- Opowiadanie: edmundo-navaczo - Południca

Południca

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Południca

 

 

 

 

 

 

 

“POŁUDNICA”

 

 

 

 

Południca ( baba o żelaznych zębach ) – według wierzeń słowiańskich złośliwy i morderczy demon polujący na tych, którzy niebacznie w samo południe przebywali w polu. Zabijał dorosłych. Przedstawiano go pod postacią odzianej na biało kobiety, o surowej bladej twarzy. Jeśli w bezwietrzny dzień łany zboża nagle zaczynały falować było jasne że południca jest tuż tuż. Nie było przeciw niej obrony – należało po prostu w okolicy południa unikać przebywania na polu. Południca traciła swoją moc w miejscach zacienionych, więc dobrze było przeczekać południe w cieniu drzew.

Południcą nazywano występujące w okresie letnim małe wiry powietrzne.

 

Informacje zaczerpnięte z Wikipedii

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Było południe, kiedy Bożena Lewandowska postanowiła skrócić sobie drogę. Letnie, powietrze falowało od gorąca. W głowie Bożeny również falowało. Wypiła sobie. Jak tu nie wypić gdy taki gorąc. Wracała z sąsiedniej wioski. Wybrała się tam aby sprzedać złom.Pić zaczęła zaraz po transakcji. Kupiła sobie litra i nim przeszła pół drogi była już "ugotowana". Szła przez pole żeby jak najszybciej być w domu. Łany zboża delikatnie łaskotały Bożenę po łydkach, powodując przy tym podniecenie jakiego dawno nie doznała z miłą i zaskakującą wilgocią w kroczu. Była tym zaskoczona myślała że w jej wieku to nie możliwe. Miała pięćdziesiąt pięć lat i uważała swoje życie seksualne za prehistorie. A tu masz.Polozyla sie, zboze otulilo jej cialo.Wypiła flaszke do konca. Zamknęła oczy i podwinela sukienle.Szyjką od butelki zaczeła podrażniac lechtaczkę. Dreszcz rozkoszy przeszedł po jej ciele. Złapała wolną ręką za łany zborza i jęknęła.Nie miala takiego orgazmu od lat. Jej stary dawno nie mial takiego twardego jak ta butelka. Lezała jeszcze przez chwile lapiąc szybko powietrze na twarzy wykwitl jej poseksualny rumieniec. Poprawila sukienkę i wyrzycila szklanego penisa. Zaraz potem cała cudowna czterdziesto procentowa substancja wyleciała z resztkami nie strawionego śniadania.

" By to kurwa jasna zalała." – pomyslała.. Była zgięta w pół kiedy usłyszała dzwony kościelne… Dwunasta, trzeba się spieszyć bo stary niedługo nadejdzie i będzie się pieklił że obiad nie gotowy.

Nagle wszystko umilkło i uspokoiło się. Nastała taka cisza że aż bolało. Nie było słychać nikogo i niczego nawet warkotu kombajnu który majaczył gdzieś w oddali. Po prostu nic. I w jednej sekundzie jak za dotykiem czarodziejskiej różdżki wszystko wróciło do normy. Nie spodziewanie zerwał się wiatr ale był to jakiś dziwny wiatr. Wyglądało jakby wpadł w zboże, całe falowało. Bożenie przeszedł dreszcz po plecach. "Zbiera się pewnie na burzę."– pomyślała. – "Nie lubię burzy, trzeba się spieszyć." Nie uszła daleko gdy doznała dziwnego uczucia że ktoś za nią stoi. “Wariatka jesteś, nawaliłaś się i masz zwidy. Przecież do o koła ani żywej duszy' – no właśnie!

Odwróciła się powoli. Ze strachu, podskakując, o mało nie krzyknęła. Jakieś dwadzieścia metrów od niej stała w zbożu i przyglądała  jej, młoda kobieta ubrana na biało.

– Ale mnie pani wystraszyła. – Bożena uśmiechnęła się do niej. Nadal była spięta. Kobieta w bieli nic nie odpowiadała. Stała, nucąc coś pod nosem i patrzyła przekrzywiając głowę w to jedną to w drugą stronę. Jej oczy były jakieś dziwnie puste, patrzyły wdal, wyglądały jakby były martwe.

– Pani stąd czy przyjezdna? Nie widziałam nigdy Pani– w głosie Boźeny dało sie wyczuć lekki strach.

Zero reakcji.

Lewandowskiej nie podobała się ta kobieta. Sama, cała ubrana na biało jakby w nocną koszule. Wariatka? Może uciekła od czubków? Uciekła nie uciekła trzeba już iść jak najszybciej lecz stała jak zauroczona z lękiem w sercu i ciekawością. Stały tak na wprost siebie jak rewolwerowcy. Czekający na znak, patrząc sobie w oczy, by jak najszybciej wyciągnąć broń oddać strzał i jeśli któryś przeżyje pójść do salonu na szklaneczkę wishky.

Bożenie krzyczało w głowie “Uciekaj z stąd kurwa.” Kobieta w bieli w pewnym momencie wyprostowała głowę przestała nucić. Jej oczy ożyły na chwile aby nagle wywrócić się białkami do góry.

– Jezu – wrzasneła Lewandowska. Rzuciła się biegiem w kierunku wioski. Oddech się jej rwał czuła ze zaraz zemdleje. Zdrowaś Mario łaski pełna…. nie miała siły i odwagi się odwrócić i zobaczyć czy kobieta ja goni.

Biegła tak długo aż sama zatrzymała się ze zmęczenia. Odwróciła się. DZIEWCZYNA ZNIKNEŁA… Nie było jej. Oddychała głośno czuła ze serce zaraz wyleci jej przez gardło. “No kochana nie możesz dużo pić od dziś stajesz się abstynentką”. Nie dane było Bożenie spełnić tej obietnicy, ponieważ ruszając się w kierunku w którym uciekała wpadła na kobietę w bieli.

 Kobieta szła i szła patrząc w siną dal martwymi oczami.

– Proszę, błagam – Łzy lały się Bożenie po policzkach.– Czego chcesz?

Bożena przewróciła się nie wstała nie miała na to sił. Twarz kobiety w bieli zaczęła się zmieniać wykrzywiać.

– Nie…Nie proszę – błagała cofając się do tyłu nie miała siły już uciekać Cera zaczęła się robić blada, oczy zaczęły płonąć czerwienią, zęby robiły się ostre a język długi jak u jaszczurki. Bożena była zdolna tylko do czołgania się do tylu, bała się odwrócić tyłem. Patrzyła teraz się jak potwór zbliża się do niej krok po kroku. Chciała tak cofać się do końca życia. Bała się tego co się stanie gdy się zatrzyma . Nagle lewa ręka natrafiła na na inne podłoże. Skończyło się pole. A za chwile uderzyła w to coś głowa. Dotarła na skraj pola gdzie rosło, przy drodze, duże drzewo z rozłożystą bujną korona zielonych soczystych liści. W letni upalny dzień dawał pracującym rolnikom wytchnienie przed upałem. Lecz nie dziś.

Kobieta demon zatrzymała się. Stała w słońcu patrząc na Bożenę schowaną w cieniu drzewa. Stała i czekała jak kot na swą ofiarę cierpliwie i bez pośpiechu– Zabij mnie !!! Na co czekasz ?!

Wszystkie mięśnie, Bożeny były napięte do granic wytrzymałości. Poczuła coś mokrego na nogach spojrzała w dół. Zesikała się. Było jej wszystko jedno czy zginie czy przeżyje. Nim dotarło do Bożeny że ta kobieta czy co to było ( nie mała kurwa pojęcia ), nie może jej nic zrobić, kiedy znajduje się w cieniu drzewa. Było już za późno, część stopy oświetlilo słońce. Demon, chwycił ją mocno za stopę. Pociągnął za sobą w zboże. Widać było tylko szpon w kształcie sierpa który zadaje ostateczny cios. Rozległ się upiorny Krzyk i odgłos rozdzieranego i łamanego ciała podobnego do darcia materiału i łamania gałęzi.

Tak o to w wieku 55 lat zakończyła żywot Bożena Lewandowska.

 

 

 

 

Zanim ciało zostało odnalezione minęły dwa dni. Roman Brzyzny, kombajnista prywatnej firmy rolniczej “Brzoza”, kiedy wjechał na pole nie spodziewał się ze tak

zacznie się jego dzień. Wjechał w pole wcześnie rano. Dostał  bowiem polecenie od kierownika aby do południa wykosić całe pole. W południe upał był nie do zniesienia. Nie chciał się spalić a po południe miał już wolne. Czekało go świnio bicie. Jego najstarsza córka Zosia wychodziła za mąż.

Dojeżdżał już do wysokiego dębu, koło szosy, kiedy z kabiny zobaczył

coś ciemnego w zbożu. Zatrzymał się. Z szedł po drabince, wyciągną za niej długi

ogromny pałąk używał go do czyszczenia chederu i żeby komuś przyłożyć. "Znów

jakieś ścierwo padło Ciekawe co to,może sarna zaatakowana przez

dzika"? Podchodząc bliżej uderzył go smród zgniłego ciała. To co zobaczył przeraziło

go. Na wprost niego w zbożu leżało martwe ciało, po którym pełzało białe robactwo i

chodziły tysiące jak nie miliony much.

''Jezu to nie jest sarna'' Zauważył na pobojowisku szczątki ciuchów. W głowie mu się kołowało i bez ustanie powtarzał "To nie jest sarna, to nie jest. Sarna". Bzyczenie było nie do wytrzymania zrobił zamach i rzucił kijem w sam środek. Ruch. Fala much wzbiła się do góry wpychając do nosa i oczu. Poczuł ze ma muchy w ustach, odwrócił się i zwymiotował

Kiedy policja przyjechała na miejsce zbrodni, ustaliła na "gorąco" ze ofiara została zaatakowana prawdopodobnie przez dzikie zwierze, zapewne przez dzika .Ale czy na pewno okaże to dopiero sekcja zwłok. Zabezpieczono teren. Ciało zapakowano w czarny worek. Zbrodnia nastąpiła kolo wysokiego dębu zaraz przy drodze lokalnej. Zamknięto jeden pas aby zebrać dowody, dlatego ruch odbywał się wahadłowo. Zaraz jak karetka zabrała ciało. Policyjny wóz pojechał za nią aby na spokojnie ustalić tożsamość ofiary. Komisarz Andrzej Styś trzymając się ogona karetki, jakimś instynktem może instynktem starego psa przeczuwał ze to jest wyrównywanie rachunków.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Bogdan Cielecki cieszył się z tego wyjazdu. Naprawdę po raz pierwszy od dziesięciu lat małżeństwa poczuł że naprawdę mają wakacje. Lepsza praca, lepsze pieniądze  i pierwsze wakacje na łonie natury – pierwsze od niepamiętnych czasów i nie spędzone w mieście  u teściów na działce. Dlaczego wybrał akurat wczasy agroturystyczne ? . Może dlatego że jako dziecko wychował się na jednej z takich wsi i chciał poczuć się jak wtedy. (I dlatego że te “pierwsze wakacje” były last minute. Po wielkiej kłutni z żoną wydebił z pracy dwa tygodnie urlopu)  Wolny i beztroski. Bez kłopotów. Nie martwić się o jutro. “Czyżbyś miał Kryzys wieku średniego?”

 Bogdan kończył czterdzieści lat. Miał piękna i mądrą żonę Paulinę, na którą mógł zawsze liczyć oraz dwoje cudownych dzieci które rosły jak na drożdżach Tymka i Karolinę. Ta trójka była jego największym skarbem i wszystkim co miał i osiągnął. Chciał za wszelką cenę aby byli szczęśliwi aby nic im nigdy i niczego nie brakowało nigdy. Kiedyś miał małe załamanie. Powiedział Paulinie że nie zasługuje na niego na takiego biedaka co to w jednej koszuli chodzi, i nie stać go na drugą nawet na waciki. Pamięta to dobrze, rozpłakała się wtedy i powiedziała ze nie wychodziła za mąż za pieniądze tylko za niego. Nie chce żyć w luksusie jeśli on nie będzie przy niej. Potem kochali długo i namiętnie, pamiętać to będzie do końca życia. Klepali słodką biedę i było im ze sobą dobrze. Bogdan był miłym i prostym chłopem i uczciwym. Wszyscy go lubili. Zwróciło na niego uwagę szybko szefostwo, proponując mu stanowisko kierownika działu. Co za tym idzie większe pieniądze i więcej czasu w pracy. Na początku był przerażony ze już nie poświęci tyle czasu ile by chciał rodzinie. Rodzina najważniejsza ale i to dało się załatwić.  Tak samo jak te wakacje, cale dwa tygodnie od Wrocławskiego zgiełku i teściów. A propos będzie musiał porozmawiać z Paulina o kupnie domu. Wyjeżdżając za zakrętu zobaczyli kordon samochodów przed nimi.

– Chyba coś się stało?-powiedział Bogdan zwalniając.

Kiedy podjechali bliżej miejsca tragedii. Zobaczyli karetkę jak wjeżdza na pole, jak wysiada z niej ekipa ratunkowa i to co nazywało się Bożena Lewandowska  było wkładane do karetki. W radio leciały wiadomości.

– …Minęła właśnie dziesiąta. Zapraszamy na wiadomości radia FGH. W Rosji…

–  Matko co tu się stało– powiedziała przerażona Paulina.

–  Nie wiem, może ktoś zasłabł albo wpadł pod kombajn?

– Łał Tato, ale ekstra myślisz ze to możliwe – Tymek aż przykleił twarz do szyby aby lepiej widzieć.

– Tymek siadaj bo obudzisz siostrę.

– Ale tato…

– Siadaj!

– …Wczoraj w nocy – podawał głos z radia– Złapano czwórkę z piątki uciekinierów którzy uciekli w środę z zakładu psychiatrycznego z Bardowa kolo Kotliny Kłodzkiej. Na wolności została Joanna P. lat 42. Policja prosi szczególną ostrożność. Poszukiwana jest dość niebezpieczna. Trafiła do zakładu z podejrzeniami zaburzenia depresyjnego i emocjonalnego. Policja podejrzewa ja również o popełnienie morderstwa.

“No nieźle” – pomyślał Bogdan – “I to nie daleko od miejsca naszych wakacji”– Popatrzył na żonę, myślała o tym samym. Uśmiechnął się do niej i pocałował w policzek szepcąc.

Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Przecież żadna wariatka nam nie zakłuci wspaniałej zabawy. Nie możemy mieć takiego pecha aby spotkać tę kobietę. Szansa zerowa. Pewnie już ją znaleźli.

Odwzajemniła uśmiech i tez go pocałowała czuła się przy nim bezpiecznie. Cóż tragedie się zdarzają czy ma to nam popsuć wakacje? Nie! Dobrze ze Karolinka śpi na pewno by się przestraszyła.

-…Podajemy rysopis poszukiwanej: Wysoka, metr osiemdziesiąt, szczupła budowa ciała, twarz pociągła, zapadnięta . Włosy rude, oczy niebieskie. Ubrana w białe spodnie i koszule. Kto kolwiek widział lub wie o pobycie poszukiwanej proszony jest o kontakt z najbliższą komendą policji lub pod numer…

Paulina wyłączyła radio. Tymek usiadł naburmuszony, ale nadal obserwował scenę jak z amerykańskiego filmu która rozgrywała się za oknem.

–  Mamo czemu wyłączyłaś to było ciekawe.

Bogdan zmierzył syna we wstecznym lusterku.

– Za dużo horrorów ogląda ciekawe co z niego wyrośnie? –  rzucił do Pauliny.

– Mam nadzieje że nie maniakalny zabójca?! – Popatrzyli na siebie i wybuchnęli śmiechem. Przepuścili karetkę i samochód policyjny i zapomnieli o incydencie na polu. Ruszyli na pierwsze prawdziwe wakacje.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Czarne BMW Bogdana leniwie zjechało z głównej drogi. Trochę po kluczył po lokalnej lesistej drodze. Wolno jechali przez miejscowość Lupki koło Kotliny Kłodzkiej Szukali numeru 34. Dwa razy przejechali przez wieś aż znaleźli swój domek a raczej wille obiecaną. Auto  wtoczyło się na podwórko i zatrzymało się na podjeździe do garażu pięknej piętrowej willi.

– Mili Państwo jesteśmy na miejscu– Oświadczył Bogdan.– I jak wam się podoba?

– Jest cudnie. To chyba pałac a nie domek letniskowy– Powiedziała Paulina wychodząc z auta. – Karolina Tymek podoba się wam?

– Cudnie mamusiu – Zaszczebiotała Karolcia. Tymek wzruszył ramionami.

– Bardziej podobało mi się na polu,

– Rozchmurz się Ty mój Lecterze. Wdychaj świeże powietrze. Tam z tyłu za domem jest plac zabaw. Boisko. Pokopiemy w piłkę.

– Serio?

– Serio, serio.

– Moi piłkarze, później będziecie się zachwycać urokami przyrody, na razie trzeba się wypakować i powiadomić właścicieli, że już jesteśmy.

– Prawda zapomniałem. Jesteśmy trochę przed czasem. Mam nadzieję, że są w domu?

 Popatrzył na zegarek i podszedł do głównych drzwi naciskając na przycisk dzwonka.

 

 

„Cholera jasna by to nadała. Jeszcze zasranych wczasowiczów mi się zachciało. Jakby trupa było mi mało.” Pomyślał Komisarz Andrzej Styś odkładając słuchawkę telefonu. „Dlaczego właśnie dzisiaj Krystyna musiała pojechać do siostry? Czemu tego nie mogła zrobić jutro? Nie dość, że komendant naciska w sprawie trzeciego już morderstwa w ciągu tygodnia w jego okręgu. Jeszcze zachciało mu się wynająć domek wczasowiczom… Nie jemu, tylko Krystynie. Jak to zawsze mawiała „Kochanych pieniędzy nigdy dość. Dobrze, że wyszła za niego z miłości – chyba?. Ale Krystyny nie ma, pojechała do siostruni, bo kochany szwagier znów ją pobił i wszystko na mojej głowie. Kurwa, kurwa, kurwa mać.”

Komisarz Styś wstał za biurka, wyszedł z komendy i pojechał służbowym autem pokazać wczasowiczom ich wspaniały domek.

 

Podjeżdżając pod dom spodziewał się ujrzeć jakiś „łosi” lub jak uwielbia mówić jego żona „kosmitów”. Zdziwił się jak zobaczył Paulinę i jej wcięcia i wycięcia. Przez chwilę miał brzydkie myśli, co by zrobił gdyby nie był żonaty. A gdy zobaczył Bogdana wyobraził sobie, co by on mu zrobił jakby pożądał Paulinę, nawet jego marne karate tu by nie pomogło. Wyskoczył z auta, wcisnął na twarz swój najlepszy uśmiech.

– Dzień dobry Państwu, nazywam się Styś. Andrzej Styś. – Nie wiedział, czemu ale musiał tak powiedzieć nie mógł się oprzeć.– Przepraszam za spóźnienie mam nadzieje, że nie czekacie długo.– Pokręcili głowami– Normalnie to by żona państwa przywitała. Niestety musiała pojechać pilnie do siostry…

– Pan jest naprawdę policjantem a może z mafii– Przerwał Tymek Andrzejowi wskazując na broń wychylająca się za skórzanej kamizelki.

– Policjantem– Uśmiechnął się się– Naprawdę

– A zastrzelił pan już kogoś?.

Tymek– rzuciła Paulina.

Wszystkich zatkało to pytanie. Paulina patrzyła na Bogdana on patrzył na Andrzeja, jaka będzie jego reakcja. Uśmiechną się do policjanta sztucznie i przepraszająco. Nastała cisza. A potem dorośli buchnęli gromkim śmiechem. Dzieci nie wiedząc, o co chodzi też zaczęły się śmiać.

– Ach te dzieci – Zaczął usprawiedliwiać Bogdan – Jak coś powiedzą to nie wiadomo gdzie oczy schować. Za dużo telewizji.

– Nic się nie stało i odpowiem na pytanie. Nie jeszcze nikogo nie zastrzeliłem, ale żona mówi, że jestem strasznym gadułą i zanudziłbym gadaniem na śmierć.

– A broń jest prawdziwa?

– Tak.

– A mógłbym dotknąć?

– Tymek nie wolno.– Odezwała się Paulina.

– Na razie nie. Będziemy przecież się jeszcze dzisiaj widzieć, wiec, kto wie?!

Popatrzył na zegarek

– Przepraszam, że to tak wygląda, mam nadzieję, że nie wpłynie to na wasze samopoczucie i relacje między nami. Pokaże Państ… Mam pytanie możemy mówić sobie na Ty?

– Jasne –Odpowiedział Bogdan.

– Andrzej to, kiedy pokażesz mi broń?

– Tymek uspokój się! Ty nie możesz tak mówić.

– Nic się nie stało, niech mówi lubię bez pośredniość to ułatwia porozumienie. – Fajny brzdąc. Szkoda, że z Kryśką nie możemy mieć dzieci– pomyślał. Poczuł lekkie ukłucie w sercu jakiś żal przemieszany z bezsilnością i niemym gniewem, lecz zaraz wróciło wszystko do normy.

 – Pokaże wam wasze pokoje i przekaże najważniejsze sprawy a na resztę pytań odpowiem po południu dobrze? Więc co idziemy?

 

Cudowne uczucie. Masz wrażenie, że narodziłeś się na nowo. Cały brud tego świata spłynął z Ciebie i powędrował rurą ściekową hen daleko, że historia, co stało się z twoim brudem przestaje Cię interesować po wyjściu z pod prysznica.

Bogdan owinął się ręcznikiem wyszedł z kabiny prysznicowej, przetarł zaparowane lustro. W odbiciu zobaczył śpiącą na łóżku Paulinę. Uśmiechnął się do siebie, udało mu się to małżeństwo. U brał się i wyszedł z łazienki do pokoju wycierając ręcznikiem głowę. Usiadł na skraju łóżka, aby nie zbudzić żony. Obok na fotelu leżał laptop był włączony. Na głównej stronie  Onetu był artykuł i zdjęcie poszukiwanej, za zabójstwo swojego dziecka, kobiety, która zbiegła parę dni temu z zakładu psychiatrycznego. Ze zdjęcia patrzyły na niego niebieskie spokojne oczy. Dziwne – Pomyślał – Nie wygląda na morderczynie i te włosy koloru płomienia. Jakby minął ją na ulicy ubraną w mini, to by się obejrzał i gdyby nie był żonaty umówiłby się na kawę. Poszliby do niej lub do niego a potem… Wbiła by mu nóż pod żebro. Parsknął śmiechem. Wstał, ubrał się i podszedł do okna.

Piękna okolica. Dobre wybrał miejsce. Za domkiem mały plac zabaw za nim sad a obok pole i dróżka prowadząca chyba do lasu. Spojrzał w dół na piaskownice. Tymek budował zamek, który zaraz burzył, Za dużo telewizji. Popatrzył na zegarek w pół do dwunastej trzeba na chwile przymknąć oko. Odwrócił się od okna. Zamarł w pół kroku. Gdzie jest Karolina? Niedawno bawiła się z Tymkiem piaskownicy. Doskoczył do okna, powędrował wzrokiem jeszcze raz w dół, potem na sad. Nie ma. Cholera. Szybko i bezszelestnie przebiegł przez pokój ubrał buty i wybiegł na dwór.

 

Wbiegając na tył podwórka Bogdan wpadł całym impetem na rowerek dziecięcy, zostawiony pewnie przez Karolinę, o mało się nie przewracając.” Kurwa twoja była mać” – zaklął pod nosem.

– Tymek ! Widziałeś Karolcie ?

– Nie tato. Pewnie jest w domu– Odpowiedział nie odrywając się od burzenia i niszczenia zamku z piasku.

– Nie ma jej w domu. Czy przypadkiem nie pokłóciliście się.? Przecież bawiliście się razem?

– Nie no skąd, bawiła się ze mną – podniósł głowę Tymek – Jeździła potem rowerkiem– wskazał rower, który leżał przewrócony przez Bogdana.– Później stała tam koło tej furtki, jak się idzie do tej dziwnej pani, co mieszka koło nas.

Głowa Bogdana powędrowała za palcem syna. Zrobiło mu się gorąco. Cholera, pewnie poszła do tej kobiety?!

– Tato czy coś się stało?– W glosie chłopca zaczynał się pojawiać niepokój.

– Nie nic się nie stało. Pewnie jest w salonie i ogłada bajki.– Nie wierzył w to, ale chłopak przynajmniej się uspokoił – Na pewno tylko tam nie zaglądałem. Baw się synku ja idę na chwilę się przejść. Jakby mama pytała gdzie jestem powiedz, że poszedłem na spacer.

Minął piaskownice i ruszył ścieżką, która prowadziła w stronę lasu i sadu. Kiedy znalazł się za posesja odwrócił się zobaczył, że Tymek nadal bawi się w destrukcje zamku. Skręcił w lewo i przeciskając się przez krzaki znalazł się w ogródku ”dziwnej pani, co mieszkała koło nas”. Już wcześniej zobaczył że nie cały teren jest ogrodzony. Powinien powiedzieć dzieciom żeby nie rozmawiały i nie chodziły do tej pani, szczególnie Karolinie. Już ostatnio zauważył, że ciągnie ją do starszych ludzi. Powinien jej powiedzieć, aby tam nie chodziła, zwłaszcza po tym, co widział jak przyjechali i co mu powiedział Andrzej.

 

Stali koło domku, Andrzej pomagał mu nieść bagaże. Dochodzili do drzwi, kiedy jak z pod ziemi, obok nich pojawiła się staruszka. Mała koło osiemdziesiątki z rozwianymi włosami z pustką w oczach. Trzęsła się cała ze starości.

– Andrzej– powiedziała łamiącym się głosem– Andrzej ona znów tu była.

– Dzień dobry Pani Iwankowa. Co się stało, kto znów był?

– Renata!!!- Krzyknęła i rozpłakała się wtuliwszy się w policjanta. – Andrzej ona tu wczoraj była i dzisiaj tez będzie.

– Pani Iwankowa, proszę się uspokoić wszystko będzie dobrze. Proszę iść do domu i się położyć.

Wzięli ją za ramiona i odprowadzili rozpłakaną roztrzęsioną do domu. W drzwiach zatrzymała się popatrzyła policjantowi w oczy.

– Andrzej to ona zabija. Zabiła Lewandowską i…

– Skąd Pani wie o Lewandowskiej?

– Powiedziała mi. Powiedziała jeszcze ze będzie zabijać. Przyszła by się zemścić. Odejdzie aż wszystkich nie zabije.

– Wszystkich nas? Ludzi na całym świecie?– Zapytał Bogdan uśmiechając się. Zaczynało go to bawić, choć to smutne ze staruszce pomieszało się w głowie.

Staruszka popatrzyła na niego szarymi jak u wilka oczami.

– Jeśli będziesz stał na drodze do jej zemsty to tak zabije Cię. Zabije wszystkich, którzy przyczynili się do jej śmierci. Ona stała się Południcą

– Pani Iwankowa chodźmy już się położyć. Weźmiemy lekarstwa.

Jeszcze raz się zatrzymała na chwile. Zwróciła się do Bogdana i spojrzała na niego wilczymi oczami.

– Ma Pan bardzo ładną córkę– odwróciła się i znikła z komisarzem Stysiem w ciemnym otworze drzwi. Robert został przed domem…

 

Ostatnie słowa wmurowały go w ziemię. Na początku wziął wszystko z przymrużeniem oka. Ot, staruszka z fiksowała na starość, ale kiedy wypowiadała ostatnie słowa i spojrzała na niego intensywnie szarymi oczami. Poczuł jak zimny pot spływa mu po karku. Nie wierzy w takie historie, jednak coś mu ta staruszka zasiała w sercu. Skoro skradał się jak złodziej do jej domu od strony ogrodu.

 

 

Po chwili wyszedł Andrzej i zaczął przepraszać Bogdana, że był świadkiem całej tej historii.

– Sorry cię stary, że musiałeś to oglądać.

– Daj spokój Andrzej. Takie rzeczy się zdarzają.

– Wiem. Jakiś czas temu jak byś ją zobaczył nie uwierzyłbyś, że to ona. Elegancka, ubrana, zadbana.

– To, co się stało, że tak się stało?

Andrzej ociągał się z odpowiedzią, rozejrzał się w około i powiedział.

– Ponad rok temu zmarła jej córka.

– Tak mi przykro. Jezus Maria nie wiedziałem. Przepraszam Cię Andrzej za moje zachowanie. Myślałem ze staruszka na starość zbzikowała.

– Spoko skąd miałeś wiedzieć. Tak. Było o tym głośno, nie wiem czy słyszałeś?

Bogdan pokręcił głowa.

– Pisały o tym gazety mówiono w telewizji. Zresztą my też to przeżyliśmy była naszą serdeczną przyjaciółką. Miała wyjść za mąż. Miałem być jej świadkiem, gdy to się stało.

– Wypadek samochodowy?

– Nie. Dzień przed ślubem została brutalnie zgwałcona i zabita. Ciało znaleziono na polu po dwóch dniach.

– Chryste…Ale znaleźliście zabójcę?

– Najdziwniejsze i najśmieszniejsze jest to ze nie znaleźliśmy sprawcy. Sprawców. Nikogo. Niczego. Nic!!! Śledztwo oczywiście umorzono z braku dowodów.

– Jak to? To nie możliwe? Nic nie znaleźliście? Nic? A co się stało z narzeczonym, że nie opiekuje się starsza panią?

– Tydzień później znaleźli go martwego. Ciało było tak zmasakrowane, że ledwo można było go rozpoznać. Wtedy pani Iwankowa załamała się. Oskarżyła mnie i policje ze nic nie zrobiliśmy. Serce mi się kroiło z żalu jak tak mówiła. Zrobiliśmy wszystko, co było możliwe. Rozumiesz, jak złapać mordercę jak nie ma śladów. W to śledztwo zaangażowałem się osobiście.– uśmiechnął się, oczy zalśniły mu dziwnym blaskiem,

–  Kiedyś byłem blisko z Renatą, ale nam nie wyszło…

Pani Iwankowa od tamtej pory chodzi tak jak chodzi i wygląda tak jak wygląda. Od jakiegoś czasu opowiada, że jej córka przychodzi do niej i mówi, że będzie się mściła na tych, co jej to zrobili i na tych, co jej nie pomogli.

– Mówiła coś o jakiejś Lewandowskiej?

– Nie powinienem Ci tego mówić dla dobra śledztwa. Rozumiesz tajemnica. Jesteś obcy, przepraszam ze tak mowie, ale nie jesteś stad. Dziś znaleźliśmy ciało niejakiej Krystyny Lewandowskiej.

– Czy przypadkiem nie parę kilometrów o tej miejscowości na polu?

– Na polu zgadza się skąd wiesz?

– Przejeżdżaliśmy koło tego pola.

– Fakt to jedyna droga, aby tu dotrzeć.

– Myślisz ze ta Lewandowska miała coś wspólnego z zabójstwem Renaty?

– Bogdan chyba nie chcesz mi powiedzieć…

– Nie, nie chcę. Pytam się po prostu, Kobieta mówiła o córce o zemście o jakieś Południcy. Rozumiesz skojarzyło mi się.

– Nie, nie miała żadnego związku. Mogła znać Renatę tu każdy zna każdego. Z oględzin ciał a wynika ze zaatakowało ja jakieś dzikie zwierze, może dzik. Sekcja zwłok jest dopiero robiona maja mi dać znać.– Z kieszeni spodni Komisarza Stysia rozległ się dzwonek telefonu komórkowego

– Przepraszam muszę odebrać– przyłożył słuchawkę do ucha– Komisarz Styś słucham… Tak, tak już jadę.

– Przepraszam cię Bogdan, ale muszę już jechać wzywają mnie. Później porozmawiamy.– Wsiadł do samochodu i przekręcił kluczyk w stacyjce. Silnik zawył. Bogdan podszedł jeszcze do niego do niego.

– Ok., ale powiedz mi, o co chodzi z ta Południca.?

– Staruszka bardzo cierpiała po śmierci córki. Parę miesięcy temu w okolicy pojawili się cyganie. Plotki chodzą, że jedna z cyganek przyszła do niej i zrobiła seans spirytystyczny. Aby przywołać ducha za światów. Cyganka pewnie, wycackała ją do reszty z kasy i nagadała głupot i od tamtej pory pani Iwankowa ubzdurała sobie że jej córka jest Południca demonem śmierci, która zabija w samo południe i mści się za swoją śmierć. Rozumiesz?

– Biedna.

– Tak, ale co zrobisz nic. Trzymaj się i nie myśl o tym ciesz się wakacjami. Wieczorem porozmawiamy cześć.

Ruszył z kopyta zostawiając tumany kurzu. Bogdan ruszył do swojego auta wyciągnął resztę bagaży wszedł z nimi do domu.

 

 

 

Zbliżył się do okna. Było zasłonięte gruba zasłoną, ale niezamknięte. Słyszał jak staruszka mówiła do kogoś.

– Spokojnie, nie płacz. Jesteśmy tutaj bezpieczne. Do póki jesteśmy w domku, póki cień nas otacza ona nic nam nie zrobi.

Padła niewyraźna odpowiedz. Jakby ktoś płakał i nie miał już sil mówić ani krzyczeć. Podszedł jeszcze bliżej, rozpoznał w szlochu głos córki. Więc jednak!  Schylił się pod oknem, aby go nie zauważono. Doszedł  do drzwi i delikatnie je otworzył. Zamykając je ogarnęła go ciemność, nie wiedział jak iść. Nie chciał, aby staruszka coś zrobiła Karolinie jak dowie się ze tu jest. I nie chciał, aby wbiła mu nóż w plecy biorąc go za „anioła zemsty”, o którym tak mówiła. Nie wiedział, czego się spodziewać. Sięgnął ręką do kieszonki na piersiach. Wyciągnął z niej komórkę włączył ekran i odwrócił go rozświetlając sobie mroki korytarza.

Odnalazł drzwi do pomieszczenia, w którym zapewne przebywali. Upewnił się, kiedy zbliżył oko do dziurki od klucza. W pokoju gdzie była jego córka panował pół mrok. Ona sama siedziała na amerykance na wprost drzwi, za którymi był. Staruszka chodziła po pokoju tam i z powrotem trzymając coś w ręce, nie był pewien czy jest to nóż. Nie miał pomysłu jak odwrócić uwagę Kobiety i niepostrzeżenie zabrać córkę.

Okazja nadarzyła się sama. Staruszka, zapytała się o coś dziewczynki i wyszła do sąsiedniego pokoju. Bogdan tylko na to czekał. Otworzył delikatnie drzwi tak, aby nie skrzypnęły. Karolina zobaczywszy ojca podskoczyła jak oparzona, chciała coś powiedzieć, ale dał jej znak, aby nic nie mówiła tylko szybko i bardzo cicho do niego podbiegła. Dziewczynka rzuciła mu się na szyje i uścisnęła go tak mocno, że myślał ze go udusi.

– Tatusiu zabierz mnie stąd – zaszlochała mu do ucha

– Tak Kotku już idziemy.

Wziął ja na ręce powoli zaczął się wycofywać. Otwierając drzwi za haczył o cos, rozległ się straszny huk już nie zważał na to byli już n a zewnątrz. Bezpieczni.

W drzwiach stanęła staruszka w koszuli nocnej z nożem w ręce.

– Stój głupcze! Co robisz? Chcesz zginąć razem ze swoją córką? Wracaj! U mnie będziecie bezpieczni. Zaraz południe, ona tu za chwile się zjawi.! Umrzesz, jeśli wejdziesz do domu Andrzeja. On też umrze. Nie uratował jej a mógł!

Bogdan nawet się nie obrócił ruszył do furtki, chciał jak najszybciej znaleźć się w domu byle nie tu. Wchodząc na posesje Andrzeja, zauważył ze nie ma w piaskownicy Tymka.

– Tymek! Tymek gdzie jesteś?!

Nikt nie odpowiedział, może jest w domu. Miał już zawracać, kiedy zobaczył syna na rozwidleniu ścieżki, która prowadziła do lasu i do sadu. On sam stal wpatrzony w sad.

– Tymek! – zawołał

Chłopak ani drgnął, stał do niego plecami. musiał go słyszeć wiec, o co chodzi? Poprawił ułożenie Karoliny na rękach, zaczynała robić się ciężka. Podszedł do syna dotknął jego ramienia. Nie spodziewał się takiej reakcji. Tymek podskoczył jak oparzony

– Spokojnie synu nie chciałem Cię wystraszyć. Co się stało?

Chłopak nic nie odpowiedział. Patrzył na ojca przerażonymi oczami nie mógł powiedzieć ani słowa. Bogdan spojrzał w dół na jego spodnie były ze sikane

– Synu, co się dzieje?!

Malec wyciągnął rękę pokazując na sad. Stała tam schowana za drzewko kobieta, ubrana na biało. Bogdanowi ciarki przeszły po plecach. Południca???. Zaschło mu w ustach. Wziął się jednak na odwagę i krzyknął

– Hej proszę Pani? Do pani mówię! Czy w czymś pomóc?. To jest prywatny teren nie można tu wchodzić. Czy może jest pani znajomą lub z rodziny pana Andrzeja Styśia?

Kobieta nie odpowiedziała tylko niepewnie wyszła za drzewka. Pewnie uznała ze nie warto już się chować, skoro już została zauważona. Bogdan zauważ, że cale ubranie ma brudne i skołtunione włosy, które kiedyś były koloru rudego. Spojrzał na jej twarz, wydała mu się jakaś znajoma.

– Przepraszam – powiedziała cicho.– Szukam synka… – Rozpłakała się – …Na chwile straciłam go z oczu i za chwile już go nie było. A tu nie daleko woda, mam nadzieje, że tam nie poszedł.

Zrobiło mu się żal tej kobiety. W jego obowiązku było jej pomóc. Już miał do niej podejść, kiedy przypomniał sobie gdzie już ją widział. „Jezu ona była na zdjęciu. To ona uciekła z zakładu psychiatrycznego.

– Proszę się zatrzymać – powiedział głośno zbyt głośno. Nie chciałby kobieta się z orientowała.

Kobieta zatrzymała się.,

– Pani potrzebuje pomocy.

Wyciągnął z kieszeni komórkę widząc to ruszyła w ich kierunku ciągle trzymając prawą dłoń za plecami. Nie widzieli tego, w prawej ręce trzymała długi kuchenny nóż oblepiony zaschłą krwią.

– Proszę mi pomóc. Szukam synka gdzieś tu był.

– Proszę nie podchodzić! Zadzwonię po pomoc.

Wcisnął guzik telefonu, słychać było jak komórka wybiera numer. W słuchawce słychać nagranie automatu.

– Tu komisariat policji w Podłąkowie w tej chwili wszystkie aparaty są zajęte. Proszę zadzwonić później…

Bogdan Cielecki w całym swoim życiu nie bal się tak jak w tej chwili. Zerwał się nagle potężny wiatr, targał drzewkami w sadzie, że o mało nie powyrywało ich z korzeniami. Dzieci przytuliły się mocniej do ojca. I jak się zaczęło tak szybko się uspokoiło. Z oddali słychać było dźwięk dzwonów kościelnych, które już milkły. Nastała głucha cisza.

Robert stał tak, z rozdziawioną buzią i wybałuszonymi oczami, ze słuchawka przytknięta do ucha. Na wysokości krocza pojawiła się czarna plama, która rozrastała się z dużą prędkością po spodniach. Dzieci wczepiły się w niego jeszcze mocniej, zaczęły płakać histerycznie., w słuchawce odezwał się męski głos.

– Komisariat w Podłąkowie aspirant Sebastian Hulob słucham….halo słucham. W słuchawce brzmiał ciągle głos funkcjonariusza.

Kobieta z nożem podeszła do nich na wyciągnięcie ręki, podniosła ramię do zadania ciosu. Między jej nogami przebiegł czarny, duży pies. Nie przeszkodziło jej to zadać ciosu. Wbiła nóż po rękojeść w jego serce przebijając równocześnie serce Karolinki. Nie poczuli nic oprócz lekkiego ukłucia. Śmierć była tak niespodziewana, że gdyby niegasnące w nich życie w ogóle by tego nie zauważyli. Upadł na wznak tuląc córeczkę. Ostatnia myśl była taka, że nie zagra z synem w piłkę. Wyciągnęła ostrze z chlupotem. Podeszła do chłopca, przesiąknięty był strachem i moczem, stal i wpatrywał się rozszerzonymi oczami w dal. Ręka zawisła w powietrzu, kiedy kobieta usłyszała szelest za sobą. Odwróciła się, ale tak powoli jakby w zwolnionym tempie. Widział ją Bogdan, jak szła przez sad skąpana w płatkach jabłonek, zanim umarł. Widział ją Tymek jak stała za plecami kobiety z gazety. Z ręką przekształconą w jedno długie ostrze jakby sierp. Południca!!! Stała przed kobietą wpatrując się przed siebie nucąc dziwną melodię. Czekała. Czekała na słońce, które powoli oświetlało postać poszukiwanej, aby zadać cios. Aby zabić wszystkich, kto stanie jej na drodze. Powietrze rozorał potężny cios w szyję. Po sadzie rozeszło się echo rozrywanego ciała oraz  bryzgi krwi.

 

 

 

 

 

 

KONIEC

 

 

 

 

DRUGIE ZAKOŃCZENIE.

 

W drzwiach stanęła staruszka w koszuli nocnej z nożem w ręce.

– Stój głupcze! Co robisz? Chcesz zginąć razem ze swoją córką? Wracaj! U mnie będziecie bezpieczni. Zaraz południe, ona tu za chwile się zjawi.! Umrzesz, jeśli wejdziesz do domu Andrzeja. On też umrze. Nie uratował jej a mógł!

Bogdan zatrzymał się i zawrócił.

– Proszę nas zostawić w spokoju. – Krzyczał.

– Pani córka nie żyje. Przepraszam, że tak mówię, ale musi to do pani dotrzeć. Jak zobaczę Panią w pobliżu moich dzieci zadzwonię do czubków.

Karolina rozpłakała się.

– Spokojnie córcia.

Ułożył sobie lepiej na rękach córkę i odwrócił się. Jego oczy spotkały się z niebieskimi oczami kobiety. O mało nie podskoczył ze strachu. „Skąd ona się wzięła” pomyślał. Uśmiechnęła się lekko, jakby przepraszała, że go przestraszyła, odwzajemnił uśmiech.

Nagle poczuł delikatne, lecz przeszywające ukłucie w okolicy serca. Spojrzał w dół. W plecach Karoliny, która już nie żyła i w jego piersiach widniał wbity po rękojeść nóż rzeźnicki. Wytrzeszczył oczy, chciał coś powiedzieć, lecz nie mógł. Upadł na kolana. Umierając, przypomniał sobie gdzie widział te niebieskie jak niebo oczy. U kobiety ze zdjęcia w gazecie, było to zdjęcie poszukiwanej. Ostatnia jego myślą było to, że ona. Ma oczy bardziej błękitne niż niebo.

Pani Wiankowa stała jak zamurowana nie mogąc się ruszyć. Kobieta nawet nie zwracała na nią uwagi.

 – Ciebie zostawię sobie na deser, wiec nie uciekaj

Zwróciła się do staruszki wykrzywiając twarz w coś podobnego do uśmiechu. Wyciągnęła nóż z ciała Bogdana i dziewczynki z niemiłym plaśnięciem i ruszyła w kierunku piaskownicy.

Bezszelestnie przeszła przez podwórko. Tymek bawił się w burzenie zamku, to już setny zamek, który zdobył i zburzył Sir Tymek Obierzy świat. Nie słyszał jak za jego plecami stała Śmierć.

Zerwał się ostry, porywisty wiatr, niosąc ze sobą ledwo słyszalne bicie dzwonów kościelnych. WYBIŁA DWUNASTA!!!

Kobieta stała za plecami dziecka z uniesionym, do zadania ciosu, ramieniem. Kiedy uwagę jej odwrócił czarny pies, biegnący przez sad A ZA NIM SZŁA UBRANA W BIAŁĄ SUKNIE KOBIETA Z JEDNĄ RĘKĄ W KSZTALCIE DUŻEGO PAZURA, SIERPA.

 

 

 

KONIEC

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Pierwsze opowiadanie na Grafomanię 2016, którego lektura nie sprawiła mi żadnej przyjemności. :-(

Nie mogę pozbyć się wrażenia, że Południca nie była przeznaczona na konkurs, że trafiła tu po celowym nawtykaniu błędów do tekstu. Szczególnie rażą one na początku opowiadania, jako że Pan Edytor, gdyby go o to poprosić, natychmiast by je wykrył.

Opowiadanie napisane w ten sposób, aby dało się przeczytać bez bólu, nie może być zbyt długie. Tutaj mamy ponad trzydzieści pięć tysięcy znaków i to sprawiło, że lektura Południcy stała się dla mnie jednym z bardziej przykrych doświadczeń.

Gwoli sprawiedliwości dodam, że w opowiadaniu znalazło się kilka ładnych i całkiem  grafomańskich zdań, ale utonęły w powodzi bezsensownych błędów i celowych potknięć, z grafomanią mających raczej niewiele wspólnego.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Jest coś w tym, co napisała ↑. Rzeczywiście grafomańskie, ale tak jakby na siłę. Bo sam trzon opowiadania jest całkiem porządny i czytając byłem ciekawy, jak to się skończy. Ale jednocześnie jakoś nie mogłem pozbyć się wrażenia, że po prostu postanowiłaś opowiadanie sztucznie “zgrafomanić”, zamiast je porządnie dopracować w wersji “na serio”.

Czy to jest sygnaturka?

Zgadzam się z przedpiścami. Chyba szkoda tego tekstu na Grafomianię, lepiej było potraktować go poważnie.

Południca to ładny motyw.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka