- Opowiadanie: Roler - Azyl

Azyl

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Cień Burzy

Oceny

Azyl

Niemożliwe…

Przyglądał się w szoku obliczu mężczyzny w średnim wieku. Choć w ciągu ostatnich lat powoli zaczął przywykać do swojego odbicia, to na pewno nie był gotowy na to, co zobaczył. Uśmiechnął się i wybiegł energicznie z chaty w kierunku ogrodu.

– Enna! Nie uwierzysz, co ci pokażę – oznajmił dumnie.

Druidka wstała znad ziół, które właśnie zbierała i spojrzała z rozbawieniem w jego stronę.

– A cóż to się stało, że wstałeś o tak wczesnej porze.

– Później będziesz się nabijać z mojego lenistwa, a teraz spójrz – z dumą wskazał na fragment włosów nad uchem. Enna wytężyła wzrok w poszukiwaniu obiektu zachwytu. Dostrzegła.

– One są siwe! – krzyknęła uradowana – Ale to przecież…

– Niemożliwe. Wiem, a jednak!

– Na Peruna, ile to już lat?

– W przyszłym miesiącu minie dwunasty rok, od kiedy jestem czysty.

– Niesamowite, nie spodziewałam się rezultatów, aż tak szybko. Jestem z Ciebie taka dumna Williamie, musimy to jakoś uczcić.

– Myślę, że mam pewien pomysł – powiedział zmysłowo, delikatnie pociągając ją w stronę ich azylu, małej chatki w sercu wiekowej puszczy.

 

***

William otworzył oczy. Delikatną ciszę popołudniowej drzemki zakłócał odgłos kroków w oddali. Przymknął oczy i skupił zmysły. Jedna osoba, szybki, ale ciężki krok, śpieszy się. Przebudził Ennę i zaczął się ubierać. Gość nie kazał na siebie długo czekać, już po chwili drzwi wejściowe zagrzmiały od energicznych uderzeń.

William domyślał się, czego może dotyczyć wizyta. Świat stale parł do przodu i nauka wypierała medyczne praktyki druidów. Znachorzy zostali zepchnięci na margines i musieli usunąć się ze swoimi praktykami w cień. A jednak, tam gdzie pojawiała się granica możliwości dla sztuki lekarskiej, tam druidzkie rytuały łamały znamiona logiki i czyniły cuda. Lecz nawet i owe cuda miały swoje ograniczenia.

-Musisz mi pomóc! – krzyczała zrozpaczona kobieta, z kilkuletnim dzieckiem na rękach. Początkowo Williama zszokowała obecność drugiej osoby, ale po chwili zrozumiał– dziecko nie oddychało.

Enna nie próżnowała, kazała ułożyć dziecko na ziemi i rozpoczęła badanie. Wystarczyły jej krótkie oględziny, by ze smutkiem stwierdzić, że na pomoc jest już za późno. Obca jednak nie po taką pomóc przybyła.

– Wiem, że wy druidzi potraficie wezwać iskrę człowieka na powrót w jego ciało. Na pewno jeszcze możesz mu pomóc!

– Mówisz o praktykach zakazanych przez Zakon Świętej Lilii. Pominę, że sam proces powinien się odbyć w pobliżu miejsca śmierci, w krótkim czasie po zgonie. W innym wypadku dusza wezwana na powrót do ciała może stanowić istotę innego człowieka. Przykro mi, nie jestem w stanie pomóc.

– Kłamiesz! Wiem, że jest szansa! Oddaj mi mojego syna!

Enna nie odpowiedziała, odwróciła się i wróciła do domu. William nie ruszył się z miejsca, w ciszy obserwował nieznajomą. Na jej twarzy smutek mieszał się z nienawiścią, jej ostatnia nadzieja zniknęła, bądź też jak pewnie sądziła, została jej odebrana. Po chwili ponownie wzięła dziecko na ręce i ruszała w drogę powrotną. Jeszcze przez długi czas William słyszał odległe dźwięki rozpaczy i po raz kolejny żałował swoich zdolności .

***

William powoli zbliżał się do północnej części targowiska. Z listy, którą przygotowała dla niego Enna, została mu do kupienia tylko esencja z korzenia mandragory. Zauważył przy tym, że na targu panuje szczególne ożywienie. Nie omieszkał przy najbliższej okazji zapytać o to handlującego kłączami staruszka.

– Panie, nic wielkiego. Pospólstwo przeżywa, bo zobaczyli liliaków.

– Oho, a czemuż to miasto zawdzięcza ten zaszczyt?

– Ponoć szukają nekromanty, ale jak dla mnie to tylko czcze gadanie.

William podziękował za towar i ruszył w drogę powrotną, zastanawiając się w duchu, czy to przypadkiem nie owa nieznajoma, sprzed kilku dni, nie nakłoniła jakiegoś biednego głupca, na zabawę w ożywianie. Nie zdążył jednak wysnuć żadnych wniosków, bowiem odpowiedź pojawiła się przed nim. Kobieta, nad którą rozmyślał, stała na środku drogi, a w jej oczach wciąż dało się dostrzec smutek. Tak więc ewentualne próby ratunku się nie powiodły. Ale to uczucie było skryte, kobieta uciekała od niego, chowając się za zasłoną innych emocji, które uwydatniły się, gdy dostrzegła Williama. Na jej twarzy malowały się kolejno satysfakcja, szaleńcza radość, zemsta.

Zrozumiał!

 

Pewnym ruchem odpiął ukrytą za pasem kieszeń.

 

“Dwanaście lat.”

 

Wyciągnął przygotowaną przed laty fiolkę.

 

„Będę człowiekiem, zestarzeję się razem z Tobą.”

 

Wypił zawartość jednym haustem, czując dawno zapomniany zew.

 

„Kocham Cię Will.”

 

Uczucie ekstazy rozlało się po jego ciele. Krew z fiolki nie była wystarczająca do pełnej przemiany, ale do tego, co planował wystarczyła. Skupił się na skierowaniu procesu w nogi. Czuł jak skóra pękała wokół rosnących pośpiesznie mięśni ud, a stopy zaczynała pokrywać czarna sierść.

Ruszył.

Odbijał się miarowymi susami od dachów budynków, by po czternastu uderzeniach serca znaleźć się poza murami miasta. Przyśpieszył, wciąż bowiem od domu dzielił go las.

 

***

Rycerze Zakonu w konsternacji przyglądali się dziwnej postaci z owłosionymi nogami, która stała za linią drzew. Nie wiedzieli kim jest, ale domyślali się, że szuka pomocy wiedźmy. Po krótkiej naradzie, dziesiętnik wyszedł w kierunku nieznajomego, zauważył przy tym, że ów dziwny człek nie zwraca na nich szczególnej uwagi. Pustym wzrokiem obserwował jedynie wisielca za ich plecami.

– Jeżeli przybyłeś na leczenie do lokalnej wiedźmy, to niestety się spóźniłeś. W związku z zakazanymi praktykami, których się dopuściła, została… – przerwał zszokowany, bowiem adresat jego wypowiedzi zniknął. Obrócił się do pozostałych, wszyscy poza wiecznie znudzonym gigantem rozglądali się niepewnie. Dziesiętnik zauważył, że martwe ciało druidki również zniknęło z gałęzi.

– Tam – ciężkim głosem oznajmił kolos i wskazał okolice leśniczówki, nie wykazał jednak inicjatywy by udać się w tamtym kierunku. Młodzieniec rzeczywiście klęczał przed wejściem do chaty. Delikatnie tulił do siebie nieruchome ciało kobiety, gładząc ręką jej długie włosy. Nim rycerze doszli do siebie, nieznajomy znów ich zaskoczył, oddając na zakrwawionych ustach kobiety namiętny pocałunek. Był to widok niezmiernie tragiczny, a w sercu dziesiętnika pojawiło się ziarno wątpliwości, czy aby na pewno to, co uczynili, było ‘sprawiedliwością’. Nim jednak zdążył się głębiej nad tym zastanowić, ciało nieszczęsnego młodzieńca zaczęło mutować. Ubrania zaczęły pękać pod wpływem rozrostu tkanki, a skórę porastała ciemna niczym otchłań sierść.  Jednak dopiero, gdy, ujrzeli kły w kolorze szkarłatu zrozumieli, z czym mają do czynienia.

– Przeklęty…

 

***

William delikatnie wziął ciało Enny na ręce i ruszył w stronę domu. Furia i złość zniknęły z jego ciała, razem z ostatnim tchem rycerzy kwiatu. Teraz odczuwał jedynie pustkę, choć i ona była powoli wypełniana przez bezradność i strach. Obawiał się wieczności, którą miałby spędzić samotnie. Jednak, gdy układał ukochaną do łóżka, nie czuł smutku, wyglądała bowiem tak bezbronnie i pięknie. Kiedy rozlewał po chacie wiadra oliwy odpychał przygniatającą rozpacz, wspominając ile cudownych chwil tu przeżyli. Dopiero, gdy zaszło słońce, a dom rozświetliła pierwsza iskra, William położył się obok ukochanej i pozwolił sobie na łzy. A kiedy płomienie niczym namiętny kochanek zaczynały obejmować ich ciała, on wciąż wtulał się w nią, przysięgając swą wieczną miłość.

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Veni, vidi, legi.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Parę drobiazgów redakcyjnych, zanim się wypowiem o swoich opiniach na temat opowiadania.

 

 

“co Ci pokaże”: 1. ci, nie Ci, nie ma potrzeby użycia tu grzecznościowego zapisu wielką literą; pokaże → pokażę

 

“wstała znad ziół”: brzmi to IMHO trochę niezręcznie.

 

“A cóż to się stało, że wstałeś o tak wczesnej porze.” → znak zapytania zamiast kropki na końcu byłby lepszy

 

“Jestem z Ciebie taka dumna Williamie” → dumna, Williamie; przed wołaczem powinien być przecinek

 

“rytuały łamały znamiona logiki”: niepoprawne stylistycznie, znamion nie można łamać. Lepiej “łamały prawa logiki”

 

“odległe dźwięki rozpaczy”: też niezbyt zręczne stylistyczne. Może “dochodzące z oddali odgłosy płaczu”?

 

“Z listy, którą przygotowała dla niego Enna została mu” → brak przecinka po Enna

 

“czy to przypadkiem nie owa nieznajoma, sprzed kilku dni, nie nakłoniła” → nie owa nieznajoma … nakłoniła (bez drugiego nie); przecinki ujmujące “sprzed kilku dni” są tu chyba zbędne

 

“Kobieta, nad którą rozmyślał stała” → przecinek po “rozmyślał””

 

“czy aby na pewno to, co uczynili było ‘sprawiedliwością’” → przecinek po “uczynili”

 

“Nim jednak zdążył się głębiej nad tym zastanowić ciało (…)” → przecinek po “zastanowić”

 

“Jednak, gdy układał ukochaną do łóżka nie czuł smutku” → przecinek po “łóżka”

 

 

 

 

ninedin.home.blog

Parę dro­bia­zgów re­dak­cyj­nych:

“co Ci po­ka­że”: 1. ci, nie Ci, nie ma po­trze­by uży­cia tu grzecz­no­ścio­we­go za­pi­su wiel­ką li­te­rą; po­ka­że → po­ka­żę

 

“wsta­ła znad ziół”: brzmi to IMHO tro­chę nie­zręcz­nie.

 

“A cóż to się stało, że wsta­łeś o tak wcze­snej porze.” → znak za­py­ta­nia za­miast krop­ki na końcu byłby lep­szy

 

“Je­stem z Cie­bie taka dumna Wil­lia­mie” → dumna, Wil­lia­mie; przed wo­ła­czem po­wi­nien być prze­ci­nek

 

“ry­tu­ały ła­ma­ły zna­mio­na lo­gi­ki”: nie­po­praw­ne sty­li­stycz­nie, zna­mion nie można łamać. Le­piej “ła­ma­ły prawa lo­gi­ki”

 

“od­le­głe dźwię­ki roz­pa­czy”: też nie­zbyt zręcz­ne sty­li­stycz­ne. Może “do­cho­dzą­ce z od­da­li od­gło­sy pła­czu”?

 

“Z listy, którą przy­go­to­wa­ła dla niego Enna zo­sta­ła mu” → brak prze­cin­ka po Enna

 

“czy to przy­pad­kiem nie owa nie­zna­jo­ma, sprzed kilku dni, nie na­kło­ni­ła” → nie owa nie­zna­jo­ma … na­kło­ni­ła (bez dru­gie­go nie); prze­cin­ki uj­mu­ją­ce “sprzed kilku dni” są tu chyba zbęd­ne

 

“Ko­bie­ta, nad którą roz­my­ślał stała” → prze­ci­nek po “roz­my­ślał””

 

“czy aby na pewno to, co uczy­ni­li było ‘spra­wie­dli­wo­ścią’” → prze­ci­nek po “uczy­ni­li”

 

“Nim jed­nak zdą­żył się głę­biej nad tym za­sta­no­wić ciało (…)” → prze­ci­nek po “za­sta­no­wić”

 

“Jed­nak, gdy ukła­dał uko­cha­ną do łóżka nie czuł smut­ku” → prze­ci­nek po “

 

 

 

 

ninedin.home.blog

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Mam wrażenie, że chciałeś za dużo utknąć w tym opowiadaniu, przez to wkradło się wrażenie chaosu. Zapewne miało to też wpływ na moje odczucia w stosunku do głównych bohaterów – nie zdążyłam ich polubić ani znienawidzić, nie poradziłeś sobie także z warstwą uczuciową – wiem, że limit znaków bardzo ograniczał, ale dla Twojego opowiadania uczucia bohaterów były sprawą kluczową. 

"Czasem przypada nam rola gołębi, a czasem pomników." Hans Ch. Andersen ****************************************** 22.04.2016 r. zostałam babcią i jestem nią już na pełen etat.

Przyznaję, że nie załapałam, o co chodzi. I co mają wspólnego druidzi, Perun, dziesiętnicy oraz ktoś imieniem William – jak dla mnie, każde z innej bajki.

Poza tym coś mi zgrzyta w odpinanej kieszeni, w dodatku ukrytej za pasem. Mam wrażenie, że immanentną cechą kieszeni jest to, że jest przyszyta do ubrania, bądź jakoś tam ukształtowana z materiału i połączona z ubraniem, ale nie przypięta. Coś, co jest przypięte chyba się inaczej nazywa, ale nie znam się na terminologii krawieckiej, w dodatku średniowiecznej. Niemniej to właśnie ze średniowiecza (późnego) pochodzi najwcześniejszy wizerunek osoby w ubraniu z kieszeniami – jedna z rzeźb katedry w Munster…

http://altronapoleone.home.blog

Tekst mnie nie przekonał.

Raz, że romanse to nie moja bajka. Dwa, że wygląda to dość chaotycznie. Scenki krótkie, szukali nekromanty, powiesili druidkę… Trzy, że wybrana grafika słabo mi pasuje do historii.

Babska logika rządzi!

Rzeczywiście spory chaos. Ja rozumiem, że licentia poetica i możesz sobie miksować co chcesz w swoim opowiadaniu. Ok. Zrobiłeś z Krzyżaków liljowców, wciągnąłeś w to Peruna i druidów, wilkołaki i nekromantów. Ok. Ale sama fabuła też jest jakaś chaotyczna nieco. Trochę dłużyzn na początku, potem szaprana narracja i zdawkowe zakończenie.

Jest Nekromanta, który okazuje się jakimś wilkołakiem (to chyba pod wpływem innych prac J.R.), są giganci, kobieta, która mści się okrutnie i bez sensu, za to, że ktoś nie ożywił jej dziecka, a potem donosi na nakromantę.

Są dobre fragmenty, ogólnie pisać potrafisz tylko potrzebujesz porządnych szlifów redakcyjnych. Sporych.

Poza tym widać, że historia się nieco dusi w limicie, ale też mam wrażenie upchania w jedno zbyt wielu rzeczy, a przy tym fabuła nie jest ani zbyt oryginalna, ani zaskakująca (a jeśli już zaskakuje to swoim lekkim chaosem).

Masz błędy w zapisie dialogów.

Co jeszcze? Kilka przykładów, które rzucają się w oczy:

 

William podziękował za towar i ruszył w drogę powrotną, zastanawiając się w duchu, czy to przypadkiem nie owa nieznajoma, sprzed kilku dni, nie nakłoniła jakiegoś biednego głupca, na zabawę w ożywianie. – nakłoniła na zabawę???

 

Skupił się na skierowaniu procesu w nogi. – to wyszło śmiesznie.

 

Rycerze Zakonu w konsternacji przyglądali się dziwnej postaci z owłosionymi nogami, która stała za linią drzew. – to wyszło jeszcze śmieszniej, gdy sobie wyobraziłem taką scenę.

 

Młodzieniec rzeczywiście klęczał przed wejściem do chaty. – Rzeczywiście klęczał? Gdzie pauza po kropce (w tekście brakuje sporo pauz po znakach interpunkcyjnych)? No i raz jest to "Przyglądał się w szoku obliczu mężczyzny w średnim wieku." potem piszesz o młodzieńcu. Może ta wypita fiolka krwi go tak odmieniła, ale nigdzie nie piszesz o takim jej działaniu. Raczej, że zamienia w wilkołaka z owłosionymi nogami i szkarłatnymi zębami.

 

Nim rycerze doszli do siebie, nieznajomy znów ich zaskoczył, oddając na zakrwawionych ustach kobiety namiętny pocałunek. – chyba składając pocałunek?

 

Nim jednak zdążył się głębiej nad tym zastanowić, ciało nieszczęsnego młodzieńca zaczęło mutować. – mutować? W świecie fantasy mutuje się tylko u Sapkowskiego ;)

 

Ubrania zaczęły pękać pod wpływem rozrostu tkanki, a skórę porastała ciemna niczym otchłań sierść. – rozrost tkanki też mi nie pasuje. A skórę zaczynała porastać, a nie że już porastała sierść. I dlaczego niczym otchłań? Otchłań czego? Po co ta otchłań? 

 

Jednak dopiero, gdy, ujrzeli kły w kolorze szkarłatu zrozumieli, z czym mają do czynienia. – WTF. Miał czerwone zęby? Ja rozumiem, że gdyby napoczął swoją ukochaną to pewnie by miał czerwone od jej krwi. Ale tak? Co on, w nutrię się jakąś zamienił? (zresztą nutria ma żółto-pomarańczowe)

Po przeczytaniu spalić monitor.

Dziękuje za komentarze. Zdaję sobie sprawę z lekkiego chaosu, stworzonego przez mieszanie wątków i zbytnie poleganie na domyślności czytelnika . Gwoli sprostowania i wyjaśnienia kilku kwestii:

 

Jeszcze przez długi czas William słyszał odległe dźwięki rozpaczy i po raz kolejny żałował swoich zdolności” – chodziło tu o zdolności słuchowe, przez które bohater musiał wysłuchiwać płaczu jeszcze przez długi czas. Z tego co widzę to ten fragment poskutkował posądzeniem bohatera o nekromancję.

 

“No i raz jest to "Przyglądał się w szoku obliczu mężczyzny w średnim wieku." potem piszesz o młodzieńcu. Może ta wypita fiolka krwi go tak odmieniła, ale nigdzie nie piszesz o takim jej działaniu.” – tak, krew go odmłodziła. To od niej trzymał się z daleko przez ostatnie 12 lat, przez co przechodził proces starzenia.

 

“WTF. Miał czerwone zęby? Ja rozumiem, że gdyby napoczął swoją ukochaną to pewnie by miał czerwone od jej krwi.” – składając pocałunek spił krew ukochanej, co pozwoliło na dokończenie procesu mutacji.

 

Tak więc wyszło kilka nieporozumień.

 

Na koniec chciałbym zapytać na przyszłość, odnośnie:

Nim jednak zdążył się głębiej nad tym zastanowić, ciało nieszczęsnego młodzieńca zaczęło mutować. – mutować? W świecie fantasy mutuje się tylko u Sapkowskiego ;)”. 

Jak nazywamy proces zamiany człowieka w wilkołaka? Myślałem, że jeżeli zmienia się jego DNA to jest to proces mutacji.

Chyba raczej metamorfoza.

Wiesz, proces przemiany człowieka w wilkołaka nie został naukowo zbadany. Pierwsze słyszę, że zmienia się DNA. To by trzeba było ofiarę w każdą komórkę ugryźć i to precyzyjnie. ;-)

Babska logika rządzi!

Do tego zmierzało moje pytanie. Skoro nie mamy leksykonu stworów, który pomógłby w nadaniu prawidłowego określenie, to dobór zależy od przyjętej wizji świata.

.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Mnie się podobało :)

Przynoszę radość :)

Niestety, ale w tekście jest dużo usterek technicznych (zapisy dialogów, zaimki typu cię, tobie, interpunkcja itd.). A do tego sam w sobie jest on zbyt chaotyczny i przedstawia jakby nie do końca przemyślany miks wszystkiego, co było pod ręką (np. Perun i William?).

Do tego grafika to też raczej bardzo luźne nawiązanie do tekstu i odwrotnie. Pojawiający się w tekście nienazwany, dziwny kolos wydał mi się na siłę wciśnięty, żeby uzasadnić grafikę. 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Jest tu pomysł, nawet ciekawy, choć zarazem nienowy. Bohater wyraźny, acz nie wybija się swoim charakterem ponad standard – podobnie druidka. Generalnie po przeczytaniu mogę stwierdzić, że nic nie zapadło mi negatywnie w pamięć. Z drugiej strony nic też nie wybiło się na tyle, bym tekst zapamiętał na dłużej.

Podsumowując: przyzwoity koncert fajerwerków.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Fakt, grafika trochę doklejona do tekstu – szczególnie do jego końcówki. Po zobaczeniu grafiki myślałem, że dasz kolosowi trochę ciekawszą funkcję, szkoda. Ja tego wspomnianego chaosu tak nie odczułem, dało się przełknąć – ale całość trochę zbyt zmiksowana. Za duża różnorodność, w tym gatunków, które średnio mi się (romans). Przeczytałem bez przykrości, ale pewnie niedługo o szorcie zapomnę.

Opowiadanie raczej fajne niż niefajne, choć też i nie z gatunku tych wstrząsających fundamentami jestestwa.

Podobał mi się pomysł na bohaterów – wilkołak pragnący pozostać człowiekiem (naprawdę zaintrygowała mnie pierwsza scena i znaczenie siwej kępki) i zakochana w nim druidka stworzyli całkiem sympatyczną i ciekawą parę.

I choć cała reszta zahacza już o sztampę – szukająca pomocy, a potem zemsty desperatka, mordowanie wiedźm i odmieńców, każąca ręka “sprawiedliwości” zakuta w pancerną rękawicę – to opowiadanie i tak mi się podobało.

Raz dlatego, że choć napisane jest nie najlepiej (warsztat), to jednak fajnym, czytelnym stylem i z niezłym “wyczuciem” opowieści, a dwa, że mimo wszystko historia miała swój własny klimat i charakter. W sumie niezły, a przy tym dobrze rozegrany pomysł z Williamem i jego tajemnicą (choć ta przemiana samych nóg trochę jednak naciągana); ładnie mi to zagrało. Albo weźmy choćby taką “wiedźmę”, którą powieszono nie po prostu za czynienie magii, tylko za rzekome czynienie magii zakazanej – niby nic nadzwyczajnego, ale ładnie, tak nienachalnie przeniosło opowieść z realnego świata zaprawionego elementami nadnaturalnymi, gdzie wiedźmy palono na stosach, bo “Bóg tak chciał”, do świata nadnaturalnego, gdzie magia sama w sobie nikogo nie gorszy. Zemsta wieśniaczki też w o wiele lepszym i ciekawszym stylu niż typowe w takich przypadkach: “Dobrzy ludzie, spalmy wiedźmę, bo jeszcze zauroczy nam kurczaki!” – i znów niby nic wielkiego, ale zawsze to jakaś miła odmiana jednak. No i olbrzym, choć pewnie wymuszony przez grafikę-inspirację, również wypadł naprawdę fajnie i niewymuszenie. Ot, taki sympatyczny dodatek.

Co mi jednak w opowiadaniu nie zagrało, to przede wszystkim zamordowanie druidki niejako z marszu. W świecie, gdzie magia sama w sobie nie jest niczym ani niezwykle szokującym, ani zdrożnym, oskarżenie o stosowanie zakazanych praktyk powinno zostać poparte jakimiś dowodami i zeznaniami, a potem sprawiedliwie albo chociaż pozornie sprawiedliwie rozsądzone. Banda trepów wpadających komuś na chatę i pod płaszczykiem prawa wieszających bez pytania, bo ktoś (w tym wypadku kobieta która wyraźnie aż dyszy nienawiścią do oskarżonej) twierdzi, że jest za co, zupełnie mi nie gra. Nawet cholerna inkwizycja musiała robić pokazowe procesy i “zdobywać” przyznanie do winy, nim mogła wykonać na “czarownicy” wyrok.

Szkoda mi też, że zupełnie pominąłeś scenę walki, bo starcie między olbrzymem a wilkołakiem mogłoby być naprawdę interesujące.

Krótko: fabularnie raczej prosty, ale zupełnie przyjemny w odbiorze i niezgorzej napisany tekst w klimatach, które lubię.

 

Peace!

"Zakochać się, mieć dwie lewe ręce, nie robić w życiu nic, czasem pisać wiersze." /FNS – Supermarket/

Ach te wyciskające łzy romanse w oprawie fantastycznej… Albo kogoś ruszą, albo człowiek przejdzie obojętnie zastanawiając się, czy ładna ramka powiększa wartość artystyczną obrazu. Mięknę chyba na starość, bo czytało mi się przyjemnie ;)

 

Pozdrawiam Czwartkowy Dyżurny

 

Opowiadanie napisane bez ładu i składu. Nic się tu kupy nie trzyma. Zachodzę w głowę, w jaki sposób reprodukowany obraz łączy się z zaprezentowaną historią…

Wykonanie pozostawia wiele do życzenia.

 

– Póź­niej bę­dziesz się na­bi­ja z mo­je­go le­ni­stwa, a teraz spójrz – dumą wska­zał… –> – Póź­niej bę­dziesz się na­bi­ja z mo­je­go le­ni­stwa, a teraz spójrz.Z dumą wska­zał

Nie zawsze poprawnie zapisujesz dialogi. Pewnie przyda się poradnik: http://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

Je­stem z Cie­bie taka dumna Wil­lia­mie… –> Je­stem z cie­bie taka dumna, Wil­lia­mie

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu kilkakrotnie.

 

Świat stale parł do przo­du i nauka wy­pie­ra­ła me­dycz­ne prak­ty­ki dru­idów. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

 -Mu­sisz mi pomóc! –> Brak spacji po dywizie, zamiast którego powinna być półpauza.

 

ale po chwi­li zro­zu­miał– dziec­ko nie od­dy­cha­ło. –> Brak spacji przed półpauzą.

 

Obca jed­nak nie po taką pomóc przy­by­ła. –> Literówka.

 

Enna nie od­po­wie­dzia­ła, od­wró­ci­ła się i wró­ci­ła do domu. –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Na jej twa­rzy smu­tek mie­szał się z nie­na­wi­ścią, jej ostat­nia na­dzie­ja znik­nę­ła, bądź też jak pew­nie są­dzi­ła, zo­sta­ła jej ode­bra­na. –> Czy wszystkie zaimki są konieczne?

 

wzię­ła dziec­ko na ręce i ru­sza­ła w drogę po­wrot­ną. –> Literówka.

 

po raz ko­lej­ny ża­ło­wał swo­ich zdol­no­ści . –> Zbędna spacja przed kropką.

 

nie na­kło­ni­ła ja­kie­goś bied­ne­go głup­ca, na za­ba­wę w oży­wia­nie. –> Można kogoś nakłonić do czegoś, ale nie można nikogo nakłonić na coś.

 

Ko­bie­ta, nad którą roz­my­ślał… –> Ko­bie­ta, o której roz­my­ślał…

 

“Dwa­na­ście lat.” –> Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu. Ten błąd pojawia się jeszcze w dalszej części opowiadania.

 

wska­zał oko­li­ce le­śni­czów­ki, nie wy­ka­zał jed­nak… –> Nie brzmi to najlepiej.

 

Ubra­nia za­czę­ły pękać pod wpły­wem roz­ro­stu tkan­ki… –> Ubra­nie za­czę­ło pękać pod wpły­wem roz­ro­stu tkan­ki

Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą mamy na sobie to ubranie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka