- Opowiadanie: Lord Vedymin - Czarna planeta - dramat psychologiczny

Czarna planeta - dramat psychologiczny

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Czarna planeta - dramat psychologiczny

Biiip… biiip… biiip…

Świe­tli­ste ne­bu­le czer­wie­ni­ły się pło­mie­nia­mi błę­ki­tu za wi­zje­rem, a na ekra­nach Exel­sio­ra po­ja­wił się jed­no­stan­ny puls. Mógł on ozna­czać tylko jedno – sta­tek ode­brał sy­gnał wy­star­cza­ją­co mocny, ażeby go za­re­je­stro­wać.

– Mau­ritz, mamy coś – ode­zwał się me­ta­licz­nie ka­pi­tan Bayer Flint McGu­aier, za­ga­siw­szy pa­pie­ro­sa, czer­wo­ne­go Mal­bo­ro bez fil­tra w po­piel­nicz­ce i za­ło­żył sple­cio­ne dło­nie na po­ty­li­cy roz­sia­da­jąc się w fo­te­lu i wpa­tru­jąc w mo­ni­to­ry zie­lo­nych cyfer, zaj­mu­ją­ce całą przed­nią deskę roz­dziel­czą stat­ku. Cenił sobie rze­czo­wość, dla­te­go kazał utrzy­mać in­ter­fa­cy w mi­ni­ma­li­stycz­nym stylu bez efek­tow­nych gra­fik, które mogły robić wra­że­nie tylko na efek­ciar­skich ame­ry­kań­skich fil­mach z XXI w.

Mau­ritz ciem­no­skó­ry na­wi­ga­tor, przy­dzie­lo­ny przez K.O.N.S.O.R.C.J.U.M. dla ka­pi­ta­na był już do­świad­czo­ny, jed­nak nie tak jak stary rekin Ko­smo­su, chodź był już z ka­pi­ta­nem za­żyw­ny. Była to wła­ści­wie jego pierw­sza eks­tra­dy­cja poza gra­ni­ce ukła­du sło­necz­ne­go, ze starą po­czci­wą Zie­mią w nim. Jed­nak­że wy­star­czy­ło jego do­świad­cze­nia i, nie wda­jąc się w szcze­gó­ły, za­żyw­no­ści z ka­pi­ta­nem, ażeby się ro­zu­mie­li i spoj­rzał na rzędy cyfer za­miast ra­da­ru, i oznaj­mił:

– To pla­ne­ta przed nami ka­pi­ta­nie dwa, koma, sześć par­se­ków (jed­nost­ka od­le­gło­ści w cza­so­prze­strze­ni Ko­smicz­nej) na szes­na­ście stop­ni trzy­dzie­ści trzy mi­nu­ty czter­dzie­ści se­kund po osi po­zio­mej, i trzy­sta czte­ry stop­nie osiem­na­ście minut osiem se­kund po osi pio­no­wej wzglę­dem osi stat­ku.

– Nie chrzań Mau­ritz, usta­wiaj stery, do cho­le­ry – ka­pi­tan nawet nie za­uwa­żył ko­micz­no­ści tego jak ry­mo­wał, a Mau­ritz nie miał czasu się teraz nad tym za­sta­na­wiać, bo każda se­kun­da za­krzy­wia­ła bar­dziej hi­per­bo­lę lotu, tak, że ma­new­ro­wa­nie sta­wa­ło by się nie­mal nie­moż­li­we, gdyby nie uwzględ­ni­li efek­tów re­la­ty­wi­stycz­nych.

Huk…

Szyb­kie prze­ste­ro­wa­nie…

…tak, że sta­tek za­trzesz­czał w ni­tach, dysze prze­ciw ciągu pra­co­wa­ły jak to mó­wi­li w slan­gu na­wi­ga­to­rów na peł­nej kur­wi­cy tak, że nie­omal­że wgnio­tły się do we­wnętrz­nej ka­bi­ny. Tur­bu­len­cje obu­dzi­ły resz­tę za­ło­gi. Była to xe­no­bio­loż­ka i lin­gwist­ka czar­no­wło­sa in­ży­nie­ria Aman­da Lu­cia­no ze sło­necz­nej Ita­lii i łysy na gło­wie in­ży­nier me­cha­nik Sier­giej Ko­lo­rov z da­le­kiej Rosji, ale o Ży­dow­skich ko­rze­niach.

– Co się dzie­je? – spy­ta­li nie­mal rów­no­cze­śnie, Aman­da ak­sa­mit­nym a Ko­lo­rev twar­dym sło­wiań­skim gło­sem.

– Mamy sy­gnał – od­parł z na­dzie­ją w gło­sie ka­pi­tan. – Może nasza misja nie była bez ce­lo­wa i by­naj­mniej coś znaj­dzie­my. W końcu po coś mu­si­my le­cieć tak da­le­ko. To nie film, ażeby mar­no­wać pa­li­wo i ener­gię na efek­tow­ne sztucz­ki.

– Jak za­wsze masz rację Bayer – po­twier­dzi­ła Aman­da uwie­sza­jąc się na szyi ka­pi­ta­na, za­szedł­szy po­nęt­nie za jego fotel od tyłu i pa­trzy­ła z nim za­żyw­nie w zie­lo­ne cyfry na mo­ni­to­rach Exel­sio­ra. Ka­pi­tan po­zo­stał nie­wzru­szo­ny na jej gier­ki sie­dząc, bo wie­dział, że ro­bo­ta czeka.

Wy­two­rzy­ła się at­mos­fe­ra na­pię­cia se­xo­we­go, to Ko­ro­lov po­szedł na­pra­wiać nity.

A Mau­ritz za­pi­sy­wał ko­lej­ne cyfry do swo­je­go ISCM (in­ter­he­ad-sys­tem-co­un­ting-mo­du­le, który spo­ma­ga mózg w szyb­kich ob­li­cze­niach na po­zio­mie bio­lo­gicz­nym, ażeby zmi­ni­ma­li­zo­wać wpływ me­cha­nicz­nej pry­mi­ty­wi­za­cji rze­czy­wi­stych zja­wisk co ich do­ko­nu­je mózg, lu­dzie to ro­bi­li przez wiele wie­ków two­rzy­li tran­zy­sto­ro­we kom­pu­te­ry).

Było to dla nich eks­cy­tu­ją­ce, cze­ka­jąc tak długo, aż coś się wy­da­rzy i lecąc już przez czte­ry ziem­skie lata. I wszyst­kim udzie­la­ła się at­mos­fe­ra ocze­ki­wa­nia, bo zwy­kle nic się nie dzia­ło, taka jest proza lotu Ko­smicz­ne­go, nawet na takim wiel­kim stat­ku jak Exel­sior, gdzie mieli krę­giel­nię, ka­sy­no, si­łow­nię, basen, a nawet saunę z Amo­lem, którą uko­chał Ko­ro­lev twier­dziw­szy że do­brze robi na jego ho­me­opa­tię.

Nie były to żadne nie­po­trzeb­ne wy­my­sły, lecz wy­ni­ki badań psy­cho­lo­gów z in­sty­tu­tu K.O.N.S.O.R.C.J.U.M, że czło­wiek musi mieć roz­ryw­ki i swoje przy­zwy­cza­je­nia, ina­czej fik­su­je na, jak to mó­wi­li głowę. Nie ma sensu za to robić nie­po­trzeb­nych wy­my­słów, bo po co zwięk­szać en­tro­pię, jak już i tak nie mamy peł­nej kon­tro­li nad ener­gią.

Ka­pi­ta­no­wi jed­nak­że lot wy­da­wał się do­tych­czas ką­for­to­wy, jed­nak nie prze­czu­wał tego, co mogli już po nim wi­dzieć po­wo­li inni człon­ko­wie za­ło­gi…

 

***

 

Im dłu­żej le­cie­li w kie­run­ku pla­ne­ty, tym sy­gnał sta­wał się coraz bar­dziej wy­raź­niej­szy. Był to urze­ka­ją­cy sy­gnał, jak ludz­kie­go serca, tylko tak, jakby wiel­kim ser­cem biła pla­ne­ta swo­je­go krwio­obie­gu, czyli eko­sys­te­mu.

Do­le­cie­li na przy­spie­sze­niu sześć­set mach na rok świetl­ny (mogli to osią­gnąć dzię­ki Em­Dri­ve pro­pul­sion) do stud­ni gra­wi­ta­cyj­nej pla­ne­ty, tak że nie było już moż­li­wo­ści się wy­co­fać, więc na­le­ża­ło wy­ba­dać co to za ciało nie­bie­skie i ewen­tu­al­nie usiąść na nim lą­dow­ni­kiem, po­pro­sić miej­sco­wą cy­wi­li­za­cję, jeśli taka była – ale w końcu ktoś mu­siał nada­wać sy­gnał – o nada­nie szyb­ko­ści, ażeby jed­nak wy­le­cieć z po­wro­tem ze stud­ni gra­wi­ta­cyj­nej, bez utra­ty czę­ści stat­ku – mogli bo­wiem osta­tecz­nie wy­ko­rzy­stać za­sa­dę za­cho­wa­nia po­pę­du, która rzą­dzi­ła całym świa­tem uma­so­wio­nej ma­te­rii. Je­dy­nie, co bar­dzo ro­man­tycz­ne i cza­sem wpra­wia­ło w za­my­śle­nie w sau­nie, ro­syj­ską duszę Ko­re­lie­va o rze­czo­wych Ży­dow­skich ko­rze­niach (które ko­rze­nie po­zwa­la­ły mu w ogóle my­śleć o tak abs­trak­cjo­ni­stycz­nych spra­wach), że świa­tło opie­ra­ło się za­sa­dzie za­cho­wa­nia po­pę­du, bo było bez masy, jakby mogło wszyst­ko prze­zwy­cię­żyć. Ale nawet świa­tło jed­nak nie wy­cho­dzi­ło z czar­nych dziur o czym zda­wał się za­po­mi­nać w roz­wa­ża­niach, odu­rzo­ny Amo­lem.

– Ana­li­zy lin­gwi­stycz­ne, Aman­da?

– Udało mi się na­wią­zać z nimi kon­takt i wy­glą­da na to, że to nad­spo­dzie­wa­ją­co ludz­ko my­ślą­ca cy­wi­li­za­cja. Nic z tego nie ro­zu­mie.

– Mau­ritz jakie szan­se, że uda się zo­stać na or­bi­cie i wy­słać sam lą­dow­nik z ochot­ni­ka­mi?

– W za­leż­no­ści z jaką spraw­no­ścią się uda wy­ko­rzy­stać prądy wi­ro­we, wy­glą­da na to że mają tu po­wie­trze.

– Chcesz mi po­wie­dzieć, że bę­dziesz le­ciał kil­ka­dzie­siąt­ty­się­co­wo­to­no­wym stat­kiem jak szy­bow­cem?

– Ka­pi­ta­nie nie ma rze­czy nie­moż­li­wych a tu może cho­dzić o życie, nie wia­do­mo jakie mają za­mia­ry tu­tej­si.

– Do­brze bo­ha­te­rze, w takim razie zdaję się na cie­bie, ale pod­pi­szesz klau­zu­rę, że to twój po­mysł, nie pójdę na takie gier­ki jak w ame­ry­kań­skim fil­mie bez za­bez­pie­cze­nia, w K.O.N.S.O.R.C.J.U.M. był­bym znisz­czo­ny. Je­ste­śmy in­ży­nie­ra­mi, a nie bandą na­rwań­ców.

– Tak jest.

Tym­cza­sem Ko­lo­riev z na­masz­cze­niem koń­czył spraw­dzać spo­iny kor­pu­su lą­dow­ni­ka za po­mo­cą nie­nisz­czą­cej me­to­dy ra­dio­lo­gicz­nej RT, gdyż mu­siał być szczel­ny przez duże zmia­ny ci­śnie­nia pod­czas spa­da­nia, co mogło do­pro­wa­dzić nawet do po­pę­ka­nia głowy pa­sa­że­rów, ale stary me­cha­nik do tego nie do­pu­ścił.

Ka­pi­tan, chodź tak na­praw­dę pod­świa­do­mie przez pychę, i ażeby móc potem po­wie­dzieć, że pierw­szy to krok dla ludz­ko­ści, ale mówił, że po­świę­ci się i wej­dzie do lą­dow­ni­ka jako ochot­nik. Jed­nak Aman­da nie zgo­dzi­ła się, ażeby po­szedł sam, gdyż bała się o niego i po­sta­no­wi­ła, że także jako lin­gwi­stycz­ka i xe­no­bio­loż­ka co było osta­tecz­nym ar­gu­men­tem po­szła z po­świę­ce­niem z ka­pi­ta­nem. Ko­la­rov uro­nia­jąc swoją sło­wiań­ską duszą łzę, co za­ma­sko­wał maską spa­wal­ni­czą, za­spa­wał ich w lą­dow­ni­ku i dał im do środ­ka pal­nik ga­zo­wy, ażeby mogli stam­tąd zaś wyjść, bo nie był pewny trwa­ło­ści po­łą­czeń hy­drau­licz­nych po­kry­wy, a wła­ści­wie to był, ale dla wła­sne­go su­mie­nia sko­rzy­stał ze sta­rej za­sa­dy re­dun­dan­cji, o czym nie mówił, ażeby się nie roz­czu­lać, że może im w ogóle przyjść do głowy, że boi się o współ­uczest­ni­ków wy­pra­wy, bo grał twar­de­go.

Tak oto we wszyst­kich grały sym­fo­nię emo­cji przy­stę­pu­jąc do lą­do­wa­nia. Potem zaś dzia­ły się rze­czy nie­wy­ja­śnio­ne…

 

***

 

Oka­za­ło się, że pla­ne­ta to mle­kiem i mio­dem pły­ną­cy raj. O czym po­my­śle­li Aman­da i Bayer, to sta­wa­ło się uma­te­rial­nio­ne wprost przed nimi, jakby pla­ne­ta miała nie­ogra­ni­czo­ne moż­li­wo­ści a ponad to czy­ta­ła w mó­zgach, jed­nak­że w ni­czym im to nie prze­szka­dza­ło i teraz już od­da­li się ni­czym nie­skrę­po­wa­nym szczę­ściem i ucie­chą ciała i duszy.

Pro­blem, już nie dla nich, jak by­naj­mniej my­śle­li, sta­no­wi­ło tylko, że jak potem na­pi­sa­li w ra­por­cie Ka­ro­lev i Mau­ritz:

R.I.P. in­ży­nie­ria Aman­da Lu­cia­no i ka­pi­tan Bayer Flint McGu­aier prze­sta­li od­po­wia­dać na we­zwa­nia za­ło­gi i zo­sta­li na pla­ne­cie, która w nie­wy­ja­śnio­nych oko­licz­no­ściach nada­ła stat­ko­wi popęd wek­to­ro­wy w kie­run­ku wier­ty­kal­nym, w sam raz tak, ażeby udało się wy­le­cieć ze stud­ni gra­wi­ta­cyj­nej i być może dać to świa­dec­two całej ludz­ko­ści, że ponoć mówią, że są szczę­śli­wi i pla­ne­ta za­pra­sza w swoje pod­bo­je wszyst­kie stwo­rze­nia, które są w sta­nie od­czy­tać ten ko­mu­ni­kat…

 I tak ta hi­sto­ria by się pew­nie skoń­czy­ła, gdyby nie ka­pi­tan i jego scho­rze­nie, które to wła­śnie jak już wcze­śniej wspo­mnia­no, po­dej­rze­wa­li człon­ko­wie za­ło­gi oka­za­ło się praw­dą.

 

***

 

Otóż ka­pi­tan na­ba­wił się przez nie­przy­ja­zne śro­do­wi­sko na stat­ku, wie­lo­let­nie kon­trak­ty dla K.O.N.S.O.R.C.J.U.M. i przez to że spę­dzał pra­wie cały czas na Ko­smicz­nych lo­tach ni­cze­go in­ne­go jak schi­zo­fre­mii (poza tym jesz­cze, że miał do­świad­cze­nie praw­dzi­we­go re­ki­na cza­so­prze­strze­ni). Po­wo­do­wa­ło to, że jego świa­do­mość roz­dwa­ja­ła się i po lą­do­wa­niu na raj­skiej pla­ne­cie jego druga stro­na me­da­lu uzna­ła, że coś jest nie tak i na­wią­za­ła kon­takt ze stat­kiem. Spusz­czo­no z niego ke­vla­ro­wą linę na, któ­rej wy­rwał on się razem z wie­le­dzie­siąt­ty­sią­co­to­now­cem Exel­sio­rem ze stud­ni gra­wi­ta­cyj­nej i dał praw­dzi­we świa­dec­two pu­łap­ki, co prze­czuł emo­cja­mi, prze­ciw­ny­mi do bło­go­ści jakie wy­two­rzy­ła w nim pla­ne­ta, a te prze­ciw­ne wy­two­rzy­ła schi­zo­fre­mia (co świad­czy, że za­bu­rze­nia psy­chicz­ne nie czy­nią czło­wie­ka gor­szym, tylko innym, otwar­tym na inne stany świa­do­mo­ści).

Otóż pu­łap­ką jak wy­czuł było to, że pla­ne­ta wa­bi­ła ma­te­rię i miała za­miar ją prze­kształ­cać może tym­cza­so­wo w raj, ale potem w czar­ną kulkę. Taką to miała mą­drość, jak to się mawia, etapu.

I tak w pe­wien spo­sób nie­do­ma­ga­nie jakim była schi­zo­fre­mia stała się może zba­wie­niem dla wpad­nię­cia uwi­kła­nej w nie­zba­da­ne, być może bo­skie, a być też może że mark­si­sto­sko ma­te­ria­li­stycz­ne me­an­dry sa­mo­świa­do­mo­ści ma­te­rii, która mogła od­po­wie­dzieć na we­zwa­nie pla­ne­ty owład­nię­tej żądzą bez re­flek­tyw­ne­go roz­ra­sta­nia się, celem prze­kształ­ce­nia całej masy w do­sko­na­le czar­ną mono kry­sta­licz­ną kulę o ze­ro­wej tem­pe­ra­tu­rze, bez en­tro­pii.

Co praw­da może miała za­miar być do­sko­na­le es­te­tycz­na i może uzna­ła w swo­jej gi­gan­tycz­nej mocy ob­li­cze­nio­wej, jaką wy­two­rzy­ła w po­tęż­nych struk­tu­rach raj­skie­go eko­sys­te­ma­ty­zmu przed sa­mo­za­gła­dą swo­jej sa­mo­świa­do­mo­ści, że do­kła­da­jąc parę liter do­ce­ni es­te­ty­kę nad etykę więc może Nie­tz­sche miał rację?

Jed­nak tak na­praw­dę ka­pi­tan był jeden i tylko jedna z wer­sji jego za­cho­wa­nia jest praw­dzi­wa, a to już za­le­ży od Cie­bie Czy­tel­nicz­ko/Czy­tel­ni­ku?

Koniec

Komentarze

To opo­wia­da­nie to jakiś dra­mat – psy­cho­lo­gicz­ny. Takie roz­dwo­je­nie jaźni może po­psuć naj­lep­sze opo­wia­da­nie, albo na­pra­wić to już za­le­ży od czy­tel­nicz­ki/ka.

Głę­bo­kie to ni­czym stud­nia gra­wi­ta­cyj­na tejże pla­ne­ty. Je­stem pod wa­że­niem lek­tu­ry.

No­mi­no­wał­bym do Ne­bu­li, jak­bym mógł.

9/10 bo nie ma wam­pi­rów.

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Ale twist na końcu! LO­OOOOoooooOOOOL!!!

Daję 15/10 ale odej­mu­ję 12 za trud­ne słów­ka i de­fi­ni­cje, któ­rych nie po­ją­łem moim en­tro­po­wym mó­zgiem, więc wy­cho­dzi 6/11, albo 11/6 za­le­ży którą stro­ną schi­zo­fret­ki pa­trzeć.

Czasz­ka mówi: klak, klak, klak!

Łysy na gło­wie i na­pię­cie se­xo­we wy­mia­ta­ją nawet wier­ty­kal­ną re­dun­dan­cję!

Dzię­ku­ję. Tak za­le­ży od Czy­tel­ni­ka los bo­ha­te­rów uzna­łem, że trze­ba bu­rzyć czwar­tą, jak to się mówi ścia­nę. Na na­gro­dach, Ne­bu­lach mi nie za­le­ży, liczy się uzna­nie Czy­tel­ni­ków.

o.O

za dużo teraz ode mnie za­le­ży

więc nie pod­ją­łem de­cy­zji,

a  jutro wy­zby­łem się sa­mo­świa­do­mo­ści

i chcę zo­stac ony­xo­wo czar­nym pro­sto­pa­dło­ścia­nem

o wy­mia­rach 2mx0,5mx0,47m.

Tak chcę.

"Taki ide­al­ny wy­lu­zo­wy­wacz do obia­du." NWM

Za­cznę może od końca, kiedy po­zwo­li­łeś mi Au­to­rze zde­cy­do­wać, bo je­stem Czy­tel­nicz­ką. Dla­te­go chyba mogę na­pi­sać pełne uzna­nia wy­ra­zy, bo choć muszę się przy­znać, że uczo­ność wy­wo­dów i trud­nych słów tech­nicz­no-ko­smicz­no-mię­dzy­pla­ne­tar­nych lotów był tu ogrom, to jed­nak wy­chy­nę­ła z tego gąsz­cza tre­ści praw­da o lu­dziach uda­nych się do prze­strze­ni mię­dzy­gwiezd­nej i po­mię­dzy­pla­ne­to­wej, któ­rej tam w Ko­smo­sie nie bra­ku­je.

Z ko­rzy­ścią dla Cie­bie Au­to­rze jest też w opo­wia­da­niu, że nie od­su­ną­łeś się od kwe­stii cho­rób trud­nych i na­wie­dza­ją­cych ludzi w raju, co może świet­nie ro­ko­wać w przy­szłych książ­kach po­świę­co­nych dal­sze­mu ciągu albo i cał­kiem zgoła nowym za­gad­nie­niom.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

@My­trix – To może się oka­zać przy­jęw­szy pewne kry­te­ria, że bar­dzo szla­chet­nie chcąc się stać pro­sto­pa­dło­ścia­nem.

@Re­gu­la­to­rzy – Dzię­ku­ję ze na­pi­sa­nie wy­ra­zów uzna­nia. Sta­ra­łem się za­wrzeć praw­dę nie tyle tylko że tech­nicz­ną, ale do­głęb­niej psy­cho­lo­gicz­ną, ażeby nie wy­szło ja­ło­wo.

I do­brze się Lor­dzie sta­ra­łeś, bo opo­wia­da­nie nie jest ja­ło­we. Jest jak do­brze na­oli­wio­na ma­szy­na i tak samo pra­cu­je Ci na chwa­łę.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Czat, nor ma­li­nie po­szłeś w Hard Scin­ce Fan­ta­sy! Bardo modry test pre­sto wy­szedł. I o cho­ro­bach i o fi­zy­ce, na wszy stkim siem znasz. I jeż cze boga tery są zróż­nicz­ko­wa­ne tak że na­cjo­na­li­stycz­nie. Je­stem nad wra­że­niem.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fajne :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Prze­glą­dam część tek­stów z te­go­rocz­nej gra­fo­ma­nii i ten jak na razie wlazł gdzieś do ści­słe­go topu. Taka bar­dziej re­ali­stycz­na gra­fo­ma­nia, z trud­ny­mi słów­ka­mi wrzu­ca­ny­mi w dziw­ne miej­sca i zło­żo­ny­mi w chory spo­sób zda­nia­mi. To jest to, co lubię ;)

 

Kilka przy­kła­do­wych frag­men­tów, po któ­rych się za­śmia­łem:

“Była to wła­ści­wie jego pierw­sza eks­tra­dy­cja poza gra­ni­ce ukła­du sło­necz­ne­go, ze starą po­czci­wą Zie­mią w nim.”

“Był to urze­ka­ją­cy sy­gnał, jak ludz­kie­go serca, tylko tak, jakby wiel­kim ser­cem biła pla­ne­ta swo­je­go krwio­obie­gu, czyli eko­sys­te­mu.”

“mogli bo­wiem osta­tecz­nie wy­ko­rzy­stać za­sa­dę za­cho­wa­nia po­pę­du, która rzą­dzi­ła całym świa­tem uma­so­wio­nej ma­te­rii”

No i to o czym wspo­mniał rybak.

@Fin­kla – Dzię­ki wła­śnie, sta­ra­łem się za­wrzeć dużo zróż­ni­co­wa­no­ści, ażeby tekst stał się bar­dziej kom­plek­so­wy. Po co się ogra­ni­czać, jakby to po­wie­dział Nie­ztc­she.

@Anet – Dzię­ku­ję, że fajne :)

@Per­rux – Nie wiem, co to tu do śmie­chu…

;)

Nie je­stem wła­ści­wie pewna, jak tu tra­fi­łam, ale to na pewno mądry bar­dzo tekst i z prze­sła­niem, co w sci-fi i in­nych ta­kich bo­ho­ma­zach się ponoć czę­sto nie zda­rza. O. I ja jako czy­tel­nicz­ka de­cy­du­ję, skoro mogę, że on miał schi­zo­fre­nię, bo to wtedy jesz­cze faj­niej­sze prze­sła­nie ma.

Ponoć robię tu za mo­de­ra­cję, więc w razie po­trze­by - pisz śmia­ło. Nie gryzę, naj­wy­żej na­pusz­czę na Cie­bie Lu­cy­fe­ra, choć Księż­nicz­ki na­le­ży bać się bar­dziej.

Nowa Fantastyka