- Opowiadanie: Chrząszczysław - Spotkanie po latach

Spotkanie po latach

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Biblioteka:

AlexFagus

Oceny

Spotkanie po latach

 Podmuch wiatru uderzył w okna, wstrząsnął szybą, po której prześlizgnął się niczym niewidzialna dłoń olbrzyma; Krzysiek, jedyny mieszkaniec wyspy, był przekonany, że oto ma do czynienia z decydującym uderzeniem, że tym razem szkło pęknie i będzie zmuszony do odwrotu na z góry przygotowane pozycje.

Jedyny pokój na piętrze, sąsiadujący z ogromnym strychem, wyposażony w kominek, był już przygotowany. Krzysiek zasłonił wszystkie szpary w jedynym oknie, poświęcając na to swoją ostatnią czystą parę spodni. Na kominku leżało kilka brzozowych polan, które narąbał w trakcie krótkiego, grudniowego dnia. Obłożył je starymi gazetami, których miał coraz mniej. Miał nadzieję, że to poskutkuje. Jeśli nie, kołdra i dziurawy, gryzący koc mogą nie wystarczyć.

Siedział w fotelu na parterze, wpatrując się w okno, które lada chwila mogło ustąpić pod naporem silnego wiatru wiejącego od otwartego morza. Patrzył tak długo, aż ciemność zaczęła nabierać kształtów, a na tle granatowego nieba ujrzał chwiejące się drzewo, zaś na jego gałęzi…

– Nie…

Zerwał się z miejsca, w korytarzu narzucił na plecy swą jedyną kurtkę, w której przed dwoma miesiącami przybył na wyspę, gdy świat był jeszcze zielony, w miarę ciepły i przyjazny, a wyspa była azylem, a nie więzieniem, z którego nie sposób było uciec.

Otworzył drzwi, a wiatr złapał je w zachłanne ręce i trzasnął nimi o ścianę. Krzysiek wymacał klamkę na oślep, wciąż wpatrując się w miejsce, w którym przed chwilą zobaczył wisielca. Oczywiście nikt nie zwisał z gałęzi samotnego drzewa, rysującego się czernią na tle nieco mniej ciemnego nieba. To tylko złudzenie. Jedno z wielu. Przecież…

– Przecież nie przylazłbyś tu po dnie morza, prawda? – szepnął. Gadanie do siebie przestało mu się wydawać dziwne już po jakichś dwóch tygodniach, odkąd tu zamieszkał. – Łaziłeś za mną po lądzie, popaprańcu, ale tego na pewno nie potrafisz.

Zachichotał, zamykając drzwi i podpierając je plecami. Coś łupnęło w nie głucho, z całych sił, Krzysiek wzdrygnął się, ale zaraz przywołał swe ciało do porządku. To tylko wiatr. Cholerny wiatr, połączony z pierwotnym oddziaływaniem nocy, tej pieprzonej pory duchów, w trakcie której wszystko wydaje się dziwne, obce i wrogie. Noc służyła przywidzeniom… A to było tylko przywidzenie. Tak.

Uznał, że wycofa się na górę. Wiatr najwyraźniej ani myślał zelżeć, kwestią czasu było, kiedy wyłamie szybę. Tylko w tym miesiącu wzywał szklarza na wyspę dwukrotnie. Mieszkańcy wioski położonej na brzegu ostrzegali go przed tym. Ostrzegali go przed wieloma rzeczami, na przykład tygodniami izolacji wywołanej złą pogodą, brakiem sąsiedztwa i ryzykiem szaleństwa; przywoływali losy ostatniego właściciela domu, który palnął sobie w łeb, naciskając spust strzelby w niewielkim składziku na narzędzia na skraju zaniedbanego ogródka… Ale Krzysiek i tak nie miał wyjścia.

– Chcesz się odegrać, o tak, wiem, że chcesz – mamrotał pod nosem, zbierając świece, wspinając się po schodach. – Chciałbym zobaczyć jak to robisz, cwaniaku.

 

Drzwi zamknięte na klucz, pod nimi leżał ręcznik, w niewielkim stopniu tłumiący zimno. Okno uszczelnione spodniami i kilkoma parami dopraszających się o pranie majtek, przesłonięte grubą, zieloną zasłoną w tym ohydnym odcieniu zarezerwowanym dla starych, nikomu już niepotrzebnych mebli. Był środek nocy, gdy przebudził go pęcherz. Niepotrzebnie pił tyle herbaty, nim udał się na spoczynek. No, ale trudno. Załatwi sprawę szybko. Sęk w tym, że gdy był w połowie schodów, w drżącej z zimna ręce niosąc lampę naftową, odezwał się pikantny gulasz, który posłużył mu za kolację, gotów rozpalić go ponownie, tyle że od drugiej strony.

Zanim udał się do łazienki na parterze, sprawdził okna – były całe. Sól wysypana na parapecie, pod drzwiami, krucyfiksy i woda święcona – na swoim miejscu, tam, gdzie stawiał je każdego wieczoru. Uspokoił się. Był przyzwyczajony do przywidzeń. Dyndający na sznurze trup widoczny za oknem? Deski w korytarzu trzeszczące w rytm leniwych kroków niespokojnego nieboszczyka? To projekcje zmęczonego umysłu, obarczonego winą. Głupie wyrzuty sumienia, nic więcej. Nawet żona tego wariata stwierdziła, że był chory, wypadła mu piąta klepka i prędzej czy później targnąłby się na własne życie w ten czy inny sposób, potrzebował tylko pretekstu.

Wszedł do łazienki. Trzęsąc się z panującego tu zimna, zamknął drzwi na haczyk i postawił lampę na półce między wanną a sedesem, zastanawiając się przelotnie, czy aby nie zapomniał wysypać soli pod tylnymi drzwiami.

– Chyba n…

Pośladki spoczęły miękko na desce.

Była ciepła.

– …ie. Nie! Nie!!!

Wiatr poniósł dalej opętańczy wrzask, który urwał się po kilku sekundach. 

Koniec

Komentarze

przesłonięte grubą, zieloną firanką – raczej chodziło Ci o zasłonę, kotarę

dom na wyspie, gdzie hulają wiatry, miałby raczej solidne okiennice

Piszesz, że wzywał dwukrotnie na wyspę szklarza, a to oznacza, że dysponował pieniędzmi, natomiast reszta opisu pozwala sądzić, że jest biedny jak mysz kościelna.

I jeszcze taka nielogiczność (albo Krzysztofa, albo autora) – jeśli siedział na desce trup, byłaby zimna. Jeśli siedział ktoś żywy, wtedy byłaby ciepła. W obu przypadkach Krzysztof ma przesr… no, całkiem niefajnie. 

opętańczy wrzask kilka kilometrów dalej – drobna przesada, przy wiejącym wietrze nie byłoby słychać wrzasku nawet parę metrów od domu

Oprócz tych drobiazgów uważam, że jest klimacik i napięcie. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Dzięki za szczegółowe wytknięcie błędów. Zwłaszcza tej nieszczęsnej firanki, to z wiatrem też poprawię. Chyba chciałem, żeby było melodramatycznie i przymknąłem na moment oko na pewne kwestie. 

Co do reszty – założyłem z góry, że jest to człowiek mający jakąś negatywną historię, uciekający przed czymś, co go prześladuje, powoli, ale z uporem (polubiłem ten motyw zwłaszcza od czasu obejrzenia “It follows”). Dlatego, dysponując pieniędzmi, kupił byle jaki dom z byle jakimi okiennicami, chcąc po prostu mieć święty spokój. Ale oczywiście masz rację i każda próba mojej obrony będzie nieudolna, zwłaszcza, że mogłem precyzyjniej opisać tę sytuację w tekście i że jeśli są jakiekolwiek nieporozumienia i konieczność dopowiadania, tłumaczenia, to jest to zawsze wina autora. ;)

Ciepła deska była punktem wyjścia i będę się przy niej upierał. To swego rodzaju wariacja na temat historii: “Ostatni człowiek na świecie siedział w pokoju. Nagle usłyszał pukanie do drzwi.” Pomyślałem, że równie dziwnie mógłby poczuć się człowiek pozbawiony sąsiadów, w środku nocy siadający za potrzebą na desce sedesowej i odkrywający, że jest ciepła. A że zawsze wolałem historie o duchach od tych z mordercami na tylnym siedzeniu itp., zdecydowałem się na takie rozwiązanie przy dobudowywaniu do tego historii. 

Raz jeszcze dzięki za krytyczne uwagi i za Twój czas, mam nadzieję, że jednak ostatecznie nie zmarnowany. ;)

Nie, czasu nie zmarnowałam, bo czytało się miło.

Jak widzisz sam, tłumacząc mi swój tekst, dopisujesz to, czego zabrakło w opowiadaniu. Nie ograniczał Cię ani limit czasowy, ani limit znaków, więc to, co napisałeś w komentarzu, powinno było znaleźć się w tekście, oczywiście w bardziej dopracowanej formie. 

Ale następnym razem na pewno będzie lepiej.

 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Na początku piszesz, że Krzysiek jest jedynym mieszkańcem wyspy, a nieco dalej, że nie może się z niej wydostać. Potem, że dwukrotnie w ciągu  ostatniego miesiąca wzywał szklarza z wioski na brzegu. Jeśli wioska była na brzegu wyspy, Krzysiek nie był jej jedynym mieszkańcem. Jeśli szklarz przybywał spoza wyspy, dlaczego Krzysiek nie opuścił wyspy razem ze szklarzem?

Brakło mi powodu, dla którego Krzysiek zamieszkał w tym domu. Piszesz nieco w komentarzu, ale wolałabym dowiedzieć się wszystkiego z opowiadania.

A opowiadanko iście horrorowate, że tak powiem.

 

Ob­ło­żył je sta­ry­mi ga­ze­ta­mi, któ­rych miał coraz mniej. Miał na­dzie­ję, że to po­skut­ku­je. – Powtórzenie.

Może w pierwszym zdaniu: …któ­rych było coraz mniej. Albo w drugim: Żywił na­dzie­ję, że to po­skut­ku­je.

 

Krzy­siek wzdry­gnął się, ale zaraz przy­wo­łał swe ciało do po­rząd­ku. – Zbędny zaimek. Czy mógł przywołać do porządku inne ciało?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajny klimacik. 

Zdaje mi się, że czytając miałam jakieś wyobrażenie tego, czemu bohater jest na tej wyspie i właściwie wszystko mi grało. Podobało mi się rosnące napięcie, ciepła deska i cała kibelkowa sprawa dodają trochę strasznego humorku. Przyczepiłabym się jednak trochę do tego, że zdanie o gulaszu, lekkie i humorystyczne, jakkolwiek dobrze motywuje dalszy ciąg, to w moim odczuciu przez ten wydźwięk za bardzo rozładowuje napięcie. I końcówka robi się jednak bardziej śmieszna, niż straszna, a coś mi mówi, że proporcje miały być odwrotne. Ale może się mylę ;)

Hymmm… klimat mnie “wziął” (a to już coś, bo horrory mnie jakoś nie lubią :). Parę nielogiczności jest, ale mimo to trzyma się to wszystko na swój sposób kupy.

Mnie się podobało i przyznaję, że przeczytałem z ciekawością.

F.S

Czytało się całkiem przyjemnie. Zgrzytały nieco wymienione przez przedpiśców nielogiczności, ale klimat i dobrze zbudowane napięcie spokojnie to wynagrodziły. Podobała mi się końcówka z nutką czarnego humoru.

Po dłuższym przemyśleniu, na zachętę – klep.

”Kto się myli w windzie, myli się na wielu poziomach (SPCh)

Też mi zazgrzytała ta bezludna wyspa z wioską na brzegu. OK, to może być wioska na brzegu kontynentu, ale wątpliwości wprowadzasz. I też nie rozumiem, dlaczego w domu nie było solidnych okiennic. To chyba standard w wietrznych okolicach.

Krzysiek zasłonił wszystkie szpary w jedynym oknie, poświęcając na to swoją ostatnią czystą parę spodni.

Jeśli to takie poświęcenie, to czemu nie wziął brudnych spodni? Jako izolacja pewnie nawet lepsze… ;-)

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka