- Opowiadanie: Blodeuwedd - Pan Smok

Pan Smok

Mój pierwszy tekst tutaj. Dawno nie pisałam, ale mam nadzieję, że mimo nieco zastałego pióra, komuś chociaż drgnie kącik ust.

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Pan Smok

– Ej, panie smok! Wyłaź pan!

Cisza.

– Panie smok, słyszysz mnie pan?

Cisza.

– Panie smok! Ja tu grzecznie proszę, a pan tak? Ejże, pan jest tchórzliwa gadzina, a nie smok! Co za czasy, co za czasy… – Szur, szur, szur. Westchnienie. Wielki łeb wychylił się z jaskini i spojrzał na krasnoluda z mieszaniną irytacji i zdumienia. Smok miał ogromne, zielone oczy, złocistą łuskę i smukłą głowę osadzoną na długiej szyi, przytwierdzonej do straszliwego cielska, które po chwili wychynęło z głębi pieczary. Zakrzywione szpony długości kilku stóp musiały budzić respekt, ale niekoniecznie u krasnoluda. Jak wiadomo, krasnoludy niczego nie uszanują.

– Słucham – wychrypiał smok, mrużąc nienawykłe do światła oczy. – Pan mnie obraził, czy tak?

– Ano tak – przyznał niefrasobliwie krasnolud, poprawiając na ramieniu topór. Miał czarną brodę splecioną w gruby warkocz, zielone, sprytne oczka i nos, który swym kształtem i kolorem przypominał pomidora. Całą resztę kryła nowa lśniąca zbroja, najwyraźniej był to jej chrzest bojowy. – Oddawaj pan złoto.

– Złoto? Jakie złoto? – zdziwił się nieszczerze smok, czując, że ten przeklęty krasnolud napsuje mu krwi. Albo nawet utoczy.

– Smocze złoto, a jakie? Zresztą nie jestem wybredny. Klejnotami też nie pogardzę.

– Nie mam żadnego złota, to, mój drogi panie, bajki i legendy. Sam jestem złoty, a nawet nie tyle złoty, co pozłacany albo złocisty, zresztą nie spierajmy się o słowa, to przecież…

– Ej, panie smok, nie rób pan ze mnie durnia – obruszył się krasnolud i pogroził mu toporem, który zalśnił w słońcu. – My, krasnoludy, złoto wyczuwamy lepiej niż poborca podatkowy, więc jeśli ci życie miłe, oddawaj pan po dobroci.

– A czy ty wiesz, śmieszny ludziku, co ja mogę z tobą zrobić? – spytał z rozbawieniem smok, nachylając się w jego kierunku i robiąc zeza, żeby lepiej się mu przyjrzeć. Krasnolud przestąpił z nogi na nogę i zrobił groźną minę, która najwyraźniej nie zrobiła na gadzie odpowiedniego wrażenia, bo zachichotał tylko zgrzytliwie. – Mogę cię spopielić jednym dmuchnięciem. I co wtedy zrobisz?

– Wtedy już nic – przyznał krasnolud, ale jego oczy błysnęły niebezpiecznie. – Tyle tylko że wcale do tego nie dojdzie.

– Coś takiego? Niech pan, zacny panie krasnoludzie, rozwinie tę intrygującą myśl.

– Mam zbroję ogniotrwałą.

– Och? Kto by pomyślał, ta współczesna technologia… Pan pozwoli, że przetestuję?

– Ych – bąknął krasnolud, nie mogąc się zdobyć na jednoznaczną odpowiedź. – Niekoniecznie. To… prototyp, rozumiesz pan, panie smok?

– Czyli może nie zadziałać, to ma pan na myśli?

– Mniej więcej.

– Więc możliwe, że jest pan bezbronny jak mysi noworodek?

– Tylko nie mysi noworodek! Oddawaj pan złoto i skończ pan tę gadkę!

– Doprawdy, ma pan tupet. – Smok błysnął garniturem śnieżnobiałych zębów i przeciągnął się leniwie. – Nie oddam.

– Ha! Jeszcze przed chwilą twierdził pan, że nie ma żadnego złota! Kłamał pan!

– Wolę określenie „mijał się z prawdą”. A moja kolekcja to głównie pamiątki rodzinne… Kilka szkatułek po stryjecznym dziaduniu Fafnirze, coś po wuju Szarpiflaku…

– Panie, co mnie pańskie drzewo gene… genealogiczne obchodzi? Bijesz się pan, czy oddajesz po dobroci?

– A czy nie możemy tej kwestii przedyskutować jak cywilizowani ludzie?

– Panie, przecież nie jesteśmy ludźmi!

– Ale myślącymi istotami, które nie muszą się uciekać do przemocy. To takie przestarzałe – westchnął smok. – Naprawdę pan sądzi, że ten toporek robi na mnie wrażenie? Powinien pan być mi wdzięczny, że mimo braku szacunku, który mi pan okazał, nadal z panem sympatycznie rozmawiam, zamiast zmienić w kupkę popiołu.

– Wielkie mi mecyje – prychnął krasnolud, najwyraźniej zirytowany tymi ceregielami. – Panie, ja mam długi!

– Och, to sporo wyjaśnia. Karciane?

– No niestety. Wie pan, panie smok, te elfy to cholernie przebiegłe bestie są. A w karty rżną, że aż furczy. Na pewno wprzęgły do tego tę swoją, tfu, zakichaną magię, ale co ja im udowodnię? Dlatego koniec gadania, dawaj pan złoto i już!

– Zdesperowany krasnolud, nie wygląda to najlepiej – mruknął do siebie smok. Właściwie żal mu było tego zadziornego ludzika, który wymachiwał toporem z właściwym krasnoludom wdziękiem, psioczył i złorzeczył. Od kilku wieków nikt nie żądał od niego złota, prawdopodobnie nikt już nawet nie pamiętał o jego istnieniu, co było dosyć przykre. Otóż można stać się legendą – „żywą legendą”, w którą gawiedź wpatruje się z szeroko rozdziawionymi ustami, a potem przez lata wspomina. Niestety, smok stał się „martwą legendą”, tak zwaną „tylko legendą”, w którą nawet dzieci nie wierzyły, choć może niektóre nawet by chciały. A teraz stał przed nim krasnolud, który, jak widać, nie tylko uwierzył, ale miał jeszcze tyle odwagi, by wyzwać go na pojedynek. Jak za starych dobrych czasów, kiedy każdy rycerz brał sobie za punkt honoru zgładzenie smoka, a każdy krasnolud odebranie mu złota. Smok westchnął głęboko. – Dlaczego nikt nie pamięta o drugiej możliwości?

– Jakiej drugiej możliwości, do diaska? – warknął krasnolud, który zaczął się pocić w swojej wyglancowanej, nowiutkiej zbroi, jako że słońce mocno przygrzewało.

– Wszyscy zawsze zakładają, że to oni będą smokobójcami. A w każdej bajce czarno na białym stoi, że zanim smok został zgładzony, zdążył uśmiercić wielu śmiałków. Dlaczego nikomu nigdy nie przyjdzie do głowy, że może być właśnie jednym z tych nieszczęśników? To pycha, panie krasnoludzie, nic innego.

– Ci, którym przychodzi to do głowy, wcale nie próbują – zauważył dość przytomnie brodaty zawadiaka. – A ja niewiele mam do stracenia. Stawaj pan do walki!

– A rodziny pan nie ma? Dzieci?

– Ano mam.

– A nie wie pan, że według prawa odziedziczą one zarówno osmaloną zbroję, z której wcześniej pana wydłubią, jak i długi?

Krasnolud spojrzał na niego z niedowierzaniem, a w jego oczach błysnęła rozpacz. Tego nie wziął pod uwagę. Z wrażenia oparł się o kamień i ściągnął z głowy hełm, który coraz bardziej się nagrzewał. Nie przerażały go smoki, trolle ani mantykory. Najgorsze były te typy cytujące bez zająknięcia kolejne paragrafy i uzmysławiające porządnemu krasnoludowi, że jest tępy i jak nic przyjdzie mu sprzedać rodzinną kolekcję broni.

– To co ja mam robić, panie smok? Nikt mi już ani miedziaka nie pożyczy, dziatkom moim przyjdzie z głodu zemrzeć. – Oczy krasnoluda zaszkliły się, a wielki nos jeszcze bardziej poczerwieniał. Gad poruszył się niespokojnie, nienawykły do takich sytuacji. Właściwie to…

– Ja panu te pieniądze pożyczę – oświadczył z cichym westchnieniem, dochodząc do wniosku, że przez te wszystkie lata spędzone w samotności chyba do reszty zdziwaczał. Krasnolud spojrzał na niego ze zdumieniem, rozdziawił usta i zamrugał oczami.

– Pan? Pożyczy? Smoki nie pożyczają.

– No zazwyczaj nie. Ale widzi pan, panie krasnoludzie, trzeba iść z duchem czasu, nikt już w smoki nie wierzy, więc nie trzeba już przestrzegać tych wszystkich zasad.

– Ale… ale… przecież to u was… ten… wrodzone! Tak jak u nas! Nie dzielimy się złotem, a powiedzenie „dobry zwyczaj, nie pożyczaj” to nasze motto!

– Proszę pana, dlaczego próbuje mnie pan odwieść od mojej decyzji?

– Bo to jest, panie, wbrew naturze!

– Niech pan weźmie. Odda mi pan za… no nie wiem, może być zwyczajowe sto lat? – spytał smok, puszczając mimo uszu protesty krasnoluda i wyciągając ze swojej pieczary szkatułkę pełną kosztowności. Brodacz aż jęknął, widząc smoczy skarb, a jego oczy błysnęły chciwie. – Jeśli pan nie odda, odnajdę pana i spalę całą pańską rodzinę – dodał po chwili smok, zastanawiając się, czy ufanie krasnoludowi to aby dobry pomysł.

– Panie, ja mam swój honor! Oddam! Oddam co do dukata, co do perełki i co do… – Krasnolud aż się zachłysnął, zanurzając dłonie w szkatule i przesypując kosztowności między palcami. Smok odwrócił wzrok, czując, że coś go ściska w dołku na widok skarbu, który dobrowolnie oddał w ręce krasnoluda. Idiotyczne posunięcie, ale słowo się rzekło, prawda?

– W porządku, panie krasnoludzie. Niech pan bierze tę szkatułę i idzie, zanim się rozmyślę – powiedział sucho.

– A dowód?

– Jaki dowód?

– Że pokonałem smoka!

– Czy pan nie przesadza? – zirytował się smok, a jego oczy błysnęły niepokojąco.

– No… przecież jakoś muszę… ten… wyjaśnić, skąd ten skarb.

– Powie pan, że pan znalazł opuszczoną smoczą grotę.

– A kto mi uwierzy…?

– To już pański problem!

– Dobra, panie smok. W sumie nie można być zachłannym i…

– Właśnie. Więc niech się pan zabiera, pókim dobry.

– A mam o panu mówić?

– Najlepiej nie. Ani o żywym, ani o martwym.

– Chce pan pozostać stworem z bajek dla krasnoludziąt?

– Lepiej być zmyślonym niż zamęczonym przez ciekawskich.

– A gdybym zwyczajnie powiedział… prawdę?

– Czy pan oszalał? – Smok wyglądał na naprawdę poirytowanego. – Że smok lichwiarz czy dobroczyńca? Równie dobrze mógłby mi pan wszystkie zęby wyrwać. To gorsze niż uśmiercenie legendy. To ośmieszenie jej i…

– Panie smok, nie o to mi szło – przerwał mu krasnolud, niespokojnie gładząc brodę. – Ale jak nie, to nie. A co do tego lichwiarza… weźmiesz pan od tego procent?

– Oburzające. Smok miałby się trudnić lichwiarstwem? Co za upadek!

– Ale sam pan powiedziałeś…

– Zaraz pojawią się plotki! Najpierw o smoku, który ma dobre serce i pożycza swój skarb zadłużonemu krasnoludowi, a potem o podłej gadzinie, która jest po prostu chytra, idzie z duchem czasu i zastawia sidła na nieszczęsnego krasnoluda, wplątując go w pożyczkę, od której będzie musiał zapłacić procent!

– Więc mam trzymać gębę na kłódkę? I żadnego procentu nie zapłacę?

– Lepiej bym tego nie ujął, panie krasnoludzie.

– Wersja z opuszczoną grotą?

– Zgadza się.

– Zwrócić wszystko za sto lat?

– Co do dnia.

Krasnolud w milczeniu wykonał dosyć niezgrabny ukłon, po czym wsadził sobie szkatułkę pod pachę, hełm na głowę i odwrócił się na pięcie, równocześnie zarzucając topór na ramię. Smok odprowadzał go spojrzeniem, dopóki mała figurka nie zniknęła za jednym z pagórków.

Dziwne czasy – pomyślał smok. Doprawdy, przedziwne.

Koniec

Komentarze

Przykro mi Autorko, że zawodzę Twoje nadzieje, ale opowiastka o krasnoludzie i smoku nie sprawiła, bym chciała się uśmiechnąć. Cały dialog, bo do tego sprowadza się opowiastka, przywodzi mi na myśl cyrkowe rozmówki Friko i Koko, a cyrkowego dowcipu raczej nie lubię.

Tekst napisany całkiem przyzwoicie, choć było kilka zbędnych zaimków i powtórzenia.

Nie rozumiem tylko dlaczego przez cały czas krasnolud zwraca się do smoka – panie smok, zamiast – panie smoku. Przecież słowo smok, odmienia się.

Mam nadzieję, że Twoje kolejne opowiadania przeczytam z większą przyjemnością. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Całkiem sympatyczna opowiastka, chociaż mnie specjalnie nie rozbawiła.

Przykład takiego zbędnego zaimka:

obruszył się krasnolud i pogroził mu swoim toporem,

Poza tym, napisane dobrze. Zwrotu panie smok bym się akurat nie czepiała, bo myślę, że Autorka wie, że się odmienia, a taką formę zastosowała z premedytacją. I pasuje to do postaci krasnoluda. Przywodzi mi na myśl wołanie robotnika panie majster! 

Co mi się najmniej spodobało to próba moralizatorstwa na sam koniec. Jak dla mnie. to ostatnie zdanie jest zbędne.

Myślę, że jak rozruszasz to zastane pióro, to będzie co poczytać :)

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Przeczytałam do śniadania, przytomnie utrzymując talerzyk pod brodą, żeby w razie czego nie opluć ekranu bądź klawiatury. Nie było takiej potrzeby.

Jak napisały wcześniej dziewczyny – tekst porządnie napisany, ale nie rozbawił. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Fakty mnie też nie rozbawiło, ale przyjemnie się czytało. Pomysł również mi się podoba.

Mam bardzo silną wolę. Robi ze mną co chce.

Mnie, dla odmiany, lekko rozbawiło. Takie nieco surrealistyczne dialogi potrafią bawić. Albo prototypowa zbroja ognioodporna – nie pomyślał wynalazca, że może się w niej usmażyć? :-)

Tylko zakończenie takie… dydaktyczne? Zakończyłby po » Dziwne czasy – pomyślał smok. «

Bierz się do rozruszania pióra / klawiatury, Autorko.

Zgadzam się ze Śniącą – tekst sympatyczny i porządnie napisany, końcówka zbyt moralizatorska. Obyło się bez salw śmiechu. Temat nienowy, ale przynajmniej zakończenie wymyśliłaś nietypowe.

Babska logika rządzi!

regulatorzy – tak jak napisała śniąca, zabieg z nieodmienianiem słowa smok był celowy i miał być po prostu typowe dla krasnoluda, jego sposobu mówienia. Dzięki za komentarz! :)

 

śniąca – dzięki, cieszę się, że mimo wszystko opowiastka całkiem sympatyczna. :) Zbędne zaimki jeszcze przejrzę, obawiam się, że to efekt pisania różnych rzeczy po angielsku. Oczywiście, to żadne usprawiedliwienie, właściwie sama jestem zaskoczona, że może to tak skazić. I w pełni się zgadzam co do tego ostatniego zdania, patrząc na to świeżym okiem. Usunę.

 

bemik – salw śmiechu nie obiecywałam, najwyżej drgnienie kącika ust. :) A skoro mi się nie udało, to postaram się poprawić!

 

KK – dziękuję!

 

AdamKB – hura, kogoś choć trochę rozbawiłam! :) Dziękuję! A wynalazca chyba różnych rzeczy nie przemyślał, podobnie jak krasnolud, który chce walczyć ze smokiem w zbroi bez atestów. ;) A zakończenie wywalę, bo sama widzę, że to kwiatek do kożucha. Biorę się zatem do roboty! :)

 

Finklo – dziękuję za dobre słowo! :) Z końcówką się pożegnam. Salw śmiechu nie obiecywałam. :)

W takim razie muszę wyznać, że krasnoludy irytują mnie coraz bardziej. ;-)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Może rozbawienia szczególnego nie było, ale ton opowiadania leciutki, odprężający… Aż do końcówki. Wydaje mi się, że ten sam pomysł można było w jakiś dowcipniejszy sposób opisać, żeby wyszło jak puenta, nie jak kazanie.

Mr_D – dziękuję, cieszę się, że ton chociaż się udał! :)

 

EDIT: Końcówkę usunęłam!

Mi się podobało. Nie ufam tekstom wywołującym salwy śmiechu. Wolę takie, w których śmieszna jest cała sytuacja. A Pan Smok właśnie w ten sposób mnie rozśmieszył. Kilka potknięć językowych zabawy szczególnie nie zepsuło.

tojestniewazne – bardzo Ci dziękuję, miło mi! Mógłbyś przytoczyć te potknięcia? :)

Ja za wielu potknięć nie zauważyłem, za to tekst sprawił mi sporo frajdy. Pomysł niby prosty, a – moim zdaniem – bardzo dobry. Całość wesoła, mimo tragizmu krasnoluda i nie żałuję wcale, że tu zajrzałem. Pozdrawiam!

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Kwisatz Haderach – Bardzo mi miło! Ogromnie się cieszę, że Ci się spodobało! :) Lubię proste pomysły, ale czasem trzeba obrócić je o 180 stopni, żeby jakoś działały – fajnie, że ten dla Ciebie działa. :) Dzięki serdeczne!

Podobało mi się. Bardzo przyjemna i lekka lektura, która mogła rozbawić. Jednak w trakcie czytania miałam wrażenie, że to by było bardzo dobre dla młodszego czytelnika. Mam nadzieję, że to zostanie odebrane jako komplement, bo nie jest łatwo przyciągnąć młodszych. Mówię o przedziale wiekowym tak pomiędzy dwanaście, szesnaście lat. Byłoby to fajne, gdyby tego typu historie były częściej czytane – dobrze napisane i przemyślane.

Hmm, co tu by jeszcze napisać, skoro przepiścy pochwalili wszystko co chciałem pochwalić i wytknęli co chciałem wytknąć? Chyba tyle, że fajne, podobało mi się :)

Deirdriu, co to za kosmiczny przedział wiekowy? ;D

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

Deirdriu, zaskoczyłaś mnie zupełnie, bo nigdy nie patrzyłam na to opowiadanie pod kątem “młodszej młodzieży”, ale skoro to komplement (a muszę przyznać, że zawsze uważałam, że pisanie dla młodszych jest prawdziwą sztuką, bo to przebiegłe bestie), to mogę tylko podziękować! :D

 

Madej90, dzięki, miło mi! :)

@Kwisatz Haderach, też myślę, że jakiś taki dziwny. Ale tak się mi jakoś walnęło. A i tak wiadomo o co chodzi (a w sumie o kogo) ;)

 

@Blodeuwedd, podczas czytania wyobraziłam sobie jakby nastolatek to odebrał. Myślę, że obroniłoby się. Takie proste opowiastki mogą pozytywnie kształtować gust czytelniczy ;)

Widzisz, z tego co pamiętam, a nie było to tak dawno, to dwunastolatek – w moim mniemaniu – wciąż jest dzieckiem, natomiast szesnastolatek, ogarnięty – to już młody dorosły, choć ogólnie ta granica się zaciera, nie ma takich wielkich zmian na tle emocjonalnym. A przynajmniej ja ich nie odczułem. Więc przedział 12-16 jest dla mnie abstrakcyjny ;D

Najlepiej pisałoby się wczoraj, a i to tylko dlatego, że jutra może nie być.

No tak, współcześnie teksty dla młodzieży lat szesnaście, nie wiem do końca jak skomentować, bo mi się niestety kojarzy z jakimiś “Zmierzchami” i “Pamiętnikami wampirycznych wilkołaków”. Mam poczucie, że brakuje “prostych” narracji. Wiem, nie opisuję tutaj jakiejś konkretnej kategorii, ale historia napisana przez Blodeuwedd pasuje tutaj jak ulał. Wolałabym, aby moje dzieci (o ile będą), czytały tego typu historie niż kolejne “bestsellery” podchodzące pod czystej wody grafomanię.

Och, nie oceniaj tak ostro szesnastolatków, część z nich to już porządnie ukształtowane jednostki, które pewnie aż tak bardzo się już nie zmienią. Zgadzam się z Kwisatz Haderachem, że szesnastolatek to już młody dorosły – jak pomyślę, jakie poważne rzeczy czytałam w tym wieku, a nawet wcześniej, to sama jestem zdziwiona, ale wiem, że przecież nie byłam jedyna! Chyba w każdym wieku znajdą się ludzie, którzy wolą się odżywiać intelektualną papką. Ja na przykład w wieku dwunastu lat zamiast czytać jakieś głupawe powieści dla dorastających dziewcząt, byłam zakochana po uszy w trzech muszkieterach i tego typu postaciach. :)

 

Ale powiem, że teraz mi naprawdę schlebiłaś – bo jeśli ktoś mówi, że chciałby, żeby coś czytało jego dziecko, to wydaje mi się, że trudno o większe zaufanie do autora. :) I za to dzięki :)

Bardzo niedokładnie się wyraziłam. Nie mówiłam na temat szesnastolatków, ale literatury, którą się aktualnie im serwuje. Inaczej mówiąc, bardzo niezgrabnie napisałam o tym, że poziom książek adresowanych do dorastającej młodzieży jest raczej nieciekawy i produkowany taśmowo. @Blodeuwedd, Twój tekst pewnie dałabym do czytania osobie wieku jedenastu lub dwunastu lat, czyli w tej niższej granicy (nie, nie ta feralna, którą podałam wcześniej).

 

Ale trochę tutaj uciekamy od tekstu, ale na pewno sygnalizuje ciekawy problem :)

Ja tam z kolei bardzo lubię smoki, krasnoludy, skarby i lekkie, wesołe teksty okraszone inteligentnym humorem. Więc, mówiąc krótko, jestem kontent. Choć do naszej naczelnej bajkopisarki – Emelkali – i jej humoru, jednak zdeczka brakuje. Z drugiej strony jej humor jest nieco inny, nieco bardziej… rubaszny. Przeczytaj “Werdeński Czajniczek”. Myślę, że Ci się spodoba, skoro lubisz podobne klimaty.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Deirdriu – myślę, że rozumiem! Fakt, to temat na długą i ciekawą rozmowę, ale może innym razem! W każdym razie – dzięki!

 

Cieniu – cieszę się, że jesteś ukontentowany, dzięki za określenie inteligentny humor, bo zawsze mi to ogromnie schlebia! Dzięki też za polecenie Emelkali, chętnie poczytam, możliwe, że już coś przeglądałam, ale nadal poruszam się po forum trochę po omacku. :) U mnie raczej rubasznie nie będzie, bo to po prostu nie mój styl pisania, co nie zmienia faktu, że lubię takie rzeczy czytać. :) EDIT: Właśnie zauważyłam punkt do biblioteki – dzię-ki!

Tekst może i troszeczkę zbyt infantylny, ale za to tak cholernie sympatyczny, że nie mogłem nie połknąć w całości. Masz zgrabne pióro, będę czekał na więcej.

 

pzdrw

A ty z tej próżni czemu drwisz, kiedy ta próżnia nie drwi z ciebie?

Blodeuwedd: nie za bardzo to lubię, ale proszę. I to są naprawdę bardzo drobne potknięcia, których w słabszym tekście w ogóle bym nie zauważył, bo skupiłbym się na gorszym syfie. Najczęściej to kwestia rytmu zdań, fraz, intonacji:

 

Zakrzywione szpony długości kilku stóp musiały budzić respekt, ale niekoniecznie u krasnoluda, bo jak wiadomo krasnoludy niczego nie uszanują.

To zdanie jest za długie. Nie znam terminów literaturoznawczych, którymi mógłbym się posłużyć, ale użyjmy słow fraza. Otóż fraza w tym zdaniu kończy się na budzić respekt, reszta wydaje się nienaturalnym przedłużeniem. Może to jakoś podzielić. Chodzi o to, że kiedy czytam to sobie w głowie, zdanie w tym miejscu domaga się kropki, albo przerwy intonacyjnej poważniejszej niż przecinek.

 

przyznał niefrasobliwie krasnolud, poprawiając na ramieniu topór

Tu mi coś nie brzmi z tym toporem.

 

Całą resztę kryła nowa lśniąca zbroja, najwyraźniej był to jej chrzest bojowy.

To zdanie też podzieliłbym na dwa, ewentualnie wstawił średnik albo pauzę.

 

No niestety

Niestety. albo No, niestety.

 

– A nie wie pan, że według prawa odziedziczą one zarówno osmaloną zbroję, z której wcześniej pana wydłubią, jak i długi?

Wtrącenie z której wcześniej pana wydłubią psuje rytm zdania.

 

Zaraz zaczną się plotki! Od smoka, który ma dobre serce i pożycza swój skarb zadłużonemu krasnoludowi, do smoka, który jest po prostu chytry, idzie z duchem czasu i zastawia sidła na nieszczęsnego krasnoluda, wplątując go w pożyczkę, od której będzie musiał zapłacić procent!

Niby wiadomo, o co chodzi, ale nie do końca. Tak jakby brakowało tu jeszcze jednego pieczętującego słowa. Może zadziałałaby nieco inna konstrukcja tego długiego zdania. 

 

Ale generalnie coraz bardziej jestem przekonany, że to bardzo zgrabna i zabawna krotochwila.

Sympatyczny szorciak :) Niezbyt wymagający, ale i niegłupi, pozostawia po sobie tylko zadowolenie z lektury. Przypomniał mi się stary tomik bajek o smokach, którego dumną posiadaczką byłam w dzieciństwie. Za cholerę sobie nie mogę przypomnieć, czyje te opowiadania były, bo niestety książka zaginęła mi jakiś czas temu. Możliwe też, że zaczytałam ją na śmierć ;) Twój tekst przywołał wspomnienia ^^ Przeczytałam z nutką nostalgii, za co dziękuję. 

( A wizja elfów rżnących w karty, że aż furczy, zrobiła mi dzień.)

three goblins in a trench coat pretending to be a human

panhybryda – dzięki, miło mi to słyszeć! Pióro się cieszy! :)

 

tojestniewazne – o, dziękuję za sugestie. :) Wszystkie przemyślę, pewnie z jednymi się zgodzę, z innymi pewnie nie do końca, ale dzięki za konkret. I cieszę się, że tekścik broni się też za kolejnym czytaniem, to cenne. :) 

 

gravel – cieszę się, że szorcik satysfakcjonuje! :) Hmm, a może to Edith Nesbit i jej “Księga smoków”? Miło mi, że przywołałam dobre wspomnienia i że elfy rżnące w karty Cię ucieszyły! :D Dzięki!

O tę książkę mi chodziło! Dzięki :) Aż się chyba przejdę do biblioteki :D

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Haha, sama ostatnia do niej wróciłam, dlatego przyszło mi do głowy! :D Miłych powrotów do dzieciństwa! ;)

Kojarzy mi się ze światem Wiedźmina, tylko tu jest pomysł na opowiastkę humorystyczną dobry, ale coś nie zagrało. Mnie drażniły teksty Pana Smoka, były długie, zbyt elokwentne, zbyt wydumane, zbyt przenikliwe (jak na “odludka”).

Postać krasnoluda skonstruowana fajnie, język jego dopasowany.

Ale całość… tak na siłę się wlecze i wlecze. Przebłyskuje co jakiś czas coś fajniejszego, faktycznie z nutką humoru, ale nie ma w tym nic oryginalnego.

A i ja smoków nie lubię.

Zmieniłbym też kilka końcówek, trochę słów i dodał gdzieniegdzie przecinki – czyli pióro lekkie, mimo braku ćwiczeń, ale dialog miejscami zbyt sztuczny (wręcz kanciasty).

W trakcie lektury uśmiechnąłem się kilka razy, a już szczególnie szeroko w chwili, gdy krasnolud przyznał, że zbroja to prototyp. ;) Fajne granie na schematach przy jednoczesnej kpinie ze… schematów właśnie. Szczypta absurdu tekstowi nie zaszkodziła.

Dzięki za miło spędzony czas. 

Sorry, taki mamy klimat.

Dlaczego ten tekst nie trafił jeszcze do biblioteki?

Sirin – na świat Wiedźmina bym nie wpadła, ale skoro Tobie się tak kojarzy, to pozostaje mi to przyjąć. Pana Smoka bym broniła jako reliktu minionej epoki, bardziej kulturalnej, a przez to że tyle lat siedział sam, nie nasiąkł nowymi “manierami” i jestem pewna, że prowadził skomplikowane monologi. Co do reszty… mogę tylko wyrazić nadzieję, że następnym razem napiszę coś, co bardziej do gustu przypadnie. :)

 

Sethrael – dzięki za uśmiech i dobre słowo! :) Ach, i za punkt do biblioteki! A krasnolud był tak zdesperowany, że nawet prototypowi był gotów zawierzyć. ;)

Sympatyczny tekst, uśmiechnęłam się kilka razy, a choć może niektórych części ciała nie urywał, to przeczytania wart. No i ja lubię krasnoludy:)

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

@AlexFagus – cieszę się, dzięki! :) Może następnym razem uda się coś chociaż naderwać. ;) I dziękuję za bibliotekę!

Mam jak Adam, też mnie lekko rozbawiło. I za to masz ode mnie pkt ;)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Emelkali, dziękuję! Zwłaszcza że jesteś specjalistką od krasnoludów i żartobliwych historii (tak wynika z mojego, na razie dosyć pobieżnego, przeglądu forum)! :)

 

Oooo… patrzcie państwo, a ja zawsze wolałam elfy i smukłonogie wojowniczki. Takie co, wiesz, walczą w minispódniczce i na seksownych szpilkach wiązanych pod kolana. Że o chmurnych, wysokich, przystojniakach, twardych i wrażliwych zarazem, nie wspomnę. ;)

I co? I spotkałam Sodiego i naraz specjalistka od jego gatunku.

 

Znaczy, miło mi :)

 

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

Broń Boże, żebym próbowała Cię szufladkować! :D Och, chmurni przystojniacy i elfy – wspaniałość, ale boję się, że taki wzór cnót niemal wszelkich może mieć problem z poczuciem humoru. A Sodi tę niewątpliwą zaletę posiada. :D

Ja się uśmiechnąłem. Adaptacja współczesnego, może lekko zalatującego Bareją stylu wypowiedzi  (”Panie!”) do świata fantasy tworzy interesujący kontrast. A kontrast bywa podstawą komizmu. 

"Ora et Labora"

O Barei nie pomyślałam, ale coś w tym jest. :D Cieszę się, że się uśmiechnąłeś!

Nie drgnął. 

 

Ale mimo to tekst oceniam jako krzepiący, napełniony pozytywnym przekazem : ) miło, że czasem można obejść się bez machania toporem na prawo i lewo i spalania nieproszonych gości na popiół.

 

masz u mnie plus za mecyje bo:

1/ nie wiedziałem że takie słowo istnieje, a teraz już wiem

2/ ma hebrajski rodowód i jako takie pasuje do mojego wyobrażenia krasnoludów

 

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Sympatyczny tekścik, do rozciągania pióra po przerwie w sam raz.  

Nevaz – fajnie, że mimo niewzruszonego kącika ust tekst się podoba. :) A co do mecyi – użyłam go jakoś tak bez większego namysłu, bo jest na tyle potoczne, że doskonale mi pasowało do słownika krasnoluda. :)

 

rooms – dzięki! :)

Sympatyczny szorcik. Sądzę, że Twoje pióro ma się całkiem nieźle :) Podoba mi się, jak tworzysz dialog, widać, że masz do tego ucho. Ogólnie warsztatowo jest ładnie i zgrabnie.

Jednak jeśli chodzi o fabułę, to dość szybko mnie znużyła, trochę mnie irytowała ta grzeczność postaci, choć sam pomysł uważam za całkiem zabawny i przewrotny. No nie wiem, takie mam mieszane uczucia. Ale bardzo chętnie poczytam Twoje dłuższe teksty, po rozruchu :)

Dzięki, Werweno! :) Prawdę mówiąc, staram się ćwiczyć pisanie dialogów, zawsze się stresowałam, że wychodzą okropnie sztucznie. Cieszę się, że nie jest tak źle. :)

Może moje następne postaci nie będą tak grzeczne. Albo po prostu w inny sposób. :) Mam nadzieję, że kolejne teksty, o ile się pojawią, wzbudzą bardziej jednoznaczne uczucia. :) Dzięki za miłe słowa i za konstruktywną krytykę! :)

Całkiem przyjemne, ale nie rozbawiło. 

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Co by tu dodać, żeby nie kopiować komentarza Sethraela… Grzeczny dialog dobrze wychowanych stworów luźno nawiązuje do absurdalnego humoru pod szyldem “angielskiego”, z dalekim pokrewieństwem do Monthy’ego Pythona – a więc na kilka uśmiechów, choć nie powaliło. :-)

 

Miło spędziłem czas!

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

SzyszkowyDziadek – może następnym razem. :) Dzięki za komentarz!

 

PsychoFish – muszę przyznać, że lubię angielski humor, w sumie fajnie, jeśli mój tekst nim trąci. :) Cieszę się, że miło spędziłeś czas, dzięki! :)

Spodziewałem się naśladownictwa “Dlaczego rycerz nie przeląkł się smoka” Rafała Dębskiego albo “Granicy możliwości” Sapkowskiego, a tu proszę, coś całkiem oryginalnego. Tylko że ten dialog jest zdecydowanie za długi i przez to nużący. Po skróceniu jednak ma szansę naprawdę być zabawny.

Dość sympatyczne, podobała mi się kulturalna rozmowa (acz krasnolud, jak to krasnolud, nieco narwany), chociaż może tekst jest nieco przegadany :)

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Marcinie Robercie – może następnym razem stanę na wysokości zadania, dzięki za komentarz! :)

 

berylu – dzięki. :) Pewnie masz rację, mam tendencję do wpadania ze skrajności w skrajność, cieszę się, że mimo to tekst sympatyczny :)

To była pochwała za oryginalność, a nie nagana za brak naśladownictwa. wink

Prawdę mówiąc, żadnego z nich nie czytałam, więc… :)Wiem, wiem, za pochwałę dziękuję, a nad ograniczeniem gadulstwa popracuję!

Widzę, że nie jestem normalny. Czytało mi się lekko i nie poczułem ‘gadulstwa’. Miły tekst na początek dnia, w którym mogę sobie pozwolić na dużo czytania. 

Nowa Fantastyka