
Wieczna klasyka – Joe Haldeman “Wieczna Wojna”
Powieść Joe Haldemana, napisana w roku 1974 zasłużenie zdobyła wszystkie najważniejsze nagrody anglosaskiej fantastyki: Hugo, Nebula, Locus. Na jej podstawie powstał świetny komiks, w Polsce wydany w zeszytach “Komiks – Fantastyka”. Niestety, “Wieczna wojna” nie została, jak dotąd. zekranizowana filmowo. Autor po jej sukcesie dopisał kontynuacje: “Wieczny pokój”, “Wieczna wolność” i opowiadania, w których pojawiają się ci sami bohaterowie, żołnierze ziemskiej floty. Pamiętam jedno z nich z zeszytów Iskier i inne w miesięczniku “Fenix”.
Wydanie “Wiecznej wojny” w wydawnictwie Rebis w dobrej serii “Wehikuł czasu”, które recenzuję, poprzedza ciekawy wstęp autora oraz list Johna Scalzi. Książkę przetłumaczył na polski Zbigniew Królicki.
“Wieczna wojna” jest utworem antywojennym, ukazuje absurd i okrucieństwo zbiorowego mordowania. Haldeman opisał bitwy przyszłości z obcą rasą w odległego kosmosu - Taurańczykami. Głównymi postaciami powieści są żołnierze: William Mandella i Margay Potter.
Haldeman nie ukrywa, że czerpał inspirację do utworu literackiego ze swoich doświadczeń podczas wojny w Wietnamie. Dzięki temu, że naocznie zetknął się z bezlitosnym zabijaniem w imię wyższych racji, przedstawił walkę z obcą, agresywna rasą wyjątkowo realistycznie. Przy czym oparł swoją pisarską wizję na solidnych podstawach naukowych: fizyce relatywistycznej, opisach statków bojowych i broni przyszłości.
Główny bohater, mimo wpajania mu nienawiści do wroga i warunkowania do skutecznego, bezdusznego zabijania, zachował do końca ludzkie odruchy i współczucie do odmiennych, żywych istot oraz miłość, która zanika w świecie przyszłości, zamieniającym się w społeczeństwo klonowanych ludzi, zupełnie pozbawione wrażliwości i empatii. William i Margay w skrajnie niesprzyjających okolicznościach, mimo ciągłego zagrożenia życia i krwawych starć w zimnym kosmosie ocalają swoją miłość. W epilogu rodzi się im zdrowy potomek.
Świat bez wojen nie jest możliwy – ludzie muszą bronić się przed zewnętrznym zagrożeniem. Lecz w naszych czasach atomowe starcie mocarstw oznaczałoby zagrożenie dla istnienia i rozwoju całej cywilizacji. Jeśli ludzie nie zaczną myśleć rozsądnie, wówczas mogą zniszczyć całą planetę i siebie, cofnąć się w rozwoju. Ziemia, oczywiście, odrodzi się nawet i po takiej katastrofie – lecz już bez nas.
W obecnym okresie walczymy z globalnym zagrożeniem, innym niż obca rasa – maleńkimi, widocznymi tylko pod mikroskopem wirusami. Przywodzi mi to na myśl starą, prekursorską powieść o inwazji z kosmosu: “Wojnę światów” H. G. Wellsa. Jeśli wygramy wojnę z koronawirusem, nie poddamy się – być może przetrwamy i staniemy się silniejsi.
06.03.2021 r.