
6,5k ze spacjami plus kiczowaty finał z romansu. Zawiera jeden wulgaryzm. Enjoy. :)
Przeedytowane. Przepraszam bardzo za przedwczesną publikację, będącą wynikiem eksperymentowania z podmiotem domyślnym.
6,5k ze spacjami plus kiczowaty finał z romansu. Zawiera jeden wulgaryzm. Enjoy. :)
Przeedytowane. Przepraszam bardzo za przedwczesną publikację, będącą wynikiem eksperymentowania z podmiotem domyślnym.
Dziewczyna dostała pierwsze imię w języku niewolników. Trzy lata przed dniem, gdy wszystko miało spłonąć, uprawiała swój kawałek ziemi gdzieś w Środkowym Świecie. Urodziła się trzy dekady przed terminem apokalipsy, ale wówczas już nieliczni znali dokładną datę końca.
Nad polami panoszył się ze skowronkami maj. Kwitł rzepak i nasza bohaterka plewiła właśnie perz, ale upał niezwyczajny w tej porze roku dokuczył jej ponad miarę, więc postanowiła chwilę odpocząć. Usiadła na ławce przed domem.
– Pogoda zwariowała – powiedziała z przekonaniem do leżącego w zaschniętej kałuży prosiaka. Lodowata woda ze studni kłuła w zęby. Wieśniaczka zmrużyła oczy i spojrzała w dal. Drogą, która kiedyś prowadziła do ludzi, ktoś nadchodził.
Maleńka, czarna sylwetka na tle żółtego pyłu pokrywającego szosę. Wędrowiec z trudem drobił chwiejne kroki.
– Nim tu dojdzie, minie południe – rzuciła w przestrzeń kobieta i poszła kroić ogórki na chłodnik.
Gdy kundel oznajmił przybycie żebraczki, zupa była gotowa.
– Dobra pani, daj wróżbiarce kubek wody! – Starucha stała przy furtce, wyciągając drżące, plamiste ręce. Ze zszarganego brzegu rękawa zwisały strzępy jakby pajęczej nici. Ciągnęły się, oplątywały powykręcane stawy niby pierścionki.
– Wejdźcie, babciu – powiedziała gospodyni. – Tak dawno nie widziałam drugiej twarzy, a zupy dość dla nas obu.
– Dobre dziecko, wie, że starej Powinności lepiej służyłby miesiąc, niż słońce – Wyszczerzyła żółte zęby starucha. – Dzięki za poczęstunek, ale łyczek wody wystarczy, muszę ruszać dalej. Przyszłości nie powstrzymasz. Posłuchaj mnie teraz, dziewczyno. Ulitowałaś się nade mną, zapłacę ci więc.
Wieśniaczka uśmiechnęła się z niedowierzaniem, patrząc na obdartą postać. Urażona, włóczęga potrząsnęła głową.
– Dam ci więcej, niż pieniądze, bo nowe imię. Odtąd nazywać się będziesz Wygrańcową.
Stara otarła mokre wargi wierzchem dłoni, podrapała kurzajkę na policzku i dodała:
– Napraw dach, dziecko. Zima potrwa może i ze trzy lata. A losu nie odwrócisz nie brudząc rąk krwią.
*
Kolejny przechodzień tego samego dnia – to już był tłum. Ledwo kobieta uporała się ze wschodnim polem i wstała rozprostować plecy, gdy spostrzegła nadchodzącego. Był daleko, ale zbliżał się nadspodziewanie szybko, jakby jednym krokiem przeskakiwał trzy metry.
Nim mogła mu się dobrze przyjrzeć, już opierał się łokciami o płot z miną właściciela.
– Dlaczego nie poczęstujesz mnie obiadem? – zapytał. Utkwił zielone oczy w twarzy wieśniaczki. Miał niesymetryczny, błyszczący jak porcelana uśmiech. – Jak się nazywasz, śmiertelniczko?
Kobieta zastanowiła się przez chwilę. Bardzo chciała przypomnieć sobie swoje poprzednie imię, ale bez skutku. W końcu postanowiła użyć nowego.
– Mówią na mnie Żona Zwycięzcy. A tobie wystarczy kubek wody – powiedziała, mierząc mężczyznę krytycznym spojrzeniem. Wprawdzie na grzbiecie miał poplamiony i wytarty trencz, ale przebierając się za żebraka, zapomniał o butach, w wypastowanej skórze odbijało się słońce.
Obcy roześmiał się, a brzmiało to jak coś, czego kobieta słuchała kiedyś z płyt, które dawno się porysowały. Tak naprawdę zdobył ją już przy „dlaczego”.
– Trzymaj. Pij swoją wodę i wynoś się – powiedziała, podając mu kubek.
– Masz wielkie łapska. Jak chłop, nie baba – odparł. – Gdzie ja widziałem takie łopaty? – Zastanowił się chwilę. – Ach, już wiem. W żelaznym lesie pieprzyłem kiedyś olbrzymkę, która…
– Miałam kiedyś męża, który łgał jak ty – odcięła się. Obcy ją pociągał i to było przerażające. Wstała, myśląc, że ukryje się przed intruzem w chacie.
– Mówię szczerą prawdę.
– No właśnie. Ale tak, żebym nie uwierzyła. – Mimo woli przystanęła.
Przybysz roześmiał się.
– “Zwycięzcowa” brzmi głupio. Wolę nazwać cię we własnym języku. W ten sposób twoje imię będzie lepiej pasować do mojego. Powinno, skoro masz być kobietą tego, kto wygra wojnę.
– Wojny tu, póki co, nie było i nie będzie – oświadczyła kategorycznie, chcąc zakończyć rozmowę.
– A szkoda. – Oczy przybysza zabłysły. – Żeby zbudować nowe, trzeba czasem zburzyć stare. Czy nie widzisz, jaki zmęczony jest wszechświat? Słońce oszalało i pali uprawy na pył, morza wstają ze swoich leż i pożerają wybrzeża, a wkrótce zima wypuści północne wiatry z zagród i przez czterdzieści miesięcy nie uświadczysz ciepła. Nawet ludzie mordują się nawzajem tysiącami, żeby zakończyć ten przydługi akt i po antrakcie otworzyć kolejny. Czy ciebie to nie przeraża?
– Nie można zwalczyć zła złem, poza tym katastrofy się zdarzają i nic nie poradzisz! – wykrzyknęła z oburzeniem
Mężczyzna syknął, skrzywiwszy się z dezaprobatą.
– Dwa kłamstwa w jednym zdaniu, stać cię na więcej, dziewczyno! Primo – Zagiął pierwszy palec – nie walczymy ze złem, tylko sprzątamy bałagan, jak zdziczałe pole pod „zieleń i wodospady”. Secundo – Do wskazującego dołączył środkowy – tylko ja mogę zakończyć to szaleństwo, nim się rozkręci na dobre. A przynajmniej tak mówią.
– Niby jak? Żeby powstrzymać kataklizm, musiałbyś być bogiem! – prychnęła.
Z fałszywą skromnością, niemęskim, zalotnym ruchem poprawił kołnierzyk.
– Nie zaprzeczam i nie potwierdzam. Ale w księdze wieszczki napisano, że wieczna zima ustąpi tylko wtedy, jeśli osobiście pozabijam starych bogów.
– Na co więc jeszcze czekasz? – Odwróciła się plecami, modląc się, by sobie poszedł nie robiąc jej krzywdy. Najbardziej martwiło ją, że w głębi duszy mu wierzyła. – Nie powinieneś się szykować, czy coś?
– Właśnie to robię. – Uśmiech miał szerszy od kota z Cheshire. – Potrzebuję markietanki.
– Jak śmiesz! – krzyknęła i schwyciwszy wiadro z pomyjami, chlusnęła mu prosto w twarz. – Precz!
Machnął ręką jakby odganiał natrętną muchę. Brudy zatrzymały się w powietrzu i wyparowały. Niezrażony, mężczyzna kontynuował:
– Mamy pewne trudności aprowizacyjne, ale powinniśmy uporać się z nimi najdalej za trzy lata. Chociaż dostawy ostatnio znacznie się skurczyły. Chodzi o budulec do naszego flagowego niszczyciela. W każdym razie, tamci na pewno spodziewają się nas najwcześniej po zimie.
– Więc tym bardziej powinniście uderzyć z wyprzedzeniem! – Sama nie wiedziała, kiedy zaczęła mu kibicować. Teoria wyjaśniająca suszę i tsunami była całkiem przekonująca, kiedy to on ją tłumaczył. Poszperała w pamięci i zacytowała: – „Zwycięża ten, kto wie, kiedy walczyć!”
Przybysz westchnął.
– Wcześniejszy atak byłby dobry dla obu stron, uniknęłoby się ciężkich i długich starć. Zdaje się, że według staruchy ginę pierwszy – Zrobił żałosną minę, a jej serce ścisnęło się z żalu. – Im prędzej uderzymy, tym mniej żywotów pochłonie agonia starego porządku. Gdyby zaatakować dziś, wzięlibyśmy ich niemal bez walki. Ale cóż zrobić, skoro nie ma materiału na burty.
– Czego potrzebujesz? – zapytała ze łzami w oczach. Pokazał jej. Długo milczała, zanim, powłócząc nogami, przyniosła z szopy obcęgi.
– Rwij – szepnęła, wyciągając ręce.
– Odwdzięczę się, Sygin – powiedział, zabierając się do pracy.
Loki buduje “Naglfara”? Kłopot, Sygin jeszcze żyje…
Tak naprawdę połowę trzeba napisać od nowa. Szastasz podmiotami, że strach.
Tak się zastanawiałam, ryzykować i dawać podmiot domyślny w zdaniach o Sygin, czy pisać “kobieta” etc. Mówisz, że jest źle? To przeredaguję.
And the world began when I was born/ And the world is mine to win.
Poprawiłam sporo rzeczy, w tym te nieszczęsne podmioty domyślne. Zaraz zrobię porządek z dialogami, dzięki za zwrócenie uwagi.
Droga kiedyś prowadząca do ludzi – ma sugerować, że ludzie tam mieszkali, ale już nie mieszkają. Wyginęli, wynieśli się, wszystko jedno. Stąd czas przeszły.
Zapomniał – ma sugerować, że przebrał się za kogoś, kim nie jest.
Płyty – podobnie jak kot z Cheshire to celowy zabieg, mający umieścić akcję poza czasem. Będę go bronić. :D
“Zdobył” miało być parafrazą cytatu z filmu Jerry Maguire, pomyślę nad lepszym tłumaczeniem.
Teoria – tzn jego poprzednia wypowiedź w temacie.
Hmm, ogółem chciałam mocno nawiązać do skandynawskiego zabytku literatury, “Wieszczby Wolwy”, ale widzę, że odniesienia są za dalekie… Etymologia imienia Sygin, nawiązanie do trzyletniej zimy Fimbul, do innych, konkretnych wydarzeń Ragnaroku.
And the world began when I was born/ And the world is mine to win.
Musiałaś “zabrać” tekst do edycji jak pisałam komentarz, bo diabli mi go wzięli.
Część uwag, jak widzę, już straciło swą aktualność, ale jeszcze kilka mam. W paru miejscach masz źle zapisane dialogi, np:
– Dobra pani, daj wróżbiarce kubek wody! – starucha stała przy furtce
Wprawdzie na grzbiecie miał poplamiony i wytarty trencz, ale zapomniał o butach, w wypastowanej skórze odbijało się słońce.
Nie pojmuję tego zdania w jego aktualnym brzmieniu.
Obcy roześmiał się, a brzmiało to jak coś, czego kobieta słuchała kiedyś z płyt, które dawno się porysowały.
Do koncepcji i świata, który widzę w tekście płyty absolutnie mi nie pasują.
Teoria wyjaśniająca suszę i tsunami była całkiem przekonująca, kiedy to on ją tłumaczył.
Ja nie znajduję żadnego tłumaczenia. W ogóle jak dla mnie prześlizgujesz się skrótami i musiałam się zastanawiać parę razy skąd coś się wzięło i o co chodzi. A dla kogoś nieobeznanego z nordycką mitologią to opowiadanie może być całkowicie niezrozumiałe. Tylko, czy to o to chodzi, by treść dotarła tylko do jakiejś garstki czytelników?
Edycja – widzę, że jednak, chociaż teraz niewidoczny, to mój komentarz widziałaś :)
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Już nie będę edytować, ale odniosę się do Twoich odpowiedzi w nowym komentarzu.
Droga kiedyś prowadząca do ludzi – ma sugerować, że ludzie tam mieszkali, ale już nie mieszkają. Wyginęli, wynieśli się, wszystko jedno. Stąd czas przeszły.
Zapomniał – ma sugerować, że przebrał się za kogoś, kim nie jest.
“Zdobył” miało być parafrazą cytatu z filmu Jerry Maguire, pomyślę nad lepszym tłumaczeniem.
Teoria – tzn jego poprzednia wypowiedź w temacie.
To wszystko sprowadza się do jednego – za dużej skrótowości. Owszem, można się domyślić o co mogło chodzić, ale – przynajmniej ja tak miałam w trakcie czytania – musiałam się przy tych konstrukcjach zatrzymać, przeczytać jeszcze raz, zastanowić. A tego nie lubię – to mi przeszkadza w lekturze, bo nie jest ona płynna.
I jak napisałam wcześniej i co sama przyznajesz – nawiązanie jest zbyt luźne, dalekie, mgliste, by postronni (że się tak wyrażę) czytelnicy zrozumieli o czym to jest.
Plus uwaga Adama o tym, że Sygin żyje. Plus akcja poza czasem. Te elementy mi nie pasują i zaburzają całość.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Dzięki za rozbudowane uwagi, śniąca. :) Czyli wiem, nad czym mam pracować. Więcej dosłowności, mniej dalekich skojarzeń. Zabawne, że pisząc, najczęściej mam przeciwne obawy: “no przecież nie mogę kawy na ławę, bo się czytelnik zanudzi”. Wygląda na to, że sytuacja jest dokładnie odwrotna. :D
And the world began when I was born/ And the world is mine to win.
Kawa na ławę – nie!!! Nie aż tak. Trzeba po prostu znaleźć ten mityczny złoty środek :) Odrobina tajemnicy, niedopowiedzenia, pozostawienie pola dla wyobraźni czytelnika są jak najbardziej pożądane, ale wszystko ma swoje granice. Musisz po prostu znaleźć tę granicę dla tego konkretnego opowiadania.
Pisanie to latanie we śnie - N.G.
Obawiam się, że nie zrozumiałam przeczytanego tekstu. :-(
Im prędzej uderzymy, tym mniej żyć pochłonie agonia starego porządku. – Życie nie występuje w liczbie mnogiej.
Może: Im prędzej uderzymy, tym mniej żywotów pochłonie agonia starego porządku.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Przykro mi, chyba rzeczywiście przeceniłam powszechną znajomość tematu. Mea culpa. :(
Regulatorzy: zasadniczo nie ma, ale forma liczby mnogiej występuje w języku potocznym i niektórzy uznają ją za dopuszczalną na zasadzie ususu albo celowego zabiegu.
And the world began when I was born/ And the world is mine to win.
Carewno, nie zauważyłam, by opowiadanie było napisane językiem potocznym. ;-)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Przyznam, że też nie do końca zrozumiałem :(
– Dobre dziecko, wie, że starej Powinności lepiej służyłby miesiąc, niż słońce – Wyszczerzyła żółte zęby starucha. – Nie łapię tego zdania. Ale w kwestii technicznej – skoro “wyszczerzyła” jest wielką literą, to wcześniej musi być kropka. I w zdaniu tym przed “niż” nie powinno być przecinka, bo nie wprowadza zdania podrzędnego, ani nie jest wtrąceniem czy dopowiedzeniem.
Dam ci więcej, niż pieniądze – tu tak samo
A losu nie odwrócisz nie brudząc rąk krwią. – brakuje przecinka przed drugim “nie”
Primo – Zagiął pierwszy palec – nie walczymy
Secundo – Do wskazującego dołączył środkowy – tylko ja
“Zagiął” i “Do” dałbym małą literą. Albo wielką i wcześniej kropki.
Hmmm. Koncepcja ciekawa, ale za słabo znam historię Ragnaroku (że o znaczeniu imienia bohaterki nie wspomnę), żeby wyłapać wszystkie smaczki. Ale Adam ma rację – Sygin jeszcze żyje. :-)
Nie tylko odwołujesz się aluzyjnie, ale jeszcze dużo zmieniasz – na przykład bohaterka chyba powinna tkwić przy mężu i trzymać nad nim miseczkę.
Babska logika rządzi!
Pies pogrzebany jest w tym, że trzeba liznąć trochę północnej mitologii, by zrozumieć ten tekst. Bez tego ze zrozumieniem trochę ciężko, tak więc nie można powiedzieć, że opowiadanie adresowane jest do wszystkich. Niemniej napisane jest przyzwoicie i można przeczytać je bez bólu, a to też się przecież liczy.