
Kto zerknie na końcówkę, popsuje sobie przyjemność z czytania (mam nadzieję, że takową ktoś odczuje), więc nie zaglądać!
Kto zerknie na końcówkę, popsuje sobie przyjemność z czytania (mam nadzieję, że takową ktoś odczuje), więc nie zaglądać!
Mark jest zmęczony. W drodze do domu już niemal przysypiał za kierownicą. Wielkie krople deszczu dudnią o dach samochodu i rozpryskują się na masce, częściowo parując w zetknięciu z ciepłym metalem. Drobna mgiełka wędruje w bladym blasku diodowych reflektorów, po czym przenika przez unoszącą się bramę podziemnego parkingu. Powoli, centymetr po centymetrze, niemal bezgłośny ruch kratownicy katuje umysł wykończonego człowieka, który chce czym prędzej dać się połknąć ponuremu budynkowi. Jeszcze chwila. Jeszcze moment. Wreszcie. Pojazd rusza z basowym klekotem widlastej ósemki i toczy się w dół betonowej serpentyny, omiatając zimnym światłem popękane ściany i pogłębione cieniami ubytki w tynku.
Poziom minus trzeci wita przybysza szpalerami samochodów, choć w rzeczywistości kolorowych, w półmroku zbijających się w jedną masę, szczelnie wypełniającą przestrzeń po obu stronach alejki. Jeden zakręt. Drugi… Jest! Miejsce oznaczone numerem, odpowiadającym rejestracji samochodu. Jeszcze drobny wysiłek. Koncentracja, aby wepchnąć własną kupę żelastwa w lukę i nie porysować złomu sąsiadów. Udało się. Teraz będzie już z górki. Do drzwi mieszkania, a potem do ciepłego łóżka doprowadzi go dobrze wytresowana przedświadomość.
A jednak nie. Winda nie działa. To cudowne urządzenie, dzięki któremu mieszkanie oddalone o kilka pięter zdawało się być tak blisko, nie pojawiła się na wezwanie. Wbudowany w mózg, naturalny autopilot wyłącza się. Powoli powraca świadomość, która już udała się na spoczynek. Winda? Nie ma windy? Aha, schody. Gdzie są schody? Chyba tam.
Mark przeciera palcami ulegające grawitacji powieki. Choć panuje półmrok, mruży oczy. Spogląda na zegarek. Jest prawie pierwsza. Powłócząc nogami rusza w stronę klatki schodowej, w kierunku przestrzeni targanej błyskami nieregularnie przygasającej lampy. To jakiś żart? Świadomość nieco się ożywia, by, wraz z uśmiechem na ustach, przywołać z pamięci fragmenty kiepskich horrorów. Mark mija jarzeniówkę, torturowaną przez niezdecydowany starter, by już za chwilę, pogrążając się w ciemności, zatęsknić za jej chybotliwym światłem.
Coś czai się w mroku. Mark nie wie, dlaczego nabrał takiego przekonania. Może jego zmęczone zmysły odebrały jakiś ledwo słyszalny szelest, ulotną woń, czy nawet ruch powietrza. Czy to wyobraźnia płata figle? Jeszcze chwilkę temu drzemała gdzieś w zakamarkach umysłu. Mężczyzna gorączkowo przetrząsa kieszenie, po czym wydobywa z jednej telefon. Szyby samochodów przedrzeźniają światełko wyświetlacza, odbijając je zwielokrotnione. To samo robią betonowe ściany z jękiem zawodu Marka. Wątła poświata nie pozwala na zlokalizowanie potencjalnego napastnika, jednak może dzięki niej uda się dotrzeć do wyjścia. Kilkanaście metrów dalej widać już jaśniejącą szparę, podkreślającą drzwi na klatkę schodową.
Mdły blask smartfona penetruje podłogę przed stopami. Wyławia smugę ciemnej mazi, ciągnącą się po podłodze w kierunku schodów. Choć breja wydaje się czarna, umysł wystraszonego człowieka nadał jej już czerwoną barwę. Krwistoczerwoną. Mark waha się. Zawrócić do samochodu, brnąc przez ciemność z czyhającym w niej… czymś? Czy jednak wejść do oświetlonego pomieszczenia, w którym może wykrwawiać się ten, który zabrudził podłogę? Szybki oddech niemal świszczy, a serce wybija rytm kankana, do którego ołowiane nogi bynajmniej się nie rwą. Podjął decyzję. Idzie tam, gdzie jest widno, bo choć boi się tego, co może zobaczyć, woli widzieć cokolwiek. Drżącą dłonią dotyka klamki. Naciska. Otwiera.
Dwie postacie klęczą nad trzecią, leżącą, rozprutą, rozbebeszoną. Podnoszą się i zwracają ukryte pod upiornymi maskami twarze ku przerażonemu mężczyźnie. Ich ciała okrywają klaunowskie stroje, zdobne kolorowymi plamami. Przeważają czerwone, jeszcze mokre. Martwą ciszę przerywa odgłos wleczonego po podłodze, ciężkiego młota. Drugi z klaunów szarpie jakąś linkę. Niemal natychmiast małe pomieszczenie wypełnia warkot silnika, swąd spalin, zgrzyt łańcuchowej piły.
Mark cofa się kilka kroków, a gdy napastnicy ruszają za nim, odwraca się, by biegiem rzucić się w ciemność. Ale ciemności już nie ma. W przeciwległym końcu parkingu jaśnieją światła jakiegoś samochodu, który rusza właśnie z piskiem opon na spotkanie uciekinierowi. Mężczyzna biegnie jeszcze przez chwilę, po czym potyka się i upada. Patrzy w reflektory zbliżającego się szybko auta. Wyciąga przed siebie ręce w desperackim odruchu…
Pojazd zderza się z niewidzialną ścianą i staje w płomieniach. Mark odwraca wzrok w kierunku klaunów. Pierwszy z nich, katapultowany w tył, dolatuje do ściany, nadal trzymając piłę. Ta przecina maskę, twarz, czaszkę. W końcu łańcuch zgrzyta o beton. Drugi z napastników startuje jak rakieta w górę i wbija się w strop. Po chwili na posadzkę z łoskotem opada młot, a za nim ciało ze skręconym karkiem. Ogień jasno rozświetla parking tylko na chwilę. W garażu włącza się system przeciwpożarowy, a tryskająca obficie woda zaczyna dusić płomienie. W stojących obok samochodach, jeden po drugim, włączają się alarmy. Mark podnosi się i gorączkowo rozgląda za tym czymś, co kryło się w mroku.
Tym kimś! Widzi go! Młody, ubrany na czarno człowiek, trzymając dziwny przedmiot, lawiruje między pojazdami. Mark nie może pozwolić mu uciec. Nie teraz, gdy zmuszono go, by użył swych zdolności. Jeszcze jako dziecko obiecał rodzicom, że nie będzie tego robić. Złamał obietnicę. Przez nich! Ogromny młot ożywa, przelatuje przez szyby kilku aut, by trafić chłopaka w plecy, gruchocząc mu kręgosłup. Telekinetyk powoli podchodzi do swej ofiary i obraca ją na plecy. Nastolatek jeszcze oddycha, choć cieknąca z ust krew nie daje nadziei, że ten stan długo się utrzyma. Strugi wody wypierają z powietrza swąd spalenizny, obmywają z krwi delikatną twarz.
– Czego wy ode mnie chcieliście? – pyta przez zaciśnięte zęby Mark.
– Człowieku… to był – młodzian krztusi się – prank.
– Co?
– Prank. Filmik, na… Jutuba. Taki kawał. – Twarz zastyga z ostatnim słowem. Zaciśnięte na czymś dłonie rozluźniają się. Z cichym klekotem na podłogę wypada niewielka kamera. Błyski autoalarmów wtłaczają w obiektyw wizerunek zabójcy.
Unfallu, tak jak prosiłeś, nigdzie nie zerkałam, a na końcówkę to już w ogóle, choć kusiło… Lubię porządne końcówki, całą rzecz podwiązujące w satysfakcjonującą całość i nie zawiodłam się. Horrorek zacny, świetny na dobranoc. ;-)
Czy to jego wyobraźnia płata mu figle? – Czy figle mogła płatać cudza wyobraźnia, komuś innemu?
Drugi z klaunów szarpie za jakąś linkę. – Drugi z klaunów szarpie jakąś linkę.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Pięknie dziękuję i w te pędy poprawiam. :)
W momencie, gdy dwie postacie klęczą nad trzecią, przypomniał mi się filmik Wardęgi. Chyba za dużo Jutuba oglądam ;-)
Szort fajny, podobał mi się. Brakuje mi jedynie, komu obiecał, że nie będzie tego robić ( sobie, rodzicom, …? )
Na plus :)
Wszystko jest ok. I warsztat i fabuła i suspensik, lecz nie spodobało się. Szukam odpowiedzi dlaczego i mam wrażenie, że zostałem oszukany. To nie horror, lecz dramat…
Ignorancja to cnota.
Obrazotwórcze opisy. Przeczytałem z dużym zaciekawieniem. Aż szkoda, że takie krótkie. Pozdrawiam.
Czytam i myślę, to już przecież było, ale nie rezygnuję w końcu autor obiecał coś ekstra na sam koniec. Także męczę się dalej, bo mimo że ładnie napisane to takie wtórne… I końcówka ratuje wszystko. Nagle zaczyna mi się podobać. Ładnie mnie oszukałeś, Unfallu. :)
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
Ciekawe spojrzenie, też się niedawno zastanawiałem się nad taką sytuację. W dobie coraz wymyślniejszych i popularniejszych pranków Twoja wizja może się niebawem sprawdzić. Dobry tekst :)
KatasrofVII nie całkiem ma rację pisząc “To nie horror, lecz dramat…” Bo dla mnie jedno pojęcie zawarte jest w drugim. Dobrze, jak zwykle napisane, choć dla mnie wtórne – miałam przyjemność kiedyś betować całe długie opowiadanie w tym stylu (to chyba było na Pokłosie, w hołdzie S. Kingowi).
"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.
Już obawiałem się, że po przeczytaniu wzruszę ramionami, ale nie. Takiego akurat twistu się nie spodziewałem i nie sądziłem, że na koniec historyjki zaplanowałeś coś podobnie wymyślnego. Zręczne.
Ładne.
Tylko element nadprzyrodzony wydaje się nie na miejscu, niepotrzebny, nadmiarowy. Wystarczyłoby, żeby facet miał pistolet i umiał się nim dobrze posługiwać. Dlatego lekki dysonans estetyczny odczuwam ;) Tak, wiem, Unfallu, jesteśmy na portalu fantastycznym. Załóżmy, że Cię to rozgrzesza ;)
*
Czepnę się jeszcze (znowu) jednej uwagi korektorskiej. Cóż, czasem trudno mi się powstrzymać, kiedy widzę, jak ogranicza się autorom środki wyrazu. Regulatorzy się przecież nie obrazi, prawda, Reg? ;P Jednak chociaż korektorzy, w odróżnieniu od autorów, raczej nie bywają przewrażliwieni, to – mam wrażenie – nikt nie próbuje trzymać straży nad strażnikami. Zwłaszcza nad tymi zasłużonymi.
Dobra. Mamy:
Drugi z klaunów szarpie za jakąś linkę. – Drugi z klaunów szarpie jakąś linkę.
Kontra:
Nawet stary stojący zegar kurantowy
W drewnianej szafie poznał, u wniścia alkowy,
I z dziecinną radością pociągnął za sznurek,
By stary Dąbrowskiego posłyszeć mazurek.
– Adam Mickiewicz, Pan Tadeusz
Można by w uznanej literaturze znaleźć więcej przykładów z łapaniem, ciągnięciem lub szarpaniem za. I to nie tylko dziewczęcia za tyłek czy drzwi za klamkę. Czyli sprawa z tym dynamizującym, czasem ujednoznaczniającym, frazeologizującym się (”podburzona ludność chwyciła za broń”) przyimkiem nie jest prosta i oczywista. A Ty go, Regulatorzy, niefrasobliwie skreślasz i skazujesz na banicję. Apeluję o większą wstrzemięźliwość w podobnych przypadkach.
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Kto zerknie na końcówkę, popsuje sobie przyjemność z czytania (mam nadzieję, że takową ktoś odczuje), więc nie zaglądać!
A wiesz o czym myśli człowiek, kiedy powiesz mu “nie myśl o różowym słoniu”?
Szort solidny, może trochę przydługawy, z miłą, zaskakującą puentą, tylko ten język… Tak sugestywny i malowniczy, że w mojej skołatanej głowie ocierający się o śmieszność, przy “mdłych blaskach smartfona penetrujących mrok pod stopami” i “szybkich, niemal świszczących oddechach i sercu wybijającym rytm kankana, do którego ołowiane nogi bynajmniej się nie rwały” chichotałem jak mała dziewczynka. Poetycka forma jest tak bardzo niedopasowana do prozaicznej treści, że po chwili namysłu nie mogę traktować jej inaczej, niż jako satyry na kwiecistość stylu – satyry tak dobrej, że z przyjemnością zarekomenduję ją do biblioteki.
na emeryturze
Ależ oczywiście, Jerohu, że się nie obrażę! Co też Ci przyszło do głowy! ;-)
Rozumiem Twoje argumenty, ale uważam, że jeśli ktoś szarpie linkę, która nie jest do niczego przymocowana, to chyba szarpie linkę, nie za linkę. A w zdaniu Unfalla jest mowa o jakiejś lince, mogę więc sobie wyobrazić, że klaun może chce ją np.: rozsupłać…
Jeśli dzwonnik zechce rozkołysać dzwony, by zagrały, będzie pociągał za przywiązaną do nich linę.
Drzwi, oczywiście, także można ciągnąć za klamkę, ale za drzwi już bym nie ciągnęła.
Mogę podziwiać dzieła napisane prawie dwieście lat temu, jednak sformułowania, których wtedy używano, dzisiaj nie zawsze będą dla mnie wzorem poprawności.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Mark jest zmęczony. W drodze do domu już niemal przysypiał za kierownicą. Wielkie krople deszczu dudnią o dach samochodu i rozpryskują się na masce, częściowo parując w zetknięciu z ciepłym metalem.
Lekko mi tu zgrzyta. Przeskoczyłeś jakoś tak dziwnie z czasami.
Nie cierpię klaunów, dobrze im tak.
W momencie przebierańców nad ciałem przypomniałem sobie filmiki z internetu z podobnymi dowcipami, ale na duży plus zasługuje fakt, że do końca nie byłem pewien co zrobisz z opowiadaniem (telekinetyk, ha! lubię!).
Opisy solidne, ale wydaje mi się, że w niektórych miejscach można trochę przytrzeć zdania, na bardziej “gorączkowe“.
Pozdrawiam.
/ᐠ。ꞈ。ᐟ\
Jeżeli ktoś szarpie linkę, to mogę sobie wyobrazić, że próbuje ją rozszarpać ;) Żartuję, żeby było jasne, ale prawdą jest, że pewna niejednoznaczność się tu pojawia. Tak mi przyszło do głowy, że kto wojuje z drobnymi dwuznaczościami, ten od szarpania linki ginie :P
Dobra, to nie był poważny argument.
Zdaje się, że klaun szarpie (za) linkę piły spalinowej.
Kolejny cytat do przemyślenia:
Za oknem chwiał się na wietrze krzak bzu, spowiednik moich myśli. Panta rei. Wtedy to odczułem pierwszy poryw, aby schwycić za pióro i przelać na papier to wszystko, co przepełniało całe moje jestestwo, la personalite.
– Tadeusz Konwicki, Wiatr i pył (korpusy języka polskiego w Internecie się przydają)
Apeluję…
Total recognition is cliché; total surprise is alienating.
Bardzo wszystkim dziękuję za odwiedziny i komentarze.
Trico – słusznie Ci się kojarzy, bo tekścik takimi filmikami był inspirowany. Rodziców dorobiłem :)
Katastrofie – masz rację, jako horror ten szort się nie sprawdził. Klasyfikacja tekstu została mi jeszcze z pierwszej fazy pisania, gdzie bohater nie miał specjalnych umiejętności, a zwyczajny pistolet – wtedy mógłbym przemycić ten tekst na portalu z fantastyką jako horror. Jako miłośnik horrorów masz prawo czuć się oszukany.
Blackburn – musiało być krótkie, bo pomysł się na więcej nie nadawał, a dłuższy opis kiczowatej sceny straszenia mógłby niejednego mocno zniechęcić. No i Gary_joiner mógłby pęc ze śmiechu, a nie chce nikogo mieć na sumieniu ;)
Morgiano – to już było, oj było :). Przyznaję bez bicia – klaunów razem z rekwizytami po chamsku żywcem zerżnąłem z Youtuba.
Blehaju – no właśnie. Niektóre pranki są ostro przegięte. Do rękoczynów i zatrzymań przez Policję już dochodziło. Tylko czekać, jak ktoś kogoś wreszcie postrzeli, albo ktoś zejdzie na zawał.
Basiu – wtórne, jak najbardziej. Scena straszenia miała być mało oryginalna, bo dzięki temu, miałem nadzieję, będzie wiarygodna. Youtuberzy przygotowujący pranki zazwyczaj nie są zbyt wyrafinowani.
Jerohu – Tak jak pisałem wyżej, w pierwszej wersji bohater miał być zmęczonym policjantem, wracającym po służbie. Tyle, że w trakcie pisania naszły mnie wątpliwości, bo wyciągnięcie broni chwilę trwa i dowcipnisie mieliby czas na zdemaskowanie się, bo jeśli bohater się bał, to mógł spacerować już z wyciągniętą bronią i nikomu by nie przyszło do głowy dalej go straszyć i takie tam. Pewnie dałoby się mimo to sprawnie zaaranżować zabójstwo, ale wpadł mi do głowy pomysł z telekinezą – szybka i skuteczna – szast prast i załatwione. No i bohater musiał dopaść wszystkich, co by się nie wydało, a to mi też było na rękę. Ale fakt, wersja z policjantem mogła być wdzięczniejsza,
Gary_Joiner – Gdybym kiczowatą scenę straszenia opisał w żołnierskich słowach, to by mi wyszedł mało ciekawy drabel ;). Rozśmieszanie zawsze mi lepiej szło, niż straszenie, więc chyba już tak zostanie :)
Zalth – Racja, że „przysypiał” jest jednym z nielicznych czasowników w tekście w czasie przeszłym (w sumie są chyba trzy), podczas gdy całość jest w czasie teraźniejszym. Tymi w przeszłym chciałem opisać czynności poprzedzające moment, w którym znajduje się narracja, bądź by użyć trybu dokonanego. Może wyszło to niezgrabnie. Raczej nie będę pisał zbyt często w czasie teraźniejszym.
Nie miałem niestety czasu odpowiadać na komentarze na bieżąco, no to teraz sobie poszalałem ;)
Jeszcze raz wszystkim dziękuję za komentarze. Miałem dłuższą przerwę w pisaniu, ale pomału muszę się rozkręcić. Mam chyba dość ciekawy pomysł (a w zasadzie to nawet trzy), ale zanim zabiorę się za coś długiego, poćwiczę na opowiadaniach.
Pozdrawiam.
Napisane w stylu Unfalla – czyli dobrze. Ale coś mi tu zgrzyta – i choć sam nie wiem, co, to pewien jestem, że nie jest to starość w moich kościach. Może lekkie pomieszanie różnych zabiegów – o czym pisali inni przede mną (ni to horror, ni to fantastyka, ni to parodia z tymi klaunami).
A może ze zmęczenia po prostu się czepiam. No to na koniec – finalny twist niespodziewany, dałem się pozytywnie zaskoczyć.
:)
Złościć się to robić sobie krzywdę za głupotę innych.
Unfallu, no widzisz, gusta czytelników są tak bardzo różne, że nie da się wszystkim dogodzić. ;-)
Podobało się – głównie dzięki solidnemu stylowi i pomysłowej końcówce. Przez środek testu brnęłam, przewracając oczami i myśląc : “Serio? Przecież to żywcem zerżnięte z YT!”, a potem… Bum! Czuję się mile oszukana. Klep!
”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)
Niech Cię, to nie horror to przyszłość – w dobie głupoty i żartownisiowania ze wszystkiego to się musi tak skończyć.
Bardzo dobry tekst!
F.S
Bardzo przyjemny styl, czytało się wyśmienicie. W trakcie lektury już układałem sobie komentarz, w którym miałem wspomnieć podobny do opisanego przez Ciebie kawał. Może coś takiego skłoniłoby dowcipnisiów do refleksji?
Bardzo dziękuję wszystkim za odwiedziny, a jeszcze bardziej za ślad tych odwiedzin w postaci komentarza.
Melduję, że przeczytałem.
Nie wiem tylko, czy powinienem komentować, ponieważ nie lubię shortów (choć są zacne wyjątki). Przeważnie na końcu zostaję z takim irytującym poczuciem “No i?”. W zasadzie wszystko jest ok, czyta się dobrze, jest krótkie – dobrze, sam tekścik jest jak ten prank opisywany (nie wiem, czy to zamierzony zabieg, ale podnosi moją ocenę) – niby chce być straszny, a to tylko takie jaja z kogoś (czytelnika?). Pranków też nie lubię.
Wstrzymam się od głosu, są miłośnicy takiej twórczości, niech oni się wypowiadają.
Bardzo dobre. Najpierw powrót do domu tak napisany, że jest to ciekawe, potem scena jak z najgorszego koszmaru – bardzo obrazowa, i zaskoczenie na koniec, a nawet morał, bo te straszące filmiki to dno i w końcu ktoś kiedyś padnie na zawał i będzie kolejna wielka narodowa dyskusja. Gratulacje.
Varg, Zygfrydzie – dzięki za komentarze.
Strasznie się długo zbierałem, żeby zostawić komentarz. Chyba dlatego, że nie wiem, co ostatecznie na temat tego tekstu napisać. Generalnie mi się podobał, sprawnie napisany. Nie gubisz się w gęstej akcji. Pomysł całkiem dowcipny, choć i lekko makabryczny. Ale mam po nim jakiś nieokreślony niedosyt. I chyba nie chodzi o to, że za szybko się skończył. Ale nie wiem.
Bardzo fajny szort. Płynnie poprowadziłeś opisy, stopniowo zagęszczając atmosferę. Klauni pasowali jak ulał do zaobserwowanej przez protagonistę makabry. Puenta była dobra: gratuluję wyboru aktualnej tematyki.
Jeroh skrytykował fantastykę, a dla mnie bomba! Cały opis przeżyć telekinetyka dodaje tekstowi dużo dramatyzmu.
Przepraszam, za przesadnie pozytywny komentarz – jakieś wady na pewno też były, ale przy tej długości nie rzuciły się w moje rozkojarzone oczy!
Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem
No, doczekałeś się w końcu :)
Doczekałem się :)
Wielkie dzięki za komentarze.
Unfallu – szorcik bardzo mi się spodobał, bo i fajny twist i fajny element nadprzyrodzony :) Nie spodziewałam się ich (no dooobra, może się spodziewałam po Twoim ogłoszeniu parafialnym na początku :P).
Ale, co dziwne, niektóre zdania, zwłaszcza na początku, wydawały mi się zbyt rozbudowane i trudno mi się było skoncentrować i wczuć w klimat. Na osłodę: przy opisach akcji było znacznie lepiej :)
Mogły to nie być klauny, bo przez to końcówka robi się nieco przewidywalna.
Moje przemyślenia po przeczytaniu:
Cóż… ryzyko zawodowe.
Plusy:
Tytuł.
Lekki, przyjemny tekst.
Puenta.
Minus:
„Mark jest zmęczony. W drodze do domu już niemal przysypiał za kierownicą. Wielkie krople deszczu dudnią o dach samochodu i rozpryskują się na masce, częściowo parując w zetknięciu z ciepłym metalem.” – Z czasu teraźniejszego wchodzisz na przeszły, a potem znowu teraźniejszy.
Z czasu teraźniejszego wchodzisz na przeszły, a potem znowu teraźniejszy.
Prawda. W zamierzeniu drugie zdanie miało opisywać zdarzenie przed czasem, w którym dzieje się akcja (bohater wcześniej był “w drodze do domu” a teraz stoi pod domem). Z tym, że jeśli zdecydowałem się pisać w czasie teraźniejszym, to chyba nie powinienem już mieszać czasów i robić takich wtrętów z przeszłym. Przyznaję rację. Dziękuję też bardzo za odwiedziny i komentarz.
Dziękuję też Iluzji i Vojtasowi, choć po tak długim czasie od komentarza to już chyba tego nie przeczytają. Niestety ostatnio bywałem na portalu bardzo sporadycznie i przegapiłem kilka komentarzy pod moimi starszymi opowiadaniami. W sumie wszystkie są już starsze, bo od dłuższego czasu niczego nie napisałem.
Nie ma za co. :)
Hmmm. Było zaskoczenie na końcu, ale całość jakoś nie podeszła. Może po prostu nie lubię filmów (głupich w szczególności), więc los twórców mnie nie obszedł? Tylko bohatera trochę szkoda.
Czy w garażach instaluje się systemy ppoż zraszające wodą? Podobno paliwka nie powinno się tak gasić.
Babska logika rządzi!
Fajne :)
Przynoszę radość :)