- Opowiadanie: syf. - Słodki Kaprysik

Słodki Kaprysik

Nadmiar opowiadań o smokach + obleśny żart z internetów, et voila!

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Słodki Kaprysik

 

 

1

– Chorągiew Świętych Pańskich, wasza wysokość, właśnie powróciła na zamek – oznajmił przygnębionym głosem majordom Inglots.

– A Dziewicożerca? – Król podniósł głowę znad księgi opisującej dokonania jego przodków.

– Panie, przygotować notatki? – zapytał kronikarz nadworny.

– Nie.

– Smok wycofał się w góry – kontynuował Inglots. – Na nieszczęście rycerze potracili w boju większość koni, kilku z nich poległo, wielu jest rannych. Monstrum zaś, jak tylko ochłonie, znów wyruszy na żer.

– Szlag by to! – Król trzasnął księgą. Kurz wzbił się w powietrze. – Że też ta zaraza musiała akurat teraz się przebudzić. Zgodnie z obliczeniami uczonych powinien był spać jeszcze dobre trzydzieści lat, po tym jak go wojska mojego starego pokiereszowały. A on się tu raz-dwa uleczył. Ja mógłbym w tym czasie spokojnie umrzeć i zapisaliby mnie w księdze jako dobrego i sprawiedliwego władcę. Co za absurd…

Król jęknął.

– Zabieraj księgę – zwrócił się do skryby – i wynoś się.

Nadworny kronikarz wyszedł.

– Niedługo do stolicy przybędą te krasnoludy miotające zabójcze fajerwerki – mówił dalej Inglots. – Może oni poranią jaszczura na tyle, aby wrócił w letarg.

– Może tak, a może smok przerobi te ich grube cuchnące dupy na pasztet. I co wtedy, no? Wtedy trzeba będzie okryć panowanie hańbą i wydać potworowi dziewice. Kim będę? Król Jans strachliwy. Jans Uległy. Jans, kurwa jego mać, Podły. Nie, czekanie nie ma sensu. Lepiej być Jansem Podłym, niż Jansem Bez Królestwa. Potwór może jest jeszcze senny po letargu albo z nami pogrywa, ale w końcu się zeźli i spali stolicę do fundamentów. I tak dziwię się, że pozwala do siebie strzelać. Ale może on rozumie, że przed ludem trzeba odegrać szopkę, żeby zabrać im córki? – Władca wstał i podszedł do okna. – Czy wiesz, jak wyglądać będzie zbieranie tych stu dziewic?

– Panie… – Inglots nie chciał dopuścić do kolejnego wybuchu depresji u króla.

– Panie… – Jans go przedrzeźnił. Potem spoważniał. – Wpierw wydamy edykt zabraniający zawierania małżeństw na czas branki. Zapłacimy bajońską sumę klechom, żeby go przyklepali i respektowali. Jednocześnie przypomnimy o starym prawie, tym wymyślonym przez mojego praprakogoś… Hansa Czystego. Mówię o zakazie miłości przedmałżeńskiej i karaniu rozdziewiczonych kobiet oraz ich ojców. Mamy spis powszechny sprzed dwóch lat, więc nikt nie będzie mógł chować dziewcząt po lasach.

Król wlał sobie wina do kielicha i wypił kilka łyków dla zwilżenia gardła.

– Staniesz na czele naszej wspaniałej Chorągwi – kontynuował. – Poniesiecie sztandary Świętych Pańskich w kraj. Po pięciu rycerzy i cyrulik do badania anatomicznych zawiłości na oddział. Dziewczęta skrępować i do stolicy.

– Panie! – Tym razem głos Inglotsa przepełniła groza.

– Weźmiecie ze sobą strzelców z floty galer na wypadek większych rozruchów. Chłopcy od dawna już nie walczyli, więc z chęcią się zabawią, a wtedy już nikt się nie zbuntuje. No, idź. Brodaci śmierdziele nie załatwią jaszczura, jedynie kupią nam trochę czasu. Już, won!

 

2

– Jak tam sobie radzi Inglots? – król zapytał posłańca, jednego z sierżantów Chorągwi.

Rycerz wydawał się przybity. Z pewnością nie tak wyobrażał sobie służbę władcy i królestwu, którą lata temu przysiągł na swój honor i krew ojców. Boje, pojedynki, chwalebna śmierć w obronie sztandaru, ale nie rzezanie chłopów broniących córek albo oberwanie zdradziecką strzałą w plecy. Zresztą – pomyślał z goryczą – po tym, jak ta hołota z galer spacyfikowała miasteczko Merseburg, ludność przestała stawiać opór. Wtedy zaś misja stała się jeszcze gorsza…

– Zebraliśmy już połowę wymaganego kontyngentu. Ofiary są na bieżąco zwożone do stolicy.

– A chociaż są prawidłowe?

– Tak.

Trzy wieki temu ówczesny władca królestwa, nie mogąc poradzić sobie z postępującą zagładą, sprowadzoną przez smoka, zawarł z jaszczurem pakt. Spisana na baraniej skórze umowa leżała w najcięższym kufrze w najgłębszym lochu pod zamkiem. Nikt do niej nie zaglądał, bo wszyscy panujący i tak znali ją na pamięć. Precyzowała gusta potwora – dziewictwo, wiek i wygląd dziewcząt, które miały stać się prezentem dla gadziego opiekuna krainy.

– Tak na marginesie, chłopcze – powiedział król. – Słyszałeś, jak spisali się nasi mali brodaci przyjaciele w starciu ze smokiem? Przez trzy dni trzymali pozycje. Ile wyście przetrwali?

– Półtora dnia.

– Właśnie… Chyba czas wracać do łapania dziewek.

 

3

– Moja słodka Kaprysko – król zwrócił się do swojej ulubionej kurtyzany. Patrząc na nią, nie mógł nadziwić się doskonałości jej ciała. Podobała mu się tak bardzo, że dotował stołeczny lupanar ze specjalnych funduszów państwa, aby nie obsługiwała nikogo więcej. Zabawne, pomyślał, gdyby nie była kurwą, to ze swoją urodą stanęłaby w pierwszym szeregu przeznaczonych na pożarcie. – Nikt nie chce mi powiedzieć wprost. Może ty mi zatem to wyjawisz. Jak teraz zwą mnie pośród ludu?

– Mój panie. – Panienka przeciągnęła się, by uwydatnić swoje atuty i pobudzić władcę do dalszych igraszek. – Nie mówmy o tym.

– Jak?! – Jens krzyknął.

Dziewczyna zesztywniała.

– Król Potwór. Mówią tak od czasu tej… tego zdarzenia w Merseburgu.

– Smok urósł. Za czasów mojego ojca wystarczyło bydlaka ostrzelać z tych nowoczesnych balist, żeby na lata zniknął w górach. Dziad zaś był sadystą i osobiście nadzorował brankę dziewcząt. Patrzenie na cierpienie rozdzielanych rodzin po prostu sprawiało mu przyjemność, więc nie marnował pieniędzy na zwalczanie potwora. A za pradziada wystarczyła kompania rycerzy w pancerzach płytowych. A dziś? Jest znacznie bardziej zajadły i, jeśli wierzyć obliczeniom, o trzecią część większy. Nie da się nic zrobić. Smok rośnie szybciej niż siła naszej broni. A zresztą, ciebie to pewnie nie ciekawi.

Władca upił wina, a potem zatopił się w objęciach Kapryski.

Gdy był już blisko końca, wspomagany boskimi ruchami bioder kurtyzany, doznał olśnienia.

 

4

Władca zaprosił na nocne posiedzenie jedynie: Inglotsa, rektora Akademii Umiejętności, dowódcę Chorągwi Świętych Pańskich i sierżanta-posłańca. Kronikarza, naturalnie, nie wzywał – niektóre rzeczy należało pozostawić poza księgami. Spotkanie odbyło się w loszku, do którego można było dostać się jedynie krętymi, wąskimi schodkami. Wobec tego król był pewien, że nikt nie podsłucha narady. Podejrzewał, że na jego dworze zawiązały się już koterie i frakcje, w tym wspierane przez obce państwa, które chciałyby wykorzystać smoczy kryzys do ugrania czegoś dla siebie, a – kto wie – może nawet usunięcia władcy z tronu. Nie chciał, by pomysł, w swej prostocie genialny, wypłynął przed czasem na światło dzienne i w jakiś pokrętny sposób dotarł do smoka.

– Operacja nosi kryptonim „Baran” – zaczął mówić konspiracyjnym tonem.

Pozostali zgromadzeni popatrzyli na siebie z pewną dozą zażenowania. Zagłada wisiała nad krajem, a ich władca najwyraźniej oszalał. Chybotliwe światło świecy rzucało groteskowe cienie na ich twarzach.

– Wasza wysokość – powiedział wreszcie uczony głosem dobrotliwym, jak do dziecka, które bawi się zapałkami. – A na czym polegać będzie owa operacja?

– Będziemy potrzebować najwyższej skrytości oraz pełnego zaangażowania i oddania ze strony całej Chorągwi. Pan zaś, rektorze, zostanie zobligowany do wymyślenia, jakby tu rzecz, kamuflażu dla naszego barana.

– Ale…

– Czy smok żre trupy naszych rycerzy? – król zadał pytanie, choć znał odpowiedź zawczasu.

– Nie.

– Właśnie. Za chwilę wam wszystko wyjaśnię. Napiję się tylko.

Przez następne minuty wykładał zebranym założenia i przebieg swojego planu.

– To oburzające! – krzyknął uczony. – Nieludzkie.

– Jakby ludzkim było oddawanie stu kobiet co ćwierćwiecze – odparł król.

– Wasza miłość uwłacza godności Chorągwi Świętych Pańskich!

– Wy przecież już nie macie godności. – Władca się zaśmiał. – Banda zapijaczonych spaślaków walczyła ze smokiem dłużej niż wy. Nie potrafiliście nawet sprawnie zebrać dziewcząt. Może chociaż do tego się nadacie.

Jedynie Inglots zdawał się popierać pomysł – albo było już mu wszystko jedno.

Przeraźliwy śmiech króla wypełnił loszek.

 

5

U podnóża gór zebrały się kompanie piechoty, pilnujące, by żaden zrozpaczony ojciec nie spróbował w ostatniej chwili wyrwać swojej pociechy z objęć zębatej śmierci. Po lasach zaś czaiły się naprawione po ostatniej bitwie ze smokiem balisty, wykarmieni i podleczeni krasnoludowe ze swoimi strzelbami, Chorągiew Świętych Pańskich, jak również marynarze – skoro mieli okazję do zabawy, to powinni dostać również szansę umrzeć za ojczyznę.

Król, zakuty w pancerz, okrutnie się wiercił.

– Panie, coś się stało? – zapytał kronikarz.

– Jajca mnie, za przeproszeniem, swędzą – burknął król. – Ale nie zapisuj tego. Już ja się policzę z burdelmamą.

– No tak – mruknął majordom. – Mnie też.

Dowódca Chorągwi wyniośle milczał, pocierając jednak co jakiś czas kroczem o siodło.

Rektor Akademii Umiejętności popatrzył na wszystkich z zażenowaniem. Z drugiej strony powszechnie znane były plotki o jego wzmożonym zainteresowaniu młodymi bakałarzami.

Na łące przed nimi stłoczono powiązane i zakneblowane dziewczęta. Aż tu słychać było ich jęczenie. Nawet dowódca Chorągwi zasłonił oczy, gdy zza szczytu góry wyleciał smok. Zielonkawy ogromny potwór zatoczył koło nad doliną, a potem przysiadł na ziemi.

– Bydle lubi żreć na surowo – cicho powiedział król.

– Panie, nie przystoi – rzekł rycerz-dowódca. – Te dziewczęta zaraz umrą.

– Dobrze, że nie użył ognia – wymamrotał uczony. Jako jedyny patrzył na rytuał, obserwował jego przebieg za pomocą lunety.

– Chory sadysta – szepnął Inglots, widząc to.

Monstrum tymczasem zabrało się za dziewczęta. Zgodnie z zaleceniem ofiary zostały pionowo poprzywiązywane do patyków. Smok zatem szedł i je pożerał tak, że zostawały jedynie odgryzione wijące się nogi. Wojsko odwracało oczy. Nawet galernicy, najgorsze męty w armii, musieli poczuć smutek na ten widok. Rektor bacznie lustrował miejsce rzezi.

– Jest nasz słodki Kaprysik – wymamrotał. – Oto chwila prawdy.

Król w międzyczasie obrzygał zbroję.

– I jak? – wycharczał.

– Zastanawia się, bydle jedno. No, żryj skurwysynu – powiedział rektor. – Aam, za mamusię.

– Chyba nasz pomysł wziął w łeb – szepnął rycerz-dowódca. – Oszukany smok rozpieprzy cały kraj…

– Pożarł! – triumfalnie krzyknął rektor. Początkowo on również nie wierzył w powodzenie całej operacji, ale z biegiem przygotowań zaczął się doń coraz bardziej przekonywać. – Pożarł.

– I co teraz? – zapytał rycerz-dowódca. – Zdechnie?

– Miejmy nadzieję.

Smok tymczasem pożarł z rozpędu jeszcze kilka dziewcząt. Potem poczuł, że coś jest nie tak, jak być powinno. Zionął ogniem w powietrze, próbując podnieść się do lotu. Potem opadł, rozgniatając kolejne ofiary. Znów zionął ogniem – tym razem przed siebie. Zapłonęło kilkanaście żywych pochodni.

– Ruszajmy na niego! – krzyknął rycerz.

– Udało się? – Król jeszcze raz zwymiotował.

– Tak – powiedział rektor.

– Ruszajcie!

Po pewnym czasie smoka udało się unieruchomić. Opadły z sił, rzygający krwią potwór nie był w stanie stawić oporu szarżującym w szalonej nienawiści przez pole spalonych dziewic rycerzom Chorągwi Świętych Pańskich. Wojownicy poszarpali kopiami skrzydła jaszczura i połamali mu nogi. Ruszyli od razu, zanim balisty i brodaci rozpoczęli ostrzał. Poranionego smoka spętali galernicy. Coup de grace zadał sam król. Z pomocą rycerza-dowódcy odrąbał stworowi łeb.

 

6

– Panie – zapytał po bitwie kronikarz. – Co się stało?

– Napiszesz tak: król Jens Smokobójca na czele rycerzy Chorągwi Świętych…

Po rozmowie z władcą skryba zaczepił rektora, który wydawał się bardziej rozmowny.

– Pomyśl pan – szepnął konspiracyjnie uczony, popijając z gąsiora gorzałkę – smok żre tylko dziewice. A co by się stało, gdyby mu podłożyć niedziewicę? Dlaczego chce tylko dziewice i jak to wyczuwa? Król dał ideę, ja przekułem ją w czyn.

– Czyli?

– Co może być w niedziewicy, a czego nie ma w dziewicy?

– Nie wiem.

– Ale żeś pan niedomyślny. – Puścił oko do skryby i skinął głową w kierunki rycerzy Chorągwi Świętych Pańskich.

Wojowie z pomocą giermków rozdziewali się z pancerzy bojowych. Każdy z nich, co jakiś czas, a dowódca najczęściej, drapał się – mniej lub bardziej dyskretnie – po kroczu. Skryba przypomniał sobie, że władca również cierpiał na tę przypadłość.

– Aaa… – Kronikarz z uznaniem pokiwał głową.

– W drodze operacji logicznej ustaliliśmy, że owej substancji smok z jakiegoś powodu nie toleruje i może to nam dać przewagę na polu bitwy.

– I to był pomysł króla?

– Owszem, prawdziwy geniusz, prawda? – Gąsiorek okazał się już pusty. – W tajemnicy panu powiem, że cała akcja nazywała się „Baran”. Jak już wszyscy rycerze wypchali naszego kapryśnego baranka, pozostało nam jeszcze zadbać o to, żeby smok się nie zorientował w fortelu. Wtedy to ja, za pomocą tego nosa, ustaliłem różnicę zapachową między…

– Nie, ja już nie chcę wiedzieć.

– Może to i lepiej. W końcu to tajemnica państwa. Tylko pan nikomu tego nie powtarzaj!

– Zostanę przy baranie – powiedział skryba. – Będzie mniej makabryczne.

Koniec

Komentarze

– Wy prze­cież już nie macie god­no­ści – za­śmiał się wład­ca. 

Zabrakło kropki, a “zaśmiał” wielką literą.

 

Smok… hmmm… ;)

Przez lwią część tekstu jest klasycznie, klasycznie do bólu. Finał trochę ratuje sytuację, ale proporcje gorzkiego i słodkiego, jak dla mnie, z przewagą tego pierwszego.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Ech, Syf.ie, nawet jak się zabierzesz za ładną bajkę… Cholera, nie wiadomo, kto gorszy; smok czy król… Pomysł ciekawy, ale nie wyjaśniłeś zamaskowania.

przybędą te krasnoludy miotający zabójcze fajerwerki

Literówka.

Smok miał spać jeszcze pół wieku, a tu się okazuje, że co pokolenie problem. Jak to jest?

Piwnica nie sąsiadowała z innymi pomieszczeniami,

Wydaje mi się to architektonicznie złożone. Samotny loch z wejściem przez właz w suficie?

które chciałyby wykorzystać smoczy kryzys do ugrania czegoś dla siebie, a – kto wie – może nawet usunięcia go z tronu.

Kryzys się rozsiadł na tronie? Bezczelne bydlę! ;-)

Nawet tu słychać było ich jęczenie. Nawet dowódca Chorągwi zasłonił oczy,

Powtórzenie.

 

Babska logika rządzi!

– Smok wycofał się w góry – kontynuował Inglots. Na nieszczęście rycerze potracili […]. ---> pytania konkursowe za trzy punkty i za pięć punktów:

– czego tu brakuje?

– gdzie tego brakuje? :-)

<><>

Cel niby uświęca środki, ale…

No dobra, poprawione – dzięki.

 

Pomysł ciekawy, ale nie wyjaśniłeś zamaskowania.

Wyszło mi, że tego tematu lepiej wprost nie rozwijać : P

 

z przewagą tego pierwszego.

Bywa ; )

 

– czego tu brakuje?

Mam nadzieję, że trafiłem ; )

I po co to było?

z tych nowoczesnych balist

Jakich tych?

krętymi wąskimi schodkam

przecinek?

Jans, kurwa jego mać, Podły

Tak o własnej mamie? Mocne słowa.

 

A w ogóle, to fuj :P.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Też zostanę przy baranie… fuj! Ale napisane dobrze.

A w ogóle, to fuj :P.

hłe hłe 

I po co to było?

O, jaka ładna bajka! I nawet Syf nie mógł sprawić, by stała się obrzydliwa; co najwyżej bardziej realistyczna. ;)

Sorry, taki mamy klimat.

A ja się zawiodłam wink, bo za ładna jak na Syfa. Spodziewałam się większej makabry.

 

Podobało mi się.

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

A ja się zawiodłam wink, bo za ładna jak na Syfa.

 

No właśnie – wiedziałem, że tak będzie ;  P

I po co to było?

Cóż, sam sobie zapracowałeś na taką markę. Nie ukrywam, że zwykle przed czytaniem Twoich opowiadań biorę bardzo głęboki wdech i odstawiam jedzenie i picie. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Straszna ta Twoja wersja.

To ja już wolę moje bajki. Trupów mniej ;P

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Za ładny jak na Syf.a? 

Hm, mam zupełnie odmienne zdanie. Bajka nie przypadła mi do gustu, właśnie dlatego, że taka brzydka i wulgarna. I humor jakiś taki… Nie moja bajka, ta bajka. ;(

 Jaki pomysł zaświtał, taka i bajka powstała. Mimo wszystko, dość Syf.owa. Najbardziej zbulwersowało mnie, że to kolejna opowieść z udziałem smoka. ;-)

Ciągle mam przed oczami odgryzione, wijące się nogi…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie powiem, co sądzę o smokach, bo mamusia mnie wychowała dość dobrze… Dlaczego w mój dyżur? : (

 

Sposób na tego smoka nie przypadł mi do gustu, zatem i ja przy baranie zostanę O.o

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Postaram się szybko zapomnieć (to nie będzie duży wysiłek), żeby móc nadal twój nick kojarzyć z “Janusiem…”

żeby móc nadal twój nick kojarzyć z “Janusiem…”

 

Nie każde opowiadanie może być janusiem ;  (

I po co to było?

I nie każde być musi, ale poprzeczkę sam ustawiłeś. Ta nieszczęsna Słodka Wenera ma wszystko, co jej dać mogłeś: lekkość stylu, łatwość obrazowania, zgrabne, zindywidualizowane dialogi. Brak jej wyłącznie pałera i świeżości (w co najmniej dwóch znaczeniach tego ostatniego słowa).

a może smok przerobi te ich grube[,+] cuchnące dupy na pasztet.

 

– Chory sadysta – szepnął Inglots, widząc to.   na ten widok. ?

Opadły z sił, rzygający krwią potwór nie był w stanie stawić oporu[,+] szarżującym w szalonej nienawiści przez pole spalonych dziewic[,+] rycerzom Chorągwi Świętych Pańskich.

A ja, przyznam się szczerze, jak gnojek, chichotałem na głos. Fakt, świeżości tu nie za bardzo, raczej taka pokazowa kpinka, jak dratewkowy mit można przetworzyć inaczej. Koszarowa w formie, na poziomie, powiedzmy sobie szczerze, krocza, a może i ciut niżej – ale ubawna :-D W sam raz na wieczorek z browarkiem, niewybredny, ale przyjemny.

 

Wybrałem sobie na ulubioną kwestię wypowiedź Rektora, to piękne “Żryj skurwysynu (…) Aam, za mamusię.”  Obawiam się jednak, że próbowanie tego w domu może doprowadzić do wielu nieprzyjemnych komplikacji… :-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Brak jej wyłącznie pałera i świeżości

Oj tam, zbliża się termin przeczytania opowiadań z dragonezy, zaległości nadrabiam, ciężko o świeżość ; D

 

A tak na poważnie, to miałem nawet pomysł na opowiadanie “na poważnie”. Mianowicie miał powstać smok z kości… a zresztą – może jeszcze wykorzystam ten pomysł ; P

 

Koszarowa w formie, na poziomie, powiedzmy sobie szczerze, krocza

 

O tak!

I po co to było?

:-) Daj nam odpocząć od smoków, prosimy! :-)

Nie, nie – to byłby taki fajny smok, w klimatach przywołanego wyżej “Janusia” ;  )

I po co to było?

Dobre. Na tyle dobre, że dałem głos do biblioteki. Tylko może taki drobiazg:

 

Patrząc na nią, nie mógł nadziwić się doskonałości jej ciała. Podobała mu się tak bardzo, że dotował stołeczny lunapar (…)

Lupanar! Też się kiedyś myliłem. ;-)

 

Ha! masz rację  ; P

I po co to było?

Hmm… Nie wiem czemu, ale humor skojarzył mi się z opowiadaniami o Wędrowyczu. A nie przepadam za opowiadaniami o Wędrowyczu. :\

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Uuu… poszedłeś konkretnie. Ubawiłem się. :D

Taa, po przeczytaniu chyba 80 opowiadań o smokach… :) 

I po co to było?

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Miś lubi smoki, ale ten sobie zasłużył, na taką śmierć. Boska Wenera okazała się skuteczna.

:)

I po co to było?

Nowa Fantastyka