- Opowiadanie: dogsdumpling - Jadąc po bandzie

Jadąc po bandzie

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Jadąc po bandzie

Nie szu­kaj­cie sensu, wy, któ­rzy to czy­ta­cie.

 

My po­te­ry­ali ne­vin­nost' v boy­akh za ly­ubov’

KINO, Dal'she dey­sto­vat' budem my

 

 

Kar­mil­la wzię­ła do ręki frag­ment po­tłu­czo­ne­go szkła i z lu­bo­ścią prze­cią­gnę­ła kra­wę­dzią po przed­ra­mie­niu. Kre­ska krwi po­wo­li za­mie­ni­ła się w struż­kę szkar­ła­tu, ska­pu­ją­ce­go le­ni­wie na blat stołu.

– Nie boli cię to? – spy­tał męż­czy­zna.

– Mię­czak – prych­nę­ła ko­bie­ta i do­da­ła na­stęp­ne na­cię­cie.

Po trze­cim ode­tchnę­ła głę­bo­ko, a rysy jej twa­rzy roz­luź­ni­ły się. Wy­buch­nę­ła śmie­chem, wi­dząc minę swo­je­go to­wa­rzy­sza.

– Whi­sky z colą.

– Czy ja wy­glą­dam na bar­ma­na?

– Na pewno chcesz usły­szeć od­po­wiedź?

Męż­czy­zna wzru­szył ra­mio­na­mi i skie­ro­wał się do drzwi.

– Nie wiem, jak mo­żesz pić to świń­stwo – rzu­cił w progu.

– Ty nic nie wiesz, Dżo­nie Pół­no­cy.

– Po­przed­nie­go wie­czo­ru mó­wi­łaś co in­ne­go.

– Nie przy­po­mi­nam sobie. Whi­sky z colą – po­wtó­rzy­ła, nie od­wra­ca­jąc głowy w stro­nę męż­czy­zny.

Ten wes­tchnął i opu­ścił pokój.

*

– Ja­kieś zle­ce­nia? – spy­ta­ła, gdy Dżon po­sta­wił przed nią szklan­kę ciem­ne­go płynu.

– Kilka.

– Godne uwagi?

– Dwa. Córka wam­pi­rze­go lorda zo­sta­ła po­rwa­na przez czło­wie­ka i…

– Na­stęp­ne.

– Bur­mistrz po­bli­skich Ato­mic ma pro­blem z grupą zom­bie, na­wie­dza­ją­cą tam­tej­szy cmen­tarz.

– Na­gro­da?

– Dzie­sięć ga­le­onów.

– I?

– I wy­ży­wie­nie na – męż­czy­zna gład­ko uchy­lił się przed le­cą­cą w niego szklan­ką z whi­sky – na czas misji – do­koń­czył nie zmie­nia­jąc tonu. – Kur­czą się nam pie­nią­dze.

– Już?

– Wy­sa­dze­nie sto­do­ły z całym in­wen­ta­rzem w środ­ku nie było naj­szczę­śliw­szym po­my­słem.

– Za­po­mnia­łeś dodać, mój drogi Dżo­nie Pół­no­cy, że razem z kro­wa­mi wy­le­cia­ła w po­wie­trze czu­pa­ka­bra, na którą mie­li­śmy zle­ce­nie. Miesz­kań­cy wio­ski po­win­ni byli być nam wdzięcz­ni.

– Ow­szem, miesz­kań­cy wio­ski. Wła­ści­ciel sto­do­ły miał jed­nak inne zda­nie.

Ko­bie­ta mach­nę­ła lek­ce­wa­żą­co ręką.

– Ile?

– Zo­sta­ło nam sie­dem ga­le­onów i trzy sykle.

– Wam­pi­rzy lord?

– Ofe­ru­je pięć­dzie­siąt ga­le­onów za spro­wa­dze­nie córki do domu i pięć­dzie­siąt za czło­wie­ka – ży­we­go, dwa­dzie­ścia pięć za mar­twe­go.

– Miej­sce?

– Nie­da­le­ko wspo­mnia­nych Ato­mic. Bur­mistrz ofe­ru­je noc­leg w swoim dwor­ku. Mo­gli­by­śmy…

– Dwor­ku? Hmmm, jak ma dwo­rek, to po­wi­nien dać wię­cej niż dzie­sięć ga­le­onów.

– To pod­upa­dła szlach­ta.

– Pod­upa­dła czy nie, po­wi­nien za­pła­cić wię­cej. Do­brze już, do­brze. Zom­bie mo­że­my krop­nąć przy oka­zji – do­da­ła, wi­dząc roz­cza­ro­wa­nie na twa­rzy męż­czy­zny. – Oby miał pełną piw­nicz­kę.

*

– Moja córka zo­sta­ła upro­wa­dzo­na osiem dni temu.

Dżon i Kar­mil­la sie­dzie­li za dłu­gim dę­bo­wym sto­łem w pod­zie­miach ruin go­tyc­kie­go za­mczy­ska. W po­wie­trzu pa­no­wa­ła doj­mu­ją­ca wil­goć li­sto­pa­do­wej nocy.

– Upro­wa­dzo­na?

– Tak, zo­sta­wi­ła mi list. – Wam­pi­rzy lord podał Kar­mil­li per­ga­min.

 

Drogi tatku!

Za­ko­cha­łam się <3. Ko­cham Go tak mocno, mocno, mocno. Chce­my być razem. Za­mie­rza­my być razem już na za­wsze i być szczę­śli­wi. Tak bar­dzo szczę­śli­wi! Nie martw się, tatku, Ar­mand się mną za­opie­ku­je, a ja nim. Nie je­stem już małą dziew­czyn­ką, którą sa­dza­łeś sobie na ko­la­nach. Je­stem już peł­no­let­nia i nie wy­obra­żam sobie, żebym mogła spę­dzić choć jeden dzień bez Niego. Ach, czemu życie ludz­kie jest tak krót­kie??? Ko­cham Go, tatku <3.

Nie szu­kaj mnie, pro­szę.

 

Ca­łu­ję,

Clau­dia

 

– Moje dziec­ko zo­sta­ło pod­stę­pem za­bra­ne z mo­je­go domu. Ten, ten… czło­wiek, uwiódł ją i upro­wa­dził. – Wam­pir był wy­raź­nie roz­trzę­sio­ny.

– Nie wy­glą­da to na upro­wa… Auu!

Kar­mil­la wy­mie­rzy­ła Dżo­no­wi kop­nia­ka pod sto­łem.

– Jeśli mogę spy­tać, w jakim wieku jest wasza córka, lor­dzie? – po­wie­dzia­ła.

– Nie masz dzie­ci, co, łowco? – Go­spo­darz z wy­raź­ną od­ra­zą wy­po­wie­dział ostat­nie słowo, wbi­ja­jąc wzrok w Dżona.

Łow­czy­ni po­sła­ła to­wa­rzy­szo­wi ostrze­gaw­cze spoj­rze­nie.

– Nie, mój wspól­nik nie ma dzie­ci, lor­dzie. Prze­pra­szam za jego im­per­ty­nen­cję.

Wam­pir po­wo­li prze­niósł wzrok na ko­bie­tę.

– Clau­dia nie­daw­no skoń­czy­ła sto trzy­dzie­ści wio­sen. Spro­wadź­cie moją córkę całą i zdro­wą, czło­wiek… niech bę­dzie żywy. Ufam, że tra­fi­cie sami do wyj­ścia?

Kar­mil­la skło­ni­ła lekko głowę i skie­ro­wa­ła się do drzwi.

*

– Co to, do cho­le­ry, było? – wy­buch­nę­ła, gdy tylko opu­ści­li lochy.

– Prze­cież nikt tej dziew­czy­ny nie upro­wa­dził.

Dżon był pe­wien, że gdyby wzrok mógł za­bi­jać, już by leżał w ka­łu­ży krwi. Kar­mil­la wzię­ła głę­bo­ki od­dech, za­ci­snę­ła usta i ru­szy­ła szyb­kim kro­kiem przed sie­bie. Szli kilka minut w mil­cze­niu.

– Lord mówił o swo­jej córce, jakby ją wy­cho­wy­wał od ma­łe­go – rzu­cił kon­wer­sa­cyj­nym tonem męż­czy­zna, chcąc prze­rwać dłu­żą­cą się ciszę. – My­śla­łem, że wam­pi­ry się nie roz­mna­ża­ją.

– Jak ty nic nie wiesz, Dżo­nie Pół­no­cy. – Ko­bie­ta wes­tchnę­ła zi­ry­to­wa­na. – Oczy­wi­ście, że się roz­mna­ża­ją. My­śla­łeś, że można je zna­leźć w ka­pu­ście?

Ru­mie­niec oblał twarz męż­czy­zny.

– My­śla­łem, że prze­mie­nia­ją ludzi w sie­bie.

– Prze­mie­nio­ny czło­wiek jest dużo słab­szy od swo­je­go stwo­rzy­cie­la. I prę­dzej czy póź­niej po­pa­da w obłęd. Jak bę­dzie oka­zja za­po­lo­wać, to ci po­ka­żę ta­kie­go świr­pi­ra.

– To jak w takim razie?

– Wy­star­czy za­płod­nio­ne­go osob­ni­ka rasy ludz­kiej pod­dać prze­mia­nie i po dwu­dzie­stu sied­miu mie­sią­cach przy­cho­dzi na świat słabe i ślepe wam­pi­rząt­ko.

– Dwu­dzie­stu sied­miu?

– My­ślisz, że czemu wam­pi­rów jest tak mało?

Ko­bie­ta po­krę­ci­ła głową z dez­apro­ba­tą.

– Ru­szaj­my się. I na­stęp­nym razem trzy­maj gębę na kłód­kę.

*

– Pod­upa­dła szlach­ta, co?

Kar­mil­la i Dżon pa­trze­li ze wzgó­rza na roz­świe­tlo­ne i bu­zu­ją­ce ży­ciem mia­stecz­ko.

– Może z bli­ska wy­glą­da ina­czej.

– Też coś – sark­nę­ła ko­bie­ta. – Idę na cmen­tarz. Po­py­taj ludzi, może coś wie­dzą o na­szej có­ru­ni.

– Chcesz iść sama na cmen­tarz?

– Do­kład­nie. Do­łącz do mnie, jak już się cze­goś do­wiesz.

Męż­czy­zna ski­nął głową i udał się w dół zbo­cza. Ko­bie­ta skie­ro­wa­ła kroki w stro­nę wid­nie­ją­ce­go nie­opo­dal ko­ścio­ła.

*

Na­uczył się, że de­cy­zje Kar­mil­li są osta­tecz­ne, teraz jed­nak, gdy, zbli­ża­jąc się do cmen­ta­rza, usły­szał bur­cze­nie i gar­dło­we od­gło­sy, ogar­nął go nie­po­kój. Od­bez­pie­czył broń i przy­spie­szył kroku.

– DUPA BI­SKU­PA!!! Ha, ha, ha!

Dżon sta­nął jak wryty. Kar­mil­la sie­dzia­ła na dużej pły­cie na­grob­nej w kółku z grupą zom­bie i ba­wi­ła się w naj­lep­sze.

– O, Dżon, już je­steś? – po­wie­dzia­ła, ocie­ra­jąc łzy z ką­ci­ków oczu.

Głowy zom­bie ob­ró­ci­ły się w jego stro­nę, ru­cho­wi to­wa­rzy­szył nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­ny po­mruk.

– Do­wie­dzia­łeś się cze­goś?

– Dla­cze­go oni są nadzy?

– Hm?

– Wróć. Nie chcę wie­dzieć. Co ty wy­pra­wiasz?

– Jak to co, nie widać? Gramy w karty. Ścią­gaj, ścią­gaj. – Kar­mil­la zwró­ci­ła się do mło­de­go zom­bie, który stał nie­zde­cy­do­wa­ny z rę­ko­ma na za­pię­ciu spodni.

– Nie ścią­gaj!!! – ryk­nął Dżon.

– Kon­ty­nu­uj. – Kar­mil­la ski­nę­ła głową w stro­nę zom­bie. – Dżon, nie prze­sa­dzasz tro­chę? Jest cał­kiem do­brze za­kon­ser­wo­wa­ny. Po­cho­wa­li go jakiś ty­dzień temu.

– Czy JA nie prze­sa­dzam?! Ja?! Pie­nią­dze nam się koń­czą, w mia­stecz­ku nikt nic nie wie, a ty… A ty… – Męż­czy­zna aż się za­po­wie­trzył. – My­ślisz, że bur­mistrz nam za­pła­ci, jak gołe tru­po­sze za­czną roz­ła­zić się po mia­stecz­ku?!

– To, że tobie nie udało się ni­cze­go do­wie­dzieć, nie zna­czy, że ja sie­dzia­łam z za­ło­żo­ny­mi rę­ka­mi.

– Wła­śnie widzę.

– Te zom­bie żyją tu od po­ko­leń. Dużo wie­dzą.

– I jak niby z nimi roz­ma­wiasz? Char­ka­jąc i plu­jąc?

Zom­bie po­ru­szy­ły się ner­wo­wo, rzu­ca­jąc gniew­ne spoj­rze­nia w stro­nę męż­czy­zny.

– Dżon, uspo­kój się. Nie mu­sisz ich ob­ra­żać. Są oswo­je­ni i cał­kiem nie­groź­ni.

– Nie­groź­ni? To dla­cze­go bur­mistrz chce się ich po­zbyć, co? Kar­mil­la, to są zom­bie. ZOO­OM­BIE!!!

– To nie ma nic do rze­czy. Sy­na­lek bur­mi­strza się żeni, a przy­szłej żonce nie spodo­ba­ła się tu­tej­sza fauna. Zom­bie nic nie za­wi­ni­ły.

– Miej­sce zom­bie jest w ziemi – upie­rał się.

Po­sta­cie za­czę­ły wy­da­wać gar­dło­we po­mru­ki nie­za­do­wo­le­nia.

– Nie tobie o tym de­cy­do­wać, Dżon. Prze­pra­szam za to­wa­rzy­sza. – Kar­mil­la zwró­ci­ła się w stro­nę zom­bie. – Jest tro­chę nie­oby­ty w świe­cie. Pra­cu­je­my nad po­sze­rza­niem ho­ry­zon­tów.

Dżon otwo­rzył usta i zaraz je za­mknął, nie wy­da­jąc dźwię­ku.

– O pie­nią­dze się nie martw, oprócz zbu­twia­łych szmat wy­gra­łam też tro­chę kosz­tow­no­ści. Naj­wy­raź­niej upa­dła szlach­ta lubi grze­bać swo­ich na bo­ga­to – po­wie­dzia­ła Kar­mil­la.

– Dzię­ki za par­tyj­kę – rzu­ci­ła w stro­nę roz­pa­da­ją­cej się grup­ki. – Łachy mo­że­cie za­trzy­mać – do­da­ła, otrze­pu­jąc spodnie. – Naj­wyż­szy czas wpro­sić się na we­se­le.

*

– To jaki mamy plan? – spy­tał Dżon, gdy opusz­cza­li cmen­tarz.

– Plan? Wbi­ja­my się na im­pre­zę. Ja będę mówić, ty mil­czeć.

– Skoro ce­re­mo­nia jest dzi­siaj, nie le­piej by­ło­by po­cze­kać na pań­stwa mło­dych w ko­ście­le?

– Nie żar­tuj – prych­nę­ła po­gar­dli­wie ko­bie­ta. – Który sza­nu­ją­cy się kle­cha udzie­li ślubu wam­pi­rzy­cy i czło­wie­ko­wi?

– Hmm, może taki, który ho­du­je zom­bie w przy­ko­ściel­nym ogród­ku? – rzu­cił z prze­ką­sem Dżon.

– Już za­po­mnia­łeś, że oj­ciec pana mło­de­go chciał po­wy­ry­wać mu wszyst­kie sa­dzon­ki?

Nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, Kar­mil­la ru­szy­ła w stro­nę mia­stecz­ka.

– Dla­cze­go mam wra­że­nie, że ta misja nie skoń­czy się do­brze… – wy­mam­ro­tał Dżon.

– Co ty tam ję­czysz?

– Nic, nic. – Męż­czy­zna szyb­ko do­go­nił to­wa­rzysz­kę.

*

– Je­stem Kar­mil­la, a to mój wspól­nik, Dżon Pół­no­cy. Przy­by­li­śmy pomóc w usu­nię­ciu zom­bie. – Ko­bie­ta za­ma­cha­ła bur­mi­strzo­wi ogło­sze­niem przed nosem.

– Ach, tak, tak, rze­czy­wi­ście, tak. Jak wi­dzi­cie, czas wa­szej wi­zy­ty jest… – Wzrok męż­czy­zny padł na ka­ra­bi­nek na ra­mie­niu łow­czy­ni. – Tro­chę, eee, nie­for­tun­ny – do­koń­czył nie­skład­nie.

– Nie­for­tun­ny? – ko­bie­ta unio­sła lekko brwi, po czym spoj­rza­ła na swo­je­go to­wa­rzy­sza.

– Ży­wi­łem na­dzie­ję, iż ktoś się zjawi dużo wcze­śniej – wy­ja­śnił szyb­ko bur­mistrz.

– Czyli zle­ce­nie jest już nie­ak­tu­al­ne?

– Nie, zna­czy tak, zna­czy, wciąż jest ak­tu­al­ne. Tylko…

– Do­sko­na­le. Po­dej­mu­je­my się. Tu jest na­pi­sa­ne – łow­czy­ni po­now­nie za­ma­cha­ła świst­kiem pa­pie­ru przed nosem męż­czy­zny – że zle­ce­nio­daw­ca gwa­ran­tu­je wy­ży­wie­nie i noc­leg. Świet­nie się skła­da. Gra­tu­la­cje dla pań­stwa mło­dych z oka­zji ślubu. – Kar­mil­la uści­snę­ła dłoń bur­mi­strza i skie­ro­wa­ła się w głąb sali.

*

– O, nie­za­po­wie­dzia­ni go­ście. Jak miło! – Dziew­czy­na o wło­sach ko­lo­ru zboża po­de­szła ta­necz­nym kro­kiem do no­wo­przy­by­łych.

– Wszyst­kie­go do­bre­go z oka­zji ślubu – po­wie­dział Dżon.

– Dzię­ku­je­my, dzię­ku­je­my. – Ko­bie­ta cała roz­pły­wa­ła się w uśmie­chach.

– Pan młody coś blado wy­glą­da – rzu­ci­ła Kar­mil­la lekko.

– To przez ten stres, praw­da, ko­cha­nie? – za­szcze­bio­ta­ła świe­żo upie­czo­na żona i po­gła­ska­ła męż­czy­znę po po­licz­ku.

Ten za­śmiał się ner­wo­wo.

– Je­ste­ście łow­ca­mi, praw­da? Od razu po­zna­łam.

– Tak, je­stem Kar­mil­la, a to Dżon. Mamy usu­nąć zom­bie z oko­li­cy. – Kar­mil­la wy­cią­gnę­ła dłoń do mło­dej ko­bie­ty.

– Och! Jak wspa­nia­le! – Dziew­czy­na za­kla­ska­ła w ręce z ra­do­ści. – Praw­da, że wspa­nia­le, ko­cha­nie? Na­resz­cie ktoś po­zbę­dzie się tego plu­ga­stwa.

– Tak. W każ­dym razie wszyst­kie­go naj­lep­sze­go, em… – po­wie­dzia­ła łow­czy­ni, co­fa­jąc dłoń.

– Clau­dio, je­stem Clau­dia, a to jest Ar­mand. Praw­da, że ro­man­tycz­nie?

Kar­mil­la i Dżon spoj­rze­li po sobie.

– Yyy, tak. Wspa­nia­ły ślub. Wszyst­kie­go najle…

– Och! Wy­bacz­cie, mu­si­my po­dzię­ko­wać papie, praw­da, ko­cha­nie? – Ko­bie­ta prze­rwa­ła łow­czy­ni w pół słowa i zwró­ci­ła się do męża, zu­peł­nie za­po­mi­na­jąc o swo­ich roz­mów­cach. – Już nie mo­głam pa­trzeć na te pa­skudz­twa. Ten smród zgni­łej krwi. Uch. Wresz­cie będę mogła ode­tchnąć. Ach, tak się cie­szę…

Dżon i Kar­mil­la od­pro­wa­dzi­li parę wzro­kiem.

– Co my­ślisz? – spy­tał Dżon.

– Marna z niej ak­tor­ka – mruk­nę­ła Kar­mil­la.

Łowca przy­tak­nął. Po­dzie­lał zda­nie to­wa­rzysz­ki.

– A on? – za­py­tał.

– Trud­no po­wie­dzieć. Po­ob­ser­wuj­my ich jesz­cze tro­chę. Przy­nieś mi whi­sky z colą.

Dżon od­da­lił się bez słowa.

*

– Och, Dżon, Dżon, Dżo­oon! Dżon? To już ko­niec? Ale, ale… do pół­no­cy jesz­cze da­le­ko – za­pisz­czał fal­se­tem męż­czy­zna w ofi­cer­skim mun­du­rze i szy­deł­ko­wej ser­we­cie upię­tej na czub­ku głowy.

– Zi­gno­ruj ich – rzu­ci­ła przez zęby Kar­mil­la do swo­je­go to­wa­rzy­sza.

– Kar­mil­lo, ach, moja Kar­mil­lo! Twej urody po­ra­żon mój in­stru­ment nagle nie­spraw­ny stał się! O, Kar­mil­lo! – Drugi męż­czy­zna opu­ścił w dra­ma­tycz­nym ge­ście sza­blę i ukrył twarz w dło­niach.

– O, Dżon!

– O, Kar­mil­lo!

Męż­czyź­ni padli sobie w ob­ję­cia.

– Dosyć tego. – Łow­czy­ni się­gnę­ła po broń.

– Za­cze­kaj. – Dżon zła­pał ją za rękę. – Spójrz. – Wska­zał na no­wo­żeń­ców przy­glą­da­ją­cych się scen­ce z rogu sali. Oczy Kar­mil­li i panny mło­dej spo­tka­ły się. Ko­bie­ty przez chwi­lę przy­glą­da­ły się sobie.

– Pora za­cząć wła­ści­we przed­sta­wie­nie – po­wie­dzia­ła Kar­mil­la pół­gło­sem. – Nie bę­dziesz miał dużo czasu. Jak tylko za nami wejdą, mu­sisz po­sta­wić glif straż­ni­czy.

Dżon ski­nął głową.

– Idzie­my – rzu­ci­ła.

Pod­nie­śli się bez­sze­lest­nie i skie­ro­wa­li kroki ku opu­sto­sza­łej sali dla graj­ków. Clau­dia i Ar­mand ru­szy­li za nimi. W ślad za pań­stwem mło­dy­mi kilka po­sta­ci nie­po­strze­że­nie odłą­czy­ło się od tłumu we­sel­ni­ków.

*

Ary­sto­te­les-ó-ów

wiel­ki fi­lo­zof,

wiel­ki fi­lo­zof

 

Na drew­nia­nym po­de­ście za­wo­dził męż­czy­zna w roz­cheł­sta­nej ru­basz­ce i dziu­ra­wych ka­le­so­nach. W jed­nej ręce trzy­mał sza­blę, w dru­giej pustą do po­ło­wy bu­tel­kę. Mu­zy­cy sie­dzie­li pod ścia­ną i za­gry­za­li wódkę chle­bem.

 

Sprze­dał spodnie zn-ó-ów

Sprze­dał spodnie zn-ó-ów

Za go­rzał­ki sztof

Za go­rzał­ki szto-o-of

 

– kon­ty­nu­ował so­li­sta, przy­tu­la­jąc bu­tel­kę do pier­si.

Pań­stwo mło­dzi uka­za­li się w progu, gdy Dżon koń­czył kre­ślić se­kwen­cję zna­ków w po­wie­trzu.

– Po­lu­je­cie na zom­bie, co? – Clau­dia spoj­rza­ła na sre­brzy­stą pie­częć, która za­czę­ła wi­bro­wać za jej ple­ca­mi i wy­dę­ła usta. – Nie­ład­nie tak… – Wam­pi­rze szpo­ny roz­ora­ły ścia­nę w miej­scu, w któ­rym se­kun­dę wcze­śniej stał Dżon. – …KŁA­MAĆ!

– Nawet nie­źle się ru­szasz. – Wam­pi­rzy­ca zmie­rzy­ła męż­czy­znę ła­ko­mym wzro­kiem. – Nie to, co moje ko­cha­nie, ale nawet, nawet. Niech zgad­nę, tatko was przy­słał? – rzu­ci­ła z uśmie­chem w stro­nę Kar­mil­li.

Łow­czy­ni mie­rzy­ła do niej ze swo­je­go mi­ni-be­ry­la.

– Uznam to za od­po­wiedź twier­dzą­cą. Nie do twa­rzy ci z taką dużą pu­kaw­ką – za­drwi­ła wam­pi­rzy­ca.

– Za to tobie bar­dzo. Pod ścia­nę, go­łą­becz­ki – wark­nę­ła Kar­mil­la w stro­nę pań­stwa mło­dych.

– Oba­wiam się, że mu­si­my od­mó­wić. Ko­cha­nie, nie są­dzisz, że naj­wyż­szy czas po­zbyć się nie­pro­szo­nych gości?

Ko­cha­nie w mgnie­niu oka rzu­ci­ło się na Dżona. Clau­dia zro­bi­ła kilka kro­ków w przód, osten­ta­cyj­nie wy­su­wa­jąc pa­zu­ry.

– Zo­staw­my męż­czyzn ich spra­wom i po­roz­ma­wiaj­my jak ko­bie­ta z ko­bie­tą – rze­kła gło­sem ocie­ka­ją­cym sło­dy­czą.

Kar­mil­la zer­k­nę­ła na ko­tłu­ją­cych się męż­czyzn.

– Z przy­jem­no­ścią, suko – po­wie­dzia­ła i od­da­ła krót­ką serię w stro­nę Clau­dii.

– Uch, cóż za język. Ale mu­sisz się bar­dziej po­sta­rać. – Wam­pi­rzy­ca bły­ska­wicz­nie zmniej­szy­ła dzie­lą­cy ją od Kar­mil­li dy­stans i wy­pro­wa­dzi­ła cios.

– Tro­chę le­piej – za­śmia­ła się Clau­dia – ale jesz­cze nie do­brze.

Siła ko­lej­ne­go ude­rze­nia po­sła­ła Kar­mil­lę kilka łokci do tyłu.

– Nie­daw­no skoń­czy­łaś sto trzy­dzie­ści wio­sen? – Łow­czy­ni spoj­rza­ła na prze­ora­ną pa­zu­ra­mi broń i za­mie­rzy­ła się na prze­ciw­nicz­kę.

– Sto trzy­dzie­ści? – po­wtó­rzy­ła wam­pi­rzy­ca, ro­biąc unik, i par­sk­nę­ła śmie­chem. Jej oczy na­bra­ły czer­wo­nej barwy. – Mam dwa razy tyle.

Kar­mil­la od­rzu­ci­ła bez­u­ży­tecz­ne­go be­ry­la i wy­su­nę­ła pa­zu­ry.

– O-ho, widzę, że masz w sobie do­miesz­kę szla­chet­nej krwi. Ale kilka kro­pel to zde­cy­do­wa­nie za mało – rzu­ci­ła Clau­dia. – Chyba naj­wyż­szy czas pod­nieść po­ziom trud­no­ści. – Za­mach­nę­ła się i jed­nym ru­chem ręki ze­rwa­ła pie­częć. – Glify straż­ni­cze to dla mnie nic.

Salę za­la­ła fala bie­siad­ni­ków, na­pie­ra­jąc na wal­czą­cych u wej­ścia męż­czyzn. Ar­mand przy­gniótł łowcę do ścia­ny, za­ci­ska­jąc dło­nie na jego krta­ni.

– Dżon! – krzyk­nę­ła Kar­mil­la, wy­szar­pu­jąc śpie­wa­ko­wi oręż z ręki.

Sza­bla prze­le­cia­ła przez pokój i utkwi­ła we fra­mu­dze drzwi, uprzed­nio prze­bi­ja­jąc szyję Ar­man­da. Dżon uchy­lił się w ostat­niej chwi­li. Clau­dia za­wy­ła i pu­ści­ła się w jego stro­nę.

– Kurwa, Dżon! Rusz się! – Łow­czy­ni pró­bo­wa­ła uto­ro­wać sobie drogę do to­wa­rzy­sza.

– Uwa­żaj! – wrza­snął Dżon w od­po­wie­dzi.

Roz­wście­czo­ny śpie­wak za­mach­nął się bu­tel­ką i tra­fił Kar­mil­lę w skroń. Ko­bie­ta za­chwia­ła się, nie­mal­że tra­cąc rów­no­wa­gę. Ob­dar­tus z wrza­skiem rzu­cił się jej na plecy i oboje ru­nę­li na pod­ło­gę. Kiedy Dżo­no­wi wresz­cie udało się prze­drzeć do swo­jej to­wa­rzysz­ki, męż­czy­zna przy­mie­rzał się do ugry­zie­nia. Łowca jed­nym kop­nię­ciem po­zbył się na­past­ni­ka.

– Ży­jesz?

– Do kurwy nędzy, zdą­ży­ła chyba wszyst­kich po­gryźć. – Łow­czy­ni otar­ła ręką krew, za­le­wa­ją­cą jej twarz i pod­nio­sła się z kolan.

– Nie mieli być słabi? – za­py­tał Dżon, od­da­jąc serię strza­łów w naj­bliż­sze­go świr­pi­ra, który za­to­czył się, ale nie upadł.

– Słab­si od stwo­rzy­cie­la, cho­le­ra, czy ty mnie kie­dy­kol­wiek słu­chasz?!

– Za­wsze! – od­krzyk­nął Dżon. – I za to mnie ko­chasz – wy­szcze­rzył zęby w uśmie­chu, wy­mie­rza­jąc cios kolbą jed­ne­mu z bie­siad­ni­ków.

– Chciał­byś. – Kar­mil­la prze­wró­ci­ła ocza­mi, a kącik jej ust uniósł się nie­znacz­nie.

Stali teraz ple­ca­mi do sie­bie, ota­cza­li ich we­sel­ni­cy.

– I co teraz?

– Ar­mand, Ar­mand… – za­wo­dzi­ła panna młoda w kącie.

Kar­mil­la spoj­rza­ła Dżo­no­wi w oczy.

– Po­ra­dzisz sobie? – za­py­tał, kre­śląc znaki na przed­ra­mie­niu.

Przy­tak­nę­ła.

– Nie daj się zabić – rzu­cił, po czym ak­ty­wo­wał glif ochron­ny. – Na po­tę­gę Po­sęp­ne­go Cze­re­pu, mocy przy­by­waj! – za­in­to­no­wał. – O, panie mroku, przy­by­waj! O, pani wiecz­ne­go snu…

– Nie ma opcji – wy­ce­dzi­ła przez za­ci­śnię­te zęby Kar­mil­la, wy­mie­rza­jąc kop­nia­ka naj­bliż­sze­mu we­sel­ni­ko­wi.

– O, Do­mi­ne Sanc­ti, Sacri et Pro­fa­ni, bo­go­wie wojny i krwi, Mar­sie, Sni­ker­sie…

– Szyb­ciej, na mi­łość boską!

– Da­imo­sie,ter­mo­sie,pa­tro­nu­sie…

– Dżon!

– Nie­złom­ny­ry­ce­rzu­ciem­no­ści­sy­ren­ko­fia­cie­sto­dwa­dzie­ścia­sześć­pe­ko­lo­sie­kro­no­sie­pe­ka­esie!JUŻ!

Krąg świa­tła oto­czył wal­czą­cych.

***

Ce­sarz, syn od­wa-a-a-agi,

I heros Pom­pe­jusz,

I heros Pom­pe­jusz

 

– rzę­ził ko­na­ją­cy śpie­wak w kącie.

 

Sprze­da­wa­li szpaa-a-ady

Sprze­da­wa­li szpaa-a-ady

Za tę samą cenę,

Za tę samą ce-e-enę.

 

– Kar­mil­la?

– Hm?

– Od­pu­ść­my sobie po­pra­wi­ny, co?

– …

 

~Fin~

 

 

Blo­opers

 

– Dżon, Dżon, jak ty nic nie…

– Aaaaaa! Ko­niec, ko­niec. Mam dość! Do­oooość!

 

 

*Wal­cząc o mi­łość, utra­ci­li­śmy nie­win­ność.

**Pio­sen­ka za­czerp­nię­ta z: Alek­san­der Ku­prin, We­se­le, w tłu­ma­cze­niu René Śli­wow­skie­go

 

Koniec

Komentarze

Zanim sko­men­tu­ję, musze się za­sta­no­wić nad tym sza­leń­stwem :). We­se­le w Ato­mi­cach przy­wo­ła­łaś, nie po­wiem, nie po­wiem. Mroż­ka lubię.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Też na­pi­szę bar­dzie roz­bu­do­wa­ny ko­men­tarz, jak już ochło­nę, bo się mocno uba­wi­łam przy lek­tu­rze. Ogól­nie wy­gra­łaś mnie Dżo­nem Pół­no­cy, jak to zo­ba­czy­łam, byłam tak uha­ha­na za każ­dym razem czy­ta­jąc słowo Dżon, że wszyst­ko inne zlało się w do­sko­na­łą ca­łość, do któ­rej nie mam żad­nych za­strze­żeń. Dżon Pół­no­cy <3

To­mor­row, and to­mor­row, and to­mor­row, Cre­eps in this petty pace from day to day, To the last syl­la­ble of re­cor­ded time; And all our yester­days have li­gh­ted fools The way to dusty death.

@mr.maras,

w takim razie cze­kam na ko­men­tarz z nie­cier­pli­wo­ścią :)

 

@ro­se­bel­le,

cie­szę się ogrom­nie, że do­brze się ba­wi­łaś czy­ta­jąc mój tekst <3 Tak, Dżon Pół­no­cy zde­cy­do­wa­nie ma swój urok ~^^~

It's ok not to.

Hmmm, na­ro­bi­łaś mi ape­ty­tu tymi Ato­mi­ca­mi (ech, od dziec­ka lubię to “We­se­le”…), a potem zwy­kła rą­ban­ka bez więk­sze­go ładu i skła­du. Ale nie­wy­klu­czo­ne, że ja­kieś fajne na­wią­za­nia prze­szły mi koło nosa. Dżon Pół­no­cy na przy­kład nic mi nie mówi.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Tekst mi się po­do­bał, jed­nak wy­łą­cza­jąc za­koń­cze­nie, któ­re­go nomen omen nie ma – choć­by od­po­wie­dzi czy do­star­czy­li wam­pi­rzy­ce do ta­tu­sia. Po­zo­sta­ły tekst uzna­ję za udany tak warsz­ta­to­wo jak i fa­bu­lar­nie. Po­sta­cie mają po­ten­cjał na roz­wi­nię­cie w in­nych opo­wia­da­niach.

A – jesz­cze nie po­do­ba mi się tytuł. Kom­plet­nie nie po­wią­za­ny z opo­wie­ścią.

 

Fin­kla – co do naj­bar­dziej oczy­wi­stych na­wią­zań:

Dżon Pół­no­cy – Jon Snow

Na po­tę­gę po­sęp­ne­go cze­re­pu – He-Man

He-Ma­na sko­ja­rzy­łam. W tej wy­li­czan­ce Dżona różne rze­czy były.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

@Fin­kla,

dzię­ki za ko­men­tarz. Szko­da, że nie po­de­szło. Na­wią­zań róż­ne­go ro­dza­ju i stop­nia ich “sub­tel­no­ści” jest wiele – cho­ciaż­by imio­na wszyst­kich bo­ha­te­rów + parę in­nych smacz­ków, ale zdaje sobie spra­wę, że ich roz­po­zna­wal­ność jest mocno zwią­za­na z oso­bi­sty­mi do­świad­cze­nia­mi li­te­rac­ko-kul­tu­ro­wy­mi :) Do­dat­ko­wo, roz­po­zna­nie nie jest żadną gwa­ran­cją, że roz­ba­wi. Fa­bu­ła z za­ło­że­nia nie miała być od­kryw­cza. Co do rą­ban­ki, o ile do­mi­nu­je w dru­giej czę­ści opka, to na pewno tekst się do niej nie ogra­ni­cza.

 

@Na­tan,

faj­nie, że wpa­dłeś :) Za­koń­cze­nie urwa­ne tak jak i im­pre­za ;) Co do ty­tu­łu, od­no­si się do misz-ma­szu na­wia­ząń i kon­wen­cji, a nie do samej tre­ści. Cie­szę się, że wi­dzisz po­ten­cjal­ny dal­szy ciąg.

It's ok not to.

Nie ogra­ni­cza, praw­da. Przy­ję­cie zle­ceń od nie­ja­ko kon­ku­ren­cyj­nych grup fajne. I przez więk­szość tek­stu wszyst­ko mi się bar­dzo po­do­ba­ło. Tylko ta jatka na końcu każ­dy-na-każ­de­go po­psu­ła wra­że­nia. Jak­byś nie miała kon­cep­cji, w jaki spo­sób bo­ha­te­ro­wie mogą wy­łu­dzić kasę od jed­ne­go i dru­gie­go zle­ce­nio­daw­cy, więc wszyst­kich po­za­bi­ja­łaś.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nie pa­trzy­łam na to w ten spo­sób ;) Cho­dzi­ło mi o przed­sta­wie­nie sy­tu­acji, która wy­mknę­ła im się spod kon­tro­li, ko­lej­ny raz zresz­tą, vide: misja z czu­pa­ka­brą. Z jed­nej stro­ny para kom­pe­tent­nych (dość ;)) łow­ców, a z dru­giej żad­nej misji nie po­tra­fią do­pro­wa­dzić przy­zwo­icie do końca :P

It's ok not to.

Hehe, sporo alu­zji do dzieł po­pkul­tu­ry. Pry­chłem już przy “nic nie wiesz, Dżo­nie Pół­no­cy”, potem też były za­baw­ne scen­ki, jak Kar­mil­la gra­ją­ca z zom­bia­ka­mi. Ge­ne­ral­nie to zbiór ab­sur­dal­nych gagów, cał­kiem do­brze zmon­to­wa­nych i po­la­nych kli­ma­tem ab­sur­du. Czy­ta­ło mi się do do­brze, ale jakoś więk­sze­go śladu nie zo­sta­wi­ło. Ot, hi­sto­ryj­ka dobra do obia­du i do ro­ze­rwa­nia :)

Wadą de­fi­ni­tyw­nie bę­dzie, że jeśli ktoś nie za­ła­pie wszyst­kich na­wią­zań, to od­bi­je się od czę­ści gagów. Ale coś za coś ;)

Pod­su­mo­wu­jąc: po­ciesz­na lek­tu­ra. Dobry, choć nie jakiś szcze­gól­ny, pokaz fa­jer­wer­ków.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Czy­ta­ło się bar­dzo faj­nie, lekko i przy­jem­nie – tak, jak lubię :)

Do­cze­pił­bym się je­dy­nie ostat­niej sceny. Mam wra­że­nie, że wkra­dło się nieco cha­osu i nie za­wsze wie­dzia­łem o co cho­dzi, i co się wła­śnie dzie­je, np.

 

– Z przy­jem­no­ścią, suko – po­wie­dzia­ła i od­da­ła krót­ką serię w stro­nę Clau­dii. - Nie ma żad­nej re­ak­cji po serii z mini Be­ry­la. Do­my­ślam się, że Kar­mil­la spu­dło­wa­ła, ale nie jest to dla mnie jasne.

– Uch, cóż za język. Ale mu­sisz się bar­dziej po­sta­rać. – Wam­pi­rzy­ca bły­ska­wicz­nie zmniej­szy­ła dzie­lą­cy ją od Kar­mil­li dy­stans i wy­pro­wa­dzi­ła cios.

– Tro­chę le­piej – za­śmia­ła się – ale jesz­cze nie do­brze. – Za­śmia­ła się Kar­mil­la czy Clau­dia?

Siła ko­lej­ne­go ude­rze­nia po­sła­ła Kar­mil­lę kilka łokci do tyłu.

 

 

 

 

Paper is dead wi­tho­ut words; Ink idle wi­tho­ut a poem; All the world dead wi­tho­ut sto­ries; /Ni­gh­twish/

@No­Whe­re­Man,

 

dzię­ki za wi­zy­tę :). Tekst po­wstał jako od­trut­ka na rze­czy­wi­stość i miał za­pew­nić roz­ryw­kę, tak mnie pod­czas pi­sa­nia, jak i czy­tel­ni­ko­wi pod­czas lek­tu­ry. Jeśli się udało, to czuję się usa­tys­fak­cjo­no­wa­na :)

 

@El Lobo Muy­ma­lo,

 

cie­szę sie, że się spodo­ba­ło :) Dodam Clau­dię do kwe­stii dia­lo­go­wej, nad pierw­szą po­praw­ką muszę jesz­cze po­my­śleć.

It's ok not to.

Przy­jem­na hi­sto­ryj­ka, czy­ta­ło się do­brze. Sporo faj­nych na­wią­zań, szcze­gól­nie John Pół­no­cy. 

I pe­reł­ka, przy któ­rej po­rząd­nie się uśmia­łem: “Da­imo­sie,ter­mo­sie,pa­tro­nu­sie…” :)

Super, że in­kan­ta­cja wy­war­ła od­po­wied­nie wra­że­nie ;-)

Dzię­ki za wi­zy­tę :)

It's ok not to.

Lubię takie opo­wia­da­nia – w swej for­mie są do­wo­dem na brak gra­nic w li­te­ra­tu­rze, uka­zu­ją po­tę­gę au­to­ra, który może zro­bić… no wła­śnie wszyst­ko.

Tutaj za­czę­łaś dość stan­dar­do­wo, choć woń sa­ty­ry uno­si­ła się wła­ści­wie od pierw­szych zdań. Faj­nie za­ry­so­wa­na re­la­cja bo­ha­te­rów, a takie drob­nost­ki, jak to whi­sky z colą, do­brze bu­du­ją im­mer­sję. Tempo od­po­wied­nie, humor może nie na­zbyt wy­ra­fi­no­wa­ny, ale kon­se­kwent­ny i cóż… fajny ;D

Koń­ców­ka to już to­tal­ny od­jazd, dzie­je się tam wszyst­ko, a in­kan­ta­cja jest tego uko­ro­no­wa­niem – czego tam nie było XD Dla mnie naj­sil­niej­sze ze słów mocy to zde­cy­do­wa­nie: “Po­sęp­ny Cze­rep” (coś mi się ko­ja­rzy, to z kre­sków­ki?), “Snic­kers” i “Fiat­sto­dwa­dzie­ścia­sześć­pe”. W sumie spraw­dzi­ło się – czym dłuż­sza in­kan­ta­cja, tym sil­niej­sza.

Na minus pro­sto­ta fa­bu­ły i wy­god­ny zbieg oko­licz­no­ści, że na­rze­czo­nym wam­pi­rzy­cy jest syn bur­mi­strza, który ma pro­blem z zom­bie, ale z dru­giej stro­ny, wiem, że zro­bi­łaś tak w zgo­dzie z za­mie­rze­nia­mi. Miało być szyb­ko i roz­ryw­ko­wo, no i było.

Ach, no i minus za “nic nie wiesz…” – ależ mnie to wku­rza­ło! Tak w książ­ce, jak i se­ria­lu ;PP

Warsz­ta­to­wo ład­nie i zgrab­nie.

Kar­mil­la od­rzu­ci­ła bez­u­ży­tecz­ne­go be­ry­la i wy­su­nę­ła pa­zu­ry.

To na­to­miast takie… smut­ne ;P

 

Tyle ode mnie. Na­le­ży się stem­pel ja­ko­ści, bo w swo­jej li­dzie opo­wia­da­nie na­praw­dę udane.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu prze­strze­ni ani mi­ło­ści. Jest tylko cisza."

Dzię­ki za wi­zy­tę, ob­szer­ny ko­men­tarz i stem­pel. Cie­szy mnie, że zwró­ci­łeś uwagę na fia­ta­sto­dwa­dzie­ścia­sześć­pe. Żadna po­rząd­na in­kan­ta­cja nie może się bez niego obyć XD

Po­sęp­ny cze­rep to z He-ma­na.

 

Ach, no i minus za “nic nie wiesz…” – ależ mnie to wku­rza­ło!

Po­zwo­lę sobie za­cy­to­wać frag­ment tek­stu w od­po­wie­dzi:

 

– Dżon, Dżon, jak ty nic nie…

– Aaaaaa! Ko­niec, ko­niec. Mam dość! Do­oooość!

 

 

Kar­mil­la od­rzu­ci­ła bez­u­ży­tecz­ne­go be­ry­la i wy­su­nę­ła pa­zu­ry.

To na­to­miast takie… smut­ne ;P

Beryl sam się na SB zgło­sił :P

 

It's ok not to.

Cie­szy mnie, że zwró­ci­łeś uwagę na fia­ta­sto­dwa­dzie­ścia­sześć­pe. Żadna po­rząd­na in­kan­ta­cja nie może się bez niego obyć XD

Ach! To by wy­ja­śnia­ło, dla­cze­go w śre­dnio­wie­czu nie udało się stwo­rzyć ka­mie­nia fi­lo­zo­ficz­ne­go! ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Zacny wzór wzię­łaś na tapet, ale efekt nie wzbu­dził we mnie szcze­gól­nych od­czuć. Prze­czy­ta­łam bez przy­kro­ści, ale chyba też bez na­le­ży­te­go zro­zu­mie­nia, bo nic mnie spe­cjal­nie nie roz­ba­wi­ło, a fi­na­ło­wa bójka wręcz znu­ży­ła.

 

– I wy­ży­wie­nie na – męż­czy­zna gład­ko uchy­lił się przed le­cą­cą w niego szklan­ką z whi­sky – na czas misji – do­koń­czył tym samym tonem. –> – I wy­ży­wie­nie naMęż­czy­zna gład­ko uchy­lił się przed le­cą­cą w niego szklan­ką z whi­sky. – na czas misji – do­koń­czył tym samym tonem.

Skąd mam wie­dzieć, jakim tonem do­koń­czył, skoro nie wiem, jakim tonem za­czął?

 

– Ofe­ru­je pięć­dzie­siąt ga­le­onów za spro­wa­dze­nie córki do domu i pięć­dzie­siąt za czło­wie­ka – ży­we­go, dwa­dzie­ścia pięć za mar­twe­go. –> Do­dat­ko­wa pół­pau­za spra­wia, że wy­po­wiedź staje się mało czy­tel­na.

 

– Yyy, tak. Wspa­nia­ły ślub. Wszyst­kie­go najle.. –> – Yyy, tak. Wspa­nia­ły ślub. Wszyst­kie­go najle

Wie­lo­kro­pek ma za­wsze trzy krop­ki.

 

W ślad za pań­stwem mło­dym… –> W ślad za pań­stwem mło­dymi

 

– Nie­ład­nie tak – wam­pi­rze szpo­ny roz­ora­ły ścia­nę w miej­scu, w któ­rym se­kun­dę wcze­śniej stał Dżon – KŁA­MAĆ! –> – Nie­ład­nie takWam­pi­rze szpo­ny roz­ora­ły ścia­nę w miej­scu, w któ­rym se­kun­dę wcze­śniej stał Dżon. – KŁA­MAĆ!

 

Łow­czy­ni mie­rzy­ła do niej ze swo­je­go Mi­ni-Be­ry­la. –> Nazwę broni za­pi­su­je­my małą li­te­rą.

 

Łow­czy­ni spoj­rza­ła na prze­ora­ną pa­zu­ra­mi broń… –> Czy pa­zu­ry mogą prze­orać ka­ra­bi­nek?

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Po­do­ba­ło mi się do mo­men­tu do­pó­ki nie po­ja­wi­ło się obo­wiąz­ko­we we­se­le. Bo po­czą­tek fajny – lekki, ale z ory­gi­nal­ny­mi przy­pra­wa­mi (pierw­sza scena, kwe­stia roz­mna­ża­nia wam­pi­rów, karty z zom­bia­ka­mi). Czy­ta­ło się gład­ko i tak jakoś sym­pa­tycz­nie. Może fak­tycz­nie za dużo tego “Dżona Pół­no­cy” – żart po­wta­rza­ny kilka razy za­czy­na draż­nić. Bra­ko­wa­ło mi też mo­men­ta­mi di­da­ska­liów.

Po­sy­pa­ło się w roz­mo­wie Kar­mil­li z Clau­dią – po­wia­ło kli­ma­ta­mi z zu­peł­nie in­ne­go kon­kur­su (wiesz, o który mi cho­dzi? ;) A potem jesz­cze ta nagła zmia­na kli­ma­tu – żarty z Dżona zu­peł­nie wy­ję­te z ka­pe­lu­sza, pio­sen­ka też taka od czapy, mia­łem po­czu­cie, że gdzieś po dro­dze zgi­nął Ci jeden roz­dział, wpro­wa­dza­ją­cy w na­strój za­ba­wy, wią­żą­cy jakoś bo­ha­te­rów z we­sel­ni­ka­mi, przy­go­to­wu­ją­cy osta­tecz­ną kon­fron­ta­cję. Sama obie­cy­wa­łaś to sło­wa­mi “Po­ob­ser­wuj­my ich jesz­cze tro­chę”. Nie wie­dzia­łem, czy to co opi­su­jesz dalej to jakiś pi­jac­ki wid, czy za­ba­wa formą, któ­rej nie ro­zu­miem. Nie do­szu­ka­łem się też do­mknię­cia wątku zom­bie.

@ Fin­kla,

 

Twoja teo­ria wy­da­je mi się być wiel­ce praw­do­po­dob­na.

 

@ Reg,

li­czy­łam się z tym, że opo­wia­da­nie nie każ­de­go roz­ba­wi. Mimo to cie­szę się, że przy­naj­mniej przy­kro­ści nie było :). Dzię­ki za wska­za­nie uste­rek. Co trze­ba, po­pra­wię.

 

Łow­czy­ni spoj­rza­ła na prze­ora­ną pa­zu­ra­mi broń… –> Czy pa­zu­ry mogą prze­orać ka­ra­bi­nek?

Wam­pi­rze, ow­szem :)

 

@ Co­bold,

dzię­ki za wi­zy­tę. Faj­nie, że cho­ciaż czę­ścio­wo opko przy­pa­dło do gustu. Co do di­da­ska­liów tro­chę się oba­wia­łam tego za­rzu­tu.

 

po­wia­ło kli­ma­ta­mi z zu­peł­nie in­ne­go kon­kur­su

Nie­ste­ty nie ko­ja­rzę :(

 

A potem jesz­cze ta nagła zmia­na kli­ma­tu – żarty z Dżona zu­peł­nie wy­ję­te z ka­pe­lu­sza, pio­sen­ka też taka od czapy,

Chyba byłam świad­kiem zbyt wielu nie­wy­bred­nych we­sel­nych żar­tów w wy­ko­na­niu pod­pi­tych panów…

 

Nie do­szu­ka­łem się też do­mknię­cia wątku zom­bie.

Zom­bie dalej za­miesz­ku­ją przy­ko­ściel­ny cmen­tarz i mają się do­brze :)

It's ok not to.

No to muszę uni­kać wam­pi­rzych pa­zu­rów. :)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Zde­cy­do­wa­nie. A na we­se­lach to już na pewno :D

It's ok not to.

Wesel uni­kam jak ognia! ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

No, nie owi­ja­jąc w ba­weł­nę, nie po­de­szło. Tro­chę późno się zo­rien­to­wa­łem, że to ma być coś w ro­dza­ju pa­sti­szu czy pa­ro­dii. Ale jakoś nie roz­ba­wi­ło (pew­nie w dużej mie­rze dla­te­go, że nie za­ła­pa­łem wielu na­wią­zań i alu­zji), a w póź­niej­szych sce­nach walki się zu­peł­nie po­gu­bi­łem kto z kim i dla­cze­go. Fa­bu­ła też taka z bar­dziej cha­otycz­nych. Lubię ab­surd, ale tutaj mnie tro­chę przy­tło­czył. :) 

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

@ Reg,

To ra­czej nic Ci nie grozi :-)

 

@Szysz­ko­wy­Dzia­dek,

ab­sur­du rze­czy­wi­ście jest dużo. Z re­gu­ły piszę w zu­peł­nie in­nych kli­ma­tach, ale ostat­nio rze­czy­wi­stość mnie strasz­nie do­bi­ja i mu­sia­łam li­te­rac­ko od­re­ago­wać :P Dzię­ki za wi­zy­tę i ko­men­tarz :)

It's ok not to.

Prze­czy­ta­ne. A ko­men­tarz wkle­ję w grud­niu.

Ja też nie­ste­ty nie wy­ła­pa­łam wszyst­kich na­wią­zań, ale mimo to po­do­ba­ło mi się, choć samo za­koń­cze­nie tro­chę mnie za­wio­dło. Są­dzi­łam, że tro­chę wię­cej się wy­ja­śni, a tak mia­łam sym­pa­tycz­ną hi­sto­rię, która za­koń­czy­ła się walką i zbyt wiele z tego nie wy­ni­kło. ;)

"Myślę, że jak czło­wiek ma w sobie tyle nie­sa­mo­wi­tych po­my­słów, to musi zo­stać pi­sa­rzem, nie ma rady. Albo do czub­ków." - Jo­na­than Car­roll

Faj­nie, że wpa­dłaś, Mor­gia­no :) Cie­szę się, że się po­do­ba­ło. I dzię­ki za klik!

It's ok not to.

Nie wiem… Nie do końca łapię (widzę, że nie tylko ja, uff) wszyst­kie na­wią­za­nia. Ale czy­ta­ło mi się nie­źle i we­so­ło, więc jest okej.

Czy to jest sy­gna­tur­ka?

Fajne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Mel­du­ję, że prze­czy­ta­łam. 

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Dzię­ku­ję za wi­zy­tę i ko­lej­ne ko­men­ta­rze :)

It's ok not to.

Misię. Uśmiech­nę­ło to wam­pi­rze we­se­le w Ato­mi­cach – miłe na­wią­za­nia. Uro­cze też za­klę­cia. :)

Jeśli uśmiech­nę­ło to je­stem usa­tys­fak­cjo­no­wa­na :) Dzię­ki za wi­zy­tę.

It's ok not to.

“– I wy­ży­wie­nie na – Męż­czy­zna gład­ko uchy­lił się przed le­cą­cą w niego szklan­ką z whi­sky. – …na czas misji – do­koń­czył nie zmie­nia­jąc tonu. – Kur­czą się nam pie­nią­dze.”

Nie­pra­wi­dło­wy zapis dia­lo­gu. Raz, że wtrą­ce­nie po­win­no za­czy­nać się małą li­te­rą i nie koń­czyć krop­ką, dwa że albo mamy wie­lo­kro­pek z obu stron urwa­ne­go dia­lo­gu, albo wcale.

 

„…a ze­wsząd ota­cza­li ich we­sel­ni­cy.” – ota­cza­nie ze­wsząd nie jest gra­ma­tycz­ne

 

Tyle na razie ode mnie, szer­szy ko­men­tarz po za­koń­cze­niu kon­kur­su ;)

"Nigdy nie re­zy­gnuj z celu tylko dla­te­go, że osią­gnię­cie go wy­ma­ga czasu. Czas i tak upły­nie." - H. Jack­son Brown Jr

Od­no­śnie za­pi­su dia­lo­gu uwie­rzy­łam Re­gu­la­to­rzy na słowo i po­pra­wi­łam we­dług wska­zó­wek XD Czas wró­cić do pier­wot­nej wer­sji… :P

 

Edit. Choć zgu­bi­łam jeden wie­lo­kro­pek przy po­pra­wia­niu…

It's ok not to.

Oj, dużo się dzia­ło. :D

Błą­dząc w opa­rach ab­sur­du tego tek­stu, wy­chwy­ty­wa­łam po kolei różne smacz­ki, jak Po­sęp­ny Cze­rep, Dżon Pół­no­cy, i inne, ale gra w dupę bi­sku­pa z zom­bia­ka­mi, roz­ło­ży­ła mnie na ło­pat­ki. Ge­ne­ral­nie fajny tekst na od­stre­so­wa­nie.

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak po­szedł­bym no­mi­no­wać, bo Dra­ka­ina po­wie­dzia­ła, że fajne". - Ma­Skrol

Opo­wia­da­nie jest sza­lo­ne, ale w tym sza­leń­stwie jest me­to­da. We­se­le w Ato­mi­cach oka­za­ło się jeno wtrą­ce­niem, ale kto wie? Może ten zwa­rio­wa­ny świat przed­sta­wio­ny jest wy­ni­kiem za­ba­wy ra­kie­ta­mi nu­kle­ar­ny­mi z fi­na­łu opo­wia­da­nia Mroż­ka? Wam­pi­ry, zom­bie, broń palna i whi­sky. Istny misz-masz z alu­zja­mi do po­pkul­tu­ry.

Sporo in­nych na­wią­zań, wtrą­ceń i na­po­mknięć to też tylko pusz­cza­nie oczka do czy­tel­ni­ka, ale w tej ga­lo­pa­dzie akcji nie dało się ina­czej. Taka kon­wen­cja. 

I ja w tej kon­wen­cji do­brze się ba­wi­łem. Sza­lo­ne po­sta­ci, za­krę­co­ny świat, fa­bu­ła rwie do przo­du i nie trze­ba się w niej do­szu­ki­wać ja­kichś sen­sów i głę­bo­kich prze­my­śleń. Tekst pi­sa­ny jako roz­ryw­ka dla czy­tel­ni­ków miał spra­wić fraj­dę au­to­ro­wi i, jak czy­tam po­wy­żej, spra­wił.

I po­ma­ga w tym także bu­do­wa opo­wia­da­nia, które w 90 % skła­da się z dia­lo­gów. Bo­ha­te­ro­wie prze­rzu­ca­ją się tek­sta­mi, żar­ta­mi, bon mo­ta­mi. I także dzię­ki ta­kiej for­mie czyta się to wszyst­ko łatwo, szyb­ko i przy­jem­nie. Edit. Klik!

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

@AQQ,

 

cie­szę się, że scena na cmen­ta­rzu wy­war­ła taki efekt XD Dzię­ki za od­wie­dzi­ny i uczest­nic­two w za­ba­wie ;)

 

@mr.maras,

 

dzię­ki za po­now­ne od­wie­dzi­ny i ob­szer­ny ko­men­tarz. Cie­szę się (tak wiem, piszę to każ­de­mu ko­men­ta­to­ro­wi, ale na­praw­dę się cie­szę :D), że do­brze się ba­wi­łeś pod­czas lek­tu­ry. Bycie do­star­czy­ciel­ką roz­ryw­ki to bar­dzo fajna spra­wa ^^.

 

ale kto wie? Może ten zwa­rio­wa­ny świat przed­sta­wio­ny jest wy­ni­kiem za­ba­wy ra­kie­ta­mi nu­kle­ar­ny­mi z fi­na­łu opo­wia­da­nia Mroż­ka?

Magia li­te­ra­tu­ry – wszyst­ko jest moż­li­we.

It's ok not to.

O losie! W końcu tu do­tar­łem!

 

Zna­czy się, prze­czy­ta­łem. :p

O tem­po­ra, o mores! Faj­nie :D

It's ok not to.

Le­ciut­kie i mi­lut­kie. We­so­ło jak to na we­se­lu, zwłasz­cza, że tań­cu­ją tam i chle­ją po­ciesz­ne umar­la­ki. Strasz­nie za­krę­co­ne. Na­wią­za­nia w więk­szo­ści sku­ma­łem, ale na ko­niec po­gu­bi­łem się w akcji. Nie szko­dzismiley

Nie szko­dzismiley

To się cie­szę XD. Dzię­ki za wi­zy­tę.

It's ok not to.

Czy­ta­ło się nie­źle, plus za różne na­wią­za­nia. Za­czę­ło się lekko i bar­dzo cie­ka­wie, ale potem fa­bu­ła się roz­le­cia­ła, za­czął się chaos i sza­leń­stwo. Tro­chę szko­da.

Cha­osu rze­czy­wi­ście tro­chę jest. Dzię­ki za wi­zy­tę.

It's ok not to.

Mam mie­sza­ne uczu­cia.

Z hu­mo­rem jest jak z krwią. Musi być w od­po­wied­niej ilo­ści. Oczy­wi­ście w fil­mach, książ­kach itp. Musi być go albo mało (sub­tel­nie), albo dużo (to­tal­na jazda po ban­dzie). Krew też musi albo lać się re­ali­stycz­nie, albo try­skać na kilka me­trów jak u Qu­en­ti­na Ta­ran­ti­no. Bo jak jest po­mię­dzy, to widz/czy­tel­nik nie wie: czy twór­cy nie mają po­ję­cia, jak krwa­wią praw­dzi­we rany, czy też za­bra­kło im bu­dże­tu na po­rząd­ny stru­mień krwi?

Tutaj nie było ani re­ali­stycz­nie, ani z pier­dol­nię­ciem. Czyli tak śred­nio. Lek­kie­mu roz­ba­wie­niu to­wa­rzy­szy­ła nutka za­że­no­wa­nia. Za­bra­kło moc­niej­sze­go prze­ry­so­wa­nia, przy­naj­mniej jeśli cho­dzi o formę, nie treść. 

Treść jest jak z opo­wia­dań Pi­li­piu­ka o Ja­ku­bie. Pro­sta hi­sto­ryj­ka. 

Forma… Jest dużo dia­lo­gów, może ciut za dużo, choć na pewno dy­na­mi­zu­ją tekst. To one są głów­nym no­śni­kiem wszyst­kie­go: hu­mo­ru, na­wią­zań, fa­bu­ły. Jest ich tyle, że łatwo można by opko prze­kształ­cić w sce­na­riusz sztu­ki te­atral­nej. Humor dia­lo­gów nie jest zbyt wy­so­kiej próby. Szko­da, że nie jest też jesz­cze niż­szej próby – mnie cza­sem słabe, prze­sa­dzo­ne, au­to­iro­nicz­ne żarty bawią wy­jąt­ko­wo mocno. 

Nar­ra­tor le­ni­wy. Zo­sta­wił wszyst­ko sło­wom bo­ha­te­rów, a sam wy­si­la się do­pie­ro przy opi­sie “walki”. Myślę, że wła­śnie ta “walka” naj­le­piej po­ka­zu­je pro­blem opka, bo walkę opi­sa­łaś cał­kiem re­ali­stycz­nie, ale nie po­ku­si­łaś się o do­pra­wie­nie nar­ra­cji szczyp­tą hu­mo­ru. A forma pa­ro­dii aż się prosi, by tro­chę prze­szar­żo­wać. Ty nie szar­żo­wa­łaś, szko­da. 

Wy­szła więc roz­ryw­ko­wa hi­sto­ryj­ka, ale moim zda­niem w ka­te­go­rii roz­ryw­ko­wych hi­sto­ry­jek nie jest to pierw­sza liga. 

A jeśli cho­dzi o we­se­le, to nie­ste­ty go nie od­czu­łem. Kła­nia się ubó­stwo nar­ra­cji i nie­do­bór opi­sów. Nie zo­ba­czy­łem tłumu gości, morza wódki, góry je­dze­nia. Wiem, że ktoś coś śpie­wał, ktoś coś mówił, ale nie wi­dzia­łem w wy­obraź­ni wiel­kich sto­łów, par­kie­tu, byłem gdzieś, ale nie czu­łem się, jak­bym był na we­se­lu. 

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Musi być go albo mało (sub­tel­nie), albo dużo (to­tal­na jazda po ban­dzie). Krew też musi albo lać się re­ali­stycz­nie, albo try­skać na kilka me­trów jak u Qu­en­ti­na Ta­ran­ti­no.

Nie musi :).

Poza tym nie ma jed­nej wła­ści­wej gra­ni­cy mię­dzy prze­gię­ciem a nie-prze­gię­ciem. Humor to kwe­stia mocno in­dy­wi­du­al­na i coś, co dla jed­ne­go jest już prze­gię­ciem dla kogoś in­ne­go jesz­cze nim nie jest. Humor opka opie­ra się w dużej mie­rze na in­ter­tek­stu­al­nych na­wią­za­niach – i tutaj jest sy­tu­acja dość zero– je­dyn­ko­wa, albo ktoś wie o co cho­dzi, albo nie. Co praw­da, mo­głam wy­brać na­wią­za­nia bar­dziej oczy­wi­ste, ale do­ko­na­łam ta­kie­go a nie in­ne­go wy­bo­ru, li­cząc się z kon­se­kwen­cja­mi.

 

Za­bra­kło moc­niej­sze­go prze­ry­so­wa­nia, przy­naj­mniej jeśli cho­dzi o formę

 

Tu po­pro­szę o jakiś przy­kład albo o roz­bu­do­wa­nie wy­po­wie­dzi, bo nie za bar­dzo wiem, co masz na myśli.

 

Co do we­sel­ne­go na­stro­ju – za­rzut przyj­mu­ję na klatę. Rze­czy­wi­ście na­strój nie jest jakoś prze­sad­nie obec­ny. Cóż, nauka na przy­szłość – mniej cha­osu, wię­cej za­ba­wy ;). 

 

Dzię­ki za wi­zy­tę i ko­men­tarz.

It's ok not to.

Przy­kła­dem jest opis 'walki', e któ­rym nie zna­la­złem nic śmiesz­ne­go. Chciał­bym wię­cej hu­mo­ru sy­tu­acyj­ne­go (jak choć­by nagie zom­bie) i słow­ne­go (ale nie tylko w dia­lo­gach!).

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Humor nie jest dla mnie ele­men­tem formy, ra­czej tre­ści (choć to też w sumie za­le­ży od jego ro­dza­ju), dla­te­go nie zła­pa­łam, o co cho­dzi­ło. Dzię­ki za wy­ja­śnie­nia.

It's ok not to.

Bar­dzo fajna kon­cep­cja. Tro­chę nawet za­le­cia­ło ko­mik­sem, myślę, że świet­nie ta hi­sto­ria wy­glą­da­ła­by w tej kon­wen­cji.

Lekko i do przo­du – ide­al­ne opo­wia­da­nie na otwar­cie “dnia czy­tel­ni­ka”. Roz­ba­wi­ło, roz­ru­sza­ło szare ko­mór­ki, a i no­stal­gią po­wia­ło chwi­la­mi. Wszyst­ko, mię­dzy in­ny­mi, dzię­ki na­wią­za­niom.

Mia­łem po­dob­ne od­czu­cie, przy­wo­łu­jąc wy­po­wiedź fun­the­sys­tem, że hi­sto­ria wej­dzie fak­tycz­nie w ostrą jazdę po ban­dzie w stylu Qu­en­ti­na, ale oka­zu­je się, że wcale nie mu­sia­ła i roz­brzmie­wa­ją­cy, pierw­szy raz po prze­szło dwu­dzie­stu la­tach, głos He-Ma­na oraz zręcz­nie wy­my­ślo­na in­kan­ta­cja w opar­ciu o ba­to­ny i środ­ki trans­por­tu za­spo­ko­iły mój smak na finał tej rze­tel­nie wy­ko­na­nej opo­wie­ści.

 

Dzię­ku­ję Ci za dobra za­ba­wę, po­zdra­wiam!

"Na po­tę­gę Po­sęp­ne­go cze­re­pu" – my­śla­łem, że He-Man od­szedł już w nie­pa­mięć, ale chyba po pro­stu stał się sym­bo­lem mi­nio­nych cza­sów.

Po­do­bał mi się spo­sób, w jaki bu­do­wa­łaś re­la­cję mię­dzy głów­ny­mi bo­ha­te­ra­mi. Ich dia­lo­gi to ty­po­wy ping-pong – piłka cią­gle była w grze. Po­mi­mo nie­bez­pie­czeństw łowcy na­gród po­zo­sta­ją bez­tro­scy, a sy­tu­acje za­gro­że­nia życia trak­tu­ją jako część ich co­dzien­no­ści.

Pa­mię­tam, że kie­dyś uwiel­bia­łem ko­me­die sen­sa­cyj­ne z tego typu po­sta­cia­mi.

Dla­te­go po­mysł na "blo­opers" we­dług mnie tra­fio­ny w dzie­siąt­kę.

Co­bol­do­wi cho­dzi­ło chyba o Ab­sur­dal­ny Kon­kurs z 2016 r.

Mnie się z tym wła­śnie sko­ja­rzył Twój tekst.

Dzię­ku­ję Pa­no­wie za wi­zy­tę :)

 

Faj­nie, że tekst wy­wo­łał sko­ja­rze­nia ko­mik­so­wo-fil­mo­we. Po cichu mia­łam taką na­dzie­ję ;).

 

roz­brzmie­wa­ją­cy, pierw­szy raz po prze­szło dwu­dzie­stu la­tach, głos He-Ma­na

"Na po­tę­gę Po­sęp­ne­go cze­re­pu" – my­śla­łem, że He-Man od­szedł już w nie­pa­mięć, ale chyba po pro­stu stał się sym­bo­lem mi­nio­nych cza­sów.

 

He-Man wiecz­nie żywy XD Choć przy­znam się, że nie­spe­cjal­nie lu­bi­łam tę bajkę. In­kan­ta­cja jed­nak za­pa­dła w pa­mięć :D.

 

Co­bol­do­wi cho­dzi­ło chyba o Ab­sur­dal­ny Kon­kurs z 2016 r.

Nic dziw­ne­go, że nie sko­ja­rzy­łam. Kon­kurs jesz­cze sprzed mojej byt­no­ści na por­ta­lu. Dzię­ki za info.

 

It's ok not to.

Mam am­bi­wa­lent­ne od­czu­cia co to tego opo­wia­da­nia. Za­czę­ło się od efek­tow­nych dia­lo­gów, za­chę­ca­ją­cych do dal­sze­go czy­ta­nia. Sama sty­li­sty­ka da­ją­ca duże pole do po­pi­su. I po­pi­sy są: sze­ro­ka gama gagów i na­wią­zań, z czę­ścią tych dru­gich mu­sia­łem się za­po­znać. Fa­bu­ła wy­da­je się lekko na­cią­ga­na, przez zro­bie­nie z jed­nej po­sta­ci zwor­ni­ka dla dwóch wąt­ków. Szko­da, że przed­sta­wie­nie sa­me­go we­se­la jest ra­czej skrom­ne – nar­ra­cja cały czas sku­pia się na wart­kiej akcji, która nagle się urywa. Nawet nie kłóci się to z przy­ję­tą sty­li­sty­ką, ale po­zo­sta­je nie­do­syt. Był w tym opo­wia­da­niu jesz­cze duży zapas mocy, a do li­mi­tu zna­ków da­le­ko…

No rze­czy­wi­ście po­je­cha­łaś po ban­dzie, bo opo­wia­da­nie jest dość ab­sur­dal­ne i na­ła­do­wa­ne akcją. Moim zda­niem tro­chę za gwał­tow­nie to wszyst­ko idzie do przo­du. Stwo­rzy­łaś przy tym po­ten­cjal­nie cie­ka­we po­sta­cie, ale wy­da­je mi się, że nie po­ka­za­łaś ich wy­star­cza­ją­co do­brze, są ledwo za­ry­so­wa­ne. Jakoś mi zgrzy­ta­ło, że tak mało o nich wiem. I w sumie nie przy­pa­dły mi do gustu re­la­cje mię­dzy nimi.

Ge­ne­ral­nie wy­da­je mi się, że miało być po pro­stu lekko i za­baw­nie, ale ja jakoś szcze­gól­nie roz­ba­wio­na nie zo­sta­łam (choć było kilka faj­nych mo­men­tów ;).

Aha, i jesz­cze jedno: Mocno mnie roz­stra­ja­ło kiedy ta sama po­stać mó­wi­ła ko­lej­ne rze­czy od no­wych wier­szy. Zna­czy kiedy kwe­stie dia­lo­go­we jed­nej po­sta­ci za­miast sca­lo­ne, były po­roz­bi­ja­ne na ka­wał­ki.

"Nigdy nie re­zy­gnuj z celu tylko dla­te­go, że osią­gnię­cie go wy­ma­ga czasu. Czas i tak upły­nie." - H. Jack­son Brown Jr

No cóż, motto o bez­sen­sow­no­ści po­szu­ki­wa­nia sensu oka­za­ło się w moim przy­pad­ku po pro­stu pro­ro­cze. Po­ziom ab­sur­du prze­kra­cza moje bar­dzo cia­sne gra­ni­ce jego zro­zu­mie­nia, tym samym cięż­ko mi jakoś po­rząd­nie oce­nić tekst. Wydał mi się on nieco na­zbyt cha­otycz­ny, jak­byś chcia­ła upchnąć w nim jak naj­wię­cej ele­men­tów i na­wią­zań (po­ło­wy pew­nie nie wy­ła­pa­łam w tym roz­gar­dia­szu). I cho­ciaż czy­ta­ło mi się w miarę płyn­nie, bo od stro­ny tech­nicz­nej uwag nie mam, to jed­nak w pa­mię­ci nie zo­sta­nie.

Pi­sa­nie to la­ta­nie we śnie - N.G.

Lek­kie i cał­kiem sym­pa­tycz­ne roz­po­czę­cie kon­kur­su, ale nie mogę przy­znać, żeby jakoś strasz­nie mi się po­do­ba­ło. Nie­któ­re żar­ci­ki prze­cu­dow­ne (Dżon Pół­no­cy <3, in­kan­ta­cja Dżona <3), tylko po­wta­rza­nie „nic nie wiesz” czwar­ty raz już nie bawi, a i wkra­dły się gagi mniej za­baw­ne lub może ina­czej – aku­rat mnie nie ba­wią­ce. Być może też na­wią­za­łaś do dzieł, któ­rych zwy­czaj­nie nie ko­ja­rzę i moje wra­że­nia wy­ni­ka­ją wy­łącz­nie z mojej igno­ran­cji. ;)

Głów­na bo­ha­ter­ka mnie nie ku­pi­ła, a ocie­ra­jąc się o cechy Mary Sue mo­men­ta­mi mnie wręcz iry­to­wa­ła. Aż żal było Dżona. :< Kre­sków­ko­wo-sit­co­mo­wa kon­wen­cja to też ry­zy­kow­na kon­cep­cja. Wręcz sły­sza­łem ten śmiech z pusz­ki pusz­cza­ny w kon­kret­nych miej­scach. Wo­lał­bym chyba humor na trosz­kę wyż­szym po­zio­mie.

Krót­ko: tra­ge­dii nie ma, ale jak dla mnie szału też nie. Dzię­ki za udział!

Dzię­ki wszyst­kim za opi­nie i uwagi. Przy­da­dzą się na przy­szłość :)

It's ok not to.

Nowa Fantastyka