- Opowiadanie: syf. - Pierwszy krąg piekła

Pierwszy krąg piekła

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Pierwszy krąg piekła

1

Anna była blada. Miała czer­wo­ne ręce. Krew wy­pły­wa­ła z niej i wsią­ka­ła w ma­te­rac. Plama na zmię­tym prze­ście­ra­dle kwi­tła nie­rów­no­mier­nie jak róża.

Ko­bie­ta pa­trzy­ła w stro­nę uchy­lo­nych drzwi do ła­zien­ki; kro­ple na pod­ło­dze zna­czy­ły drogę, którą prze­by­ła od mo­men­tu, gdy…

Otwo­rzy­ły się drzwi.

– Cześć, ko­cha­nie! – Głos z przed­po­ko­ju.

Pró­bo­wa­ła wy­do­być z sie­bie krzyk, ale po­wie­trze jakby za­sty­gło w jej płu­cach na ka­mień.

– O mój Boże! – Głos w po­ko­ju, ale wciąż jakby od­le­gły. – Co się stało?

…gdy coś w niej pękło i po­pły­nę­ła krew.

Męż­czy­zna w pa­ni­ce rzu­cił siat­kę z za­ku­pa­mi i wbiegł do ła­zien­ki. Za­skrzy­pia­ły drzwi, on za­marł w wej­ściu. Znie­ru­cho­miał.

– Ja… – wy­ję­cza­ła wresz­cie Anna. – Ja nie chcia­łam!

Jej słowa prze­szły w wycie. Chwy­ci­ła się za brzuch i zsu­nę­ła z łóżka na pod­ło­gę. Krzyk był jak woda z ze­psu­te­go kranu – nie można było go za­ta­mo­wać, zalał cały pokój.

Męż­czy­zna chwy­cił ręcz­nik i wy­szedł z ła­zien­ki. Rzu­cił się ku ko­bie­cie i wsa­dził ma­te­riał mię­dzy jej nogi. Drżą­cy­mi rę­ko­ma ją utu­lił.

– Mu­si­my je­chać do szpi­ta­la – po­wie­dział, gdy prze­sta­ła wyć.

Ko­bie­ta na­prę­ży­ła się jak kop­nię­ty kot.

– Mi­chał, nie… Ja nie chcę. Nie za­bie­raj mnie tam – szlo­cha­ła.

– Mu­si­my – wy­szep­tał. – Nie chcę, byś umar­ła.

 

 

2

Nie­dłu­go po od­jeź­dzie ka­ret­ki przy­je­cha­li po­li­cjan­ci, we­zwa­ni za­pew­ne przez dys­po­zy­to­ra po­go­to­wia. Mi­chał chciał ru­szyć do szpi­ta­la, ale po­pro­si­li, by uczest­ni­czył w ich czyn­no­ściach. Potem wpadł rów­nież pro­ku­ra­tor. Tech­nik w kitlu i gu­mo­wych rę­ka­wi­cach w obec­no­ści le­ka­rza ze­brał do worka za­krwa­wio­ne ciał­ko, le­żą­ce na dy­wa­ni­ku przy wan­nie; pę­po­wi­na wy­glą­da­ła jak wy­rwa­na z kon­tak­tu wtycz­ka. Potem do osob­ne­go wo­recz­ka wrzu­cił no­życz­ki. Spa­ko­wał swoje rze­czy i wy­szedł. Po­li­cjant za­brał ciał­ko i po­dą­żył za nim. Le­karz i pro­ku­ra­tor też zni­kli.

– Pro­szę się sta­wić jutro o czter­na­stej na ko­mi­sa­ria­cie celem zło­że­nia ze­znań – po­wie­dział drugi po­li­cjant. Po chwi­li dodał: – Współ­czu­ję panu.

Mi­chał stał w pu­stym po­ko­ju, na dy­wa­nie za­dep­ta­nym bło­tem, pa­trząc na za­pać­ka­ną krwią ła­zien­kę.

Rów­nież wy­szedł.

 

3

– Co z moją żoną? – Mi­chał spy­tał or­dy­na­to­ra.

Wcze­śniej sie­dział przy łóżku śpią­cej Anny, za­sta­na­wia­jąc się, co po­wie­dzieć po­li­cjan­tom w trak­cie prze­słu­cha­nia.

– Do­brze – od­parł le­karz. – Stwier­dzi­li­śmy ane­mię, a to plus dzi­siej­sza utra­ta krwi spra­wią, że pań­ska żona po­sie­dzi u nas tro­chę, ale nic jej nie bę­dzie. No chyba że, wie pan…

– Co?

– …drap­ną ją. Po­li­cjan­ci przy­szli dzi­siaj po do­ku­men­ta­cję me­dycz­ną pań­skiej żony. No ale myśmy ciąży nie pro­wa­dzi­li. Chcie­li od razu ją prze­słu­chać, ale im za­bro­ni­łem. – Uśmiech­nął się. – Pan pój­dzie, z żoną po­ga­da.

– Dzię­ku­ję.

 

4

– Jak się czu­jesz, ko­cha­nie? – za­py­tał.

Nic nie od­po­wie­dzia­ła.

– Mu­sisz mi do­kład­nie po­wie­dzieć, co się stało.

Wciąż mil­cza­ła.

Zza pa­ra­wa­ni­ka sły­chać było szep­ta­nie zdro­wa­siek; po dru­giej stro­nie sali – mocz spły­wa­ją­cy po me­ta­lo­wej ścian­ce kacz­ki; z ko­ry­ta­rza – skrzy­pie­nie pcha­ne­go łóżka.

Na­chy­lił się nad żoną i szep­nął jej do ucha:

– Chyba nie chcesz iść do pier­dla, co?

Po­pa­trzy­ła na niego za­pła­ka­ny­mi ocza­mi.

– Ja nie chcę, żeby tak się stało – dodał. – Mów.

– Ja… – za­czę­ła gło­śniej, ale rów­nież ści­szy­ła głos – po­szłam na spa­cer. Tak długo sama nie wy­cho­dzi­łam. Czu­łam się już le­piej. Za­szłam do fry­zje­ra. Potem przy­po­mnia­ło mi się, że skoń­czył nam się olej. W skle­pie ku­pi­łam jesz­cze parę dro­bia­zgów. Na scho­dach róg opa­ko­wa­nia od sera ro­ze­rwał siat­kę i parę rze­czy wy­pa­dło, schy­li­łam się, żeby je po­zbie­rać, a jak się wy­pro­sto­wa­łam… wtedy za­krę­ci­ło mi się w gło­wie i spa­dłam. – Z jej oczu po­cie­kły łzy. – Prze­pra­szam.

– Prze­cież le­karz kazał ci sie­dzieć w domu.

– Wiem – szep­ta­ła, pła­cząc. – Ale już nie mo­głam. Mia­łam dość sie­dze­nia w czte­rech ścia­nach, a cie­bie wciąż nie ma. Wra­casz po no­cach…

– Pra­cu­ję – mruk­nął.

– A ja się du­si­łam. Od rana do nocy albo na łóżku, albo na krze­seł­ku przy oknie. Czu­łam się jak w wię­zie­niu. Jak­bym to wraz z ciążą do­sta­ła wyrok…

Po­sie­dział z nią jesz­cze przez chwi­lę i wy­szedł.

 

5

– Cześć, Woj­tek – po­wie­dział, wcho­dząc. – Mam pe­wien pro­blem.

– Sie­masz, Mi­chał – od­parł ko­le­ga.

Sie­dział na skó­rza­nym fo­te­lu z wy­so­kim opar­ciem, przed sobą miał ma­syw­ne biur­ko za­rzu­co­ne ster­tą pa­pie­rów, za sobą zaś pre­ten­sjo­nal­ną szafę z opra­wio­ny­mi w skórę, po­kry­ty­mi zło­co­ny­mi li­te­ra­mi ko­men­ta­rza­mi do ustaw.

– Man­da­cik za prze­kro­cze­nie czy śmi­ga­łeś po pi­ja­ku?

– Anna po­ro­ni­ła. To zna­czy miała wy­pa­dek i po­ro­ni­ła.

– Przy­kro mi. A co to był za wy­pa­dek?

– Spa­dła ze scho­dów.

– Nic jej nie jest?

– Prze­by­wa w szpi­ta­lu.

– A w czym leży pro­blem?

– Wiesz, byli u nas po­li­cjan­ci, oglą­da­li wszyst­ko, za­bra­li… dziec­ko.

– No tak, to nor­mal­na pro­ce­du­ra. W Kon­sty­tu­cji jak wół stoi, że dziec­ko po­czę­te to też czło­wiek, no więc trze­ba zba­dać, czy po­ro­nie­nie, ro­zu­miesz, nie było in­ten­cjo­nal­ne. 

– Nor­mal­na? Stra­ci­li­śmy dziec­ko, a stado tre­pów wła­do­wa­ło się nam do domu.

– Umarł czło­wiek. Trze­ba prze­pro­wa­dzić czyn­no­ści – po­wie­dział Woj­tek. – Po­wiedz mi jedno: czy jak twoja żona cho­dzi­ła do le­ka­rza, to do­sta­wa­ła ja­kieś spe­cjal­ne za­le­ce­nia?

– Tak, a co?

– Jakie kon­kret­nie?

– Zła­pa­ła jakiś czas temu ane­mię, więc le­karz na­ka­zał, żeby nie wy­cho­dzi­ła z domu, a ona, głu­pia, po­szła do fry­zje­ra. A poza tym, wiesz, miesz­ka­my na trze­cim pię­trze i nie ma u nas windy. Za­krę­ci­ło się jej w gło­wie na scho­dach i spa­dła.

– To zmie­nia po­stać rze­czy.

– To zna­czy?

– To zna­czy, że bę­dzie można jej przy­pi­sać od­po­wie­dzial­ność za prze­stęp­stwo.

 

6

– Dzień dobry. Pro­szę usiąść – po­wie­dział po­li­cjant.

Za­brał dowód i przy­stą­pił do prze­słu­cha­nia. Wy­peł­niw­szy dane w pro­to­ko­le, rzekł:

– Pro­wa­dzo­ne jest po­stę­po­wa­nie o wy­stę­pek z art. 160 § 2 w zbie­gu z art. 155 w związ­ku z art. 11 § 2 Ko­dek­su kar­ne­go, to jest o na­ra­że­nie… prze­pra­szam, czy wy­bra­ne zo­sta­ło imię dla dziec­ka?

Mi­chał pa­trzył w okno, nie chcąc – za nic, ale to za nic – spoj­rzeć w kie­run­ku po­li­cjan­ta.

– Tak – po­wie­dział w końcu. – Amel­ka.

– Na­le­ży do­ko­nać re­je­stra­cji w urzę­dzie stanu cy­wil­ne­go – wtrą­cił. – …o na­ra­że­nie nie­na­ro­dzo­nej Ame­lii Ko­wal­skiej na bez­po­śred­nie nie­bez­pie­czeń­stwo utra­ty życia przez osobę, na któ­rej cią­żył obo­wią­zek opie­ki, co do­pro­wa­dzi­ło do nie­umyśl­ne­go spo­wo­do­wa­nia śmier­ci ww. Po­uczam pana o od­po­wie­dzial­no­ści kar­nej za skła­da­nie fał­szy­wych ze­znań oraz…

Mi­chał w ak­tach do­strzegł wkład­kę ze zdję­cia­mi. Zro­bi­ło mu się nie­do­brze.

– To prze­ciw­ko mojej żonie?

– Póki co w spra­wie.

„Póki co?” po­my­ślał.

– A ile jest za to lat?

– Do pię­ciu.

Na ko­ry­ta­rzu sły­chać było szar­pa­ni­nę i wy­zwi­ska.

– Pro­szę opi­sać zda­rze­nie.

– Żona była w domu. Gdy wró­ci­łem, za­sta­łem ją w takim sta­nie, była w ła­zien­ce… – opi­sy­wał, czu­jąc jak za­le­wa­ją go na prze­mian zimne i go­rą­ce fale potu.

– Czy pan wie, co żona wcze­śniej ro­bi­ła?

– Myślę, że była w domu.

– Myśli pan? – rzu­cił po­li­cjant. – Usta­li­li­śmy, że zda­rze­nie, po­le­ga­ją­ce na upad­ku, wsku­tek któ­re­go dziec­ko umar­ło, miało miej­sce na scho­dach.

– Ja żonę za­sta­łem w domu. – Mi­chał ze­sztyw­niał.

– A pro­szę mi po­wie­dzieć, który le­karz pro­wa­dził ciążę? Brak jest wpi­sów w eWU­Siu.

– Pry­wat­nie.

– A na­zwi­sko i adres?

– Nie pa­mię­tam, ale spraw­dzę i podam panu.

– Do­brze. Pro­szę pod­pi­sać tu i tu… Jak pan za­ła­twi w urzę­dzie, to pro­szę zgło­sić się po od­biór zwłok do za­kła­du me­dy­cy­ny są­do­wej.

 

7

Był wie­czór. Maj. Cie­płe po­wie­trze le­ża­ło nad mia­stem, przy­gnia­ta­jąc ludzi i drze­wa aurą le­ni­wo­ści. Wiatr niósł za­pach kwit­ną­cych kwia­tów z par­ko­we­go klom­bu.

Mi­chał stał przed wej­ściem do ga­bi­ne­tu dok­to­ra To­ma­szew­skie­go. Wró­ciw­szy do domu, szyb­ko wy­grze­bał pa­pie­ry żony z szafy. Zna­lazł wi­zy­tów­kę. W sa­mo­cho­dzie za­sta­na­wiał się, co wła­ści­wie na­le­ży zro­bić. Był na miej­scu, a wciąż nic nie wy­my­ślił.

Wszedł i usiadł w po­cze­kal­ni. Z po­ko­ju za­bie­go­we­go do­cho­dzi­ły od­gło­sy roz­mo­wy. Cze­kał.

Po dłuż­szej chwi­li wy­szła ko­bie­ta i szyb­ko zni­kła za drzwia­mi.

Le­karz wy­chy­lił się na ko­ry­tarz i, spo­strze­gł­szy jesz­cze jed­ne­go pa­cjen­ta, rzekł:

– Pan po­my­lił le­ka­rza czy to po­zo­ry mnie mylą?

– Nie, je­stem mężem Anny Ko­wal­skiej.

– Jak pan chce o mał­żon­ce po­roz­ma­wiać, to pro­szę po­ka­zać dowód oso­bi­sty.

– Pro­szę.

– Dobra. – Za­pro­sił Mi­cha­ła do ga­bi­ne­tu. – Co pana spro­wa­dza.

– Moja żona po­ro­ni­ła. – Wi­dząc bu­dzą­cą się na twa­rzy roz­mów­cy po­dejrz­li­wość, szyb­ko dodał: – Wsku­tek wy­pad­ku.

Opi­sał oko­licz­no­ści zda­rze­nia.

Le­karz w mię­dzy­cza­sie wy­cią­gnął z szafy kartę pa­cjen­ta.

– Prze­cież za­bro­ni­łem pa­cjent­ce wy­cho­dzić. – Rzu­cił okiem na do­ku­men­ta­cję. – Do­sta­ła kon­kret­ne za­le­ce­nia i wy­ja­śni­łem jej, czym grozi prze­mę­cza­nie. Nie mó­wiąc o wcho­dze­niu w po­je­dyn­kę po scho­dach. Można po­wie­dzieć, że pana żona za­bi­ła to dziec­ko.

– Po­li­cja py­ta­ła o pana i tę do­ku­men­ta­cję.

– Ja wiem do czego pan zmie­rza – uciął le­karz.

Zza okna, z parku do­cho­dzi­ły po­krzy­ki­wa­nia pi­ja­ków; po­łoż­nik pod­szedł i je za­mknął. Potem wró­cił do biur­ka i na­pi­sał na kart­ce:

– Dwa­dzie­ścia ty­się­cy. Do jutra.

Po­ka­zał jej treść Mi­cha­ło­wi.

– Do­brze – od­parł, za­sta­na­wia­jąc się, jak to moż­li­we, że tak łatwo po­szło. – Jutro rano przyj­dę.

 

8

Kupił kwia­ty i cze­ko­lad­ki. W mię­dzy­cza­sie wstą­pił do domu i się umył; po wi­zy­cie u le­ka­rza cuch­nął jak szczur. Nic dziw­ne­go, po­my­ślał, do czy­nie­nia z Po­li­cją miał wcze­śniej raz – jak do­stał man­dat za prze­kro­cze­nie pręd­ko­ści, a teraz od razu ude­rzył z gru­bej rury i wziął się za nisz­cze­nie do­wo­dów. A wszyst­ko przez wy­ciecz­kę do fry­zje­ra, dodał.

Jak za­wsze mu­siał swoje od­cze­kać, Mar­le­na nie spie­szy­ła się z otwie­ra­niem drzwi. W końcu jed­nak wpu­ści­ła go do środ­ka.

– Przy­kro mi, Mi­chał, z po­wo­du wa­szej stra­ty – za­czę­ła.

– Mnie też, wy­obraź sobie. – Wrę­czył jej upo­min­ki.

– Skoro już nic nie łączy cię z tą ko­bie­tą – pod­ję­ła temat – to może jesz­cze raz prze­my­ślisz moją pro­po­zy­cję.

– Może – po­wie­dział, sia­da­jąc przy stole.

Mar­le­na po­sta­wi­ła fi­li­żan­ki z kawą oraz ta­le­rzy­ki z cia­stem. Potem przy­sia­dła się i po­ło­ży­ła dłoń na jego udzie.

– Po­trze­bu­ję dwa­dzie­ścia ty­się­cy zło­tych – rzu­cił. Spo­dzie­wał się, że ko­bie­ta od­sko­czy jak opa­rzo­na. Nic ta­kie­go jed­nak się nie stało.

– Po co ci takie pie­nią­dze?

– Do­oko­ła Anny zro­bił się strasz­ny gnój. Muszę go po­sprzą­tać.

– A zwró­cisz mi te pie­nią­dze?

– Ra­czej nie.

– Nie szko­da za­cho­du? – jęk­nę­ła, roz­pi­na­jąc mu roz­po­rek.

– Nie, czuję, że muszę to za­ła­twić.

– Skoro taka jest cena za po­zby­cie się tej krowy…

Płyn­nym ru­chem zsu­nę­ła się na pod­ło­gę – jak obrus – ścią­ga­jąc rów­nież jego spodnie.

 

9

Cmen­tarz ko­mu­nal­ny, obok cmen­tarz pa­ra­fial­ny, na nim alej­ka ma­łych anioł­ków, a spory kawał dalej, pod murem – miej­sce dla dzie­ci nie­na­ro­dzo­nych.

Któ­re­goś dnia spy­tał cmen­tar­ne­go cie­cia: „a dla­cze­go pod murem?”. „A bo to nie­po­świę­co­na zie­mia”, od­parł tam­ten. „Nie­ochrz­czo­ne dzie­ci nie do­stę­pu­ją zba­wie­nia”. Za­py­tał wtedy: „a gdzie idą?”. „Żyją po wsze czasy w pierw­szym kręgu pie­kła. Dan­te­go żeś pan nie czy­tał?”.

Dobre sobie. Gra­barz i „Boska ko­me­dia”.

Mi­chał do­tarł do małej płyty na­grob­nej. Uprząt­nął wy­pa­lo­ne świecz­ki. Wy­wa­lił zwię­dłe kwiat­ki. Na ko­niec po­sta­wił świe­że.

Ostat­ni raz za­mie­nił z Anną słowo, gdy do­wie­dział się, że po­li­cjan­ci umo­rzy­li po­stę­po­wa­nie. Le­karz, mimo że bez­dusz­ny skur­wy­syn, zro­bił swoje z naj­wyż­szym pro­fe­sjo­na­li­zmem. Funk­cjo­na­riusz z za­pew­ne czy­stym su­mie­niem mógł za­koń­czyć spra­wę. Anna wró­ci­ła do domu i za­mknę­ła się w sobie. Nic dziw­ne­go, po­my­ślał. Prze­cież za­bi­ła dzie­cia­ka z po­wo­du fry­zje­ra. I ledwo co unik­nę­ła pier­dla.

Z dru­giej stro­ny stra­ta dziec­ka to świet­ny powód do roz­wo­du.

W szcze­gól­no­ści ta­kie­go, gdzie nie orze­ka się o czy­jej­kol­wiek winie.

Po­za­pa­lał nowe zni­cze i po­my­ślał, że nie ma co zwle­kać z wi­zy­tą u pana me­ce­na­sa – po co dawać Mar­le­nie czas. Jesz­cze weź­mie i się roz­my­śli. Wtedy do­pie­ro mo­gło­by się zro­bić pie­kło.

Koniec

Komentarze

No, ten tekst na­praw­dę zro­bił na mnie wra­że­nie. Nie masz po­ję­cia, jak się wku­rzy­łam.

Nie masz po­ję­cia, jak się wku­rzy­łam.

Co to dużo mówić – miło mi, że tekst wy­wo­łał emo­cje ; )

I po co to było?

Tro­chę za późno na po­praw­ki (jest już po za­koń­cze­niu kon­kur­su), ale wy­pi­sa­łem kilka kwe­stii, które wy­bi­ja­ły mnie z rytmu:

blada + czer­wo­ne ręce

drzwi do ła­zien­ki

Co się stało. – może lep­szy byłby znak za­py­ta­nia albo wy­krzyk­nik…

wsa­dził ma­te­riał mię­dzy jej nogi – brzyd­ki cza­sow­nik:(

wy­rwa­na z kon­tak­tu gniazd­ka wtycz­ka – wiem, że “tak się mówi”, ale jed­nak mówi się nie­po­praw­nie. O ile nie cze­pia­łem się w przy­pad­ku “siat­ki” ( → torby), o tyle tu już mi zgrzyt­nę­ło.

„Póki?” po­my­ślał → “Póki co?” po­my­ślał

miał wcze­śnie raz – li­te­rów­ka

ude­rzył z grube rury – iden­tycz­na:)

A wszyst­ko przez wy­ciecz­kę do fry­zje­ra, dodał. – “dodał” bym użył gdyby Mi­chał roz­ma­wiał z kimś innym niż ze sobą.

 

A fan­ta­sty­ka?

 

Nie zro­zum mo­je­go cze­pial­stwa źle – na­pi­sa­łeś fajne, wcią­ga­ją­ce opo­wia­da­nie. Wku­rza­ją­ce, to też. Jakoś nie po­tra­fi­łem przejść do po­rząd­ku dzien­ne­go nad uster­ka­mi, ale cóż, nie­któ­rzy już tak mają. Wiesz, czy­ta­jąc cały czas za­sta­na­wia­łem się jak roz­wią­żesz kwe­stie fan­ta­sty­ki, z tym więk­szym za­in­te­re­so­wa­niem im bar­dziej zbli­ża­łem się do końca. No i, ten tego, nie do­wie­dzia­łem się:(((

na pw na­pi­sa­łem ; )

I po co to było?

Bar­dzo dobre.

"Pierw­szy raz w życiu dałem się zabić we śnie. "

OSZU­KA­ŁEŚ!!!!!!!!!!!!!!!!!!! OSZU­KA­ŁEŚ mnie strasz­nie!!!!!!!!! No tak, ale czego się można spo­dzie­wać po fa­ce­tach – za­wsze kła­mią, obo­jęt­nie trze­ba czy nie.

(sły­chać było) po dru­giej stro­nie sali – mocz spły­wa­ją­cy po me­ta­lo­wej ścian­ce kacz­ki – nie prze­sa­dzi­łeś tro­chę z tą sły­szal­no­ścią?

W roz­mo­wie z kum­plem bo­ha­ter mówi “prze­by­wa w szpi­ta­lu” – sztyw­niac­ko jakoś, wg mnie po­win­no być “jest w szpi­ta­lu”

Co do sa­me­go opo­wia­da­nia: jak dla mnie za płyt­ko po­trak­to­wa­ne. Rzu­casz pro­blem i po­zwa­lasz mu od­pły­nąć, za­sła­nia­jąc ko­lej­nym pro­ble­mem. Po­mysł na całą długą hi­sto­rię skon­den­so­wa­ny za bar­dzo, a przez to nie­wy­ko­rzy­sta­ny, spłasz­czo­ny, stry­wia­li­zo­wa­ny. Na Twoim miej­scu po­świę­ci­ła­bym wię­cej czasu i miej­sca i na­pi­sa­ła tę hi­sto­rię jesz­cze raz.

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

E, ale ja też fan­ta­sty­ki nie za­uwa­ży­łam. Jest? To pro­szę rów­nież o pw. 

Może cho­dzi o te małe anioł­ki albo o I krąg pie­kła. Albo o to, że gra­barz czy­tał Dan­te­go.

 

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

:)

Dla mnie to taki ide­al­ny tekst na dzień ko­biet.

Ocha, no tu już prze­gię­łaś… :-)

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Po­mysł na całą długą hi­sto­rię skon­den­so­wa­ny za bar­dzo

Czu­łem pod­skór­nie, że tak może być, ale osta­tecz­nie zde­cy­do­wa­łem po­mysł wy­ko­rzy­stać na kon­kurs, a tam i limit zna­ków i ter­min ; )

 

Dobra – co do fan­ta­sty­ki: hi­sto­ria al­ter­na­tyw­na; inna ak­sjo­lo­gia. Dzi­siaj o czło­wie­ku w ro­zu­mie­nia prawa kar­ne­go mó­wi­my od roz­po­czę­cia po­ro­du – w opo­wia­da­niu od po­czę­cia, co zmie­nia praw­no­kar­ne zna­cze­nie po­ro­nie­nia. Była o tym dys­ku­sja w me­diach jakiś czas temu, przy­po­mnia­ło mi się, jak zo­ba­czy­łem ogło­sze­nie o kon­kur­sie ; )

Nie chcia­łem pisać wprost, żeby nie było, że praw­ni­cza nu­dzi­zna za­le­ga w opo­wia­da­niu, ale wrzu­cę jed­nak ja­kieś zda­nie sy­gna­li­zu­ją­ce pro­blem.

I po co to było?

Ok, spoko. W cza­sie dys­ku­sji na temat de­kla­ra­cji wiary … le­ka­rzy (???) mogą takie rze­czy umknąć. Bo ge­ne­ral­nie czło­wie­ko­wi wy­da­je się, że żyje w rze­czy­wi­sto­ści al­ter­na­tyw­nej do zdro­we­go roz­sąd­ku.

 

Nie mam też wra­że­nia, że ten tekst prze­śli­zgnął się po pro­ble­mie. To za­le­ży  – po jakim pro­ble­mie. Bo tu dla mnie wła­ści­wie na­stą­pi­ło płyn­ne przej­ście od jed­ne­go do dru­gie­go pro­ble­mu. Ale może ja też mam już ja­kieś spa­czo­ne pu­bli­cy­stycz­ne po­strze­ga­nie rze­czy­wi­sto­ści.

Do po­czy­ta­nia na póź­niej. :)

Mee!

Bo ge­ne­ral­nie czło­wie­ko­wi wy­da­je się, że żyje w rze­czy­wi­sto­ści al­ter­na­tyw­nej do zdro­we­go roz­sąd­ku. – Wiesz co, Ocho? To po­win­no być wpi­sa­ne do jakiś zło­tych myśli. Le­ka­rze i de­kla­ra­cja wiary??? Kre­ty­nizm do po­tę­gi, sama nie wiem któ­rej.

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Moim skrom­nym zda­niem, je­że­li le­karz chce coś pod­pi­sać, to niech pod­pi­su­je z tym za­strze­że­niem, że pra­cu­jąc na kontr­ak­cie z NFZ ma sto­so­wać się do usta­wy, a jeśli chce żyć w zgo­dzie ze swoją wiarą, po­wi­nien zre­zy­gno­wać z pu­blicz­nych pie­nię­dzy i otwo­rzyć pry­wat­ną prak­ty­kę ; )

I po co to było?

… Na drzwiach któ­rej wiel­ki­mi li­te­ra­mi po­wi­nien na­pi­sać “przed­kła­dam prawo bo­skie nad Twoje życie i zdro­wie,  mój drogi pa­cjen­cie”.

Mocny tekst.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dzię­ki  ; )

I po co to było?

Krót­ki, ale za to bar­dzo dobry ka­wa­łek prozy.

"Wszy­scy je­ste­śmy zwie­rzę­ta­mi, które chcą przejść na drugą stro­nę ulicy, tylko coś, czego nie za­uwa­ży­li­śmy, roz­jeż­dża nas w po­ło­wie drogi." - Phi­lip K. Dick

Po­mysł. Jako po­mysł kon­kur­so­wy oce­niam po­zy­tyw­nie, choć tę fan­ta­sty­kę przy­da­ło­by się jed­nak bar­dziej za­ak­cen­to­wać. Cie­ka­we, mocne sko­ja­rze­nie. I fakt, na Dzień Matki też by­ło­by w sam raz, choć głów­nym bo­ha­te­rem jest oj­ciec. 

Fa­bu­ła. Ogól­nie było bar­dzo do­brze do mo­men­tu, w któ­rym… nie­ste­ty zgo­dzę się z in­ny­mi, że osta­tecz­nie prze­śli­zgną­łeś się po te­ma­cie, ucie­ka­jąc z jed­ne­go wątku w drugi. A po­nie­waż ten drugi wątek jest znacz­nie słab­szy, to opo­wia­da­nie po­zo­sta­wia jak dla mnie nie­do­syt. Może cho­dzi też o to, że druga część opo­wia­da­nia jest pro­wa­dzo­na szyb­ciej w po­rów­na­niu do pierw­szej.

Tytuł. Bar­dzo fajny tytuł i bar­dzo fajna scena na cmen­ta­rzu.

Ła­zien­ka. Wiesz… nigdy nie po­ro­ni­łem, więc te­ma­tu nie znam, ale to, że dziec­ko tak po pro­stu wy­le­cia­ło z brzu­cha matki na pod­ło­gę, wy­da­je mi się mało wia­ry­god­ne. Zda­rza­ją się takie przy­pad­ki?

Le­karz. Po­do­ba­ła mi się wi­zy­ta u le­ka­rza pro­wa­dzą­ce­go. Swoją drogą spo­dzie­wa­łem się, że na ko­niec za­ser­wu­jesz ko­lej­ny twist – że po­ro­nie­nie wcale nie było wy­pad­kiem, a le­karz z matką to wszyst­ko uknu­li i teraz oni też mogą za­cząć wspól­ne życie, bez ba­la­stu w po­sta­ci ba­cho­ra, za to z 20 tys. na ja­kieś luk­su­so­we wa­ka­cje.

Dia­lo­gi. Dia­lo­gi peł­nią w opo­wia­da­niu ważną rolę. Nie wiem, czy nie dało się bar­dziej zróż­ni­co­wać ję­zy­ka po­szcze­gól­nych bo­ha­te­rów, czuć za to w ja­kimś stop­niu, że wy­ra­ża­ją od­mien­ne emo­cje. Za­in­try­go­wa­ły mnie słowa matki, jakby ce­lo­wo wy­zu­te z emo­cji do­ty­czą­cych stra­ty dziec­ka, może pod wpły­wem środ­ków prze­ciw­bó­lo­wych, może pod wpły­wem apa­tii albo po pro­stu nie­doj­rza­ło­ści. Czuć za to u niej strach.

Mar­le­na. Ich układ jest moim zda­niem nie­do­sta­tecz­nie opi­sa­ny. W za­sa­dzie nie bar­dzo wiem, po co Mar­le­nie ten facet? On przy­no­si jej upo­min­ki, za­kła­dam re­gu­lar­nie, ale prze­cież to ona ma wię­cej pie­nię­dzy od niego. Ak­cent na upo­min­ki może ozna­czać, że Mar­le­na jest pro­sty­tut­ką (bo ra­czej nie spon­so­ro­wa­ną stu­dent­ką). Jeśli tak, to czy jeśli się zejdą, bę­dzie mu­sia­ła zre­zy­gno­wać z pracy?

Lecą smoki pod ob­ło­ki, wiatr im kręci smo­cze loki

Nie na dzień matki, tylko na dzień ko­biet. I ja nie mogę w ogóle uwie­rzyć, że ten tekst na­pi­sał facet.

, że dziec­ko tak po pro­stu wy­le­cia­ło z brzu­cha matki na pod­ło­gę, wy­da­je mi się mało wia­ry­god­ne. Zda­rza­ją się takie przy­pad­ki? – zda­rza­ją. 

Zda­rza się nawet, że ko­bie­ta za­czy­na ro­dzić choć nawet nie wie­dzia­ła, że jest w ciąży (wiem, bo zda­rza mi się oglą­dać dziw­ne pro­gra­my na TVN­Sty­le)

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

I ja nie mogę w ogóle uwie­rzyć, że ten tekst na­pi­sał facet.

ocho, w jakim sen­sie? ; )

dziec­ko tak po pro­stu wy­le­cia­ło z brzu­cha matki na pod­ło­gę

zdaje się, że po­tra­fią ot tak wy­paść

W za­sa­dzie nie bar­dzo wiem, po co Mar­le­nie ten facet?

oj, prze­cież je­steś dużym chłop­cem,  nie muszę chyba tłu­ma­czyć ; P Być może mo­głem coś wię­cej na ten temat na­pi­sać, ale z dru­giej stro­ny tym wąt­kiem chcia­łem głów­nie uwy­pu­klić skur… syń­stwo bo­ha­te­ra i bałem się może może się resz­ta roz­wod­nić

 

za­ser­wu­jesz ko­lej­ny twist

za­sta­na­wia­łem się, ale uzna­łem, że za dużo by­ło­by tych twi­stów i zbyt zmie­ni­ło­by to po­stać ko­bie­ty ; )

 

dzię­ki za ko­men­ta­rze.

I po co to było?

Na­pi­szę w mojej (nad)in­ter­pre­ta­cji. Wie­czo­rem. :)

 

I dziec­ko może tak sobie wy­le­cieć. Na po­ro­dów­ce byłam w po­ko­ju z dziew­czy­ną, któ­rej po­łoż­ne już na ko­ry­ta­rzu za­glą­da­ły pod kiec­kę, bo się bały, że im dziec­ko łup­nie na po­sadz­kę. 

Syf.ie, szko­da, że nie zna­la­złeś czasu na po­pra­wie­nie ewi­dent­nych li­te­ró­wek i in­nych błę­dów w tek­ście.

Jak widzę, nie jest to w sumie ko­niecz­ne by wejść do Bi­blio­te­ki. W za­sa­dzie to się cie­szę, od­pa­da mnó­stwo ro­bo­ty przy edy­cji:)

Wię­cej niż dobry. no i mocny tekst, ale do roz­wi­nię­cia. W tej chwi­li wy­glą­da na roz­wi­nię­ty i do­pra­co­wa­ny kon­spekt opo­wia­da­nia. W pierw­szej czę­ści po “Co się stało.” znak za­py­ta­nia, a chyba nawet i wy­krzyk­nik – ten brak rzuca się w oczy. Parę razy w tek­ście wy­stę­pu­je ‘zni­klo” – chyba, a ra­czej na pewno “znik­nę­ło”.

W epi­zo­dzie, w któ­rym po­li­cjant szcze­gó­ło­wo wy­mie­nia hi­po­te­tycz­ny za­rzut, mamy taki zapis: ”§”, “kk” itd. Po­li­cjant mówi., a więc – powie “pa­ra­graf”… Błąd w za­pi­sie dia­lo­gu – do po­pra­wie­nia.

Jakby tekst roz­wi­nąć, bar­dziej na­sy­cić szcze­gó­ła­mi, mógł­by stać się bar­dzo dobry. Po do­pra­co­wa­niu za­sta­no­wił­bym się nad pu­bli­ka­cją na innym por­ta­lu.

Po­zdrów­ka.

Świet­nie na­pi­sa­ne. Ży­cio­we. Kom­plet­ny brak fan­ta­sty­ki. Być może bo­ha­ter jakoś bar­dziej emo­cjo­nal­nie po­wi­nien za­re­ago­wać na śmierć dziec­ka, bo z tek­stu wy­ni­ka, że po nim to spły­nę­ło. Prze­jął się żoną, ale nie dziec­kiem. Ale może jest takim urwy­sy­nem. Wtedy za­znacz, że to świa­do­my za­bieg. Ro­ger­Re­deye już zwró­cił uwagę, ale uzu­peł­niam:

“…co do­pro­wa­dzi­ło do nie­umyśl­ne­go spo­wo­do­wa­nia śmier­ci ww.” – jeśli w mowie użył skró­tu, za­pisz “wu-wu”. Albo po pro­stu peł­ny­mi sło­wa­mi.

 

W epi­zo­dzie, w któ­rym po­li­cjant szcze­gó­ło­wo wy­mie­nia hi­po­te­tycz­ny za­rzut, mamy zapis taki :”§”, “kk” itd. Po­li­cjant mówi., a wiec powie “pa­ra­graf”… Błąd w za­pi­sie dia­lo­gu – do po­pra­wie­nia.

Przy­znam, że z mojej stro­ny był to za­bieg świa­do­my, tak samo jak ww., zmie­rza­ją­cy do pew­ne­go ogra­ni­cze­nia czy­tel­no­ści za­pi­su, ma­ją­cej wy­wo­łać u czy­tel­ni­ka wra­że­nie kon­fu­zji czy nie­pew­no­ści, jakie za­pew­ne to­wa­rzy­szy zwy­kłe­mu czło­wie­ko­wi w zde­rze­niu z takim prze­ja­wem prawa.

 

Jak będę miał czas, to może tro­chę przy­szli­fu­ję i ude­rzę na por­tal do He­le­ny.

 

Dzię­ki za ko­men­ta­rze.

I po co to było?

Za­bie­ram się za ten ko­men­tarz już trze­ci raz i za każ­dym razem ka­su­ję, bo wy­cho­dzę na wa­riat­kę. Na­pi­szę więc tylko, że dla mnie to stu­dium opre­sji – naj­pierw pry­wat­nej, potem sys­te­mo­wej. Ofia­ra jest w tle i jako je­dy­na po­zo­sta­je ofia­rą, bo jako je­dy­na nie może po­wie­dzieć: umy­wam ręce. Wina męża jest oczy­wi­sta – ale jak to w życiu, wszy­scy wska­zu­ją na matkę.

Pew­nie Syf. chciał na­pi­sać co in­ne­go, ale mnie się to wła­śnie tak uło­ży­ło w gło­wie. Nie mogę uwie­rzyć, że ten tekst na­pi­sał facet, bo dla mnie to ra­dy­kal­ny ma­ni­fest fe­mi­ni­stycz­ny.

Pi­sa­łam, że będę nad­in­ter­pre­to­wać? :)

Jeśli su­ge­ru­jesz, że mąż jest wi­nien tego, że żona nie słu­cha­ła za­le­ceń le­ka­rza… ;-)

Lecą smoki pod ob­ło­ki, wiatr im kręci smo­cze loki

Braj­cie, je­że­li ona sie­dzia­ła z za­gro­żo­ną ciążą, przez kilka mie­się­cy, w czte­rech ścia­nach, sama, ca­ły­mi dnia­mi, do póź­nej nocy, bo jej mąż w tym cza­sie wy­bie­rał to­wa­rzy­stwo nie­ja­kiej Mar­len­ki – to tak, to jest wła­śnie to, co su­ge­ru­ję.

To ona przez całe życie nie zdo­by­ła choć jed­nej psiap­siół­ki, która by jej to­wa­rzy­stwa do­trzy­my­wa­ła, jak jej się nudzi? Bez fry­zje­ra nie da się wy­trzy­mać?

Inna spra­wa – ona się może tłu­ma­czyć, że to przez niego, ale skoro on mówi, że “zła­pa­ła ane­mię jakiś czas temu”, to to nie było parę mie­się­cy. Parę mie­się­cy to nie “jakiś czas temu”.

Lecą smoki pod ob­ło­ki, wiatr im kręci smo­cze loki

Psiap­siół­ki może mieć nie­głu­pie, wie­dzą­ce, że trze­ci try­mestr to ostat­nia szan­sa, żeby ro­dzi­ce po­by­li ze sobą tylko we dwoje.

Bez fry­zje­ra da się wy­trzy­mać, ale prze­trzy­my­wa­nie kogoś w po­je­dyn­czej celi, bez kon­tak­tu z in­ny­mi i bez spa­cer­nia­ka, po­dob­no jest nie­hu­ma­ni­tar­ne. A jesz­cze bez wy­ro­ku – nie­le­gal­ne.

I nie, nie ode­bra­łam tek­stu tak jak Ocha. Ale skoro, chło­pa­ki, macie py­ta­nia… :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Braj­cie, dzie­wo­ródz­two wśród ludzi nie ist­nie­je. Od­po­wie­dzial­ne są dwie osoby. Tyle w te­ma­cie.

Byłem na od­wie­dzi­nach nie raz – w wię­zie­niu, woj­sku, szpi­ta­lu. Mnie też od­wie­dza­no. Ale mnie miał kto od­wie­dzać, bo wcze­śniej po­świę­ci­łem czas na to, aby mieć zna­jo­mych. To nie jest jego wina, jeśli ona ich nie ma. I psiap­siół­ki może i mogą tak my­śleć, ale jakby do nich sama za­dzwo­ni­ła, to by prze­cież przy­szły. Chyba, że dzwo­ni­ła do nich tak czę­sto i ma­ru­dzi­ła, że miały jej już dość.

EDIT: OK, przyj­mu­ję ar­gu­ment, że to jego wina, że ona za­bi­ła dziec­ko, bo to on ją za­płod­nił.

Lecą smoki pod ob­ło­ki, wiatr im kręci smo­cze loki

Myślę, że to nawet nie jest kwe­stia, czy mogła mieć psiap­siół­ki, czy nie. To i tak nie by­ło­by to samo, a świa­do­mość po­sia­da­nia dziec­ka w ta­kiej sy­tu­acji, ra­czej nie jest łatwa. Trze­ba coś ze sobą zro­bić.

O, cie­ka­wa dys­ku­sja się kroi.

Po­cze­kam, aż się roz­krę­ci i może na­pi­szę coś o mojej au­tor­skiej in­ter­pre­ta­cji tek­stu ; )

I po co to było?

Syf.ie, z mojej stro­ny się nie roz­krę­ci ra­czej. Brajt pisze do­kład­nie to, co mia­łam na myśli, więc co tu do­da­wać. :)

Za­bi­ła? Mocne słowo.

Jakoś nie ko­ja­rzę świe­tla­nej po­sta­ci w tym tek­ście. Żona głu­pia i bez wy­obraź­ni, mąż dziw­karz, ko­chan­ka nie­ludz­ka i też bez wy­obraź­ni, le­karz z su­mie­niem w port­fe­lu, po­li­cjant nie­ludz­ki… No, może gra­barz… Ale, jak już za­uwa­ży­ła Ocha, oprócz żony, wszy­scy żyją długo i szczę­śli­wie.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Te fe­mi­ni­stycz­ne próby obar­cza­nia winą cie­ka­we jed­nak są. Moja żona, która wy­cho­dząc dziś z domu za­po­mnia­ła za­brać swój te­le­fon (a oka­zał się póź­niej po­trzeb­ny), gdy ów fakt od­kry­ła, oświad­czy­ła, że to na­tu­ral­nie nie jej wina, że za­po­mnia­ła go wziąć, bo prze­cież ja po­wi­nie­nem był jej o tym przy­po­mnieć. ;) Teraz, Ocho, Twoja su­ge­stia roz­ba­wi­ła mnie po­wtór­nie. A może jed­nak jakiś kom­pro­mis? Na przy­kład taki, że mąż jest cho­ciaż współ­win­ny, a nie po pro­stu winny, hm? ;)

 

Syfie, to co pi­szesz, nie współ­gra z Twoim nic­kiem. :)

Sorry, taki mamy kli­mat.

Ale coś do­bre­go z tej dys­ku­sji wy­ni­kło. Po­mysł na szor­ta. Nie, nie bę­dzie o pro­ble­mach ro­dzin­nych.

 

EDIT: Fin­klo, ja bym po­wie­dział­bym, że wszy­scy poza dziec­kiem.

Lecą smoki pod ob­ło­ki, wiatr im kręci smo­cze loki

Jaa, to, że cały czas mó­wi­cie o winie, mimo że cho­dzi o wy­pa­dek, chyba świad­czy zna­ko­mi­cie o tek­ście syf.a. Tak mocno wcią­gnął was w re­alia i spo­sób my­śle­nia wy­kre­owa­ne­go świa­ta ;)

A czy ja na­pi­sa­łam, że on jest winny, a nie współ­win­ny? A czy ja na­pi­sa­łam, że ona nie po­peł­ni­ła błędu? Nie, na­pi­sa­łam tylko, że wszy­scy wska­zu­ją pa­lu­chem na nią – to ona “za­bi­ła” (takie słowo się tam po­wta­rza). On, zo­sta­wia­jąc i oszu­ku­jąc cię­żar­ną żonę – winy nie po­no­si żad­nej.

Na­praw­dę tak uwa­ża­cie?

Ocho, na­wią­zy­wa­łem do tej kon­kret­nej wy­mia­ny zdań:

BRAJT: Jeśli su­ge­ru­jesz, że mąż jest wi­nien tego, że żona nie słu­cha­ła za­le­ceń le­ka­rza… ;-)

OCHA: …bo jej mąż w tym cza­sie wy­bie­rał to­wa­rzy­stwo nie­ja­kiej Mar­len­ki – to tak, to jest wła­śnie to, co su­ge­ru­ję.

 

Sorry, taki mamy kli­mat.

Wiesz co, Se­th­ra­elu, to jest cze­pia­nie się szcze­gó­li­ków. Na­praw­dę, nie za bar­dzo mi się chce dys­ku­to­wać, bo za­sta­na­wia­łam się nad tym ko­men­ta­rzem długo i wie­dzia­łam, że je­że­li użyje słów­ka na f to roz­pę­ta się burza. Bo już nikt nie bę­dzie się za­sta­na­wiał, o co mi cho­dzi.

Jest dziec­ko, ma dwoje ro­dzi­ców. To, że pod­czas ciąży i przez jakiś czas po po­ro­dzie jest zwią­za­ne przede wszyst­kim z matką – to jest oczy­wi­stość, to jest fakt bio­lo­gicz­ny i nie­zmien­ny. Ale to nie zna­czy, że oj­ciec nie po­no­si ŻAD­NEJ od­po­wie­dzial­no­ści. 

Na­pi­sa­ła­bym coś jesz­cze, ale chyba nie ma za bar­dzo sensu.

EDIT: I sorry, ale po­rów­ny­wa­nie tego do prze­ko­ma­rzań się z po­wo­du te­le­fo­nu ko­mór­ko­we­go… No to ja w ogóle nie wiem, jak na to za­re­ago­wać. Ja też mówię mo­je­mu mę­żo­wi, że mi się auto przez niego ze­psu­ło.

Dzień dobry, Ocho! :) Chciał­bym za­uwa­żyć, że w mojej wy­po­wie­dzi, która chyba Cię nie­po­trzeb­nie po­ru­szy­ła, po­ja­wi­ły się aż dwa uśmiesz­ki, co mo­gło­by świad­czyć o jej żar­to­bli­wym tonie. :) Opi­sa­na prze­ze mnie sy­tu­acja ową żar­to­bli­wość miała tylko pod­kre­ślać, bo prze­cież tak na praw­dę ma się nijak do po­waż­ne­go pro­ble­mu, o któ­rym pi­sa­łaś.

Teraz za to na po­waż­nie od­nio­sę się do in­ne­go frag­men­tu wy­po­wie­dzi, który z kolei wy­da­je mi się na­praw­dę istot­ny. Cho­dzi mia­no­wi­cie o zda­nie: Wina męża jest oczy­wi­sta – ale jak to w życiu, wszy­scy wska­zu­ją na matkę.

To prze­cież to głów­nie matka jest od­po­wie­dzial­na za dziec­ko – powie spora część spo­łe­czeń­stwa, nie sko­rzy­staw­szy wpierw z mózgu. I tak, dzię­ki ta­kie­mu my­śle­niu, a wła­ści­wie z po­wo­du jego braku, mamy sy­tu­acje, które krzyw­dzą ludzi. I nie, nie tylko ko­bie­ty. Taki ste­reo­typ, w przy­pad­ku krzyw­dy wy­rzą­dzo­nej dziec­ku, po­wo­du­je zwa­le­nie więk­szo­ści winy (w oczach spo­łe­czeń­stwa czę­sto nawet całej) na matkę. Ale też ten sam ste­reo­typ w przy­pad­ku roz­wo­du ro­dzi­ców z au­to­ma­tu, wy­ro­kiem sądu, przy­zna­je matce prawo do opie­ki, nawet jeśli w kon­kret­nym przy­pad­ku to oj­ciec jest znacz­nie lep­szym ro­dzi­cem. Praw­da? Praw­da, nie­ste­ty. Tak na po­waż­nie, boli mnie nieco, że fe­mi­nist­ki czę­sto nie do­strze­ga­ją tej dru­giej stro­ny me­da­lu, kry­ty­ku­jąc jeden z aspek­tów da­ne­go po­dej­ścia, zaś drugi, który im od­po­wia­da, ak­cep­tu­ją prze­waż­nie bez pro­ble­mów i zbęd­nych re­flek­sji.

Ps. Mam na­dzie­ję, że nie muszę Ci udo­wad­niać, że nie je­stem prze­ciw­ni­kiem fe­mi­ni­zmu. Wręcz prze­ciw­nie, o czym za­pew­ne wiesz po kilku wy­mia­nach zdań, czy ge­ne­ral­nie moich wy­po­wie­dziach, które ko­men­to­wa­łaś – a więc i czy­ta­łaś. Nie­mniej moje sym­pa­ty­zo­wa­nie z war­to­ścia­mi, które nie­sie fe­mi­nizm, nie prze­szka­dza mi w do­strze­ga­niu (jak to na­zwać, by nie użyć słowa hi­po­kry­zja… ?) pew­nych luk in­ter­pre­ta­cyj­nych, czy też pół­świa­do­mej jed­no­stron­no­ści w oce­nach spraw, które mają prze­cież tak wiele płasz­czyzn. Peace.

Sorry, taki mamy kli­mat.

Se­th­ra­elu, chyba mamy po­dob­ny tryb życia. :)

Zga­dzam się z tym, co na­pi­sa­łeś w 100%. Fe­mi­nizm jest źle po­strze­ga­ny, bo jak mówi się “fe­mi­nist­ka”, to widzi się babę pisz­czą­cą o wa­gi­nie i plu­ją­cą na męż­czyzn. To samo jest, jak mówi się “gen­der”, po już roz­róż­nie­nie mię­dzy płcią bio­lo­gicz­ną a spo­łecz­ną jest dla nie­któ­rych zbyt trud­ne.

Nie wiem, czy fe­mi­nist­ki nie do­strze­ga­ją pro­ble­mu – m.in. – praw ojców. Ja się uwa­żam za fe­mi­nist­kę (być może sobie stwo­rzy­łam jakąś wła­sną de­fi­ni­cję fe­mi­ni­zmu, bo ide­olo­gicz­nie za­wsze kiep­ska byłam) i ten pro­blem widzę. Rów­ność praw im­pli­ku­je rów­ność obo­wiąz­ków. I od­wrot­nie. Sama mam w naj­bliż­szym oto­cze­niu parę z dziec­kiem, która – praw­do­po­dob­nie  – stoi na kra­wę­dzi swo­je­go związ­ku. I je­że­li przyj­dzie co do czego – murem stanę za ojcem, bo się bar­dziej na­da­je na ro­dzi­ca.

Też po­słu­gu­jesz się teraz ste­reo­ty­pem – fe­mi­nist­ki nie do­strze­ga­ją lub try­wia­li­zu­ją prawa ojców. Nie, nie­praw­da. To nie ma nic wspól­ne­go z ide­olo­gią, to ma  za to dużo wspól­ne­go ze zdro­wym roz­sąd­kiem. Gdy­byś za­py­tał część  pań sę­dzin, które z au­to­ma­tu roz­strzy­ga­ją tak a nie ina­czej, czy są fe­mi­nist­ka­mi – ob­ru­szy­ły­by się i prze­że­gna­ły i splu­nę­ły przez lewe ramię. ;)

Ja pro­blem praw ojca do­strze­gam, ich trak­to­wa­nie przed są­da­mi uwa­żam za ra­żą­co nie­spra­wie­dli­we.

 

I tak – moim wyj­ścio­wym ko­men­ta­rzem tekst Syf.a tro­chę stry­wia­li­zo­wa­łam. Bo tak. :)

No wi­dzisz, to teraz lubię Cie jesz­cze bar­dziej. I racja, rów­nież po­słu­ży­łem się ste­reo­ty­pem, lecz zro­bi­łem to ce­lo­wo. A nawet jeśli nie, to się nie przy­znam, o! :D

Sorry, taki mamy kli­mat.

Po­dob­no w Bel­gii stan­dar­dem jest, że w razie roz­wo­du dzie­ci miesz­ka­ją na zmia­nę po ty­dzień czy dwa u ro­dzi­ców. A więk­szy­mi kosz­ta­mi, typu wy­jazd wa­ka­cyj­ny czy rower, mama i tata dzie­lą się po po­ło­wie. Spra­wie­dli­wie, bez ali­men­tów… Może i my kie­dyś do tego doj­dzie­my.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Syf.ie, szko­da, że nie zna­la­złeś czasu na po­pra­wie­nie ewi­dent­nych li­te­ró­wek i in­nych błę­dów w tek­ście.

 

Li­te­rów­ki, jak się zdaje, były dwie, ra­czej nie ewi­dent­ne, bo nie skut­ko­wa­ły czer­wo­nym pod­kre­śle­niem w edy­to­rze. Dwie su­ge­stie wzią­łem pod uwagę, z resz­tą po­zwo­li­łem sobie się nie zgo­dzić. Jak na 11.000 zna­ków to nie jest szcze­gól­nie dużo, nie prze­sa­dzał­bym z tym “ nie­pra­wi­dło­wym ko­rzy­sta­niem z upraw­nień bi­blio­te­ka­rzy” ; )

Nie­mniej jed­nak dzię­ki za su­ge­stie.

I po co to było?

Fakt, chyba tro­chę prze­sa­dzi­łem. Już się po­ka­ja­łem (w Hyde Parku). 

Gra­tu­lu­ję Bi­blio­te­ki i po­zdra­wiam:)

Za­sta­no­wił­bym się też nad ty­tu­łem – i jed­nak cyfrę rzym­ską za­stą­pił­bym li­czeb­ni­kiem.

Chyba jed­nak tytuł jest z błę­dem, a po­nad­to – trze­ba nad nim nieco się za­sta­no­wić, bo cyfra wy­glą­da jak duże ”i”. “Pierw­szy krąg pie­kła” – i wszyst­ko gra.

Po­zdrów­ko.

Oj, fakt. Ile razy zda­rzy­ło mi się już prze­czy­tać ten tytuł jako “i krąg pie­kła” za­miast “Pierw­szy krąg pie­kła”…

Lecą smoki pod ob­ło­ki, wiatr im kręci smo­cze loki

cyfra wy­glą­da jak duże ”i”

U mnie w edy­to­rze do­brze wy­glą­da­ło, a – przy­znam – nie chciał­bym zmie­niać kształ­tu ty­tu­łu ze wzglę­du na krój czcion­ki na stro­nie ; )

I po co to było?

To to jest je­dyn­ka arab­ska, a nie rzym­ska? :-O

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

tak, to jest rzym­ska cyfra “jeden”. I wła­śnie przy tym za­pi­sie o to idzie. Ale – autor de­cy­du­je…

III – rzym­ska cyfra “trzy” – ale już nie trze­ci / trze­cia. Dalej po­dob­nie. IV – czte­ry, ale nie czwar­ty, czwar­ta. Przy cy­frach arab­skich do zmia­ny od­czy­ty­wa­nia cyfry sto­su­je­my prze­cież krop­kę…  

Po­zdrów­ko.

Roger, dzię­ki za wy­ja­śnie­nia. Skoro Ty też wiesz, na czym po­le­ga rzym­ski zapis liczb, to skąd Twoja uwaga, że duże “i” wy­glą­da jak duże “i”?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

A którą w błę­dzie ty bie­rzesz za trwo­gę;

Idźmy, bo mamy jesz­cze długą drogę».

I mnie wpro­wa­dził, a sam na­przód kro­czył,

440

W krąg pierw­szy, który tę ot­chłań oto­czył[53].

Tam, ilem sły­szał, ile po­mnieć mogę,

Nie były skar­gi, lecz tylko wes­tchnie­nia,

Od któ­rych wiecz­ne po­wie­trze wciąż drża­ło:

Był to głos jakiś smut­ku bez cier­pie­nia,

445

Głos mnó­stwa mężów i nie­wiast, i dzie­ci.

Syf,ie nie prze­ko­na­łeś mnie do nie­za­sto­so­wa­nia li­czeb­ni­ka w ty­tu­le, bo to opo­wia­da­nie jed­nak nie jest “Boską ko­me­dią”…

Ale – de­cy­du­je autor.

Po­zdró­wecz­ko.

Ze spraw tech­nicz­nych, jakby ktoś przy­pad­kiem pró­bo­wał kli­kać. Linki u góry nie dzia­ła­ją nie dla­te­go, że coś jest u nas źle, tylko że sta­no­wią zwy­kłe ko­twi­ce – na stro­nie źró­dło­wej nie od­no­si­ły się do bez­po­śred­nich ad­re­sów, a je­dy­nie do miej­sca na tej samej pod­stro­nie. Stąd nie mają prawa dzia­łać poza stro­ną źró­dło­wą.

Lecą smoki pod ob­ło­ki, wiatr im kręci smo­cze loki

Ro­ge­rze, od­po­wia­dam na Twoje słowa “Przy cy­frach arab­skich do zmia­ny od­czy­ty­wa­nia cyfry sto­su­je­my prze­cież krop­kę“: nie­ko­niecz­nie, ja na przy­kład ra­czej nie sto­su­ję:)

Ją wiem, że nie jest. Tytuł jest jed­nak gra­ma­tycz­nie po­praw­ny, a skoro w ta­kiej for­mie wisi od paru dni, to już nie chce go zmie­niać.

I po co to było?

Ale nu­dzi­cie. Po­kłóć­my się o coś faj­niej­sze­go! :)

Wrócę do domu, to na­pi­sze coś wię­cej o izmach i ta­kich tam :)

I po co to było?

Dzień dziec­ka, kuźwa, toś wy­my­ślił :/

"Przy­cho­dzę tu od lat, ob­ser­wo­wać cud gwiazd­ki nad ko­lej­nym opo­wia­da­niem. W tym roku przy­pro­wa­dzi­łam dzie­ci.” – Gość Po­nie­dział­ków, 07.10.2066

No wła­śnie, Di­dże­ju, no wła­śnie. A jesz­cze za­po­wia­dał, że bę­dzie śmiesz­nie. To ja się za­py­to­wy­wu­ję, co by było, gdyby miało być nie­śmiesz­nie!!!!

:-)

"Cza­sem przy­pa­da nam rola go­łę­bi, a cza­sem po­mni­ków." Hans Ch. An­der­sen ****************************************** 22.04.2016 r. zo­sta­łam bab­cią i je­stem nią już na pełen etat.

Czemu nikt nie zwró­cił uwagi na jeden pro­sty fakt – ta ko­bie­ta sama sobie męża wy­bra­ła.  Męża i ojca dla przy­szłe­go dziec­ka. Wy­bra­ła bar­dzo źle. Tu nie ma żad­nej opre­sji, tylko błęd­ne de­cy­zje, za które po­no­si się kon­se­kwen­cje.  Opre­sja jest w Ara­bii Sau­dyj­skiej, gdzie mał­żon­ko­wie widzą się po raz pierw­szy w dniu ślubu. 

Mocny tekst, ale rze­czy­wi­ście przy­da­ło­by się roz­wi­nąć. 

Smut­na ko­bie­ta z ogór­kiem.

No, ale tu już zo­sta­ło z grub­sza usta­lo­ne, że jakoś wy­bit­nie mądra to ona może i nie była. A jaki to ma zwią­zek z od­po­wie­dzial­no­ścią ojca za wła­sne dziec­ko?

Taki, że do­pó­ki dziec­ko znaj­du­je się w ciele ko­bie­ty, to ona po­no­si  za nie naj­więk­szą od­po­wie­dzial­ność. Siłą rze­czy to wła­śnie pod jej opie­ką jest wtedy dziec­ko. Taka już nasza bio­lo­gia. Oj­ciec był fa­tal­nym mężem, wy­brał fa­tal­ną ko­bie­tę na matkę swo­je­go dziec­ka, ale nie po­no­si bez­po­śred­niej od­po­wie­dzial­no­ści za jej de­cy­zję o wyj­ściu z domu.

Smut­na ko­bie­ta z ogór­kiem.

W cie­ka­wą stro­nę po­to­czy­ła się wy­mia­na zdań. My­śla­łem, że uwagę przy­ku­je kwe­stia ka­ra­nia za po­ro­nie­nie, a naj­wię­cej hejtu po­szło na ta­tu­sia ; )

Teraz nie wiem, albo za słabo lub za mało czy­tel­nie wy­eks­po­no­wa­łem to za­gad­nie­nie, albo nie budzi ono aż tak du­że­go sprze­ci­wu. Cie­ka­we.

I po co to było?

Bo żeś ta­kie­go ta­tu­sia wy­brał. :) A naj­wię­cej hejtu jed­nak na ma­mu­się – mor­der­czy­nię po­szło. I wi­dzisz – nawet tu nie wszy­scy ode­bra­li to jak po­ro­nie­nie, tylko jak za­bój­stwo dziec­ka.

Syf.ie wy­da­je mi się, że ta kwe­stia ka­ra­nia nie sta­no­wi po pro­stu aż tak rzu­ca­ją­ce­go się w oczy mo­ty­wu. Bo na dobrą spra­wę jak­byś prze­niósł akcję gdzieś za­gra­ni­cę, do kraju, gdzie w ten spo­sób funk­cjo­nu­je prawo, to już by to w ogóle nie była rze­czy­wi­stość al­ter­na­tyw­na, tylko nasza wła­sna.

Lecą smoki pod ob­ło­ki, wiatr im kręci smo­cze loki

wy­brał fa­tal­ną ko­bie­tę na matkę swo­je­go dziec­ka,

Ja nie wiem, czy ona jest fa­tal­ną ko­bie­tą. Znamy ją tylko z tego, że po dłuż­szym cza­sie sie­dze­nia w domu w związ­ku z cho­ro­bą, jak się le­piej po­czu­ła, wy­szła na dwór – i zle­cia­ła ze scho­dów, schy­la­jąc się po rze­czy z ro­ze­rwa­nej siat­ki. Warto myślę za­uwa­żyć, że gdyby po­szła wy­łącz­nie do fry­zje­ra, nie ku­pu­jąc mę­żo­wi ko­la­cji, to pew­nie nic by się nie stało ; )

“Kwe­stię fry­zje­ra” po­wta­rza potem Mi­chał, jak myślę, chcąc stry­wia­li­zo­wać za­cho­wa­nie żony.

 

nie po­no­si bez­po­śred­niej od­po­wie­dzial­no­ści za jej de­cy­zję o wyj­ściu z domu

To rów­nież jest cie­ka­we – bo czy gdyby mąż był na miej­scu, to czy do wy­pad­ku by do­szło, tj. gdyby spę­dzał z nią cały swój czas poza pracą,  w tym rów­nież ase­ku­ru­jąc jej spa­ce­ry – tak, żeby nie do­pro­wa­dzić do sy­tu­acji, że ona za wszel­ką cenę bę­dzie sta­ra­ła wy­rwać się z domu ; )

I po co to było?

Uf.

jak­byś prze­niósł akcję gdzieś za­gra­ni­cę

Nie znam in­nych kra­jów i wtedy by nie była nasza rze­czy­wi­sto­ści. A tak mam jakąś al­ter­na­tyw­ną rze­czy­wi­stość i mo­głem opu­bli­ko­wać na nf ; )

 

Uf.

Co się stało? 

I po co to było?

No, ulży­ło mi. Bo był taki mo­ment w tej dys­ku­sji, kiedy po­czu­łam się nieco ab­sur­dal­nie, a teraz jakby jed­nak tro­chę mniej.

Jakoś nie ko­ja­rzę świe­tla­nej po­sta­ci w tym tek­ście. Żona głu­pia i bez wy­obraź­ni, mąż dziw­karz, ko­chan­ka nie­ludz­ka i też bez wy­obraź­ni, le­karz z su­mie­niem w port­fe­lu, po­li­cjant nie­ludz­ki… No, może gra­barz…

Aż się prosi, żeby na­pi­sać, że życie nie jest takie pro­ste…

 

Ale, ja nie o tym. Opo­wia­da­nie rze­czy­wi­ście mnie po­ru­szy­ło, a to jest – no może poza war­stwą ko­mu­ni­ka­tyw­ną – naj­waż­niej­sza funk­cja tek­stu. Po­zo­sta­je py­ta­nie co do roz­ło­że­nia ak­cen­tów w tek­ście. Po­pro­wa­dzi­łeś opo­wia­da­nie w taki spo­sób, że jego osią stał się oj­ciec, jego po­czy­na­nia, jego dą­że­nia. W re­zul­ta­cie za­gad­nie­nie, które miało być głów­nym prze­ka­zem umyka od­bior­com a wraz z nim fan­ta­sty­ka.

Pod­czas czy­ta­nia mia­łem jedno miej­sce, na po­cząt­ku, w któ­rym utkną­łem. Czy­ta­łem je chyba ze trzy razy żeby zro­zu­mieć. Fakt, że było późno w nocy, ale… Nie mo­głem za­ła­pać tego jak męż­czy­zna po­ru­szał się po miesz­ka­niu i kiedy co uj­rzał. Przez chwi­lę wy­szło mi nawet, że do po­ko­ju ko­bie­ty wszedł przez ła­zien­kę i gdy sta­nął w drzwiach – ła­zien­ki – to uj­rzał co się dzie­je w po­ko­ju. W końcu po­ukła­da­łem co i jak, ale do­pie­ro druga scena dała mi stu­pro­cen­to­wą pew­ność. Wcze­śniej nie byłem pe­wien czy ko­bie­ta po­ro­ni­ła w ła­zien­ce czy w po­ko­ju. Je­że­li stwier­dzi­cie, że je­stem tępy, przyj­mę to na klatę.

Tak, czy siak tekst bar­dzo mi się po­do­bał, jak­kol­wiek wię­cej ta­kich i mo­żesz być od­po­wie­dzial­ny za mój al­ko­ho­lizm. Tak na sucho nie idzie tego prze­łknąć.

"A jeden z synów - zresz­tą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jesz­cze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Woj­ciech Mły­nar­ski

W re­zul­ta­cie za­gad­nie­nie, które miało być głów­nym prze­ka­zem umyka od­bior­com a wraz z nim fan­ta­sty­ka.

Na po­cząt­ku rów­nież my­śla­łem, że błę­dem było, że te ak­cen­ty tak mi się roz­ło­ży­ły w opo­wia­da­niu. Ale z ko­men­ta­rzy wy­ni­ka, że lu­dzie ra­czej za­uwa­ży­li pro­blem zwią­za­ny z wąt­kiem ko­bie­ty i ra­czej nie chcie­li go roz­trzą­sać, czy też prze­szli obok – i to samo w sobie też jest cał­kiem cie­ka­we.

Z dru­giej stro­ny chcia­łem tym wąt­kiem stwo­rzyć ra­czej sy­tu­ację po­glą­do­wą (temat w głęb­szej ana­li­zie jest trud­ny, więc mógł­bym li­te­rac­ko nie po­do­łać), zo­sta­wia­jąc ją do oceny czy­tel­ni­ków – tak by nie ła­do­wać się do opo­wia­da­nia z wła­sny­mi po­glą­da­mi. 

No i wobec tego sku­pi­łem się na tym, co w miarę umiem – czyli kre­owa­niu nie­sym­pa­tycz­nych ludzi ; )

Kie­dyś – tak na mar­gi­ne­sie – będę mu­siał spró­bo­wać wy­my­ślić ta­kie­go bo­ha­te­ra, któ­re­go bę­dzie dało się lubić.

I po co to było?

W ko­men­ta­rzach po­ru­szo­no chyba wszyst­kie kwe­stie, jakie z tym opo­wia­da­niem mogą się wią­zać – i wiążą się z całą pew­no­ścią – więc ni­cze­go no­we­go już nie dodam. Poza jedną uwagą: tek­stu “roz­cią­gać” nie ma po­trze­by. Do­rzu­cić tu i ów­dzie po zda­niu, po dwa, aby sil­niej za­ak­cen­to­wać czy to po­stać, czy wy­da­rze­nie, ale nic wię­cej, bo temat ule­gnie roz­wod­nie­niu.

Co do pa­ra­gra­fów i ww. Też nie sto­so­wał­bym skró­tów. One wcale nie skła­nia­ją czy­tel­ni­ka – przy­naj­mniej ta­kie­go, jak ja – do do­dat­ko­wych re­flek­sji, tylko dziw­nie wy­glą­da­ją i nawet “nie sma­ku­ją”.

Dzię­ki za ko­men­tarz; po­my­ślę jesz­cze nad tymi pa­ra­gra­fa­mi. 

I po co to było?

Hm… Ja też mogę pro­sić o wy­ja­śnie­nie, gdzie fan­ta­sty­ka na pw? :)

Mocne opo­wia­da­nie, choć bar­dzo skró­to­wo po­trak­to­wa­ne, jak dla mnie.

 

Do­bra­noc!

Mee!

Jest wy­ja­śnie­nie w ko­men­ta­rzach.

Lecą smoki pod ob­ło­ki, wiatr im kręci smo­cze loki

laugh

Nie czy­ta­łem.

Mee!

; )

I po co to było?

No wstrzą­sa­ją­ce nie po­wiem… czy­ta­jąc, mia­łam ocho­tę ubić wszyst­kich bo­ha­te­rów. Poza tym jed­nym, ubi­tym na wstę­pie…

Ni to Sza­tan, ni to Tęcza.

Miło mi  ; )

I po co to było?

O żeś, syf.-ie, na­sy­fił… ;-)

 

To tak: mocna rzecz. Bo­ha­te­rów mia­łem ocho­tę co do jed­ne­go uciu­kać, albo za ich ego­izm, albo za bez­myśl­ność albo za cy­nizm i du­po­chroń­ską obo­jęt­ność. Po­mysł trak­to­wa­nia po­ro­nie­nia jak mor­der­stwa – iście ab­sur­dal­ny, szcze­gól­nie w środ­ku dys­ku­sji i mocno wie­rzą­cym panu pro­fe­so­rze, który zro­bił brzyd­kie świń­stwo w imię prze­ko­nań re­li­gij­nych (a pri­mum: non no­ce­re to chyba zin­ter­pre­to­wał, by sobie nie za­szko­dzić…). Ka­pi­tal­ny kon­tra­punkt z Gra­ba­rzem-ama­to­rem li­te­ra­tu­ry. Mia­łem ocho­tę w pierw­szym od­ru­chu na­pi­sać “Osz ty gnoju, ze­psu­łeś mi sło­necz­ny dzień”, bo po­ziom ne­ga­tyw­nych emo­cji po lek­tu­rze się­gnął tego, jaki mnie opadł po wy­słu­cha­niu te­le­wi­zyj­nych wia­do­mo­ści o trzy­lat­ce w sa­mo­cho­dzie (wy­bacz­cie, po pro­stu chcę po­rów­nać re­ak­cje – jak to sły­szę w pu­deł­ku zła, to już mnie tak trzę­sie, że na­tych­miast zmie­niam kanał).

 

Ko­men­tarz po­cząt­ko­wy Ochy za to przy­pra­wił mnie o spazm śmie­chu i nie­do­wie­rza­nia, ale na szczę­ście po­ja­wił się Se­th­ra­el i jego nie­za­wod­na mał­pi­szo­no­wa­ta zło­śli­wość, co w efek­cie do­pro­wa­dzi­ło do wy­mia­ny zdań przy­wra­ca­ją­cych mi wiarę w zdro­wy roz­są­dek pań. Ja po­wiem tak: zwróć­cie uwagę, że w opo­wia­da­niu brak tła (poza może czte­ro­mie­sięcz­nym sie­dze­niu w miesz­ka­niu “ma­mu­si”). Nie wiemy, jakie były re­la­cje mię­dzy mał­żeń­stwem w ciąży, nie wiemy, jak na sie­bie od­dzia­ły­wa­li, w któ­rym mo­men­cie mię­dzy nimi pękło poza moż­li­wość uży­cia su­per-kle­ju, nie znamy ana­to­mii roz­pa­du tego związ­ku, mo­ty­wa­cji, za­cho­wań – a tu po­ja­wia­ją się ja­kieś sądy, war­to­ścio­wa­nia… Syf. na­gim­na­sty­ko­wał się, by wszy­scy bo­ha­te­ro­wie jed­na­ko byli spar­szy­wie­li, nie­czy­ści, głupi lub łaj­dac­cy. Każdy dzie­cia­ty facet wie, że ko­bie­ta w ciąży po­tra­fi prze­mie­nić życie w pie­kło na ziemi (zwłasz­cza, gdy oprócz bło­go­sła­wio­ne­go stanu do­cho­dzą jesz­cze inne czyn­ni­ki stre­so­gen­ne), każda dzie­cia­ta ko­bie­ta wie, że facet w tym cza­sie to nie­czu­ły debil, bo nigdy “cię­ża­rów­ki” nie poj­mie. Dy­gre­sja o spo­so­bie orze­ka­nia w pol­skich są­dach tak ku*ewsko smut­na, bo – o ile do­brze pa­mię­tam – od “Tato” Śle­sic­kie­go mi­nę­ło już pra­wie dwa­dzie­ścia lat, a kre­ty­nizm au­to­ma­tycz­ne­go zo­sta­wia­nia dziec­ka przy matce wciąż wśród tych cym­ba­łów w to­gach po­ku­tu­je. Sę­dziów jako ogół prze­pra­szam, ale czy­ta­łem o ido­ty­zmie zwa­nym ba­da­niem związ­ku dziec­ka z ro­dzi­ca­mi – w kla­sycz­nym pol­skim pie­prz­ni­ku zwa­nym ro­dzi­ną, matka re­zy­gnu­je z sie­bie i sie­dzi nawet kilka lat w domu, a oj­ciec za­su­wa od rana do wie­czo­ra, by bur­de­lik utrzy­mać, a potem psy­cho­log oświad­cza, że didź z se­nio­rem zwią­zek ma słaby. Jeżu kol­cza­sty, de­bi­lizm sto­so­wa­ny w ma­je­sta­cie prawa – a mówię to zda­jąc sobie spra­wę, że szcze­gól­nie w pierw­szych la­tach życia dziec­ko musi, na­tu­ral­ną siłą rze­czy, bar­dziej po­le­gać na matce niż ojcu. Papa w tym cza­sie ma dbać o świe­że­go ma­mu­ta w ja­ski­ni. Ot, przy­ro­da.

 

Wra­ca­jąc do opo­wia­da­nia – myślę sobie, że może i do­brze, że syf. nie za­ry­zy­ko­wał bu­do­wa­nia tych po­sta­ci z ich dłuż­szą hi­sto­rią, bo tu po pro­stu jeden zły krok, jedno słowo nie takie – i już, bach, z któ­rejś stro­ny po­le­ci świę­ty gra­nat ręcz­ny, roz­pi­rzu­cha by­ła­by jak nic :-) Dzię­ki temu gar­ni­tur an­ty­pa­tycz­nych po­sta­ci oglą­da­my jak w mi­gaw­ce. Wy­star­czy, by ich gre­mial­nie (poza gra­ba­rzem) znie­lu­bić, ale to tylko wy­ci­nek ca­ło­ści – więc uni­kam oceny przed­sta­wio­nych po­staw jak ognia.

Bar­dzo wia­ry­god­nie na­pi­sa­ny wy­ci­nek.

 

Se pójdę no­mi­no­wać, bo już po dru­gim czy­ta­niu jak je­stem zły, to zna­czy, że tekst dobry. Jasne? :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Nikt mnie nie ro­zu­mie. ;(

 

A tak serio – ok, mój wyj­ścio­wy ko­men­tarz bez wąt­pie­nia był nieco prze­szar­żo­wa­ny, nieco może nie­po­trzeb­nie pro­wo­ka­cyj­ny (ale to mi zo­sta­ło z cza­sów, kiedy byłam młod­sza – naj­pierw pro­wo­ka­cja, potem głów­ko­wa­nie;)). Ale wciąż mnie nieco dziwi, że wzbu­dził wię­cej kon­tro­wer­sji i za­cie­trze­wie­nia niż ko­men­ta­rze su­ge­ru­ją­ce lub oznaj­mia­ją­ce wprost, że ko­bie­ta po­peł­ni­ła za­bój­stwo, bo się prze­wró­ci­ła na scho­dach. Oraz te, su­ge­ru­ją­ce, że oj­ciec nie od­po­wia­da za dziec­ko. Bo – jak słusz­nie za­uwa­żył Se­th­ra­el – ten sam ar­gu­ment jest póź­niej uży­wa­ny w są­dach, z au­to­ma­tu i bez­myśl­nie. Broń obo­siecz­na.

I w sumie – przy takim my­śle­niu – nie ma się czemu dzi­wić.

 

EDIT: w kla­sycz­nym pol­skim pie­prz­ni­ku zwa­nym ro­dzi­ną, matka re­zy­gnu­je z sie­bie i sie­dzi nawet kilka lat w domu, a oj­ciec za­su­wa od rana do wie­czo­ra, by bur­de­lik utrzy­mać, a potem psy­cho­log oświad­cza, że didź z se­nio­rem zwią­zek ma słaby. – o, to, to. Tyle że tra­dy­cyj­nie nie da się nie­ste­ty mieć ciast­ka i zjeść ciast­ka. No, chyba, że ma się dwa, a to tylko, je­że­li jest się po­boż­nym mę­skim wy­znaw­cą we­so­łe­go sza­ria­tu. Albo nie­mal rów­nie we­so­łej wizji JKM. I potem – tra­dy­cyj­nie po­strze­ga­jąc ro­dzi­nę  – sądy wy­da­ją tra­dy­cyj­ne wy­ro­ki. I męż­czy­zna staje się ofia­rą “tra­dy­cyj­nej” ro­dzi­ny.

Dobra, ko­niec pu­bli­cy­sty­ki.

Wszyst­ko co mądre już na­pi­sa­no, więc ory­gi­nal­na nie będę. Rów­nie świet­ne, co wku­rza­ją­ce. A już ogrom­ny sza­cun dla Cie­bie, syfie, że tak omo­ta­łeś czy­tel­ni­ków Swoja wizją, że przyj­mu­jąc zrą­ba­ną opty­kę przed­sta­wio­ne­go świa­ta za­czę­li dys­ku­to­wać o tym, kto był winny za­bój­stwa:)

Z cze­pial­stwa:

Stwier­dzi­li­śmy ane­mię, a to plus dzi­siej­sza utra­ta krwi spra­wią, że pań­ska żona po­sie­dzi u nas tro­chę, ale nic jej nie bę­dzie.

Po dużej utra­cie krwi za­wsze stwier­dza się ane­mię. Sądzę, że le­karz po­wie­dział­by ra­czej coś w ro­dza­ju: “Dzi­siej­sza utra­ta krwi po­głę­bi­ła/na­ło­ży­ła się na wcze­śniej­szą ane­mię”

”Kto się myli w win­dzie, myli się na wielu po­zio­mach (SPCh)

A cię po­wiem, Ocha, że ta pu­bli­cy­sty­ka pod opkiem rów­nie cie­ka­wa jak ono samo :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Łał, ale dys­ku­sja się roz­krę­ci­ła ; )

I po co to było?

Ocho, ja jesz­cze o pu­bli­cy­sty­ce.

Nie wiem czy do­brze prze­ka­za­łem swoją myśl, ale cho­dzi mi o to, że aku­rat w na­szym coraz bar­dziej po­sra­nym kraju (ura­żo­nych pa­trio­tów za­pra­szam na osob­ną dys­ku­sję w do­wol­nym innym wątku) ten po­dział ról nie wy­ni­ka tylko z “tra­dy­cji”, ale także z np. re­aliów eko­no­micz­nych – i nie­ste­ty jest fak­tem. 

Dalej chyba się ro­zu­mie­my: że bez­re­flek­syj­ne nie uwzględ­nie­nie tych ogra­ni­czeń do­pro­wa­dza do ta­kich kre­ty­ni­zmów jak ta opi­nia psy­cho­lo­ga, którą rze­cze­ni “cym­ba­ło­wie w to­gach” chęt­nie trak­tu­ją jako pod­kład­kę do ła­twe­go orze­cze­nia o np. za­miesz­ki­wa­niu dzie­ci z matką. Nie, nie bro­nię ojców – je­stem pe­wien, że więk­szy od­se­tek matek niż ojców le­piej na­da­je się na ro­dzi­ca, cho­dzi mi tylko o ste­reo­typ rzą­dzą­cy cał­kiem po­waż­ny­mi w skut­kach osą­da­mi. Znam co naj­mniej jeden przy­pa­dek, gdy to ko­bie­ta za­ra­bia­ła na ro­dzi­nę, a facet zaj­mo­wał się dzieć­mi i nie robił ka­rie­ry. Ro­ze­szli się, a dzie­ci… przy matce. Nie znam oczy­wi­ście wszyst­kich szcze­gó­łów, które mogą być ważne, ale trud­no mi to pojąć – bo ten czło­wiek, nie tylko w mojej oce­nie, rze­czy­wi­ście wię­cej, le­piej i bar­dziej an­ga­żu­je się w ich wy­cho­wa­nie niż była żona.

No i urze­kło mnie sze­ro­kie spek­trum po­glą­dów za­pre­zen­to­wa­ne w ko­men­ta­rzach, a już szcze­gól­nie szyb­kie oce­nia­nie po­staw bo­ha­te­rów opo­wia­da­nia. Ech, sam autor na­pi­sał, że sta­rał się bar­dzo swo­ich po­glą­dów nie wkła­dać, dzię­ki czemu mamy oży­wio­ną roz­mo­wą ;-)

 

Po­wi­nie­neś się z tego cie­szyć syf.-ie, że tekst stał się in­spi­ra­cją do wy­mia­ny po­glą­dów spo­łecz­no-li­te­rac­ko-ro­dzin­nych. Zna­czy, udał ci się ma­newr z po­bu­dze­niem czy­tel­ni­ka do my­śle­nia i wy­ra­ża­nia opi­nii. :-)

 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Zna­czy, udał ci się ma­newr z po­bu­dze­niem czy­tel­ni­ka do my­śle­nia i wy­ra­ża­nia opi­nii. :-)

 

Ow­szem, cie­szę się ; )

 

rze­cze­ni cym­ba­ło­wie w to­gach

Uprzej­mie pro­szę o nie­obra­ża­nie  ; )

 

sam autor na­pi­sał, że sta­rał się bar­dzo swo­ich po­glą­dów nie wkła­dać, dzię­ki czemu mamy oży­wio­ną roz­mo­wą

Je­że­li ktoś być może od­niósł wra­że­nie, że być może nie od­po­wia­dam na ko­men­ta­rze – rów­nież w dys­ku­sji sta­ram się nie an­ga­żo­wać w wy­kład­nię opo­wia­da­nia, żeby przez przy­pa­dek nie kie­run­ko­wać in­ter­pre­ta­cji czy ocen. 

I po co to było?

Uprzej­mie pro­szę o nie­obra­ża­nie  ; )

Ech, fi­gu­ra sty­li­stycz­na pod­kre­śla­ją­ca mój ne­ga­tyw­ny sto­su­nek do sto­so­wa­nia pew­nej ste­reo­ty­po­wej prak­ty­ki są­dow­nic­twa w Pol­sce, która po­wtó­rzy­łem. Zaraz wsta­wię cu­dzy­słów, żeby było jasne, iż po­pa­dłem w sa­mo­uwiel­bie­nie i cy­tu­ję sam sie­bie :-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Psy­cho, od­po­wie­dzia­ła­bym, ale że chyba znowu mu­sia­ła­bym użyć ar­gu­men­tów nie do końca po­pu­lar­nych – to mi się jed­nak nie chce. :)

Łe, le­niu­szek! ;-) To pisz pry­wat­nie, jak się bo­jasz pu­blicz­nych lin­czów ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Pi­szesz syf.ie w spo­sób, po­wie­dzia­ła­bym, ob­raz­ko­wy.

Po­ka­za­łeś dzie­więć ob­raz­ków, a uło­ży­ły się one w opo­wieść taką, że łeb urywa!

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Znowu po­wiem, że bar­dzo mi miło ; )

I po co to było?

Mnie naj­bar­dziej za­in­try­go­wał na­strój jaki zbu­do­wa­łeś. Sama opo­wieść nieco płyt­ko przed­sta­wio­na, ale i tak coś w niej jest.

Dzię­ki za ko­men­tarz. 

I po co to było?

Mocna rzecz. Spodo­bał mi się taki frag­men­ta­rycz­ny ro­dzaj nar­ra­cji.

Spodo­bał mi się taki frag­men­ta­rycz­ny ro­dzaj nar­ra­cji.

 

Cie­ka­wa rzecz jest, że u nas na stro­nie, jak za­uwa­ży­łem, lu­dzie ge­ne­ral­nie ku­pi­li ten spo­sób opo­wia­da­nia, tj. od punk­tu do punk­tu bez de­ta­li – pod­czas gdy u He­le­ny równo mnie zje­cha­li za szkie­le­to­wość tek­stu ; )

I po co to było?

Wy­da­je mi się, że gdy­byś z tego zre­zy­gno­wał i bar­dziej roz­wi­nął tekst, to mógł­by tro­chę stra­cić na sile prze­ka­zu.

“U He­le­ny”? Gdzie to?

Bo my nie mu­si­my do­sta­wać kawy na ławę, ani her­bat­ki pod nos.

Kiedy dobry Autor za­pre­zen­tu­je po­rząd­ne opo­wia­da­nie, choć­by i frag­men­ta­rycz­ne, uważ­ny czy­tel­nik od­czy­ta wszyst­ko i wszyst­ko zro­zu­mie. Nawet to, czego Autor nie na­pi­sał. ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

zyg­fry­dzie

http://www.herbatkauheleny.pl/news.php

 

re­gu­la­to­rzy 

Być może zbio­ro­wy gust na­szej spo­łecz­no­ści po­wę­dro­wał w innym kie­run­ku; ja z kolei przy­znam, że mnie się od ja­kie­goś czasu po­do­ba takie frag­men­ta­rycz­ne pi­sa­nie, bo to mało czasu zaj­mu­je, a i pew­nie szyb­ko się czyta ; )

Z dru­giej stro­ny jest cał­kiem moż­li­we, że jesz­cze mi ten szkie­le­to­wy styl pi­sa­nia nie wy­cho­dzi w spo­sób opty­mal­ny, więc czy­tel­ni­cy, któ­rzy przy­kła­da­ją wię­cej wagi do formy, mogą być w pe­wien spo­sób nie­za­do­wo­le­ni ; )

I po co to było?

Syf.ie, gu­stów wszyst­kich czy­tel­ni­ków i tak nie za­do­wo­lisz. Pie­lę­gnuj więc szkie­le­ty frag­men­ta­rycz­ne­go pi­sar­stwa w któ­rym za­gu­sto­wa­łeś i racz nas jego owo­ca­mi. ;-)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Zo­ba­czym ; )

I po co to było?

Do­tych­czas, je­dy­ne co czy­ta­łem to Twoje „Dziew­czy­ny”, które nie za­chę­ci­ły mnie do lek­tu­ry in­nych opo­wia­dań. Błęd­nie. Po­wiem więc od razu kom­ple­ment, jaki uwa­żam, na­le­ży Ci się w pierw­szej ko­lej­no­ści. Syfie, je­steś zaj…istym pro­wo­ka­to­rem, a i nie wiem czy przy­pad­kiem i nie ma­ni­pu­lan­tem. Gra­tu­la­cje.

Skąd kom­ple­ment? Opo­wia­da­nie ogra­ni­czo­ne ilo­ścią zna­ków. Temat trud­ny, wręcz ar­cy­trud­ny. Co by autor nie na­pi­sał, by­ło­by źle, bo jak widać w ko­men­ta­rzach, co czło­wiek to inne do­świad­cze­nia ży­cio­we i po­dej­ście do świa­ta. Nie wiem, czy to był efekt za­mie­rzo­ny, czy też samo tak wy­szło, ale fe­no­me­nem opka jest to, że opo­wia­da­nie na­pi­sa­ło się samo na ja­kieś pięć­dzie­siąt ty­się­cy zna­ków, przy czym wkład po­cząt­ko­wy au­to­ra sta­no­wi dwa­dzie­ścia pro­cent ca­ło­ści, a efekt koń­co­wy jest lep­szy niż kto­kol­wiek mógł­by sam wy­my­ślić.

Jak ja to widzę. Ciąg dal­szy opo­wia­da­nia to roz­pra­wa są­do­wa w stylu ame­ry­kań­skim, gdzie mamy ławę przy­się­głych. Dobór ław­ni­ków nie­przy­pad­ko­wy. Re­pre­zen­tu­ją obie opcje. Roz­pra­wa jak roz­pra­wa, po­ka­za­ła suche fakty, ale to co dzia­ło się pod­czas usta­la­nia wy­ro­ku to jatka. Ław­ni­cy pra­wie sko­czy­li sobie do gar­deł, a w efek­cie wyrok nadal nie jest wy­da­ny. Bo prze­cież nie jest to łatwa spra­wa. Do­wo­dy nie są wy­star­cza­ją­ce, by jed­no­znacz­nie wska­zać win­ne­go.

To tyle mojej fan­ta­zji. A jak jest? Za­mysł au­to­ra jak mnie­mam, był od sa­me­go po­cząt­ku taki, żeby daw­ko­wać in­for­ma­cje, aby od­biór był nie­jed­no­znacz­ny. Dzię­ki temu osią­gnię­ty zo­stał efekt bar­dzo cie­ka­wej ko­re­spon­den­cji uczuć i do­świad­czeń ży­cio­wych czy­tel­ni­ków, któ­rzy na­pi­sa­li to opo­wia­da­nie le­piej niż na­pi­sa­ła­by to jedna, choć­by naj­zdol­niej­sza osoba. Jed­no­cze­śnie jasne dla wszyst­kich staje się to, że roz­wią­za­nie do try­wial­nych nie na­le­ży, bo prze­cież o kon­sen­sus było tak trud­no.

Jakie wy­war­ło na mnie wra­że­nie samo opo­wia­da­nie?

Pierw­sze od­ru­chy były po­dob­ne do pre­zen­to­wa­nych. Biłem się z my­śla­mi, kto za­wi­nił i w ja­kiej pro­por­cji. Panom, mia­łem chęć za­pro­po­no­wać za­mia­nę ról choć na kilka dni z żo­na­mi, naj­le­piej tak w pierw­szych ty­go­dniach życia dziec­ka. Oso­bi­ście je­stem pełen sza­cun­ku dla od­por­no­ści psy­chicz­nej ko­biet i pracy jaką wy­ko­nu­ją w domu. To nie jest łatwy ka­wa­łek chle­ba. Wiem co mówię, bo pró­bo­wa­łem i mimo po­cząt­ko­we­go za­pa­łu, darem od losu oka­zał się po­wrót do pracy. Z dru­giej stro­ny wiem, jak po­strze­ga­na jest rola ojca oraz nie­rów­ność praw i obo­wiąz­ków, więc mógł­bym przy­chy­lić się do nie­któ­rych ar­gu­men­tów stro­ny mę­skiej. Ale dys­ku­sja wy­szła dalej niż ramy opo­wia­da­nia, więc i ja się ogra­ni­czam.

Na pod­sta­wie przed­sta­wio­ne­go pro­fi­lu bo­ha­te­rów kar­ko­łom­ne jest roz­są­dza­nie, kto i w ja­kiej pro­por­cji za­wi­nił. Nie­za­leż­nie od tego, czy su­biek­tyw­ne od­czu­cia wska­zu­ją na 51% do 49% czy 10% do 90% od­po­wie­dzial­ność za życie no­we­go czło­wie­ka po­no­szą za­wsze ro­dzi­ce (oboje! jakie zna­cze­nie mają pro­por­cje?) od mo­men­tu po­czę­cia. W wielu swo­ich tek­stach czę­sto pod­kre­ślam fakt, że my jako ro­dzi­ce je­ste­śmy swego ro­dza­ju bo­ga­mi dla na­szych dzie­ci (na por­ta­lu za­mie­ści­łem jedno z ta­kich opo­wia­dań – „Mój Bóg”). Ro­dzi­ce dają iskrę, która po­bu­dza do życia, a potem dzień po dniu two­rzą świat, w któ­rym dziec­ko ma żyć. Dla­cze­go o tym piszę?

Otóż dla mnie w tek­ście i w ko­men­ta­rzach naj­bar­dziej symp­to­ma­tycz­ne jest to, że sam tytuł wska­zu­je na naj­waż­niej­szą kwe­stię. A opo­wia­da­nie (za­kła­dam, że ce­lo­wo) i ko­men­ta­rze pod nim trak­tu­ją tę isto­tę mar­gi­nal­nie. Za­kła­da­jąc, że nie­ochrz­czo­ne dziec­ko rze­czy­wi­ście mia­ło­by tra­fić do pierw­sze­go kręgu pie­kła to winą oboj­ga ro­dzi­ców jest fakt, że tak czy­sta isto­ta mia­ła­by po­no­sić kon­se­kwen­cje za ich wy­bo­ry ży­cio­we i błędy (nie­za­leż­nie od tego czy są to de­cy­zje świa­do­me czy po pro­stu za­nie­dba­nia).

O ile cze­goś nie po­mi­ną­łem, je­dy­ną osobą, która jest tego w pełni świa­do­ma to gra­barz! Oso­bi­ście nie zga­dzam się z dok­try­ną Ko­ścio­ła we wzglę­dzie grze­chu pier­wo­rod­ne­go, ale przyj­mu­je, że jest to istot­ny punkt opo­wia­da­nia i to on po­wi­nien sta­no­wić sedno ana­li­zo­wa­ne­go pro­ble­mu. Tak jed­nak się nie stało. Autor za­dbał o to, żeby pod­su­nię­te umie­jęt­nie strzę­py in­for­ma­cji o matce i ojcu po­chło­nę­ły dys­ku­sję. Czy taki był plan, żeby pi­sząc tak mało o dziec­ku, jed­no­cze­śnie dać do my­śle­nia o tym jacy je­ste­śmy? Nie wiem. Ale jeśli taki był za­mysł, skła­niam się nisko.

Jako po czę­ści wkrę­co­ny i żeby nie było, że migam się od jed­no­znacz­nej od­po­wie­dzi, po­wiem, że ser­cem je­stem jed­nak bli­żej matki (czuję, jak bar­dzo może skrzy­wić się psy­chi­ka ko­bie­ty za­mknię­tej w czte­rech ścia­nach i bez wspar­cia męża, po­ka­zu­ję to w „Bez­sen­no­ści”, gdzie za­gad­nął mnie autor:), a duszą z dziec­kiem. Ga­tu­nek męski zdra­dzam, świa­dom kon­se­kwen­cji;)

 

Po­zdro­wie­nia dla wszyst­kich, o ile jesz­cze ktoś tu kie­dyś zaj­rzy:)

em­pa­tia

Opo­wia­da­nie ogra­ni­czo­ne ilo­ścią zna­ków.

Na wstę­pie po­wiem, że for­mat +/-10.000 zna­ków jest su­per­anc­ki. Pisze się szyb­ko, dużo osób przyj­dzie i prze­czy­ta – no a naj­waż­niej­sze, przy tak ogra­ni­czo­nej ob­ję­to­ści każde słowo na­bie­ra du­że­go zna­cze­nia i można pisać bez zbęd­nych ozdob­ni­ków, lecąc od razu ku pu­en­cie. Fajna spra­wa.

 

Jak ja to widzę. Ciąg dal­szy opo­wia­da­nia to roz­pra­wa są­do­wa w stylu ame­ry­kań­skim, gdzie mamy ławę przy­się­głych.

Nie, nie – u nas na szczę­ście jest styl pol­ski i za­pew­ne jeden sę­dzia za­wo­do­wy ; )

 

Ale dys­ku­sja wy­szła dalej niż ramy opo­wia­da­nia, więc i ja się ogra­ni­czam.

To jest ko­lej­ny plus krót­kich opo­wia­dań, że łatwo spro­wo­ko­wać dys­ku­sję czy­tel­ni­ków, a – przy­znam – że bar­dzo lubię, jak za­czy­na­ją się ście­rać różne po­glą­dy ; )

 

Na pod­sta­wie przed­sta­wio­ne­go pro­fi­lu bo­ha­te­rów kar­ko­łom­ne jest roz­są­dza­nie, kto i w ja­kiej pro­por­cji za­wi­nił.

To jest cie­ka­wa spra­wa – ale ja się po­wstrzy­mam od au­tor­skich roz­wa­żań na temat. 

 

Za­kła­da­jąc, że nie­ochrz­czo­ne dziec­ko rze­czy­wi­ście mia­ło­by tra­fić do pierw­sze­go kręgu pie­kła to winą oboj­ga ro­dzi­ców jest fakt, że tak czy­sta isto­ta mia­ła­by po­no­sić kon­se­kwen­cje za ich wy­bo­ry ży­cio­we i błędy (nie­za­leż­nie od tego czy są to de­cy­zje świa­do­me czy po pro­stu za­nie­dba­nia).

Wy­szło mi, że to bę­dzie fajna pu­en­ta. Taki au­to­ma­tyzm Bo­że­go wy­ro­ku wobec pod­mio­tu, który ma zni­ko­my wpływ na wła­sną sy­tu­ację. Przy czym – jak dla mnie – jest to w pe­wien spo­sób pa­ra­lel­ne z losem mamy z opo­wia­da­nia.

 

(czuję, jak bar­dzo może skrzy­wić się psy­chi­ka ko­bie­ty za­mknię­tej w czte­rech ścia­nach i bez wspar­cia męża, po­ka­zu­ję to w „Bez­sen­no­ści”, gdzie za­gad­nął mnie autor:),

W pew­nym sen­sie oba opo­wia­da­nia ko­re­spon­du­ją w te­ma­ty­ce ob­ra­zu Matki Polki ; )

 

Dzię­ki za roz­bu­do­wa­ny ko­men­tarz. 

I po co to było?

Jak to wszyst­ko (tekst i ko­men­ta­rze) prze­czy­ta­łem za­czę­ło się we mnie tro­chę ko­tło­wać;) A jak emo­cji jest za dużo, nie daje mi to spo­ko­ju. Pi­sa­nie po­zwa­la sobie wszyst­ko ład­nie po­ukła­dać, a emo­cje w przy­zwo­ity spo­sób uze­wnętrz­nić:)

Swoją drogą, nie są­dzisz, że na pod­sta­wie wy­po­wie­dzi tu­tej­szych ław­ni­ków można by stwo­rzyć cał­kiem do­kład­ne por­tre­ty psy­cho­lo­gicz­ne bo­ha­te­rów;)

em­pa­tia

Co czło­wiek, to opi­nia ; P

 

Pi­sa­nie po­zwa­la sobie wszyst­ko ład­nie po­ukła­dać

Ja rów­nież uwa­żam, że pi­sa­nie po­zwa­la upo­rząd­ko­wać myśli. 

 

 

I po co to było?

Jesz­cze jedno po­sie­dze­nie bandy ba­ra­nów na Wiej­skiej, a sta­niesz się, syf.-ie, pro­ro­kiem we wła­snym kraju.

 

Takie ry­zy­ko fan­ta­sty­ki bli­skie­go za­się­gu… 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Temat wraca jak bu­me­rang  ; ) 

I po co to było?

Ano… Choć zda­wa­ło­by się, że ist­nie­ją­ce prawo sta­no­wi jakiś tam kon­sen­sus. Ale nie ;-)

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Wy­da­wa­ło­by się, że z Try­bu­na­łem Kon­sty­tu­cyj­nym wszyst­ko jest jasne, a tu nie…

Syf.ie, w ogóle nie pa­mię­ta­łam tego tek­stu. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

A tu, uzu­peł­nia­ją­co, nie­ży­ją­cy Geo­r­ge Car­lin w te­ma­cie, z roku 1996. Mo­men­ta­mi prze­gi­na, ale taka jego uroda – po­śmiać za­wsze się warto. :-) Na­pi­sy po PL do­stęp­ne.

 

https://www.youtube.com/watch?v=yyQefUG1DFM&oref=https%3A%2F%2Fwww.youtube.com%2Fwatch%3Fv%3DyyQefUG1DFM&has_verified=1 

"Świ­ryb" (Ba­ilo­ut) | "Fi­sho­lof." (Cień Burzy) | "Wiesz, je­steś jak brud i za­raz­ki dla ma­lu­cha... niby syf, ale jak dzie­cia­ka uod­par­nia... :D" (Emel­ka­li)

Nowa Fantastyka