- Opowiadanie: Miracle9515 - Nie zadzieraj z wiedźmą!

Nie zadzieraj z wiedźmą!

Tym razem też krótko, muszę się rozpisać ;) 

Mam nadzieję, że się spodoba :)

(EDIT: wersja poprawiona, dziękuję życzliwym i bardziej doświadczonym autorom za zwrócenie uwagi na błędy, mam nadzieję, że teraz tekst jest lepszy :D :D )

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Nie zadzieraj z wiedźmą!

„Zaraz będę, idę jeszcze do sklepu. Chcesz coś?”

Po chwili Małgorzata otrzymała odpowiedź na wysłanego SMS-a:

„Kupisz mi „Głos”? Krzysiek dzwonił, że nie zdążył kupić przed pracą…”

Echo poniosło huk wystrzału, który wyrwał Małgorzatę z zamyślenia. Po nim rozległ się kolejne. Dziewczyna stała, nasłuchując następnego wystrzału, ale ten nie nastąpił. Na początku myślała, że to dzieciaki bawiły się petardami, ale nie, to nie było to.

Spojrzała w stronę, z której dotarło echo tego niepokojącego dźwięku.

Zmarszczyła brwi. Jeśli dzieciaki bawiły się wiatrówką, to na pewno nie mogło się skończyć dobrze. A może ktoś po prostu ćwiczył? Małgorzata ćwiczyła strzelanie z pistoletu, ale na strzelnicy. 

 

W chwili, w której Małgorzata uchyliła okno w samochodzie, rozległ się kolejny strzał. To już było niepokojące. Zacisnęła dłonie na kierownicy. Może była przewrażliwiona? A może już miała paranoję?

Zaparkowała przed bramą wjazdową do domu Anny. Były najlepszymi przyjaciółkami ze studiów.  Wtedy nastąpił kolejny strzał, na posesji obok. Płot z siatki nie był w stanie ukryć sprawcy oraz ofiary. Małgorzata zamarła, widząc kto do kogo strzelał.

– Ty gówniarzu, ty gnojku! – wrzasnęła podbiegając do płotu i czepiając się siatki. – Ty cholero! Jak śmiesz strzelać do ptaków?! Czekaj, no ty, zaraz tak ci wpieprzę na dupę, że się uszami zesrasz!

Małgorzata zwinnie przeskoczyła przez płot. Można powiedzieć, że gdyby nie to, iż sprawca strzelaniny zdębiał pod wpływem jej jakże wyrafinowanego ochrzanu, z pewnością już dawno celowałby do niej ze śrutówki. Wyrwała mu broń i rzuciła na bok, a następnie chwyciła chłopaka za koszulkę i zaczęła okładać po twarzy. Obrońcy praw dziecka z pewnością nie byliby zachwyceni tą sceną, ale niestety, wściekłej kobiety nawet czołg nie zatrzyma. Nie zważając na coraz głośniejszy płacz, wołanie o pomoc oraz wyszukane przezwiska, jakimi sypał młody snajper, Małgorzata tłukła go jak Bóg przykazał. Następnie, pomagając sobie swoimi zdolnościami telekinetycznymi, ściągnęła mu gacie, przełożyła przez kolano i zaczęła okładać gołe pośladki.

Ten pokaz godny potępiania przez znawców nowoczesnych metod wychowania oraz psychologów dziecięcych, został przerwany przez święcie oburzoną matkę chłopaka, który zasmarkany i zalany łzami bólu, w końcu został puszczony przez Małgorzatę, którą powoli zaczynała się męczyć okładaniem go.

– Ty wiedźmo! Ty diablico! Jak śmiesz bić dziecko?! – wrzeszczała matka małego oprawcy bożych stworzeń. Czerwona na twarzy, sukcesywnie spychała Małgorzatę w stronę płotu. – Ty szmaciaro, ty suko, ja cię do sądu podam, z pierdla nie wyleziesz do końca życia…!

Małgorzata rozumiała, że każda matka uważała swoje dziecko za święte. Ale naprawdę trzeba być ślepą i głuchą krową, żeby uznać zachowanie własnego dziecka, strzelającego z wiatrówki do wróbli i szpaków, za normalne. Patologia. Bezskutecznie starała się przekrzyczeć jazgotanie tej wstrętnej baby, doprawione żałosnym miauczeniem bachora uwieszonego matczynej spódnicy. W końcu nie wytrzymała i zaczęła się szarpać z kobietą, wyrywając jej przy okazji kilka pasm blond włosów.

Kto wie, jakby skończyła cała awantura, gdyby nie interwencja Anny oraz jej męża, który w samą porę wrócił z pracy. Jakoś udało im się odciągnąć od siebie kobiety, wymyślające sobie wzajemnie najróżniejsze groźby i wyzwiska.

 

– Co za wariatka – jęknęła Małgorzata, oglądając w rondlu zniekształcone odbicie twarzy. Miała podrapany policzek. – Patologia jakaś. Serio, co to za krejzolka i dlaczego pozwala swojemu pomiotowi bawić się bronią? Jeszcze sam sobie coś odstrzeli, bo będzie chciał spróbować czy to boli…

– Na razie będzie go bolała spuchnięta twarz i dupa – zauważył Krzysiek, opierając się o blat oddzielający kuchnię od jadalni. – Ale sama musisz przyznać, Aniu – zwrócił się do żony niosącej apteczkę. – Należało się gnojkowi.

– Jestem przeciwna wychowaniu w stylu przez dupę do rozumu, ale nie popieram też tego wychowania bezstresowego – oznajmiła Anna, stawiając apteczkę na blacie. – Ale tak, masz rację. Co za dużo, to niezdrowo…

– Co masz na myśli? – spytała Małgorzata.

– Bo wiesz – zaczęła Anna, przyglądając się podrapanemu policzkowi. – Ten chłopak chodzi do pierwszej gimnazjum, nazywa się Arek Pracki i nie cieszy się zbyt dobrą opinią wśród dzieci, rodziców i nauczycieli…

– I to łagodnie mówiąc – prychnął jej mąż, kręcąc głową. – W zeszłym miesiącu porysował nam bok samochodu, gdybym przypadkiem nie spłoszył sukinkota, to bym mu zrobił to samo, co ty dziś, a może nawet jeszcze gorzej… Miesiąc na dupie by nie siadł bez płaczu!

– A rodzice, co? – Małgorzata odgarnęła grzywkę z czoła. – W dupie mają, jak ich syneczek się zachowuje?

Krzysztof bezradnie rozłożył ręce.

Małgorzata przewróciła oczami. Naprawdę nie rozumiała takiego podejścia dorosłych do wychowania. Przecież to było karygodne!

– Wiecie, dostrzegam pewną ironię w tym, że ten babofon nazwał mnie wiedźmą – westchnęła Małgorzata. – Myślę, że bardzo pedagogicznym posunięciem będzie wykorzystanie moich mocy i pokazanie Areczkowi oraz jego matce, dlaczego nie zadziera się z wiedźmami… Ale nie myślcie, że jestem jakąś sadystką, o nie! Ja po prostu stosuję skuteczne środki dydaktyczne.

 

Następnego dnia mama poszła obudzić Arka do szkoły. Ku jej zdziwieniu, na parapecie siedział dudek, ale chłopca nie było. Wyrzuciła ptaszysko na zewnątrz, po czym poszła szukać syna. Nie znalazła go w domu, więc poszła szukać na podwórzu.

Kiedy tylko wyszła, gołąb siedzący na dachu zerwał się do lotu, przy okazji zrzucając balast wprost na piękną fryzurę kobiety. Nie zdołała się zbulwersować, bo ujrzała ich samochód okupowany przez chmarę wróbli. Szybko rozgoniła rozćwierkane towarzystwo, które nie omieszkało zapaskudzić na najróżniejsze sposoby samochodu.

Małgorzata zachichotała, obserwując całą scenkę w kryształowej kuli, w swoim mieszkaniu.

 

Po zgłoszeniu zaginięcia państwo Praccy byli jeszcze przez kilka kolejnych dni ciężko doświadczani przez złośliwy los.

Nie pomogło wylewanie litrów łez za synem, który najprawdopodobniej uciekł, bo nikt nie podejrzewał, iż magicznie mógł zostać zmieniony w dudka. Na pierwszy ogień poszedł samochód. Ze wszystkich czterech kół uciekło powietrze. Udało się ten problem rozwiązać, ale okazało się, że drzwi się zatrząsnęły, a kluczyki zostały w środku…  Pech. Kolejna była pralka, ot, rozszczelniła się i zalała łazienkę. Ale kiedy kurki zostały w dłoniach pani Prackiej, umywalka się urwała, a woda lała się wesołym strumieniem, którego nie można było zahamować, nikomu nie było do śmiechu. Kiedy i tę katastrofę udało się opanować, złośliwy los uwziął się na telewizor plazmowy, który swój żywot zakończył spektakularnym wybuchem, co doprowadziło do zaniku prądu na dwa kolejne dni w całym sąsiedztwie.

Prawdziwa seria zbiegów okoliczności, czyż nie?

Już chyba wystarczy, pomyślała wiedźma, chwytając leżące na półce kluczyki.

 

– Dzień dobry! – krzyknęła radośnie Małgorzata, wysiadając z samochodu, na widok sąsiadki swojej przyjaciółki.

Pani Pracka spojrzała na nią, ale nie odpowiedziała. Miała podkrążone oczy, rozczochrane i tłuste włosy. Stała na podwórzu w podomce.

– Wie pani, tak się zastanawiam – zagadnęła Małgorzata. – Chyba widziałam pani syna, tam, przy sklepie… Rozmawiał z kolegami, chyba to był on…

Kobieta nagle się ożywiła i pognała we wskazanym przez Małgorzatę kierunku. Finału spotkania matki i syna można się domyślić, więc spuśćmy na to zasłonę milczenia.

– Aleś poszła po bandzie – westchnęła Anna, kręcąc głową. – Nie mogłaś go w jakiś bardziej cywilizowany sposób ukarać? Musiałaś go w ptaka zamieniać?

– Dobrze, że w takiego – zachichotała Małgorzata. Anna szturchnęła ją w ramię, z trudem powstrzymując się od śmiechu. – Ale tak, musiałam. Wiedźmy preferują inne środki dydaktyczne niż ludzie. Dostał nauczkę na całe życie, nie będzie więcej strzelał do ptaków. Sama wiesz, że kiedy dzieciaki się nudzą, zaczynają sobie wymyślać naprawdę okropne zabawy… Ale jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś strzelał z wiatrówki do ptaków! Ale nie jestem jakąś sadystką, o nie!

– No, skoro to miało być dla jego dobra… A co z jego rodzicami, po co robiłaś ten zamęt?

– Żeby im się za bardzo nie nudziło, bo płacz i lamentowanie to dość monotonne zajęcie – Małgorzata uśmiechnęła się. – No i nie spodobało mi się to, że pani Pracka mnie zwyzywała. Można powiedzieć, że to taka karma, co nie? A morał z tej historii taki: nie zadzieraj z wiedźmą, bo dostaniesz w dziób!

Koniec

Komentarze

Wiedźma chyba ma rację. Nie można znęcać się nad zwierzętami. Tekst sympatyczny, ale bez głębszego (i oryginalnego) przesłania. Ale to pewnie wiesz.

oglądając w rondlu odbicie zniekształconąej twarz.

Dwa ślady po poprawkach.

ma na imię Arek Pracki

Nie no, na imię to ma tylko Arek.

Babska logika rządzi!

smsa  ==>  SMS-a albo esemesa.

Niczego czteroliterowego ani, co ważniejsze i weselsze, trzyliterowego nie urywa, ale czyta się ze sporą przyjemnością i takimż rozbawieniem. Proste metody górą!

Dziękuję za komentarze i zwrócenie uwagi na (głupie, spowodowane moją nieuwagą) błędy, zaraz poprawię :) 

Cieszę się, że opowiadanie się podobało :) – chciałam napisać dłuższy tekst, ale uznałam, że tyle wystarczy, bo mogłoby wyjść takie “pół sensu bezsensu” :) 

Dziękuję i pozdrawiam :D

 

A mam ważne pytanie, mogę dostać tu odpowiedź czy muszę napisać w hyde parku? Bo nie bardzo ogarniam, na jakiej zasadzie opowiadania trafiają do biblioteki? 

Bardzo dziękuję za udzielenie odpowiedzi :)

Pięć kliknięć przez użytkowników uprawnionych do “bibliotekowania” i już.

Podstawowym uprawnieniem jest odznaczenie piórkiem tekstu danego użytkownika.

Aha, pięknie dziękuję :) 

Ale w moim przypadku prawda jest taka, że na razie nie mam z czym startować – jednak mam nadzieję, że kiedyś się wyrobię :)

Na pewno, jeśli starczy Tobie dobrych chęci i odpowiedniej dawki uporu, wyrobisz się. Nikt nie rodzi się z Noblem w kieszeni, ale buławę marszałkowską nosi w plecaku każdy żołnierz.  

:) Może coś się kiedyś ruszy w tym temacie :)

Bardzo przyjemne. Szalu nie ma, ale lekko się czytało. Takie prawdziwe…

Tak przy okazji – taki huk, to raczej echem się odbija, trudniej jest zlokalizować źródło – zwłaszcza w terenie zabudowanym.

F.S

Dzięki i będę pamiętać na przyszłość :)

Bez rewelacji, ale tekst lekki i ze zgrabnie przemyconym przesłaniem. ;-)

 

Echo po­nio­sło huk wy­strza­łu, który wy­rwał Mał­go­rza­tę z za­my­śle­nia. Po nim roz­legł się ko­lej­ny i na­stęp­ny. Dziew­czy­na stała, na­słu­chu­jąc na­stęp­ne­go wy­strza­łu, ale ten nie na­stą­pił. Na po­cząt­ku my­śla­ła, że to dzie­cia­ki ba­wi­ły się pe­tar­da­mi, ale nie, to nie było to – na pewno sły­sza­ła trzy wy­strza­ły. – Powtórzenia.

 

pod wpły­wem jej jakże wy­ra­fi­no­wa­ne­go ochrza­nu […] oraz wy­ra­fi­no­wa­ne prze­zwi­ska… – Chyba zbyt blisko siebie te dwa wyrafinowania.

 

ko­bie­ty, które krzy­cza­ły naj­róż­niej­sze groź­by i wy­zwi­ska. – Zbędny grzybek w barszczyku.

 

Nie mo­głaś go w jakiś bar­dzie cy­wi­li­zo­wa­ny spo­sób uka­rać? – Literówka.

 

Nie bę­dzie pa­mię­tał, ale nie bę­dzie wię­cej strze­lał do pta­ków i bę­dzie grzecz­niej­szy. – Powtórzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za zwrócenie uwagi na błędy, za chwilę poprawię :)

Hejcium!

 

Mam ambiwalentne uczucia odnośnie tego tekstu. Napisany jest lekko i zgrabnie, więc lektura była przyjemna, jednak… Z jednej strony jest to tak bardzo proste i moralizatorskie, że zasadniczo jest już bajką. A z drugiej, treść – pranie wrednych gówniarzy po ryjach, butowanie ich matek i rzucanie paskudnych, w gruncie rzeczy małostkowych klątw przez pozytywną bohaterkę – zdecydowanie odbiega od bajkowego schematu (chyba, żeby w poczet bajek wliczyć tworki z Cartoon Network, ale ja tego czynić nie zamierzam).

Generalnie jednak Małgorzatka to postać na tyle ciekawa, że nie obraziłbym się, gdybyś skonfrontowała ją, na przykład, z galeriankami. Albo zgrają satanistów-amatorów. Albo… no, opcji jest wiele.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Hello,

Cieniu, dziękuję za wyczerpującą opinię :) – osobiście ciężko mi się z Twoim osądem nie zgodzić, ponieważ gdy później przeczytałam  tekst, odniosłam podobne wrażenie. Ale na  usprawiedliwienie powiem tylko tyle, że wyszło to tak, jak miałeś (mam nadzieję :) ) przyjemność przeczytać, ponieważ jestem teraz na etapie pisania bajek dla dzieci, więc odeszłam trochę schematu opowiadania, jakim zwykle się posługiwałam. Jednakże, nie da się ukryć, że to jest raczej krótka bajka dla dorosłych, a przynajmniej dla nieco starszego czytelnika – żeby nie gorszyć dzieci.

Zamierzam napisać za jakiś czas coś nieco dłuższego, ale utrzymanego w takiej konwencji, mam nadzieję, że przypadnie Ci i innym Czytelnikom do gustu :)

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam! :D 

 

wołanie na pomoc oraz → wołanie o pomoc

bólu, w końcu został puszczony przez Małgorzatę, którą powoli zaczynała boleć – to w sumie jest powtórzenie

oglądając w rondlu odbicie zniekształconej twarz. → zniekształcone odbicie twarzy

Nie znalazła go w domu, nie było go też na podwórzu. Kiedy tylko wyszła z domu

 

Takie nieco zbyt proste, postaci wprowadzane hop-siup, morał nazbyt oczywisty. Ale jako wprawka – może być. Pisz dalej :)

 

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Dziękuję za komentarz, zaraz poprawię błędy :) 

Nie da się ukryć, jak pisałam wyżej w odpowiedzi na komentarz Cienia, jestem na etapie pisania bajek, więc mogło to trochę wyjść za banalnie :) Jednak mam nadzieję, że czytało się przyjemnie :)

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam^^ 

Lekkie i przyjemne, do szybkiego przeczytania i równie szybkiego zapomnienia. ;)

"Najpewniejszą oznaką pogodnej duszy jest zdolność śmiania się z samego siebie."

Zgadza się, jest prosty, lekki i przyjemny, bo taki miał być :) 

Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :) 

Taki przyjemny tekścik na sobotnie popołudnie. Ech, czasem chciałoby się tak “małostkowo” pozałatwiać trudną młodzież i jeszcze trudniejszych rodziców jak Małgorzata, ale nie, niestety trzeba  mozolnie wychowywać. :D

Rooms, cieszę się, że podobał ci sie tekst :) Nie da się ukryć, mogłoby to pomóc w wielu nieciekawych przypadkach ;) Ale to tylko fantastyka :D 

Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! :D

Całkiem miłe. Fabuła, bohaterowie i puenta bardzo proste. Może nawet zbyt proste. Zabrakło mi trochę wyłomu w schemacie, jakiegoś większego szaleństwa, niespodziewanego zwrotu akcji. Czegoś w ten deseń. Ale czytało się przyjemnie. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Dzięki :) Następnym razem postaram się zrobić tzw. “efekt WOW” :D Mam nadzieję, że mi się uda! ;)

Pozdrawiam! :)

To czekam na następny tekst. :)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

:) Coming soon :D

Bez rewelacji, ale nie czyta się źle :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka