Jeśli mi się nie uda znowu będą musieli zadowolić się konserwami. A ja mam dosyć konserw. Posilamy się nimi od miesiąca. Ale tym razem wszystko pójdzie po mojej myśli. Dziś pożywimy się świeżym mięsem. Co Iwan mówił o polowaniu? Wyruszyć w stronę przeciwną do wiania wiatru, by zapach nie wyprzedzał łowcy, po zauważeniu ofiary, gdy nie jesteśmy jeszcze pewni czy trafimy, podejść bezszelestnie. W zasadzie to wcale mam nie wydawać dźwięków… Da się zrobić. Przynajmniej tak myślę.
Mijały godziny. Pierwsza, druga, trzecia. Przez cały ten czas nie spotkałem nic co nadawałoby się do zjedzenia. Idąc ze spuszczoną głową, myślałem o mojej towarzyszce. Biedna Ada. Myśli pewnie że zamarzłem, albo że dopadli mnie Pomyleńcy, lub, co gorsza, IZAN. Jednak w tym lesie jesteśmy bezpieczni. Przynajmniej dopóki zima nie rozpocznie się na dobre. Już teraz jest zimno jak w chłodni. Ciekawe czy… Chwila! Czy to ślady? Tak! Podniosłem wzrok. Piękny, tłuściutki jeleń. Na oko dwadzieścia metrów ode mnie. Nie zauważył mnie. Lepiej być nie może. Wyjąłem drewnianą strzałę z prowizorycznego kołczanu, zostały trzy. Napiąłem łuk. Wspaniałe uczucie. Jesteś pierwszą ofiarą jeleniu. Rozkoszowałem się triumfem jeszcze przez parę sekund. Zwierze, zwrócone tyłem do mnie, spokojnie skubało trawę, nieświadome tego co zaraz się stanie. Wstrzymałem oddech, strzeliłem. Strzała pomknęła ku jeleniowi… Szkoda tylko że przeleciała pół metra nad nim.
Cztery godziny błąkałem się po tym lesie, tylko po to żeby przemarznąć. Zaczyna padać. Świetnie. Przemoknę. Czy to w ogóle możliwe? Przez tyle czasu spotkałem jednego jelenia. W dodatku nie upolowałem go! Mam dość. Jutro kolej Ady, lepiej żeby ona przyniosła jakąś zdobycz. Kogo ja oszukuje. Młoda boi się widoku krwi i nie zabiła by żywego stworzenia. Innego niż komar przynajmniej… Ile konserw zostało? Mam ich dość, ale wolę je niż śmierć przez wygłodzenie. Pomyślmy. Zapas co najmniej na parę dni. Do tego czasu musimy coś upolować. Burczy mi w brzuchu.
Niebawem wrócę do mojego nowego mieszkania. Normalnie bym się cieszył. Niestety jestem tak wkurzony, mokry i przemarznięty, że niespecjalnie mam ochotę skakać ze szczęścia.. W sumie lubię tę chatę. Drewniana. Na bazie prostokąta. Stromy, trójkątny dach nabity słomianą strzechą. Na szczycie coś w rodzaju komina. Wystarczająco duża żeby pomieścić trzy osoby i zapasy na parę miesięcy. Od kiedy Iwan wyruszył trzy tygodnie temu na zwiad, z którego jeszcze nie wrócił, jest nas tylko dwoje. Ja i Ada. A zapasy są na wyczerpaniu, więc miejsca mamy aż nad to. Nie my ją wybudowaliśmy. Tylko znaleźliśmy. Mieliśmy mnóstwo szczęścia. Gdyby nie to już dawno byśmy zamarzli. Ile mogła stać, opuszczona, albo i nie, w lesie? Dwadzieścia lat? Dziesięć? Trzy miesiące? Nie mam pojęcia i prawdę mówiąc średnio mnie to interesuje. My znaleźliśmy ją dwa miesiące temu. Od tamtego czasu staram się w niej przebywać najdłużej jak się da. Sucho, ciepło i miękko. Nie to co teraz. Teraz w prawo. Jeszcze jeden zakręt i już jestem na miejscu.
Oho! Widać dym z komina. Napaliła w palenisku. To dobrze. Przynajmniej nie będzie tak zimno jak na zewnątrz. Jak ja wytłumaczę brak zdobyczy? Coś wymyślę. Padam z głodu. Dobrze będzie zjeść chociaż tą przeklętą konserwę i napić się wody. Stoję już przed drzwiami. Dom, słodki dom. Bo teraz tym ta chata teraz jest? Prawda? Przyjemne uczucie. Mieć świadomość że zaraz się ogrzejesz i legniesz na śpiwór, prawie jakbym odczuwał radość. Zapukałem w stare, drewniane drzwi.
Długo nic. Zapukałem ponownie.
-Możesz otworzyć. To ja.– Zapewniłem.
-Jaki ja?– Ada. Tym swoim dojrzałym, kobiecym głosem. Fantastycznie śpiewała, przynajmniej tak mówił Iwan. Nie lubiła się tym chwalić. Właściwie kim był dla niej Iwan? Dzieliło ich dwanaście lat różnicy. Mógł być jej wujkiem tak samo dobrze jak bratem. Muszę się jej kiedyś o to zapytać.
-Halo?– Cholera. Znowu się zamyśliłem.
-Tu Razvan. Oczywiście że Razvan. To otworzysz czy nie?– Lubi się droczyć…
-Udowodnij że to ty.– A nie mówiłem?
-Eh… Wyszedłem cztery godziny temu, o szóstej rano na polowanie. Tydzień temu skończyło nam się jedzenie, które zdobywał dla nas Iwan. Poza tym, od trzech miesięcy, chcąc nie chcąc jesteśmy na siebie skazani. Ja poznałem twój głos. Ty na pewno poznałaś mój. Otwieraj albo wyważę te drzwi!- Radość z powrotu do domu? Teraz czuję tylko irytację. Jakbym spotkał się z denerwującą młodszą siostrą. Uroczą co prawda… Ale wkurzającą.
-Dobra, dobra. Już otwieram. Zaraz byś mnie zanudził tym swoim gadaniem.– Mówiąc to otworzyła drzwi.
Wszedłem. Palenisko było na środku chaty. Ogień skrzył się wesoło, tworząc, tak potrzebne mi teraz, ciepło. Podszedłem by się ogrzać. Ada wychyliła głowę z chaty. Pewnie patrzy czy nikt za mną nie szedł. Albo, co bardziej prawdopodobne, poszukuje upolowanego własnoręcznie przeze mnie jelenia. Nic nie znajdziesz. Nie tym razem. Swoje rzeczy trzymałem pod lewą ścianą. Od razu zauważyłem że w nich grzebała.
-Czemu ruszałaś moje rzeczy?– Nie miałem w nich zbyt wiele. Parę ubrań, rewolwer z końca dawnej ery, załadowany bodajże czterema nabojami. I oczywiście MedeiS. Gdzieś czytałem, że człowiek w obliczu zagrożenia, zabiera z domu najbardziej cenną dla siebie rzecz. Dla matki byłby to niemowlak a myśliwego najcenniejsze trofeum. W moim przypadku, było to MedeiS.
-…I nic nie znalazłam.– Mówiła coś? Kurczę. Muszę popracować nad koncentracją.
-Podasz wody?– Zaschło mi w gardle od biegania za jeleniami.
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!- Oho. Ja jak się denerwuję przynajmniej mam powody.
-Nie.– Szczerość dobra rzecz.– Przy okazji, możesz przygotować obiad.
-Jakbyś mnie słuchał to wiedział byś że zapasy żywności się skończyły! Nie mamy nic. Najmniejszego naparstka jedzenia.– O czym ona gada?
-Ada. Wiem że lubisz się droczyć. Ale podaj łaskawie konserwę, bo umieram z głodu.-
-Czemu los pokarał mnie takim idiotą? Nie ma jedzenia. Dzisiaj zjadłam ostatnią porcję. Ale nie szkodzi.-Jest zbyt spokojna, żeby to co mówi mogło być prawdą.– Przygotowałeś już zwierzaka do ugotowania?– Chwila. Ona nadal nie wie że jeleń uciekł.
-A… Co do tego. Prawie mi się udało. Jutro przyniosę ci piękny udziec. Tylko nie wygłupiaj się i podaj mi konserwę. Mam nadzieję że położyłaś MedeiS na miejsce?– Jej. Czasami zachowuję się jak szowinistyczny gbur. No cóż. Lepsze to niż popadnięcie w depresję. Nie podoba mi się sposób w jaki przygląda mi się Ada…
Złamała mi nos. Dzień staje się coraz lepszy. Oho. Zanosi się na kazanie.
-Ty egoistyczny prostaku! Widzisz cokolwiek poza czubkiem swojego nosa? Miałeś jedno zadanie. Tylko jedno! Nie ma jedzenia, a twoje MedeiS jest na miejscu. Gratulację. Przez ciebie będziemy głodować. Gdyby tylko Iwan tu był, przetrzepał by ci skórę. I w przeciwieństwie do ciebie, nie pozwolił by nam umrzeć– Znów porównuje mnie do Iwana. Nie znoszę tego, a słyszę to od trzech tygodni. On był wykwalifikowanym zwiadowcą, w dodatku dziewięć lat starszym ode mnie. Ja dwudzieste pierwsze urodziny miałem miesiąc temu. Dopiero od tego wieku przyjmują do wojska. To chyba oczywiste że był nieporównywalnie przydatniejszy niż ja. -Nienawidzę tego miejsca. Nienawidzę ciebie i Iwana, za to że zostawił mnie z kimś takim jak ty.– Brrr. Powiedziała to takim spokojnym, pewnym tonem, że gdybym jej nie znał pomyślał bym że to prawda.
-Przepraszam.– Najlepsze są najprostsze metody.
-Nie odzywaj się.– Albo i nie.
Podeszła wkurzona do swoich rzeczy, wyciągnęła książkę i zaczęła ją czytać. Ja zgodnie z jej nakazem nie odezwałem się ani słowa. Ada, pomimo panujących warunków, nadal była niezwykle urodziwą, młodą kobietą. Miała twardy charakter i wolę przetrwania. Niesamowicie mi tym imponowała. Ale wolał bym być pożarty przez pomyleńców niż jej to powiedzieć. Przez to że jest zapatrzona w Iwana ciężko nawiązać z nią jakikolwiek kontakt, który nie kończył by się czymś w stylu "On zrobił by to lepiej, bardziej fachowo, dokładniej, staranniej" i tak dalej. Zawsze mnie to drażniło. Choć, nie mam pojęcia czemu, w zasadzie, to prawda. W sumie nadal nie wiem jednej rzeczy…
-Iwan był twoim bratem, czy wujkiem?– Czemu się zapytałem o to w tym momencie? Spojrzała na mnie zaskoczonym wzrokiem.
-Na głowę upadłeś? Nie jest ani moim bratem, ani wujkiem. To po prostu… Przyjaciel. I nie "był" on żyje.– Jak mogłem tego nie zauważyć? Ada i Iwan mieli się ku sobie. Jaka szkoda że nas opuścił. W sumie. Nigdy go jakoś specjalnie nie lubiłem. Podszedłem bliżej Ady. Mogło się to skończyć trwałym urazem, ale co to za życie bez ryzyka?
-Co czytasz?-Udajmy że mnie to obchodzi. Musimy jakoś się dogadywać, jeśli chcemy przetrwać.
-Jakieś tanie, stereotypowe romansidło. Nic lepszego nie mam.– Odpowiedziała, o dziwo bez wrogości i zamyśliła się. Znam to uczucie.
-Wierzysz w to… Że Iwan wróci do nas?– Co za pytanie. Oczywiście że nie wierzyłem.
-Tak. Prędzej czy później wróci.– Na co komu szczerość.
Zaczęła płakać. Nieudolnie starała się to ukryć. Najwidoczniej i ona nie bardzo wierzyła w jego powrót. Chyba nigdy nie zrozumiem kobiet. Chce ci wydrapać oczy a pięć minut później rozkleja się na twoich oczach.
Usiadłem obok niej i objąłem ją lekko, a nuż poprawię jej nastrój. Definitywnie coś ze mną nie tak. By zachować resztki godności pewnie powinienem wstać. Ale mówiąc szczerze, to było całkiem przyjemne. Przynajmniej dla mnie. Bo Ada najwidoczniej całkowicie się załamała. Wtuliła się w moje ramię nawet nie starając się ukryć płaczu. Świetnie. Jakbym nie był wystarczająco przemoknięty. Powinienem coś powiedzieć? Lepiej nie.
Dzień pierwszy bez jedzenia. Zapewne nie ostatni. Ale to się zmieni. Jutro znowu pójdę na polowanie i tym razem przyniosę zdobycz. Pierwszy raz muszę walczyć o przetrwanie. W swoim starym mieszkaniu jedzenie miałem zawsze. Może nie najlepsze i nie było go za dużo, ale przynajmniej nigdy go nie brakowało. Pomimo tego nie lubiłem nigdy swojej osady. Trzy bloki na krzyż, ogrodzone szarym murem, pod jurysdykcją Svobody, która od IZAN'u różniła się tylko mniejszą rolą elit. Tak drobna różnica była powodem konfliktu zbrojnego. To zabawne. Dopiero w lesie. Z dala od jakiejkolwiek cywilizacji, bez warunków do życia, czy teraz nawet jedzenia, poczułem się wolny. Brakuje mi tylko mojej wielkiej kolekcji płyt, ale mówi się trudno. Niebawem zdobędę żywność, dużo. Wtedy jedyne o co będziemy musieli się martwić to temperatura. To też nie będzie problemem. Ada, która swoją drogą zasnęła oparta na moim ramieniu, umie szyć. Ze skóry jelenia spokojnie zdołała by stworzyć ciepłą tunikę. Mamy wszystkie podstawowe narzędzia. Siekierę, młotek, piłę. Z wydobytego drewna zbudujemy wygodne prycze i może ogrodzimy chatę w celach bezpieczeństwa. Istnieje tyle możliwości. To fascynujące. Pierwszy raz, od dwudziestu lat, czuję że żyję.
Obok mnie zaszumiała nagle krótkofalówka, niemal przyprawiając mnie o zawał. Ada natychmiastowo się obudziła i z ekscytacją na twarzy sięgnęła po nią. Usłyszeliśmy głos, który całkowicie zepsuł mój humor.
– Kochani, pakujcie się! Odbiliśmy osadę! Żołnierze IZAN'u uciekali jak zające!- Iwan uwielbiał robić niespodzianki. Udało mu się. Był ostatnią osobą którą spodziewałem się usłyszeć przez krótkofalówkę.
-Raz… Czy. Czy ty to słyszysz? Razvan. Czy to znaczy?– Nie rozumiałem czemu była taka radosna.
-Tak Ado. Wracamy do domu.– A może właśnie go zostawiamy?