- Opowiadanie: sfun - Aukcja z trupem

Aukcja z trupem

To moje pierwsze publiczne opowiadanie. Proszę o wyrozumiałość. Pomysł przyszedł nagle, jak to kiedyś w swojej książce napisał King: „Wena zesrała mi się na głowę" Ten pomysł nie dawał mi spokoju przez kilka dni, musiałem przelać pomysł na "papier". Śmierć jest Tabu, odrobina czarnego humoru chyba jednak nikomu nie zaszkodzi.

Oglądając ten program w któryś pochmurny dzień zastanawiałem się, co by było gdyby licytowano zmarłych.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Aukcja z trupem

Marek i Ela znowu się spóźnili – tego dnia cała Warszawa stała w korku.

– Czy w tym kraju kiedykolwiek będzie lepiej? - pomyślał Marek, dojeżdżając wreszcie do zjazdu na szpitalny parking – Może jeszcze zdążymy na najlepszą aukcję – powiedział do żony, zatrzymując się przy budce parkingowego.

– Czemu ten jełop nie wychodzi, już jesteśmy spóźnieni! – Zapytał żonę opuszczając szybę – przecież nic innego nie ma do roboty! – Chybabym zwariował, siedząc tyle czasu na dupie!

– Odpinając pas i opuszczając osłonę przeciwsłoneczną by przejrzeć się w lusterku – Ela, żona Marka oraz prawdziwa szefowa prowadzonego wspólnie interesu stwierdziła, że to dobrze, że się spóźnią: Grabarz i Sowa na pewno już sporo wydali, oni mając zapas gotówki wykupią najlepszą lodówkę.

– Oby – stwierdził krótko Marek.

– My na aukcję – odezwał się do parkingowego, który właśnie wyszedł zza tylnej ściany swojej budki poprawiając spodnie – jesteśmy już spóźnieni – dodał wręczając przepustkę parkingowemu.

– Dobra, możecie jechać – stwierdził stróż rzucając tylko okiem na przepustkę. Parking trzeci, tam z lewej strony budynku B. Do prosektorium traficie bez problemu – poinformował ich z nieukrywaną pogardą w głosie parkingowy, oddając przepustkę.

– Panie! a higiena?! – Zapytał z wyrazem obrzydzenia na twarzy Marek, odbierając świstek papieru, wyraźnie mokry.

– Ja może nie mam tam tej całej higieny, WY – dodał z naciskiem parkingowy – nie macie honoru! Jedźcie już! – Dodał wchodząc do budki.

– Palant! – stwierdził Marek wrzucając jedynkę i dodając gazu – Palant! Zarabiamy na życie! Uczciwie! -

– Uspokój się! – powiedziała Ela, kładąc mężowi rękę na ramieniu – przecież widać, że to prostak!

Na bocznym szpitalnym parkingu numer trzy, stała już wielka ciężarówka firmowa Grabarza z wymalowanym czarnymi literami na białym boku napisem "KOP!" Obok parkowała elegancka czarna limuzyna Sowy a naprzeciwko stał wielki "Duży wóz mały…" – pomyślał Marek – pickup Jerzego i jego dziewczyny Basi. Nieco dalej z tyłu zobaczyli jeszcze cztery nieznane im auta.

– Są chyba wszyscy – stwierdził kwaśno Marek, otwierając drzwi – ale my musimy wygrać, musimy się odkuć!

– Tylko nie czepiaj się mnie znowu! Mówiłam ci już, że tamta licytacja to był instynkt, byłam pewna swego!

– Tak – Pomyślał Marek – i straciliśmy 8 patykow! – wolał jednak nie mówić tego głośno, zamiast tego stwierdzając:

– Zauważyłem tylko, że są już wszystkie hieny…..

– Hieny są, ale rządzą stare wilki! – odparła z uśmieszkiem Ela wychodząc z samochodu.

Drogę przez parking i przez szpitalne korytarze budynku "B" przeszli szybkim krokiem omawiając po drodze strategię na przeciwników. Marek był zdania, że skoro spóźnili się na aukcję i na pewno poszły już co najmniej dwie lodówki mogą znacznie zwiększyć limit. Ela natomiast uważała, że muszą bardziej uważać. Jasne – myślał Marek – ty tracisz, ale uważać musimy MY! Znowu jednak nie powiedział tego głośno. Ela znana była wszystkim uczestnikom aukcji z nieustępliwego charakteru. O Marku…..mieli inne zdanie.

Nie zwracali już uwagi na pełne pogardy spojrzenia recepcjonistek w holu, pielęgniarek i lekarzy mijanych na korytarzach, czy nawet sprzątaczki w windzie zjeżdżającej razem z nimi do podziemi budynku. Zdążyli zobojętnieć, tak jak i inni z tego biznesu.

Zanim jeszcze drzwi windy zdążyły się otworzyć usłyszeli dobrze sobie znany głos licytatora:

-Dwa, dwa dwa, dwa pięć….dwa pięć po raz pierwszy, po raz drugi….Trzy! Jerzy! Po raz pierwszy…..Trzy jeden, trzy dwa, trzy…..słowa wylatywały z ust licytatora z prędkością kul wystrzeliwanych z karabinu i zlewały się w uszach – czy, czy czy, czy cztery! czy czery praz piewszy…..drugi…..Wygrywa Sowa!

Idąc za głosem dotarli w końcu do celu – napis nad otwartymi drzwiami przestronnej sali oznajmiał: Prosektorium numer cztery. W środku sali – jak zawsze na aukcjach – trwała przepychanka, tak fizyczna jak i słowna, Każdy chciał jak najwięcej zobaczyć, każdy przepychał się do lodówek, w których znajdowały się "świeżynki" Ofiary wypadków. Jeszcze w ubraniach i w tym, co mieli na sobie w chwili wypadku. Oczywiście pod warunkiem, że załoga karetki była uczciwa. A takich – jak nieraz przekonali się Ela

i Marek – było coraz mniej. Słyszeli nawet o załogach z Łodzi, gdzie dziwnym trafem nawet lekko ranni, wiezieni na blok operacyjny trafiali ostatecznie do "chłodni".

I chociaż wiedzieli o tym wszyscy, prokuratura zainteresowała się tym, dopiero po medialnej karuzeli…..

– Ela i Marek! Witamy, spóźniliście się na dwie licytacje!

– Kto wygrał? -zapytała Ela, jak zawsze wyprzedzając Marka.

– Wszystkie Sowa……Ale! nie traćmy czasu! Lodówka trzecia! – powiedział licytator otwierając małe, kwadratowe drzwiczki lodówki z numerem trzy. – Licytujemy od – rozejrzał się po wnętrzu i chwilę zastanowił – Dwustu!

Wewnątrz, w brązowej krótkiej koszuli i krótkich seledynowych spodenkach ukazał się im młody mężczyzna, około trzydziestki. Nie mogli niczego dotykać, nawet zbliżyć się do czerwonej linii wymalowanej przed srebrną ścianą lodówek wbudowanych w ścianę ZASADY zabraniały. Ale stojąc tuż przy krawędzi czerwonej linii, wychylając się do przodu i uważając, by pozostali licytujący nie popchnęli ich – przypadkowo a najczęściej celowo, widzieli, że nieszczęśnik w lodówce nosił okulary antyrefleksyjne, w ładnych oprawkach.

– Okulary dość drogie – szepnęła Ela trącając łokciem Marka.

– Uhmmm….widzisz, z kieszeni wystaje czarna komórka. Model z niższej półki. Raczej taniawy….pewnie na mixie…

– Buty…dobre, ale bez rewelacji, ubranie, okulary, komórka… pół patyka – sucho oceniała Ela

– Ciało dosyć zadbane, zęby… to się okaże… za ciało półtora, nie więcej…

– Dwa, zobacz wygląda na zdrowego. I nie jest gruby, co podbija dzisiaj cenę…

– Taaak, sadło strasznie ostatnio staniało…. – stwierdził Marek wychylając się poza linię…

– Ok… razem maksymalnie dwa i pół?

– Zgoda.

Jednak podczas aukcji plany, strategia i ustalenia małżeństwa szybko się rozsypały, kiedy okazało się, że Sowa i Jerzy wspólnie się dogadali i razem podbili cenę. Ostro wkurzony niepowodzeniem i niewybrednymi aluzjami w stronę jego żony Marek wdał się w przepychankę ze swoimi odwiecznymi wrogami w interesach. Zostali więc wyrzuceni przez wielkiego ochroniarza.

Wracając do domu poddenerwowany i zestresowany kolejnym w ostatnich dniach niepowodzeniem Marek, słuchając milcząco kwaśnych uwag Eli wyładowywał swoją złość na pedale gazu. Ela pochłonięta była – jak zawsze – wytykaniem mężowi porażki i poprawianiem po raz kolejny swojej urody, nie patrzyła więc na drogę. Gdy przeglądała ze zdenerwowaniem swoją torebkę, po raz kolejny nie mogąc znaleźć tego czego szukała wyleciała z niej na podłogę butelka wody mineralnej. Wprost pod pedał hamulca. Marek, zaskoczony odwrócił wzrok od drogi na ułamek sekundy, by spojrzeć pod nogi. Ułamek sekundy jednak, gdy jedzie się przez miasto 110 tką w zupełności wystarczył.

Po kwadransie na miejsce wypadku przyjechali strażacy. Rozcięli nożycami dwa wraki, uprzątnęli miejsce wypadku. Po godzinie małżeństwo i kierowca drugiego samochodu, który miał pecha stać akurat na światłach leżeli już na noszach, w gnającej przez miasto karetce.

Karetka wiozła ich do szpitala, z którego wracali. Do prosektorium numer cztery, gdzie aukcja jeszcze się nie skończyła… Ela jeszcze żyła i zachowała przytomność. Los jednak chciał, że trafili na sanitariusza, którego codziennie odwiedzał komornik. A od paru dni pewne nieprzyjemne typki. Sanitariusza, który pracował wcześniej w Łodzi…..

 

Koniec

Komentarze

Przypomina mi… “Wojny magazynowe”;)

 

A i komuś się tu dostanie za dialogi, a i dziwnie “nadużywasz” akapitów. Nie raz stoszujesz go w …

Środku zdania!

Ale tym się zajmą mądrzejsi odemnie.

 

Ja powiem, tylko, że fabuła jest na prawdę… Fantastyczna.

Co z rodzinami zmarłych. Dlaczego sami nie licytowali, lub wogóle dopuszczali do tego.

Ewentualnie można, by było handlować bezdomnymi (wiem, że to chore, ale próbuję jakoś dorobić ręce i nogi pomysłowi), po nich nikt, by się nie zgłaszał, ale nie mieli, by fantów, a i organy pewnie też w słabej formie.

 

No i do jakich absurdalnych refleksji zmusił mnie ten tekst!

Choć przyznaję sfunie, że niebanalny pomysł.

Dobra robota, odmaszerować;)

 

To teraz zbuduj “Coś” na bazie “Hardcorowego lombardu”;)

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Dialogi – nadal się uczę je konstruować. Akapity – po skopiowaniu tekstu z edytora na stronkę cały układ się zmienił. Na to nic nie poradzę.

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Do tej pory nigdy się nie zdarzyło, by zaszkodziła mi jakakolwiek dawka czarnego humoru, nawet największa i najczarniejszego z czarnych. Nie uważam też, by śmierć była tematem tabu. Jednak to co przeczytałam, nie jest opowiadaniem i zupełnie nie jest śmieszne. Nie jest nawet zabawne. W dodatku nie zauważyłam w tekście nawet odrobiny fantastyki. A może według Ciebie jest nią licytacja zwłok…

Przez tekst dosłownie przebrnęłam, co rusz zastanawiając się, co też Autor chciał powiedzieć w kolejnym zdaniu. Nie wiem dlaczego zaprezentowałeś to dziełko, bo napisałeś je w sposób doskonale uniemożliwiający czytanie.

Wytknęłam zaledwie parę rzeczy, ale do poprawienia jest wszystko.

W przedmowie zwierzasz się: Pomysł przyszedł nagle, jak to kiedyś w swojej książce napisał King: „Wena zesrała mi się na głowę". Mam prośbę: Jeśli kiedyś zdarzy się, że drugi raz będziesz miał takiego pecha, bądź uprzejmy nie dzielić się z nikim gówienkiem Pani Weny. Weź prysznic, umyj głowę i przypomnij sobie zasady pisania w języku polskim.

 

„Marek i Ela znowu się spóźnili – tego dnia w Warszawie był znowu korek”. – Powtórzenie.

Jeden korek? To mieli pecha, że trafili na jedyny korek w mieście. ;-)

 

„Jak to jest możliwe, że nowo poszerzona ulica znowu jest zakorkowana?! - myślał Marek…” –

Czy Marek krzyczał w myślach?

 

„-czemu ten jełop nie wychodzi, już jesteśmy spóźnieni! -zapytał żonę opuszczając szybę…” Tu dowiesz się, jak prawidłowo zapisywać dialogi: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

 

Chybabym zwariował siedząc tyle czasu na dupie!”Chyba bym zwariował siedząc tyle czasu na dupie!

 

„– Tak -pomyślał Marek – i straciliśmy 8 patykow!” Tak ­pomyślał Marek – i straciliśmy osiem patyków!

Liczebniki zapisujemy słownie.

 

„O Marku…..mieli inne zdanie”. – O Marku… mieli inne zdanie.

Wielokropek ma zawsze trzy kropki. Po wielokropku robimy spację.

Ten błąd powtarza się w opowiadaniu wielokrotnie.

 

„Jeszcze w ubraniach i w tym, co mieli na sobie w chwili wypadku”. – Co, oprócz ubrań, miały na sobie ofiary wypadków?

 

Lodówka nr. 3 – powiedział licytator otwierając małe, kwadratowe drzwiczki lodówki z numerem 3”. – Koszmarne powtórzenie. Po nr nie stawia się kropki. W tekście literackim nie stosuje się skrótów.

 

„…wychylając się do przodu i uważając, by pozostali aukcjonerzy nie popchnęli ich…” – Aukcjoner, to osoba prowadząca aukcję.

 

„Ostro wkurzony niepowodzeniem i niewybrednymi aluzjami stronę jego żony Marek wdał się w przepychankę…” Ostro wkurzony niepowodzeniem i niewybrednymi aluzjami pod adresem swojej żony, Marek wdał się w przepychankę

Aluzje i uwagi można kierować pod czyimś adresem, nie w czyjąś stronę.

 

„Zostali więc wyrzuceni przez wielkiego dryblasa z orłem -na szerokiej jak samochodowy grill -piersi z aukcji”. – Jeśli dobrze zrozumiałam, to – dryblas i orzeł wyrzucili przepychających się, wywalili ich na szerokiej piersi pochodzącej z aukcji, co nie dziwi, bo przecież mogli sobie wcześniej tę pierś wylicytować. ;-)

 

„Po kwadransie na miejsce wypadku przyjechali strażacy. Rozcięli nożycami dwa wraki, uprzątnęli miejsce wypadku”. – Powtórzenie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Życie zawsze sypie nam piaskiem w oczy.

 

Pamiętaj, że nawet opublikowane opowiadanie można edytować i nanieść poprawki.

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Marek i Ela znowu się spóźnili – tego dnia w Warszawie był znowu korek.

–> To w Warszawie jest jedna ulica, bo wystarczy jeden korek do uniemożliwienia jazdy?

 

Jak to jest możliwe, że nowo poszerzona ulica znowu jest zakorkowana?! - myślał Marek tu brak przecinka dojeżdżając wreszcie do zjazdu na szpitalny parking – Może jeszcze zdążę na najlepszą aukcję – powiedział do żony tu brak przecinka zatrzymując się przy budce parkingowego.

–> Może jeszcze zdążę, mówi Marek, a potem okazuje się, że faktyczną szefową jest Ela i razem idą na aukcję. Nie uważasz, Autorze, że pasowałaby liczba mnoga?

 

tu brak spacji, „czemu” dużą literą. czemu ten jełop nie wychodzi, już jesteśmy spóźnieni! -zapytał żonę tu brak przecinka opuszczając szybę – tu brak spacji przecież „przecież” dużą literą nic innego nie ma do roboty! Chybabym zwariował tu brak przecinka siedząc tyle czasu na dupie!

–> Raz dajesz półpauzy, innym razem – dywizy. Nie możesz się zdecydować?

 

co tu robi półpauza? Odpinając pas, zbędny przecinek i opuszczając osłonę przeciwsłoneczną tu brak przecinka by przejrzeć się w lusterku – naprawdę uważasz, że półpauza lepiej tu pasuje od przecinaka?Ela, żona Marka oraz prawdziwa szefowa prowadzonego wspólnie interesu stwierdziła, że to dobrze, że się spóźnią : Grabarz i Sowa na pewno już sporo wydali, oni tu brak przecinka mając zapas gotówki i tu też wykupią najlepszą lodówkę.

 

– oby – stwierdził krótko Marek. –> „oby” dużą literą.

tu brakuje spacji My na aukcję – odezwał się do parkingowego, który właśnie wyszedł zza tylnej ściany swojej budki tu brakuje przecinka poprawiając spodnie – jesteśmy „jesteśmy” dużą literą spóźnieni – dodał tu brakuje przecinka wręczając przepustkę parkingowemu.

 

Dobra, możecie jechać– stwierdził stróż rzucając tylko okiem na przepustkę. Parking trzeci, tam

z lewej strony budynku B. Do prosektorium traficie bez problemu – poinformował ich

z nieukrywaną pogardą w głosie parkingowy oddając przepustkę.

–> totalna sieczka typograficzna. To powinien być jeden akapit. Na pewno wiesz, do czego służy klawisz „Enter” i posługujesz się nim we właściwym celu?

 

To powyżej to tylko próbka z samego poczatku.

 

Nie, nie robię konkurencji regulatorom. Po prostu zanim skopiowałem do Worda, napisałem, skopiowałem z powrotem tutaj, Jej komentarz już się pojawił.

Autorze, naprawdę wściekle nie lubię pisać takich komentarzy, ale jeszcze bardziej nie lubię takiej kaszany językowej, jaką wstawiłeś. Miej litość nad nami… Nad sobą też. Pomyśl, co my możemy myśleć o takim niechlujnym tekście i, z automatu, o jego autorze…

  1. Pierwsze moje opowiadanie.
    1. Układ tekstu ZMIENIŁ się, po skopiowaniu na stronkę. Zobaczyłem to dopiero po opublikowaniu.
    2. Reszta uwag – zauważył je już Nazgul. Odniosłem się do tego, przyznając mu rację.
    3. No tak, fantastyki faktycznie tu nie ma. Więcej nie popełnie tego przeoczenia.
    4. Są tu odniesienia żartobliwe do rzeczywistości naszego kraju związane ze śmiercią. Nie będę ich wskazywał. Każdy ma inne poczucie humoru. A opowiadanie nie jest przecież komedią.
    5. Twój komentarz… jasne, masz sporo racji, ale po co od razu tyle jadu? Sądziłem, że obowiązuje tu większa kultura, ale jestem nowy. W każdym razie… ostro.

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Odnośnie punktu drugiego: Z czego kopiowałeś? Z prawdziwego edytora tekstów czy jakiegoś “produktu edytoropodobnego”? Posługujesz się nim bezbłędnie? Inni wklejają z Open Office’ów, ja z Worda – żadnego problemu, czy plik doc, rtf…

Odnośnie “jadu”: nie przesadzaj. Supergrzeczne pitu pitu w stylu: kochany Kolego, czy nie uważasz, że miewasz problemiki z interpunkcją? – nie niesie żadnej konkretnej informacji. Poza tym napisałem: możemy pomyśleć – a to bynajmniej nie oznacza, że już pomyślałem w sugerowany przez Ciebie sposób. Jak na razie, uważam że po pierwsze spieszysz się z pisaniem jak do pożaru, po drugie natychmiast wrzucasz, bo – to po trzecie – jak każdy początkujący uważasz swoje dzieło za świetne pod każdym względem. Ogródkiem zarzucasz mi / nam*) brak kultury. A co z prezentowaniem tekstu niemal nie nadającego się do czytania? Usprawiedliwiam to, jak pisałem przed chwilą, pospiechem i zapałem początkującego – ale to też element tego, czego nam, Twoim zdaniem, brakuje.

 

*) liczba mnoga, regulatorzy też coś ostrzejszego napisała.

 

PS. Teksty otwarte są do edycji przez autorów bez ograniczeń czasowych. Zamiast się złościć na nas, popraw…

Ad 1. O! To jaki numerek miało wczorajsze opowiadanie? :-O

Ad 2. To było kilka godzin temu. Mnóstwo czasu, żeby skorygować. Kto decyduje o ostatecznym kształcie tekstu? Ty czy Twój edytor? Jeśli jednak on, to mam nadzieję, że przekazujesz mu wszystkie nasze uwagi, niech zacznie je uwzględniać. ;-)

Ad 3. Kto miał rację, to wiadomo. Często nawet bez oficjalnego przyznawania. Klikaj na “edytuj” i do roboty. Niech następny czytelnik obejrzy już popraw(io)ną wersję.

Ad 4. Nie no, mam nadzieję, że tu jednak jest fantastyka. Kurczę, nie wmawiaj mi, że to prawda!

Ad 6. Jaki jad? Cierpliwość AdamaKB jest legendarna. Podobnie jak pracowitość Regulatorów. Ale zadebiutowałeś już wcześniej, taryfa ulgowa się skończyła. Mogło być gorzej i czytywałam już ostrzejsze komentarze.

 

Tak poza tym; półpauza powinna być oddzielona od sąsiednich literek spacją. Jeżeli literki są z obydwu stron, to spacje też. O zapisie dialogów trochę informacji znajdziesz tutaj:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

 

Po napisaniu tekstu zaleca się odczekanie tygodnia lub dwóch. Wtedy trzeba przeczytać, popoprawiać i dopiero pokazywać światu. Albo i powtórzyć procedurę…

Sam pomysł wydaje mi się ciekawy, ale trochę został skrzywdzony wykonaniem. No i chyba warto to rozwinąć, pokazać więcej szczegółów Twojego świata. Przez jakiś czas miałam wątpliwości, czy licytują przedsiębiorcy pogrzebowi, czy pośrednicy w handlu organami. Ktoś pytał o rodziny. Jeśli handlarze detaliczni, to pytanie bardzo zasadne – czy rodziny nie mają prawa do urządzenia normalnego pogrzebu? Jeszcze jedna wątpliwość – dlaczego organizatorzy wyrzucają zdenerwowanych licytatorów z aukcji? Im więcej klientów, tym wyższa cena.

Babska logika rządzi!

Sfunie, wczoraj zamieściłeś pierwsze opowiadanie, pełne błędów i usterek, które Ci wytknięto. Dziś prezentujesz kolejne, napisane równie tragicznie. Skoro wiedziałeś, co jest źle w pierwszym, czemu nic z tym nie zrobiłeś, dlaczego, zamiast poprawić Zombi – nowe spojrzenie, dziś beztrosko dodajesz Aukcję z trupem. Może trzeba było najpierw popracować nad drugim tekstem, a potem go opublikować?

Przyjmuję do wiadomości, że po skopiowaniu zmienił się układ strony, choć inni jakoś nie mają tego problemu, ale nie uwierzę, że np. brak wielkich liter na początku zdań, to robota złośliwych redakcyjnych chochlików.

Dalej piszesz: Reszta uwag – zauważył je już Nazgul. Odniosłem się do tego, przyznając mu rację. I co z tego? Wczoraj też zwrócono Ci uwagę na błędy, podziękowałeś, wspomniałeś coś o poprawie, ale nic z tego nie wyniknęło.

W przedmowie napisałeś: …odrobina czarnego humoru chyba jednak nikomu nie zaszkodzi. Zasiadając do lektury nie spodziewałam się komedii, ale miałam prawo podejrzewać, że Twój tekst będzie zabawny. Nie był, choć to pewnie moja wina, bo możemy mieć różne poczucie humoru.

Przykro mi, że mój komentarz znalazłeś jako jadowity. Nic na to nie poradzę, komentuję tak, jak mnie do tego prowokują piszący. To prawda, nie wszyscy zawsze są zachwyceni, ale moja, nazwijmy ją uszczypliwość, większości raczej pomaga dostrzec i zapamiętać błędy, dzięki czemu nie powtarzają ich już w przyszłości. No cóż, zaczynam mieć pewność, że mamy naprawdę bardzo różne poczucie humoru.

I, już na koniec, pytanie: W którym momencie poczułeś się dotknięty brakiem kultury z mojej strony?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, Tensza, Finkla, Iluzja, AdamKB… ( pominąłem kogoś;) odwalają tutaj kawał naprawdę tytanicznej pracy. Normalnie za taką “korektę” płaci się nie małe sumy!

A oni wszyscy, wspaniali altruiści, wypisują wszystkie te błędy z czystej… Życzliwości, oczekując zwykle w zamian tylko poprawy błędów i zwykłego dziękuję.

A, że może wydaje się to podane w szorstki sposób, no to cóż… pisarstwo to piepr?ona dżungla;)

 

A i faktycznie to twoje drugie opowiadanie. Co to za błędy rachunkowe.

Otrzymałeś link do tematu z poprawnym zapisem dialogów. Dlaczego do tego się nie stosujesz? Rozumiem, że czasami możesz mieć wątpliwości czy coś jest “odgębowe”, czy nie, ale nie wstawiać pół pauzy? 

Progresu nie widać:(

 

Ale nie zrażaj się. Paradoksalnie to forum jest najcenniejsze dla początkujących.

Ja, gdy przeczytałem wszystkie błędy pod moim pierwszym tekstem szeroko otworzyłem oczy… I do dziś ich jeszcze nie zamknąłem;)

 

Pisz jak najwięcej, ale publikuj tylko to co uważasz za najlepsze.

Ja tak zacząłem robić. I co? I w tym tygodniu nic nie opublikowałem:(

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Słuchajcie, wiem, że guzik Was obchodzą moje tłumaczenia, ale… ale wczoraj, jak zamieszczałem drugie – odwrotnie niż pisałem – opowiadanie miałem gorszy dzień. Macie rację, że śpieszę się za bardzo z zamieszczaniem opowiadań, by jak najszybciej poznać opinie innych. Przyznaję, brakuje mi cierpliwości. Wczoraj dodatkowo przyjechał jeszcze mój siostrzeniec (14 mies). Kocham szkraba, ale skutecznie blokuje mi możliwość zajmowania się między innymi właśnie pisaniem i korekcji opowiadań. Zdążyłem się już przekonać, że potrzeba na to naprawdę dużo czasu – chyba, że ktoś ma cholernie wielki talent. Nawet teraz nie mogę sobie pozwolić na poświęcenie kwadransa na edycję opowiadań:(

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Poprawiłem jednak opowiadanie, chociaż to bezsensu, skoro się nie spodobało. Stwierdziłem jednak, że poprawiając je, według Waszych uwag coś mi tam w makówce zostanie:) Pewnie nadal przeoczyłem wiele baboli – dużo ich było– ale chyba większość z tego co wskazaliście jest już usunięta. Został tylko problem z akapitami – w tej chwili jest już tak namieszane, że musiałbym przepisać wszystko od nowo. Niestety (stety!:) siostrzeniec nie daje wujkowi się obijać:)

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Już męczyć Twojego tekstu nie będę, co miało być powiedziane, zostało powiedziane. Widzę, że faktycznie poprawiłeś sporo, bo zaglądałam tu wcześniej, ale nie skusiłam się.

Jest jeszcze trochę podstawowych potknięć, ale poczytasz/poćwiczysz i się wyrobisz. Tylko musisz próbować dalej ;)

Jeśli chodzi  o sam pomysł – moim zdaniem – nie powinieneś się silić na czarny humor. Uważam, że z tego mógłby być bizarro/horror tekścik. Nie moja broszka wprawdzie, ale są ludzie, którzy to lubią. I unikaj kawałów oklepanych do bólu, jak duża fura – mała pytka. Chyba, że zapiszesz to oryginalnie/wplaczesz w porównanie. I wyluzuj ;) Masz do czynienia z ludźmi, którzy czytają masę opowiadań z masą tych samych, wciąż powtarzanych błędów. Przy pierwszym podejściu autora z napchanym potknięciami tekstem, wskazują błąd, ale przy drugim nadchodzi łajanka. 

My też mamy życie i ograniczony czas ;)

Peace!

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

No to muszę Ci powiedzieć Sfunie, że guzik wiesz. ;-)

Tłumaczenia Autora obchodzą mnie, nawet bardzo, świadczą bowiem o tym, że to co napisaliśmy w komentarzach, jednak może się przydać, może sprawić, że poważnie podchodzisz do sprawy i niebawem, mam nadzieję, będziesz pisać coraz lepiej.

I nie mów, że poprawianie opowiadania, które nie wzbudziło zachwytu, jest bez sensu. Potraktuj je jak wprawkę, przeanalizuj zarzuty, popraw niedoskonałości, pomyśl co można zmienić, co poprawić i nie zniechęcaj się.

Rozumiem Twoją wczorajsza niedyspozycję – spodziewałeś się pewnie oklasków, a wylano Ci na głowę parę kubłów zimnej wody. Ale to było wczoraj, dziś jest nowy dzień. I mam nadzieję, że każdy następny będzie lepszy od poprzedniego.

Dużo wytrwałości i samozaparcia w opiece nad siostrzeńcem, pozdrawiam obu Panów. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Tylko “parę kubłów”?:P Toż to prawdziwa ulewa lodowato zimnej wody była!:P Zamar(z)łem, choć przyzwoite 26 stopni wczoraj było:)

 

Miałem to samo, co Nazgul, przy jego pierwszym opowiadaniu: od wczoraj nie mogę domknąć paszczęki:)

 

Coś czuję, że dłużej tu zabawię:P

Ps. Po główce chodzi mi pomysł pożenienia fantastyki z SF. Ktoś już coś próbował w tym temacie?

 

 

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Kombinuj, kombinuj… ;-)

Życzyłabym sobie, abyś zabawiwszy tu dłużej, bawił i nas. Tak przy okazji. ;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

:-) Kolego, SF to też fantastyka… Miałeś na myśli fantasy, jak sądzę. Więc odpowiadam: ten mariaż nie będzie nowością. Ale nie przejmuj się, ważniejsze, o czym i jak opowiesz, niż w jakiej konwencji.

Miło mi, że otrząsnąłeś się z pierwszych skojarzeń i emocji. Pisz, trenuj, pytaj, czytaj, porównuj –– do dobrego warsztatu dochodzi się wieloma drogami jednocześnie.

Powodzenia.

Cóż, bywa i twk. Opcją jest betalista albo jakiś znajomy. Ktoś zawsze przejrzy tekst i pomoże z błędami.

I po co to było?

Z tekstu wynika jakoby nieboszczyków przewoziła karetka. Zmarłych zabierają pracownicy zakładu pogrzebowego.

No, niedopracowane, ale i tak nie czyta się źle ;)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka