- Opowiadanie: Finkla - Wszystko da się kupić

Wszystko da się kupić

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Wszystko da się kupić

Z niecierpliwością doczekałem fajerwerków zwiastujących koniec nabożeństwa. W tym miesiącu nasza wirtualna świątynia pokazywała replikę karnawału w Rio, a brązowoskóre akolitki ubrane głównie w biżuterię potrafiłyby każdego dusigrosza skłonić do wepchnięcia datku za paseczek stringów. Tym bardziej, że po każdej zebranej setce bitcoinów kwestarki tańczyły kilka taktów samby zakończonych efektownym szejkiem.

Ja jednak nie patrzyłem na wijące się dziewczyny, tylko przystąpiłem do spowiedzi. Właściwie, bardziej chodziło mi o rozmowę ze starszym tradesmanem i w tym celu wybrałem „spowiedź” z menu dodatkowych usług. Potrzebowałem porad człowieka, a nie durnej SI, więc zdecydowałem się na droższą opcję „exclusive”.

Natychmiast otoczył mnie pokój konfesjonalny, chwilowo szary i niespersonalizowany. Przed oczami wyświetliło mi się menu. Wolałem wystrój z własnych materiałów niż gotowe oferty. Zrzuciłem na kościelny serwer zawartość katalogu z filmami z urlopu na Borneo. Po chwili ascetyczne ściany zniknęły, zamiast nich otaczała mnie holograficzna dżungla.

Dodałem wizerunek Vlasty. Program sterujący wyglądem pomieszczenia umieścił dziewczynę z dala od środka, kazał jej bujać się na huśtawce z lian i chichotać radośnie. Takie zachowanie w ogóle do niej nie pasowało. Pogrzebałem w ustawieniach i za moment Vlasta siedziała z książką, opierając się o pień pochyłego drzewa, bez reszty pogrążona w lekturze. Tak, teraz wyglądała jak prawdziwa.

Wizja załatwiona. Fonia… Poukrywane w ścianach głośniczki domyślnie nadawały szum drzew, ciurkającą w pobliżu wodę i cykady. Nieźle, ale jeszcze nie perfekcyjnie. Ściszyłem dźwięki natury i nałożyłem na nie melodię. Zastanawiałem się nad marszem Mendelssohna, ale kościół hedonistyczny potępiał ostentację, klient powinien zawsze wykazywać się dobrym smakiem. Przejrzałem kilka katalogów, zdecydowałem się na stare romantyczne ballady Cohena. Program w mgnieniu oka dostosował ruchy gałęzi do rytmu.

Zapach… Mieszanka orchidei i liści parujących po deszczu, dodatkowo nutka oszpilny. Ustawiłem temperaturę na komfortowe dziewiętnaście i cztery dziesiąte stopnia. Rozsiadłem się w jednym z foteli, chwilowo udających omszałe głazy, wyregulowałem kąt nachylenia oparcia i wysokość podłokietników. Zamówiłem dwa lekkie drinki ze schłodzonego likieru pisang ambon zmieszanego z musem ananasowo-limonkowym, podane w wydrążonych miniarbuzach i udekorowane plasterkami karamboli.

Chyba już zatroszczyłem się o wszystko. Zasygnalizowałem starszemu tradesmanowi gotowość do spotkania. Hologram natychmiast pojawił się na drugim fotelu, pachnący dobrą wodą kolońską, w doskonale skrojonym garniturze, z krawatem, który ogniskował całą uwagę rozmówcy na twarzy duchownego. Kiedyś próbowałem skopiować wzór na krawacie, ale bez pożądanego efektu. Albo został zaprojektowany specjalnie do wyglądu kapłana, albo dostrojony do moich preferencji i nastroju. Kościół zatrudniał najlepszych piarowców, działali bez pudła.

Klientpasterz rozejrzał się po pomieszczeniu, spróbował koktajlu, pokiwał z aprobatą głową, wreszcie przemówił:

– Witaj, kliencie. Jaka potrzeba cię tu sprowadziła? Pragniesz spowiedzi, zwiększenia limitu kredytowego, rady?

– Rady i rozmowy, starszy tradesmanie.

Duchowny zerknął na Vlastę, zapętloną na przewracaniu ciągle tej samej kartki.

– Chodzi o kobietę? – Bez słowa przytaknąłem. – Opowiedz mi, jak się poznaliście.

– Firma zorganizowała wyjazd integracyjny. Niedaleko, w Chorwacji…

 

Vlasta pracowała jako kelnerka w ośrodku wypoczynkowym nad Adriatykiem. Od razu ją zauważyłem, bo nie miała filtru hologramowego ani makijażu, nic. Jej naga twarz z pieprzykiem pod lewym okiem i kilkoma innymi skazami wyróżniała się na tle wizerunków wygładzonych zgodnie z wymogami mody. Rzucała się w oczy jak latarnia morska, a jednocześnie wydawała się delikatna i bezbronna. Od razu zacząłem się zastanawiać, czy używa chociaż perfum i dezodorantu. Do dziś pamiętam to podniecenie na myśl o seksie z kobietą pachnącą wyłącznie sobą.

Chciałem wziąć ją tam i wtedy, byle gdzie, choćby na stole albo pod stołem. Nie takie rzeczy zdarzały się na korpoimprezach, nikt by nie zwrócił uwagi… Ale opanowałem się na tyle, by zaprosić dziewczynę do swojego pokoju. Już wyobrażałem sobie, jak po szybkim seksie płacę biednej kelnerce tyle, że zapamięta mnie do końca życia. A to ja zapamiętałem… Vlasta odmówiła. Poczułem się, jakby ktoś ścisnął mi jaja imadłem. Ale to nie fizyczny ból, nie tłum plemników pragnących eksplorować nowe tereny, był najgorszy. Jak ona mogła przeszkadzać mi w realizowaniu postulatów wiary?

 

– Rozumiem, kliencie. I co było dalej? Jak sądzę, na różne sposoby starałeś się kupić ową kobietę?

– Dokładnie tak, starszy tradesmanie.

Kapłan uśmiechnął się zachęcająco i pociągnął kolejny łyk niekończącego się owocowego drinka…

 

…a w realu do jego ust trafiła letnia kawa. Nie przepadał za wystygłą, ale po wyczerpującej celebracji nabożeństwa potrzebował jakiegoś stymulatora, a dopóki rozmawiał z klientem, nie mógł wstać i zaparzyć świeżej porcji. Tej sprawy nie należało zostawiać programom sterującym. Zbyt bogaty wyznawca, aby zaryzykować jego utratę.

Spowiednik sprawnie wprowadzał do wyszukiwarki kolejne informacje uzyskiwane od klienta. Po chwili na lewym górnym monitorze zobaczył raport z wirtualnego życia Vlasty. Nie zebrało się tego wiele. No tak – gąska należała do sekty Prawdziwego Człowieka. Te dinozaury odrzucały większość zdobyczy najnowszej techniki.

Tradesman zapuścił dokładniejsze sondy i skoncentrował się na beczeniu swojej owieczki.

 

– Znalazłem ją na kilku portalach społecznościowych. Okazało się, że należy do kościoła…

– Prawdziwego Człowieka, oczywiście – odgadł kapłan.

– Zgadza się! Skąd wiedziałeś, starszy tradesmanie?

– Oni potępiają ozdabianie ciała, makijaż, usługi kosmetyczne i tym podobne…

Jak mogłem sam o tym nie pomyśleć? Bez dwóch zdań – nasz kościół zatrudniał wyłącznie najlepszych fachowców. Pamiętam, jakim szokiem była dla mnie informacja o religii Vlasty. Wyznanie dokładnie przeciwne do mojego, negujące każdy nasz dogmat…

– Ale to nie powstrzymało cię przed dążeniem do zaspokojenia swoich potrzeb, mam nadzieję? – Głos klientpasterza przerwał moje wspomnienia.

– Oczywiście, że nie! Natychmiast po powrocie z wyjazdu kazałem mojemu seksandroidowi przybrać rysy twarzy tej kobiety. Mimo to stosunek okazał się bardzo rozczarowujący. Z jednej strony przeszkadzała mi sprawność robota, doskonała znajomość mojego ciała, której Vlasta nie mogłaby osiągnąć nawet po roku regularnego współżycia. Z drugiej strony, moje ulubione perfumy. Niby partnerka tym razem ich nie użyła, ale i tak wszystko było przesiąknięte mieszanką dojrzałej papai oraz oleandra tybetańskiego – włosy, skóra, oddech… Z trzeciej – zdawałem sobie sprawę, że to wcale nie jest kobieta, której sobie życzę. Moja własna świadomość stanęła na drodze do pełnej realizacji siebie jako konsumenta…

 

Klient dywagował na temat przyczyn niepowodzenia, a kapłan przeglądał ofertę kosmetyków hormonalnych. Produkowano szminki, kremy oraz inne smarowidła zawierające optymalną mieszankę fenyloetyloaminy i oksytocyny. Wiele z tych specyfików było nawet bezbarwnych, ale katalogi nie zawierały nic bezzapachowego. Jakkolwiek głupawo nie bełkotał strzyżony baranek, mógłby się zorientować, gdyby od w pełni naturalnej wybranki wionęło brzoskwiniami czy fiołkami.

Już zaczęły spływać wyniki sond dotyczących zwyczajów zakupowych dziewczyny. Raz na kilka miesięcy realizowała receptę na pewien lek, stosowany przy bardzo rzadkim schorzeniu. Recepty wystawiano na osobę (za tę informację kościół musiał zapłacić dodatkowo) o nazwisku Vlasty, lecz innym imieniu. To może okazać się interesującą dźwignią…

 

– Czy po niesatysfakcjonującym stosunku z androidem podejmowałeś jeszcze jakieś próby nakłonienia pierwowzoru do seksu?

Tradesman świdrował mnie wzrokiem. Rozumiałem go – rezygnacja z prób zaspokojenia potrzeby po pierwszych niepowodzeniach byłaby grzechem. Lekkim, ale jednak.

Od zapachu storczyków zaczęła mnie boleć głowa. Przesadziłem ze stężeniem, ale teraz już nie wypadało nic poprawiać. Spowiednik uznałby, że jestem kapryśny, a nie wyrafinowany. Kontynuowałem więc raport z nieudanego podrywu:

– Oczywiście, że nie. Przeanalizowałem wszystkie internetowe społeczności, do których należała Vlasta. Jak się dowiedziałem, była działaczką grupy #nie-czytasz-nie-ide-z-toba-do-lozka#. – Przesłałem spowiednikowi intensywnie szafirowego motyla z linkiem do głównej strony. – Jej członkowie uważają…

– Tak, wiem – przerwał mi duchowny. – Spotykają się tylko z konsumentami książek.

– Dokładnie tak. Zrozumiałem, że muszę najpierw zapoznać się z jakąś książką. Kupiłem i zainstalowałem odpowiednią aplikację, a potem poświęciłem ponad dwie godziny na słuchanie jakiegoś nudnego audiobooka…

– I, jak rozumiem, nie pomogło?

– Nie! Kiedy zaprosiłem Vlastę do specjalnie przygotowanego pokoju wirtualnego, podobnego do tego – zatoczyłem ręką krąg – tylko lepiej dostosowanego do jej potrzeb, i zacząłem jej streszczać powieść, odpowiedziała, że nie pójdzie ze mną do łóżka, bo już ma chłopaka i pozostaje mu wierna! Naruszyła moje prawa konsumenckie! Złożyła ofertę, a potem nie dotrzymała warunków, kiedy ja już wypełniłem zobowiązania!

– Karygodne – potwierdził kapłan. – I co zrobiłeś później, kliencie?

– Zaproponowałem jej mnóstwo pieniędzy. Więcej niż zarobiłaby przez cały rok jako kelnerka.

– Prawidłowo. I?

– Odparowała, że nie jest na sprzedaż. – Klientpasterz aż się wzdrygnął, tak go oburzyło bluźnierstwo. – To znaczy… Ja tylko cytuję Vlastę.

– Oczywiście, kliencie. Poczuj satysfakcję, bo to nie twoje sumienie obciążył ten grzech. Każdy jest na sprzedaż, to tylko kwestia ceny. Co było dalej?

– Nic, opowiedziałem już wszystko. Nie mam już więcej pomysłów, a po prostu muszę ją mieć. – Zawahałem się na moment. – Przyznam się, że z powodu tej dziewczyny nachodzą mnie nawet myśli samobójcze…

– Nie wolno ci! – oburzył się tradesman. – To byłby grzech straszliwy, albowiem „kto nie żyje, ten nie konsumuje” – zacytował Katechizm Wyrafinowanego Nabywcy.

– Ale nie mam już żadnych pomysłów!

– Hmmm. Sprawa wygląda na skomplikowaną. A gdyby tak kościół skłonił ową kobietę do seksu z tobą, kliencie?

– Wówczas osiągnąłbym eudajmonię!

– Musisz wiedzieć, że to będzie kosztowało – przestrzegł duchowny – prawdopodobnie więcej, niż już jej zaoferowałeś.

– Pracuję po to, aby zarabiać i móc zaspokajać własne potrzeby! – wyrecytowałem mantrę. Korporacja całkiem nieźle płaciła za programy dostosowujące rytm muzyki w reklamach do podstawowych parametrów fizjologicznych odbiorców. Byłem prawdziwym fachowcem w tej trudnej dziedzinie.

– Chwalebne podejście. Kliencie, gdyby jednak zabrakło ci środków, służymy naszymi sakramentami kredytowymi. Bez zbędnych formalności, kilka kliknięć i już możesz zaspokajać potrzeby… Jeśli wszystko skończy się po naszej myśli i zaciągniesz wysoką pożyczkę, osobiście złożę do Zarządu podanie o przyznanie ci Srebrnej Karty Kredytowej.

– Przeanalizuję opcje, kiedy poznam dokładną cenę. – Srebro to ogromny zaszczyt. Kumplom z korpo awatary by powiędły na wieść, że wymyśliłem wystarczająco drogą i wyrafinowaną zachciankę. Coś jeszcze przyszło mi do głowy, zawahałem się. – Ale nie będę gwałcić Vlasty. Chcę, żeby oddała mi się z własnej woli. I żeby nie była otumaniona narkotykami.

– Nie, nie, po zażyciu leków zmieniających osobowość nie byłaby sobą – uspokoił mnie klientpasterz.

– Więc jak ją skłonicie?

– Mamy swoje sposoby, każdy ma swoją cenę, niekoniecznie wyrażoną w pieniądzach, wystarczy ją znaleźć. Może trzeba będzie w zamian spełnić największe marzenie kobiety, może sfinansować leczenie najbliższej jej osoby…

Transakcja wiązana. Że też sam o tym nie pomyślałem!

– Dziękuję, starszy tradesmanie. Napełniłeś mnie otuchą.

– Kościół hedonistyczny nigdy nie porzuca klienta z niezaspokojonymi potrzebami. Teraz czekaj na maila, że twoja wybranka już jest gotowa na spotkanie.

– Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Będę czekał. Czy to już koniec dzisiejszego spotkania?

Duchowny kiwnął głową, a jego sylwetka rozpłynęła się…

 

…by ciało przy biurku mogło odzyskać pełnię swobody. Kapłan czym prędzej pognał do aneksu kuchennego po świeżą kawę. Po dwóch minutach, spędzonych na drapaniu brzucha wylewającego się spod podkoszulka, z kubkiem parującego napoju w dłoni rozsiadł się przed monitorem. Zaczął analizować ofertę pioruńsko drogich seksandroidów, które nie tylko przyjmowały żądany wygląd, ale również dawały się sterować emulatorom osobowości opracowanym przez kościelne algorytmy na podstawie wszystkich nagrań, wywiadów, inwigilacji i okruchów informacji dostępnych w sieci. Oto wielka tajemnica wiary, oby oczy maluczkich nigdy na nią nie padły! Niech emocjonalny motłoch jak najdłużej wierzy w cudowne uzdrowienie rodzeństwa umierającego na raka i mamusi obciążonej rzadką chorobą genetyczną.

Koniec

Komentarze

Jeśli chodzi o przyszłość, to jest znacznie lepsze, niż “Spotkanie ze studentką”, które trącało mi myszką. Portale społecznościowe prawie na pewno ewoluują, tutaj oczekiwałem jakiegoś ciekawego pomysłu. Reszta naprawdę dopracowana.

Co do fabuły, niestety mnie nie ujęła. Doczytałem do końca ze względu na twoje komentarze, które często uważam za trafne. Teraz nie wiem, czy to twój styl mi nie leży, czy trafiłem akurat na dwa takie opowiadania. Masz ich w swoim dorobku dużo, nie sposób przeczytać wszystkie. Poleć mi proszę, coś solidnego, coś takiego na poważanie, nie chcę pisać, męskiego ;)

Darconie, dziękuję za wizytę. :-)

Fabuła nie ujęła? Hmmm, właściwie tu nie ma fabuły, więc nic dziwnego… Głównie opis świata, relacji. Doceniam, że doczytałeś mimo to.

Zdecydowanie wolę wierzyć, że to z tymi dwoma opowiadaniami wyjątkowo nie trafiłam w Twój gust.

Polecić, chętnie polecę, ale co lubisz? Może najbezpieczniejsze byłyby piórkowe. Ja najbardziej lubię “Duchy przyszłości” i “Nagrodę wojownika”. Pierwsze zdecydowanie bardziej męskie. Za to drugie krótsze. :-)

Babska logika rządzi!

Brrr, co za paskudna przyszłość… Ale coraz bardziej możliwa. 

Finklo, coś w słabszej formie chyba byłaś przy pisaniu.

Dobra, no to po kolei. Wydaje mi się że dżungla powinna być “holograficzna”, a nie “hologramowa” (choć tu pewny nie jestem). Dalej –  “otaczała mnie hologramowa dżungla”, a potem – “umieścił dziewczynę w rogu [pokoju]”. Jeśli widzieli dżunglę, to gdzie ona ma rogi?  Nie podoba mi się wyrażenie “wyglądała na siebie”. Chyba lepsze byłoby “wyglądała jak ona” czy “wyglądała jak prawdziwa ona”. Marsz nie jest “ślubny”, a “weselny” (przynajmniej Mendelssohna),  “ruchy gałęzi do rytmu” – brakuje słowa “muzyki”.  Jakoś nie wiem, jak krawat może skupiać uwagę na twarzy (lusterka jakieś czy co?), ale ostatecznie – nie będę się kłócił. I jeszcze – “dostosowujące rytm muzyki (…) do podstawowych pomiarów fizjologicznych pacjentów”.  Chyba nie do pomiarów, a do parametrów? Albo danych uzyskanych z pomiarów?

Nie rozumiem wzmianki o chorej w rodzinie Vlasty, skoro i tak kościół zbuduje seksandroida? To chyba nadmiarowa, niepotrzebna informacja.

Tyle.  Czekam na miażdżącą ripostę ;)

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dziękuję, Staruchu. :-)

Oj tam, od razu miażdżąca. Ja przecież Czytelnikowi krzywdy nie zrobię.

Forma – mam nadzieję, że tak źle z nią nie jest, ale fakt, że tekst pisałam pod presją czasu. Wiem, że jeszcze kilka dni zostało, ale wtedy będę miała na głowie jurorskie obowiązki z zamykaniem jednego konkursu i zwyczajne lożowskie. Tylko na portalu, a nie tym jednym jednym człowiek żyje… Więc mam świadomość, że to nie jest globalne maksimum moich możliwości, ale obawiam się, że lokalne, końcokwietniowe maksimum osiągnęłam i nie czuję się winna braku poszanowania dla odbiorców.

Dżungla – hologramowa czy holograficzna. Mnie to wszystko jedno, nie widzę różnicy. Ale ja się nie znam. Mogę zmienić.

Z rogiem pokoju masz rację, zastanowię się nad lepszym rozwiązaniem.

Marsz. Hmmm. Sprawdzałam u wujka Googla, że taki zlepek słów istnieje, ale to może o niczym nie świadczyć. Zmienię na Mendelssohna i będzie wszystko jasne.

Czy przy rytmie brakuje muzyki? Zastanawiałam się nad tym i doszłam do wniosku, że nie jest tam konieczna. Poczekam na jeszcze inne głosy w tej sprawie.

Krawat. Dokładnie Ci nie powiem, jak to zostało osiągnięte, bo to technologia przyszłości. Załóżmy, że ktoś rzuca okiem na krawat, a jego podświadomość widzi strzałkę w górę. I przez to trudno jest spłynąć spojrzeniem w dół człowieka. Tak to sobie wyobraziłam.

Pomiary fizjologiczne. Szukałam dobrego terminu. Myślałam o “odczytach”, ale one są dwuznaczne (mogą dotyczyć wykładu na temat). Twoje parametry będą idealne. Wykorzystam, dzięki. :-)

Chora. Klientpasterz rozpatrywał różne opcje. Nie bój grzyba, wybierze najbardziej opłacalną. No i musi jeszcze mieć gotową legendę dla klienta, gdyby pytał.

Babska logika rządzi!

Cyber w wersji podstawowej jest. Wizje konsumenckiej religii, “kapłana”, osobliwej “spowiedzi” oraz “sakramentów”, zapewne celowo mocno przerysowanych, ujęły mnie, a pewne komiczne elementy (jak ta Srebrna Karta Kredytowa) nawet wywołały uśmiech. Jednak nie zaszczepiły mi się w pamięci jakoś szczególnie mocno, pewnie tak często słyszę o takim stanie społeczeństwa, że mnie ani ziębi, ani grzeje.

Także nie rozumiem wzmianki o kupowaniu drogiego leku, z której nic nie wynika. Czyżby czerwony śledzik? ;)

Podsumowując: jest okej, ale bez fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dziękuję, NoWhereManie. :-)

Czy przerysowane? Nie wiem, ale nie podobają mi się obecne trendy. Za kilkadziesiąt lat jeszcze może się okazać, że to wizja prorocza, tylko mocno niedoszacowująca zmiany. Oby nie.

OK, dopiszę jakieś zdanko na końcu dla uzasadnienia leku.

Babska logika rządzi!

ZŁOTO XD

 

To będzie chyba mój drugi ulubiony portalowy tekstu o wydźwięku humorystycznym po “Za siedmioma billboardami” Podstuwaka.

Narracyjnie i językowo jak zwykle bardzo wysoki poziom. Fajnie wykreowany klimat, dobry pomysł na Kościół Hedonizmu, świetnie sparodiowane różne aspekty religii. Ogółem przyjemna lektura.

Osobiście dla estetyki oddzieliłbym fragmenty tekstu czymś więcej niż tylko enterem. No w końcówce spodziewałem się jakiejś większej bomby.

 

– Nie wolno ci! To byłby grzech straszliwy, albowiem „kto nie żyje, ten nie konsumuje” – tradesman zacytował Katechizm Wyrafinowanego Nabywcy.

Nie powinno być z dużej?

Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing

Dziękuję, Wicked. :-)

Bardzo mi miło, że tekścik aż tak przypadł do gustu. :-)

Cóż, czasami mam wrażenie, że konsumpcjonizm powolutku staje się religią.

Oddzielanie nibyscenek. Raczej nie, wolałabym nie używać niczego bardziej izolującego od odstępu, bo niekiedy przeskakuję w inne miejsce w środku zdania. Gdybym w takim miejscu walnęła gwiazdki, to chyba efekty nie byłby ciekawy. Zresztą wiesz – każdy z bohaterów przebywał jednocześnie co najmniej w dwóch miejscach, przejścia IMO powinny być gładkie.

Z tą dużą literą masz rację – niby odgłos paszczowy, ale nie taki klasyczny. Jakoś to przebuduję.

Babska logika rządzi!

To wolno pisać cyberpunka w ten sposób?! Dlaczego nikt mi wcześniej nie powiedział?

 

Fajnie pomyślane, dobrze napisane – podobało mi się to przeplatanie dwóch planów narracji. Do tego kapitalne wrzutki (np. “kościół hedonistyczny potępiał ostentację”), barwna scenografia. Zakończenie trochę rozczarowuje, wolałbym jednak jakąś intrygę niż android ex machina. Choć słowa o “emocjonalnym motłochu” nieco to rekompensują ;o)

Dziękuję, Coboldzie. :-)

Nie mam pojęcia, czy wolno. Liczę się z tym, że mnie Gary zdyskwalifikuje. Ale nie dowiem się, póki nie spróbuję, no nie?

Tak szczerze, to przeplatanie narracji wynika z chęci uniknięcia totalnego Dzeusa. Dopiero by było, gdybym w ogóle nie pokazała machinacji klientpasterza.

No popatrz, a to zdanie z motłochem zostało dopisane w ostatniej chwili, po uwagach dwóch Czytelników. Cieszę się, że zdążyłam. :-)

Babska logika rządzi!

Nie jestem pewna, czy wystarczająco mocno wpisuję się w ramy cyberpunku. Ale co szkodzi sprawdzić?

Cyberpunk jest tutaj mocno scenograficzny i można by się spokojnie obejść bez niego, bo trzon opowieści nie jest wsparty na rozwoju technologii, a na degradacji moralności. Degradacji moralności, napisał gary, stary hedonista i drań.

Liczę się z tym, że mnie Gary zdyskwalifikuje

Bez przesadyzmu, nie jestem aż takim draniem. Naliczę dotkliwe punkty ujemne, grożąć otłuszczonym paluchem wskazującym.

 

Fabularnie byłoby bardzo w porządku, może z lekką nadszczegółowością opisu, ale w porządku, gdyby nie jeden mankament: nie kupuję psychologicznie głównego bohatera. Mam duże wątpliwości, samemu hedonistą będąc, czy fanatyczny, majętny hednonista mógłby być do tego stopnia zainteresowany przypadkową kobietą, by wykształcić obsesję.

na emeryturze

Dzięki, Gary. :-) Za brak dyskwalifikacji też.

Masz rację ze scenograficznością technologii.

Będę (nieśmiało) pyskować na temat psychologii. Owszem, dziewczyna była przypadkowa, ale kiedy powiedziała “nie”, stała się wyjątkowa. Jedyna znana rzecz na świecie, której nie da się kupić. No, przecież każdy by to chciał mieć.

Babska logika rządzi!

Będę (nieśmiało) pyskować na temat psychologii. Owszem, dziewczyna była przypadkowa, ale kiedy powiedziała “nie”, stała się wyjątkowa. Jedyna znana rzecz na świecie, której nie da się kupić. No, przecież każdy by to chciał mieć

Ale to pragnienie rzeczy, której nie da się kupić, jest z natury bardzo niehedonistyczne. Jeżeli ktoś w życiu kieruje się przede wszystkim chęcią osiągnięcia przyjemności/ uniknięcia dyskomfortu to po odrzuceniu zalotów, wzruszy ramionami i znajdzie inne, łatwiej dostępne, źródło rozrywki. Żeby dziewczyna była chociaż jakąś mistrzynią kamasutry albo panną nieziemskiej urody, a to zwykła, szara myszka, prawdopodobnie bez większego erotycznego doświadczenia (ze względu na światopogląd).

na emeryturze

OK, Twoje słowa brzmią rozsądnie. Ale już i tak tego w tekście nie zmienię. :-)

Postawiłam na pożądanie niedostępnego owocu (podejrzewam, że teraz jem mniej bananów niż w dzieciństwie, kiedy trzeba je było upolować w sklepie i odstać swoje w kolejce). Bardzo możliwe, że gdyby dziewczyna, po paru kaprysach, zgodziła się na szybki numerek, seks okazałby się dla bohatera strasznie rozczarowujący. Podobno to często pojawia się po kupieniu wymarzonej rzeczy.

Ale wtedy nie miałabym historii do opowiedzenia.

Babska logika rządzi!

OK, Twoje słowa brzmią rozsądnie.

Do czego to doszło, nie?

Postawiłam na pożądanie niedostępnego owocu (podejrzewam, że teraz jem mniej bananów niż w dzieciństwie, kiedy trzeba je było upolować w sklepie i odstać swoje w kolejce).

Ja jem więcej, bo w dzieciństwie musiałem czekać na paczki z RFN. Zwyczajnie nie masz hedonistycznej duszy :P

Bardzo możliwe, że gdyby dziewczyna, po paru kaprysach, zgodziła się na szybki numerek, seks okazałby się dla bohatera strasznie rozczarowujący. Podobno to często pojawia się po kupieniu wymarzonej rzeczy.

Ale wtedy nie miałabym historii do opowiedzenia.

Miałabyś do opowiedzenia inną historię. Taki bieg wypadków też ma potencjał. Biedak stara się, prosi i przekupuje, dziewczyna w końcu ulega i okazuje się że jest zupełnie kłodowata i zimnorybna, nie daje bohaterowi za grosz przyjemności. I teraz biedak ma problem natury religijnej, bo okazało się, że nieźle nagrzeszył, dąząć do czegoś, co okazało się nieprzyjemne.

na emeryturze

Zaiste, koniec świata i okolic. Znowu zabrzmiałeś rozsądnie. :-) OK, to mogła być ciekawa opowieść. Tylko całkiem inna.

Z brakiem hedonistycznej duszy też możesz mieć rację. Ale może tłumaczy mnie to, że banany wcale nie są rewelacyjne w smaku? Poszłam w stronę cytrusów – pomelo jest ciekawsze. :-)

Babska logika rządzi!

Pomysł i wykonanie fajne, ale nie zrozumiałem, a przynajmniej nie jestem pewien czy zrozumiałem zakończenie. Klientpastor stworzy super seksandroida Vlaski?

 

Czaszka mówi: klak, klak, klak!

Dziękuję, Skull. :-)

Tak, taki ma plan. Nie pastor, tylko pasterz i nie Vlaski, tylko Vlasty. Reszta się zgadza. ;-)

Babska logika rządzi!

Mocne. Straszliwa wizja przyszłości, a jednocześnie bardzo prawdopodobna…. Sporo mówi też fakt, że tekst pozostaje w sprzeczności z tytułem. Może nie najostrzej zarysowany cyberpunk, ale jednak jest obecny. Zdaje się, że przedpiścy znaleźli już wszystkie błędy, tak więc… no nie ma się do czego przyczepić :)

Pozdrawiam!

Precz z sygnaturkami.

Dziękuję, Niebieski_kosmito. :-)

Fajnie, że uznałeś za mocne i że się trochę wystraszyłeś. Może zadbasz na swoim kawałku, żeby jednak wizja się nie ziściła. :-)

Babska logika rządzi!

Przeczytałam bez przykrości, bo opowiadanie jest krótkie i napisane całkiem porządnie, ale, niestety, o pełnej satysfakcji też nie mogę powiedzieć. Głównie za sprawą banalności problemu spędzającego bohaterowi sen z powiek. Gdyby spowiedź trwała dłużej, pewnie zaczęłabym się nudzić.  

 

a w realu do jego ust tra­wi­ła let­nia kawa. – Literówka.

 

zda­wa­łem sobie spra­wę, że to wcale nie nie jest ko­bie­ta, któ­rej sobie życzę. – Dwa grzybki w barszczyku.

 

re­zy­gna­cja z prób za­spo­ko­je­nia po­trze­by po pierw­szych nie­po­wo­dze­niach by­ło­by grze­chem. – Literówka.

 

Oto wiel­ka ta­jem­ni­ca wiary, oby oczy ma­lucz­kich nigdy nigdy na nią nie padły! – Dwa grzybki w barszczyku.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dzięki, Reg. :-)

Dobrze, że przynajmniej przykrości nie było.

Oj, coś się grzybki rozmnożyły. Ani chybi od tego deszczu. Ale żeby na wiosnę? ;-) Już poprawiam.

Babska logika rządzi!

“Tym bardziej, że po każdej zebranej setce bitcoinów kwestarki tańczyły kilka taktów samby zakończone efektownym szejkiem.“ – Hm… napisałabym: zakończonych. I co to jest szejk w tym kontekście?

 

“Program sterujący wyglądem pomieszczenia umieścił dziewczynę z dala od środka i kazał jej bujać się na huśtawce z lian, chichocząc radośnie.“ – Wiesz, że to brzmi, jakby to program chichotał radośnie, zadowolony z tego, co zwizualizował? ;)

 

“Pogrzebałem w ustawieniach i za moment Vlasta siedziała z książką…“ – Raczej: po chwili.

 

“…z krawatem, który ogniskował całą uwagę rozmówcy na twarzy duchownego.“ – Przepraszam, ale nie rozumiem, co to znaczy ; /

 

Chyba nie do końca rozumiem rozwiązanie – przecież klient nie wie, że Vlasta ma w rodzinie kogoś chorego? Czy może kościół zamierzał się potem tłumaczyć przed klientem, jak “nakłonił” ją do współpracy?

Generalnie pomysł na kościół jest świetny i przerażająco zarazem ; O

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Dzięki, Jose. :-) Już poprawiam.

Tak, zakończonych chyba będzie lepiej wyglądać. W tym kontekście szejk to figura taneczna – potrząsa się biustem.

Chichotanie. Wydawało mi się, że wiadomo, kto ma się chichrać. Ale skoro jest dwuznacznie, to zmienię.

Moment – niedawno miałam “po chwili”, więc moment zostaje.

Krawat – ale na czym polega problem? “Ogniskować” znaczy “skupiać”. Soczewka może ogniskować światło w jednym punkcie, krawat kieruje uwagę na twarz. Delikatnie skłania patrzącego, żeby skupił się na twarzy faceta z krawatem.

Dobrze rozumiesz rozwiązanie – gdyby klient pytał, to tak mu właśnie tradesman wytłumaczy cud.

Ty poczekaj, aż zobaczysz dekalog tego kościoła! ;-)

Babska logika rządzi!

Czekam z niecierpliwością ;D

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Powoli dochodzę do wniosku, że kościół hedonistyczny to najlepszy element tego tekstu, więc chyba warto go gdzieś jeszcze wykorzystać.

Babska logika rządzi!

Bardzo oddziałujące na wyobraźnie, szczególnie początek ;) Cyberpunk tutaj jest taki… trochę inny :D Na pierwszy rzut oka to taki kolorowy. Ale tak naprawdę tymi holograficznymi i wirtualnymi sztuczkami tylko skrywający szpetotę ludzkich serc, które go tworzą. Jakby w konwencji wykreowanego przez Ciebie świata – nieistniejąca uczta dla zmysłów, których nie sposób już zadowolić tym, co istniejące.

 

Znaczy, humor też był, tylko taki niby do śmiechu, ale naprawdę to też trochę do refleksji ;) Drwina, której nie lubię, swoją drogą, ale nie umknął mi też kult Prawdziwego Człowieka, w którym prędzej upatrywałabym spuścizny obecnego Kościoła, a przynajmniej tej jego prawo postępującej części ;) Ten drugi Kościół mógłby zostać wtedy utworzony przez ludzi, którzy kiedyś hołdowali jedynie sobie i konsumpcjonizmowi, a których teraz wcale nie jest tak mało, chociaż przynależności do żadnej religii nie deklarują ;) Z tego powodu odbieram tekst jako krytykujący pewną postawę i przy tej wersji wolę pozostać :D

Gdyby było mniej żarcików, to pewnie byłoby jeszcze więcej głębi :< No nic ;)

 

Spodobała mi się przewrotność tytułu, a przynajmniej ja to tak spostrzegłam, chociaż zdaję sobie sprawę, że moja interpretacja może się sporo różnić od Twoich, Finklo, założeń :( Bo niby wszystko da się kupić, ale kapłan kupuje androida, który chociaż jak dziewczyna będzie wyglądał i się zachowywał, to, nią nijak nie będzie ;)

 

Bohaterowie jakoś mi się nie widzą w tym opowiadaniu. Klient to taki typowy frustrat. Vlasta, chociaż ma ładne imię, to raczej taka typowa z niej dziewuszka. Kapłan raczej przerysowany, niż zarysowany.

 

Szkoda, że fabuły nie ma :( Ale przekaz jest ;) Więc na plus :)

Dziękuję, Lenah, ciekawy komentarz, interesująca interpretacja. :-)

Cyberpunk bardzo inny, bo się na nim nie znam i napisałam, co mi przyszło do głowy. Czasami oryginalność wynika z nieznajomości klasyki. ;-)

Humor. Hmmm, nie próbowałam pakować go do tekstu. Jeśli się tam znalazł, to sam się przemknął, za moimi plecami.

Kościół Prawdziwego Człowieka. Niekoniecznie musiał powstać z obecnego kościoła. Każda akcja budzi reakcję. Niektóre religie są naprawdę dziwaczne – jak na przykład Latający Potwór Spaghetti. Sądzę, że zmiany socjologiczne prędzej czy później doprowadzą do powstania grupy krytykującej te zmiany. Być może w formie kościoła właśnie. Przyznam, że Prawdziwy Człowiek otrzymał odrobinę moich przekonań – niektóre wymysły mody uważam za głupie, obliczone wyłącznie na nabijanie kabzy przemysłowi kosmetycznemu, tekstylnemu itd.

Tytuł. Oczywiście, że sama w niego nie wierzę. Są rzeczy, których “money can’t buy”. Ale to jednocześnie dogmat kościoła hedonistycznego. Nie każdy dogmat jest logiczny. ;-)

Bohaterowie. OK, przyjmuję Twoją opinię na klatę. Pamiętaj jednak, że na Vlastę patrzysz niemal wyłącznie oczyma napalonego klienta. Jego ocena może nie być słuszna.

Dobrze, że chociaż przekaz jest. :-)

Babska logika rządzi!

Fajnie napisane, więc czytało mi się gładko.

Też mam zastrzeżenia co do głównego założenia i zarazem tytułu, ale to wiadomo, o co chodzi.

Świetne “przykazanie”: 

„kto nie żyje, ten nie konsumuje”

Pomyliło mi się i za wcześnie kliknęłam “gotowe”.

Jeszcze niegotowe.

Zasadniczo hedonista dostrzega w swoim otoczeniu tak wiele możliwości zaspokojenia pragnień, że raczej machnąłby ręką nawet na chwilowo niedostępne i dał się ponieść innym, zapominając o tym konkretnym w trzy minuty (lub czerpiąc przyjemność z samego fantazjowania) ;)

 

Przynoszę radość :)

Dziękuję, Anet. :-)

Ooo, zaszczyciłaś mnie rozbudowanym komentarzem, zatem będzie punkcik. Dzięki, dziewczyny, i tym razem nie będę Wam robić kawałów. :-)

Czyli zasadniczo – interesująca wizja kościoła, ale nieprzekonywający bohater? OK, zapamiętam.

Przypomina mi się cytat z Boya-Żeleńskiego:

A on dostał takiej manii,

Że chce tylko od Stefanii.

;-)

Babska logika rządzi!

Lecz tymczasem mu wychłódło,

bo już była stare pudło

Ale ja, właściwie, w sprawie krawata – mnie się krawat od początku podoba!

 

A powiedz, inspirowałaś się czymś, przy tym tworzeniu holograficznych dekoracji? Chociaż troszeczkę?

Może to po prostu taki typowy wyznawca – niby wierzy, ale nie do końca i nie we wszystko, a trochę w co innego, słabo praktykuje,  a mocno tylko to, co mu pasuje, no, wiecie ;)

Przynoszę radość :)

Coboldzie, dalszego ciągu już nie pamiętałam. :-)

Cieszę się, że krawat Ci podszedł.

Dekoracje holograficzne. Wyszłam z założenia, że wysublimowany klient na pewno nie będzie spędzał urlopu nad Bałtykiem. To musiało być coś bardziej egzotycznego. Ktoś mi kiedyś opowiadał o Borneo i poszło… Zapachy i drinki starałam się dobrać do regionu świata. Pisang ambon kiedyś kupiłam na jakimś lotnisku – ciekawe koktajle da się z tego zrobić.

 

Anet, mogło tak być. Ale wydaje mi się, że hedonizm to niezbyt uciążliwa w wyznawaniu religia. Tylko kasę trzeba mieć. No, ale – jak już ustalono – ja się nie znam, bo nie mam hedonistycznej duszy.

Babska logika rządzi!

No jak nieuciążliwa? Coś ci się zachce, to nie możesz z lenistwa nawet odpuścić, tylko musisz dążyć i dążyć. Czyli wymaga wytrwałości ;)

Przynoszę radość :)

Ale w porównaniu z innymi religiami? Żadnych postów, żadnych ograniczeń, ksiądz dobrodziej dorabia jako zaganiacz… ;-) Wiesz, jak jesteś cwana, to zawsze możesz sobie wmówić, że w tej chwili bardziej ci się zachciało kanapki ze strusim stekiem i zająć się kanapką, a potem zapomnieć o pierwotnym kaprysie.

Babska logika rządzi!

 

 

Dzień dzisiejszy zapisze się na stałe w kalendarzu…

Precz z sygnaturkami.

Cień się przyznał w wątku bibliotekarskim, że oszukał system. :-)

Kosmito, to portal fantastyczny. Nie takie cuda już żeśmy widzieli. Kiedyś mój tekst wszedł do Biblioteki jednym głosem Cienia i… czterema Bemik. To dopiero było coś! Zwykły podwójny głos to pikuś. ;-)

Babska logika rządzi!

Efektowny pierwszy akapit. Fajny pomysł na kościół. Finklowe, bardzo czytelne, przejrzyste zdania. Podobało się.

 

... życie jest przypadkiem szaleństwa, wymysłem wariata. Istnienie nie jest logiczne. (Clarice Lispector)

Dzięki, Fleur. :-)

Taaak, pomysł na kościół prawie wszystkim się podoba. Będę musiała go jeszcze gdzieś wykorzystać.

No popatrz, co bym nie pisała, finklowe zdania wychodzą. ;-)

Babska logika rządzi!

Dziękuję tajemniczej piątej sile. :-)

Babska logika rządzi!

Nie za ma co smiley

 

Dla mnie każdy tekst krytykujący lub obśmiewający konsumpcjonizm, uświadamiający jego bezsens, ma już duży plus na samym wstępie. Dla mnie konsumpcjonizm to choroba tak jak alkoholizm czy przykładowo uzależnienie od hazardu. Niestety nasza część świata objęta jest epidemią, podsycaną dodatkowo przez żądze zysków. Stadium kliniczne ciekawie opisała Finkla powyżej, z tym, że zanim go doświadczymy, będziemy zmuszeni zmierzyć się z innymi, dotkliwymi skutkami – ​zmianami klimatycznymi i migracją na dużą skalę.

No to fajnie, że się ujawniłeś. :-)

Zdaje się, że jest taka choroba jak zakupoholizm. Poprawianie sobie humoru przez rzeczy droższe niż mają sąsiedzi też nieźle się trzyma.

Zmiany klimatyczne już zachodzą, póki co jeszcze w miarę delikatnie.

Miło, że zajrzałeś i tekst się spodobał. :-)

Babska logika rządzi!

Przepraszam za spóźniony zapłon, ale nie miałam czasu i okazji. Chciałam jeszcze wrócić do kwestii “za momentu”, Finklo. Wynotowałam to, bo wydało mi się użyte niewłaściwie. A że mnie sprawa nurtuje, to chciałam podyskutować ;)

Otóż, w moim przekonaniu “za moment” jest zwrotem, który ma uzasadnienie wyłącznie w przypadku czynności, która ma dopiero nastąpić, niedokonanej, dynamicznej. Za moment coś się wydarzy. Za moment panna młoda przekroczy próg kościoła. Za moment skoczę do kuchni po sól. Za moment przekonamy się o czymśtam. Natomiast w formie użytej przez Ciebie, “za moment coś zostało zrobione” (“za moment Vlasta siedziała z książką”), po prostu wydaje się to nieprawidłowe.

Może to tylko kwestia odczucia… ale nie brzmi i już, zgrzyta. Co sądzisz?

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Hmmm. Mnie nie zgrzytało, ale jak się tak zaczynam zastanawiać… Zgodzę się, że “za moment” lepiej brzmi w powiązaniu z przyszłością, ale jeszcze nie uwierzyłam, że tylko w takich sytuacjach się go dopuszcza.

Sprawdziłam w korpusie językowym i znalazło mi kilkaset przykładów (wygląda na to, że Sapkowski lubi ten zwrot, bo aż dwa cytaty na pierwszych 30 są z niego), niektóre właśnie w czasie przeszłym, a nawet w teraźniejszym (to dopiero jest dziwne, a jednak brzmi całkiem naturalnie ;-) ).

Czyli już wzbudziłaś moje wątpliwości, ale jeszcze zostawię, jak jest (bo nie mam lepszego pomysłu na pozbycie się momentu i uniknięcie powtórzenia jednocześnie). Chyba że jeszcze innym zgrzyta, to poczuję się przegłosowana.

Babska logika rządzi!

Bardzo mi się podobało.

Niedawno Partia na kacu, teraz to. Jesteś w formie, Finklo, aż szkoda, że tyle jurorujesz…

 

Przedstawiony świat brzmi wiarygodnie i został sprawnie zarysowany w niewielkiej ilości znaków, dialogi super, kierunek, w którym poszła religia – ubawny i straszny zarazem :D

– Wówczas osiągnąłbym eudajmonię!

A w tym miejscu prawdziwie się zachwyciłem. Normalnie, jakbym słyszał siebie, rozmawiającego ze znajomymi. :D

Kiedyś kumpel spytał mnie: “Co tam?”, a ja odpowiedziałem: “Wczoraj doznałem katharsis.” :D

 

Szkoda tylko, że niewielkie stężenie fabuły – w przeciwnym razie tekst byłby kompletny.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dziękuję, Luki. :-)

Miło, że się tekst spodobał. I że aż tyle zalet znalazłeś.

Jurkowanie. Cóż, czasem nie wypada odmówić, ale też trochę żałowałam, że nie będę mogła wystartować…

Fajnie, że osiągasz eudajmonię, o której opowiadasz znajomym. Każdemu życzyć… ;-)

Fabuła – no, nie można mieć wszystkiego – i znaków mi dużo nie zostało, i koncepcji za bardzo nie miałam…

Babska logika rządzi!

Wiadomo – nie ma co walczyć na siłę, szczególnie, że i tak limit blokuje… Ja tam przyjmuję to opowiadanie z całym dobrodziejstwem inwentarza, a narzekam tylko dla zasady ;)

A właśnie, jeszcze jedno mnie zastanowiło:

Produkowano szminki, kremy oraz inne smarowidła zawierające optymalną mieszankę wazopresyny i oksytocyny.

Dlaczego wazopresyny? Oksytocynę jeszcze jestem w stanie zrozumieć, ale ta druga? …

 

 

W sumie, jest to całkiem niezła wprawka przed Serendypią i skopolamią, do której właśnie dotarłem… Ten tytuł, Finklo! <3 Szalony i niezrozumiały, ale DOBRY :D

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Aaaa, dla zasady. No dobra, narzekaj.

Wazopresyna. Wyczytałam (”Seks, narkotyki i czekolada” Paula Martina), że ten hormon może być zaangażowany w tworzenie się więzi między partnerami seksualnymi.

Miło mi, że zabierasz się za “Serendypię i skopolamię”. :-) Podziel się uwagami, jak skończysz. Tytuł się dość szybko wyjaśni.

Babska logika rządzi!

Bogate w szczegóły i jak zwykle przemyślane.

 

Moja własna świadomość stanęła na drodze do pełnej realizacji siebie jako konsumenta…

– uznałem to za bardzo głębokie zdanie, trudno mi było nie zatrzymać na nim.

 

Przy następujących fragmentach szczególnie szeroko się uśmiechnąłem:

rezygnacja z prób zaspokojenia potrzeby po pierwszych niepowodzeniach byłaby grzechem

była działaczką grupy #nie-czytasz-nie-ide-z-toba-do-lozka#

Poczuj satysfakcję, bo to nie twoje sumienie obciążył ten grzech.

Kościół hedonistyczny nigdy nie porzuca klienta z niezaspokojonymi potrzebami.

 

Natomiast "eudajmonię" sprawdzałem na Wikipedii.

 

Myślę, że mogłabyś sobie pozwolić na to, żeby na początku opowiadania odpalić jakiś fajerwerk, trzęsienie ziemi albo zaznaczyć o co idzie stawka (robiłaś to już wcześniej, pamiętam np. takie Twoje opowiadanie "Inwokuję sąd boży!"). Przy tak dopracowanym tekście dodatkowo poczułbym nie tylko smak dobrej literatury ale i od początku miły, napędzający mnie do zapoznania się z tekstem, dreszczyk emocji na plecach.

 

Dzięki za wizję przyszłości okraszoną sporą dozą humoru :)

Wyczytałam (”Seks, narkotyki i czekolada” Paula Martina), że ten hormon może być zaangażowany w tworzenie się więzi między partnerami seksualnymi.

Hmm… Z tego co widzę na wikipedii, gdzieś ktoś coś takiego napisał… Trochę ryzykowne, szczególnie że ten hormon ma olbrzymi wpływ na ilość oddawanego moczu, ale rozumiem, że przesłankę miałaś ;)

 

Dobra, to napiszę Ci wrażenia na priva :)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dziękuję, Nimrodzie. :-)

Miło, że znalazłeś tyle zdań godnych odnotowania. :-)

Trzęsienie ziemi na starcie. Hmmm, dobrze by było, ale nie widziałam niczego, co by się do tego nadawało. Bo i stawka, o którą gra bohater, mizerniutka – czym jest pójście do łóżka z jakąś tam dziewczyną? To nie temat, który może porwać miliony. Musiałam poprzestać na opisie starań niezbędnych, aby dać się oszwabić klientpasterzowi.

Tutaj pierwsze skrzypce gra świat, zmiany socjologiczne… Weź, wymyśl takie trzęsienie ziemi, żeby ruszyło jajogłowych. ;-)

Babska logika rządzi!

Nadrabiam czytanie i się cieszę, że znów mogłam się uśmiać. Znalazłam też coś do podumania. 

Pióro jak zwykle lekkie i opowieść czytała się sama. 

Klient ciężki do polubienia, ja takich typów nie trawię, bliżej mi do Vlasty i jej poglądów. I fajnie, że zostawiłaś lekko otwarte zakończenie, tym sposobem mogę sobie sama wybrać takie, które mi lepiej pasuje :) 

Świat przedstawiony jak dla mnie jest koszmarny, ale jak widzę pewnych znajomych, to dla nich już coś w ten deseń funkcjonuje.  

Ogólnie z lektury jestem bardzo zadowolona. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Dziękuję, Śniąca. :-)

Fajnie, że trochę rozbawiłam, trochę skłoniłam do podumania.

Klient nie miał być lubiony. Po co mu lubienie, skoro ma w ful kasy? ;-)

Twoich znajomych nie znam, ale trendy widzę. I też mi się cholernie nie podobają.

Babska logika rządzi!

Była nominacja, to i komentarz wypada zostawić.

No więc – niespodziewanka! – podobało mi się.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Cieniu, przeszedłeś sam siebie z długością i rozwlekłością komentarza. Jestem pod wrażeniem.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

O jejku, jejku. Wiedziałem, że ktoś kiedyś w końcu mnie doceni. Dziękówa, Śpioszko.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Normalnie mnie zatkało.

Khem, khem!

Dziękuję, Cieniu. :-)

Babska logika rządzi!

Muszę przyznać, że przedstawiona w tekście wizja kierunku, w którym może pójść szeroko rozumiana konsumpcja i komercja, dość mnie rozbawiła, ale z drugiej strony to jednak mroczna wizja, tak sobie myślę. Natomiast końcówka zdecydowanie pokrzepiająco swojska. Przyszłość przyszłością, ale i tak tradycyjnie chodzi o to, co by klienta w bambuko zrobić. Dobre.

Dziękuję, Straferze. :-)

Śmiech podszyty refleksją? OK, akceptuję takie podejście. ;-)

Cyberpunk cyberpunkiem, ale nie oczekujmy, że mentalność sprzedawcy nagle się zmieni. Trza dbać o realizm w fantastyce.

 

Edytka: Luki, przepraszam, przegapiłam Twój wpis. No, jakieś miałam, ale nie ukrywam, że na hormonach się zbytnio nie znam. Tam chyba jakieś doświadczenia ze zwierzątkami opisywali i wazopresyna dobrze robiła na trwałość związku.

Babska logika rządzi!

Ależ, Finklo! Ja nawet nie oczekiwałem odpowiedzi, wszak wątpliwości już sobie wyjaśniliśmy ;)

Wabić mnie tu ponownie również nie musiałaś – tekst wciąż doskonale pamiętam, a dowcipny wydźwięk “spowiedzi” w połączeniu z ponurym i pragmatycznym twistem rozwiązującym problem “wiernego” nadal robi wrażenie.

A zatem… może któryś z dyżurnych nada jeszcze memu głosowi sens ^^

 

 

Oj, Cieniu, Cieniu… Biblioteki byś za takiego komcia nie kliknął, co? :P

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Ale to jednak nieładnie byłoby tak całkiem olać Czytelnika.

Nie najeżdżaj za bardzo na Cienia – komentarz napisał wyjątkowo cienki, a nie Cieniowy, ale do pierza nominował. Liczę, że jeszcze szerzej uzasadni ten czyn.

A że za taki komentarz klik się nie należy – to święta racja. :-)

No i dziękuję za Twoje pół TAKA. Może się przydać…

Babska logika rządzi!

Myślałem, że dam Ci nominację, ale ktoś zburzył mój plan ;P

Zaś z Cieniem jedynie niewinnie się droczę – z pewnością nie uznałby mych słów za najazd na włości własnego sumienia ;D

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Sprawnie napisane kiepskie opowiadanie. W dodatku bardzo wtórne – to wszystko już wielokrotnie było.  A jak było, powtarzanie tego samego powoduje, że tekst zaczyna w smaku przypominać flaki z olejem. Tekst ratuje niezły warsztat. 

Przeczytałem zachęcony wspólną, jak rozumiem, nominacją Loży. Czytam – mamy wstęp. Czytam dalej – dalej jest wstęp.  Doczytałem do wyrazu “koniec”  i stwierdziłem, że do końca czytałem wstęp. 

Nadmiar opisu, zero intrygi, zero tajemnicy. Bohater robi to albo tamto z otoczeniem, spowiednik to albo tamto – i to właściwie  wszystko. Typowa produkcja portalowa.

Na pewno tekst można przeczytać bez bólu, jest płynny,  tylko – co z niego wynika  Nic.  

Zdaje się, że Loża ze swoimi nominacjami zaczyna gonić w piętkę…

Pozdrówka.  

Oho, czyżbym właśnie został uznany za członka Loży? To zapewne z powodu bijącej z mych słów charyzmy, hehe ;D

Zaskoczę Cię jednak, Rogerze – jestem ledwie smętnym portalowym chudopachołkiem, któremu do jaśniepaństwa daleko!

Chyba zajrzę do Farmy

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dziękuję, Panowie. :-)

Luki, byłeś bardzo blisko. Cień Cię wyprzedził o godziny. Ale możemy się umówić, że głos Cienia, póki porządnie nie uzasadniony, nie ma mocy sprawczej. ;-) A o swoje sumienie niech się sam troszczy.

 

Rogerze, sądzę, że nie wszystko już wielokrotnie było – warstwa socjologiczna wydaje mi się świeższa, ale nie zamierzam Ci odmawiać prawa do własnego zdania w tej kwestii. Jeśli czytałeś już wiele tekstów o religii gloryfikującej konsumpcję, to czytałeś i już. Że nie ma fabuły – pełna zgoda.

Źle rozumiesz – to nie wspólna nominacja Loży, tylko jednoosobowa Cienia Burzy. Powiem więcej – pół Loży jeszcze tu nie zajrzało.

Babska logika rządzi!

Zgadza się, ja na przykład zajrzałam dopiero teraz ;)

Myślę sobie, że to bardzo mroczny tekst jest i zdziwiłam się, przeglądając komentarze, że dla niektórych był zabawny. Dla mnie zupełnie nie, choć oczywiście nie brakło tu humorystycznych akcentów, myślę sobie, że charakterystycznych dla Twojego stylu. Nie powiem, żeby mnie rozbawiały, ale na pewno dodawały lekkości tej, bądź co bądź, ciężkiej i nieprzyjemnej wizji.

Pomysł na kościół – znakomity. Chyba właśnie przez to, że wydaje się dość… mało fantastyczny ;) Brrr… 

Bohater może mało złożony, ale jakoś nieszczególnie to razi w tej konwencji, podkreśla wizję hedonizmu jako religii i fanatycznego podejścia. No i pewnie nieszczęsny limit znaków nie zostawiał pola manewru, żeby go rozbudować (bohatera w sensie). Za to spowiednik – o, ten wyszedł bardzo interesująco według mnie, choć wzbudza totalną niechęć.

Natomiast miałam trochę wątpliwości co do zakończenia. Nie było dla mnie jasne, czy spowiednik miał plan stworzyć sztuczna dziewczynę, czy wykorzystać androida do zmanipulowania prawdziwej – to byłoby jeszcze bardziej mroczne – uśmiercić chorego członka rodziny, na jego miejsce podstawić androida, sprzedać dziewczynie bajkę o jakiejś znakomitej terapii i cudownym ozdrowieniu. Właściwie tak to najpierw zrozumiałam, tylko ten seksandroid zbił mnie z tropu, no i z komentarzy dowiedziałam się, że jednak plan był prostszy. I w takim razie też nie wiem, czy ta wzmianka o lekach i chorobie jest tak naprawdę potrzebna…?

Dziękuję, Werweno. :-)

Humor. Nie próbowałam go tu wstawiać świadomie. Ale nie mogę wykluczyć, że prześlizgnął się, kiedy nie patrzyłam na monitor. Jeśli tekst kogoś rozśmieszył – na zdrowie. Ja chciałam pokazać coś, co mi się nie podoba. Ale że z mhrokiem mi nie po drodze, mogło wyjść dość lekko.

Pomysł na kościół – miło, że przypadł do gustu. Jeszcze milej, że nie tylko Tobie.

Bohater nie miał być złożony, wręcz chciałam zrobić go maksymalnie płytkim (co niekoniecznie oznacza, że płaskim) – z prostackimi potrzebami i wyzerowaną empatią. “Najgrubszy” element protagonisty to portfel. ;-) Jeśli chodzi o limit – jeszcze dwa czy trzy kilo mi zostało, więc niby mogłam coś dopisać, ale nie widziałam takiej potrzeby.

Zakończenie. Jestem zaskoczona Twoją interpretacją. Aż żałuję, że sama na to nie wpadłam. Ale nie wpadłam. Szacun dla Twojego makiawelizmu. :-) Teraz mogę się tylko usprawiedliwiać, że takie rozwiązanie to zbyt wiele gimnastykowania dla spowiednika. Brzytwa Ockhama wycina zbędnych pośredników w transakcji.

Wzmianka o lekach. Była potrzebna – chciałam bardzo delikatnie pokazać, że robiąc zakupy, zostawiamy ślady. I ta informacja może być wykorzystana przeciwko nam. Kiedyś czytałam rozważania, co by było, gdyby towarzystwa ubezpieczeniowe mogły położyć łapy na wydatkach na alkohol, za który płacimy kartą. I to były bardzo poważne rozważania, nic a nic nie fantastyczne. Możliwe jednak, że za słabo umotywowałam tę wzmiankę w ramach opowieści.

Babska logika rządzi!

Niezłe opowiadanie. Ciekawy zarys świata i nowych religii. W filmie SI Spielberga pokazane jest całe miasto rozpusty, w którym pracują seksroboty. Się skojarzyło. Opko nie powaliło na kolana, ale jestem kontent z lektury. 

Ciao

Dziękuję, Blackburnie. :-)

Miasto rozpusty, powiadasz? To może być ciekawe miejsce na akcję…

Radam, żeś kontent, Bambino. ;-)

Babska logika rządzi!

@Blackburn – film nazywa się A.I. Sztuczna Inteligencja, ale skojarzenie bardzo dobre :)

Precz z sygnaturkami.

No tak. Masz rację. :)

Ale A.I. to historia “Pinokia” i miasta rozpusty tam nie kojarzę, ale oglądałam bardzo dawno. Za to nie tak dawno oglądałam inny o faktycznym mieście rozpusty, w którym pracują androidy, z którymi ludzcy goście mogą robić co chcą. Tylko nie mogę sobie przypomnieć tytułu. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Wjazd autostradą do miasta był bardzo symboliczny. 

 

Zaczęliście sobie rozmawiać o czymś, o czym nie mam pojęcia. Ale nie przeszkadzajcie sobie. A nuż się czegoś przypadkiem dowiem…

Babska logika rządzi!

Przepraszam, zapomniałam, że Ty niefilmowa jesteś. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Śniąca – “Westworld”.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Jeśli masz na myśli ten z Brynnerem, to nie to. Ten, którego nie pamiętam jest znacznie nowszy (i nie serial – nie oglądam seriali). 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Ależ, Śniąca, nie przejmuj się.

Cieszę się, że tekst sprowokował do dyskusji. :-)

Babska logika rządzi!

Takie dość Finklowe opowiadanie :~) Oczywiście odnoszę się tylko do tej nielicznej części Twoich tekstów, które czytałem. I jeszcze do końca nie wiem, co znaczy ta “Finklowość” (mam nadzieję, że wybaczysz określenie). Jeśli ktoś przyłożyłby mi pistolet do głowy, powiedziałbym: fajnie napisane, pomysłowe, ale mało emocji. 

Całość spodobała mi się jako niezobowiązujące, ciekawe sci-fi, ale cyberpunku w tym za wiele nie dostrzegam. (Choć żaden ze mnie znawca). Części “cyber” jest całkiem sporo, ale “punk”? Gdzie brud ulicy? Gdzie ludzie z nielegalnymi implantami? Gdzie… dobra, skończyły mi się pomysły, jak już mówiłem – nie jestem znawcą.

Nie przypadły mi do gustu niektóre słowa, np. “klientpasterz” czy “seksandroid”. Tego drugiego można by łatwo zastąpić czymś lepiej brzmiącym. Może “seksbot”? Pewnie kwestia gustu ;~) Niektóre pomysły były też takie lekkie, sympatyczne – dlatego wcześniej napisałem “niezobowiązujące sci-fi”. Co przez to rozumiem? Otóż trudno mi to sobie wyobrazić jako część książkowego zbioru opowiadań, bo z takim rodzajem prozy nie spotkałem się jeszcze na papierze. Twoja “nieznośna lekkość pióra” (wybacz wylewność komentarza, skończyłem dzisiaj opowiadanie i jestem jeszcze w literackim uniesieniu :~D) wydaje mi bronią obosieczną: z jednej strony fajnie, a z drugiej tak bez pierdolnięcia między oczy. Ale może się mylę, może akurat na takie teksty trafiłem. 

Wracając do opka, były też świetne zwroty. “Sakrament kredytowe” – super. A najbardziej spodobało mi się: “kto nie żyje, ten nie konsumuje”. 

Podsumowując: przyjemna lektura. Jak na lokalne, końcowokwietniowe możliwości – jest nieźle ;~)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Dzięki, Fun. :-)

Podoba mi się Twoja definicja Finklowości. Uznaję odpowiedź. Pewnie więcej bywalców by się zgodziło. Brak emocji i delikatność świata, nie ten kaliber problemów to zarzuty, o których często czytam w komentarzach. Może trudno w to uwierzyć, ale czasami próbuję z nimi walczyć.

Cyberpunk. Ze mnie jeszcze gorszy znawca niż z Ciebie, więc nawet nie wiedziałam, że brud i nielegalność są obowiązkowe. No i wyszło coś takiego… Ale nie żałuję, że spróbowałam. :-)

Klientpasterz. Potrzebowałam synonimów do kapłana (na spowiednika wpadłam stosunkowo późno), a wolałam nie używać zwykłego “księdza” albo gołego “pasterza”, żeby się komuś nie przejechać po uczuciach religijnych i żeby nie było, że krytykuję kościół katolicki.

Seksandroid a seksbot. Wydaje mi się, że między tymi pojęciami jest różnica – android musi przypominać człowieka. Seksbot może być wibratorem/ sztuczną pochwą z kilkoma dodatkowymi funkcjami. Więc lepiej mi tu pasuje seksandroid.

Ech, nie Ty jeden masz problem z wizualizacją takiego chłodnego tekstu na papierze. Wydawnictwa też. ;-)

Ależ nie mam nic a nic przeciw wylewnym komentarzom. Wylewaj, ile dusza zapragnie. ;-)

Miło, że lektura nie bolała. :-)

Babska logika rządzi!

Ech, nie Ty jeden masz problem z wizualizacją takiego chłodnego tekstu na papierze. Wydawnictwa też. ;-)

Hmm… A może to się wiążę z tym, że nie ma podobnej prozy na rynku? Wydawcy chyba preferują sprawdzone rozwiązania. Zastanawiam się, z jakim pisarzem mógłbym utożsamić Twoją twórczość, a jako, że oczytany nie jestem, do głowy przychodzą mi humorystyczni autorzy, jak Pratchett czy Adams. Ale oni uciekają się w absurd, mocny sarkazm, czarny humor. U Ciebie jest lżej. Myślałaś o tym, żeby iść w ich kierunku, zamiast w kierunku poważniejszej, cięższej prozy? Nie odbieraj mnie tutaj jako Wujka Dobrą Radę, po prostu chcę coś podsunąć, a poza tym dowiedzieć się, jak to jest. Jestem jeszcze żółtodziobem, który nie odbił się od tych paskudnych wydawnictw. (Na razie dobijam się do redakcji – oby mnie paskudnych ;D). 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Lubię obydwu panów, zwłaszcza pierwszego. Podoba mi się ich styl. Dobrze mi się pisze żartobliwe teksty, ale doszłam do wniosku, że niestety chyba nie tędy droga. Nawet piórko trudno zdobyć humorem, a co dopiero druk…

Coś śmiech ostatnio nie w cenie. Buuu! ;-)

Babska logika rządzi!

Człowiek wraca, by surowo oceniać i uczciwie wyróżniać, a tu komentujący już pozamiatali, odkurzyli i wypolerowali parkiet. No nic, będzie krótko, żeby się zanadto nie powtarzać.

Wszystko da się kupić zapewnia szczegółowy wgląd w wycinek ponurej przyszłości, dotyczący życia duchowego społeczeństwa zorientowanego na konsumpcję i jako takie sprawdza się chyba całkiem przyzwoicie, choć mnie nie porwało. Może dlatego, że jako hedonista czuję się urażony wyśmiewaniem mojej religii, może nie do końca przypadła mi do gustu statyczność opowieści i nagromadzenie opisów, być może cierniem w mym boku okazała się wątpliwa wiarygodność psychologiczna protagonisty. Może wreszcie zabrakło mi wyrazistej, mocnej puenty?

Podsumowując: Wszystko da się kupić stanowi solidny zalążek opowiadania, któremu o wiele cieplej i przytulniej byłoby w niszy socjo-sf, niż cyberpunku.

na emeryturze

Dziękuję, Gary, za powtórną, bardziej szczegółową wizytę. :-)

No masz ci los! Trafiłam w kościół, do którego zamierza zapisać się Juror! Pech!

Że socjo-sf mogłoby lepiej pasować – zgoda. Ale ogłosiłeś konkurs na cyberpunk i cieszę się, że spróbowałam swoich sił na poletku dotychczas nie eksplorowanym.

Fajnie, że wymieniasz różne wady, będzie materiał do analiz.

A kościół, mimo Twoich sprzeciwów, jeszcze wykorzystam. ;-)

Babska logika rządzi!

Muszę się przyczepić do nazwania Kościoła hedonistycznym. Hedonizm nie polega na zaspokajaniu cielesnych/konsumenckich potrzeb (osiąganiu jakiegoś dobra) bez poszanowania dobra cudzego. Kościoły opierają swoje tezy na przemyślanych ideologiach, i jeśli ten czerpie z tradycji greckiej, nazywając się hedonistycznym, to zakładam, że powinien robić to rzetelnie. Hedonizm jest mocno nakierowany na dobro ogólne i cudze, na wartości duchowe, jest przodkiem utylitaryzmu. Może gdyby w rozmowie pojawiło się stwierdzenie, że dla jej dobra powinien ją mieć, czyli standard inkwizycyjny, miałoby to jakiś sens. Wizja jest dla mnie oparta na błędnych przesłankach.

Wizja jest też oczywiście obleśna i wyklucza bunt oraz wolną wolę (ponownie przeciwieństwo hedonizmu) ;< Smętnie się czytało. Wszyscy ludzie sprowadzeni do przedmiotów. Nie lubię takich obrazów i chyba cię nie zdziwi, że jestem zniesmaczona :P Ale oznacza to też, że przemówiłaś do mojej wyobraźni, co jest plusem. Mimo to nie dostrzegam żadnych walorów tego, co przeczytałam :( Nie dałaś mi jakiejś alternatywy – niby dziewczyna się broni przed tym systemem, ale finalnie przegrywa, bo “wszystko da się kupić”. Nie lubię nie mieć nawet iskierki nadziei. To determinizm w radykalnej postaci.

Edit: A wychodząc poza tematykę i odwołując się ogólnie do formy, treści i przyjemności z obcowania z tekstem, to wydaje mi się, że czytałam o wiele lepsze twoje teksty. Ale ja jestem średnia w cyberpunk, może nie dostrzegam jego walorów.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Dziękuję, Heroino. :-)

Nazwa i przesłanki. Tak, hedonizm i eudajmonia znaczą dla bohaterów coś całkiem innego niż dla greckich filozofów. Ale ładnie brzmią. :-) I nie sądzę, że organizacja de facto wymuszająca pieniądze od wiernych przejmowałaby się takimi drobiazgami. Nazwa to zwyczajnie część strategii marketingowej – bolszewicy wcale nie mieli przewagi, kościół scjentologiczny wcale nie musi przejmować się odkryciami naukowymi. Nie bez znaczenia pozostaje również potoczne pojmowanie “hedonizmu”.

No, nie spodziewałam się, że sprowadzenie Vlasty do roli kupowanego przedmiotu Ci się spodoba. Ale nie zgodzę się, że dziewczyna ostatecznie przegrywa. Oczywiście nie zamierzam jednak pozbawiać Cię prawa do własnej interpretacji.

Babska logika rządzi!

Pocieszyłaś mnie, jeśli nie przegrywa ostatecznie.

Odnośnie nazwy, twoje wyjaśnienia są przekonujące, ale nie potrafię zaakceptować takiej wizji, gdzie wszystko może być strategią marketingową, a idee nie mają znaczenia :( W depresję wpadnę przy tym tekście… :P

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Według mnie (uwaga, odautorska interpretacja, jak kto podatny, niech nie czyta) przegrywa klient, który płaci kupę forsy i zostaje oszukany. Ale nie żal mi go, nigdy za facetem nie przepadałam. ;-)

Heroino, czy nie akceptując wizji, że wszystko jest strategią, nie stajesz się aby bardziej podatna na chłity maketingowe? Ale rób, jak uważasz. :-)

Nie no, idee mają znaczenie. Dla idealistów. Dla dziewczyny mogą mieć. Ale przecież nie dla korpokościoła. ;-)

Babska logika rządzi!

Rzadko mam okazję się przekonać, czy chwyty na mnie działają. Za mało zarabiam, o kontakcie z cywilizacją nie wspominając… ;D

 

Zastanawiam się natomiast, skąd wzięłaś taką paskudną wizję. Czy inspirowała cię rzeczywistość? Najstraszniejszy to jest dla mnie ten stalking powodowany chucią. Aż mnie ciarki przechodzą.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Oj tam, oj tam… Coś tam kupujesz – pastę do zębów, proszek do prania, jakieś ubranka… To niekoniecznie muszą być od razu samochody. ;-)

Skąd wzięłam? Ze wszystkich trendów dookoła – wybrałam te, które mi się nie podobają, ekstrapolowałam i tak wyszło.

Babska logika rządzi!

… To mam jeszcze mniejszą ochotę wychodzić z domu :P Mam nadzieję, że nie posiadasz lemowskich zdolności przewidywania przyszłości.

 

Jak się zastanowię, to fakt, np. niektóre reklamy mnie wzruszają, a więc działają. Czy jest coś gorszego, niż wzruszyć się reklamą? ;| Chyba tylko polecieć zaraz potem do sklepu.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Z dwojga złego lepsze lemowskie niż kasandryczne…

Ale też wolałabym, żeby to się nie sprawdziło. Ewentualnie, żeby kościółek pozostał mało znaną ciekawostką czy śmiesznostką jak “Latający Potwór Spaghetti”.

Chyba głównie chodzi o to, żeby reklamy zapadały w pamięć. Czy to wzruszeniem, czy to wkurzeniem, czy to dowcipem… Różne podejścia mogą zadziałać. Strzeż się. ;-)

Babska logika rządzi!

Byłam na bardzo entuzjastyczne TAK, aż dotarłam do banalnego finału i wyszło “waham się”, jak zresztą sama wiesz. Właściwie jak dla mnie do poprawy jest totalna pierdoła – ot, przydałoby się dodać, że tradesmen wpierw spróbuje laskę szantażować, a dopiero potem – jeśli się nie uda – ewentualnie kupi seksdroida. Bo tak to cały ciężar opowieści znika w jednej, ulotnej chwili. Wychodzi żart i to słaby. Natomiast forma mi się mega podobała – taka nietypowa, pozbawiona akcji, a jednak wciągająca. Ogólnie brawa za wszystko poza trywializującą całość końcówką ;)

Ni to Szatan, ni to Tęcza.

Dziękuję, Tenszo. :-)

Tradesman wybierze najbardziej zyskowną opcję. I na pewno nie zdąży dokładnie przeanalizować wszystkich podczas spowiedzi. Tak, niby mogłabym pociągnąć opowieść jeszcze kawałek i pokazać różne myki kapłana (pomysł z szantażem ciekawy). Tylko to już by była inna historia, bez jedności czasu i ponad limit konkursowy. Zasygnalizowanie różnych rozwiązań to inna sprawa, tylko że już to próbowałam zrobić. Widać zbyt delikatnie.

To tak nieźle, że aż do końcówki bardzo Ci się podobało. :-)

Babska logika rządzi!

Ech. Dej babie nominacje, napisz, że Ci się podoba (tekst w sensie, ale nie będę domawiał niedomówień, i to nie tylko dlatego, że jestem w ch… kulturalnym człowiekiem), a ta Cię jeszcze, człowieku, zjebie, że komentarz-parodia i z mietłą będzie gonić o jakiś prawdziwy.

Oczywiście, że to był komentarz-parodia, co miał nie być?

Ale że prowokacja się udała, a ja nie Harry Potter, co by lubić od czasu do czasu poczuć twardość mietły w okolicach okołopośladkowych, to rozliczę się uczciwie z opowiadaniem.

 

Od czego by tu zacząć, by skończyć jak najszybciej?

Historia – w sumie scenka rodzajowa, nie pełnoprawne opowiadanie, ale… Jest to scenka z gatunku tych, które pozostają w człowieku na długo. Wiesz, coś jak szarża Rohirimów a’la Jackson (tylko na mniejszą skalę) albo… Zresztą, znając Twoje upodobania, pewnie nie wiesz jednak. No mniejsza, grunt, że jest świetnie.

Ujął mnie nie tylko totalny surrealizm przechodzący w groteskę, ale głównie to, że, mimo wszystko, ma to ręce i nogi. Sam kościół, wiara, dogmaty, formułki, wszystko, wszystko, wszystko, z czegoś, co nie ma absolutnie żadnej racji bytu nagle okazuje się być czymś, co ma sens. I co – biorąc pod uwagę kierunek rozwoju ludzkości – wcale dzisiaj nie wydaje mi się takie nieprawdopodobne, jak wydawało się na początku lektury. Z punktu widzenia pragmatyki ma to, uważam, więcej sensu niż taki, dajmy na to, Latający Potwór Spaghetti. Wiara idealna dla dzisiejszego społeczeństwa. No i ten pięknie ukazany Pan Trustory, skrywający się za fasadą wiary. Niby nic oryginalnego; motyw znany już od tysięcy lat, ale przecież wciąż nie zgrany do końca. A ja tam lubię zaglądać rzeczom za fasadę…

No i, co chyba najważniejsze, dostarczyłaś mi nie tylko ciekawą opowieść, ale też niekłamaną, głęboką radość z samego aktu czytania. Zawsze byłaś w tym dobra, ale radość oku i jakaś taka, w sumie bezzasadna, duma sercu, patrząc, jak się rozwinęłaś. Styl relacyjny nadal gdzieś tam tkwi w fundamentach Twoich opowiadań, ale budujesz na nim naprawdę świetne rzeczy.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

No! Spisek się udał. <zaciera ręce>

Dzięki, Cieniu! :-)

O wypraszam sobie! Jestem wiedźmą współczesną i nie straszę miotłą, tylko odkurzaczem. ;-) Dowód w “Partii na kacu”.

Z tą szarżą to zgadłeś – nie mam fioletowego pojęcia, o co kaman. Ale nic to.

Bardzo interesującą interpretację przedstawiasz. Surrealizm, groteska – w ogóle o takich rzeczach nie myślałam. Prosta koncepcja nowej religii, dekoracje z nią związane… Jasne, że nie mogłam wszystkiego pokazać w pierwszym zdaniu, coś musi pojawić się wcześniej, a coś później. Efekt nabierania sensu osiągnęłam przypadkiem i dobrze wiedzieć, że tak wyszło.

A kapłan po zdjęciu maski wygląda inaczej. Tak było od tysiącleci i jeszcze długo będzie.

Czyli po staremu? Dobrze opowiedziana historia? Cieszę się, że znowu się udało. :-)

Duma z mojego (być może domniemanego) rozwoju nie jest taka nieuzasadniona. Bez feedbacku nie miałby miejsca. Od czasu do czasu ktoś mi musi napisać “No, niby w porządku, ale…”. :-)

Babska logika rządzi!

Konsumpcjonizm w pełnej i chyba ostatecznej krasie. Wykreowałaś ciekawy i straszny zarazem świat, Finklo. Koncepcja hedonistycznej religii to naprawdę świetny pomysł – chyba dotychczas się z czymś takim nie spotkałem.

Odrobinę zawodzi zakończenie, twist nie zawsze jest najlepszym wyjściem i tutaj moim zdaniem zawiódł.

Dziękuję, Belhaju. :-)

No cóż, dołączyłeś do bardzo dużej grupy odbiorców z transparentem “Kościół hedonistyczny – tak, zakończenie – nie!”. Właściwie jestem skłonna się z Wami zgodzić, protestów nie będzie.

Ale czy to ostateczna krasa? Nie wydaje mi się. O ile rasa ludzka nie wykończy się zbyt szybko, na pewno wymyśli coś jeszcze straszniejszego i bardziej kolorowego zarazem. ;-)

Babska logika rządzi!

To fakt, patrząc na dzisiejsze, coraz bardziej hedonistyczne społeczeństwo pewnie jeszcze nie raz nas zaskoczy.

Z tym już się zgodzę.

Oczekuj nieoczekiwanego. ;-)

Babska logika rządzi!

Przede wszystkim, przepraszam, że komentuję z tygodniowym opóźnieniem.

Temat płacenia za seks zawsze wydawał mi się bardzo interesujący pod względem etycznym. A dylematy głównego bohatera “Wszystkiego” zostały przedstawione w ciekawy sposób. Podobnie zaciekawił mnie twój opis kościoła hedonistycznego i relacji tradesman-klient. Największe zastrzeżenia mam do końcówki. O ile pasuje mi, że historię zamyka oszustwo, nie bardzo do mnie trafiło, że choć bohaterka korzysta ze społeczności internetowych, przedstawiciel kościoła próbuje podstawić zamiast niej androida. Czy to by się za łatwo nie wydało?

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

Dziękuję, Nevazie. :-)

Lepiej późno, niż później. ;-)

Och, płacimy za tyle różnych rzeczy, więc czemu nie za seks? To akurat dość stary przedmiot handlu. ;-) Seks z pewnością da się kupić. Choć raczej nie z każdym i nie dowolny rodzaj.

Relacja tradesman-klient chyba dość często występuje. Niestety. No, może nie aż tak przerysowana. Może niektórzy handlowcy wierzą w to, co sprzedają.

Czy oszustwo łatwo się wyda? Nie wiem. Ale nie stawiałabym dużej kasy na spostrzegawczość klienta. Hmmm. Chyba powinnam jeszcze kazać kapłanowi, aby poprosił klienta o wszystko, co wie o dziewczynie. Aby znaleźć odpowiednią dźwignię, oczywiście. ;-)

Babska logika rządzi!

Nie chodziło mi o spostrzegawczość klienta w momencie współżycia, tylko o zalogowanie się prawdziwej Vlasty na jedno z kont w mediach społecznościowych w tej samej chwili :P. To mogłoby wzbudzić czujność nawet najmniej spostrzegawczego konsumenta.

Mogło być gorzej, ale mogło być i znacznie lepiej - Gandalf Szary, Hobbit, czyli tam i z powrotem, Rdz IV, Górą i dołem

A, prawda, istnieje taka opcja. Cóż, chyba w takich okolicznościach ogłasza się, że konto zostało zhakowane? ;-)

Babska logika rządzi!

Fajne, choć czytałem wczoraj i nie wiem, jak przetrwałoby próbę czasu. 

Dużo ciekawych pomysłów. 

Zazdroszczę wprawnego pióra. 

Wszyscy kiedyś spotkamy się pod jakimś memem.

Dziękuję, Akanirze. :-)

Miło, że się tekścik spodobał. Jak przetrwa próbę czasu, to i ja nie wiem – szorciak stosunkowo młody jeszcze.

A pióro można wytrenować. Tylko trzeba uważnie czytać komentarze. I jeszcze uważniej własne teksty. ;-)

Babska logika rządzi!

Trafiłem tu przeglądając ostatnie piórka i… Dobre! Dawno żaden tekst tutaj tak mnie nie kupił. Z jednej strony lubię nutę antyklerykalizmu, z drugiej – nie przepadam za klasycznym cyberpunkiem (poza filmami). Tu nie było klasycznie, za to było fajnie, spójnie i nie za długo, a zakończenie mnie nie rozczarowało. #nie-czytasz-nie-ide-z-toba-do-lozka# <3 – lubię ten fanpage. Uwagi Gary’ego są całkiem rozsądne, tyle że tekst zajął mnie na tyle, że nie zwróciłem na te psychologiczne wątpliwości uwagi. Roger napisał, że wtórne. Kurczę, możliwe, ale znów, wcale tego nie zauważyłem w trakcie lektury. Czyli jest klasa. Podobało mi się bardziej niż Twoja wychwalana “Partia na kacu”.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Dziękuję, Bailoucie. :-)

Miło, że tekst Ci się spodobał. Jakoś przeżyję, że bardziej niż “Partia”. Ale nie jesteś osamotniony – “Partii” nikt nie nominował, a tu nieoczekiwane pióro. ;-)

Nutka antyklerykalna pobrzmiewa raczej cichutko – to całkiem inny kościół jest. Klasycznego cyberpunka nie znam, ale zachciało mi się wystartować w konkursie, więc napisałam, jak umiałam.

W międzyczasie dowiedziałam się więcej o hedonistach i dochodzę do wniosku, że są różni – i tacy bezwysiłkowi, jakich postuluje Gary (nie ta, to inna, nie ma się co spinać), i tacy bardziej ekstremalni (żyj szybko, umrzyj młodo, zostaw atrakcyjne zwłoki): w poszukiwaniu wrażeń nawet w Himalaje pojadą, zdobywać szczyty, chociaż to strasznie męczące.

Co do wtórności – wydaje mi się, że fabuła stara, ale świat (kościół hedonistyczny) raczej nowy. Zależy, gdzie się położy akcenty.

Babska logika rządzi!

A skąd wiesz, że ja to do jakiegoś konkretnego Kościoła odnoszę :P ?

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Zwyczajnie nie podejrzewałam, że już wcześniej nie lubiłeś klientpasterzy z kościoła hedonistycznego. ;-)

Babska logika rządzi!

Ja nie przepadam za klientpasterzami z dowolnego Kościoła, a ci z hedonistycznego już z pisiont lat mi się wydawali podejrzani. Jeszcze tego brakowało, żeby mi się ktoś do hedonizmu wtranżalał. <Cholera, Finkla robi manewr logicznego bypassu, ewakuacja!>

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

I kto tu wykonuje podejrzane manewry? Oszukujesz, korzystasz z wehikułu czasu! ;-)

Babska logika rządzi!

Nie wehikułu, tylko Pomniejszego Hełmu Równoczesności Nadfioletowego Tapira. I może korzystam, ale uczciwie, bez żadnego oszukiwania.

"Nie wiem skąd tak wielu psychologów wie, co należy, a czego nie należy robić. Takie zalecenia wynikają z konkretnych systemów wartości, nie z wiedzy. Nauka nie udziela odpowiedzi na pytania, co należy, a czego nie należy robić" - dr Tomasz Witkowski

Uczciwie to by było, gdybym ja też miała egzemplarz tego hełmu. No, co to o nim wspominałeś. ;-)

Babska logika rządzi!

Ustawiłem temperaturę na komfortowe dziewiętnaście i cztery dziesiąte stopnia.

Temperatura komfortowa dla człowieka to bodajże 24 stopnie. Wówczas bilans energetyczny naszego organizmu jest najkorzystniejszy, tj. tracimy najmniej energii żeby usunąć z ciała nadmiarowe ciepło i najmniej zużywamy, żeby ciało rozgrzać. Wliczając wiatr, wilgotność i tak dalej, wychodzą nam jakieś trzy przyjemne dni w maju, kiedy pogoda jest idealna, a tak to jest nam za zimno albo za gorąco. Ja tak w każdym razie mam. :D

 

Produkowano szminki, kremy oraz inne smarowidła zawierające optymalną mieszankę wazopresyny i oksytocyny.

Widziałem, że już Count kręcił nosem na tę wazopresynę, widziałem też Twoją odpowiedź. I cóż, też pokręcę nosem. Są od biedy ze dwa tuziny hormonów i innych substancji biorących udział w wytwarzaniu więzi emocjonalnych, więc nie wiem dlaczego tak się uparłaś na tę wazopresynę, tak jakby ilość wydalanego moczu miała jakikolwiek związek z pożądaniem… :p

 

Jakoś mi umknęło to opowiadanie w kwietniu, to stwierdziłem, że zajrzę.

Zawsze fascynują mnie osoby piszące teksty z narracją pierwszoosobową, w których główny bohater jest przeciwnej płci niż autor. Trochę sceptycznie podchodzę do takich tworów, sam nigdy nie pokusiłem się pisać z perspektywy kobiety, bo nie uważam, że wypadłoby to wiarygodnie. I nie sądzę, by Twój tekst pod tym względem się bronił. “Tłum plemników pragnących eksplorować nowe tereny”, czy “jaja ściśnięte imadłem” wypadły raczej śmiesznie (nie mylić z: zabawnie). Między innymi przez takie wstawki nie wiem, czy traktować to opowiadanie na poważnie, czy brać je za parodię. Hedonistyczne społeczeństwo to może i interesujący pomysł, ale przedstawiony tutaj jakoś tak pobieżnie i jednowymiarowo. Pokazałaś tylko do czego dążą, a gdzieś zgubiło się to, czego unikają. Liczba sprzecznych bodźców otumaniła mnie; jakbyś nie mogła się zdecydować.

Nie wiem także co Cię powstrzymało przed napisaniem całości w narracji trzecioosobowej. Pomijając moją awersję o której wspominałem wyżej, masz całkiem sporo dezorientujących fragmentów o klesze napisanych trzecioosobowo i te skoki pomiędzy narratorami odebrałem jako niepotrzebny chaos. Narracja pierwszoosobowa jest trudna przez wzgląd na jej ograniczenia i chyba trochę na skróty spróbowałaś je obejść.

Fabularnie zgodzę się z Reg – jest nudnawo. Pod względem historii nie jest to z pewnością poziom takiego Koziorożca Tenszy, ale zwalmy to na karb ilości znaków. Potem jednak przypomniałem sobie podobną objętościowo Czerń syfa i tutaj znowu do poziomu światotwórstwa z tamtego opowiadania brakuje dużo. Dalej już chyba nie chciałem porównywać.

I piszę to wszystko, bo wierzę, że jako weteranka forum się jednak na mnie nie obrazisz. Jak dla mnie to jednak jeden z Twoich słabszych tekstów, które miałem okazję czytać. Czy zasługuje na piórko – nie mnie o tym decydować, niemniej wiele, moim zdaniem, lepszych tekstów od tego przepadło w głosowaniach Loży. Może zwalmy to po prostu na mój spaczony gust. :p

Pozdrawiam!

Dziękuję, Panie Jasnostronny. :-)

Temperatura. Ja tam jestem stworzeniem ciepłolubnym, nie miałabym nic przeciwko 24. Ale ludzie klimatyzacjom zadają inny poziom, więc wzięłam coś z tych okolic.

Wazopresyna. Nie upieram się przy niej – wzięłam coś, co wymieniano w książce, którą akurat czytałam. Jakieś tam doświadczenia na zwierzątkach robiono i z wazopresyną wychodziło lepiej. Ale niewykluczone, że od czasu wydania książki nauka poszła do przodu. Jaką mieszankę hormonów byś zalecił?

Narracja. Zdecydowałam się na mieszaną, żeby łatwiej było odróżnić fragmenty o księdzu i o wiernym. Możesz mieć rację z tym niemieszaniem płci, ale, cholera, pisałam już w pierwszej osobie o smoku (też samcu) i nadal lubię ten tekst. Nie obiecuję, że więcej nie będę. ;-)

Piórko. Nie spodziewałam się go, nie liczyłam na nie. Gdybym głosowała, byłabym na nie. Za to cichutko liczyłam na pierze przy innym opowiadaniu, które w ogóle nie zostało nominowane. Z mojego punktu widzenia bilans wyszedł na zero. :-) A co do mocniejszych punktów tekstu – wydaje mi się, że krytyka obecnych trendów w konsumpcji i religii.

No co Ty?! Pewnie, że się nie obrażę.

Babska logika rządzi!

Pierwsze, co mi przychodzi na myśl, to serotonina i fenyloetyloamina. Stymulacja neuroprzekaźnikami wypadłaby chyba lepiej niż hormonami. Co do temperatury, to mi jest zimno przy klimie ustawionej na 19. O tej optymalnej wartości przeczytałem kiedyś chyba w Focusie, ale kłócić się absolutnie nie będę, bo nie mam pod ręką źródła.

Niezbadane są wyroki Loży, ale i tak gratuluję piórka. ;)

Ja się wtrącę z ciekawostką odnośnie temperatury: nagi człowiek nie czuje ani zimna, ani chłodu przy temperaturze ok. 28 stopni. Oczywiście to taka uśredniona wartość, bo są zmienności osobnicze, wahania temperatury itd. 

A co do hormonów – to muszą to być konieczne hormony? Nie lepiej zwykłe afrodyzjaki? A jak już ma być coś endogennego, to czemu nie po prostu endorfiny? 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Biorąc poprawkę na fakt, że bohater był ubrany, wartość będzie trochę niższa. Endorfiny są kojarzone ze szczęściem, zaś konkretnie z miłością – oksytocyna i fenyloetyloamina z tego, co mi wiadomo. Tak czy owak, ta wazopresyna to straszny niuans, który zgrabniej byłoby zwyczajnie zastąpić czymś bardziej oczywistym.

Dziękuję, Panowie.

Nie chodziło mi o zwykłe afrodyzjaki (tego klient nie potrzebował, a dziewczynę można naszpikować, czym się chce bez kosmetyków), tylko o zadowolenie. I żeby facet to scałował ze szminką albo w inny sposób nieświadomie wchłonął.

OK, zmieniam na oksytocynę i fenyloetyloaminę.

Babska logika rządzi!

No i teraz jest git ;P

Heh, a mnie się nie chciało strzępić w tej kwestii klawiatury… Leniwy Count XD

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Było strzępić. Odwołałam się do jakiegoś źródła, ale nie zamierzam za nie umierać. ;-)

Babska logika rządzi!

I dobrze – szkoda by było :―)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Nie ma obaw. Nawet gdyby to była moja książka, wolałabym mamrotać pod nosem “a jednak się kręci” a na głos Inkwizycji wmawiać dowolne bzdury. ;-)

Babska logika rządzi!

Już drugi raz podchodzę i tekst mi się nie wkręcił.

 

Howgh!

No trudno, nie zażarło, to nie zażarło. Ale dzięki, że próbowałeś. :-)

Babska logika rządzi!

NMZC. Spróbuję i raz trzeci i może kolejny, bo w moim wypadku obowiązuje raczej zasada “do trzydziestu razy sztuka”.

No to powodzenia. :-)

Może kiedyś się uda, to w końcu krótki tekst.

Babska logika rządzi!

No nie wiem, Finklo. 

Przeczytałem za drugim podejściem, pamiętam, że zacząłem ten tekst jakiś czas temu, bodaj podczas publikacji. 

Niby wszystko sprawnie, klimatycznie, z pomysłem, ale nie takim żebym padł z wrażenia. Miałaś lepsze teksty. Nie dorównałaś sobie tym razem ;). 

Dziękuję, Łukaszu. :-)

Cóż, to nie jest mój ulubiony tekst. Ot, taka próba zmierzenia się z cyberpunkiem. Byłam bardzo zaskoczona, kiedy dostał piórko, więc nie będę Ci się dziwić.

Babska logika rządzi!

Jak zwykle z opóźnieniem, ale tekst się podobał, tylko nie zgadzam się z zakończeniem przewidzianym przez Autorkę :P

 

Po­mysł i wy­ko­na­nie fajne, ale nie zro­zu­mia­łem, a przy­naj­mniej nie je­stem pe­wien czy zro­zu­mia­łem za­koń­cze­nie. Klient­pa­stor stwo­rzy super sek­san­dro­ida Vla­ski?

Dziękuję, Skull. :-)

Tak, taki ma plan. Nie pastor, tylko pasterz i nie Vlaski, tylko Vlasty. Reszta się zgadza. ;-)

Osobiście jestem przekonany, że Klientpasterz robi matkę Vlasty, którą podstawi zamiast prawdziwej, aby jej córka przespała się z klientem :P

Byłem przekonany, że to Autorka miała na myśli, a tutaj w komentarzach takie wyjaśnienie! Do tej pory jestem w szoku :D

Dziękuję, Natanie. :-)

Twoje podejście też jest interesujące. Chociaż chyba trudniej podrobić kogoś świetnie znanego, jak matka (czy w sieci jest info, w jaki sposób taka osoba pokasłuje i którą ręką drapie się w nos?) niż znajomą dziewczynę, z którą nigdy nie miało się głębszych powiązań.

Jakby nie było, pasterz oszuka klienta i jeszcze każe sobie za to słono zapłacić…

Babska logika rządzi!

(czy w sieci jest info, w jaki sposób taka osoba pokasłuje i którą ręką drapie się w nos?)

To jest dobre pytanie – zależy jak owa mama udzielała się w mediach społecznościowych i ile jej zachowań uchwyciły kamery. Jeśli jeszcze nie widziałaś polecam 1 odcinek 2 sezonu “Czarnego lustra” – tam jest poruszany ten problem.

“Czarnego lustra” raczej nie będę oglądać, ale wierzę, że materiałów z sieci nie wystarczy. W końcu inaczej się człowiek zachowuje, kiedy jest nickiem, a inaczej w realu. Inaczej w robocie, inaczej przy wnuczkach, inaczej w samotności. Chyba że już doszli do permanentnej inwigilacji, to wtedy nie ma barier…

Babska logika rządzi!

Nie wystarczy? Już same kamery przemysłowe – w sklepach, na ulicy, dworcach, lotniskach… I trzask prask – cyfrowe alter ego gotowe (przynajmniej w zachowaniach “zewnętrznych”, dających się kamerą ująć).

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

No, ale kamery przemysłowe wiszą w miejscach publicznych. Nie nagrają, w jaki sposób człowiek drapie się rano po jajach i jak często pokazuje język czy wylizuje miseczkę po lodach… Nie?

Babska logika rządzi!

Na to wystarczy kamerka w laptopie :P

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

A czy można włączyć tę kamerkę bez zgody i wiedzy użytkownika?

Babska logika rządzi!

Pewnie :)

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Ojej! A ja taka nieuczesana! ;-)

Babska logika rządzi!

Dla mnie wszystko tak wygląda. Nie wszystko jednak da się kupić. Np dziewczyny nie da się kupić, przez co Kościół Hedonistyczny zmuszony jest do oszustwa i sprzedaje narratorowi podróbę dziewczyny. Dziewczyna jest taką hipisówą świata przeżartego konsumpcjonizmem, która swoją postawą wszechpotędze konsumpcjonizmu zaprzecza. Ona wygrywa. Przegrywa narrator, klient idealny. Daje się oszukać w sprawie dziewczyny, a jego kościół uważa go w związku z tym, a może w ogóle, za motłoch.

Ponura wizja przyszłości z bardzo optymistycznym akcentem. Tą wizję można odczytać jako ostrzeżenie przed rozbuchanym kompsuncjonizmem po prostu. Osobiście wizji Autorki nie uważam za realną co do bliskiej przyszłości w tym aspekcie, by tradycyjna religia dała się całkiem albo prawie całkiem zastąpić bożkom komercji. Niemniej krytyka tych bożków ze strony Autorki jak najbardziej słuszna. Są pazerni i oszukująsmiley Ale dziewczyna się nie daje. Olśniło mnie! Może to Finkla jest tą dziewczyną. Finkla, masz pieprzyk?smiley

A serio, to opowiadanie dobre i cenne. Czegoś mi tu nieuchwytnego brakuje, jednak instynktownie wyczuwam, że to spowodowane jakimiś regułami konkursowymi, których nie znam. I duży plus za to, że powiedziałaś coś ważnego i głośno to powiedziałaś w tak krótkim opowiadaniu, Finklo!

Pozdrawiam

Dziękuję, Mjacku. :-)

Niektórzy wierzą, że wszystko jest na sprzedaż. Uważam, że nie mają racji i irytuje mnie, że wygląda, jakby mnożyli się w zastraszającym tempie. Masz rację – tekst można traktować jako ostrzeżenie. Chyba właśnie za to przesłanie dostał piórko.

Hipisówa to ciekawe określenie, podoba mi się. :-) Że klient przegrywa… Chyba powinien być przyzwyczajony. Oni rzadko kiedy wygrywają.

Religia a komercja. Cóż, kościół chyba ma jakiś powód, dla którego popiera zamknięcie sklepów w niedzielę.

Mam pieprzyk, ale nie pod lewym okiem. Chyba jednak z kimś mnie pomyliłeś. ;-) Ale może to jakaś moja daleka krewna.

Ograniczeń konkursowych już nie pamiętam. Ale i nie przypominam sobie, bym tekst cięła.

Babska logika rządzi!

Dlaczego ja to mam w kolejce, skoro już to czytałem? XD

Zorientowałem się, gdy padło imię Vlasta, więc dość szybko, a przecież minęło parę miesięcy. No nic, więc gratuluję dobrego tekstu i piórka raz jeszcze, Finklo i idę dalej. :D

Ja Ci na to pytanie nie odpowiem. :-)

Dzięki, fajnie, że coś z tekstu zapamiętałeś.

Babska logika rządzi!

Bardzo mi się podobało, Finklo :) lubię sposób, w jaki piszesz – przede wszystkim bardzo solidny warsztat, porządna historia, okraszona tym twoim trochę sardonicznym podejściem do życia (które przebija się w tle).

Bohaterowie wydają mi się płascy, choć nie dziwne to w tak krótkim tekście. Szkoda jednak, że nie dałaś się im rozwinąć choćby kosztem chociażby wystroju pomieszczenia – choć może takie są prawiła cyberpunku? Jedynie główny bohater miał jakiś tam charakter, skojarzył mi się z takim typowym miłym chłopakiem, który uważa, że za uprzejmość należy mu się seks. Zjawisko nie tak znów nieznane :) Aż mnie mierziło.

Zakończenie – trochę się tu zgubiłam. Czy dobrze rozumiem, że pasterz zdecydował się najpierw spróbować szantażu, a potem załatwić seks lalkę? Musiałam przeczytać jeszcze raz, bo wydawało mi się, że coś mi tu umknęło i pasterz z jakiegoś powodu zmienił zdanie.

www.facebook.com/mika.modrzynska

Dziękuję, Kam. :-)

Sardoniczne podejście, powiadasz? Coś może w tym być. ;-)

Płascy bohaterowie. No cóż… Obawiam się, że mieli być płascy. Klient – napalony na przypadkowo spotkaną laskę naiwniak. Kapłan – cyniczny oszust. I chyba bałam się, że dodawanie im pozytywnych cech rozmyje przekaz. A dziewczynę poznajemy tylko z punktu widzenia tych dwóch facetów, więc nie mogła mieć bogatej osobowości. Ale lubi czytać książki, więc jest w porządku. ;-)

Nie sądzę, że to prawidła cyberpunku, sama prawie nie znam gatunku, wystartowałam trochę na wariata. W konkursie nic więc nie ugrałam, ale ogólnie chyba nie wyszło źle.

Pasterz od początku był zdecydowany oszukać klienta, przy okazji naciągając go na grubą kasę. A w jaki sposób przekona klienta, że odbył numerek z wymarzoną laską, to już nie ma większej roli. Gdyby dziewczyna się zgodziła, to nawet mógłby obejść się bez oszustwa. Ale zasadniczo to pójdzie po linii najmniejszego oporu i nie będzie się przemęczał.

Babska logika rządzi!

Ale lubi czytać książki, więc jest w porządku. ;-)

Ale też lajkuje snobistyczne fanpejdże, gdzie zadufane w sobie nastolatki tworzą kółka wzajemnej adoracji, ugh ;)

 

I jasne, że nie wyszło źle! Przecież piórko dostałaś, i to za tak krótki tekst :) Czy MC zdążył ocenić to opowiadanie? Kilka ostatnich postów piórkowych z początku ubiegłego roku gdzieś wyparowało :(

www.facebook.com/mika.modrzynska

Mimo wszystko jestem skłonna poprzeć snobizm zachęcający do czytania. Ech, lada moment to już będzie zajęcie tylko dla elit. :-(

Załapałam się rzutem na taśmę. MC napisał między innymi, że końcówka łopatologiczna. ;-)

Jest w HP, tylko w kategorii czasopisma. Uznajmy to za proroctwo. ;-)

Babska logika rządzi!

Przeczytałam z przyjemnością.

Dla mnie to smutna, żeby nie powiedzieć przerażająca, wizja przyszłości społeczeństwa konsumpcyjnego. 

Tak niestety może być, że najważniejsza stanie się własna przyjemność  i nie liczenie się z drugim człowiekiem, i wielkie korporacje będą to tylko podsycać.

Tekst daje do myślenia.

Pozdr

Dziękuję, Annoroso (jak się odmienia Twój nick?). :-)

Fajnie, że sprawiłam przyjemność. Wizja miała być straszna. Ano, świat wydaje się zmierzać w tę stronę. Tyle naszego, że sobie możemy pomarudzić i ponabijać się z oszalałego konsumpcjonizmu.

Babska logika rządzi!

Sama nie wiem :))

No to zakładam, że niczym nie ryzykuję. ;-)

Babska logika rządzi!

Fajnie się czytało, sama rozmowa jest ciekawa, ale puenta nie brzmi wystarczająco mocno, przynajmniej dla mnie. Sam pomysł oraz wynikającego z tekstu przesłanie na plus :)

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Dziękuję, Soku. :-)

Dobrze, że fajnie się czytało. Z tą puentą masz rację, ale nie miałam żadnego lepszego pomysłu. Uch, chyba ciągle jestem za dobra dla swoich bohaterów i nie potrafię tak naprawdę się nad nimi poznęcać.

Mam wrażenie, że ten tekst stoi przesłaniem.

Babska logika rządzi!

Przeczytałem. Nie moje klimaty. Pzdr.

Dzięki, Koalo. :-)

OK, nie każdy mój tekst musi Ci dobrze wchodzić.

Babska logika rządzi!

Cześć Finklo!

Bardzo przyjemny tekst, kojarzył mi się nieco z Futu:re Glukhovskyego. Końcówka fajna, choć zapowiadało się na nią. 

Lubię twój styl, wydaje mi się prosty i dobitny, niczego w nim nie brakuje i niewiele jest zbędnych słow.

Dziękuję za lekturę!

Dzięki, Gruszel. :-)

Nic Glukhovskyego nie czytałam – kojarzy mi się (może błędnie) z taką prostą rozrywką dla mas. A może po prostu chodzi o niepoddawanie się modzie?

Tak, ta końcówka raczej nie zaskakuje, jakoś nie ufam pośrednikom między ludźmi a bogami.

Miło mi, że podoba Ci się mój styl.

Babska logika rządzi!

Klientpasterz

Podoba mi się ten neologizm. To naprawdę ładny neologizm.

 

Poczułem się, jakby ktoś ścisnął mi jaja imadłem. Ale to nie fizyczny ból, nie tłum plemników pragnących eksplorować nowe tereny, był najgorszy.

Podobają mi się te zdania :p ale drugi przecinek chyba jest zbędny.

 

a w realu do jego ust trafiła letnia kawa.

Ble, czemu akurat to słowo? Mamy taką ładną rzeczywistość przecież. W realu to się kiedyś bułki kupowało :P nie cierpię tego słowa, zbyt potoczne i trywialne wręcz.

 

Złożyła ofertę, a potem nie dotrzymała warunków, kiedy ja już wypełniłem zobowiązania!

Czy dobrze rozumiem, że złożenie oferty ze strony Vlasty polegało wyłącznie na skorzystaniu z zaproszenia do pokoju?

 

– Nie, nie, po zażyciu leków zmieniających osobowość, nie byłaby sobą

Zbędny przecinek.

 

Ciekawe opowiadanko, taki trochę Matrix. Wizja przerażająca, mam nadzieję, że nigdy się nie ziści.

Trochę też mi się skojarzyło z Nowym, wspaniałym światem Huxleya.

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Dzięki, HollyHell. :-)

Przecinki. Pierwszy stanowi domknięcie wtrącenia, więc go zostawię. Drugi chyba można usunąć.

Real też zostawię – jeśli ludzie sporo czasu spędzają w VR, to wirtual i real wydają mi się dobrymi i jednoznacznymi określeniami na te przestrzenie.

Czy dobrze rozumiem, że złożenie oferty ze strony Vlasty polegało wyłącznie na skorzystaniu z zaproszenia do pokoju?

Gorzej – wystarczyło, że działała w grupie “nie czytasz książek, nie idę z tobą do łóżka”. Facet biedny się poświęcił, przeczytał całą książkę, a tu nadal kicha.

“Nowy, wspaniały świat“, powiadasz? Hmmm, są pewne podobieństwa, ale nie czerpałam z niego, przynajmniej nie świadomie.

Babska logika rządzi!

Real też zostawię – jeśli ludzie sporo czasu spędzają w VR, to wirtual real wydają mi się dobrymi i jednoznacznymi określeniami na te przestrzenie.

Hmm. Hm, hm. No, niby tak. Ale nie zmienia to faktu, że nie lubię tych słów (pogrubionych). Pewnie wynika to z tego, że ogólnie mam jakiś wstręt do nowoczesności: te fesjbuki i instagramy przerażają mnie.

 

Gorzej – wystarczyło, że działała w grupie “nie czytasz książek, nie idę z tobą do łóżka”. Facet biedny się poświęcił, przeczytał całą książkę, a tu nadal kicha.

surprise 

Trochę skojarzyło mi się z nadinterpretacją chłopaczków lub facetów, którzy, mam wrażenie, wiecznie dojrzewają: wystarczy, że kobieta się uśmiechnie i oni od razu to rozumieją jako zaproszenie do ekscesów.

 

“Nowy, wspaniały świat“, powiadasz?

To hedonistyczne podejście do życia i odgórna presja, by ciągle być szczęśliwym… I tam też główna bohaterka (Lenina?) odczuwała społeczny ostracyzm za to, że nie chciała się z każdym przespać. O ile dobrze pamiętam.

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

No, chłopcy mogą potraktować uśmiech jak zaproszenie do łóżka. Ale czy dziewczynkom nie zdarza się, że uprzejmość interpretują prawie jak oświadczyny?

Tak, był ogólnodostępny seks, rozmaite używki i rozpasany konsumpcjonizm. Tylko to wszystko było odgórne, u mnie jest oddolne i powiązane z religią, której kapłani robią kasę na wyznawcach.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka