
Witam wszystkich i zapraszam do miłej, mam nadzieję lektury.
Witam wszystkich i zapraszam do miłej, mam nadzieję lektury.
Poranek był chłodny i ponury, prawie tak bardzo jak jego humor. Dawid przetarł brudną twarz i westchnął ciężko. Ledwie stał na nogach, wielogodzinna walka wypruła go ze wszystkich sił. Spojrzał na tłum gapiów, reporterów i Bóg wiedział, kogo jeszcze, gromadzących się nieopodal miejsca zdarzenia. Dookoła panował rozgardiasz; ktoś coś krzyczał, ktoś przeklinał, gdzieś w oddali słychać było syreny kolejnych, nadjeżdżających w nieskończoność wozów. Spojrzał w górę na wciąż wznoszące się słupy czarnego dymu, a potem na zgliszcza budynku. Ociągając się, wszedł po szerokich schodach, szkło chrzęściło pod jego butami. W miejscu, gdzie do niedawna znajdowało się główne wejście, teraz straszyły poczerniałe ramy, wcześniej oszklonych drzwi. Tuż obok rozmawiała grupa strażaków.
– Budynek nadaje się już chyba tylko do rozbiórki – powiedział zachrypniętym głosem jeden z mężczyzn. – Dawno już takiego ognia nie widziałem.
– Istne piekło – zgodził się inny.
– Tylna część budynku jakoś przetrwała, ale cholera, nawet nie wiem czy to wszystko nie runie nam zaraz na głowy.
– Jedna ekipa już jest w środku. Musimy do nich dołączyć i sprawdzić, czy komuś udało się przeżyć.
– Oby wszystkim to się udało.
– Niezły bałagan, co? – Jeden ze strażaków, obdarowany gęstym zarostem zwrócił się do Dawida, gdy go zobaczył.
– Tak… – westchnął mężczyzna. – Wiadomo ile osób było w środku?
– Policja sprawdza wszystkich pracowników, o których w tej chwili wiadomo, ale zajmie to trochę czasu. A ty masz pojęcie, kto mógł tam wtedy być?
Dawid zastanawiał się przez chwilę nic nie mówiąc.
– Pan Emil… – powiedział wreszcie. – Stróż nocny, razem z nim powinna być jeszcze jedna, czy dwie osoby, nie więcej. O tej porze mało ludzi zaglądało do środka, więc być może nikogo więcej tam nie było.
– Znałeś tych ludzi, prawda? – zapytał strażak, widząc posmutniałą twarz rozmówcy.
– To może zbyt wiele powiedziane. Zamieniłem od czasu do czasu kilka zdań, zawsze na powitanie: dzień dobry, ale nic ponad to. Tak czy inaczej, mam nadzieję, że są cali i zdrowi.
– Nic nie jest przesądzone. Jak myślisz, któreś mogło nie przyjść do pracy?
– To możliwe, chociaż mało prawdopodobne, w stosunku do pana Emila. – Zastanowił się Dawid. – Nie było dnia by nie zjawił się w pracy. Przynajmniej tak mówili. I rzeczywiście, kiedy wieczorową porą przychodziłem by wypożyczyć jakąś książkę, zawsze go spotykałem.
– Rozumiem.
– Wydawało się, jakby nigdy nie chorował, że nic nigdy mu nie dolegało, był zdrów jak ryba. Poza tym, o ile mi wiadomo, był osobą samotną, nie miał żadnej bliskiej rodziny. Ta praca wiele dla niego znaczyła. Jestem prawie pewien, że był w środku.
– Trzeba być dobrej myśli.
– Ty zawsze jesteś, co Marku?
– Żebyś wiedział. Ech… Czeka nas jeszcze wiele godzin ciężkiej pracy, żeby to sprzątnąć.
– Zgadza się – potwierdził Dawid.
– Lubiłeś to miejsce, co?
– Wciąż mam jeszcze kilka nie oddanych książek – westchnął Dawid.
– To już chyba nie ma znaczenia.
– Zależy, w jakim kontekście.
– Prawda – uśmiechnął się Marek.
– Dobra ludzie! – krzyknął ten z zachrypniętym głosem. – Wchodzimy do środka! Patrzeć mi pod nogi i postarajcie się niczego nie przeoczyć. Uwińmy się jak najszybciej, nie mamy żadnej gwarancji, że w środku jest bezpiecznie. Jasne?
– Tak jest! – zgromadzeni zawołali chórem.
Wchodząc do środka, Dawid uświadomił sobie, że stoi pośrodku niedawnej recepcji. Był to szeroki hol, z kolumnami ustawionymi po obu stronach, pod którymi znajdowały się wcześniej biurka bibliotekarzy, przy których obsługiwano odwiedzających. Teraz miejsce było puste i nieprzyjemne; białe wcześniej kolumny prowadzące do dalszej części budynku, były teraz obskurne, i w znacznej części poznaczone przez ogień. Strażacy powoli parli do przodu, przeszukując każdy zakamarek, nikogo jednak nie znajdując.
Szerokie drewniane drzwi, prowadzące do centralnej części biblioteki, praktycznie przestały istnieć. Dawid pierwszy przeszedł przez prostokątną dziurę w ścianie i ze smutkiem patrzył na obszerne pomieszczenie. Przed pożarem rozciągały się tutaj liczne regały o łukowych kształtach. Zawsze wydawały się mu bardzo stare, ale jednocześnie trwałe i solidne. Roztaczały się półkolem, pierwsze z brzegu, niewielkie – sięgały nieco powyżej pasa dorosłej osoby i znajdowały się na nich czasopisma i komiksy. W miarę jak posuwano się wgłąb pomieszczenia, regały stopniowo rosły coraz większe i większe, w najdalszej części budynku sięgając już niemal wysokiego sufitu. Dawid w swojej pamięci, przywołał dokładny obraz tego wszystkiego, a zaraz za nim wspomnienia.
– Spójrz na to miejsce – powiedział jego brat, gdy przyprowadził go tu po raz pierwszy – czy nie jest wspaniałe?
– Ma w sobie coś urzekającego – potwierdził wtedy Dawid.
– Kiedyś ludzie będą przychodzili, by szukać tutaj dzieł napisanych przeze mnie.
– Marzyciel.
– Ty za to jesteś pesymistą. Nie wierzysz, że kiedyś odniosę sukces?
– Uwierzę, z dniem, kiedy wreszcie zdołasz coś skończyć, zamiast porzucać i brać się za nowy projekt. Tylko wtedy.
– Nic na to nie poradzę, mam głowę pełną pomysłów, muszę je realizować, inaczej tracę zapał i nic z tego nie wychodzi.
– Nie mógłbyś ich zapisywać i zostawiać na potem? To z pewnością ułatwiłoby ci życie.
– To by zabiło we mnie poczucie artyzmu.
– Poczucie artyzmu… Dobre sobie.
Dawid uśmiechnął się na myśl tych wspomnień. Zawsze byli od siebie całkowicie różni; on cierpliwy, dbający o szczegóły, zaś Adrian z głową pełną fantazyjnych pomysłów. Mimo częstych sprzeczek, potrafili świetnie się dogadywać.
Po raz kolejny, w wyobraźni Dawida rysował się obraz licznych alejek, biegnących między regałami i licznych bocznych uliczek oraz zakamarków. Pierwsze kilka razy, gdy wraz z bratem odwiedzali to miejsce, czuł się jak odkrywca jakiegoś dziewiczego i niezbadanego lądu, ale zamiast aromatu nieznanych roślin, w powietrzu unosił się zapach starych tomów.
Czytał wtedy naprawdę dużo, niemal każdą wolną chwilę poświęcał swojemu hobby. Zanim Adrian zaraził go swoją pasją do książek, rzadko po cokolwiek sięgał. Sam się sobie dziwił, jak bardzo dał się porwać temu zajęciu. Jaki wpływ miał na niego brat.
Najbardziej przypadły im do gustu książki przygodowe, ale również fantastyka, horrory, kryminały. Teraz ze smutkiem w oczach, spoglądał na to, co zostało z ich ulubionego miejsca. Z miejsca, które w pewnym sensie stało się drugim domem. Wspominał godziny, które spędził w czytelni, ludzi, jakich poznał dzięki temu miejscu na przestrzeni lat. Oczywiście oni nie zniknęli, wciąż mieli się dobrze, mógł z nimi porozmawiać, pośmiać się, jednak teraz patrząc na to wszystko, czuł dopadające go przygnębienie. Wszystko to, co pokochał po prostu przestało istnieć. Mógł pójść gdziekolwiek, były dziesiątki bibliotek, księgarni, gdzie znalazłby te same utwory, a jednak to nie byłoby to samo. Uśmiechnął się smuto na myśl, jak to człowiek potrafi przywiązać się do konkretnego miejsca, czy przedmiotu, niemal jak do drugiej osoby. Przerażało go to, jak łatwo można utracić jedno i drugie. Wystarczy chwila, jeden moment by jakaś nieokiełznana siła zrujnowała wszystko, co drogie sercu.
– Wiesz, chyba wreszcie udało skupić mi się na pisaniu jednego tylko opowiadania – powiedział kiedyś Adrian. Było to niedługo przed wstąpieniem Dawida do straży.
– Tak? – zapytał wtedy z niedowierzaniem. – I nie porzucisz go tak jak innych?
– Musiałbym być szalony! – zawołał Adrian.
– Więc, o czym będziesz pisał?
– Zobaczysz! Ale będziesz musiał mi w tym pomóc.
– Ja? A to niby w jaki sposób?
– Napiszemy tę powieść wspólnie.
– Chcesz żebym razem z tobą, pisał twoją książkę?
– Właśnie tak! Pamiętasz? Przecież Już kiedyś to robiliśmy.
– No tak, ale to było w podstawówce. Co to ma do rzeczy?
– Posłuchaj, ostatnio znalazłem na strychu, ten zeszyt, w którym pisaliśmy różne historyjki, i opisywaliśmy wspomnienia.
– Ten zeszyt jeszcze się uchował? – Zdziwił się Dawid.
– Tak, poczytałem sobie, co nieco, w większości bzdury, ale jedno z opowiadanek zainspirowało mnie.
Posuwali się coraz bardziej w głąb zniszczonej biblioteki, jak dotąd nie znaleźli ani zaginionych, ani żadnych ciał. Dawid zatrzymał się przy resztkach jednego z regałów, wciąż ulatywał z niego szary dym, który zabierał ze sobą miliony słów, mających rozproszyć się teraz bezładnie po świecie. Patrzył beznamiętnym wzrokiem na kopiec popiołu i desek, który był teraz grobowcem wszystkich spalonych książek.
To tutaj – pomyślał Dawid. – Tutaj ją wtedy zostawiłem.
Kiedy Adrian zaproponował, by wspólnie napisali powieść, Dawidowi pomysł ten wydawał się niedorzeczny. Jako, że obaj pisali raczej do szuflady, a jego brat nigdy tak naprawdę nie ukończył żadnego z opowiadań, wątpił w odniesienie sukcesu. Lecz później, za namowami Adriana dał się przekonać. W końcu nie o sławę tutaj chodziło, ale o samospełnienie i dobrą zabawę. Nieważne było czy ktoś przeczyta ich powieść, czy nie, ważne było jedynie to, że pisali ją dla siebie.
Historia nie była oryginalna, lecz każdy starał się przekazać coś ciekawego.
I tak zaczęli prace nad pierwszym tytułem. Powieść o przyjaźni, poszukiwaniu szczęścia i spełnianiu marzeń. Wybrali nietypowy sposób pracy; każdemu przypadał kolejno jeden rozdział. Stanowiło to niemałe wyzwanie. Za każdym razem, gdy jeden z nich pisał, drugi musiał przygotować się na niespodzianki i przystosować się do nowej sytuacji. Bywało to uciążliwe, tym bardziej, że pisząc przekazywali sobie tylko szczątkowe informacje. Wiedzieli, że utrudniają sobie w ten sposób sprawę, jednak mobilizowali się wzajemnie do cięższej pracy. Nie brakowało również współzawodnictwa i kłótni, ale tak naprawdę cała ta sytuacja sprawiała im ogromną radość. Koniec końców, zawsze z dumą prezentowali sobie kolejne przygody swoich bohaterów.
W pewnym momencie Dawid postanowił rozdzielić przyjaciół i rzucić każdego z nich w wir wydarzeń i konfliktów, pozornie niepowiązanych ze sobą. Finał powieści przypadł w pisaniu Adrianowi. Młodzieniec długo pracował nad zakończeniem. Zadanie rzucone przez brata nie było łatwe, starał się więc rozwiązać wszystko w jak najciekawszy sposób. Ukończoną zaś książkę, pragnął podarować swojemu bratu na urodziny. I to się udało.
Dawid jednak nigdy nie dokończył czytać powieści. Nie potrafił. Dwa dni po wręczeniu bratu książki, Adrian wyjechał do pożaru. W jednym z hoteli nastąpił wybuch, ogień szybko rozprzestrzenił się, więżąc wielu gości w środku. Podczas akcji ratowniczej, wszedł, wraz z innymi strażakami do budynku. Zdołali uratować wiele osób, jednak trzech przypłaciło to życiem. W tym Adrian. Chłopak był taki dumny, że mógł pójść w ślady swojego starszego brata i ojca. Niestety szczęście nie trwało długo. Przez wiele miesięcy Dawid nawet nie zaglądał do książki, schował ją na dnie szuflady, by nie przypominała mu o bracie. Bał się też poznać dalsze losy dwóch przyjaciół, gdyż nie był gotowy na ostateczne pożegnanie z Adrianem. Coraz częściej przesiadywał w zniszczonej teraz bibliotece, rzadko coś czytał, po prostu siedział i walczył z myślami.
Po policzku spłynęła mu łza. Sam nie mogąc przeczytać książki, miał nadzieję, że ktoś inny pozna zawarte na kartach księgi słowa Adriana. Zaniósł utwór do biblioteki i umieścił wśród pozostałych powieści. Być może sam też miał nadzieję na to, że kiedyś nabierze wystarczająco dużo sił by sięgnąć po opowieść i przeczytać to, co Adrian napisał specjalnie dla niego.
Przykucnął wreszcie, oparłszy kolano na zniszczonej podłodze i zaczął przekopywać górę popiołu. Sam już nie wiedział, po co, jednak nie doszukiwał się w tym sensu. Stał dokładnie w tym miejscu, w którym stał ów regał, z tak drogocenną książką.
Westchnął smutno, wiedział, że nie może bić się z myślami, z góry był skazany na porażkę.
W końcu powrócił do przeszukiwania budynku. Pierwsze zwłoki znaleźli przykryte resztkami spalonych desek. Dawid, ani nikt inny nie był w stanie rozpoznać, kim była ta osoba. Ciało było doszczętnie spalone, niemal do samych kości. Kilku z młodszych, niedoświadczonych jeszcze kolegów, oddaliło się by nie patrzeć. Dawid dobrze ich rozumiał, sam też odwrócił wzrok. Nieszczęśnik za bardzo przypominał mu brata. Kiedy jedni zajęli się zwłokami, on ruszył na dalsze poszukiwania. Dotarli niemal do samego końca budynku, gdzie mieściły się pomieszczenia sanitarne i archiwa.
Razem z pozostałymi, skrupulatnie przeszukiwał jeden pokój za drugim, nie trafiając na żadnych ludzi. Dawidowi przeszło przez myśl, że poprzedniego wieczoru biblioteka mogła zostać wcześniej zamknięta, a w środku znajdował się jedynie nieszczęsny pan Emil. Wzdrygnął się uświadamiając sobie, iż może to być najbardziej optymistyczny teraz scenariusz. Mimo, że wydawało się to okropne, miał nadzieję, że tak właśnie było.
W pewnym momencie usłyszał przytłumione głosy, spostrzegł, że nie tylko on. Dobiegały zza niedaleko znajdującego się winkla. Wraz z dwoma innymi strażakami pobiegł w to miejsce, mając nadzieję, że to ocaleni z pożaru.
Również tutaj płomienie odcisnęły swoje piętno.
– Hej! Jest tu kto? – zawołał jeden z ratowników.
Znowu dobiegły ich głosy, teraz wyraźniejsze. W korytarzu, do którego wbiegli, znajdowało się przejście do piwnic.
– Tam na dole są ludzie! – zawołał młody strażak.
– Biegnij po pozostałych! – polecił mu Dawid. – My zejdziemy na dół.
– Robi się!
Młodzieniec w mgnieniu oka wykonał polecenie, a jego pokrzykiwania niosły się po całym budynku.
Tymczasem Dawid, wraz z drugim ratownikiem zeszli po schodach do ciemnej piwnicy.
– Jest tu ktoś? – zawołał – Ugasiliśmy pożar! Jesteście bezpieczni!
Próbował zapalić światło, jednak żadna z lamp nie działała.
– Nadeszła pomoc! – Usłyszeli, a z ciemności powoli zaczęły wyłaniać się sylwetki ludzi.
Pomieszczenie wypełniło się odgłosami licznych stóp, za chwilę na dole pojawił się cały pluton ludzi. Wystraszeni i nieco zdezorientowani ocaleni, w asyście ratowników, powoli powracali do jasności. Widok, jaki zastali, rysował się przerażeniem na ich twarzach. Jednak otoczeni tyloma duszami, pragnącymi zapewnić im opiekę, mogli zapomnieć o całym koszmarze.
Ocalałych było sześcioro.
Wciąż roztrzęsiona, starsza bibliotekarka Anna, rozpoznała twarz Dawida.
– Pan Emil? – zapytała.
Dawid pokręcił głową, zobaczył łzy w jej oczach.
– Nie mieliśmy dokąd uciec – wyszeptała – To Emil zaprowadził nas do podziemi.
– Ale dlaczego nie został z wami?
– Usłyszeliśmy krzyk dziecka, musiało być niedaleko. Emil kazał nam tam zostać, powiedział, że lepiej będzie jak tylko jedna osoba tam wróci. A on znał tę bibliotekę, jak nikt inny. Nie powinniśmy byli puszczać go samego.
– To nie wasza wina. – Dawid, nie wiedzieć czemu, ale mimowolnie objął staruszkę. – Pan Emil zrobił, co uważał za słuszne. Na pewno trafi w dobre miejsce, za swoje uczynki.
– A dziecko? – wychlipała kobieta.
– Nie znaleźliśmy go.
– Daj Boże by było całe i zdrowe.
– Z pewnością tak jest. – Dawid oddał kobietę w ręce sanitariuszy. Sam nie wierzył w swoje zapewnienia, nikt, kto przebywał w tamtym czasie na górze, nie mógł przeżyć.
Uzbrojeni w latarki raz jeszcze zeszli do piwnic, by upewnić się, że nikt tam nie został. Na dole nie było wielu pomieszczeń i niemal wszystkie były puste i nieużywane. Poza jednym. Była to swego rodzaju przechowalnia, stało tu kilka starych mebli i stosy nadgryzionych zębem czasu książek.
– Coś tam jednak ocalało – powiedział Marek stojąc w drzwiach.
– Kilka starych, zapomnianych utworów – westchnął Dawid i wziął pierwszy lepszy tom do ręki. Kartki posypały się na podłogę.
– Wygląda na to, że przynosili tutaj to, co nadawało się już tylko na rozpałkę.
– Na to wygląda – zgodził się Dawid, kładąc pustą okładkę na jednej z książkowych wież.
– Możesz wypożyczyć coś po raz ostatni – uśmiechnął się Marek – nikt raczej nie będzie miał o to pretensji, a być może humor ci się nieco poprawi.
– Może, ale wątpię żebym odnalazł utwór, którego szukam.
– To znajdź inny i nie wybrzydzaj. Tylko się pośpiesz, lepiej nie marudzić tu zbyt długo.
– Tak wiem.
– Ja w każdym razie zamierzam wyjść stąd jak najprędzej. Widzimy się na zewnątrz.
– Zaraz do was dołączę.
Dawid w ciszy przyglądał się niewielkiemu pomieszczeniu. Chciał się pożegnać, postanowił zabrać ze sobą na pamiątkę jedną, przypadkowo wybraną książkę. Już sięgał po jedną z pozycji, gdy poczuł, że ktoś szarpie go za bok kombinezonu. Gdy się odwrócił, zobaczył przed sobą na oko dziesięcioletnią dziewczynkę, o jasnych lokach, ubraną w niebieską sukienkę .
– Co tutaj robisz? – zapytał zaskoczony. – Ach, nie ważne, dobrze, że jesteś cała. Byłaś tu przez cały czas?
Dziewczynka potwierdziła.
– Dlaczego nie podeszłaś do nas, kiedy tu zeszliśmy?
– Podeszłam, ale nie zwracaliście na mnie uwagi.
– Jak moglibyśmy cię nie zauważyć? – Dawid klęknął przy dziewczynce i poczochrał ją po włosach. – A tamci, których uratowaliśmy, też cię nie widzieli?
Mała pokręciła przecząco głową.
– Niedorzeczne. Co tam właściwie trzymasz? – Dawid spojrzał na przedmiot w rękach dziewczynki.
– Prezent.
– Prezent? Dla kogo?
– Dla ciebie. – Z tymi słowami dziewczynka wręczyła mu pakunek.
– Dla mnie? Co ty opowiadasz? Zresztą nieważne, chodź, muszę cię stąd zabrać.
Powstrzymała go gestem dłoni.
– Odpakuj – powiedziała. – To ważne.
– Za chwilę, najpierw…
– Odpakuj – powtórzyła dziewczynka. – Wtedy oboje będziemy mogli pójść dalej.
– No dobrze. – Dawid westchnął i zaczął rozwijać materiał.
– Taki jeden miły strażak prosił mnie, żebym ci to dała. Powiedział, żebyś się nie martwił, że ma się dobrze i, że czuwa nad tobą.
Dawid nie mógł uwierzyć własnym oczom. W jego rękach leżała ta najcenniejsza książka. Dokładnie ta sama, którą przez tak wiele lat pisali wraz z bratem. Przesunął palcami po okładce, i nie mógł się nadziwić, jakim cudem znów ma ją w dłoniach. Ledwo powstrzymując drżenie ciała, zajrzał do środka, na pierwszą stronę. Ujrzał tytuł: „Na dwóch morzach”, a pod nim dedykację: „Dla mojego zbyt doskonałego brata, który jednak, nie ma za grosz talentu do pisania”.
Uśmiechnął się, a w oczach poczuł łzy, które ledwo powstrzymywał.
– Muszę już iść – powiedziała niespodziewanie dziewczynka – mama na mnie czeka, będzie się martwić, jeśli zaraz nie wrócę.
– Zaczekaj! – zwołał Dawid. – Skąd wzięłaś tę książkę?
Mała nic nie odpowiedziała, odwróciwszy się tylko, lekkim krokiem ruszyła w stronę schodów. Strażakowi wydawało się jakby nie tyle biegła, co płynęła przez pomieszczenie. Po chwili ruszył jej śladem na górę.
Przez chwilę bezradnie rozglądał się po bibliotece, lecz po rozmówczyni nie było śladu. Zagadnięty jeden z ratowników, powiedział, że przed chwilą ją zabrali. Mężczyzna wydawał się dziwnie ponury. Dawid szybkim krokiem podążył w stronę wejścia i wtedy ją zobaczył. Szła powolnym krokiem, trzymając za rękę jakąś kobietę. Co najdziwniejsze, nikt spośród obecnych nie zwracał na nie najmniejszej nawet uwagi. Zanim przekroczyły próg, dziewczynka odwróciła się i z uśmiechem na twarzy pomachała mu po raz ostatni. Zmieszany nieco, odwzajemnił gest. Po chwili obok niego przeszli sanitariusze, widział ich posępne miny. Nieśli ze sobą kolejne dwa ciała zamknięte w workach; jedno większe, zapewne dorosłej osoby, drugie bez wątpienia dziecka.
Nie rozumiał, co tak naprawdę zaszło tamtego dnia, wszystko wydawało się tak dziwne i nierealne.
Raz jeszcze obejrzał się za kobietą i dziewczynką.
– Dziękuję – wyszeptał.
Ej, ale Ty czytałeś główny wątek konkursowy? Przedłużyliśmy termin o jeden dzień, więc nie ma pośpiechu. ;-)
Rodzaj + gatunek dodane właściwie, tym się nie przejmuj.
Jeśli chcesz, aby tekst miał szansę trafić do biblioteki, dodaj choć jeden tag.
A jeśli chcesz, aby przy dodaniu do biblioteki trafił na stronę główną, uzupełnij pole fragment.
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
Opowiadanie naprawdę fajne. Początek trochę chrzęścił, dialogi wydawały mi się nienaturalne, zdania jakby złożone zbyt starannie. Później opowiadanie wciąga, tak mniej więcej od momentu w którym pojawiają się informacje o Adrianie.
Zastanowiło mnie dlaczego ludzie byli w piwnicach. Teoria głosi, że jeśli to możliwe to na zewnątrz a jak nie to do góry. Jeśli budynek jest jedno-piętrowy, to z oczywistych względów do góry się nie da, jednak dziwne że od każdego okna też byli odcięci, szczególnie jeśli p. Emil mógł ich prowadzić gdzieś, czyli nie wszystko się paliło i nie byli zamknięci od początku w piwnicach. Biblioteka została ze wszystkich stron podpalona?
Oczywiście, żaden ze mnie strażak, po prostu kręciło mi się po głowie w czasie czytania.
Dziwiło mnie także, dlaczego Dawid porusza się tak wolno. Skoro wiadomo, że ktoś mógł przeżyć to czemu marnuje czas na przekopywanie góry popiołu? Chyba, że wchodzi w momencie kiedy nikt już nie miał prawa przeżyć, ale z opowiadania wynika, że iskierka nadziei była.
Pan Emil biegnący po dziecko. A Dawid nawet nie przykłada się żeby ich szukać jak już dowiedział się, że byli w budynku. I trochę kiepsko przekonywał kobietę że może jeszcze przeżyli skoro nawet nie ruszył się energiczniej żeby ich poszukać.
Trochę zamotały mnie dwa worki na sam koniec. Z początku wziąłem kobietę i dziecko za jakieś duchy – czyli ciała tych duchów były w workach. Ale jednocześnie brakuje zamknięcia wątku p. Emila i dzieciaka którego on szukał. Przeżył czy nie? Jak nie, to czy odnaleźli ciało? Jeśli był jakkolwiek ważny dla bohatera, ten powinien o tym wiedzieć.
W miejscu, gdzie do niedawno
W miejscu, gdzie do niedawna
Nieszczęśnik zbyt bardzo przypominał mu brata.
Zbyt bardzo?
Zanim Adrian zaraził go swoją pasją do książek, rzadko cokolwiek po cokolwiek sięgał.
Zdecyduj się na któreś cokolwiek :P
/ Jaaf
Brajcie – rzeczywiście przeoczyłem wiadomość dotyczącą przedłużenia terminu. Dziękuję również za wskazówki.
Jafieli – co do przebywania ludzi w piwnicach, może niefortunnie to wyszło. Uznałem po prostu, że ogień bardzo szybko się rozprzestrzenił, a ludzie wpadli w panikę. Pan Emil zabrał ze sobą wszystkich, których wtedy spotkał, ale drogę odnalazł tylko jedną. Co do Dawida, sam jakoś nie czułem żeby poruszał się jakoś powoli, ale jak się zastanowić, to masz rację. Jeśli chodzi o poszukiwania Emila i dziewczynki, Dawid mógł po prostu zostać wysłany z powrotem do piwnic, by je jeszcze sprawdzić. Poszukiwanym dzieckiem była dziewczynka, która wręczyła Dawidowi książkę, a w workach rzeczywiście znajdowały się ciała jej, oraz matki. Niezidentyfikowane ciało miało należeć do stróża, jednak nie postarałem się za bardzo, by naprowadzić czytelnika na ten trop.
W każdym razie, dziękuję za przeczytanie i komentarze :)
Warunki konkursu spełnione.
Duchy – obecne.
Język – oj, chyba ktoś się zbyt spieszył przy wstawianiu tekstu. „[…] jednak teraz patrząc na to wszystko dopadła go pewna nostalgia.” Ta nostalgia… Nie dosyć, że na wszystko patrzyła, to jeszcze przecinek zeżarła. Duł?! Stup?!
Całkiem dobry tekst, podobał mi się. Gdyby jeszcze nie te paskudne orty… Ale jak poprawisz błędy i błędziki, to byłabym skłonna kliknąć na Bibliotekę.
Babska logika rządzi!
Prawda że, wszystko robione trochę w pośpiechu, niestety całej winy zrzucić na to nie mogę.
Duł?! Stup?! – o ja nieszczęsny :D
Z nostalgią rzeczywiście jakoś kulawo wyszło, mam nadzieję, że teraz jest lepiej.
Dzięki za wytknięcie błędów i ciesze się, że mimo wszystko, tekst się podobał.
Przeczytałam. Dość miło wyszło.
Język miejscami sztywny i niewprawny, zgadzam się też, że trochę nielogicznie wyszło to, o czym pisał Jafieli… ogólnie też w sumie niezbyt porywająca wydaje mi się ta historia dwóch braci piszących jedną książkę. Poza tym powiedz, czy oni tę książkę wydali w jednym egzemplarzu, czy jak? Że Dawid miał co przynieść do biblioteki? Tak czy owak głupio zrobił, że wyniósł z domu tak cenną pamiątkę, bo w miejscu publicznym każdy mógł ją prędzej czy później odnaleźć – przypadkiem, przy jakichś porządkach itp. Sam był sobie winny straty ; P
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Joseheim – egzemplarz istniał tylko jeden. Później, kto wie? Może spróbowaliby szczęścia i poszukali wydawcy.
Co do wyniesienia książki, to fakt, Dawid sam był sobie winien, ale zrobił to wtedy pod wpływem chwili, gdy wspominał brata. Sam nie bardzo wiedział co robić, a sama książka jakoś mu tam pasowała. Racja, że popełnił błąd, ale wtedy nie zdawał sobie z tego sprawy.
Mnie jakoś opowiadanie specjalnie nie porwało. Przeczytałam bez przykrości, ale nie podobała mi się specyficzna podniosłość, nadmierna powaga, tekstu. Nawet gdy bracia pisali książkę, nie czułam, że tworzą z radością, że wspólna praca sprawia im przyjemność. Zostałam natomiast przekonana, że powieść powstawała w bólu i męce, a Adrian i Dawid dodatkowo utrudnili sobie zadanie, obierając dość szczególny sposób współtworzenia dzieła. Może to kwestia sztywności języka, o czym już wspomniano, ale właśnie ona trochę mi przeszkadzała.
Wydaje mi się, że zawód Adriana powinien być znany czytelnikowi znacznie wcześniej, a nie dopiero w chwili, gdy starszy brat ginie. Trzy razy przeczytałam fragment o pożarze hotelu, nim wszystko stało się w miarę zrozumiałe.
Mam nadzieję, że przyszłe opowiadania będą coraz lepsze. ;-)
„…wielogodzinna walka wypruła go ze wszystkich sił”. – Wolałabym: …wielogodzinna walka wypruła z niego wszystkie siły. Lub: …wielogodzinna walka wyzuła go ze wszystkich sił. Albo: …wielogodzinna walka pozbawiła go wszystkich sił.
„Spojrzał na tłum gapiów, reporterów i Bóg wiedział, kogo jeszcze…” – Spojrzał na tłum gapiów, reporterów i Bóg wie, kogo jeszcze…
„Budynek nadaje się już chyba tylko do rozbiórki – powiedział zachrypniętym głosem jeden z mężczyzn. – Dawno już takiego ognia nie widziałem”. – Powtórzenie.
Proponuję: Budynek nadaje się chyba tylko do rozbiórki – powiedział zachrypniętym głosem jeden z mężczyzn. – Już dawno nie widziałem takiego ognia.
„I rzeczywiście, kiedy wieczorową porą przychodziłem by wypożyczyć jakąś książkę…” – I rzeczywiście, kiedy przychodziłem wieczorem, by wypożyczyć jakąś książkę…
„Wchodząc do środka, Dawid uświadomił sobie, że stoi pośrodku niedawnej recepcji”. – Czy wchodząc, jednocześnie stał? ;-)
„…pod którymi znajdowały się wcześniej biurka bibliotekarzy, przy których obsługiwano odwiedzających…” – Powtórzenie.
Proponuję: …pod którymi znajdowały się wcześniej biurka bibliotekarzy, obsługujących czytelników/ klientów…
„…białe wcześniej kolumny prowadzące do dalszej części budynku…” – Kolumny raczej nigdzie nie zaprowadzą. ;-)
Proponuję: …białe wcześniej filary, wytyczające drogę do dalszej części budynku…
Ponieważ chwilę wcześniej mówisz o kolumnach, tu sugeruję filary.
„Strażacy powoli parli do przodu…” – Wolałabym: Strażacy powoli parli dalej…
Trudno jest przeć do tyłu. ;-)
„Przed pożarem rozciągały się tutaj liczne regały…” – Nie umiem sobie wyobrazić rozciągających się regałów. ;-)
Proponuję: Przed pożarem było tu mnóstwo regałów…
„Roztaczały się półkolem, pierwsze z brzegu, niewielkie – sięgały nieco powyżej pasa dorosłej osoby i znajdowały się na nich czasopisma i komiksy. W miarę jak posuwano się wgłąb pomieszczenia, regały stopniowo rosły coraz większe i większe, w najdalszej części budynku sięgając już niemal wysokiego sufitu”. – Roztaczających się regałów, także nie widzę. ;-)
Proponuję: Ustawione półkolem – pierwsze z brzegu, niewielkie i niskie, z wyłożonymi czasopismami i komiksami, sięgały nieco powyżej pasa dorosłej osoby. Kolejne regały, w miarę posuwania się w głąb pomieszczenia, były stopniowo coraz większe i wyższe, w najodleglejszej części sali, dotykając już niemal sufitu.
Nie przypuszczam, by regały były ustawione w całym budynku biblioteki. ;-)
„Dawid w swojej pamięci, przywołał dokładny obraz tego wszystkiego…” – Dawid przywołał w pamięci dokładny obraz tego wszystkiego…
Czy mógł przywołać w cudzej pamięci?
„Dawid uśmiechnął się na myśl tych wspomnień”. – Wolałabym: Dawid uśmiechnął się, wspominając to.
„Wspominał godziny, które spędził w czytelni, ludzi, jakich poznał dzięki temu miejscu na przestrzeni lat”. – Wspominał godziny spędzone w czytelni, ludzi, których na przestrzeni lat poznał dzięki temu miejscu.
„Mógł pójść gdziekolwiek…” – Mógł pójść dokądkolwiek…
„Wiesz, chyba wreszcie udało skupić mi się na pisaniu…” – Wolałabym: Wiesz, chyba wreszcie udało mi się skupić na pisaniu…
„Więc, o czym będziesz pisał? – Zobaczysz! Ale będziesz musiał mi w tym pomóc”. – Powtórzenie.
Proponuję: Więc o czym napiszesz? – Zobaczysz! Ale będziesz musiał mi w tym pomóc.
„…w którym pisaliśmy różne historyjki, i opisywaliśmy wspomnienia”. – Powtórzenie. Proponuję: …w którym notowaliśmy różne historyjki i opisywaliśmy/ zapisywaliśmy wspomnienia.
„…drugi musiał przygotować się na niespodzianki i przystosować się do nowej sytuacji”. – Może: „…drugi musiał być przygotowany na niespodzianki i przystosować się do nowej sytuacji. Lub: …drugi musiał przygotować się na niespodzianki i przystosować do nowej sytuacji.
„…że pisząc przekazywali sobie tylko szczątkowe informacje. Wiedzieli, że utrudniają sobie w ten sposób sprawę…” – Powtórzenie.
Wolałabym: …że pisząc, przekazywali sobie tylko szczątkowe informacje. Wiedzieli, że ten sposób utrudnia sprawę…
„Ukończoną zaś książkę, pragnął podarować swojemu bratu na urodziny”. – Ukończoną zaś książkę, pragnął podarować bratu na urodziny.
Czy mógłby chcieć podarować książkę cudzemu bratu?
„Chłopak był taki dumny, że mógł pójść w ślady swojego starszego brata i ojca”. – Zrozumiałam, że starszy brat był także ojcem chłopaka. ;-)
Proponuję: Chłopak był taki dumny, że mógł pójść w ślady ojca i starszego brata.
„Coraz częściej przesiadywał w zniszczonej teraz bibliotece, rzadko coś czytał, po prostu siedział i walczył z myślami”. – Wolałabym: Wtedy coraz częściej przesiadywał w, zniszczonej teraz, bibliotece. Rzadko coś czytał, po prostu siedział i walczył z myślami.
„Stał dokładnie w tym miejscu, w którym stał ów regał…” – Powtórzenie.
Może: Stał dokładnie w tym miejscu, w którym był ów regał… Lub: Znajdował się dokładnie w tym miejscu, w którym stał ów regał…
„W pewnym momencie usłyszał przytłumione głosy, spostrzegł, że nie tylko on”. – Wolałabym: W pewnym momencie doszły go przytłumione głosy, spostrzegł, że inni też je słyszą.
„…za chwilę na dole pojawił się cały pluton ludzi. (…) Ocalałych było sześcioro”. – Cały pluton, to może być także ponad dwieście osób.
Proponuję: …za chwilę na dole pojawiło się kilkoro ludzi.
„Na dole nie było wielu pomieszczeń…” – Na dole nie było wiele pomieszczeń…
„…postanowił zabrać ze sobą na pamiątkę jedną, przypadkowo wybraną książkę. Już sięgał po jedną z pozycji…” – Powtórzenie.
Proponuję: …postanowił zabrać ze sobą na pamiątkę jedną, przypadkowo wybraną książkę. Już sięgał po którąś z pozycji…
„…gdy poczuł, że ktoś szarpie go za bok kombinezonu. Gdy się odwrócił, zobaczył przed sobą na oko dziesięcioletnią dziewczynkę…” – Powtórzenie.
Proponuję: …gdy poczuł, że ktoś szarpie kombinezon. Odwrócił się i zobaczył na oko dziesięcioletnią dziewczynkę…
Gdy na coś/ kogoś patrzymy, z reguły mamy to/ go przed sobą.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Po pierwsze szkoda, że regulatorzy mogła się wykazać rewolucyjną czujnością, co jest Jej specjalnością. { :-) }
Po drugie szkoda, że, jak wykazała joseheim, motyw wspólnego dzieła braci został nienajfortunniej rozegrany.
Po trzecie i po czwarte – tekst spodobał mi się dzięki położeniu nacisku na skontrastowanych charakterologicznie braci, na przeżycia Dawida, wywołane podwójną stratą, brata i książki, oraz taki, rzekłbym, sympatyczny postępek ducha dziewczynki.
Pomysł na tekst – mocne cztery, reszta – cóż, trochę mniej. Nie chodzi nawet o błędy językowe czy interpunkcję, bo z tym jest generalnie ok. Po prostu podczas lektury odnosi się wrażenie, że autor nie jest wprawiony w rzemiośle pisarski. Sam styl opisów nie jest zły, ale dialogi sprawiają wrażenie bardzo sztucznych. Przynajmniej dla mnie.
Niezły pomysł na rozegranie historii dwóch odmiennych, a jednak mocno związanych ze sobą braci. Brak rozegrania motywu powieści, nielogiczności wymienione wcześniej.
Język sztywny, nieplastyczny – przez to gawęda nie porywa.
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)