- Opowiadanie: foxiii04 - Dziedzictwo Elissy

Dziedzictwo Elissy

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Dziedzictwo Elissy

Jak co wieczór, Elissa stała koło okna, wpatrując się w drzewa cydrianu. Ciemne liście nie przepuszczały promieni zachodzącego słońca. Dziewczyna nawet nie przypuszczała, co kryje się za rzędami drzew oraz jak daleko one sięgają. Wiatr lekko kołysał gałązki, świszcząc melodie do snu. Niebo stawało się coraz bardziej czerwone, tworząc aureole barw ponad wierzchołkami koron. Wiedziała, że tylko krótka chwila dzieli ją od nocy. Zanim słońce zaszło całkowicie, postanowiła rozpalić ogień w palenisku, aby ogrzać pomieszczenie. 

Doremide siedziała na starym drewnianym krześle, spoglądając od czasu do czasu na wnuczkę. Krzesło zrobione własnoręcznie przez dziadka Elissy, miało już za sobą lata swojej świetności, ale nadal służyło dobrze swojej właścicielce. Zrobione było z drewna cydrianu, lecz nie rosnącego na skraju polany. Tych drzew nie dało się ściąć za pomocą żadnych narzędzi. Ich gruba i trwała niczym stal kora, nie poddawała się łatwo. Jedynie siła przy uderzeniu pioruna była w stanie pokonać tą warstwę ochronną , łamiąc jedno lub dwa drzewa podczas burz, które nie zdarzały się tu często. Resztę drewna do codziennego użytku sprowadzano z miasta leżącego na zachód od polany. 

-To już ostatni kawałek drewna– powiedziała Elissa, wrzucając materiał do rozpalonego wcześniej ogniska. 

-Musimy posłać po więcej, ja nie dam rady dłużej podróżować przez las. Musisz wziąć konie i pojechać po więcej surowca– powiedziała Doremide. Mówiąc to, ze spokojem na twarzy, miała świadomość, że Elissa nigdy nie wyjechała poza miejsce swojego zamieszkania. Dziewczę nie odwracając się od paleniska, pokręciło głową na boki. 

-Dasz radę, wierzę w twoja siłę– odparła babcia. 

-Jaką siłę?– zapytała strapiona dziewczyna. 

-Twoja wewnętrzną siłę, ona poprowadzi cię prze las i wskaże kierunek do miasta Lasos. 

Lasos nie było miastem o dużych rozmiarach, a jedynie miasteczkiem liczącym około pięćdziesięciu mieszkańców. Jego ludność trudniła się głownie wycinką drzew oraz sprzedażą do sąsiednich osad. Na południe od Lasos znajdowały się piękne lasy, a różnorodność drzew była tak ogromna, iż żaden drwal nie znał wszystkich gatunków ówdzie rosnących. Występowały tam, także drzewa cydrianu, lecz nie miały one takich właściwości jak drzewa rosnące wokół polany. 

-Dlaczego nie możemy ściąć drzew rosnących blisko domu?-zapytała Elissa. 

-Odkąd pamiętam te drzewa tu stoją, jedynie energia z niebios potrafi je złamać. Było tak, gdy żył twój dziadek, gdy mieszkała z nami twoja matka i zapewne będzie tak prze wiele kolejnych lat. Ten drewniany mur chroni nas i mam nadzieję , że nigdy nie przestanie. 

-Gdzie ona jest?– zapytała wnuczka. Doremide wiedziała, że mówi o swojej matce. Zaciskając usta, spojrzała na nią ze współczuciem w oczach. 

-Myślę, że jesteś na tyle dorosła, aby otrzymać przedmiot, który twoja matka poleciła mi zachować właśnie dla ciebie– robiąc głęboki oddech, odsunęła krzesło do tyłu, podnosząc się powoli do pozycji stojącej. 

-Muszę ci coś dać– odparła kobieta. 

Idąc powoli, babcia kierowała się w stronę drewnianej komody. Drewno miało lekko zielonkawy kolor, w wyniku upływającego czasu, a także warunków panujących w domu. Wilgoć i niska temperatura nie pomagały w utrzymaniu dobrej kondycji drewna. Doremide chwyciła kamienna kulkę, przymocowaną do jednej z szuflad i pociągnęła szybko do siebie. W szufladzie leżało małe, drewniane pudełeczko, obite żółtą tkanina. Kobieta chwyciła je delikatnie, jakby miało za chwile rozpaść się jej w rękach. Położyła ów pakunek na wyprostowanej dłoni, po czym wróciła pod palenisko, aby usiąść koło Elissy. 

-Spójrz dziecko, oto największy sekret, jaki miałam szanse przechowywać w moim życiu. Elissa spojrzała na opiekunkę. Robiła wrażenie lekko zawiedzionej jego wielkością , aczkolwiek z ciekawością w oczach obserwowała pudełeczko na dłoni. 

-Taki wielki sekret, a takie małe pudełeczko– stwierdziła z niedowierzaniem. 

-Nie forma się liczy a wartość. 

Zaintrygowało Elissę jak coś tak małego, może mieć tak ogromną wartość. W jej życiu wielką wartość materialną miało drewno do ogrzania chaty, jedzenie jak chleb, mleko oraz warzywa, ale nie drobne przedmioty jak ten, który krył się w schowku. Doremide podniosła wieczko pudełka. Jej ręce drżały podczas uchwytu. Dziewczyna ujrzała kamień czysty jak powietrze którym oddychała, przejrzysty jak jej umysł. Oszlifowany był na kształt prostokąta i zawieszony na skórzanym rzemyku. Nie widziała tak pięknego naszyjnika od czasu, kiedy widziała matkę po raz ostatni. 

-Oto Krystalit, naszyjnik wykonany z kryształu wydobytego z gór Lanzagoza– przedstawiła przedmiot Doremide. 

-Gór Lanzagoza? Jest piękny– wpatrywała się w niego przez chwile aby następnie wyjąć go z pudełka. 

-Jest bardzo wyjątkowy dla mnie i dla ciebie również. 

-Widziałam już taki naszyjnik, gdy byłam dzieckiem. 

-Zgadza się Elisso. Lecz ten jest najcenniejszy z nich wszystkich. Został specjalnie stworzony dla ciebie, przez złotnika żyjącego w górach Lanzagoza, ale o tym porozmawiamy później. Pora na odpoczynek drogie dziecko. Resztę opowiem ci rano. 

Elissa zauroczona kryształem, zapomniała o pytaniu które zadała babci na początku. 

Udała się zatem do swego łoża, zasypiając myślała o wyjątkowości naszyjnika i być może również o swojej wyjątkowości. 

 

*

 

Gdy słońce zaczęło wschodzić, Elissa nadal spała w swym łóżku. Mimo drobnej postury, ledwo mieściła się na nim. Przykryta kocem z owczej wełny, zwinięta w kulkę, próbowała zachować jak najwięcej ciepła w chłodne noce i poranki. Doremide weszła cicho do pomieszczenia, aby nie obudzić wnuczki. Patrzyła na nią przez chwilę w milczeniu. Długie, rude włosy zakrywały jej twarz. Leżąc na boku, jedną rękę miała przysuniętą do twarzy, drugą z dłonią zaciśniętą w pięść, lekko zwisającą z krawędzi posłania. Dłoń ochraniała wartościowy naszyjnik, lecz rzemyk przepleciony między palcami, zwisał prawie do ziemi. Babcia chwyciła za rzemyk, aby wyjąć naszyjnik z dłoni wnuczki. W tej samej chwili, poczuła żar palący jej palce, niczym rozżarzone węgielki. Natychmiastowo puściła rzemyk. Do pomieszczenia wdarł się, przez małe drewniane okno,podmuch gorącego powietrza. Przerażona Doremide chciała wyrwać naszyjnik z rąk dziewczyny, ale wtedy usłyszała cichy głos.

-Uwierz w swój los i przeznaczenie, raz połączony wznieci płomienie. Sen się ukaże oczekiwany, tajemną siłą zaczarowany.

Kobieta rozejrzała się szybko dookoła, lecz nie zauważyła niczego nadzwyczajnego. Nic co mogłoby się zakraść, do domu, pod jej nieuwagę. Podeszła do łózka dziewczyny i uklękła przy nim.

-Wypełniło się – rzekła Doremide – od tej pory dziewczyna będzie chroniona w dzień i w nocy, puki naszyjnik nie zostanie jej odebrany.

Elissa nawet nie otworzyła oczu, dalej spała głęboko, nie zdając sobie sprawy, z tego co się wydarzyło. Opiekunka postanowiła nie budzić jeszcze Elissy. Cofnęła się cicho do tyłu, zamykając delikatnie drzwi. Zdawać by się mogło, że dobiegły już końca, dni niepewności o los dziewczyny. Miała nadzieję, że jej życie zostało przekierowane na właściwą ścieżkę. To była właściwa pora aby Elissa poznała prawdziwe życie, z jego wadami i urokami. Doremide wychodząc z pokoju, ujrzała pusty kosz na zioła. Stał koło drzwi wyjściowych z chaty.

„Musze ją nauczyć sporządzania leków z ziół oraz eliksirów, które pomogą w nadchodzącej podróży”-pomyślała staruszka. Chwyciła duży kosz, pleciony z gałązek znalezionych wśród drewna dostarczonego z Lasos i udała się na polanę. Ilość ziół tutaj rosnących była ogromna. Doremide zawsze powiadała, że w domu znajdziesz wszystko co potrzebne. Odnosiło się to, także do polany wokół niego. Nigdy nie musiała wędrować po zioła do innych miast, ponieważ wszystko co było jej kiedykolwiek potrzebne, rosło na miejscu. Kwiaty rosomarku na lekkie zadrapania i siniaki. Zioło najczęściej używane przez Doremide, gdy Elissa była dzieckiem. Ciekawe właściwości rośliny polegały również na tym, iż zerwanie jednej jego gałązki, stymulowało roślinę do wypuszczenia co najmniej trzech kolejnych na jej miejsce. Mimo wielkich potrzeb, w domu nigdy jej nie brakowało. Zebrała zatem prawie pół koszyka tej rośliny, ponieważ przygotowanie eliksiru było ciężkie, szczególnie dla początkującego. Przypuszczała, że nauki pochłoną większość zebranego surowca, zanim Elissa przygotuje jeden idealnie skomponowany. Eliksir zdrowia powstawał z wysuszonego i zmielonego rosomarku, wody ze Źródeł Lasońskich oraz liści opadłych z drzew cydrianu. Źródła Lasońskie przepływały na skraju miasteczka Lasos. Lekkim nurtem snuły się po skałach, tworząc małe źródełka, z których można było pobrać wodę.

„To już ostatnia gałązka”– pomyślała Doremide– „wody źródlanej wystarczy jedynie na ćwiczenia, oby mała skomponowała jeden idealny eliksir, zanim wszystkie składniki zostaną wykorzystane.”

-Jeszcze tylko garść liści cydrianu -powiedziała pod nosem, zmierzając w kierunku drzew.

Mimo, że rzędy drzew wyglądały jak mroczni rycerze, strzegący przejścia do polany, kobieta wiedziała, że nie grozi jej niebezpieczeństwo z ich strony. Schyliła się powoli do ziemi, na samym skraju łąki. Leżały tam długie, ciemne liście, połyskujące w promieniach słońca. Ich kształt do złudzenia przypominał ostrze sztyletu, a ich ostre krawędzie z łatwością przecinały delikatną ludzką skórę. Najlepszym sposobem na chwycenie liścia , było złapanie jego ogonka. Tych rosnących na drzewach, nie dało się zerwać, ponieważ ogonek trzymał się zbyt mocno gałązki. Próby kończyły się zwykle ciężkim pocięciem dłoni. Doremide dobrze o tym wiedziała, dlatego wyjęła z kieszeni kawałek materiału. Delikatnie chwytała ogonki liści, jeden za drugim, aż uzbierała około tuzina. Zawinęła materiał dookoła, aby następnie położyć go w koszyku. Miała wszystko co było potrzebne do sporządzenia eliksiru zdrowia. Zmierzając powoli do chaty, ujrzała Elissę biegnąca w jej kierunku.

-Babciu, babciu!- krzyczała z daleka. Biegnąc machała rękami na boki. – Miałam niesamowity sen!

-Cóż takiego się stało, drogie dziecko?!-zapytała zaniepokojona kobieta.

-Matka moja, widziałam ją we śnie! Gdy byłam dzieckiem, siedziała na łóżku wraz ze mną. Była piękna i młoda, a jej długie, brązowe włosy, jaśniały w słońcu. – opowiadała sen podekscytowana – trzymała w dłoni naszyjnik , piękny jak mój, wypowiadając jakieś dziwne słowa. Mówiła, że kryształ wydobędzie prawdziwą siłę oraz że ochroni przed wszelakim złem. Potem wstała z łóżka mówiąc, że musi odejść aby mnie chronić, by nikt nie poznał prawdy.

Elissa drżała a jej usta przybrały kolor nieba przed burzą.

-Twój sen … to wydarzyło się w przeszłości. Naszyjnik pokazał ci prawdę o którą pytałaś. Twoja matka odeszła, by cię chronić, aby nikt nie dowiedział się, jaka moc w tobie drzemie.

-Dlaczego nie mogła zostać? Kto by się dowiedział o prostej dziewczynie, żyjącej w chatce na odludziu?

-To nie takie proste, twoja matka była znana, a za nią zawsze podążały ciekawskie oczy. Obserwując ją oraz jej bliskich.

-Dlaczego obserwowali moją matkę?-Elissa przyklękła na trawie, łapiąc głęboki wdech.

-Twoja matka posiadała wiedzę, która nie była przeznaczona dla wszystkich. Wiedzę o istnieniu rzeczy nie….pospolitych– zniżyła ton głosu– chodźmy do chaty, nazbierałam ziół.

Kobieta rozejrzała się dookoła, upewniając się, że nikt nie ich nie obserwuje.

-Nauczę cię sekretów zielarskich, wkrótce także będziesz posiadała sekret– odparła Doremide, zmierzając powoli w stronę domu.

 

*

 

Tak też zrobiła Elissa, wiążąc ciasne supełki wokół pęczków zioła, zawiesiła go nieopodal paleniska. Wystarczająco blisko, aby ciepło ognia pomogło roślinie pozbyć się nadmiaru wody. 

-Czy wiesz Elisso czemu służą te przygotowania?-zapytała babcia z uśmiechem na twarzy-co twoim zdaniem próbujemy przyrządzić? 

-Sądząc po rosomarku, coś na stłuczenia– powiedziała Elissa, spoglądając z ciekawością na kobietę. 

-Jesteś blisko, pomaga to wszak na urazy, ale nie tylko na stłuczenia. Pomaga wyleczyć, także bardziej skomplikowane dolegliwości. To eliksir zdrowia dziecko, wypity pomaga w chorobie…od środka. 

Elissa wyglądała na zafascynowaną. Spoglądała raz na kociołek pełen wody, a raz na zioło rosomarku wiszące na nitce. Zastanawiała się, czy jeszcze coś jest potrzebne do sporządzenia tak cudownego eliksiru. Woda w kociołku zaczynała wrzeć, wtedy Doremide skinęła ręką na liście cydrianu. 

-Teraz możesz zdjąć kaganek, tylko ostrożnie jest bardzo gorący– rzekła babcia. 

Elissa sięgnęła po grube lniane rękawiczki wiszące na ścianie. Należały one do Tomanda i były o wiele za duże, lecz nadal chroniły jej delikatną bladą skórę przed poparzeniami. 

Dziewczyna chwyciła ciężki i gorący pojemnik z wrzącą wodą, powoli opuściła go na ziemię przed paleniskiem. W wielkich rękawiczkach chwyciła za liść cydrianu, za jego ogonek, tak samo, jak wcześniej zrobiła to jej babcia. Spojrzała na Doremide, unosząc liść na kagankiem. Tamta skinęła głową, wiedząc, że Elissa wrzuci go do gorącej wody. 

-Do jednego eliksiru potrzebujesz trzech liści cydianu. 

Elissa sięgnęła po dwa pozostałe i wrzuciła je do wody. Ku jej zdziwieniu woda zaczęła zabarwiać się na zielony kolor, ciemny jak odcień liścia. Obserwowała tak wodę przez chwile, gdy kolor zaczął zmieniać się na zielono-żółty. Wtedy Doremide chwyciła łyżkę, wyglądało na to, że wszystkie narzędzia ma już przygotowane na podłodze, aby nie rozpraszać niepotrzebnie dziewczyny.

-To ten moment, gdy trzeba wyjąć liście z naparu, gdy woda zmienia kolor na żółty.-doradziła starsza kobieta, wyjmując liście z wody- rosomark schnie bardzo szybko, uważaj aby nie skruszył się jeszcze przy suszeniu. 

Elissa spojrzała na pęczek wiszący na nitce, faktycznie listki były już mocno wysuszone. Podniosła się szybko z podłogi i zdjęła rękawiczki. Chwyciła zioło , położyła je delikatnie na ręce i podeszła do opiekunki. 

-Teraz chwyć rosomark w obie dłonie, przesuwając je delikatnie w górę i w dół nad kociołkiem, tak aby suche zioło oprószyło się prosto do naparu. 

Tak też zrobiła dziewczyna. Rosomark zaczął rozpuszczać się w wodzie zmieniając kolor naparu na niebieski. 

-Jeszcze woda ze Źródeł Lasońskich– powiedziała Doremide. Za plecami leżała małej wielkości fiolka. Chwyciła po nią i podała Elissie. Woda była krystalicznie czysta i połyskującą w promieniach słońca, wlatujących do pomieszczenia przez okna chaty– teraz dodaj trzy krople, tylko trzy. 

Elissa chwyciła fiolkę z wodą, wyjęła korek, którym była zatkana. Przechyliła lekko nad kociołkiem, skupiając się z całych sił na ilości spływających kropel. Jedna, dwie….ręka dziewczyny zaczęła drżeć, trzy. Szybko podniosła fiolkę do góry, aby nie uronić więcej kropli. Woda tym razem nie zmieniła koloru, czego Elissa się nie spodziewała. Spojrzała na Doremide, która tylko kiwnęła głową. 

-Teraz odstaw ten napar w chłodne miejsce– powiedziała, wskazując róg pokoju– gdy wystygnie, rozlejesz go w takie same fiolki jak ta z wodą źródlaną. 

Elissa chwyciła już chłodniejszy kaganek i zaniosła do rogu pomieszczenia. 

-Usiać koło mnie dziecko– zawołała babcia– już nie długo wyruszysz w podróż do Lasos po drewno. Nie musisz się bać, gdyż Lasos leży bardzo blisko, tuż za drzewami cydrianu, na zachód od chaty. Jedyne co musisz zrobić to osiodłać konia i przeprowadzić go przez las, potem on zaprowadzi cię do Lasos. Dobrze zna tę drogę, podróżowaliśmy nią nie raz. Drzew się nie lękaj, one są, aby cię chronić, wiec nie grozi ci nic z ich strony. 

Elissa patrzyła uważnie, słuchając każdego słowa Doremide. Była o wiele pewniejsza siebie, od kiedy babcia opowiedziała jej o dziedzictwie rodu Witannów. Poznawała swoją historię i historię jej rodziny. Była gotowa jak nigdy, aby opuścić, po raz pierwszy dom i znany jej świat. 

-Teraz połóż się, musisz odpocząć przed podróżą– zleciła jej babcia. Elissa kiwnęła głową, po czym szybko stanęła na równe nogi.– Ja zajmę się eliksirem, przeleje napar do jednej z fiolek, choć nie sądzę aby był ci potrzebny w tak któtkiej podróży– powiedziała z uśmiechem i zmęczeniem w oczach. 

Dziewczyna ruszyła prosto do pokoju i wskoczyła do łóżka. Patrząc na sufit pokoju, myślała o tym jak wygląda świat, czy poradzi sobie w tej ważnej dla niej podróży, oraz o dziedzictwie jej rodziny. Zamykając oczy, uśmiechała się do snu. Zanurzając się w krainie sennych marzeń, śniła o krótkiej podróży do Lasos. Ale to już inna historia.

 

KONIEC

Koniec

Komentarze

puki naszyjnik nie zostanie jej odebrany – a nie póki?

Cofnęła się cicho do tyłu, – do przodu nie da się cofnąć

Lekkim nurtem snuły się po skałach, tworząc małe źródełka, z których można było pobrać wodę. – chyba na odwrót -ze źródełek tworzyły się strumyki, chyba chodziło Ci o stawiki lub jeziorka

Elissa chwyciła już chłodniejszy kaganek – chyba saganek, sprawdź do czego służył kaganek

Do tego wszystkiego stawiasz przecinki w dziwnych miejscach, zjadasz ogonki na końcu wyrazu np. musze zamiast muszę (albo coś podobnego). Spacja powinna być po obu stronach myślnika. 

A sama historyjka mało ciekawa, dwa razy spała, zioła sobie gotowała, gdzieś się pojawił naszyjnik – i koniec. Nie tędy droga – nie zaciekawiasz czytelnika.

Dużo pracy przed Tobą.

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Bemik ma rację – tekst nie wciąga. Niewiele się dzieje, za to podajesz niepotrzebne szczegóły. Większość ludzi wie, jak otworzyć szufladę, więc z opisu niczego nowego się nie dowiedzą.

Pracy nad warsztatem jeszcze przed Tobą sporo.

miało już za sobą lata swojej świetności, ale nadal służyło dobrze swojej właścicielce.

Powtórzenie, a właściwie oba słowa niepotrzebne. Wiadomo, czyja świetność i czyja właścicielka. W ogóle uważaj na zbędne zaimki.

była w stanie pokonać tą warstwę ochronną ,

Tę warstwę.

ona poprowadzi cię prze las

Literówka. Masz ich trochę.

Lasos nie było miastem o dużych rozmiarach, a jedynie miasteczkiem liczącym około pięćdziesięciu mieszkańców.

Hmmm. Pięćdziesiąt mieszkańców to chyba niecałe dwie klatki czteropiętrowego bloku. Nawet nie wieżowca. Nie nazwałabym tego miasteczkiem.

Patrzyła na nią przez chwilę w milczeniu. Długie, rude włosy zakrywały jej twarz. Leżąc na boku, jedną rękę miała przysuniętą do twarzy,

Chyba podmiot domyślny się tu zmienia. A nie powinien.

przez małe drewniane okno,podmuch

Czy da się zrobić okno z drewna? Brak spacji.

w dzień i w nocy, puki naszyjnik nie zostanie jej odebrany.

Paskudny ortograf.

Tak też zrobiła Elissa, wiążąc ciasne supełki wokół pęczków zioła, zawiesiła go nieopodal paleniska. Wystarczająco blisko, aby ciepło ognia pomogło roślinie pozbyć się nadmiaru wody. 

A “go” to co takiego? Bo jeśli zioło, to powinno być “je”. Jakiego ognia? Przecież wczoraj spaliły ostatni kawałek drewna. Gotowały wodę na eliksir zapewne na płycie indukcyjnej…

Babska logika rządzi!

Niezbyt wciagajace, napisane naiwnie, mlodziezowo. Do tego błędy które wytkneli juz przedpiscy. Dużo czytaj i cwicz warsztat.

Dziękuję za komentarze, pisząc właśnie ćwiczę swój warsztat, ale może po prostu nie powinnam publikować,upsssno

Kaja

Foxii, pisanie wyłącznie do szuflady i rezygnacja z publikacji (takiej jak na tym portalu) nie pomoże Ci się rozwijać – bo nie będzie Ci miał kto wskazywać błędów i będziesz je powielać w kolejnych tekstach.

Dla własnej korzyści powinnaś poprawić błędy wskazane wprost przez dziewczyny, potem samodzielnie poszukać analogicznych. Wiem, że nie jest to łatwe, ale innej drogi rozwoju nie ma.

Z pewnością też przyda Ci się ten poradnik http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Sporo miejsca zajęło Ci przedstawienia zalesienia w świecie przestawionym. Doczytałam tylko ze względu na niewielką objętość tekstu, bo nie wciągnęło.

Prócz tego co wymieniły już dziewczyny dodam tylko, że momentami powtarzasz informacje, niepotrzebnie. Niektóre fragmenty dialogów między bohaterami były dla mnie mało czytelne, rozumiałam o co im chodzi, ale wyglądało tak jakby widzieli zawczasu różne rzeczy ( ”Taki wielki sekret, a takie małe pudełeczko– stwierdziła z niedowierzaniem. 

-Nie forma się liczy a wartość. “ – przecież jeszcze nie wiedziała jaki to sekret, więc nie mogła obiektywnie stwierdzić, że jest “taki wielki”). W ogóle momentami dialogi brzmią mało naturalnie. Zakończenie też wypadło Ci w dziwnym miejscu. Raczej nie nazwałabym tego opowiadaniem, tylko przydługim wstępem do większej historii.

Ale nie zniechęcaj się! Poczytaj trochę, nawet tu w bibliotece jest mnóstwo świetnych przykładów jak prowadzić historie. A i użytkowników, którzy od debiutu niesamowicie się rozwinęli znajdziesz wielu. Powodzenia.

Macie rację , że nie jest to opowiadanie a jedynie wstęp do czegoś dłuższego. Chyba określenie “ fragment” byłoby odpowiednie. Błędy poprawię. Poradnik przeczytam, dziękuję.

Kaja

Muszę się zgodzić z wcześniej komentującymi, że fabularnie opowiadanie przedstawia się słabiutko i że masz przed sobą mnóstwo pracy.

 

Ciem­ne li­ście nie prze­pusz­cza­ły pro­mie­ni za­cho­dzą­ce­go słoń­ca. Dziew­czy­na nawet nie przy­pusz­cza­ła… – Powtórzenie.

 

po­sta­no­wi­ła roz­pa­lić ogień w pa­le­ni­sku, aby ogrzać po­miesz­cze­nie. – Powtórzenie.

 

Je­dy­nie siła przy ude­rze­niu pio­ru­na była w sta­nie po­ko­nać war­stwę ochron­ną , ła­miąc… – Je­dy­nie siła ude­rze­nia pio­ru­na była w sta­nie po­ko­nać war­stwę ochron­ną, ła­miąc

 

-To już ostat­ni ka­wa­łek drew­na– po­wie­dzia­ła Elis­sa… – Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza. Brak spacji przed półpauzą.

Ten błędy powtarzają się w całym opowiadaniu.

 

wrzu­ca­jąc ma­te­riał do roz­pa­lo­ne­go wcze­śniej ogni­ska. – Wcześniej piszesz o roznieceniu ognia w palenisku. Ognisko rozpala się pod gołym niebem.

O jakim materiale mowa?

Może wystarczy: …wrzu­ca­jąc szczapę do paleniska.

 

miała świa­do­mość, że Elis­sa nigdy nie wy­je­cha­ła poza miej­sce swo­je­go za­miesz­ka­nia. – Zbędny zaimek. Czy dziewczyna mogła wyjechać poza miejsce cudzego zamieszkania?

 

Jego lud­ność trud­ni­ła się głow­nie wy­cin­ką… – Literówka.

 

i za­pew­ne bę­dzie tak prze wiele ko­lej­nych lat. – Literówka.

 

Ten drew­nia­ny mur chro­ni nas i mam na­dzie­ję… – Mur jest budowlą wznoszoną z cegieł, lub z kamienia. Drewniany mur nie istnieje.

 

ro­biąc głę­bo­ki od­dech, od­su­nę­ła krze­sło… – Oddech, to wdech i wydech. Można głęboko nabrać powietrza, można głęboko odetchnąć, można zrobić głęboki wdech, ale nie można zrobić głębokiego oddechu.

 

od­su­nę­ła krze­sło do tyłu, pod­no­sząc się po­wo­li do po­zy­cji sto­ją­cej. – A może zwyczajnie: …od­su­nę­ła krze­sło i wstała powoli.

 

sekret, jaki mia­łam szan­se prze­cho­wy­wać w moim życiu. – Literówka.

 

Nie forma się liczy a war­tość. Za­in­try­go­wa­ło Elis­sę jak coś tak ma­łe­go, może mieć tak ogrom­ną war­tość. W jej życiu wiel­ką war­tość ma­te­rial­ną miało drew­no… – Powtórzenia.

 

Jej ręce drża­ły pod­czas uchwy­tu. – Co to znaczy: podczas uchwytu?

 

Nie wi­dzia­ła tak pięk­ne­go na­szyj­ni­ka od czasu, kiedy wi­dzia­ła matkę po raz ostat­ni. – Powtórzenie.

 

przedstawiła przed­miot Do­re­mi­de. – Przedmiot można zaprezentować, ale nie przedstawić.

 

Gdy słoń­ce za­czę­ło wscho­dzić, Elis­sa nadal spała w swym łóżku. – Czy to coś nadzwyczajnego? Czy zdarzało się, że gdy słońce wschodziło, Elssa spała w cudzych łóżkach? ;-)

 

Bab­cia chwy­ci­ła za rze­myk, aby wyjąć na­szyj­nik z dłoni wnucz­ki. – Bab­cia chwy­ci­ła rze­myk, aby wyjąć na­szyj­nik z dłoni wnucz­ki.

 

Na­tych­mia­sto­wo pu­ści­ła rze­myk.Na­tych­mia­st pu­ści­ła rze­myk.

 

Nic co mo­gło­by się za­kraść, do domu, pod jej nie­uwa­gę. – Jak wygląda nieuwaga, pod którą coś może się wkraść? ;-)

 

jej życie zo­sta­ło prze­kie­ro­wa­ne na wła­ści­wą ścież­kę. To była wła­ści­wa pora… – Powtórzenie.

 

po­nie­waż przy­go­to­wa­nie elik­si­ru było cięż­kie, szcze­gól­nie dla po­cząt­ku­ją­ce­go. – Ile ważyło przygotowanie eliksiru?

po­nie­waż przy­go­to­wa­nie elik­si­ru było trudne, szcze­gól­nie dla po­cząt­ku­ją­ce­go.

 

Źró­dła La­soń­skie prze­pły­wa­ły na skra­ju mia­stecz­ka Lasos. – Źródła nie przepływają, źródła biją, mogą także wypływać.

 

zmie­rza­jąc w kie­run­ku drzew. Mimo, że rzędy drzew wy­glą­da­ły… – Powtórzenie.

 

Wie­dzę o ist­nie­niu rze­czy nie….po­spo­li­tych… – Wielokropek ma zawsze trzy kropki. Brak spacji.

 

Na­uczę cię se­kre­tów zie­lar­skich, wkrót­ce także bę­dziesz po­sia­da­ła se­kret… – Powtórzenie.

 

za­py­ta­ła bab­cia z uśmie­chem na twa­rzy… – Czy można mieć uśmiech w innym miejscu, nie na twarzy?

 

Do jed­ne­go elik­si­ru po­trze­bu­jesz trzech liści cy­dia­nu. – Literówka.

 

Ob­ser­wo­wa­ła tak wodę przez chwi­le… – Literówka.

 

To ten mo­ment, gdy trze­ba wyjąć li­ście z na­pa­ru… – To nie był napar. Kobiety sporządziły wywar.

 

Ro­so­mark za­czął roz­pusz­czać się w wo­dzie zmie­nia­jąc kolor na­pa­ru na nie­bie­ski. – …zmie­nia­jąc kolor wywaru na nie­bie­ski.

 

Chwy­ci­ła po nią i po­da­ła Elis­sie.Chwy­ci­ła i po­da­ła Elis­sie. Lub:  Sięgnęła po nią i po­da­ła Elis­sie.

 

Te­raz od­staw ten napar w chłod­ne miej­sce– po­wie­dzia­ła, wska­zu­jąc róg po­ko­ju… – Te­raz od­staw ten wywar w chłod­ne miej­sce – po­wie­dzia­ła, wska­zu­jąc kąt izby

Pomieszczenia w chacie, to izby, nie pokoje. A już z pewnością pokojem nie będzie izba z paleniskiem.

 

Usiać koło mnie dziec­ko– za­wo­ła­ła bab­cia– już nie długo wy­ru­szysz w po­dróż… – Usiądź koło mnie, dziec­ko – za­wo­ła­ła bab­cia – już niedługo wy­ru­szysz w po­dróż

 

Po­zna­wa­ła swoją hi­sto­rię i hi­sto­rię jej ro­dzi­ny. – Historię jej rodziny, czyli czyjej?

Po­zna­wa­ła własną hi­sto­rię i hi­sto­rię swojej ro­dzi­ny.

 

Była go­to­wa jak nigdy, aby opu­ścić, po raz pierw­szy dom i znany jej świat. – …i znany sobie świat.

 

Ja zajmę się elik­si­rem, prze­le­je napar… – Literówka.

 

nie sądzę aby był ci po­trzeb­ny w tak któt­kiej po­dró­ży… – Literówka.

 

Dziew­czy­na ru­szy­ła pro­sto do po­ko­ju i wsko­czy­ła do łóżka. Pa­trząc na sufit po­ko­ju… – W chacie nie było pokoju i nie sufit, a raczej powała tam była.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałem i żałuję, bowiem Autorka nie raczyła wprowadzić poprawek w celu wyeliminowania wskazanych błędów.

Sorry, taki mamy klimat.

Warto zastanowić się jeszcze nad logicznym powiązaniem elementów opowiadania. Na przykład niepokój przed wyjazdem głównej bohaterki do Lasos zapowiada nie wiadomo jaką wyprawę:

 

-Dasz radę, wie­rzę w twoja siłę– od­par­ła bab­cia. 

-Jaką siłę?– za­py­ta­ła stra­pio­na dziew­czy­na. 

-Two­ja we­wnętrz­ną siłę, ona po­pro­wa­dzi cię prze las i wska­że kie­ru­nek do mia­sta Lasos.

A przecież chodzi tylko o wyjazd do pobliskiej wioski (bo trudno osadę mającą pięćdziesięciu mieszkańców, i to jeszcze trudniących się gospodarką leśną, nazywać miastem), aby kupić drewno na opał.

 

Dziwaczne jest też pytanie Elissy:

 

-Dla­cze­go nie mo­że­my ściąć drzew ro­sną­cych bli­sko domu?

Przecież wychowując się te kilkanaście lat w domu otoczonym drzewami o niezwykle twardej korze, powinna wiedzieć, skąd mają drewno.

Łeee… tekst porzucony. Poprawki nadal nie wprowadzone, więc nie wypisuję swoich, wystarczy że kilka pierwszych uwag z regulatorzy się pokrywa.

Mogę podpisać się pod słowami wcześniej komentujących. Naiwnie, kilka logicznych błędów i nierównomiernie prowadzona narracja (choćby przydługi opis roślinności). Ja nie dałem rady przeczytać, połowa mi starczyła, zniechęciła.

Z tego, czego nie zauważyłem wśród uwag, a mogę od siebie dorzucić: masz niechlujstwo w dialogach. Oddzielaj myślniki od wyrazów spacjami.

 

Zachęcam do kolejnych prób. Zaglądaj na betalistę i przede wszystkim edytuj błędy.

Nowa Fantastyka