- Opowiadanie: Mytrix - Zwykły Szary Henio i Korpoprzyjaciel

Zwykły Szary Henio i Korpoprzyjaciel

UWAGA: Opowiadanie w pełnej formie dostępne jest do pobrania tutaj:

https://fantazmaty.pl/czytaj/antologie/#ja-legenda

Gdyby ktoś tu jeszcze zbłądził, zachęcam do pobrania, czytania i zostawienia śladu tutaj, czy też w hydeparku, w wątku związanym z antologią lub Fantazmatami :) 

 

"Bo opko, w którym główny bohater ma na imię Henio musi być lekkie, prawda? :D" - funthesystem

Moja odpowiedź brzmi: niekoniecznie :-)

Nie umiem tego opowiadania jednoznacznie otagować, ale znajdzie się i zagadka w tle, czekająca na czytelnika i kryminał i elementy cyberpunku i inne mankamenty. Zalecam wszak czytać na spokojnie i w miarę uważnie. Choć starałem się sprawy wyłożyć dość jasno, to jednak wykładałem je z punktu widzenia głównego bohatera.

Życzę przyjemnej i satysfakcjonującej lektury.

Za betę dziękuję żonie i funthesystemowi.

 

Uwaga na spojlery w komentarzach :-)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Zwykły Szary Henio i Korpoprzyjaciel

Detektyw

 

– Przykro mi, Henryku, ale czas zakończyć naszą współpracę. – Mężczyzna wychylił kieliszek wódki i nie czekając na jakąkolwiek reakcję rozmówcy, kontynuował: – Minęło sześć lat, sam wiesz. Nie ma już nowych tropów. Te poszlaki, które mamy, to zbyt mało, by rzucić choćby cień podejrzenia na korporację. Tylko szaleniec próbowałby walki z takim gigantem.

– Muszę poznać prawdę – nie ustępował Henryk.

Detektyw westchnął.

– Ciąża przebiegała prawidłowo, sam wiesz. Dokumentacja była bez zarzutu. Wyeliminowaliśmy wszystkich podejrzanych. Jeżeli ktoś maczał w tym palce, to jest to zawodnik spoza mojej i twojej ligi. Lubię pieniądze, cenię sobie twój upór, ale aż tyle mi nie płacisz. Nie za takie ryzyko… Zresztą, ciążę nie zawsze udaje się donosić. Może lepiej tak to zostawić?

– Może. – Henryk wyjął kopertę i położył na barze. – Przez telefon mówiłeś, że masz coś dla mnie.

– Schowaj te pieniądze, jesteśmy kwita. A to uznaj za prezent pożegnalny. – Detektyw położył przed nim małą płytkę danych. – Tu masz wszystko, co udało mi się zebrać o tym twoim przyjacielu Stanisławie. Gdyby nie to, że twierdzisz, że się z nim regularnie spotykasz, to uznałbym, że ten facet nie istnieje. Zrób z tym, co zechcesz. Najlepiej nic. – Wstał, skinął staromodnym kapeluszem na pożegnanie i opuścił lokal.

Henio odszedł od baru, by znaleźć zaciszny stolik, przy którym mógłby rozpakować swój prezent.

 

Ciąg dalszy w antologii JA, LEGENDA – link w przedmowie!

Koniec

Komentarze

No proszę. Po “Falloucie”, “WH 40000”, “Wielkiej drace w chińskiej dzielnicy” mamy “Kontrolerów” :).

Kanar – legendą? Wyjątkowo niebanalnie i oryginalnie. Aczkolwiek już sama akcja – lekko sztampowy cyberpunk. Demony widoczne tylko dla bohatera (coś a la “Szósty zmysł”). Oraz przestroga na przyszłość – do czego jeszcze można się posunąć, by zwiększyć wydajność.

Z uwag: jedna literówka – “następą” – następną. Niezgrabne dla mnie jest “doskonale odzwierciedlało jego mieszkanie” – raczej wystrój mieszkania. bo chyba nie jego wielkość?

I nie gra mi logicznie fakt, że gość (w końcu zwykły kanar) ma dostęp do “najlepszej kliniki w mieście”. Taka to fucha? Chyba, że to w związku z implantem, ale w takim razie – dlaczego na pierwszy ogień poszli kontrolerzy? Gościowi ma się dziecko rodzić, a on w pierwszym odruchu – pistolet kupuje? Dlaczego, kiedy Henio zabija implantowanego Stasia, zmienia się scenografia klubu? Taki to był ważny element softu (zaatakowany zresztą tylko mentalnie), że system się sypie? Także obcinanie palca za jazdę bez biletu coś zgrzyta, nawet biorąc pod uwagę fakt, że Heniek był sterowany.

Fajnie się czytało w każdym razie :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Staruchu, dzięki za tak szybką wizytę!

 

Literówkę zaraz poprawię, a i temu wystrojowi mieszkania się przyjrzę.

 

Spojlery!

 

Kanar legendą? Tak :D Pod którymś z opowiadań wspomniałem luźno w komentarzu, coś w stylu, że przyjmuję wyzwanie na napisanie opka o kontrolerach biletów. A może to na ShoutBox było, nie pomnę.

Akcją lekko sztampowy? – nie wiem :D, skoro tak to odbierasz to tak :), nie jestem oczytany w cyberpunku. W każdym razie, czy to źle? ;>

 

Widzisz, wcale nie zwykły kanar, bo Autonomicorp to mega korporacja, autonomibusy to jedyny środek transportu w miastach (może poza służbami policja, etc.). Nie zaakcentowałem tego, ale zdawało mi się dość widoczne :)

Tak więc w tym świecie / mieście to dość elitarny rodzaj pracy.

Pistolet – do ochrony rodziny. Facet nie jest zbyt lubiany przez ludzi ze względu na wykonywany zawód.

Z tym implantem, to jest tak, że on się już wcześniej sypie, a aktualizacja softu niewiele pomogła.

Obcinanie palca – nie za jazdę bez biletu, tylko za hakowanie czipu i używanie nielegalnego oprogramowania. Za jazdę bez biletu – mandat.

 

W tekście starałem się nie podawać odpowiedzi na tacy stąd trochę niedopowiedzeń, ale tak jest ciekawiej, ma być zagadkowo i poczucie, że cos się dzieje niedobrego. Starałem się też trzymać perspektywy Henryka i nie pisać o rzeczach oczywistych dla bohatera. A przynajmniej unikac infodumpu, który był zbędny dla historii.

 

Dzięki raz jeszcze za wizytę i opinię, w każdym razie, cieszę się, że fajnie się czytało!

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Nie, w żadnym przypadku nie jest źle :). Infodumpów (z mojego punktu widzenia) zbyt wiele nie było. I mimo, że na tacy niczego nie było, dość klarownie jedno wynika z drugiego. Może tylko to, że kanar to taki elitarny rodzaj pracy, niespecjalnie ;).

yes

 

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

I wszystko jasne :)

Tę klarowność musiałem dokładać, bo w pierwszej wersji tekstu wychodziło bardziej na chorobę psychiczną niż właściwości implantu :D

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Muszę przyznać, że się strasznie wciągnąłem. Jest tu kilka naprawdę fajnych pomysłów, jak choćby wytrzeźwiałki. Sama historia może nie nalezy do najoryginalniejszych, ale realia, w jakich się ona rozgrywa, skutecznie to zakrywają. Za sam motyw kanara-legendy należą Ci się ogromne gratulacje. No i za to, że z tym konceptem potrafiłeś zrobić coś więcej :) Zakończenie jak dla mnie okej. Lubię tak ponure i rzeczywiste puenty. 

Patrzył, jak przyjaciel osuwa się na posadzkę. Po czym wstaje i z powrotem siada na krześle.

Ten fragment szczególnie mi się podobał. W tak oszczędnych środkach udało Ci się opisać, jakby nie patrzeć, istotną dla fabuły scenę. A zrobić coś takiego umiejętnie to sztuka godna podziwu. Chociaż ja bym połączył te zdania przecinkiem :)

Podsumowując, to naprawdę dobre opowiadanie, z całkiem niezłą historią, ale przede wszystkim z przemyślanym światem i świetnym klimatem. Mógłbym Ci zrobić żart (jako że dzisiaj można to robić bez oporów), ale tego nie uczynię i nominuję Twoje opko do opek miesiąca :D

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

Soku, odpiszę później, teraz tylko szybkie dziękuję! Cieszę się, że się spodobało.

 

Edit:

 

Muszę przyznać, że się strasznie wciągnąłem.

To jedne z tych słów, których autor nigdy nie ma dość.

 

Zakończenie – taka karma :) Od początku nie widziałem możliwości happy endu.

Patrzył, jak przyjaciel osuwa się na posadzkę. Po czym wstaje i z powrotem siada na krześle.

A ja będę bronić kropki. Wtedy to drugie zdanie jest większym zaskoczeniem. Tak to widzę. Mówisz, że to istotne dla fabuły zdania. Czy to tutaj połapałeś się o co chodzi, czy wcześniej/dalej? ;>

 

1 kwietnia a Ty już z nominacjami zaczynasz :D

 

Dzięki za komentarz,

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Widzę, że ciągle flirtujesz z motywem ciąży. Jeszcze Ci mało? ;-)

Stworzyłeś fajny świat. Spodobały mi się detale; wytrzeźwiałki, obcinaczka, wypasiony telefon…

Bohater już bez szału, ale w porządku. Znaczy, jak bohater, bo jako człowiek, to nie, dziękuję.

Motyw wrednej korporacji oryginalnością nie świeci.

Za to plus za pożenienie legendy i kanara. To już bardzo niestandardowy związek. :-) No i legenda jest w Twoim tekście akcentem mocnym i wyrazistym. Jeszcze nie kluczowym, ale ważnym.

Fabuła mnie wciągnęła i z ciekawością czytałam, co będzie dalej.

Wykonanie – rzadko i cicho, ale jednak momentami coś tam zgrzytało: literówki, powtórzenie, zgubiony przecinek…

Powodzenia w konkursie.

Babska logika rządzi!

Finklo, dzięki za wizytę :-)

 

Fabuła mnie wciągnęła i z ciekawością czytałam, co będzie dalej.

Miód na me autorskie uszy.

 

No co, węże fajne są. Ja tam lubiałem grywać w węża na Nokii 3310.

Cieszy mnie udane światotwórstwo, a za te ograne motywy, no cóż przepraszać nie będę :D Potrzebowałem czegoś sprawdzonego by jakoś zaczepić fabułę, uwiarygodnić świat i wrzucić kilka innych pomysłów do worka :-)

Wesoło, że połączenie legendy i kanara tak przypada do gustu :) A co niech sobie taki zwykły Henio też pobędzie legendą.

Ciche zgrzyty będę dalej eliminować, smarować podzespoły tego autobusu, żeby jechał dalej :-)

Dzieki, powodzenie się przyda!

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Czy to tutaj połapałeś się o co chodzi, czy wcześniej/dalej? ;>

Zacząłem coś tam podejrzewać przy poparzeniach, ale to w tym momencie w Twojej historii zaczyna się wyjaśnianie, dlatego uważam, że ten fragment jest istotny. A z kwestią kropki zrób, jak uważasz :)

 

Przede mną ugnie się każdy smok, bo w moich żyłach pomarańczowy sok!

O ile motyw kontrolowanego pracownika nie jest jakoś wyjątkowy, to zastosowanie “legendy” wyszło nadzwyczaj ciekawie. Początek lekko rozstrzelony – najpierw detektyw, potem zwykły dzień w pracy, aż zastanawiałem się, co się dzieje. Potem na szczęście się to ułożyło w jedną całość, choć motyw fabularny odkryłem dosyć szybko ;)

Bohater przedstawiony w interesujący sposób, fajnie klarujesz też postać Staszka. Zakończenie, chciałoby się rzec, typowo cyberpunkowe. Czyli gorzkie ;)

Podsumowując: ciekawy koncert fajerwerków, nawet jeśli używa zgranych motywów. Daję klika :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

NoWhereMan,

 

dzięki za wizytę i miły komentarz. I za klika i za ciekawy koncert fajerwerków.

Zgrane motywy, doskonale przysłużyły się klarownemu ukazaniu motywu legendy. No i więcej zabawy w odgadywanie o co chodzi będą pewnie mieli ci mniej z cyberpunkiem zaznajomieni.

Choć nie wiedziałem, czy mogę pełnoprawnie użyć tagu cyberpunk, ake chyba tak! (Sam nie jestem oczytany w cyb-punku). Co do zakończeń to od zawsze podobają mi się te nie-happyendowe, a ru nadażyła się okazja, żal by było nie skorzystać.

To rozstrzelenie (szczególnie Detektyw) wynika z tego, że ten pierwszy fragment dołożyłem do opka później by łatwiej było się skapować o co chodzi i by nadać bohaterowi jakiś cel, już od początku. :-)

 

Dzięki i pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Nie wiem na ile to zasługa betujących, ale warsztatowo tym razem bardzo w porządku. Bo w “Bogu kosmonaucie” miałem momentami wrażenie, że metafizyką przekazu maskujesz niezgrabności stylistyczne. A teraz jest płynnie i przyjemnie. Bardzo dobry pomysł z krótkimi rozdziałami, opatrzonymi tytułami – to czyni lekturę bardzo lekką. To, że bohaterów potrafisz wymyślić oryginalnych pokazałeś już w “Zegarmistrzu”. Tym razem też opowiadanie bohaterem stoi, bo sama fabuła już trochę sztampowa. Pojawia się typowy dla Ciebie humor, “Mozartowie jazzu” mnie rozbili. I jest oczywiście cytat z dobrej piosenki ;) Efekt – zdecydowanie biblioteczny.

Logicznie nie zagrało mi to, że poparzenie i obcięcie palca awatarów przenosi się na Henryka, ale strzelać do nich można już do woli.

Coboldzie,

 

ile w warzstatowej poprawie zasługi betujących musiałbyś zapytać funthesystema, le żona przeczytawszy pierwszą wersję opka stwierdziła, że jest lepiej niż bywało wcześniej.

Te krótkie rozdziały i śródtytuły to podpatrzyłem u Cerlega i bardzo wygodnie mi się tak pisze. Łatwo wrócić do konkretnego miejsca, coś sobie przypomnieć, coś pozmieniać więc oprócz korzyści czytelniczych, korzystam też ja pisząc.

Bo to opowieść o bohaterze była, a fabuła musiała robić taki podkład, żebym się nie potknął. Ale postaram się nad fabułą w przyszłych opkach popracować, bo wiecznie sztapmpy pisać nie wypada :-)

Humor powściągałem, starając się dać go mnie ale lepszego sortu. Mozartowie jazzu mówisz :D?

Dzięki za klika :)

 

Logiczne nieścisłości – To zależy od tego jak na Henryka zadziała (nie działający poprawnie) implant. Oparzenie z kawą:

Siedzą naprzeciwko siebie Henryk i Stanisław. Oczywiście to Henryk trzymał kubek i rozlał herbatę. Ale skoro siedzieli na przeciw siebie, żeby się zgadzało trzymał go w lewej ręce (lustrzane odbice).

Z obcięciem palca – implant zadziałał tak na złość Henrykowi, żeby mu pokazać "kto tu rządzi". Z kolei pozwolił mu do siebie strzelać też żeby mu coś pokazać. Ok, analogicznie Henryk niby powinien zastrzelić siebie ale implant może i podstępem wymuszać działania Henryka na samym sobie i pokazywać mu zmienioną rzeczywistość.

Zkałdam, że implant jakieś limity też ma, generalnie gdyby nie był uszkodzony/miał prawidłowo funkcjonujące oprogramowanie większość z tego co się zdarzyło nie powinno mieć miejsca. Więc przed skłonieniem go do samobójstwa Henia pewnie wstrzymują go jakieś algorytmy bezpieczeństwa.

Zresztą, tekst musi bronić się sam, więc mogę to tłumaczyć na tysiąc sposobów, ale powinno to wynikać z opowiadania. W każdym razie mój punkt widzenia co do nielogiczności przedstawiłem powyżej.

Cieszę się, że zajrzałeś i że się podobało.

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Bardzo ładnie napisany tekst, płynnie, swobodnie, naprawdę wyjątkowo przyjemny w odbiorze. Warsztat bardzo na plus.

Jeśli chodzi o treść – ​kanar jako legenda – ​oryginalnie i zaskakująco. Sama fabuła może nie jakaś porywająca, ale opisana we wciągający i przekonywujący sposób, więc z zainteresowaniem czytałam, co będzie dalej. Bohater też porządnie skonstruowany. Poza tym udało Ci się stworzyć fajny klimat i pasujące do całości zakończenie.

Podsumowując jestem bardzo zadowolona z lektury.

Przeczytałam opowiadanie. Kwalifikuje się do konkursu.

 

Kilka uwag:

 

nie czekając na jakąkolwiek reakcję rozmówcy, kontynuował. – Minęło ← wydaje mi się, że powinno być kontynuował: – Minęło

– Może(+.) – Henryk wyjął kopertę

marynarki. Nalał ← dwie spacje

Lekko podpity Henio, wstał(+,) opierając się ręką o stolik.

tak pięknie odbijały się te pstrokate neony, nie była już taka kolorowa, kiedy ochlapała spodnie Henryka. ← można coś usunąć

ludzkiego motłochu, przewodził autonomibus

Fotografię byłej żony, Henio, trzymał w szufladzie

Niebieski wężu(+,) prowadź.

awarią w siedzibie korporacji, co jeśli implant rzeczywiście uległ uszkodzeniu? ← rozdziel kropką te człony. Według mnie to nie musi być myśl, ładnie się komponuje z narracją, ale jak ma być, to ok, tylko lepiej ją rozdziel od reszty.

pomimo, że nie było to ich rutynowe

Co jest, psia jucha! ← to chyba pytanie. No to tak: Co jest? Psia jucha! albo Co jest, psia jucha?!

co chociaż kupi sobie trochę czasu. ← czym chociaż…?

nie poświęcając nawet spojrzenia, przyglądającym się tej niecodziennej scenie gapiom.

 

Opinia o fabule po zakończeniu konkursu.

Życzę powodzenia :)

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Katiu,

 

Dzięki za taki komentarz laurkę i za nominację

Tak jak wspomniałem w odpowiedzi do cobolda, w następnych opowiadaniach postaram się ubogacić fabułę (ale nic nie obiecuję) :-)

Co do pomysłu na kanara, legendarne może być wszystko np. ten legendarny czerwony spinacz → link.

Co mogę więcej powiedzieć… bardzo się cieszę!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Naz,

 

dzięki dobra kobieto,

poprawki wprowadziłem, nie rozumiem tylko uwagi do tego zdania:

 

Henryk liczył nie tyle, że uszkodzi implant, co chociaż kupi sobie trochę czasu.

co chociaż kupi sobie trochę czasu. ← czym chociaż…?

??

 

Pozdrawiam! :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Wybacz, to moja wina :P Całe dnie spędzam na czytaniu i po prostu mój mózg czasem już widzi to, co chce. Widziałam to zdanie tak: Henryk liczył NA tyle, że uszkodzi implant, CZYM chociaż kupi sobie trochę czasu. Ale nie ma tam “na”, tylko “nie”, więc wszystko ok.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Okej, legenda jako kanar – coś nowego. Nie wiem jak na to wpadłeś, ale czuję, że brakuje stówki w Twojej kieszeni. ;)

Czytadło jak najbardziej okej, ciężki klimat cyberpunku raczej pasuje jako tło opowieści. Mam wątpliwość wobec samej korpo – taka bezkarność w działaniu, poprzez czipowanie głów i pożegnanie do zabójstwa nienarodzonego dziecka w imię "legendarnych wyników" jest zbyt daleko posunięta. Korpo pozwolić sobie może tylko na tyle, ile dozwolone jest w prawie. Każda dewiacja (tutaj wręcz gwałt na pracowniku) odbije się mu solidną czkawką – a im większa firma, tym większe kontrowersje sobą budzi. Wyobraź sobie zamieszki, które by wybuchły, jeśli mieszkańcy dowiedzieliby się o tych praktykach. A jak wielką i medialną sprawą byłby wywiad z tą okaleczoną ciężarną. Korpo to korpo, wiadomo też – cyberpunk, ale nie wiem, czy w tym opku nie okazałeś się za dużym sadystą. ;)

Jestem syty i raczej zadowolony. Pomysł z krótkimi rozdziałami sprytny i trafiony. W sumie to opko przypomina mi nieco serial z krótkimi migawki z życia Heńka. Ale jak mówiłem, nie umiem przetrawić tekstu do końca – bo zawsze po lekturze czegoś dystopijnego nie chce opuścić mnie wrażenie, że w pomyśle brakuje jednego "ale", że niedoceniana i jakby zapomniana jest siła wkurwienia tłumu. Ludzie żyją memami (w kontekście psychologii). Mem okaleczenia ciężarnej przez kanara (a tfu!) niósł by się przez świat telewizji i neta jak jakieś cholerne tsunami.

stn,

 

witaj! Fajny komentarz, rozumiem Twoje ale.

I z opowiadania nie wynika, że nie masz racji, tylko Heniek miał inne problemy na głowie (a może w głowie), a narracja pędziła z jego perspektywy.

Na pewno wezmę to pod uwagę, gdyby przyszło mi kontynuować coś w tym świecie (czego nie wykluczam) :-) Ta siła mas i socjal mediów, jeszcze może się czkawką korporacji odbić.

Co do sadyzmu, nie wiadomo co siedzi w umowie z korpo i do czego zdążyło społeczeństwo przywyknąć. A skoro przyszycie uciętego palca to pikuś… generalnie to ucięcie = odzyskanie czipu, a czip mógł pozostawać własnością korpo, a do obcinania dochodzi jedynie w przypadku wykrycia nielegalnego oprogramowania :D

Cieszę się, że pomimo mankamentów z psychologii społecznej, czujesz się syty i raczej zadowolony :-)

A te krótkie rozdziały męczę aktualnie wszędzie, gdzie coś piszę, ale do opowiedzenia absolutnie wszystkiego to się raczej nie nadadzą :D

A co do stówki, jeździłem na nieważnej karcie ale nikt mnie nie złapał :D A w polsce kiedyś pomachałem starym wymiętym biletem z piątej kieszeni i kanary łyknęły, dobrze, że daty nie sprawdzili, bo by wyszło, że z rok już tym autobusem jeżdżę ^^

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Podobnie jak i pozostałym podobał mi się motyw korpo-kanara, pracującego na swoją legendę, a także ciekawe detale (tylko te tatuaże wydają mi się odrobinę od czapy). Jednak nie kupuję Henryka jako bohatera, który wydaje mi się trochę zbyt elastyczny – z jednej strony nie ma oporów, żeby uciąć kobiecie palec, z drugiej cykorzy zaraz po wyjściu z autobusu na ulicę i chowa swoje insygnia. Ponadto Jak na mój gust nieco zbyt szybko zdradziłeś, kim jest Stanisław. Na plus zaliczam fajny, klarowny styl, dzięki któremu wszystko czyta się lekko i przyjemnie, z drugiej strony dialogi momentami zgrzytały.

Witaj michalovic,

 

Dzięki za wizytę i komentarz :-)

A czemu tatuaże od czapy? ;> Coś musi kanarów od innych ludzi odróżniać, tak samo w komunikacji kiejskiej kanar wchodzi a następnie wyciąga legitymację.

Jednak nie kupuję Henryka jako bohatera, który wydaje mi się trochę zbyt elastyczny – z jednej strony nie ma oporów, żeby uciąć kobiecie palec, z drugiej cykorzy zaraz po wyjściu z autobusu na ulicę i chowa swoje insygnia.

I tak samo kanar wychodząc z autobusu chowa legitymację pod kurtkę. U mnie w opku kontroler w autobusie jest półbogiem (chroniony przez korporację), ale na ulicy korporacja już mu gwarantu bezpieczeństwa nie daje.

Heniek może być i kozakiem ale po co ma ryzykowac na ulicy? Poza tym jest już podstarzały, brak mu tej werwy co dawniej, a może ma więcej oleju w głowie (patrz scena w jazz klubie z pajacami – zamiast załatwić ich koncertowo, tak jak zrobiłby to kiedyś – tylko skrycie niszczy im telefon).

Oczywiście masz prawo do swoich zastrzeżeń i uwag, szanuję je i biorę na klatę, możesz moich wyjaśnień nie kupować :-)

A co zgrzytało w dialogach (jesli zechciałbyś uściślić)?

 

Dzięki za wizytę, doceniam krytykę,

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

pomachałem starym wymiętym biletem z piątej kieszeni i kanary łyknęły, 

Protip: działa myk na legitymacje studenckie – kupujesz ulgowy sieciowy (na wszystkie linie) za połowę ceny i przy kontroli pokazujesz jedynie stronę z naklejkami (i datą “podbicia”). Data urodzenia (o ile nie masz 40stki) ich nie interesuje.

No co, dopiero zaczynałem pracować (w czasie studiów), jak to wymyśliłem. ¯\_(ツ)_/¯

 

I z opowiadania nie wynika, że nie masz racji, tylko Heniek miał inne problemy na głowie (a może w głowie), a narracja pędziła z jego perspektywy.

Tak, kameralność w postaci zwężenia narracji do perspektywy jednej osoby jest dobrym argumentem.

 

Na pewno wezmę to pod uwagę, gdyby przyszło mi kontynuować coś w tym świecie (czego nie wykluczam) :-) Ta siła mas i socjal mediów, jeszcze może się czkawką korporacji odbić.

Generalnie to ludzie są zwierzętami stadnymi. Z naciskiem na – stadnymi (fejsbuczki) i zwierzętami (w kontekście zachowań, kiedy już się zadyma rozkręci). 

 

a do obcinania dochodzi jedynie w przypadku wykrycia nielegalnego oprogramowania :D

To nie pytam, czym (w Twoim świecie) smyra się czytniki płacąc za usługi pod różowymi szyldami. ;)

 

Cieszę się, że pomimo mankamentów z psychologii społecznej

A co ja tam wiem, nauczyłem się mądrych terminów, to czasem nimi szpanuję. :D

Mytriksie, tak mnie wciągnęło, że wręcz wessało i mimo późnej pory musiałam doczytać do końca. I cóż, nie da się ukryć, że warto było, bo lektura okazała się szalenie satysfakcjonująca. ;)

Nie bardzo mam się do czego przyczepić, bo wcześniej komentujący wytknęli już to i owo, a ja, ponieważ kompletnie nie znam się na żadnych wszczepach, czipach i implantach, że o sterowaniu człowiekiem przy ich pomocy nie wspomnę, przyjmuję opowiadanie z całym dobrodziejstwem inwentarza, skoro tak sobie to wymyśliłeś.

Nie mogę nie dodać, że postać bohatera, kanara-legendy, nad wyraz przypadła mi do gustu.

 

– a w grun­cie rze­czy od po­cząt­ku kiep­skim –wie­czo­rze… –> Brak spacji po drugiej półpauzie.

 

Czas ocze­ki­wa­nia około dzie­więć­dzie­siąt pięć se­kund. –> Czas ocze­ki­wa­nia około dzie­więć­dzie­sięciu pięciu se­kund.

 

Jedno z krze­seł zajął Sta­ni­sław Bier­nac­ki, także pra­cu­ją­cy dla kor­po­ra­cji. Ponoć zaj­mo­wał się… –> Nie brzmi to najlepiej.

Może: Na jednym z krze­seł usiadł Sta­ni­sław Bier­nac­ki

 

Sta­siek pal­nął prawą pię­ścią w stół, ze szklan­ki roz­la­ło się tro­chę go­rą­cej her­ba­ty… –> Kilka zdań wcześniej napisałeś, że pił z kubka: …spy­tał Sta­szek znad pa­ru­ją­ce­go kubka her­ba­ty.

 

Po­wi­ta­ny przez rząd do­brze mu zna­nych ka­mie­ni­czek, pew­nym kro­kiem wkro­czył w bramę jed­nej z nich. –> Brzmi to fatalnie.

Proponuję…pew­nie wkro­czył w bramę jed­nej z nich. Lub: …pew­nym kro­kiem wszedł w bramę jed­nej z nich.

 

– Co jest, psia jucha!? –> – Co jest, psiajucha!?

 

Nie je­steś taki wy­ją­ko­wy… –> Literówka.

 

Dwóch mło­dych chło­pa­ków w blu­zach… –> Masło maślane. Chłopak jest młody z definicji.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Reg,

 

cóż mogę powiedzieć po tak pozytywnym komentarzu. A już wiem! Uwagi uznałem za pomocne i wprowadziłem poprawki, tylko nad młodymi chłopakami jeszcze myślę, co by z nimi zrobić.

Trochę tych usterek niestety poprzednicy musieli mi wytknąć i jeszcze sporo pracy przedemną zanim uda mi się spłodzić dłuższe opowiadanie prawie wolne od błędów.

Ja także się specjalnie na sterowaniu ludźmi, czipach i implantach nie znam, ale podejrzewam, że gdybym się znał, to teraz miałbym nieetyczną i niemoralną pracę, za to bardzo dobrze płatną ;-)

Mam ponadto nadzieję, że moje opowiadanie nie przyczyniło się do niewyspania lub zaburzenia rytmu dobowego.

wessało

szalenie satysfakcjonująca

postać bohatera (…) nad wyraz przypadła (…) do gustu

Bardzo się cieszę!

Wychodzi na to, że kanarzy nie są popularnym zawodem i raczej się ich w społeczeństwie nie lubi, ale kanar-legenda w opowiadaniu fantastycznym podoba się czytelnikom.

 

Pozdrawiam!

 

 

stn,

 

Skoro się nauczyłeś to bardzo dobrze, że wykorzystujesz wiedzę w praktyce. Niektózy uczą się całe życie, a i tak nic z tym nie robią :D

Jak to mówią "ucz się ucz, nauka to do potęgi klucz, a jak zbierzesz dużo kluczy, to zostaniesz woźnym."

 

fejsbukowe zwierzęta – i tytuł (lub część tytułu) kolejnego opowiadania gotowe.

 

A czym się smyra, co i gdzie, to się jeszcze zobaczy ^^ kilka pomysłów mógłbym mieć.

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Do opowiadania o kanarze-legendzie byłem sceptycznie nastawiony, okazało się, że niepotrzebnie. :) Podobał mi się pomysł, w jaki zinterpretowałeś zadanie konkursowe. Rozchwianie bohatera, czy wręcz dwubiegunowość w zachowaniu w, i poza autobusem mogłeś bardziej zarysować. Jak czytałem w komentarzach, nie tylko mi wydaje się trochę niespójny, a można było tego uniknąć. Widać, że miałeś na niego konkretny pomysł.

Popracowałbym nad intrygą, bo Staszek (Stasiek?) jest dość oczywisty. Nietrudno było domyślić się, co się wokół bohatera dzieje. Poza tym czytało się naprawdę dobrze i bez zgrzytów.

ac,

 

witaj! Dzięki za wizytę i komentarz.

 

I dobrze, że byłeś sceptycznie nastawiony, mogłeś się (mam nadzieję) pozytywnie zaskoczyć :)

Sceptycy też są potrzebni, nie samym optymizmem człowiek żyje :D

Ponoć tak mam, że lepiej wychodzą mi bohaterowie i śmieszkowanie, niż poważna fabuła, ale pracuję nad tym.

Bohater po przejściach, zindoktrynowany przez korporację, której służył a okazało się, że go zdradziła, wydaje mi się, że ma prawo być rozchwiany. Ale skoro sprawia wrażenie niespójnego to się temu przyjrzę i postaram wyciągnąć wnioski.

 

Dzięki i pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Bardzo mnie cieszy Twoje wyznanie o uwagach. ;)

Pragnę też uspokoić Cię, że owszem, wyspałam się należycie, albowiem spać mogę kiedy chcę i tak długo, aż obudzę się wyspana. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zatem oboje jesteśmy ukontentowani Reg.

Uff, teraz będę mógł spać spokojnie :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

 

A czemu tatuaże od czapy? ;> Coś musi kanarów od innych ludzi odróżniać, tak samo w komunikacji kiejskiej kanar wchodzi a następnie wyciąga legitymację

 

Legitymacja to jednak coś innego – to dokument identyfikujący pracownika, zawiera imie, nazwisko, jakieś tam numery. A ten tatuaż to, jak dobrze pamiętam, tylko logo korporacji. Anyway – tatuaże to dobry sposób oznacza przynależności do gangu, a nie do korporacji. A już tatuaże na twarzy kojarzą się jednoznacznie – przynajmniej ja mam takie skojarzenia – z Maorysami i kolesiami pokroju Popka. Ani jedni, ani drudzy nie pasują mi do kanara o imieniu Henryk. Ale tylko się czepiam.

 

I tak samo kanar wychodząc z autobusu chowa legitymację pod kurtkę. U mnie w opku kontroler w autobusie jest półbogiem (chroniony przez korporację), ale na ulicy korporacja już mu gwarantu bezpieczeństwa nie daje.

Podejrzewam, że jakby kanarzy chodzili z legitymacjami na wierzchu cały czas, to natychmiast rzucaliby się w oczy i płoszyli gapowiczów – i to dlatego je chowają :) No właśnie to jest trochę dziwne, że korporacja inwestuje w ludzi, robi im operacje, daje ekskluzywny sprzęt, kontroluje ich życie prywatne… ale nie zapewnia im bezpieczeństwa kiedy wyjdą na ulicę? To marnowanie pieniędzy.

 

A co zgrzytało w dialogach (jesli zechciałbyś uściślić)?

Przede wszystkim słowa takie jak “abominacja”, “nędznik”, “psia jucha”. Nijak nie pasuje mi to ani do gatunku ani do wydźwięku tej historii.

 

Sorry, że się wtrącę, ale uznaję tatuaże za technikalia, o których mogę coś powiedzieć (nudzą mnie niemiłosiernie moje suche komentarze):

 

tatuaże to dobry sposób oznacza przynależności do gangu, a nie do korporacji.

 

Według mnie to akurat pasuje do firmy z tego opka i świata przedstawionego. Ponadto, ponieważ pojawiają się i znikają, kojarzą mi się z glifami.

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Naz, :-)

 

michalovic,

 

tatuaże – rozumiem Twoje skojarzenia, jednak tatuaże są widoczne tylko po aktywacji z aplikacji i zwykli śmiertelnicy raczej nie mają do takich dostępu, a nawet jak mają, to żadne studio tatuażu nie wydziara logo korporacji nie-bileciarzowi, bo baliby się konsekwencji.

Jako że świat przedstawiony to realia około cyberpunkowe, uważam, że pasują do tego opowiadania. Masz prawo się nie zgodzić, kwestia gustu :-)

 

bezpieczeństwo – a jak mają zapewnić pracownikom nietykalność na ulicy? Henryk ma telefon z paralizatorem (dostępny jedynie jego profesji model), ale czy nie mądrzej jest unikać walki?

 

psiajucha i abominacja – padają z ust Henryka, to człowiek stary jest i nie pędzący za postępem, stąd jego słownictwo. Dodatkowo unikałem mocnych przekleństw (na pewnym etapie się namnożyły a później wyrzucałem je z opowiadania)

nędzniku – to Stasiek używa – ok jest "programem" ale stylizowanym na kolegę Henryka, w podobnym wieku, zresztą szczerze, to nie wiem czemu to nie pasuje :D

W każdym razie dziękuję, że wskazałeś to o co poprosiłem, miło z Twojej strony.

 

Pozdrawiam!

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Jestem. Kiedy przeczytałam, że Henio jest kontrolerem, to dopiero sprawdziłam tagi, czy aby przypadkiem nie ma tam: absurd. :) Choć mam pewne wątpliwości, a których pisali już wcześniej inni komentujący, to po Twoich wyjaśnieniach, jednak kupuję ten świat.

Fajny pomysł, wykonanie również zadowalające, całość ładnie się splata, więc wciągnęło. Miałam nawet skojarzenie z “Pięknym umysłem”.

Tu mi tylko zgrzytnęło:

Na pieszo to jakieś pół godziny drogi.

Sprawdź :)

 

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

AQQ,

 

dzięki za wizytę i komentarz :-)

 

Ciekawe skojarzenie Ci się nasunęło, chociaż z inspiracji to podczas procesu twórczego przypomniało mi się wytłumaczenie fabuly filmu "One point O".

Cieszę się, że kupujesz mój świat, smucę, że dopiero po wytłumaczeniach.

Link sprawdziłem, teraz wiem coś nowego, choć podejrzewam, że dalej będę mówić "na pieszo", ale w tekście poprawię :-)

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Moje wątpliwości wzbudzała najlepsza klinika w mieście i kanar – jako elitarny zawód. 

Myślę, że wszyscy używamy w języku potocznym różnych perełek, więc używajmy ich do woli, natomiast publikowane teksty, to już niestety inna bajka. :)

Również pozdrawiam!

 

"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol

Bardzo zgrabne opowiadanie, Mytrix. :)

Przeczytałam już ładne kilka dni temu, ale Twój tekst nie wyleciał mi z głowy, co ostatnio mi się zdarza (zwłaszcza w kwestii artykułów naukowych, buahaha).

Cóż mogę powiedzieć. Lubię takie klimaty, stworzyłeś bardzo ciekawy świat. Pomysł by kontroler wystąpił w roli bohatera na pewno jest oryginalny i według mnie udany. :) 

AQQ, aj tam się tej kliniki czepiacie, korpo ją ma, tę klinikę, to korpo korzysta, a w umowie z pracownikiem może stoi "prywatna opieka lekarska" (a pod nią kryje się implantowanie?) Kto to tam wie. :D

 

Rossa,

 

Cieszę się, że jednak zdecydowałaś się zostawić komentarz! (Czy może to taki test? Jak zostanie w głowie to komentarz, jak nie to takiego wała :D)

(Mów co chcesz/myślisz :)) Radują mnie słowa udany, ciekawy, oryginalny i udany!

A bo ci kontrolerzy tacy nielubiani, a kontroler też człowiek!

Dzięki za wizytę!

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Mnie opowiadanie całkiem wciągnęło, nie jestem zbyt obeznany z cyberpunkiem, więc ewentualna nieoryginalność fabuły mi zbytnio nie przeszkadzała.

Kanar obcinający palce to dość przerażający obraz przyszłości, choć o ile mi wiadomo, w niektórych totalitaryzmach trzeciego świata brak biletu może się wiązać z poważnymi konsekwencjami. Tak więc przedstawiona przez Ciebie wizja nie odbiega niestety daleko od rzeczywistości.

Zastanawia mnie tylko, czy Henio był legendą tylko we własnym przekonaniu (podsycanym przez implant), czy też był kimś w rodzaju kontrolerskiego Stachanowa, stawianego za wzór wyrabiania wielokrotności norm odciętych palców? :D

Światowiderze,

 

cieszę się, że cię wciągnęło! Ja też oczytany w cyberpunku nie jestem, co na sczęście nie przeszkadza mi radośnie tworzyć mej radosnej twórczości ;P

Z tego co kojarzę to w Chinach obywatel nie kupi biletu w autobusie  i nie pojedzie, jeżeli nie okaże się dowodem osobistym :D Fajnie nie?

We własnym podsycanym przekonaniu, napewno starał się tą legendą zostać po części też się za legendę uważał. Tak mi się wydaje, ale czy mogę być pewien? Nie siedzę w jego głowie (nie to co taki np. Stanisław :D)

Przypuszczam, że skoro inni bileciarze też byli zaimplantowani, to otrzymując podobną pomoc motywacyjną mogli osiągać podobne wyniki :)

 

Dzięki za wizytę i komentarz,

 

Pozdrawiam! 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dobra, jedziemy.

Podobno w fantastyce ciężko wymyślić coś oryginalnego, ale jak już ktoś wymyśli – wiadomo. Sława, pieniądze i telefony z Netflixa. Szarym klepaczom literek pozostają klisze i ograne motywy z których muszą ulepić coś, co zajmie na tyle skutecznie czytelnika aby szczęśliwie doczytał do końca.

Gratuluję, to Ci się udało! <ding!> <☆1UP☆>

 

Mnie, starego wyjadacza cyberpunku, te wszystkie techno-nowinki raczej nie zaskoczyły. Ba! Nawet się uśmiechnąwszy się lekko przy tuńczyku (tak, zajebista nowinka) w oleju. Istnieją prognozy, że przy obecnej konsumpcji rybka może nie przetrwać kolejnej dekady, a co dopiero takich implantów doczekać. Chyba, że żarł jakieś hodowane w próbówce gówno – wtedy zwracam honor. Ale pal to licho, czytam dla historii,

A historia, to nie był taki typowy cyberpunk. To coś na pograniczu starego dobrego noir z elementami technologicznej dystopii. Chwali się, bo wyjątkowo podobał mi się ten efekt. Świetnie zbudowałeś główną postać. Gorycz aż z niej się wylewa, ale nie użala się, nie stoi założonymi rękami tylko robi swoje. Nieważne w jakim gównie pływa i dokąd ono sięga. Tak lubię.

Motyw legendy bardzo dobrze zagospodarowany. Zagospodarowany, bo został użyty przez korporację do podbicia efektywności. Bardzo praktyczne podejście. Good, good…

Największe minusy? Powiem szczerze – akcja ze Staszkiem śmierdziała mi już po pierwszym fragmencie, a klarowna stała się jak zobaczył go w szybie. Ale nie przejmuj się – to tylko moja przenikliwość. ;)

I zakończenie. Naprawdę mogłeś zaserwować coś innego niż klasyczny wpierdol od małolatów. Tak, dziadka gnojki pobiły! Pfft! C’mon!

Nie mniej, dobra robota. Idziesz jak burza z pisaniem, więc marchewa Ci się należy, jak łapówa kanarowi.

Idę nominować.

Pozdro!

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Reg. zdecydowałem i żeby nie było masła maślanego, dałem:

 

Dwóch chłopaków w bluzach 

 

◇ wyrzuciłem młodych :-) ◇

 

 

Zalth

 

Skoro tego wymaga sytuacja to hokus pokus…

 

*puf*

 

Zamienil się w sytuacyjnego osiołka. Chwilowo nie może rozwinąć komentarza, gdyż nie dysponuje przeciwstawnym kciukiem.

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

I co teraz? Wystarczy, że skonsumuje marchewkę, czy też ktoś będzie musiał osiołka pocałować? ;-)

Babska logika rządzi!

Mytryksie, zrobiłeś bardzo zacne masło klarowane. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Kijkiem osi(o)łka trza popukać…

/ᐠ。ꞈ。ᐟ\

Zalthcie,

 

dzięki za (nominację) *LVL UP!* – wbiłem 666 poziom i teraz jestem Koziołkiem ????

 

Ograne czy nie, cieszę się, że zagrało.

Z tym tuńczykiem, to nie słyszałeś, że ryba nie ma terminu ważności? Tak nam szef mówił w jednej z fabryk. A później odświeżałem tam tuńczyka. Ze starego zamrożonego mięsa robiłem nowe, czerwoniutkie, jak świeże. I jako takie szło do sklepów. z etykietą "refresh". Wystarczy re do fresh dodać i już jest wszystko wporządku.

Później jak już tam nie pracowałem, to słyszałem, że się ludzie w Holandii potruli tymi specyfikami. Mniam.

A historia, to nie był taki typowy cyberpunk. To coś na pograniczu starego dobrego noir z elementami technologicznej dystopii. Chwali się, bo wyjątkowo podobał mi się ten efekt.

Ja się na tym nie wyznaję, ale skoro tak mówisz :D

To o rozgoryczonym, ale aktywnym bohaterze fajnie ująłeś.

Motyw legendy – tak jak mówisz.

Wybaczam Ci, Twoją przenikliwość :D

Wpiernicz od małolatów pasował mi jako powrót karmy za zniszczenie im telefonu, no i historia nie mogła się skończyć szczęśliwie, ale może jeszcze znajdzie się jakiś ruch oporu w tym świecie ;>

Zresztą i bez małolatów Henio był już trochę przez lekrza hm… porażony?

Dzięki!

 

PZDR!

 

 

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dzięki Anet :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Cóż, choć postać kanara-legendy nie zainteresowała mnie, a cały tekst nie wciągnął tak jak komentujących przede mną, to doceniam staranne wykonanie, płynność fabuły i naturalne dialogi. 

Opowiadanie było dobre, ale tematyka zupełnie nie przypadła mi do gustu. 

Łukaszu,

 

dzięki, że podzieliłeś się wrażeniami.

Ubolewam, że nie trafiłem w Twój gust, tym bardziej dzięki za to, że przeczytałeś.

Cieszę się, że wykonanie znajdujesz starannym a dialogi naturalnymi :)

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Bardzo mi się podobało. Pomysłowe połączenie cyberpunku z elementami noir jak pierwsza scena z detektywem. Lekki, miejscami jowialny styl przypadł mi do gustu. Choć sam twist z tożsamością korpoprzyjaciela był przewidywalny, jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

SzyszkowyDziadku,

 

Bardzo się zatem cieszę (i dzięki za nominację).

Po komentarzach chociaż wiem, że to noir i cybpunk wyszedł, bo wcześniej nie wiedziałem. :D

A z tym twistem, to tak wyszło, bo trochę rozjaśniałem o co chodzi, bo na początku za bardzo zamotałem, ale jak nie przeszkadzało to gitara :-)

Dzięki za wizytę!

 

Pozdrawiam!

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

 

Opowiadanie stoi detalami i klimatem. Wspomniany przez Szyszkowego “noir” to wyjątkowo trafne określenie. Świat ciekawy, ale cóż z tego, skoro do snucia historii wziąłeś się od strony, za którą nie przepadam, która mnie nuży. Zabrakło mi na wstępie haka, czegoś co drążyłoby moją ciekawość. Postaci, wydarzenia, nie do końca zrozumiałej sceny – elementów układanki, które dopiero z czasem zaczęłyby się składać. Zamiast tego obficie opisujesz realia i scenografię, co mnie zwyczajnie znudziło. Owszem, jest otwierająca scenka z utraconą ciążą, z nieistniejącym Stanisławem, ale to bardzo niewiele – reklamując tekst jako cyberpunk, oczekiwałbym intrygi opartej jednak o coś więcej niż czysto obyczajowy motyw, zaś samego Stanisława wytłumaczyłem sobie w najprostszy sposób jako urojenie już w tej pierwszej scenie i tutaj spotkało mnie największe rozczarowanie tego opowiadana – nie wyprowadziłeś mnie z tego wrażenia do samego końca, a wręcz je potwierdziłeś.

Mając (niestety trafne) założenie w głowie, że Henio ma urojenia, przyszło mi na myśl, że to on sam mógł stać za poronieniem i bodajże zniknięciem żony i znów się nie pomyliłem. I tak mógłbym wymieniać kolejne sceny, kiedy sprawdzało się z grubsza wszystko, co powinno się w danym miejscu historii znaleźć. Moim zdaniem postawiłeś na zbyt oczywiste i zbyt bezpieczne rozwiązania, szczędząc czytelnikowi zaskoczeń i odejmując tej historii mnóstwo kolorytu. Niestety, dla mnie średniak.

Wiesz, Mytrixie, kiedyś na tym forum napisałem coś takiego:

“Mam podobnie jeśli chodzi o polskich bohaterów, tylko ja w każdym z nich widzę naszą, polską martyrologię. Ten bohater zawsze jest doświadczony przez życie, koniecznie z piętnem i grymasem na twarzy…”

I wychodzisz właśnie z takim Heniem. Ja nawet trochę lubię takiego bohatera, ale gdy pojawia się jeszcze motyw “nie chcę, ale muszę” (tutaj bycie legendą), to już raczej nie. A tak postrzegam Henryka, piętno, przejścia i mus. Też w pierwszej wzmiance o Stanisławie kapnąłem się, że będzie wymyślony. Poza tym trochę leży mi wizja korpo. Tak się składa, że pracuję dla korpo i jakoś nie widzę tego, że “zmuszają” kogoś, by był legendą. Jest tylu “ambitnych”, zawsze i wszędzie, że raczej trzeba zamykać drzwi, niż uciekać się do ingerencji czy podstępów, by legendę zachować. To korpo kreuje legendy i szybko je zmienia, jeśli tylko chce. Ale ok, to Twoja wizja.

Klimat za to fajny i masz tutaj plusa. Obrazowy i dosłowny jest ten świat. Odpychający, a jednocześnie przyciągający. Nieźle.

Dzięki chłopaki, jutro wam na spokojnie odpiszę ;-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

No i właśnie takie niedopowiedzenia w zakończeniach lubię toleruję ;) Główna oś fabularna wyjaśniona, a czy Henio przeżył, jak dalej potoczą się jego losy – pozostawiłeś czytelnikowi.

Tematyka dość ograna (sterowane jednostki były już nieraz, ale jak tu wymyślić coś odżywczego w cyberpunku? Hmm…), ale podana bardzo przystępnie. Tempa akcji powinienem się od Ciebie uczyć – te zwarte rozdzialiki sprawiają, że czyta się to to piorunem i z dużą przyjemnością.

Humor tym razem bardziej subtelny, nienachalny – z pewnością na plus, choć nie mogę nie zauważyć, że dramaturgia tekstu cierpiała z tego powodu. Sytuacja pana Henryka była na swój sposób rozpaczliwa, a jednak ja odebrałem tekst jako NADAL rozrywkowy.

Jakby to jednak powiedziała Anet – podobało mi się. Warsztat zdecydowanie podciągnąłeś, właściwie nic mi tu nie zgrzytało.

A dobra, może nie będę deprecjonował roli żonki i Funa ;P

Tylko jedno trochę mnie zmarszczyło:

Henryk strzelił po raz trzeci i nie czekając na zmartwychwstanie przyjaciela, wybiegł z klubu.

Biorąc pod uwagę, że w tym momencie Henio nie darzył już Staśka szczególną zażyłością + Stasiu transformował się już w Jacka, to… za cholerę mi to określenie nie pasuje w tym miejscu. W końcu prowadzisz narrację z perspektywy bohatera.

 

Trzym się ciepło.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Dzięki Hrabio!

Ostatnio z czasem kuleję ale postaram się wam poodpowiadać jakoś wieczorem lub jutro sensownie!

 

Oj tam z tym przyjacielem, to to… ironia! Taka humorystyczna  ;p

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Hehe :D

 

Nie przejmuj się, towarzyszu broni. Jest wiele znacznie ciekawszych sposobów na spędzenie czasu, niż odpowiadanie na przydługie komentarze pod własnym tekstem XD

Mnie w każdym razie “dzięki” w zupełności wystarczy, do następnego ;)

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu przestrzeni ani miłości. Jest tylko cisza."

Trochę się pogubiłam, choć stylistycznie mi się nawet podoba, niektóre scenki też. Całości jakoś nie chwytam.

Ale mój największy problem – co to ma być Danse Vehiculum Urbanus, bo mi się to językowo i gramatycznie nie klei w żadną sensowną całość…

http://altronapoleone.home.blog

Dobrze wyszedł główny bohater – już sam wybór bohatera-kanara jest charakterystyczny i interesujący. Całość wypada jak… no, typowy cyberpunk. Czyli przedstawiony obraz świata wyszedł tak jak miał wyjść, choć pewnie masz świadomość, że wielokrotnie powielasz schematy. Ale nie będę się o to czepiał, bo szybką i klasyczną akcję w cyberpunkowym świecie zawsze czyta się dobrze.

Tak, spodobało mi się tempo akcji i całościowe przedstawienie historii. Z jednej strony bardzo szybko odkrywasz większość kart i nie trzymasz czytelnika w niepewności (prawie od początku wiadomo, że wszystko to sprawa implantu), z drugiej – nadal przykuwasz uwagę czytelnika na różne sposoby i sprawiasz, że chce się czytać dalej i dalej. Pewnie między innymi dlatego, że krótkie rozdzialiki spisały się w przypadku tego tekstu znakomicie.

Trochę zaskoczyła mnie tylko jedna rzecz: wylanie herbaty oparzyło Heńka, użycie obieraczki do cygar ucięło mu palca, a strzał… Spodziewałem się, że gdy zagubiony Heniek strzelił pod wpływem emocji, sam przyjmie kulkę na klatę. Chyba czegoś nie zrozumiałem, albo po prostu nie doceniam możliwości implantu ;)

Ogólnie kawał porządnej historii. Spisany z pomysłem, w taki sposób, że trudno oderwać się od lektury.

Bardzo wciągające głównie przez interesującego głównego bohatera, ale i tu i tam lekko zarysowany świat też wypada nieźle. Pomysł ze Staszkiem żyjącym w głowie niezbyt nowy, ale dobrze opowiedziana historia zawsze się obroni.

W środę wracam do portalowania i wam poodpisuję, dzięki za komentarze i za cierpliwość :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Jedno z lepszych podejść do tematu konkursu. Nie dość, że opowiadanie jest jednym z lepszych, to jest też jednym z krótszych :)

Niezła fabuła wpleciona w interesujące realia sf. Wątek alter ego niby oklepany, ale jakoś tak to przedstawiłeś, że wcale nie czułem sztampy. Podoba mi się, że wymyśliłeś telefon, któremu bohater nazwał własną złośliwą nazwę, którą posługiwałeś się potem przez cały tekst. Czytałem z uwagą, jak prosiłeś w przedmowie i rzeczywiście akcja zaciekawiła mnie. 

Opowiadanie jest świetnie napisane. Ma odpowiednią długość. Twój styl prowadzi gładko przez całą historię. To się dobrze czyta.

Pozdrawiam!

https://www.facebook.com/Bridge-to-the-Neverland-239233060209763/

Kilka popyrtanych przecinków, paskudny infodump w scenie u Doradcy Pracownika i jeszcze paskudniejsze: “najnowszy nabytek sechł aktualnie w łazience” – niby wiem, że to jest poprawny zwrot, ale odrzuca mnie jak Demetriusz Helenę. (Co, na bogów chaosu, jest złego w zwykłym “schnął”, że ludzie mają potrzebę tak je udziwniać?) Ale poza tym – nic wiele za bardzo, do czego można by się przyczepić.

Generalnie machnąłeś fajnym tekstem, który czytało mi się dobrze, przyjemnie i z zainteresowaniem. Ale czy z czymśkolwiek więcej? Nie, raczej nie. Pierwsza, czy może raczej druga scena, z tymi gówniakami w klubie, była chyba najfajniejsza. Z jednej strony chciałoby się, żeby Heniek porozbijał gnojkom łby; wyszedłby taki totalny badass, może i sztampowy, ale za to mający świetne skille w ciągnięciu fabuły. Z drugiej strony i tak wyszedł Ci kawał sukinsyna, a przy tym cała scena wybrzmiała oryginalnie i po prostu ładnie. Szkoda, że później niemal w całości przerzuciłeś akcenty w opowiadaniu na inne jego elementy.

Zdecydowanie wolałbym opowieść o Heńku Kutasiarzu, niż o Heńku Świrze, ale to głównie dlatego, że ten pierwszy miał szansę wybronić się tam, gdzie ten drugi poległ z kretesem. Otóż, generalnie, zupełnie nie przekonuje mnie historia Heńka, Staśka i implantu. Heniek nie sprawiał wrażenia totalnego idioty, a właśnie takiego byś go potrzebował, by cały ten spisek, szyty już nawet nie tyle grubymi nićmi, co po prostu liną jutową, mógł się utrzymać przez tyle lat. Szczególnie, że sygnały, iż coś jest nie tak, dochodziły zewsząd, a i sam Heniek podejrzewał korporację o śmierć swojego synka. Poza tym nie chce mi się wierzyć, że skoro takie chipy są wszczepiane każdemu kontrolerowi, i to od X lat, to nikt się nie pokapował, że wszyscy oni są w jakiś sposób spaprani. Wybacz, ale nie wierzę, że nigdy nie spotkało się dwóch takich kanarów i nie odbyła się rozmowa w stylu:

– Joł, co tam?

– W sumie, to do dupy: okazało się, że mam guza mózgu…

– Ty, patrz, ja też miałem, ale nasza corpo go wycięła i wszczepiła mi taki zajebisty implant.

– Poważnie? Mi zaproponowali dokładnie to samo. Dziwne, nie?

– No, jak się tak nad tym zastanowić…

Sorry, ale nie wierzę, że corpo zdołała zrobić tak banalny przekręt na tak wielką skalę i nikt się nie zorientował przez tyle czasu.

Kolejna kwestia, która mocno mi się nie zgadza, to Stasiek. Jeśli dobrze zrozumiałem, gość był czymś na kształt bota wgranego kanarowi do mózgu, by go motywować i, nomen omen, kontrolować, tak? Jeśli mam rację, to jego zachowanie w klubie szachowym, jest bardzo, ale to bardzo błędne. Jako program o ustalonych parametrach w żadnym wypadku nie powinien zachowywać się tak ludzko, a tym bardziej przyznawać się do całego wielkiego spisku i, zasadniczo, współudziału w morderstwie. Raczej powinien włączyć mu się jakiś system zaprzeczania, tłumaczenia na nowo i tak dalej. A jeśli Stasiek był w rzeczywistości Jackiem, który był, dajmy na to, prawdziwym człowiekiem docierającym do Henia w nieprawdziwym świecie, to… No cóż, podobne zachowanie z jego strony, jako dalece nieprofesjonalne, też nie powinno mieć miejsca.

Nie rozumiem też, tak ogólnie, co posiadanie dziecka przeszkadza komu w byciu dobrym kontrolerem? Ja to widzę w proporcjach raczej odwrotnych: mam rodzinę na utrzymaniu, to staram się bardziej, by szybciej awansować i więcej zarobić, a przez to móc zapewnić najbliższym dostatnią, spokojną i godną przyszłość. Pchanie faceta ku paranoi, depresji i zniechęceniu do życia jest raczej słabym sposobem pracowniczej motywacji. I nawet uzależnienie od roboty, jako środka na uśmierzenie bólów w dupie wszelakich, jest raczej mało przekonujące. Znacznie łatwiej bowiem – czego Heniek zasadniczo jest niezgorszym przykładem – wpaść w inne uzależnienia, które mogą skutkować efektami wręcz przeciwnymi do zamierzonych, jak zresztą było widać na załączonym obrazku: Heniek zaczął mieć problemy z alkoholem i – w rezultacie – z wykonywaniem roboty, i zamiast wspinać się na wyżyny swoich możliwości, zaczął się staczać, przez co niemal stracił przydatność dla korporacji i omal nie poleciał.

Ergo, mamy tu mocno przekombinowany i zupełnie nieefektywny, a przy tym najprawdopodobniej nielegalny (stworzyłeś dystopię, ale chyba nie aż taką, by robienie ludzi w ten sposób w ciula było dopuszczalne – w każdym razie, skoro okłamują pracowników i wszczepiają im czipy pod naprawdę gównianą przykrywką, to chyba muszą mieć powody, by się z tym czaić) więc i bardzo ryzykowny (lawina pozwów, sądy, odszkodowania w grubych milionach, niesława, et cetera) system, na którego utrzymanie (zwłaszcza w tajemnicy ;) idzie pewnie setkrotnie więcej środków niż kosztowałoby korporację wdrożenie zwyczajnego systemu premii dla kontrolerów za efektywność (już zresztą z powodzeniem stosowaną w wielu miejscach).

Co więcej, cały ten system i utrzymywanie kanarów zupełnie nie ma sensu. Pomijam tutaj już zupełnie, jak dla mnie, bezzasadną przemoc kontrolerów i wymierzane przez nich kary, które raczej odstręczałyby klientów w ogóle, niż mobilizowały ich do zakupu biletów, ale w świecie, gdzie ludzie są już zaczipowani i swoje bilety mają pod skórą, o wiele bardziej opłacałoby się korporacji zorganizować wszystko na zasadzie hołubionej przez busiarzy: wsiadasz → płacisz → jedziesz. Przy zaczipowanych ludziskach byłoby to banalne do wyegzekwowania. Zasada dokładnie ta sama, co przy kontroli, tyle że przytykałoby się palec jeszcze przed wejściem do cośtammobilu. Czytnik zbliżeniowo pobiera opłatę za bilet i tyle, następny proszę. A przy wysiadaniu przytykasz palec jeszcze raz i od razu wiadomo, ile ci naliczyć – ot uproszczenie i tak już prostego i na swój sposób genialnego systemu stosowanego, na przykład, w Holandii (ale niech mnie diabli, szatani i czorci rogami w zadek bodą, jeśli kiedykolwiek dam sobie wszczepić pod skórę jakieś takie gówno).

Ogólnie rzecz ujmując ja tu widzę “Pamięć Absolutną” zorganizowaną w świecie, który sam w sobie za grosz nie ma sensu. A to z kolei przekłada się na prosty fakt, że opisana historia też, przynajmniej dla mnie, tego sensu nie ma.

Finał w sumie również… ambiwalentny. Z jednej strony ładny morał, z drugiej – ot, ćpuński banał.

Niemniej, Heniek, choć faktycznie nie przejdzie do legendy, wciąż pozostaje kawałkiem solidnie napisanego, przyjemnego w odbiorze tekstu. A to zawsze cieszy.

 

Peace!

 

 

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Opowiadanie skojarzyło mi się nieco z twórczością Dicka. Co jest prawdą, a co złudzeniem? Kto jest prawdziwy, a kto jest wytworem naszego umysłu? Co kryje się za kurtyną rzeczywistości? Czy nasz umysł oszukuje nas samych? I jeszcze te potężne korpo w tle (na horyzoncie). Przyznam szczerze, że nawet klimat udało Ci się wytworzyć nieco dickowski. Pamiętasz scenę z doktorem proponującym tabletkę Arnoldowi w filmowej „Pamięci absolutnej"? (opartej na opowiadaniu Dicka). Co jeszcze z Dicka odnajduję w tym opowiadaniu? Prosty język. Dick nie był wirtuozem pióra, raczej mistrzem paranoi i niezwykłych koncepcji. Pisał przejrzyście i bez fikuśnej wirtuozerii stylu. Podobnie jak Ty w swoim opowiadaniu. Czyta się je podobnie jak opowiadania Dicka, dobrze i bez wertepów. Jeśli coś zazgrzytało, to ledwie kilka konstrukcji. Przykłady:

 

Dziś nie przejechał się jeszcze autonomibusem, a miał iść dziesięć minut pieszo? (kogo narrator pyta tym dziwnym zwrotem po przecinku?)

 

Gdy był młodszy, takie rzeczy jak brzuch ciążowy nie umykały jego uwadze. (czemu brzuch ciążowy, a nie po prostu widoczna ciąża?)

 

Henryk poprowadził tak, aby zminimalizować szanse wpadnięcia na jakiś autonomibus. (szanse wpadnięcia brzmią koślawo w narracji).

 

Ogólnie. Fabuła przewidywalna troszkę i niezbyt oryginalna (ja też domyśliłem się szybko prawdziwej natury Stanisława, a nie było to trudne, bo autor zbytnio tego nie ukrywał. Także tego, kto za tym wszystkim stoi). Koncepcja tak działającej korporacji dosyć karkołomna, świat przedstawiony naprawdę zdawkowo, tajemnica utraconego dziecka okazuje się dosyć błaha i mało wiarygodna, a zakończenie dosyć nijakie. Ale paradoksalnie to wszystko tylko w małym stopniu obniża poziom zadowolenia z lektury, ponieważ sprawnie i wciągająco swój tekst napisałeś i skonstruowałeś. Poprowadziłeś akcję w interesujący sposób. Dorzuciłeś kilka elementów odróżniających Twoją wizję od innych wizji niedalekiej przyszłości i zrobiłeś to pomysłowo. Na pewno nie żałuję czasu spędzonego na lekturze. A że lubię Dicka, to dołączam do grona zadowolonych czytelników. Czy to wystarczy na miejsce w antologii pokonkursowej? Myślę, że tak.

 

Ps. Ze Stanisławem skojarzyła mi się też trochę postać urojonego przyjaciela bohatera – Charlesa Hermana z filmu "Piękny umysł". A może bliżej mu do filmowego Williama Parchera?

Po przeczytaniu spalić monitor.

Wracam z komentarzem piórkowym :)

Na pewno jest to tekst do Biblioteki – co do tego nie mam wątpliwości. Czy zasługuje na piórko?

Początek z rozstrzeloną treścią to na pewno ryzyko. Jednak kto nie ryzykuje, ten nie ma. Moim daniem przyniosło to później dobry efekt w postaci zaskoczenia funkcją Henia. Późniejsza jego kreacja, dodanie postaci Staszka – jak wspominałem jest na plus. Podobnie jak zakończenie, mroczne i cyberpunkowe.

Patrząc na to, jestem usatysfakcjonowany całą opowieścią oraz jej wynikiem. I choć sam motyw kontroli pracownika z lekka wydaje się naciągany i nienowy, jestem skłonny dać tej opowieści TAKa :)

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Ktoś w komentarzach wspomniał o noir i bardzo mi to pasuje do Twojego tekstu, Mytrix. Na warsztat wybrałeś tematykę ograną, ale sprawnym stylem i paroma pomysłami dałeś mimo wszystko coś świeżego. Przeczytałam z przyjemnością.

Mytriksie, wiem, że już długo czekasz na swoje piórko i wiem, że ciężko na nie pracujesz. Dlatego jest mi naprawdę przykro, ale tym razem nie mogę jeszcze zagłosować na tak. Nie czuję, żeby to opowiadanie spełniało moje oczekiwania. Spróbuję napisać, dlaczego.

O niespójnościach reguł rządzących Twoim światem już wspominałem. Poza tym:

  1. Tytuł. Przyznaję, że z jego powodu, od początku miałeś u mnie ciężej. No bo, jak widzę “Henio” to wiem, że będzie niepoważnie. Nawet jeśli bohater zginie, to tak jakby na niby. Możesz mnie przekonywać (i będziesz miał rację), że Henie na całym świecie też mają swoje tragedie, ale przekaz podprogowy już poszedł i zagnieździł się w mojej podświadomości. Po co, ja się pytam?
  2. Profesja bohatera. Wszyscy chwalą, że oryginalne i pomysłowe. OK, ale efekt podobny jak w poprzednim punkcie. Nikt nie traktuje kanara poważnie. A nawet jeśli, to kładzie to logikę całego świata Twojego opowiadania. W przyszłości, gdy można kontrolować mózgi obywateli, wykorzystanie tej opcji do podrasowania kontrolerów autobusowych wydaje się najmniej kosztoefektywnym, bezpiecznym i w ogóle sensownym wykorzystaniem tej technologii. Pomijając fakt, że przy takim postępie można wymyślić przynajmniej tuzin lepszych i łatwiejszych sposobów na ściąganie z pasażerów haraczu za korzystanie z komunikacji miejskiej.
  3. Tożsamość Stanisława. O tym już pisano. Twist przewidywalny właściwie od pierwszych linijek, choćby przez skojarzenie z tym “Pięknym Umysłem”.

Dlatego nie mogę jeszcze tym razem być tak, ale jestem pewien, że już niedługo spowodujesz, że zmienię zdanie ;)

Spodobało mi się wrzucenie prostego kanara do poważnego tekstu o manipulowaniu pracownikami. Taki fajny, ożywczy kontrast.

Ciekawe były również szczegóły, w które wyposażyłeś świat.

Motyw korporacji stary, ale nośny. Rzadko kto gadziny lubi. Nawet niekoniecznie z powodów osobistych, ale z powodu agresywnie promowanych, niskich wartości. Nagrabiły sobie…

Jak już wspominałam, czytało mi się dobrze i chciałam się dowiedzieć, jak się ta cała awantura.

Byłam na TAK, czyli.

Babska logika rządzi!

Przerażony ilością i objętością komentarzy, darowałem sobie ich lekturę. Z góry zatem przepraszam, jeśli zmuszę Cię do setnego wysłuchania tej samej historii, niczym opiekun w Domu Weterana, albo ekshumowania dawno pogrzebanych zwłok. Ale nie lubię komentować w stylu: "Przeczytałem. Fajne." Zatem:

Dynamiczna narracja i wciągająca fabuła, którą zgrabnie prezentujesz jako pozornie niepasujące do siebie elementy, by potem ułożyć je w interesującą całość, to cholernie duży plus. Tu żadnych zastrzeżeń, jeno pochwały. Ale sam pomysł na legendarnego kanara – cóż. Z jednej strony fantastycznie odjechany i oryginalny. Z drugiej powodował, że znosiło Cię w stronę absurdu, jak spragnionego menela na regał z winami. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby ostatecznie zniosło. Jednak tekst okazał się poważnym cyberpunkiem i na moje, wznoszone co jakiś czas ku Niebiosom pytanie – ale to na serio?! – Niebiosa odpowiedziały: Serio.

To zrodziło całe mnóstwo (przepraszam za wyrażenie) łotdefaków.

Bo w jaki sposób MPK stało się tak potężne? Jakie zyski generują kontrolerzy, że opłaca się robić im coś takiego (nielegalnie) i to na szeroką skalę, nie jako jakiś odjechany, paskudny eksperyment? Dlaczego bardziej opłaca się rozwalić facetowi rodzinę, niż omotać siecią korporacyjnych "dobrodziejstw"? Że w obawie o bezpieczeństwo rodziny rzuci pracę? Czy policjanci, albo strażnicy więzienni tak robią? A może właśnie dla dobra żony i dziecka będzie zapieprzał dwa razy bardziej. Poza tym, o co chodziło z tym palcem? Jak babcię kocham, parę razy czytałem tę scenę, bo jedyną prawdopodobną możliwością wydało mi się, iż w Twoim świecie powszechna była "wymiana" koniuszka małego palca na jakieś wielofunkcyjne, elektroniczne urządzenie (portfel, czytnik, dowód tożsamości, takie tam) i oberżnięcie takowego po wykryciu nielegalnego oprogramowania byłoby jak konfiskata telefonu, czy cuś (swoją drogą i tak mocno "inwazyjne", kontroler musiałby mieć uprawnienia policji, albo i większe). Ale wyszło, że ni chu chu, krew, opatrunki, te sprawy – uciął palec jak nic. Jakąż więc władzę mają kontrolerzy, skoro taka akcja spotkała się z reakcją pasażerów, porównywalną do wlepienia mandatu staruszce w naszym świecie? Co zmusza ludzi do korzystania z usług tak nieprzyjaznej firmy? Totalny monopol, zakaz używania jakichkolwiek innych środków transportu w mieście? Ile kosztuje bilet, skoro ludzie i tak próbują oszukiwać, mimo dotkliwych kar? I po kiego grzyba w ogóle są kontrolerzy, czy nie wystarczyłoby skanować palucha przed wejściem do autobusu?

Okej, wystarczy tej gadaniny ;-) Podsumowując:

Świetna fabuła, skiepszczona wyjściowym pomysłem. Albo inaczej: Świetna fabuła, niezwykle oryginalny i interesujący pomysł, skiepszczony trzymaniem się sztywno ram poważnej fantastyki bliskiego zasięgu. Gdybyś postarał się ubrać tekst w fatałaszki groteski, kiwałbym głową w zachwycie. A tak jest raczej Meh. 

(No dobrze, Meh ze wskazaniem na cacy, bo historia istotnie poprowadzona wzorowo) 

Pozdrawiam! 

Dla podkreślenia wagi moich słów, Siłacz palnie pięścią w stół!

Długo zbierałem się do tego komentarza. Serce rośnie, jak czytam te wszystkie zadowolone komentarze – fajnie, że praca włożona w te bety nie idzie na marne. Zresztą, tej pracy z każdym opowiadaniem jest mniej, bo sporo się nauczyłeś. To Twój tekst i starałem się pomóc tak go doszlifować, by był zgodny z duchem Twojej wizji. Ale kurde, mnie “Henio” nie przekonał na tyle, bym zagłosował za piórkiem. Więc czuję się trochę rozdarty, ale muszę być szczery. 

Co nie znaczy, że będę tylko krytykował ;) 

Czuć tutaj podobny klimat jak w “Zapuszkowanym” i “Sumie wszystkich przekonań”. Trochę jak u Philipa Dicka, trochę noir, trochę cyberpunk. Intrygujący miszmasz, okraszony Twoim humorem. W tle mamy ciekawe wynalazki, jak te wytrzeźwiałki, ale obok nich są rzeczy dziwno-absurdalne. Thargone o tym napisał. Generalnie, jest sporo ryzykownych zagrań, które jednych mogą kupić, drugich nie. Jak choćby to obcinanie palców. Z jednej strony odjazdowy pomysł, a z drugiej strony – wtf? Pewnie dużo zależy od tego, czy czytelnik odbiera tę historię jako rzecz poważną, rozrywkową czy też… oryginalną. Bo parę zachwytów nad oryginalnością było. Ta oryginalność ma swój urok, który nie jest dla wszystkich. 

Jest więc zbyt chaotycznie. Jedne sceny niezbędne, inne niekoniecznie potrzebne. Do tego bohater też nie do końca spójny. Fabuła mogłaby być ciut bardziej odkrywcza. 

Na pewno opowiadanie jest ciekawe i fajne, czytelnik się dobrze bawi, nie nudzi. Na bibliotekę to starcza spokojnie, na piórko – jeszcze nie. Brakuje szlifów, brakuje czegoś mimo wszystko mocniejszego – i może głębszego – niż postać kanara (z założenia komiczna; może trzeba było bardziej pójść w gorzką ironię). Wciąż uważam, że powinieneś ujarzmiać swoją wielką wyobraźnię. Trudna to rzecz: oszlifować ten swój klimat, by nie zatracił tego, co w nim najlepsze. Wierzę, że Ci się uda, jeśli będziesz na to konsekwentnie pracował.

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Dzięki ludziska za komentarze!

Wiem, że mnie bardziej nie ma, niż jestem, ale z odpowiedziami na wasze (świetne i rozbudowane) komentarze już za kilka dni (mam nadzieję!) do was powrócę :)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Wow, Mytrix, to jest naprawdę świetne! Ale dobrze się czytało, no po prostu cud miód.

Nie mam żadnych zastrzeżeń, kupiłeś mnie (no może poza tytułem, bo wiem, że tak specjalnie, ale jednak jest zbyt ponuro na taki luźny tytuł, ale to naprawdę drobnostka niewarta uwagi).

Tekst idealnie trafia w moje gusta, bo uwielbiam cyberpunk i dzięki dawkowaniu go sobie, wciąż mi się nie przejadł. Poza tym bardzo lubię FUTU.RE, a twoje opowiadanie silnie mi się z nim skojarzyło.

Odwaliłeś kawał dobrej roboty, jeśli chodzi o pomysł jak i wykonanie. 

 

I tego nie lubię w opowiadaniach – niby lepsze od powieści, bo krótsze i bardziej skondensowane, ale kurczę, czasami trafi się taki tekst, z którym z chęcią spędziłabym kilka nieprzespanych nocy, a tu nagle bum i koniec. 

 

Tak więc powodzenia w konkursie! Jeszcze dużo tekstów przede mną, ale póki co masz ode mnie najwyższą notę :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Dzięki Lana, miód na me uszy :-)

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Wbiłem jakiś czas temu do środka masowego rażenia we Wro, a tam nowe sprzęty biletowe na plastik. Kanar sprawdza kartę czytnikiem, a ja się zastanawiam, co dalej… No to mi Mytrix wyjaśnił :D.

Kolejne opko, które w pięknym stylu wprowadza mnie w SF i Cyberpunk, za co wdzięczny jestem.

Bardzo ciekawy, rzetelny, klarownie przedstawiony i niezwykle wciągający tekst, który tworzy w głowie przejrzysty obraz świata przedstawionego prze Autora. Z wielką przyjemnością czytałem.

Gratuluję i dzięki za lekturę! Pozdrawiam! ;)

E.

Eee.

Przeczytałam i nie wiem.

Sam pomysł, żeby złym korpo były autobusy jest oryginalny, choć w tekście nie widać, że to jakaś specjalna fucha (choć tatuaże z appki są pro)

Koniec bolesny. 

Szkoda, że od samego początku było wiadomo, że Staszek jest złudzeniem. 

Czytało się dobrze, fajny pomysł z podrozdzialikami, choć cały czas miałam z tyłu głowy ‘ale kanar? e?’ ;)

I would prefer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Kolejne tak charakterystyczne i jedyne w swoim rodzaju opowiadanie, że nie sposób zapomnieć, o czym jest ;) Czytało się lekko, choć tak naprawdę jest to wizja ponura, antyutopijna. Cyberpunk taki, że chyba dla każdego zjadliwy, nawet jak nie jest fanem. Zawsze mi się podoba, jaka inteligencja bije z twoich tekstów, generalnie na portalu jesteś śmieszek i tata-gawędziarz, a tutaj jest błyskotliwie, wnikliwie, okrutnie, filozoficznie ;) Bardzo lubię ten tekst, chociaż czasem brakowało mi mostu pomiędzy socjologicznymi wątkami a absurdalnymi – nie było do końca wiadomo, kiedy brać tę wizję na serio, a kiedy sięgała pułapu zupełnego odklejenia. Wydaje mi się, że lepiej byłoby, gdybyś się zdecydował, czy ponuro (co nie wyklucza humoru) prognozujesz, czy jedziesz po bandzie.

Mocnym punktem jest bohater, z którym można się silnie związać, i którego spojrzenie na świat fascynuje, uczynienie go kanarem od razu wzbudza ciekawość. Jednak zaszczepia też wrażenie nierealności i groteski, gdy czynisz z niego legendę. Nie mówię, że to źle, to intrygujący eksperyment myślowy, mam tylko wrażenie, że potraktowałeś sprawę trochę po łebkach, przez co konstrukcja zgrzytała.

Z przeplataniem świata realnego i urojeń sobie poradziłeś. Motyw osobisty uwiarygodnił lekturę. Generalnie tekst oceniam jako bardzo dobry, a tylko przez wysoką poprzeczkę, jaką sam nim ustanowiłeś, dostrzegam w nim trochę mankamentów. Ekstra, że będzie w antologii!

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

O, Naz, nie spodziewałem się już tutaj komentarzy :-)

 

To ja zacznę od końca, będzie w antologii, ale trochę zmian się znajdzie, głównie by opóźnić poznanie tożsamości korpoprzyjaciela, i dodatkowa scena i takie tam :-)

Pisząc to opowiadanie, nie zdawałem sobie sprawy, że muszę/powinienem wybrać czy jadę o bandzie z wizją absurdalną, czy też jest to spojrzenie na prawdopodobną przyszłość. Teraz wiem, że zgrzyta, wiem mniej więcej co, ale już brnąć w zmiany na korzyśc jednego czy drugiego nie będę.

Z tym, że jest okrutnie a jednocześnie lekko, to chyba nic nie zrobię, tak już mam. Gdzieś tam majaczy mi wizja tekstu "na poważnie", ale skoro okrucieństwo i wiele innych rzeczy nie wyklucza humoru, to po co się go pozbywać.  Można przecież poważnie i śmiesznie. Inteligentny czytelnik sam wychwyci ironię czy poważny przekaz skryty pod żartem.

Generalnie to czuję się pochwalony twoim komentarzem i odbiorem opowiadania, dzięki za dobre słowo! A Fenrir głównie zarzuca mi, że to tekst do rozbudowy, tego za mało, tamtego nie pokazałem, ech :D

"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM

Dobrze! Niech się Fenrir znęca i wyciągnie z ciebie, ile się da :D Kurczę, widzę w arkuszu, że masz nawet dwóch redaktorów, pięknie, wyobracają cię na wszystkie strony :P

"Po opanowaniu warsztatu należy go wyrzucić przez okno". Vita i Virginia

Nowa Fantastyka