
Ktoś włamał się do rodzinnego archiwum.
Sytuacja równie dziwaczna, jak oburzająca. Max bezradnie patrzył na biodyski powyjmowane z opakowań i porozrzucane po podłodze. Nie wszystkie zostały podpisane, więc uporządkowanie tego bałaganu zajmie mnóstwo czasu. Już miał rozkazać domowemu robotowi, aby się do tego zabrał, ale zawahał się. Włamanie do prywatnego domu to poważna sprawa, chyba należało zgłosić ten fakt policji. A oni mogli chcieć zbadać ślady czy coś takiego. Powinien się z kimś skonsultować, ale… Jak w tym śmietniku znaleźć odpowiednie namiary?
W końcu wezwał prywatną agencję detektywistyczną. Powiedzieli, że już wysyłają drona.
Faktycznie, robocik zjawił się po kwadransie. Zadał kilka pytań, pochwalił decyzję o wstrzymaniu się ze sprzątaniem i zawisł nad pobojowiskiem. Poproszony o wyjaśnienia, wytłumaczył, że to rutynowa procedura – zbiera dane, w różnych częstotliwościach fotografuje miejsce przestępstwa, analizuje skład powietrza, zabezpiecza ślady.
Po półgodzinie pozwolił na wpuszczenie robota domowego do malutkiego pomieszczonka. HR-24 zaczął porządkować bałagan, a dron detektywistyczny wrócił do przepytywania Maxa.
– Jak określiłby pan liczbę zgromadzonych biodysków: bardzo duża, duża, przeciętna, skromna, bardzo skromna?
Gospodarz po raz kolejny przypomniał sobie, dlaczego nie cierpiał rozmów z maleńkimi automatami. Sposobem lotu i wielkością podobne do ważek, zbyt małe, by wydawać dźwięki słyszalne dla człowieka, podłączały się do najbliższego głośnika. W rezultacie, przy klasycznym kwadrofonicznym systemie, słowa wydawały się dobiegać z innego miejsca niż to faktycznie zajmowane przez drona, co strasznie irytowało wielu ludzi. Podobno w sprzedaży pojawiły się zestawy multi, które potrafiły zsynchronizować fonię i wizję z dokładnością do pięciu centymetrów, ale Max jeszcze nie sprawił sobie nic takiego. Może jednak warto?
– Bardzo duża. Pochodzę z rodziny pilnie dbającej o wiedzę. Zaczęliśmy gromadzić symulacje tuż po wynalezieniu metody przeniesienia osobowości. Najstarsze kopie pochodzą jeszcze z dwudziestego pierwszego wieku.
– Czy może pan podać, przynajmniej w przybliżeniu, liczbę biodysków będących w pańskim posiadaniu?
– Ponad pięćset, przeważnie z pojedynczych zawodów. Jak już mówiłem, rodzina przywiązuje naprawdę dużą wagę do informacji.
– Dziękuję. – Wydawało się, że te słowa nie wywarły żadnego wrażenia na nieczułym dronie. – Jeszcze za wcześnie, żeby stwierdzić ewentualną kradzież jednego lub więcej biodysków, ale proszę powiedzieć, czy przechowuje pan dodatkowe kopie na komputerze.
– Tak, oczywiście, archiwizuję kopie w takim stanie, w jakim je dostałem, ale korzystam głównie z dysków. Wszystko zgodnie z przepisami.
– Proszę sprawdzić, czy nie zmodyfikowano przechowywanych kopii.
– Komputer, przetestuj symulatory osobowości pod kątem wprowadzanych zmian. Szybki skan, punkt odniesienia: stan sprzed dwudziestu czterech godzin.
Po kilku sekundach rozległ się miły kobiecy głos:
– Zadanie wykonane. Szybki skan nie wykazał zmian. Liczba sprawdzonych obiektów: pięćset pięćdziesiąt sześć. Łączna objętość sprawdzonych obiektów: czterysta dziewięćdziesiąt i dwadzieścia pięć setnych eksabajta. Data ostatniej modyfikacji: czternasty czerwca dwa tysiące trzysta dziewiętnastego roku, godzina osiemnasta trzydzieści, dwanaście sekund.
– Sześć lat temu… – Max zastanawiał się przez chwilę. – To wtedy zmarł dziadek ze strony ojca. Po zakończeniu postępowania spadkowego dodałem symulację jego osobowości do archiwum.
– Rozumiem. Czy używa pan perfum „Ponętna Jessika” i dezodorantu „Sea pearls”?
– Perfum?! Nigdy w życiu. Nazwa dezodorantu też nic mi nie mówi.
– A czy zapraszał pan do mieszkania, a w szczególności do pomieszczenia archiwum, kobiety używające tych kosmetyków?
– Nie mam pojęcia, czym one się psikały, ale, o ile mi wiadomo, żadna z moich… przyjaciółek nie wchodziła do tej klitki z biodyskami.
– To istotna dla śledztwa informacja, chcemy wyeliminować możliwość, że ślady zapachowe zostawiła osoba przebywająca w mieszkaniu za pana zgodą. Proszę się zastanowić, czy wspomniane kosmetyki pasują do charakteru którejś z osób odwiedzających pana w ciągu ostatnich siedmiu dni.
– Mógłbym dowiedzieć się więcej o tych środkach? Nigdy o nich nie słyszałem.
– Oczywiście. „Ponętna Jessika” to jedna z najtańszych linii zapachowych zawierających feromony. Osiemdziesiąt siedem procent jej użytkowniczek pochodzi z najniższych warstw społecznych, przy czym kobiety te często aspirują do awansu do klasy średniej. Zwykle bardzo dbają o swoją urodę…
– Gościłem tu w ostatnim tygodniu dwie śliczne damy, ale zapewniam, że żadna nie wywodziła się z nizin. Zdarzało mi się płacić za jakieś babskie kosmetyki i rachunek nigdy nie należał do niskich…
– Rozumiem, to wystarczy. Proszę opowiedzieć mi o pańskich nawykach żywieniowych oraz jakie potrawy przyjmował pan podczas ostatniej doby.
Max spełnił życzenie drona, a po krótkim wahaniu dodał:
– Czy mógłbym zadać kilka pytań?
– Oczywiście, lecz uprzedzam, że nie na wszystkie będę mógł udzielić odpowiedzi. Dla dobra śledztwa.
– W porządku. Jakie ślady znaleziono w archiwum? Rozumiem, że włamywacz, a właściwie włamywaczka używała jakichś tam perfum i dezodorantu. Coś jeszcze?
– Możemy z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, iż włamania dokonał żywy człowiek, kobieta. Nie zostawiła żadnych śladów biologicznych – odcisków palców, włosów ani nic, co zawierałoby jej DNA. Wszystkie komórki, które zlokalizowałem w badanym pomieszczeniu, należały do pana. Domowy system monitoringu został unieszkodliwiony i nic nie zarejestrował, więc możemy wnioskować, że przebywała tu inteligentna osoba dysponująca dużą wiedzą z zakresu elektroniki i informatyki.
– Co jeszcze o niej wiemy?
– Wśród śladów zapachowych wyodrębniłem również syntetyczną wołowinę, inne pozostałości procesów trawienia równie dobrze mogły pochodzić od pana. Jednak, skoro jest pan pewien, że nie spożywał tego rodzaju mięsa…
– Syntetycznej wołowiny? Fuj! – Maks otrząsnął się z obrzydzeniem. – Nie tknąłbym tego paskudztwa widelcem przywiązanym do długiego drągu.
– Nic takiego nie sugerowałem. Wracając do wspomnianej osoby – pozostawiła jeszcze odciski butów implikujące rozmiar trzydzieści siedem, ale równie dobrze mogła założyć obuwie źle dopasowane. Nie stwierdziłem zabrudzeń, które powiedziałyby nam coś o miejscach, w których kobieta wcześniej przebywała. Nie miesiączkowała, lecz analiza hormonów wskazuje, że włamywaczka jest w wieku rozrodczym. To wszystko, co w tej chwili mogę o niej powiedzieć. Czy zna pan kogokolwiek odpowiadającego temu opisowi?
– Jakąś babę z nizin społecznych, używającą tanich kosmetyków? Nie, zdecydowanie nie. Jakie działania agencja podejmie dalej?
– Jeżeli zapadnie decyzja o znalezieniu kobiety, zbadamy nagrania z okolicznych kamer, a gdyby to nie przyniosło efektów, przepytamy sąsiadów. Równolegle możemy analizować zakupy mieszkańców miasta – kto nabył określone kosmetyki oraz obuwie o podeszwach pasujących do zostawionych odcisków.
– Porządkowanie biodysków zakończone – wtrącił się robot domowy. – Stwierdzono brak jednej symulacji.
– Coś takiego! – nie zdołał się powstrzymać Max. – Ukradła dysk?! Przecież to bez sensu! Bez pokrewieństwa nie zdoła go uruchomić, a wszyscy moi kuzyni już posiadają własne kopie!
– Istnieją instytucje uprawnione do rozmów ze zmarłymi niebędącymi przodkami pracowników – tłumaczył dron. – Być może włamywaczka ma kontakt z którąś z zatrudnionych w nich osób. Innym możliwym wyjaśnieniem jest jej umiejętność obejścia zabezpieczeń. Lub celem operacji było pozbawienie pana dostępu do mądrości przodka. Kim była ukradziona symulacja osobowości?
– Robocie?
– Brakujący biodysk zawierał kopię pana Kosmy Zielińskiego, urodzonego w dwa tysiące dwudziestym roku, zmarłego w dwa tysiące sto siódmym.
– Co może pan powiedzieć o skradzionej symulacji?
Gospodarz pokręcił głową.
– Nie pamiętam tego przodka, to stare dzieje. Chyba nigdy z nim nie rozmawiałem. Ale zaraz spytamy kopii w archiwum elektronicznym. Komputer! Przygotuj symulację Kosmy Zielińskiego do rozmowy.
Kiedy Max pomyślnie przeszedł procedury weryfikujące jego uprawnienia do kontaktu, na środku pokoju pojawił się hologram starszego mężczyzny.
– Witaj, pradziadku. Ukradziono mi biodysk z kopią twojej osobowości. Czy mógłbyś powiedzieć nam, co mogło skłonić włamywacza do takiego czynu?
Zamiast słów przodka, z głośników popłynęły dźwięki muzyki klasycznej.
– Co to ma znaczyć?! Do… – Max z trudem powstrzymał pchające się na usta przekleństwo.
– Obawiam się, że elektroniczna kopia została uszkodzona w taki sposób, aby pobieżny skan nic nie wykrył. Usunięto kluczowe dane i zastąpiono je nieistotnymi zapiskami. Niniejszym stwierdzam popełnienie przestępstwa. Pozbawiono pana możliwości skorzystania z doświadczeń przodka. Moim obowiązkiem jest poinformowanie policji o zaistniałej sytuacji.
– Chwileczkę! Wcale nie chcę policji prowadzącej śledztwo w moim domu!
– Pakiet już został wysłany. Do powyższego działania zobligowały mnie przepisy regulujące funkcjonowanie agencji detektywistycznych. W takich okolicznościach sprawę przejmują władze, a pan nie jest zobowiązany do uiszczenia naszego honorarium. Dziękujemy za wybranie naszej agencji. Poczekam na przybycie policji na zewnątrz mieszkania.
***
Niecierpliwie wepchnęła zdobyty biodysk do szczeliny. Interfejs – graficzny, żeby inni mieszkańcy tej obskurnej nory nie mogli zbyt wiele podsłuchać – wyświetlił napis: „Jakie masz uprawnienia do kontaktu ze zmarłą osobowością?”, pokazując jednocześnie opcje. Wybrała „Pokrewieństwo”. „Proszę poddać się badaniu DNA”. Posłusznie przytknęła kciuk do sensora. „Wynik weryfikacji pozytywny. Pokrewieństwo: potomek w dziesiątym pokoleniu”. W pokoju pojawił się hologram cholernego przodka.
– Siema, pradziadku! Tu wnusia Andżi.
– Czego ode mnie potrzebujesz, młoda i ładna potomkini?
– Chcę hasła dostępu do pliku, który przekazałeś mojej ileś tam pra– babce.
– Nigdy nie przekazywałem żonie ani córce plików bez haseł. Matce tym bardziej.
– Dziadku, wspomniałam o mojej babce, nie o twojej żonie.
– Jesteś moim nieślubnym potomkiem? Nic ode mnie nie dostaniesz! Nasza partia zawsze szczyciła się prorodzinną polityką i z dumą zagłosowałem za ustawą blokującą dziedziczenie osobowości przez dzieci z nieprawego łoża.
– Ta niesprawiedliwa i niedorzeczna formułka została wystrzelona w kosmos wieki temu!
– Nawet nie chce mi się zastanawiać, o której z moich przygód mówisz.
– O tej, która przysłała ci zdjęcie ślicznego niemowlaka.
– Dzieciak wcale nie był do mnie podobny!
– No pewnie, że nie. Przecież wspomniałam, że to była śliczna dzidzia.
– Nie uznałem tego bękarta i nigdy nie uznam! Nie jesteś moją potomkinią, bezczelna smarkulo!
– No popatrz, a komputer dał się nabrać i zaliczył test DNA…
– Nawet, jeśli mamy jakieś wspólne geny, to ta zdzira już sobie odebrała wynagrodzenie. Dziwka dokładnie wyczyściła mi portfel, kiedy spałem.
– Nie przesadzaj, wątpię, żeby mogła za to kupić chociażby wózeczek i roczny zapas pampersów. I wyrażaj się z większym szacunkiem o kobiecie, która urodziła twoje dziecko!
– Na aborcję starczyłoby aż nadto! A kurwa, która nie bierze pigułek, musi być wyjątkowo głupia.
– Moja prababka nie była dziwką!!!
– A jak nazwiesz kobietę, która chętnie rozkłada nogi przed pierwszy raz widzianym żonatym facetem, o ile tylko ten jest bogaty lub wpływowy?
– Dwulicowy skurwiel!
Wkurzył ją. To nieistotne, i tak tą drogą nic nie uzyska od łajdaka. „Przerwij kontakt.” „Czy zachować zmiany wprowadzone w pliku osobowości?” „Nie.”
Zastanowiła się.
***
Najwidoczniej sprawa otrzymała wysoki priorytet, bo w mieszkaniu zjawił się człowiek.
– Dzień dobry, aspirant Gwizdoński! Czy już ustalił pan zawód skradzionej osobowości?
– Dzień dobry. Jeszcze nie, przecież kopia też zginęła.
– A czy posiada pan symulacje rodziców lub dziecka tej osoby? Innych bliskich krewnych?
– No tak, sprytnie pan to wymyślił. Mam osobowość jego syna i wnuczki. Powinni wiedzieć, gdzie pracował ojciec i dziadek.
Wkrótce od syna dowiedzieli się, że pan Kosma przez większość życia zawodowego pracował w sejmie jako poseł. Wcześniej robił coś innego, ale nie lubił o tym opowiadać, a później zajmował stanowiska w licznych radach nadzorczych różnych spółek.
Policjant stropił się po usłyszeniu wieści:
– Niedobrze, motywy kradzieży mogą być bardzo różnorodne.
– Jakie, na przykład? – zaciekawił się Max.
– Jako polityk mógł mieć dostęp do rozmaitych tajemnic państwowych. Jako członek rad nadzorczych do sekretów firm, naginania prawa i tym podobnych. Sprawczyni kradzieży może mieć na celu zaskarżenie skarbu państwa o jakieś zamierzchłe decyzje bądź szantażowanie przedsiębiorstw. Niewykluczone również, że działa na zlecenie innej osoby. Równie dobrze problem może dotyczyć prywatnego życia pańskiego przodka. Zdarza się, że ktoś dowiaduje się o ukryciu skarbu przez kilka osób i próbuje dotrzeć do którejś z nich, aby zawładnąć kosztownościami. A całkiem możliwe, że to pan był celem ataku i chciano pozbawić pana dostępu do jakiejś kluczowej informacji.
– No tak, rzeczywiście, mamy cały wachlarz motywów. Co pan zamierza dalej robić?
– Będziemy trzymać się procedur. Kobieta, która dokonała włamania, zachowała się jak amatorka – zostawiła ślady zapachowe. Profesjonaliści nie popełniają takich podstawowych błędów. Powinniśmy ją w miarę szybko wytropić. To śledztwo już jest w toku. Zajmijmy się teraz inną sprawą…
– Tak?
– Czy żyją pańscy krewni posiadający kopię osobowości Kosmy Zielińskiego?
– O tak, mam mnóstwo kuzynów. Większości nawet nie znam osobiście.
– Bardzo dobrze, mamy więc pewność, że symulacja pańskiego przodka nie przepadła bezpowrotnie i na pewno ją pan odzyska. Prawny proces uzyskiwania kopii od krewnych trwa zwykle ponad miesiąc, wie pan – poświadczenia notarialne, testy DNA… Szanse przejęcia ukradzionego biodysku oceniam na dość wysokie, najprawdopodobniej ujmiemy sprawczynię w ciągu kilku dni, zatem na razie nie widzę sensu we wszczynaniu procedury.
– O, właśnie! Możemy skontaktować się z moją siostrą. Na pewno pozwoli mi na rozmowę z przodkiem. Mogę zadać mu pytania, jakie pan tylko chce! – ekscytował się Max.
– Dziękuję za pańską gotowość do współpracy, ale nie ma takiej potrzeby. Jeśli ma pan ochotę na kontakt z panem Zielińskim, nie będę pana powstrzymywał.
– Ale przecież można go spytać, co takiego nadzwyczajnego wie i dlaczego został skradziony!
– A gdyby ktoś porwał pana, to jaką informację chciałby z pana wydobyć?
Gospodarz wyraźnie się stropił:
– No tak, rozumiem.
– Każdy wie o tysiącach trywialnych rzeczy i nie można zgadnąć, który drobiazg okaże się istotny dla kogoś innego. – Policjant pokiwał głową. – No dobrze, to z mojej strony wszystko. Jeśli będziemy mieli dla pana jakieś istotne wieści, skontaktujemy się.
***
Andżi przebrała się w najlepszą garsonkę. Włączyła diabelnie energożerne hologramy na ścianach. Po wprowadzeniu kilku poleceń, pokój zmienił się nie do poznania: kremowa gładź, szafki na akta, półki z dyskami, paprotka na parapecie.
Podejście drugie.
„Jakie masz uprawnienia do kontaktu ze zmarłą osobowością?” Tym razem wybrała „Służbowe”. Szybko przekonała komputer, że pracuje w agencji rządowej, a jej stanowisko pozwala na kontakt z niemal każdym zmarłym w bazie danych. Mogłaby przyznać sobie jeszcze wyższy stopień dostępu, ale wymagałoby to prawie godziny wytężonej pracy, a w końcu łajdak nie był prezydentem ani premierem.
– Dzień dobry. Pan Kosma Zieliński, nieprawdaż?
Hologram kiwnął głową, dziewczyna kontynuowała:
– Biuro Ochrony Państwa, komisarz Andżelika Olczyk. Prowadzimy śledztwo w sprawie pewnego pliku powstałego w czasach, gdy był pan posłem na sejm. Czy odpowie pan na moje pytania?
– Oczywiście, jestem do pani dyspozycji. Proszę pytać.
– Czy zetknął się pan kiedykolwiek z plikiem o nazwie: zabezpieczenia podkreślnik trzecia podkreślnik kadencja?
– Nazwa nic mi nie mówi, ale swego czasu miałem do czynienia z tysiącami dokumentów.
– Skąd wobec tego wie pan, że chodzi o plik tekstowy?
– Nigdy nie byłem księgowym, żeby zaprzątać sobie głowę jakimiś tabelkami czy bazami danych. A pani urząd pewnie nie interesuje się grafikami.
– Moje biuro interesuje się wszystkim, co może mu się przydać.
– Przykro mi, nie potrafię pani pomóc.
Andżi postanowiła zmienić taktykę:
– Uważasz nas za bandę idiotów?! Mówimy o pliku, który zostawiłeś swojej kochance jako „zabezpieczenie na przyszłość”.
– Jakiej kochance? Pozostałem wierny swojej małżonce. Obraża mnie pani tymi pomówieniami.
– Posłuchaj, dupku! Nie obchodzi nas, czy posuwałeś żonę, harem kochanek czy stado kóz! Gdzieś tam – machnęła ręką w kierunku okna – przebywa kobieta dysponująca potencjalnie szkodliwymi dla kraju informacjami. Zdobyliśmy kopię dokumentu, ale nawet nasi najlepsi specjaliści nie potrafią go otworzyć. Za to jesteśmy pewni, że ty znasz hasło.
– A ja jestem pewien, że nigdy w życiu nie miałem ani kochanki, ani pliku, o którym pani wspomniała.
– Proszę zrozumieć! Dbam o dobro kraju, któremu i pan poświęcił najlepsze lata życia. Jeśli mamy przeciwdziałać ewentualnym przeciekom, musimy wiedzieć, czego mamy się spodziewać, jak dezawuować pogłoski!
– Ubolewam, ale naprawdę nie mogę się do niczego przydać w tej kwestii. Jeśli faktycznie istniał jakiś plik, i zagrożenie jego upublicznienia jest realne, to i tak zapewne dane zestarzały się do tego stopnia, że zainteresują społeczeństwo równie mocno, co ówczesny śnieg. Który jest obecnie rok?
„Przerwij kontakt”. Znowu nie zapisała zmian w osobowości przodka. Pamięć o tej rozmowie (i pewnie kolejnych) tylko utrudniłaby jej wydobywanie informacji z tego upartego sukinsyna. A potrzebowała dostępu do pliku, potrzebowała kasy. Rozpaczliwie.
***
– Dzień dobry, tu Czwarta Komenda Rejonowa Policji w Likpolis. Czym możemy służyć?
Wolał, kiedy automaty używały kobiecych głosów, ale cóż – zapewne bas miał budować zaufanie do stróżów prawa, stwarzać wrażenie siły.
– Dzień dobry, Max Krzemiński. Dzwonię w sprawie włamania. Niedawno był u mnie aspirant… Gwizdoński.
– Tak, włamanie oraz kradzież biodysku. Czy pojawiły się jakieś nowe, istotne informacje?
– Nie, chciałbym się dowiedzieć, jakie postępy policja zrobiła w śledztwie.
– Analiza nagrań z monitoringu nie przyniosła rezultatów. Zostaliśmy zmuszeni do bazowania na zebranych śladach zapachowych i badania struktury zakupów ludności. Udało się zawęzić krąg podejrzanych do niespełna stu osób. Ujęcie sprawczyni to obecnie kwestia godzin. To wszystko, co mogę panu przekazać.
– Dziękuję bardzo. W takim razie czekam na wieści o złapaniu tej kobiety. Do usłyszenia.
***
Doszła do wniosku, że musi wydłubywać z cholernego przodka informacje po kawałeczku. Czasochłonny proces, oby tylko zdążyła. Samo przygotowanie się do kolejnej rozmowy pochłonęło kilka godzin.
Na szczęście tym razem obyło się bez diametralnych zmian w dekoracji pokoju, tylko nieco powiększyła bałagan, rozrzucając wszędzie opakowania po śmieciowym żarciu i puszki po piwie. Założyła króciutką spódniczkę i skąpą bluzkę, starannie pokryła twarz najmodniejszym wśród dzieciaków makijażem.
„Jakie masz uprawnienia do kontaktu ze zmarłą osobowością?”, „Inne”.
Uśmiechnęła się promiennie do przebrzydłego hologramu.
– Dzień dobry, jestem Andżi. Studiuję informatykę i właśnie piszę pracę magisterską na temat technik szyfrowania używanych w dwudziestym pierwszym wieku w życiu prywatnym. Mój promotor umożliwił mi kontakty z losowo wybranymi symulacjami. Bo, rozumie pan, gdybym rozmawiała tylko ze swoimi przodkami, to wyniki nie byłyby reprezentacyjne…
– Reprezentatywne.
– No właśnie. Zgodzi się pan wypełnić moją ankietę?
Zgodził się. Nie ma to, jak pomajtać staremu dziwkarzowi cyckami przed nosem. Niby symulacje nie miały już hormonów, ale odruchy pozostawały. Sto procent trafień.
Cholernik, całkiem sporo wiedział o różnych szyfrach. Andżi najbardziej interesowała część ankiety poświęcona hasłom. Skubaniec wierzył w zróżnicowanie kodów dostępu w zależności od wagi strzeżonych informacji i częstotliwości używania. W tym konkretnym przypadku – skrajnie rzadko wykorzystywany klucz chroniący dużą kasę – zalecał cyfry, które można łatwo odtworzyć w razie zapomnienia: fragmenty stałych fizycznych i słynnych liczb niewymiernych. O nie, nie podane wprost! Żadnego 31415926… Od dwudziestego miejsca po przecinku albo wklepane od tyłu. Ewentualnie jakieś urzędowe numery nadawane ludziom: NIP, PESEL (cokolwiek ten skrót znaczył), numer polisy ubezpieczeniowej, dowodu osobistego, paszportu… Nie, bynajmniej nie własne – to by było zbyt proste! I raczej nie żony – to przecież obca baba, a jej stan matrymonialny może jeszcze ulec zmianie. Krewnych, na tyle bliskich, że ma się dostęp do ich dokumentów.
Resztę wieczoru spędziła na tworzeniu programu do testowania różnych kombinacji cyfr. Pi, liczba Eulera, złoty podział, pierwiastek z dwóch, trzech, pięciu… Początek, od dziesiątego miejsca po przecinku, dwudziestego, pięćdziesiątego, setnego… Normalnie i w odwróconej kolejności. Stałe fizyczne. Od promienia atomu Bohra do impedancji właściwej próżni.
Żadna ze sprawdzanych kombinacji nie wywarła wrażenia na pieprzonym pliku. Albo Andżi coś przeoczyła, albo łajdak zdecydował się na jakiś rodzinny numerek.
***
– Aspirant Gwizdoński – przedstawił się hologram znanego już Maxowi policjanta.
– Słucham, słucham. Jakieś nowe wieści?
– Ujęliśmy sprawczynię włamania i odzyskaliśmy biodysk z osobowością pańskiego przodka. Został już do pana wysłany, powinien dotrzeć za dwie, trzy godziny.
– Dziękuję bardzo, to wspaniała nowina. A kim była ta kobieta?
– Andżelika Olczyk, lat dwadzieścia cztery. Właściwie używa zdrobnienia Andżi zamiast pełnego imienia. I ta osoba wprowadza nietypowy element do sprawy.
– Jaki mianowicie? – zainteresował się Max. Dla niego samo włamanie i kradzież stanowiły wydarzenia wystarczająco nadzwyczajne, aby wybić człowieka z rutyny.
– Otóż, pani Olczyk jest potomkinią pana Kosmy Zielińskiego.
– Kuzynka?!
– Z całą pewnością. Potwierdzają to testy DNA oraz zeznania córki pańskiego przodka. A z tego wszystkiego wynika, że pani Olczyk ma do symulacji takie same prawa, jak pan.
– Więc dlaczego ukradła moją kopię?
– Pochodzi z nieprawego łoża. Stare dzieje, jeszcze sprzed wprowadzenia ustawy o więzach krwi. Jej rodzina nigdy nie przeprowadziła procedur wymaganych do otrzymania dostępu do symulacji osobowości z tej gałęzi rodu.
– Rozumiem. – Rzeczywiście, trafiali się ludzie, którzy nie przywiązywali należytej wagi do mądrości zgromadzonej przez przodków. – Dlaczego więc nagle zdecydowała się na tak radykalny krok?
– Nie wiemy, pani Olczyk odmówiła odpowiedzi na to pytanie. Ma prawo do kontaktu z przodkiem i nie musi podawać przyczyn. Ponadto, dalsze postępowanie policji w stosunku do zatrzymanej kobiety zależy od pana.
– Ode mnie?!
– Owszem, mamy do czynienia ze sprawą rodzinną. Jeśli zdecyduje się pan na wniesienie oskarżeń przeciwko pani Olczyk, grozi jej do sześciu miesięcy pozbawienia wolności. W przeciwnym wypadku zostanie wypuszczona.
– Aha. Ile mam czasu do namysłu?
– Trzydzieści dni, poczynając od dziś. Jeżeli w tym terminie nie złoży pan wniosku, zarzuty wobec pani Olczyk zostaną anulowane, a materiały dowodowe skasowane.
Max dłuższą chwilę myślał intensywnie.
– A czy mógłbym najpierw porozmawiać z tą kobietą?
– Oczywiście. Jeśli pan sobie życzy, mogę przełączyć rozmowę do jej celi.
– Tak, poproszę.
Hologram policjanta płynnie przeszedł w postać młodej dziewczyny. Szczupła, średniego wzrostu. Twarz, której nawet zacięta mina nie odbierała pewnego uroku, okalały długie, brązowe włosy.
– Cześć! – Max nie miał nadzwyczajnych pomysłów na zaczęcie rozmowy. Nigdy dotychczas nie znalazł się w takiej dziwacznej sytuacji. – Wiesz, kim jestem?
– Pewnie kolejnym dupkiem, który będzie mnie nawracał i przekonywał, jak to cudownie żyje się wszystkim praworządnym obywatelom w naszym wspaniałym, nowoczesnym i humanitarnym społeczeństwie.
Zastanawiał się przez chwilę, czy w celi nie działało pełne połączenie i dziewczyna nie widziała rozmówcy, czy też nie pofatygowała się i nie zapamiętała jego twarzy.
– Pudło! – Mimo woli, poczuł się ubawiony sarkazmem włamywaczki. – Max Krzemiński. To z mojego archiwum zabrałaś biodysk naszego wspólnego przodka.
– Och. Witaj, kuzyneczku. Jak zdrówko? Mam nadzieję, że ciśnienie ci nie podskoczyło po stwierdzeniu tej niepowetowanej straty.
– Mogłabyś zachowywać się grzeczniej. W końcu ode mnie zależy, czy zostaniesz ukarana za tę kradzież, czy nie. Myślę, że któryś z odwiedzających cię „dupków” to wyjaśnił.
Wzruszyła ramionami.
– Żaden nie musiał. Pewne rzeczy wiedzą nawet przedszkolaki.
– Dziwię się, że traktujesz mnie tak opryskliwie. Jakbym to ja tobie coś zrobił.
Dziewczyna nie odpowiedziała. Pewnie nie potrafiła znaleźć argumentu. Albo wyrzuty sumienia ją dopadły.
– Nawet się nie przedstawiłaś.
– Gliny z pewnością poinformowały cię, jak się nazywam.
– Dlaczego ukradłaś kopię osobowości Kosmy Zielińskiego?
– Nie twój pieprzony interes.
– Nie ułatwiasz mi decyzji.
– Biedactwo! Cały świat jest przeciwko tobie! Kup sobie smoczek, od razu humorek się poprawi.
Właściwie miała rację. Niedawno została aresztowana, nic dziwnego, że reagowała ze wściekłością. Z nich dwojga, to dziewczyna miała prawdziwe problemy. W zaistniałej sytuacji nie widział sensu w kontynuowaniu rozmowy. Rozłączył się i wysłał policji wiadomość, że potrzebuje więcej czasu do namysłu.
***
Gliny ją wypuściły. Albo kuzynek się zlitował, albo chłopcy w mundurkach zastawili jakąś sprytną pułapkę. Raczej to pierwsze, ale pewności nie miała. Na wszelki wypadek musiała uważać i na tego całego Maxa, i na psy.
O dziwo, wciąż miała nielegalną kopię sukinsynowatego pradziadka. Gliniarze ją znaleźli, ale nie usunęli. Pewnie uznali, że skoro i tak ma prawo do kontaktów z przodkiem, to mniejsza o prawnicze szczegóły. Oczywiście, pouczyli ją i zalecili przeprowadzenie odpowiedniej procedury. Taaak, już się rozpędziła… Cholerny plik odziedziczony po przodkach miał zapewnić jej kasę, a nie generować koszty.
Skoro ostatnio metoda „na studentkę” zadziałała, Andżi postanowiła nie zmieniać podejścia. Tym razem wcieliła się w przyszłą psycholożkę badającą związki emocjonalne ludzi żyjących w dwudziestym pierwszym wieku.
Nie dowiedziała się wielu ciekawych rzeczy. Już wcześniej nie miała wątpliwości, że pan poseł traktował kobiety przedmiotowo. Ale informacja, że szanował matkę już mogła wnieść coś do sprawy. Tak samo, jak wiadomość, że własne dzieci uważał za nieodpowiedzialne i raczej głupie. Chociaż, w wykorzystaniu numeru dowodu to mogło nie przeszkadzać.
Rozważania o sposobie wyłudzenia danych, które pozwoliłyby na zawężenie kręgu podejrzanych, przerwał holotelefon od kuzyneczka.
– Cześć! To ja, Max. Pamiętasz mnie?
Hologram na środku klitki prezentował zadbanego maminsynka mniej więcej w jej wieku.
– Pamiętam, chociaż wolałabym zapomnieć.
– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam ci w niczym ważnym.
– Znam ten typ facetów aż za dobrze; nie przerwałbyś rozmowy, nawet gdybyś zadzwonił w środku orgazmu. Mojego oczywiście.
– Równie dowcipna, jak piękna!
– Słuchaj, naprawdę nie mam czasu na głupie pogaduszki. Czego chciałeś?
– Oj, mogłabyś traktować mnie grzeczniej. Mam jeszcze miesiąc na podjęcie decyzji, czy wnieść oskarżenie przeciwko tobie.
Aha, czyli dupek potrzebował aż tyle czasu, żeby ustalić, czego właściwie chce. Pięknie. Ale rzeczywiście powinna być dla niego miła. Siedzenie w pudle albo na ciągnących się w nieskończoność rozprawach straszliwie kolidowało z jej planami.
– No dobrze. Bardzo się cieszę, że zadzwoniłeś. – Miała nadzieję, że jej mina i ton w pełni oddają sarkazm. – O czym chciałeś pokonwersować?
– Z przyjemnością więcej bym się o tobie dowiedział. Ciekawi mnie, czy dałabyś się zaprosić do jakiejś uroczej restauracji?
O rany, tylko nie podryw! Na flirt z lalusiem też nie miała czasu.
– Niezły pomysł.
– To wspaniale! Pasuje ci jutro o osiemnastej?
– Może być. Gdzie?
– Znam taką sympatyczną restauracyjkę… „Róża Pustyni”. Wiesz, gdzie to jest?
– Poradzę sobie.
– Mam nadzieję, że lubisz marokańską kuchnię.
– Na pewno znajdę coś dla siebie. To do jutra.
***
Max jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywał się w miejsce, z którego zniknął hologram dziewczyny. Rozłączyła się. A przecież pozostało mu jeszcze tyle tematów do poruszenia, tyle pytań do zadania… Wciąż nie miał pojęcia, jaką decyzję podjąć w sprawie włamania. Właściwie niczego się nie dowiedział od Andżi. Nieważne, umówiła się z nim na jutro. Oczekiwał, że wtedy sobie powetuje.
***
Kiedy weszła do przyciemnionego lokalu, laluś już czekał. Wstał od stolika i pomógł jej usiąść. Na najwredniejsze wirusy i trojany! W realu wyglądał jeszcze gorzej niż jako hologram. Paznokcie miał staranniej wypielęgnowane niż Andżi czy większość z jej koleżanek. Buźka wygolona i nasmarowana najmodniejszymi kremami. Cały wydawał się gładki jak zdechła ryba. Obrzydliwość! I ona musiała być miła dla tego oślizłego padalca.
No, bez przesady z tą uprzejmością. Ze złośliwą satysfakcją wybrała najdroższe potrawy z menu. Jeśli zamierzał ją przelecieć w zamian za nieskładanie zarzutów, to niech przynajmniej przy okazji trochę zabuli.
Kelnerka przyjęła zamówienie, a gadowi zebrało się na konwersację:
– Czym się zajmujesz?
– Nieźle się rozumiem z komputerami – odburknęła.
– O, to musi być bardzo ciekawa praca! Ja jestem artystą. Projektuję sprzęty domowe. Komputery niekiedy też. Kojarzysz taką serię axorranów z ergonomicznymi klawiaturami i obudowami w kolorach tęczy?
– Nie przypominam sobie.
– To właśnie ja je opracowywałem. Wszystkie detale: od kąta nachylenia klawiszy do koloru diod.
I tak przez cały czas oczekiwania na przystawki: kogucik przymykał oczy, piał jedną autoreklamę za drugą i napawał się własną wspaniałością.
Żarcie okazało się takie sobie. Z pewnością nie warte swojej horrendalnej ceny. Ale cóż, w końcu to nie ona płaciła. Nie, zdecydowanie nie polubiła kuchni afrykańskiej. Zaserwowane potrawy albo były tak ostre, że ledwie mogła je przełknąć, albo tak przesłodzone, że nie dało się zjeść więcej niż pół porcji. Ludzie, którzy je wymyślili, chyba musieli mieć powypalane kubki smakowe. Trzymali języki na słońcu czy jak?
Przy głównym daniu laluś ją zadziwił. Zamiast przejść do propozycji nie do odrzucenia, której oczekiwała od początku, nagle zapytał:
– Dlaczego właściwie się do mnie włamałaś?
Zmiana taktyki tak zaskoczyła Andżi, że powiedziała prawdę:
– Potrzebowałam osobowości tego faceta.
– Po co?
– Jest mi winien kasę.
Buchnął śmiechem.
– Wybacz, ale jakim cudem?
– No dobrze, nie mi osobiście, tylko mojej przodkini. A ja postanowiłam odebrać dług.
– Dlaczego akurat teraz? Policja powiedziała mi, jaki stopień pokrewieństwa łączy cię ze mną. Przez wiele pokoleń nikt z twojej gałęzi rodu nie interesował się panem Kosmą Zielińskim.
– Widać nikt z moich poprzedników nie sądził, że zdoła wydębić szmal od tego sknery. A może nikt nie gawędził na ten temat z prababką. Albo nie dotarł do… pewnego dokumentu. Skąd mam wiedzieć…
– Nie powiedziałaś mi wszystkiego. Dlaczego ty to dopiero połowa prawdy. Dlaczego teraz?
– Bo właśnie teraz potrzebuję dużej kasy – oznajmiła parodiując jego napuszony ton.
– Na co?
Ależ się przyssał!
– Nie twój zakichany interes!
– Hej, przypominam, że miałaś być dla mnie miła.
Z ponurą determinacją wepchnęła sobie do ust kawałek jagnięciny. Podniebienie zapiekło, aż łzy napłynęły jej do oczu. Pospiesznie popiła ulepkowatym sokiem. Zastanowiła się. Właściwie, dlaczego nie wyznać lalusiowi przyczyny? Może uda się zagrać mu na emocjach?
– Włamałam się do komputera jednego złego człowieka. Dupek, który zamówił pliki, nie tylko dał się złapać z danymi, ale jeszcze wsypał mnie. Dostałam do wyboru: albo zacznę pracować dla tego łajdaka, albo zrekompensuję mu straty, które wycenił na pięć kafli, albo zostanę trupem.
– A dlaczego nie możesz po prostu podjąć pracy? Stały dochód ma swoje zalety.
– Jeny! W jakim świecie ty żyjesz, dzieciaku?! Kiedy mówię „zły człowiek”, to mam na myśli kogoś, kto popełnia poważniejsze wykroczenia niż niesegregowanie śmieci i kopanie robotów publicznych.
– Aha. No tak.
Goguś zastanowił się. Objawiło się to zamknięciem oczu i odchyleniem do tyłu.
A potem zrobił coś, co wprawiło Andżi w osłupienie: wyjął portfel i położył na stole pięć patyków, które mogły rozwiązać wszystkie jej problemy. Bez słowa przesunął pieniądze w stronę kobiety. Nie namyślała się długo.
***
Wciąż nie mógł zrozumieć, dlaczego ni stąd, ni zowąd, podarował włamywaczce ponad dziesięć procent pensji. Wrażliwość artysty, którym niewątpliwie był? Zapewne, ale nie tylko to. W końcu doszedł do wniosku, że tego wymagała sprawiedliwość. I on, i dziewczyna pochodzili od jednego człowieka, lecz Max nie mógł się nadziwić różnicom między nimi, ich krańcowo odmiennej pozycji społecznej. Oto, co daje kochająca rodzina, staranne wychowanie dzieci, częste korzystanie z wiedzy nagromadzonej przez przodków. Kiedy wręczył jej pieniądze, po prostu pomógł kuzynce w potrzebie. Odrobinę wyrównał szanse. I tyle.
A czy miał znaczenie fakt, że Andżi wyglądała całkiem inaczej niż wszystkie kobiety, które dotychczas przewinęły się przez jego życie? Nie, to mało prawdopodobne. Cóż z tego, że jej oczy błyszczały inteligencją, że wydawała się bardziej żywa? Nic.
***
Kuzynek jednym gestem rozwiązał najpoważniejsze problemy Andżi: już nie musiała martwić się o kasę dla Seby, ale… Skoro miała pod ręką osobowość Zielińskiego, dlaczego nie spróbować wydusić z niego starego długu? Ponętne studentki mogą pisać magisterki na najróżniejsze tematy. W ostateczności uda, że pracuje nad biografią „wielkiego i szanowanego polityka dwudziestego pierwszego wieku”. Manipulowanie przodkami oderwanymi od informacji było żenująco łatwe.
***
– Prababko, potrzebuję twojej mądrej rady.
– O co chodzi, wnusiu?
– Spodobała mi się jedna dziewczyna.
– No to ją uwiedź, poślub czy co tam teraz robicie, aby zaciągnąć babę do łóżka.
– Zawieramy kontrakty małżeńskie.
Przy całej swojej ogromnej mądrości przodkowie niekiedy nie mieli pojęcia o podstawowych rzeczach. Zwłaszcza ci starsi, a Katarzyna Rodziewicz zmarła prawie dwieście lat temu.
– Aha. Czym to się różni od naszego ślubu?
– Eeee, nie wiem, jak to dokładnie wyglądało w waszych czasach. Teraz ludzie, zazwyczaj dwoje, podpisują umowę, że przez jakiś tam czas, przeważnie od trzech do pięciu lat, będą tworzyć rodzinę. Ustalają podział majątku nabytego w trakcie małżeństwa, zasady opieki nad ewentualnymi dziećmi i tym podobne.
– Ciekawe… A co po zakończeniu?
– Zależy. Jeśli związek im się spodobał, to przedłużają kontrakt. W przeciwnym wypadku rozstają się z ulgą.
– Naprawdę interesujące rozwiązanie. Ale, wracając do twojego problemu, chyba nie oczekujesz, że pomogę ci napisać treść tej umowy?
– Nie, skądże znowu, prababko! – Max niemal roześmiał się z tego pomysłu. – Chodzi o to, że ona jest ze mną spokrewniona.
– Ach, i dlatego budzisz starą genetyczkę! Mam wygłosić wykład o niebezpieczeństwach chowu wsobnego? Wiesz, co to są geny recesywne?
– Nie bardzo. Ale niezupełnie o to mi chodziło. Potrzebuję… sam nie wiem, czego. Może takiej ogólnoludzkiej rady?
– Chciałbyś otrzymać błogosławieństwo babci zanim przelecisz dziewczynę? No dobrze, jaki stopień pokrewieństwa was łączy?
– Niech się zastanowię… – Max rozejrzał się w poszukiwaniu wydruku z Urzędu Genealogii. – Ona pochodzi z młodszej linii, jest spokrewniona z naszym wspólnym przodkiem w dziesiątym stopniu, a ja w dziewiątym.
– Wygłupiasz się, prawda? – Hologram kobiety z niedowierzaniem patrzył na rozmówcę. – Rzuć w tłum piłeczkę do tenisa, a prawie na pewno trafisz w kogoś, z kim masz więcej wspólnych genów niż z tą twoją wybranką.
– Teraz trzeba uważać na takie rzeczy. Duplikacja przodków to poważne utrudnienie dla dzieci.
– No cóż, jako biolożka nie widzę żadnych przeciwwskazań. Idź z dziewczyną do łóżka, bądźcie płodni i rozmnażajcie się. A wasze uwarunkowania społeczne to już nie moja bajka.
***
Powolutku wydobywała strzępki informacji z opornego polityka. Robiło się coraz trudniej, chyba jednak będzie musiała wziąć się za wyimaginowaną biografię cholernika. W rozważania wdarł się sygnał holotelefonu. Hojny kuzynek się stęsknił.
Z wdzięczności Andżi była gotowa na duże ustępstwa. Znowu umówili się w restauracji. Dopilnowała tylko, aby tym razem w lokalu serwowano porządną, europejską kuchnię.
Rozmowa przy stole nie odbiegała zbytnio od konwersacji z poprzedniego spotkania. Max najpierw długo i nudno opowiadał o sobie, a potem, jeszcze dłużej i nudniej, wypytywał kobietę o archiwum przodków. Najwyraźniej krewniak należał do ludzi, którzy boją się pójść do kibla, nie zapytawszy dostojnych antenatów o instrukcję obsługi papieru toaletowego. Masakra.
Za to jedzenie podano całkiem smaczne.
***
– Co tam, prawnuku?
– Spodobała mi się jedna dziewczyna.
– No, najwyższy czas, żebyś się ustatkował. Ile ty już masz lat, chłopcze?
– Dwadzieścia osiem, nie muszę się spieszyć.
– Miło byłoby spotkać się z następnym pokoleniem. Co to za kobieta? Jakich ma przodków?
– No właśnie… Jej rodzina od pokoleń nie przejmuje się zbytnio symulacjami osobowości.
– Co takiego?! Zadajesz się z głąbami, którzy z własnej woli pozbawiają się dobrodziejstwa wiedzy pradziadów?
Max westchnął. Chyba lepiej, żeby nie wspominał antenatowi, w jakich okolicznościach poznał Andżi.
– No tak jakoś los nas zetknął. Może to przeznaczenie?
– Bzdury! Ile ona posiada kopii przodków?
– Nie pamięta dokładnie. Kilkadziesiąt.
– Rozumiem. – Hologram starszego mężczyzny miał minę, jakby poczęstowano go wyszukanym, acz obrzydliwym specjałem. – A ty?
– Pięćset pięćdziesiąt sześć…
– To chyba rozwiewa wszelkie wątpliwości, prawda? Twoje dzieci w szkole będą rywalizować z uczniami mającymi do dyspozycji tysiącosobowy sztab specjalistów z różnych dziedzin. Zamierzasz pozwolić, żeby stanęły do walki wyposażone w raptem sześćset kil-ka-dzie-siąt – z pogardą wycedził słowo – doradców? Tylko dlatego, że tobie cała krew spłynęła poniżej pasa?
Max znowu westchnął. Przecież nie o to chodziło. Sypiał już z wieloma kobietami. Większość z nich miała albo ładniejsze buzie, albo zgrabniejsze sylwetki niż Andżi, a najczęściej i jedno, i drugie. Tylko że… Ona była taka…
– To nie do końca tak… – wymamrotał bez przekonania.
– A jak? No, jeśli dziewczyna ma niewielu przodków, ale w ciekawych i zróżnicowanych zawodach, to jeszcze można zaryzykować…
– Raczej nie. Ani ciekawe, ani specjalnie urozmaicone.
– No to zapomnij o niej. Wiesz, za naszych czasów mieliśmy takie specjalne strony internetowe, gdzie można było się zarejestrować i szukać doskonale komplementarnej połówki.
– Tak, my też mamy podobne portale. Dzięki.
I tak ciągle: starsi przodkowie zachęcali go do związku z Andżi, młodsi zdecydowanie protestowali przeciwko mezaliansowi. Którzy mieli rację? Czyją radą powinien się kierować?
***
Andżi wydobyła już z kopii Kosmy Zielińskiego wszystkie informacje, jakie dało się z niego wycisnąć. Żywiła graniczące z pewnością przekonanie, że jako hasło posłużył PESEL matki polityka. I w końcu napotkała na mur nie do przebycia. Tych cyfr (bo dowiedziała się już, że tajemniczy urzędowy odpowiednik człowieka składał się wyłącznie z liczb) wredny przodek nie raczył zapamiętać. Nawet nie marzyła, że gdziekolwiek zachowały się tak stare dane dotyczące niczym nie wyróżniającej się osoby. Gdyby cholerna prababcia była prezydentem albo chociaż wielką artystką, może jakieś papiery zostałyby pieczołowicie przeniesione do muzeum. Ale zwyczajna nauczycielka? Żadnych szans!
Zamiast zastanawiać się, do archiwum którego urzędu mogłaby się włamać w poszukiwaniu upragnionego zestawu liczb, Andżi zaczęła wspominać ostatnią imprezę. Poszli razem z kuzynem. Właściwie to całą tę nudną balangę urządzono z okazji urodzin czy tam imienin któregoś kolegi Maxa. Goście sprawiali wrażenie nakręconych manekinów – powtarzali w kółko garść frazesów i nijak nie potrafili wydostać się poza kilka dyżurnych tematów. Pogoda, moda, polityka, sport, wiadomości z ostatniego tygodnia… Dziewczyna rażąco odstawała statusem od zebranych, ale ani przez chwilę nie czuła się gorsza czy odtrącana. Wprost przeciwnie, z jej żartów zaśmiewali się wszyscy.
A przed przyjęciem wyjechali z krewniakiem nad morze. W zasadzie ta sama nuda, luksusowe nicnierobienie, znakomite drinki i pogawędki, tylko rozciągnięte na dwa tygodnie.
W ogóle zaskakująco dużo czasu spędzała z ofiarą tego śmiesznego włamania sprzed pół roku. Spotkała wielu jego znajomych; przeważnie tak samo lalusiowatych i mdłych jak kuzyn. Owszem, przy każdej okazji kumple gogusia chrzanili o niczym, z lubością omawiali owo nic ze wszystkich możliwych punktów widzenia. Musiała wówczas bardzo uważać, żeby nie ziewać ostentacyjnie. Za to życie przy boku Maxa wydawało się bardzo wygodne. Już przy pierwszym spotkaniu w realu udowodnił, że pieniądze nie stanowiły dla niego problemu. Taki brak drobnych kłopotów rozleniwiał, ale i sprawiał przyjemność.
Prawdziwych przyjaciół i inteligentnych rozmówców miała bez liku w necie.
Epilog
Wrócili do zaszyfrowanego pliku po kilku latach, po przedłużeniu kontraktu małżeńskiego, kiedy dzieci podrosły już na tyle, że można je było spuścić z oczu na całe popołudnie.
Okazało się, że – jak w wielu innych sprawach – doskonale się uzupełniają. Rodzinne archiwa Maxa stanowiły niewyczerpaną kopalnię informacji, a Andżelika potrafiła je wykorzystać. Przed każdą rozmową z przodkiem tłumaczyła mężowi, jakie pytania powinien zadać.
Zaczęli od pogawędki z urzędniczką żyjącą w Polsce na początku dwudziestego drugiego wieku. Świetnie znała reguły rządzące nadawaniem ludziom numerów PESEL i bez żadnych wahań podzieliła się wiedzą z prawnukiem.
Kosma Zieliński bez oporów podał datę urodzin ukochanej matki.
W ten sposób Andżelika ustaliła sześć pierwszych znaków. To, że pani Zielińska była kobietą, również nie budziło wątpliwości, tylko nie wiadomo było, którą z pięciu możliwości wykorzystano. Ostatnią, kontrolną cyfrę bez problemów dało się wyliczyć. Brakowało tylko numeru serii. Po uwzględnieniu płci zostawało pięć tysięcy kombinacji. Drobnostka.
Stworzenie programu zajęło Andżelice kilka minut. Nieco dłużej potrwało przemielenie setek liczb, ale przed upływem godziny, zamknięty od wieków plik ujawnił swoją zawartość. Kobieta przejrzała go pobieżnie i buchnęła śmiechem.
– I jak tam, skarbie? Będziemy bajecznie bogaci? – zainteresował się mąż.
– Raczej nie. Sam zobacz.
Zabezpieczenie na przyszłość, ustawiające człowieka na całe życie, według dwudziestopierwszowiecznego polityka sprowadzało się do listu polecającego, który miał zagwarantować okazicielowi pracę w jednej z licznych agencji rządowych oraz materiałów nieźle nadających się do szantażowania kilku ministrów.
– Rzeczywiście, prawdziwy skarb! – prychnął Max.
– Taaaak… Aleśmy się obłowili. Normalnie trzeba będzie pomyśleć o kupnie większego domu – drwiła Andżelika. – Ale wiesz co? Wcale nie żałuję, że kiedyś bardzo chciałam otworzyć ten plik.
– Ja też nie – odpowiedział, przytulając żonę.
Cztery odwiedziny i jedno zakolejkowanie, ale chyba jednak mi przypadł zaszczyt bycia pierwszym czytelnikiem w pełnym znaczeniu tego słowa.
Owszem, mamy do czynienia ze sprawą rodzinną. jeśli zdecyduje się pan – przecinek zamiast kropki
Z ich dwojga, to dziewczyna miała prawdziwe problemy. – chyba z “nich”
Ludzie, którzy je wymyślili, chyba musieli mieć powypalane kubki smakowe. Trzymali języki na słońcu czy jak? – a to jest super!
Coś tam pewnie jeszcze było, ale mi umknęło.
Jak zwykle bardzo sprawnie napisane, ciekawy pomysł i … zaskakujący koniec. A dlatego zaskakujący, bo “rozmył się w codzienności”. Nie było wielkiego bum, w sumie to wyszła historia miłosna o tym, że różnice się przyciągają. Spokojny happy end. Podobało mi się.
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Gratuluję. A podzielisz się wrażeniami z lektury?
Babska logika rządzi!
Rozumiem, że to do Adama?
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Poprzedni komentarz był do Adama.
Dziękuję, Bemik. Już wprowadzam poprawki. Cieszę się, że zainteresowało i przewrotnie zaskoczyło. :-)
Babska logika rządzi!
Idea kolekcjonowania przodków bardzo mi się podoba, komizm wynikający ze zderzenia odmiennych zwyczajów na przestrzeni wieków – czarujący (szczególnie urzekła mnie rozmowa z prababcią genetykiem). Metody szyfrowania najwyraźniej są Ci dobrze znane.:)
Natomiast mam wrażenie, że fajne tempo akcji pod koniec opowiadania zamiera na rzecz trochę naciąganego romansu… Nie bardzo go kupuję. Jak faceta zakochanego w tygrysicy jeszcze mogę zrozumieć, to tygrysicę zmienioną w matkę-kotkę pod wpływem luksusu, dobrej karmy i głasków? To aż smutne :)
Dziękuję, Rooms.
Miło, że mój świat Ci się spodobał. :-) Tak na marginesie – ja też lubię tę genetyczkę – rozsądna babka.
Co do przemiany tygrysicy. Owszem, smutne, ale obawiam się, że prawdziwe. W tysiącach przypadków. :-( Ale w matkę-kotkę zmieniły ją dopiero młode. Ile prawdziwa tygrysica może wytrzymać dla swoich dzieci? A nie zapominajmy, że na dobrej karmie rosną duże i silne. ;-)
Już raczej nie będę zmieniać końcówki, ale tak z ciekawości: jak Ty byś to widziała?
Babska logika rządzi!
Zanim do młodych doszło to raczej trochę trwało, szkoda mi tych spiłowanych pazurów… ale oczywiście rozumiem mechanizmy konformizmu. Jakbym to widziała? Hm… w końcu szydło mogłoby wyjść z worka… Jakiś mega-przekręt? Super-zemsta na kaście uprzywilejowanych? Przytarcie rozleniwionych nosków? Laska, która miała gościa w głębokiej pogardzie, zamiast spijać mleczko z jego pyszczka, mogłaby po prostu zyskać niezależność, złamać system i pokazać innym gest Kozakiewicza. :)
Rozpędziłam się… cóż zrobię, że nie lubię drani w ciepłych paputkach, wolę gdy dokazują ;)
Ciekawa koncepcja… Bardzo ciekawa…
Trochę pobronię własnej: pogarda była na początku. Potem doszła wdzięczność – Max tak po prostu wziął i bezinteresownie rozwiązał problem z Sebą. Dziewczyna poczuła się zobowiązana. I jeszcze zależało mi, żeby otworzyć tajemniczy plik mogli tylko i wyłącznie razem – współpracując.
Ale na pocieszenie: pomyśl, jak tygrysica te swoje dzieci wychowa. ;-)
Babska logika rządzi!
Ale macie problemy… Ciepłe papucie, tygrysice… Przyszedł na nią czas, by doceniła stabilizację, i nie ma co krytykować, że zmieniła zdanie.
A mamy, mamy. Tobie nigdy się nie zdarzyło marudzić, że bohater zachowuje się niekonsekwentnie? Że wolałbyś inne zakończenie? Rooms też ma do tego prawo.
No dobrze, Adamie, już wiem, gdzie problemu nie widzisz. A jakaś opinia o reszcie tekstu? Chociaż szczątkowa – kciuk w górę czy w dół? Bo na razie poinformowałeś: “Przeczytałem. Pierwszy!”. ;-)
Babska logika rządzi!
Pierwszą odpowiedź znajdziesz na samej górze. Druga… A bo ja wiem, kiedy? Wpadam na portal jak po łyżkę soli do sąsiadki {tej z niższego piętra, ładniejsza, młodsza i niezamężna :-) }, potem usiłuję przeliczyć impuls właściwy paliwa rakietowego na ciąg rzeczywisty w funkcji temperatury komory akceleracyjnej… No, ale jeszcze w tym roku. Ba! w lipcu…
No, jak się Kolegę lekko przyciśnie, to można jakieś informacje wydusić. Dziękuję. Fajnie, że Cisię. :-)
Aż z radości nie będę wnikać, czy Ty tę sól o szóstej rano pożyczasz… ;-)
A z temperaturą nie pomogę. W ogóle nie znam tego wzoru. :-( Ale jak chcesz, możesz tekst podrzucić, to się poczepiam.
Babska logika rządzi!
Nadzwyczaj sympatyczne i świetnie napisane opowiadanie. Bardzo ładnie i zajmująco wszystko to powspominałaś i przewidziałaś. Ogarnąć tyle lat i mieć nad wszystkim kontrolę! Chyba nie każdy tak potrafi, a Tobie wyszło znakomicie. Przeczytałam z prawdziwą i ogromną przyjemnością.
Już miał rozkazać domowemu robotowi, aby się za to zabrał, ale zawahał się. – Już miał rozkazać domowemu robotowi, aby się do tego zabrał, ale zawahał się.
Brakujący biodysk zawierał kopię pana Kosmy Zielińskiego, urodzonego w dwutysięcznym dwudziestym roku, zmarłego w dwutysięcznym sto siódmym. – Brakujący biodysk zawierał kopię pana Kosmy Zielińskiego, urodzonego w dwa tysiące dwudziestym roku, zmarłego w dwa tysiące sto siódmym.
…kremowa gładź, szafki na akta, półki z dyskami, paprotka na oknie. – Raczej: …kremowa gładź, szafki na akta, półki z dyskami, paprotka na parapecie.
Owszem, mamy do czynienia ze sprawą rodzinną. jeśli zdecyduje się pan… – Wielka litera po kropce.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dzięki, Regulatorzy.
No cóż, jak się chce stworzyć porządną bazę przodków, to trzeba sięgnąć więcej niż kilka lat wstecz. ;-)
Cieszę się, że sprawiłam przyjemność. :-)
Za poprawki też dziękuję, zaraz wprowadzę. Faktycznie – paprotka będzie lepiej wyglądać na parapecie. ;-)
Babska logika rządzi!
Na oknie też wyglądała nieźle. To wyjątkowo dorodny i należycie pielęgnowany okaz. Ale na parapecie wygodniej ją podlewać. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Na szczęście hologramów nie trzeba podlewać. I pasożyty ich nie ruszają. Tylko energii toto mnóstwo zżera… ;-)
Babska logika rządzi!
Eh, zazdraszczam i pomysłu i warsztatu:( Jedno mnie dziwi: tyle wejść, tyle zachwytów a tylko ja jeden dałem pięć gwiazdek? Zazdrość innych autorów? Dlaczego nie oceniacie? To przecież tylko jedno kliknięcie…
Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.
Dziękuję, Sfunie. (Tak się Twój nick odmienia?)
Nie wszyscy wystawiają oceny. Być może (tak jak ja) sądzą, że komentarz dostarczy autorowi więcej informacji niż kliknięcie. Wejść trochę było, ale tekst długi, więc niewiele osób przeczytało. Poza tym trzy osoby kliknęły na bibliotekę, a to, IMO, więcej znaczy niż dobra ocena.
Nie zazdraszczaj, tylko pracuj nad swoim warsztatem. To można opanować. Trudniej z pomysłami – mogę tylko zalecać oryginalne lektury, szeroko otwarte oczy i uszy oraz snucie dziwacznych refleksji. :-)
Babska logika rządzi!
Kapitalne opowiadanie. To, że napisane bardzo dobrym językiem, to pikuś. Jest na tym portalu sporo osób, które także nie mają problemów z poprawnym wyrażaniem myśli, ale tylko kilka, w których tekstach wyczuwalna jest taka fajna, indywidualna muzyczka zdań, rozpoznawalny styl, lekkość i fabularna precyzja. Tak przynajmniej, jako zwykły czytelnik, sprawę widzę. A właściwie słyszę. I do takich, pięknie mi "grających" w głowie opowiadań zaliczyłam twoje "Duchy…". Poza tym jestem pod wrażeniem pomysłowości, a zarazem umiaru, dyscypliny i konsekwencji z jaką zbudowałaś świat bohaterów. Fajnie wyważyłaś w nim proporcje pomiędzy elementami sci-fi, a zupełnie nie sci-fi ludźmi. Ostatecznie, od czasów, gdy przestaliśmy dyndać uczepieni ogonami do palm, nie ewoluujemy w aż tak galopującym tempie, żeby z upływem byle trzystu lat, zatracić cechy i charakter utrwalone przez tysiąclecia oraz totalnie zmienić swoje nawyki i potrzeby. Dlatego podoba mi się zarówno istnienie syntetycznej wołowiny, jak i knajpek z egzotycznym żarciem, perfum i dezodorantów. Summa sumarum: dowcipne, błyskotliwie zrealizowane i bardzo inteligentne opowiadanie.
Świetny tekst, od początku do końca; wciągający, z dobrą intrygą, naturalnymi bohaterami (w końcu wszystkie tygrysice też kiedyś pierdołowacieją lub – jak kto woli – dojrzewają), z pomysłem nietuzinkowym i jego nienaganną realizacją. Nie mogłem się oderwać. Gratuluję.
Sorry, taki mamy klimat.
Fajnie napisane, sympatyczne opowiadanie. Podobało się.
Końcówka mi się spodobała z tego powodu, o którym pisała Bemik – bo to taki spokojny happy end. A nie spodobała mi się z innego powodu – o którym wspomniała Rooms – bo to aż smutne. :)
Stabilizacja nie musi oznaczać sciepłokluchowacenia. I jeżeli ciepłokluchowatość bohatera raziła charakterną bohaterkę na początku związku, to z dużym prawdopodobieństwem, po jego ustabilizowaniu się – doprowadzałaby ją do szału.
Ale – czytało się bardzo przyjemnie.
Już miał rozkazać domowemu robotowi, aby się do to zabrał, ale zawahał się.
Mnie się też podobało. Jedyna pozytywna strona tych wszystkich afer taśmowych, że mogły zainspirować do napisania ciekawego tekstu, w którym, zresztą zgodnie z prawdą, wszelkie brudy są g… warte, szczególnie po latach.
Nie przesadzajcie, drogie panie, z tym krytykowaniem spiłowania pazurów. W końcu bohaterka wcale nie musiała stać się typową “kurą domową” (raczej zbyt mało jest na to “dowodów” w opowiadaniu), a i szczęśliwy wybranek wcale nie musiał być takimi ciepłymi kluchami, jak to w pierwszej chwili, uprzedzona do takich typów kocica, odniosła wrażenie. Poza tym często tygrysice, obcując za młodu z pozbawionymi instynktu stadnego tygrysami, niezdolnymi do zatroszczenia się o własne podogonie (nie mówiąc już o partnerce i ewentualnym potomstwie) i wyładowującymi frustracje na najbliższych, mają takich samców zwyczajnie dość. W końcu nie można w nieskończoność ryczeć i szczerzyć kły.
Jej, Unfallu, ale między szczerzącym kły samcem alfa a nudnym samcem ciepłe kluchy jest jeszcze sporo typów pośrednich. :) Dobrze, uznaję, że to pan nabrał nieco charakteru pod wpływem pani i dlatego im się tak ładnie ułożyło. :)
Pfff ;)
Sorry, taki mamy klimat.
Ocho – oczywiście, że “typy pośrednie” stanowią zdecydowaną większość. Mam jedynie wrażenie, że młode, niedoświadczone kocice często popadają w skrajności. Poza tym – kobieta z natury zmienną jest, a przynajmniej tak nam tłumaczycie niektóre niezrozumiałe decyzje. ;)
Coś się stało, Sethraelu?
Na marginesie – chyba już nie będę ryzykować pisania komentarzy na telefonie. O mało przed chwilą nie wyszło mi coś o smalcu alfa i smalcu ciepłe kożuchy. :)
Tak, Ocho.
Sorry, taki mamy klimat.
Byłam ciekawa, czy brak tego – ;) – zostanie odnotowany. ;)
Przyjdzie Finkla i nas pogoni.
Cieszę sie zatem, że nie zawiodłem ;) I kto jak kto – Finkla ma ganiać za offtop? Pfff… :)
Sorry, taki mamy klimat.
Mmm, chyba nie będę oryginalna: mnie się podoba, świetny tekst oparty na zaskakującym koncepcie. Miałam wrażenie, że pod koniec opowiadanie trochę za szybko zmierza do zakończenia (ok: nie patrzyłam na pasek po prawej i zupełnie zaskoczył mnie pojawiający się nagle napis “epilog”). Może dlatego zmiana nastawienia bohaterki (na początku zdecydowanie brzydzącej się kuzynem) robiła wrażenie nie do końca umotywowanej. Chociaż i tak nietrudno się domyślić, co nią kierowało.
Ale najbardziej mnie urzekło, że ludziom z przyszłości chce się poświęcać długie godziny na rozmowy z przodkami, którzy przecież nie posiadają aktualnych informacji o świecie, a mimo to ich wiedza i porady są tak cenne… Taki urzekający, ludzki akcent.
Ojej, człowiek odejdzie na chwilę od komputera i od razu taki zalew miłych komentarzy. Dziękuję wszystkim.
W_baskerville, chyba pierwszy raz wpisujesz się pod moim tekstem. Tym bardziej cieszę się, że przypadł Ci do gustu. I to aż tyle elementów! Tak, wydaje mi się, że większość (dobrej) fantastyki opowiada ciągle o tych samych, zawsze innych Homo sapiensikach. ;-)
Sethraleu, miło, że udało mi się przykuć uwagę. To chyba coraz trudniejsze w obecnym świecie. :-)
Ocho, hmmm, może nie powinnaś czytać komentarzy? Za bardzo się sugerujesz. ;-) Czy ciepłokluchowatość wkurzałaby bohaterkę? No nie wiem, może trochę się do siebie dopasowali, a może doszła do wniosku, że to pierwsze spojrzenie było niesprawiedliwe i przesadzone? Albo efekt “kwaśnych winogron”, które nagle nabrały słodyczy? Ja tam im dobrze życzę. :-) I zawsze mogę się zasłaniać mocno wyświechtanym argumentem: “to jest fantastyka”. ;-) Smalec alfa… Brzmi tak dziwnie, że aż frapująco… ;-)
Unfallu, oj, widocznie zbyt szybko wprowadzałam poprawki. Zaraz zrobię to porządnie. Mam nadzieję. Nie wydaje mi się, że jakoś silnie inspirowałam się taśmami. Tekst zaczęłam pisać jeszcze w maju, a na większość pomysłów wpadłam jeszcze wcześniej. Nawet nie wiem, czy już wtedy ta afera zdążyła ruszyć. Ot, potrzebowałam jakiegoś “skarbu”, który błyskawicznie traci na wartości. Fajnie, że proces udomowienia “tygrysicy” Cię nie razi.
Jakie pogoni? Bez przesady… Ciasteczko? ;-)
Edit: Aha, i dziękuję za Bibliotekę. :-)
Babska logika rządzi!
Sethrael dobrze gada! Polać mu!
Smugo, dziękuję. No cóż, nie chciałam z tego robić romansu pełną gębą i szczegółowo opisywać kolejnych randek, stopniowo zmieniać nastawienie, dochodząc aż do punktu, w którym Andżi w ogóle przestaje zwracać uwagę na żarcie w knajpce… Zresztą, to nie moja bajka. I na razie nie potrafiłabym czegoś takiego dobrze napisać.
Fachowiec zawsze będzie w cenie. Nawet, jeśli będzie potrafił chociażby wytłumaczyć, skąd się bierze numer PESEL. ;-) Ale nie wszyscy tak bezrefleksyjnie wyznają “kult przodków”.
Babska logika rządzi!
No widzisz, Finklo, zupełnie wyjątkowo, naprawdę zupełnie, nie przeczytałam najpierw komentarzy. To znaczy – przebiegłam przez nie, i stwierdziłam, że czytać nie będę, bo to coś o tygrysach, a ja tekstów (i filmów) przyrodniczych nie lubię. ;) Ale jak już w końcu zaczęłam, to i skończyłam, bo czekałam na parkingu i mi się nudziło.
I trochę też miałam jak Smuga – to znaczy, ten “Epilog” mnie zaskoczył, tak nagle, tak szybko, tak zanim mieli (w tekście) czas się dotrzeć. :)
Hmmm. Ja romansów nie znoszę, więc wycięłam te nudne dłużyzny… Może i faktycznie zbyt brutalnie?
Aha, i za nominacje oczywiście też dziękuję. Naprawdę miło, że aż tak Wam się spodobało. :-)))
Babska logika rządzi!
Romans ucięty? A już się zabierałem do czytania… nie tnij romansów! ;-)
Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki
Właściwie nie ucięty, tylko… A, co ja Ci będę tłumaczyć. Sam sprawdź!
I co to za zaczynanie lektury od spoilerów? ;-)
Babska logika rządzi!
Bardzo mi się podobało. Świetny, zaskakujący pomysł i (co akurat niezbyt zaskakujące) porządne wykonanie.
Motywacja bohaterki mi nie zgrzytała, a za wycięcie romansowych dłużyzn też plus – nic tak nie nuży jak szczęście innych ludzi;)
”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)
Dzięki, Alex.
Miło, że się spodobało i że bohaterka zachowuje się zrozumiale.
I nawet w poglądach na cięcia w romansach się ze mną zgadzasz. Pewnie, gdyby Max na każdej randce dostawał po pysku, to co innego… ;-)
Babska logika rządzi!
Eee, jakby tak na każdej, byłoby nudno.
No, ale gdyby wprowadzić jakieś bicze czy płonące obręcze, żeby się tygrysica mogła za przycięcie pazurków zemścić…
”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)
Biczem po pysku? I jeszcze płonące obręcze? Hmmm. Gdybym się chciała z Tobą umówić w jakiejś knajpie, to przypomnij mi, że to kiepski pomysł. ;-)
Babska logika rządzi!
Pakiet już został wysłany. Zostałem
Został, został – niby nie razi, ale informuję jakby co ;)
ileś tam pra– babce.
Nadmiarowa spacja.
że reagowała ze wściekłością
Zbędne "ze".
A przecież miał jeszcze tyle tematów do poruszenia, tyle pytań do zadania… Wciąż nie miał
Ogólnie sporo miał używasz – z tego, co zauważyłam.
najmodniejszymi kremami
Jak można rozpoznać, że krem jest modny?:P
Językowo ładnie, jak zawsze zresztą. I wciągająco oczywiście, ale…
I teraz się przyczepię merytorycznej strony… Ech, rooms wspomniała, że musisz się znać na szyfrowaniu, Finklo. Z krawiącym sercem to piszę, ale niestety, obie nie znacie się chyba ni w ząb…
Pierwsza scena – Andżi potrafi nadpisać dane backupowe i dane bieżące, sprawiając, że najwyraźniej suma kontrolna obu plików zgadza się idealnie. To znaczy, że musiała złamać, no powiedzmy, "cały system" i po prostu podmienić sumę kontrolną, albo wzięła i wyłapała dokładnie te rejestry, w których znajdywały się dane i wklepała identyczne. Oba zadania są okrutnie trudne, prawda jest taka, że jeśli dziewczyna nawet skasowałaby dane to prawdopodobnie byłyby możliwe do odzyskania.
Jest jeszcze możliwość hakowania programu sprawdzającego poprawność plików, ale znowu wracamy do teorii zmian w "całym systemie". A przede wszystkim – skoro potrafiła zrobić coś tak nadzwyczajnego, to czemu po prostu nie skopiowała potrzebnych plików? Przecież tym ukryłaby włamanie idealnie – Max w ogóle nie zauważyłby kradzieży. I z drugiej strony – po co w ogóle je "zamazała"? Tak jak powiedziałam, byłoby to cholernie trudne, a efekty… prawie żadne.
I teraz to co – dla mnie – merytorycznie zabiło to opowiadanie. Hasło do pliku… Jeśli wiesz, że hasło jest złożone ze znaków liczbowych wyłącznie, ba! Jeśli wiesz jakiej jest prawdopodobnie długości to daj mi godzinę. Może więcej, bo teraz nie mam programu ściągniętego. No, ale jak ściągnę to daj mi godzinę :P
Ogólnie wybrałaś jedno z najłatwiejszych możliwych do złamania haseł. Starczyłby zwykły brute force, czyli (z wiki):
Algorytm siłowy, algorytm brute force (ang. "brutalna siła" tj. niewspomagana umysłem) – określenie algorytmu, który opiera się na sukcesywnym sprawdzeniu wszystkich możliwych kombinacji w poszukiwaniu rozwiązania problemu, zamiast skupiać się na jego szczegółowej analizie.
A pisanie pod to programu to już w ogóle sensu nie ma… takich programów jest na pęczki. I uwierz mi, Finklo, ale łamią one dużo gorsze zabezpieczenia niż kilka cyferek po sobie…
Ogólnie opisane przez ciebie trudności bohaterki nie byłyby trudnością OBECNIE dla nikogo, kto w temacie zna się choć trochę bardziej. A co dopiero za ileś lat. Kody sprzed parunastu lat obecnie łamiemy bez najmniejszych problemów, enigma stała się byle zabawką, metoda rotorów została skomplikowana tak mocno, że w głowie się kręci, a i tak można to złamać, jak zapałkę.
Czyli, podsumowując, Andżi potrafiła rozwiązać całkę potrójną opartą na funkcjach trygonometrycznych, ale dodanie pięciu do ośmiu sprawiało jej ogromny problem.
Ale motyw z zapisem przodków mi się podobał…
I tak ciągle: starsi przodkowie zachęcali go do związku z Andżi, młodsi zdecydowanie protestowali przeciwko mezaliansowi. Którzy mieli rację? Czyją radą powinien się kierować?
I to zdanie, tak jakoś też…
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
Ech, rooms wspomniała, że musisz się znać na szyfrowaniu, Finklo. Z krawiącym sercem to piszę, ale niestety, obie nie znacie się chyba ni w ząb…
no ja się nie znam ni w ząb – to szczera prawda :)
Ty się znasz na ciekawszych rzeczach :D A ja niestety na takich, które sukcesywnie psują mi opowiadania SF.
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
Tenszo, dzięki za komentarz. I krytykę. Aua! ;-)
Zacznijmy od tych merytorycznych. No, coś tam o szyfrach czytałam, ale raczej historycznych niż komputerowych. Powiedzmy, że oceniam swoją wiedzę na oczko wyżej niż “ni w ząb”. ;-) Skoro piszesz, że złamanie powinno być banalne, to pewnie masz rację. Hmmm. Jeśli nie zwykłe hasło umożliwiające otworzenie pliku, to może chociaż właśnie jakaś metoda kodowania? Szyfr Vigenere’a oparty na PESEL-u, albo jedenastoetapowa enigma? A może warstwowo – najpierw trzeba poznać dwie dość duże liczby pierwsze? Wiadomo, że jedna z nich zawiera ten numerek? No jest dostępny ogromny zbiór liczb pierwszych, ale które dwie wybrać? Nic się z tym nie da zrobić?
Pytanie, dlaczego po prostu nie skopiowała sobie danych, skoro i tak zhakowała komputer, to bardzo dobre pytanie. Tak dobre, że na razie nie przychodzi mi do głowy żadna satysfakcjonująca odpowiedź.
Ale jeśli kiedyś będę coś robić z tym opowiadaniem (a kto wie?), to obydwie kwestie trzeba będzie rozwiązać. Choćby kosztem totalnego przebudowania pierwszych scen.
Z uwagami językowymi dużo łatwiej. :-)
Prababka – nie, właśnie tak chciałam to zapisać. Pra– (powtarzające się ileś tam razy) spacja babka.
Ze wściekłością – wydaje mi się, że można reagować wściekłością/ uśmiechem albo ze wściekłością/ z uśmiechem. Mi chodziło o drugą opcję. Wściekłość to nie jedyna reakcja, ale z każdego zdania i każdej miny widać, że dziewczyna jest wkurzona.
Krem – czepiasz się. ;-p Po zapachu. Albo Andżi widziała, że Max jest taki cholernie trendy, wszystko ma najmodniejsze, więc kremy niewątpliwie też. A może renomowana kosmetyczka zostawiła malutki podpisik na paznokciach? A przecież wszyscy wiedzą, że w tej firmie używa się wyłącznie najmodniejszych i najdroższych substancji…
Z powtórzeniami zawalczę.
Za dużo miału, powiadasz? Trzeba będzie zwrócić na to uwagę w przyszłości.
Dziękuję za wszystkie uwagi.
Babska logika rządzi!
---> Tensza.
Nie bierzesz pod uwagę, że warto odwrócić spojrzenie na problem deszyfrażu? Klucze są coraz bardziej skomplikowane, łamacze kodów doskonalą metody, w miarę upływu czasu i postępu technik stare metody stają się balastem do wyrzucenia z ludzkich i komputerowych pamięci. Weź po trzystu latach wczuj się w sposób myślenia antenatów, odnajdź informacje o zapomnianych technikach…
Poza tym rezygnacja z tego motywu oznaczałaby brak szans na zakończenie takie, jakim jest i jakie mi się podoba, o.
Dzięki, Adam. :-)
Spokojnie, zakończenie jest bezpieczne, nie zamierzam go zmieniać. Mnie też się podoba.
Ale argument, którego użyłeś, jeszcze łatwiej zbić, niż złamać nasze kody – toż wystarczy pogadać z jakimś przodkiem-informatykiem. Wiesz, taki świat z symulacjami przodków musi wyglądać całkiem inaczej niż nasz. Ja dopiero zahaczyłam o czubek góry lodowej, zmiany idą w różnych dziwnych kierunkach. Na przykład język ewoluuje znacznie wolniej, bo “arystokracja” na co dzień używa mowy sprzed wieków. Że o prawach kopii już nie wspomnę.
Babska logika rządzi!
Właśnie mi się przypomniało, co miałem napisać na dzień dobry. Że to jest sympatyczne opowiadanie, ale zarazem streszczenie… Już wiesz? Na pewno wiesz.
Przodek informatyk mógłby, w imię etyki zawodowej, obrazić się, odmówić i na pożegnanie opierniczyć. Nie sądzisz, że ciekawa byłaby scenka?
Chyba wiem. :-)
Mógłby. I pewnie scenka wyszłaby ciekawa. Tylko wtedy przerywa się rozmowę, nie zapisując zmian w pliku osobowości, odpala przodka ponownie i próbuje innego podejścia. Jeśli “ale z was prymitywy!” nie przyniosło efektów, to może “dziadku, opowiedz, jak wy to robiliście” zadziała. ;-) Etyka, etyką, ale przecież wszystko zostaje w rodzinie. Odmówiłbyś tłumaczeń słodkiemu prapraprawnusiowi?
Babska logika rządzi!
Adamie, przykro mi, na twój argument mam dwa słowa – szyfr Cezara. Pierwszy szyfr jakiego uczy się na studiach takich jak moje – aby zrozumieć sens samej szyfryzacji. I ma on nie kilkaset lat, a dwa tysiące ;) absolutnie nie został uznany jako “zbędny” balast. Poza tym metody szyfryzacji ewoluują na swoich poprzednikach. Mamy DES, potem 3DES… i tak się to kręci.
Co do samego kombinowania jak dodać sensu merytorycznego opowiadaniu – sama chyba postawiłabym na rozwiązanie z goła inne, a jednak nawiązujace do wypowiedzi Adama – dałabym kodowanie tak proste, że bohaterka nie wypadłaby na pomysł, by ktoś mógł tak spartolić. Oczywiście, w tym momencie samo hasło odpada, musi występować w połączeniu z jakąś przestarzałą metoda kodowania. Przestarzałą nawet jak na czasy wrednego dziada :P Oczywiście, to rozwiązanie nie jest może idealne (choćby przez brute force właśnie), ale jako humorystyczne już potraktowałabym je z przymrużeniem oka.
A jeśli chodzi o uwagi stylistyczne – czasami piszę, co brzmiałoby lepiej (dla mnie oczywiście), ale to raczej sugestie niż poważne zarzuty. Uważam, Finklo, twój styl za bardzo przyjemny i przejrzysty, a pomysł za urzekające. Pech tylko chciał, że akurat wstrzeliłaś się w tematykę, którą miałam na studiach i trochę w pracy ;)
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
O czym bym nie pisała, zawsze znajdzie się ktoś, kto się na tym zna…
Na razie opowiadanie zostanie w obecnej formie. Ale może kiedyś…
Hmmm, a jak łamie się szyfry oparte na książce? Wiesz, nadawca i odbiorca mają po egzemplarzu tego samego wydania i na przykład XIX-5 oznacza piątą literę w dziewiętnastym wersie na umówionej, sto dwunastej stronie. No wiem, analiza statystyczna. Ale jeśli poszczególne litery nie zawsze kodowane są tym samym zestawem liczb?
Babska logika rządzi!
Ale jeśli poszczególne litery nie zawsze kodowane są tym samym zestawem liczb?
Nadal analiza statystyczna. W takim przypadku zawsze sprawą kluczową jest poznanie języka, w którym przekazywane są wiadomości i oczywiście przechwycenie takowych.
Program tworzy histogram wystąpienia poszczególnych znaków – i tutaj kwestie językowe wchodzą w grę, bo jeśli wiemy, że mamy do czynienia z językiem angielskim to np. litera “a” jest łatwa do wykrycia, a wiedząc, że alfabet ma 26 liter (wiadomo, dla języka polskiego więcej) patrzymy – posługiwali się 50 znakami, co znaczy, że 24 to kopie jakiejś litery. Jeśli mamy do czynienia z wiadomością cyfrową to najczęściej używanym znakiem będzie spacja, w drugiej kolejności (dla języka angielskiego) litera “a”. I teraz program kombinuje dalej – jeśli mamy jakieś słowo dwuliterowe to wiadomo, że opcji jest mniej. I teraz przyjmijmy, że naszym słówkiem dwuliterowym jest “as” – a przed nim stoi jakieś słowo czteroliterowe. No to bomba – prawdopodobnie mamy do czynienia ze zwrotem “such as” – i zobacz jak dużo literek dalej nam to daje :P
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
Cholera, faktycznie łatwizna… Standardowo pomija się spacje, ale polityk by tego nie zrobił. Ech, jakim cudem udaje się zaszyfrować jakąkolwiek wiadomość?
No to wracam do koncepcji liczb pierwszych – co by się działo, gdyby do otworzenia pliku potrzebna była liczba pierwsza (dla ułatwienia życia szyfrującemu – najmniejsza spośród tych o dziesięciu tysiącach cyfr (albo więcej, żeby brutalną siłą się nie dało) zawierających PESEL mamusi)?
Babska logika rządzi!
Cóż, jak dla mnie nie istnieją kody, których nie da się złamać, tylko takie które jeszcze nie zostały złamane. Z czasem zawsze znajdą się ludzie, którze wykryją lukę w całym.
Jesli chodzi o koncepcje liczb pierwszych – czy sa pierwsze, to niewiele zmienia, a jeśli haker wie o tym to wręcz ułatwia. Ot koncepcja brute force polega na chamskiej próbie wprowadzenia wszystkich możliwych kombinacji znaków. I teraz jeśli mamy same cyfry to jest to bardzo łatwe do złamania, nawet jeśli mówimy o takiej długości zabezpieczenia jak pesel. Wystarczy mieć odpowiednią moc obliczeniową komputera. A samo łamanie, jeśli ma się odpowiedni program do tego, polega na tym: z puli znaków wybierasz same cyfry, ustawiasz, że możliwe zabezpieczenie jest do długości 11 znaków i lecisz. Nie do końca ma znaczenie, czy to kwestia hasła czy dany ciąg jest maską szyfrującą dane – w obu przypadkach trafienie będzie łatwo wykrywalne (przy słabej szyfracji nawet bardzo łatwe, bo trafiając poszczególne cyfry może odkrywać kolejne kawałki “puzzli”).
Obecnie stosowane metody szyfracji sa molto zawiłe. Tak zawiłe, że jak miałam na egzaminie rozpisać jedno słówko dla przykładu w wybranym kodzie to mi kartki nie starczało na obliczenia…
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
Dzięki za wyjaśnienia.
Jak rozumiem, brutalnej sile można przeciwstawić się tylko hasłem na tyle długim, żeby zabrakło mocy obliczeniowej/ czasu na złamanie. “Pierwszość” liczby owszem, zawęża wybór, ale jeśli mówimy o długim ciągu cyfr, to i tak możliwości pozostaje od groma. Kombinuję, co by tu zrobić, żeby wciąż znajomość PESEL-a była naprawdę niezbędna do otwarcia pliku. “Najmniejsza iluś-tam-cyfrowa liczba pierwsza, która zawiera określony ciąg znaków” to bardzo precyzyjny przepis, który umożliwia dostęp do pliku tylko, jeśli rzeczywiście zna się kluczowy numerek. Znasz – wymaganą liczbę znajdziesz błyskawicznie (zakładam, że istnieje baza, w której można szukać “pierwszaków” na podstawie frazy) i nie musisz zapamiętywać wszystkich stu, tysiąca czy dziesięciu tysięcy cyferek. Nie znasz – szanse, że przed śmiercią znajdziesz hasło przy pomocy brutalnej siły są raczej nikłe.
Mnie by się takie podejście spodobało, bo nie wymaga dużych zmian w tekście. Tylko dwa pytania: czy w miarę dobrze kombinuję? Jeśli tak, to ile cyfr powinna mieć liczba, żeby hasło nie było absurdalnie długie (dziesięć tysięcy to chyba jednak przegięcie), ale skutecznie przeciwstawiało się brutalnej sile z dwudziestego czwartego wieku. Pierwsze pytanie znacznie ważniejsze; drugie da się obejść.
Babska logika rządzi!
:-) Tenszo, przykro mi, na Twoje argumenty mam więcej niż dwa słowa. :-)
Omawiasz, przystępnie, stan rzeczy dzisiejszy. Rzutujesz w przyszłość. To nie to samo, co oglądanie się wstecz. Zgoda, że superhiperultraspeckomputery i takież programy poradzą sobie ze wszyskim – o ile programiści zawarli w rozkazach warunek typu “dotarłeś do końca drogi, wróć i podejmij podróż w drugą stronę” – ale “tygrysica” nie skorzysta z rzeczonych komputerów, bo natychmiast świat dowie się o jej poczynaniach. Musi główkować samodzielnie – i “cofnięcie się” do technik pierwotnych a prymitywnych w porównaniu stwarza trudności. Do pokonania, ale nie w ułamku sekundy, bo jeszcze “wsteczna psychologia” swoje dokłada…
Mam proste pytanie: jaki procent populacji ma chociaż ciemnożółte pojęcie o szyfrach? Jaki procent populacji uczy się technik szyfrowania i łamania szyfrów?
Drugie proste pytanie: czy łatwo będzie ustalić, że w charakterze klucza użyłem parametrów eksploatacyjnych snopowiązałki typu SK75B?
Jak rozumiem, brutalnej sile można przeciwstawić się tylko hasłem na tyle długim, żeby zabrakło mocy obliczeniowej/ czasu na złamanie.
Mniej więcej tak, chociaż bardziej tu chodzi o zbiór możliwych znaków. Otóż hasło: #wwJ! będzie i tak trudniejsze do złamania niż 6563633839 – mimo że opcja nr 2 jest dłuższa, to zbiór możliwych znaków zdecydowanie mniejszy. Pamiętaj, że w tym momencie rozważamy kwestie samego hasła. Bo jeśli chodzi o samo kodowanie wiadomości, podstawowym trikiem jest ustalenie funkcji odwrotnej do kodującej, a potem wartości, która posłuzyła do szyfracji.
Ech, jak tu wcisnąć ten PESEL… może tak – mamy metodę kodowania, w której podajesz "zwykłe" hasło plus podajesz ciąg szyfrujący. I teraz bazowe słowo jest kodowane tym drugim – zakładając, że to drugie to nasz kochany pesel, to w uproszczeniu tłumacząc będą to parametry naszych operacji matematycznych na słowie pierwszym.
Przykładowo:
Hasło: ABC
Ciąg szyfrujący: 88040311200 (pesel)
I teraz bierzemy zapisujemy np. binarnie lub w heksie kolejne znaki hasła (ABC) i poddajemy operacjom matematycznych z parametrami ciągu szyfrującego – to jest np. pierwsza ósemka oznacza, że podnosimy pierszą binarkę C do ósmej i zapisujemy resztę z dzielenia przez jakąś stałą, druga ósemka jest tylko dodana do kolejnej wartości binarnej i tak na okretkę. I teraz przyjmujac, że mamy ileś tam lat w przód, problemy nasuwają mi się dwa – jaki typ kodowania użyto i własnie jaki był ciąg szyfrujący. Bo bez znajomości ciagu, samo hasło nie styknie. To jest mocno uproszczone, ale już chyba sporo sensowniejsze ;) Prawda jest taka, że sama nie pisuję fantastyki związanej z moją dziedziną pracy, bo zawsze mam wrażenie, że stąpam po cienkim lodzie, kombinując coś w tym temacie…
Zgoda, że superhiperultraspeckomputery i takież programy poradzą sobie ze wszyskim
Ale ja się nie zgadzam :P Po to sie tworzy hasła ze znakami specjalnymi, małymi, dużymi literami i blokuje możliwość wklepania złej opcji więcej niż 3 razy, żeby właśnie się nie dało! Choćby nie wiem jak hiper ten komputer by był.
I pamiętaj, Adanie, ja się odnosiłam cały czas do sytuacji podanej w opowiadaniu/przykładach Finkli, które są proste do złamania i juz dawno obcykane przez mądrzejszych ode mnie.
Musi główkować samodzielnie – i “cofnięcie się” do technik pierwotnych a prymitywnych w porównaniu stwarza trudności.
O ile masz Internet, Adamie, to zwyczajnie… no nie. Po prostu nie. Kody przestarzałe a prymoitywne to nawet na wikipedii są całkiem, całkiem wytłumaczone. I nic hiper nie trzeba wtedy mieć.
Mam proste pytanie: jaki procent populacji ma chociaż ciemnożółte pojęcie o szyfrach? Jaki procent populacji uczy się technik szyfrowania i łamania szyfrów?
Nie jest proste, na statystyce się nie znam – strzelam, że pewnie mały, ale główna bohaterka została opisana jako "zaprzyjaźniona z komputerami". A wybacz – to by sugerowało (szczególnie po włamaniu na dysk), że tygrysica należy do tego małego odsetka ;)
Drugie proste pytanie: czy łatwo będzie ustalić, że w charakterze klucza użyłem parametrów eksploatacyjnych snopowiązałki typu SK75B?
Jakiego klucza, kochanieńki? ;) Jakiej metody? Bo jesli użyłeś szyfru Cezara i każdy znak wystarczy przesunąć o ileś tam pozycji w celu deszyfracji to owym kluczem jest jedna liczba, oznaczająca właśnie o ile przesunąłeś wszystkie znaki – i wtedy sparwa jest banalna. Jeśli zas mówimy np. o kluczach RSA, a snopowiązałka ma parametry takie: #8973787^^^@&#^@&#(*@#&*(JFDKFNIRUF(#U(#(*#&@FKJWEBFU#Y(*FMmmdkdkjsnl';;dwdfel – to już ciężej :D
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
A czy muszę dokonać przesunięć regularnych?
To pytanie odnosi się do szyfru tego pana od veni, vidi et caetera. Ale nie musisz odpowiadać na nie – jasne, że to kwestia umowy między nadawcą a odbiorcą.
Pytanie ze snopowiązałka odnosiło się do tygrysicy. Bo trzysta lat minęło, odeszło w cień, więc pytanie, czy jest w stanie w ogóle wejść na trop – w sensie, zidentyfikować pochodzenie wartości klucza modyfikującego elementy przekazu. Nie odpisuj, że brute force, bo po miliardzie lat obliczeń komputer w końcu jedno słowo przypadkiem odszyfruje, więc może dalej jakoś pójdzie – ale czy człowiek, dowolnie genialny na miarę swojego czasu, może wpaść na trop, że dowcipniś sprzed wieków mnożył / dzielił elementy przekazu kolejno przez średnice kół jezdnych, kąt nachylenia zgarniaków i wartość siły naciągu sznurka w urządzeniu, którego nikt nie widział na oczy od dwustu siedemdziesięciu lat.
Jeżeli mam Internet… No, mam. I co z tego? Załóżmy, że serwery mają nieograniczoną pojemność pamięci – ale czy do plików, nie wywoływanych od dwóch wieków, łatwo i prędko można się dostać? Dodatkowo przy założeniu, że nie bardzo wiemy, czego szukamy?
I teraz przyjmujac, że mamy ileś tam lat w przód, problemy nasuwają mi się dwa – jaki typ kodowania użyto i własnie jaki był ciąg szyfrujący.
Czyli mogę uważać, iż mimo różnic zdań co do szczegółów, generalnie zgadzasz się ze mną, że to nie taka łatwa sprawa?
Wielkie dzięki, Tenszo.
Twój sposób wygląda ciekawie. I wymaga bezcennego PESEL-a mamusi. :-)
Tutaj już niech zostanie, jak jest. Trudno, narobiłam byków, to je sobie świat obejrzy. Ale myślałam o cyklu opowiadań z akcją w świecie przyszłości (wydaje mi się, że ma potencjał). Jeśli zbiór powstanie, to wtedy na pewno i niniejsze poprawię.
Babska logika rządzi!
Cóż, jak dla mnie nie istnieją kody, których nie da się złamać…
Tenszo, jak ma się powyższe zdanie do tego, co zamieszczam poniżej, a co jest cytatem z Wikipedii (naturalnie… ;)). Pytam z czystej ciekawości, dodając, że z uwagą śledzę dyskusję i jestem pod jej wrażeniem.
Szyfr Vigenère'a może być szyfrem nie do złamania (zostało to udowodnione w 1949 przez Claude'a Elwooda Shannona) przy zachowaniu trzech reguł:
klucz użyty do szyfrowania wiadomości był dłuższy lub równy szyfrowanej wiadomości,
klucz musi być wygenerowany w sposób całkowicie losowy (nie może istnieć sposób na odtworzenie klucza na podstawie znajomości działania generatorów liczb pseudolosowych),
klucz nie może być użyty do zaszyfrowania więcej niż jednej wiadomości.
Sorry, taki mamy klimat.
Widzisz, Adamie, ja ten brute force nie podałam jako lekarstwo na wszystko – wręcz przeciwnie to metoda pozbawiona finezji i pomysłu. Chodziło mi o to, że NAWET ta metoda dałaby radę z przypadkiem, który Finkla umieściła w opowiadaniu. To, że przykładowe drzwi idzie wywalić łomem nie znaczy, że sam łom jest zarąbisty tylko drzwi słabe. No i ty teraz zagłębiasz się w kwestie szyfrowania. A my tu głównie pitu pitu o haśle. Jeśli złamiesz szyfrowanie, które nie przedstawia wszystkich znaków inaczej (jak w przypadku podanej metody statystycznej) i rozpoznasz co dany krzaczek oznacza w normalnym języku, to nie musisz znać żadnego hasła. Ale to jest trudniejsze ;) Inaczej mówiąc – ja się skupiłam na konkretnym przykładzie, a ty teraz rozpoczynasz dywagacje na duuużo szerszą skalę.
Jeżeli mam Internet… No, mam. I co z tego?
I to, że argumentu “zagubienia” wiedzy, zwyczajnie nie kupuje. Jeśli mamy miejsce na świecie na facebusiowe brednie to tym bardziej na wiedzę. I miałam wystarczająco dużo hakierów spryciarzy w liceum i na studiach, którzy jeszcze wcale nie zdobywszy wiedzy na temat (przedmioty z 4/5 roku :P) już się włamywali tu i ówdzie. A skąd mieli wiedzę potrzebną? Internety, panie, Internety.
Czyli mogę uważać, iż mimo różnic zdań co do szczegółów, generalnie zgadzasz się ze mną, że to nie taka łatwa sprawa?
Łatwy były tylko przypadki, które do bólu wałkowałam. To że zagadnienie w ogólności jest proste nigdy, ale to nigdy nie powiedziałam i nie powiem. Bo zagadnienia szyfryzacji danych to zagadnienia skomplikowane w ch… cholerę.
Finklo, ja tobie zawsze chętnie udzielę konsultacji w sprawach magii komputerowych :) Nie jestem jednak ani geniuszem, ani wielkim pasjonatem. Coś tam ze studiów wyniosłam, coś tam z pracy i szczerze powiedziawszy, ja bym się już twojego opowiadania aż tak nie czepiała, gdyby nie magia jaką tygrysica odstawiła z komputerem Maxa. Gdyby tej sceny nie było, uznałabym po prostu, że babeczka gada więcej niż tak naprawdę potrafi :P
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
O, kolejny uczestnik włącza się do dyskusji. Jak na moje teksty – bardzo merytorycznej i na temat.
Cóż, mogę się tylko cieszyć. :-)
Babska logika rządzi!
Dzięki, Tenszo. Będę o tym pamiętać i, gdybym potrzebowała komputerowej magii, napiszę pw albo poproszę o betowanie. :-)
No nie, babeczka miała naprawdę dobrze sobie radzić z komputerami. To mi zabrakło wiedzy, żeby to oddać.
Babska logika rządzi!
Smarowałam komentarz, jak jeszcze wypowiedzi Setha nie było. Więc tutaj Sethowi odpowiem:
To o czym mówisz to dowód matematyczny. Czyli coś, co zostało udowodnione w teorii, ale nie ima się do końca praktyki. I mi wydaje się zupełnie nieefektywne – skoro klucz musi być równy, albo dłuższy niż wiadomość przesyłanej (stosowałam Vigenere, choć przyznam, że już dużo z tych laborek nie pamiętam). Poza tym mój profesor twierdził, że nie można wygenerować czegoś takiego jak liczba losowa, tak naprawdę :P Można zrobić generator liczb pseudolosowych.
Generalnie tym pytaniem zachodzisz w rejony rozpraw matematyczno-teoretycznych, których nie poczuwam się podjąć z czystym sumieniem. No za głupia na to jestem :P Mi tak chodziło życiowo, nie teoretycznie… że zawsze się w końcu ktoś się znajdzie, kto złamie kody praktycznie i powszechnie używane. O taki heartbleed na ten przykład. Ludzie tyle lat myśleli, że SSL to mur-beton, panie, a tu taaaaaki klops :P
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
Poza tym mój profesor twierdził, że nie można wygenerować czegoś takiego jak liczba losowa, tak naprawdę
A rzucanie kostką (sześcienną, albo o dziesięciu ściankach)? Moneta, jeżeli ma być binarnie? Bo ja słyszałam żarcik, że najprostszy generator liczb losowych to aula pełna studentów. Każdy ma po monecie/ kostce i niech rzucają po pięćset razy…
Babska logika rządzi!
Widzisz, Finklo, ja na tych laborkach to się dobrze bawiłam, bo to takie łamigłówki dla mnie były. A na wykładach to już filozofia matematyczna. Czy istnieje liczba losowa? Czy świat jest gotów na szyfry snopowiązałkowe? Czy Bóg używa 3DES?:P
Cóż, profesor najwyraźniej wierzył w nieuniknione, w przeznaczenie… stfu, w korelacje.
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
:-)
Szyfrowanie wiadomości to faktycznie może być niezła zabawa.
Na egzaminach też dostawaliście zakodowane pytania? ;-)
Babska logika rządzi!
Tak, na przykład dostawaliśmy na egzaminie jakies tam zdanie do odkodowania – tu nie chodziło o złamanie czegokolwiek, dostawalismy klucz i nazwę metody, bo to i tak było w cholerę liczenia. I jak wychodziło ci normalne zdanie to wiedziałeś, że się udało, a jak wychodziły krzaki to cóż… gdzieś się pomyliłeś. A że prowadzący przedmiot miał poczucie humoru kata, to zdanie (z tego co pamiętam) brzmiało mniej więcej tak: “Dobrze ale i tak nie zdasz” :P
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
Niezłe. :-)
Ale chodziło mi na przykład o zaszyfrowane pytanie “Ile jest dwa plus dwa”. Kto odda kartkę z odpowiedzią “4”, ten zalicza. Albo “Złóż kartkę na ćwierć”. Nawet nie trzeba sprawdzać, żeby wiedzieć, kto zrozumiał… ;-)
Babska logika rządzi!
Hm, mieliśmy na pewno zaszyfrowane pytanie, na które odpowiedź brzmiała “5” i pamietam, że mimo błędów w obliczeniach od dupci strony jakos je jednak rozwiązałam :P ale samego pytania nie pamiętam. Ogólnie to był egzamin na którym zapisałam sześć stron A4 i trwał chyba trzy godziny, jakoś tak. No, kolos trochę.
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
No, jeszcze fantazja w narodzie nie zginęła. Zawsze egzamin, na którym najpierw trzeba rozszyfrować pytanie, brzmi ciekawej niż “Omów coś tam w świetle czegoś innego”. Brrrr! ;-)
Babska logika rządzi!
Finkla, Chulero jedna, przestań pisać Sci-Fi, bo jeszcze mi wywrócisz śwatopogląd.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Bardzo mi się spodobało. Chyba najbardziej fajnie zarysowani bohaterowie, bardzo wyraziści. Na plus też narracja “na zmianę” i ogólnie pomysł na fabułę.
Swoją drogą, czy robocik czasem nie za bardzo zawierzył zapachom? W końcu każdy mógł się wyperfumować tanimi perfumami:)
Z innych spraw:
Ilość sprawdzonych obiektów: pięćset pięćdziesiąt sześć.
Skoro dało się je policzyć, to liczba, nie ilość.
pańskich nawykach żywieniowych oraz, jakie potrawy przyjmował pan
Wydaje mi się, że bez przecinka.
nie będącymi
Taki zapis wciąż jest poprawny, ale, z tego co wiem, po reformie imiesłowy przymiotnikowe zaleca się pisać łącznie.
– Równie piękna, jak dowcipna!
Chyba pasowałoby bardziej w tym dialogu “równie dowcipna, jak piękna”.
Pozdrawiam i lecę do odpowiedniego tematu :)
Żeby całkiem przestać, to nie ma mowy. Ale mój następny kawałek będzie całkiem z innej bajki. Chyba, że ktoś nagle ogłosi konkurs na drabla, to wtedy może być różnie…
Oj tam, oj tam. Na kiepskich założeniach światopogląd oparłeś, skoro taki niestabilny. ;-p
Babska logika rządzi!
O rany, dzięki, Zygfrydzie! :-)
Fajnie, że się spodobało i, że aż tak. Doszłam do wniosku, że moje teksty są zbyt jednotorowe i jednowątkowe, zachciało mi się eksperymentów i wyszło takie coś.
Robocik badał to, co znalazł. Wolałby odciski palców, jakieś komórki, choćby naskórka lub nagrania na kamerkach. Ale jak się nie ma, co się lubi… Owszem, każdy mógł się spryskać perfumami, nażreć syntetycznej wołowiny i wcisnąć w buciki 37. Ale najpierw albo musiał te rzeczy kupić (zostawiając ślad w pamięci banku, sklepu i rozmaitych marketingowców), albo pożyczyć (zostawiając ślad w pamięci użyczającego człowieka).
A mi się wydaje, że z przecinkiem. Na razie remis. Może ktoś się jeszcze na ten temat wypowie.
W pozostałych przypadkach jestem skłonna się z Tobą zgodzić i zaraz pozmieniam. Dzięki za usterki. :-)
Babska logika rządzi!
Bez przecinka.
Tu natomiast:
nie będącymi
Taki zapis wciąż jest poprawny, ale, z tego co wiem, po reformie imiesłowy przymiotnikowe zaleca się pisać łącznie.
Kolega jest uprzejmy popełniać błąd dość znaczący. W odnośnej uchwale RJP nie ma słowa “zaleca się”.
Dzięki, Adamie. No to już dalej nie dyskutuję i przecinek wylatuje.
Już zdążyłam zmienić na “niebędącymi” i niech tak zostanie, skoro RJP pdopuszcza. Ale uważam, że reforma była głupia.
Babska logika rządzi!
Zapomniałem napisać o zakończeniu. Całkiem niezłe, na swój sposób pasuje do tekstu. Ja je kupuję.
Cieszę się.
Może by tak licytację urządzić? ;-)
Babska logika rządzi!
Głupia jak głupia – uważam, że wymuszona. Co zrobić, gdy przerażająca większość pisze błędnie? Usankcjonować zgodą…
Tu pytanie: jak, do cholery, TERAZ wstawia się link? Na starej stronie opanowałem, tutaj mnie w okienku dialogowym w kółko gania.
Głupia to była reforma z 1936 roku. “Odfonetyczniła” pisownię, końcówek zwłaszcza, nie wiadomo po co. Babka ze strony mamy miała na imię Stefania. Siostra mamy – Eugenia. Widziałem ich oryginalne dokumenty. Stefanja, Eugenja… Jak geografja, geologja… O wiele łatwiejsze – i powszechniejsze – w wymowie, bo nie wymaga zmiękczania na siłę.
To, rzecz jasna, moje prywatne zdania.
Co zrobić, gdy przerażająca większość pisze błędnie?
Nie dać tej większości matury. Może przy trzecim podejściu załapie, o co chodzi?
Przed reformą wiedziałam, jak się pisze. Po reformie – albo sprawdzam, albo robię “błędy”. :-( IMO – to oznacza, że była głupia, bo zepsuła coś, co świetnie działało. ;-)
A tej z ‘36 nie pamiętam, więc nie mam do niej osobistego stosunku.
Linki:
– w takiej najprostszej wersji: zapamiętujesz adres, wklejasz w upatrzonym miejscu, wstawiasz za nim spację lub enter, powinien automatycznie zmienić kolor i zacząć prowadzić na stronę;
– w opcji przybajerzonej: zapamiętujesz adres, wpisujesz tekst, który ma stać się linkiem, zaznaczasz go, klikasz na schematyczny łańcuszek (nad okienkiem komentarza, trzecia ikona od prawej), pojawia się mgła z okienkiem na środku. Wklejasz zapamiętany adres tam, gdzie jest kursor, klikasz “OK“ i powinno być gotowe.
Babska logika rządzi!
http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=4046
No rzeczywiście. Adres obrazka w Internecie. I kolejna mgła z kolejnym okienkiem i adresem obrazka. Jakiego, się pytam, obrazka?
Żesz jasna ciasna… Trudno dodać informację, że link staje się linkiem po dodaniu komentarza? Wielki Ometecuhtli, czemuś nie ustrzegł świata przed – a, wiesz i tak, o co mi chodzi…
Podoba mi się ten link. :-)
Fajnie, że wkleiłeś go pod moim tekstem, łatwiej będzie znaleźć w razie potrzeby. :-)
Oj, chyba Brajt skopiował okienko od wklejania obrazków. Adamie, z bólem serca to piszę, ale chyba czasem nie warto próbować zrozumieć, lepiej zamknąć oczy i działać. ;-)
Babska logika rządzi!
Ojojoj, AdamKB zaczyna się modlić. Pod moim tekstem. Jeszcze nie jeż kolczasty, ale nie jest dobrze.
No, już się nie wkurzaj. Dobrze wyszło. Aż dwa razy. :-)
Ja się domyślam i pewnie Pan Dwoistości wie…
Babska logika rządzi!
:-) :-) :-) Szybka jesteś. Albo wkułaś, tak na wsiaki pożarny, bo z tym Adamem i jego Quetzalcoatlami to nie wiadomo… :-)
Albo mam szybki Internet…
Ano nie wiadomo. Zwykle wystarcza Ci Pierzasty Wąż, ale w tym panteonie więcej postaci się pałętało.
Babska logika rządzi!
Nie wiem, co napisać, po prostu bardzo dobre opowiadanie. Do gustu przypadła mi narracja z perspektywy Andżi.
Poczytałem trochę rozmowy na temat szyfrowania, ale w pewnym momencie odpadłem. Trochę dlatego, że matematykiem nie jestem, a trochę dlatego, że tl;dr. ;)
https://eskapizmstosowany.wordpress.com/ - blog, w którym chwalę się swoją twórczością. Zapraszam!
Dzięki, Rycerzu. Miło, że Ci się spodobało. Trochę bluzgów i od razu lepiej? ;-) No, przynajmniej chyba uniknęłam zarzutu hiperpoprawności.
Ech, jak się człowiek wda w pisanie dziwnych tekstów, to musi być wszystkim po trosze – od matematyka do socjologa. Albo tłuc w kółko ten sam schemat.
A końcówki nijak nie rozumiem. Chociaż zasugeruj, jaki szyfr zastosowałeś! ;-)
Babska logika rządzi!
Chociaż w życiu codziennym sam staram się być kulturalny, jeśli chodzi o dobór słownictwa, to jednak do pewnego stopnia lubię wulgaryzmy chociażby w dziele literackim. Albo zwyczajnie gdy wypowiedzi postaci w miarę wiernie imitują rzeczywistość. Wiem, dziwne.
A skrót “tl;dr” oznacza “too long; didn’t read”. Jeden z ulubionych skrótów trolli internetowych. :D
https://eskapizmstosowany.wordpress.com/ - blog, w którym chwalę się swoją twórczością. Zapraszam!
Nie, dlaczego miałoby być dziwne? Ja tam nie wierzę, że Tadek podrywał Zosię trzynastozgłoskowcem, a Achilles rozpaczał nad zwłokami Peryklesa heksametrem. Jeśli wypowiedzi bohaterów brzmią nienaturalnie, to raczej nie świadczy to dobrze o tekście (no dobrze, pomińmy epopeje i inne opery).
Chciałam, żeby narrator wczuwał się w opisywanie postacie. Jeśli się udało, to dobrze. A Andżi raczej nie przebierała w słowach.
Dzięki za wyjaśnienie. Chyba tytuł Trolla Roku 2013 dostałam na wyrost, bo nie znałam skrótu. ;-)
Babska logika rządzi!
Ale nad zwłokami Patroklosa, Achilles mógłby już płakać heksametrem.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Oj, faktycznie – rąbnęłam się. Patroklos albo Patrokles. Perykles był z innej bajki.
Ale i tak nie sądzę, że ten z wrażliwą piętą heksametrem biadolił. ;-)
Babska logika rządzi!
Ja też nie przypuszczam. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Ciekawy pomysł na opowiadanie i fajnie skomponowany świat jednak ze swojej strony muszę dodać iż mogło by być trochę dłuższe. Po rozwinięciu akcji trochę zbyt szybko się skończyło.
Dziękuję. :-)
Boję się, że gdybym wydłużyła, to zrobiłoby się nudne. Tam już nic ciekawego się nie działo, tylko kolejne randki, żadnych tajemnic do wyjaśnienia.
Babska logika rządzi!
Wybacz, Finklo, nie czytałam Twojego opowiadania, ale zerknęłam na fragment promujący tekst w bibliotece i coś wpadło mi w oko. Co to, przepraszam, tak właściwie jest “wiek płodny"? Czy nie chodziło Ci czasem o wiek rozrodczy? Bo jak na mój gust to nie to samo.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Masz rację, chodziło mi o wiek rozrodczy, tylko coś mi się pomerdało. Trudno. Zmienię w tekście, ale na stronie głównej pewnie zostanie, jak jest. Dzięki. :-)
Edit: A jednak. Tam też się zmieniło. Super. :-)
Babska logika rządzi!
W wolnej chwieli postaram się też przeczytać całe opowiadanie ; P
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
No to czekam z niecierpliwością na Twoją wolną chwilę. :-)
Babska logika rządzi!
Do wykonania nie można mieć większych zastrzeżeń – porządnie napisany tekst.
Szczególnie spodobała mi się rzeczywistość, w której osadziłaś wydarzenia; na przykład kontrakty małżeńskie – świetne, takie pragmatyczne, a straszne zarazem. W ogóle zastanawiające jest, że w wielu tekstach science fiction, których akcja rozgrywa się w przyszłości, ukazywany jest ów fałszywy postęp, złudna nowoczesność charakteryzująca się często regresją etyczną. Chociaż u Ciebie wątek miłosny kończy się szczęśliwie ;)
Odnośnie owego wątku miłosnego: przez znaczną część opowiadania wcale go nie dostrzegałem, nawet nie oczekiwałem, że zostanie on poruszony. Może i nie był fascynujący, ale doprowadził do już wspomnianego szczęśliwego zakończenia, na które też się nie zanosiło zważywszy na relacje pomiędzy Maxem, a dziewczyną. Ona jakoś nie bardzo była zainteresowana wspólną znajomością, a jemu zależało bodaj na jednym ;-)
Ciekawy pomysł z tymi hologramami przodków, od których można było czerpać rozmaitą wiedzę. Interesujące były również przedstawione przez Ciebie różnice społeczne polegające na liczbie posiadanych kopii przodków.
Z początku myślałem, że pójdziesz w stronę swoistego kryminału, spodziewałem się poświęcenia większej uwagi śledztwu, lecz okazało się że kradzież była tylko wstępem, pretekstem do dalszej historii.
Opowiadanie na bardzo przyzwoitym poziomie.
Dziękuję, Domku. :-)
Wiesz, z tymi mniejszymi zastrzeżeniami też chętnie się zapoznam.
Miło, że spodobał Ci się mój świat. Mniejsza o hologramy – gdyby porozumiewali się z przodkiem za pomocą klawiatury i monitora, wyszłoby na to samo, tylko mniej widowiskowo. To technologia zapisu ludzkiej osobowości jest kluczowa.
Romans – już wyjaśniałam wyżej, że chciałam poeksperymentować z większą ilością wątków w tekście. Na razie wygląda na to, że eksperyment nie okazał się klapą. Tak, na początku nic nie wskazywało na rodzące się uczucia, a Andżi żywiła straszną niechęć do kuzyna. Ale rzuciłam przeciwko niej dwa potężne argumenty i nie wytrzymała. ;-)
Polemizowałabym z regresją etyczną w literaturze futurystycznej. Zgoda, wolność seksualna się szerzy, ale za to trudniej zabić człowieka czy inną istotę myślącą. Równouprawnienie, panie. Na przedmałżeński seks paniczów od dawna patrzono przez palce, niejednego księcia pokojówka wprowadzała w arkana… Ale gdyby księżniczce co nieco pokazał stajenny? Zgroza! Straszliwy mezalians, jedna księżniczka w klasztorze i jeden bardzo martwy chłopak.
Babska logika rządzi!
Znalazłem wolny czas, dobre chęci, niezmącony umysł, siadłem i przeczytałem Twoje opowiadanie. Co prawda wtedy na zegarze była 9:34, a teraz dopiero piszę komentarz. I z góry przepraszam, że tak po czasie.
I nie wiem co powiedzieć. Zatkało mnie. Zostałem zmiażdżony tym opowiadaniem. Jest precyzyjnie doskonały. Świetny. Brawo !!!
"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick
Też nie bardzo wiem, co odpowiedzieć na taki komentarz.
Dziękuję.
Bardzo się cieszę, że Ci się podobało. I mniejsza o szczegóły; dziewiąta czy dziewiętnasta… ;-)
Babska logika rządzi!
Po prostu mnie wciągnęło. I ja też dziękuję, za doskonały, i interesujący tekst. :)
"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick
Cała przyjemność po mojej stronie. :-)
Babska logika rządzi!
"Kobieta przejrzała go pobieżnie i buchnęła śmiechem." – Buchnęła śmiechem, naprawdę? ; D
Obiecałam, że przeczytam, więc jestem ; ) To moje jedyne przeczytane lipcowe opowiadanie, ha ; )
No więc, Finklo, czytało mi się dobrze, bo jakby nie patrzeć, składać zdania to Ty umiesz. Podoba mi się koncepcja gromadzenia mądrości przodków, choć kompletnie nie rozumiem jak coś takiego może mieć miejsce – zapisanie osobowości na nośniku tak, by była ona, hm, świadoma? Nie kupuję ; p Ale od tego to jest fantastyka no i to dopiero za kilkaset lat…
Za to zakończenie mnie jednak lekko rozczarowało. W końcu chodziło o tę zagadkę d samego początku, a tu… takie nic. Wiem, że dzięki temu podkreślasz coś zupełnie innego, ale jednak jakoś podświadomie widać liczyłam, że rozwiązanie zagadki będzie jakąś bombą.
Czytało się sympatycznie, w każdym razie ; ))
Pozdrawiam.
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
Dziękuję, Joseheim, czuję się zaszczycona wyróżnieniem. :-)
Śmiech – Doroszewski wspomina o wybuchaniu śmiechem, więc wydaje mi się, że i buchnięcie jest dopuszczalne. Ale mogę się mylić.
Nie wiem, czy symulacja osobowości jest świadoma, ale posiada pamięć i potrafi rozmawiać. Tak, to jest element fantastyczny. Takie AI, tylko na ludzkim materiale wyjściowym.
Miło, że czytało się sympatycznie, szkoda że jednak w końcówce rozczarowałam. :-/
Też pozdrawiam.
Babska logika rządzi!
– Owszem, mamy do czynienia ze sprawą rodzinną. Jeśli zdecyduje się pan na wniesienie oskarżeń przeciwko pani Olczyk, grozi jej do pół roku pozbawienia wolności. W przeciwnym wypadku zostanie wypuszczona.
Po co panią w ciupie trzymają przy takiej mocy inwigilacyjnej systemu; nie mówiąc o tym, że jeżeli pan nie złoży tego wniosku, to wyjdzie, że pani siedzi za niewinność i trzeba jej odszkodowanie wypłacić ; )
Ponadto, kwalifikacja prawna samego włamania i czasowego zawładnięcia biodyskiem zależy od pana
raczej ściganie, nie kwalifikacja prawna
grozi jej do pół roku pozbawienia wolności.
Bardziej elegancko wygląda “do sześciu miesięcy…”
Jeśli zdecyduje się pan na wniesienie oskarżeń przeciwko pani Olczyk,
tu też: raczej żądanie ścigania niż “wniesienie oskarżeń”
Ogólnie rzecz biorąc – fajne opowiadanko; choć na mój gust odrobinę za lekkie. Ciekawie jest natomiast zrealizowany pomysł z przodkami, jak również kwestia matrymonialna.
I po co to było?
Syf.ie, dzięki za opinię (prawnika!). ;-)
Nie znam się na przepisach, ale spróbuję pyskować.
Trzymają panią w ciupie na wypadek, gdyby pan natychmiast zdecydował się na proces. Po co drugi raz łapać oskarżoną? Taka całkiem niewinna Andżi nie jest, bo włamanie i kradzież biodysku nie budzą niczyich wątpliwości. A zresztą, w ciągu 48 wypuścili…
Ściganie kontra kwalifikacja prawna i wniesienie oskarżeń. Podkreślam, że jestem laikiem, ale ściganie bardziej kojarzy mi się z łapaniem przestępcy. Teraz już znaleźli, złapali i nie wiedzą tylko, czy dojdzie do rozprawy sądowej i wyroku, czy nie. Innymi słowy, może i “nabycie drogą kupna” jest terminem bardziej precyzyjnym, ale większość ludzkości rzeczy po prostu kupuje.
Pół roku zmienię.
Cieszę się, że uznałeś opowiadanie za ogólnie fajne. Zbyt lekkie? Kradzież z włamaniem, tajemniczy plik i miłość to za mało czy świat zbyt ładny?
Babska logika rządzi!
W zasadzie jak znają dane, wiedzą, gdzie pani mieszka, dorzucą dozór Policji albo jakąś futurystyczną obrączkę – to po co trzymać ; )
Kwalifikacja prawna to przetłumaczenie stanu faktycznego na prawo – na kształt zdarzenia pan bohater wpływu nie ma, więc na kwalifikację tym bardziej. Ściganie zaś to w zasadzie ustalenie sprawcy oraz uzyskanie wyroku.
Ja ogólnie lubię cięższe opowiadania (brzydszy świat, smutniejsi ludzie, bardziej przykre nieszczęścia), ale nie zmienia to faktu, że powyższe jest całkiem-całkiem ; )
I po co to było?
No dobra, to spróbuję coś pokombinować z kwalifikacją prawną. Bo Twoje ściganie mi się nie podoba. Poszukam trzeciej drogi. ;-)
Tak, zauważyłam. O ile Twoje opowiadania czasami mi się podobają, to światy chyba nigdy nie zachwyciły. ;-)
Babska logika rządzi!
Sympatyczne, sympatyczne, sympatyczne… Cholera, pewnie tak, zero zgrzytów podczas lektury, sympatyczne dialogi, sympatyczni bohaterowie. To w ogóle dziwne, bo przy takim dalekim spojrzeniu w przyszłość zawsze raczej spodziewam się fajerwerków i formalnych i tych, no… wyobrażeniowych? W każdym razie ciekawie zastawiona pułapka, człowiek czeka na rozwiązanie intrygi, a dostaje prozę życia. Piszę to tak w ogóle po paru godzinach od lektury, z początku nie byłem do końca przekonany (bohaterka przypominała mi przykładowo Zinzi z "Zoo city" – a tam, oj, były fajerwerki), no bo generalnie wiem, ze niedużo czytam opków ze strony, w tych co czytam brakuje mi zazwyczaj jakiejś prowokacji, niegrzeczności, czegoś ekstra, jak ekstradycja choćby (i dlatego największe wrażenie zrobiło ostatnio na mnie opko syfa o Janusiu). No ale po tych kilku godzinach, stwierdziłem, że to opko, Finklo, podane w klasyczny sposób, jest przynajmniej i co najmniej… eee, nie no, piwo się skończyło :-(
Cholera, otwórz następną butelkę/ puszkę i pisz dalej!
Dzięki, cieszę się, że wszystko takie sympatyczne. Nie, tak ponuro jak Syf. to ja raczej nie zacznę nagle pisać.
Fajerwerki, fajerwerki… Chyba musiałabym napisać, jak Andżi i Max spędzili wieczór sylwestrowy… ;-) Nie mów, trochę nowych technologii opisałam. Wyobraź sobie tego detektywistycznego drona niuchającego w skupieniu powietrze.
Co do niegrzeczności – przynajmniej bohaterka trochę klnie.
A “Zoo city” nie znam.
Babska logika rządzi!
Ech, niegrzecznie, niegrzeczność, to szersze pojęcie, chodzi mi o niegrzeczność, nie wiem, intelektualną? Tak żebym nie dostawał zawsze tego czego się zazwyczaj spodziewam i nie chodzi bynajmniej jedynie o łamanie schematów. O scenerię, o pomysł, o wykonanie? I tu w opku coś w tym stylu właściwie (po przemyśleniach i bez tych fajerwerków, przeżyję) dostałem. A w takiej lipcowej NF był cały zestaw niegrzecznych opowiadań na czele z "Ciemnymi ogrodami", naprawdę, jeden z lepszych numerów. A co do "Zoo city" – Zinzi December dźwiga Leniwca na własnych plecach, żyje z talentu do znajdowania zaginionych rzeczy i ma paskudny dryg do oszustw internetowych. To pierwsze zdanie z opisu książki i już wiadomo, że grzecznie nie będzie :-)
No dobra, pa pa, sam coś muszę napisać :-)
Skoro właściwie dostałeś, to czemu właściwie marudzisz? ;-)
No faktycznie, pierwsze zdanie grzecznie się nie zapowiedziało, ale mi się wydaje, że to bardziej w tym wąskim znaczeniu…
W takim razie miłego pisania.
Babska logika rządzi!
Zacznijmy od ALE. Bo czasem dobrze jest zacząć od tego komentarz. Tak więc – to bardzo fajny tekst, ALE skoro domowy komputer Maxa w kilka sekund przeskanował całe archiwum biodysków, dlaczego temu samemu komputerowi godzinę zajęło sprawdzenie kilku tysięcy kombinacji liczb, skoro nawet komputerom w dzisiejszych czasach to zadanie zajęłoby paręnaście minut?
No, skoro obowiązkowe ALE mamy już za sobą, przejdźmy do rzeczy istotnych. To naprawdę solidny tekst. Lekki, to prawda, ale sprawia wrażenie przemyślanego i dopracowanego, a poszczególne jego elementy wydają się naturalnie ze sobą przeplatać, a nie zaciskać na siłę. Poza tym kupuję taką wizję świata. Aż dziw bierze, że dopiero teraz pochyliłem się nad opowiadaniem o tak wielkim stężeniu zacności.
Dzięki, Vyzarcie.
Przyznaję – pod względem komputerów nie dopracowałam tekstu porządnie. ALE z tego akurat zarzutu chyba mogę się wybronić. Max zlecił szybki skan – bez wnikliwego badania plików, właściwie tylko rzut komputerowego oka na datę ostatniej modyfikacji i sprawdzenie, czy wielkość się zmieniła w ciągu doby. Wydaje mi się, że do tego nie trzeba wielkiej mocy obliczeniowej. Kiedy zmieniasz sortowanie plików z alfabetycznego na chronologiczne, zmuszasz komputer do niewiele lżejszej roboty.
Cieszę się, że stężenie zacności uznałeś za duże. :-)
Babska logika rządzi!
Kurcze, Finkla, jeszcze przez Ciebie i Rybę zacznę czytać sci-fi…
Jak zwykle – świetne.
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Ojojoj, to by dopiero było… Cień Burzy też na krawędzi nawrócenia. Aż niemal żałuję, że mój następny tekst będzie raczej zbliżony do fantasy. ;-)
Dzięki. :-)
Babska logika rządzi!
Eeeee tam, było…
Byłoby, jakbym sci-fi zaczęła pisać ;)
Strach się bać, to byłaby masakra :D
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Właściwie, dlaczego nie miałabyś spróbować? Ja tam kiedyś coś zbliżonego do horroru popełniłam, chociaż gatunku nie trawię…
Babska logika rządzi!
Kto wie, może kiedyś…
W dalekiej, nieodgadnionej przyszłości, kiedy wreszcie ta głupia suka – wena – zechce znów zapukać do drzwi ;)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Skoro głupia, to przywab ją jakimś ochłapem, napisz, a ja przeczytam i skrytykuję. ;-)
Babska logika rządzi!
Jużem to, moja droga zrobiła.
Trzy razy.
Dwoma drablami i jednym szortem.
Teraz czekam, aż franca zechce przyłożyć się do czegoś większego. Tylko, wiesz – lato, ciepło, długie spacery… I się cholerze nie chce do dom wracać i opki mi pomagać tworzyć :)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Czasami są burze. Jak wróci przemoczona, to zaproponuj kubek czegoś rozgrzewającego i bierzcie się do roboty! ;-)
Babska logika rządzi!
Najwidoczniej jestem czytelnikiem stworzonym do czytania tekstów lekkich, bo ten do gustu jak najbardziej mi przypadł. Ciekawy pomysł z biodyskami – może jestem nieoczytany, ale fakt faktem, że się nie spotkałem. Przypominam sobie, co prawda, pomysły na odtwarzanie osobowości, ale zazwyczaj chodziło o osoby znane, nigdy o rodzinę i to w tak dużej reprezentacji ; )
Zakończenie trochę rozczarowało – wolałbym, żeby tam jednak było coś, co zrobi na czytelniku wrażenie. Ja wiem, że w opowiadaniu raczej chodziło o to, że tamci dwoje się poznali i jest im dobrze, ale niedosyt pozostaje.
Podsumowując: niby opowiadanie tyłka nie urywa, ale czytało się przyjemnie i jest napisane sprawnie.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Dziękuję, Berylu.
Nie skrytykowałeś? Jestem w szoku. Mam nadzieję, że dobrze się czujesz. ;-) I cieszę się, że opowiadanie dostarczyło przyjemności.
Też nigdzie nie czytałam o biodyskach; musiałam sobie sama wymyślić.
Reagujecie bardzo podobnie z Joseheim. To ciekawe. :-)
Nie tylko o to, że się poznali. Także o to, jaką obiektywną wartość mają różne “skarby”.
Babska logika rządzi!
Nie skrytykowałeś? Jestem w szoku. Mam nadzieję, że dobrze się czujesz. ;-)
No co poradzisz? Było rozrywkowo i lekko, a ja lubię, kiedy trafi się tego typu tekst, w dodatku z ciekawym pomysłem i dobrym warsztatem. Ale mogę postarać się trochę ponarzekać, jeśli to poprawi Ci humor… :P
Reagujecie bardzo podobnie z Joseheim. To ciekawe. :-)
Tak, tak, brajt nawet kiedyś – przy okazji tematu-skargi Rogera, i obok kilku innych brzydkich rzeczy – napisał, że Jose to właściwie zawsze mnie broni, jeśli ktoś się na mnie skarży i że przecież każdy to widzi! Rozbawiło mnie to setnie, bo najwidoczniej możliwość, byśmy po prostu myśleli z Jose często w podobny sposób nie przyszła mu do głowy ; )
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Nie no, humor już mam nie najgorszy, nie musisz narzekać. Tak tylko się zastanawiam, czy Jestem-Na-Nie-Beryl aby się nie rozchorował. ;-)
Babska logika rządzi!
Pff. Nie rozumiem skąd tyle kąśliwych uwag co do tego, że nigdy nie jestem na tak. Jeżeli chcesz, to możesz przejrzeć podsumowania głosowań Loży z ostatniego roku i tak, prawda, to ja będę najrzadziej “potakującym”, ale wyjdzie najpewniej, że gdzieś tak jedno opowiadanie na miesiąc mnie przekonuje :P
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Od razu kąśliwych. Troszczę się o Twoje zdrowie i tyle. ;-)
Berylu, istnieje kilka dyżurnych tematów, które można poruszyć, kiedy człowiek chce się ponabijać z Beryla. Trafiają się nawet nierozerwalnie z Tobą związane – “mówimy partia, myślimy Lenin”. Krążymy dookoła jednego z nich. ;-)
Babska logika rządzi!
Ach, te stereotypy! Takie krzywdzące : ))
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
No! A ile się trzeba namęczyć, żeby skutecznie przełamać…
Babska logika rządzi!
Adamie, Tenszo – proponuję Wam poprogramować w brainfucku, zamiast spierać się o szyfrologię ;-) To jest prawdziwy szyfr… ;-)
Finklo – bardzo dobre opowiadanko, oparte o ciekawy pomysł ;-) i – z zaskakująco pozytywnym zakończeniem. I to zakończenie, z pierdołowaciejącą tygrysicą i być może odpierdołowaciałym odrobinę ciepłym kluskiem najbardziej ujmuje. :-) Bardziej niż sama zawartość pliku, która wydaje się być drugorzędna – i to jest przemiłe, prztyczek w nos pt. “ty się, drogi czytelniku, zastanów, co jest naprawdę ważne?” :-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Dzięki, Psycho.
Cieszę się, że Ci się spodobało i nie widzisz problemów. Ani z szyfrem, ani z resztą. “Pierdołowaciejąca tygrysica i ciepły klusek” – brzmi jak tytuł filmu.
Aleś dokładnie komentarze przeczytał! Szacun. :-)
Babska logika rządzi!
E tam dokładnie. Nawyk zawodowy – wyłuskaj w kilka minut interesujące cię informacje ;-) A jak mam słowo klucz u Sethraela “Pfff” to od razu robię dokładniejszy skan po Oszce i treści dookoła, a z tej treści nastąpił przeskok do wątku Adama i Tenszy… No co ja będę tłumaczył. ;-)
Szkoda, że go nie poczytałem w lipcu – chętnie nominowałbym ten tekst. Był nominowany czy muszę podnosić sprawę w piórkowym wehikule czasu?
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Był nominowany. Znalazło się troje sprawiedliwych, Loża zostawiła swoje komentarze, przegłosowała, a teraz czekam na ogłoszenie _mc_.
Dziękuję.
Babska logika rządzi!
A jak mam słowo klucz u Sethraela “Pfff” to od razu robię dokładniejszy skan po Oszce i treści dookoła,
No dobra, tym tekstem rozbawiłeś mnie, Rybosławciu, dzięki.
Co prawda podczas pisania pierwszego komentarza spaliła mi się karta graficzna i teraz korzystam z komputera żony, nie umniejsza to jednak radości z powodu Twojej wypowiedzi. :)
Sorry, taki mamy klimat.
:-D Zawsze do uslug ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Przeczytałem, szkoda że dopiero dzisiaj. Finklo, bardzo mi się podobało i pomysł i wykonanie. Cóż więcej mogę napisać. Zebrałaś jak najbardziej zasłużone laury. Pewne wątpliwości fabularne, podczas czytania mi się nasunęły (tak boczkiem, nienachalnie i kompletnie nie psując przyjemności z czytania), ale wszystko już było poruszone w dyskusji.
Jeszcze raz gratulacje!
"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski
Dziękuję. :-)
Lepiej późno niż później. Miło, że Tobie też się spodobało. Naprawdę chciało Ci się czytać te wszystkie komentarze? Podziwiam. :-)
Babska logika rządzi!
Szczególnie rozpaliła mnie dyskusja o szyfrowaniu, a zarzuty Tenszy kołatały mi się z tyłu głowy podczas czytania. Nie da się ukryć, że bawią mnie takie technikalia.
"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski
No tak – pod tym względem dałam ciała. Jeżeli będę jeszcze coś z tym tekstem robić (a kto wie?), to z pewnością poprawię niedociągnięcia.
Babska logika rządzi!
Niby goguś, niby nudziarz, nie w moim guście, wcale a wcale… a tu nagle BOOM – przedłużenie kontraktu małżeńskiego i gromadka dzieci. No, kurde, jak w życiu! Głowa swoje, serce swoje ;)
Ciekawy pomysł, wiarygodnie wykreowany świat, żywi bohaterowie – to wszystko, oczywiście, na plus. Aczkolwiek największe wrażenie zrobiła na mnie płynność narracji – zanim dotarłem do pierwszych gwiazdek, zdążyłem już całkiem zapomnieć, że siedzę przed monitorem i czytam tekst wyświetlony na ekranie. Dobra robota!
Kobieta, która dokonała włamania [+,] zachowała się jak amatorka – zostawiła ślady zapachowe.
– Czy żyją pańscy krewni posiadające [posiadający?] kopię osobowości Kosmy Zielińskiego?
Tyle wyłapałem na samym początku lektury, później przestałem przejmować się drobiazgami :)
Pozdrawiam i dziękuję.
Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper
Dziękuję. :-)
Głowa swoje, ale on tak kocha. I tak ładnie to okazuje. I wyciągnął mnie z kłopotów. I ma tyle cierpliwości do dzieci… ;-)
No proszę! Argument, że warsztat i zdania, na których czytelnik się nie potyka, mają ogromne znaczenie.
Miło, że aż tyle elementów na plus. :-)
Kurczę! Tyle razy to czytałam… Tylu ludzi to przeczytało oprócz mnie… I jeszcze są usterki. Dzięki za wskazanie, już poprawiam.
Babska logika rządzi!
Kurczę! Tyle razy to czytałam… Tylu ludzi to przeczytało oprócz mnie… I jeszcze są usterki. Dzięki za wskazanie, już poprawiam.
Wyeliminowanie każdej usterki jest wręcz niemożliwe – jeśli mówimy o każdym zgubionym przecinku, itd.
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Ale do czegoś trzeba dążyć, nie?
Babska logika rządzi!
Nie mówię, że nie trzeba – ale nie ma powodów, żeby się dziwić, że coś jeszcze ktoś wyłapał. Część komentujących nie zwróci w ogóle uwagi na drobne potknięcia i to nawet nie jest wadą tekstu, a wręcz przeciwnie. Chociaż, oczywiście, najlepiej by było pisać same bezbłędne opowiadania… ; )
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
Ja się nie dziwie, tylko narzekam. Ale już skończyłam.
Babska logika rządzi!
Ja się powtórzę jak zdarta płyta (choć to nie moja mądrość): nie ma tekstów idealnych! A od siebie dodam: i bardzo dobrze!
"A jeden z synów - zresztą Cham - rzekł: Taką tacie radę dam: Róbmy swoje! Póki jeszcze ciut się chce! Róbmy swoje!" - by Wojciech Młynarski
Hmm, coś w tym jest.
Babska logika rządzi!
Gratuluję w pełni zasłużonego piórka, świetne opowiadanie z niebanalnym pomysłem i tacy prawdziwi, żywi bohaterowie. Wizja świata przyszłości też na plus – futurystyczna ale nie przekombinowana. Daj znać, jak trafisz na papier bo NF kupuję dość nieregularnie :)
Dzięki. :-)
Fajnie, że wszystko Ci się spodobało.
Spokojnie, do druku jeszcze daleko.
Babska logika rządzi!
Tak jak obiecałem – przybyłem, przeczytałem i zaaprobowałem. Zakończenie wydało mi się odrobinę zbyt cukierkowe, ale poza tym, zarówno technicznie jak i merytorycznie, srebrne piórko w pełni zasłużone.
Ciekawa wizja przeszłości w której dobrobyt jednostki jest w znacznie mierze uzależniony od jej kontaktu z hologramowymi przodkami. Dwójka bohaterów realistyczna, rzetelna i wzbudzająca mniejsze, bądź większe emocje. Mam jednak jedno pytanie, gdyż nie do końca rozumiem jedną rzecz.
Andżi poznała pierwsze sześć cyfr PESEL-u dzięki prababce i Maxowi. Ostatniej, kontrolnej cyfry nie byłaby w stanie jednak wyliczyć, nie znając wyniku, który uzyskujemy z sukcesywnego mnożenia przez odpowiednie cyfry nieparzyste pozostałych dziesięciu. Z tego co się orientuję, miałaby więc do czynienia nie z pięcioma tysiącami, ale… z większą ilością. Mylę się czy nie mylę się?
"Nie wierz we wszystko, co myślisz."
Dziękuję, Gnoomie.
Dzisiaj też dobrobyt jednostki zależy w dużym stopniu od przodków. Tylko jeszcze do hologramów nie doszliśmy, od przodków dostajemy różne dobra w spadku, ale przede wszystkim geny i wychowanie, które ma olbrzymi wpływ na wykorzystanie genetycznego potencjału. ;-)
PESEL. Jedenaście cyfr, sześć pierwszych jest banalne, zostaje pięć. Ostatnią można wyliczyć na podstawie pozostałych dziesięciu (nawet jeśli tylko zakładasz, że wynoszą ileś tam, to z tego założenia wynika jedenasta, kontrolna), zostają cztery. Jedna z nich pokazuje płeć – skoro przodkini była kobitką, to pięć możliwości. Z ostatnimi trzema nic się nie da zrobić – po dziesięć opcji. 5x10x10x10. Mi wychodzi 5000.
Babska logika rządzi!
Prawda, coś w tym jest. Aczkolwiek geny i wychowanie często mają również wysoce negatywne skutki i hamują wręcz, zamiast pozwalać rozwijać się potencjałowi. Hologramy są więc moim zdaniem bardziej utylitarne w tym względzie.
Co do PESEL-u to już wszystko zczaiłem. Nie wiem czemu coś mi się nie zgadzało wczoraj. Być może późna pora…
"Nie wierz we wszystko, co myślisz."
Czasem pozytywne, czasem negatywne, a czasem to zależy od okoliczności. Tylko myślenie zawsze się przydaje. Chyba.
No to dobrze, że już wszystko się zgadza. Hmmm. O trzeciej łatwiej skumać niż o pierwszej z hakiem? Widać bywa i tak… ;-)
Babska logika rządzi!
Przeczytałem! Opowiadanie, bo przy objętości komentarzy już wymiękłem. Ale widziałem, przeglądając je, że Tensza miała podobne problemy z tekstem, co ja. Już nawet nie chodzi o sam mechanizm szyfrowania, tu jako czytelnik jestem w stanie uwierzyć w autorytatywne, narratorskie “potrzebny jest PESEL I TYLE”. Natomiast po co biodysk w ogóle został skradziony (a nie skopiowany), po co kopia zapasowa została zniszczona – to już poważniejsze problemy. Tak samo z samym PESEL-em – jasne, że Zieliński może go nie pamiętać, ale już ogólne zasady tworzenia numeru powinien znać. Każdy wie, że pierwsze sześć cyfr to data urodzenia – a nawet jakby nie wiedział o numerze oznaczającym płeć i, dajmy na to, kolejność liczb w dacie, to nie zwiększyłoby to specjalnie trudności hasła. Nie trzeba posuwać się do tak radykalnych kroków, jak kontrakt małżeński ;)
A abstrahując – nie bardzo mnie przekonał epilog. Doceniam, że jest niespodziewany i intrygujący, ale coś mi nie zagrało. Może gdyby rozegrać to inaczej (pewnie trochę dłużej), a dojść do tego samego.
Sama sprawa kryminalna mnie zainteresowała, ale nie jakoś szczególnie. Natomiast pomysł na świat jest świetny – z biodyskami, z ledwie zarysowanym motywem rozwarstwienia społecznego powodowanego dostępem do przodków, z dyktowanymi pragnieniem genialnych dzieci aliansami rodowymi (prawie jak hodowanie Kwisatza Haderacha w Diunie ;) ), ze wspominaną chyba gdzieś w komentarzach spowolnioną ewolucją języka… Wszystkie konsekwencje wynikające z systemu zachowywania symulacji są fascynujące i z chęcią bym o nich przeczytał, a Ty (moim zdaniem, jak cały czas) zmarnowałaś trochę potencjał, ograniczając się do kryminalno-szyfrograficznej fabuły.
…ale kto powiedział, że świat wykreowany na potrzeby opowiadania jest jednorazowy? Nikt, w Hollywood nawet nie wiedzą, co to miałoby znaczyć! Może wrócisz kiedyś (w końcu minęło już trochę czasu od publikacji tego opowiadania) do świata i napiszesz coś bardziej w stylu socjo sf?
(O języku nie pisałem, bo wiadomo – szybko, gładko się czyta, styl mocno skupiony na akcji, ale nie do przesady… Na pewno w tych stu pięćdziesięciu ośmiu komentarzach ktoś już to napisał.)
„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790
Spokojnie, Diriad, 1/2 tych wszystkich komentarzy, to Finkla :)
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
O, widzę, że wyłuskujesz srebrne pióra… Dziękuję. :-)
Kraść czy kopiować. Tak teraz, z dystansu myślę sobie, że można by zostać przy kradzieży (żeby nie trzeba było zmieniać wszystkiego), ale dołożyć informację, że dziewczyna została spłoszona i nie zdążyła skopiować…
PESEL – owszem, Zieliński znał przepis na. Ale pamiętał, że używał tego do szyfrowania i wolał potomkom, którzy już o części papierkologii zapomnieli, nie wyjaśniać szczegółów. Jeśli ustawiłeś sobie w sejfie szyfr z jakiegoś fragmentu liczby pi, to nie chwalisz się znajomym, do którego miejsca po przecinku pamiętasz rozwinięcie. A kontrakt małżeński Andżi nie dla kasy ani nie dla tajemnicy zawarła.
Epilog. Pewnie można było wprowadzać Czytelnika w temat bardziej stopniowo. Ale wolałam zaskoczenie od moich niewprawnych prób opisania romansu.
Tak, ten świat ma potencjał. Niewykluczone, że kiedyś do niego wrócę. Zgadzam się, że socjologiczne skutki byłyby bardzo ciekawe. Ale – no właśnie – trzeba je jeszcze w interesującą fabułę ubrać.
Babska logika rządzi!
Berylu, nie ½. Jeśli dobrze pamiętam, w którymś momencie musiałam oderwać się na kilka godzin od kompa, kiedy tekst był jeszcze świeży. :-)
Uch, aż tak Cię 42% dziabnęło? ;-)
Babska logika rządzi!
Przewietrzam trochę kolejkę (wreszcie), a zacząłem od sreber :)
Wydaje mi się, że resetując pamięć Zielińskiego i podając się za kolejną studentkę dałaby radę wyciągnąć informacje – ale już mniejsza z tym. Że kontrakt małżeński nie był dla hasła wiem, to już z przymrużeniem oka napisałem. Natomiast że taka żywiołowa kobieta nie zechciała przez te parę lat otworzyć pliku, w który tyle pracy włożyła – choćby dla zaspokojenia ciekawości… Ale niech Ci będzie, przed epilogiem jest duża przerwa i wiele mogło się stać, co by to tłumaczyło.
„Widzę, że popełnił pan trzy błędy ortograficzne” – markiz Favras po otrzymaniu wyroku skazującego go na śmierć, 1790
Słusznie, trzeba srebra od czasu do czasu wyczyścić. ;-)
A mnie się wydaje, że Zieliński na ten temat nie byłby taki rozmowny, ale nie ma co się sprzeczać.
Że Andżi nie wzięła się na włamywanie od razu? Dzieci miała, niedospana chodziła… Może nawet na jakiś czas zapomniała i dopiero pewnego dnia, porządkując stare szpargały…
Babska logika rządzi!
Uch, aż tak Cię 42% dziabnęło? ;-)
Powiedzmy, że zrobiło na mnie wrażenie :P
Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)
No, nie przejmuj się tak, to tymczasowe… W czerwcu już nic chyba nie wrzucę, w każdym razie nie tak poczytnego. A komentować innych nie przestanę. :-)
Babska logika rządzi!
Wciągająca i spójna historia, interesujący pomysł z biodyskami, i ciekawi bohaterowie. Przeczytałem z przyjemnością. Zasłużone piórko. :)
Dziękuję.
Miło, że Ci się spodobało. I to aż tyle elementów. :-)
Babska logika rządzi!
Jestem pełna podziwu dla pomysłu i przejrzystości stylu. Przeczytane z przyjemnością i ukłuciem zazdrości :)
... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)
Dziękuję, Fleur. :-)
Pomysł, jeśli jeszcze dobrze pamiętam, wziął się z szukania analogii między tradycyjną magią a współczesną technologią. Szklana kula – telewizor/ telefon, magia uzdrowicielska – antybiotyki/ nanoboty. To miał być odpowiednik nekromancji. ;-) Przejrzystość – po prostu lubię precyzję wypowiedzi.
Nie zazdrość, tylko sama trenuj. Wiesz, to nie był mój pierwszy tekst zamieszczony tutaj. ;-)
Babska logika rządzi!
Przy takiej ilości komentarzy nie będę silić się na oryginalność – bardzo mi się podobało i cieszę się, że mogłam przeczytać. Lubię, gdy skomplikowane historie są pisane prostym językiem. U ciebie historia była prowadzona tak, jak trzeba, by czytelnik cały czas wiedział, co się dzieje. To się ceni :)
www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/
Dziękuję, Kam_mod.
Sto kilkadziesiąt to jeszcze nie rekord. ;-)
Miło mi, że się cieszysz.
Ja też lubię, kiedy czytelnik nie musi się zastanawiać, o co w tym wszystkim chodzi. Niestety, nie wszyscy to cenią.
Babska logika rządzi!
„Przerwij kontakt”. Znowu nie zapisała zmian w osobowości przodka. Pamięć o tej rozmowie (i pewnie kolejnych) tylko utrudniłaby jej wydobywanie informacji z tego upartego sukinsyna. A potrzebowała dostępu do pliku, potrzebowała kasy. Rozpaczliwie.
Oj, czy te zdania faktycznie są niezbędne, żeby pojąć intencje Andżi?
– Cześć! – Max nie miał nadzwyczajnych pomysłów na zaczęcie rozmowy. Nigdy dotychczas nie znalazł się w takiej dziwacznej sytuacji. – Wiesz, kim jestem?
– Pewnie kolejnym dupkiem, który będzie mnie nawracał i przekonywał, jak to cudownie żyje się wszystkim praworządnym obywatelom w naszym wspaniałym, nowoczesnym i humanitarnym społeczeństwie.
Jak dla mnie zbyt przesadzona ta riposta, traci na błyskotliwości.
Witaj, Finklo! Przybywam, zwiedziony srebrem. ;)
Od samego początku poczułem się kupiony, bo narracja prosta, lecz trafna, a futuryzm nienachalny i klimatyczny. Pomysł z dyskami też mi się spodobał i choć spotkałem się z podobnymi koncepcjami już kiedyś, to wykorzystałaś je w fajny, świeży sposób. Zaczęłaś trzęsieniem ziemi, lecz później tempo zwalniało, zamiast rosnąć, a wszystko po to, by sprowadzić zakończenie zakrawające o romans. Nie mówię, że to źle. Po prostu poczułem niedosyt. :< Chociaż z drugiej strony jakieś zaskoczenie było, skoro znalazłem takie zakończenie u Ciebie… ;)
Przyczepię się do tego śledztwa z wykorzystaniem zapachu. Znowu – świetnie przewidujesz przyszłość, bo coś takiego już jest testowane. Ale nie sądzę, żeby odkryto po kilkunastu godzinach, kto kupił tanie perfumy dla plebsu, bo mógłby to zrobić ktokolwiek. Zamiast tego, skoro śledczy mieli do dyspozycji próbkę zapachu, można by spróbować znaleźć delikwentkę na podstawie zapachu jej ciała, który zależy od unikalnej bioty bakteryjnej na jej skórze. Nie zdziwiłbym się, gdyby już niedługo mapowanie mikrobiologiczne dołączyło np. do odcisków palców, bo to naprawdę bardzo indywidualny parametr.
Pozdrawiam!
Dziękuję, MrBrigthside. :-)
Blask srebra niejednemu się podoba… ;-)
Hmmm. Może i zdania nie są niezbędne, a riposta przesadzona. Ale już nie będę ich usuwać – zasiedziały się w tym tekście. ;-)
Miło, że pomysł niezły. Zgadza się, romans jest strasznie dla mnie nietypowy. Ale i srebrne piórko mam tylko to jedno. Może jednak takie damsko-męskie perypetie nieodparcie kręcą ludzkość?
Baza unikalnych zapachów? Z jednej strony tak – tylko że gliny musiałyby mieć próbkę Andżi (a nie była wcześniej notowana) – w końcu psy jakoś ludzi rozróżniają. Ale z drugiej strony – to by wymagało dużego postępu w rozszyfrowywaniu zapachu, żeby maszyna mogła przekazać i wytłumaczyć ludziom, co poczuła. Można zapisać i przesłać zdjęcie (takie to a takie piksele, barwa odpowiadająca długości fali, czy tam 03FF15), głos (wysokość dźwięku, częstotliwość fali, składowe…), a jak zarejestrować zapach? Zanalizować wyłapane cząsteczki – o, to powstaje podczas trawienia kapusty kiszonej, a to z jajek – znacznie łatwiej. Tak mi się wydaje. OK, postęp jest możliwy, dlaczego by nie. Tylko za dużo wymyślania w dziedzinie, na której się nie znam.
Babska logika rządzi!
“Nie była notowana” – to współczesne myślenie. W przyszłości, którą wymyśliłaś, być może każdy miałby obowiązek rejestrowania swojego DNA, linii papilarnych, zapachu, składu bakterii ze skóry, wzoru naczyń w siatkówce oka, żeby skutecznie chronić te wszystkie dyski. Tak tylko głośno myślę i proponuję. Wiadomo, że tekstu sprzed tylu lat już nie warto ruszać, ale może zainspiruję Cię tym jakoś w przyszłości.
Tak czy inaczej, nie odbieraj tego w charakterze czepialstwa albo że mi się nie podobało. Srebro jak najbardziej zasłużone!
Spokojnie, nie odbieram negatywnie.
Hmmm. Obowiązek rejestrowania? Nie wiem, może. Z jednej strony takie bazy mogą się przydać. Ale z drugiej… Wiadomo, że to przecieka i musi przeciekać. Jeśli jakiś haker dorwie się do DNA… No, ja bym tego nie chciała. Ale samo w sobie – niezły temat na tekst… ;-)
Wystarczy, że za zakupy nie płaci się gotówką i już człowieka można elegancko wyśledzić. A tych danych już tak pilnie nie strzeżemy…
Babska logika rządzi!
Cześć! Dziś niestety tylko jeden komentarz :(
Bardzo dobre, a nawet świetne opowiadanie! Wciągające, wprawnie napisane, z rozgrzewającym serce zakończeniem. Jestem w pełni ukontentowany ;)
Pozdrawiam!
Jai guru de va!
Dzięki. :-)
Jeden, ale entuzjastyczny. Miło, że tyle zalet znalazłeś.
Babska logika rządzi!
Ależ proszę Cie bardzo! :)
Jai guru de va!
Ależ dziękuję pięknie. :-)
Babska logika rządzi!
Napisałem piękny komentarz i mi się skasował… ;(
Tak więc w skrócie:
http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D
Dzięki, Arhizie. :-)
Szkoda, że przepadł piękny komentarz.
Tak, pomysł z biodyskami mnie też się podoba. Szczegóły komputerowe można było lepiej rozegrać, ale ten świat ma potencjał. Może jeszcze kiedyś do niego wrócę.
Miło, że zakończenie rozczuliło i okazało się ciekawe, a tekst wyszedł niebanalny. Nie tylko Ty tak uznałeś – to moje jedyne srebro.
Kontrakty. Nie wiem, czy to nie byłoby bardziej cywilizowane i łatwiejsze dla wszystkich zainteresowanych niż rozwód po dwóch latach małżeństwa.
Sea Pearls. Już nie pamiętam, skąd wzięłam nazwy kosmetyków. A z czym Ci się kojarzą?
Najpierw musisz się dać skopiować na biodysk. ;-)
Sytuacja prawna. Ona, oczywiście, ewoluuje. Nowe rozwiązania pojawiają w miarę potrzeb. Wiesz, prawo precedensowe w Stanach itd. Tło społeczne można wymyślać a wymyślać. Na kilka wieków akcji starczy.
Babska logika rządzi!
Pewnie, że się dam! Co moi przodkowie zrobiliby bez człowieka XXI wieku? Tak mówił praprawnuczek…
Wiesz… w notatkach mam tylko, że się kojarzą głupio i nie pamiętam już dokładnie o co mi chodziło. Zgaduję, że jakieś zboczone konotacje.
http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D
A, jak Cię praprawnuk zachęca, to jasna sprawa.
Głupio się kojarzą?
No, bohaterowie prezentują różne podejścia: Maks dobiera niespokrewnione partnerki, żeby maksymalizować dzieciom liczbę przodków. Andżi idzie na żywioł i ma gdzieś mądrość przodków.
Babska logika rządzi!
No i to jest właśnie w tym tekście fajne.
http://wachlarzemoaloes.blogspot.in - mój blog o fantasy i science-fiction. :D
Tym razem przeciwieństwa się przyciągnęły i nawet są z tego zadowolone.
Babska logika rządzi!
Niezwykle sympatyczna historia. Zaimponowałaś mi Finkla. Przede wszystkim fajnym i oryginalnym pomysłem (kolekcjonowanie biodysków przodków jako wyznacznik statusu społecznego – bardzo sensowne i wiarygodne w zamyśle), lekkim tonem i swobodnym językiem. A także tym, jak sobie to wszystko zaplanowałaś i wymyśliłaś oraz przemyślaną kompozycją. Owszem, sensacyjna fabuła ustępuje z czasem romansowi jak z bajki z zakończeniem w stylu “… i żyli długi i szczęśliwie”. Ale opowiadanie jest zwyczajnie bardzo dobre i taki zwrot akcji w niczym mi nie przeszkadza. Nawet jeśli zakończenie jest nieco przewidywalne to właśnie takiego oczekiwałem dla pary sympatycznych bohaterów.
Bardzo satysfakcjonująca lektura. Ale już to wiesz od innych czytelników, gdy tak czytasz ich pozytywne komentarze przyozdobiona w zasłużone piórka ;)
Po przeczytaniu spalić monitor.
Dziękuję, Marasie. :-)
Cóż, ludzkość od wieków romansuje z ideą nieśmiertelności, ja spróbowałam pożenić ją z komputerami i przechowywaniem informacji. A skutki społeczne jakoś już same wyszły…
Miło mi, że aż tyle rzeczy Ci się spodobało, a lektura usatysfakcjonowała. Ale to niezupełnie tak, że wszyscy zgodnym chórem chwalili. Krytyka też była – niektórych kwestii komputerowych nie dopracowałam porządnie.
Babska logika rządzi!
Nie jestem komputerowym maniakiem i nic mi nie przeszkadzało (ale pewnie poprawiłaś co trzeba). Ja jestem pod wrażeniem pomysłu. Prostego ale przez to jeszcze bardziej godnego podziwu. Wykonania nie trzeba komentować nawet przy tak wyrobionym piórze.
edit. Oczywiście idea zapisywania osobowości to nie jest nic nowego (fajnie przedstawiona np. u Reynoldsa w cyklu Przestrzeń objawienia) ale samo wykorzystanie i rozwinięcie tej idei odnośnie wiedzy i statusu w Twoim opowiadaniu robi wrażenie.
Po przeczytaniu spalić monitor.
Wiesz, te proste błędy najprawdopodobniej poprawiłam. Ale poważniejsze, które wymagałyby przepisania kilku scen – już nie. A były zarzuty, że sposób kodowania i szukania hasła jest błędny, bo to dałoby się złamać banalną “brute force”, a tamto wymagało większej mocy obliczeniowej itd.
Możesz mieć rację, że tutaj zapunktowałam przemyślanym światem i konsekwencjami wynikającymi z wynalazku, które wcześniej jakoś pomijano. Chyba gdzieś kiedyś czytałam, że kolejny podział społeczeństw na klasy społeczne nastąpi według linii mają informacje/ nie mają informacji. Kto wie…
Babska logika rządzi!
Sama widzisz jak trafiłaś celnie z tym pomysłem. Dlatego zrobił na mnie wrażenie. Sięgnąłem właśnie po ten Twój tekst bo gdzieś w rozmowie z kimś go komuś polecałaś gdy zapytał co warto przeczytać Finkli. I się nie zawiodłem. A co do szyfrowania. Dla takiego laika jak ja wszystko brzmiało wystarczająco mądrze.
Po przeczytaniu spalić monitor.
No, mnie też się wydawało, że powinno być dobrze. Ze dwie książki na krzyż na ten temat przeczytałam. A tu nie do końca…
W końcu to moje jedyne srebrne pióro. Jakieś zalety musi mieć. :-)
Babska logika rządzi!
Jak wynika z dyskusji toczonej obecnie na portalu (wypisałem się z niej jako głos nieistotny dla sprawy) zdobywanie piórek srebrnych to pewnego rodzaju loteria, granicząca ostatnio z cudem. Świetne teksty mogą trafić srebro ale nie muszą. Ja bym się nie przejmował.
Przeczytać dwie książki w jakimś temacie i wykorzystać tę wiedzę w opowiadaniu to już naprawdę sporo. Zależy też jakie książki.
Czyli, powiadasz, także “Nagroda wojownika” zasługuje na szczególną uwagę?
Po przeczytaniu spalić monitor.
No, ostatnio coś srebrny strumyczek wysechł i nie wiadomo, kiedy wróci. Mnie się wydaje, że wśród nagrodzonych od maja były wyjątkowe teksty.
To niezupełnie tak, że przeczytałam na potrzeby tekstu. Czytam sporo książek popularnonaukowych, trafiło się również coś o kryptografii. A potem tylko wykorzystuję wiedzę, kiedy trafi się okazja. Jedną książkę czytałam tak dawno, że już nie pamiętam, co to było. Wpadło mi w ręce coś o szyfrach z cyklu “Monstrualna Erudycja” dla dzieci. W liceum czytałam o odgadywaniu hieroglifów egipskich. Stosunkowo niedawno “Sekrety kryptografii” Bauera (to jest tak zmatematyzowane, że momentami wymiękałam). No i tam jeszcze czasami coś na marginesie innych książek się zdarzało…
“Nagrodę wojownika” też mogę polecić. Ale raczej się streszczaj, bo niedługo ją schowam. :-)
Babska logika rządzi!
Schowam? Jak to? Na jakiej zasadzie i dlaczego?
Po przeczytaniu spalić monitor.
Prawem kaduka autora! Bo ukaże się gdzie indziej.
Babska logika rządzi!
A to rozumiem. Myślałem, że założyłaś sobie, nie daj Boże, jakiś okres przydatności do spożycia. Albo chcesz przerobić. Jeśli ma być publikacja to tylko pogratulować.
Po przeczytaniu spalić monitor.
A nie. Są tu moje jeszcze starsze teksty, ale większości nic nie grozi. ;-)
Babska logika rządzi!
Fajne :)
Przynoszę radość :)
Dzięki, Anet. :-)
Widzę, że jakiś mały rajd po moich tekstach uskuteczniasz.
Babska logika rządzi!
A tak zaglądam to tu, to tam ;)
Przynoszę radość :)
No to miłego zaglądania i owocnych wykopków. ;-)
Babska logika rządzi!
Cześć, Finklo.
Napisałaś przyjemne i lekkie opowiadanie. Podobało mi się zestawienie dwóch różnych bohaterów, których w końcu ze sobą łączysz. Umiejętnie prowadzona fabuła i zgrabny styl towarzyszyły mi do ostatniej kropki.
Pomysł nie jest nowy, wszak Dick w swoim – moim zdaniem – największym dziele wykorzystał motyw komunikacji ze zmarłymi, a sama idea nawiązuje do kultu przodków, który trwa do dziś, choć niestety zanika.
I to jest moim zdaniem największa zaleta Twojego opowiadania. Przypominasz, że nie wyrastamy znikąd, że nasz świat nie zaczął się wczoraj, ale spoczywa na barkach wielu pokoleń. Połączenie bohaterów odczytuję jako symbol – umowny związek przeszłości z przyszłością, a raczej dawnego człowieka z nowym (mam tendencję do nadinterpretacji w kierunku własnego widzi mi się, więc na razie poczekam na sprostowanie).
Przyznam, że nie wszedłem gładko w opowiadanie. Brakowało mi wprowadzenia, w zamian dostałem od razu akcję, ale to tylko moje odczucia. Poza tym chciałbym więcej szczegółów dotyczących świata, zwłaszcza opisu technologii, dzięki której współcześni mogą rozmawiać ze zmarłymi. Rozumiesz, taki fantastyczny smaczek, który jakoś wytłumaczyłby mi te przenosiny człowieka na komputer, bo przyznam, że ja w takowe nie wierzę. Czasem brakowało mi opisów. Historia opowiadana jest głównie w dialogach, a część z nich, w moim odbiorze, toczyła się w próżni. Jednak, jak to zwykle przy dobrych tekstach bywa, w końcu się przełamałem.
Dwie uwagi:
Niby symulacje nie miały już hormonów, ale odruchy pozostawały. Sto procent trafień.
Symulacje, aby były autentyczne, musiały mieć niby-hormony w takim samym stopniu jak niby-odruchy. Symulowany musi być cały organizm. Tutaj też zachodziłem w głowę, w jakim stanie jest ten niby-organizm. Czy tuż przed śmiercią? Czy w sile wieku? I czy został może pozbawiony cielesnych dolegliwości?
O dziwo, wciąż miała nielegalną kopię sukinsynowatego pradziadka. Gliniarze ją znaleźli, ale nie usunęli. Pewnie uznali, że skoro i tak ma prawo do kontaktów z przodkiem, to mniejsza o prawnicze szczegóły.
Przyznam, że nie rozumiem prawa w Twoim świecie. Nie ścigana jest kradzież z włamaniem, tylko pozbawienie kontaktu z przodkiem, a poza tym policja nie dba o jakieś prawnicze szczegóły – cokolwiek ma to znaczyć.
Pozdrawiam i gratuluję publikacji.
Pop Lab
Dziękuję, Pop Labie. :-)
Aleś staroć wygrzebał! Miło bardzo.
Prawda, pomysł nowy nie jest. Ale mam nadzieję, że coś tam od siebie dołożyłam. A nie kojarzę powieści Dicka, o której wspominasz. Mam w nim ciągle ogromne luki.
Związek przyszłości z przeszłością. W tytule chodziło mi o to, że tak sobie wyobraziłam przyszłe duchy, a bohaterka zmaga się ze starą tajemnicą. Ale Twoja interpretacja też całkiem, całkiem.
Wprowadzenie. Lubię być wrzucana przez autora na głęboką wodę, więc i sama często tak piszę. Jak w kryminałach – najpierw znajduje się zwłoki, a potem stopniowo odkrywa, czyje i z jakiego powodu stały się zwłokami.
Tak szczerze – ja też nie wierzę w przeniesienie osobowości na komputer. Ale taki fajny pomysł na tekst piechotą nie chodzi…
Symulacje i hormony. Masz rację – przydałoby się dołożyć parę linijek kodu dla ich udawania. Nie pomyślałam o tym.
Kiedy się człowieka sczytywało? A kiedy chciał. Większość zgrywała się po sprowadzeniu pierwszego potomka na świat, a potem co jakiś czas uaktualniała, dopóki nie doszła do wniosku, że teraz to już będzie tylko gorzej.
Prawnicze szczegóły. Już nie pamiętam dokładnie, jak to sobie obmyśliłam. Ale coś w tym stylu: kradzież w rodzinie jest ścigana tylko na wniosek poszkodowanego. Kradzież przodka to coś o wiele poważniejszego niż zwykła kasa czy samochód. A dziewczyna obecnie ma prawo do posiadania kopii tego polityka, chociaż kiedyś jej gałąź rodziny tego prawa nie miała, bo pochodziła z nieprawego łoża. A skoro ma prawo, to można jej tę kopię zostawić.
Babska logika rządzi!
Przyjemność przed spaniem taki tekst przeczytać, ale polecam go również w innych porach dnia ( i nocy) :D Słusznie się piórko srebrzy.
Dzięki, Koalo. :-)
Miło mi, że zapewniłam przyjemność. No to kolorowych snów. :-)
Babska logika rządzi!
Cześć!
Przeczytałem przy okazji przeglądania tekstów do antologii. Piórko nie dziwi, świetny tekst. Humorystyczne pokazanie dwóch nieco odległych perspektyw z nieoczekiwanym, choć dziwnie przewidywalnym zakończeniem. Relacja ze spotkania z jego znajomymi przecudownie zabawna.
A wszystko to w przemyślanym świecie przyszłości, w którym każdy jest praktycznie z każdym spokrewniony a rozwarstwienie społeczne przybiera cyberpunkowe formy.
Motyw z politykiem genialny, niby poboczny, ale ciekawie pokazujący bohatera poprzez kolejne rozmowy, jednocześnie dopełniający obraz świata, który wydaje się być tylko kilka stopni (przełomów technologicznych) przed nami.
Chyba najlepszy z Twoich tekstów, jaki czytałem.
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Dzięki, Krarze. :-)
No proszę, antologie zwiększają zainteresowanie archeologią…
Zdaje się, że wtedy politycy wkurzyli mnie po raz kolejny i przelałam swoje frustracje na klawiaturę. Świata w ten sposób nie naprawię, ale chociaż samopoczucie.
Miło mi, że Ci się spodobało. Faktycznie, nie Tobie jednemu, zdaje się, że tekst przeszedł jakimś ładnym stosunkiem głosów.
Babska logika rządzi!
antologie zwiększają zainteresowanie archeologią
Zdecydowanie ;-)
zdaje się, że tekst przeszedł jakimś ładnym stosunkiem głosów.
Nie dziwi, to jest bardzo dobre opowiadanie. Wszystko jest po coś, nie brakuje humoru, a element SF jest sednem intrygi i zdecydowanie oddziałuje na losy bohaterów.
Pozdrawiam!
„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski
Od razu bardzo dobre… Ile tu padło zarzutów w komentarzach. Teraz pewnie niektóre rzeczy bym napisała inaczej. Ale wymagało to zbyt wielkich zmian w tekście, żeby się pchać w reformę.
a element SF jest sednem intrygi i zdecydowanie oddziałuje na losy bohaterów.
Zdaje się, że brzytwa Lema jakoś dobrze mi leży w dłoni. Jeszcze nie golę się nią codziennie, ale kto wie… ;-)
Babska logika rządzi!
Hej Finklo!
Przybywam prosto z kart Fantastycznych Piór! Nie będę się rozpisywać, ale podobało mi się ;)
Najbardziej chyba świat przedstawiony. Był wiarygodny i ciekawy. Motyw ożywiania duchów przodków bardzo fajny. Jeśli mam się do czegoś przyczepić, to ten romans. Rozwijał się między wierszami, gdzieś w przerwach między skokami czasowymi, dlatego nie do końca go poczułam. Stąd też nie do końca potrafiłam wyczuć, gdzie leży ciężar tekstu i o czym on głównie jest. No bo o romansie nie do końca, ale o świecie też nie za bardzo. Czy to błąd? Jeśli już, to na pewno niewielki i nie przeszkadzający w lekturze.
Styl jak zwykle bardzo fajny, leciałam przez tekst bez potknięć. Wydaje mi się, że największą siłą twoich tekstów jest bardzo dobre przedstawienie realiów. Już któryś raz czuję, że temu światu nic nie brakuje, choć oczywiście, pokazałaś jedynie jego skrawek, Wierzę jednak, że gdyby go rozbudować, wszystko nadal pozostałoby logiczne i spójne. Działanie policji, procedury, sposoby znajdowania sprawcy.
Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to czego Andżi oczekiwała po kradzieży. Zdawało mi się, że spodziewała się aresztowania, prędzej czy później. W takim razie, miała nadzieję, że zdąży wykraść hasło, a potem, po wyjściu na wolność zdobędzie pieniądze? Czemu w ogóle myślała, że owe zabezpieczenie od przodka wystarczy? Może po prostu była zdesperowana?
Końcówka nie okazała się jakaś szalona, nie zaskoczyła, ale też nie rozczarowała. Można się było jej, od pewnego momentu, spodziewać.
Słowem, dobry tekst, przemyślany, bez większych dziur logicznych. Mi osobiście bardziej podeszły inne twoje teksty, co nie znaczy, że ten był zły. Po prostu gustuję w nieco innych typach opowiadań ;) Nie mniej jednak, piórko zasłużone. I tak czepiałam się więcej, niżbym chciała, wybacz, musisz uwierzyć, że tekst mi się podobał ;P
Dziękuję za lekturę!
Dzięki, Gruszel. :-)
Romans. No, sama tego nie cierpię w literaturze, więc ani nie mam wprawy, ani nie znam wzorców. Jakąś tam Jane Austen czytałam, ale to nie to samo.
Dla odmiany lubię tworzyć światy (ach, te boskie moce), więc prawdopodobnie to mi wychodzi lepiej. Podejrzewam, że to świat dla mnie zdobył to pierze, bo sama fabuła już nic nie urywa.
Motywacje Andżi. Liczyła, że dzięki zdobyciu dostępu do przodka, szybko uzyska kasę i uwolni się od wściekłego zbrodniarza. Późniejsze więzienie jej nie przeszkadzało. Wcześniejsze też w zasadzie nie – chroniło przed prześladowcą. A tu przodek nie chciał współpracować…
Babska logika rządzi!
No, sama tego nie cierpię w literaturze, więc ani nie mam wprawy, ani nie znam wzorców.
Też się nie znam, romantyzmu we mnie tyle co w kiju od miotły, w dodatku brudnym, więc może ja tego nie poczułam ;P
Dla odmiany lubię tworzyć światy (ach, te boskie moce), więc prawdopodobnie to mi wychodzi lepiej. Podejrzewam, że to świat dla mnie zdobył to pierze, bo sama fabuła już nic nie urywa.
Zgodzę się, świat kupiłam w 100%.
Motywacje Andżi.
Tam żem czuła właśnie ;P
Czyli witaj w klubie “Bo jestem sprytna i wybitna/ romantyczna także jestem jak chłopięcy chór”. ;-)
Babska logika rządzi!
Czyli witaj w klubie “Bo jestem sprytna i wybitna/ romantyczna także jestem jak chłopięcy chór”. ;-)
Oho, wlatują stare kabarety xD Z tym wybitna to bym się zastanowiła, ale reszta pasuje ;P
To cytat, więc nie czepiajmy się szczegółów.
Babska logika rządzi!
Witam.
Świetne opowiadanie, detektyw dron, hologramy z którymi można porozmawiać, ciekawi bohaterowie, projektant komputerów i hakerka. Z opowiadania można wyczytać szacunek do ludzi starszych i ich mądrości, jednak mający swoje granice. Opowieść jest zakończona happy endem, co bardzo lubię. Co do PESELU, to osoby urodzone po 2000 roku mają trochę inne oznaczenie, do cyfr oznaczających miesiąc dodaje się 20 (taka ciekawostka, może się komuś przyda), ale zrozumiałem że osoba której PESEL bohaterka usiłuje rozszyfrować urodziła się przed tą datą, zresztą i tak znając datę urodzenia można rozszyfrować pierwszych sześć cyfr. O tym że z PESELU można wyczytać płeć nie wiedziałem.
Pozdrawiam, Feniks 103.
audaces fortuna iuvat
Dziękuję, Feniksie. :-)
Miło mi, że opowiadanie się spodobało. No, byłoby ciekawie, gdybyśmy mogli swobodnie porozmawiać z przodkami… Taka opcja po prostu musi bardzo zmienić społeczeństwo. Pewnie nawet język ewoluowałby wolniej.
Tak, w tym stuleciu dodajemy 20 do miesiąca, w następnym będziemy dodawać 40 i tak dalej. W ten sposób PESEL-e będą się powtarzać co 500 lat. I masz rację – nieważne, kiedy się człowiek urodził, jeśli znamy datę, to i znamy początek PESEL-u.
Tak, płeć też widać. Te trzy wolne cyferki też pewnie coś oznaczają…
Ja też pozdrawiam.
Babska logika rządzi!