Książka

| KOPIUJ

Recenzja:

Prokris

Współczesny Kolumn i jego metropolia

{
Podróże w nieznane

 

Nowe wy­ma­ga czasu, by się z nim za­po­znać, od­szu­kać ele­ment swoj­sko­ści i za­ak­cep­to­wać. China Mie­vil­le stwo­rzył nurt, stwo­rzył świat i od­niósł suk­ces. Nie ulega wąt­pli­wo­ści, że każdy li­te­rac­ki kon­kwi­sta­dor wcze­śniej czy póź­niej skusi się i po­dej­mie próbę zba­da­nia no­we­go lądu. Po ponad dzie­się­ciu la­tach i na mnie przy­szedł czas, by się­gnąć po po­wieść Dwo­rzec Per­di­do i wy­brać się na wy­pra­wę w nie­zna­ne.

 

Są różne spo­so­by na za­po­zna­nie czy­tel­ni­ka z uni­wer­sum. Można jak z dziec­kiem, cier­pli­wie i mo­zol­nie wpro­wa­dzić w taj­ni­ki świa­ta, albo od razu rzu­cić na głę­bo­ką wodę i niech radzi sobie sam. China Mie­vil­le wy­mie­szał dwa spo­so­by, za­nu­rzył czy­tel­ni­ka w mrocz­ną toń, jed­no­cze­śnie po­da­jąc koło ra­tun­ko­we. W miarę za­głę­bia­nia się w Dwo­rzec Per­di­do zda­łam sobie spra­wę z nie­zwy­kłe­go faktu. Fa­bu­ła przez długi czas jest w po­wie­ści dru­go­rzęd­na. Bar­dziej in­try­gu­ją­ce wy­da­je się samo uni­wer­sum jakim jest me­tro­po­lia Nowe Cro­bu­zon. Już od pierw­szych stron z nie­cier­pli­wo­ścią cze­ka­łam, aż wy­ru­szę wraz z bo­ha­te­ra­mi na wy­pra­wę po mie­ście, by zba­dać co czyha za każ­dym mi­ja­nym ro­giem, po­pa­trzeć na prze-two­rzo­nych, zo­ba­czyć jak pra­cu­ją vo­dy­anoi. China roz­wi­ja swą opo­wieść nie­sły­cha­nie le­ni­wie, tak żeby czy­tel­nik miał czas na za­po­zna­nie się z re­alia­mi, by ro­zej­rzał się wokół i za­ak­cep­to­wał „inne”. I robi to w mi­strzow­ski spo­sób, uka­zu­jąc Nowe Cro­bu­zon z trzech róż­nych per­spek­tyw.

 

Lęk i od­ra­za

Z pierw­szych stron po­wie­ści oglą­da­my mia­sto oczy­ma przy­by­sza. Ob­ce­go, in­tru­za, który zmie­rza w kie­run­ku me­tro­po­lii w tylko sobie zna­nym celu. I co widzi? To samo, co Frodo, gdy sta­nął u stóp Mor­do­ru. Nie­na­tu­ral­ny, chory wy­kwit ka­la­ją­cy oto­cze­nie swym je­ste­stwem. Nowe Cro­bu­zon jawi się przy­by­szo­wi jako zło, nie­czy­stość, brud. Tak jak daw­niej Tol­kien de­mon­stro­wał swą nie­chęć do urba­ni­za­cji, tak Mie­vil­le, lata póź­niej, roz­wi­ja myśl po­głę­bia­jąc de­ge­ne­ra­cję mia­sta. Su­ge­styw­ne? A jakże, wizja z pro­lo­gu głę­bo­ko za­ko­rze­nia się w nie­świa­do­mym jesz­cze czy­tel­ni­ku. A to do­pie­ro po­czą­tek, za­le­d­wie szkic wiel­kie­go dzie­ła.

 

Ra­do­sna twór­czość

Zgiełk, wrza­wa, har­mi­der. I po chwi­li lą­du­je­my głę­bo­ko w trze­wiach mia­sta. Nie­go­ścin­ne i po­nu­re Nowe Cro­bu­zon oglą­da­ne z da­le­ka, z bli­ska prze­mie­nia się w żywy or­ga­nizm. Przy­po­mi­na seg­men­ty gą­sie­ni­cy, bę­dą­ce w usta­wicz­nym ruchu. Jeśli szu­kać w nim swoj­sko­ści, można do­trzeć do mia­sta z okre­su póź­ne­go śre­dnio­wie­cza, peł­ne­go gwaru, krzy­ku, gdzie rasy sku­pia­ją się na kształt ce­chów, a śmierć prze­cha­dza się po uli­cach z równą swo­bo­dą, co pro­sty­tut­ki. Wy­uz­da­ne i nie­okieł­zna­ne, gwar­ne i ha­ła­śli­we – Nowe Cro­bu­zon nie jest już jed­no­znacz­ne. Tu da się żyć, tu nawet świe­ci słoń­ce. W tej jakże innej wizji mia­sta po­zna­je­my Grim­ne­bu­li­na – kon­tro­wer­syj­ne­go na­ukow­ca, który czyni z me­tro­po­lii pole do dzia­ła­nia. Ge­niusz, wi­zjo­ner i wiecz­ny ma­rzy­ciel do­sko­na­le wpa­so­wu­je się do miej­skie­go nurtu, na­gi­na­jąc jego za­sa­dy na swój pry­wat­ny uży­tek. Nowe Cro­bu­zon jest dla Grim­ne­bu­li­na pra­cow­nią – do­star­cza obiek­tów do badań i te­ma­tów do za­du­my.

 

Po­gar­da, nie­na­wiść, od­wa­ga

Obraz mia­sta uzu­peł­nia Lin – ko­bie­ta rasy khe­pri, która choć uro­dzo­na w me­tro­po­lii, nie jest jej ro­do­wi­tym miesz­kań­cem. Dla niej Nowe Cro­bu­zon jest bez­względ­ne i okrut­ne. Po­zwa­la wy­rwać się z dna, jed­nak na każ­dym kroku przy­po­mi­na o po­cho­dze­niu. Lin jest bun­tow­nicz­ką, gar­dzą nią nawet po­bra­tym­cy. Ona de­mon­stru­je okru­cień­stwo mia­sta, które z tru­dem znosi jej butną obec­ność. Bo Lin jest też nie­za­leż­ną ar­tyst­ką. Nie boi się cho­dzić tam, gdzie ma ocho­tę. Za­bie­ra czy­tel­ni­ka na eg­zo­tycz­ną wy­ciecz­kę, uka­zu­jąc róż­no­rod­ność kul­tu­ro­wą No­we­go Cro­bu­zon. Zwie­dza osie­dla bę­dą­ce mini pań­stwa­mi, gdzie role się od­wra­ca­ją i to lu­dzie stają się nie­chcia­ny­mi in­tru­za­mi. Uka­zu­je Nowe Cro­bu­zon jako ży­ją­cy uprze­dze­nia­mi spo­łecz­ny­mi or­ga­nizm.

 

W wizji Mie­vil­le’a mia­sto jest za­ra­zem areną, na któ­rej toczy się walka o prze­trwa­nie, sceną, gdzie trwa wiecz­ny ma­ni­fest wła­sne­go „ja”, oraz oce­anem moż­li­wo­ści jeśli tylko umie się la­wi­ro­wać w od­mę­tach prawa. Prze­wod­ni­cy, choć ich ścież­ki nie­jed­no­krot­nie się krzy­żu­ją, bu­du­ją kilka róż­nych, wza­jem­nie uzu­peł­nia­ją­cych się ob­ra­zów. Na ko­niec po­rzu­ca­ją, zo­sta­wia­ją czy­tel­ni­ka roz­dar­te­go, chcą­ce­go wię­cej, gdzieś na obrze­żach mia­sta. Tak dzia­ła Nowe Cro­bu­zon, mia­sto nie­po­ko­ją­ce, in­try­gu­ją­ce, wa­bią­ce. Od czy­tel­ni­ka za­le­ży czy za­do­mo­wi się na tyle, że bę­dzie chciał wię­cej czy od­pły­nie wśród brudu i syfu ula­tu­ją­cych z prą­dem wiel­kiej rzeki Smoły, że­gna­jąc uni­wer­sum raz na za­wsze.

Komentarze

ob­ser­wuj

Współ­cze­sny Ko­lumn? Coś tu mi nie gra :) 

Nowa Fantastyka