- Opowiadanie: adam wiertło - Pieniacze

Pieniacze

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Pieniacze

Zero kroczył po mokrej jak nieszczęście ulicy Jedynego Miasta. Z nieba lały się strugi wody. Z prawej strony ciągnął się betonowy mur tak zwanego Sierocińca, z lewej wznosiła się niebotyczna ściana tak zwanego Blokowiska numer jedenaście.

O tej porze dnia, czy też należałoby powiedzieć, o tej porze doby, ulica sprawiała wrażenie wymarłej, chociaż uwzględniając Aurę należałoby powiedzieć szaro – mokro – zdechłej. Tak zwana Pierwsza Zmiana pracowała w pocie plastikowych czół dla chwały Królowej, tak zwana Druga Zmiana robiła dokładnie to samo. Tylko Trzecia miała w tym momencie prawo do odpoczynku. W ten sposób ulica pozostawała pusta.

W praktyce oznaczało to, iż jedna trzecia populacji Jedynego Miasta kotłowała się w Blokowiskach, dwie trzecie doginały przy różnorodnych tak zwanych Pracach.

Zero nie pracował, bo nie był przypisany do żadnej zmiany. W ten sposób pozostawał jednym z nielicznych, którzy mogli cieszyć się tym przywilejem. A kto nie pracował, był Zerem. Logiczne.

Każdy był kimś znaczącym. To znaczy, każda lalka posiadała numer, datę opuszczenia Sierocińca zwaną popularnie Datą Produkcji, i przyporządkowany Zawód. Bardzo rzadko zdarzał się ktoś, kto opuszczał Sierociniec bez przypisanego mu przez Zarządcę Sierocińca zawodu. Takie osobniki nazywane były Zerami.

Określenie Zarządca było nie tyle idiotyczne co mylne, poniewarz chodziło w tym wypadku o kobietę, dokładniej o lalkę, jeszcze dokładniej o tak zwaną Niebieską Lalkę. Niebieskie Lalki należały do tak zwanch Lalek Schlachetnych i otrzymywały tylko elitarne Zawody, takie jak Zarządca Sierocińca. Logiczne.

Zero ciągnął nogę za nogą po mokrej ulicy i analizował swoją krótką rozmowę z Zarządcą. Całe zdarzenie z nią było dla niego nieco enigmatyczne. Każdy kiedyś ma prawo być nowym, coś zaczynać, popełniać jakieś błędy. Zero był Nowym, tak zwaną Nową Lalką, jeszcze bez przypisanego jej przez Królową Lalek koloru. Tuż po opuszczeniu Labiryntu Nowych Zero rozmawiał krótko z Zarządcą, ta poczuła się jakoś urażona i wywaliła go za drzwi.

Naturalnie. Lalki nie mają orgazmów, logiczne. Z tego powodu seks nie był możliwy. Męskie lalki w Jedynym Mieście miały między nogami takie coś z gwintem, co nie za bardzo dawało się nazwać, żeńskie natomiast … coś innego. Zero miał zbyt mało doświadczenia, żeby to jakoś nazwać, ale to coś między nogami Zarządcy jednoznacznie nie nadawało się do seksu. To wyglądało jak … gwintowana tuleja. Wlew. Wlot. Coś w tym guście.

Zero był Nowym. Tuż po opuszczeniu Labiryntu złożył jej niezbyt poważną propozycję seksualną. Zarządca wściekła się, rozebrała, pokazała mu swoją … tuleję … czy coś takiego, stwierdziła, iż męskie gwinty nie pasują do żeńskich i wywaliła go za drzwi Sierocińca.

Bez przypisania mu Zawodu.

Każdy musi mieć jakiś zawód – tak brzmiało prawo Jedynego Miasta. Kto nie ma zawodu, jest Zerem.

– Jestem Zerem – stwierdził Zero z pewnym smutkiem. – I co dalej? Bez zawodu nie mogę iść do Królowej i prosić o przywilej posiadania koloru. Bez sensu.

Ulica ciągnęła się w nieskończoność. Deprymująco długie Blokowisko numer jedenaście skończyło się nieoczekiwanie i zostało zastąpione przez Blokowisko numer trzynaście. Trzynastka, w przeciwieństwie do jedenastki, wydawała się być jakoś zapomniana. Karkołomnie wysoka konstukcja wznosiła się ponad ulicą niczym krzywa wieża i groziła zawaleniem. Czy też sprawiała wrażenie takiej, która grozi zawaleniem się.

Blokowisko numer jedenaście wyposażone było w trzy pary starych, żelanych drzwi bez ozdób. Trzynastka wydawała być budowana według podobnego wzoru, jednak drzwi wydawały się być tutaj nieco większe i bardziej sterane wiekiem i doświadczeniem.

Zero nie wiedział, co ze sobą począć, więc skierował się do pierwszych drzwi prowadzących do trzynastki, jakie tylko dostrzegł.

Drzwi okazały się być zamknięte na głucho niczym jakiś starożytny grobowiec.

Kilka szarpnięć za klamkę nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Drugie drzwi leżały nieco dalej, jakieś kilkaset kroków od pierwszych. Ich zaletą było to, iż leżały w środku Blokowiska, przez co sprawiały nieco bardziej poważne tudzież ważne wrażenie.

Zero dociągnął się do drugich, centralnych drzwi i zadarł plastikową głowę do góry.

Drzwi były ogromne, dwuskrzydłowe, proste, stare i żelazne. Nieco z prawej strony wyróżniała się przybita do betonowej ściany pogięta niczym Prawo Jedynego Miasta tablica z jakimiś literami.

Czytanie nie należało do podstawowych funkcji lalek w Jedynym Mieście, jednak było szkolone w Labiryncie. Każdy Nowy powinien umieć czytać. Logiczne.

Klub Krytyków Fantastyki

Tylko dla Krytyków

Jeżeli jesteś Nowym to: spadaj

Jeżeli masz jakiekolwiek pytania to: spadaj

Jeżeli właśnie opuściłeś Sierociniec i nie wiesz co robić, to: spadaj

Jeżeli masz ochotę zostać Krytykiem Fantastyki to: spadaj głąbie

Jeżeli masz ochotę opublikować jakieś wypociny, to: morda w kubeł, właź, pisz, i spadaj.

– Fascynujące – pomyślał Zero z pewną kroplą cynizmu i otworzył drzwi.

Wnętrze składało się zasadniczo z dużych ilości surowego betonu, szerokich, naturalnie betonowych schodów prowadzących do jakieś niejasnych czeluści, i malutkiego kantorka, w którym siedział trup. Żadnych ozdób, nic, na czym można było zawiesić oko.

Zero zatrzasnął za sobą drzwi nieco mocniej, niż było to konieczne. Trup podniósł głowę.

Był wstrętny. Osobliwe, przerzedzone włosy kleiły się panicznie do czaszki, oczy były zamglone, twarz spracowana, pełna rys, szczelin, dziur i uszkodzeń. Jedno ucho było urwane, drugie nie istniało. Usta miał wąskie, jakby pocięte nożem, palce porysowane i częściowo połamane.

Trup miał szary kolor, co oznaczało, iż … – nie ma takich lalek – stwierdził nieco zdumiony Zero. – Szkolenie w Labiryncie nie uwzględniało takiego koloru.

– Czego? – spytał trup chrobotliwym głosem kogoś chorego od lat na chorobę alkoholową tuż przed kopnięciem w kalendarz na marskość wątroby.

– … – zastanowił się Zero. Tablica informacyjna przed wejściem ostrzegała przed pewnymi zachowaniami, które nie były tutaj tolerowane. – Jestem Nowy. Bez Zawodu. Chcę dać się skrytykować – stwierdził wreszcie po długim namyśle.

– Że co?

– Tu są Krytycy Fantastyki, tak jest napisane przed wejściem. Krytycy Fantastyki zakładają, iż istnieje objekt krytyki. Chcę być takim objektem.

– Że jak? – powtórzył trup z idiotycznym wyrazem pyska.

– Kogo krytykują Krytycy Fantastyki? – spytał Zero cierpliwie wypowiadając słowa.

– Pisarczyków.

– Fascynujące. Jestem Pisarczykiem.

– Trzeba tak od razu – stwierdził trup agresywnie – Co to za jakieś bzdurne gadki? Wchodzi się od razu i gada!

– Jestem Nowy. Nie znam się – wytłumaczył się Zero.

– Wsio rawno.

– Co? – spytał Zero intelligentnie.

– Es ist mir Scheißegal.

– Nie rozumiem.

– Powiedziałem, iż mnie to gówno obchodzi – odparł trup, wsadził sobie rękę do gęby i zaczął żuć palce. – W dwóch językach. Wchodzisz w drzwi z prawej, siadasz na dupie, skrobiesz tekst, wsadzasz do dziury, czekasz parę minut, wchodzisz przez duże drzwi, Krytycy cię obrabiają, spadasz.

– Ehm … Dziękuję – odparł odruchowo Zero i powtórzył w pamięci ciąg zdarzeń konieczny do aktywacji Krytyków Fantastyki. To wydawało się być skomplikowane.

– Spadaj – odparł trup i wsadził sobie rękę głębiej do gęby.

Zero poczuł niewielkie mdłości, widok łapy wsadzonej tak głęboko do gardła i memłanej wydawał się wywoływać jakoś chybotanie całego budynku. – Lepiej poszukać tego miejsca, gdzie ma się być obrabianym. Jakieś drzwi z prawej? – pomyślał nieco chaotycznie, żeby oderwać oczy od trupa.

Faktycznie. Nieco obok kantorka, w którym trup żuł swoją łapę, leżały dość spore, proste drzwi. Za nimi znajdowała się zdumiewająco obszerna sala wyposażona w jeden długi stół i dwie proste ławy. Na stole leżały stosy białych kartek i stały niezliczone, drewniane ołówki wstawione w żelazne pojemniki. Sala była pusta.

W jednej ścianie czekała horyzontalna szpara, w przeciwległej czychały odpychające, wysokie, dwuczęściowe drzwi.

Zero usiadł przy ławie, zastanowił się, po czym sformułował dość prosty tekst traktujący o krytykach fantastyki. Nic innego nie przyszło mu do głowy. Po czym wstał i wrzucił tekst do otworu.

– I co dalej? – spytał cicho.

Nic się nie zdarzyło. Czas wydawał się płynąć powoli i majestatycznie po kopule Jedynego Miasta. Gdy upłynęła pewna jego ilość, Zero otworzył duże, dwuskrzydłowe drzwi i wszedł do Auli.

Aula była mała i półkolista. Jakieś dziesięć, może dwanaście, ustawionych na sposób akademicki rzędów otaczało niewielki, drewniany pulpit. Wchodząc przez drzwi wchodziło się praktycznie dokładnie w miejsce, gdzie powinien stać mówca przy pulpicie, tudzież za pulpitem. Zero wkroczył do Auli, drzwi zatrzasnęły się za jego plecami złowieszczo i chrobotnęły podejrzanie.

Jakieś dwadzieścia, może trzydzieści młodziutko wyglądających, długowłosych lalek siedziało za ławami na wszystkich możliwych poziomach, trzymało w rękach białe kartki z jakiś tekstem i przyglądało im się z zasępionymi minami specjalistów, którzy muszą wydać profesjonalny osąd o czymś, co było obrazą ich majestatów.

Zero rozejrzał się. Pulpit, czy mównica, stała na niewielkim podwyższeniu. Jedyną możliwością było w zasadzie wejścia na mównicę. W grę wchodziło ewentualnie stanięcie przed nią lub wdrapanie się na pierwszą ławę.

Ktoś chrząknął znacząco. Zero wstąpił na mównicę bez zwłoki.

– Panie Zero – zaczęła pierwsza lalka z grobowym głosem. – Mieliśmy tutaj niezliczonych Pisarczyków, ale kogoś Pana formatu jeszcze nie. Czegoś tak żenującego jeszcze w naszym forum nie czytałem. Kim pan jest? Gimnazjastą? Ile Pan ma lat? Osiem? Takie teksty pisze moja ośmioletnia córka. Czasami trochę lepsze.

– Po przeczytaniu pierwszych paru zdań zrezygnowałem – poparł go inny Pieniacz. – To straszne. Nie rozumiem wielu słów, nie istnieją takie słowa! Co to jest Zryczałtowany? Gdzie uczyłeś się Pan pisania? W przedszkolu, a potem zapomniano Pana dalej szkolić? Czy to brak ogólnej inteligencji?

– Błędy, błędy – stwierdził inny, nieco starszy Pieniacz – błędy, powtarzające się czasowniki, brak logiki, błędna konstrukcja zdań, ocena niedostateczna. Dlaczego czasowniki powtarzają się bez końca?

– Powtarzające się czasowniki sprawiają powtarzające się wrażenie – stwierdził wysoki Pieniacz wściekle – i przez to wywołują wrażenie powtarzania się. Powtarzam, to powtarzanie się wywołuje u mnie powtórne Powtarzanie!

– Zo za mało – poparła go inny Pieniacz, płeć żeńska – Niedostateczna ocena? To nic. Temu powinno zakazać się pisania i obciąć ręce, żeby nigdy więcej tego nie robił …

Wszyscy Pieniacze zaczęli gadać na raz. Niektórzy rozmawiali ze sobą i pokazywali sobie coś na kartkach, śmiali się lub kręcili zrezygnowani głowami, inni wytykali jakieś błędy i usiłowali przekrzyczeć pozostałych.

W kącikach ust paru Pieniaczy dały się dostrzec skrawki piany, lub spienionej śliny. Po pewnym czasie większość Pieniaczy śliniła się całkiem solidnie. Cieniutkie strużki spływały im powoli po plastikowych policzkach, kapały na stoły i kartki, jednak ci kontynuowali swoją pracę niestrudzenie.

Zero nie był w stanie odróżnić pojedyńczych słów w tym tumulcie. Przez pewien moment przyglądał się pracującym w pocie czół Pieniaczom, po czym opuścił Aulę.

Nikt nie dostrzegł jego wyjścia. Pieniacze Fantastyki pienili się dalej.

 

Siedzący w kantorku trup zajmował się próbami przykręcania sobie szóstego palca do lewej dłoni. Jakoś mu to nie szło. Zero przyglądał się przez moment jego wysiłkom bez słowa.

– Fascynujące przeżycie – powiedział wreszcie uprzejmie. Nic innego nie przyszło mu do głowy.

– Spadaj głąbie – odparł trup dalej zajęty swoją pracą.

Zero wyszedł na zalaną deszczem ulicę Jedynego Miasta.

 

Zero kontynuował swoje monotonne ciągnięcie nogi za nogą po mokrej ulicy. Droga przecinana była od czasu do czasu jakąś poprzecznie leżącą ulicą, przez co odnosiło się nieodparte wrażenie, iż wędruje się po dużej koszuli w kratkę którą ktoś przerobił na wzór miasta.

Pustka była oszołamiająca. Tylko niebo wydawało się płakać nad losem Jedynego Miasta, tudzież jego mieszkańców.

"Wszystkie drogi prowadzą do Wieży Królowej" – tak twierdziło prawo. Co to oznaczało, nie było dak dokońca wyjaśnione. Nauki w Labiryncie wydawały się być teraz, pod wiecznie zamkniętą kopułą Miasta, jakoś odległe, obce i bezsensowne. Jednak takie prawo istniało. Według Uczących Programów w Labiryncie nie było znaczenia dokąd się szło. Tak czy inaczej trafiało się do Wieży. Logiczne.

To konkretne prawo nie było jednak dla Zero logiczne. Nie mając nic innego do roboty, Zero lazł przed siebie, bez zwracania uwagi na to, dokąd.

I dolazł do Wieży Królowej. Logiczne.

Nieco zdumiony objął wzrokiem wznoszącą się przed nim konstrukcję. Dość wysoka, sterana losem i wiekiem wieża wydawała się rozpaczliwie chcieć osiągnąć majestat i prestiż Blokowisk. Bezskutecznie. Jak większość konstrukcji w Mieście wieża pozbawiona była jakichkolwiek ozdób. Krótko mówiąc chodziło o masy betonu bez osobowości.

Wieża Królowej stała na środku obszernego, okrągłego niczym patelnia placu. Niezliczone ulice kończyły tutaj swój bieg, względnie go rozpoczynały, kwestia perspektywy. Wieża otoczona była czymś na kształt fosy lub rowu ochronnego. Wgłębienia. Szeroka na kilkadziesiąt metrów i głęboka na jakichś pięć czy sześć fosa sprawiała wrażenie betonowej ulicy zbudowanej wokół wieży, która z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu leżała parę metrów poniżej poziomu placu. Ściany fosy były betonowe, podłoże zalane było wodą sięgającą chodzącym w fosie do wysokości łydek.

W fosie brodziło tysiące lalek. Wszystkie ustawione były w symetryczne rzędy niczym żołnierze na paradzie. Każdy rząd pchał dość masywny, żelazny lub stalowy drąg. Wszystkie drągi umocowane były do ogromnego pierścienia wbudowanego w tę część fosy, która graniczyła z Wieżą Królowej.

Wszystkie lalki poruszały się w jedną stronę, niezgodnie z ruchem wskazówej zegara. Niezliczone rzędy brudnych i mokrych postaci pchały stalowe pręty, które obracały pierścień. Zgrzytanie pierścienia przyprawiało o ból zębów.

Deszcz lał się z nieba niepowstrzymanie.

Zero stał na krawędzi tej konstrukcji i usiłował objąć ją umysłem. Masy nóg pchających drągi wywoływały pewien specyficzny, brudny szelest lub szum, coś trudno opisywalnego, niczym szum tysięcy głosów rozmawiających cicho na stadione futbolowym. Celem całej tej procedury wydawało się być obracanie pierściania wyraźnie wbudowanego w ściany Wieży Królowej. Do obracania potrzebna była masa lalek.

Do czego służyła ta rzecz?

Coś takiego nie było ujęte w lekcjach Programów Uczących.

– Nowy – zagrzmiał ponury głos za jego plecami.

Sześć dziwnych, chudych postaci stało i przyglądało się Zeru. Wszyscy byli starzy, bez włosów, ubrani w specyficzne, żelazne pancerze i nosili coś na kształt skomplikowanych pił tarczowych na plecach i pogięte hełmy. Ich pancerze były porysowane i pocięte, piły sprawiały wrażenie spracowanych.

– Ripperzy – szepnął zaskoczony Zero.

– To o tobie? – spytał jeden z nich i pokazał palcem na coś dużego umieszczonego na ścianie jednego z szarych budynków otaczających plac.

Na ścianie znajdował się tak jakby duży telewizor starego modelu. Telewizor prezentował jakąś informację.

Wydarzenie dnia: Krytycy Fantastyki ogłosili zwycięscą na najbardziej żenujący i godny pożałowania tekst, jaki kiedykolwiek publikowany był na ich łamach. Zwycięscą okazał się być Zero.

Dość proste zdjęcie ukazywało Zero, gdy stał z idiotycznym wyrazem twarzy i rozmawiał z trupem w kantorku.

Zero był zbyt zaskoczony, żeby odpowiedzieć.

– Nieźle – stwierdził nieco enigmatycznie ten sam Ripper, który postawił pytanie. – Jesteś na wszystkich Ekranach.

Zero rozejrzał się po pustym placu. Sześć wysoko umieszczonych telewizorów chwaliło jego osiągnięcia pisarskie i prezentowało jego pusty pysk. Twarz. Mordę. Facjatę. Michę.

– Ehm. Jesteście Ripperami?

– Nie. Tablicami informacyjnymi dla Pisarczyków – odparł Ripper bez złości – Biuro Zatrudnienia leży na parterze Wieży Królowej. Należy tam iść.

Zero odpowiedział mu mało rozumiejącym spojrzeniem.

– Teraz – nacisnął Ripper – tam jest most – i pokazał palcem na cieniutki pozbawiony barkierki mościk spinający oba brzegi fosy. Mościk prowadził prosto do niewielkich drzwi prowadzących do wieży.

Opór nie miał sensu, Zero ruszył powoli w tamtą stronę.

 

Wnętrze Wieży było imponujące.

Niesłychanie skomplikowa masa kół zębatych, rur i zapadek pokrywała wszystkie ściany i generowała cichutki szczęk, który wydawał się wywoływać drżenie podłogi. Parter wieży był niski i klaustrofobiczny. Bardzo duże koła zębate wystawały z podłogi, przenosiły ruch na mniejsze, te prowadziły go dalej na inne koła, które chowały się w suficie. Żadnych schodów w zasięgu wzroku, mebli czy czegokolwiek, co wyglądało jak wyposażenie wnętrza.

Mniej więcej na środku pomieszczenia stała żeńska lalka, ładna i gładka, z szeroko rozkraczonymi nogami i podniesioną sukieneczką. Przed nią znajdowało się coś dziwnego przypominającego głowę grubej i wstrętnej lalki umocowanej do wąskiego końca grubego, zelaznego lejka na czterech kołach. Głowa była łysa, miała otwarte, spieczone usta i gryzła coś, co wyglądało na druciane cygaro. W kadłubie tego jakby lejka tkwiły stare wskaźniki i parę okrągłych, dużych przycisków.

Tuleja na kołach wyposażona była w dwie grube ręce. Jedna ręka trzymała cygaro, druga macała właśnie obszar między nogami rozkraczonej lalki i uśmiechała się wrednie.

Żeńska lalka rzuciła okiem na Zero, pisnęła cienko i dotkliwie i odskoczyła akrobatycznei w bok.

Tuleja obróciła się, dwa zaropiałe oczy spoczęły na przybyszu.

– To ty – stwierdziła głowa i przygryzła drucine cygaro – żenujący Pisarczyk. Jesteś popularny.

– W rzeczy samej – odparł Zero zastanawiając się przelotnie, jak odpowiada się na takie stwierdznie.

– Mam to gdzieś. Nie ma pracy – stwierdziła głowa.

– Co? – spytał Zero zdumiony.

– Wiadro. Nie ma, to nie ma. Dystrybutor ogranicza produkcję Mleka Matki.

– … – odparł Zero. Informacja nie była dla niego zrozumiała.

– Zbyt mało mi za to płacą – stwierdziła głowa ze smutkiem. – Za mało. Każdemu muszę to samo powtarzać …

– Jestem dobry z powtarzania – wpadł mu w słowo Zero. – Krytycy Fantastyki twierdzą, iż powtarzam coś w kółko, jakieś czasowniki, czy coś takiego.

– Hmm … – stwierdziła głowa z namysłem i przygryzła cygaro – faktycznie. Lubisz grzebać w kroczu babskich lalek?

– … – Zero zastanowił się. Pytanie wydawało się być nieco zboczone. – Nigdy nie próbowałem – odparł dyplomatycznie.

– To moja – swierdził grubas znacząco i pokazała na akrobatycznie stojącą żeńską lalkę. Ta używała aktualnie do utrzymywania względnie pionowej pozycji jednej nogi i jednej ręki. Pozostała dwa członki sterczały wyprostowane i skierowane do góry pod różnymi, dziwacznymi kątami. Lalka przyglądała się Nowemu z podejrzanym namysłem.

– Nie ma problemu – odparł szybko Zero i rzucił okiem na akrobatkę. – Zrozumiałem. Co mam powtarzać nowym?

– To samo – odparła głowa i zarechotała dziwnie – Nie ma pracy, Dystrybutor ogranicza produkcję Mleka Matki, Na Pierścieniu mamy zbyt dużo ludzi, Fabryka, Kopacze, Zbieracze, Ripperzy i Pchacze wywalają starych pracowników za mur do Wielkiego Miasta.

– Zapamiętałem – stwiedził szybko Zero, który nic nie zrozumiał – i co to znaczy?

– Gówno mnie to obchodzi – odparł jego nowy szef mało zrozumiale i z irytacją – Nie. To mnie obchodzi. Umieramy, kolego. To to oznacza. Musisz coś jeść, inaczej zamierasz i nie funkcjonujesz. Jedzenie to Mleko Matki, to znaczy, my jemy tylko Mleko Matki. Tylko Dystrybutor potrafi produkować Mleko, a on ogranicza codziennie dawki.

– Dlaczego?

Głowa przyglądała się Zeru z namysłem. Jej właściciel nie miał zamiaru odpowiadać na to pytanie.

– To tajemnica? – spytał Zero ostrożniej.

– Nie. Nikt nie wie, jak działa Dystrybutor – stwierdziła głowa i wyrzuciła druciane cygaro do w kąt. – Nawet Królowa.

– … – Odpowiedział Zero.

– Zdradzę ci pewną tajemnicę – stwierdziła głowa z pewną satysfakcją – Życie to gówno. Ale to krótkie gówno, bo nie potrafimy naprawić Dystrybutora. Za dwieście – czterysta cykli nie będzie Mleka w Mieście. Wszyscy usną, po prostu.

– Chyba, że naprawimy Dystrybutor – stwierdził z mocą Zero.

Głowa zarechotała paskudnie.

– Nie możesz naprawić czegoś, co nie zostało zbudowane przez nas.

– A przez kogo?

– Gówno mnie to obchodzi – odwarknęła głowa i parsknęła – Ty masz tylko powtarzać te swoje czasowniki, czy coś tam.

– Jasne szefie – zgodził się konformistycznie Zero i zerknął na lalkę akrobatkę. – Powtarzanie czasowników to cel mojego życia.

– A ty wiesz wogóle, co to jest?

– Nie – przyznał Zero.

– Ja też nie. I gówno mnie to obchodzi – stwierdził Szef i odjechał wściekle skrzypiąc kółkami.

 

Adam Wiertło, Nebraska 2014

 

 

 

Koniec

Komentarze

Dobra. Początkowo myślałem, że te wszystkie powtórzenia i błędy są nieumyślnie, lecz z każdym kolejnym zdaniem zacząłem uświadamiać sobie, iż to jest robione perfidnie. Dla pewności sprawdziłem profil – tylko jedno opowiadanie, konto podpisane umieniem i nazwiskiem. To nie może być pisane nie świadomie, tym bardziej iż niektóre błędy są tak oczywiste, że nie można ich popełniać. Tym bardziej, iż opowiadanie samo w sobie bardzo mi się podobało podobnie jak świat w nim przedstawiony (mimo wszystko) xD. Uznałem więc, że to pewnie jest specjalnie na tą całą grafomanię, o której już słyszałem a ciągle nie mam pojęcia o co w niej chodzi. Ale też nie ma nic zaznaczonego. 

Tak czy inaczej im dalej tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, iż autor to troll (pozytywny).

Opowiadanie jak najbardziej na plus moim zdaniem.  Właśnie tak wyobrażam sobie szanownych kolegów z tutejszego forum ;)  

Podobało mi się. 

 

 

W początkowej mniej wiecej jednej trzeciej tekstu niemal wszytsko jest “tak zwane”. Później, mniej więcej od połowy, niemal wszystko jest “logiczne”.

Gdyby opowiadanie napisane było ładnym językiem, bez tylu błędów i tak zwanych zgrzytów, byłoby groteską. W postaci, w jakiej zostało przedstawione, kojarzy się z próbą odreagowania albo prowokacją. Logiczne.

@AdamKB, ja też zwróciłem na to uwagę i wydawało mi się, iż jest to niecelowo, ale jednak czytając koniec można by się zastanowić czy nie były one zastosowane celowo. Tak wiem, że to nie wygląda ładnie i się tak nie pisze, ale kim jesteśmy by zabraniać autorowi pisać taki tekst jaki uważa za słuszny? Moim zdaniem jeżeli powtórzenia są uzasadnione (nawet jeżeli są używane nadmiernie) to mają prawo być stosowane. 

---> Idaho. Zgodziłbym się z Tobą, czyli akceptowałbym manierycznie powtarzające się wtręty, gdyby nie pozostałe i już obiektywne wady tekstu. To jest narrator zewnętrzny…

Drugie “wyjście awaryjne” – narracja pierwszoosobowa. Snuje opowieść ktoś niedouczony lub źle uczony, wali byka za bykiem… Zgoda, tak musi być, on inaczej nie potrafi. Ale mimo zgody na język tak niskiego poziomu, tak kaleczony, pozostaje jeszcze kwestia już obiektywna: cholera ciśnie co bardziej wymagającym czytelnikiem o najbliższą ścianę po pięciu minutach mordęgi z takim kalekim tekstem.

Faktycznie, pewne masz i rację ja jednak jako, że nie oczekiwałem  niczego, pozytywnie się zawiodłem, bo jednak całkiem ciekawy pomysł tutaj był. Inna kwestia natomiast, że błędy (nie mówię tutaj o powtarzaniu) ale np, dak zamiast tak ,  mogą lekko zirytować ;) 

Dotrwałem do końca. Gratuluję sobie.

Pieniacz.

;)

Sorry, taki mamy klimat.

Wciągające opowiadanie, przeczytałam na jednym oddechu. Szkoda, że tak to się kończy, taką prostą i brutalną puentą. Ale to takie moje westchnienie raczej, niż uwaga do tekstu. Chociaż… Zostaje jakiś niedosyt, po tym zakończeniu. Spodziewałabym się w ostatnich akapitach Królowej, jest najważniejsza w całym mieście, a w końcu nie widzimy nawet kawałka niebieskiej sukienki… I tajemnica, kto stworzył te lalki, pozostaje tajemnicą…

Tak czy inaczej, jeśli autor coś jeszcze wrzuci na portal, to przeczytam z dużą ciekawością. Mam nadzieję, że to nie jest jedno jedyne opowiadanie.

Idea zakpienia z komentujących ciekawa.

Wykonanie. Jest co poprawiać, ale nie widzę tragedii. Czy krytycy wspominali coś o literówkach Zera? Nie? No to będę oryginalna – masz ich trochę. A już konsekwentnie powtarzany zwycięsca walnął po oczach.

Babska logika rządzi!

Otarłszy pianę sączącą mi się z pyska, mówię do Ciebie Pisarczyku z Nebraski – nie jest źle, co nie znaczy, że jestem zachwycona. Co to, to nie. Walnąłeś mnie absurdalnie i mocno, ale wiele mogę wytrzymać. Twoje błędy też, a jest ich takie mnóstwo, że nawet nie przyszło mi do głowy, by cokolwiek poprawiać.

Oczy, zmaltretowane i doszczętnie ogłupiałe, dostały oczopląsu, stanęły w słup, zaczęły zezować i odmawiać współpracy, a kiedy zmusiłam je by przeczytały: „Tuleja obróciła się, dwa zaropiałe oczy spoczęły na przybyszu”, poczęły krwawić. Na szczęście opowiadanie miało się ku końcowi i mimo wrażenia, że gałki wypełzają z oczodołów, lekturę dokończyłam.

Myślę, że to był udany wieczór. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Klub Krytyków Fantastyki

Tylko dla Krytyków

Jeżeli jesteś Nowym to: spadaj

Jeżeli masz jakiekolwiek pytania to: spadaj

Jeżeli właśnie opuściłeś Sierociniec i nie wiesz co robić, to: spadaj

Jeżeli masz ochotę zostać Krytykiem Fantastyki to: spadaj głąbie

Jeżeli masz ochotę opublikować jakieś wypociny, to: morda w kubeł, właź, pisz, i spadaj.

No bez przesady, NF nie jest aż taka zła :P Ale w porównaniu do innych portali… Wrażenie niektórych może być podobne do powyższych słów ;)

Wchodzisz w drzwi z prawej, siadasz na dupie, skrobiesz tekst, wsadzasz do dziury, czekasz parę minut, wchodzisz przez duże drzwi, Krytycy cię obrabiają, spadasz.

Ten zamiar autora niestety się nie udał. Zamiast regularnego obrabiania są komentarze nawet dość przychylne. No bo przyznam – trochę ciężko się czyta, ale… fajne to nawet. Jako że bardzo lubię wszelakie awangardy, groteski czy absurdy, czytało mi się przyjemnie. 

Aha, żeby choć trochę usatysfakcjonować autora: Panie, tego nie da się czytać! Coś Ty napisał, analfabeto powtórzeniowy! To jest język polski?!

Mocno takie sobie. Przeczytałem, ale z lekkim nastawieniem, bo tego nie da się czytać. 

"Wszyscy jesteśmy zwierzętami, które chcą przejść na drugą stronę ulicy, tylko coś, czego nie zauważyliśmy, rozjeżdża nas w połowie drogi." - Philip K. Dick

Zamysł może i sluszny, ale przesada w powtorzeniach i zmanierowaniu wypowiedzi odbiera opowadanui płynność i lekkość, konieczne tekstom krytycznym.

I po co to było?

Nowa Fantastyka