- Opowiadanie: Dzikowy - Zły

Zły

Opowiadanie powstało na fali zamieszania wokół Trynkiewicza i “ustawy o bestiach”. Bardzo nie spodobało mi się, co wokół tej sprawy zrobiły media. Chyba mam jakąś obsesję, bo opek o mediach popełniłem kilka. To jest mniej groteskowe niż “Nogami do przodu”, gdzie wizja jest bardziej optymistyczna (sic!) i mniej prawdopodobna niż w “Złym”.
Oczywiście jest nagranie. Tym razem Błarz poszedł “na bogato”. Smacznego.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Zły

Dodałem grafikę autorstwa Joanny Tyrały z GOREktywu.

Zły

– Proszę ze mną. – Usłyszał, gdy tylko minął bramę więzienia. Obrócił się. Po obu stronach stali mężczyźni ubrani przeciętnie i odpowiednio dla tej pory roku.

– A dokąd? Ja nic nie zrobiłem – odpowiedział, obawiając się, że te pierwsze od lat chwile wolności są jednocześnie jednymi z ostatnich.

– Jak to nic? Żyjesz, a twoja ofiara nie – złośliwie uśmiechnął się mężczyzna. – Sprawiedliwość musi być.

Były więzień nie zdążył krzyknąć. Poczuł ukłucie w okolicach nerek i prąd biegnący przez całe ciało. Upadł na ziemię i jeszcze chciał krzyknąć, żeby przestali, że przecież się nie broni, ale skurcz nie pozwolił mu rozewrzeć szczęk ani nabrać powietrza. Kątem oka dostrzegł krótką pałkę i po chwili zapadła ciemność.

– Wyciągnij portfel – powiedział ten, który wciąż się uśmiechał, do kompana. – Szybko. A teraz połóż mu na klatce piersiowej. Włóż zdjęcia, ale tak, żeby było widać. Rozrzuć te zęby – polecił, podając papierową torebkę.

– To ludzkie? – spytał ten drugi, który wysypywał pojedyncze zęby jak nasiona z torebki, energicznie potrząsając.

– Tak, mamy ekspertyzę. Teraz trochę zdjęć, ujęcie stąd, stamtąd i stamtąd – wskazał pierwszy ręką. – Cudnie. Pakować go do busa.

Całą procedurę obserwowało oko kamery niesionej przez innego z mężczyzn. Przesunęły się boczne drzwi busa oklejonego reklamą sklepu obuwniczego, niesionego rzucono na gołą podłogę.

– Do studia – polecił dowodzący i wszyscy rozeszli się do dwóch samochodów. Wkrótce ruszyli i tylko kilku gapiów nadal fotografowało telefonami całe zajście.

***

Chłód i ciemność. I cisza. W oddali niby jakiś szmer, jakieś ściekanie wody po ścianie, ale to może tylko przesłyszenie, omam. Z pewnością znajdował się w jakimś pomieszczeniu, prawdopodobnie pod ziemią, podejrzewał, wciągając nosem powietrze przesycone zapachem piwnicy, wilgotnego betonu i starego kurzu. Nie mógł się ruszyć. Siedział wyprostowany z rękami zgiętymi w łokciach. Chyba był przymocowany do krzesła. Ale ta ciemność! Co mu się przydarzyło? Nie pamiętał. Wychodził z więzienia ze starą walizeczką różnych gratów, z całym swoim majątkiem, a potem nic. Ciemność jak ta tutaj, tyle że w pamięci.

– Jest tu ktoś? – powiedział i aż syknął z bólu. Prawie wszystkie zęby bolały go aż po korzenie. – Jest tu ktoś?! – powtórzył głośniej, przygotowany już na ból. Żadnej odpowiedzi. Nic, tylko brzęczenie w uszach od hałasu i nagłej ciszy.

Dobrzy

– Co oglądasz? – spytała, podchodząc do Adama, który siedział na kanapie przed telewizorem. Był wyraźnie znudzony. Bawił się pilotem, który co chwilę spadał na dywan. Dobrze, że był tu dywan.

– Nic szczególnego. Relacja z pojmania – odpowiedział niewyraźnie i po chwili ziewnął. – Złapali jakiegoś mordercę.

– O, a kogo zamordował? – Martyna była wyraźnie zaskoczona, bo zazwyczaj to ona pierwsza dowiadywała się o kolejnych sezonach „Sprawiedliwość, nie prawo”.

– Jakieś dziecko – odpowiedział, wzruszając ramionami, i podniósł pilota, żeby przełączyć kanał.

– Zostaw. – powstrzymała go. Przez chwilę oglądała relację z przejęcia bestii lub potwora (komentujący nagranie lektor stosował oba terminy naprzemiennie). Zaskoczony mężczyzna najpierw został obezwładniony paralizatorem, a po chwili uderzony pałką tracił przytomność. Dwóch mężczyzn podniosło ciało i zaniosło do busa. Co chwilę ekran wypełniało ujęcie portfela ze zdjęciami rozszarpanych na strzępy nagich dzieci. W końcu, gdy nagranie się skończyło, na ekranie pojawiła się plansza z godziną premiery nowego sezonu programu.

– Czy go zabiją, czy popełni samobójstwo? – spytał lektor. – Głosuj, wysyłając SMS. Do wygrania cenne nagrody.

Adam nie wytrzymał. Przełączył na jakąś telenowelę, po czym z mieszaniną znudzenia i zażenowania zaczął skakać po kanałach. Klik – reklama, klik – olimpiada, klik – czy jesteśmy sami we wszechświecie. Martyna bez słowa podeszła do komputera. Musiała dowiedzieć się czegoś więcej.

Zły

Nagły blask światła go oślepił. Chwilę trwało zanim wzrok przywykł. Po minucie, wciąż mrużąc oczy, rozejrzał się dookoła na ile mógł. Faktycznie znajdował się w betonowym pomieszczeniu, ale większym i wyższym, niż początkowo przypuszczał. Pod sufitem zwisały girlandy reflektorów, ale niektóre nie świeciły. A nie. To nie były reflektory. Pomiędzy jasno świecącymi reflektorami, rzucającymi ostre, ale ciepłe światło, zamocowane były kamery. Spojrzał w dół. Był praktycznie nagi, miał na sobie tylko bokserki. Klatkę piersiową, nadgarstki, łokcie i uda oplatały szerokie skórzane pasy. Niżej pewnie było podobnie, skoro nie mógł ruszyć nogami. Przed nim, w odległości może dwóch kroków, stał mały stoliczek, na środku którego błyszczał się i srebrzył staroświecki skalpel ze stali szlachetnej. Wypolerowany i zupełnie nie na miejscu, zresztą jak wszystko tutaj, nawet jak on sam. Nie zdążył zastanowić się nad przeznaczeniem stolika i noża, bo za plecami usłyszał kroki, potem zgrzyt zamka w drzwiach, a następnie odgłos skrzypiących zawiasów, od którego poczuł dreszcz na karku. Przez kilka sekund spodziewał się ciosu, ale nie. Odgłosy kroków wskazywały, że ktoś omijał go szerokim łukiem.

– Kim jesteś? Co tu robię? – spytał, zanim przybysz pojawił się w polu widzenia. Mężczyzna był wysoki i dziwnie znajomy. Ubrany był w golf i dżinsy, w jednej dłoni trzymał składane krzesło, a w drugiej dyktafon. Przez chwilę stał dokładnie naprzeciw, po drugiej stronie stolika, a potem odłożył urządzenie, rozłożył krzesełko i usiadł, jednocześnie uśmiechając się lekko.

– Kilka pytań na początek. Jak tylko na nie odpowiesz, uwolnimy cię z więzów, dobrze?

– Kim jesteś? – powtórzył związany.

– Tak lub nie – mężczyzna zignorował pytanie. – „Tak” i przestajesz dopytywać, a zaczynasz odpowiadać. „Nie” i siedzisz tak związany do usranej śmierci. Jasne?

Przytaknął tylko, zaskoczony zdecydowanym tonem.

– Dobrze. Pierwsze pytanie. Odsiedziałeś wyrok za morderstwo dziecka. Czemu je zamordowałeś?

– Bo… – zawahał się – bo straciłem nad sobą panowanie.

– I to jest zła odpowiedź. Opisz to dokładnie.

– Co opisać?

– Dlaczego zamordowałeś to niewinne dziecko. Ze szczegółami. Nikt cię za to samo dwa razy nie skaże, więc możesz mówić szczerze. Po kolei. To dziecko było twoim sąsiadem. – Mężczyzna w golfie poczekał chwilę na skinienie, po czym kontynuował. – Obserwowałeś je przez jakiś czas. Jak długo?

– Nikogo nie obserwowałem! Co tu się dzieje?

– Powtórzę pytanie i niech to będzie ostatni raz. Obserwowałeś dziecko przez jakiś czas. Jak długo?

Skrępowany przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią, patrząc w oczy przesłuchującemu.

– Mamy wszystkie zeznania, ekspertyzy. Gorzej już nie będzie. Możesz sobie tylko pomóc poprzez współpracę, jasne? – zachęcał tamten. – Jak długo? – Ponownie zapytał z naciskiem.

– Jakiś miesiąc.

– Gdzie, w jakich sytuacjach? Pełnymi zdaniami.

– Przy szkole. Kiedy wracał do domu, gdy bawił się na podwórku. Patrzyłem tylko.

– No widzisz? – Mężczyzna uśmiechnął się, pokazując klawiaturę wybielonych zębów. – Nie było tak trudno. I podniecało cię to obserwowanie?

– Tak. – Po chwili padła odpowiedź.

– Miałeś wzwód? Onanizowałeś się w ukryciu?

Tym razem odpowiedzi nie było. Przesłuchujący westchnął ciężko, teatralnie okazując, jak bardzo jest zawiedziony.

– Przejdźmy zatem do wariantu „Nie”.

Z kieszeni wyciągnął telefon. Wybrał numer i przewracając oczami, czekał na połączenie.

– Nie gada. Dajcie tu ekipę… tak, ze sprzętem.

Rozłączył rozmowę, złożył krzesełko i wyszedł. W drzwiach minął dwóch osiłków, którzy targali ze sobą wiadro wody i lejek.

– Tylko żeby śladów nie było – przestrzegł i wyszedł na korytarz. Nie zamknął drzwi. Po chwili za plecami usłyszał odgłosy duszenia i wymiotowania.

***

– Mam cały materiał… tak. Dajcie mi tylko kogoś, kto to opracuje. Chcę jutro przynajmniej dwie jedynki w tabloidach.

Rozłączył rozmowę i wybrał kolejny numer.

– Cześć. Wszystko poszło gładko. Możesz premierę ustawiać na koniec tygodnia. Tak, będzie śpiewał.

Dobrzy

Martyna przełączała zakładki w przeglądarce, w której otworzyła pięć serwisów informacyjnych. W każdym z nich na samej górze znajdował się artykuł o mordercy, który za tydzień będzie bohaterem czwartego sezonu „Sprawiedliwość, nie śmierć”. Informacje zawarte w tekście były podobne. Skazany przed ćwierćwieczem za gwałt i zabójstwo miał właśnie wyjść na wolność. Przejęła go jedna z wiodących stacji, której ludzie znaleźli przy nim niezbite dowody potwierdzające skłonności pedofilskie. Martyna po kolei czytała i zamykała serwisy. W jednym znajdowała się galeria. Zdjęcia z miejsca zbrodni były rozpikselowane, wyblakłe, ale nadal można było sobie wyobrazić całą scenę. Ciało dziecka leżące na plecach, porozrzucane ubrania, zakrwawiony nóż ze skalą w formie czarno-białej szachownicy. Kolejny serwis zawierał wizualizację współczesnego wyglądu ofiary i wywiad z jej rodzicami. Jeszcze następny opinie prawników. Dziewczyna czytała również komentarze pod artykułami. Niektóre z nich lajkowała, klikając zielony kciuk. „Niech zdechnie”; „zamknij ryj, pożyteczny idioto”; „pewnie nie masz dzieci inaczej byś tak nie muwił”.

W końcu uznała, że żadnych więcej informacji nie znajdzie. Była wstrząśnięta.

– Biedne dziecko – skomentowała na głos, sympatyzując z chłopcem, który mógł mieć przed sobą jeszcze tyle lat życia.

– Co? – spytał Adam, który akurat był całkowicie skupiony na pojedynkowaniu się na konsoli z jakimś superbohaterem. – Jakie biedne, skoro nie żyje? – spytał cynicznie. Martyna nie skomentowała. Jeszcze raz otworzyła wywiad z rodzicami. Biedni ludzie.

Zły

Przynajmniej dotrzymali obietnicy, pomyślał. Po tym, jak go prawie utopili, dwaj mężczyźni rozwiązali wszystkie pasy i pozwolili mu wstać. Nie obawiali się go, bo i czego – każdy z nich ważył pewnie trzy razy więcej. Teraz znowu krążył po ciemnym pomieszczeniu. Czuł chłód. Wcześniej dostrzegł toaletę w rogu pomieszczenia. Na oko znajdowała się poza zasięgiem kamer, które bez wątpienia nadal go śledziły. Nie dbał już o to. Najpierw usiadł, a potem, po spłukaniu wody, pochylił się, starając wykasłać z płuc resztki wody. Nic z tego. Stopami próbował wymacać jakiś materac. W końcu usiadł na swoim krześle i zasnął. Budził się co chwila, za każdym razem, gdy głowa opadała mu w którąś stronę.

Rano był zupełnie wykończony, mimo to hałasy na korytarzy przywitał z ożywieniem i strachem. Próbował się przygotować. Pociągnął krzesło, ale było przymocowane na stałe, podobnie stolik. Sięgnął po skalpel.

– Nie tak szybko – usłyszał od mężczyzny, który wszedł do celi z talerzem. – To tylko śniadanie. Na razie powiedziałeś nam wszystko, czego potrzebowaliśmy. Smacznego. A z tym ostrzem uważaj. Przyda ci się później.

– Nie macie prawa.

– My nie mamy prawa? – parsknął tamten, odkładając talerz na stolik. – A jakie ty masz prawa? Jesteś bestią, monstrum, potworem, zwyrodnialcem. Nie czytałeś dzisiejszych gazet?… A nie – dodał z rozbawieniem w głosie. – Nie czytałeś. To ci streszczę. Nikt cię nie broni. Może garstka w internecie, ale tych twoich obrońców natychmiast też wsadzają na wirtualną szubienicę, pod topór lub przynajmniej życzą wszystkiego najgorszego. Nikt się za tobą nie wstawi i nikt ci nie pomoże. Jesteś parszywy i strasznie zakaźny. Każdy, kto próbuje cię bronić, staje się tak samo parszywy. Nie pomoże ci sąd ani policja, a już z pewnością nie politycy. My też ci nie pomożemy, bo nam się to nijak nie opłaca.

– My? – spytał. Miał szansę dowiedzieć się wreszcie, kto go porwał.

– Media, kochanieńki. Teraz jesteś nasz i zrobimy z tobą wszystko, co ankietowani uznają za najbardziej atrakcyjne. Jedz. – Mężczyzna skierował się w stronę wyjścia. – A, jeszcze jedno – dodał, trzymając drzwi. – W piątek jest twój wielki dzień. Może się wybronisz, a nawet jeżeli nie, to proszę, nie poddawaj się za szybko.

Dobrzy

Cud? Może nie cud, ale szczęśliwy zbieg okoliczności z pewnością – zima i sezon przeziębień. Martyna jako pierwsza odpowiedziała na pytanie koleżanki, która z powodu choroby chciała oddać wejściówkę na widownię „Sprawiedliwość, nie prawo”. „Ja, ja chcę. Daj mi. Proszę”, napisała bez zastanowienia i po chwili koleżanka przekazała jej na privie, jak dostać się na widownię.

Dziewczyna była wniebowzięta. Będzie w telewizji! I to w takim programie. Oczywiście pochwaliła się Adamowi, a on oczywiście jej entuzjazmu nie podzielił.

– Przynieś mi serce, jeżeli je sobie wytnie, lub fiolkę moczu, jeżeli się posika – odpowiedział. Zignorowała go i wróciła do przeglądania doniesień. Jeszcze dwa dni. Dwa najdłuższe dni w jej życiu.

Zły

Rozbłysły światła. Tym razem więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Przez większość czasu, również przed chwilą, pogrążony był w całkowitej ciemności, dlatego nagła zmiana spowodowała wręcz fizyczny ból. Zasłonił ramieniem oczy i spojrzał w górę. Kamery wirowały, wydając ciche dźwięki. Reflektory również poruszały się, przesuwając snop światła za każdym razem, gdy się poruszył. Po chwili betonowa ściana naprzeciw krzesła zadrżała, a potem rozsunęła się. Po drugiej stronie, w rozszerzającej się szczelinie, zobaczył siedzący na trybunach tłum, który wymachiwał w jego stronę pięściami, wył, buczał i tupał. Pomiędzy trybunami pojawił się ubrany w garnitur mężczyzna. Ten sam, który go porwał, potem zadawał pytania, a w końcu przyniósł jedzenie.

– I oto mamy przed sobą bestię – powiedział do sunącej przed nim kamery. – Zwyrodniały pedofil, który zamordował dziecko i nie wiadomo ile jeszcze osób by pozbawił życia, gdyby nie został ujęty. Witamy w czwartym sezonie „Sprawiedliwość, nie prawo”.

Ostatnie zdanie przywitały owacje. Widownia wstała, klaszcząc, reflektory wirowały w zsynchronizowany sposób, przesuwając kurtynę światła to na oczy pojmanego, to na prowadzącego, to na widownię. Trwało to może piętnaście sekund.

– W studio jest z nami ojciec małego Mateusza. Człowiek, który wiele przeszedł, a mimo to zgodził się spojrzeć w twarz mordercy swojego najmłodszego syna, dziecka brutalnie zgwałconego w drodze ze szkoły. Panie Michale, zapraszamy do nas.

Kolejne fanfary i kakofonia światła. Starszy mężczyzna wyszedł z tłumu na trybunach i zajął miejsce na krześle wskazanym przez prowadzącego.

– Dołączą do nas również ważni goście. Ludzie, którzy na co dzień dbają o nasze bezpieczeństwo i o bezpieczeństwo naszych bezbronnych dzieci. Zapraszamy szefa policji i prokuratora generalnego.

Znów owacje.

– Dziękuję wszystkim za przybycie – prowadzący ukłonił się w stronę zasiadających na krzesłach. – Antybohater tego sezonu dopuścił się strasznej zbrodni… – zawiesił głos, składając ręce – makabrycznej i niewybaczalnej. A mimo to postanowiono, że wyjdzie na wolność. Udało nam się temu zapobiec i teraz jest tu z nami. Udzielił wywiadu, który mogliście przeczytać we wszystkich gazetach. Ponownie przyznał się, że nie tylko zgwałcił i zabił bezbronne dziecko, ale zamierza to zrobić ponownie. Czy jesteśmy bezpieczni, czy nasze dzieci są bezpieczne, gdy takie potwory są wypuszczane z więzień? O opinię proszę naszego gościa, szefa policji…

Nadal oślepiony reflektorami nie słuchał dalej. Próbował się ukryć. Wiedział, że nie wyjdzie ze snopu fotonów, ale mimo to przykucnął za krzesłem. Hałas był obezwładniający. Prowadzący spojrzał na niego i ponownie odwrócił się do kamery. Nie wiedział, co mówi.

– Kryjący się przed obiektywem mężczyzna zdaje sobie sprawę, że ma przed sobą trudny wybór. Trudny dla każdego z nas. Może odebrać sobie życie lub zginąć z ręki ojca ofiary, którą pozbawił życia. Głosujcie, wysyłając SMS-y. Wśród was zostaną rozlosowane nagrody. Zapraszamy również na nasz portal, którego adres widzicie na dole ekranu. Znajduje się tam opis biednego Mateusza, zdjęcia z miejsca zbrodni, życiorys sprawcy i opinie biegłych psychologów, którzy nie mają wątpliwości, że po wyjściu na wolność będzie mordował kolejne niewinne dzieci. Zostańcie z nami.

– Reklamy – krzyknął ktoś z obsługi. Prowadzący podszedł do krzesła zajmowanego przez ojca Mateusza i wręczył mu pistolet. Przez chwilę coś tłumaczył, podczas gdy obsługa na całe gardło instruowała widownię, jak ma reagować. Potem prowadzący podszedł do chowającego się za krzesłem mężczyzny w bieliźnie.

– A więc masz swój show. Zaplanowaliśmy trzy części, więc się nie spiesz. Dziś będziesz opowiadał o zbrodni, którą popełniłeś. Możesz próbować różnych sztuczek, ale się nie kłopocz. Program idzie z piętnastosekundowym opóźnieniem, więc najwyżej się wytnie. Będę prowadził z tobą wywiad. Jeżeli coś spieprzysz, to będziemy cię przytapiać do następnego programu, czyli przez tydzień. Jasne?

– Jasne – odpowiedział po chwili. Nadal podrażnione gardło i tchawica zaprotestowały.

– Masz też drugą możliwość. Na stoliku leży skalpel. Możesz go podnieść i podciąć sobie żyły. Zasłużyłeś, według mnie, ale może ojciec chłopca się nad tobą zlituje i wtedy przeżyjesz. Dlatego bym się z decyzją nie spieszył.

– Trzydzieści sekund – krzyknął technik, patrząc na zegarek. Prowadzący uśmiechnął się i wrócił na środek sceny.

– Trzy, dwa, jeden… – odliczył krągły mężczyzna klęczący pod kamerą numer dwa.

– „Sprawiedliwość, nie prawo”. Dziś gościmy przedstawicieli państwa, którzy dopuścili do sytuacji, w której gwałciciel i morderca niewinnych dzieci wyszedł na wolność. Jakie państwo zamierzało podjąć środki, żeby chronić obywateli?

Dobrzy

Czuła nieprawdopodobną atmosferę, nieprawdopodobne podniecenie. Wszyscy wokół czuli to, co ona. Gdy zbrodniarz pojawił się za rozchyloną na boki kurtyną, zaczęła wyć razem z innymi. Wygrażała pięściami, tupała. Nienawidziła go. W tej chwili nienawidziła go bardziej niż kiedykolwiek. Jak w ogóle Bóg dopuścił do urodzenia tego potwora? Chciała go opluć. Chciała tam zejść i obić mu mordę. Pokazać mu zdjęcia, które tak nią wstrząsnęły. Wiedziała, że kolejka byłaby długa. Ludzie na widowni z głębi serca emanowali tą nienawiścią. Potem atmosfera trochę się zmieniła. Pojawił się ojciec biednego Mateuszka, tego niewinnego chłopca, który nie miał okazji zakochać się, ożenić, który został pozbawiony możliwości założenia rodziny – czytała o tym przez cały tydzień. Przez niego, to monstrum. Ojciec dostał do ręki broń. Spodziewała się, że zaraz wstanie i pójdzie zastrzelić zwyrola, ale nie. Siedział blady w świetle reflektorów i obracał broń w spoconych dłoniach. Potem dołączyli do niego jacyś dygnitarze z policji. Wyła w ich stronę wraz z resztą widzów. Jak to możliwe, że w ogóle skończył się wyrok? Przecież ten potwór powinien tam zdechnąć, a jego ścierwo powinni byli zamurować na wieki wieków, amen. Nie rozumiała tego i dlatego była na nich tak wściekła.

Potem prowadzący zapowiedział plebiscyt i reklamy. Przed trybunami pojawili się technicy, którzy wyjaśniali, że nie wolno wykrzykiwać żadnych haseł. Można tupać, krzyczeć, wyć, wymachiwać rękami, ale wykrzykujący hasła zostaną wyprowadzeni przez ochronę. Martyna była tym wzburzona, podobnie jej sąsiedzi. Ale uspokoiła się. Roztarła dłonie, w które wbijała paznokcie przez ostatnie kilka minut. Na scenie prowadzący zbliżył się do mordercy (jaki odważny) i coś mu mówił. Tamten tylko przytakiwał, kryjąc się za krzesłem. Nie wyglądał jak człowiek. Goły, blady, z twarzą zarośniętą i włosami zlepionymi brudem. Z pewnością cuchnął. Prawie czuła jego smród. Próbowała znaleźć objawy jego zboczenia i mimo wady wzroku dostrzegła je w jego oczach. Były dzikie. Dziwnie okrągłe, zupełnie bezrozumne. Nie rozumiała, czemu kontynuują tę szopkę.

Zły

Koniec reklam oznajmiły zmiana świateł i fanfary. Chwilę wcześniej prowadzący przycisnął wetkniętą w ucho słuchawkę i poszedł w stronę sceny. Stał z mikrofonem w dłoni, patrząc w obiektyw kamery.

– Czy jest w nas potencjał, aby wybaczyć taką zbrodnię? – powiedział, gdy tylko zaświeciła się czerwona lampa na kamerze. – Czy mamy w sobie pokłady miłosierdzia, żeby pozwolić zbrodniarzowi chodzić po ulicy, mieszkać obok nas, obserwować nasze dzieci? Bo przecież od obserwacji się zaczęło. Dziś decydujemy o losie skazanego, który wskutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności wyszedł na wolność. Udało nam się go odizolować od normalnych ludzi i teraz pytamy: czy powinien popełnić samobójstwo, czy sprawiedliwość powinien mu wymierzyć ojciec bestialsko zamordowanego Mateuszka? Głosujcie, wysyłając SMS-y. Do wygrania pula nagród wartości stu tysięcy złotych. Ale przejdźmy do naszych gości. Jest z nami szef policji, osoba odpowiedzialna za ochronę obywateli przed uwolnionym z więzienia pedofilem. Panie komisarzu…

Spektakl, pomyślał. Urządzili sobie spektakl, w którym nie jest nawet aktorem. Może scenografią, ale jak na scenografię za rzadko znajduje się w oku kamery. Dwa kroki dalej, na stoliczku, leżał skalpel. Czemu wtedy z niego nie skorzystał? To proste – nie wiedział, nie rozumiał, co będzie dalej. Czy teraz było już za późno? Facet ze śnieżnobiałymi zębami radził mu, żeby nie podejmował decyzji zbyt wcześnie. Czyli każda sekunda zwłoki oznaczała korzyść więżących go ludzi. Na scenie prowadzący przepytywał faceta w mundurze policjanta. To była szansa. Wyskoczył zza oparcia krzesła, sięgnął po skalpel i bez zastanowienia, żeby się nie rozmyślić, przeciął sobie nadgarstki, przekładając po pierwszym cięciu narzędzie do drugiej dłoni. Stał teraz w pełnym świetle ze strugami szkarłatnej krwi płynącymi z nadgarstków i spadającymi rzeką na betonową podłogę. Chwilę trwało, zanim gospodarz programu zauważył, co się stało. Zaczął wydawać polecenia i po chwili do samobójcy podbiegli sanitariusze.

Nie wiedział, co się wokół dzieje. Czuł chłód, mrowienie na całym ciele, słyszał głuche odgłosy, jakieś zapachy. Pochylali się nad nim mężczyźni w niebieskich fartuchach. Anioły? Nieważnie. Teraz już nic go nie obchodziło. Umierał.

Zły

– Taki niegrzeczny uczestnik. – Usłyszał znajomy głos. Facet o śnieżnobiałych zębach przyniósł bukiet kwiatów. – Jeszcze nam się taki desperat nie przytrafił. Bardzo nieładnie. Musieliśmy zawiesić program na dwa tygodnie. Ty wiesz, jakie to koszty? No nic. Wyzdrowiejesz i wrócisz do studia. Konkurs SMS-owy jeszcze się nie skończył.

 

Warszawa, luty 2014.

Koniec

Komentarze

Oj ciężki poruszyłeś temat kolego, ciężki. Gdzie się kończy, a gdzie zaczyna człowieczeństwo? Czy można powrócić po przekroczeniu pewnych granic? Według mnie nie można. Podobnie jak Anna Salter nie wierzę w resocjalizację więźniów o charakterach psychopatycznych (w przypadku nie– psychopatów możesz z nimi pracować odwołując się do ich poczucia winy, natomiast w przypadku psycho, socjopatów takie działania są zbędne, bo oni takich emocji po prostu nie czują). Z drugiej strony system sprawiedliwości jest zbyt nieudolny abym opowiedziała się za karą śmierci, zbyt wielu niewinnych dało głowę z wyroku sądu, żeby z czystym sumieniem taki system popierać. Czy morderca dziecka jest jeszcze człowiekiem? prawdopodobnie nie, ale ważne żeby nim pozostać oceniając go i pamiętając, że obiektywny może być tylko Bóg. Czy pedofil był kiedyś sam ofiarą? Najprawdopodobniej. Choć  zmiana w oprawcę zawsze pozostaje kwestią wyboru i osobistej odpowiedzialności, nic nie jest w stanie tego usprawiedliwić. Robienie z tego show– padlinożerstwo, ale także psychosocjologia. Bez piętnowania przestępców nie utrzymał by się względny porządek. Ciężka sprawa, bardzo ciężka. Duży szacunek dla Ciebie, że podnosisz takie kwestie, a opinii bedzie tyle, ilu czytelników. Pozdrawiam.

Na myśl o dyskusjach, jakie mogą się rozpętać pod Twoim opowiadaniem, robi mi się zimno.

Rozumiem motywy, które skłoniły Cię do napisania Złego, ale czy strona NF jest najlepszym miejscem do prezentowania podobnych tekstów. Dostrzegam groteskę i absurd, ale nie zauważam fantastyki. Chyba że Twoje ostatnie teksty nazwiemy fantastyką publicystyczną.

 

Pod su­fi­tem zwi­sa­ły gir­lan­dy re­flek­to­rów, z czego nie­któ­re nie świe­ci­ły. Pod su­fi­tem zwi­sa­ły gir­lan­dy re­flek­to­rów, ale nie­któ­re nie świe­ci­ły.

 

…stał mały sto­li­czek, na środ­ku któ­re­go błysz­czał się i sre­brzył sta­ro­świec­ki skal­pel ze stali szla­chet­nej. – Wolałabym: …stał mały sto­li­czek, na środ­ku któ­re­go błysz­czał sre­brzyście sta­ro­świec­ki skal­pel ze stali szla­chet­nej.

 

Może garst­ka w in­ter­ne­cie, ale tych two­ich obroń­ców…Może garst­ka w In­ter­ne­cie, ale tych two­ich obroń­ców

 

Do dru­giej stro­nie, w roz­sze­rza­ją­cej się szcze­li­nie… – Literówka.

 

…oj­ciec ma­łe­go Ma­te­usza. Czło­wiek, który wiele prze­szedł, a mimo to zgo­dził się spoj­rzeć w twarz mor­der­cy jego naj­młod­sze­go syna… – …oj­ciec ma­łe­go Ma­te­usza. Czło­wiek, który wiele prze­szedł, a mimo to zgo­dził się spoj­rzeć w twarz mor­der­cy swojego naj­młod­sze­go syna

 

Gło­suj­cie, wy­sy­ła­jąc SMS-y. Spo­śród was zo­sta­ną roz­lo­so­wa­ne na­gro­dy. – Czy nagrody znajdują się między głosującymi? ;-)

Gło­suj­cie, wy­sy­ła­jąc SMS-y. Wśród was zo­sta­ną roz­lo­so­wa­ne na­gro­dy.

 

Prze­cież ten po­twór po­wi­nien tam zdech­nął – Literówka.

 

Urzą­dzi­li sobie spek­takl ,w któ­rym nie jest nawet ak­to­rem. – Zbędna spacja przed przecinkiem, brak spacji po przecinku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@regulatorzy

Błędy poprawię. Dzięki za szczegółowy przegląd.

Akurat (jako fan Zajdla, Huxleya, Bradbury’ego i Silverberga) czuję się wyróżniony takim zaszufladkowaniem. Tak. Uważam, że fantastyka powinna komentować rzeczywistość. Ba!, to fantastyka zapewnia środki wyrazu pozwalające na wyeksponowanie pewnych pojedynczych cech dziwnych, niepokojących lub niebezpiecznych. Czy to przy pomocy techniki, czy magii, czy inżynierii społecznej. To właśnie jest miejsce na publikację takich tekstów. Od kiedy się utarło, że fantastyka ma nie uwierać i nie zadawać pytań? Hm, to raczej pytanie do działu publicystyka. :)

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Dzikowy, w pełni akceptuję Twoje wybory literackie, tak w doborze autorów lektur jak i własnej twórczości. Podobnie jak Ty, uważam że fantastyka może zadawać pytania i traktować o sprawach z najróżniejszych dziedzin, ale chyba pozostanę przy własnym, szalenie tradycyjnym jej pojmowaniu. Natomiast Twoje opowiadania zawsze mogą stanowić pewną odmianę w moich bardziej konwencjonalnych przyzwyczajeniach. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Smutny wniosek, bo wygląda na to, że bycie psychopatą/socjopatą/mordercą/gwałcicielem/pedofilem to zwykła fuszerka, amatorszczyzna na gruncie potworności. Prawdziwy potwór ma miliard kończyn, wściekłych oczu, zębów i spragnionych krwi gardzieli. Imię jego Legion/Społeczeństwo. Taka monstrualna nadświadomość zbiorowa, żyjąca w umysłach niezliczonych nosicieli. Fakt to znany i, niestety, cholernie mało fantastyczny. Może więc tekst nie prezentuje żadnego świeżego spojrzenia, ale nie ujmuje mu to jakości. Świetne zakończenie.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Pozwolę sobie na komentarz odnoszący się bardziej do komentarzy, niż do tekstu.

Autora i tytułu nie pamiętam, lecz to mało istotne. Opowiadanie relacjonowało fragment widowiska telewizyjnego na żywo. Zadaniem protagonisty jest wymknięcie się pogoni, stawką jest życie. Istotnym elementem jest dobrowolny i przypadkowy udział osób, nazywanych na potrzeby relacji dobrymi samarytanami – włączają się oni do akcji, udzielając ściganemu pomocy w wymknięciu się prześladowcom, co zostaje podane do wiadomości widzów razem – uwaga! – z miejscem zdarzenia…

Dzikowy ma rację. Fantastyka nie tylko może, fantastyka powinna odnosić się, możliwie “na czasie”, do życia, zdarzeń faktycznych i potencjalnych o wysokim prawdopodobieństwie. Zrozumiałym jest, że ten nurt nie będzie klasyczną, czystą fantastyką, lecz sam fakt zdecydowanej ekstrapolacji widocznych tendencji lokuje go w granicach gatunku.

Wspomniałem o prawdopodobieństwie ziszczeń. Bynajmniej nie przypadkowo ani okazjonalnie. Oferowane przez telewizje pozycje “rozrywkowe dla mas” zmierzają właśnie w tę stronę – do konkursów dopuszcza się ludzi, o których zawczasu wiadomo, że skompromitują się i ośmieszą, schlebia się coraz wyraźniej guścikom tych, których thargone nazwał miliardookim, spragnionym krwi potworem, i nie zdziwię się, jeśli za dziesięć lat będzie można oglądać samosądy na żywo, zalegalizowane, oczywiście zalegalizowane…

Starożytny Rzym się przypomina. Coraz gorzej z chlebem, niech więc ciemny lud ma igrzyska…

@AdamKB:

Podobną historię widziałem w serialu “Black Mirror”, który zresztą serdecznie polecam. Tam jest coś w rodzaju parku rozrywki. Protagonistka ma wyczyszczoną pamięć. Gonią ją zamaskowani napastnicy, a postronni stoją z telefonami i robią zdjęcia. Więcej nie chcę zdradzać, bo scenariusz jest naprawdę mocno zaskakujący. Jak wszystkich odcinków. BM to dobra i niegłupia propozycja dla miłośników dystopii i antyutopii.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

A ja mam nadzieję, że nie dożyjemy takich czasów, że świadomość i wewnętrzna etyka wygrają w końcu z naszą prymitywną częścią, że ludzie zaczną myśleć  i ocalą nie tylko siebie, ale i planetę… Nie ukrywam, że w tym celu piszę swoje "poważane teksty", może to idiotyczne, ale czuję się współodpowiedzialna za tworzenie świadomości społecznej… Tak wiem, utopia. Możecie się śmiać. 

To kwestia podejścia. Poza przestrogami potrzebny jest też “kompas”. Dla niektórych dystopie są łatwiejsze, dla niektórych utopie. Niektórzy lubią dawać czytelnikom nadzieję, a niektórzy wolą motto z Dantego. Akurat wolę dystopie, co może dziwić, skoro przygodę z fantastyką, poza klasykami, zaczynałem od Star Treka. :)

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Nie mówiąc o tym, że dystopie bliższe są prawdy i dają się logicznie skonstruować.

Poprawiłem błędy i dodałem grafikę autorstwa Asi Tyrały, inspirowaną tekstem.

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

ALE SUPER!!!

Nowa Fantastyka