- Opowiadanie: Teyami - Skrzypaczka

Skrzypaczka

A, co mi tam, wrzucę. Szorcik napisany jakiś czas temu, teoretycznie na konkurs, którego tematem było “przebudzenie”. Miał być krótki, więc za dużo fabuły tu nie ma. Oczywiście dopiero potem doczytałam, że limitem były dwie strony maszynopisu, a nie worda, więc już nie wysyłałam, bo musiałabym skrócić aż o połowę.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Emelkali

Oceny

Skrzypaczka

 Śni mi się co noc.

Od ponad miesiąca, we śnie, staję pośród palących się drzew. Wszędzie widać ogień, nawet niebo wydaje się lśnić przyćmioną czerwienią. Krzyków Alicji i Szymka nie słychać – większa część domku jest już spalona i wiem, że przybyłem za późno, że nie mogę nic zrobić. Mimo tego idę dalej, desperacko pragnąc znaleźć coś, czym mógłbym ugasić ogień.

I wtedy dostrzegam Ją.

Tańczy wśród płomieni, jakby była zjawą, jakby płomienie nie mogły jej dosięgnąć, a jednak wydaje się w pełni materialna. W rękach trzyma skrzypce i gra na nich jakąś melodię. Wśród trzasków palącego się drewna nie mogę jej usłyszeć. Mam przeczucie, że gdyby ta muzyka dotarła do moich uszu wszystko bym zrozumiał. Tymczasem Ona tylko na mnie patrzy, nie przerywając swego przerażającego tańca. Uśmiecha się. Kto w takiej chwili mógłby się uśmiechać?! I wtedy wiem już, że to ona ich zabiła, że to ona spowodowała pożar, bo przecież jej samej płomienie nie krzywdzą. Krzyczę do niej, próbuję zapytać, dlaczego to zrobiła. Przez chwilę wydaje się, że już chce odpowiedzieć, że za ułamek sekundy to zrobi, ale ostatecznie odwraca się bez słowa. Bezradnie patrzę jak znika, pochłonięta przez ogień, a chwilę później budzę się spocony we własnym łóżku.

Tak było do tej pory. Dziś to się zmieni.

Tragedia, która wydarzyła się przed miesiącem, zniszczyła wszystko. Nie znaczy to oczywiście, że wcześniej było idealnie. Byliśmy zwykłą, przeciętnie zarabiającą rodziną, a od większości ludzi różniło nas tylko to, że mieszkaliśmy w staroświeckim drewnianym domku w lesie. Mnie, jako leśniczemu z powołania, bardzo to pasowało, a i moja żona kochała przyrodę. Mieliśmy tam spokój i ciszę, żyliśmy tylko dla siebie… oczywiście do czasu, gdy urodził nam się Szymek. Trochę nas to rozruszało, trzeba było włożyć w opiekę nad małym dużo pracy, dużo serca. Zdarzały się między nami kłótnie, a jakże. Zwykłe życie, raz było lepiej, raz gorzej. Ale wtedy przynajmniej coś się w tym życiu działo, mijające dni miały jakiś sens.

Nie wiadomo, kto podłożył ogień. Być może nikt, przecież takie rzeczy się zdarzają. Sąsiadom nigdy nie zrobiliśmy niczego, za co mogliby nas znienawidzić. A jednak Alicja i Szymek są martwi.

To była noc. Wróciłem wtedy znacznie później niż zwykle, musiałem chyba coś załatwić, nie pamiętam. Zresztą z całego tamtego wydarzenia niewiele pamiętam. Wiem tylko, że kiedy zobaczyłem swój dom, wyglądał on zupełnie inaczej niż wcześniej, a wokoło kręciło się pełno strażaków i jakichś innych funkcjonariuszy. I chyba… tak, teraz wydaje mi się, że jeszcze zanim podszedłem, zanim dowiedziałem się tego, czego tak bardzo nie chciałem się dowiedzieć, słyszałem cichą melodię, graną na skrzypcach.

Mówili do mnie długo. Wypowiadane fachowym językiem zdania wlatywały jednym uchem i wylatywały drugim, jakbym słuchał nudnego przemówienia, które zupełnie mnie nie dotyczy. Jednak niektórych faktów mój mózg nie zdołał zignorować. Pożar wybuchł gdy spali. Gdyby Szymek miał więcej niż dwa latka, być może udałoby mu się wydostać z łóżeczka, może wybiegłby z domu płaczący i przerażony, ale żywy. Nie wybiegł. Alicja też nie. Gdy człowiek słyszy o takich rzeczach, zawsze przychodzi mu do głowy, że to niemożliwe, żeby nie dało się uciec chociażby jakimś oknem. A jednak nie dało się. Zwęglone zwłoki dwóch osób znaleziono w rogu, tam, gdzie musiał dopaść ich ogień. Alicja zginęła z Szymkiem w ramionach.

Mam dosyć Skrzypaczki z moich snów. Ludzie mówią, że mózg nie potrafi wykreować twarzy, której nigdy nie widział, ale ja jestem przekonany, że nigdy nie spotkałem tej kobiety. Kim jest? Czy te sny mają mi pokazać, że to ona za wszystkim stoi? Czy to ona zabrała mi to, co tak kochałem? To zabawne – skrzypce kojarzą się z delikatnością, wrażliwością, a tymczasem ona jest potworem.

Zdejmuję z ramienia linę i spośród drzew, rosnących obok miejsca, gdzie kiedyś stał dom, wybieram takie, które najbardziej się nadaje. Jestem tu pierwszy raz od tamtego czasu. Po tym, co się stało, nie potrafiłem patrzeć na lasy tak jak wcześniej. Zmieniłem nawet pracę – teraz codziennie siedziałem przy biurku, a poprawianie krawatu i wymuszone uśmiechy do szefa były jedynymi rzeczami, o jakie w ostatnich dniach dbałem. Coś takiego trudno nawet nazwać życiem. Przypomina to raczej piekielnie monotonny, szary sen, z którego nie da się obudzić, a jedyną przerwą od tego wszystkiego są – wcale nie lepsze – nocne wizyty Skrzypaczki.

Podstawiam pod gałąź drewniany stołek, który ze sobą przyniosłem, i zdegustowany widzę, że ręka zaczyna mi drżeć.

Idioto, upominam się w myślach. To przecież nie będzie trudne. Od miesiąca nie jesteś zdolny do odczuwania praktycznie żadnych emocji, więc tak naprawdę jesteś już martwy. A teraz boisz się wejść na głupi stołek.

Pokonuję niepewność i wchodzę. Przywiązuję linę do gałęzi. Pętlę na drugim końcu przygotowałem wcześniej, więc teraz tylko ją zakładam. Po raz ostatni patrzę przed siebie, na miejsce, gdzie kiedyś stał drewniany domek.

Stoi tam znowu, cały w płomieniach. Ogień rozprzestrzenia się, a niebo nabiera szkarłatnego odcienia. Przerażony łapię za pętlę na szyi, chcąc upewnić się, że jeszcze się nie zacisnęła. Mam rację – lina leży swobodnie na moich ramionach niczym makabryczna biżuteria.

– To sen? – pytam cicho, nie mogąc zrozumieć, co się dzieje.

Wynurza się z płomieni, płynnie jakby sama była jednym z nich. Widzę ją wyraźnie, znacznie wyraźniej niż do tej pory. Jest piękna. To złudne piękno, powtarzam sobie w myślach. Nieludzkie piękno nieludzkiej bestii. A jednak patrzę jak gra, tak jakby samymi ruchami swego ciała potrafiła hipnotyzować.

– Nie, tym razem nie – odpowiada, a ja uświadamiam sobie, że po raz pierwszy słyszę jej głos. Muzyka jednak wciąż pozostaje niedostępna dla moich uszu. – To wizja.

Nie mam pojęcia, o czym mówi, nie mam pojęcia, dlaczego się ukazała. Gnębiła mnie przez tyle czasu, a teraz, gdy jestem już gotowy w spokoju pożegnać życie, ona nagle postanowiła sobie ze mną porozmawiać?

– Dlaczego dopiero teraz przestałaś mnie ignorować?! – wyrzucam z siebie, nie mogąc opanować złości. – Dlaczego nagle się odezwałaś?!

– Przepraszam. – Kobieta uśmiecha się smutno i spuszcza wzrok. – Musiałam poczekać, taka jest moja rola. Pojawiać się tam, gdzie inni nie mogą dojść. Krzyczeć za tych, którym nie starcza już sił.

W bezsilności zaciskam pięści, zastanawiając się, w co ona się bawi.

– Kim jesteś? – pytam, mając ochotę wyciągnąć z niej to siłą. – Dlaczego płomienie nic ci nie robią? Dlaczego tylko ty żyjesz?!

– Nie chciałbyś, żebym spłonęła. – Głos Skrzypaczki jest ciepły, przyjemny. – Nie mogłabym ci tego zrobić.

– Więc powiedz mi – zaczynam mówić coraz szybciej – powiedz mi, dlaczego ich zabiłaś?! Tak wiele razy cię o to pytałem… Tak wiele razy nie odpowiadałaś… Dlaczego?!

– Nie zabiłam ich – mówi miękko. – Wszystko źle zrozumiałeś.

– Uśmiechasz się…

– I nie przestanę. Jeżeli ja nie będę się uśmiechać, nikt inny nie będzie do tego zdolny. A jeżeli przestanę grać… świat zamieni się w piekło.

Kobieta podbiega do mnie w tańcu i przez krótką chwilę patrzymy sobie w oczy. Widzę jej silne, ale czułe spojrzenie. Jest w nim coś wyjątkowego, coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem.

– Więc kim jesteś? – Nagle czuję nieuzasadnioną więź ze Skrzypaczką. Do oczu napływają mi łzy. Teraz jej wierzę. Czuję jej ciepło, ciepło mocniejsze niż to, którym emanują płomienie, lecz jednocześnie znacznie subtelniejsze, takie, które nie parzy. W jednej chwili dociera do mnie, dlaczego ogień nie jest w stanie jej skrzywdzić. Nie może się równać z jej żarem. – Kim jesteś?! Chcę cię poznać! Chcę usłyszeć twoją muzykę! Kiedy ją usłyszę… zrozumiem wszystko, prawda?

Kobieta ledwie zauważalnie kiwa głową. Jej oczy błyszczą. Znów się oddala, by zatańczyć wśród płomieni. Przykłada smyczek do skrzypiec i zaczyna grać.

Słyszę to. Słyszę najpiękniejszą melodię, jaką dane mi było poznać. Nie mogę nawet powiedzieć, że odbieram ją uszami – w jakiś sposób ta muzyka przepływa bezpośrednio do duszy, napełniając ciepłem i nadając rytm sercu. Stoję jak zaczarowany i pragnę, by ta chwila trwała wiecznie. W milczeniu podziwiam płynne ruchy kobiety, zastanawiając się, jak mogłem ją winić.

Nagle Skrzypaczka odwraca się w moją stronę i otwiera usta.

– Jestem…

Przymykam oczy, wiedząc już, jaką usłyszę odpowiedź. Moje wargi poruszają się same.

– Jesteś Nadzieją.

Koniec

Komentarze

Dość ładne, zagrane na uczuciach. Ale jak dla mnie za duży patos, szczególnie w końcówce. I taka zachwiana równowaga – raz używasz bardzo poetyckiego języka, a potem zmieniasz i nabierasz “urzędniczego stylu”.

Do tego parę rzeczy, które wybijają z rytmu: 

Dlaczego na początku masz “ona” dużą literą, potem już nie?

Od ponad miesiąca, gdy śpię, staję pośród palących się drzew. – zamiast “gdy śnię” dałabym “we śnie”

Zdejmuję z ramienia linę i spośród drzew, które ocalały z pożaru, wybieram takie, które najbardziej się nadaje. – mniej więcej rozumiem, co chciałaś powiedzieć, ale sformułowałaś to tak, jakby cały las spłonął. Zdaje mi się, że chodziło o drzewa stojące najbliżej domu.

Podstawiam sobie pod gałąź drewniany stołek – a ten stołek to skąd? Wyrósł w lesie?

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

O, Bemik, żyjesz! Ostatnio jakoś mało komentowałaś, to zaczęłam podejrzewać, że Cię kosmici porwali :D Dziękuję za uwagi, błędy poprawiłam. Oprócz tej dużo-małej litery, bo czasami jest to niemalże imię, nadane przez bohatera, a czasami zwykły zaimek. I wywaliłam jedno zdanie z końcówki, bo chyba rzeczywiście przesadziłam z patosem ;)

Hmmm, do mnie nie przemówiło. Ale ja zdecydowanie nie jestem targetem dla takich tekstów.

Za to napisane porządnie. :-)

Babska logika rządzi!

Teyami, kosmici porywają młode i śliczne, więc mi to już nie grozi.

A na poważnie – po dwóch latach spokoju wraca do nas córka ze swoim mężem – rewolucja w domu: remonty, przeorganizowanie całego systemu. Nie jest łatwo. Dlatego tak mnie mało. Teraz też: siedzę na kuchennym zydelku, otulona folią malarską, pod nogami chrupie zastygający cement, czy inna gładź szpachlowa.

Do świat powinno się wszystko unormować.wink

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Fiklo, dzięki za komentarz, doskonale zdaję sobie sprawę, że opowiadania w tym stylu nie do wszystkich przemawiają :)

 

Bemik –> No, jak córka i remonty, to jesteś usprawiedliwiona. A kosmici zwolnieni z zarzutów :p

Muszę przyznać, że nie jest to moja filiżanka herbaty. Samo wykonanie dobre, językowo zgrabnie, ale dla mnie za dużo patosu jest już na poziomie pomysłu. Może przez to, że ogólnie nie lubię ambitnych książek ani filmów, bo życie jest już wystarczająco skomplikowane.

Jestem przekonany, że patos w opowiadaniu, we fragmentach opowiadania Teyami pojawił się niejako sam z siebie – z racji tematu, po prostu.

A do mnie tekst trafił. Może nie tak całkowicie, w stu procentach, ale w najmniej siedemdziesięciu pięciu trafił.

A ja lubię teksty tego typu, więc nie mogę się nadziwić, że powyższy mi nie podszedł.

Sorry, taki mamy klimat.

Mnie także nie przekonało. Może gdyby tekst był dłuższy, można by bardziej rozbudować tajemnicę i pogłębić charakterystykę skrzypaczki. Sam nie wiem.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

a jednak wydaje się w pełni materialna. W rękach trzyma skrzypce i gra na nich jakąś melodię, jednak wśród trzasków palonego drzewa nie mogę jej usłyszeć.

Zamieniłbym drugie “jednak” na kropkę.

 

Podstawiam sobie pod gałąź drewniany stołek, który ze sobą przyniosłem, i zdegustowany patrzę, że ręka zaczyna mi drżeć.

“Przyniosłem drewniany stołek. Podstawiam go pod gałąź i zdegustowany patrzę, że ręka zaczyna mi drżeć”. = Ilość znaków na zaimki zredukowana i jakoś tak zgrabniej ;)

 

Bardziej doświadczeni ode mnie zauważyli już, że napisane na poziomie. Mnie niestety, nie poruszyło. Pomysł sam w sobie jest całkiem ciekawy, może winna jest krótka forma? Trudno powiedzieć, ale myślę, że potrafisz lepiej :P.

 

Teraz wyobraziłem sobie, że w feralną noc bohater wraca do domu wcześniej skłócony z żoną i postanawia z nią porozmawiać, może przeprosić. I już wtedy słyszy/czuje dziwną, spokojną muzykę – bo ma nadzieję, że wszystko będzie dobrze. To byłaby też jakaś wskazówka dla czytelnika, bo mnie pani Nadzieja trochę jednak wzięła z zaskoczenia, żeby nie powiedzieć – ni z gruchy ni z pietruchy. To tylko taka sugestia, Ty jesteś szefem swojego tekstu : ). 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dziękuję wszystkim za poświęcony czas i komentarze. Teraz przynajmniej wiem, że jestem jednak lepsza w opowiadaniach innego rodzaju, ale, jak to się mówi, wszystkiego trzeba w życiu spróbować.

 

Mr_D -> Niezła postawa – gdyby tylko na świecie było więcej osób, które nie lubią komplikować sobie życia… :D

 

Adam -> Dzięki, jeśli komuś się choć trochę podobało, to znaczy, że mimo wszystko było warto ;)

 

Nevaz -> Dzięki za wypisanie niezgrabności, pierwsze poprawiłam tak jak napisałeś, w drugim wywaliłam jedno "sobie", żeby się się powtarzało. Co do pomysłu z wskazówką dla czytelnika to całkiem sensowny, jak będę miała chwilę czasu to wstawię wcześniej jeden hint.

Piękne opowiadanie. Czytało się wspaniale i przyjemne. Zachowałaś klimat. Lubię takie teksty, które skłaniają do przemyśleń. 

Końcówka mnie nie zaskoczyła, sprawiła natomiast, że się uśmiechnęłam. 

Dziękuję i życzę powodzenia :)

Bardzo dziękuję, Winter. Widzę, że dużo jednak zależy od gustu odbiorcy :)

Do mnie nie do końca trafiło. Czuję niedosyt – a szkoda, bo napisane dobrze, zajmująco, choć momentami – jak już zauważyli przedpiścy – pojawia się za dużo patosu.

Może to wina długości opowiadania, ale uważam też, że sama postać Skrzypaczki zasługuje na nieco mocniejsze zarysowanie. Bo teraz to jest ona like a swan that’s here and gone. Pojawia się i znika, bezpłciowa taka.

 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Dzięki za komentarz, Gravel. Początkowo chciałam, żeby każdy sobie ją wyobraził po swojemu, ale skoro już któraś osoba zarzuca zbyt słabe zarysowanie, to chyba coś w tym jest. Postaram się mieć takie rzeczy na uwadze przy pisaniu kolejnych tekstów.

Dokładnie, każdy ma swój gust. Ja wolę, kiedy autor prowokuje do myślenia, kiedy nie wszystko jest jasne i każdy może zinterpretować tekst na swój sposób. A są tacy, co po prostu lubią klarowną fabułę – rozpoczęcie, rozwinięcie, punkt kulminacyjny i zakończenie. Jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził :p

 

“Wśród trzasków palonego drzewa nie mogę jej usłyszeć.“ – jakoś mi zgrzyta to “palone drzewo”. Albo płonące drzewa, albo drewno. “Palone” ponadto raczej sugeruje, że ktoś je pali (jak papierosa), a nie że mamy do czynienia z pożarem.

 

“i zdegustowany patrzę, że ręka zaczyna mi drżeć.“ – raczej: widzę, ew. spostrzegam

 

I do mnie nie do końca trafiło. Koncepcja ciekawa, wykonanie rzeczywiście trochę nierówne, ale zjadliwe, ale tekst ten nie zapisze mi się w pamięci. Ot, do przeczytania w przerwie między innymi zajęciami.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki, Jose, błędy poprawione.

Ogólnie miły, przyzwoicie napisany szorcik. Jest jakaś gra na emocjach, jest jakiś pomysł, jest dobrze. Nie mistrzostwo świata, ale zdecydowanie tekst wart lektury.

Dziękuję, Vyzarcie, cieszę się, że nie jest tak źle. :)

A do mnie tekst trafił. Może nie tak całkowicie, w stu procentach, ale w najmniej siedemdziesięciu pięciu trafił.

Się podpiszę :) Patosu ciut za dużo. Syf. by Ci to wytłumaczył, on jest specem od wykrywania egzaltacji i tym podobnych ;) I zdziwiło mnie, że gość stracił rodzinę przed miesiącem, a już miał nową pracę i dbał o “poprawianie krawatu i wymuszone uśmiechy do szefa”.

Mimo to uważam, że siedemdziesiąt pięć procent to wystarczająco dużo, żeby kliknąć bibliotekę. A teraz mogę :) O!

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Bardzo dziękuję, Emelkali, a biblioteka dość mocno zaskoczyła po wcześniejszych komentarzach.  

Z tą pracą chyba masz rację. Co do patosu też nie mam usprawiedliwienia, ale Syf. niech się na razie na mnie z pazurami nie wybiera, bo stosunkowo i tak obniżam powoli poziom patosu – jak przeczytałam swoje opowiadanie sprzed dwóch lat, to się szczerze przeraziłam :D

W moim odbiorze jest jakiś rozdźwięk między pierwszą a druga połową tekstu. W drugiej rzeczywiście jest nieco patetycznie (choć dla mnie nie aż tak bardzo), w pierwszej natomiast jakoś tak płasko, ciężko mi współodczuwać z bohaterem, mimo że poznawczo pojmuję ogrom tragedii. Trochę jakbym czytała o tym w gazecie.

Doceniam pomysł, bardzo mi się podobał. Lubię wszelkie personifikacje :)

Dziękuję, Werweno. Hmm, jak zwróciłaś na to uwagę (a przekonałam się już, że Twoje spostrzeżenia są trafne ;)), to rzeczywiście widzę ten rozdźwięk. Mogłabym tłumaczyć suchość pierwszej części zdaniem: “Od miesiąca nie jesteś zdolny do odczuwania praktycznie żadnych emocji”, ale rozumiem, jeśli jest to zbyt mało przekonujące. Dobrze, że ogólny pomysł Ci się podobał :)

Przeczytałam bez przykrości, jakoś specjalnie mnie nie powaliło, ale też nie uważam, żeby tekst miał jakieś poważne wady. Może jedynie fakt, że ta Nadzieja na końcu mnie zaskoczyła, nie spodziewałam się, że to właśnie ona będzie Skrzypaczką, szczególnie że bohater obwiniał ją o śmierć bliskich. 

Dzięki, Rooms. Co do zarzutu – cóż, takie było założenie. Jeśli go nie kupiłaś, w porządku. Ważne, że przeczytałaś “bez przykrości”, jeszcze by tego brakowało, żebym Ci przykrość na święta zrobiła :D

Napisane porządnie, ale emocji brak. Nijak nie potrafię utożsamić się z bohaterem, obserwuję go sobie przez szybkie, nie rusza mnie. Brakuje mu czegoś, czym zahaczyłby mnie, wciągając w tekst.

W scenie niedoszłego samobója równowagę zaburzają stołek, patos i oczywistość tożsamości skrzypaczki. 

 

Ergo: niezła etiuda.

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Dzięki za opinię, Fishu. Oczywistość tożsamości? Dopiero co pojawił się zarzut, że właśnie trochę z tyłka to wyjechało. I jak tu Wam, kochani, dogodzić? ;)

Bo ja cwana ryba jestem i często się domyślam ;-) stawialem na Miłość lub Nadzieję, nie pomyliłem sie… ;-)

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Przeczytałam bez najmniejszej przykrości, bo porządnie napisane, ale i bez szczególnej satysfakcji, bo nic mnie nie poruszyło.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, że wpadłaś, i dobrze, że przynajmniej nie bolało :)

Nowa Fantastyka