Drugie podejście ;)
Opowiadanie zostało mocno poprawione i powiększone, więc wypadało wystawić jako nowe.
Dziękuję AlexFagus i PsychoFishowi za betę i dyskusje. Tak, wiem, uparta jestem :)
Drugie podejście ;)
Opowiadanie zostało mocno poprawione i powiększone, więc wypadało wystawić jako nowe.
Dziękuję AlexFagus i PsychoFishowi za betę i dyskusje. Tak, wiem, uparta jestem :)
Czuł wzbierające mdłości. Smród był nie do wytrzymania. Smród i ciemność. Więzień odetchnął głęboko, a potem zachichotał nerwowo. Ot, zabawna sprawa, chciało mu się rzygać od zapachu ryb.
Poruszył się. Grube łańcuchy zabrzęczały głośno, a kajdany znów otarły nadgarstki. Syknął z bólu, opierając się ciężko o drewnianą ścianę. Fetor dławił, łańcuchy krępowały, ciemność przerażała. Nie, żeby mrok był mu obcy, ale w tym było coś… ostatecznego. Jeszcze nigdy tak się nie bał. Słyszał pokrzykiwania ludzi, fale uderzające o burtę, skrzypienie drewna pracującego w szkielecie statku. Wszystkie te dźwięki i nieustanne bujanie uświadamiały mu nieuchronność końca.
Ponownie odetchnął głęboko, a zapach ryb zmieszany z odorem uryny szarpnął pustym żołądkiem.
Jakoś nikt nie pomyślał, żeby nakarmić więźnia. Skuć, wybatożyć, skopać – a jakże, ale nie nakarmić czy napoić. Może i dobrze, przynajmniej nie miał czym wymiotować. O jeden smród mniej.
Zaśmiał się cierpko, czując spływające po policzkach łzy.
Bez sensu, wszystko bez sensu.
Otyl z dumą przyglądała się rozpiętym żaglom. W ostatnim porcie dała za nie dwieście talarów, ale były warte każdego kwartnika. Najprzedniejsze płótno, barwione przez tkaczki z Erone – a wszyscy wiedzą, że nie ma lepszych tkaczek, niż te z Erone. Zwłaszcza, gdy używają barwników z Istry. Tylko one potrafią nadać materiałowi tak intensywną czerwień o złocistym połysku.
Mordechaj mówił, że kolor jest bez znaczenia i że, po prawdzie, żagle winny być czarne. Co on tam wiedział? Czerwień znacznie lepiej prezentowała się przy sosnowym kadłubie Zearis. To też się Mordechajowi nie podobało. Zrzędził, że nie powinna dawać okrętowi imienia bogini płodności, że nie wolno drażnić wyższych mocy. Otyl widziała to inaczej. Ochrzciła tak swoją brygantynę, by oddać cześć bogini i zjednać jej przychylność. Bo któryż z mieszkańców niebios mógłby lepiej pomóc w zdobyciu dobrych ojców dla dzieci Wyspy Kobiet? Dzieci, które miały się dopiero narodzić dzięki brańcom Zearis.
I dlatego właśnie Perkata Todi wymalowała pięknymi dużymi literami imię bogini na kadłubie, a reszta dziewcząt zawiesiła na brygantynie ognistoczerwone żagle, o lekko złotym połysku.
Zaraz po tym, jak na najwyższym maszcie zadyndał Mordechaj.
Otyl uśmiechnęła się smutno. Ależ miał zdziwioną minę, kiedy Tłuste Siostry zadzierzgnęły na jego mocnym karku linę. Nowiutką, konopną. Też sporo kosztowała, ale kapitan nie żałowała na takielunek. Bo na Mordechaja z całą pewnością. Srodze zawiódł tak pokładane w nim nadzieje, jak i zaufanie pani kapitan. Oszukiwał ją przez trzy lata. Trzy lata! Miał szczęście, że była miłosierna i oddała zdrajcę w ofierze bogini, zamiast wieźć do Mateczki.
Odetchnęła, smakując pikantne morskie powietrze. Słońce było w szczycie i pięknie odbijało się od złoceń na burcie żaglowca. Świat otwierał się przed piratkami z Wyspy Kobiet. Wielki, wspaniały świat. Miały swoją misję, ano miały. Co jednak szkodzi połączyć przyjemne z pożytecznym? Zwiedzą oceany i przywiozą do domu to, czego najbardziej tam brakowało. Dzięki niej… nim Wyspy znowu ożyją.
Mała, chuda Mio krzyknęła z bocianiego gniazda. Zabrały ją z targu w ostatnim porcie. Nie potrzebowały już więcej marynarzy, ale dziewczynka tak się napraszała. Niziutka i niedożywiona, chwaliła się, że ma piętnaście lat, ale Otyl nie wierzyła. Żadna z kobiet nie wierzyła. I pewnie by ją zostawiły przy tamtym straganie z kwiatami, gdyby jeden kupiec nie zaczął się na dzieciaka wydzierać, szturchać chudziny i za włosy łapać.
Na Zearis już stawiały żagle, już zrzucały cumy…
Starsza z Tłustych Sióstr poderżnęła kupcowi gardło, a młodsza złapała Mio pod pachę i pognały na brygantynę. Otyl westchnęła, wspominając. Trochę żal, dobrze się tam handlowało, przednie tkaniny mieli. No, ale Tłustym Siostrom czasami trudno wytłumaczyć, że wygrana w dyskusji nie polega na tym, kto szybciej noża dobędzie. Trzeba będzie port zmienić. Szkoda.
Mio wydzierała się tym swoim piskliwym głosikiem, wyciągając rękę. Kapitan spojrzała we wskazanym kierunku.
Płynący pod białymi żaglami szkuner zmierzał w ich stronę. Nic w tym dziwnego. Mimo napomnień Mordechaja – słodka Eri, przyjmij go na swe łono – Otyl nie nakazała wywiesić pirackiej bandery. Nie rozumiała, dlaczego powinna to zrobić. Przecież to nielogiczne ostrzegać tych, których chce się złupić, prawda? Co prawda, gdyby wywiesiła rodzimą chorągiew, zapewne żeglarze z tamtego szkunera zareagowaliby tak, jak i na widok pirackiej, więc wywiesiła flagę, pod którą pływał Mordechaj zanim… powiedzmy, że go zwerbowały.
Otyl spojrzała na swoje kobiety i westchnęła.
Liczyła, że dłużej będą mogły nacieszyć się wolnością, jaką daje morze i spora odległość od domu. Miała nadzieję, że nim napotkają pierwszy statek, minie przynajmniej z kilkanaście dni. A tu ledwie wczoraj z rana wypłynęły z portu…
Czterdzieści twarzy skierowało się ku dowódcy. Siedemdziesiąt dziewięć oczu – bo Ruda straciła jedno w portowej tawernie przed dwoma laty – wbiło wzrok w jej oblicze. Otyl jęknęła cicho.
– Dobrze – pokiwała głową.
Okrzyki radości zatrzęsły okrętem.
– Tylko nie zapomnijcie, co było ustalone! – próbowała przekrzyczeć załogę. Bezskutecznie.
Odwróciła się, by ponownie popatrzeć na szkuner.
Miała tylko nadzieję, że dziewczyny pamiętają napomnienia nieboszczyka Mordechaja.
– Panie kapitanie! – Bosman Gunfo zaczynał się niebezpiecznie zbliżać do stanu, w którym nie będzie już biegał, a zacznie się toczyć. Koszula z niegdyś białej bawełny przy każdym kroku lekko trzeszczała w szwach. Właśnie z powodu sporego brzucha, bosman sapał ciężko, biegnąc w kierunku dowódcy. – Panie… kapitanie!
– Nie drzyjcie się, Gunfo, głuchy nie jestem – grzecznie odpowiedział kapitan Rent. – Co się stało?
– Brygantyna, panie… kapitanie…
– No, widzę. I co?
– Zmieniła…
– Stańcie, odsapnijcie. Coś trzeba z tym waszym bebechem zrobić, Gunfo. Jeszcze mi, w środku rejsu, na jaką zapaść zejdziecie.
Bosman zatrzymał się posłusznie. Przez krótką chwilę łapał oddech, zastanawiając się po ciężką cholerę ma dbać o talię, skoro służy na malutkim statku handlowym. Kiedy jednak mijały kolejne uderzenia serca, a on nijak odetchnąć normalnie nie zdołał, uznał, że kapitan co nieco racji mieć może.
– No? – wyczekująco zapytał Rent.
– No, zmieniła kurs.
Kapitan sięgnął po lunetę i popatrzył leniwie.
– Płynie ku nam, panie kapitanie.
– Widzę, Gunfo. Widzę.
– A myśmy bezbronni, jak, nie przymierzając, smark w powiciu. Nawet jednej armatki…
– Tak…?
– I chłopcy się boją, że może… No wiecie…
– Nie, nie wiem.
– No, że to po niego – wyszeptał bosman, spoglądając w kierunku zejściówki.
Rent westchnął ciężko, unosząc wzrok ku niebu, z niemym pytaniem, dlaczego to właśnie jego spotyka.
– Gunfo – rzekł wreszcie cicho – pomyślcie.
Bosman zamrugał.
– Tak, panie kapitanie?
– To statek jest, prawda? S t a t e k – przeliterował miękko. Widząc jednak, że marynarz nie rozumie, machnął ręką. – Nieważne. Rozdajcie chłopcom broń. Na wszelki wypadek. I powiedzcie, że to na pewno nie po niego.
– Ale, panie kapitanie, te szmaty… Kto widział czerwone szmaty?
– Gunfo – uciął twardo Rent – to brygantyna pod banderą Wąskiego Przylądka. Zapewne brakło im słodkiej wody, albo potrzebują innej pomocy. Nie mają nic wspólnego z naszym ładunkiem.
Okrąglutki bosman nie wyglądał na przekonanego, ale co było robić, rozkaz to rozkaz.
Chudy Dudek już siódmy rok wysiadywał w bocianim gnieździe. Lubił tę robotę. No i nie był za bystry, więc na karierę w żegludze raczej nie mógł liczyć. Stojąc w najwyższym punkcie szkunera, Chudy Dudek czuł bliskość bogów i moc morza. Był szczęśliwy. Prawie tak szczęśliwy, jak bosman obalający kolejną szklanicę rumu. Czasami sam pan kapitan uśmiechał się do majtka, a wtedy… wtedy to już Duduś gotów był na spotkanie z panią Eri. Kochał kapitana. Kapitan przypominał mu ojca. Tylko nie tłukł pasem przez gołą dupę.
Tak więc Chudy Dudek siedział w bocianim gnieździe i wpatrywał się w żaglowiec płynący na spotkanie Morskiego Kupca. Przez jakiś czas nie odrywał wyłupiastego oka od lunety. Naraz przycisnął instrument do twarzy tak mocno, że syknął z bólu.
– Baby? – wyszeptał zdumiony. – Co za wariat bierze na pokład baby. Toż bicz boży murowany!
Zearis podchodziła od bakburty. Na fokmaszcie wciąż powiewała zielono-czarna bandera Przylądka. Pod pokładem działowe załadowały armaty, mimo iż kapitan na razie zabroniła unieść ambrazury. Otyl stała na mostku, przyglądając się szkunerowi, podczas gdy jej załoga, częściowo ukryta, czekała na komendę. Reszta kobiet opierała się o nadburcie. Wszystkie były uzbrojone, nawet mała Mio siedząca w bocianim gnieździe – chociaż chudzina ledwie potrafiła podnieść garłacz, a co dopiero z niego wystrzelić.
Piratki, które się nie ukrywały, trzymały w dłoniach liny zakończone hakami, sprytnie schowane przed wzrokiem marynarzy z drugiego okrętu. Kiedy brygantyna dopłynęła do Morskiego Kupca, tak blisko, że burty statków niemal się stykały, na krótką chwilę – a zdającą się trwać wiecznie – oba okręty zamarły.
Mężczyźni z Morskiego Kupca zagapili się na przeciwną załogę.
Kobiety oceniały towar.
Naraz rozległ się krzyk Otyl:
– Aaaaaabooooordaaaaaż!
Liny pofrunęły w niebo. Haki wbiły się w klepki szkunera. Zaskoczeni marynarze wciąż stali, gdy kobiety rzuciły kładki, by dostać się na pokład atakowanego okrętu. Prym wiodły Tłuste Siostry, wbrew swemu przydomkowi i posturze, niezwykle sprawne. Złapały liny, przez moment kołysały się pomiędzy burtami, a potem spadły na Morskiego Kupca niczym piekielny grom. I ledwie dotknęły pokładu, już dzierżyły w potężnych dłoniach długie, zakrzywione noże.
Za nimi skoczyły pozostałe. Krzycząc, wyklinając, wyjąc jak potępione, trzymając w rękach szable, noże, albo muszkiety, wpadły na szkuner.
W tej samej chwili ambrazury uniosły się, odsłaniając potężne armaty.
Wszystko to trwało ledwie moment. Ogłuszeni wrzaskiem, kompletnie nieprzygotowani i cholernie zaskoczeni marynarze nie zdążyli nawet drgnąć.
I być może na tym skończyłby się cały atak, a Otyl przywiozłaby na Wyspy upragnionych przez jej mieszkanki mężczyzn, gdyby…
Chudy Dudek kochał kapitana i bocianie gniazdo. Kochał nad życie. Kiedy więc zobaczył, że obu tym miłościom grozi niebezpieczeństwo, niewiele myśląc, sięgnął po muszkiet – niezbyt mądrze wydany mu przez bosmana – i wypalił.
Kula musnęła policzek Pryszczatej Zoi. Dziewczyna wrzasnęła rozpaczliwie, bardziej ze złości niż bólu. Pomacała zranione lico, a uświadomiwszy sobie, że prócz wiadomej skazy na urodzie, szpecić będzie ją jeszcze blizna – ryknęła wściekle.
I to wystarczyło.
Tłuste Siostry uśmiechnęły się dziko, odsłaniając niepełne uzębienie. Noże w dużych dłoniach zaśpiewały krwiożerczo.
Pierwszy marynarz legł na deskach, nim zrozumiał, co go dopadło. Kolejny zdążył sięgnąć po pistolet. Kiedy jednak odciągał kurek, ostrze Siostry odłączyło dłonie mężczyzny od przedramion. Chyba nie poczuł bólu, bo jednocześnie nóż rozorał gardło nieszczęśnika.
Pryszczata Zoi w tym czasie, z biegłością małpki, wdrapywała się po grotmaszcie. W zębach trzymała kordzik, na który skapywały krople krwi z małej ranki na policzku dziewczyny. Co rusz uśmiechała się okrutnie, wpatrując w kosz bocianiego gniazda nad głową.
Mężczyźni oprzytomnieli dość szybko, ale – mimo uzbrojenia – nie mieli szans z piratkami.
W końcu byli tylko marynarzami na niewielkim handlowcu. Walczyli co prawda zażarcie. Udało im się nawet zranić kilka rozbójniczek. Cięli na oślep, bezładnie próbując się bronić.
Krew spływała na deski. Krzyki, jęki, płacz.
– Dyć mówiłem, że szmaty… – wyszeptał bosman i skonał.
Kapitan wyprowadzał gładkie cięcia piękną szablą, którą dostał od armatora. Bronił się długo, najdłużej ze wszystkich. Na bocianim gnieździe dawno już ucichło rzężenie Chudego Dudka, a Rent wciąż wywijał swoim kunsztownym ostrzem.
Kobiety otoczyły go. Stawały do walki, jedna po drugiej i – nim zdołał którąś zranić – odskakiwały, oddając pole kolejnej.
Wreszcie Ruda wyciągnęła zza paska garłacz i wypaliła.
W tej samej chwili wystrzeliła armata na Zearis.
Więzień usłyszał strzały i drgnął gwałtownie. Co to znaczyło? Wolność czy śmierć? Szarpnął się. Łańcuchy zabrzęczały w ciemności. Słyszał odgłosy walki, a wcześniej dźwięk zderzających się burt.
Ktoś zaatakował szkuner. Piraci? Po co?
Jeśli bandyci użyją armat i trafią w poszycie… Jeśli okręt pójdzie na dno, on zatonie wraz z nim. Zachichotał nerwowo. Cholernie zabawne – utonie uwięziony w śmierdzącej rybami i szczynami ładowni. Zwłaszcza to, że utonie, przyprawiało go o histeryczny śmiech.
Nad jego głową rozpętało się istne pandemonium. Wizgi, jęki, hałas.
Wreszcie armatnia kanonada, trzask pękającego drewna i gwałtowny wstrząs. Mężczyzna poderwał się na nogi i daremnie próbował czegoś złapać. Krzyknął, zawisnąwszy na łańcuchach. Wrzaski ludzi, unoszące włosy na karku więźnia, ucichły wreszcie. Przylgnął do ściany. Wcześniej sądził, że się boi?
Dopiero teraz bał się naprawdę.
– Święta Zearis – Otyl przekroczyła kolejnego trupa, bezskutecznie wypatrując jakiegoś żywego marynarza – czy wyście całkiem rozum postradały? Nie pamiętacie, po co ta wyprawa? Wyrżnęłyście cały towar i jeszcze szkuner ostrzelały! Jedną razą obie zdobycze zmarnowane! Wiecie, co będzie, jak się Wielka Matka dowie?
Kobiety pochyliły głowy. Zarumieniły się po same uczy, nieco jednak zawstydzone. Niska piegowata działowa, która – wbrew rozkazom pani kapitan – odpaliła armatę, schowana za Siostrami, z wolna żegnała się z życiem…
Otyl westchnęła. No tak, czemuż się dziwiła, przecież wiadomo, że jak Tłuste Siostry usłyszą piosnkę scyzoryka, nic ich nie powstrzyma. Trzeba było zostawić je w domu, bo jak one zaczynają, to reszta kończy. Nic i nikt ostać się nie może.
– Nie będziemy dłużej tego roztrząsać – powiedziała głośno, żeby każda z załogi usłyszała naganę w głosie kapitan. – Zostaniecie tu i przemyślicie swoje postępowanie, a ja wraz z Rudą zejdę pod pokład. Może któryś się uchował.
Odwróciła się i, gdy już żadna z marynarzy nie mogła zobaczyć twarzy dowódcy, uśmiechnęła promiennie. Nadgorliwość kobiet miała swoje zalety. Nadal będzie mogła cieszyć się morzem, wiatrem, wolnością i karmazynowymi żaglami.
Mijając kolejnego trupa, oceniła straty i uznała, że w sumie nic się nie stało. Szkuner był urokliwy, ale jego załoga – na piekielne demony – szpetniejsza niż dyndający Mordechaj. On nawet po śmierci, z wybałuszonymi oczyma i siną twarzą, wciąż nie wyglądał źle.
A ci tutaj i owszem. Żaden z nich materiał do rozmnażania.
Jaka szkoda, że Mordechaj miał tamten wypadek, pięć lat temu, i głupi się przyznał. Jakby nie wiedziała, że jest… nieprzydatny, nadal ogrzewałby jej łoże i służył radami.
Pogrążona w zadumie nad martwym kochankiem, otwierała kolejne drzwi, a później następne i następne. Nigdzie nikogo nie było. Wreszcie otworzyła drzwi do ładowni pod dziobem.
– Ruda, daj no jakieś światło, ciemno tu, jak w piwnicy ciotki Duny – odwróciła się do towarzyszki, a kiedy ta wykonała polecenie, Otyl weszła do środka.
Najpierw dojrzała jego oczy. Błękitne jak morze w letni, bezchmurny dzień. Połyskiwały w świetle, jakby płonęły własnym blaskiem.
Dopiero później zauważyła, że więzień jest nagi.
Trudno było oderwać od niego wzrok. Och, nie żeby Otyl nie widziała dotąd pięknego mężczyzny. Widziała ich setki. Choćby taki Mordechaj. Był taki urodziwy, że wiele sobie obiecywały po przyszłej progeniturze. Swego czasu sama Mateczka ostrzyła sobie na niego ząbki, a ciotka Duna co rusz ciągnęła do piwnicy – ponoć dżemiki pokazywać.
Jak tak pomyśleć, to dziwne, że wcześniej się nie zorientowały, że Mordechaj jest jałowy. Trzy lata, ogrom… dżemików i żadnego potomka.
W każdym razie Otyl widziała już niejednego pięknego mężczyznę, ale żaden nie był doskonały. I – aż do otwarcia ładowni na podbitym właśnie szkunerze – sądziła, że taki mężczyzna nie istnieje.
Uwolniły go, zabrały na brygantynę i nakarmiły. Nie pytały, dlaczego był więźniem. W ogóle o nic nie pytały.
Nie potrzebowały go do rozmów.
Wiedział o tym od chwili, gdy ją zobaczył. Długonogą kapitan statku o czerwonych żaglach. Już ją kiedyś widział. Trzy lata wcześniej, gdy płynęła na innym żaglowcu pod inną banderą. Powiedział wtedy Mordechajowi, że kobiety z Wyspy to same kłopoty, ale przyjaciel i tak stracił dla dziewczyny głowę i ruszył jej śladem.
Ciekawe, co się stało z Mordechajem?
Nieważne. Grunt, że on nie był już więźniem. Musiał oczywiście… powiedzmy, że wypełnić zobowiązanie. Był im przecież coś winien, uwolniły go z ciemnej ładowni i uratowały od losu gorszego niż śmierć. Powiedzmy więc, że podziękował kobietom. Każdej z osobna. Czterdzieści razy okazał wdzięczność.
I na tym koniec.
Stał przez chwilę na opustoszałym pokładzie. Mała Mio drzemała w bocianim gnieździe, rozpaczliwie próbując sprostać wymaganiom pani kapitan i trzymać wachtę. Mężczyzna uśmiechnął się do dziewczynki, a potem stanął na burcie pogrążonej we śnie brygantyny i spojrzał w rozgwieżdżone niebo. Miał trochę wyrzutów sumienia. Bo przecież strasznie się dziewczęta zdziwią za dziewięć miesięcy.
Oj, strasznie.
Odbił się od burty i skoczył. Gładko wszedł pod wodę. I, machając potężnym ogonem, popłynął do swego królestwa.
Jesteś uparta ;-) Jak diabli ;-) Jest lepiej, wciąż mi się podoba, trochę więcej wiadomo po co się dziewczęta na morze wyprawiły… Nadal nie rozumiem, skąd bierze się berserk Tłustych Sióstr. Nadal nie rozumiem, czemu kobiety stawały do walki z kapitanem jedna po drugiej, zamiast go normalnie, wiesz, kupą… :-) Scena walki dynamizuje opowiastkę.
Jest lepiej :-) Ale – jesteś uparta ;-) W sumie to dobrze, nie poddajesz się – jeszcze lepiej. ;;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Nie ma czasu na poprawki – straszne dni przede mną – więc musi zostać, jak jest. Żal by mi było nie dać do końkursu :) A z poprawkami bym nie zdążyła.
Dobrze, że CI się podoba.
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Ech, nie lubię czytać drugi raz tego samego. Za pierwszym tekst był świeższy, fajniejszy. A firaneczek dalej nie ma. ;-(
Chudy Dudek już siódmy rok wysiadywał w bocianim gnieździe.
Trochę to brzmi, jakby nie schodził na dół.
trzymając w rękach to szable, to noże, to muszkiety, wpadły na szkuner
A to, jakby żonglowały bronią. Ale może się czepiam.
Każdej z osobna. Czterdzieści razy okazał wdzięczność.
A na kapitan wcześniej patrzyło czterdzieści buziek. Czyli razem czterdzieści jeden. Która zrezygnowała z wyrazów wdzięczności? Jeśli ta mała, to w porządku.
Babska logika rządzi!
Aż strach czytać, ale jutro będę jednak musiał. ;)
Kolorowych!
Sorry, taki mamy klimat.
Niby to samo, ale dodane sceny wpłynęły zdecydowanie na korzyść opowiadania, które w obecnym kształcie podoba mi się bardziej. ;-)
Chyba nie poczuł bólu, bo w tym samym czasie nóż rozorał gardło nieszczęśnika. Pryszczata Zoi w tym czasie… – Powtórzenie.
Może w pierwszym zdaniu: Chyba nie poczuł bólu, bo jednocześnie/ równocześnie nóż rozorał gardło nieszczęśnika.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Niezłe, można pochłonąć na jednym wdechu, a jakże argh! Puenta mnie zaskoczyla niczym tłuste siostry marynarzy, czyli wbiła mi nóż w bebechy. Otóż zabrakło mi lekkiego ,,foreshadowingu". Rzygac mu się chce od zapachu ryb ( to czym on się żywi? Planktonem? ). Łza, ssaki wodne nie ronią łez. Ale w sumie na lądzie ogona nie miał czyli w wodzie mógł zmienić budowę oczu. Ale przynajmniej mnie wydaje się, że wyrażenie jakiejs tesknoty za morzem nie zepsuloby puenty a dla wnikliwego czytelnika byłoby wskazówka. Ogólnie logiczne, z żeglarskim słownictwem. Zdecydowanie har!tastyczne. Pozdrawiam!
Jesteś pisarzem? Mień się najlepszym. Ale nie jesteś nim, póki ja jestem w pobliżu. Masz wątpliwości? To włóż rękawice, sprawdź z czego jesteś ulepiony. Zacznij wymierzać ciosy za to w co wierzysz. Boksuj w klawiaturę, na litość boską!
Finkla, dzięki za pkt. Żonglowanie poprawione, Duduś prawie nie opuszczał… zostawię jak jest, a czterdzieści razy, bo Mio była mała – dobrze się domyśliłaś :) I ja też miałam słabość do poprzedniej wersji, ale regulatorzy miała rację – w opowieści o piratach potrzeba trochę dynamiki :)
Regulatorzy – ta wersja dla Ciebie ;) Ale o rozbójniczkach czyhających w lesie napiszę na pewno. “ W tym czasie” poprawione – dziękuję.
Sethrael – NIE CZYTAJ!!! Już – po Czasie – przecież było tak miło ;)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Shadziowaty – dziękuję.
Co do ryb – no właśnie dlatego było to dla niego “zabawną sprawą”. Pewnie i jadł ryby. Ja jem, ale siedząc zamknięta w ładowni, z nadmiarem tak charakterystycznego dlań zapachu, tez pewnie poczułabym mdłości.
Co do łez – zgadzam się z Twoim drugim zdaniem. Więcej nie dodam, bo, wiesz – sporo ludzisk od komentarzy zaczyna czytanie :)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Miałam nie czytać, żeby nie psuć sobie humoru (bo wciąż jest jeszcze kilka dni i moi piraci czają się już coraz bliżej), ale nie mogłam się powstrzymać.
Niestety, zaczęłam od komentarzy i miałam zepsutą końcówkę :( , bo w trakcie czytania domyśliłam się o co chodziło w komentarzach dotyczących żywego ładunku.
Tak, czy inaczej chylę czoła! Morskie Amazonki – fantastyczny pomysł! I tak lekko opisany.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Jakże się cieszę, że mogłam pomóc, że sugestie okazały się inspirujące! ;-D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Śniąca – dziękuję. Niestety tak bywa z czytaniem od końca… znaczy od komentarzy ;)
regulatorzy – to ja się cieszę ;)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Sprytna gra z patriarchalnym skansenem pirackiej konwencji, Ursula Le Guin by też to pewnie pochwaliła, no i ten rybochłop zuch!
Przyczajony użyszkodnik
Fajne. :)
Chociaż nie mogę zmusić się do sympatii w stosunku do bohaterek, stosujących taką bezmyślną przemoc. ;) No ale cóż, piratki!
Mechaniszkin – to co Ci się bardziej podobało,bo już nie wiem – panie czy jednak pan? ;)
Ocha – bo to trudne laski są. Bardzo trudne do kochania – patrz biedny Mordechaj :)
I dziękuję.
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Podobały mi się panie w roli piratek;), bywały w historii pojedyncze korsarki, ale cała damska załoga, to jest coś! Uśmiechnąłem się też czytając zakończenie w którym los srodze ową szajkę pokarał za, jak zauważyła Ocha, “bezmyślną przemoc” :)
Przyczajony użyszkodnik
– Widzę, Gunfo. Widzę.
Podejrzewam, że bosman dostał takie a nie inne imię właśnie ze względu na to zdanie, prawda? Uśmiech był, nie zaprzeczę.
W końcu, byli tylko marynarzami na niewielkim handlowcu.
Potrzebny tu przecinek?
Hm… dziwna sprawa, nie wiem, co dokładnie zrobiłaś z tekstem, ale teraz wydał mi się nawet fajny. A może to ja mam lepsze nastawienie? Neeee, raczej wątpię. Przebudowa tekstu wyszła mu stanowczo na zdrowie.
Hej ho!
Sorry, taki mamy klimat.
Jeny, Sethrael… “nawet fajny” :)
Dzięki.
Przecinek chyba jednak niepotrzebny – zaraz usunę.
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Pomysłowe zakończenie. Reszta opowiadania może nie jakaś szałowa, ale na pewno sympatyczna. ;)
„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota
Dziękuję, SzyszkowyDziadku :)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
[…] Czterdzieści razy okazał wdzięczność.
I na tym koniec.
Stanął na burcie pogrążonej we śnie brygantyny i spojrzał w rozgwieżdżone niebo. Miał trochę wyrzutów sumienia. Bo przecież strasznie się dziewczęta zdziwią za dziewięć miesięcy.
Oj, strasznie.
Odbił się od burty i skoczył. Przeciął gładko taflę i zanurkował. A potem machając potężnym ogonem, popłynął do swego królestwa.
<> Przecinek przed “machając”. Herkules był lepszy – pięćdziesiąt razy… Pogrążona we śnie brygantyna? Albo interwencja sił wyższych, albo pani kapitan nie nadaje się do roli –– w nocy też trzyma się wachty. Przeciął taflę? Dziwne to morze. Ale jeszcze dziwniejszy jest niewytłumaczalny – albo nie wytłumaczony przez Autorkę – dysonans między przeistoczeniem się byłego więźnia w ogoniastego władcę głębin a tym, że biernie, potulnie tkwił w łańcuchach.
Poza tym reszta mi się. Nawet prawie bardzo.
Ale jeszcze dziwniejszy jest niewytłumaczalny – albo nie wytłumaczony przez Autorkę – dysonans między przeistoczeniem się byłego więźnia w ogoniastego władcę głębin a tym, że biernie, potulnie tkwił w łańcuchach.
Bo widzisz, Adamie, jak się w łańcuchy trafi, to bycie władcą nie pomaga. A jak trafił? Może zabalował z uroczą płetewką, na jakiejś romantycznej wysepce i panowie go przydybali, kiedy spał? A może oważ płetewka była się dowiedziała, że tryton tak nie kompletnie jest jej wierny, więc wzięła go i sprzedała po gorącej nocy? Któż wie… Nie o tym jest ta historia.
Co do przecinków – jak zwykle masz rację. Na taflę nikt przed Tobą nie zwrócił uwagi – pomyślę co zrobić. A pogrążoną we śnie zaraz zmienię.
Dzięki.
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
A może kajdany były srebrne? Wilkołakom to chyba przeszkadza w przemianie? Wprawdzie piratki mogłyby się zainteresować kruszcem, ale może jakieś zaklęte pęta? Albo stop z domieszką srebra?
Babska logika rządzi!
Zaraz, zaraz, kochani… A w czym by mu przemiana pomogła? Dużo by wskórał, wciąż zapięty w kajdany, machając ogonem w śmierdzącej ładowni :) Bo przecież, nawet w skórze trytona, nadal ręce miałby skrępowane.
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Hmmm. Coś w tym jest… Ale z drugiej strony – dwie przemiany i nogi ma wolne. Zawsze może skopać tego, który przyjdzie z batem.
Babska logika rządzi!
Przyjemne opowiadanie, więc bez problemu przeczytałam jeszcze raz. Zmiany na plus. Zastanawiam się, czy na miejscu pani Kapitan pozbywałabym się tak szybko Mordechaja, skoro obrzydliwy jej nie był, a zastępstwa brak, szczególnie że serce miała miękkie. Działowa choćby dla przykładu powinna zostać ukarana za niesubordynację – trzydzieści dziewięć dowodów wdzięczności choćby no! :-)
Zaczynają mnie męczyć te wszystkie superlatywy, do wypisywania których mnie zmuszacie. Nie przywykłem do bycia miłym na taką skalę. Ale jak trzeba, to trzeba: Zajebiste.
Powiedz no mnie jednak, Pani Autorko, czy po przeczytaniu tego opowiadania prawdziwie boli mnie chuda moja dupa, czy też jest to urojony ból po urojonym kopniaku?
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Rooms – dziękuję, a panią Kapitan chyba dość mocno nieuczciwość Mordechaja wk… wkurzyła. Tak mocno, że aż zadyndał bidulek :)
Cieniu – kompletnie urojony ;)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Do pioruna i Neptuna, toż to nieprzyzwoicie dobre opowiadanie jest! Wartka, dynamiczna akcja! Atmosfera żeglugi, jak się patrzy! Gdyby nie chore zatoki, czytając, pewnie wyimaginowałbym sobie zapach morza, lub inne, opisane w tekście, zapachy :P Zakończenie również miód, tfu, rum :)
Gratuluję, Gosiu!
A z innej beczki: zamierzasz w przyszłości przeredagować Zakonną?
Zaskoczeni marynarze wciąż stali, gdy kobiety rzuciły kładki [+,] by dostać się na pokład atakowanego okrętu.
I być może na tym skończył by [skończyłby] się cały atak, a Otyl przywiozłaby na Wyspy upragnionych przez jej mieszkanki mężczyzn, gdyby…
Look at every word in a sentence and decide if they are really needed. If not, kill them. Be ruthless. - Bob Cooper
Ups, Boguś, nie zauważyłam byczków. Już poprawiam.
Z innej beczki – kiedyś zamierzam :)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Nie, żeby mrok był mu obcy, ale w tym było coś
Zarumieniły się po same uczy, nieco jednak zawstydzone.
Skoro się tak mocno zarumieniły, to raczej nie “nieco zawstydzone”.
Podoba mi się pomysł z kobiecą załogą. Mega. Wykonanie również. Taki wesoły, potoczysty język. Tyle że totalnie nie kupuje treści. Nie wydaje mi się realna. Ale to nic, tekst jest przyjemny i o to w tym chyba chodzi. Chociaż zawiodło mnie to, że dziewczynom nic tylko zapładnianie w głowach. Takie to mało przygodowo-pirackie. Zakończenie zabawne, ale nie porywające. Dużo bardziej sam opis załogi i jej wybryków przypadł mi do gustu, niż rola odegrana przez mermaida. Bo on intrygował od początku, jego część była ciężka, przesycona beznadzieją, a zakończyła się tak głupkowato :P
Ni to Szatan, ni to Tęcza.
Upartaś, to fakt. Ale tekst przyjemny, rozrywkowy, a ja takie lubię. Przyklepanko
”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)
Chociaż zawiodło mnie to, że dziewczynom nic tylko zapładnianie w głowach
Tensza, Aniołku, toż dziewczynom bynajmniej zapładnianie w głowach nie było – w przeciwnym wypadku nie wyrżnęłyby całej załogi. To pani kapitan – świadoma ciążącego na niej obowiązku – szukała odpowiedniego materiału… ;)
A głupkowate zakończenie jest świadomym kontrastem z przesyconym beznadzieją motywem trytona.
Dzięki za punkt i przeczytanie.
Alex – :-*
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Z innej beczki, ale bardzo zacne. Chętnie poczytam o dalszych losach wychędożonych (dosłownie i w przenośni) piratek albo chędożącego syrena czy tam innego trytona. Bo na razie ciężko stwierdzić kto protagonistą, a kto tłem.
Infundybuła chronosynklastyczna
Dziękuję, stefanie.
Jakim tłem? Jakim? Tu same protagonisty ;)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
No i dlatego należy wyskrobać jeszcze kilka opowieści z tego świata. Żeby nie było takich przypuszczeń.
Infundybuła chronosynklastyczna
A to oryginalna załoga. Fajnie przeczytać dla odmiany coś takiego. Zamiast okrutnych i gwałcących piratów – okrutne piratki nimfomanki. Dobre, dobre. Może nie rozwala, ale dobre. No i ładnie napisane. Cieszę się, że tryton zrobił im tego psikusa. Naprawdę ładny dowcip (sic!) na koniec. Mały odwet za bogu ducha winnego Mordechaja :P
Tłuste Siostry uśmiechnęły się dziko, odsłaniając niepełne uzębienie. Noże w dużych dłoniach zaśpiewały krwiożerczo.
Nie pasują mi śpiewające noże. Długa klinga, załóżmy, że miecza, świszczy, przecinając powietrze, i już wtedy może wpaść w lekkie, ledwie słyszalne drżenie. Po zderzeniu, zwłaszcza z metalem, rozbrzmiewa głośno, a drgania wygasają powoli. Ponieważ podczas walki ostrze miecza zazwyczaj wielokrotnie się odbija, dźwięk, który wydaje, wciąż wznosi się i opada. Ciągle brzmi. Ewentualnie chwilami miecz milknie, jakby musiał nabrać tchu. Dlatego możemy o nim powiedzieć, że śpiewa. Ta utarta metafora jest IMO zupełnie chybiona, jeśli zastosować ją do noży – choćby i długich. Noże mogą co najwyżej krótko pobrzękiwać i zgrzytać.
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
jerohu – dzięki.
Co do śpiewającego noża – kierowałam się opisem noża abordażowego, znalezionego na kilku stronach o piratach, choćby tej
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Krótkie miecze, długie noże – jeden pies. Mnie dalej to nie gra. Znaczy nie śpiewa.
Ale OK, skoro się kierowałaś i zastanowiłaś.
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Dobre te kobitki, nie pozwolą sobie w kaszę dmuchać – jedna blizna i statek pełen trupów. Podobało mi się. Do tego imię Mordechaj zawsze wzbudza cień uśmiechu na mojej twarzy.
A bo ten Mordechaj to mi wlazł w podświadomość przy oglądaniu Wyspy Piratów. Wlazł, zakorzenił i nie chciał wyleźć :D
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Bardzo fajne. Historia barwna, zakończenie naprawdę udane. Scena abordażu też na plus. Panie piratki, nie dałem się zwieść pozorom sympatyczności, mimo wszystko dość odrażające w swej przemocy. (Ciekawe jakby się sprawiła w prawdziwym świecie taka załoga złożona z samych kobiet).
Dziękuję Zygfrydzie,
A jako iż nie mam w sobie grama feminizmu, rzeknę iż nie wierzę w możliwość sprawnego działania babskiej załogi pirackiego okrętu. Głównie dlatego, że – osobiście – W ŻYCIU nie uśmierciłabym Mordechaja. Mimo jego, w pewnych tematach, nieprzydatności ;)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
“Srodze zwiódł tak pokładane w nim nadzieje“ – zawiódł
“Właśnie z powodu sporego brzucha, bosman biegł w kierunku dowódcy, sapiąc ciężko.“ – nie rozumiem, czemu brzuch bosmana ma być powodem biegu w stronę kapitana? Poskarżyć mu się chciał czy co?
Całkiem sympatyczna opowiastka, plastyczna, z zabawnym zakończeniem. Tylko skąd lichy handlowy stateczek miał na pokładzie trytona (czy inne podobne stworzenie?). Taki cenny ładunek a puszczony taka łajbą? Jak go w ogóle złapali, skoro takie z nich mameje?
"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr
nie rozumiem, czemu brzuch bosmana ma być powodem biegu w stronę kapitana? Poskarżyć mu się chciał czy co?
Patrz, Joseheim, tylu czytało, nikt nie zauważył. No co oko, to oko ;)
Oba babole poprawione.
Co do trytona na stateczku mamei – trafiło się ślepej kurze ziarno. Ot, co. :)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Opowiadanie na pewno jest nieźle napisane i czyta się je całkiem szybko i przyjemnie, ale… ; )
– myk fabularny z tym neptunem spod pokładu jest, jak dla mnie, trochę nieudany, ponieważ taka puenta jest zbyt słabo sygnalizowana w toku opowieści, przez co sprawia wrażenie przypadkowej/oderwanej od reszty tekstu – innymi słowy równie dobrze mogłoby się okazać, że w rzeczywistości ten więzień to półsmok albo półlisz i piratki urodzą stadko nieumarłych dzieciaczków ; P
– wydaje się, że okręt pełen kobiet-marynarek byłby na tyle nietypowym zjawiskiem, że stałby się rozpoznawanym zjawiskiem i ci koleżkowie ze statku handlowego zareagowaliby szybciej (ale to tylko luźna uwaga).
I po co to było?
Pozwól, syf.ie, że się z Tobą nie zgodzę.
Co do pierwszego zarzutu: nie widziałam sensu wyłuszczania od początku Czytelnikowi trytonowatości ładowni, gdyż oważ miała być końcową niespodzianką – tym “doskonałym zdaniem” (ukłon i mrugnięcie w kierunku DJ). Kilka wskazówek Czytelnik miał: Ot, zabawna sprawa, chciało mu się rzygać od zapachu ryb. (…) Nie, żeby mrok był mu obcy… (taka aluzja, że trytony w głębiach pływają, a tam ciemno jak… każdy wie jak gdzie ;) ) Cholernie zabawne – utonie uwięziony w śmierdzącej rybami i szczynami ładowni. Zwłaszcza to, że utonie, przyprawiało go o histeryczny śmiech.
Co do drugiego zarzutu: Otyl z dumą przyglądała się rozpiętym żaglom. W ostatnim porcie dała za nie dwieście talarów, ale były warte każdego kwartnika. – Sugeruje, że dziewczęta wypływały w pierwszy rejs. (Bez żagli pływać wielce trudno na brygantynie ;) ) Tak samo, jak : Liczyła, że dłużej będą mogły nacieszyć się wolnością, jaką daje morze i spora odległość od domu. Miała nadzieję, że nim napotkają pierwszy statek, minie przynajmniej z kilkanaście dni. A tu ledwie wczoraj z rana wypłynęły z portu…
Skoro wypływały w pierwszy rejs i jak dotąd żadnego statu na swej drodze nie spotkały, nie mogły się stać “rozpoznawalnym zjawiskiem”. U chłopców z handlowego mogły jedynie wywołać zdumienie lub zainteresowanie, a nie reakcję bojowo-ucieczkową :)
Jednakowoż dziękuję za przeczytanie i opinię :)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
“spora odległość od domu” zdaje się sugerować, że wpierw musiały się od tego domu oddalić, a podejrzewam, że na plecach statku nie niosły ; P
I po co to było?
Może dziewuszki przypłynęły do portu, w którym Zearis stała różnymi stateczkami, łódeczkami, abo czym tam jeszcze… Nie zmienia to faktu, że był to pierwszy rejs pań na tej konkretnej brygantynie, więc marynarze nie mogli wiedzieć z jaką załogą przyjdzie im walczyć.
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Powiem tak – kapitan, która nie potrafi zapanować nad swoją załogą to kiepska kapitan. Taka, która świeci sobie pochodnią w ładowni statku – drewnianego statku – wymyka się moim zdolnościom pojmowania.
Ale koniec uszczypliwości. Opowiadanie jest – moim zdaniem – kapitalne. Proste, zabawne i z nietuzinkowym pomysłem. Kłaniam się i biję brawo.
Vyzart, czy Ty wiesz, że pierwszy na pochodnię zwróciłeś uwagę? Nic to, zmienić się nie da, bo czymże innym zaświecić by dziewuszka mogła?
Dzięki za komentarz… no i brawa też. Rzeknę nawet, że za brawa i ukłony w szczególności ;)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Mogła świecić latarnią?
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Hmmmm… Mogła?
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Na statku musiały być jakiej latarnie/ lampy. Choćby świeczka za szybkami oprawionymi np. w ołów. Przecież czymś oświetlali pomieszczenia, kiedy słońce zaszło. Tak mi się wydaje… ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Pociamku pomacanku! ;-)
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Dobrze Ci się wydaje.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
PsychoFishu, pociamku pomacanku, majtki kładli sobie wzajem w usty co smaczniejsze kąski, a i obłapiali się łapczywie. ;-)
Cieniu Burzy, jak to dobrze usłyszeć, że to co mi się tylko wydawało, to mi się nie wydawało. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
PsychoFishu, pociamku pomacanku, majtki kładli sobie wzajem w usty co smaczniejsze kąski, a i obłapiali się łapczywie. ;-)
Łeee! Fuj! Brzydko!
Cieniu Burzy, jak to dobrze usłyszeć, że to co mi się tylko wydawało, to mi się nie wydawało. ;-)
A jeśli i mnie się tylko wydaje?
No cóż, grunt, że nie jestem w swoim iluzorycznym świecie sam.
Peace!
"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/
Dobra, dobra, moje wy specjalisty… już ni ma pochodni :D
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
REGULATORZY :-D
"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)
Ni ma pochodni, zrobiło się cimno…
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Kiej tam cimno. Dyć światła Ruda dali :)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Kiedyć dali, to widno świeci. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Opowiadanie napisane z typową dla Ciebie lekkością i szczyptą humoru. Pomysł z piratkami i ich żeglugą całkiem interesujący, choć moim zdaniem wart rozwinięcia. Bo tekst fajny, ale tak szybko się kończy; chociaż takie wrażenie odnoszę stosunkowo często, przy okazji różnych opowiadań.
Tak czy siak, podobało mi się.
Dziękuję, domku :)
Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)
Miś znowu będzie żałował, że dowiedział się o Emelkali, że już nie pisze na NF. Czytajcie, bo nie zanosi się na więcej. :)