- Opowiadanie: zakodowany - Przesilenie letnie

Przesilenie letnie

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Biblioteka:

zygfryd89

Oceny

Przesilenie letnie

Naprawdę zgubiła się w dziczy. Cholerny biwak! Pamiętała, że biegła podchmielona za korowodem jakichś przebierańców. W pierwszej chwili nawet jej się to spodobało. Cóż to były za stroje! Kobiety ubrane w ciemne gorsety, spódnice i fartuchy zdobione koronką. Za bardzo porozpinane koszule, zdobione haftami w kolorach czerni i czerwieni, odkrywały zdecydowanie za dużo. Każda na głowie niosła wianek z kwiatów i ziół, które akurat kwitły. Mężczyźni w cienkich koszulach zdobionych takim samym haftem jak u kobiet. Dodatkowo granatowe kamizelki i ciemne spodnie.

Grzmiała muzyka ludowa wtrącając antropomorfizację przyrody. Słychać było skrzypce, klarnet a nawet ligawę. Ponadto kobiety ciągle zawodziły śpiewając umoralniające ballady.

Nieprzerwanie wrzeszczano i pito. Ktoś poczęstował ją ohydnym winem prosto z butelki. Ktoś niósł wielką kukłę. Wokół słyszała śmiech i obce słowa mocno trącące gwarą. Wypowiadane zdania były bardzo niewyraźne. A po chwili korowód popękał, tłum zrzedniał i okazało się, że nikogo ze znajomych nigdzie nie ma. Nie widziała też namiotów. Były natomiast wszędzie te same pokręcone, czarne konary. Pachniało mokrą grzybnią i próchnem. Las był wysoki, splątany, pełen rachitycznych drzew o mocno poskręcanych konarach, obrośniętych wijącym się bluszczem. Zaczęła się trochę niepokoić. Szła na wyczucie, jak jej się zdawało, tam, skąd przyszła, ale gdziekolwiek skręciła, trafiała na identyczne sosny, te same prześwity wśród drzew. Nawet nie mogła iść wzdłuż rzeki, niosącej dziesiątki wianków z wpiętymi płonącymi łuczywkami, bo nie było nabrzeża. Były tylko mokradła lub wysokie, strome skarpy. Postanowiła kierować się słuchem, ale to nic nie dawało. Wrzaski, śmiechy i głośne śpiewy docierały ze wszystkich stron.

Na granicy wzroku stał na wpół nagi mężczyzna. Zdębiała. Po chwili uśmiechnął się czarująco, odwrócił i znikł w kłębach gęstej mgły. Zmieszana znów została sama. W nieprzyjemnym, ciemnym lesie. No i paprocie. Były wszędzie. Wszędzie! Jak tandetny, gęsty dywan ułożony szczelnie pomiędzy drzewami. Idąc za świetlistą łuną nad drzewami trafiła na nieregularną, dużą polanę. Bawił się tu spory tłum ludzi, wszyscy w tych dziwnych przebraniach. Na środku płonęło nie tylko ogromne ognisko, ale też żagwie i miotły. Jakiś popapraniec w samych spodniach nagle przeskoczył nad ogniem. Za nim wtórowali mu inni. W powietrzu unosił się intensywny aromat ziół. Grała muzyka niewiadomego pochodzenia. Dookoła biegali mężczyźni z trzymanymi w rękach wiankami. Wszyscy boso. Weszła w ten tłum. Pomyślała, że zapyta o drogę na pole namiotowe. Wokół tańczono, potrącano, ktoś złapał ją za ramię i wręczył pełną butelkę wina. Co jakiś czas wpadała na obściskującą się parę. Można było dostrzec wiele roznegliżowanych osób.

Nagle odwróciła się do niej obca twarz. Zdążyła zauważyć intensywnie zielone oczy i piegowate policzki chłopaka, którego wiek na pewno nie przekroczył trzydziestki. Zabrał jej butelkę i napił się solidnie. A potem ujął ją zdecydowanie za szyję i pocałował tak jak jeszcze nikt. Kobieta wybałuszyła oczy, wydała z siebie oburzone „mmmph!” i próbowała go odepchnąć. Nie dała rady. Poczuła jego cierpkie od wina wargi. Była wściekła.

Po chwili złość jakimś cudem rozpłynęła się jak wypłata przed pierwszym. Razem z pachnącym kwaśno berbeluchą pocałunkiem spłynęła na nią fala dziwnych uczuć. Zbaraniała, nie mając pojęcia, co dalej robić. Najpierw poczuła, jakby zapadła się i runęła gdzieś w przepaść. Później pocałunek obudził w niej ogromną żądzę. Tak silną, że z trudem się odsunęła. Przerażona własnymi uczuciami zrobiła parę kroków w tył. Nie miała pojęcia, co to było, ale było piękne. Na pewno dziwne i niewytłumaczalne. Chłopak błyskawicznie wmieszał się w tłum. A ona, wpatrzona w gąszcz tańczących osób, uświadomiła sobie, że już dawno nie miała okazji poszaleć tak kompletnie bez zobowiązań. Zupełnie jak nastolatka w remizie na sylwestra. Pomyślała, że nie poznała drogi powrotnej, ale przynajmniej spróbuje dobrze się bawić. Może trochę potańczyć. W końcu to nic złego. A potem znowu zapytać o drogę. To nie może być zbyt daleko. Straciła poczucie czasu.

Po chwili zauważyła mężczyznę z lasu. Stał tuż przed nią. Nadal skąpo ubrany. Przystojny jak blond bóstwo. Owinięty wyłącznie kawałkiem materiału. Przeszył ją dzikim spojrzeniem.

– Kiego dynksi? Doskonale! – zawołał cud facet. – Tak świętować najkrótszą noc w roku należy! Kupalnocka!

 Pokazał szerokim gestem tańczący tłum.

– Święto oczyszczenia, miłości i płodności! – krzyczał uśmiechając się szeroko pokazując idealnie prosty zgryz.

Obróciła się, obdarzywszy nieznajomego wariata przychylnym uśmiechem, i wyszła z kłębowiska. W którymś momencie poczuła ogromne zmęczenie. Podeszła do kędzierzawej dziewczyny, by zapytać o kierunek do obozowiska. Ta stała nieruchomo wpatrzona w tonący w mroku busz.

Perunowy! Perunowy kwiat! – wydarła się histerycznie.

Dokładnie z tamtego miejsca, wyszła para. Kompletnie naga! Oboje nieśli zawiniątko z białej, lnianej chusty. Przyjrzała się uważniej i zauważyła, że na ich ciałach coś się poruszało. Tak jakby liny? Bluszcz? Im dłużej patrzyła, tym więcej szczegółów widziała. Na ramionach pary poruszały się miękkim ruchem, długie na około trzydzieści centymetrów, jasnobrunatne, pokryte bliznami kłącza. Duet szedł pewnym krokiem. Prosto na nią. Materiał zsunął się z paczuszki odkrywając maleńki, mieniący się kwiat. Był tak jaśniutki, że nawet na tle czarnej, nieprzeniknionej nocy świecił niczym prawdziwy brylant. W jednej sekundzie ruszające się witki wystrzeliły w górę. Momentalnie potroiły swój rozmiar wszerz i wzdłuż. Oszołomiona usłyszała cichy świst, z jakim łodygi cięły powietrze. Zdążyła przechwycić wzrokiem, jak odrosty przelatują jej przed twarzą. Liany cofnęły się zygzakowatym ruchem jakby badały sytuację. Rozejrzała się rozpaczliwie, ale nie zobaczyła niczego, co mogłaby wykorzystać do obrony. Odbiegła kawałek. Pędy sunęły w szalonym tempie za nią. Oplotły jej ręce i nogi unieruchamiając ciało. Zacisnęły się przeraźliwie raniąc skórę. Roślina owinęła drobną szyje. Chce krzyczeć, ale wiedziała, że nie ma już krzyku. Z gardła nie wydobywał się żaden dźwięk. Zaczynała tracić wzrok, ale doskonale wyczuwała małe, drażniące liście przesuwające się po jej skórze. Z każdą sekundą rózgi odbierały jej siły. Czuła, że znika, centymetr po centymetrze. Znikały palce, ręce, nóg nie czuła już wcale. Koniec każdego z liści najpierw zwinął się, zabłysł i stwardniał na końcu tworząc przeraźliwie ostry skalpel. Każdy z nich powoli wbijał się w ciało. Usłyszała głośny trzask, ale nie wiedziała co pękło. Boże, oby nie kręgosłup! Może to kości? Nic już nie wiedziała. Nic nie czuła.

– Kupała! Kupała! – krzyczał tłum.

Dziewczyna przez przymknięte oczy poznała znajomego z lasu. Stał przed wiwatującymi. Coś mówił. Ale jej już nie było. 

Koniec

Komentarze

Scenka, której kontekstu nie wychwytuję należycie, bo słaby jestem z mitologii słowiańskiej, chociaż zdaje się że noc świętojańska obchodzona była również u innych ludów, w tym germańskich… Ale to nic. Opisy dobrze skonstruowane, więc czytało się płynnie I nie mogę powiedzieć, że zmarnowałem dużo czasu :) Niemniej jednak brakuje mi jakiegoś morału. Oczywiście poza tym żeby nie biegać podchmielonym po lasach w szemranym towarzystwie;)

No tak, to słaby pomysł ;D Nie chciałam pisać nic "poważnego" na sam początek. Zależało mi na tym, żeby zaprezentować swój styl pisania. Jeśli się przyjmie, będę mogła zaszaleć z wyobraźnią.

Budujesz plastyczne, rozbudowane opisy. Dobrze wykorzystujesz wrażenia zmysłowe, żeby przybliżyć czytelnikowi miejsce akcji. Szkoda, że nie dowiedziałam się więcej na temat bohaterki: jak ma na imię, dlaczego poszła do lasu. Wtedy pewnie bardziej przejęłabym się jej losami. Nie wiadomo, dlaczego akurat bohaterkę zaatakowała roślina. Chociaż sam pomysł na zakończenie wydaje się ciekawy.

Zastanawiałam się nad tym zdaniem:

Grzmiała muzyka ludowa wtrącając antropomorfizację przyrody. 

Zabrzmiało jak opis z podręcznika z tą antropomorfizacją. Nie bardzo wiem, co chciałaś przekazać. “Umoralniające ballady” też mi zazgrzytały.

Kolejne zdanie:

Koniec każdego z liści powoli wbijał się w jej ciało.

W jaki sposób miękki liść mógł wbić się w ciało? Może chodziło o łodygę?

 

Dziękuje za komentarz i wskazówki. Starałam się nie przesadzać z tekstem. Co do antropomorfizacji i umoralniających ballad. Wiedziałam, że muszę opisać muzykę, bo ludowa to za mało. Te zabiegi są często zastosowywane i nie wiedziałam jak zapisać je inaczej niż tak jak faktycznie brzmią. Oczywiście te liście. Też mnie drażnią. Wiedziałam, że tu mi coś umknęło. Spróbuję coś z tym fantem zrobić :)

Bardzo ładne opisy. To w zasadzie jest właśnie taka wprawka dla nich – sam tekst sprawia wrażenie sceny czegoś większego, a nieznającym się na mitologii i zwyczajach Słowian niestety wiele nie powie. Fabuły też tutaj za nadto odczytać się nie da – kim jest bohaterka, co tutaj robi, czemu pakuje się w kłopoty. Od wprawki nie sposób tego wymagać, od pełnoprawnego tekstu już raczej tak.

Tak więc jako wprawka koncert fajerwerków wypada przyzwoicie. Chwytaj przydatne linki, pomogą Ci szlifować dłuższe formy :)

Dialogi – mini poradnik Nazgula: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/12794

Dialogi – klasyczny poradnik Mortycjana: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/2112

Podstawowe porady portalowe Selene: http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/4550

Coś o betowaniu autorstwa PsychoFisha: Betuj bliźniego swego jak siebie samego

Temat, gdzie można pytać się o problemy językowe:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/19850

Temat, gdzie można szukać specjalistów do “riserczu” na wybrany temat:

http://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/17133 

Poradnik łowców komentarzy autorstwa Finkli, czyli co robić, by być komentowanym i przez to zbierać duży większy “feedback”: http://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842676 

Poradnik Issandera, jak dostać się do Biblioteki ;)

https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842782 

Powodzenia!

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

No no! Odpowiedni arsenał dla laika ;D Dziękuję za komentarz :)

Domyślam się, że dziewczyna spędzała noc świętojańską na biwaku, pewnie z przyjaciółmi, ale zabłądziła i nagle znalazła się w towarzystwie roztańczonych obcych. Opisałaś to nieźle, tyle że nie zdołałam pojąć, co tam się właściwie wydarzyło, a najbardziej nie wiem dlaczego mieniący się kwiat – domyślam się, że kwiat paproci – napadł dziewczynę i ja unicestwił. :(

Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą jaśniejsze i lepiej napisane. ;)

 

Męż­czyź­ni w cien­kich ko­szu­lach zdo­bio­nych takim samym ha­ftem co u ko­biet. –> Męż­czyź­ni w cien­kich ko­szu­lach zdo­bio­nych takim samym ha­ftem jak u ko­biet.

 

Wokół sły­sza­ła śmiech i obce słowa mocno trą­cą­ce gwarą. –> Skoro słowa były obce, to skąd wiedziała że to gwara?

 

Las był wy­so­ki, splą­ta­ny, pełen ra­chi­tycz­nych drzew o mocno po­skrę­ca­nych ko­na­rach… –> Skoro drzewa były rachityczne, las nie mógł być wysoki.

 

Razem z pach­ną­co kwa­śno ber­be­lu­chą po­ca­łun­kiem… –> Razem z pach­ną­cym kwa­śno ber­be­lu­chą po­ca­łun­kiem

 

uświa­do­mi­ła sobie, że już dawno nie miała oka­zji po­sza­leć tak kom­plet­nie bez zo­bo­wią­zań. –> A czy można szaleć z zobowiązaniami? Na czym to polega?

 

krzy­czał uśmie­cha­jąc się sze­ro­ko po­ka­zu­jąc ide­al­nie pro­sty zgryz. –> Raczej: …krzy­czał, uśmie­cha­jąc się sze­ro­ko i po­ka­zu­jąc ide­al­nie równe zęby.

 

ja­sno­bru­nat­ne, po­kry­te bli­zna­mi kłą­cza. –> Blizna to ślad po zagojonej ranie, a kłącza to podziemne pędy, z których wyrastają nowe rośliny. Czy kłącza na pewno miały blizny?

 

Duet szedł pew­nym kro­kiem. – Obawiam się, że to nie był duet.

Proponuję: Para szła pew­nym kro­kiem.

 

Oplo­tły jej ręce i nogi unie­ru­cha­mia­jąc ciało. […] Ro­śli­na oplo­tła drob­ną szyje. –> Powtórzenie. Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Niedopowiedzenia zmuszają do zadawania pytań. Do odpowiadania na nie wg własnych pomysłów. Lubię tą rozrywkę ;)

Wyjeżdżając w inny region kraju odróżniasz obce słowa i gwarę. To jednak nie oznacza, że kompletnie niczego nie rozumiesz. Wiem z doświadczenia.

A uwierz, że taki las istnieje  ;)

Szaleć z zobowiązaniami. To wyjście młodej mamy na imprezę. Niby się cieszy, niby jest fajnie, ale obowiązki czekające w domu tak przytłaczają, że zabawa jest do d… To oczywiście przykład, ale tak to mniej więcej wygląda.

Pozwól, że posłużę się gotowcem :

„Paprotka zwyczajna jest rośliną wieloletnią, osiągającą  wysokość do 45 cm. Wykształca płytko pod powierzchnią ziemi lub na jej powierzchni jasnobrunatne kłącza pokryte bliznami (…) blizny są pozostałością po obumarłych liściach.”

Dziękuje serdecznie za łapankę i propozycję. Na pewno wezmę je pod uwagę ;) 

Zakodowany, dziękuję za wyjaśnienie wątpliwości, ale nadal nie wiem co przytrafiło się dziewczynie, nie wiem dlaczego kwiat ją omotał i chyba unicestwił. :(

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Znaki zapytania są idealną przystawką dla zgłodniałej wyobraźni. A ja tym razem zostawiam czytelnika z niedosytem ;)

Cóż, nie zwykłam karmić wyobraźni pytajnikami, nie zwykłam też kończyć posiłku na przystawce. W tej sytuacji pozostaje mi zmienić lokal zająć się innymi opowiadaniami. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Następnym razem postaram się o atrakcyjniejsze menu :D Dziękuje za komentarze ;)

Bardzo proszę.

Pełna nadziei na zapowiedziane atrakcje, zaczynam sączyć aperitif. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Napisałam długi komentarz, ale niestety go wykasowało :/ 

W dużym skrócie – opisy w większości mi się podobały, choć miejscami miałam wrażenie, że nienajlepszy dobór słów burzy skonstruowany wcześniej mistyczny/tajemniczy nastrój. 

Dodatkowo w opowiadaniu brakuje mi napięcia  – wszystko dzieje się jakimś takim ciągiem przypadkowych obrazów, które nie wynikają (przynajmniej dla mnie) jedne z drugich i służą tylko temu, by opisać obchody święta, stąd zakończenie nie tyle zaskakuje, co ma się wrażenie, że bierze się z nikąd. Brakuje szerszego kontekstu. Uważam też, że bloki akapitów są zbyt długie i tekstowi dobrze zrobiłoby rozbicie ich na jeszcze nieco mniejsze. 

Niemniej, jest okej. Tekst nie zostanie ze mną na dłużej, ale jest przyjemnym opisem wizji mrocznych obchodów nocy kupały. 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Dziękuję ;) Nie zamierzałam bawić się w rozbudowany tekst. Z akapitami masz rację. Dodam, że wcześniej nie było ich wcale :) Dziękuję za rady.

Zgadzam się z przedpiścami: fajne opisy, ale historii czegoś brakuje. Może silniejszych związków przyczynowo-skutkowych, może więcej wiadomości o bohaterce… Bo na razie jest tak ciąg (pijanych) obrazów. Korowód, goły facet, pocałunek, pnącza… Co właściwie ją napadło i dlaczego? Została złożona w ofierze? Dlaczego ona, a nie ktoś inny? Gdyby się okazało, że podpadła, bo nie wrzuciła wianka do wody, albo coś w tym stylu…

Las był wysoki, splątany, pełen rachitycznych drzew

Hmmm. Gryzą mi się rachityczne drzewa z wysokim lasem.

Za nim wtórowali mu inni.

A tu, przesada. Albo za nim, albo mu wtórowali, IMO.

Babska logika rządzi!

Podobał mi się pokręcony klimat tego opowiadania. Mocno niedopowiedziane, ale pozostaje w pamięci.

Podobało mi się, chociaż zgadzam się, że nieco chaotyczne to wszystko. 

Atakująca paprotka przypomniała mi film “Ruiny”, chociaż tam rośliny były nieco bardziej cwane i wyszło też straszniej. 

Zaskoczyłaś mnie, bo myślałam, że wszystko zmierza do raczej przyjemnego finału, a tu masz! Szast prast i po dziewczynie ;)

 

Napisane sprawnie, chociaż musisz zwrócić uwagę na powtórzenia. Na przykład tutaj:

 

Za bardzo porozpinane koszule, zdobione haftami w kolorach czerni i czerwieni, odkrywały zdecydowanie za dużo. Każda na głowie niosła wianek z kwiatów i ziół, które akurat kwitły. Mężczyźni w cienkich koszulach zdobionych takim samym haftem jak u kobiet.

lub tutaj:

 

Były natomiast wszędzie te same pokręcone, czarne konary. Pachniało mokrą grzybnią i próchnem. Las był wysoki, splątany, pełen rachitycznych drzew o mocno poskręcanych konarach, obrośniętych wijącym się bluszczem.

A tutaj potrzeba kilku poprawek:

Rozejrzała się rozpaczliwie, ale nie zobaczyła niczego, co mogłaby wykorzystać do obrony. Odbiegła kawałek. Pędy sunęły w szalonym tempie za nią. Oplotły jej ręce i nogi unieruchamiając ciało. Zacisnęły się przeraźliwie raniąc skórę (zacisnęły się przeraźliwie, czy przeraźliwie raniąc skórę?). Roślina owinęła drobną szyje (szyję). Chce krzycze (roślina chce? bo wcześniej podmiotem była roślina… Przydałaby się też zmiana czasu na przeszły, bo wszystko poprzednio pisałaś w przeszłym…), ale wiedziała, że nie ma już krzyku. Z gardła nie wydobywał się żaden dźwięk.

Ogólnie czytało się całkiem przyjemnie i mi wcale nie przeszkadzało niedopowiedzenie pod koniec, chociaż kwiat paproci zawsze kojarzył mi się raczej z czymś przyjemnym…. Niezła robota :)

Dziękuję serdecznie za wszelkie komentarze. Każdy biorę pod uwagę :}

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka