- Opowiadanie: Emelkali - Karmazynowe żagle

Karmazynowe żagle

Dru­gie po­dej­ście ;)

Opo­wia­da­nie zo­sta­ło mocno po­pra­wio­ne i po­więk­szo­ne, więc wy­pa­da­ło wy­sta­wić jako nowe.

Dzię­ku­ję Ale­xFa­gus i Psy­cho­Fi­sho­wi za betę i dys­ku­sje. Tak, wiem, upar­ta je­stem :)

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Karmazynowe żagle

Czuł wzbie­ra­ją­ce mdło­ści. Smród był nie do wy­trzy­ma­nia. Smród i ciem­ność. Wię­zień ode­tchnął głę­bo­ko, a potem za­chi­cho­tał ner­wo­wo. Ot, za­baw­na spra­wa, chcia­ło mu się rzy­gać od za­pa­chu ryb.

Po­ru­szył się. Grube łań­cu­chy za­brzę­cza­ły gło­śno, a kaj­da­ny znów otar­ły nad­garst­ki. Syk­nął z bólu, opie­ra­jąc się cięż­ko o drew­nia­ną ścia­nę. Fetor dła­wił, łań­cu­chy krę­po­wa­ły, ciem­ność prze­ra­ża­ła. Nie, żeby mrok był mu obcy, ale w tym było coś… osta­tecz­ne­go. Jesz­cze nigdy tak się nie bał. Sły­szał po­krzy­ki­wa­nia ludzi, fale ude­rza­ją­ce o burtę, skrzy­pie­nie drew­na pra­cu­ją­ce­go w szkie­le­cie stat­ku. Wszyst­kie te dźwię­ki i nie­ustan­ne bu­ja­nie uświa­da­mia­ły mu nie­uchron­ność końca.

Po­now­nie ode­tchnął głę­bo­ko, a za­pach ryb zmie­sza­ny z odo­rem uryny szarp­nął pu­stym żo­łąd­kiem.

Jakoś nikt nie po­my­ślał, żeby na­kar­mić więź­nia. Skuć, wy­ba­to­żyć, sko­pać – a jakże, ale nie na­kar­mić czy na­po­ić. Może i do­brze, przy­naj­mniej nie miał czym wy­mio­to­wać. O jeden smród mniej.

Za­śmiał się cierp­ko, czu­jąc spły­wa­ją­ce po po­licz­kach łzy.

Bez sensu, wszyst­ko bez sensu.

 

Otyl z dumą przy­glą­da­ła się roz­pię­tym ża­glom. W ostat­nim por­cie dała za nie dwie­ście ta­la­rów, ale były warte każ­de­go kwart­ni­ka. Naj­przed­niej­sze płót­no, bar­wio­ne przez tkacz­ki z Erone – a wszy­scy wie­dzą, że nie ma lep­szych tka­czek, niż te z Erone. Zwłasz­cza, gdy uży­wa­ją barw­ni­ków z Istry. Tylko one po­tra­fią nadać ma­te­ria­ło­wi tak in­ten­syw­ną czer­wień o zło­ci­stym po­ły­sku.

Mor­de­chaj mówił, że kolor jest bez zna­cze­nia i że, po praw­dzie, żagle winny być czar­ne. Co on tam wie­dział? Czer­wień znacz­nie le­piej pre­zen­to­wa­ła się przy so­sno­wym ka­dłu­bie Ze­aris. To też się Mor­de­cha­jo­wi nie po­do­ba­ło. Zrzę­dził, że nie po­win­na dawać okrę­to­wi imie­nia bo­gi­ni płod­no­ści, że nie wolno draż­nić wyż­szych mocy. Otyl wi­dzia­ła to ina­czej. Ochrzci­ła tak swoją bry­gan­ty­nę, by oddać cześć bo­gi­ni i zjed­nać jej przy­chyl­ność. Bo któ­ryż z miesz­kań­ców nie­bios mógł­by le­piej pomóc w zdo­by­ciu do­brych ojców dla dzie­ci Wyspy Ko­biet? Dzie­ci, które miały się do­pie­ro na­ro­dzić dzię­ki brań­com Ze­aris.

I dla­te­go wła­śnie Per­ka­ta Todi wy­ma­lo­wa­ła pięk­ny­mi du­ży­mi li­te­ra­mi imię bo­gi­ni na ka­dłu­bie, a resz­ta dziew­cząt za­wie­si­ła na bry­gan­ty­nie ogni­sto­czer­wo­ne żagle, o lekko zło­tym po­ły­sku.

Zaraz po tym, jak na naj­wyż­szym masz­cie za­dyn­dał Mor­de­chaj.

Otyl uśmiech­nę­ła się smut­no. Ależ miał zdzi­wio­ną minę, kiedy Tłu­ste Sio­stry za­dzierz­gnę­ły na jego moc­nym karku linę. No­wiut­ką, ko­nop­ną. Też sporo kosz­to­wa­ła, ale ka­pi­tan nie ża­ło­wa­ła na ta­kie­lu­nek. Bo na Mor­de­cha­ja z całą pew­no­ścią. Sro­dze zawiódł tak po­kła­da­ne w nim na­dzie­je, jak i za­ufa­nie pani ka­pi­tan. Oszu­ki­wał ją przez trzy lata. Trzy lata! Miał szczę­ście, że była mi­ło­sier­na i od­da­ła zdraj­cę w ofie­rze bo­gi­ni, za­miast wieźć do Ma­tecz­ki.

Ode­tchnę­ła, sma­ku­jąc pi­kant­ne mor­skie po­wie­trze. Słoń­ce było w szczy­cie i pięk­nie od­bi­ja­ło się od zło­ceń na bur­cie ża­glow­ca. Świat otwie­rał się przed pi­rat­ka­mi z Wyspy Ko­biet. Wiel­ki, wspa­nia­ły świat. Miały swoją misję, ano miały. Co jed­nak szko­dzi po­łą­czyć przy­jem­ne z po­ży­tecz­nym? Zwie­dzą oce­any i przy­wio­zą do domu to, czego naj­bar­dziej tam bra­ko­wa­ło. Dzię­ki niej… nim Wyspy znowu ożyją.

Mała, chuda Mio krzyk­nę­ła z bo­cia­nie­go gniaz­da. Za­bra­ły ją z targu w ostat­nim por­cie. Nie po­trze­bo­wa­ły już wię­cej ma­ry­na­rzy, ale dziew­czyn­ka tak się na­pra­sza­ła. Ni­ziut­ka i nie­do­ży­wio­na, chwa­li­ła się, że ma pięt­na­ście lat, ale Otyl nie wie­rzy­ła. Żadna z ko­biet nie wie­rzy­ła. I pew­nie by ją zo­sta­wi­ły przy tam­tym stra­ga­nie z kwia­ta­mi, gdyby jeden ku­piec nie za­czął się na dzie­cia­ka wy­dzie­rać, sztur­chać chu­dzi­ny i za włosy łapać.

Na Ze­aris już sta­wia­ły żagle, już zrzu­ca­ły cumy…

Star­sza z Tłu­stych Sióstr po­de­rżnę­ła kup­co­wi gar­dło, a młod­sza zła­pa­ła Mio pod pachę i po­gna­ły na bry­gan­ty­nę. Otyl wes­tchnę­ła, wspo­mi­na­jąc. Tro­chę żal, do­brze się tam han­dlo­wa­ło, przed­nie tka­ni­ny mieli. No, ale Tłu­stym Sio­strom cza­sa­mi trud­no wy­tłu­ma­czyć, że wy­gra­na w dys­ku­sji nie po­le­ga na tym, kto szyb­ciej noża do­bę­dzie. Trze­ba bę­dzie port zmie­nić. Szko­da.

Mio wy­dzie­ra­ła się tym swoim pi­skli­wym gło­si­kiem, wy­cią­ga­jąc rękę. Ka­pi­tan spoj­rza­ła we wska­za­nym kie­run­ku.

Pły­ną­cy pod bia­ły­mi ża­gla­mi szku­ner zmie­rzał w ich stro­nę. Nic w tym dziw­ne­go. Mimo na­po­mnień Mor­de­cha­ja – słod­ka Eri, przyj­mij go na swe łono – Otyl nie na­ka­za­ła wy­wie­sić pi­rac­kiej ban­de­ry. Nie ro­zu­mia­ła, dla­cze­go po­win­na to zro­bić. Prze­cież to nie­lo­gicz­ne ostrze­gać tych, któ­rych chce się złu­pić, praw­da? Co praw­da, gdyby wy­wie­si­ła ro­dzi­mą cho­rą­giew, za­pew­ne że­gla­rze z tam­te­go szku­ne­ra za­re­ago­wa­li­by tak, jak i na widok pi­rac­kiej, więc wy­wie­si­ła flagę, pod którą pły­wał Mor­de­chaj zanim… po­wiedz­my, że go zwer­bo­wa­ły.

Otyl spoj­rza­ła na swoje ko­bie­ty i wes­tchnę­ła.

Li­czy­ła, że dłu­żej będą mogły na­cie­szyć się wol­no­ścią, jaką daje morze i spora od­le­głość od domu. Miała na­dzie­ję, że nim na­po­tka­ją pierw­szy sta­tek, minie przy­naj­mniej z kil­ka­na­ście dni. A tu le­d­wie wczo­raj z rana wy­pły­nę­ły z portu…

Czter­dzie­ści twa­rzy skie­ro­wa­ło się ku do­wód­cy. Sie­dem­dzie­siąt dzie­więć oczu  – bo Ruda stra­ci­ła jedno w por­to­wej ta­wer­nie przed dwoma laty – wbiło wzrok w jej ob­li­cze.  Otyl jęk­nę­ła cicho.

– Do­brze – po­ki­wa­ła głową.

Okrzy­ki ra­do­ści za­trzę­sły okrę­tem.

– Tylko nie za­po­mnij­cie, co było usta­lo­ne! – pró­bo­wa­ła prze­krzy­czeć za­ło­gę. Bez­sku­tecz­nie.

Od­wró­ci­ła się, by po­now­nie po­pa­trzeć na szku­ner.

Miała tylko na­dzie­ję, że dziew­czy­ny pa­mię­ta­ją na­po­mnie­nia nie­bosz­czy­ka Mor­de­cha­ja.

 

– Panie ka­pi­ta­nie! – Bos­man Gunfo za­czy­nał się nie­bez­piecz­nie zbli­żać do stanu, w któ­rym nie bę­dzie już bie­gał, a za­cznie się to­czyć. Ko­szu­la z nie­gdyś bia­łej ba­weł­ny przy każ­dym kroku lekko trzesz­cza­ła w szwach. Wła­śnie z po­wo­du spo­re­go brzu­cha, bos­man sa­pał cięż­ko, biegnąc w kie­run­ku do­wód­cy.  – Panie… ka­pi­ta­nie!

– Nie drzyj­cie się, Gunfo, głu­chy nie je­stem – grzecz­nie od­po­wie­dział ka­pi­tan Rent. – Co się stało?

– Bry­gan­ty­na, panie… ka­pi­ta­nie…

– No, widzę. I co?

– Zmie­ni­ła…

– Stań­cie, od­sap­nij­cie. Coś trze­ba z tym wa­szym be­be­chem zro­bić, Gunfo. Jesz­cze mi, w środ­ku rejsu, na jaką za­paść zej­dzie­cie.

Bos­man za­trzy­mał się po­słusz­nie. Przez krót­ką chwi­lę łapał od­dech, za­sta­na­wia­jąc się po cięż­ką cho­le­rę ma dbać o talię, skoro służy na ma­lut­kim stat­ku han­dlo­wym. Kiedy jed­nak mi­ja­ły ko­lej­ne ude­rze­nia serca, a on nijak ode­tchnąć nor­mal­nie nie zdo­łał, uznał, że ka­pi­tan co nieco racji mieć może.

– No? – wy­cze­ku­ją­co za­py­tał Rent.

– No, zmie­ni­ła kurs.

Ka­pi­tan się­gnął po lu­ne­tę i po­pa­trzył le­ni­wie.

– Pły­nie ku nam, panie ka­pi­ta­nie.

– Widzę, Gunfo. Widzę.

– A myśmy bez­bron­ni, jak, nie przy­mie­rza­jąc, smark w po­wi­ciu. Nawet jed­nej ar­mat­ki…

– Tak…?

– I chłop­cy się boją, że może… No wie­cie…

– Nie, nie wiem.

– No, że to po niego – wy­szep­tał bos­man, spo­glą­da­jąc w kie­run­ku zej­ściów­ki.

Rent wes­tchnął cięż­ko, uno­sząc wzrok ku niebu, z nie­mym py­ta­niem, dla­cze­go to wła­śnie jego spo­ty­ka.

– Gunfo – rzekł wresz­cie cicho – po­my­śl­cie.

Bos­man za­mru­gał.

– Tak, panie ka­pi­ta­nie?

– To sta­tek jest, praw­da? S t a t e k – prze­li­te­ro­wał mięk­ko. Wi­dząc jed­nak, że ma­ry­narz nie ro­zu­mie, mach­nął ręką. – Nie­waż­ne. Roz­daj­cie chłop­com broń. Na wszel­ki wy­pa­dek. I po­wiedz­cie, że to na pewno nie po niego.

– Ale, panie ka­pi­ta­nie, te szma­ty… Kto wi­dział czer­wo­ne szma­ty?

– Gunfo – uciął twar­do Rent – to bry­gan­ty­na pod ban­de­rą Wą­skie­go Przy­ląd­ka. Za­pew­ne bra­kło im słod­kiej wody, albo po­trze­bu­ją innej po­mo­cy. Nie mają nic wspól­ne­go z na­szym ła­dun­kiem.

Okrą­glut­ki bos­man nie wy­glą­dał na prze­ko­na­ne­go, ale co było robić, roz­kaz to roz­kaz.

 

Chudy Dudek już siód­my rok wy­sia­dy­wał w bo­cia­nim gnieź­dzie. Lubił tę ro­bo­tę. No i nie był za by­stry, więc na ka­rie­rę w że­glu­dze ra­czej nie mógł li­czyć. Sto­jąc w naj­wyż­szym punk­cie szku­ne­ra, Chudy Dudek czuł bli­skość bogów i moc morza. Był szczę­śli­wy. Pra­wie tak szczę­śli­wy, jak bos­man oba­la­ją­cy ko­lej­ną szkla­ni­cę rumu. Cza­sa­mi sam pan ka­pi­tan uśmie­chał się do majt­ka, a wtedy… wtedy to już Duduś gotów był na spo­tka­nie z panią Eri. Ko­chał ka­pi­ta­na. Ka­pi­tan przy­po­mi­nał mu ojca. Tylko nie tłukł pasem przez gołą dupę.

Tak więc Chudy Dudek sie­dział w bo­cia­nim gnieź­dzie i wpa­try­wał się w ża­glo­wiec pły­ną­cy na spo­tka­nie Mor­skie­go Kupca. Przez jakiś czas nie od­ry­wał wy­łu­pia­ste­go oka od lu­ne­ty. Naraz przy­ci­snął in­stru­ment do twa­rzy tak mocno, że syk­nął z bólu.

– Baby? – wy­szep­tał zdu­mio­ny. – Co za wa­riat bie­rze na po­kład baby. Toż bicz boży mu­ro­wa­ny!

 

Ze­aris pod­cho­dzi­ła od bak­bur­ty. Na fok­masz­cie wciąż po­wie­wa­ła zie­lo­no-czar­na ban­de­ra Przy­ląd­ka. Pod po­kła­dem dzia­ło­we za­ła­do­wa­ły ar­ma­ty, mimo iż ka­pi­tan na razie za­bro­ni­ła unieść am­bra­zu­ry. Otyl stała na most­ku, przy­glą­da­jąc się szku­ne­ro­wi, pod­czas gdy jej za­ło­ga, czę­ścio­wo ukry­ta, cze­ka­ła na ko­men­dę. Resz­ta ko­biet opie­ra­ła się o nad­bur­cie. Wszyst­kie były uzbro­jo­ne, nawet mała Mio sie­dzą­ca w bo­cia­nim gnieź­dzie – cho­ciaż chu­dzi­na le­d­wie po­tra­fi­ła pod­nieść gar­łacz, a co do­pie­ro z niego wy­strze­lić.

Pi­rat­ki, które się nie ukry­wa­ły, trzy­ma­ły w dło­niach liny za­koń­czo­ne ha­ka­mi, spryt­nie scho­wa­ne przed wzro­kiem ma­ry­na­rzy z dru­gie­go okrę­tu. Kiedy bry­gan­ty­na do­pły­nę­ła do Mor­skie­go Kupca, tak bli­sko, że burty stat­ków nie­mal się sty­ka­ły, na krót­ką chwi­lę – a zda­ją­cą się trwać wiecz­nie – oba okrę­ty za­mar­ły.

Męż­czyź­ni z Mor­skie­go Kupca za­ga­pi­li się na prze­ciw­ną za­ło­gę.

Ko­bie­ty oce­nia­ły towar.

Naraz roz­legł się krzyk Otyl:

– Aaaaaabo­oooor­da­aaaaż!

Liny po­fru­nę­ły w niebo. Haki wbiły się w klep­ki szku­ne­ra. Za­sko­cze­ni ma­ry­na­rze wciąż stali, gdy ko­bie­ty rzu­ci­ły kład­ki, by do­stać się na po­kład ata­ko­wa­ne­go okrę­tu. Prym wio­dły Tłu­ste Sio­stry, wbrew swemu przy­dom­ko­wi i po­stu­rze, nie­zwy­kle spraw­ne. Zła­pa­ły liny, przez mo­ment ko­ły­sa­ły się po­mię­dzy bur­ta­mi, a potem spa­dły na Mor­skie­go Kupca ni­czym pie­kiel­ny grom. I le­d­wie do­tknę­ły po­kła­du, już dzier­ży­ły w po­tęż­nych dło­niach dłu­gie, za­krzy­wio­ne noże.

Za nimi sko­czy­ły po­zo­sta­łe. Krzy­cząc, wy­kli­na­jąc, wyjąc jak po­tę­pio­ne, trzy­ma­jąc w rę­kach sza­ble, noże, albo musz­kie­ty, wpa­dły na szku­ner.

W tej samej chwi­li am­bra­zu­ry unio­sły się, od­sła­nia­jąc po­tęż­ne ar­ma­ty.

Wszyst­ko to trwa­ło le­d­wie mo­ment. Ogłu­sze­ni wrza­skiem, kom­plet­nie nie­przy­go­to­wa­ni i cho­ler­nie za­sko­cze­ni ma­ry­na­rze nie zdą­ży­li nawet drgnąć.

I być może na tym skoń­czyłby się cały atak, a Otyl przy­wio­zła­by na Wyspy upra­gnio­nych przez jej miesz­kan­ki męż­czyzn, gdyby…

Chudy Dudek ko­chał ka­pi­ta­na i bo­cia­nie gniaz­do. Ko­chał nad życie. Kiedy więc zo­ba­czył, że obu tym mi­ło­ściom grozi nie­bez­pie­czeń­stwo, nie­wie­le my­śląc, się­gnął po musz­kiet – nie­zbyt mą­drze wy­da­ny mu przez bos­ma­na – i wy­pa­lił.

Kula mu­snę­ła po­li­czek Prysz­cza­tej Zoi. Dziew­czy­na wrza­snę­ła roz­pacz­li­wie, bar­dziej ze zło­ści niż bólu. Po­ma­ca­ła zra­nio­ne lico, a uświa­do­miw­szy sobie, że prócz wia­do­mej skazy na uro­dzie, szpe­cić bę­dzie ją jesz­cze bli­zna – ryk­nę­ła wście­kle.

I to wy­star­czy­ło.

Tłu­ste Sio­stry uśmiech­nę­ły się dziko, od­sła­nia­jąc nie­peł­ne uzę­bie­nie. Noże w du­żych dło­niach za­śpie­wa­ły krwio­żer­czo.

Pierw­szy ma­ry­narz legł na deskach, nim zro­zu­miał, co go do­pa­dło. Ko­lej­ny zdą­żył się­gnąć po pi­sto­let. Kiedy jed­nak od­cią­gał kurek, ostrze Sio­stry odłą­czy­ło dło­nie męż­czy­zny od przed­ra­mion. Chyba nie po­czuł bólu, bo jednocześnie nóż roz­orał gar­dło nie­szczę­śni­ka.

Prysz­cza­ta Zoi w tym cza­sie, z bie­gło­ścią małp­ki, wdra­py­wa­ła się po grot­masz­cie. W zę­bach trzy­ma­ła kor­dzik, na który ska­py­wa­ły kro­ple krwi z małej ranki na po­licz­ku dziew­czy­ny. Co rusz uśmie­cha­ła się okrut­nie, wpa­tru­jąc w kosz bo­cia­nie­go gniaz­da nad głową.

Męż­czyź­ni oprzy­tom­nie­li dość szyb­ko, ale – mimo uzbro­je­nia – nie mieli szans z pi­rat­ka­mi.

W końcu byli tylko ma­ry­na­rza­mi na nie­wiel­kim han­dlow­cu. Wal­czy­li co praw­da za­żar­cie. Udało im się nawet zra­nić kilka roz­bój­ni­czek. Cięli na oślep, bez­ład­nie pró­bu­jąc się bro­nić.

Krew spły­wa­ła na deski. Krzy­ki, jęki, płacz.

– Dyć mó­wi­łem, że szma­ty… – wy­szep­tał bos­man i sko­nał.

Ka­pi­tan wy­pro­wa­dzał gład­kie cię­cia pięk­ną sza­blą, którą do­stał od ar­ma­to­ra. Bro­nił się długo, naj­dłu­żej ze wszyst­kich. Na bo­cia­nim gnieź­dzie dawno już uci­chło rzę­że­nie Chu­de­go Dudka, a Rent wciąż wy­wi­jał swoim kunsz­tow­nym ostrzem.

Ko­bie­ty oto­czy­ły go. Sta­wa­ły do walki, jedna po dru­giej i – nim zdo­łał któ­rąś zra­nić – od­ska­ki­wa­ły, od­da­jąc pole ko­lej­nej.

Wresz­cie Ruda wy­cią­gnę­ła zza paska gar­łacz i wy­pa­li­ła.

W tej samej chwi­li wy­strze­li­ła ar­ma­ta na Ze­aris.

 

 

Wię­zień usły­szał strza­ły i drgnął gwał­tow­nie. Co to zna­czy­ło? Wol­ność czy śmierć? Szarp­nął się. Łań­cu­chy za­brzę­cza­ły w ciem­no­ści. Sły­szał od­gło­sy walki, a wcze­śniej dźwięk zde­rza­ją­cych się burt.

Ktoś za­ata­ko­wał szku­ner. Pi­ra­ci? Po co?

Jeśli ban­dy­ci użyją armat i tra­fią w po­szy­cie… Jeśli okręt pój­dzie na dno, on za­to­nie wraz z nim. Za­chi­cho­tał ner­wo­wo. Cho­ler­nie za­baw­ne – uto­nie uwię­zio­ny w śmier­dzą­cej ry­ba­mi i szczy­na­mi ła­dow­ni. Zwłasz­cza to, że uto­nie, przy­pra­wia­ło go o hi­ste­rycz­ny śmiech.

Nad jego głową roz­pę­ta­ło się istne pan­de­mo­nium. Wizgi, jęki, hałas.

Wresz­cie ar­mat­nia ka­no­na­da, trzask pę­ka­ją­ce­go drew­na i gwał­tow­ny wstrząs. Męż­czy­zna po­de­rwał się na nogi i da­rem­nie pró­bo­wał cze­goś zła­pać. Krzyk­nął, za­wi­snąw­szy na łań­cu­chach. Wrza­ski ludzi, uno­szą­ce włosy na karku więź­nia, uci­chły wresz­cie. Przy­lgnął do ścia­ny. Wcze­śniej są­dził, że się boi?

Do­pie­ro teraz bał się na­praw­dę.

 

– Świę­ta Ze­aris – Otyl prze­kro­czy­ła ko­lej­ne­go trupa, bez­sku­tecz­nie wy­pa­tru­jąc ja­kie­goś ży­we­go ma­ry­na­rza – czy wy­ście cał­kiem rozum po­stra­da­ły? Nie pa­mię­ta­cie, po co ta wy­pra­wa? Wy­rżnę­ły­ście cały towar i jesz­cze szku­ner ostrze­la­ły! Jedną razą obie zdo­by­cze zmar­no­wa­ne! Wie­cie, co bę­dzie, jak się Wiel­ka Matka dowie?

Ko­bie­ty po­chy­li­ły głowy. Za­ru­mie­ni­ły się po same uczy, nieco jed­nak za­wsty­dzo­ne. Niska pie­go­wa­ta dzia­ło­wa, która – wbrew roz­ka­zom pani ka­pi­tan – od­pa­li­ła ar­ma­tę, scho­wa­na za Sio­stra­mi, z wolna że­gna­ła się z ży­ciem…

Otyl wes­tchnę­ła. No tak, cze­muż się dzi­wi­ła, prze­cież wia­do­mo, że jak Tłu­ste Sio­stry usły­szą piosn­kę scy­zo­ry­ka, nic ich nie po­wstrzy­ma. Trze­ba było zo­sta­wić je w domu, bo jak one za­czy­na­ją, to resz­ta koń­czy. Nic i nikt ostać się nie może.

– Nie bę­dzie­my dłu­żej tego roz­trzą­sać – po­wie­dzia­ła gło­śno, żeby każda z za­ło­gi usły­sza­ła na­ga­nę w gło­sie ka­pi­tan. – Zo­sta­nie­cie tu i prze­my­śli­cie swoje po­stę­po­wa­nie, a ja wraz z Rudą zejdę pod po­kład. Może któ­ryś się ucho­wał.

Od­wró­ci­ła się i, gdy już żadna z ma­ry­na­rzy nie mogła zo­ba­czyć twa­rzy do­wód­cy, uśmiech­nę­ła pro­mien­nie. Nad­gor­li­wość ko­biet miała swoje za­le­ty. Nadal bę­dzie mogła cie­szyć się mo­rzem, wia­trem, wol­no­ścią i kar­ma­zy­no­wy­mi ża­gla­mi.

Mi­ja­jąc ko­lej­ne­go trupa, oce­ni­ła stra­ty i uzna­ła, że w sumie nic się nie stało. Szku­ner był uro­kli­wy, ale jego za­ło­ga – na pie­kiel­ne de­mo­ny – szpet­niej­sza niż dyn­da­ją­cy Mor­de­chaj. On nawet po śmier­ci, z wy­ba­łu­szo­ny­mi oczy­ma i siną twa­rzą, wciąż nie wy­glą­dał źle.

A ci tutaj i ow­szem. Żaden z nich ma­te­riał do roz­mna­ża­nia.

Jaka szko­da, że Mor­de­chaj miał tam­ten wy­pa­dek, pięć lat temu, i głupi się przy­znał. Jakby nie wie­dzia­ła, że jest… nie­przy­dat­ny, nadal ogrze­wał­by jej łoże i słu­żył ra­da­mi.

Po­grą­żo­na w za­du­mie nad mar­twym ko­chan­kiem, otwie­ra­ła ko­lej­ne drzwi, a później na­stęp­ne i na­stęp­ne. Ni­g­dzie ni­ko­go nie było. Wresz­cie otwo­rzy­ła drzwi do ła­dow­ni pod dzio­bem.

– Ruda, daj no jakieś światło, ciem­no tu, jak w piw­ni­cy ciot­ki Duny – od­wró­ci­ła się do to­wa­rzysz­ki, a kiedy ta wy­ko­na­ła po­le­ce­nie, Otyl we­szła do środ­ka.

Naj­pierw doj­rza­ła jego oczy. Błę­kit­ne jak morze w letni, bez­chmur­ny dzień. Po­ły­ski­wa­ły w świe­tle, jakby pło­nę­ły wła­snym bla­skiem.

Do­pie­ro póź­niej za­uwa­ży­ła, że wię­zień jest nagi.

Trud­no było ode­rwać od niego wzrok. Och, nie żeby Otyl nie wi­dzia­ła dotąd pięk­ne­go męż­czy­zny. Wi­dzia­ła ich setki. Choć­by taki Mor­de­chaj. Był taki uro­dzi­wy, że wiele sobie obie­cy­wa­ły po przy­szłej pro­ge­ni­tu­rze. Swego czasu sama Ma­tecz­ka ostrzy­ła sobie na niego ząbki, a ciot­ka Duna co rusz cią­gnę­ła do piw­ni­cy – ponoć dże­mi­ki po­ka­zy­wać.

Jak tak po­my­śleć, to dziw­ne, że wcze­śniej się nie zo­rien­to­wa­ły, że Mor­de­chaj jest ja­ło­wy. Trzy lata, ogrom… dże­mi­ków i żad­ne­go po­tom­ka.

W każ­dym razie Otyl wi­dzia­ła już nie­jed­ne­go pięk­ne­go męż­czy­znę, ale żaden nie był do­sko­na­ły. I – aż do otwar­cia ła­dow­ni na pod­bi­tym wła­śnie szku­ne­rze – są­dzi­ła, że taki męż­czy­zna nie ist­nie­je.

 

Uwol­ni­ły go, za­bra­ły na bry­gan­ty­nę i na­kar­mi­ły. Nie py­ta­ły, dla­cze­go był więź­niem. W ogóle o nic nie py­ta­ły.

Nie po­trze­bo­wa­ły go do roz­mów.

Wie­dział o tym od chwi­li, gdy ją zo­ba­czył. Dłu­go­no­gą ka­pi­tan stat­ku o czer­wo­nych ża­glach. Już ją kie­dyś wi­dział. Trzy lata wcze­śniej, gdy pły­nę­ła na innym ża­glow­cu pod inną ban­de­rą. Po­wie­dział wtedy Mor­de­cha­jo­wi, że ko­bie­ty z Wyspy to same kło­po­ty, ale przy­ja­ciel i tak stra­cił dla dziew­czy­ny głowę i ru­szył jej śla­dem.

Cie­ka­we, co się stało z Mor­de­cha­jem?

Nie­waż­ne. Grunt, że on nie był już więź­niem. Mu­siał oczy­wi­ście… po­wiedz­my, że wy­peł­nić zo­bo­wią­za­nie. Był im prze­cież coś wi­nien, uwol­ni­ły go z ciem­nej ła­dow­ni i ura­to­wa­ły od losu gor­sze­go niż śmierć. Po­wiedz­my więc, że po­dzię­ko­wał ko­bie­tom. Każ­dej z osob­na. Czter­dzie­ści razy oka­zał wdzięcz­ność.

I na tym ko­niec.

Stał przez chwilę na opustoszałym pokładzie. Mała Mio drzemała w bocianim gnieździe, rozpaczliwie próbując sprostać wymaganiom pani kapitan i trzymać wachtę. Mężczyzna uśmiechnął się do dziewczynki, a potem sta­nął na bur­cie po­grą­żo­nej we śnie bry­gan­ty­ny i spoj­rzał w roz­gwież­dżo­ne niebo. Miał tro­chę wy­rzu­tów su­mie­nia. Bo prze­cież strasz­nie się dziew­czę­ta zdzi­wią za dzie­więć mie­się­cy.

Oj, strasz­nie.

Odbił się od burty i sko­czył. Gład­ko wszedł pod wodę. I, ma­cha­jąc po­tęż­nym ogo­nem, po­pły­nął do swego kró­le­stwa.

 

Koniec

Komentarze

Jesteś uparta ;-) Jak diabli ;-) Jest lepiej, wciąż mi się podoba, trochę więcej wiadomo po co się dziewczęta na morze wyprawiły… Nadal nie rozumiem, skąd bierze się berserk Tłustych Sióstr. Nadal nie rozumiem, czemu kobiety stawały do walki z kapitanem jedna po drugiej, zamiast go normalnie, wiesz, kupą… :-) Scena walki dynamizuje opowiastkę.

 

Jest lepiej :-) Ale – jesteś uparta ;-) W sumie to dobrze, nie poddajesz się – jeszcze lepiej. ;;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Nie ma czasu na poprawki – straszne dni przede mną – więc musi zostać, jak jest. Żal by mi było nie dać do końkursu :) A z poprawkami bym nie zdążyła.

Dobrze, że CI się podoba.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Ech, nie lubię czytać drugi raz tego samego. Za pierwszym tekst był świeższy, fajniejszy. A firaneczek dalej nie ma. ;-(

Chudy Dudek już siódmy rok wysiadywał w bocianim gnieździe.

Trochę to brzmi, jakby nie schodził na dół.

trzymając w rękach to szable, to noże, to muszkiety, wpadły na szkuner

A to, jakby żonglowały bronią. Ale może się czepiam.

Każdej z osobna. Czterdzieści razy okazał wdzięczność.

A na kapitan wcześniej patrzyło czterdzieści buziek. Czyli razem czterdzieści jeden. Która zrezygnowała z wyrazów wdzięczności? Jeśli ta mała, to w porządku.

Babska logika rządzi!

Aż strach czytać, ale jutro będę jednak musiał. ;)

Kolorowych!

Sorry, taki mamy klimat.

Niby to samo, ale dodane sceny wpłynęły zdecydowanie na korzyść opowiadania, które w obecnym kształcie podoba mi się bardziej. ;-)

 

Chyba nie po­czuł bólu, bo w tym samym cza­sie nóż roz­orał gar­dło nie­szczę­śni­ka. Prysz­cza­ta Zoi w tym cza­sie – Powtórzenie.

Może w pierwszym zdaniu: Chyba nie po­czuł bólu, bo jednocześnie/ równocześnie nóż roz­orał gar­dło nie­szczę­śni­ka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niezłe, można pochłonąć na jednym wdechu, a jakże argh! Puenta mnie zaskoczyla niczym tłuste siostry marynarzy, czyli wbiła mi nóż w bebechy. Otóż zabrakło mi lekkiego ,,foreshadowingu". Rzygac mu się chce od zapachu ryb ( to czym on się żywi? Planktonem? ). Łza, ssaki wodne nie ronią łez. Ale w sumie na lądzie ogona nie miał czyli w wodzie mógł zmienić budowę oczu. Ale przynajmniej mnie wydaje się, że wyrażenie jakiejs tesknoty za morzem nie zepsuloby puenty a dla wnikliwego czytelnika byłoby wskazówka. Ogólnie logiczne, z żeglarskim słownictwem. Zdecydowanie har!tastyczne. Pozdrawiam!

Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!

Finkla, dzięki za pkt. Żonglowanie poprawione, Duduś prawie nie opuszczał… zostawię jak jest, a czterdzieści razy, bo Mio była mała – dobrze się domyśliłaś :) I ja też miałam słabość do poprzedniej wersji, ale regulatorzy miała rację – w opowieści o piratach potrzeba trochę dynamiki :)

 

Regulatorzy – ta wersja dla Ciebie ;) Ale o rozbójniczkach czyhających w lesie napiszę na pewno. “ W tym czasie” poprawione – dziękuję.

 

Sethrael – NIE CZYTAJ!!! Już – po Czasie – przecież było tak miło ;)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Shadziowaty – dziękuję.

Co do ryb – no właśnie dlatego było to dla niego “zabawną sprawą”. Pewnie i jadł ryby. Ja jem, ale siedząc zamknięta w ładowni, z nadmiarem tak charakterystycznego dlań zapachu, tez pewnie poczułabym mdłości.

Co do łez – zgadzam się z Twoim drugim zdaniem. Więcej nie dodam, bo, wiesz – sporo ludzisk od komentarzy zaczyna czytanie :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Miałam nie czytać, żeby nie psuć sobie humoru (bo wciąż jest jeszcze kilka dni i moi piraci czają się już coraz bliżej), ale nie mogłam się powstrzymać. 

Niestety, zaczęłam od komentarzy i miałam zepsutą końcówkę :( , bo w trakcie czytania domyśliłam się o co chodziło w komentarzach dotyczących żywego ładunku. 

Tak, czy inaczej chylę czoła! Morskie Amazonki – fantastyczny pomysł! I tak lekko opisany. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Jakże się cieszę, że mogłam pomóc, że sugestie okazały się inspirujące! ;-D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Śniąca – dziękuję. Niestety tak bywa z czytaniem od końca… znaczy od komentarzy ;)

regulatorzy – to ja się cieszę ;)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Sprytna gra z patriarchalnym skansenem pirackiej konwencji, Ursula Le Guin by też to pewnie pochwaliła, no i ten rybochłop zuch! 

Przyczajony użyszkodnik

Fajne. :)

Chociaż nie mogę zmusić się do sympatii w stosunku do bohaterek, stosujących taką bezmyślną przemoc. ;) No ale cóż, piratki!

Mechaniszkin – to co Ci się bardziej podobało,bo już nie wiem – panie czy jednak pan? ;)

Ocha – bo to trudne laski są. Bardzo trudne do kochania – patrz biedny Mordechaj :)

 

I dziękuję.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Podobały mi się panie w roli piratek;), bywały w historii pojedyncze korsarki, ale cała damska załoga, to jest coś! Uśmiechnąłem się też czytając zakończenie w którym los srodze ową szajkę pokarał za, jak zauważyła Ocha, “bezmyślną przemoc” :)

Przyczajony użyszkodnik

– Widzę, Gunfo. Widzę.

Podejrzewam, że bosman dostał takie a nie inne imię właśnie ze względu na to zdanie, prawda? Uśmiech był, nie zaprzeczę.

 

W końcu, byli tylko marynarzami na niewielkim handlowcu.

Potrzebny tu przecinek?

 

Hm… dziwna sprawa, nie wiem, co dokładnie zrobiłaś z tekstem, ale teraz wydał mi się nawet fajny. A może to ja mam lepsze nastawienie? Neeee, raczej wątpię. Przebudowa tekstu wyszła mu stanowczo na zdrowie.

Hej ho!

Sorry, taki mamy klimat.

Jeny, Sethrael… “nawet fajny” :)

Dzięki.

Przecinek chyba jednak niepotrzebny – zaraz usunę.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Pomysłowe zakończenie. Reszta opowiadania może nie jakaś szałowa, ale na pewno sympatyczna. ;)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Dziękuję, SzyszkowyDziadku :)

 

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

[…] Czterdzieści razy okazał wdzięczność.

I na tym koniec.

Stanął na burcie pogrążonej we śnie brygantyny i spojrzał w rozgwieżdżone niebo. Miał trochę wyrzutów sumienia. Bo przecież strasznie się dziewczęta zdziwią za dziewięć miesięcy.

Oj, strasznie.

Odbił się od burty i skoczył. Przeciął gładko taflę i zanurkował. A potem machając potężnym ogonem, popłynął do swego królestwa.

<> Przecinek przed “machając”. Herkules był lepszy – pięćdziesiąt razy… Pogrążona we śnie brygantyna? Albo interwencja sił wyższych, albo pani kapitan nie nadaje się do roli –– w nocy też trzyma się wachty. Przeciął taflę? Dziwne to morze. Ale jeszcze dziwniejszy jest niewytłumaczalny – albo nie wytłumaczony przez Autorkę – dysonans między przeistoczeniem się byłego więźnia w ogoniastego władcę głębin a tym, że biernie, potulnie tkwił w łańcuchach.

Poza tym reszta mi się. Nawet prawie bardzo.

Ale jeszcze dziwniejszy jest niewytłumaczalny – albo nie wytłumaczony przez Autorkę – dysonans między przeistoczeniem się byłego więźnia w ogoniastego władcę głębin a tym, że biernie, potulnie tkwił w łańcuchach.

Bo widzisz, Adamie, jak się w łańcuchy trafi, to bycie władcą nie pomaga. A jak trafił? Może zabalował z uroczą płetewką, na jakiejś romantycznej wysepce i panowie go przydybali, kiedy spał? A może oważ płetewka była się dowiedziała, że tryton tak nie kompletnie jest jej wierny, więc wzięła go i sprzedała po gorącej nocy? Któż wie… Nie o tym jest ta historia.

Co do przecinków – jak zwykle masz rację. Na taflę nikt przed Tobą nie zwrócił uwagi – pomyślę co zrobić. A pogrążoną we śnie zaraz zmienię.

Dzięki.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

A może kajdany były srebrne? Wilkołakom to chyba przeszkadza w przemianie? Wprawdzie piratki mogłyby się zainteresować kruszcem, ale może jakieś zaklęte pęta? Albo stop z domieszką srebra?

Babska logika rządzi!

Zaraz, zaraz, kochani… A w czym by mu przemiana pomogła? Dużo by wskórał, wciąż zapięty w kajdany, machając ogonem w śmierdzącej ładowni :) Bo przecież, nawet w skórze trytona, nadal ręce miałby skrępowane.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Hmmm. Coś w tym jest… Ale z drugiej strony – dwie przemiany i nogi ma wolne. Zawsze może skopać tego, który przyjdzie z batem.

Babska logika rządzi!

Przyjemne opowiadanie, więc bez problemu przeczytałam jeszcze raz. Zmiany na plus. Zastanawiam się, czy na miejscu pani Kapitan pozbywałabym się tak szybko Mordechaja, skoro obrzydliwy jej nie był, a zastępstwa brak, szczególnie że serce miała miękkie. Działowa choćby dla przykładu powinna zostać ukarana za niesubordynację – trzydzieści dziewięć dowodów wdzięczności choćby no! :-)

Zaczynają mnie męczyć te wszystkie superlatywy, do wypisywania których mnie zmuszacie. Nie przywykłem do bycia miłym na taką skalę. Ale jak trzeba, to trzeba: Zajebiste.

Powiedz no mnie jednak, Pani Autorko, czy po przeczytaniu tego opowiadania prawdziwie boli mnie chuda moja dupa, czy też jest to urojony ból po urojonym kopniaku?

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Rooms – dziękuję, a panią Kapitan chyba dość mocno nieuczciwość Mordechaja wk… wkurzyła. Tak mocno, że aż zadyndał bidulek :)

 

Cieniu – kompletnie urojony ;)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Do pioruna i Neptuna, toż to nieprzyzwoicie dobre opowiadanie jest! Wartka, dynamiczna akcja! Atmosfera żeglugi, jak się patrzy! Gdyby nie chore zatoki, czytając, pewnie wyimaginowałbym sobie zapach morza, lub inne, opisane w tekście, zapachy :P Zakończenie również miód, tfu, rum :)

Gratuluję, Gosiu!

A z innej beczki: zamierzasz w przyszłości przeredagować Zakonną?

 

Zaskoczeni marynarze wciąż stali, gdy kobiety rzuciły kładki [+,] by dostać się na pokład atakowanego okrętu.

 

I być może na tym skończył by [skończyłby] się cały atak, a Otyl przywiozłaby na Wyspy upragnionych przez jej mieszkanki mężczyzn, gdyby…

Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper

Ups, Boguś, nie zauważyłam byczków. Już poprawiam.

 

 

Z innej beczki – kiedyś zamierzam :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Nie, żeby mrok był mu obcy, ale w tym było coś

 

Zarumieniły się po same uczy, nieco jednak zawstydzone.

Skoro się tak mocno zarumieniły, to raczej nie “nieco zawstydzone”. 

 

Podoba mi się pomysł z kobiecą załogą. Mega. Wykonanie również. Taki wesoły, potoczysty język. Tyle że totalnie nie kupuje treści. Nie wydaje mi się realna. Ale to nic, tekst jest przyjemny i o to w tym chyba chodzi. Chociaż zawiodło mnie to, że dziewczynom nic tylko zapładnianie w głowach. Takie to mało przygodowo-pirackie. Zakończenie zabawne, ale nie porywające. Dużo bardziej sam opis załogi i jej wybryków przypadł mi do gustu, niż rola odegrana przez mermaida. Bo on intrygował od początku, jego część była ciężka, przesycona beznadzieją, a zakończyła się tak głupkowato :P

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Upartaś, to fakt. Ale tekst przyjemny, rozrywkowy, a ja takie lubię. Przyklepanko

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Chociaż zawiodło mnie to, że dziewczynom nic tylko zapładnianie w głowach

Tensza, Aniołku, toż dziewczynom bynajmniej zapładnianie w głowach nie było – w przeciwnym wypadku nie wyrżnęłyby całej załogi. To pani kapitan – świadoma ciążącego na niej obowiązku – szukała odpowiedniego materiału… ;)

A głupkowate zakończenie jest świadomym kontrastem z przesyconym beznadzieją motywem trytona.

Dzięki za punkt i przeczytanie.

 

Alex – :-*

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Z innej beczki, ale bardzo zacne. Chętnie poczytam o dalszych losach wychędożonych (dosłownie i w przenośni) piratek albo chędożącego syrena czy tam innego trytona. Bo na razie ciężko stwierdzić kto protagonistą, a kto tłem.

Infundybuła chronosynklastyczna

Dziękuję, stefanie.

Jakim tłem? Jakim? Tu same protagonisty ;)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

No i dlatego należy wyskrobać jeszcze kilka opowieści z tego świata. Żeby nie było takich przypuszczeń.

Infundybuła chronosynklastyczna

A to oryginalna załoga. Fajnie przeczytać dla odmiany coś takiego. Zamiast okrutnych i gwałcących piratów – okrutne piratki nimfomanki. Dobre, dobre. Może nie rozwala, ale dobre. No i ładnie napisane. Cieszę się, że tryton zrobił im tego psikusa. Naprawdę ładny dowcip (sic!) na koniec. Mały odwet za bogu ducha winnego Mordechaja :P

 

Tłuste Siostry uśmiechnęły się dziko, odsłaniając niepełne uzębienie. Noże w dużych dłoniach zaśpiewały krwiożerczo.

Nie pasują mi śpiewające noże. Długa klinga, załóżmy, że miecza, świszczy, przecinając powietrze, i już wtedy może wpaść w lekkie, ledwie słyszalne drżenie. Po zderzeniu, zwłaszcza z metalem, rozbrzmiewa głośno, a drgania wygasają powoli. Ponieważ podczas walki ostrze miecza zazwyczaj wielokrotnie się odbija, dźwięk, który wydaje, wciąż wznosi się i opada. Ciągle brzmi. Ewentualnie chwilami miecz milknie, jakby musiał nabrać tchu. Dlatego możemy o nim powiedzieć, że śpiewa. Ta utarta metafora jest IMO zupełnie chybiona, jeśli zastosować ją do noży – choćby i długich. Noże mogą co najwyżej krótko pobrzękiwać i zgrzytać.

 

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

jerohu – dzięki.

Co do śpiewającego noża – kierowałam się opisem noża abordażowego, znalezionego na kilku stronach o piratach, choćby tej

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Krótkie miecze, długie noże – jeden pies. Mnie dalej to nie gra. Znaczy nie śpiewa.

Ale OK, skoro się kierowałaś i zastanowiłaś.

Total recognition is cliché; total surprise is alienating.

Dobre te kobitki, nie pozwolą sobie w kaszę dmuchać – jedna blizna i statek pełen trupów. Podobało mi się. Do tego imię Mordechaj zawsze wzbudza cień uśmiechu na mojej twarzy.

A bo ten Mordechaj to mi wlazł w podświadomość przy oglądaniu Wyspy Piratów. Wlazł, zakorzenił i nie chciał wyleźć :D

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Bardzo fajne. Historia barwna, zakończenie naprawdę udane. Scena abordażu też na plus. Panie piratki, nie dałem się zwieść pozorom sympatyczności, mimo wszystko dość odrażające w swej przemocy. (Ciekawe jakby się sprawiła w prawdziwym świecie taka załoga złożona z samych kobiet). 

Dziękuję Zygfrydzie,

A jako iż nie mam w sobie grama feminizmu, rzeknę iż nie wierzę w możliwość sprawnego działania babskiej załogi pirackiego okrętu. Głównie dlatego, że – osobiście – W ŻYCIU nie uśmierciłabym Mordechaja. Mimo jego, w pewnych tematach, nieprzydatności ;)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

“Srodze zwiódł tak pokładane w nim nadzieje“ – zawiódł

 

“Właśnie z powodu sporego brzucha, bosman biegł w kierunku dowódcy, sapiąc ciężko.“ – nie rozumiem, czemu brzuch bosmana ma być powodem biegu w stronę kapitana? Poskarżyć mu się chciał czy co?

 

Całkiem sympatyczna opowiastka, plastyczna, z zabawnym zakończeniem. Tylko skąd lichy handlowy stateczek miał na pokładzie trytona (czy inne podobne stworzenie?). Taki cenny ładunek a puszczony taka łajbą? Jak go w ogóle złapali, skoro takie z nich mameje?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

nie rozumiem, czemu brzuch bosmana ma być powodem biegu w stronę kapitana? Poskarżyć mu się chciał czy co?

Patrz, Joseheim, tylu czytało, nikt nie zauważył. No co oko, to oko ;)

Oba babole poprawione.

 

Co do trytona na stateczku mamei – trafiło się ślepej kurze ziarno. Ot, co. :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Opowiadanie na pewno jest nieźle napisane i czyta się je całkiem szybko i przyjemnie, ale…  ; )

– myk fabularny z tym neptunem spod pokładu jest, jak dla mnie, trochę nieudany, ponieważ taka puenta jest zbyt słabo sygnalizowana w toku opowieści, przez co sprawia wrażenie przypadkowej/oderwanej od reszty tekstu – innymi słowy równie dobrze mogłoby się okazać, że w rzeczywistości ten więzień to półsmok albo półlisz i piratki urodzą stadko nieumarłych dzieciaczków ;  P

– wydaje się, że okręt pełen kobiet-marynarek byłby na tyle nietypowym zjawiskiem, że stałby się rozpoznawanym zjawiskiem i ci koleżkowie ze statku handlowego zareagowaliby szybciej (ale to tylko luźna uwaga).

 

 

I po co to było?

Pozwól, syf.ie, że się z Tobą nie zgodzę.

Co do pierwszego zarzutu: nie widziałam sensu wyłuszczania od początku Czytelnikowi trytonowatości ładowni, gdyż oważ miała być końcową niespodzianką – tym “doskonałym zdaniem” (ukłon i mrugnięcie w kierunku DJ). Kilka wskazówek Czytelnik miał: Ot, zabawna sprawa, chciało mu się rzygać od zapachu ryb. (…) Nie, żeby mrok był mu obcy… (taka aluzja, że trytony w głębiach pływają, a tam ciemno jak… każdy wie jak gdzie ;) ) Cholernie zabawne – utonie uwięziony w śmierdzącej rybami i szczynami ładowni. Zwłaszcza to, że utonie, przyprawiało go o histeryczny śmiech.

 

Co do drugiego zarzutu: Otyl z dumą przyglądała się rozpiętym żaglom. W ostatnim porcie dała za nie dwieście talarów, ale były warte każdego kwartnika. – Sugeruje, że dziewczęta wypływały w pierwszy rejs. (Bez żagli pływać wielce trudno na brygantynie ;) ) Tak samo, jak : Liczyła, że dłużej będą mogły nacieszyć się wolnością, jaką daje morze i spora odległość od domu. Miała nadzieję, że nim napotkają pierwszy statek, minie przynajmniej z kilkanaście dni. A tu ledwie wczoraj z rana wypłynęły z portu…

Skoro wypływały w pierwszy rejs i jak dotąd żadnego statu na swej drodze nie spotkały, nie mogły się stać “rozpoznawalnym zjawiskiem”. U chłopców z handlowego mogły jedynie wywołać zdumienie lub zainteresowanie, a nie reakcję bojowo-ucieczkową :)

 

Jednakowoż dziękuję za przeczytanie i opinię :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

“spora odległość od domu” zdaje się sugerować, że wpierw musiały się od tego domu oddalić, a podejrzewam, że na plecach statku nie niosły ; P

I po co to było?

 Może dziewuszki przypłynęły do portu, w którym Zearis stała różnymi stateczkami, łódeczkami, abo czym tam jeszcze… Nie zmienia to faktu, że był to pierwszy rejs pań na tej konkretnej brygantynie, więc marynarze nie mogli wiedzieć z jaką załogą przyjdzie im walczyć.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Powiem tak – kapitan, która nie potrafi zapanować nad swoją załogą to kiepska kapitan. Taka, która świeci sobie pochodnią w ładowni statku – drewnianego statku – wymyka się moim zdolnościom pojmowania.

Ale koniec uszczypliwości. Opowiadanie jest – moim zdaniem – kapitalne. Proste, zabawne i z nietuzinkowym pomysłem. Kłaniam się i biję brawo.

Vyzart, czy Ty wiesz, że pierwszy na pochodnię zwróciłeś uwagę? Nic to, zmienić się nie da, bo czymże innym zaświecić by dziewuszka mogła?

Dzięki za komentarz… no i brawa też. Rzeknę nawet, że za brawa i ukłony w szczególności ;)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Mogła świecić latarnią?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hmmmm… Mogła?

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Na statku musiały być jakiej latarnie/ lampy. Choćby świeczka za szybkami oprawionymi np. w ołów. Przecież czymś oświetlali pomieszczenia, kiedy słońce zaszło. Tak mi się wydaje… ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pociamku pomacanku! ;-)

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dobrze Ci się wydaje.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

PsychoFishu, pociamku pomacanku, majtki kładli sobie wzajem w usty co smaczniejsze kąski, a i obłapiali się łapczywie. ;-)

 

Cieniu Burzy, jak to dobrze usłyszeć, że to co mi się tylko wydawało, to mi się nie wydawało. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Psy­cho­Fi­shu, po­ciam­ku po­ma­can­ku, majt­ki kła­dli sobie wza­jem w usty co smacz­niej­sze kąski, a i ob­ła­pia­li się łap­czy­wie. ;-)

Łeee! Fuj! Brzydko!

 

Cieniu Burzy, jak to dobrze usłyszeć, że to co mi się tylko wydawało, to mi się nie wydawało. ;-)

A jeśli i mnie się tylko wydaje?

No cóż, grunt, że nie jestem w swoim iluzorycznym świecie sam.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Dobra, dobra, moje wy specjalisty… już ni ma pochodni :D

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

REGULATORZY :-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ni ma pochodni, zrobiło się cimno…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Kiej tam cimno. Dyć światła Ruda dali :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Kiedyć dali, to widno świeci. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Opowiadanie napisane z typową dla Ciebie lekkością i szczyptą humoru. Pomysł z piratkami i ich żeglugą całkiem interesujący, choć moim zdaniem wart rozwinięcia. Bo tekst fajny, ale tak szybko się kończy; chociaż takie wrażenie odnoszę stosunkowo często, przy okazji różnych opowiadań.

Tak czy siak, podobało mi się. 

Dziękuję, domku :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Miś znowu będzie żałował, że dowiedział się o Emelkali, że już nie pisze na NF. Czytajcie, bo nie zanosi się na więcej. :)

Nowa Fantastyka