- Opowiadanie: mimesis - Czystość

Czystość

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Czystość

Nie jestem pewna, na kiedy dokładnie datować początek naszej znajomości. Wydaje mi się, że było to na wiosnę, gdy ostatnie uszczypnięcia mrozu denerwowały mnie w drodze do pracy i zmuszały do zmieniania płaszcza na zimowy i z zimowego na wiosenny. Na pewno nie mogę się pomylić co do miejsca – była to owa dziwaczna kawiarnia, która utrzymuje się na powierzchni z sobie znanych przyczyn, bo na pewno nie dzięki klientom. Pracowałam w tym lokalu już drugi rok i byłam pewna, że odwiedzało nas dziennie nie więcej niż kilkanaście osób. Spodziewałam się, że koszty utrzymania takiej kawiarni stanowczo przekraczają jej miesięczne dochody. Czy mi to przeszkadzało? Skąd. Miejsce było ciche i przytulne, a do tego nieco tajemnicze. Nigdzie nie czułabym się lepiej.

Pani Helenka była stałą klientką. Przychodziła do nas na poranną kawę (mocną czarną, bez cukru) i słodkie ciasto (zależnie od pogody – sernik lub szarlotka). Lubiliśmy patrzeć na tę wiekową, uprzejmą staruszkę i marzyć, że na starość będziemy równie spokojni, jak ona. Rozmawiała z nami ciepło, użyczając każdemu miłego słowa na cały dzień. Szczególnie przepadali za nią kelnerzy, którzy nigdy nie omieszkali ucałować jej kruchej dłoni. Bywały dni, że milczała, zapatrzona w dal; nie przeszkadzaliśmy jej wtedy, bo zgadywaliśmy, że wędruje po świecie, który dla nas jest już nie do pojęcia. ,,Gdziekolwiek życie mnie pogna – mówiła Ania, jedna z kelnerek – w chwilach melancholii będę wspominać kruchą damę, która zakłada drżącymi rękami swój ulubiony, czerwony kapelusz i uśmiecha się lekko na pożegnanie”.

Nie wiem też, dlaczego akurat ja przypadłam jej najbardziej do gustu. Gdy teraz o tym myślę, uderza mnie delikatność, jaką nam okazywała. Emanowała z niej dobroć kochanej babuni, która szydełkuje i piecze korzenne ciasteczka. Byłyśmy dość blisko, ale nie oznacza to, że się sobie zwierzałyśmy – raczej czułyśmy, że jesteśmy do siebie zbliżone w jakiś niesamowity sposób… Jestem przekonana, że obie chciałyśmy, aby dane nam było zostać razem dłużej.

Dobrze natomiast pamiętam dzień, w którym odwiedziłam ją w domu. Zaprosiła mnie do siebie, tłumacząc się starczą samotnością. Straszliwie lało i zastanawiałam się, czy w telezakupach Mango nie pojawił się już kajak jako kolejny środek lokomocji. Chodnik na ulicy K. był błyszczący i tak nasączony wodą, że czułam, jakbym zapadała się po kostki. Zimny, północny wiatr rozwiewał mi włosy tak, że mało widziałam, bo ręce miałam zajęte sernikiem, odpowiednim na dżdżyste dni.

Pani Helenka otworzyła mi drzwi swojego ogromnego domu, a ja poczułam, że jest to coś, o czym marzy każda dziewczynka – domek dla lalek powiększony do kolosalnych rozmiarów. Całość sprawiała piorunujące wrażenie.

– Nie trzeba było, kochanie! – wykrzyknęła radośnie pani Helenka, odbierając ciasto, ale jej twarz świadczyła o tym, że wypiek przyjmowany jest z wdzięcznością.

– Ależ to drobiazg… – odpowiedziałam, nieco zakłopotana. Czułam, jak przez ciało przebiegają mi zimne dreszcze. Ileż musi kosztować taka posiadłość? Willa w samym centrum miasta, z ogrodem? Zaczęłam kalkulować, ile może pochłonąć pieniędzy odrestaurowanie takiego miejsca. Przez głowę przebiegały mi prędkie myśli – antyki, arystokracja, bogactwo…

– Ukroimy twojego dzieła, skarbie! – powiedziała kobieta odwijając sreberko. Nie mogłam jednak zapomnieć o tym, jak wielkim majątkiem dysponuje. Pożądliwość zaczęła rozpalać moje serce. Rozejrzałam się dyskretnie po kuchni i jadalni.

Pani Helenka nałożyła mi ogromny kawałek sernika. Uśmiechnęła się szeroko i skubnęła porcję. Poszłam jej śladem.

Ciasto stało się w moich ustach ohydnie gęste i mdlące. Przełknęłam pierwszy kęs, ale kolejny stanął mi w gardle. Zaczęłam się krztusić i wyplułam… wielką, złotą monetę. Spojrzałam przerażona na dobrotliwą staruszkę.

– Jeszcze kawałek? – zaskrzeczała złośliwie, nabierając przy tym ciasta na łyżeczkę. – Zawsze to samo! Ani jednej dziewczynki o czystym sercu! Wszystkie widzicie mnie w trumnie, z testamentem w ręku. Nie zaprzeczaj, ptaszyno, wszystko masz wypisane na twarzy. Nie trzeba było nawet się wysilać, żeby to zobaczyć!

Poderwałam się gwałtownym ruchem, ale nie mogłam odłączyć ciała od rzeźbionego krzesła. Krzyczałam i prosiłam o wypuszczenie mnie, ale ona tylko nabierała ciasta i pchała mi je do ust, a spomiędzy warg wylatywały mi monety.

Siedzę teraz w ciemnej jadalni. Słyszę jej kroki na górze. Boję się.

Koniec

Komentarze

Wykonanie nadaje tekstowi pewien urok. Spodobała mi się również nieoczekiwana zmiana klimatu na koniec. Sam pomysł także interesujący.

Przychodziła do nas rano na poranną kawę 

którzy nigdy nie omieszkali ucałować z nonszalancją jej delikatnej dłoni – na pewno chodziło Ci o nonszalancję?

Pani Helenka nałożyła mi ogromny kawałek sernika. Uśmiechnęła się szeroko i skubnęła kawałek

Fajne, nieoczekiwane zakończenie. Bardzo ładnie oddałaś klimat, tym bardziej łupnięcie na końcu miało swój ciężar.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dziękuję za opinie i poprawki :)

Przyjemny króciak z miłym jesiennym klimatem i zaskakującym twistem na koniec.

użyczając każdemu miłego słowa na cały dzień

– trochę zgrzytała mi ta konstrukcja

 

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Niezły pomysł, spodobał mi się twist. :-)

Babska logika rządzi!

która utrzymuje się na powierzchni z sobie znanych przyczyn, bo na pewno nie z powodu klientów

(…) dzięki klientom

 

Spodziewałam się, że koszty utrzymania takiej kawiarni stanowczo przekraczają jej miesięczne dochody. Czy mi to przeszkadzało?

Wyrzuciłabym pierwsze zdanie, bo wprowadza dezinformację. Kelnerce-narratorce nie przeszkadzała senna/spokojna atmosfera mało popularnej kawiarni, a nie, jak wynika z kontekstu, rozbieżność między kosztami prowadzenia a dochodami właścicieli kawiarni.

 

i słodkie ciasto (zależnie od pogody – sernik lub szarlotka).

Zbyt szczegółowo – źle, zbyt ogólnikowo – też niedobrze. Kiedy sernik, kiedy szarlotka? I nieważne, że ta kwestia wyjaśnia się akapit niżej. Potrzebna jest właśnie tu.

 

Lubiliśmy patrzeć na tą wiekową, uprzejmą staruszkę i marzyć o tym, że na starość będziemy równie spokojni, co jak ona

na TĘ wiekową

 

użyczając każdemu miłego słowa na cały dzień.

Niedobre zdanie. (Nie żałując/nie skąpiąc nikomu dobrego słowa? Mając dla każdego miłe słowo?)

 

i uśmiecha się delikatnie na pożegnanie”. Nie wiem też, dlaczego akurat ja przypadłam jej najbardziej do gustu. Gdy teraz o tym myślę, uderza mnie jej delikatność,

Nadmiar delikatności.

 

Emanowała z niej dobroć stereotypowej babuni, która szydełkuje i piecze korzenne ciasteczka

Toporny przymiotnik. Poza tym szydełkowanie i pieczenie ciastek jest marnym dowodem dobroci babci – wydzierganą koronką mogła dusić Jasiów i Małgosie, a do ciasteczek dosypywać arszeniku. Zdanie niby nie całkiem złe, można łatwo domyślić się co narratorka miała na myśli, ale i tak do kitu. Coś dodaj, coś wywal.

 

Chodnik na ulicy K. był błyszczący i tak nasączony wodą, że czułam, jak zapadam się po kostki

Chodnik to nie piaszczysto-gliniasta ścieżka wydeptana na osiedlowym trawniku. Ani betonowe płyty, ani bruk nie nasiąkają wodą, a tym bardziej nie można w nich grzęznąć.

 

Pani Helenka otworzyła mi drzwi jej ogromnego domu,

Dom należał do p. Heleny, nie do p. Emilii. Zaimek „swojego”, nie „jej”.

 

– Ukroimy twojego dzieła, skarbie! – zawyrokowała kobieta odwijając sreberko.

„zawyrokowała” – nie w tym kontekście.

 

Ciasto było ohydnie gęste i mdlące.

Gęste ciasto? To upiekła je przed przyniesieniem, czy przytargała foremkę z surowizną?

 

– Jeszcze kawałek? – zaskrzeczała złośliwym, wysokim sopranem,

Gdyby zawyła sopranem – nie pisnęłabym słowa, ale skrzeczenia sopranem dramatycznym nie łyknę.

 

Siedzę teraz w ciemnej jadalni. Słyszę jej kroki na górze. Boję się.

Nie wierzę, że się boi. Nie czuć tych emocji w spokojnej, a nawet, rzekłabym, beznamiętnej relacji, którą się przeczytało piętro wyżej. Jak na osobę wiekuiście przyklajstrowaną do krzesła i niehigienicznie charkającą złotymi monetami, to narratorka zdaje się być całkowicie opanowana/pogodzona z losem/olewająca  perfidną staruszkę  tudzież  jej nadmetraże.

 

Jako wprawka – niezłe. Radzisz sobie. Uwspółcześnienie  motywu z baśni Perrault – sprytne. Twoje pisanie zdaje się być…hmmm…perspektywiczne?  

wiekową, uprzejmą staruszkę

uderza mnie jej delikatność, jaką nam okazywała.

 

Jest zaskok, ale mnie nie przekonało. Zakończenie trochę jak plask w twarz ;]

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

To finałowy twist “ratuje” tekst. Gdyby nie on, cały szort, możnaby podsumować słowami: nudna obyczajówka. A tak, dzięki zakończeniu, jest… nawet intrygująco.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Ciekawy pomysł, podoba mi się twist w końcówce. Rzuciło mi się w oczy kilka niedociągnięć, ale widzę, że w większości zostały już wypunktowane. Zgadzam się też, że taka spokojna, niemal senna narracja podważa wiarygodność strachu bohaterki. Podoba mi się za to, że zadbałaś o konsekwencję w zakresie tego, jak bohaterka patrzy na świat. Rozważania o nierentowności kawiarenki z początku tekstu uzasadniają późniejsze fantazje na temat majątku staruszki – narratorka najwyraźniej lubi przeliczać świat na pieniądze. Fajnie, że jest taka spójność.

,,Gdziekolwiek życie mnie pogna– mówiła Ania, jedna z kelnerek – w chwilach melancholii będę wspominać kruchą damę, która zakłada drżącymi rękami swój ulubiony, czerwony kapelusz i uśmiecha się delikatnie na pożegnanie”.

To zdanie brzmi dla mnie wyjątkowo nienaturalnie. Czy znasz kogoś, kto mówi w ten sposób?

 

Całość mi się spodobała, natomiast zabrakło mi chciwości u głównej bohaterki – jest tylko mowa, że “pożądliwość zaczęła rozpalać jej serce”. Odbieram to, jako zazdrosne myśli o majątku Helenki – i tylko tyle. Wiadomo, że prawdopodobnie Helenka ukartowała to wszystko od samego początku, ale skoro sama już odnosi się do nieczystego serca protagonistki, warto byłoby jakoś podkreślić tę cechę.

w_baskerville odniosła się do Perrault, mniemam, że do Jasia i Małgosi? Mnie to porównanie nie przyszło do głowy w pierwszym momencie, ale zwracając na nie uwagę, chciałbym zaznaczyć, że (w zależności od wersji) J&M zachłannie objadali się słodyczami w domku Baby Jagi.  

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

w_baskerville odniosła się do Perrault, mniemam, że do Jasia i Małgosi?

 

“Jaś i Małgosia” to krwiożerczy bracia Grimm. Chodziło mi o “Wróżki” Perrault, baśń o dwóch siostrach – rzecz jasna jedna schwarzcharakter, druga wręcz przeciwnie – które otrzymały dary adekwatne do swoich czynów. Z ust wrednej, z każdym wypowiedzianym słowem wyskakiwały gady i płazy, a milutka w trakcie tych samych czynności, seryjnie strzelała szlachetnymi kamieniami. Na producentkę drogocenności załapał się książę. Już jako dziecko byłam przekonana, że mezalians ten popełnił z czystego wyrachowania, bo przecież dla każdego “rządu” nie ma nic lepszego, niż posiadanie maszynki do robienia pieniędzy. Wystarczyło, że kobitę podkurzył, ta wydarła na niego gębę i kupa kamieni jubilerskich na sfinansowanie wojny albo najnowszego modelu karocy już leżała na dywanie! A jak mężulek się spłukał w kasynie, to pewnie zmuszał ją do czytania godzinami na głos Iliady i Odysei.  I to się nazywało “żyli długo i szczęśliwie”! Kto, pytam się, był szczęśliwy? Bo na pewno nie ta biedna, żywa skarbonka! Wyobrażacie sobie ich życie intymne? “Och, mój ty kochany…”//”Kobieto! Wypluj, psiakrew, tego Koh-i-noora, bo kalekę ze mnie zrobisz…”

Usterki już wytknięte, więc pozostaje mi tylko przedstawić ogólne wrażenie. I powiem tak – po przeczytaniu tekstu stwierdziłam, że całkiem sympatyczny. Wprawdzie przez większą jego część czekałam na element fantastyczny, ale gdy już dotarłam do końcówki, to się uśmiechnęłam. Taki zwrot akcji!

A później przeczytałam komentarze i po wypowiedzi w_baskerville, która odebrała mi różowe okularki, inaczej spojrzałam na ostatnie zdanie. I już sama nie wiem, jak do tego podejść. Teraz się boi, teraz opowiada, a opowiada rzeczywiście bardzo spokojnie. A taki spokój jednak nie za bardzo da się pogodzić ze strachem. 

Chyba jednak pozostanę przy pierwszym wrażeniu, bo ono się ponoć nigdy nie myli :)

 

w_baskerville – wychodzi na to, że jesteś – od dzieciństwa – niesamowicie analityczną osobą :) Mnie za małoletnich czasów takie interpretacje ani analizy do głowy nie przychodziły.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

w_baskerville – wychodzi na to, że jesteś – od dzieciństwa – niesamowicie analityczną osobą :) Mnie za małoletnich czasów takie interpretacje ani analizy do głowy nie przychodziły.

Od dzieciństwa, to w baśniach odczuwałam niedobór “ciągu, który dalej nastąpił”, więc go sobie dośpiewywałam, oczywiście bez zagłębiania się w tajemnice alkowy. A zakończenie “Wróżek” zawsze uważałam za mocno podejrzane, bo przecież brzmi ono tak: “Syn królewski rozkochał się w niej w mgnieniu oka i osądziwszy, że taki dar wróżek więcej jest wart niż najbogatsze wiano, zabrał dziewczynę na ojcowski zamek, gdzie ją poślubił.” Cwane książątko, które biednej sierotki nawet o zdanie nie zapytało, tylko “zabrało” na dwór tatusia. Pazerny drań! A może ja nie byłam analitycznym dziecięciem, tylko miałam zadatki na feministkę z elementami sufrażystki, a?smiley

<leży>

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

smiley

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Także tego… :D

 

Bardzo dziękuję za poprawki. Jestem wdzięczna zwłaszcza w_baskerville, która pochyla się nad każdą frazą niczym jubiler nad Koh-i-noorem :) Piękne i wzruszające jest dla mnie to, że są osoby, które tak szanują nasz język. Serio.

 

Co do motywu bajecznego, to jest niezamierzony, ale com się już tu naczytała w związku z nim, to moje!

 

Dziękuję wszystkim za komentarze i motywację. Zamieszczam na portalu mało, ale przynajmniej nie spotkałam się z opinią ,,a weź to rzuć w cholerę!”. Zachęcam do ,,popastwienia” się nad innymi moimi tekstami.

 

Mogę uwiarygodnić zakończenie słowami ,,bałam się. Teraz czekam, aż się nachyli, żeby jej przegryźć gardło” :D

 

Przy okazji – czy ktoś może mi wyjaśnić, co to jest betowanie?

w_baskerville zwracam honor. W takim razie już sam nie wiem, czy zrozumiałem o co chodziło w tym tekście czy nie :D. Ale i tak fajny.

 

Betowanie polega na umieszczeniu tekstu na betaliście, gdzie zaproszeni betujący będą go komentować (te komentarze będziesz widziała tylko ty i oni).

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Betowanie (amatorszczyznopisarski, z akcentem na pirsze e) – termin zapożyczony z “beta testów”, czyli testowania produktu w zamkniętym gronie, celem naniesienia krytycznych poprawek, starcia cudownych zamysłów producentów z brutalną, mordobijną rzeczywistością i pierd…lnięcia żółtego szlaczka tu i tam. Polega na udostępnieniu produktu prawie-gotowego-do-wydania (w fazie “Beta”) zamkniętej grupie użyszkodników (beta-testerom) za free, a następnie uważnym wysłuchaniu ich opinii i być może uwzględnieniu co setnej z nich.

Praktycznie oznacza to dopuszczenie watahy żądnych rozpierduchy Bet do nowonarodzonego, cudownego, ciepluteńskiego od spoconych myśli dzie… płodu myśli Autora. Bety rozrywają tekst na strzępy, w szczególności błędy językowe, nielogiczności, dłużyzny, cienizny i nudzizny, a następnie zostawiają Autorowi krwawy ochłap przemielonych treści do ponownego pozszywania. Męcz się człowieku, co będzie ważne, a co nie, decyduj, skracaj, wydłużaj, zażywaj godzinę przed stosunkiem…

Technicznie: zaczepiasz potencjalne bety i prosisz o betowanie, a nastepnie przesyłasz plik mailem lub w ramach portalu → patrz podpowiedź Nevaza.

 

Proces wyłącznie dla ludzi o mocnych nerwach. Poziom sarkazmu, ironii i ogólnej czepliwości w trakcie realizacji może okazać się zabójczy dla nieprzygotowanych psychicznie Autorów. Przed użyciem zapoznaj się z ulotka lub skonsultuj z psychologiem. Źle stosowane betowanie może być przyczyną depresji, niskiej samooceny, żyłki na czole lub hemoroidów z powodu stresu.

 

EDIT:

 

No tak, bemik niżej ma rację, zapomniałem dodać:

 

:-D

 

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Mimesis – potraktuj wypowiedź tej psychicznej Ryby z przymrużeniem oka. 

Dodam tylko, że betalistę masz jako trzecią pod opowiadaniami (za poczekalnią i biblioteką).

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Mimesis – potraktuj wypowiedź tej psychicznej Ryby z przymrużeniem oka. 

Ja naprawdę nie mam pojęcia, dlaczego nikt tutaj nie traktuje mnie poważnie… Muszę to przemyśleć!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Tekst ma klimat, a zakończenie zaskakuje. Czego chcieć więcej od takiego króciaka?

PS. Rybosławie, Twój przedostatni komentarz rozłożył mnie na łopatki. ;)

Sorry, taki mamy klimat.

Nie wiem dlaczego, zupełnie nie rozumiem – nie znalazłem w tym tekście NIC, ale to NIC wykraczającego poza normę. Zwykły opis, jakaś obyczajówka. Sztampa, pewnie na koniec jakiś niby-śmieszny-akcent. Tak myślałem. A jednak serce waliło mi i czułem pod zaszyty gdzieś mrok. Czułem się jakbym czytał kulminacyjny moment, w jakimś lepszym Stephenie Kingu. W tych niecały 4,5 tyś znaków, zawarłaś tekst, który mną poruszył.

Może przesadzam i to jakieś chwilowe narkotyczne uniesienie, może masz talent. 

Powodzenia!

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Pomysł niezły, zakończenie zaskakujące, owszem, ale wykonanie nie przekonało mnie. Mam wrażenie, że opowiadanko jest jakby zbyt skondensowane.

 

Wy­da­je mi się, że było to na wio­snę, gdy ostat­nie uszczyp­nię­cia mrozu de­ner­wo­wa­ły mnie w dro­dze do pracy i zmu­sza­ły do zmie­nia­nia płasz­cza na zi­mo­wy i z zi­mo­we­go na wio­sen­ny. – Czy bohaterka, szczypana mrozem, zmieniała płaszcze w drodze do pracy? ;-)

 

Strasz­li­wie lało […] Zimny, pół­noc­ny wiatr roz­wie­wał mi włosy… – Skoro straszliwie lało, włosy musiały być mokre, wręcz ociekać wodą, wiatr ich raczej nie rozwiewał.

 

Pani He­len­ka na­ło­ży­ła mi ogrom­ny ka­wa­łek ser­ni­ka.Ogromny, to mający wielkie rozmiary. Kawałek, to niewielka cześć czegoś, tu sernika. Ogromny kawałek, to chyba oksymoron.

Może: Pani He­len­ka na­ło­ży­ła mi ogrom­ną porcję ser­ni­ka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ładne.I, niestety, mocno prawdziwe.

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Bardzo ciekawy szort, faktycznie rozbudowanie trochę by mu pomogło. Zakończenie wynagradza wszystko.

No nie wiem… Jakoś nie przekonuje mnie ta serdeczna na co dzień staruszka w połączeniu z zakończeniem. Oczywiście, że to samo w sobie się nie musi wykluczać, ale… ona tak wszystkie dziewczyny po kolei w podobnym celu do tego domu zapraszała? Opowiadanie nie jest złe, ale mnie osobiście średnio się podobało.

Twist nieoczekiwany. Zaskoczył misia nieprzyjemnie. Brr

Nowa Fantastyka