- Opowiadanie: Ad - Wredne marzenie

Wredne marzenie

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Wredne marzenie

Przełknąłem ślinę oraz rzuciłem puszką do kosza. Babcia cieszyła się, iż znalazłem tanie hobby. Nie musiała kupować dla mnie piłki z autografem sławnego piłkarza lub firmowych korków. Na początku mogłem ciskać zwykłymi zapałkami i paczkami chusteczek, nie widziałem różnicy. Odpoczywałem od wściekłych zwierząt, zdobywałem medale, uciekałem do swojego świata, po prostu dobrze się bawiłem, lecz byłem amatorem. Dzisiaj jestem zawodowcem i wiem, że w moim sporcie puszki są najlepsze. Właściwie to przez nie wlewam w siebie hektolitry coli. Wszyscy mówią, że niszczę żołądek, ale odpowiadam – “jest mój, mogę zrobić z nim co chcę, nawet sprzedać na eBayu”. Prześwietlenia nie odbiegają od normy. Będę zdrowy do końca ż… świata. Tylko lekarz nie podziela mojego optymizmu, zawsze mówi to samo – “nie dojedziesz do dwudziestki”, “za niedługo będziesz srał pod siebie” lub woła matkę z korytarza. W ostatnim przypadku idę do szkoły z płonącym policzkiem. Dobrze, iż wczoraj zakopał go sąsiad.

*

– Alan, obiad czeka na stole od poniedziałku.

– Jeszcze jedna strona, babciu. Muszę to skończyć.

*

Ojciec dramatyzuje, że ma Alzheimera. Wymaga stałych pożegnań – gdy idę do siebie muszę wołać “Auf Wiedersehen”, gdy wychodzę do szkoły machać dłonią niczym do dziecka. Oczywiście w żadnym przypadku nie odpowiada, zawsze wychodzę na idiotę. Trzeba to trzeba. Jednak nadal nie wierzę ojcu. Jest zręczniejsza intelektualnie od wściekłych zwierząt – rozwiązuje krzyżówki, pisze moje wypracowania i układa puzzle dla dorosłych. Myślę, że babcia posiada swój sport.

*

Wyglądam na świat przez otwarte okno, wciągam do płuc świeże powietrze. Wstaje z fotela jak latawiec.

*

– Ładne oczy.

– Dziękuje panie Breslauer.

– Babcia powiedziała, że masz zjeść obiad.

– Gdzie ona jest?

– Wyszła.

– Zatem zjem gdy wróci.

– Jak chcesz.

– Do widzenia.

– Oby rychłego.

*

Wracam. Opieram ciężar ciała na kolanach, stopniowo się obniżam, dotykam pośladkami fotela. Wracam.

*

– Szaman, piesku – powiedział męski głos, przypominał naszego sąsiada, z prawdziwym Alzheimerem.

Podniosłem głowę i rzeczywiście zobaczyłem spopielałego starca z krzywym nosem po wypadku. Trząsł się jakby jeszcze miał Parkinsona, naprawdę zapomniał zamszowego płaszcza.

– Jest panu zimno?

– Skąd, niebawem upał.

Niebawem mróz, odpowiedziałem w myślach.

Pan Breslauer odszedł bez pożegnania w stronę cmentarza.

*

Przesuwam wzrok na zegar, dwunasta. Wystawiam głowę za okno, księżyc i gwiazdy. Wypełzam z pokoju niczym lis z kurnika.

*

– Babcia jeszcze nie wróciła

– Jestem trochę głodny.

– Przecież nie naplułem do twojego talerza.

– Poczekam.

– Chcesz poznać prawdę?

– Tak.

*

Staruch wyciąga prawicę spod stolika i uderza powietrze. Nie zauważam, iż w rzeczywistości bierze zamach i zaciska pięść. Kamyk odbija się od mojej głowy. Rozmawiam z przeźro… du…

*

– Co pan i gdzie…

– Poświęciłeś bliskich. Twoja fantazja stała się prawdziwym światem, a rzeczywistość fantazją, która odpłynęła… jak wiele innych. Poświęciłeś rodzinę do własnych celów.

– Gdzie babcia?

– Na cmentarzu.

*

Chłopiec i duch rozmawiali krótko, każdy spieszył się w inne miejsce.

Koniec

Komentarze

Adzie, przykro mi, ale Twojego opowiadania nie da się czytać. Nie mam pojęcia czemu wrzuciłeś je w stanie jak po upadku z dużej wysokości, ale: jeśli umiesz, popraw; jeśli nie – poczytaj twórczość innych autorów, popatrz, co możesz z niej wziąć dla siebie.

We “Wrednym marzeniu” leży i kwiczy żałośnie właściwie wszystko, oprócz ortografii i interpunkcji. Piszę to życzliwie, bez złośliwości.

Tintinie, czyżbyś zadurzony był… ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ożeż… Poprawione:)

Niestety, opowiadanie zupełnie mnie nie przekonało. Nie jestem również pewna, co miało przekazywać. Poza tym, że głowny bohater wzbudził moją żywą antypatię (ale to akurat jest mocno subiektywne) brakuje mi jakiegoś osadzenia całości. W domu, świecie, gdziekolwiek. Tekst jest bardzo okrojony i nie wydaje mi się, żeby na tym zyskiwał. Samo zakończenie także niewiele mówi.

Jeden z nielicznych przypadków, kiedy mam problem ze zrozumieniem przeczytanego tekstu. Na szczęście trafiło się kilka zabawnych zdań, ale nie mam pewności, czy intencją Autora było rozweselenie czytelnika.

 

…puszki są najlepsze. Właściwie to przez nie wlewam w siebie hektolitry coli. – Tak jak przez lejek? Pewnie w każdej puszce trzeba robić drugą dziurkę, żeby lało się przez nie. ;-)

 

W ostatnim przypadku idę do szkoły z płonącym policzkiem. Dobrze, iż wczoraj zakopał go sąsiad. – I tu mam problem, bo nie wiem, co wczoraj zakopał sąsiad – czy płonący policzek, czy wspomnianego wcześniej lekarza, a może nawet korytarz. ;-)

 

Alan, obiad czeka na stole od poniedziałku. – Czy w domu Alana były stoły na każdy dzień tygodnia, tu – stół od poniedziałku? ;-)

 

Jednak nadal nie wierzę ojcu. Jest zręczniejsza intelektualnie… – Też nie wierzyłabym ojcu, gdyby był zręczniejsza. ;-)

 

…wciągam do płuc świeże powietrze. Wstaje z fotela jak latawiec. – Dlaczego wciągane do płuc powietrze, wstaje z fotela jak latawiec? Jak z wstaje z fotela latawiec? ;-)

 

Podniosłem głowę i rzeczywiście zobaczyłem spopielałego starca z krzywym nosem po wypadku. – Czy cały starzec był kupką popiołu, a krzywy nos nie spopielił się i z tej kupki wystawał? ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie powiem, że opowiadanie jest niepojmowalne, bo na pewno znajdzie się ktoś, kto je zrozumie, ale tą osobą niestety nie będę ja. Ja sam często i gęsto szarpie swoje teksty gwiazdkami, ale ty trochę z tą fragmentaryzacją przesadziłeś.

vyzart: będę na takiego czekał.

 

Dziękuje za wskazanie błędów i konstruktywną krytykę, chociaż nie będę ukrywał, że komentarz tintina przyprawił mnie o mdłości.

“Wredne marzenie” to efekt połączenia dwóch opowiadań z szuflady. Mam nadzieję, iż więcej nie popełnię tego błędu. Na koniec mogę tylko powiedzieć, że kolejny tekst będzie na pewno lepszy, bo niżej upaść nie można. 

Adzie, nie miałem zamiaru przyprawić Cię o mdłości. Ani zniechęcać do pisania, ani naśmiewać się z opka. Chciałem tylko w miarę dosadnie napisać, że tekst jest jak dla mnie nie do czytania.

Już pierwsze zdanie kuleje, choć jeszcze w miarę słabo: “Przełknąłem ślinę oraz i rzuciłem puszką do kosza”. Dalej lepiej już nie jest, że wspomnę tylko o zdaniu z posta regulatorów: “Właściwie to przez nie wlewam w siebie hektolitry coli”: nie tylko “przez nie” jest nie w porządku, ale też “właściwie” powinieneś zamienić na “właśnie”.

Odbiłem się od Twojego tekstu, przykro mi.

Adzie, skoro mariaż opowiadań z szuflady skończył się niepowodzeniem, daj im rozwód i niech każde z nich żyje osobno. Samotnie, ale lepiej i od nowa.

I nie wmawiaj sobie, że nisko upadłeś, bo na razie tylko się potknąłeś.

Na koniec złożyłeś obietnicę, że następny tekst będzie lepszy. No to poczekamy i zobaczymy co zaprezentujesz. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zacznę od zapewne zaskakującego Autora przyznania: śmiałem się podczas czytania. Ot tak sobie pośmiałem się z niektórych zdań, z tych przeskoków niby-akcji, z niemożności zrozumienia całości też.

Trzeba umieć tak namotać, albo trzeba mieć pecha, żeby tak namotać… Skłaniam się jednak, z punktu widzenia Autora niestety, skłaniam się ku drugiej z wymienionych możliwości.

Szanowny Adzie,

Piszę do Ciebie ten list, albowiem miotnął mną Twój geniusz. Mam taki mały problem teraz, o którym zaraz. Dość, że do jego rozwiązania potrzebny mi szalony konstruktor, ktoś o tak nieprzeciętnie abstrakcyjnym zmyśle, by zbudować mógł labirynt nie do przejścia.

No to teraz o problemie: ma rogi i na imię mu – Minotaur…

 

Nie kumam. Ni dydy. Rzeczywiście, rozwiedź te opowiadania, eksperyment się udał, pacjent zmarł pod nawałem krytyki sfrustrowanych amatorów – takich jak, nie przymierzając – ja: nie grzeszących inteligencją, nie potrafiących rozeznać się w wizji, ciemniaków ślepych jak obywatel na wezwania do zapłaty… :-)

Czekamy na następne i trzymamy za słowo – ja i mój mały, rogaty kłopocik ;-)

 

 

 

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Hmmm. I ja nie zrozumiałam. Co mają puszki koli do duchów?

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka