- Opowiadanie: A.nitka - A gdyby Grimm`owie próbowali wydać książkę w XXI wieku

A gdyby Grimm`owie próbowali wydać książkę w XXI wieku

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

A gdyby Grimm`owie próbowali wydać książkę w XXI wieku

Redakcyjny hol wypełniony był po brzegi. Blade i osowiałe postacie siedziały na krzesłach, ławkach, a kilkoro z nich nawet na podłodze. Mimo to dookoła panowała niezdrowa cisza. Tylko co jakiś czas otwierały się z cichym skrzypieniem drzwi w końcu korytarza. Wtedy hol wypełniał się cichym szmerem głosów i pod czujnym wzrokiem czekających, gabinet opuszczał kolejny pisarz, szlochając, lub przeklinając głośno, w zależności od płci i usposobienia. Raz na kilka setek wymykał się ktoś z cieniem uśmiechu błądzącym po bladych wargach. Tobias Zimmer, był bodaj jedynym wydawcą w całych Niemczech, spotykającą się osobiście z pisarzami, którzy złożyli w jego ręce teksty, w nadziei ujrzenia swojego nazwiska na księgarnianych półkach. Oficjalnie uzasadniał to chęcią powrotnego zacieśnienia więzów w pisarskim światku. Nieoficjalnie mówiło się, że jako niedoceniony mistrz pióra, upaja się dręczeniem zdesperowanych autorów. Jacob, jako że nie pierwszy raz mieli spotkać się z Zimmerem, całym sercem popierał wersję nieoficjalną.

– Grimm! – Rozległ się ochrypły wrzask potężnej sekretarki, groźnie łypiącej znad czerwonych oprawek na oczekujących.

Jacob ścisnął dłoń siostry i wymamrotał:

– Będzie dobrze, zobaczysz.

Willi spojrzała na niego z wdzięcznością. Weszli do gabinetu ostrożnie, a drzwi zatrzasnęły się za nimi z głuchym stuknięciem.

– Ach! Witam, witam moich ulubionych aspirujących pisarzy – zaszczebiotał Zimmer, podnosząc z imponującego, skórzanego fotela jeszcze bardzie imponujące cielsko.

Z lekkością doskoczył do nich i uścisnął dłoń Jacoba, po dłuższym zastanowieniu niezgrabnie cmoknął rękę Willi.

– Czytałeś? – zapytał Jacob z determinacją w głosie, nie bawiąc się w żadne uprzejmości.

Usiedli z siostrą na wskazanych fotelach, tak jak za każdym razem. Willi bawiła się kosmykiem falowanych, ciemnych włosów. Jacob zacisnął dłonie w pięści i wbił niecierpliwe spojrzenie w radośnie uśmiechającego się redaktora.

– Po cóż taki pośpiech, mój drogi Jacobie? – zagadnął Zimmer z naganą w głosie. – Może macie ochotę na kawę? Albo wodę?

Zgodne zaprzeczyli.

– Czytałeś. I? – Spróbował jeszcze raz Jacob.

Tobias zaśmiał się, pokiwał karcąco palcem rodzeństwu i wrócił do fotela, wyraźnie dysząc, zmęczony obowiązkami gospodarza.

– No, Matrix to to nie jest, jeśli wiesz co mam namyśli – jego dudniący śmiech wypełnił gabinet.

Jacob i Willi spojrzeli na siebie niepewnie, nie wiedząc czy właśnie usłyszeli komplement, czy wręcz przeciwnie.  

– Oj, dzieciaki. No co ja mam wam powiedzieć? – Wyciągnął z szuflady plik kartek, z czarnym, pogrubionym  „Grimm” na pierwszej stronie. – Nie będę czarował, nie jest dobrze.

– Czemu? – wypaliła Willi, starając się by jej głos zabrzmiał odpowiednio piskliwie.

Olbrzym zacmokał i otworzył skrypt.

– Patrz – Popukał paluchem jedną ze stron. – Książę tańczy z panienką cały wieczór, a potem szuka jej wkładając pantofelek przypadkowym szlachciankom. A co on, ślepy? Nie wie jak dziewczyna wygląda, przecież pisaliście, że z nią tańczył a nie spał – zarechotał rubasznie. – Poza tym, nie wierzę, że w całym królestwie nie było innej, mającej taki sam rozmiar buta. Bzdura.

Przekręcił kilka stron i znów stuknął palcem.

– A tu, siedmiu facetów mieszkających w jednym domu. Jeszcze zrozumiałbym gdyby byli studentami, albo azjatami, a tak… W dodatku w środku lasu – Popatrzył z politowaniem na rodzeństwo. –  Wierzycie w to, że siedmiu chłopa mieszka w jednej chałupie, w lesie, lata do ciężkiej roboty dzień w dzień, a jak trafia im się ładna lalka to godzą się ją utrzymywać za pranie skarpet? Litości…

Papier znów zaszumiał, gdy Zimmer przeszukiwał maszynopis.

– A to, to już w ogóle… Muszę was moje robaczki uświadomić, że wilk, nawet jeśli dałby radę zjeść babcię i dziewczynkę, zakładając, że były szczupłe, a on wyjątkowo głodny i wielki, nie mam mowy o tym, żeby jeszcze się ruszały. Chyba, że weźmiemy pod uwagę ruchy robaczkowe jelit, ale o radosnym wyskakiwaniu z wilczego brzuszyska, mowy nie ma!

– Mówiłam, żeby skończyć na tym jak je pożarł – syknęła Willi jadowicie, szturchając łokciem brata.

– Ale to są bajki… Dla dzieci. Mają uczyć, pokazywać, że dobro i przezorność wygrają ze złem, a nie…

– Dla dzieci, powiadasz? – przerwał mu Zimmer, unosząc brew. – To ciekawe, ale stawiam jeden do tysiąca, że żadna matka nie przeczytałaby dziecku o śpiącej księżniczce gwałconej przez księcia. Jakimś Greyem mi tu zalatuje, tylko że jeszcze mocniej popapranym. To się chyba somnofilia nazywa, nie żebym się interesował.

– Widzisz? – szepnął triumfalnie Jacob. – Mówiłem, że pocałunek wystarczy.

– Mięczak – warknęła Willi, nadymając usta.

– Nie to żeby mi się nie podobało – zastrzegł Tobias. – Ale sami widzicie, ani to dla dzieci, ani dla dorosłych. Pokazałem kilka załamań w logice, a to dopiero pierwsze historyjki, dalej jest podobnie. Czytelnik nie idiota, wszystko musi mieć ręce i nogi. Bajki, bajkami, fantastyka, fantastyką, ale niektórych rzeczy po prostu obejść się nie da. W kilku opowieściach macie książąt, którzy „zupełnie przypadkiem” przejeżdżają przez najdziksze knieje, by trafić na piękną damę w opresji. Litości po raz kolejny. Sami siebie dublujecie i to w niezbyt dobrym stylu. I tak przez kilka setek stron.

Zimmer pokręcił głową i posunął po biurku tekst w kierunku autorów.

– Przykro mi dzieciaki, lubię was – powiedział prawie szczerze. – więc powiem coś, co mówię nieczęsto. Doceńcie to. Nie każdy może wyżyć z pisania, zwłaszcza dziś, gdy pisarzy na metr kwadratowy, mamy prawie tyle, co przeładowanych testosteronem kolesi w klubie ze striptizem. Weźcie się za jakąś uczciwą robotę.

*

– Chcę wracać do domu – powiedziała z rozdrażnieniem Willi, gdy kilka minut później opuścili wieżowiec wydawnictwa.

– Jeszcze wcześnie, powinniśmy dotrzeć za niecałą godzinę.

– Nie o to mi chodzi, Jacobie. Chcę do domu. Chcę do tysiąc osiemset piątego roku, do Hanau. Wracajmy proszę.

Jacob przystanął i przyjrzał się badawczo siostrze, która gdy przenieśli się w czasie trzy lata wcześniej, była jeszcze jego bratem Wilhelmem.

– Myślę, że nie będzie z tym problemu – zaczął wolno. – Doktor pisał, że za dwa tygodnie będzie w Berlinie. Tylko… Willi, co my powiemy matce?

Koniec

Komentarze

Całkiem sympatyczne, uśmiechnęło mnie parę razy. Ale zabrakło mi jakiegoś pazura, w tekście tego typu, wykpiwającym bajki, można by zaszaleć z ironią i ciętym dowcipem. Mimo wszystko zawarłaś parę celnych spostrzeżeń.

“Grimmowie” bez apostrofu.

 

Tobias Zimmer, był bodaj jedynym wydawcą w całych Niemczech, spotykającą się osobiście z pisarzami, którzy złożyli w jego ręce teksty, w nadziei ujrzenia swojego nazwiska na księgarnianych półkach.

Przeczytaj jeszcze raz to zdanie :)

 

– Przykro mi dzieciaki, lubię was – powiedział prawie szczerze. – więc powiem coś, co mówię nieczęsto.

Zbędna kropka po “szczerze”. 

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Trochę niechlujny ten tekst. Przeczytaj go może jeszcze raz, bo natknęłam się na kilka niezgrabnych, za długich zdań. Myślę, że jeszcze jedna seria poprawek by wystarczyła. 

Pomysł – rozumiem odniesienia, ale jakoś kupy się nie trzyma w moim subiektywnym odczuciu. Poza tym, bracia Grimm w bajce o Czerwonym Kapturku rzeczywiście napisali o tym, że wilk wszystkich zjadł. Poprawka do tej historii jest późniejsza. Przyznam, że po ciekawym wyborze konwencji, spodziewałam się czegoś więcej. W tej postaci jest mdłe. 

szlochając, lub – zbędny przecinek

Raz na kilka setek – kilka setek czego/kogo? wydaje mi się konieczne sprecyzowanie

Zimmer, był – bez przecinka

Tobias Zimmer, był bodaj jedynym wydawcą w całych Niemczech, spotykającą – spotykającym

Zatrzasnęły ze stuknięciem? Nie pasuje mi to. Trzask to trzask. I to głośny, nie “głuchy”

bardzie imponujące – literówka

Czytałeś? – zapytał Jacob z determinacją w głosie, nie bawiąc się w żadne uprzejmości. Usiedli z siostrą – mam wrażenie, że powinno to być zapisane w jednym akapicie

z naganą w głosie – w poprzednim wersie się uśmiecha, w jeszcze poprzednich również; jest też uprzejmy, sprawia radosne wrażenie… średnio mi tu ta nagana w głosie pasuje do takiej pociesznej postaci (”nagana” ma negatywne konotacje)

wiesz,[+] co mam na [dodana spacja] myśli.[+]Jego dudniący śmiech

nie wiedząc,[+] czy właśnie

– Patrz.[+] – Popukał

szuka jej,[+] wkładając

Nie wie,[+] jak – chyba

zrozumiałbym,[+] gdyby byli studentami,[-] albo Azjatami

lasu.[+] – Popatrzył

Muszę was,[+] moje robaczki,[+] uświadomić

że wilk, nawet jeśli dałby radę zjeść babcię i dziewczynkę [tu myślnik] zakładając, że były szczupłe, a on wyjątkowo głodny i wielki [tu myślnik] nie mam mowy o tym, żeby jeszcze się ruszały. – nawet jeśli… i urywa się, zagubiłaś się w przecinkach; poza tym literówka i raczej myślniki tam gdzie jest “zakładając” (wcięcie we wcięciu)

Chyba,[-] że

na tym,[+] jak je pożarł

– Widzisz? – szepnął triumfalnie Jacob. – Mówiłem, że pocałunek wystarczy.

– Mięczak – warknęła Willi, nadymając usta.

– Nie to żeby mi się nie podobało – zastrzegł Tobias. / zabawny fragment :)

widzicie, ani – przed “ani” potrzeba “że”, albo przecinek do zmiany na dwukropek/myślnik

Bajki, bajkami, fantastyka, fantastyką – bajki bajkami, fantastyka fantastyką / bez przecinków

szczerze. – więc – wielką literą po kropce

gdy pisarzy na metr kwadratowy,[-] mamy prawie tyle

która,[-] gdy

Brakuje korekty.

Nie podoba mi się wplatanie braci (rodzeństwa) Wachowskich (dobrze zapisuje nazwisko?).

Historia z potencjałem.

Za dużo jest już narzekania i biadolenia na trudność w dostaniu się do druku; taki mam tego przesyt.

Ale sympatycznie się czytało. Mimo tych wszystkich błędów i braków. Wywalając z tego twórców Matrixa byłoby akurat.

Pomysł fajny, tylko szkoda, że opowiadanie ledwo się zaczyna, a już się kończy… Najlepszy moment – gdy redaktor streszcza ich bajki, powinien być zdecydowanie dłuższy i bardziej wnikliwy, coby więcej absurdów uwidocznić ;)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

O, zgodzę się z przedpiścą – więcej tych zmian w treści bajek, bo opis poczekalni to jakby inna bajka… Ale puenta fajna. :-)

 

Babska logika rządzi!

:-) Czy w powyższym tekście nie kryje się aluzja, adresowana do niektórych spośród komentujących? :-)

Zabawne. Zakończenie – mniam…

Najciekawsza w opowiadaniu jest analiza bajek, prowadzona przez Tobiasa. Niestety trwa bardzo krótko. Wcale nie podszedł mi pierwszy akapit, ale zakończenie dobre. :-)

Zabawne. I takie oczywiste :) Bo, jak się tak przyjrzeć bajkom braciszków, to ani one dla dzieci, ani dla dorosłych. Przynajmniej tych współczesnych :)

Emelkali, Ty mnie przyprawiasz o ból głowy. :-) Jeszcze jedna specjalizacja? Nie za wiele masz talentów? :-) (AdamKB)

– Grimm! – Rozległ się ochrypły wrzask potężnej sekretarki, groźnie łypiącej znad czerwonych oprawek na oczekujących. – Co to są oprawki na oczekujących? Pokręciłaś podmioty w tym zdaniu.

Pochwalam pomysł. Już tytuł pozytywnie mnie zaintrygował. Uśmiechnąłem się parę razy, przy Greyu nawet parsknąłem.

Ładne. Tylko czy to parodia?

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Zabawne, ale wykonanie pozostawia sporo do życzenia.

 

Blade i oso­wia­łe po­sta­cie sie­dzia­ły na krze­słach, ław­kach, a kil­ko­ro z nich nawet na pod­ło­dze. – Piszesz o postaciach, więc: …kil­ka z nich nawet na pod­ło­dze.

 

Ofi­cjal­nie uza­sad­niał to chę­cią po­wrot­ne­go za­cie­śnie­nia wię­zów w pi­sar­skim świat­ku. – Co to jest powrotne zacieśnienie więzów?

 

Jacob, jako że nie pierw­szy raz mieli spo­tkać się z Zim­me­rem, całym ser­cem po­pie­rał wer­sję nie­ofi­cjal­ną. – Czy w tym zdaniu Jacob występuje w liczbie mnogiej?

 

Poza tym, nie wie­rzę, że w całym kró­le­stwie nie było innej, ma­ją­cej taki sam roz­miar buta. –…ma­ją­cej taki sam roz­miar stopy. Lub: …noszącej taki sam roz­miar buta.

Choć, tak po prawdzie, nosimy buty w danym rozmiarze, nie rozmiar buta.

 

Prze­krę­cił kilka stron i znów stuk­nął pal­cem. – Jak się przekręca strony?

 

Zim­mer po­krę­cił głową i po­su­nął po biur­ku tekst w kie­run­ku au­to­rów. – Czy Zimmer najpierw posuwał biurko, a potem tekst?

Może: Zim­mer po­krę­cił głową i przesunął tekst w kie­run­ku au­to­rów.

 

Weź­cie się za jakąś uczci­wą ro­bo­tę.Weź­cie się do jakiejś uczciwej roboty.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pomysł w porządku, opisy baśni ok, ale puenta jednak nie podeszła.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Melduję, że przeczytałam. 

Mam jeszcze małą sugestię dla Autorki – przynajmniej te wskazane błędy można spokojnie poprawić do końca września, ale im wcześniej, tym lepiej. 

 

Adamie, ten fragment brzmi baaardzo znajomo :)  :

Pokazałem kilka załamań w logice, a to dopiero pierwsze historyjki, dalej jest podobnie. Czytelnik nie idiota, wszystko musi mieć ręce i nogi. Bajki, bajkami, fantastyka, fantastyką, ale niektórych rzeczy po prostu obejść się nie da.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

A mi się bardzo podobało :) Długość jest akurat, postaci da się lubić i historia mi podeszła.

Pisz tylko rtęcią, to gwarantuje płynność narracji.

Ok, przyznam, że jakkolwiek bardzo mi się spodobał pomysł na przeanalizowanie baśni okiem współczesnego wydawcy, to końcówka zepsuła mi humor. Po kiego ta zmiana płci? Nic nie wnosi do fabuły.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dziękuje za wszystkie komentarze! Poprawię błędy i odpowiem po ludzku jak tylko będę miała wolną chwilę. Teraz tylko sygnalizuję, że opowiadanie nie jest sierotą i nie zostało porzucone ;).

Pozdrawiam

Doktor i podróże w czasie? Doctor Who? Czy tylko ja to zauważyłem? Nie wygląda mi to na przypadek, ale co ja tam wiem. Nie mylę się?

Uśmiechnęło mnie najbardziej w części prezentującej baśnie. Początek w poczekalni jest najsłabszym elementem, a końcówka jest trochę kontrowersyjna. Tak, jakbyś nie mogła się do końca zdecydować, co tam jeszcze upchnąć. Mnie ta zmiana płci raczej średnio pasuje, tak jak i Wachowscy.

Są tu ciekawe aluzje do samych baśni, ale też do podejścia niektórych do fantastycznego pisana w ogóle. Jednak, czy to jest tak do końca parodia?

A na koniec jeszcze jedna, niestety, niezbyt miła rzecz. Mimo deklaracji Autorka nie zrobiła korekty i nie poprawiła chociażby tych wskazanych palcem błędów. Tekst, mimo że ogólnie sympatyczny, jest pełen usterek.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Tobias Zimmer, był bodaj jedynym wydawcą w całych Niemczech, spotykającą się osobiście z pisarzami

Tobias był spotykającą? Gender? :)

 

Aha… no, widzę, że zmiany płci nie są temu tekstowi obce. Jeżeli to miał być mocny element humorystyczny na koniec, to nie wyszło.

 

Administrator portalu Nowej Fantastyki. Masz jakieś pytania, uwagi, a może coś nie działa tak, jak powinno? Napisz do mnie! :)

Nowa Fantastyka