- Opowiadanie: Finkla - Źle się stało

Źle się stało

Opo­wia­da­nie z mo­je­go świa­ta, który po­ka­zy­wa­łam już w kilku od­sło­nach, jed­nak sta­ra­łam się uczy­nić je sa­mo­dziel­nym i moż­li­wym do zro­zu­mie­nia bez zna­jo­mo­ści resz­ty.

Gdyby ktoś miał wąt­pli­wo­ści, oświad­czam, że pu­chacz (Bubo bubo) jest sową. ;-)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Źle się stało

Pro­win­cja Ale­fi­cja, osada Je­ży­no­wa Po­la­na

Saad sie­dział na ławie przed cha­łu­pą, grzał się w wio­sen­nym słon­ku i plótł łap­cie z łyka. Ni­g­dzie mu się nie spie­szy­ło, psz­czo­ły przy­go­to­wy­wa­ły się do za­ło­że­nia no­wych rojów, żaden bart­nik nie prze­szka­dzał im w tym okre­sie, więc i on nie miał pil­nej ro­bo­ty…

Nagle od stro­ny sadu za chatą do­biegł rumor i prze­raź­li­wy chó­ral­ny wrzask. Od rana ba­wi­ły się tam dzie­ci; gro­mad­ka Saada i ba­sa­ły­ki są­sia­dów. Serce bart­ni­ka za­mar­ło na mo­ment. Męż­czy­zna rzu­cił się w kie­run­ku ha­ła­su. Nawet nie po­my­ślał, żeby chwy­cić le­żą­cy tuż obok kozik – po­gnał, ści­ska­jąc w ręce roz­po­czę­ty łapeć.

Tym razem skoń­czy­ło się na stra­chu i krzy­ku – pod dzie­się­cio­let­nim chło­pa­kiem drwa­la Ha­fa­za pękła spróch­nia­ła gałąź. Na szczę­ście dzie­ciak nie spadł, tylko zsu­nął się na zie­mię po pniu, drąc skó­rza­ne por­t­ki oraz ob­cie­ra­jąc sobie dło­nie i we­wnętrz­ną stro­nę ud.

– Czy­ście po­głu­pie­li?! – wrza­snął Saad. – Ile razy wam po­wta­rza­łem, że nie wolno wdra­py­wać się na wierz­by?!

Dzie­ciar­nia za­mil­kła, prze­stra­szo­na. Nikt nie chciał do­stać ko­lej­ne­go lania gięt­ki­mi wit­ka­mi. Saad spoj­rzał na głów­ne­go wi­no­waj­cę i za­stygł z otwar­tą gębą; roz­dar­te spodnie po­ka­zy­wa­ły, że chło­pak są­sia­da wcale nie jest chło­pa­kiem…

W tej chwi­li nad­bie­gła Hara, żona Saada. Ręce miała białe od mąki. Od jed­ne­go rzutu oka zro­zu­mia­ła sy­tu­ację, ze­rwa­ła z sie­bie far­tuch i po­da­ła dzie­cia­ko­wi:

– Nabi, owiń się i idź do chaty. Zaraz ci po­sma­ru­ję ska­le­cze­nia ma­ścią i za­ła­tam por­t­ki.

Dziew­czy­na, na sztyw­nych no­gach, nie­zgrab­nie po­kuś­ty­ka­ła w stro­nę domu. Resz­ta cze­re­dy sko­rzy­sta­ła z oka­zji i czmych­nę­ła jak naj­da­lej od roz­gnie­wa­ne­go Saada.

– Ale dla­cze­go? – zdo­łał wy­ją­kać bart­nik.

– Oj, mężu, głu­piś ty. O psz­czo­łach wiesz wszyst­ko, a na lu­dziach się nie znasz. Prze­cież to trze­cia córka Abany i Ha­fa­za!

Saad zro­zu­miał – każdą trze­cią córkę w wieku sze­ściu lat od­da­wa­no do aka­de­mii ka­pła­nek. Trzy to świę­ta, boska licz­ba. Ale nie wszyst­ko stało się jasne:

– Toć ka­płan­ki cie­szą się ogrom­nym sza­cun­kiem, nigdy nie do­zna­ją głodu ani biedy. Dobry los je czeka. Taka może nawet zo­stać im­pe­ra­to­ro­wą… Sama mó­wi­łaś kie­dyś, że wszyst­kie baby za­zdrosz­czą im ko­lo­ro­wych szat…

– Smar­ka­ta byłam, głu­pia. Barw­ne szmat­ki to nic w po­rów­na­niu z oczka­mi two­je­go dziec­ka. – Po­pa­trzy­ła na wła­sną trze­cią có­recz­kę, już pię­cio­let­nią. Mię­dzy go­ły­mi jesz­cze ga­łąz­ka­mi krze­wów migał rudy jak wie­wiór­cza kita war­kocz. Zo­stał tylko rok… Hara cięż­ko wes­tchnę­ła. – Jed­ne­go syna już po­cho­wa­łam, nie chcę tra­cić i jej.

– Prze­cież jej nie stra­cisz. Bę­dzie sobie żyła w do­stat­ku. Dziew­czyn­ki można nawet od­wie­dzać w dni świą­tecz­ne…

– Męż­czyź­ni! – prych­nę­ła Hara. – Wy­da­je wam się, że tak łatwo po­je­chać do aka­de­mii w Tyr­sji! Spró­bo­wa­li­by­ście wy­brać się w taką drogę z brzu­chem albo z ose­skiem przy pier­si, kiedy gro­mad­kę star­szych trze­ba zo­sta­wić samą w domu… Pa­mię­taj, ni­ko­mu ani słowa o całej spra­wie!

Saad w od­po­wie­dzi wzru­szył ra­mio­na­mi. A potem zo­stał sam na ty­łach domu, z nie­do­wie­rza­niem krę­cąc głową.

Źle się stało, że drwal Hafaz za młodu nie po­słu­chał ro­dzi­ców, uciekł z domu ze ślicz­ną, lecz ubogą bran­ką, a potem ją po­ślu­bił. Abana cie­szy­ła oczy eg­zo­tycz­ną urodą i smo­li­ście czar­ny­mi wło­sa­mi, ale nie sza­no­wa­ła Naj­star­szej Dwu­nast­ki. De­cy­zja są­sia­dów mogła ob­ra­zić bogów i za­gro­zić całej Je­ży­no­wej Po­la­nie.

 

***

 

Myśl o oszu­ki­wa­niu bogów nie da­wa­ła Sa­ado­wi spo­ko­ju. Nie za­mie­rzał uczest­ni­czyć w tym be­ze­ceń­stwie.

 

Uda­ją­ca chłop­ca dziew­czyn­ka pod­ro­sła na tyle, aby pójść na po­lo­wa­nie. My­śli­wy obok niej rzu­cił oszczep, ale tylko ranił i roz­ju­szył odyń­ca. Zwie­rzę za­ata­ko­wa­ło. Je­dy­na na­dzie­ja na prze­ży­cie oboj­ga le­ża­ła w umie­jęt­no­ściach ło­wiec­kich Nabi. Ale nie­wia­sta oka­za­ła się zbyt słaba, by zwy­cię­żyć roz­wście­czo­ną be­stię. Kły naj­pierw roz­ora­ły udo nie­szczę­śni­ka. Krew try­snę­ła na mech, który pił ją rów­nie łap­czy­wie jak desz­czów­kę. Po chwi­li na za­czer­wie­nio­ne po­szy­cie wy­pły­nę­ły trze­wia z roz­pru­te­go brzu­cha.

Wszy­scy my­śli­wi drwi­li z – jak uwa­ża­li – chłop­ca, który do­pu­ścił do tra­ge­dii. Wkrót­ce Nabi po­wie­si­ła się na sta­rej to­po­li, na pół­noc od Je­ży­no­wej Po­la­ny.

Saad obu­dził się z gar­dłem ści­śnię­tym, jakby to jego dła­wił rze­mień. Nie wąt­pił, że to Czu­wa­ją­cy Pu­chacz ze­słał ten pro­ro­czy sen. Bluź­nier­cza ma­ska­ra­da nie mogła trwać dłu­żej! Bart­nik mu­siał po­in­for­mo­wać o tym ka­płan­ki.

Nie­ste­ty, Hara zda­wa­ła się do­sko­na­le wie­dzieć, co cho­dzi mę­żo­wi po gło­wie. Je­ży­no­wa Po­la­na była zbyt małą osadą – li­czy­ła le­d­wie kil­ka­na­ście ro­dzin – by mieć na­dzie­je na wła­sną ka­płan­kę i coś wię­cej niż świę­te drze­wo. Ile­kroć Saad pró­bo­wał choć­by po­sta­wić stopę na któ­rejś ze ście­żek wio­dą­cych na pół­noc­ny za­chód, w stro­nę Al­bu­ti­na – tam znaj­do­wa­ła się naj­bliż­sza świą­ty­nia, wznie­sio­na z drew­na na chwa­łę Mo­car­ne­go Niedź­wie­dzia – na­po­ty­kał mał­żon­kę marsz­czą­cą brwi i py­ta­ją­cą, dokąd to się wy­bie­ra… Za każ­dym razem kładł uszy po sobie i za­wra­cał, z iry­ta­cją sku­biąc wąsy. Pierw­sza Dwu­nast­ka była po­tęż­na, ale i Hara po­tra­fi­ła uprzy­krzyć życie. Aż do wie­czo­ra nic nie wskó­rał.

 

Na­stęp­nej nocy Saada na­wie­dził jesz­cze gor­szy kosz­mar. Chło­pak – nie, dziew­czy­na! – są­sia­dów oże­nił się z córką bart­ni­ka, obec­nie ośmio­let­nią Surą. Po uczcie we­sel­nej no­wo­żeń­cy, trzy­ma­jąc się za ręce, po­szli w stro­nę no­wiut­kiej chaty wznie­sio­nej wy­sił­kiem całej osady. Za­ry­glo­wa­li za sobą drzwi, do któ­rych na­tych­miast przy­war­li pod­pi­ci mło­dzień­cy. Saada jakoś wcale nie za­sko­czy­ło, że zna­lazł się wśród wścib­skich wy­rost­ków. Pod­słu­cha­li, jak Nabi, mam­ro­cząc kom­ple­men­ty, nie­cier­pli­wie ścią­ga suk­nię z ob­lu­bie­ni­cy. Potem za­sze­le­ścił sien­nik – ktoś się na nim po­ło­żył. Wresz­cie Saad usły­szał krzyk uko­cha­nej có­recz­ki, która od­kry­ła, że jej mąż jest nie­wia­stą.

Usiadł na łożu, nie mniej prze­ra­żo­ny niż jego wy­śnio­na Sura. Serce tłu­kło o żebra, ko­szu­la le­pi­ła się do pier­si, jakby zmo­czy­ła ją wio­sen­na ulewa. W uszach wciąż dźwię­czał mu krzyk córki. To w izbie obok Sura na­praw­dę po­ję­ki­wa­ła przez sen.

Saad stru­chlał. Tylko nie jego dzie­ci! Na­my­ślał się przez mo­ment, po czym wstał jak naj­ci­szej, jakby pod­cho­dził łanie. Udało się! Hara spała dalej. Męż­czy­zna ubrał się, wziął ze spi­żar­ki po­łów­kę wę­dzo­nej dzi­kiej kacz­ki i ru­szył do wyj­ścia. Przy drzwiach za­wró­cił, za­brał jesz­cze garn­czek miesz­czą­cy dwie czar­ki miodu – dla ka­płan­ki.

Tym razem nie skie­ro­wał się do Al­bu­ti­na, po­szedł na po­łu­dnie, w stro­nę Mu­ga­du, naj­więk­sze­go mia­sta w re­gio­nie. Miał przed sobą co naj­mniej czte­ry świe­ce wę­drów­ki, ale i czasu mu nie bra­ko­wa­ło – niebo do­pie­ro za­czy­na­ło ja­śnieć na wscho­dzie.

 

Ale­fi­cja, mia­stecz­ko Mugad

Kiedy do­tarł na miej­sce, słoń­ce stało już dość wy­so­ko. W Mu­ga­dzie wznie­sio­no dzie­sięć świą­tyń naj­waż­niej­szych bogiń i bogów. Skoro Pu­chacz zsy­łał Sa­ado­wi pro­ro­cze sny, bart­nik wy­brał przy­by­tek boga nocy. Nigdy jesz­cze tam nie był – to las go kar­mił i odzie­wał, więc czcił głów­nie Mo­car­ne­go Niedź­wie­dzia i tylko cza­sa­mi skła­dał ofia­ry Kotce, Kozie, Kró­li­cy lub Kru­ko­wi. Jak mu po­wie­dzia­no, świą­ty­nia Pu­cha­cza znaj­do­wa­ła się na obrze­żach mia­sta, na zbo­czu góry. Nie pre­zen­to­wa­ła się oka­za­le, w ogóle nie miała okien. Gdyby nie gra­na­to­we zdo­bie­nia, łatwo można by ją po­my­lić z ma­ga­zy­nem za­moż­ne­go kupca. Saad za­ko­ła­tał do bu­ko­wych drzwi. Po chwi­li uchy­li­ły się i sta­nął w nich słu­żą­cy w lnia­nych sza­rych sza­tach. Spoj­rzał py­ta­ją­co.

– Pra­gnę roz­ma­wiać z ka­płan­ką Czu­wa­ją­ce­go Pu­cha­cza – oznaj­mił Saad.

– Pójdź za mną.

Słu­żą­cy zła­pał przy­by­sza za rękę, wcią­gnął do środ­ka i za­mknął drzwi. Za­pa­dła ab­so­lut­na ciem­ność – bóg nocy nie lubił świa­tła. Wnę­trze świą­ty­ni pach­nia­ło dymem z ziół i ziało wil­got­nym chło­dem. Ciszę mą­ci­ły tylko od­de­chy, rzu­ca­ne z rzad­ka słowa i szu­ra­nie stóp. Prze­wod­nik pytał o różne rze­czy, nie­kie­dy ostrze­gał o za­krę­cie czy stop­niu. Bart­nik od­po­wia­dał, nie­pew­nie drep­cząc za nie­zna­jo­mym, wdzięcz­ny za cie­płą dłoń i szep­ta­ne wska­zów­ki. Szli długo. Nie­moż­li­we, żeby wciąż znaj­do­wa­li się w nie­wiel­kim bu­dyn­ku. Po­dej­rze­wał, że słu­żą­cy pro­wa­dzi go w kółko. Jed­nak ta­jem­ni­cze echo temu prze­czy­ło. Pew­nie to Pu­chacz czy­nił cuda. Ta myśl spra­wi­ła, że Saada prze­szy­ły dresz­cze.

Wresz­cie prze­wod­nik się za­trzy­mał.

– Do­stoj­na sio­stro – po­wie­dział w ciem­ność – bart­nik Saad chce z tobą roz­ma­wiać.

– Witaj, bart­ni­ku Sa­adzie. – Głos ka­płan­ki był przy­jem­ny, dość wy­so­ki, jakby na­le­żał do ko­bie­ty, która do­pie­ro co prze­sta­ła być dziew­czyn­ką. – Co cię spro­wa­dza do świą­ty­ni Czu­wa­ją­ce­go Pu­cha­cza?

Saad opo­wie­dział o córce są­sia­da uda­ją­cej chłop­ca. Ka­płan­ka słu­cha­ła w mil­cze­niu. Chwi­la­mi bart­nik miał wra­że­nie, że ni­ko­go prócz niego tu nie ma. Gdy już za­czął się za­sta­na­wiać, w jaki spo­sób znaj­dzie drogę do wyj­ścia – a rę­ko­ma nie mógł się­gnąć nawet do żad­nej ścia­ny – ko­bie­ta prze­mó­wi­ła:

– Ta spra­wa wy­ma­ga wróż­by. Pój­dziesz ze mną.

I znowu za­czę­ła się wę­drów­ka przez chłod­ną jak mgła ciem­ność.

Zin­ter­pre­to­wa­nie nie­mal każ­dej wróż­by wy­ma­ga­ło świa­tła, a naosu nie wolno było ska­lać pro­mie­nia­mi słoń­ca, więc ka­płan­ka za­pro­wa­dzi­ła Saada do po­moc­ni­cze­go oł­ta­rza w przed­sion­ku.

Droga nie dłu­ży­ła się bart­ni­ko­wi aż tak jak wcze­śniej. Może spra­wił to pły­ną­cy od ko­bie­ty aro­mat ży­wi­cy i mięty, a może ulga prze­rzu­ce­nia pro­ble­mu na inne barki.

Kiedy się za­trzy­ma­li, Saad usły­szał bul­got wody wle­wa­nej do na­czy­nia, potem serię sze­le­stów, cichy plusk, a wresz­cie rumor gdzieś wy­so­ko. To w skle­pie­niu od­sło­nił się otwór, przez który wpa­da­ła wąska struż­ka świa­tła. Wy­do­by­ła z ciem­no­ści ko­bie­ce dło­nie mie­sza­ją­ce w dużej misie. Po chwi­li ręce znik­nę­ły, a ka­płan­ka wes­tchnę­ła. Po po­wierzch­ni wody pły­wa­ły na­sio­na czar­nusz­ki i kilka zia­ren czer­wo­nej fa­so­li.

– Zo­stań tutaj – usły­szał.

Szyb­kie kroki po lewej, sze­lest jakby ocie­ra­ją­cych się o sie­bie tka­nin. Za chwi­lę gda­ka­nie kur­cza­ków urwa­ne głu­chym stuk­nię­ciem. Po­wra­ca­ją­ce kroki. W kręgu świa­tła po­ja­wi­ły się dło­nie z bez­gło­wym ko­gu­ci­kiem. Ka­płan­ka spraw­nie roz­cię­ła tusz­kę. Spo­mię­dzy wnętrz­no­ści wy­łu­ska­ła bez­oar. Z ka­mie­nia ka­pa­ła czar­na krew.

– Nic nie mów – roz­ka­za­ła. – Wyjdź­my na ze­wnątrz.

Jej głos brzmiał, jakby się cze­goś bała. Bart­nik za­czął roz­my­ślać nad tym, co zo­ba­czył.

Za­pro­wa­dzi­ła Saada do drzwi, ale szła dalej. Męż­czy­zna do­pie­ro teraz mógł się przyj­rzeć ka­płan­ce. Młoda, lecz nie aż tak, jak su­ge­ro­wał jej głos. Niż­sza od niego o głowę, ciem­no­wło­sa, bar­dzo blada. Nic dziw­ne­go, jeśli całe dnie spę­dza­ła w ciem­no­ściach. Mru­ży­ła oczy, aż nie dało się do­strzec ich ko­lo­ru. Miała na sobie szatę w ko­lo­rze nie­za­po­mi­na­jek i bar­dzo ład­nie w niej wy­glą­da­ła. Jed­nak to młoda Hara miała rację – ko­bie­ty mu­sia­ły za­zdro­ścić ka­płan­kom prawa do barw­nych su­kien. Służ­kę Pu­cha­cza zdo­bił na­szyj­nik z róż­no­kształt­nych gra­na­to­wych ka­mie­ni na­wle­czo­nych na rze­myk. Ka­płan­ki Kozy no­si­ły po­dob­ne, lecz ja­sno­zie­lo­ne.

Ko­bie­ta za­trzy­ma­ła się do­pie­ro za ogro­dze­niem świą­ty­ni. Opar­ła się o słup po­ma­lo­wa­ny w ciem­no­nie­bie­skie pasy, jakby marsz ją wy­czer­pał. Za­mknę­ła oczy i od­dy­cha­ła cięż­ko.

– To nie była po­myśl­na wróż­ba, praw­da? – spy­tał Saad. – Czer­wo­ny i czar­ny to ko­lo­ry Wilka i Kruka. Wojna i śmierć. A ten ka­mień?

Za­ci­snę­ła wargi i po­trzą­snę­ła głową.

– Źle się stało, że opo­wie­dzia­łeś mi o wszyst­kim w świą­ty­ni. A jesz­cze go­rzej, że przy­sze­dłeś do Pu­cha­cza, za­miast do Niedź­wie­dzia.

 

Boska Wyspa

Czu­wa­ją­cy Pu­chacz, bóg nocy, snu i wróżb, drze­mał w swo­jej dziu­pli tuż pod ko­ro­ną ol­brzy­miej sosny, naj­wyż­sze­go drze­wa na wy­spie, kiedy uświa­do­mił sobie, że w jed­nej z jego świą­tyń ktoś opo­wia­da o waż­nych spra­wach.

Bo­go­wie za­wsze mogli wy­ko­rzy­stać śmier­tel­ni­ków ży­ją­cych w po­czu­ciu winy. Tacy lu­dzie bez szem­ra­nia wy­ko­ny­wa­li naj­trud­niej­sze po­le­ce­nia. A jeśli głos su­mie­nia krzy­czał do­sta­tecz­nie gło­śno, sta­wa­li się jesz­cze cen­niej­si niż po­słusz­ne na­rzę­dzia – pło­dzi­li lub ro­dzi­li cza­row­ni­ków. Potem wy­star­czy­ło tylko za­dbać o od­po­wied­nie wy­cho­wa­nie mło­dzień­ca, przy po­mo­cy do­brych men­to­rów wpoić mu szla­chet­ne za­sa­dy, wykuć prawy cha­rak­ter, aby w przy­szło­ści wy­bra­niec oddał lu­dziom i bogom ogrom­ne za­słu­gi.

A tu pro­szę – trze­cia córka jed­nej matki, więc prze­zna­czo­na na ka­płan­kę, ale uda­ją­ca chłop­ca. Całe życie wy­kra­dzio­ne bogom! Pu­chacz nie mu­siał uży­wać swych wiesz­czych mocy, aby mieć pew­ność, że dziew­czyn­ka zo­sta­nie matką po­tęż­ne­go cza­row­ni­ka.

Nie­ste­ty, dziec­ko uro­dzi­ło się w pro­win­cji ale­fi­cyj­skiej, któ­rej pa­tro­no­wał Mo­car­ny Niedź­wiedź, a i oj­ciec, jako drwal, czcił głów­nie boga lasów. Zatem z racji miej­sca przyj­ścia na świat i wiary ro­dzi­ców dziew­czyn­ka przy­na­le­ża­ła komu in­ne­mu, ale po­ku­sa była zbyt silna.

Do­cho­dzi­ło po­łu­dnie, o tej porze Czu­wa­ją­cy był zbyt słaby, by od­pra­wić nie­zbęd­ne ry­tu­ały we wła­snej dziu­pli. Mru­żąc oczy, po­fru­nął naj­pierw do sie­dzi­by Do­mo­lub­nej Kotki, a potem do ja­ski­ni na zbo­czu góry, na któ­rej szczy­cie gnieź­dził się Sło­necz­ny Orzeł.

Nie­zdar­ne prze­lo­ty na wpół ośle­pio­ne­go Pu­cha­cza za­in­try­go­wa­ły Niedź­wie­dzia. Mo­car­ny za­kradł się do ja­ski­ni w ślad za bo­giem nocy. Jesz­cze zdą­żył zo­ba­czyć, jak Czu­wa­ją­cy spala wy­rwa­ne sobie pióro w pło­mie­niu żagwi z ogni­ska Do­mo­lub­nej, a smuż­kę dymu po­sy­ła do Ale­fi­cji, skrze­cząc przy tym:

– Nabi, córko drwa­la Ha­fa­za, niech twoje noz­drza wy­pi­ją ten dym z mo­je­go pióra. Niech wraz z dymem spły­nie na cie­bie sen. A gdy się z niego obu­dzisz, będę już dla cie­bie najwa…

Ten sen na za­wsze zwią­zał­by dziew­czyn­kę z Pu­cha­czem. To pta­szy­sko bez­czel­nie kra­dło mu przy­szłą ofia­ro­daw­czy­nię!

Niedź­wiedź za­ry­czał i na­tych­miast zrzu­cił szysz­kę z od­le­głej sosny, bu­dząc dziec­ko, le­d­wie zdą­ży­ło za­mknąć oczy. Nie­ste­ty, więź z bo­giem snów już się za­dzierz­gnę­ła. Jed­nak ry­tu­ał nie zo­stał do­peł­nio­ny, Mo­car­ny wciąż miał szan­sę.

Czym prę­dzej za­żą­dał sądu Sło­necz­ne­go Orła. Wład­ca wszyst­kich bogów orzekł, że ani Niedź­wiedź, ani Pu­chacz nie ma więk­szych praw do dziew­czyn­ki niż rywal. Dziec­ko samo bę­dzie mu­sia­ło sobie wy­brać boga, gdy do­ro­śnie.

Mo­car­ne­go wyrok roz­wście­czył. Ta mała śmier­tel­nicz­ka po­win­na zo­stać jego wy­znaw­czy­nią! A jesz­cze do­wie­dział się, jak wiel­kie bę­dzie kie­dyś jej po­czu­cie winy… Złość na Pu­cha­cza prze­peł­nia­ła go od czub­ka nosa po ko­niu­szek ogona. Je­ży­ła kudły i bu­dzi­ła war­kot w gar­dle…

Nie można zabić nie­śmier­tel­ne­go, ale można go osła­bić, krzyw­dząc mu wier­nych. Mo­car­ny na­mó­wił Pe­tre­la, boga po­ry­wi­ste­go wia­tru, aby ze­słał wi­chu­rę do Pa­nia­me­ku – pro­win­cji pod opie­ką Czu­wa­ją­ce­go. Wiele ol­brzy­mich drzew zwa­li­ło się, miaż­dżąc wy­znaw­ców Pu­cha­cza.

Źle się stało, że Niedź­wiedź po­zwo­lił, by gniew po­dej­mo­wał de­cy­zje za niego. W jed­nej wio­sce stara lipa przy­gnio­tła dwie cię­żar­ne ko­bie­ty, które miały na sobie amu­le­ty Do­mo­lub­nej Kotki. W pew­nym mia­stecz­ku konar prze­bił ka­płan­kę Krwio­żer­cze­go Wilka… Do­mo­lub­na jesz­cze po­tra­fi­ła­by – w imię dobra całej spo­łecz­no­ści, tak bo­skiej, jak ludz­kiej – po­wstrzy­mać się od ze­msty i za­do­wo­lić grzyw­ną. Ale Wilk nie zwykł pusz­czać pła­zem znie­wag. Wkrót­ce bogów po­chło­nę­ła wojna.

 

Czte­ry lata póź­niej, Ale­fi­cja, oko­li­ce Je­ży­no­wej Po­la­ny

W Ale­fi­cji, jak w całej Ha­ma­bi­lan­dii, widać było skut­ki walki bogów. Naj­star­sza Dwu­nast­ka, za­miast opie­ko­wać się wy­znaw­ca­mi, za­bi­ja­ła sobie na­wza­jem wier­nych. Im­pe­rium tra­pi­ły za­ra­zy, klę­ski ży­wio­ło­we i wro­gie woj­ska.

Osadę, która kie­dyś na­zy­wa­ła się Je­ży­no­wą Po­la­ną, spu­sto­szył od­dział bar­ba­rzyń­ców zza gór. Czter­na­sto­let­nia Nabi, po­dob­nie jak jej matka i sio­stry, zo­sta­ła wie­lo­krot­nie zgwał­co­na. Może nieco mniej cier­pia­ła – na­past­ni­cy nie od razu do­strze­gli, że męski ubiór skry­wa dziew­czę­ce pier­si. Pew­nie dla­te­go ona jedna spo­śród szes­na­stu ro­dzin prze­ży­ła. Albo Że­la­zno­dzio­by Kruk nie śmiał tykać dziew­czy­ny, o którą już wal­czy­ło dwóch bogów.

W łonie dziew­czy­ny, za mło­dej jesz­cze na ma­cie­rzyń­stwo, roz­kwi­ta­ło nowe życie, po­czę­te w bólu i łzach.

Źle się stało, że przy­szły cza­row­nik nie miał być wy­cho­wy­wa­ny przez ko­cha­ją­cą ro­dzi­nę. Być może to jego oj­ciec był tym, który rzu­cił oszcze­pem w plecy ucie­ka­ją­ce­go dziad­ka.

Koniec

Komentarze

Dziew­czy­na nie­zgrab­nie, na sztyw­nych no­gach po­kuś­ty­ka­ła w stro­nę domu.

Po­myśl nad szy­kiem w tym zda­niu. Mo­gło­by brzmieć le­piej.

 

Po­pa­trzy­ła na mi­ga­ją­cy mię­dzy go­ły­mi jesz­cze ga­łąz­ka­mi krze­wów rudy jak wie­wiór­cza kita war­kocz pię­cio­let­niej có­recz­ki i cięż­ko wes­tchnę­ła.

Nad tym zda­niem też po­myśl. Dłu­ga­śne. A ilość kwiat­ków gó­ru­je nad tre­ścią.

 

W pierw­szej czę­ści jest trosz­kę mę­tlik, kto jest kim. Naj­pierw jest córka drwa­la ukry­wa­ją­ca płeć, a potem nagle prze­ska­ku­jesz do pię­cio­let­niej córki z rudym war­ko­czem, któ­rej żona Saada nie chce stra­cić. Czyż­by też ona była trze­cią córką? Mu­sia­łem w tym mo­men­cie wra­cać do po­cząt­ku i czy­tać raz jesz­cze, pod kątem tego, kto jest kim.

 

Jesz­cze zdą­żył zo­ba­czyć, jak Czu­wa­ją­cy spala wy­rwa­ne sobie pióro w pło­mie­niu żagwi z ogni­ska Do­mo­lub­nej, a smuż­kę dymu po­sy­ła do córki drwa­la z Ale­fi­cji, aby ze­słać na nią sen.

Nar­ra­cja jest z punk­tu wi­dze­nia Niedź­wie­dzia, który jesz­cze nie wie, że to córka. Więc po­wi­nien wi­dzieć jak Pu­chacz po­sy­ła sen do syna drwa­la.

 

Ale Wilk nie zwykł da­ro­wy­wać uraz.

Nie brzmi do­brze to zda­nie.

 

Czter­na­sto­let­nia Nabi, po­dob­nie jak jej matka i sio­stry, zo­sta­ła wie­lo­krot­nie zgwał­co­na.

A od kiedy prze­sta­ła się ukry­wać ze swoją płcią?

 

W łonie dziew­czy­ny za mło­dej jesz­cze na ma­cie­rzyń­stwo roz­kwi­ta­ło nowe życie, po­czę­te w bólu i łzach.

Prze­cin­ki?

 

Pod­su­mo­wa­nie

Bar­dzo mi się po­do­ba­ło. Mój so­wo-skow­ron­ko­wy fa­wo­ryt.

Opo­wia­da­nie różne od tych, które do tej pory czy­ta­łem. Nie ma w nim Fin­klo­we­go hu­mo­ru ani ostrych jak brzy­twa zdań, ale jest za to pięk­ny kli­mat, cie­ka­wy świat, na­stro­jo­wa opo­wieść po­su­wa­ją­ca się do przo­du nie­spiesz­nie, ale za to po ka­wał­ku od­kry­wa­ją­ca ko­lej­ne ele­men­ty ca­ło­ści.

Ten brak po­śpie­chu jest tutaj za­le­tą, bo dzię­ki temu hi­sto­ria utrzy­mu­je swój kli­mat kla­sycz­ne­go fan­ta­sy. Po­śpiech byłby zbrod­nią na ludz­ko­ści.

Z Fin­klo­wych ele­men­tów jest nie­mal bez­błęd­ny język i swo­bod­ne po­słu­gi­wa­nie się ele­men­ta­mi, które zwy­kle draż­nią. Te pół­pau­zy w 90% opo­wia­dań by mnie mier­zi­ły, a tutaj są za­sto­so­wa­ne tak umie­jęt­nie, że nawet po­wie­ka nie drgnie.

No­mi­nu­ję do piór­ka, bo jak na 15k, to po­ka­za­łaś bar­dzo dużo.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Dzię­ku­ję, Chro­sci­sko. :-)

Cie­szę się, że tekst tak za­chwy­cił, aż do no­mi­na­cji i fa­wo­ryc­twa włącz­nie. ;-) Tym bar­dziej, że chyba nie czy­ta­łeś in­nych opo­wia­dań z uni­wer­sum, a to by ozna­cza­ło, że to wy­pa­da sa­mo­dziel­nie.

Nad wska­za­ny­mi zda­nia­mi po­my­ślę.

Tak, pię­cio­lat­ka też jest trze­cią córką i za rok po­je­dzie do aka­de­mii. Ale to zda­nie i bez trze­cio­cór­ko­wa­to­śći jest dłu­gie. ;-)

Po­sy­ła­nie snu do dziec­ka. Ale Pu­chacz wie, że to córka, może wy­gła­sza ja­kieś in­kan­ta­cje, do kogo kie­ru­je dym. A i Niedź­wiedź jest bo­giem, może takie rze­czy wie­dzieć.

No, jeśli nie wsta­wię ani jed­ne­go żartu, to cza­sem się udaje i tekst od­bie­ra­ny jest jako po­waż­ny. A może tytuł na­sta­wia…

Sta­ra­łam się nie spie­szyć.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Po­sy­ła­nie snu do dziec­ka. Ale Pu­chacz wie, że to córka, może wy­gła­sza ja­kieś in­kan­ta­cje, do kogo kie­ru­je dym. A i Niedź­wiedź jest bo­giem, może takie rze­czy wie­dzieć.

To tutaj wła­śnie ta lo­gi­ka ku­le­je. Bo do­pó­ki Saad nie po­szedł do świą­ty­ni to żaden z bogów nie wie­dział. W świą­ty­ni zaś do­wie­dział się je­dy­nie Pu­chacz.

Więc albo Niedź­wiedź do­wie­dział się póź­niej, ale skąd? Tego nie wy­ja­śniasz w tek­ście. Albo jest tu nie­kon­se­kwen­cja. Za dobry jest ten tekst, by takie sza­ro­ści w nim zo­sta­wiać.

może wy­gła­sza ja­kieś in­kan­ta­cje

No to niech je wy­gła­sza w opo­wia­da­niu. Niech to Niedź­wie­dzia za­in­try­gu­je czemu zsy­ła­jąc sen na chło­pa­ka, Pu­chacz używa in­kan­ta­cji żeń­skich ;)

Nie lu­bi­my “może”, lu­bi­my kon­kret. Masz jesz­cze 5k za­pa­su i pół dnia. Po­wo­dze­nia.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Trud­no być trans­we­sty­tą ;). 

Fin­klo­we, nie da się ukryć!

Mó­wisz, że to część two­je­go świa­ta? Daj linki! Nie­ste­ty to widać, bo fa­bu­ły mało, a opi­sów (róż­no­ra­kich – bo­żo-po­li­tycz­nych) dużo. Je­dy­nie scena w świą­ty­ni wy­brzmia­ła jak po­win­na, bo cała resz­ta tek­stu to stresz­cze­nie więk­szej opo­wie­ści. Może by tak prze­ro­bić w ja­kieś 40-50 tys. zna­ków i moc­niej roz­wi­nąć kwe­stię wojny i nie­chcia­ne­go ma­cie­rzyń­stwa? Takie sobie moje nie­zo­bo­wią­zu­ją­ce ni­ko­go do ni­cze­go za­chcie­waj­ki :).

Mam parę uwag:

– “plótł kap­cie” – z łyka to ra­czej “łap­cie”?;

– “gro­mad­kę star­szych trze­ba zo­sta­wić sa­mych w domu” – jeśli gro­mad­kę, to samą;

– “Wszy­scy my­śli­wi drwi­li” – taa, to­wa­rzysz zgi­nął, a ci za­miast się mar­twić i ża­ło­wać, he­hesz­ku­ją? coś nie ten teges;

– “dwie czar­ki miodu” – czar­ka jak dla mnie to na­czy­nie otwar­te, to jak je niósł, żeby nie wylać po dro­dze?;

– “czte­ry świe­ce wę­drów­ki” – do­mnie­my­wam, że “świe­ca” to miara czasu? długo się gło­wi­łem nad tym zda­niem;

– “Saada prze­szy­ły dresz­cze” – bar­dzo ob­ra­zo­we, ale czy dresz­cze mogą prze­szy­wać?;

– “do­stoj­na sio­stro – po­wie­dział w ciem­ność – bart­nik Saad chce z tobą roz­ma­wiać” – a ci to jacyś te­le­pa­ci? kiedy gość się przed­sta­wił? skąd wie­dzą, że od­wie­dził ich bart­nik Saad?;

– “po­ja­wi­ły dło­nie” – za­bra­kło “się”;

– “bez­czel­nie kra­dło mu wy­znaw­czy­nię” – ale że co, że ją kon­wer­to­wał z wiary w jed­ne­go boga na in­ne­go? wy­da­wa­ło mi się, że wszy­scy w dwu­na­stu wie­rzą?

 

Fajne (co­py­ri­ght by Anet), ale jak dla mnie zbyt skró­to­we.

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

– “dwie czar­ki miodu” – czar­ka jak dla mnie to na­czy­nie otwar­te, to jak je niósł, żeby nie wylać po dro­dze?;

Sta­ru­chu, prze­cież miód kry­sta­li­zu­je z cza­sem :)

Choć rację masz, że czar­ka bar­dziej pa­su­je do picia miodu, niż do jego prze­cho­wy­wa­nia. Gar­niec? Dzban? 

 

 

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

Chro­sci­sko, OK, do­pi­szę, że coś mówił i zwra­cał się do dziew­czy­ny. Mój za­mysł był taki, że bo­go­wie się tak strasz­nie ludź­mi nie in­te­re­so­wa­li. Łażą sobie śmier­tel­ni­cy po lesie, to niech łażą. Ale jak już się Niedź­wiedź za­in­te­re­so­wał i po­pa­trzył, to wi­dział, że to dziew­czyn­ka.

 

Dzię­ku­ję, Sta­ru­chu. :-)

Wy­słać sze­ścio­let­nie dziec­ko do in­ne­go mia­sta też nie­ła­two.

Chcia­łeś linki? Mó­wisz, masz:

Jak Pierw­sza Dwu­nast­ka stwo­rzy­ła sobie sługi – mit o stwo­rze­niu czło­wie­ka.

Cena magii – o zo­sta­niu cza­row­ni­kiem.

Spi­sek prze­ciw­ko na­stęp­cy – tro­chę o życiu dworu im­pe­ra­tor­skie­go.

Ty się zde­cy­duj, czy za mało opi­sów, czy za dużo. ;-) Chcia­łam się zmie­ścić w li­mi­cie, więc ra­czej li­czy­łam się ze zna­ka­mi.

Nie widzę po­trze­by, żeby roz­pi­sy­wać się na temat klęsk zsy­ła­nych przez bogów. Po­sta­no­wi­li prze­trze­bić czci­cie­li kon­ku­ren­tów, to sza­le­ją. Flą­dra zsyła po­wo­dzie, Koza – marne zbio­ry, Wilk – wojny i po­ża­ry, Kruk – cho­ro­by, Kró­li­ca ob­ni­ża lu­dziom płod­ność… Każdy po­tra­fi za­szko­dzić.

A i dziec­ko bę­dą­ce wy­ni­kiem zbio­ro­we­go gwał­tu na dziec­ku, któ­re­mu gwał­ci­cie­le wy­rżnę­li ro­dzi­nę i są­sia­dów… Muszę pod­kre­ślać, że to nie bę­dzie ty­po­wa re­la­cja mat­ka-syn? Kto wie, może dziew­czy­na w ogóle nie prze­ży­je po­ro­du?

Drwi­ny my­śli­wych – to tylko sen, nie musi być super lo­gicz­ny. I fakt, tutaj mocno się stresz­cza­łam. Po­win­no minąć tro­chę czasu mię­dzy da­niem ciała i po­wie­sze­niem się z po­wo­du za­szczu­cia. Ale to tylko sen, nie mógł trwać zbyt długo i co będę na niego mar­no­wać znaki.

Czar­ka. Trak­tu­ję jak jak jed­nost­kę ob­ję­to­ści. Dwie czar­ki to bę­dzie około szklan­ki. Bar­dziej roz­po­wszech­nio­ny gar­niec byłby za duży. Ale nic z tego nie ozna­cza, że trze­ba te na­czyn­ka nosić.

Tak, świe­ca to jed­nost­ka czasu. Nie widzę po­wo­du, żeby moi lu­dzie uży­wa­li na­szych go­dzin i minut.

Dresz­cze mogą prze­szy­wać: “Ciała ich prze­szył krót­ki jak bły­ska­wi­ca, wy­raź­ny, choć le­d­wie wy­czu­wal­ny dreszcz i znikł” – Lem, “Nie­zwy­cię­żo­ny”.

Te­le­pa­tia w świą­ty­ni. Wspo­mi­nam, że z rzad­ka rzu­ca­li ja­kieś słowa. OK, roz­wi­nę.

Wy­znaw­czy­ni. No, niby racja – każdy wie­rzy we wszyst­kich, ale ofia­ry naj­czę­ściej skła­da temu szcze­gól­ne­mu, który daje mu chleb. Wie­śnia­cy – Kozie, kupcy – Li­so­wi, rze­mieśl­ni­cy – Pa­ję­czy­cy… Jak w chrze­ści­jań­stwie – mo­żesz wie­rzyć we wszyst­kich świę­tych, ale mo­dlić się o wsta­wien­nic­two tylko do ulu­bio­ne­go/ pa­tro­na/ speca od da­ne­go pro­ble­mu.

Błędy zaraz po­pra­wię.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nie­kie­dy bart­nik miał wra­że­nie, że ni­ko­go prócz niego tu nie ma. Kiedy już za­czął za­sta­na­wiać się,

Saad sie­dział na ławie przed cha­łu­pą, grzał się w wio­sen­nym słon­ku i plótł kap­cie z łyka. (…) po­gnał, ści­ska­jąc w ręce roz­po­czę­ty łapeć.

Li­te­rów­ka? Czy upra­wiasz tu sło­wo­twór­stwo?

 

Na­stęp­nej nocy Saada na­wie­dził jesz­cze gor­szy kosz­mar. Chło­pak – nie, dziew­czy­na! – są­sia­dów oże­nił się z córką bart­ni­ka, obec­nie ośmio­let­nią Surą.

Czemu “z córką bart­ni­ka” a nie “z jego córką”? Długo my­śla­łem, że cho­dzi o ja­kie­goś in­ne­go bart­ni­ka i szyb­ko fakty prze­sta­ły mi się zga­dzać.

 

Opo­wiast­ka przy­jem­na, choć jak dla mnie to le­d­wie pro­log dłuż­szej hi­sto­rii o cza­row­ni­ku. W bó­stwach za­czą­łem się orien­to­wać, choć może to dla­te­go, że już coś z tego uni­wer­sum czy­ta­łem. Czy ten tekst na­da­je się na wpro­wa­dze­nie do tego świa­ta? Cóż, ma tylko 14k, a bóstw cała kupa, do tego jesz­cze sze­reg ludz­kich po­sta­ci. Dla mnie nieco zbyt tłocz­no.

Nie wiem też, czy taki mia­łaś cel, ale po­sta­ci za­cho­wu­ją się, jakby je wy­rwać żyw­cem z grec­kiej mi­to­lo­gii. Są im­pul­syw­ni, bo­go­boj­ni, nie­zbyt by­strzy. Pod kątem prze­wi­dy­wa­nia skut­ków swo­ich dzia­łań, to niedź­wiedź w ogóle wy­glą­da, jakby miał Asper­ge­ra. :p

Przy­jem­nie na­pi­sa­ne, choć zo­sta­wia z nie­do­sy­tem. Chciał­bym się do­wie­dzieć, co dalej, wszak urwa­łaś w naj­cie­kaw­szym mo­men­cie.

Dzię­ku­ję, Ja­śnie­pa­nie. :-)

Coś zro­bię z kie­da­mi-nie­kie­da­mi.

Kap­cie/ łap­cie. Ja bym chęt­nie uży­wa­ła tego jako sy­no­ni­mów, ale Sta­ruch na­rze­kał, że z łyka, to tylko łap­cie. I takie słowo od dawna ist­nie­je.

Córka bart­ni­ka/ jego. Hmmm. “Jego” su­ge­ro­wa­ło­by, że chło­pak oże­nił się z wła­sną córką.

Pro­lo­go­wa­tość. Tro­chę tak. Po­wo­lut­ku ry­su­je mi się po­li­tycz­ne tło do fa­bu­ły o im­pe­rium w kry­zy­sie. I tak, kłót­nia bogów miała wpływ na ten kry­zys. No bo jeśli ist­nie­je magia (a ist­nie­je, cza­row­ni­cy na­praw­dę robią cuda), to muszą i ist­nieć bo­go­wie, któ­rzy zsy­ła­ją moc. A jeśli ist­nie­ją bo­go­wie, to dla­cze­go do­pu­ści­li do wy­ga­śnię­cia dy­na­stii, skoro im­pe­ra­tor grzecz­nie skła­dał ofia­ry i do­peł­niał ry­tu­ałów? Ten pro­blem chyba po­ja­wia się w każ­dej wie­rze: “Jeśli mój B/bóg jest dobry, to jak mógł do­pu­ścić do ta­kie­go syfu?”. Ja też mu­sia­łam to jakoś roz­strzy­gnąć. No i kłót­nia bogów sta­no­wi ja­kieś roz­wią­za­nie.

Na wpro­wa­dze­nie do świa­ta chyba się nie na­da­je i nie za­mie­rza­łam go w tej roli wy­ko­rzy­sty­wać. To tylko epi­zo­dzik, przy­pis w kro­ni­kach. A może mo­ra­li­tet opo­wia­da­ny sto lat póź­niej, że nie wolno oszu­ki­wać bogów i ukry­wać trze­cich córek? ;-)

Wpły­wy grec­kiej mi­to­lo­gii. Na pewno są. Ze wszyst­kich mi­to­lo­gii, tę znam naj­le­piej i lubię naj­bar­dziej. Ale nie tylko oni wal­czy­li mię­dzy sobą – Set za­tłukł i po­ćwiar­to­wał Ozy­ry­sa. Egip­scy bo­go­wie byli bar­dziej zwie­rzę­cy niż grec­cy. Ba­bi­loń­scy też chyba się nie ko­cha­li jakoś prze­sad­nie.

Gdyby bo­go­wie prze­wi­dy­wa­li skut­ki swo­ich dzia­łań, to hi­sto­ria by­ła­by nudna, a Troja by nie padła. ;-)

A, co dalej, to sama jesz­cze do­kład­nie nie wiem. Ale z tego syna dziew­czy­ny to kawał ło­bu­za wy­ro­śnie…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Znam ten świat już z kilku opo­wia­dań, a cią­gle nie bar­dzo mogę się w nim po­ła­pać.

Źle się stało, za­pre­zen­to­wa­ne jako sa­mo­dziel­ne opo­wia­da­nie, nie­spe­cjal­nie przy­pa­dło mi do gustu. Po­ru­szo­ne tu zo­sta­ły zu­peł­nie nowe i, jak dla mnie, nie­zbyt czy­tel­nie opi­sa­ne spra­wy do­ty­czą­ce ludzi, a jed­no­cze­śnie tekst zo­stał na­sy­co­ny gęstą tre­ścią po­czy­nań roż­nych bóstw-zwie­rząt, wśród któ­rych sowa wy­da­ła mi się po­sta­cią jedną z wielu.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję, Reg. :-)

A co zo­sta­ło nie­zbyt czy­tel­nie opi­sa­ne?

To praw­da, Pu­chacz jest jed­nym z dwa­na­ścior­ga naj­waż­niej­szych bogów i bogiń. Ale to jed­nak sowa, żal było nie wy­ko­rzy­stać, skoro już go mia­łam w swo­jej bo­skiej me­na­że­rii. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fin­klo,

Su­ge­ru­ję byś na­stęp­ne opo­wia­da­nie opu­bli­ko­wa­ła jako ano­nim.

Mam wra­że­nie, że Twoje tek­sty, po­dob­nie jak My­tri­xo­we, tu­tej­sza fan­ta­stycz­na brać oce­nia nie tyle obiek­tyw­nie, ile pod kon­tem bar­dzo wy­gó­ro­wa­nych ocze­ki­wań wzglę­dem Twej osoby.

"Wol­ność po­le­ga na tym, że mo­że­my czy­nić wszyst­ko, co nie przy­no­si szko­dy bliź­nie­mu na­sze­mu". Paryż, 1789 r.

A co zo­sta­ło nie­zbyt czy­tel­nie opi­sa­ne?

Po­dob­nie jak Chro­sci­sko, dwu­krot­nie mu­sia­łam prze­czy­tać po­czą­tek, aby wie­dzieć kto jest kim.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Chro­sci­sko, to nie po­mo­że – zbyt łatwo roz­po­znać mnie po stylu ko­men­to­wa­nia. Nawet po emo­ti­ko­nach… ;-)

Dzię­ki, Reg. Hmmm. Wy­da­wa­ło mi się, że spor­ny ka­wa­łek już roz­ja­śnia­łam. OK, za­wal­czę jesz­cze.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Hm. Dobry, cie­ka­wy tekst, ale czyta się go bar­dziej jak wstęp do cze­goś in­ne­go, dłuż­sze­go, niż sa­mo­dziel­ne opo­wia­da­nie. Mam wra­że­nie, że tro­chę ogra­ni­czył cię niski limit zna­ków. Tym nie­mniej za­in­te­re­so­wa­ło mnie to uni­wer­sum i ode mnie masz bi­blio­te­kę. Parę drob­no­stek:

 

Dzi­cze kły naj­pierw roz­ora­ły udo nie­szczę­śni­ka.

Nie­ład­nie mi brzmi to słowo, choć oczy­wi­ście jest po­praw­ne. Cho­dzi o to, że w ogóle się go tak nie używa, a jed­no­cze­śnie ma już inne, wciąż uży­wa­ne zna­cze­nie.

 

Wszy­scy my­śli­wi drwi­li z – jak uwa­ża­li – chłop­ca, który do­pu­ścił do tra­ge­dii.

Hm. Wcze­śniej sama na­pi­sa­łaś

Uda­ją­ca chłop­ca dziew­czyn­ka pod­ro­sła na tyle, aby pójść na po­lo­wa­nie. My­śli­wy obok niej rzu­cił oszczep, ale tylko ranił i roz­ju­szył odyń­ca

Czyli do­świad­czo­ny my­śli­wy skiep­ścił spra­wę, co jest wia­do­me, a resz­ta ob­wi­nia “chłop­ca”, który ledwo co pod­rósł do po­lo­wa­nia, że nie dał rady wście­kłe­mu dzi­ko­wi?

Nie zro­zum mnie źle, po­tra­fię sobie wy­obra­zić taką sy­tu­ację (”bo mój ko­le­ga nie mógł się po­my­lić a zgi­nął, to na pewno wina mło­de­go”), ale jest to strasz­nie nie­spra­wie­dli­we, a w ogóle tego nie pod­kre­śli­łaś. Spójrz na to zda­nie jesz­cze raz:

Wszy­scy my­śli­wi drwi­li z – jak uwa­ża­li – chłop­ca, który do­pu­ścił do tra­ge­dii.

Pod­kre­ślasz za po­mo­cą wtrą­ce­nia, że my­śli­wi tylko uwa­ża­li, że jest to chło­piec – na­to­miast to, że do­pu­ścił do tra­ge­dii po­da­jesz jako fakt. We­dług mnie ta wstaw­ka by­ła­by dużo bar­dziej na miej­scu wła­śnie przed “do­pu­ścił do tra­ge­dii”.

 

Nabi po­wie­si­ła się na sta­rej to­po­li, na pół­noc od Je­ży­no­wej Po­la­ny.

Saad obu­dził się z gar­dłem ści­śnię­tym, jakby to jego dła­wił rze­mień.

Na­pi­sa­łaś to tak, jakby Nabi po­wie­si­ła się z to­po­li na rze­mie­niu… Czy rze­mie­nie nie są skó­rza­ną sznu­rów­ką? Chyba taki rze­mień nie byłby dość długi i wy­trzy­ma­ły.

 

Je­ży­no­wa Po­la­na była zbyt ma­lut­ką osadą

Hm… In­tu­icja mi mówi, że słowa “zbyt” nie po­win­no się łą­czyć z przy­miot­ni­ka­mi o wzmoc­nio­nym zna­cze­niu (duży => ogrom­ny), tak jak słowa “bar­dzo” (bar­dzo duży vs bar­dzo ogrom­ny), ale nie je­stem tego tak do końca pe­wien :)

 

Je­ży­no­wa Po­la­na była zbyt ma­lut­ką osadą – li­czy­ła le­d­wie kil­ka­na­ście cha­łup – by mieć na­dzie­je na wła­sną ka­płan­kę i coś wię­cej niż świę­te drze­wo.

Z tego zda­nia wy­ni­ka, że osada miała na­dzie­ję. Oczy­wi­ście mo­żesz użyć słowa “osada” na okre­śle­nie spo­łecz­no­ści, ale nie w tym samym zda­niu, w któ­rym wy­pi­su­jesz, ile miała cha­łup (mo­żesz też zmie­nić cha­łu­py na ro­dzi­ny).

 

Droga nie dłu­ży­ła się bart­ni­ko­wi aż tak(+,) jak wcze­śniej.

 

po­wstrzy­mać się od ze­msty i za­do­wo­lić się grzyw­ną.

Nie jest to błąd, ale skoro można po­mi­nąć, to czemu nie? Za­wsze le­piej jest mieć mniej “się” w tek­ście.

iro­nicz­ny pod­pis

Dzię­ku­ję, Is­san­drze. :-)

Faj­nie, że tekst za­cie­ka­wił. Masz rację, nosi pewne cechy pro­lo­gu, ale jed­nak będę się upie­rać, że hi­sto­rię dziew­czyn­ki uda­ją­cej chłop­ca za­mknę­łam. Resz­ta to już cał­kiem inna opo­wieść.

Wina na po­lo­wa­niu. No, sądzę, że na przy­kład pięt­na­sto­let­ni chło­piec jest sil­niej­szy od pięt­na­sto­let­niej dziew­czyn­ki. Więc gdyby fak­tycz­nie była chłop­cem, po­ra­dzi­ła­by sobie le­piej. A w ogóle, przy­po­mi­nam, że to tylko sen – pod­świa­do­mość Saada uwa­ża­ła, że ko­bie­ta nie po­win­na uda­wać męż­czy­zny, bo nie spro­sta wy­ma­ga­niom, a tym samym spro­wa­dzi za­gro­że­nie na spo­łecz­ność. Sta­nie się naj­słab­szym ogni­wem.

Rze­mień. Nie mylmy z uży­wa­nym współ­cze­śnie pod­kła­dem pod na­szyj­nik. Rze­mień to sto­sun­ko­wo wąski pasek skóry. Lejce i resz­tę uprzę­ży też czę­sto robi się z rze­mie­ni. A to już spo­koj­nie wy­trzy­ma cię­żar czło­wie­ka. Ci lu­dzie miesz­ka­ją w lesie i mają lep­szy do­stęp do skóry niż do ko­no­pi na liny.

Prze­ci­nek w tej kon­struk­cji można po­mi­nąć.

Resz­tę zaraz po­pra­wię.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Prze­czy­ta­łam z przy­jem­no­ścią. Pierw­sza scena za­cie­ka­wia czy­tel­ni­ka. Mo­ty­wa­cja Saada jest wia­ry­god­na, a za­koń­cze­nie dość mocne. Chęt­nie prze­czy­tam o dal­szych lo­sach Nabi i jej syna.

Dzię­ku­ję, ANDO. :-)

I taka rola pierw­szej sceny. Faj­nie, że za­gra­ło.

No, sta­ra­łam się dać Sa­ado­wi cie­ka­wy dy­le­mat mo­ral­ny. A w ta­kich sy­tu­acjach każdy wybór da się uza­sad­nić.

Tak szyb­ko to sobie nie po­czy­tasz… Mu­sisz uzbro­ić się w mnó­stwo cier­pli­wo­ści. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Prze­czy­ta­łem bez bólu, bo opo­wieść na­pi­sa­na jest wię­cej niż spraw­nie. Tyle, że tekst nie wzbu­dził u mnie emo­cji. Za dużo chyba opi­sy­wac­twa, za mało dra­ma­ty­zmu. Brak jest ja­kiejś za­jaw­ki ta­jem­ni­cy, i tak w ogóle ta­jem­ni­cy nie ma. Coś niby się dzie­je, ale … Ale, po pro­stu, to, co się dzie­je, nie jest to spe­cjal­nie cie­ka­we.

Być może, asy­me­tria chro­no­lo­gicz­na fa­bu­ły i odej­ście od li­ne­ar­nej osi nar­ra­cji da­ła­by cie­ka­wy efekt. Nadto chyba przy­da­ły­by się nie­wiel­kie skró­ty.

Chyba mogło być znacz­nie le­piej i szko­da, że tak się nie stało.

Po­zdrów­ka. 

Ja­kieś to… krót­kie. Wiem, kon­kurs ma swoje prawa, ale wy­da­je mi się, że chcia­łaś na­pi­sać coś dłuż­sze­go.

 Nawet nie po­my­ślał, żeby chwy­cić le­żą­cy tuż obok kozik

Dla­cze­go miał­by? Niby las, są niedź­wie­dzie, ale czy to od razu musi być naj­gor­sza opcja?

 skó­rza­ne por­t­ki

Lu­dzie lasu :)

Od jed­ne­go rzutu oka

Czy nie po­win­no być "na pierw­szy rzut oka"? I “sy­tu­acja” jakaś nie­fan­ta­stycz­na. Może: zro­zu­mia­ła, co się stało?

 wła­sną pię­cio­let­nią, trze­cią có­recz­kę.

Ja na­pi­sa­ła­bym: wła­sną trze­cią có­recz­kę, już pię­cio­let­nią.

 uciekł z domu ze ślicz­ną, lecz ubogą bran­ką

I to jest jedno z tych miejsc, które wy­glą­da na ob­cię­te. Bran­kę bie­rze się na woj­nie, więc musi być uboga, jako nie­wol­ni­ca.

 Oszu­ki­wa­nie bogów nie da­wa­ło Sa­ado­wi spo­ko­ju.

Ja­kieś to dziw­ne. Myśl o oszu­ki­wa­niu?

 świą­ty­nia, przy­na­leż­na

Świą­ty­nia może być po­świę­co­na – ale, że to po­wtó­rze­nie, może chram? Te sny bart­ni­ka są co­kol­wiek wy­si­lo­ne (prze­cież na ślub mu­siał­by się zgo­dzić oj­ciec, nie?), przy­po­mnia­ły mi "Skrzyp­ka na dachu" (A kiedy miną trzy ty­go­dnie, Fruma Sara na­ro­bi ra­ba­nu!).

przy­war­li pod­pi­ci mło­dzień­cy

Zna­czy, bli­scy stanu "na bie­dron­kę"? Tacy, co to już w pio­nie nie bar­dzo?

 się do­wie­dział, świą­ty­nia Pu­cha­cza znaj­do­wa­ła się

Tro­chę sięka…

 można by po­my­lić ją

Skład­nia: można by ją po­my­lić. Albo: łatwo by­ło­by ją po­my­lić.

 słu­żą­cy w lnia­nych sza­rych sza­tach

Opi­sa­ła­byś je tro­chę…

 lek­kie echo

Zna­czy jakie?

 wy­so­ki, jakby na­le­żał do ko­bie­ty, która do­pie­ro do­ro­sła.

Skra­cal­ne. Do mło­dej ko­bie­ty.

za­czął za­sta­na­wiać się

Za­czął się za­sta­na­wiać – by­ło­by na­tu­ral­niej.

 Wy­ło­ni­ła z ciem­no­ści

Może jed­nak wy­do­by­ła?

 Brzmia­ła, jakby się cze­goś bała.

Nie ona, a jej głos.

 Potem wy­star­czy­ło tylko za­dbać o od­po­wied­nie wy­cho­wa­nie mło­dzień­ca

Ojoj, za­po­wiedź…

 wy­kra­dzio­ne służ­bie bogom

Tak chyba nie można. Wy­kra­dzio­ne bogom, tak, ale służ­by nie można okraść, bo nie jest osobą.

 z racji miej­sca przyj­ścia na świat

Coś tu te­le­wi­zyj­nie wy­szło.

 To pta­szy­sko bez­czel­nie kra­dło mu wy­znaw­czy­nię!

Ale tu pa­nu­je po­li­te­izm, nie? Więc Nabi nie prze­sta­nie wie­rzyć w Niedź­wie­dzia.

 Nie­szczę­śli­wie

Oj, jed­nak: nie­ste­ty.

 Jed­nak jesz­cze nie była pełna

Pełna więź? Ku­la­wa me­ta­fo­ra.

 ani prawa Niedź­wie­dzia, ani Pu­cha­cza nie są wy­star­cza­ją­ce

Hmm.

 Dziec­ko samo mu­sia­ło sobie wy­brać boga, gdy do­ro­śnie.

Chyba jed­nak: musi.

 jak wiel­kie bę­dzie kie­dyś jej po­czu­cie winy

Hę? Z ja­kie­go po­wo­du? Prze­cież ona nie wie, że to o nią cała ta spra­wa?

 Pa­nia­me­ku – pro­win­cji pod pa­tro­na­tem

Po­wta­rza się "p".

 bogów ogar­nę­ła wojna

Coś mi to nie brzmi.

 za­bi­ja­ła wier­nych ry­wa­lom

Tro­chę źle się par­su­je.

 Źle się stało, że przy­szły cza­row­nik nie miał być wy­cho­wy­wa­ny przez ko­cha­ją­cą ro­dzi­nę.

No i bę­dzie Vol­de­mort.

 

Hmm. Sama nie wiem. Jak już po­wie­dzia­łam, mam wra­że­nie, że było Ci cia­sno w na­rzu­co­nej przez kon­kurs ob­ję­to­ści i nie roz­wi­nę­łaś skrzy­deł.

 Trud­no być trans­we­sty­tą ;).

XD

 Czar­ka. Trak­tu­ję jak jak jed­nost­kę ob­ję­to­ści. Tak, świe­ca to jed­nost­ka czasu. Nie widzę po­wo­du, żeby moi lu­dzie uży­wa­li na­szych go­dzin i minut.

Bo go nie ma. Nasze miary czasu po­cho­dzą z Ba­bi­lo­nii. Inna hi­sto­ria (może inna astro­no­mia?), inne miary.

 mo­żesz wie­rzyć we wszyst­kich świę­tych

To nie do końca tak dzia­ła…

 A jeśli ist­nie­ją bo­go­wie, to dla­cze­go do­pu­ści­li do wy­ga­śnię­cia dy­na­stii, skoro im­pe­ra­tor grzecz­nie skła­dał ofia­ry i do­peł­niał ry­tu­ałów?

Stra­cił man­dat nie­bios. Pro­sta spra­wa.

 “Jeśli mój B/bóg jest dobry, to jak mógł do­pu­ścić do ta­kie­go syfu?”

Ojeju, pro­blem zła. W po­li­te­izmie? Oj, Fin­klo. Pro­blem zła ist­nie­je tylko pod wa­run­kiem, że Bóg jest dobry (tj. po­pie­ra wszyst­ko, co dobre, po­tę­pia to, co złe), wszech­wie­dzą­cy i wszech­mo­gą­cy (może wszyst­ko, ale nie robi nic ze złem, wie­dząc, że to zło i że ono ma miej­sce). Bo­go­wie po­li­te­istycz­ni, i w ogóle ci przed­sta­wie­ni w mi­to­lo­giach, tacy nie są (nie mogą być choć­by dla­te­go, że jak jest ich cała banda, to ogra­ni­cza­ją się na­wza­jem), a wtedy pro­blem roz­wią­zu­je się sam.

 Ale to jed­nak sowa, żal było nie wy­ko­rzy­stać, skoro już go mia­łam w swo­jej bo­skiej me­na­że­rii. :-)

Ale jed­nak trosz­kę pre­tek­sto­we to. Ot, mia­łaś sowę na po­do­rę­dziu.

 Twoje tek­sty, po­dob­nie jak My­tri­xo­we, tu­tej­sza fan­ta­stycz­na brać oce­nia nie tyle obiek­tyw­nie, ile pod kon­tem bar­dzo wy­gó­ro­wa­nych ocze­ki­wań wzglę­dem Twej osoby.

Sta­ram się po­zo­stać obiek­tyw­na, ale w przy­pad­ku Fin­kli łapię się aku­rat na ła­go­dze­niu kry­te­riów. Więc tekst ano­ni­mo­wy mógł­by spra­wić nie­spo­dzian­kę ;).

 No, sta­ra­łam się dać Sa­ado­wi cie­ka­wy dy­le­mat mo­ral­ny.

Hmm. Czy ja wiem, czy on ma dy­le­mat… jest od po­cząt­ku wła­ści­wie zde­cy­do­wa­ny, co chce zro­bić, tylko żona mu nie po­zwa­la.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

jest od po­cząt­ku wła­ści­wie zde­cy­do­wa­ny, co chce zro­bić, tylko żona mu nie po­zwa­la

Tar­ni­no, dla żo­na­te­go to dy­le­mat więk­szy niż “być albo nie być”. Mo­żesz mi wie­rzyć :)!

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

Dzię­ku­ję wszyst­kim. :-)

 

Roger, do­brze, że przy­naj­mniej obyło się bez bólu. ;-)

Nie mam po­ję­cia, jak mo­gła­bym pod­krę­cić dra­ma­tyzm.

A do mie­sza­nia w chro­no­lo­gii jesz­cze się nie prze­ko­na­łam. Mój czas za­wsze pły­nie w tę samą stro­nę, więc za­bu­rze­nia jako za­bieg li­te­rac­ki wy­da­ją mi się dziw­ne. Jeśli ktoś pró­bu­je usta­lić, co wy­da­rzy­ło się wcze­śniej, prze­słu­chu­je świad­ków, ukła­da z puz­zli sche­mat wy­da­rzeń… – to co in­ne­go. Ale nie mia­łam zna­ków na takie za­ba­wy. I chcia­łam po­ka­zać ciąg wy­da­rzeń. Każde wy­ni­ka z po­przed­nich.

 

Tar­ni­no, nie, jesz­cze nie chcia­łam na­pi­sać ni­cze­go dłuż­sze­go. Tylko mo­ra­li­te­cik, że nie na­le­ży oszu­ki­wać bogów. A jak już ktoś to robi, to nie le­cieć z ję­zo­rem do ka­płan­ki…

Kozik. No, a co sobie wy­obra­ża­ją ro­dzi­ce, kiedy sły­szą prze­ra­żo­ny wrzask dzie­ci? Że pa­cho­lę­ta zro­bi­ły sobie kon­kurs, kto gło­śniej krzyk­nie? ;-)

Od jed­ne­go rzutu oka – wy­da­je mi się, że jest taki zwrot. Hara zro­zu­mia­ła całą sy­tu­ację, nie tylko, co się stało, ale jesz­cze dla­cze­go, jak za­re­ago­wał mąż i jakie środ­ki po­win­na pod­jąć, żeby jak naj­mniej dzie­cia­ków się zo­rien­to­wa­ło.

Bran­ka. No, a dla­cze­go nie mogła być łupem wo­jen­nym? W dużym im­pe­rium czę­sto trwa­ją ja­kieś utarcz­ki na gra­ni­cach. I róż­nie to z ma­jąt­kiem nie­wol­ni­ków by­wa­ło. Nie­kie­dy mieli prawo do wła­sno­ści pry­wat­nej czy cho­ciaż bi­żu­te­rii. A ta pra­wie nic nie miała i te­ściom to nie pa­so­wa­ło.

Sny bart­ni­ka. Gnębi go pro­blem i ma zwią­za­ne z nim kosz­ma­ry. Nie muszą być cał­ko­wi­cie lo­gicz­ne. Teo­re­tycz­nie, mu­siał­by się zgo­dzić, ale gdyby mło­dzi ucie­kli? Albo gdyby córka za­ko­cha­ła się w prze­bie­rań­cu, a potem nie­po­trzeb­nie cier­pia­ła? Który ro­dzic by sobie cze­goś ta­kie­go ży­czył?

Pod­pi­ci mło­dzień­cy. No, nie­ko­niecz­nie za­la­ni w trupa (moc­nych trun­ków to oni nie mają), ale jed­nak wsta­wie­ni, na rau­szu. Jak to pod ko­niec we­se­la.

Ma­ru­dzisz z opi­sa­mi. No do­brze, do­rzu­cę info, że szaty weł­nia­ne. Szko­da mi zna­ków na wy­mie­nia­nie wszyst­kie­go, co słu­żą­cy miał na sobie i ja­ki­mi ha­fta­mi to sobie ozdo­bił.

Echo. Krót­kie, nie­po­dob­ne do le­śne­go, z któ­rym bart­nik był obe­zna­ny.

Głos mło­dej ko­bie­ty. No, “młoda” ma szer­sze zna­cze­nie niż ledwo peł­no­let­nia. W tym świe­cie za peł­no­let­ność uzna­je się szes­na­ście lat. Ale i o dwu­dzie­st­ce piąt­ce pew­nie nie powie się, że już sta­rusz­ka. A tym bar­dziej dla dzi­siej­szych czy­tel­ni­ków.

Za­po­wiedź. Takie wa­run­ki wy­ho­do­wa­nia do­bre­go cza­ro­dzie­ja. Żebym nie mu­sia­ła na końcu tłu­ma­czyć, że to naj­więk­sze “źle się stało” z do­tych­cza­so­wych.

Z racji miej­sca przyj­ścia na świat. Może i nie­zbyt zgrab­nie, ale jak użyję “uro­dze­nia”, to będę miała po­wtó­rze­nie.

Kra­dzież wy­znaw­czy­ni. No, ow­szem pa­nu­je po­li­te­izm. Ale lu­dzie za­zwy­czaj mają boga, któ­re­mu naj­czę­ściej skła­da­ją ofia­ry. Sama wiara to mało.

Co jest nie tak z pra­wa­mi Niedź­wie­dzia i Pu­cha­cza?

Po­czu­cie winy. Ale bę­dzie miała świa­do­mość, że po­win­na była zo­stać ka­płan­ką, takie było jej prze­zna­cze­nie, a wbrew na­ka­zom zo­sta­ła w domu ro­dzin­nym.

Tak, bę­dzie ktoś w ro­dza­ju Vol­de­mor­ta. Tylko muszę jesz­cze wy­my­ślić mu jakąś cie­ka­wą rolę do ode­gra­nia.

Cia­sno­ta kon­kur­so­wa. Tro­chę tak, ale nie prze­sa­dzaj­my. W końcu jesz­cze parę kilo mi zo­sta­ło. Uwa­żam, że wy­czer­pa­łam temat. Resz­ta to już po­czą­tek innej hi­sto­rii.

Pro­blem zła w po­li­te­izmie. No, nie wiem. MY wiemy, że mi­to­lo­gicz­ni bo­go­wie są wy­my­śle­ni. Gdzie był Qu­et­zal­co­atl, kiedy im­pe­rium Az­te­ków upa­da­ło? Ale jeśli w fan­ta­sy bo­go­wie ist­nie­ją na­praw­dę, to dla­cze­go do­pusz­cza­ją, żeby nie­wy­zna­ją­cy ich bar­ba­rzyń­cy zro­bi­li kra­jo­wi duże kuku? Dla­cze­go po­zwa­la­ją he­re­ty­kom na gnę­bie­nie wier­nych? Im­pe­ra­tor stra­cił man­dat nie­bios – niby mógł, ale prze­cież nic na­praw­dę złego nie zro­bił. Pil­nu­je go Rada Ma­triar­chiń. A i cały dwór pa­trzy na ręce. A jeśli kilku wład­ców pod rząd ma nie­far­ta? Wszy­scy na­grze­szy­li, łącz­nie z tym sze­ścio­lat­kiem, któ­re­go trze­ba było pod­sa­dzać, żeby mógł się wdra­pać na tron?

Sama nie wiem, czy to praw­dzi­wa hi­sto­ria, czy ra­cjo­na­li­zo­wa­nie lud­no­ści po fak­cie. Dla­cze­go bo­go­wie po­zwo­li­li Troi upaść, skoro wcze­śniej po­ma­ga­li bu­do­wać? Ano, tłu­kli się mię­dzy sobą, a Parys dwie bo­gi­nie wku­rzył. To i u mnie się tłuką, nisz­cząc sobie na­wza­jem bazy.

Dy­le­mat Saada. OK, on jest zde­cy­do­wa­ny. Ale Czy­tel­nik może się po­za­sta­na­wiać, jak on by po­stą­pił w ta­kiej sy­tu­acji.

Dzię­ki za uwagi. :-) Resz­tę po­pra­wię albo przy­naj­mniej prze­my­ślę.

 

O, Sta­ruch widzi dy­le­mat. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

No, źle się stało, ale prze­cież to nie wina bart­ni­ka, tylko Pu­cha­cza, po co mu się śnił?

Prze­czy­ta­łam (dobra, nie­do­kład­nie) ko­men­ta­rze (zgad­nij­cie, który frag­ment jest moim ulu­bio­nym na dzi­siaj) i nie ro­zu­miem za­rzu­tu, że to bar­dziej wstęp niż sa­mo­dziel­ne opo­wia­da­nie. Ow­szem, jest urwa­ne tam, gdzie mo­gło­by się dalej faj­nie roz­wi­nąć, gdyby było dłuż­sze, ale prze­cież jest ład­nie za­mknię­te i ja to ak­cep­tu­ję. To, oczy­wi­ście, nie zna­czy, że nie prze­czy­tam chęt­nie o lo­sach syna trze­ciej córki. A pro­pos: czemu jest mowa tylko o czar­no­księż­ni­ku? Prze­cież może być jesz­cze cza­row­ni­ca. Chyba że coś prze­oczy­łam.

Czyli w skró­cie: fajne, po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Dzię­ku­ję, Anet. :-)

Miło mi, że aż Cię skło­ni­łam do na­pi­sa­nia me­ry­to­rycz­ne­go ko­men­ta­rza. Anet ko­men­tu­je długo, inni piszą “faj­nie”, co to się po­ro­bi­ło… ;-)

Dia­bli wie­dzą, czy to Pu­chacz, czy pod­świa­do­mość. Z ciągu dal­sze­go wy­ni­ka, że ra­czej ta druga. Ale i tak nie twier­dzi­ła­bym, że to wina bart­ni­ka. Po co drwal brał sobie gojkę za żonę, a potem po­zwo­lił jej oszu­ki­wać bogów? Po co żona pil­no­wa­ła, żeby Saad nie po­szedł do świą­ty­ni Niedź­wie­dzia? Tu się cały łań­cu­szek uzbie­rał.

Nie mam po­ję­cia, który ko­men­tarz Ci się tak spodo­bał. Pu­ścisz farbę?

Nie może być cza­row­ni­ca. W moim świe­cie tylko ko­bie­ty mogą zo­stać ka­płan­ka­mi i tylko męż­czyź­ni cza­row­ni­ka­mi. Taki po­dział obo­wiąz­ków…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nie mam po­ję­cia, który ko­men­tarz Ci się tak spodo­bał.

Ro­zu­miem, że nikt poza mną nie wpad­nie w eu­fo­rię, ale ten, w któ­rym, uwaga, cy­tu­ją mnie ;))))))) 

Nie może być cza­row­ni­ca. W moim świe­cie tylko ko­bie­ty mogą zo­stać ka­płan­ka­mi i tylko męż­czyź­ni cza­row­ni­ka­mi.

Czyli jak trze­cia córka uro­dzi dziew­czyn­kę, to jest to zwy­kła czwar­ta córka? Nie ma żad­nych su­per­mo­cy? Albo mo­gła­by być pierw­szą cza­row­ni­cą, oczy­wi­ście naj­po­tęż­niej­szą w tym świe­cie ;)

 

Przy­no­szę ra­dość :)

A, no tak, nie po­my­śla­łam o tym!

Nie, to nie Prat­chett. Nie musi być trze­cia córka trze­ciej córki. Dziew­czyn­ka, która ma po szó­stych uro­dzi­nach dwie star­sze sio­stry (z jed­nej matki, przy­rod­nie ze stro­ny ojca się nie liczą), zo­sta­je wy­sła­na do aka­de­mii ka­pła­nek, zwa­nej też aka­de­mią trze­cich córek. Nie ma żad­nych su­per­mo­cy, ale zo­sta­je fa­chow­cem w swo­jej dzie­dzi­nie. Nauka trwa do osią­gnię­cia peł­no­let­no­ści – dzie­sięć lat.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

ten, w któ­rym, uwaga, cy­tu­ją mnie ;))))))) 

Nie­uważ­nie czy­tasz ;). To nie pierw­szy raz.

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

Też mi się zda­wa­ło, że to cała seria była i już nie pa­mię­ta­łam, pod ja­ki­mi tek­sta­mi… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Jak to cała seria?

Znowu mnie same fajne rze­czy omi­nę­ły :(

Przy­no­szę ra­dość :)

Wię­cej czy­taj. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ko­men­ta­rzy? ;)

Przy­no­szę ra­dość :)

Wszyst­kie­go.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Szcze­rze mó­wiąc myślę, że po­win­nam ra­czej czy­tać mniej. Co z tego, że skoń­czę dzie­sią­te opo­wia­da­nie, skoro potem plą­czą mi się po­przed­nie?

 

Przy­no­szę ra­dość :)

OK, coś w tym jest. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

No, a co sobie wy­obra­ża­ją ro­dzi­ce, kiedy sły­szą prze­ra­żo­ny wrzask dzie­ci? Że pa­cho­lę­ta zro­bi­ły sobie kon­kurs, kto gło­śniej krzyk­nie? ;-)

Wiesz, mój bra­ci­szek, dzie­cię­ciem będąc, wrzesz­czał wnie­bo­gło­sy na widok pa­si­ko­ni­ków i ciem :)

 No, a dla­cze­go nie mogła być łupem wo­jen­nym?

Pew­nie, że mogła, tylko spo­sób po­wie­dze­nia tego wy­glą­da, jak­byś nie miała miej­sca, a mu­sia­ła po­wie­dzieć. Dla­te­go po­my­śla­łam, że chcia­łaś dłuż­szy tekst.

 nie­ko­niecz­nie za­la­ni w trupa (moc­nych trun­ków to oni nie mają)

Grecy i Per­so­wie też nie mieli, a na­rą­ba­ni na bie­dron­kę by­wa­li :)

 Ma­ru­dzisz z opi­sa­mi.

Ja za­wsze ma­ru­dzę.

 Echo. Krót­kie, nie­po­dob­ne do le­śne­go

Ale czemu na­zy­wasz je "lek­kim"? Czemu nie ciche, ledwo sły­szal­ne i ogól­nie ta­jem­ni­cze?

 Za­po­wiedź. Takie wa­run­ki wy­ho­do­wa­nia do­bre­go cza­ro­dzie­ja.

Ale za­po­wie­dzi są dobre!

 Co jest nie tak z pra­wa­mi Niedź­wie­dzia i Pu­cha­cza?

Jakoś mi to "nie są wy­star­cza­ją­ce" nie za­brzmia­ło. Poza tym – żaden nie ma do panny więk­szych praw, niż drugi, ale do kogoś ona już na­le­ża­ła, nie? Do Niedź­wie­dzia (w końcu to on czuje się okra­dzio­ny). Mało sa­lo­mo­no­wy ten orli wyrok.

 Pro­blem zła w po­li­te­izmie. No, nie wiem. MY wiemy, że mi­to­lo­gicz­ni bo­go­wie są wy­my­śle­ni. Gdzie był Qu­et­zal­co­atl, kiedy im­pe­rium Az­te­ków upa­da­ło? Ale jeśli w fan­ta­sy bo­go­wie ist­nie­ją na­praw­dę, to dla­cze­go do­pusz­cza­ją, żeby nie­wy­zna­ją­cy ich bar­ba­rzyń­cy zro­bi­li kra­jo­wi duże kuku?

Czę­ścio­wo sama to roz­wią­za­łaś – bo­go­wie są ka­pry­śni, kłócą się mię­dzy sobą, wy­znaw­ców trak­tu­ją przed­mio­to­wo i mają gdzieś ich dobro, byle do­sta­wać ofia­ry. Ale oprócz tego – bo­go­wie po­li­te­istycz­ni nie są wszech­mo­gą­cy ani wszech­wie­dzą­cy (Odyn po­trze­bu­je wieszcz­ki, żeby się do­wie­dzieć o Ra­gna­ro­ku, cho­ciaż­by), więc nie za­wsze mogą coś po­ra­dzić na zło. Ogra­ni­cza­ją sie­bie na­wza­jem, ale są też prawa, któ­rym pod­le­ga­ją (Anan­ke etc. – tu już wcho­dzi­my po­wo­li w fi­lo­zo­fię joń­ską, która wy­ra­sta w czę­ści z kry­zy­su po­li­te­izmu).

 prze­cież nic na­praw­dę złego nie zro­bił.

Ale nie cho­dzi o to, czy zro­bił, czy nie – utra­ta man­da­tu nie­bios to pre­tekst, żeby go oba­lić. A bo­go­wie są ka­pry­śni (za­kła­dam, że ope­ru­jesz mo­de­lem ho­me­ryc­kim). Mógł zro­bić coś zu­peł­nie głu­pie­go, dro­biazg – spóź­nić się z ofia­rą o pół go­dzi­ny i star­czy. Albo ktoś inny mógł na­grze­szyć i bo­go­wie sto­su­ją od­po­wie­dzial­ność zbio­ro­wą.

 A jeśli kilku wład­ców pod rząd ma nie­far­ta? Wszy­scy na­grze­szy­li,

A bo­go­wie grec­cy to nie ka­ra­li synów za grze­chy ojców? Patrz np. Pe­lops?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wrzask dzie­ci. OK, po­pa­trzę, może do­pi­szę, że chó­ral­ny. To po­win­no wy­klu­czyć nie­win­ne awer­sje.

Bran­ka. Nie wy­da­je mi się, że mu­sia­łam. Saad się zna na psz­czo­łach, nie na lu­dziach, a to jego punkt wi­dze­nia. I są­sie­dzi mogli wcale nie być chęt­ni do opo­wia­da­nia ze szcze­gó­ła­mi, jak to ona tra­fi­ła w nie­wo­lę.

Ubz­dryn­go­le­nie. Nie wiem, czy to wy­star­cza­ją­co bo­ga­ta osada, żeby aż tyle trun­ku na we­se­lu sta­wiać.

Ta­jem­ni­cze echo bę­dzie dobre.

Za­po­wie­dzi. Aha, jak są dobre, to spoko.

Prawa. Dobra, jakoś prze­bu­du­ję to zda­nie. Gdyby wyrok za­padł kon­kret­ny, sy­tu­acja nie by­ła­by aż tak zła, bo któ­ryś by się o cenną dziew­czy­nę za­trosz­czył.

Bo­go­wie. No, moi też nie są wszech­mo­gą­cy. Pu­chacz jest bo­giem wróżb, więc mógł­by spraw­dzić, co wy­nik­nie z tej kra­dzie­ży, ale tego nie robi. Wy­star­cza mu świa­do­mość, że panna na­grze­szy­ła i bę­dzie cenna. Niedź­wiedź jest taki roz­ża­lo­ny, że w ogóle nie myśli.

Mimo wszyst­ko za­kła­dam, że tro­chę muszą się trosz­czyć o ludzi. Gdyby ich cał­kiem opu­ści­li, to nie bę­dzie ofiar. Ale jeśli lu­dzie wie­dzą, że był powód tego za­nie­dba­nia, i że sami za­czę­li, to się tak szyb­ko od nich nie od­wró­cą.

Mitu o Pe­lop­sie nie ko­ja­rzę.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Pe­lops to ten, co podał swoje dzie­ci na uczcie, bo bogów chciał prze­te­sto­wać?

I jakąś okrut­ną karę mu dali w Ha­de­sie, ale nie pa­mię­tam, jaką :(.

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

I są­sie­dzi mogli wcale nie być chęt­ni do opo­wia­da­nia ze szcze­gó­ła­mi, jak to ona tra­fi­ła w nie­wo­lę.

No, fakt.

Nie wiem, czy to wy­star­cza­ją­co bo­ga­ta osada, żeby aż tyle trun­ku na we­se­lu sta­wiać.

Ale to sen :)

Ta­jem­ni­cze echo bę­dzie dobre.

O, bę­dzie.

Gdyby ich cał­kiem opu­ści­li, to nie bę­dzie ofiar. Ale jeśli lu­dzie wie­dzą, że był powód tego za­nie­dba­nia, i że sami za­czę­li, to się tak szyb­ko od nich nie od­wró­cą.

Praw­da w obu punk­tach.

Pe­lops to ten, co podał swoje dzie­ci na uczcie, bo bogów chciał prze­te­sto­wać?

To Pe­lops zo­stał po­da­ny, ale coś mi się w mi­tach po­kić­ka­ło, bo mia­łam na myśli co in­ne­go i nie pa­mię­tam teraz, co. Wrr, skle­ro­za.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Sta­ru­chu, a jego oj­ciec to nie był ten, który aż do śmier­ci kom­bi­no­wał, jak tu się wy­mi­gać, i na­mó­wił żonę, żeby mu nie urzą­dza­ła po­grze­bu czy tam nie dała obola dla Cha­ro­na?

 

A czy stan upo­je­nia wścib­skich mło­dzień­ców jest taki ważny? No, są wsta­wie­ni i lubą pod­słu­chi­wać no­wo­żeń­ców. Tyle w te­ma­cie, mniej­sza o szcze­gó­ły.

No to już zmie­ni­łam na ta­jem­ni­cze echo.

Aha, to jed­nak Pe­lop­sa ko­ja­rzę, ale bez imie­nia. I chłop­ca bo­go­wie re­ani­mo­wa­li, więc to jed­nak cał­kiem inna bajka.

Kur­czę, fak­tycz­nie ka­pry­śni. Podać syna na stół to grzech strasz­ny, ale ofia­ry z Ifi­ge­nii kto się do­po­mi­nał?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Kur­cze, jed­nak skle­ro­za :(. Czyli wie­dzia­łem, że dzwo­nią, ale to jed­nak w innym ko­ście­le.

 

@Fin­kla – Jahwe też się do­po­mi­nał ofia­ry z Iza­aka. W końcu do obu mor­dów i ofiar nie do­szło. Takie te­ści­ki na wier­ność ;)!

Pierw­sze prawo Sta­ru­cha - li­te­rów­ki w cu­dzych tek­stach są oczo­bi­ją­ce, we wła­snych - nie­do­strze­gal­ne.

Zga­dza się, to jedna klika i po­dob­ne ma za­gra­nia…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Jahwe też się do­po­mi­nał ofia­ry z Iza­aka. W końcu do obu mor­dów i ofiar nie do­szło. Takie te­ści­ki na wier­ność ;)

To tro­chę bar­dziej skom­pli­ko­wa­ne…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie­źle roz­krę­co­na spi­ra­la. Naj­pierw po­wo­li, ospa­le, a potem na­bie­ra tempa, na końcu mio­ta­jąc gro­ma­mi. Do tej pory opo­wia­da­nia Two­je­go au­tor­stwa, jakie wi­dzia­łem, były w nieco innym stylu, ra­czej lek­kie i z hu­mo­rem. Tutaj to kawał dark fan­ta­sy (a przy­naj­mniej zwia­stu­ją­cy dark fan­ta­sy). To na plus.

Na “nie wiem jak oce­nić” prze­ma­wia fakt, że choć tekst broni się jako nie­za­leż­na ca­łość, to jed­nak na końcu pra­wie widać  takie wiel­kie “ciąg dal­szy na­stą­pi” :-) O ile by­ło­by to dobre, gdyby peł­ni­ło funk­cję “ten świat idzie dalej” (sam lubię sto­so­wać takie ele­men­ty tek­stu), to tutaj wy­glą­da jak “to opo­wia­da­nie jest pro­lo­giem”. Czyli dobry po­mysł z furt­ką na przy­szłość, ale można by po­kom­bi­no­wać z tro­chę innym uło­że­niem zdań. Nie­mniej wra­że­nie to jest na tyle słabe, że na pewno nie prze­wa­ża do mi­nu­sa, ra­czej wła­śnie “ziar­no nie­pew­no­ści”.

Ca­łość na duży plus, idę do­bi­jać  się do bi­blio­te­ka­rza. // edit: zgło­si­łem w złym wątku, a w mię­dzy­cza­sie i tak inni do­kli­ka­li :-)

 

A, skó­rza­ne por­t­ki u dzie­cia­ków na wsi? Nie lnia­ne, skoro i tak zaraz wy­ro­śnie?

Tar­ni­no, od­po­wiem cy­ta­tem z “Diuny” – “No­thing about re­li­gion is sim­ple” :-)

 

Dzię­ku­ję, Wilku. :-)

Cie­szę się, że spi­ra­la przy­pa­dła do gustu. I to sku­tecz­nie, tekst już w Bi­blio­te­ce. :-) Dzię­ki wszyst­kim kli­ka­czom!

A bo ja nie­kie­dy pró­bu­ję na­pi­sać coś po­waż­niej­sze­go. Rzad­ko, ale cza­sem się udaje. Ale że aż dark? Tego się nie spo­dzie­wa­łam.

Nie tylko Ty masz wąt­pli­wo­ści co do pro­lo­go­wa­to­ści opo­wia­da­nia. Ja będę się upie­rać, że to za­mknię­ta opo­wieść o uda­wa­niu chło­pa­ka. :-)

Ale za tę furt­kę jesz­cze kie­dyś wyjdę. Mam na­dzie­ję.

Por­t­ki. Jedno wy­ro­śnie, dru­gie do­sta­nie. Wy­szłam z za­ło­że­nia, że skóra w lesie jest łatwo do­stęp­na, a len by trze­ba za­siać (wy­kar­czo­wać zie­mię), potem utkać… A por­t­ki na­stęp­ne dziec­ko bę­dzie nosić. Ale nie upie­ram się przy tej skó­rze. Jeśli ktoś jest pe­wien, że len byłby roz­sąd­niej­szy, to zmie­nię.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Len – pew­no­ści nikt nie bę­dzie mieć, bo to po czę­ści kwe­stia spe­cy­fi­ki świa­ta. Choć bierz jesz­cze po­praw­kę na to, jak różne ma­te­ria­ły na­da­ją się do no­sze­nia ich w okre­slo­nych po­rach roku i w okre­ślo­nych miej­scach (inne sa po­trze­by w gó­rach lub je­sie­nią, a inne na po­lach lub latem).

Swoją drogą cie­ka­we jak się roz­kła­da po­strze­ga­nie tego, o czym są tek­sty. Ja ten wątek uda­wa­nia po­trak­to­wa­łem jako taki ele­ment świa­ta, który może spo­wo­do­wać pewne zda­rze­nia, a nie jako głów­ny punkt.

Len to już takie szcze­gó­ły, któ­rych nie znam, bo nigdy tego nie upra­wia­łam, ledwo teo­rię znam.

Re­gion le­si­sty, dość wy­so­ko, ale to jed­nak nie góry wła­ści­we. Wcze­sna wio­sna.

Mogą to jesz­cze być por­t­ki skro­jo­ne ze sta­rych ta­to­wych…

No, to takie uda­wa­nie, które wpra­wi­ło wszyst­ko w ruch. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

(-:

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Hm, chyba pierw­szy raz, a przy­naj­mniej nie­zbyt czę­sto, zda­rza mi się po­pra­wiać Twój tekst, ale tym razem wy­ła­pa­łem kilka rze­czy.

 

Saad rzu­cił się w kie­run­ku krzy­ku. Nawet nie po­my­ślał, żeby chwy­cić le­żą­cy tuż obok kozik – po­gnał, ści­ska­jąc w ręce roz­po­czę­ty łapeć.

Tym razem skoń­czy­ło się na stra­chu i krzy­ku – pod dzie­się­cio­let­nim chło­pa­kiem drwa­la Ha­fa­za pękła spróch­nia­ła gałąź. Na szczę­ście dzie­ciak są­sia­dów nie spadł,

 

Mam mie­sza­ne uczu­cia gdy coś dzie­je się w kie­run­ku cze­goś, do cze­goś, od cze­goś, a tego cze­goś nie ma. Jest nie­na­ma­cal­ne, nie­ma­te­rial­ne.

Czy krzyk to po­wtó­rze­nie? Pew­nie nie.

W tak małej osa­dzie wia­do­mo, że dzie­ciak są­sia­da. Po­mi­nął­bym tą in­for­ma­cję.

 

– Nabi, owiń się i idź do chaty. Zaraz ci po­sma­ru­ję ska­le­cze­nia ma­ścią i za­ła­tam por­t­ki.

 

Czy ce­ru­je się majt­ki obcym dzie­ciom na wsi? Wiem, wszy­scy się znają, ale aż tak?

 

Prze­cież to trze­cia córka Abany i Ha­fa­za!

 

Dzie­sięć lat trzy­ma­ła Hara ta­jem­ni­cę i teraz wszyst­ko z de­ta­la­mi wy­ja­śnia. Wiem, ta­jem­ni­ca nie jest już ta­jem­ni­cą, ale jak trzy­ma­ło się ją dzie­sięć lat, to czy opo­wia­da się o niej tak od razu, do­kład­nie i bez ha­mul­ców? Ra­czej nie.

 

Myśl o oszu­ki­wa­niu bogów nie da­wa­ła Sa­ado­wi spo­ko­ju. Nie za­mie­rzał uczest­ni­czyć w tym be­ze­ceń­stwie.

 

Uda­ją­ca chłop­ca dziew­czyn­ka pod­ro­sła na tyle, aby pójść na po­lo­wa­nie.

 

Spory prze­skok my­ślo­wy.

 

Wkrót­ce Nabi po­wie­si­ła się na sta­rej to­po­li, na pół­noc od Je­ży­no­wej Po­la­ny.

Saad obu­dził się z gar­dłem ści­śnię­tym, jakby to jego dła­wił rze­mień.

 

Już wiem dla­cze­go, ale z tek­stu to do­brze nie wy­ni­ka. Czy nie śnimy w cza­sie rze­czy­wi­stym?

 

Nie­ste­ty, Hara zda­wa­ła się do­sko­na­le wie­dzieć, co cho­dzi mę­żo­wi po gło­wie. Je­ży­no­wa Po­la­na była zbyt małą osadą – li­czy­ła le­d­wie kil­ka­na­ście ro­dzin – by mieć na­dzie­je na wła­sną ka­płan­kę i coś wię­cej niż świę­te drze­wo. Ile­kroć Saad pró­bo­wał choć­by po­sta­wić stopę na któ­rejś ze ście­żek wio­dą­cych na pół­noc­ny za­chód, w stro­nę Al­bu­ti­na – tam znaj­do­wa­ła się naj­bliż­sza świą­ty­nia, wznie­sio­na z drew­na na chwa­łę Mo­car­ne­go Niedź­wie­dzia – na­po­ty­kał mał­żon­kę marsz­czą­cą brwi i py­ta­ją­cą, dokąd to się wy­bie­ra… Za każ­dym razem kładł uszy po sobie i za­wra­cał, z iry­ta­cją sku­biąc wąsy. Pierw­sza Dwu­nast­ka była po­tęż­na, ale i Hara po­tra­fi­ła uprzy­krzyć życie.

 

Na­stęp­nej nocy Saada na­wie­dził jesz­cze gor­szy kosz­mar.

 

To zna­czy łaził w ciągu jed­ne­go dnia kilka razy? Czy mia­łaś na myśli kilka dni, ale na­stęp­na noc jest tu małą wpad­ką?

 

– Ta spra­wa wy­ma­ga wróż­by. Pój­dziesz ze mną.

 

A dla­cze­go wy­ma­ga?

 

– Zo­stań tutaj – usły­szał.

 

To po co miał iść, jak zaraz po tym mu­siał zo­stać?

 

– Nic nie mów – roz­ka­za­ła. – Wyjdź­my na ze­wnątrz.

 

Nie, żebym się cze­piał, ale czy sen­sow­nie ka­płan­ka go tam cią­gnę­ła? W końcu po ciem­ku i tak nic nie wi­dział, a pójść dalej nie mógł i mówić też nic nie mógł.

 

Od Bo­skiej Wyspy to jest już info dump z jedną li­nij­ką dia­lo­gu.

 

Będę szcze­ry. Widać, że tym razem pi­sa­łaś na szyb­ko. Tekst nor­mal­nie nie Fin­klo­wy. To aż do Cie­bie nie po­dob­ne. Dziu­ry ma, ja­kieś nie­ści­sło­ści. Zna­czy po łep­kach i zna­czy śred­nio mi się po­do­ba­ło. Wła­śnie przez po­wyż­sze. Poza tym, za dużo in­for­ma­cji, jak na krót­ki tekst. To, że z Two­je­go świa­ta jest okey, ale na sa­mo­dziel­ne opo­wia­da­nie zbyt wiele nazw wła­snych i świa­to­twór­czych zda­rzeń.

 

Po­zdra­wiam.

Dzię­ku­ję, Dar­co­nie. :-)

OK, po­zbę­dę się jed­ne­go krzy­ku i są­sia­da. Z nie­na­ma­cal­no­ścią kie­run­ku dzia­ła­nia ma­ru­dzisz, IMO. Bo to raz zda­rza się, że straż po­żar­na je­dzie w kie­run­ku wy­bu­chu, a po­li­cjant – wy­strza­łów?

Ce­ro­wa­nie gaci obcym dzie­ciom. Za­sad­ni­czo pew­nie się tego nie prak­ty­ku­je. Ale jeśli wia­do­mo, że spra­wa jest po­waż­na (im mniej osób zo­ba­czy, tym le­piej), a matki dziec­ka chwi­lo­wo nie ma w domu, bo po­szła za­nieść drwa­lo­wi obiad? Jeśli chce się prze­słać ko­mu­ni­kat “Nie bój się, je­stem po two­jej stro­nie, nie zdra­dzę cię”? Wy­da­je mi się, że im mniej­sza miej­sco­wość, tym le­piej lu­dzie się znają i bar­dziej są skłon­ni do po­ma­ga­nia sobie na­wza­jem. Dzi­siaj ja tobie, jutro ty mnie. Albo po­czę­stu­jesz mnie mar­chew­ką ze swo­je­go ogród­ka, kiedy moją zeżrą ro­ba­ki. A tu rap­tem kil­ka­na­ście cha­łup.

A skąd po­mysł, że Hara znała wcze­śniej ta­jem­ni­cę? Zo­ba­czy­ła dzie­wu­chę z gołym tył­kiem i zro­zu­mia­ła przy­czy­ny prze­bra­nia. Saad nie sku­mał, bo nie in­te­re­so­wał się dzie­cia­ka­mi są­sia­dów.

Już wiem dla­cze­go, ale z tek­stu to do­brze nie wy­ni­ka. Czy nie śnimy w cza­sie rze­czy­wi­stym?

To był ma­lut­ki twi­ścik z serii “a potem oka­za­ło się, że to tylko sen”. Nie chcia­łam tego zdra­dzać od razu. Tak, śnimy w cza­sie rze­czy­wi­stym. Sa­ado­wi przy­śni­ła się pod­ro­śnię­ta dziew­czy­na.

Tak, pró­bo­wał pójść do Al­bu­ti­na kilka razy (ono jest nie­da­le­ko – go­dzi­na czy dwie drogi) w ciągu jed­ne­go dnia, ale żona go pil­no­wa­ła i za każ­dym razem za­wra­ca­ła. Gdy­bym to roz­cią­gnę­ła na kilka dni, to uwa­żam, że bart­nik by nie po­szedł do ka­płan­ki. Jeśli nie leci się z do­no­sem od razu, to póź­niej emo­cje opa­da­ją, czło­wiek się przy­zwy­cza­ja. IMO.

Dla­cze­go spra­wa wy­ma­ga wróż­by. Ka­płan­ki Pu­cha­cza chęt­nie wróżą, ale to nie ma zna­cze­nia dla tej opo­wie­ści.

Za­cho­wa­nie ka­płan­ki. Wie­dzia­ła z do­świad­cze­nia, że zwy­kły czło­wiek zo­sta­wio­ny sam w ciem­no­ściach może się dziw­nie za­cho­wy­wać. Nie­któ­rzy pró­bu­ją sami tra­fić do wyj­ścia i lezą, gdzie nie trze­ba. Potem trze­ba ich szu­kać. O zgro­zo! – ze świa­tłem. Le­piej pro­wa­dzić pe­ten­ta za rącz­kę i nie zo­sta­wiać sa­me­go na zbyt długo. Wróż­biar­stwo to mało kon­kret­na sztu­ka. Nie­któ­rym ka­płan­kom po­ma­ga, gdy klient jest obec­ny. Wróż­ba le­piej się kry­sta­li­zu­je w jego po­bli­żu.

Po­zwo­lę sobie nie zgo­dzić się, że od środ­ka już tylko in­fo­dump. :-) Wy­da­rze­nia, jak za­cho­dzi­ły. Wy­kry­cie prze­bra­nia => donos do nie­wła­ści­we­go boga => kłót­nia bogów => jej skut­ki dla ludzi.

Chyba nie pi­sa­łam aż tak szyb­ko – na samą koń­ców­kę mia­łam kilka dni, więc to nie po­śpiech.

In­for­ma­cji niby za dużo, ale do­py­tu­jesz się o ko­lej­ne (o ka­płan­kę, o Harę). Zde­cy­duj się. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Tar­ni­no, od­po­wiem cy­ta­tem z “Diuny” – “No­thing about re­li­gion is sim­ple” :-)

Nope.

Ce­ro­wa­nie gaci obcym dzie­ciom. (…) Jeśli chce się prze­słać ko­mu­ni­kat “Nie bój się, je­stem po two­jej stro­nie, nie zdra­dzę cię”?

Dla­cze­go nie?

Dla­cze­go spra­wa wy­ma­ga wróż­by. Ka­płan­ki Pu­cha­cza chęt­nie wróżą, ale to nie ma zna­cze­nia dla tej opo­wie­ści.

Chyba jed­nak ma – w końcu gdyby nie wróż­ba, bo­go­wie ni­cze­go by się nie do­wie­dzie­li, nie?

na samą koń­ców­kę mia­łam kilka dni, więc to nie po­śpiech.

Hmm, za­le­ży, dla kogo :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wy­strza­ły i krzyk ok, prze­cho­dzą. Z ce­ro­wa­niem gaci prze­sa­dzasz, nawet Rey­mont w Chło­pach nie ce­ro­wał. ;)

A skąd po­mysł, że Hara znała wcze­śniej ta­jem­ni­cę?

Bo kom­plet­nie nie była zdzi­wio­na, dał­bym dwa słowa.

Tak, pró­bo­wał pójść do Al­bu­ti­na kilka razy (ono jest nie­da­le­ko – go­dzi­na czy dwie drogi) w ciągu jed­ne­go dnia,

Tu też do­dał­bym dwa słowa.

Wróż­biar­stwo to mało kon­kret­na sztu­ka. Nie­któ­rym ka­płan­kom po­ma­ga, gdy klient jest obec­ny. Wróż­ba le­piej się kry­sta­li­zu­je w jego po­bli­żu.

Dobra, już dobra. Widzę, że roz­ma­wiam z eks­pert­ką. :)

Po­zwo­lę sobie nie zgo­dzić się, że od środ­ka już tylko in­fo­dump. :-)

Ja też. :) Od Bo­skiej Wyspy. :)

 

Tar­ni­no, ale z czym się nie zga­dzasz? “Ależ nie, są pro­ste ele­men­ty” czy “Ależ nie, nic nie jest pro­ste”?

Py­ta­nia “dla­cze­go nie” też nie kumam. Ono do mnie czy do Dar­co­na?

Wróż­ba być może bu­du­je su­spens (uuu, źle bę­dzie, wy­szły ko­lo­ry bogów wojny i śmier­ci), nie wiem, słabo w to umiem. Pu­chacz jej nie po­trze­bu­je – sły­szy, co dzie­je się w jego świą­ty­ni.

Czas jest względ­ny, od cza­sów Al­ber­ta E. wia­do­mo. ;-)

 

Dar­co­nie, Rey­mont nie miał u sie­bie ta­kiej sy­tu­acji, że po­pru­te gacie grożą dzie­cia­ko­wi wy­gna­niem z wio­ski albo nawet śmier­cią (dla co bar­dziej bo­go­boj­nych to na­praw­dę jest po­waż­na ob­ra­za boska). Może dziew­czyn­ka po dro­dze do wła­snej cha­łu­py mu­sia­ła­by minąć trzy inne? Hara za­de­cy­do­wa­ła, że ry­zy­ko jest za duże i wo­la­ła sama za­ła­tać. Przy gro­mad­ce dzie­cia­ków jest przy­zwy­cza­jo­na, to dla niej żaden wiel­ki wy­si­łek.

Na­pi­sa­łam, że zro­zu­mia­ła sy­tu­ację od jed­ne­go rzutu oka. Może i była zdzi­wio­na, ale mój POV nie zwró­cił na to uwagi, był za­ję­ty zbie­ra­niem wła­snej szczę­ki.

No dobra, do­pi­szę coś, że pod­cho­dy Saada trwa­ły jeden dzień.

A pew­nie, je­stem eks­pert­ką od wła­sne­go świa­ta. Póki co, nikt nie zna go le­piej. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

ale z czym się nie zga­dzasz?

No, wiesz. Jeden rabin powie tak, a inny powie nie ;)

Py­ta­nia “dla­cze­go nie” też nie kumam. Ono do mnie czy do Dar­co­na?

Do Dar­co­na, i re­to­rycz­ne tak w ogóle.

Pu­chacz jej nie po­trze­bu­je – sły­szy, co dzie­je się w jego świą­ty­ni.

No, tak, praw­da. Na­pi­sa­łaś o tym, coś mi się po­my­li­ło.

Czas jest względ­ny, od cza­sów Al­ber­ta E. wia­do­mo. ;-)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

No to chyba wszyst­ko sobie wy­ja­śni­ły­śmy. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ja je­stem pro­sty wie­śniak, na dwie baby nie mam rady. :]

Po­do­ba mi się Twoje po­dej­ście. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

 Prze­czy­ta­łem, po­do­ba­ło się :) To było moje pierw­sze ze­tknię­cie z tym świa­tem, ale nie od­czu­łem z tego po­wo­du ja­kie­goś spe­cjal­ne­go dys­kom­for­tu. Wy­da­je mi się, że wszyst­ko co po­trzeb­ne do od­bio­ru tek­stu (o ile do­brze ode­bra­łem ;) ) zo­sta­ło w nim za­war­te. 

Tro­chę nie zro­zu­mia­łem tylko czemu Saad na­stęp­ne­go dnia udał się do świą­ty­ni Pu­cha­cza. Żona prze­cież spała, mógł spo­koj­nie pójść do Niedź­wie­dzia, któ­re­go jak ro­zu­miem był wy­znaw­cą. Sama świą­ty­nia Mo­car­ne­go była też bli­żej, więc przy odro­bi­nie szczę­ścia mógł wró­cić szyb­ciej i unik­nąć fa­ka­pu od żony. Bo po po­wro­cie od Pu­cha­cza opieprz z pew­no­ścią zgar­nął ;) Do­my­ślam się, że miało to zwią­zek z dru­gim snem, ale jaki to zwią­zek? Tego już nie wy­ła­pa­łem. 

Nie prze­szko­dzi­ło mi to jed­nak spe­cjal­nie w lek­tu­rze. Po­szedł gdzie po­szedł, jego re­li­gia, jego spra­wa ;) A za­koń­cze­nie mi oso­bi­ście bar­dzo się po­do­ba. Jasne, widać że bę­dzie jakiś CDN, ale ta za­po­wiedź złego czar­no­księż­ni­ka ma w sobie to coś. Jak ko­niec od­cin­ka w do­brym se­ria­lu. Z jed­nej stro­ny faj­nie koń­czy od­ci­nek, z dru­giej zo­sta­wia widza z myślą “co bę­dzie dalej”. 

Świet­ny tekst :)

Dzię­ku­ję, Le­niw­cze. :-)

Cie­szę się, że przy­pa­dło do gustu. :-)

Czu­wa­ją­cy Pu­chacz jest bo­giem snów (oraz nocy i wróżb), więc Saad uwa­żał, że to od niego do­sta­je pro­ro­cze sny. A może i jakoś pod­świa­do­mie uni­kał dróg “spa­lo­nych” wczo­raj przez żonę. Kto go tam wie… ;-)

Cie­ka­we, że opko bar­dziej prze­ma­wia do tych, dla któ­rych to pierw­szy kon­takt ze świa­tem.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Tekst, jak to u Cie­bie, dobry. Po­ni­żej pew­ne­go po­zio­mu nie scho­dzisz, więc można w ciem­no czy­tać :)

Samo opo­wia­da­nie, głów­nie przez epi­log, pach­nie bar­dziej jak wstęp. Resz­ta akcji jest w miarę do­brze roz­ło­żo­na, bo­go­wie na tyle dla mnie jaśni, że idzie się w nich po­ła­pać.

Sama hi­sto­ria cie­ka­wa, po­dob­nie jak i przed­sta­wio­ny pro­blem. Dla mnie czy­ta­ło się to jak spój­ną hi­sto­rię, idącą ku za­mknię­te­mu za­koń­cze­niu. Je­dy­nie epi­log to psuje – na­pi­sa­łaś dal­sze losy dziew­czy­ny su­chy­mi in­for­ma­cja­mi, ale po po­da­niu ostat­nich ury­wasz w spo­sób, który ewi­dent­nie pach­nie “ciąg dal­szy na­stą­pi”. Być może tak nawet jest ;)

Pod­su­mo­wu­jąc: dobry kon­cert fa­jer­wer­ków, z otwar­tym za­koń­cze­niem.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Dzię­ki, No­Whe­re­Ma­nie. :-)

No, na po­zio­mie zda­nia sobie radzę z li­ter­ka­mi.

Czyli po­wia­dasz, że warto by­ło­by roz­pi­sać koń­ców­kę? Hmmm, nie po­tra­fię do­brze pisać o sy­fia­stych rze­czach. Jak ostat­nio opi­sa­łam scenę gwał­tu, to por­ta­lo­wa spo­łecz­ność orze­kła, że to był lekki tekst. Może nawet hu­mo­ry­stycz­ny. :-/ Skró­ty są bez­piecz­niej­sze.

Jeśli ciąg dal­szy na­stą­pi, to już ra­czej w for­mie po­wie­ści, więc trze­ba się uzbro­ić w mnó­stwo cier­pli­wo­ści. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Szata w ko­lo­rze nie­za­po­mi­na­jek. Ład­nie w niej wy­glą­da­ła.

Czy to się łapie pod pa­ra­graf: co jest pod­mio­tem w dru­gim zda­niu i czemu szata? W czym ta szata ład­nie wy­glą­da­ła?

Zna­jąc życie, coś mi zaraz oczy za­my­dlisz, że wszyst­ko się zga­dza. ;)

 

Przej­rza­łem ko­men­ta­rze i wi­dzia­łem ma­ru­dze­nie, że po­sta­ci dużo a tekst krót­ki, że bar­dziej pro­log itp.

Mi to za­gra­ło. A ra­czej: do­brze się stało. Do­brze się stało, że na­pi­sa­łaś taką przy­jem­ną hi­sto­ryj­kę. Bo­go­wie bar­dzo mi się po­do­ba­ją. Saad do­brze kom­bi­no­wał, choć tro­chę kon­fi­dent, no ale dla­te­go, że bo­go­boj­ny.

Jasne, że hi­sto­ria czar­no­księż­ni­ka, który ma się na­ro­dzić w wy­ni­ku tych wy­da­rzeń też by­ła­by na pewno cie­ka­wa, ale ja trak­tu­je to jako dwie osob­ne hi­sto­rie. Spodo­ba­ła mi się ta seria nie­szczę­śli­wych zda­rzeń. Ład­nie za­wią­za­łaś in­try­gę. Wszyst­ko było na swoim miej­scu i obiet­ni­ca zu­peł­nie innej hi­sto­rii na końcu. Super.

Warsz­ta­tu nie ko­men­tu­ję już. Trzy­masz po­ziom i czyta się z przy­jem­no­ścią. Do­brze się stało. ;)

Dzię­ku­ję, Ac. :-)

Nie za­mie­rzam my­dlić, ten pod­miot jest do po­pra­wy. :-)

Cie­szę się, że hi­sto­ryj­ka przy­jem­na.

No wła­śnie chcia­łam, żeby Saad miał dy­le­mat bez pro­ste­go roz­wią­za­nia. Do­no­sić z bo­go­boj­no­ści (albo stra­chu przed nie­szczę­ściem, jakie to może ścią­gnąć na osadę) czy nie z przy­jaź­ni do są­sia­da (albo nie­chę­ci do kłót­ni z żoną)?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

No wła­śnie chcia­łam, żeby Saad miał dy­le­mat bez pro­ste­go roz­wią­za­nia. Do­no­sić z bo­go­boj­no­ści (albo stra­chu przed nie­szczę­ściem, jakie to może ścią­gnąć na osadę) czy nie z przy­jaź­ni do są­sia­da (albo nie­chę­ci do kłót­ni z żoną)?

No to jak naj­bar­dziej wy­szło. :)

I cie­szy mię to. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Dzię­ki, Tar­ni­no. [spraw­dza ka­len­darz, bo może za­po­mnia­ła o wła­snych imie­ni­nach albo coś…] :-)

A co to wła­ści­wie za ziół­ko? Ma­cie­rzan­ka?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Mięta! (Men­tha spi­ca­ta :D)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ktoś tu czuje miętę? ;-) Po za­pa­chu pew­nie bym roz­po­zna­ła…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

http://altronapoleone.home.blog

:-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Po­do­ba­ła mi się ta eska­la­cja, że za­czy­na się od przed­sta­wie­nia pro­ble­mu po­je­dyn­czej ro­dzi­ny a koń­czy na woj­nie bogów. Cie­ka­wie wy­szła ta nowa mi­to­lo­gia. Tro­chę mnie wy­bi­ła z pan­ta­ły­ku ta wzmian­ka o Pe­tre­lu, bogu po­ry­wi­ste­go wia­tru. Jak ro­zu­miem, ten koleś to jest jakiś inny ro­dzaj bytu od tej dwu­nast­ki zwie­rza­ków? Cho­dzi mi o to, że w całym tek­ście po­ja­wia­ją od­wo­ła­nia do tej dwu­nast­ki, a tylko w jed­nym miej­scu (chyba, że coś mi umknę­ło) wspo­mi­nasz o ja­kimś bó­stwie niż­szym (chyba) w hie­rar­chii. I wy­szło to jak dla mnie zbyt nagle, za­bra­kło ja­kie­goś wcze­śniej­sze­go za­sy­gna­li­zo­wa­nia, że w pan­te­onie jest coś wię­cej poza tymi po­tęż­ny­mi zwie­rza­ka­mi.

Ale, jak dla mnie, tekst jako sa­mo­dziel­na ca­łość broni się nie­źle.

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Dzię­ku­ję, Szysz­ko­wy. :-)

Miło mi, że się spodo­ba­ło. Od dawna chcia­łam na­pi­sać jakiś tekst z efek­tem do­mi­na.

Pe­trel. To praw­da, wcze­śniej o tym nie wspo­mi­na­łam (cho­ciaż chyba coś było w jed­nym tek­ście), ale są rów­nież bo­go­wie niżsi. Skoro jest Pierw­sza/ Naj­star­sza Dwu­nast­ka, to zna­czy, że nie są je­dy­ni, praw­da? Na dobrą spra­wę każde zwie­rząt­ko jest ja­kimś bo­giem. Psz­czo­ła – pra­co­wi­to­ści, motyl – ma­lar­stwa, sło­wik – śpie­wu… Ale ge­ne­alo­gia i przy­go­dy tego dro­bia­zgu są w po­wi­ja­kach. A i świą­tyń pra­wie nie mają. Słabi bo­go­wie, nie wpły­wa­ją na naj­waż­niej­sze rze­czy, to i nie było oka­zji, żeby o nich wspo­mi­nać.

To po­dział ana­lo­gicz­ny do tego w mi­to­lo­gii grec­kiej: jest dwu­na­stu olim­pij­czy­ków i całe mnó­stwo Panów, Oke­ano­sów, muz, lo­kal­nych bóstw rze­czek i pa­gór­ków, ty­ta­nów czy wręcz he­ro­sów…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

No tak, ta “Pierw­sza/Naj­star­sza” może sy­gna­li­zo­wać, że jest coś wię­cej. :)

To Pe­trel też jest ja­kimś zwie­rząt­kiem?

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

Tak, pe­trel to ptak z ro­dzi­ny – nomen omen – bu­rzy­ko­wa­tych. Mor­ski. W dzie­ciń­stwie czy­ta­łam, że kie­dyś uwa­ża­no, iż te ptaki uwiel­bia­ją latać pod­czas wi­chu­ry. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Spryt­ne. :)

„Czę­sto sły­szy­my, że ma­te­ma­ty­ka spro­wa­dza się głów­nie do «do­wo­dze­nia twier­dzeń». Czy praca pi­sa­rza spro­wa­dza się głów­nie do «pi­sa­nia zdań»?” Gian-Car­lo Rota

W końcu je­stem Fin­kla. Ta od tek­stów prze­my­śla­nych, ale nie po­ry­wa­ją­cych.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

 

Nie mia­łem żad­nych pro­ble­mów ze zro­zu­mie­niem kto jest kto, po­ła­pa­niu się w bo­gach itp. Być może dla­te­go, że już coś z tego uni­wer­sum czy­ta­łem, a być może dla­te­go, że bo­go­wie skon­stru­owa­ni są w bar­dzo lo­gicz­ny spo­sób – Niedź­wiedź jest od lasów, Pu­chacz od nocy, Wilk od wojny, Orzeł od słoń­ca i przy oka­zji to szef wszyst­kich itd.

Sama opo­wieść jed­nak jakoś mnie nie po­rwa­ła. Zga­dzam się z nie­któ­ry­mi przed­pi­ś­ca­mi, że wy­glą­da ona bar­dziej na pro­log do cze­goś więk­sze­go. Czy­ta­ło się do­brze, tutaj nie można nic za­rzu­cić, tylko jakoś mało się dzia­ło. Po prze­czy­ta­niu ostat­nie­go zda­nia chcia­ło­by się za­py­tać “i co dalej?”

Opo­wia­da­nie jest też chyba po­dzie­lo­ne na dwie linie fa­bu­lar­ne. Jedna to hi­sto­ria Saada, druga to hi­sto­ria wojen bogów. Mia­łem wra­że­nie, jak gdyby jedna i druga ury­wa­ły się w pew­nym mo­men­cie. W obu roz­bu­dzasz ape­tyt, ale go nie za­spo­ka­jasz. ;)

Paper is dead wi­tho­ut words; Ink idle wi­tho­ut a poem; All the world dead wi­tho­ut sto­ries; /Ni­gh­twish/

Dzię­ku­ję, El Lobo. :-)

Do­brze, że przy­naj­mniej dało się po­ła­pać, kto jest kim.

Nie da się ukryć, że coś z pro­lo­gu w tej opo­wie­ści jest. Jed­nak będę się upie­rać, że hi­sto­rię prze­bra­nia i Je­ży­no­wej Po­la­ny za­mknę­łam.

Linie ludzi i bogów są mocno po­wią­za­ne – jedna wpły­wa na drugą. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Droga Fin­klo, 

Lek­tu­ra “Źle się stało” przy­po­mi­na­ła mi prze­jażdż­kę na rol­ler­co­aste­rze – w grun­cie rze­czy bar­dzo fajna za­ba­wa, ale dość cha­otycz­na, by nie po­ła­pać się, co się z czym je. Dla pew­no­ści za­fun­do­wa­łam sobie drugą prze­jażdż­kę, żeby sobie roz­ja­śnić w gło­wie. Być może jest to winą faktu, że nie znam in­nych tek­stów z Two­je­go uni­wer­sum. Jak już pod­kre­śla­no wyżej, tro­chę tam za dużo było bogów, Ob­da­rzo­nych Epi­te­tem Zwie­rząt i nazw wła­snych na metr kwa­dra­to­wy, nie­mniej nie cze­piam się ab­so­lut­nie – wi­docz­nie taka była kon­wen­cja. Nie je­stem zwo­len­ni­kiem oszczę­dza­nia czy­tel­ni­ka i po­ka­zy­wa­nia mu fak­tem, co jest czym, a w Twoim opo­wia­da­niu po­ła­pać się jak naj­bar­dziej da – trze­ba je tylko prze­czy­tać uważ­nie.

Po­do­ba mi się roz­mach i szcze­gó­ło­wość wy­kre­owa­ne­go świa­ta, choć bar­dziej “czuję”, że takim wła­śnie dys­po­nu­jesz – w tak krót­kim tek­ście nie mia­łaś za bar­dzo miej­sca, by roz­wi­nąć świa­to­twór­cze skrzy­dła. Po­do­ba mi się także Twój język. 

Jak już za­uwa­żo­no wyżej, bo­go­wie tem­pe­ra­men­tem bar­dzo przy­po­mi­na­ją grec­kich oszo­ło­mów (bogów i bo­ha­te­rów mi­tycz­nych), któ­rzy są zdol­ni z po­wo­du jed­nej tylko ko­bie­ty po­sta­wić świat na gło­wie i roz­pę­tać wojnę (por. Troja). Przy­znam, że nie­spe­cjal­nie ten ro­dzaj “bo­sko­ści” lubię – w końcu to bo­go­wie od­po­wie­dzial­ni za losy wszyst­kie­go, co żyje, a nie banda tro­chę-lep­szych-lu­dzi z ato­mo­wym gu­zi­kiem i nad­po­bu­dli­wo­ścią. Nie­mniej ab­so­lut­nie nie jest to za­rzut, dzie­lę się je­dy­nie pre­fe­ren­cja­mi. :) Swego czasu ogrom ludzi lubił ta­kich wła­śnie bogów.

Bar­dzo ład­nie, gorz­ko spu­en­to­wa­ne. Za­pa­da w pa­mięć.

Gra­tu­lu­ję i życzę po­wo­dze­nia w kon­kur­sie. :) 

 

Dzię­ku­ję, Wik­to­rze. :-)

Hmmm. Trasa rol­ler­co­aste­ra jest pro­sta – żad­nych za­krę­tów, na któ­rych da­ło­by się zgu­bić. ;-)

Tych Nazw Wła­snych jed­nak po­trze­bo­wa­łam – taka jest moja wer­sja, pro­szę wy­so­kie­go sądu. Po­trze­bo­wa­łam ma­lut­kiej wio­ski i więk­sze­go mia­sta z róż­ny­mi świą­ty­nia­mi. I le­si­stej pro­win­cji pod opie­ką Niedź­wie­dzia.

Do­brze, że ko­niec koń­ców dało się po­ła­pać.

Zga­dza się – tutaj nie ma wielu szcze­gó­łów mo­je­go świa­ta. Wszyst­kich i tak jesz­cze nie po­ka­za­łam. To tylko uwer­tu­ra do kry­zy­su w im­pe­rium.

I gdyby bo­go­wie od­po­wie­dzial­nie wy­peł­nia­li swoje obo­wiąz­ki, do tego by nie do­szło. A chyba rzad­ko kto chce czy­tać o spra­wie­dli­wym wład­cy, rzą­dzą­cym spo­koj­nie przez dłu­gie lata, nie wo­ju­ją­cym zbyt­nio z są­sia­da­mi, in­we­stu­ją­cym w spi­chle­rze, bi­blio­te­ki i roz­wój sztu­ki… Acz nie po­wiem, miesz­ka się w takim kraju cał­kiem przy­jem­nie.

Nie wiem, czy lu­dzie lu­bi­li bogów agre­syw­nych jak banda na­sto­lat­ków po im­pre­zie, ale pew­nie jakoś mu­sie­li sobie wy­tłu­ma­czyć ten upa­dek Troi. W końcu nie po to ją Apol­lo bu­do­wał, żeby po­zwo­lić ban­dzie he­ro­sów wszyst­ko po­psuć.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Hej… a gdzie jest Na­gro­da Wo­jow­ni­ka? :-|

 

W “Fan­ta­zma­tach”. :-)

Ale za jakiś czas przy­wró­cę.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fin­kla, prze­czy­ta­łam zaraz po opu­bli­ko­wa­niu, tylko jakoś mia­łam pro­blem z ko­men­to­wa­niem. Jak zwy­kle u Cie­bie, bar­dzo do­brze mi się czy­ta­ło. Faj­nie ba­wisz się mi­to­lo­gią i umie­jęt­nie łą­czysz Bogów ze zwie­rzę­ta­mi. Tekst opar­ty na cie­ka­wym po­my­śle, za­koń­cze­nie też na plus. Po­wo­dze­nia w kon­kur­sie :)

Dzię­ki, Katiu. :-)

Cie­szę się, że pro­blem z ko­men­to­wa­niem minął.

Bo mi­to­lo­gia jest cie­ka­wa. A łą­cze­nie bóstw ze zwie­rząt­ka­mi nie ja za­czę­łam – to­te­mizm, Apis i inne takie. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Mnie też się po­do­ba­ło. Ro­zu­miem, że to inne uni­wer­sum niż w “Czer­wo­nych bu­tach”?

Dzię­ku­ję, Woj­ta­sie. :-)

Miło mi. :-)

Tak, inne – tu jest sta­ro­żyt­ność z po­li­te­izmem, tam było stan­dar­do­we qu­asi­śre­dnio­wiecz­ne fan­ta­sy z de­li­kat­ny­mi su­ge­stia­mi An­glii.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

I would pre­fer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Zo­ba­czy­łam! ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

My­śla­łam, że to jeden z tych tek­stów, któ­rym za­szko­dził limit – ale potem spoj­rza­łam na licz­nik i wy­szło na to, że nie.

Nie je­stem pewna, czy skó­rza­ne por­t­ki roz­dar­ły­by się tak łatwo ;>

 

Jest to fajny ka­wa­łek wpro­wa­dza­ją­cy do mi­to­lo­gii uni­wer­sum, ale z dru­giej stro­ny – widać, że chcesz nim ob­ja­śnić jakiś aspekt tego świa­ta, przez co mniej się to czyta jako sa­mo­dziel­ne opo­wia­da­nie.

Nie wiem, może to wina wstę­pu/mojej świa­do­mo­ści? Bo nie czy­ta­łam wszyst­kich tych opo­wia­dań, a ogar­nę­łam co się dzie­je.

 

I, o ile pierw­sze ¾ faj­nie, to potem ta nagła eska­la­cja kon­flik­tu wy­glą­da­ła, jakby za­bra­kło zna­ków i trze­ba było się spie­szyć z do­po­wie­dze­niem hi­sto­rii przez stresz­cze­nie dal­sze­go ciągu kon­flik­tu.

 

No i tro­chę kicha, że można czcić jed­ne­go boga a do­stać wciry od in­ne­go za nic ;P

I would pre­fer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Dzię­ku­ję, Ju­ror­ko Wy­bra­nietz. :-)

Nie, limit mi bar­dzo nie do­ku­czał. Ra­czej nie­umie­jęt­ność/ nie­chęć do opi­sy­wa­nia walki i ludz­kich fla­ków wa­la­ją­cych się po pod­ło­żu.

Skó­rza­ne por­t­ki. Pew­nie za­le­ży, jak cien­ka skóra, czy mocno zno­szo­ne, ja­kiej ja­ko­ści szwy, jak mocno dziew­czy­na ści­ska­ła pień no­ga­mi, o ile sęcz­ków za­ha­czy­ła…

Wy­da­je mi się, że wy­ja­śnia­łam tylko te aspek­ty świa­ta, które były po­trzeb­ne w tek­ście. Prę­dzej zgo­dzi­ła­bym się z za­rzu­tem, że wszyst­ko pró­bu­ję wy­tłu­ma­czyć i umo­ty­wo­wać. Ta­jem­ni­ce są po to, żeby je wy­ja­śniać, a nie zo­sta­wiać Czy­tel­ni­kom do od­gad­nię­cia. ;-)

Tro­chę kicha. Parys nie­źle się na tym czcze­niu jed­nej bo­gi­ni prze­je­chał. I jesz­cze tłum ludzi za sobą po­cią­gnął. Może na tym po­le­ga prze­wa­ga mo­no­te­izmu. ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ta­jem­ni­ce są po to, żeby je wy­ja­śniać, a nie zo­sta­wiać Czy­tel­ni­kom do od­gad­nię­cia

[W tle fani Lyn­cha, Ga­ima­na i Von Trie­ra za­ła­mu­ją ręce]

;)

 

Hmmm. “Ame­ry­kań­scy bo­go­wie” nawet mi się po­do­ba­li. Tam zo­sta­je tyle nie­wia­do­mych do od­gad­nię­cia?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

To jakiś ko­miks jest, nie znam.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ko­miks, ale po­waż­ny, dobry, so­lid­ny, dla doj­rza­łe­go od­bior­cy. W za­sa­dzie kla­sy­ka.

Z kla­sy­ki ko­mik­sów to ja ko­ja­rzę “Ty­tu­sa, Romka i A’Tomka”. Potem jesz­cze mi­gnę­li mi “Aste­rix i Obe­lix” oraz “Kajko i Ko­kosz”. Za­sad­ni­czo wolę więk­szą kon­cen­tra­cję li­te­rek.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

O Pani, ja znów okażę się od­bie­gać od resz­ty, ale za­wsze twier­dzi­łem, że Kaj­ko­sze gó­ru­ją nad Ty­tu­sa­mi :P Ale Sand­ma­na serio warto po­le­cić. Śmiem twier­dzić, ze to głów­ne dzie­ło Ga­ima­na.

Hmmm. Chyba jed­nak wię­cej pa­mię­tam z Ty­tu­sów…

Ale teraz już czuję się wy­ro­śnię­ta z ko­mik­sów. Za le­ni­wa je­stem, żeby tak cią­gle kart­ki prze­wra­cać. Ko­mik­sy są dobre, żeby uczyć dziec­ko czy­tać – takie same li­ter­ki, jakie ono sta­wia, pod­pi­su­jąc ry­su­nek albo laur­kę. :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Wy­ro­śnię­cie z ko­mik­sów jest jak wy­ro­śnię­cie z ksią­żek. Prze­cież to no­śnik. Sce­na­riu­sze by­wa­ją różne. Ty­tu­sy są ra­czej dla młod­szych. Kajko i Ko­kosz mają humor bar­dziej uni­wer­sal­ny wie­ko­wo, w do­dat­ku oprócz głów­nej war­stwy (tej dla wszyst­kich grup wie­ko­wych) jest tam tro­chę za­ba­wy z cen­zo­ra­mi, tak za­szy­tej, że nie prze­szka­dza to w od­bio­rze oso­bom, które tego nie za­uwa­żą. Sand­ma­ny są dla doj­rza­łe­go od bior­cy, zde­cy­do­wa­nie jest tam sporo rze­czy nie­ko­niecz­nie dla młod­szych. Za­my­ka­nie ca­łe­go me­dium w szu­fla­dzie wie­ko­wej jest tro­chę na wy­rost.

 

Wilku, oba­wiam się, że mnie nie na­wró­cisz na ob­raz­ki. Ani ru­cho­me mnie nie kręcą, ani sta­bil­ne. Jeśli już, to te więk­sze i li­czą­ce sobie setki lat.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nie, limit mi bar­dzo nie do­ku­czał. Ra­czej nie­umie­jęt­ność/ nie­chęć do opi­sy­wa­nia walki i ludz­kich fla­ków wa­la­ją­cych się po pod­ło­żu.

 

No i to widać w kom­po­zy­cji – dużo o kon­flik­cie z żoną, do­kład­ny opis świą­ty­ni a potem gwał­ty i po­so­ka za­ła­twio­ne w dwóch zda­niach. Dla­te­go mi zgrzy­ta­ło.

 

Ta­jem­ni­ce są po to, żeby je wy­ja­śniać, a nie zo­sta­wiać Czy­tel­ni­kom do od­gad­nię­cia. ;-)

E, nie ;P

 

I would pre­fer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Alez nie za­mie­rzam “na­wra­cać”. Ra­czej wska­zać, że “to me­dium mnie to nie kręci” nie ozna­cza “to na pewno tylko dla dzie­ci”. Ja przy­kła­do­wo do Beetho­ve­na nie dam się prze­ko­nać, ale uzna­ję to, że jego utwo­ry są war­to­ścio­we :-)

Wy­bra­nietz, czyli jed­nak cza­sa­mi trze­ba ba­brać się w pły­nach ustro­jo­wych? Ech, wszę­dzie bandy krwio­żer­czych zom­bia­ków. W moim świe­cie gwałt i flaki wy­glą­da­ją cał­kiem tak samo, jak w realu. Ale świą­ty­nie – ina­czej. Co ja się będę roz­pi­sy­wać, włącz sobie te­le­wi­zor…

A nie mo­że­my się umó­wić, że układ mar­twych ciał i luźno le­żą­cych koń­czyn na Je­ży­no­wej Po­la­nie to jest ta ta­jem­ni­ca do od­gad­nię­cia? ;-)

Wilku, do­brze, uznaj­my, że we­dług mnie “Sand­man” też jest wy­jąt­ko­wym i war­to­ścio­wym ko­mik­sem. Cho­ciaż ja po­trak­tu­ję go, jak wszyst­kie po­zo­sta­łe…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

wiesz, w czymś dłuż­szym to nie byłby pro­blem.

tutaj mia­łam wra­że­nie, że koń­ców­ka jest urwa­na, więc po­sta­no­wi­łam to za­sy­gna­li­zo­wać ^^

I would pre­fer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Nie no, tro­chę racji masz. Pew­nie mo­głam opi­sać, że kiedy bar­ba­rzyń­cy gwał­ci­li dziew­czyn­kę, czuła smród bi­ją­cy z roz­cię­te­go brzu­cha młod­sze­go brata, le­d­wie pię­cio­let­nie­go… Tylko ja cho­ler­nie nie lubię ta­kich pa­skud­nych opi­sów! Ani two­rzyć, ani czy­tać.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Fin­klo, ja nie chcę zmu­szać do przy­zna­nia cze­go­kol­wiek, tylko mówię, że wkła­da­nie ca­łe­go me­dium do jed­nej szu­fla­dy jest nieco na wy­rost ;-) a że się na coś  nie ma ocho­ty, to już każ­de­go in­dy­wi­du­al­ne prawo :-)

Kie­dyś z tej szu­fla­dy ko­rzy­sta­łam. A potem do­szłam do wnio­sku, że nie chce mi się do niej schy­lać. Krę­go­słup już nie ten… ;-) Bar­dziej atrak­cyj­ne rze­czy leżą w wyż­szych.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ko­niec z czczym po­hu­ki­wa­niem ;) Trosz­kę kon­kre­tów.

 

Do­brze mi się czy­ta­ło, bo to do­brze na­pi­sa­ne opo­wia­da­nie – to na pewno. Mia­łaś tro­chę fuksa, że masz wśród bóstw tego Pu­cha­cza – ale to taki miecz obo­siecz­ny się oka­zał. Bo z jed­nej stro­ny bar­dzo sowio, a z dru­giej – takie pod­cią­gnię­cie uni­wer­sum pod kon­kurs. Nie zro­zum mnie źle – nie ma w tym nic złego, ba, faj­nie się zło­ży­ło. Ale efekt jest przede wszyst­kim taki, jaki już wy­ty­ka­no – hi­sto­ria, która za­słu­gu­je na znacz­nie bar­dziej roz­bu­do­wa­ną fa­bu­łę zo­sta­ła we­pchnię­ta w dość cia­sny limit kon­kur­su. Hi­sto­ria sama w sobie jest nie­zła, świat ogól­nie wy­kre­owa­łaś cie­ka­wy i kie­dyś wresz­cie muszę się­gnąć po te star­sze rze­czy, ale jak czy­ta­łam, to mimo wszech­obec­no­ści Bubo bubo mało czu­łam so­wiość

http://altronapoleone.home.blog

Dzię­ku­ję, Ju­ror­ko Dra­ka­ino. :-)

No, skła­dać li­ter­ki w po­praw­ne słowa i jako tako zgrab­ne zda­nia to ja umiem. Faj­nie, że nie­kie­dy spra­wia to przy­jem­ność innym.

Fuks jak fuks. Już nie pa­mię­tam, czym się kie­ro­wa­łam, kom­ple­tu­jąc Naj­star­szą Dwu­nast­kę, ale widać uzna­łam, że bó­stwo nocy jest po­trzeb­ne i ważne. A jak noc, to przy oka­zji sny. A jak sny, to i wiesz­cze­nie… A jakie zwie­rzę naj­sil­niej ko­ja­rzy się z nocą? No, albo sowa, albo nie­to­perz…

Nie wy­da­je mi się, że pod­cią­ga­łam uni­wer­sum pod kon­kurs. Ono już jest za duże na taką gim­na­sty­kę. Tylko wzię­łam naj­le­piej pa­su­ją­cy ka­wa­łek Im­pe­rium (tam jest dwa­na­ście pro­win­cji, mam z czego wy­bie­rać ;-) ).

I za­mie­rzam iść w za­par­te, że hi­sto­rię uda­wa­nia chłop­ca w celu wy­mi­ga­nia się od bran­ki opo­wie­dzia­łam do końca. :-)

Do star­szych ka­wał­ków oczy­wi­ście za­pra­szam. :-)

Mało so­wio­ści w pu­cha­czu? Pew­nie masz rację. To bóg, więc nie może skar­żyć się na takie pier­do­ły, jak wcze­sne wsta­wa­nie, kiedy zaj­dzie po­trze­ba. Na myszy też nie musi po­lo­wać.

Czyż­by Tobie też bar­dzo po­do­ba­ła się ta ła­ciń­ska nazwa?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Pu­chacz jest oczy­wi­ście kwin­te­sen­cją so­wio­ści, ale tu jakby ta ar­che­ty­po­wość tak się na­rzu­ca, że nawet nie trze­ba jej ogry­wać – o coś ta­kie­go mi cho­dzi­ło :)

 

A nazwa ła­ciń­ska, oczy­wi­ście, że jest cu­dow­na :)

http://altronapoleone.home.blog

Zna­czy, Pu­chacz sta­no­wił prze­szar­żo­wa­nie? Bywa i tak…

Praw­da? :-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Ko­ja­rzę świat bogów z in­ne­go Two­je­go opo­wia­da­nia, ale jego zna­jo­mość ab­so­lut­nie nie jest ko­niecz­na do zro­zu­mie­nia tego. Za­czy­na­jąc od po­cząt­ku, zu­peł­nie nie zro­zu­mia­łam "dra­ma­tu" Saada, gdy miał wizję, że jego córka oże­ni­ła się z ko­bie­tą. To szło w fajną stro­nę! :P Od tego mo­men­tu ki­bi­co­wa­łam żonie Saada w tym, by trzy­ma­ła chło­pa krót­ko i nie dała mu się wy­ga­dać ;) no ale za­rów­no tytuł jak i wstęp su­ge­ro­wa­ły, że bę­dzie ina­czej.

Cie­ka­wie po­de­szłaś do te­ma­tu, szko­da, że nie prze­my­ci­łaś gdzieś jesz­cze bo­ga-skow­ron­ka. Bar­dziej by mi pa­so­wał za­rów­no do bart­ni­ka jak i te­ma­tu kon­kur­su. Po­do­ba mi się też ukry­te prze­sła­nie tek­stu ("słu­chaj swo­jej żony, bo mar­nie skoń­czysz";)). To, co po­do­ba­ło mi się mniej, to dużo po­sta­ci za­war­tych w krót­kim tek­ście i lekki chaos (chwi­lę trwa­ło, zanim się po­ła­pa­łam kto jest czyją żoną/córką/synem). Do tego od­no­si­łam wra­że­nie, że Pu­chacz jest tylko jedną z po­sta­ci tej mi­to­lo­gii a nie te­ma­tem prze­wod­nim opo­wia­da­nia. Wątek bogów wy­rzy­na­ją­cych na­wza­jem wy­znaw­ców, ni­czym ja­kieś dwu­na­sto­oso­bo­we sza­chy w pew­nym mo­men­cie wydał mi się nieco gro­te­sko­wy.

PS. Czy bez­oar wy­stę­pu­je u dro­biu?

Dzię­ku­ję, Ju­ror­ko Bello. :-)

Cie­szę się, że coś pa­mię­tasz z in­nych tek­stów. Sta­ra­łam się, żeby ich zna­jo­mość nie była wy­ma­ga­na. Sa­mo­dziel­ne opo­wia­da­nie, to sa­mo­dziel­ne.

Czy nie­zro­zu­mie­nie dra­ma­tu Saada to żar­cik? Wiem, jakie lu­bisz pisać tek­sty, ale widać bart­nik wolał do­cze­kać się wnu­ków. No i jeśli płeć mał­żon­ka po­zna­je się do­pie­ro po ślu­bie i oka­zu­je się ona nie­zgod­na z ocze­ki­wa­nia­mi, to chyba jed­nak sku­cha…

Bóg Skow­ro­nek. Za­sta­na­wia­łam się nad tym, ale nie mam dla niego do­brej dział­ki. Na boga od śpie­wu le­piej na­da­je się sło­wik. Pa­tron pie­śni bie­siad­nych to chyba jed­nak kiep­ska fucha. ;-) I by­ła­by nie­zro­zu­mia­ła w epoce. Uchwy­ci­łam się więc tego, że w re­gu­la­mi­nie stało “i/lub”. Hmmm, może nadał­by się na boga ora­czy? Ale do­pie­ro teraz przy­szło mi to do głowy.

Morał. Z jed­nej stro­ny tak, warto słu­chać żony. Ale nie tylko – nie chcia­łam obar­czać całą winą jed­nej osoby, sta­ra­łam się roz­cią­gnąć łań­cuch grze­chów. Gdyby żona nie prze­szka­dza­ła Sa­ado­wi w pój­ściu z do­no­sem do Niedź­wie­dzia, to wszyst­ko skoń­czy­ło­by się do­brze. Więc rów­nie upraw­nio­ne by­ło­by prze­sła­nie “nie na­rzu­caj swo­jej woli mę­żo­wi”. ;-)

Chaos po­sta­ci. No, to mu­sia­ło być prze­bra­ne dziec­ko i mu­sia­ło miesz­kać u są­sia­dów. O wła­snym prze­cież by wie­dział takie rze­czy. Sta­ra­łam się to wy­ja­śnić, ale widać po­le­głam.

Tak, Pu­chacz jest jed­nym z dwu­na­stu głów­nych bogów. Ale przy­naj­mniej po­dej­mu­je istot­ne dla fa­bu­ły de­cy­zje.

Boska bi­ja­ty­ka. Jakoś mu­sia­łam eska­lo­wać zło w tek­ście. Do­pie­ro by­ło­by ma­ru­dze­nie, gdyby skoń­czy­ło się na jed­nej cięż­kiej cho­ro­bie głów­nych win­nych. A wy­wo­ła­nie uza­sad­nio­ne­go czymś ogól­ne­go kry­zy­su w im­pe­rium jest mi na rękę.

Bez­oar. O ile mi wia­do­mo, to u dro­biu ra­czej nie wy­stę­pu­je. Ale jeśli wróż­ba miała wy­glą­dać zło­wro­go i sta­no­wić rzad­kie wy­da­rze­nie, to odro­bi­na magii nie za­szko­dzi.

 

PS Uch, pa­da­ją­cy In­ter­net chyba jest za­raź­li­wy. Wy­sy­ła mi się ten ko­men­tarz i wy­sy­ła…

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Prze­czy­ta­łem Wra­że­nia mie­sza­ne

Dzię­ki, Koalo. :-)

Chcesz się wy­po­wie­dzieć bar­dziej szcze­gó­ło­wo?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Nowa Fantastyka