- Opowiadanie: Bellatrix - Z mojego pamiętnika

Z mojego pamiętnika

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

Finkla, ryszard, ambroziak

Oceny

Z mojego pamiętnika

Jest coś nie­zwy­kle fa­scy­nu­ją­ce­go w śmier­ci. W tym osta­tecz­nym kroku na drugą stro­nę, skąd nikt jesz­cze nie wró­cił. Lubię wy­obra­żać sobie jak od­cho­dzę. Jak krew wy­pły­wa ze mnie przez otwar­te tęt­ni­ce, coraz lżej pul­su­ją­cy­mi stru­mie­nia­mi. Jak słab­nę z każ­dym od­de­chem, zbli­ża­jąc się do końca. Ale to tylko wy­obraź­nia. Nie­któ­rzy mówią, że chora.

 

Mój pa­mięt­nik nie jest ty­po­wy. Nie za­pi­su­ję w nim dat, daty nie są istot­ne. Waż­niej­sza jest ko­lej­ność wy­da­rzeń. Cho­ciaż i to nie za­wsze. Myśli. Naj­waż­niej­sze są myśli. In­dy­wi­du­al­ny wynik pro­ce­sów bio­che­micz­nych za­cho­dzą­cych w mózgu. Każde dzia­ła­nie naj­pierw rodzi się w umy­śle. Odkąd się­gam pa­mię­cią, ma­rzy­łam o dwóch rze­czach. Jedną – zo­stać słyn­nym bio­che­mi­kiem. Wiem, w jaki spo­sób zy­skam roz­głos. Do­kład­ny plan oraz świa­do­mość tego, co chce się osią­gnąć to pod­sta­wa suk­ce­su. Za­cznę od zma­po­wa­nia sieci po­łą­czeń w mózgu. Każdy z mi­liar­dów neu­ro­nów umiesz­czo­ny w pa­mię­ci mo­je­go kom­pu­te­ra, każdy den­dryt na­nie­sio­ny na pro­jekt. Potem za­mon­tu­ję czuj­ni­ki, re­je­stru­ją­ce nawet naj­mniej­szą zmia­nę po­ten­cja­łu a do tego sen­so­ry mo­le­ku­lar­ne, in­for­mu­ją­ce o do­kład­nej, co do czą­stecz­ki, licz­bie neu­ro­prze­kaź­ni­ków w każ­dej sy­nap­sie. W ten spo­sób od­two­rzę pro­ce­sy za­cho­dzą­ce w sieci neu­ro­no­wej i po­znam klucz two­rze­nia myśli. Ge­nial­ne, praw­da?

 

Ale nie o tym chcia­łam pisać. Cho­ciaż mózg ludz­ki i jego moż­li­wo­ści mnie fa­scy­nu­ją, po­dob­nie jak śmierć. Mało jest osób z któ­ry­mi mogę po­roz­ma­wiać o moich za­in­te­re­so­wa­niach, albo mnie nie ro­zu­mie­ją, albo się boją. Mam dwie przy­ja­ciół­ki, lu­dzie czę­sto mówią o nas "emo". Przy­pi­na­ją nam łatkę, bo tak jest wy­god­niej, bo mózg jest le­ni­wy i uwiel­bia pójść na ła­twi­znę, neu­ro­prze­kaź­ni­ki płyną skró­tem, za­miast plą­tać się po bez­li­ku po­łą­czeń. Ni­ko­go nie ob­cho­dzi, że mię­dzy nami jest zde­cy­do­wa­nie wię­cej róż­nic, niż po­do­bieństw. Mamy w za­sa­dzie jedną cechę wspól­ną, no poza apo­te­ozą śmier­ci. Ja, Asia i Gra­ży­na uwiel­bia­my pisać opo­wia­da­nia i wy­sy­ła­my je do cza­so­pism oraz na różne kon­kur­sy. Mówią, że je­stem z nas trzech naj­lep­sza. Może mają rację? Cho­ciaż myślę, że Asia jest rów­nie dobra, ale pew­nie uwa­żam tak dla­te­go, bo za­wsze bar­dziej ją lu­bi­łam, jest in­te­li­gent­niej­sza i ład­niej­sza. Ha, mój mózg też ma szu­flad­ki i wła­sne po­wo­dy wy­dzie­la­nia oksy­to­cy­ny.

 

Całe za­mie­sza­nie za­czę­ło się od chwi­li, w któ­rej Gra­ży­na po­wie­dzia­ła, że jej chło­pak zna­lazł w Nowej Fan­ta­sty­ce opo­wia­da­nie, nie­po­zor­ne ale bę­dą­ce nie­zwy­kłym hor­ro­rem. Na­tych­miast z Asią za­czę­ły­śmy ją mę­czyć, żeby nam po­ka­za­ła. Za­pa­li­ły­śmy się do po­my­słu na­pi­sa­nia re­we­la­cyj­ne­go hor­ro­ru i już wy­gra­ły­śmy ko­lej­ny kon­kurs, oczy­wi­ście w wy­obraź­ni. Gra­żyn­ka z po­nu­rą miną oświad­czy­ła, że Karol, zło­śli­wiec jeden, nie chce zdra­dzić szcze­gó­łów.

– Ha, pew­nie to on jest au­to­rem i hor­ro­rem jest in­ter­punk­cja i or­to­gra­fia – pod­su­mo­wa­ła na­tych­miast Asia. Gra­żyn­ka tylko po­pa­trzy­ła na nią spode łba.

– Prze­cież od tego jest ko­rek­ta. Zresz­tą, on nie pisze. Lubi tylko cza­sem po­czy­tać. Po­dob­no w tym opo­wia­da­niu jest coś nie­bez­piecz­ne­go i bar­dzo nie chciał, żebym to zo­ba­czy­ła.

– Nie­bez­piecz­ne­go? Zna­czy, jego była dziew­czy­na opi­sa­ła wspól­ne eks­ce­sy łóż­ko­we z przed­wczo­raj? – Asia unio­sła brwi, po­zu­jąc na słod­ką idiot­kę. Ge­nial­na jest, umie wbić szpi­lę pro­sto w sedno, z miną naj­nie­win­niej­sze­go w świe­cie anioł­ka. Dłu­gie do pasa blond loki i ogrom­ne, nie­bie­skie oczy za­wsze po­ma­ga­ły jej w tej grze po­zo­rów.

– Je­steś głu­pia. – Gra­żyn­ka zde­cy­do­wa­nie nie umia­ła do­ce­nić kunsz­tu Asi. – Po­dob­no jego kum­pel umarł od prze­czy­ta­nia.

– O w mordę! – po­wie­dzia­ły­śmy obie rów­no­cze­śnie. Zdaje się, że iden­tycz­na dawka no­ra­dre­na­li­ny opły­nę­ła nasze sy­nap­sy.

– Fak­tycz­nie, jak ktoś opu­bli­ko­wał hor­ror który za­bi­ja od prze­czy­ta­nia, to nie mamy szans na­pi­sać lep­sze­go – do­da­łam.

– Oj prze­stań­cie się na­bi­jać. – Na­bur­mu­szy­ła się. – To Bar­dzo Po­waż­na Spra­wa.

– Wiemy. Prze­cież ko­cha­my śmierć. – Asia tymi, ską­d­inąd słusz­ny­mi, sło­wa­mi wy­czer­pa­ła limit cier­pli­wo­ści Gra­żyn­ki.

– Nie da się z wami po­ga­dać po­waż­nie. Cześć! – rzu­ci­ła, od­wró­ci­ła się na pię­cie i ode­szła.

– My­ślisz, że prze­sa­dzi­ły­śmy? – Asia po­pa­trzy­ła na mnie z miną wy­ra­ża­ją­cą jed­no­cze­śnie uda­wa­ne ubo­le­wa­nie jak i try­ska­ją­cą dumę. Uwiel­bia­łam te jej miny.

– Nic jej nie bę­dzie. – Wzru­szy­łam ra­mio­na­mi.

– Ale to musi być nie­złe. Chęt­nie bym zo­ba­czy­ła opo­wia­da­nie które za­bi­ja. I sama na­pi­sa­ła jakiś hor­ror. O śmier­ci. I z krwią, le­ją­cą się hek­to­li­tra­mi. Masz po­mysł?

– Na fa­bu­łę?

– Nie no, jak się do­wie­dzieć, co to za opo­wia­da­nie.

– Nie wiem. Może za­py­taj swo­je­go chłop­ta­sia, Adam ko­le­gu­je się z Ka­ro­lem.

– O! – Asia za­chwy­ci­ła się pro­sto­tą po­my­słu, igno­ru­jąc po­gar­dli­wy ton, jakim wy­po­wie­dzia­łam imię "Adam". – Ty to masz łeb! Nor­mal­nie, da­ła­bym ci za to buzi!

– Daj. – Uśmiech­nę­łam się słod­ko do niej, nie mar­twiąc ani tro­chę tym, że jest wcze­sny wie­czór a my sto­imy na ulicy.

– No to masz! – Szyb­ko zła­pa­ła mnie wpół, ob­ję­ła mocno i, osła­nia­jąc wło­sa­mi przed spoj­rzeniami cie­kaw­skich, cmok­nę­ła w nos.

– Dzięki! – Na szczę­ście za­wsze umia­łam do­brze pa­no­wać nad sobą i wła­snym gło­sem, by brzmiał lekko i na­tu­ral­nie, nie zdra­dza­jąc ani cie­nia za­wo­du czy emo­cji. O któ­rych ona i tak wiedziała, w końcu była in­te­li­gent­na, ale takie były nie­pi­sa­ne za­sa­dy na­szej nigdy nie na­zwa­nej! gry.

 

***

 

– Karol pod­ciął sobie żyły. – Opuch­nię­te od pła­czu oczy Gra­żyn­ki pa­trzy­ły na nas z wy­rzu­tem, jak­by­śmy były za to od­po­wie­dzial­ne. Zro­bi­ło nam się głu­pio, wzię­łam Gra­ży­nę za rękę i uści­snę­łam współ­czu­ją­co.

– Bar­dzo mi przy­kro.

– Mnie też – do­da­ła szyb­ko Asia.

– To przez to opo­wia­da­nie. – Gra­żyn­ka po­cią­gnę­ła nosem. – Wczo­raj wie­czo­rem po­szłam do niego. Był jakiś dziw­ny, za­my­ślo­ny, nie­obec­ny, nie chciał roz­ma­wiać. Za­gad­nę­łam go o tę Fan­ta­sty­kę, za­py­ta­łam który numer i o czym jest to niby nie­bez­piecz­ne. Od­parł, że w za­sa­dzie o ni­czym, nie wy­róż­nia się, nie ma chwy­tli­we­go ty­tu­łu, nawet jest nudne, ale ma w sobie coś złego. A jak ko­niecz­nie chcę wie­dzieć, to powie mi jutro. Zna­czy się dzi­siaj. Jak po­szłam, to wła­śnie go za­bie­ra­ła ka­ret­ka na sy­gna­le.

– Czyli żyje, jest szan­sa – Asia na­praw­dę się prze­ję­ła. Nie dostrze­gła iro­nii sy­tu­acji: trzy dziew­czy­ny które twier­dzi­ły, że ko­cha­ją śmierć i chcą się z nią za­przy­jaź­nić, w mo­men­cie gdy ta prze­szła obok, zmie­ni­ły nagle zda­nie o sto osiem­dziesiąt stop­ni. Wo­la­łam jed­nak nie dzie­lić się tą myślą z nimi.

Roz­mo­wa tego dnia była wy­jąt­ko­wo sztucz­na, ba­ły­śmy się przy Gra­żyn­ce mówić o czym­kol­wiek, żeby jej nie ura­zić, jak wczo­raj. A obie nie umia­ły­śmy utrzy­my­wać długo śmier­tel­nej, nomen omen, po­wa­gi. Od­pro­wa­dzi­ły­śmy ją pod dom, ale zanim po­że­gna­ły­śmy, ode­bra­ła ko­mór­kę. Ka­ro­la nie udało się ura­to­wać. We­szły­śmy więc z nią na górę, na zmia­nę przy­tu­la­jąc, po­kle­pu­jąc i gdzieś mię­dzy tym wy­gła­sza­jąc fra­ze­sy, że czas ukoi ból a Karol jest już szczę­śli­wy z Bo­giem.

– Ale dla­cze­go aku­rat on? – łkała Gra­żyn­ka. – Dla­cze­go? On był prze­cież nor­mal­ny, nigdy nie gadał że chce umrzeć i nie twier­dził, tak jak my, że kocha śmierć naj­bar­dziej na świe­cie.

– W za­sa­dzie, to śmierć nie jest tym, co ko­cham naj­bar­dziej – po­wie­dzia­ła Asia, pa­trząc mi pro­sto w oczy. Istny poker ponad głową na­szej za­ła­ma­nej przy­ja­ciół­ki. Chcia­ła mnie spro­wo­ko­wać.

– Wiemy, naj­bar­dziej na świe­cie ko­chasz sie­bie – od­bi­łam szyb­ko pi­łecz­kę.

– To jest oczy­wi­ste. – Spu­ści­ła słod­ko wzrok z uda­wa­ną skrom­no­ścią. – Ale nie o sobie my­śla­łam tym razem.

– No tak, niech po­my­ślę, musi to być w takim razie tort śmie­tan­ko­wy!

Uśmiech­nę­ła się zna­czą­co, tym punk­tem wy­gra­łam par­tię ping-pon­ga nad zglisz­cza­mi świa­ta Gra­żyn­ki. Która zresz­tą prze­sta­ła już jakiś czas temu zwra­cać na nas uwagę, po­wta­rza­jąc w kółko swoje "ale dla­cze­go?!". Chyba nie mo­gły­śmy nic wię­cej dla niej zro­bić, grzecz­nie się po­że­gna­ły­śmy.

 

***

 

– My­ślisz, że to moż­li­we? – za­gad­nę­ła Asia, gdy szły­śmy razem przez słabo oświe­tlo­ny park. Po­ry­wi­sty wiatr tar­mo­sił ko­ro­ny drzew i jej loki. Nie było tu, prócz nas, żywej duszy.

– Że umarł z po­wo­du prze­czy­ta­nia opo­wia­da­nia?

– Tak.

Za­sta­no­wi­łam się chwi­lę. Dłuż­szą chwi­lę. Po­czu­łam iście je­sien­ny chłód i jed­no­cze­śnie stwier­dzi­łam, że wo­la­ła­bym, by jed­nak było tu tro­chę ja­śniej.

– Wie­eesz – za­czę­łam z na­my­słem, prze­cią­ga­jąc sy­la­by.

– Nie, nie wiem, dla­te­go się cie­bie pytam! – W gło­sie Asi wy­czu­łam znie­cier­pli­wie­nie, ale i… strach? Czego ona się bała? Czyż­by…?

– Czy­ta­łaś to opo­wia­da­nie?! – Chwy­ci­łam ją nagle za ra­mio­na i zaj­rza­łam z bli­ska w twarz. – Przy­znaj się, cho­le­ra, czy­ta­łaś?!

– Nie, idiot­ko! – ob­ru­szy­ła się i wy­szarp­nę­ła z mo­je­go uści­sku. – Nie wiem, po­dob­nie jak i ty, które to i w któ­rym było nu­me­rze. A czemu cię to tak wzbu­rzy­ło, co?

– Bo – szep­nę­łam, teraz już nie ukry­wa­jąc uczu­cia ulgi w gło­sie – zda­łam sobie spra­wę, że to jest moż­li­we.

Par­sk­nę­ła jak dzika kotka.

– Chyba coś piłaś. Nie wie­rzę w takie bred­nie, spo­dzie­wa­łam się, że po­wiesz, iż ty rów­nież.

Po­trzą­snę­łam prze­czą­co głową.

– To nie kwe­stia wiary tylko wie­dzy. Bodź­ce pod­pro­go­we, sły­sza­łaś o czymś takim?

Zmarsz­czy­ła brwi i po­pa­trzy­ła na mnie py­ta­ją­co, ocze­ku­jąc dal­szych wy­ja­śnień.

Per­cep­cja pod­pro­go­wa po­le­ga na od­dzia­ły­wa­niu na mózg bez świa­do­me­go za­re­jestrowania faktu wpły­wa­nia. Na przy­kład, jak oglą­dasz film to nie re­je­stru­jesz po­szcze­gól­nych kla­tek, tylko wi­dzisz cią­głość. Jeśli w słod­kiej, ro­man­tycz­nej sce­nie na kil­ka­na­ście mili­se­kund wy­sko­czy obraz roz­kła­da­ją­ce­go się trupa, to go nie za­uwa­żysz, ale od razu twoją pod­świa­do­mość ogar­nie nie­wy­ja­śnio­ny lęk. I nie bę­dziesz w sta­nie okre­ślić, co takiego ów lęk wy­wo­ła­ło. To tak w skró­cie – ob­ja­śni­łam.

– No dobra. – Asia za­ła­pa­ła, ale prze­ko­na­nie jej tymi kil­ko­ma zda­nia­mi by­ło­by za pro­ste. Zresz­tą, spo­dzie­wa­łam się, co powie. – Ale to prze­cież nie był film!

– Zga­dza się. – Mia­łam już przy­go­to­wa­ną od­po­wiedź. – Bodź­ce pod­pro­go­we to nie tylko ob­ra­zy, ale rów­nież dźwię­ki. Nie­któ­re ze­spo­ły wpla­ta­ły do utwo­rów ukry­te prze­ka­zy, na­wo­łu­ją­ce do sa­mo­bój­stwa.

Te słowa bar­dziej po­dzia­ła­ły na jej wy­obraź­nię, wi­dzia­łam kątem oka nie­po­kój, coraz wy­raź­niej ma­lu­ją­cy się na ślicz­nej twa­rzy Asi. Za­czy­na­ła ro­zu­mieć już sama, acz­kol­wiek skoro za­ży­czy­ła sobie wy­ja­śnień, to je otrzy­ma.

– To jesz­cze nic – cią­gnę­łam. – O tym mało się mówi, ale są utwo­ry mu­zycz­ne, w któ­rych same se­kwen­cje dźwię­ków po­wo­du­ją u nie­któ­rych de­pre­sję i myśli sa­mo­bój­cze. Ro­zu­miesz? Po­dob­nie może być ze sło­wa­mi. Za­pa­da­ją­ce w pod­świa­do­mość wy­ra­zy, czy nawet sy­la­by, które po zło­że­niu w ca­łość po­wo­du­ją kosz­ma­ry, opę­tu­ją umysł i nie dają żyć.

Asia za­trzy­ma­ła się. Mimo ni­kłe­go świa­tła i wpa­da­ją­cych co chwi­la na twarz blond loków wi­dzia­łam, że jest bar­dzo blada.

– A teraz, moja droga – po­ło­ży­łam dłoń na jej ra­mie­niu i zaj­rza­łam z bli­ska w oczy – po­wiedz mi kto, skoro nie ty, to czy­tał.

– Nie wiem.

– Daj spo­kój. – Przy­su­nę­łam się jesz­cze bli­żej tak, że czu­łam jej przy­spie­szo­ny od­dech na ustach. – Nie je­stem głu­pia, chyba nie my­ślisz, że ci uwie­rzę?

– Adam – wy­szep­ta­ła. – Do­wie­dział się wczo­raj od Ka­ro­la, tak jak mó­wi­łaś. Stwier­dził, że prze­czy­ta sam i powie mi do­pie­ro jak uzna, czy fak­tycz­nie jest nie­bez­piecz­ne.

W za­sa­dzie, nie słu­cha­łam jej. Do­brze wie­dzia­łam jaka jest od­po­wiedź. Za­miast tego, ten jeden raz po­zwo­li­łam, by głód emo­cji wziął górę. Jej bli­skość, cie­pły od­dech, za­pach, od któ­re­go mój mózg za­le­wa­ły fale oksy­to­cy­ny, do­pa­mi­ny i ad­re­na­li­ny razem wzię­te.

Po­ca­ło­wa­łam ją. Za­sko­czo­na nie opie­ra­ła się. Za­nu­rzy­łam dło­nie w jej wło­sach i de­li­kat­nie po­sma­ko­wa­łam ję­zy­kiem wnę­trza ust. Była słod­ka jak te torty śmie­tan­ko­we, które uwiel­bia­ła. Przez chwi­lę, in­stynk­tow­nie, od­wza­jem­ni­ła pca­łu­nek, zwar­ły­śmy się w nie­sa­mo­wi­tej bli­sko­ści, cie­le­snej i in­te­lek­tu­al­nej. Zsyn­chro­ni­zo­wa­ły­śmy prze­pły­wy neu­ro­prze­kaź­ni­ków. Do tego stop­nia, że zna­łam jej myśli. I wie­dzia­łam, że wła­śnie prze­gra­łam tę nie­pi­sa­ną grę.

Ode­pchnę­ła mnie gwał­tow­nie i otar­ła usta wierz­chem dłoni, dy­sząc cięż­ko. Nigdy wcze­śniej ani póź­niej nie wy­da­wa­ła mi się tak pięk­na.

– Wa­riat­ka – syk­nę­ła przez za­ci­śnię­te zęby i po­bie­gła przed sie­bie.

Wiatr za­głu­szył stu­kot jej nie­wy­so­kich ob­ca­sów.

 

***

 

Tak na­praw­dę, to nie zdą­ży­łam wy­ja­śnić Asi w parku wszyst­kie­go do końca, zresz­tą

edu­ka­cja na temat jakim mózg ludz­ki jest wspa­nia­łym, do­sko­na­łym i nie­sa­mo­wi­cie

roz­bu­do­wa­nym kom­pu­te­rem mo­le­ku­lar­nym nie była tym, czego w tam­tej chwi­li

 aku­rat ocze­ki­wa­ła. Mo­gła­bym opo­wie­dzieć jej wię­cej. Choć­by o tym, że mózg można

za­pro­gra­mo­wać, analogicznie do komputera, chociaż nieco innymi metodami.

Uwa­run­ko­wać tak, by sam re­ago­wał na okre­ślo­ne bodź­ce, bez udzia­łu świa­do­mo­ści,

me­cha­nicz­nie. Na przy­kład po­przez hip­no­zę. Poza tym, każdy ma wbu­do­wa­ne także

i go­to­we pro­gra­my z któ­rych nie zda­je­my sobie zwy­kle spra­wy, wy­kształ­co­ne w toku

 ewo­lu­cji, cze­ka­ją­ce tylko na uruchomienie. Banalnie pro­sty przy­kład, który każdy da

 radę bez trudu spraw­dzić sa­mo­dziel­nie: usiądź sobie wy­god­nie w fo­te­lu, czy krze­śle

a prawą stopę lekko unieś i za­ta­czaj nią po­wo­li kółka, w prawą stro­nę, w kie­run­ku

jak wska­zów­ki ze­ga­ra. Prawą dło­nią na­ry­suj w po­wie­trzu szóst­kę. Pro­ste, praw­da?

Tylko wdru­ko­wa­ny w mózgu pro­gram spra­wia, że stopa, wbrew woli, kręci kółka

w lewo. Wiele ta­jem­nic kryje mózg, ale to nie miej­sce ani od­po­wied­nia pora by pisać

o nich. Bied­ny Karol, w prze­ci­wień­stwie do chło­pa­ka Asi, nawet go lu­bi­łam. Może to

je­dy­nie przy­pa­dek? Może pod­ciął żyły z in­nych po­wo­dów? Gra­żyn­ka cho­dzi­ła z nim,

ale za­le­d­wie czte­ry mie­sią­ce, nie zdą­ży­ła go do­brze po­znać i zro­zu­mieć.

Ślepy los, czy fak­tycz­nie opo­wia­da­nie zmu­si­ło Ka­ro­la do sa­mo­bój­stwa? Wy­na­la­zek

ma więk­szy po­ten­cjał niż iden­ty­fi­ka­cja sy­nap­tycz­nych neu­ro­prze­kaź­ni­ków. Ge­nial­ny

i nie­zwy­kle pro­sty. Tekst, po prze­czy­ta­niu któ­re­go ofia­ra za­bi­je się swo­imi dłoń­mi, a

ewen­tu­al­ne za­rzu­ty do au­to­ra będą brzmia­ły śmiesz­nie. Że niby li­te­ry czy­ta­ne od gó-

ry do dołu ukła­da­ją się w słowa? Każdy po­pu­ka się w czoło i naj­wy­żej za­py­ta co

ćpa­łeś. Nie­mniej mar­twię się o Asię, ona nie od­pu­ści. A jeśli coś w tym jest…?

 

Mam ocho­tę za­dzwo­nić. Ale po tym co zro­bi­łam, nie wiem czy bę­dzie chcia­ła ze mną roz­ma­wiać. Po­spie­szy­łam się nie­po­trzeb­nie, prze­kro­czy­łam ma­gicz­ną ba­rie­rę, niszcząc dwu­znacz­ność na­szych sub­tel­nych ge­stów, pod­tek­stów czy słów bez­pow­rot­nie

i wie­dzia­łam, że nic już nie bę­dzie takie samo. Jak rów­nież wie­dzia­łam, że aby

ewo­lu­cja na­szej przy­jaź­ni na­stą­pi­ła w kie­run­ku cze­goś głęb­sze­go, muszę dać jej czas.

 

***

 

Sama za­dzwo­ni­ła po paru go­dzi­nach, że chce się spo­tkać, jesz­cze dziś, zaraz.

– Dawno się nie wi­dzia­ły­śmy – po­wi­ta­łam ją z lekką iro­nią w progu miesz­ka­nia. – Jed­nak za mną tę­sk­nisz?

– Adam nie żyje – po­wie­dzia­ła pro­sto z mostu, wcho­dząc do środ­ka. Och, jak inna była w swoim za­cho­wa­niu od Gra­żyn­ki. Spo­koj­na, opa­no­wa­na, emo­cje zdra­dza­ło je­dy­nie le­ciut­kie drże­nie głosu.

– Przy­kro mi, Asiu. – Wy­cią­gnę­łam ręce, by ją objąć, przy­tu­lić. Od­trą­ci­ła je, pa­trząc pro­sto w moje oczy.

– Daj spo­kój. Wy­star­czy mi już na dziś two­ich czu­ło­ści.

– Jak to się stało?

– Sta­nął na to­rach ko­le­jo­wych.

Skrzy­wi­łam się. Co praw­da Adama nigdy nie lu­bi­łam, ale zo­stać roz­je­cha­nym przez po­ciąg to taka mało es­te­tycz­na śmierć. Pod­cię­te żyły Ka­ro­la wy­da­wa­ły mi się dużo bar­dziej ele­ganc­kie.

– Wiesz, myślę że to ko­niec – do­da­ła Asia.

– Ko­niec czego? – spy­ta­łam cicho, sycąc wła­sne neu­ro­ny do­pa­mi­ną prze­mie­sza­ną z en­dor­fi­na­mi wy­dzie­la­ny­mi w nad­mia­rze pod wpły­wem jej wi­do­ku. Sa­mo­bój­stwo Adama ani tro­chę mnie nie zmar­twi­ło.

– Pew­ne­go etapu mo­je­go życia. Myślę, że już nigdy ani ja ani Gra­ży­na nie bę­dzie­my po­tra­fi­ły żar­to­wać ze śmier­ci. Utra­ta bli­skiej osoby jed­nak wy­wra­ca świa­to­po­gląd w tym wzglę­dzie.

– Je­steś młoda i ślicz­na, myślę, że za jakiś czas znaj­dziesz kogoś in­ne­go, kogo po­ko­chasz.

– Pew­nie tak. – Asia niby z po­zo­ru obo­jęt­nie wzru­szy­ła ra­mio­na­mi. – Ale tym kimś na pewno nie bę­dziesz ty.

– Czemu mia­ła­bym? – Rów­nież z po­zor­ną lek­ko­ścią i obo­jęt­no­ścią unio­słam brwi do góry, nie mo­głam oka­zać, co jej słowa zro­bi­ły ze mną na­praw­dę.

– Za­koń­czy­łaś naszą grę, wy­bra­łaś szcze­rość. Od­wdzię­czam ci się tym samym. Doceń to.

– Ro­zu­miem.

– Teraz mam tylko ocho­tę zna­leźć i do­rwać dra­nia, który na­pi­sał tamto cho­ler­ne opo­wia­da­nie.

– My­ślisz, że to jed­nak przez opo­wia­da­nie? – za­gad­nę­łam z głu­pia frant. Asia wpiła ba­daw­czy wzrok w moją twarz. Umia­ła mnie wy­czuć jak nikt inny.

– Zna­la­złaś je? – za­py­ta­ła po­wo­li. Nie chcia­łam jej dłu­żej okła­my­wać.

– Tak – od­par­łam.

– Pokaż mi na­tych­miast!

– Nie boisz się, że zo­sta­niesz za­pro­gra­mo­wa­na na po­peł­nie­nie sa­mo­bój­stwa?

– Mnie to nie grozi – wark­nę­ła. – Do­brze wiem, czego się spo­dzie­wać.

Wal­czy­łam chwi­lę z my­śla­mi, dziel­nie wy­trzy­mu­jąc jej spoj­rze­nie. Inne, niż jesz­cze kilka go­dzin temu. Zimne.

Zde­ter­mi­no­wa­ne.

– Sia­daj. – Wska­za­łam krze­seł­ko przy kom­pu­te­rze, otwo­rzy­łam prze­glą­dar­kę i wkle­pa­łam adres por­ta­lu.

Po­pa­trzy­ła na mnie z lekką nie­uf­no­ścią.

– Nie ro­bisz sobie jaj? Myślałam, że miało być wy­dru­ko­wa­ne w Nowej Fan­ta­sty­ce a nie wrzucone na jej stronę. Skąd wiesz, że to to?

– Prze­czy­taj. Do­wiesz się. – Rzu­ci­łam jej gorz­ki uśmiech i znik­nę­łam na chwi­lę w kuch­ni.

Nie sły­sza­ła jak wró­ci­łam i sta­nę­łam za nią, ogar­nia­jąc wzro­kiem czy­ta­ne stro­ny. Wi­dzia­łam wy­raź­nie ukry­te słowa roz­rzu­co­ne po tre­ści, sy­la­by-klu­cze, od­dzia­łu­ją­ce na podświadomość ni­czym wy­try­chy. Wie­dzia­łam czego szu­kać, cie­ka­we czy Ty też?

Za­śmia­łam się tylko w my­ślach.

Nie masz pojęcia.

Czu­jesz mój stłu­mio­ny od­dech na karku i chłód ostrza na szyi, gdy czy­tasz te słowa. Ad­re­na­li­na za­le­wa mózg, ogar­nia cię pa­nicz­ny lęk. Cho­ciaż zmie­niłam imio­na i ubar­wi­łam fakty, do­my­ślasz się, prawda?

Nóż jest ide­al­nie wy­ostrzo­ny, szyb­kim, moc­nym ru­chem tnę tęt­ni­cę szyj­ną, krtań i tcha­wi­cę. Spoglądasz na mnie za­sko­czo­na, oszo­ło­mio­na, nadal jesz­cze nie ro­zu­miesz dla­cze­go.

– Chcia­łam unieszko­dli­wić tego two­je­go chłop­ta­sia – tłu­ma­czę, bo nie je­steś już w sta­nie czytać. – Jeśli ktoś inny przy oka­zji podda się su­ge­stiom, cóż, pech. Ja śmierć ko­cham nadal.

Pa­trzysz z przera­że­niem, ła­piąc się za roz­cię­te gar­dło. Za­ci­skasz dłoń na szyi, roz­pacz­li­wie pró­bu­jąc za­ta­mo­wać krew, ale nie masz naj­mniej­szych szans. Ogar­nia mnie żal, że to już. Umie­rasz, na moich rę­kach, pró­bu­jąc coś wy­krztu­sić, ale tylko za­chły­stu­jesz się krwią.

– Gdy­byś wy­bra­ła ina­czej, po pro­stu ska­so­wa­ła­bym opo­wia­da­nie – od­po­wia­dam spo­koj­nie na nie­za­da­ne py­ta­nie, zanim oczy mojej uko­cha­nej za­kry­ją się mgłą. Biorę głę­bo­ki wdech. Nie będę słyn­nym bio­che­mi­kiem. Nie chcę, bez Asi.

 

Dane wpły­nę­ły, kod w mózgu uak­tyw­ni się za mo­ment.

I choć chcia­łam ina­czej, spi­jam wzro­kiem ostat­nie zda­nie.

Emo­cje cich­ną, czu­jesz spo­kój i wiesz, co teraz zro­bisz.

Koniec

Komentarze

Zmień zbędne italiki na pismo proste, popraw typografię albo daj wyróżnienie, jeśli blok pisma bez wcięcia jest cytatem z pamiętnika.

Zakończenie, konkretnie wytłumaczenie tajemnicy opowiadania i sekretu autorstwa, łącznie z celem powstania tegoż utworu, wydaje mi się mało przekonujące. Po co sięgać po rozwiązania, unicestwiające wszystkie szanse na osiągnięcie celu? “Przeprogramować” Asię, makabreskę zamienić na humoreskę, czarną, bo ze śmiercią w tle…

A czy autor opowiadania nie umarłby zaraz po napisaniu, jak twórca monty pythonowskiego, zabijającego kawału? Ha, a ja wypisałem sobie wszystkie kopnięte kursywą literki, myśląc, że to przekaz jakiś, ale za cholerę nie chcą się w słowa ułożyć. No, chyba, że to jakiś anagram jest, tudzież od góry, kolumnami trzeba czytać… Cóż mam nadzieję, iż nie zakonczę rychło żywota w jakiś spektakularny sposób…

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

@thargone: No, ja bym na Twoim miejscu uważał. Wiadomo, co w tych literkach siedzi? ; )

...always look on the bright side of life ; )

Eee… Do bani z tym opkiem. Znalazłem "tnij, giń, gnij, trąd, odchłań, trup, jucha", oraz najstraszliwsze ze strasznych: "DIETA". I wciąż żyję.

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Gdzie ty to widzisz thargone? Ja nie dostrzegłam żadnych wyszczególnionych liter ani sylab… chyba mój umysł jest odporny na to całe "programowanie" ;)

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Na Trygława i Swaroga! Czyżby więc to jeno mój telefon był opętany?! Apage Satanas!

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Adamie, po co piękna Trix ma zmieniać italiki, skoro są one tam celowo?:) Przewidywalne po piątej takiej literze w tekście. Też miałem w planach coś podobnego, cholerka ubiegłaś mnie:(

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Ooo.. jednak udało mi się coś wypatrzeć i znaleźć klucz. Czytane pionowo litery układają się w zdanie: “Teraz umieraj. Twoja śmierć”. Rozszyfrowałam, przeczytałam, przeżyłam! ;)

Każdy koniec daje szansę na nowy początek...

Jak na opowiadanie SF bardzo dobre. Jak na horror, niestety nie:( Wybacz, ale chwyt z italikami, choc fajny nie wystarczył, by nadać horrorowi klimat. Od tego gatunku oczekuję, że bedę choć trochę się bał. A tu… ciekawie, ale na pewno ani trochę straszno. Może się wymądrzam, bo sam mam za sobą całkowicie nieudaną próbę napisania horroru? Może:)

Ps. Napis z italików banalny, poza tym: “Dieta” No, to jest mocne!:)

Przed czytaniem skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą. Lub psychologiem.

Niestety, opowiadanie bardzo takie sobie. Nie znalazłam w nim wiele fantastyki, ani zapowiadanego horroru. :-(

 

Mówią, że je­stem z nich trzech naj­lep­sza.Mówią, że je­stem z nas trzech naj­lep­sza.

 

Mimo ni­kłe­go świa­tła i wpa­da­ją­cych co chwi­la na twarz blond loków wi­dzia­łam, że jest bar­dzo blada. – W jaki sposób loki wpadają na twarz? ;-)

Wolałabym: Mimo ni­kłe­go świa­tła i opadających/ spadających co chwi­la na twarz blond loków, wi­dzia­łam że jest bar­dzo blada.

 

Stwier­dził, że prze­czy­ta sam i powie mi do­pie­ro jak okre­śli, czy fak­tycz­nie jest nie­bez­piecz­ne. – Wolałabym: Stwier­dził, że prze­czy­ta sam i powie mi do­pie­ro jak uzna/ przekona się, czy fak­tycz­nie jest nie­bez­piecz­ne.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

@thargone – no nie wiem, kilku rzeczy nie znalazłeś, za to znalazłeś kilka, których teoretycznie nie było ;) (i nie mówię o diecie, dieta jest naprawdę straszna :P)

@sfun – na pocieszenie powiem Ci, że to opowiadanie jest dość stare i kiedyś, przez chwilę wisiało na starej stronie, więc ubiegłam Cię o jakieś parę lat ;)

@regulatorzy – dzięki za wytknięcie potknięć, co do wpadających loków – długie włosy tak mają, że jak są rozpuszczone i wieje to wpadają bezczelnie na twarz :)

Dzięki wszystkim za komentarze, zmienię kategorię na ‘inne’ /jak się da. No i nie przewidziałam jednego – że teraz strona się automatycznie dopasowuje do przeglądarki i u każdego to wygląda nieco inaczej ;)

 

Jak dla mnie – pomysł bomba. Były jakieś problemy z interpunkcją, ale olałam, śledząc kursywę. Kurczę, aż tyle wyrazów znaleźliście? U mnie coś słabo widać, zwłaszcza “o” i “c“.

Babska logika rządzi!

Italiki, italikami, ale ten akapit:

 

Tak naprawdę, to nie zdążyłam wyjaśnić Asi w parku wszystkiego do końca, zresztą

edukacja na temat jakim mózg ludzki jest wspaniałym, doskonałym i niesamowicie

rozbudowanym komputerem molekularnym nie była tym, czego w tamtej chwili

 akurat oczekiwała. Mogłabym opowiedzieć jej więcej. Choćby o tym, że mózg można

zaprogramować, analogicznie do komputera, chociaż nieco innymi metodami.

Uwarunkować tak, by sam reagował na określone bodźce, bez udziału świadomości,

mechanicznie. Na przykład poprzez hipnozę. Poza tym, każdy ma wbudowane także

i gotowe programy z których nie zdajemy sobie zwykle sprawy, wykształcone w toku

 ewolucji, czekające tylko na uruchomienie. Banalnie prosty przykład, który każdy da (…)

 

to ci się specjalnie rozjechał? Bo to przeszkadza w czytanie, nagle sformatowane do lewej. Pomysł z napisami ciekawy, zaraz się wezmę za rozszyfrowanie :P Ale sam tekst jako taki mnie nie powalił na kolana, raziło mnie strasznie połączenie takiego nastolatkowego klimatu z wymienianiem enzymów i powtarzaniem słowa “neuroprzekaźniki” do mdłości.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Ok, dobra przeczytałam pierwsze litery. Ale nadal uważam, że to utrudnia czytanie :P

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

słabe to, wybacz, ale dla mnie jest strasznie amatorskie. Niestety nie znajduje żadnych plusów bo zarówno konwencja do mnie nie przemówiła ani nie znalazłem nic, co by mnie zaciekawiło. Ale zobaczę sobie inne Twoje dziełka i porównam. Pozdrawiam.

Przeczytałem z zainteresowaniem. Trochę niepotrzebnie i z nadmiarem wpięłaś do opowiadania terminy biochemiczne. Kiedyś czytałem powieść o bodźcach podprogowych wykorzystywanych w reklamie. Opowiadanie nieszablonowe i dające do myślenia. Pozdrawiam.

Pomysł rzeczywiście fajny, chociaż ja przeczytałam tylko to, co wyszło z pierwszych liter akapitu zacytowanego przez Tenszę. Italiki sobie darowałam, bo jak widzę, i tak każdemu wychodzi co innego i to niekoniecznie to, co Autorka zaplanowała. :)

A tekst… Początkowo chciałam napisać, że chyba nie odleżał, ale przeczytałam, że ma kilka lat. No to chyba trudno zarzucić pośpiech. :) Ale jest w nim coś, co sprawiło, że mam wrażenie, że jest nieco bałaganiarski, niedopracowany. Może właśnie to pomieszanie nastolatkowego blablabla z fachowym słownictwem i prawie-wykładami.

Ale przeczytałam z zainteresowaniem.

Finklo, Ryszardzie – dziękuję za głos :)

“Nastolatkowy” klimat to akurat celowy zamysł – jakoś tak wydawało mi się, że dojrzała kobieta idąca w ten sposób dosłownie po trupach do celu wyglądałaby chyba bardziej dziwnie, niż pasjonująca się biochemią nastolatka. Miało wyjść połączenie wysokiej inteligencji logicznej z niską inteligencją emocjonalną ;)

Coś nie wyszło. Pomysł, sam w sobie, jak dla mnie bomba. Ale…

– biochemia pomieszana z nastoletnim paradygmatem, mimo wszystko, trochę się gryzie

– zabiegi typograficzne rozjeżdżają się, szczególnie italici. Po wychwyceniu pierwszej kursywy przestałem czytać treść, tylko szukać pochylonych literek. Potem powrót do lektury.  Lipa. Próbowałaś z pogrubieniem, innym fontem, czymś łatwiejszym (i płynniejszym w lekturze) do zauważenie?

– poprę Adama w kwestii zakończenia. Rozczarowujące :( Umrzyj ty, umrę ja, umrzyjmy wszyscy. :(

 

 

Stylizacja na emo college story – niezła.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

No, thriller psychologiczny. Niezłe! Mierzyłaś się z trudną materią. Wyszło całkiem dobrze. Generalnie to fajna literatura, nie każdy jednak ją lubi. Ciężki kawałek chleba: trzeba wprowadzić czytelnika w nastrój, ale nie znudzić. Twoje opowiadanie było miejscami nastrojowe, miejscami nudne. Końcówka też powinna chyba bardziej zaskoczyć, chociaż sam pomysł przewrotnej psychomorderczyni-kryptolezbijki – znakomity. Generalnie jestem: “na tak!”  

Moim skromnym zdaniem opowiadanie raczej kiepskie i horrorem też bym tego nie nazwała:/ Wątek nowofantastyczny niby jest… generalnie pomysł niegłupi, ale jakoś nie przekonuje mnie. Przedstawiona historyjka wpisuje się w klimat telewizyjnych produkcji dla nastolatków typu “Szkoła życia” ;p To zupełnie nie mój klimat.

Sukcesu w konkursie ci nie wróżę, ale na pocieszenie dodam, że czytałam inne twoje teksty – dużo bardziej udane. Tak więc potencjał masz i wierzę, że stać cię na więcej:) Powodzenia przy realizacji kolejnych pomysłów:)

Nigdy nie mów nigdy!

Pomysł niezgorszy i pewnie by mi się spodobał, gdyby został inaczej przedstawiony. No i może gdyby nie to, że łatwo dało się przewidzieć kto za tym stoi.

Niepotrzebnie przeciągnięte wykłady z biochemii – ale to pikuś. Tekst wydał mi się strasznie infantylny i denerwował mnie nadmiar wstawek do dialogów (znaczy się didaskaliów), jakby właściwie każda wypowiedz musiała mieć przypisane uniesienie brwi, śmiech albo co tam jeszcze autorka widziała. Opowiadanie ma 18 tysięcy znaków, a właściwie nic się w nim nie dzieje – jest do bólu nastoletnie. A lekturę psują rozrzucone po tekście pojedyncze znaki zapisane italikami.

No i tak na koniec, poza programem – to kolejne Twoje opowiadanie, które było mi dane przeczytać i znowu homoseksualizm. Mam szczęście, że tym razem nie męski.

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Komentowałem już wcześniej. Wtedy nie miałem kompetencji. Teraz mam, wpadam więc tylko, by klepnąć bibliotekę. 

Nowa Fantastyka