- Opowiadanie: mierosSan - Smok (cz.1)

Smok (cz.1)

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Smok (cz.1)

Wyszedłem z mieszkania zostawiając drzwi otwarte. Położyłem nawet klucz na wycieraczce. Może ktoś się tu w końcu włamie, nie ma tam niczego wartościowego, a przynajmniej wpadnie parę dolarów za odszkodowanie. Zszedłem śmierdzącą klatką schodową po drodze kopiąc z całej siły drzwi lokalu nr. 16 . Ci skurwiele całą noc się ze sobą kłócili. Jebane pedały, mało że się łajdaczą pode mną, to jeszcze wrzeszczą i nie dają mi spać. Otwierając drzwi wyjściowe z kamienicy pociągnąłem solidny łyk whiskey, którą zabrałem z mieszkania. Właściwie oprócz kanapy telewizora i lodówki, moim jedynym umeblowaniem są butelki. Walają się wszędzie ,jedne bardziej lub mniej opróżnione. W kiosku za rogiem kupiłem gazetę. Wielką sensacją okazał się wypadek w metrze,

20 LUDZI ZGINĘŁO WCZORAJ WIECZOREM PRZY STACJI WEMBERTON, WSZYSCY SĄ ZSZOKOWANI, ILE CZASU JESZCZE BĘDĄ TRWAŁY TE WSZYSTKIE WYPADKI?

Kolejny nic nie warty artykuł, w którym żyjący sobie w górnej części miasta bogaci dziennikarze udają, że przejmują się gównianym losem mieszkańców dołu. Na wpół trzeźwy sunąłem sobie zaplutym i zaśmieconym chodnikiem w stronę rogu 13 i 42. Tam jak co dzień wszedłem do biura, usiadłem przy biurku pociągając kolejnego łyka. Zarzuciłem nogi na blat, zdjąłem z głowy kapelusz i zamknąłem oczy. Zanim przyszedł pierwszy klient byłem już wyspany i trzeźwy, dochodziła 14. Ponownie był to Jacobson, komendant z posterunku przy 8 i 45.

– Jacobson? Czegoż ty znowu chcesz? Już chyba ustaliliśmy, że nie będę dla ciebie szukał Dobsona.

– Jack spokojnie. Zapomnij o Dobsonie, odpuściłem.

– Odpuściłeś? Więc rozumiem, że rozwodzisz się z żoną.

-Nie Jack, pogodziliśmy się z Mary. Wróciła do mnie, więc postanowiłem odpuścić sobie tego zasrańca Dobsona.

– Wszystko schodzi na psy, komendant policji już nawet nie ma jaj żeby dorwać kochanka swojej żony.

– Nie przeginaj Flanders. Pamiętaj że jest parę rzeczy za które mógłbym posadzić ciebie i tych twoich chłopaczków.

-Tak , tak, gadaj sobie. Jeżeli nie chodzi o Dobsona to po co przyszedłeś?

-Cóż, potrzebuję twojej pomocy. Obecnie prowadzimy kilka spraw i brakuje mi śledczych. Mógłbyś rzucić okiem na miejsce zbrodni?

– Nie.

– Nie?

– Nie.

– Ale słyszałem że nie masz żadnej sprawy.

– Bo nie mam.

– No to o co chodzi? Przecież ci zapłacimy.

– Nie mam ochoty pchać się w sprawy federalne. Odpuściłem to sobie.

– No trudno, nie chciałem tego mówić zanim nie będziemy na miejscu zbrodni…

– Już powiedziałem nigdzie nie jadę

– … ale widzę, że w żaden inny sposób cię nie przekonam. Ofiarą jest Stacey.

Minutę później siedzieliśmy w radiowozie jadąc do magazynu w dokach. Po drodze zaczął padać deszcz, szare budynki zniknęły za zasłoną wody. Po 10 minutach dojechaliśmy na miejsce.

**********************************************************************************

MAGAZYN NR. 13

Samochód stanął pod wielkimi białymi cyframi. 13, ta liczba mnie prześladowała odkąd pamiętam. Pomimo, iż nie wierzę w te bzdety, a może raczej wtedy nie wierzyłem, to ta liczba zawsze była ze mną. Magazyn po raz kolejny potwierdzał tą regułę. Moje mieszkanie ma numer 39, nic nadzwyczajnego. Budynek też nosi numer 39 na 3 ulicy. Mieszkam więc na 3 piętrze, w lokalu 39 ,w budynku 39, przy ulicy 3. Nigdy nie zauważyłbym ciekawej zależności gdyby nie Stacey. 39 dzielone przez 3 to 13. Więc w moim adresie jest potrójna 13, a teraz jeszcze ten magazyn. Wszystko łączyło się ze Staycey, ona pokazała mi 13 w moim życiu i jak na ironie zginęła pod tym numerem. Wysiadłem z samochodu prosto pod strugi zimnego deszczu. Od morza powiało lodowatą morską bryzą. Już miałem otwierać drzwi do magazynu ,kiedy młody oficer wyskoczył przez nie i zwymiotował na radiowóz. ."Rany boskie Carl, zarzygałeś całą maskę" usłyszałem za plecami .Nie zważając na to skinąłem na Jacobsona i wszedłem do środka.Pierwszym co zauważyłby każdy i bez mojego zmysłu, był niesamowicie przykry odór. Nie każdy jednak byłby w stanie odróżnić w tym chaosie poszczególne zapachy. Wyczuwalny był bowiem zapach nieświeżych ryb, nadgnitego już ciała oraz jakiś dodatkowy którego nie byłem w stanie zidentyfikować. Poszedłem za światłami latarek i doszedłem do środka magazynu gdzie stali już policjanci.

– Niezły bajzel.-powiedział jedyny z młodszych ,który wytrzymywał ten widok. Patrzył na mnie mówiąc to z oczekiwaniem w oczach. Dobrze znałem to spojrzenie, czekał aż powiem coś co sprawi że zniknie w nim poczucie osamotnienia i niepewności. Nie miałem jednak czasu ani zamiaru bawić się w niańkę dla młodzików. Szybko postanowiłem przejść do sprawy pozbywając się, przynajmniej na czas oględzin, sentymentów co do Stacey.

Leżała naga na plecach, nogi miała szeroko rozłożone. Jej prawa ręka gdzieś zniknęła. Klatka piersiowa i jama brzuszna były otwarte i dokładnie spenetrowane. Brakowało na oko większości narządów. Brak serca i żołądka był zauważalny od razu. Jedyne nienaruszone rzeczy to jej łono i twarz. Na tych miejscach nie było widać śladów ani stłuczeń ani nawet krwi która mogła trysnąć z rozrywanych narządów. Wyglądało to jakby ktoś strasznie uważał żeby nie zbezcześcić tych miejsc. Krew z ran już lekko zgęstniała i powoli spływała do ścieku przez kratę w podłodze.

– Jak wygląda sprawa? – zapytałem technika.

– Żadnych najmniejszych śladów odcisków palców.

– A narzędzie zbrodni?

– Nic, nadal szukamy.

– Masz jakiś pomysł czym to zrobiono?

– Rana ręki jest bardzo szarpana, mogła to być jakaś w miarę tępa piła. Nie jestem pewien co do klatki piersiowej. Wygląda to tak jakby ktoś użył szczęk koparki żeby ją rozerwać i wyjąć wszystko ze środka.

– Dzięki, szukajcie dalej.

– Hej Jacobson! – krzyknąłem do komendanta, który stał w pewnej odległości od zwłok i ewidentnie nie chciał podchodzić bliżej. – Choć tutaj, muszę ci coś pokazać.

-Już idę.– powiedział, jednak robił to nie chętnie.– O co chodzi?

– Przyjrzyj się jej klatce piersiowej, albo ręce. Technicy mówią że to musiała być piła. Jednak ja widziałem już podobne rany i to bynajmniej nie były sprawki tępych narzędzi.

– To niby czego? Jeżeli masz do powiedzenia coś lepszego niż nasi technicy to proszę, pochwal się.

– Widywałem takie rany przy pogryzieniach Jacobson. Na przykład przez psy.

– Sugerujesz że jakiś pies urwał jej rękę i wyczyścił wszystkie wnętrzności?

– Ależ skąd, ktoś zamordował ją w taki sposób, aby to wyglądało jak pogryzienia. Moim zdaniem to początek serii.

– To dopiero jeden przypadek Flenders, nie możesz od razu podejrzewać serii.

– To zabójstwo było zbyt dokładnie zaplanowane jak na przypadkową zbrodnie. Stacey nie była zamieszana w żadne ciemne sprawki, więc mógł ją zaatakować ktokolwiek. Jednak zważywszy na brak narzędzie zbrodni, odcisków palców i widocznego motywu, uważam że zrobił to jakiś psychol. Pewnie pasowała do jego upodobań. Musisz to nagłośnić i dać do zrozumienia że wszystkie rude dziewczyny w średnim wieku powinny mieć się na baczności.

– Odbiło ci Flenders. Za dużo pijesz. To dopiero jedno zabójstwo, może ktoś po prostu się przestraszył i zatarł ślady. Nie będę ryzykował paniki w mieście z powodu twoich mrzonek.– Odpowiedział, a mi przychodziło do głowy tylko jedno słowo „dupek".

– Dobra, w takim razie nic tu po mnie. Wychodzę. Jakby co to wiesz gdzie mnie znaleźć.

– Taa wiem, na drugi raz przemyśl dokładnie co chcesz powiedzieć Flanders.– Wtedy nie wytrzymałem, musiałem się jakoś odciąć, bo inaczej cały mój dzień byłby zepsuty.

– Hej Jacobson.

– Czego znowu?

– Tak sobie myślałem, czy to przypadkiem nie Dobson.

– Dobson? A co znowu ci przyszło do głowy?

– No wiesz to wszystko wygląda na pogryzienie, a sam pamiętam jak mówiłeś, że on lubi przygryzać uszy i sutki twojej żony…– Jacobson zamarł i zrobił się czerwony ze złości, wszyscy policjanci ryknęli śmiechem– Na razie.– powiedziałem i wyszedłem zanim doszedł do siebie.

**********************************************************************************

POCZĄTEK SERII

Nie minął tydzień ,kiedy do mojego biura przyszedł Langston Hughes. Jacobson wysłał go zapewne bo mnie potrzebował a nie chciał ze mną rozmawiać. Tak jak się spodziewałem, zginęła kolejna kobieta.

Na miejscu zbrodni, w alejce koło zakładu krawieckiego przy 36 ulicy, leżała roznegliżowana brunetka. Daisy O'Connor. Była tak samo zmasakrowana jak Stacey. Brakowało jej prawej nogi i lewej ręki oraz wszystkich wnętrzności. Po krótki oględzinach odnaleziono brakującą rękę i część wątroby, obie były wetknięte w kratkę ściekową. Po raz kolejny ślady wskazywały na pogryzienie. Media zainteresowały się sprawą i pojawił się wkurwiające mnie co rano artykuły.

SMOK PONOWNIE UDERZA! GINIE KOLEJNA DZIEWCZYNA> CO ROBI POLICJA?

Przezwali tego dewianta smokiem. Zaskakująco pasował mi ten pseudonim, drań gryzł swoje ofiary i usuwał ich wnętrzności. Nie miałem najmniejszego pojęcia dlaczego to robi. Jeździłem na konsultację do wszystkich znanych mi psychologów i psychiatrów, ale żaden z nich ,nie mógł podać mi prawdopodobnej przyczyny powstania zaburzeń tego typu. W końcu Dr. Schpilmann do którego zajechałem na końcu podał mi coś co mogło mieć sens. Za każdym razem ginęły kobiety w wieku od 20 do 60 lat. Jasna była więc awersja względem płci pięknej. Schpilmann stwierdził że mordercą musi być mężczyzna ( ze względu na „wyświęcanie" łona oraz twarzy podczas aktów), który był prawdopodobnie zawsze nieśmiały i wyśmiewany przez kobiety. „Mógł mieć problemy z matką, być może go molestowała" stwierdził doktor.

Przeniosłem się z biura na komisariat aby być na bieżąco ze sprawą. Jacobson, który nadal unikał mojego towarzystwa ( bynajmniej mi to nie przeszkadzało) przydzielił mi do pomocy Langstona i jednego z młodych oficerów, Carl'a Garcia (tego samego który wybiegł z magazynu nr. 13 i zwymiotował na samochód). Z Langstonem współpracowałem już wcześniej przy sprawie zaginięcia małego chłopca z górnego miasta. Langston osobiście zszedł do ścieku gdzie odnaleziono ślady chłopca. Spędził tam 6 godzin przeszukując cały teren, aż odnalazł skrytkę handlarzy żywym towarem. Sam wparował do środka i zdejmował jednego za drugim. Podczas akcji został postrzelony w brzuch (tylko dlatego że osłonił chłopca własnym ciałem). Tak, odważny z niego skurczybyk, jednak zbyt szlachetny i bohaterski do tej roboty. W ramach „integracji" zespołu którą osobiście miałem głęboko w dupie,

(planowałem się tylko napić, bardzo tego potrzebowałem) poszliśmy do baru u Steve'a. Langston strasznie dużo mówił, głównie o akcjach w których brał udział, nie przechwalał się, ale opowiadał o tym czym zajmował się ostatnio w wydziale zabójstw. Mnie, nic a nic nie obchodziły jego relacje z porachunków gangów i kociołków w mieszkaniach dilerów, ale „młody" Garcia siedział i słuchał go jak zaczarowany. Martwiło mnie, że przypisali chłopaka do zespołu. Musieli go spisać na straty. Jacobson ten dupek zwyczajnie pozbył się młodzika który mu zawadzał, może nawet liczył że podczas dochodzenia zostanie postrzelony i odejdzie ze służby.

– Przy naszym pierwszym spotkaniu nie popisałeś się „młody". – powiedziałem przerywając zarówno swoje długie milczenie jak i kolejną opowieść Langstona.

– Ma pan na myśli to co się stało w magazynie? Pierwszy raz widziałem coś takiego, po prostu nie mogłem tam dłużej wytrzymać.-powiedział tłumacząc się, wyrwany z wiru opowieści.

– Och daj spokój Flenders, każdy tak reaguje na początku, sam pamiętam jak zarzygałem wszystkie dowody na swojej pierwszej akcji.– powiedział Langston przyciągając do siebie Carla ramieniem. – Właśnie, nie opowiadałem jeszcze tej historii… -Langston odpłynął ponownie, a ja zrezygnowałem z dalszej konwersacji. Chwyciłem zamówioną przez siebie butelkę whiskey i zacząłem się z nią zaprzyjaźniać. Wieczór jak zwykle skończył się tak samo, transakcją wiązaną. Jedna butelka przyprowadzała ze sobą następną po czym w końcu któraś postanowiła zapoznać mnie z kiblem. Rano gdy leżałem na kacu w bliżej nieokreślonym i nieznanym dla mnie pokoju, wróciły do mnie moje wątpliwości. Tą sprawę z góry spisali na niepowodzenie, a ja czułem, że miał to być jakiś przełom. Nie wiedziałem czy w kryminalistyce jako pojęciu, czy też przełom dotyczący mojego własnego życia, tak czy inaczej, przełom.

Koniec

Komentarze

Coś się tu dzieje. Klimat z czarnego kryminału, humor, niepoprawność polityczna, mroczne sugestie - no, ciekawe, co będzie dalej. Ode mnie 4.
Pozdrawiam.

Przyciągnął mnie tytuł, bo kocham smoki (ach, szkoda, że to chyba jednak nie smok w dosłownym tego słowa znaczeniu, prędzej wilkołak). Zajrzałam i uciekłam, odstraszona przez początek i brak spacji po myślnikach. Później jednak wróciłam i doczytałam do końca.
Powiem tak: pomysł zdaje się w tekście jest, ale zabija go brak staranności. Aspekt techniczny jest wbrew pozorom  ważny i te myślniki przed spacjami by się przydały. Nie mówiąc już o szalejących przecinkach. Trudno było mi się skupić na samej treści, ponieważ bez przerwy w oczy rzucały się jakieś błędy - niby nic poważnego, ale jednak...
Póki nie minęła godzina, radziłabym trochę popracować nad tekstem i poprawiać błędy, szczególnie te przecinki;) Sama fabuła wydaje się rozwijać w ciekawym kierunku, bohater chyba też ma pewien potencjał. Oceny póki co nie wystawiam.
Pozdrawiam. I.

Całkiem wciągające, a także wzbudzające chęć na więcej.

Znakomite, chociaż z fantastyki poza tytułem to jeszcze nic nie widać. ;) Ale rozumiem, że fabuła musi się rozwinąć. :)
Tak jak Isenna uważam, że trzeba popracować nad sprawami technicznymi. Poza tym co ona napisała dodam  od siebie, że w jednym miejscu chyba brakło myślnika...
"Ależ skąd, ktoś zamordował ją w taki sposób, aby to wyglądało jak pogryzienia. Moim zdaniem to początek serii." Właśnie tutaj. :)

Nowa Fantastyka