- Opowiadanie: Michu - Eliksir miłości po okazyjnej cenie

Eliksir miłości po okazyjnej cenie

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Eliksir miłości po okazyjnej cenie

– To będzie dwadzieścia sztuk srebra, trzy kilogramy mąki, tuzin jaj i pęto kiełbasy.

– Co?! Tak drogo za porcję zwykłego eliksiru?!

– Cena nie podlega negocjacji. Bierzesz albo wynoś się z chaty. – Wiedźma miała już po dziurki w nosie rozhisteryzowanej szlachcianki. – Popyt mamy duży, nie zależy mi na puszczeniu towaru byle komu za pół darmo.

Hrabianka Lucilla d'Andt już miała prychnąć, tupnąć kształtną stópką i udać święte oburzenie, ale zorientowała się, że nic tym nie osiągnie. Wiedźmy Dathomiry nie da się przecież zastraszyć, zakrzyczeć ani oszukać. W grę nie wchodzi także ulubiona broń Lucilly i jej koleżanek – szantaż emocjonalny, połączony z regularnym udostępnianiem zalotnikowi kolejnych części swojego, hmm, prospektu emisyjnego. Jedynym wyjściem było przystanie na ofertę staruchy.

– Niech będzie – przez zaciśnięte zęby syknęła hrabianka. – Jaką mam gwarancję skuteczności specyfiku?

Dathomira zatarła pomarszczone przez lata pracy z chemikaliami ręce i z kupieckim błyskiem w oku rozpoczęła wykład:

– Gwarancją jest moja nieposzlakowana opinia najgroźniejszej, najbardziej złowieszczej, najsilniejszej i jedynej w swoim rodzaju wiedźmy królestwa. Nigdy się jeszcze nie zdarzyło, żeby mój miłosny wywar nie zadziałał! – końcówkę zdania wycharczała podniesionym głosem, celowo opluwając przy okazji Lucillę. Oczywiście, myślała wiedźma, czasem wywarowi trzeba było pomóc, organizując nocną wycieczkę z rzeźnickim nożem do miejsca zamieszkania obiektu westchnień klientki i przeprowadzając szczerą rozmowę na temat kompletu kończyn danego osobnika, ale hej! Ostatecznie panna osiągała sukces, prawda?

– Mmm, przepraszam bardzo – młody, piskliwy głosik odezwał się gdzieś z okolicy uwieszonego nad ogniskiem wielkiego garnka. – Mam jedno pytanie natury, hmm, zasadniczej.

Dathomira jęknęła w duchu i, gdyby znała katolickiego Boga, z pewnością zrobiłaby znak krzyża. W stronę przeprowadzających transakcję dam (no dobra, jednej damy i rozpieszczonej arystokratycznej idiotki) zbliżała się stanowczym krokiem ruda, piegowata dziewczynka w wieku mniej więcej dziesięciu lat. Lub, jak powiedziałaby Dathomira, przemądrzała smarkula, którą w celu spłaty monstrualnego długu, zaciągniętego lata temu, musiała przyjąć na uczennicę.

– Pozwól, szlachetna pani, że przedstawię ci moją podopieczną, stawiającą pierwsze kroki w czarodziejskim fachu, Morganę. – Wiedźma machnęła ręką przywołując dziewczynkę do siebie. – Słucham cię, dziecko.

– No bo, hmmm, tak się zastanawiałam. Jak w zasadzie działa ten eliksir miłości? – Morgana podrapała się po zmierzwionych włosach, przygryzając drobne usta.

– To twór najwyższego kunsztu czarownictwa, efekt połączenia pradawnych mocy z bardzo rzadkimi ziołami…

– Znaczy się, mmm, nie o to pytałam – przerwała wiedźmie dziewczynka. – Chodziło mi o to, czy na pewno przemyśleliśmy wszystkie logiczne konsekwencje stosowania tego rodzaju magii?

O nie, pomyślała Dathomira, gówniara znowu zaczyna swoje logiczne wywody i zaraz spłoszy tę egocentryczną idiotkę.

– Słuchaj, smarkulo, jak ci zaraz zasunę…

– Szanowna Dathomiro – tym razem przerwała jej hrabianka. – Chętnie usłyszałabym, co ta urocza istotka ma do powiedzenia. – Lucilla nigdy nie marnowała szansy, by dogryźć starszym i mądrzejszym (powiedzmy tylko, że d'Andt nie była w czołówce peletonu zmierzającego po laur najbardziej światłej osoby królestwa) od siebie.

Morgana zmrużyła szmaragdowe oczy i zanotowała sobie w głowie, że ta zarozumiała szlachcianka zasłużyła na karę. Nikt nie będzie nazywał jej uroczą, zwłaszcza takie tępe kozy jak ona! Nie chciała jednak rozgniewać Dathomiry bardziej niż to konieczne, wzięła więc głęboki wdech i przywołała na twarz jeden ze swoich naiwnych uśmiechów. – Jak by to, mmm, powiedzieć. Mężczyzna po wypiciu eliksiru się zakochuje?

– Tak – odpowiedziała pewnie wiedźma, choć pewność ta wynikała głównie z potrzeby podtrzymania swojego autorytetu.

– Zakochuje się wtedy, gdy wypije eliksir i zobaczy kobietę, która mu go podała?

– Oczywiście – czarownicy nie podobał się retoryczny kierunek obrany przez uczennicę.

– Ale skąd mężczyzna wie, że to właśnie ta kobieta dolała mu eliksiru?

– To magia.

Magia zawsze jest najlepszą odpowiedzią, zwłaszcza w obecności wieśniaków udających prawdziwych arystokratów, pomyślała wiedźma.

– Hmm, no dobrze. A co, jeśli napój dolałby mężczyźnie inny mężczyzna? Albo niemowlę, wilkołak, zjawa, nieumarły, pies trącający przez przypadek flakon z napojem lub własna babka?

– Uważam, że otwiera to przed nami ogromne możliwości w kwestii obyczajowej tolerancji, seksualnej emancypacji oraz społecznej ekstrawagancji, które to…

– A co gdyby, hmm – Morgana zdawała się nie słyszeć wyjaśnień mistrzyni, pochłonięta własnymi przemyśleniami – co gdyby po podaniu eliksiru kobieta zmarła? Albo wyjechała na drugi koniec świata i nigdy nie doszłoby do spotkania z mężczyzną, który wypił wywar?

– To proste, formuła zaklęcia nie pozwoli uaktywnić się poszczególnym składnikom czaru, a tym samym nie dojdzie do reakcji magicznej wywołującej proces zakochiwania się…

– A jeśli, yhhh, dwie różne kobiety doleją mężczyźnie eliksiru miłości w tym samym czasie, ale do różnych pucharów? Pokocha tę, której eliksir wypił jako pierwszy, czy tę, którą pierwszą zobaczy? A co, gdy obie wleją wywary do jednego pucharu? – dziewczynka nie dostrzegała już otoczenia, całą uwagę skupiając na możliwościach i kwantowych rozgałęzieniach przyczynowości. – Emmm, a gdyby wlać dużo eliksiru do stawu, czy wszyscy pijący z niego wodę zakochają się w używającej napoju kobiecie? Dlaczego królowa jakiegoś państwa nie wyhodowała sobie w ten sposób armii mężczyzn, którzy bez mrugnięcia okiem pójdą za nią w przepaść? A co, jeśli…

Morgana snując swoje wizje nawet nie zauważyła, że przestraszona ogromem moralnych wątpliwości hrabianka wybiegła z wiedźmowej chaty, nie patrząc za siebie, dopóki nie znalazła się w bezpiecznych granicach swojej rodowej siedziby. Jeśli tak ma wyglądać czarowanie, myślała, to wolę zostać przy klasycznych metodach wywoływania miłości. Gołym tyłku, na przykład.

***

Jakiś czas później, gdy zmęczona strumieniem świadomości Morgana odpoczywała w swoim łóżku, wiedźma Dathomira usiadła na bujanym krześle stojącym w kącie sypialni uczennicy i spojrzała na nią uważnie.

– Słuchaj, smarkulo – pyknęła z fajki, wypełniając pokój gryzącym białym dymem. Na szczęście dla Dathomiry, w tamtych czasach nikt nie myślał jeszcze o zakazie używania fajek w budynkach, szkodliwości biernego palenia i prawie dziecka do życia bez toksyn. – Problem z twoimi pomysłami, którymi tak wystraszyłaś tamtą kwokę, nie polega na tym, do czego mogą doprowadzić. Problem w tym, że żadna z tych sytuacji nigdy się nie wydarzy.

– Dlaczego? – zapytała cicho Morgana, choć dobrze znała odpowiedź.

– Bo nie tak działają bajki.

Koniec

Komentarze

Sympatyczny tekścik.

Mieszasz fantasy ze współczesnym słownictwem (popyt, toksyny). Czy robisz to celowo? Podobnie z użyciem kilogramów.

Liczby zapisujemy słownie.

Babska logika rządzi!

Zabawne, sprawne i z drugim dnem. Dodalbym tag "szort", " 10 lat" zamienił na "dziesięć lat", przejrzal spacje i przecinki, a po wykonaniu – zameldował w komentarzu. Wtedy Psychol, uwielbiajacy facecje, mlasnie pletwa w Biblioteczkę.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dzięki za miłe słowo. Oczywiście te 10 lat to wstyd straszny, pominę to grobowym milczeniem.

Odpowiadając na pytanie Finkli (dobrze odmieniłem?) – tak, mieszam to celowo. Jestem wielkim fanem elementów fantastycznych w czasach nam współczesnych (vide: Kroniki Amberu) i, z drugiej strony, słownictwa, ideologii, w ogóle konceptów jako takich charakterystycznych dla naszej rzeczywistości wrzuconych w klimat klasycznego fantasy.

Przejrzałem przecinki, poprawiłem także kilka innych literówek, które mimo wielu sczytań tekstu jeszcze się gdzieś zapodziały. Mój notatnik podpowiada mi, że żadnych podwójnych spacji tu nie ma. No chyba, że chodzi o coś innego.

Klepu klepu…

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Miłe opowiadanie przy wieczornej herbatce. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Fajne i niedługie, co jest bardzo dużą zaletą, kiedy człowiek jest zmęczony i po prostu nie ma siły na dłuższy tekst :) Puenta taka sobie, ale wyliczanie możliwych zastosowań eliksiru magicznego wywołało na mojej twarzy uśmiech.

– Słuchaj, smarku […]. ---> smarkulo.

[…]  wiedźmowej […]. ---> wiedźmiej. Tak, dziwnie brzmi, ale Pani Gramatyka…

A co gdy obie […]. ---> przecinek zdezerterował?

– Pozwól szlachetna pani, że […]. ---> gdy wołacz nie znajduje się ani na poczatku, ani na końcu zdania, przecinki stawiamy po obu jego stronach.

[…] fachu Morganę – wiedźma machnęła ręką […]. ---> kropka po imieniu, ‘wiedźma’ dużą literą.

– Słuchaj smarkulo, jak ci zaraz zasunę… ---> brak przecinka przed wołaczem.

[…] do powiedzenia – Lucilla nigdy […]. ---> patrz dwa wiersze wyżej.

– To magia – magia zawsze jest najlepszą odpowiedzią, zwłaszcza w obecności wieśniaków udających prawdziwych arystokratów, pomyślała wiedźma. ---> a nie było by czytelniej, i bez kłopotów ortograficznych, gdyby rozbić na dwa akapity?

– To magia.

Magia zawsze jest najlepszą odpowiedzią, zwłaszcza w obecności wieśniaków udających prawdziwych arystokratów, pomyślała wiedźma.

[…] nie oglądając się za siebie dopóki nie znalazła się w bezpiecznych graniach […]. ---> przecinek przed ‘dopóki’. Granie czy granice?

<> 

:-) Słaba ta wiedźma, z uczennicą nie radzi sobie… :-)

Dzięki wielkie za kolejne cenne uwagi! Niestety przy smarku (pewnej ogólnej kategorii zasmarkanych dzieci, bez względu na płeć) oraz wiedźmowej (nie wiem od którego autora to podłapałem, ale nie mogę inaczej) będę musiał zostać, natomiast cała reszta wskazówek bardzo mi pomaga.

[…] fachu Morganę – wiedźma machnęła ręką […] → szczerze mówiąc, przed korektą miałem to zapisane tak, jak mówisz AdamieKB. Później zmieniłem, ale nie wiem czemu. Mógłbyś mi wytłumaczyć, dlaczego po myślniku czasami jest duża, a czasami mała litera?

A to jest wyjaśnione tutaj.

 

Edit: Pierwsza! ;-p

Babska logika rządzi!

Bo widzisz Michu, tu jest taki zajemagiczny poradnik…

 

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550 

 

 

…to go poczytaj. ;-)

 

EDIT: No weź, wepchnęłaś się! ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Michu, Michu… W jednym miejscu smarkula, jak należy, a w drugim smark? :-) Albo bez błędu, albo z dwoma… :-)

Drobne usterki przytrafiają się nawet niekwestionowanym mistrzom pióra, a co dopiero – debiutantom. Całe szczęście, że mamy tutaj cały sztab czuwających nad językiem indywidualności.

 

Co tutaj dużo gadać… Jak dla mnie – bomba! I to w debiucie… No, no… Gratulacje!

Dzięki za ciepłe słowo.

@AdamKB – argument o konieczności bycia konsekwentnym przemówił do mnie i zmieniłem smarka na smarkulę.

 

Dzięki za link do tego poradnika, bardzo pomocna lektura!

Bierzesz albo wynoś się z chaty – wiedźma miała już po dziurki w nosie rozhisteryzowanej szlachcianki.

Powinno być: Bierzesz albo wynoś się z chaty. – Wiedźma miała już po dziurki w nosie rozhisteryzowanej szlachcianki.

w czarodziejskim fachu Morganę.

Przed "Morganę" powinien być przecienk, kropka, myślnik – cokolwiek.

 

To hmmm mmmm hmhmhhmhm trochę mnie irytowało. Za dużo.

 

– A co gdyby, hmm – Morgana zdawała się nie słyszeć wyjaśnień mistrzyni, pochłonięta własnymi przemyśleniami. – Co

Powinno być: – A co gdyby, hmm – Morgana zdawała się nie słyszeć wyjaśnień mistrzyni, pochłonięta własnymi przemyśleniami – co

 

Poza tym całkiem przyjemny tekst, jak na debiut, udany bardzo. Wprowadź poprawki to dodam punkt do Biblioteki.

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Mam niestety problem z zapisem dialogów, całe życie pisałem recenzje, a tam nie było mi to potrzebne =] Dzięki Tensza za uwagi, poprawiłem.

No to obiecany punkcik łap ;)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Bardzo ładna ta bajka-niebajka. Za Morganę sama dałabym punkcik… gdybym mogła :)

 

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Uważam, że otwiera to przed nami ogromne możliwości w kwestii obyczajowej tolerancji, seksualnej emancypacji oraz społecznej ekstrawagancji, które to…

Tu padłam :)

Milutki szorcik, gratuluję debiutu.

Przeczytałem i szczerze pisząc, nie bardzo mi się podobało. Poszukiwanie logiki w fantasy, to czynność podobna do mieszania łyżeczką gorzkiej herbaty w nadziei, że od tego zrobi się słodsza. Pozdrawiam.

Ależ ryszardzie, o to przecież w tym chodzi… Że to bezcelowe jest i nie tak działa ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Ja też pojęłam opowiadanie jako żarcik o bezcelowości poszukiwania logiki w bajkach/fantasy. I jako taki całkiem, całkiem :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Nieźle, może nie nieźle nieźle, ale wystarczająco nieźle na kolejny punkcik.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Przeczytałem.

Lekkie, zabawne, choć na kolana nie powaliło.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

No to biblioteka, choć też mnie “mmm” irytowało.

Sorry, taki mamy klimat.

Bardzo sympatyczne, lekkie opowiadanie. Umiliło mi kolację. :)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Sympatycznie do kolacji ; )

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Kolacja o północy?

 

Jose, bój ty się kalorii… :-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Kobiecie kalorii się nie liczy ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Dzięki wielkie wszystkim za ciepłe słowa i redakcji za umieszczenie mnie w Bibliotece (swoją drogą, na czym polegają te punkty do biblioteki?).

Nie sądziłem, że pojawią się w komentarzach interpretacje mojego debiutu – za te dziękuję podwójnie =].

W menu rozwijanym z “opowiadań” jest pozycja “poradnik”. Wśród poradników jest jeden jedyny już zawierający treść – o Bibliotece właśnie. Możesz poczytać.

Babska logika rządzi!

Zabawne i przyjemne. Jakimś cudem polubiłam wszystkie występujące tu postacie. Tekst w pełni zasługuje na biblioteczkę! :)

Pisz tylko rtęcią, to gwarantuje płynność narracji.

Można skutecznie straszyć. Skutecznie wystraszyć to tautologia.

Infundybuła chronosynklastyczna

Uprzejmie donoszę, że czytane po kolacji, opowiadanie też jest bardzo smaczne. ;-)

 

…wzię­ła więc głę­bo­ki od­dech i przy­wo­ła­ła na twarz jeden ze swo­ich na­iw­nych uśmie­chów. – Oddech, to wdech i wydech. Oddechu nie można wziąć.

Proponuję: wzię­ła więc głę­bo­ki wdech i przy­wo­ła­ła na twarz jeden ze swo­ich na­iw­nych uśmie­chów.

 

…hra­bian­ka wy­bie­gła z wiedź­mo­wej chaty, nie oglą­da­jąc się za sie­bie – Masło maślane; nie można oglądać się przed siebie. ;-)

Proponuję: …hra­bian­ka wy­bie­gła z wiedź­mo­wej chaty, nie oglą­da­jąc się/ patrząc za siebie

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Oj tam, oj tam! Śmiejcie się dalej ze szczerości prostego człowieka. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Morgiano, nie śmieję się z Ciebie. Napisałam to ze szczerością prostej kury domowej, naprawdę byłam po kolacji. ;-)

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Miłe i z leciutką pointką :)

"Przychodzę tu od lat, obserwować cud gwiazdki nad kolejnym opowiadaniem. W tym roku przyprowadziłam dzieci.” – Gość Poniedziałków, 07.10.2066

Jest zachowana płynność, niemniej zgrzyta zupełnie w innym miejscu. Bezosobowy narrator prawi tak samo jak bohaterki w dialogach, co powoduje zlewanie się fragmentów tekstu w jeden świergot.  

Drugim zarzutem jest słownictwo. Z popularyzacją współczesnej nauki w okresie XVI-XVII w (bo mowa o hrabiance i jej sposobie prowadzenia konwersacji jak w renesansie przystało – dociekliwość) można sobie poradzić wprowadzając np. wyrwę w czasie,  pojawia się ktoś w formie fizycznej lub duchowej, zajmując ciało czy w inny “kwantowy” sposób manifestując obecność. Inaczej dysputy brzmią komicznie.  

Ostatnią sugestią jest ewentualna zmiana rysów psychologicznych postaci, wyrażanych głównie w warstwie dialogowej.  Nie chce urazić płci pięknej, chodzi w gruncie rzeczy o sposób konstruowania wypowiedzi, bo rzadko spotyka się kobiety, które gadają jak mężczyźni, jedynym wyjątkiem są kobiety, które zajmują się zawodowo nauką. 

Reasumując, opek na pograniczu rozprawki naukowej z XVI/XVII wieku o farmakologii :)) w konwersacyjnym opakowaniu.

Wiesz dlaczego formuła norweska jest lepsza od formuły azjatyckiej? Albo kolagen jest tak samo ważny jak enzym Q10? Przedstawicielki płci pięknej na pewno ci pomogą.

Bardzo fajne są te rozważania smarkuli,  jestem natomiast zawiedziony puentą. Jest w sumie banalna, ujmuje przypowiastkę w cudzysłów i daje wiedźmie kompetencje narratora. Taka puenta byłaby sensowniejsza przy narracji pierwszoosobowej. 

Lepiej brzydko pełznąć niż efektownie buksować

Misia uśmiechnęło. Jednak ‘negocjacje’ i ‘popyt’ trochę mu zgrzytnęły na początku opka. Dalej szło gładko z uśmiechem na mordce.

Nowa Fantastyka