- Opowiadanie: Wilczyca - Pierwszy Mag

Pierwszy Mag

Od jakiegoś czasu, z dużą przyjemnością, czytuję zamieszczone na tym portalu teksty. Uznałam, że wypadałoby się ujawnić. Jednak zanim pokuszę się o komentowanie Waszych tekstów, chciałam zamieścić coś swojego, w ramach wzajemnego rozpoznania.

Nie będę rozpisywać się o sobie. Sukcesów literackich jeszcze nie posiadam, poza towarzyskimi. Najwierniejsze grono moich czytelników stanowią przyjaciele i rodzina. W związku z tym, ich ocena może być mocno naciągana, z wiadomych względów. Nikt nie chciałby być otruty podczas obiadu ;) Jestem w trakcie mozolnego procesu wyłażenia z szuflady i uodporniania się na konstruktywną krytykę. Nawet zaczęłam ją wielce sobie cenić. 

Być może ten krótki tekst umili komuś popołudnie. Wybaczcie, nie wiem, czy poniższy tekst zalicza się do “szortów”, czy to już opowiadanie.

Polecam się doświadczonym oczom krytyków ;)

 

 

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Biblioteka:

Cień Burzy

Oceny

Pierwszy Mag

Młody smok przydepnął dziwaczne stworzenie. Próbowało czmychnąć, ale było niezdarne i powolne. Upierało się, żeby biegać na dwóch nogach. Blask obejrzał wnikliwie zdobycz i prychnął z obrzydzeniem. Stwór owinięty był w skórę zdjętą z innego zwierzęcia. Rozerwał zębami okrycie, odsłaniając nieopancerzone ciało.

– Zjedz to – zaproponował Smuga.

– Sam to zjedz – odparł Blask, obracając pazurem piszczącego przeraźliwie stwora.

Żaden z nich nie widział czegoś takiego. Niby mięso, ale okropnie śmierdziało kwasem i zepsutymi owocami. Blask nie zamierzał ryzykować. Kiedy był bardzo młodym smokiem, niewiele większym od wilka, brat namówił go do zjedzenia zepsutych wiśni, znalezionych pod drzewami w sadzie Shii. Dziwnie pachniały, ale Smuga obiecywał dobrą zabawę. Rzeczywiście, świetnie się bawił, kiedy Blask obił sobie łapy, próbując wylądować na skale po wyjątkowo chybotliwym locie.

Stworzenie i jego zapach były wystarczająco odstręczające, by zepsuć apetyt.

– Co to może być? – zapytał Blask.

– Nie wygląda na łowcę – odparł starszy brat. – Zostaw to, jeżeli nie masz zamiaru zjeść i ruszamy dalej.

Wyciągnął w górę długą szyję, rozpostarł czarne, skórzaste skrzydła i odbił się od ziemi. Gwałtowny podmuch położył trawy, kiedy Smuga wznosił się z grzmiącym furkotem. Dziwaczne stworzenie zwinęło się w kłębek, zaciskając przednie łapy wokół głowy i wrzeszcząc z przerażenia. Blask sapnął z niechęcią, wypuszczając z nosa kłęby pary i dołączył do brata. Nie miał ochoty jeść, więc nie było powodu zabijać.

Badanie tajemniczego dwunoga było interesujące, ale mieli ważniejsze zadanie. Smoki z Wiszących Gór rzadko odwiedzały Bezkresne Równiny. Od wieków ich cień nie padł na tę płaską i rozległą krainę, na której niepodzielnie panowały latacze. Smoki traktowały je z wyższością, ale nie robiły im krzywdy. Chociaż nie chciały tego przyznać, przed wiekami nie były niczym więcej. Magia Wiszących Gór je odmieniła. Zabiła latacze, które osiedliły się na Podniebnych Łąkach, ale przetrwały ich jaja złożone w grotach u źródeł Mocy.

Wylęgły się z nich stworzenia naznaczone żywiołem Ognia i Powietrza. Smocze tchnienie mogło rozpalić niemal wszystko, a żywioł Powietrza czynił je lekkimi, jak skały, które oderwały się od posad Świata i unosiły się pomiędzy niebem, a ziemią, tworząc Wiszące Góry. Dzięki temu smoki mogły urosnąć po wielokroć większe niż latacze, nie tracąc umiejętności latania w przestworzach.

Podniebne Łąki były bezpiecznym miejscem dla smoczych gniazd, a Mroczna Puszcza porastająca ziemię pod górami dostarczała pożywienie. Smoki nie miały potrzeby opuszczać swojego terytorium. Jednak coś się zmieniło. Latacze całymi stadami porzucały Bezkresne Równiny i próbowały osiedlać się na Podniebnych Łąkach. W Puszczy żyło zbyt wiele drapieżników wystarczająco groźnych, by poradzić sobie z niedużym lataczem. Bezpieczniej czuły się obok smoków, które tolerowały swoich dalekich krewnych, choć z czasem stawało się to coraz trudniejsze. Zakładały gniazda i broniły ich zaciekle, ośmielone pobłażaniem, z jakim traktowały je smoki. Z czasem Moc Wiszących Gór powodowała, że zaczynały chorować i popadać w szaleństwo. Na spokojnych dotąd łąkach zrobiło się zbyt tłoczno i hałaśliwie. Należało wybić kłopotliwych lokatorów, albo sprawdzić, dlaczego opuszczali dotychczasowe siedziby.

Smuga i Blask podjęli się zbadania sytuacji na Bezkresnych Równinach. Podejrzewali tajemniczego łowcę, ale krążyli nad falującymi morzami traw od kilku obrotów nieba i nie dostrzegli śladów nieznanego drapieżnika. Widywali za to dwunogi.

Przelatywali nad grupą tych dziwnych stworzeń. Kiedy spostrzegły cień smoczych skrzydeł, rozbiegły się w panice, pokrzykując i wyciągając przednie łapy w kierunku nieba. Porzuciły kawał mięsa, który objadały. Trudno było odgadnąć, do jakiego zwierzęcia należało, dopóki Blask nie zauważył poszarpanych skrzydeł, leżących obok ciała. Wydawało się niemożliwe, żeby dwunogi zdołały upolować latacza, nie mając kłów ani pazurów i poruszając się tylko po ziemi. Pewnie zawdzięczały tę ucztę komuś innemu.

– Ścierwojady. – Blask utwierdził się w niechęci do dwunogów.

Ciało było rozczłonkowane i odarte ze skóry. Smok odsłonił kły na myśl, że odrażające stworzenia będą się nią owijać. Makabryczny pomysł, okrywać się skórą zdjętą z trupa.

– Coś zabiło latacza niedawno. Pachnie świeżym mięsem – stwierdził Smuga, zataczając kręgi nad pierzchającymi dwunogami. – Obejrzę szczątki, może znajdę ślady kłów, albo pazurów łowcy, który to zrobił.

Złożył skrzydła, pikując w dół. Tuż nad ziemią rozpostarł je z hukiem, który przetoczył się przez równinę, niczym grzmot, po czym z gracją osiadł na czterech łapach. Ryknął ostrzegawczo na kryjące się w krzakach stworzenia i pochylił się nad znaleziskiem. Zaszeleściły nastroszone kostne tarczki na karku, a końce na wpół złożonych skrzydeł drapały ziemię, kiedy obchodził truchło dookoła. Dwunogi nie wydawały się niebezpieczne, ale instynkt nakazywał zachować bojową postawę i ostrożność przed nieznanym.

– Jak myślisz, dlaczego łowca nie zjadł latacza, tylko porzucił na pastwę padlinożerców? – zawołał Blask, szybując nad bratem. Nigdy nie wiadomo, kogo skusi zapach świeżego mięsa, więc obserwował okolicę, kiedy Smuga zajęty był obwąchiwaniem truchła. – Coś go musiało przepłoszyć.

– Nie wiem, co mogłoby przepłoszyć łowcę na tyle dużego i zwinnego, by upolować latacza w powietrzu. One są tak czujne, że nie sposób dopaść je na ziemi.

Blask obserwował niebo i biegające na dole dwunogi. Musiał przyznać, że nie były takie głupie. Żeby poruszać się szybciej, dosiadły rączych, czworonożnych zwierząt, które stadami wypasały się na trawiastych równinach. Był ciekaw, dokąd tak się spieszą. Wzbił się wyżej i zatoczył szersze koło. Kawałek dalej, w stronę skąd wschodziło Słońce, dostrzegł dziwny pagórek na skraju jeziora. Jego wierzchołek był zapadnięty, tworząc rozległą nieckę. Zbocza okalał ciasny rząd drzew, które zamiast konarów i liści miały zaostrzone wierzchołki. Dwunogi dotarły do pagórka, a pnie rozsunęły się na krótką chwilę, by wpuścić je do wnętrza.

– Znalazłem gniazdo dwunogów – oznajmił Smudze, lądując obok niego. – Jest niedaleko, w poranną stronę świata.

– Na otwartej przestrzeni?

– I odsłonięte od góry.

Dziwny sposób budowania gniazda, na widoku. Z jakiegoś powodu dwunogi nie obawiały się łowcy, w przeciwieństwie do lataczy. Smuga uznał, że warto dowiedzieć się czegoś więcej o tych dziwnych stworzeniach. Obaj wzbili się do lotu i po chwili zatoczyli krąg nad jeziorem.

– Po co łowca tracił czas na uganianie się za lataczem, skoro dwa machnięcia skrzydeł dalej miał całe stadko dwunogów, które wystarczyłoby powybierać z leża? – zastanawiał się Blask

– Widać nie tylko ty uważasz je za niejadalne – odparł brat.

Wewnątrz gniazda znajdowały się stosy suchej trawy ułożone na drewnianych kłodach. Na szczytach stosów były otwory, z których wydobywał się dym, pachnący palonym torfem i pieczonym mięsem. Ponieważ dwunogi nie ziały ogniem, zapachy wydawały się intrygujące.  Smuga wylądował wewnątrz pierścienia bezlistnych drzew, stanął na tylnych łapach i rozgarnął pazurami najbliższy stos. Cienka warstwa trawy osłaniała pustą przestrzeń zamkniętą prostokątem z pni drzew, po której biegały w popłochu wrzeszczące dwunogi. Ciekawy sposób budowania schronienia.

Rozległ się przeraźliwy wizg, wwiercający się w uszy i rozdzierający głowę od środka. Smuga ryknął, opadł na cztery łapy i rozejrzał się w poszukiwaniu źródła dźwięku. Miotał się i obracał siejąc spustoszenie ogonem, ale za każdym razem dźwięk dobiegał z tyłu. Blask zobaczył dwunoga, który kręcił nad głową długą laską, zakończoną dziwnym kształtem z mnóstwem otworów. Kiedy Smuga obrócił łeb w jego kierunku, zamarł w bezruchu, a inny dwunóg poderwał swoją laskę, robiąc hałas. Starszy smok rozpostarł skrzydła i wzbił się do lotu. Nie zdążył nabrać wysokości, kiedy coś ze świstem przeleciało obok. Rój srebrzystych owadów poderwał się w górę niczym rozjuszone szerszenie i zaatakował skrzydła Smugi, przebijając się przez napiętą skórę. Poszarpane skrzydła nie znalazły oparcia w powietrzu i smok runął na zaostrzone pnie, otaczające gniazdo.

Blask obniżył lot. Plunął ogniem oczyszczając teren wokół rannego brata. Bacznie obserwował ziemię i niebo w poszukiwaniu niepojętych stworzeń, zdolnych uziemić smoka. Zauważył dwunoga, który trzymał przy głowie kij zakończony wygiętym w łuk patykiem i wodził nim za przelatującym Blaskiem. Smok zawisł w powietrzu obserwując dziwne zachowanie, a sznurek napinający łuk brzęknął cicho i wypuścił świergoczącego owada. Nie chcąc podzielić losu Smugi, młody smok wzbił się wyżej i zatoczył szerokie koło. Szukali tajemniczego łowcy, a cały czas mieli go w zasięgu pazura. Z pozoru żałosne i bezbronne stworzenia zebrane w stado stawały się zabójcze i miały magiczne Rozdzieracze, które szarpały skrzydła. Bojowy ryk młodego smoka wstrząsnął gniazdem, a ogniste tchnienie ogarnęło dwunogi władające Rozdzieraczami. Pomarańczowe jęzory ognia szybko opanowały suchą trawę i drewniane kłody, z których zbudowane były schronienia. Huk płomieni przeplatał się z krzykiem poranionych dwunogów.

Zaniepokojony Blask obserwował Smugę, próbującego wstać. Darł pazurami ziemię nie znajdując dogodnego oparcia, by wydostać się spomiędzy połamanych pni. Sapał ciężko i pojękiwał. Tuż nad łopatką łuski wybrzuszyły się i sączyła się spod nich krew. Ułomek pnia przebił słabiej opancerzoną skórę na piersi, tuż obok przedniej łapy.

– Uciekaj! – ryknął Smuga ostatkiem sił i znieruchomiał z cichym westchnieniem.

Blask zamarł nie mogąc uwierzyć, że Smuga zginął.

Zaślepiony rozpaczą i żądzą zemsty, z rykiem wściekłości obniżył lot i przeorał całe gniazdo strugą ognia. Poczuł ukąszenia owadów, wbijających swe żądła pomiędzy łuski na piersi i brzuchu. Poderwał się wyżej, ale nie dość szybko. Spadła na niego sieć obciążona kamieniami i wplątała się w skrzydło. Próbował ją strącić, ale tylko bardziej się zamotał. Wyżłobił długą bruzdę w ziemi, kiedy spadł bezwładnie w rzadki zagajnik, opodal gniazda dwunogów. Ból oszałamiał. Zdążył obrócić się w locie, żeby grube łuski na plecach ochroniły przed ułomkami drzew, ale przednia łapa była wygięta pod nienaturalnym kątem. Był zbyt słaby, żeby się podnieść. Przewrócił się na bok i zobaczył pierzaste ogony sterczące spod pachy. Tam łuski były delikatne i elastyczne. Dwunogi polowały na latacze, więc wiedziały, gdzie uderzyć podobnego do nich smoka. Spróbował sięgnąć paszczą i wyrwać kłujące drzazgi. Zrobił to niezdarnie i z rozerwanej rany chlusnęła krew. Dyszał ciężko, powarkując na zbliżające się dwunogi. Czuł ich zapach i słyszał szelest ostrożnych kroków. Tchnął płomieniem, ale zdołał jedynie osmalić pobliskie drzewo. Mimo to odgłos kroków ucichł. Zbyt szybko tracił siły. Położył łeb na trawie, starając się nie wypuścić życia z ciała. Podsycał ogień nienawiścią i żądzą zemsty. Błądził wzrokiem, szukając ratunku.

Spostrzegł małego dwunoga. Drżał skulony z przerażenia i wpatrywał się szeroko otwartymi oczami. Pewnie skrył się tutaj przed pożarem. Blask obrócił łeb, by ich spojrzenia się spotkały. Oczy są bramą ducha ożywiającego ciało. Wystarczy odrobina magii, by przez nią przejść. Kiedyś posiadł w ten sposób ciało olbrzymiego basiora z Mrocznej Puszczy, żeby z ukrycia patrzeć na Smugę parzącego się z Płomienistą. Tym razem, to nie była zabawa. Już nigdy nie odzyska swojego ciała, z którego wyciekały ostatnie krople życia. Po stokroć wolałby umrzeć, niż trwać w lichej postaci, nie mogąc oderwać się od ziemi i polecieć w przestworza. Jednak dręczyła go myśl, że zagadka dwunogów, która kosztowała dwa smocze życia pozostanie tajemnicą dla innych smoków. Byli zbyt niebezpieczni, by lekceważyć ich niepojętą magię, która przędła pajęcze sieci zdolne omotać smoka, szarpała skrzydła i przebijała łuski. Smoki z Wiszących Gór powinny dowiedzieć się o wszystkim, żeby nie dały się zaskoczyć, jak Smuga i Blask.

Smocze oko, czerwone i płonące niczym roztopiona skała z czarną szparą źrenicy uwiązało duszę ofiary. Ogarnęło obcą jaźń i złączyło ze smoczym ogniem. Potężne cielsko drgnęło po raz ostatni w agonii, ale Blask patrzył już na świat z perspektywy drobnego ciałka dwunoga. Czuł stłamszony płomyk obcej jaźni, walczącej bezskutecznie o władzę nad ciałem. Smok próbował wstać, ale nogi wydawały się zbyt wiotkie, żeby go unieść. Na czterech też nie dało się chodzić, bo tylne łapy były dłuższe od przednich. Przeszył go dreszcz grozy na widok swojego martwego, okrwawionego ciała. Niegdyś potężny, władca przestworzy i dumny łowca, padł za sprawą istot, które wydawały się żałośnie słabe. Zdeptana duma bolała bardziej niż śmiertelne rany.

– Piećka!

Coś omotało go i przydusiło. Warknął i rozwarł paszczę, by zmiażdżyć wroga szczękami, ale z gardła wydobyło się tylko łkanie. Tępe, małe ząbki nie nadawały się do walki.

– Co ty, Piećka? Matuli nie poznajesz? – zrozpaczony głos szeptał do ucha. Jaźń, która zamieszkiwała to ciało była teraz częścią Blasku. Rozumiał pokrzykiwania dwunogów. Samica gładziła po głowie, nie wypuszczając z objęć, chociaż miotał się i wyrywał. – Ani chybi gadzina urok rzuciła na mojego Piećkę!

Duży samiec, okryty osmaloną baranią skórą, dzierżący długie drzewce z błyszczącym pazurem na końcu, przyklęknął obok, zaglądając w oczy Blasku.

– Strach pomieszał we łbie dzieciakowi.

– Nie dziwota – odezwał się inny samiec. – Takowej bestyi tom jeszcze nie widział, coby ogniem pluła. Jakby mało nam było fruwających jaszczurów, co konie i krowy na pastwiskach rozrywają. Żadnego kupca więcej nie obaczym, jak się wieść rozniesie o płomienistych potworach.

– Mus nam wypatrzeć kędy one żywiom i zadusić w zarodku – wtrącił zapalczywie chudzielec z poparzoną twarzą.

Blask przestał się wyrywać. Uspokoił oddech i opanował wstręt wobec zabiegów samicy. Zaparł się rękoma, żeby nie przycisnęła go do obrzydliwie miękkiej piersi. Musiał się przyzwyczaić, nauczyć żyć w tej postaci. Zemsta najlepiej smakuje na zimno. Chcą zapolować na smoki z Wiszących Gór? Jeśli Magia wypełniła wraz z nim to ciało, będą przeklinać dzień, w którym pojawili się na Bezkresnych Równinach.

Koniec

Komentarze

Hmm. Niewiele oryginalnych elementów, ale całkiem zgrabnie posplatałaś te stare. Mam słabość do smoków opisujących ludzi. :-) Podobało mi się smocze określenie stron świata.

Robisz niewiele błędów, ale jednak jeszcze się zdarzają.

Zaślepiony rozpaczą i rządzą zemsty,

Ojjj. Sprawdź w słowniku, co znaczy “rządzą”. Możesz się zdziwić.

Babska logika rządzi!

“Żądza” i “mrużyć”. To są dwa słowa, których się już chyba nigdy nie nauczę pisać poprawnie. Zawsze gdzieś się zaczają i ukryją przede mną podczas sprawdzania tekstu ;)

Dzięki za komentarz :)

No, no, no… Gratuluję debiutu. :D Od pierwszego  do ostatniego słowa czytałem jak zahipnotyzowany. Świetny pomysł ze smoczym punktem widzenia, jestem ciekawy jak dalej będzie wyglądać akcja z perspektywy smoka zamkniętego w człowieku. :)

Witam zdolną debiutantkę.

Niezła odwrotka: świat według smoka. Tylko – wiesz? – trochę frajerscy ci Twoi zwiadowcy. Malutkie dwunogi upolowały Latacza? Trzeba się mieć na baczności, zerknąć z tak bliska, jak się da, ale bez żadnego ryzyka, i zmiatać z wiadomościami do domciu, bo to należy przemyśleć, a nie pchać się w awanturę…

:-) Odważyłem się to napisać, bo ze Stargardu do Białegostoku trutką nie dorzucisz, a Pershing za duży, żeby w talerzu lądować. :-)

» Nikt nie chciałby być otruty podczas obiadu ;) « Bardzo celny argument za wygłaszaniem pochwał… :-) :-) 

Ha, ha, ha! Nie bój się, Adam. Ja bym im tej trutki nie wsypała. Mój małżonek boi się wygłaszać uwagi na temat moich tekstów, bo wie, że wtedy ma mnie z głowy przez pół nocy. Siedzę z nosem w tablecie i poprawiam ;) Uważa, że robię to, bo mnie zdołował. A ja tylko dążę do perfekcji ;)

Też pomyślałam, czy nie wypadną zbyt gapowato te moje smoki, ale uznałam, że można złożyć to na karb zaskoczenia. Ani przez chwilę nie dopuszczały takiej możliwości, ze dwunogi, to jednak drapieżniki. Bardziej traktowali je, jak mrówki, którym można rozgrzebać mrowisko i obserwować, jak mozolnie budują je z powrotem.

No też prawda, ale to podważa domniemanie o dość wysokiej inteligencji smoków.

:-) Nie dziwię się Twojemu połówkowi. Chwaliłbym na wyprzódki, żebyś nie siedziała przy tablecie, zamiast – a nie, nie wypada, przepraszam, ja nic takiego nie pomyślałem… :-) :-)

Perfekcja. Myślę, że to byt wyobrażony. Nieosiągalny cel. Ale dążenie do niego daje pozytywne, bardzo pozytywne rezultaty.

Urzekła mnie twoja historia wink. Sympatycznie napisane, czytało się bardzo przyjemnie. Również opis stron świata przypadł mi do gustu. 

Znalazłam coś takiego

– Uciekaj! – ryknął Smuga ostatkiem sił i znieruchomiał z cichym westchnieniem

kropka brakuje wink

 

Do mnie za blisko, więc nie będę krytykować cheeky, bo nie ma czego smiley

 

Na miejscu męża, pozbawiającego się na pół nocy lepszej połowy, też bym nie krytykowała, co bidula będzie sam na kanapie w drugim pokoju spał devil

Mam bardzo silną wolę. Robi ze mną co chce.

---> KK. Połowa komentarza mistrzostwem Eurazji z Australią. Dziękuję za odśmianie mnie. :-)

Nie sądziłam, że uwaga o trutce do obiadu będzie taka skuteczna. Może to dobry sposób na wydawców?  laugh

 

Masz lajka ;) tylko uważaj na koszyczki u wydawców. Właściwie nie żałuj im trutki, jak się zgodzą wydać daj im dopiero antidotum ;)

Mam bardzo silną wolę. Robi ze mną co chce.

Momentami opisy bardzo mi się dłużyły, ale tak poza tym opowiadanie bardzo przyjemne opowiadanko.  Najbardziej przypadły mi do gustu opisy stron świata, miejsc i nieba – takie świeże i smoczo-sympatyczne laugh Zdecydowanie musisz zacząć tu wrzucać więcej prac yes

She would always like to say: "Why change the past, when you can own this day?"

Dziękuję za komentarze i zachętę do dalszej pracy. :)

Już biorę trutkę… Znaczy, chciałam powiedzieć – klawiaturę i piszę ;)

Korci mnie ten konkurs na parodię… Nie wiem tylko, czy zdążę

 

 

 

Dawaj, dawaj – jeszcze sporo czasu zostało.

Babska logika rządzi!

Przeczytałam z ogromną przyjemnością, tym większą, że opowiadanie jest napisane całkiem nieźle. Chciałabym poznać dalsze losy smoka uwięzionego w ciele chłopca, chciałabym wiedzieć jak potoczy się życie chłopca, który poniekąd przestał być chłopcem. Czy będzie dalszy ciąg tej opowieści?

 

skó­rza­ste skrzy­dła i odbił się od ziemi. Gwał­tow­ny po­dmuch po­ło­żył trawy, kiedy Smuga z grzmią­cym fur­ko­tem bił skrzy­dła­mi po­wie­trze. – Powtórzenie.

 

Zło­żył skrzy­dła, pi­ku­jąc w dół. – Masło maślane. Czy istniała możliwość, by pikował w górę?

 

One są tak czuj­ne, że nie spo­sób do­paść ich na ziemi.One są tak czuj­ne, że nie spo­sób do­paść je na ziemi.

 

Czuł ich za­pach i sły­szał sze­lest ich ostroż­nych kro­ków. – Drugi zaimek zbędny.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki za wytknięcie potknięć. Poprawię, ale już nie dziś ;)

 

 

No też prawda, ale to podważa domniemanie o dość wysokiej inteligencji smoków.

Adamie, tak sobie myślę, że być może właśnie inteligencja je zgubiła. Gdyby słuchały instynktu, byłby ostrożne wobec nieznanego. Tymczasem założyły, biorąc na logikę, że nic im nie zrobią stworzenia bez wyraźnych cech drapieżców. Ludzie też są inteligentni, choć niektórzy dążą do zagłady durnymi pomysłami, co poddaje w wątpliwość tę tezę. Wystarczy pooglądać nagrody Darwina ;)

Idę spać, bo włączył mi się tryb filozoficzny ;)

Halloha!

 

Interpunkcja – parafrazując stary kawał – jest trochę jak radiowóz w Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej: zdarza się, że nawali tu i ówdzie. Gdzie niegdzie są powtórzenia i zdania, które mam ochotę określić jako “dziwne” (wybacz, nie wyłapywałem, więc teraz jestem gołodupiec z gołym słowem).

Generalnie jednak jakoś specjalnie to w czytaniu nie przeszkadzało, zwłaszcza, że historia ciekawa i przyjemnie napisana. Pomysł zdecydowanie wart rozwinięcia.

Z poważniejszych zarzutów fabularnych, to jednak, mimo wszystko, wydaje mi się, że ta bitwa jakoś tak nie bardzo realistyczna jest. Mamy osadę zbudowaną w całości z drewna. Więc na dobrą sprawę pierwszy smoczy podmuch powinien zmienić wszystko dookoła w jeden wielki, wesoły fire show, z ludźmi-pochodniami jako gwoździem programu. A tu tymczasem smoki zieją, chuchają, dmuchają, prukają i posapują, a osadka jakoś nie chce się wziąć i spalić jak należy. Ludzie tym bardziej. Za to smoki padają jak muchy. Wygląda mi więc na to, że choć obu stronom udało się wziąć przeciwnika z zaskoczenia, to jednak tylko jedna była zupełnie zaskoczona.

Nie powiem, przekonałaś mnie z opisem odniesionych przez gady ran, więc tu się nie czepiam. Ale dysproporcja sił w tym starciu jednak do mnie nie trafia. Mówiąc wprost, smoki przegrały zbyt łatwo, a ludziom za bardzo się (nie)upiekło. Czyżby dwunogi jechały na kodach?

Generalnie jednak to jest takie tam czepianie się.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Jest wiele racji w Twoim, Wilczyco, tłumaczeniu, jednakże “składnikiem” inteligencji jest również ostrożność wobec nieznanego. Skłonność do zastanowienia, co będzie, jeśli. Utłukli Latacza? To wymaga przemyślenia, wracamy z tą ostrzegawczą wiadomością, co najwyżej rzucimy okiem z daleka, gdzie oni biegną, i jak wygląda to miejsce, do którego uciekają…

Czy zadaniem “dwusmokowego” patrolu zwiadowczego nie jest przypadkiem tylko i wyłącznie rozpoznanie sytuacji, a nie wdawanie się w potyczki? Odpowiedź na to pytanie decyduje o werdykcie, jak bardzo inteligentne są smoki…

Nagrody Darwina. Wybacz, żaden argument. Im liczniejsza populacja, tym większy odsetek idiotów, im sprawniejszy obieg informacji, tym częściej i więcej o nich słyszymy.

Dobre opowiadanie, przeczytałem z zaciekawieniem. Lubię smoki, więc spodobała mi się opowieść z ich perspektywy :)

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Fajny tekst z przemyślaną historią i bohaterami. Trochę rzeczy warto jeszcze przemyśleć, może rozbić scenę walki na dwie: gdyby ludzie się przygotowali na ponowny atak, całość by wyszła bardziej wiarygodnie. Nie próbowałaś tłumaczyć czytelnikowi wszystkiego, co się w tym świecie znajduje – częsty grzech wieku niemowlęcego. :)

Masz masę powtórzeń. Przeczytaj całość na głos, a najlepiej nagraj i odsłuchaj – wychwycisz je momentalnie.

Nie jest to historia jakaś bardzo WOW!, ale nie mogę nie docenić naiwności młodych smoków poznających świat. Dzięki za kilka mile spędzonych minut. 

"Białka były czerwone, a źrenice większe niż całe oczodoły"

Bardzo mi się podobało.

No, to co jeszcze mogę dodać… Ludzie opisywani oczami smoków – fajny zabieg i wyszedł przekonująco całkiem. Pokonanie smoków – też miałem wrażenie, że ludziom trochę za łatwo poszło, miasto powinno się jednak solidnie przypalić.

 

Nie jest to może, jak rzekł klasyk, “historia jakaś bardzo WOW!”, ale przecież najprostsze pomysły bywają najlepsze. ;)  

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Nie wiem wprawdzie ile lat miał Pećka, ani też jak dokładnie wyglądał, mnie mniej jednak, Wilczyco, ofiarowuję Ci ilustrację:

 

She would always like to say: "Why change the past, when you can own this day?"

Jejku, moja opowiastka otrzymała nawet ilustrację! 

Dzięki za komentarze, mam nad czym myśleć ;)

 

Prowadziłam długie dyskusje z kolegami na temat sposobów ukatrupienia smoka. Mimo tego scena nadal nie wzbudza zaufania. Nie ukrywam, że zależało mi na tym, by przegrały, bo inaczej zakończenie nie miałoby twista. Może wystarczyłby jeden smok? Tylko nie miałby wtedy z kim gadać, nie byłoby dialogów i znów by mi się oberwało. ;)

Fajny pomysł z odwróceniem perspektywy. Ciekawe zakończenie. Przeczytałem z rosnącym zainteresowaniem. Gdybym mógł kliknąłbym bibliotekę. Gratuluję debiutu i czekam na kolejny Twój tekst :)

Dziękuję Cieniu Burzy za punkt do biblioteki. Chwilę mnie nie było i taka niespodzianka :) 

 

Przyjemny debiut, odwrócona perspektywa wypadła całkiem realistycznie. Taki zabieg bardzo lubię. Z chęcią przeczytam kontynuację.

Wilczyco, fajnie napisałaś :) Bardzo spodobała mi się konsekwencja w przedstawianiu świata ze smoczego punktu widzenia – czy to w odniesieniu do geografii czy “odkrywaniu” dwunogów. I świat ciekawy, z malowniczymi Wiszącymi Górami. I koncept fajny, aż prosi się o dalszy ciąg.

Też zastanawiałam się nad tą walką i szybkim uśmierceniem smoków, ale zrozumiałam, że ludzie wspomagali się jakąś magią. Nie podoba mi się moment, w którym ginie Smuga, to znaczy fakt, że tuż przed śmiercią miał siłę, by zaryczeć. Wyobraziłam to sobie i wypadło sztucznie.

Technicznie jest jeszcze sporo do poprawy, głównie powtórzenia i raz po raz pomieszany podmiot. Dam Ci kilka przykładów, żeby było łatwiej, potem poszukaj jeszcze. Jak będą poprawki, to ja chętnie klepnę drugi punkcik ;)

 

– Uciekaj! – ryknął Smuga ostatkiem sił i znieruchomiał z cichym westchnieniem.

Blask zamarł nie mogąc uwierzyć, że Smuga zginął.

Zaślepiony rozpaczą i żądzą zemsty, z rykiem wściekłości obniżył lot i przeorał całe gniazdo strugą ognia.

 

Spadła na niego sieć obciążona kamieniami i wplątała się w skrzydło. Próbował ją strącić, ale tylko bardziej się zamotał. Wyżłobił długą bruzdę w ziemi, kiedy spadł bezwładnie w rzadki zagajnik, opodal gniazda dwunogów.

 

Czuł ich zapach i słyszał szelest ostrożnych kroków. Tchnął płomieniem, ale zdołał jedynie osmalić pobliskie drzewo. Mimo to odgłos kroków ucichł.

 

Mimo to odgłos kroków ucichł. Zbyt szybko tracił siły. – z tego ciągu zdań wynika, że odgłos kroków zbyt szybko tracił siły i dlatego ucichł ;)

 

Blask obejrzał wnikliwie zdobycz i prychnął z obrzydzeniem. Stwór owinięty był w skórę zdjętą z innego zwierzęcia. Rozerwał zębami okrycie, odsłaniając nieopancerzone ciało. – Domyśliłam się, że to Blask rozerwał okrycie, ale najpierw zrozumiałam, że stwór.

 

Jeszcze jedna rzecz, którą mogłabyś poprawić, to przenieść gdzieś do pierwszej części tekstu informacje o umiejętności wnikania w ciała innych istot, tę anegdotkę o podglądaniu brata można by przykleić gdzieś w okolicach wspomnienia o zepsutych wiśniach, oczywiście jakoś umiejętnie motywując jej przytoczenie. Wtedy wyeliminujesz efekt deus ex machina, którym tak trochę tutaj pachnie. ;)

 

Czekam na kolejne teksty!

 

Dla mnie to nie był jakiś straszliwy Deus. Przecież powszechnie wiadomo, że smoki potrafią hipnotyzować wzrokiem, skraść w ten sposób duszę itp. ;-)

Babska logika rządzi!

Straszliwy nie był, tylko taki tyci-tyci, ale jakby zapowiedź tego motywu pojawiła się prędzej, to byłby taki ładny efekt puzzelka wskakującego na swoje miejsce :)

Nowa Fantastyka