson to jeden z lepszych aktorów serii. Cały czas jestem pod wrażeniem serialowego rozbudowania postaci Margaery. Bohaterka, pomimo młodego wieku, dużo odziedziczyła po swojej babce. Zgrabnie manipuluje królem (głupek, w przeciwieństwie do Cersei, nawet nie zorientował się, że tłum skanduje jej imię, a nie jego), ale równie sprytnie postępuje z Sansą Stark (Sophie Turner). Gdy zaczęły rozmawiać jak prawdziwe psiapsióły, wydało mi się to co najmniej podejrzane. Jednak, gdy tylko wspomniane zostało małżeństwo z Lorasem, zrozumiałem, że to po prostu dalsza część gry.

 

Cersei (Lenna Headey) tym razem zasłużyła na osobny akapit. Ładnie widać, że czuje się coraz bardziej osaczona. Z jednej strony młodsza i ładniejsza przyszła królowa (Maergery), z drugiej inteligentna Lady Olenna, z trzeciej Tywin, który już jej nie ufa. Przyznam, że właśnie rozmowa z ojcem najbardziej mi się spodobała. Widać, że relacje z dziećmi nie są jego najmocniejszą stroną. W tej kwestii Cersei ma takie same problemy, jak brat-karzeł.

 

Tyrion (Peter Dinklage) w tym odcinku pojawił się przelotnie i służył jedynie za tło dla Varysa (Conleth Hill), którego monolog wypadł po prostu niesamowicie. Z jednej strony widzowie są ciekawi historii depenisacji, a z drugiej, co takiego znajduje się w skrzyni, którą tak pieczołowicie otwiera. Moment zdjęcia pokrywy stanowił doskonałą pointę całej rozmowy, zarówno ze strony Varysa, jak i Tyriona, którego mina była bezcenna. Starszy nad Szeptaczami pojawił się jeszcze w nijakiej scenie z Ross (Esmé Bianco; chociaż warto odnotować, że była kurtyzana szpieguje Littlefingera) i w całkiem miłej pogawędce z Lady Olenną (Diana Rigg).

 

Do wątku Aryi (Maisie Williams) nie mogę się przekonać. W tym odcinku było naprawdę drętwo i nawet pojawienie się Berica Dondarriona (Richard Dormer, w pierwszym sezonie tę postać grał David Michael Scott), który w powieści jest niesamowita postacią, niewiele pomogło. Poprawiło się dopiero, gdy do rozmowy włączyła się Starkówna, ale mimo wszystko, pewien niesmak pozostał.

 

Za Murem poskąpiono nam Jona Snow i dzikich, ale za to wyprawa Czarnych Braci przybrała rewolucyjny charakter. Krótkie sceny w poprzednich epizodach, małymi kroczkami zwiększały napięcie, żeby osiągnąć wartość krytyczną. I wybuchło. Było dużo wrzasku, krzyku i chaotycznej walki, czyli przebiegło to dokładnie tak, jak w powieści. Lord Dowódca (James Cosmo) pożegnał się z serialem w wielkim stylu. Scena, w które chwycił Rasta (Luke McEwan), wywarła na mnie olbrzymie wrażenie. Kontrast pomiędzy małym, tchórzliwym szczurkiem, a groźnym i potężnym Mormontem był świetny. Trochę szkoda, że nie pokazano, jak Sam (John Bradley) rozmawia z umierającym dowódcą, gdy czytałem powieść, wydawało mi się, że to istotny dialog.

 

Nie obyło się bez kilku scen humorystycznych z ironizowaniem Lady Olenny (na temat rodowych zawołań) i dalszym dociekaniem umiejętności Podricka (Daniel Portman) na czele. Przyznam, że bardzo mnie rozbawiło kontynuowanie tego tematu w kolejnym epizodzie.

 

No i Daenerys Targaryen (Emilia Clarke). Tak epicko nie było od czasu Bitwy Nad Czarnym Nurtem. W zasadzie wszystko tutaj zagrało. I Nieskalani, i smoki, i krótka scena walki. Kraznys był tak podniecony Drogonem, że nawet nie zorientował się, jakie rozkazy i w jakim języku wydaje Dany. Matka Smoków pokazała swoją prawdziwą twarz i zaczęła przypominać powieściowy pierwowzór. O ile podniosłe mowy nigdy do mnie nie trafiały, o tyle ta mi się spodobała, “a dragon is not a slave” jeszcze długo rozbrzmiewało w moich uszach.

 

W tym odcinku bardzo zgrabnie dobrano przejścia pomiędzy poszczególnymi scenami. Tworzyły świetne kontrasty. Widzimy twarz sponiewieranego Jaimego, a po chwili uśmiechnięta i zadowolona Cersei. Tywin, głowa rodu Lannisterów i głównej siły w Westeros, a zaraz potem Lady Olenna, bohaterka, którą w serialu postrzegam jako żeński odpowiednik Tywina (i wygląda na to, że właśnie takie było zamierzenie producentów).

 

Luźne uwagi? W następnym odcinku Jaime, Brienne i ludzie Boltona zapewne dotrą do celu, kolejne sceny ich męczarni byłyby zwyczajnie nudne, poza tym mam nadzieję, że w wątku Brana w końcu wydarzy się coś ciekawego.

 

Na koniec kwestia techniczna. Nie wiem jak u was, ale u mnie kompletnie wysiadła oryginalna ścieżka dźwiękowa. HBO zmusiło mnie do włączenia polskiego lektora. Nie, żebym miał coś przeciwko, ale wolę słuchać angielskich dialogów, którym tłumaczenie często odbiera ostrość i niweluje podteksty (dobrze, że kto inny tłumaczył powieść).

 

Pozdrawiam i zapraszam do dyskusji,

Snow

 

PS Za tydzień nie będzie recenzji. Następny tekst pojawi się dopiero w okolicach siódmego maja i będzie o odcinkach piątym i szóstym.

Komentarze

Scena z Daenerys wymiata, jak dla mnie jeden z zajlepszych momentów w całym serialu - mogłaby konkurować nawet z Czarnym Nurtem. ;)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Przyznam szczerze, że na wątek Brana czekam na mniej. Były to nudniejsze rozdziały książki (dobra, miejscami było ciekawie), a w serialu póki co jeszcze niczym mnie nie zachęcił. A już zwłaszcza Jojen z tym swoim dziwnym spojrzeniem.

Co do wątku Aryi, to aż dziwne. Mamy fajne i dobrze zagrane postacie (Ogar, Arya, Thoros, Beric) a... jest nudno. Nie wiem, co nie zadziałało.

Co do Theona, cóż. Przyznam, że byłam zaskoczona tą spowiedzią. Zwłaszcza stwierdzeniem, że jego prawdziwy ojciec zginął w Królewskiej Przystani. I to przed prawdziwymi torturami (spowiedź, nie śmierć Neda Starka)! Ale to był dobry krok. Theon cały czas miotał się między przynależnością do Starków a Greyjoy'ów, spieprzył co mógł spieprzyć, i gdy nie pozostało mu już właściwie nic, dotarło do niego, co właściwie zrobił.
Jestem ciekawa, czy jego męki zostaną pokazane, czy scenarzyści darują ten widok co deliaktniejszym widzom ;)

 

Dracarys!

A mnie się właśnie moment z otwarciem skrzyni nie podobał. Nie wiem dlaczego, ale takie zakończenie tematu "teraz ja ci zrobię kuku" jest zbyt banalne, jak na Pająka. Snow, pamiętasz czy była mowa o zemście Varysa w książce?

Nie pamiętam. Na pewno była ta historia z czarownikiem i rytuałem, ale czy był sam czarownik w skrzyni? Nie wiem. Poszukam.

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Stawiam na "nie", bo w filmie przeżyłam zaskoczenie sugerujące "znowu coś w fabule namieszali" :) 

A ja podczas zagranicznych wojaży przypadkiem trafiłam na wywiad z Nikolajem Costerem-Waldau, prześmieszny koleś :D Głównie gadali o Oblivion, gdzie gra niewielką rolę (głównie mówili o tym że nie wolno mu nic o filmie mówić bo taki ma kontrakt), ale o Grze o Tron też było :-) Chociaż i tak rozwalił mnie tekst jak to dostał jakąś nagrodę za rolę w GoT i gala trwała strasznie długo, więc po niej wszyscy popędzili do kibelka, i tam Nikolaj niechcący wdarł się do kabiny w której spotkał George'a Clooneya robiącego swoje ;) I ta refleksja że kurcze, George Clooney to taki sam gość jak my wszyscy, kiedy trafia za drzwi kibelka... ;)

Dreammy i tak myślę, że najlepiej poza planem wypada Jason Momoa :) Chyba na każdym wywiadzie musiał wykonać taniec Dothraków ;) I podobało mi się, jak opowiadał, że po przeczytaniu scenariusza, kiedy zobaczył, że w już w pierszym sezonie jego postać ginie, to był wściekły na Martina, że hej ;)

Dreammy, 2:31 to mistrzostwo :D

Sygnaturka chciałaby być obrazkiem, ale skoro nie może to będzie napisem

Nowa Fantastyka