- Opowiadanie: Skoneczny - Zgrzytozdarcie

Zgrzytozdarcie

Opowiadanie inspirowane snem, który (w nieco zmienianej formie) śni mi się zawsze, gdy mam bardzo wysoką temperaturę i leżę chory. Miał być dziwny horror, wyszło coś na kształt przypowieści... Chyba. Świat przedstawiony narzucił ogromne ograniczenie co do puli słów, z jakich mogłem korzystać, ale podobno wyszło dobrze. Wielkie dzięki dla betaczytaczy, bez korekty się nie obyło. Miłej lektury :)

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Zgrzytozdarcie

 

Bezcielesne stworzenie przedzierało się przez szorstkie, krępujące myśli tunele. Chropowate ściany co chwila wydzierały z jego rozumowania kolejne wątki, zmuszając do powtarzania rozważań. Mroczna ścieżka przed nim prowadziła jedynie do rozwidleń zwiastujących dalszą tułaczkę. Przestrzeń, w której się znajdowało, nazywana była przez nie Miejscem. Przez Miejsce wiodła Droga, zależna od wybieranych na rozwidleniach tuneli. Stworzenie, otoczone jedynie ciemnością i zgrzytem ciasnych przejść, bez punktów odniesienia, nie mogło oszacować, jak daleko sięgają jego wspomnienia. Istnienie wspomnień wskazywało na istnienie czasu, możliwe jednak, że pamięć była fałszywa, wtedy czas nie był pewny. Pewny natomiast był ból towarzyszący podróży przez tunele, według istoty sprzeczny z logiką. Przy nieistnieniu braku bólu cierpienie powinno być niezauważalne, z braku alternatyw istota powinna się przyzwyczaić, niestety nie działo się tak. Nieskończona, pełna cierpienia Droga i rozmyślania nad własnym losem wydawały się być sensem bytu istoty.

Do pewnego momentu.

Kolejne rozgałęzienie Miejsca było inne niż wszystkie poprzednie. Z jednego z korytarzy dobiegało światło. Stworzenie wcześniej zakładało istnienie równoważnika mroku, ale nie przypuszczało, że kiedykolwiek go zobaczy. Samo spostrzeżenie zrujnowało światopogląd istoty, obracając do góry nogami większość jej przemyśleń. Jeśli w Miejscu znajdowało się cokolwiek oprócz tuneli i stworzenia, to może Droga nie była celem?

Nie zastanawiając się ani chwili, stworzenie wyruszyło nowym, obcym szlakiem. Ściany korytarzy stopniowo stawały się coraz mniej inwazyjne, coraz mniej szarpały świadomość istoty, wygładzały się. Niedługo potem nastąpił kolejny przełom. Stworzenie znalazło się w ogromnej, w porównaniu do tuneli, jaskini, tak jasnej, że nie dało się o niej powiedzieć nic więcej. Zafascynowane światłem skierowało się w kierunku źródła, lecz po kilku chwilach coś zmusiło je do zatrzymania się. Nowy rodzaju impulsu zatrząsł fundamentami prostej, acz bolesnej rzeczywistości istoty.

Dźwięk.

– Zatrzymaj się, Dwieście Szesnaste.

Głos brzmiał. Nie było to tak fascynujące, jak nowo poznane światło, mimo to istota nazwana przed chwilą Dwieście Szesnastym, postanowiła się zatrzymać. Skupiła wzrok na źródle usłyszanego przed chwilą dźwięku, na marne. Cokolwiek emitowało głos, było tak samo niematerialne, jak jego odbiorca. Komunikacja wydała mu się naturalna.

– Dlaczego mam się zatrzymać? Dlaczego zostałom nazwane Dwieście Szesnastym?

– Bo nie wiesz nawet, dokąd idziesz, a stąd można zobaczyć, jeśliś cierpliwe. Bądź rozważne, jak ja. Nazwałem cię Dwieście Szesnastym, bo przed tobą poszło Dwieście Piętnaste.

Dwieście Szesnaste zbliżyło się do Rozważnego.

– Co tam jest? – spytała.

– Zobacz sam – odrzekł Rozważny.

Po chwili przyglądania się istocie zaczął jawić się coraz wyraźniejszy kształt. Ku jej zdziwieniu, była w stanie go zdefiniować.

– To posąg uskrzydlonej kobiety, w wyciągniętej ręce trzyma pochodnię – rzekło Dwieście Szesnaste, formułując myśli, których nie umiałby użyć w żadnym innym kontekście.

– Tak – odrzekł Rozważny – jest tu, by wzmóc nasze cierpienie i dać nam ułudę zbawienia.

Piękno posągu przyciągało uwagę, hipnotyzowało. Jego blask oślepiał.

– Czemu tak sądzisz? – zaciekawił się Dwieście Szesnasty byt.

– Bo wspomnienie jego piękna zostanie z tobą na zawsze. Wędrując po tunelach, będziesz wiedział, że poza nimi jest coś jeszcze.

– Nie mogę pozostać tutaj albo zbliżyć się do posągu?

– Jeśli pozostaniesz tutaj, światło statuy cię oślepi, a wtedy będziesz wpadał w ściany, które będą cię rozrywać. Jeśli się zbliżysz, rozszarpie cię Bestia.

– Jaka Bestia? – dopytywało Dwieście Szesnaste.

– Bestia pilnuje posągu. Chowa się w jego blasku, czyhając na przyciągnięte pięknem istoty. Nie da się jej pokonać ani przekonać.

– Co z tobą? Dlaczego tu jesteś?

– Oślepłem, więc wyjście poza gładkość tego miejsca przyniosłoby mi tylko cierpienie – odrzekł Rozważny.

Istoty trwały chwilę w bezruchu. Dwieście Szesnasty miał nieodparte wrażenie, że posąg był w jakiś sposób zły, że nie życzył mu dobrze. Stanął przed pierwszym w istnieniu realnym wyborem. Jego egzystencja mogła opierać się na Drodze, jak do tej pory, lub na Trwaniu. Spojrzał, w kierunku, z którego wydobywał się głos Rozważnego. Zdał sobie sprawę, że jego nowy, jedyny znajomy, wybierając drogę Trwania, stał się niczym więcej niż informacją, jego wolna wola przestała mieć jakiekolwiek znaczenie.

– To nie ma sensu! – oburzył się Dwieście Szesnasty. – Stałeś się drogowskazem, porzuciłeś Drogę, jedyną rzecz, która definiuje nas jako… – tu zdał sobie sprawę, że nie umiał dokończyć własnej myśli. Postanowił ją przeformułować.

– Jedyną rzecz, która sprawia, że jesteśmy…

Czym właściwie, pomyślał.

– Czym właściwie? – spytał Rozważny.

Sfrustrowany Dwieście Szesnasty bez słowa opuścił jaskinię. Podróż przez korytarze była dużo gorsza niż dotychczas. Czuł siarczysty odór Miejsca, słyszał przerażające dźwięki ścian: potępieńcze krzyki, metaliczne zgrzyty, rozdzierający pisk. Lecz nie to najbardziej utrudniało życie.

Pamiętał posąg.

Jego gładkość sprawiła, że tunele stawały się jeszcze bardziej chropowate, przypominając pordzewiały drut kolczasty dla myśli. Pozytywny aspekt był taki, że Droga stała się przez to inna. Gorsza, bo bardziej wyniszczająca, ale odmienna.

Wystarczyło to, by zmotywować istotę Dwieście Szesnastą do dalszej tułaczki.

Przemierzając Drogę, stopniowo zatracała się. Agresywniejsze niż dotąd ściany odrywały coraz większe porcje myśli, zmuszając do pochopniejszej ucieczki. Stworzenie wiedziało, że błędne koło cierpienia można było zakończyć na dwa sposoby. Jeden z nich to powolne tortury tuneli, które teraz mogły skończyć się całkowitym rozdarciem, drugi krył się w dawno opuszczonej jaskini białego posągu.

Stworzenie znalazło się w miejscu, z którego widać było koniec Drogi.

Istota przemierzała korytarze tak długo, że statua stała się odległym wspomnieniem. Ku jej zdziwieniu, Miejsce nie było jednak w stanie jej rozszarpać. Podróż stawała się coraz bardziej uciążliwa. Kiedy jego ból, smród, mrok i hałas wydawały się być już maksymalne, zawsze robiło się jeszcze gorzej. Gdy Dwieście Szesnasty zapomniał swoje imię, korytarze zaczęły się gwałtownie zmieniać.

Stawały się gorzkie, gorące i negatywne z coraz większej liczby przyczyn. Każdy nowo wykształcony zmysł był nowym źródłem cierpienia. Materialność Miejsca wydawała się rosnąć w nieskończoność. Istota z coraz większym trudem przeciskała się przez wąskie rozgałęzienia, gdy w pewnej chwili w jednym z korytarzy dostrzegła coś, czego nie znała.

Światło, radość, cisza, słodycz i bardzo wiele innych, zbliżonych. Jedna z odnóg była po prostu pozytywna. Stworzenie nie miało już żadnych wątpliwości.

To był cel.

Zafascynowane popędziło w stronę źródła. Moment później znalazło się w miękkim i ciepłym otoczeniu zbawienia. Po swojej prawej stronie istota zidentyfikowała bierny, pasywny byt o dużo mniejszej od siebie liczbie zmysłów. Bierny Byt nazwał istotę Dwieście Siedemnastym, następnie próbował komunikować się z nią, nie było to jednak potrzebne. Istota z łatwością odczuła intencje Biernego i wskazała błędy w jego rozumowaniu, mimo to wolał on pozostać na swoim miejscu, pewny, że równowaga, w której trwa, jest jego przeznaczeniem. Posuwając się w głąb otoczenia, istota, nazwana Dwieście Siedemnastym, zaczęła dostrzegać jeszcze jedno stworzenie.

Niezdolne do komunikacji, wtulało się w jeden z niewielkich posągów zdobiących salę. Fanatyk statuy był zahipnotyzowany jej idealną fakturą, za cel postawił sobie jej ochronę. Dwieście Siedemnasty zauważył, że, przez swoje ubogie postrzeganie, Fanatyk odebrałby próbę interakcji jako atak. Istota dostrzegała też, że Fanatyk był tu uwięziony. W przeszłości został już, według siebie, zaatakowany i zmuszony do ucieczki. W szaleńczym pędzie wpadł na pomnik, który stał się jego światem. Dwieście Siedemnasty nie widział żadnego sposobu, by pomóc Fanatykowi. Uwięziony nie miał możliwości skonfrontowania odczuć dotyku z bodźcami żadnego innego zmysłu, co uniemożliwiało mu dojście do jakichkolwiek konkluzji, a instynkt samozachowawczy robił swoje. Wiadomym było, że do Fanatyka dotrze kiedyś zapach i smak tuneli lub Biernego Bytu, i że wywnioskuje z nich coś, co pozwoli mu iść dalej. Pytanie tylko, kiedy się to stanie. Dla fascynata posągów nie miało to jednak znaczenia, bo przy tak małej liczbie punktów odniesienia jego postrzeganie czasu było zupełnie inne.

Jedni pozostają tu krócej, inni dłużej.

Dwieście Siedemnasty postanowił kontynuować swoją podróż. Mijając kolejne posągi, zatracał niepotrzebne już zmysły. Jego kierunek był sprecyzowany, świat zewnętrzny przestawał być potrzebny. Ostatnie fragmenty Drogi przebywał w spokoju zbliżonym do wiecznego, aż w końcu zupełnie zniknął.

Po to, tylko i aż, by gdzie indziej, kiedy indziej i na zupełnie innych zasadach być kimś innym.

Koniec

Komentarze

Hmmm, obawiam się, że nie zrozumiałam.

Dlaczego zostałem nazwane

Albo zostałem nazwany, albo zostałom nazwane.

Babska logika rządzi!

Melduję, że przeczytałam. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

@Finkla: Hmmm, "zostałom", ciekawa forma, szczerze mówiąc nie miałem pojęcia o jej istnieniu. Poprawię, dzięki. @śniąca: Dobrze wiedzieć :-)

No nieźle.

Odmiana czasownika dla rodzaju nijakiego istnieje także w pierwszej i drugiej osobie. Ale że krzesła, jabłka i inne jajka rzadko opowiadają o swojej przeszłości, praktycznie się jej nie używa. ;-)

Babska logika rządzi!

Ja już swoje zdanie wyraziłem z okazji betowania, to teraz tylko klepnę punkt do biblioteki.

Sorry, taki mamy klimat.

Dzięki dzięki :-)

No nieźle.

@Finkla: Jajko to się akurat dosyć często wypowiada, przynajmniej na tej stronie ;-)

No nieźle.

Ale złośliwie używa formy właściwej dla Dj-a, a poza tym i tak zwykle mówi o sobie w trzeciej osobie. ;-)

Babska logika rządzi!

Prawda.

No nieźle.

Się podoba :-)

A z małych uwag technicznych: czemu stworzenie na chwilę staje się rodzaju męskiego (dopytywało Dwieście Szesnaste – a zaraz potem Dwieście Szesnasty miał nieodparte wrażenie)?

 

i tu: Po swojej prawej stronie istota zidentyfikowała bierny, pasywny byt o dużo mniejszej liczbie zmysłów.

 

dużo mniejszej od czego?

@PulchnaLola:

Cieszę się że się podoba :)

 

Wiedziałem, że te zmiany rodzaju głównego bohatera będą niektórym zgrzytać :/ No generalnie ja to interpretuje tak: ten byt, ta istota. Wyrażeń używam w tekście wymiennie (głównie po to, żeby uniknąć powtórzeń). Trochę chciałem też tym podkreślić, że “protagonista”(powiedzmy…) jest rodzaju nawet nie nijakiego, bardziej żadnego. Raczej to tak zostawię, chociaż wiem, że nie każdemu to przypadnie do gustu…

 

Co do drugiej uwagi: od siebie :) To może być faktycznie niejasne, dopiszę.

 

No nieźle.

W sumie nawet ciekawe, choć liczyłam, że na końcu będzie coś mocniejszego. A tak – hmm, też nie jestem pewna czy zrozumiałam (hej Finkla!), ale mimo to mi się podobało. Ot paradoks :P

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Ja wiem, że tekst powinien bronić się sam, ale…

W pierwszym akapicie może być napisane coś dosyć istotnego ;)

No nieźle.

Surrealistyczny, psychodeliczny, nietuzinkowy…

Epitety opisujące tekst – imponujące ;)

 

Sam styl i warsztat jakoś nie powaliły, ale fabularnie jest tak oryginalnie, że aż interesująco.

 

Pozdrawiam!

"Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę ażeby już rozgorzał" Łk 12,49

Dla mnie zbyt niezrozumiałe.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Hmm, sama nie wiem, co myślę o tekście, bo, tak jak paru poprzednikom, wydaje mi się, że nie do końca zrozumiałam. Jednak czytając ma się wrażenie takiej pewnego rodzaju niematerialności, z jaką kojarzy się temat konkursu, więc chyba nie jest źle :) 

@ Nazgul: Dzięki :)

 

@SzyszkowyDziadek: No trudno :/ “Jeszcze się taki nie urodził co by wszystkim dogodził”

No nieźle.

Nie wiem, czy dobrze zrozumiałam. Byt przebywa drogę na okrągło tą samą, cierpi i zapomina. Nadawane są mu kolejne numery, a bestią, czyli potworem jest osobą głucha i ślepa? Jeśli dobrze rozumiem to koncepcja jest naprawdę interesująca. Sam tekst czyta się gładko i mnie się podobał, nawet jeśli moje rozumowanie znacząco odbiega od rzeczywistości. ;P

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Ogólnie – jak dla moi – bełkot, którego zamysł, bo jakiś zamysł w tym jest na pewno, ginie pośród metafor ocierających się o dosłowność z tym samym bólem, co Istota o ściany Miajsca, i wątków dla mnie niepojętych, czy może wręcz zbędnych, jak jaskinia z posagiem czy Fanatyk. Nie moja wina, że nie lubię filozofii surrealistycznej.

Niemniej, ale, jednakowoż, lecz, tyle że… Uczyniłeś, Autorze, ze swojego bełkotu pieśń; pieśń, której – choć ukrytego w słowach przekazu nie rozumiem – wysłuchałem z prawdziwą przyjemnością. Jako całość nie ma to opowiadanie dla mnie większego sensu, ale za to poszczególne zdania, fragmenty i zawarte w nich myśli mają nieodparty urok. I za to – Biblioteka.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

@Morgiana89: Czy dobrze zrozumiałaś napisałem Ci na priv żeby nie spoljować ;)

No nieźle.

@Cień Burzy: Uznajesz całość za bełkot, ale wierzysz, że jest w niej sens. Choć go nie znajdujesz, przyznajesz mi punkcik do Biblioteki, niejako za całokształt opowiadania – bardzo szanuję takie podejście i cieszę się, że pieśń (choć śpiewana w niezrozumiałym języku) przypadła Ci do gustu.

No nieźle.

Nadal czekam na tego priva. ;)

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Borze iglasty, Heidegger poprosiłby cię o rękę, autorze. Czytałeś może Heideggera? Jeśli nie – nie czytaj. Zaufaj mi na słowo, że mielibyśmy oświadczyny.

Teraz muszę wyjaśnić, dlaczego powyższe stwierdzenie jest komplementem. Heidegger to mistrz genialnego bełkotu. Chyba tylko Kant napisał coś trudniejszego, ale nie bełkotał, a sucho i analitycznie objawiał swój geniusz. Natomiast Heidegger mamrotał jak w amoku. I wymamrotał genialną wizję, chociaż tak ciężką, że niewielu chce się w ogóle to zrozumieć. 

Nie mamroczesz znamiennie, ale idziesz podobnym torem ukazania bytu, co Heidegger. Smaczek jest.

Mnie się podoba i zdaje mi się, że zrozumiałam tekst z łatwością. Ale raczej nie jestem miarodajnym czytelnikiem jako filozof. 

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

@enazet: Heidegger – zapoznam się z twórczością tego pana, czymkolwiek by się to miało nie skończyć ;) Jak dla mnie miarodajny czytelnik to w gruncie rzeczy każdy czytelnik, wiadomo, że tekst podpadnie zainteresowanym takimi tematami bardziej niż reszcie.

Cieszę się, że się podobało jeśli gustujesz w fantastyce podpartej jakąś autorską filozofią – polecam się na przyszłość. :)

No nieźle.

Musieliśmy zdać Heideggera na postmodernizmie, u kobiety zakochanej w nim bezgraniczną miłością platoniczną. Nic przez pięć lat studiów nie zajęło nam tyle czasu, przemyśleń, szarpania nerwów i przedzierania się przez bełkot, co Heidegger. Nienawidziliśmy go wszyscy. Ponad połowa roku nigdy go nie zrozumiała. Dlatego odradzam, ale skoro chcesz podjąć wyzwanie – droga wolna ;)

Będę zwracać uwagę na twoje teksty w takim razie ;) Powodzenia w konkursie.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Wzajemnie. :)

No nieźle.

No i miałem pobetować, a nie zdążyłem przed odpaleniem wrotek… Nic to, wpis obserwacyjny.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Hmm, wpis obserwacyjny w komentarzach pod opowiadaniem? Zastanawiam się co Ty tu planujesz zaobserwować SajkołFiszu…

No nieźle.

Ciemność, ciemność ujrzeć kcem! ;-)

 

Do przeczytania, recenzja potem! ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

No dobra, była ciemność, potułał się byto/istoto/cosio, spotkał ślepego, spotkał głuchego, biernego też przy okazji…

 

Bełku-bełku takie ładne, intrygujące, ale mam problem ze zrozumieniem treści. Głupi jestem po prostu ;-) Nie wiem, czy to alegoria kolejnych etapów zatracenia się w świecie bez zmysłów, czy może eskperyment myślowy, jak taki byt, bezmyzsłowy, mógłby funkcjonować, jak istnieć wyłącznie we własnej głowie, wreszcie czy ślepota, głuchota, trwanie, bierność i fanatyzm to kolejne etapy odcięcia od sensorium?

 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Często zniechęcam się nadmiernym filozofowaniem w opowiadaniach. Powyższe czytało się się całkiem przyjemnie, choć przyznam, że liczyłem na jakąś iluminację na końcu, a tymczasem pozostałem z uczuciem, że jednak nie zrozumiałem. Nie zachwyciło natomiast na tyle, żeby czytać do skutku, aż dotrę do sedna ;).

 

Swoją drogą chciałem jeszcze pochwalić wprowadzenie. Dość intrygujące i zachęca do lektury.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

@PsychoFish: Byt staję się zupełnie bezzmysłowy dopiero na końcu, w rezultacie znika, bo przestaje się postrzegać. Bierność, fanatyzm, trwanie, podążanie jakąś drogą (do celu lub w kółko) to różne postawy życiowe, które dokądś prowadzą , starałem się przedstawić je w perspektywie końca, który zawsze jest taki sam. Ten motyw akurat nie łączy się z sensoryką ;)

Starałem się też pokazać, że zmysłowość definiuje naszą rzeczywistość. Utrata albo odzyskanie (czy, jak w opowiadaniu, pozyskanie zupełnie nowych) zmysłów zmienia wszystko, pewne problemy przestają istnieć lu się pojawiają. Chodzenie z zamkniętymi oczami nigdy nie będzie równało się ślepocie (tak sądzę).

Więcej nie tłumaczę, i tak za dużo powiedziałem. Sprowokowałeś mnie znakiem zapytania na końcu wypowiedzi ;)

No nieźle.

I ja melduję, że przeczytałam, ale trudno mi zameldować cokolwiek więcej. Ani horroru ani przypowieści tu nie znalazłam.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Ok, choć przyznaję, durnym i bez pomocy interpretacyjnej nie skumałem ani w ząb.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Eeej, to pewnie nie Ty durnyś (bo przy moim opowiadaniu na SF dałeś radę) tylko ja nabełkotałem za dużo ;-)

No nieźle.

Chciałam napisać, że gubisz się w “osobach”, raz pisząc jako on, raz jako ono, a kiedy indziej, jako ona. Ale przeczytałam komentarze i już nie napiszę.

 

Według mnie tekst opowiada po prostu o narodzinach, życiu i śmierci. Nie wiem, czy mam rację, ale myślę, że byłoby to logiczne. 

Tekst dostaje ogromnego plusa zarówno za przedstawienie tematu, jak i za użycie osoby nijakiej, z czym nigdy się jeszcze nie spotkałam (a przynajmniej nie pamiętam).

Opowiadanie jest oryginalne i z pewnością idealnie wpasowane do tematu.

 

Gratuluję. 

Dzięki. Nigdy nie spotkałaś się z narracją z trzeciej osoby? ;)

No nieźle.

EDIT

 

Och, Losie. Wróciłam, przeczytałam swój komentarz i oniemiałam… Nie ma usprawiedliwienia na to, co napisałam. Oczywiście chodziło mi o formę nijaką, a nie o trzecią osobę. 

Po prostu mi wstyd. Usuwam się w cień, aby jakoś to przeżyć.

Usuwam się w cień, aby jakoś to przeżyć.

Yesss…! Come to papa!^^

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Farciarz… :-D

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

:)

Melduję, że też przeczytałem. Sądzę jednak, że karierę pisarską lepiej zacząć od czegoś mniej filozoficznego, za to bardziej zrozumiałego.

Moje pierwsze wrażenie – rzeczywiście przypomina sen. Jest tak samo zakręcone, surrealistyczne, pełne symboli i metafor. Tak naprawdę zaraz po przeczytaniu miałam uczucie, że chyba nie zrozumiałam o co chodzi. Aczkolwiek po Twoich późniejszych komentarzach okazało się, że moja interpretacja pokrywa się z Twoim zamierzeniem.

Generalnie, mimo odjechania, czytało mi się dobrze, co oznacza, że jest w tym tekście jakiś nienazwany, szorstki jak ściany tunelu, urok.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przeczytałam opowiadanie, potem komentarze i nadal niewiele pojmuję. Tłumaczę to sobie tym, że kiedy choruję i męczy mnie wysoka gorączka, nie miewam snów.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Łoł, regulatorzy, a co Ty za opowiadaniową archeologię uprawiasz? ;)

Ten tekst był bardziej takim eksperymentem, nierozumienie go jest jak najbardziej zrozumiałe i nie powinno być powodem do jakiegoś wielkiego zamartwiania się. Ale dzięki za lekturę! :)

No nieźle.

Ano, tak mi się czasem zdarza. Kiedy mam przeczytane wszystkie aktualnie dodane opowiadania, sięgam do tych dawniejszych. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Mimo że trudne w interpretacji, wciągnęło i czytało się dobrze. Dla mnie, nie wiem czemu, na pierwszy plan wysuwa się droga i wybory – zostawianie w miejscu, wybierając to co się zna, albo ruszanie w nieznane. Bardzo ciekawy tekst. :)

Przykład opowiadania, które z niezrozumiałych mi powodów nie trafiło do biblioteki, a zasługuje.

 

 

Dzięki Blackburn, konkluzje po lekturze jak najbardziej zbieżne z moimi założeniami :)

No nieźle.

Z jednej strony bardzo oryginalne, a z drugiej to taka oryginalność, która ma marne szanse na zachowanie się w pamięci. Nie czytało się za łatwo. Warsztat z niedociągnięciami. 

niestety nie działo się tak.

dziwny szyk

Ściany korytarzy stopniowo stawały się coraz mniej inwazyjne, coraz mniej szarpały świadomość istoty, wygładzały się.

Niezbyt ładne zdanie. 

Przemierzając Drogę, stopniowo zatracała się.

Powinno się unikać zaimków na końcu zdania, a tutaj bardzo łatwo zmienić szyk, żeby lepiej brzmiało. 

Po to, tylko i aż, by gdzie indziej, kiedy indziej i na zupełnie innych zasadach być kimś innym.

To wtrącone “tylko i aż” paskudnie psuje wydźwięk całego zdania. 

No, ale doceniam niektóre obecne tu myśli. I rozumiem, że temat konkursu nie upraszczał sprawy.  Ogólnie warto było zajrzeć, żeby przeczytać coś innego. 

 

PS Zżera mnie ciekawość – dlaczego aż tylu betaczytaczy?! 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Hmm, ciężko mi się wypowiadać o swoich dziwnych szykach i nieładnych zdaniach sprzed dwóch lat inaczej niż “no, racja”. ;]

Czemu aż tylu betaczytaczy? Szczerze, to nie pamiętam, ale aktywnych było trzech. Prawdopodobnie się zgłaszali, albo ja dodawałem ich jak szalony z jakiegoś powodu. Hell knows :D

Dzięki za lekturę! 

No nieźle.

Nowa Fantastyka