- Opowiadanie: drakaina - Mysterium cosmographicum

Mysterium cosmographicum

Opowiadanie zajęło pierwsze miejsce w konkursie, na który zostało napisane i ukaże się w pokonkursowej antologii.

 

Stn wyraził kilka miesięcy temu w lożowym wątku wyborczym podejrzenie, że jestem “wampirzycą, która przetrwała słonecznego Ludwika (i pewnie nawet z nim romansowała), przeżyła kolejne wieki, żeby w naszym spisać zebrane przez lata pomysły”. No to proszę bardzo, garść wspomnień z młodości ;)

 

Staruchowi i Światowiderowi składam wielkie podziękowania za ekspresową lekturę w ostatnim dniu konkursu i przekonanie mnie, żebym to opublikowała. Ogólnie dziękuję wszystkim, którzy mnie w tym pisaniu wsparli.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Mysterium cosmographicum

– Jak wyszło?

– Doskonale, Wasza Królewska Mość. – Kompozytor zgiął się w ukłonie, niemalże zamiatając peruką o podłogę. – Sugerowałbym jedynie…

Monarcha przerwał mu tupnięciem.

– Skoro coś sugerujesz, Lully, to znaczy, że nie było doskonale. Powtarzamy!

Zmęczeni tancerze posłusznie ustawili się z powrotem w szeregu. Jego Królewska Mość przybrał odpowiednią pozę i uniósł się na palcach.

Kompozytor dał znak batutą i orkiestra podjęła na nowo melodię. Ukryty za kulisami człowiek skinął ku chłopakowi stojącemu na specjalnej, umieszczonej wysoko pod sufitem platformie. Scenę zalało odbijane przez kilka luster światło, rozbłysły niezliczone cekiny i klejnoty ozdabiające królewski kostium.

 

Całość opowiadania będzie niedługo do przeczytania w antologii “Retrowizje” Fantazmatów.

 

 

Koniec

Komentarze

Czytałem :)!

Świetne, klimatyczne, pomysłowe.

No co się będę rozpisywał – lubię czytać takie teksty i już :D!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Taka uwaga na szybko, jeszcze tu wrócę:

Jean-Baptiste Lully, wsparty na wysokiej batucie, kłaniał się dwo,

To tak oszczędzałaś na znakach? ;-p

Babska logika rządzi!

Dzięki, już poprawiam, na szczęście do limitu jest jeszcze kilka znaków ;)

http://altronapoleone.home.blog

Fajne i dla mnie inne niż dotychczas przeczytane Twoje opowiadania, a że lubię Francję i żabojadów (żeby nie było to czasami mnie niepomiernie irytują) to poczwórnie.

Jest intryga, jest kryminał, powieść płaszcza i szpady, jest miłość. Uff, w takich dekoracjach.

Gratuluję wspomnień tak pięknie spisanych:D

 

Z drobiazgów:

znacznie wyżej, na dodatkowej platformie wiatrak

jeśli szukasz jeszcze znaków do usunięcia to „znacznie” – można

kolorowy tłum wypełnia salę, wiekowe damy, same księżne, zasiadają na taborecikach, wszyscy pozostali tłoczą się za nimi.

Ludwik wodzi oczami po kolorowych strojach

może – wielobarwny, pstrokaty…

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, dzięki, mam jeszcze półtorej godziny na poprawki, więc poprawię :)

http://altronapoleone.home.blog

“Barwnych” – ma mało znaków.

Babska logika rządzi!

Ale ja mam jeszcze całe sześć znaków do zużycia :P

Wprawdzie jak ostatnio zaglądałam, było ich piętnaście, a nic nie zmieniałam… Chyba zacznę screenshoty robić :/

http://altronapoleone.home.blog

Zajrzałam, przeczytałam.

ninedin.home.blog

Ale to jest dobre. Niby fabuła prosta, niby wiadomo od początku do czego to wszystko zmierza, ale napisane zostało tak dobrze, że mi to w ogóle nie przeszkadza. Świetnym rozwiązaniem było tu przedstawienie akcji z punktu widzenia konstruktora (chociaż trochę naciągane dla mnie było to, jak późno zauważył czym ma być jego dzieło). Same realia, jak zwykle, oddane bardzo dobrze. Podoba mi się też wątek asystenta i jego ukochanej – teoretycznie dużo nie wnoszą, bez nich sama historia pozostałaby w sumie niezmieniona, ale zgrabnie pasują i dodają opowiadaniu trochę bardziej ludzkiego wymiaru, w oderwaniu od tych boskich spraw. O świetnej końcówce opartej na połączeniu człowieka w żelaznej masce z hrabią de Saint-Germain nie muszę za dużo wspominać, bo sama musisz wiedzieć, jaki to dobry pomysł. Fantastycznie, że udało ci się skończyć na czas! 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Dziękuję, Arnubisie, aż się rumienię :)

http://altronapoleone.home.blog

Hmmm, mnie nie uwiodło.

Nie mówię, tekst całkiem przyzwoity, ale jakiś taki… za spokojny. Za łatwo domyślić się, do czego to wszystko zmierza. Spodziewałam się po Tobie więcej.

Najbardziej mi się spodobało wplątanie w intrygę Saint-Germaina. To było zaskakujące i sprytne.

Plusik za Huygensa. Mam do niego sentyment, od kiedy pani od fizyki postanowiła napisać to trudne nazwisko na tablicy, a klasa za jej plecami dusiła się ze śmiechu. ;-)

Babska logika rządzi!

Za łatwo domyślić się, do czego to wszystko zmierza.

Tzn? Mówisz o sztucznym człowieku czy apoteozie króla? Bo tu nie chodzi po prostu o mechanizm…

http://altronapoleone.home.blog

No, skoro pracują nad sztucznym sercem i wiadomo, kto je zamówił…

Nie interpretowałam tego jako apoteozy (bóg nie potrzebowałby takich protez), raczej jako cyborgizację lub przeniesienie jaźni do androida. Owszem, Ludwik mógł uważać się za boga (ale czy on był w pełni normalny według naszych definicji?), gawiedź również. Ale ja bym się do takiego nie modliła ani ofiar mu nie składała. No, przynajmniej nie z własnej woli.

Król nie umarł, ale czy żyje? ;-)

A kto naprawia tego drugiego w razie awarii?

Babska logika rządzi!

Z punktu widzenia świata przedstawionego to jest apoteoza ;) A co będzie dalej – mam już pomysł na kontynuację tego konkretnego alternatywnego świata….

 

A ten drugi ma inne plany – mechanizm jest stanem przejściowym (limit nie pozwolił rozwinąć wątku, ale on to sugeruje w ostatniej scenie). No i na coś potrzebuje głównego bohatera.

http://altronapoleone.home.blog

Finklo, nie wiesz kto naprawia Boga Słońce w czasie awarii? xD

 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

To wiem, nie wiem, kto naprawia naprawiacza. ;-)

Babska logika rządzi!

Ciąg dalszy nastąpi ;) Nie połączyłam Żelaznej Maski z St. Germainem po nic…

http://altronapoleone.home.blog

Co tu dużo mówić, Dra­ka­ino, opi­su­jąc zda­rze­nia dzie­ją­ce się wokół naj­ja­śniej­szej osoby Fran­cji, opo­wie­dzia­łaś hi­sto­rię na tyle ta­jem­ni­czą i zaj­mu­ją­cą, że lek­tu­ra oka­za­ła się praw­dzi­wą przy­jem­no­ścią. Jak zwy­kle je­stem pełna po­dzi­wu dla Two­ich umie­jęt­no­ści two­rze­nia nie­po­wta­rzal­ne­go kli­ma­tu i prze­ka­zy­wa­nia kształ­cą­cych tre­ści. Opo­wia­da­nie po­wę­dro­wa­ło do Bi­blio­te­ki. ;)

 

Kom­po­zy­tor zgiął się w ukło­nie, nie­mal­że za­mia­ta­jąc pe­ru­ką o pod­ło­gę. –> …nie­mal­że za­mia­ta­jąc pe­ru­ką pod­ło­gę. Lub: …nie­mal­że za­wa­dza­jąc pe­ru­ką o pod­ło­gę.

Za­mia­ta się coś, nie o coś

 

małe drzwicz­ki wy­cho­dzą­ce do ogród­ka. Chwi­lę póź­niej do pra­cow­ni wszedł de Hau­te­feu­il­le… –> Nie brzmi to naj­le­piej.

Może w pierw­szym zda­niu: …małe drzwicz­ki pro­wa­dzą­ce do ogród­ka.

 

zrzu­cił płaszcz i za­brał się za ry­so­wa­nie. –> …zrzu­cił płaszcz i za­brał się do ry­so­wa­nia.

 

po czym za­ci­ska z po­wro­tem pod na­ci­skiem pięty. –> Nie brzmi to naj­le­piej.

Może: …po czym za­ci­ska z po­wro­tem pod na­po­rem pięty.

 

Jego krok był chwiej­ny, ale sta­bil­ny. –> Nie wy­da­je mi się, aby coś, mogło być jed­no­cze­śnie chwiej­nesta­bil­ne.

Może: Jego krok był ko­ły­szą­cy, ale sta­bil­ny.

 

więc ko­lej­ne mo­de­le lą­do­wa­ły na zło­mo­wi­sku. –> Czy zło­mo­wi­ska były znane w opi­sy­wa­nym cza­sie?

 

…uno­szo­ne w górę przez ogień. –> Masło ma­śla­ne. Czy coś może być uno­szo­ne w dół?

 

miał wresz­cie szan­se dzia­łać pra­wie jak praw­dzi­wy. –> Nie brzmi to naj­le­piej.

Może: …miał wresz­cie szan­se dzia­łać nie­mal jak praw­dzi­wy.

 

a po jego sło­wach przez chwi­lę pa­no­wa­ło mil­cze­nie.

De Hau­te­feu­il­le ode­zwał się do­pie­ro po chwi­li. –> Po­wtó­rze­nie.

Może w pierw­szym zda­niu: …a po jego sło­wach przez mo­ment pa­no­wa­ło mil­cze­nie.

 

opu­ścił nie­daw­ną pre­mie­rę. W do­dat­ku po nie­daw­nej śmier­ci del­fi­na… –> Po­wtó­rze­nie.

Może: …opu­ścił ostat­nią pre­mie­rę. W do­dat­ku po nie­daw­nej śmier­ci del­fi­na

 

po­zo­stał już tylko pa­ru­let­ni pra­wnuk… –> Ra­czej: …po­zo­stał już tylko pa­ro­let­ni pra­wnuk

 

który zrzu­cił wła­śnie czar­ny kir… –> Masło ma­śla­ne. Kir jest czar­ny z de­fi­ni­cji.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ach, nagle przypomniałem sobie o jednej sprawie, o której zapomniałem wcześniej wspomnieć (to chyba znaczy, że opowiadanie siedzi mi w głowie po kilku dniach, to chyba dobrze :D). Serio kompozytor dał radę uderzyć się tak batutą w stopę, żeby trzeba było amputować mu nogę? Nie jest to trochę naciągane? Początkowo myślałem, że kompozytor jest po prostu jakimś zakonserwowanym zombie, ale dalej nic na to nie wskazywało :D 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Drakaina gdzieś pisała, że to tzw. “fakt autentyczny” ;P.

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Arnubisie, tak, to jest prawda. Lully zmarł w 1687, ponieważ uderzył się batutą w stopę, nie zgodził się na amputację i wywiązała się gangrena. Tylko że – to teoretycznie jest zasugerowane w tekście – to nie była taka batuta jak dziś (pomijając, że dziś część dyrygentów w ogóle jej nie używa, a niejaki Giergiew dyryguje wykałaczką), ale taka jak czasem jeszcze dziś się spotyka w orkiestrach wojskowych – wysoka i ciężka. Nie udało mi się znaleźć dobrego obrazka z taką z epoki, ale ta jest podobnych rozmiarów:

 

 

 

http://altronapoleone.home.blog

No spodziewałem się po drakainie faktów autentycznych, ale wolałem się upewnić :D Kawał niezłej batuty. Dzięki za rozjaśnienie! :D 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Przeczytałam. Jak to u Ciebie, czytało się gładko, ale tym razem nie zostałam kupiona historią jako taką. Rozterki i plany Ludwika mnie zbytnio nie obeszły, podobnie jak praca wynalazcy i jego pomocników (chociaż pomocnicy sami w sobie są sympatyczni). Intrygi zahaczającej o Żelazną Maskę chyba nie pojęłam w pełni, podobnie jak paru innych rzeczy – np. sposobu, w jaki batutą można doprowadzić się do groźby amputacji nogi (i tak, widziałam obrazem – ale mam w głowie obraz batuty małej i zero wyobrażenia, że kiedyś mogła wyglądać inaczej, a z tekstu nijak to nie wynika), czy tego, jak niby przeniesiono świadomość króla do automatonu…

 

“…ta kojąca myśl irytuje.” – A cóż to za sprzeczność? Myśl mogła być albo irytująca, albo kojąca, nie te dwa odczucia na raz…

 

“Pierre spędził dwa dni na upychaniu tłoków pakułami, żeby pasowały do cylindrów.” – Ja mało techniczna jestem, ale wiem, jak wygląda tłok i przyznam, że nie rozumiem, jak pakuły mogą załatwić sprawę tak, by tłok w cylindrze chodził sprawnie ;O

 

“Dziewczyna spojrzała na niego nierozumiejąco.” – Okropne, okropne zdanie.

 

Końcówkę doczytywałam na telefonie, więc nawet jeśli coś mi wpadło w oko, to tego nie pamiętam (ale wątpię, bo technicznie raczej nie ma potrzeby się u Ciebie niczego czepiać ;)

 

Podsumowując – przeczytałam z pewnym zaciekawieniem, ale nie zostałam kupiona. Innymi słowy byłam ciekawa, do czego to wszystko zmierza, jednak rozwiązanie raczej nie spełniło moich oczekiwań. Co niewątpliwie wynika między innymi z mojej nieznajomości realiów/epoki – np. nie mam pojęcia, kim był hrabia Saint-Germain i nawet jak wrzuciłam go w google to sama rozumiesz, że ten brak znajomości wyraźnie wpłynął na to, że jego pojawienie się pod koniec mnie nie obeszło, nie zdziwiło itp. Także najwyraźniej nie jestem targetem. Z innej beczki nigdy nie wiesz, co czytelnik zna, a czego nie, więc zawsze trzeba liczyć się z tym, że ktoś nie będzie wiedział, o czym piszesz, i zakończy lekturę, tak jak ja, mniej lub nawet wcale nie usatysfakcjonowany, w przeciwieństwie do kogoś, kto nawiązania zrozumie. Takie niestety jest czasem ryzyko w przypadku tekstów bardziej hermetycznych.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

nie rozumiem, jak pakuły mogą załatwić sprawę tak, by tłok w cylindrze chodził sprawnie ;O

To wyczytałam w opisach tych wczesnych maszyn, że właśnie tak rozwiązywano problem dostosowania tłoku do cylindra…

 

Z batutą popełniłam błąd, że posłuchałam sugestii językowej, żeby zdanie – jako zdanie – było jaśniejsze. W oryginalnym tekście było to bardziej dokładnie opisane, ale niestety na razie nie wrócę do tego, dopiero po ogłoszeniu wyników ;)

 

A co do świadomości – może to też nie dla wszystkich jest jasne, ale tu nie ma przeszczepu. Jest coś w rodzaju egzoszkieletu plus układ wspomagający i ciało sobie powoli obumiera, a wszystkie funkcje życiowe odbywają się w tym sztucznym. A ponieważ zasada krążenia krwi jest już znana, to do mózgu dopływa. Wiem, lekko naciągane, ale to fantastyka ;) I tak jest mniej mumbo jumbo niż w wielu retrowizyjnych tekstach, które po prostu jawnie bazują na magii, nie nauce…

 

Dzięki za odwiedziny!

http://altronapoleone.home.blog

A widzisz, w ten sposób to z tą świadomością zostało rozwiązane… no to kupuję, ale jakoś nie ogarnęłam przy czytaniu ;( (no ale to w poczekalni w sytuacji nieco stresującej było, więc biję się w pierś, może nie skupiłam się należycie).

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

No dobra, to ja tego też nie ogarnąłem, myślałem że przenieśli tylko mózg, a resztę zastąpiły maszyny. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Proszę, oto opis. Chciałam go rozbudować (także w ostatniej scenie o tym coś dodać), ale morderczy limit… Uznałam, że operacje, przenoszenie – to zbyt nowoczesne i zbyt ostentacyjne.

“Ból powoli ustępuje. Ciało wkrótce będzie niepotrzebne, jego funkcje przejmą mechanizmy. Ludwik rozkoszuje się swobodą ruchów, choć nie przywykł jeszcze do szumu kółek i trybów. Maleńka pompa, w której żyje prawdziwe serce, tłoczy w sztuczne żyły życiodajne płyny. W zamierające członki wrasta sieć rurek połączonych z nowymi kończynami.”

http://altronapoleone.home.blog

To wyczytałam w opisach tych wczesnych maszyn, że właśnie tak rozwiązywano problem dostosowania tłoku do cylindra…

Największą bolączką ówczesnych maszyn było to, że powstawały w prymitywnym procesie technologicznym. To, że nie były powtarzalne, było zmorą przy produkcji karabinów np.

A przy produkcji tłoków i cylindrów to niedopasowanie (dziś to się robi z dokładnością do setnych, tysięcznych części milimetra) powoduje nieszczelności pracującej maszyny i spadek wydajności oraz ogólną “niemoc”. Wobec czego uszczelniano pracujące części pakułami właśnie (do dziś uszczelnia się nimi np. zawory). Zapewne nasączano je jeszcze dodatkowo jakimś tłuszczem (może smalcem?).

Jaśniej z tymi pakułami?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Dziękuję za fachowe wyjaśnienie – znając problem od strony militarnej (lufa – pocisk), przeczuwałam coś podobnego :)

http://altronapoleone.home.blog

Ja też dziękuję ;)

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

To opowiadanie przyprawia o kompleksy, bo jeśli rzeczywiście było pisane niemal na ostatnią chwilę, to świadczy o bardzo wysokich umiejętnościach Autorki, niedostępnych zwykłym śmiertelnikom ;/

 

A tak na poważnie, to jak już Autorka doskonale wie, bardzo mi się podobało, mimo że wizja wiecznego życia niezbyt przeze mnie lubianego króla nie wzbudza mego zachwytu.

Również po pierwszym przeczytaniu miałem wątpliwości co do przeniesienia jaźni i nadal trochę mam, bo jednak żeby włożyć serce do pompy i wszczepić sztuczne żyły, trzeba było dokonać jakichś przeszczepów, a nie tylko “owinięcia”.

Dzięki, Światowiderze :) Cieszę się, że nawet w bardzo niesprzyjającej sytuacji życiowej, na ostatnią chwilę i z połową zebranego riserczu nieprzeczytaną jestem w stanie napisać coś satysfakcjonującego czytelniczo… To bardzo krzepiąca myśl.

 

A co do wszczepów – oczywiście, to fantastyka, ale ostatnie zdanie cytatu dwie moje wypowiedzi wyżej to wyjaśnia. Gdyby limit był trochę większy, pewnie bym się starała to jeszcze dopowiedzieć (a gdybym miała więcej czasu, to może bym też dokładniej to wymyśliła), ale zależało mi też na barokowym klimacie, więc jedno i drugie jest efektem kompromisu :/

 

wizja wiecznego życia niezbyt przeze mnie lubianego króla

Mam już wymyślony sequel, więc zobaczymy, jak to będzie… W końcu człowiek w żelaznej masce mu uciekł ;)

http://altronapoleone.home.blog

Na początku zaznaczę, że mój komentarz może być nieco… specyficzny. :)

Za każdym razem, kiedy próbuję ocenić Twoje opowiadanie, przychodzi mi na myśl jedno i to samo określenie: dostojne. Zwykle przy naprawdę dobrze napisanych tekstach lubię zaznaczać, że płynąłem sobie przez dane opowiadanie. To jest takie fajne uczucie, kiedy autor zabiera czytelnika do danego świata, pozwalając mu nieco oderwać się od rzeczywistości. U Ciebie wygląda to nieco inaczej. Ten bardzo charakterystyczny klimat Twoich opowiadań sprawia, że towarzyszące im odczucia nazwałbym raczej formą niedzielnego spaceru (widzisz, pisałem, że będzie specyficznie:)). Nie ma wielkiego pośpiechu, wszystko rozwija się płynnie, acz dosyć spokojnie. Raczej trudno zgubić się w Twoim pomyśle lub zginąć w natłoku zdarzeń bądź informacji. I tak jak czasem brakuje mi do tego spaceru cierpliwości, tak nigdy nie mam ochoty z niego zrezygnować. Nawet będąc tu krótko, zdążyłem wyrobić sobie taką teorię, że poniżej pewnego poziomu to Ty raczej nie zejdziesz. Że mogę bez większych obaw podchodzić do Twoich tekstów, bo na pewno w połowie lektury nie najdzie mnie ochota, żeby rzucić je w diabły i poszukać czegoś innego. Jedno opowiadanie zainteresuje mnie bardziej, inne mniej, ale każde zdaje się gwarantować fajną historię napisaną na określonym poziomie. Nie napiszę za dużo o tym konkretnym opowiadaniu, bo też wiele więcej o przedpiśców nie wymyślę. Zaznaczę więc tylko, że czytało się (tradycyjnie) bardzo dobrze.

I na koniec uwaga, której nie mogę sobie tym razem odpuścić (chciałem to już pisać przy Twoim opowiadaniu na konkurs Beryla). Finkla stworzyła tu Dekalog Łowcy Komentarzy. Ty powinnaś pomyśleć o Dekalogu piszących na akord/ na ostatnią chwilę. :)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

CM – bardzo dziękuję za opinię :) Jej specyfika jest w sumie miła memu sercu, aczkolwiek poczułam się właśnie wyzwana do napisania czegoś zdecydowanie dynamicznego. A ja lubię wyzwania, więc… No i oczywiście to bardzo zobowiązująca opinia, bo człowiek teraz będzie się bał zawieść oczekiwania ;)

 

A co do dekalogu – cóż, nie życzę nikomu, żeby powody były takie, jak w przypadku moich dwóch ostatnich opowiadań, a i niestety zapewne także tego na Geofantastykę, które na razie idzie jak po grudzie… Powiedzmy, że sprężanie się, żeby nie porzucić projektu miało swój wymiar terapeutyczny.

Ale może istotnie kiedyś pokuszę się o jakąś publicystykę dotyczącą pisania ;)

http://altronapoleone.home.blog

Dałaś czadu. :D

Czytało się fantastycznie, pomysł przedni, podobnie wykonanie.

Trochę zbiła mnie z tropu gangrena po uderzeniu się batutą, ale przyjmuję do wiadomości twoje wyjaśnienia. A swoją drogą, skąd oni mieli siłę, żeby machać takim olbrzymem?

Wszczepy mi się bardzo podobały. Gdzieś czytałam, że lekarze Słoneczka do najlepszych nie należeli i praktycznie pomogli wyprawić na tamten świat część kólewskiej rodziny, z Marią Teresą na czele. Dobrze więc, że masz pana Maskę.

Ciekawa jestem jak wyglądałaby Europa AD 2019, gdyby król Słoneczko jeszcze żył.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Melduję, że przeczytałam.

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Irko, wielkie dzięki!

 

Śpioszko – honk, honk ;)

http://altronapoleone.home.blog

Hahaha! 

Pisanie to latanie we śnie - N.G.

Matko bosko pieniężno, jeśli tak wygląda opowiadanie pisane na ostatnią chwilę to ja nie mam pytań XD. Napisane jest fantastycznie, drakaino :3. Pod względem językowym jest miodzio, czytało się bardzo dobrze. Historia ciekawa i wciągająca, chociaż bez zaskoczenia, wiadomo było do czego to wszystko zmierza. Duży plus za romans Pierre’a i Jeanne w tle, dodał smaczku.

Świetnie zarysowana Francja za czasów Ludwika XIV, no ale tu nie muszę mówić, bo jesteś specjalistką :3. Fajnie wpleciona technologia, nic się tu nie gryzło. Szkoda, że fabuła przewidywalna, ale to nic, bo to kawał dobrego opowiadania.

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

chociaż bez zaskoczenia, wiadomo było do czego to wszystko zmierza

Hę? Jakaś jasnowidzka czy cuś? Hrabiego St. Germain przewidziała? No cie choroba…

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Sy – wielkie, wielkie dzięki :) Jak wielkie – napisałam na privie.

http://altronapoleone.home.blog

Staruchu, nie, chodziło mi raczej o wykorzystanie wynalazku :D

Używanie poprawnej polszczyzny jest bardzo seksowne

Jej specyfika jest w sumie miła memu sercu, aczkolwiek poczułam się właśnie wyzwana do napisania czegoś zdecydowanie dynamicznego.

Znaczy, że komentarz kompletnie mi się rozjechał z przemyśleniami. :)

Tak to już jest, kiedy się komentuje z doskoku.

Ten niedzielny spacer, do którego porównałem Twoje opowiadania, oddaje ich niepowtarzalny klimat. Bardzo charakterystyczny. I bardzo Twój. Nie gonisz czytelnika. Nie rzucasz mu pod nogi setki efektownych zdarzeń. W tej coraz częstszej manierze, by opierać teksty na schematach typu: byle więcej! byle efektowniej! Ty zmierzasz dokładnie w drugą stronę, pisząc, jak już wspomniałem wcześniej, opowiadania szalenie dostojne. A przez to inne. I w tej inności szalenie atrakcyjne. bo też coraz rzadziej spotykane. Cała rzecz w tym, żeby tego spacerowania się nauczyć. Dopiero wtedy odkrywa się pełną wartość opowiadania. To trochę jak z jedzeniem. Można się “napchać” w pośpiechu, albo spokojnie delektować smakiem. To pierwsze bardzo skutecznie zabija głód. Sęk w tym, że nie daje nic więcej…

Inna rzecz, że tego mimowolnego wyzwania nawet nie żałuję. :)

Każda taka próba daje szanse rozwoju.

A ja lubię wyzwania, więc… No i oczywiście to bardzo zobowiązująca opinia, bo człowiek teraz będzie się bał zawieść oczekiwania ;)

Tego typu wyzwanie nazwałbym karkołomnym. Dla mnie większa dynamika w Twoich tekstach może łatwo zabić ten niepowtarzalny klimat. Znalezienie balansu pomiędzy jednym, a drugim, może być szalenie ciężkie.

Powodzenia. :)

Na koniec wrócę jeszcze do tego pisania na akord. Wiesz, to jednak niesamowite, że wbrew czasowi czy okolicznościom potrafisz napisać tekst na takim poziomie. W takiej sytuacji pomysły muszą przecież pojawiać się “na już”, margines błędu jest żaden, bo i na znaczące poprawki nie znajdzie się raczej czasu. Dlatego wspomniałem o tym konkursie Beryla. Bo za pierwszym razem można to jeszcze było uznać za łut szczęścia. Kolejne takie opowiadanie to już jasne potwierdzenie pewnego poziomu.

Jeszcze raz gratuluję opowiadania.

A tego spacerowania się kiedyś nauczę. :)

 

 

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

@CM – ach, teraz rozumiem :) I w sumie jest mi miło, że ta “dostojność” jednak ma sens.

 

@Irka_Luz – ciągle zapominam wyjaśnić w kwestii batuty… Taką wielką laską nie machało się jak współczesną małą i lekką batutą, ale jedynie pokazywało rytm, zasadniczo machając nią tylko w górę i w dół, no i pan kompozytor raz źle wymierzył i walnął się w stopę…

http://altronapoleone.home.blog

Przeczytałem wczoraj wieczorem, ale dopiero dziś udało mi się poskładać w miarę sensowny komentarz.

To bez dwóch zdań bardzo elegancki tekst. Pięknie napisany. Przejrzysty, mimo pewnych niedomówień. Opisy plastyczne, postacie wiarygodne, fabuła konsekwentna. Znając już nieco gusta lokalnej społeczności, jestem przekonany, że znajdzie się wśród zwycięzców konkursu.

Ale mi niestety nie podszedł.

Technicznie jest bardzo dobry. Ale brak mu smaku, wyrazu. Nie ma tu tak naprawdę tajemnicy, która mogłaby zaskoczyć – poprowadziłaś fabułę niezwykle konsekwentnie, każdy krok jest logiczna konsekwencją poprzedniego, ale przez to nic nie zaskakuje. Postacie, choć sprawnie wykreowane, nie zainteresowały mnie. Wynalazca wynajduje, jego asystent się zakochuje… Nie dzieje się nic wartego opowieści. Nudni. Tak naprawdę jedynie król przeżywa jakieś rozterki, ma wątpliwości, żywsze mocje – ale on dla odmiany jest w zasadzie pozbawiony inicjatywy. A świat… Pięknie opisany, ale nie dość inny, by porwać, zachwycić.

Przede wszystkim jednak brakuje konfliktu. Od początku do końca wszystko w zasadzie idzie gładko. Są problemy techniczne, jakieś niesnaski miedzy wynalazcami, wygórowane oczekiwania… Ale w zasadzie nie ma żadnego napięcia, żadnego oporu. A przez to tekst zwyczajnie nie budzi ani emocji ani ciekawości, jak to się skończy.

Słowem – podobała mi się forma, ale treść wydała mi się nijaka.

None – dzięki za odwiedziny i opinię. Oczywiście, masz do niej pełne prawo, ale jedno mnie zastanawia czysto akademicko – skąd to przekonanie, że teksty muszą być o tajemnicy i konflikcie? Dlaczego zwykła opowieść nie jest warta opowieści?

No i oczywiście, poniekąd masz rację – to jest opowiadanie o królu bardziej niż o kimkolwiek innym. Wszyscy pozostali są sterowani przez króla, który następnie naprawdę będzie sterował wszystkim i będzie mógł powiedzieć (bo w realu nie powiedział), że “państwo to on” ;)

http://altronapoleone.home.blog

skąd to przekonanie, że teksty muszą być o tajemnicy i konflikcie?

Każdy tekst potrzebuje jakiegoś “napędu”. Czegoś, co sprawi, że czytelnik będzie chciał czytać dalej, dowiedzieć się, co kryje kolejny akapit, kolejne zdanie. Z moich doświadczeń wynika, że tym czymś zazwyczaj jest zagadka (tajemnica), drama (emocje) lub zachwyt (estetyka tekstu).

Tutaj nie czułem tej chęci, tej ciekawości, chęci poznania finału. Widziałem, do czego zmierza opowiadanie od momentu, kiedy zaprezentowałaś mechaniczną nogę, ani przez moment nie wątpiłem też, że cel uda się osiągnąć – więc odpada tajemnica. Bez konfliktu trudno mówić o emocjach. A co do zachwytu – jak pisałem, piszesz bardzo elegancko. Ale to nie ten poziom odmienności świata, który mógłby mnie przyciągnąć samą swoją innością, niezwykłością.

Nie chcę przy tym powiedzieć, że tekst nie jest nic warty, czy też że uważam, że zostanie wyróżniony niesprawiedliwie. Ale mi się nie spodobał.

No i oczywiście, poniekąd masz rację – to jest opowiadanie o królu bardziej niż o kimkolwiek innym.

Wiadomo. W końcu nawet separatory między akapitami są na jego cześć.

Może to trochę kwestia nastawienia i wykształcenia – jako pierwszy kierunek skończyłam polonistykę i jakkolwiek uważam te studia za w 90% stratę czasu, to jednak przywykłam do tego, że literatura może być tylko opowieścią zmierzającą do oczywistego końca ;)

http://altronapoleone.home.blog

i jakkolwiek uważam te studia za w 90% stratę czasu, to jednak przywykłam do tego, że literatura może być tylko opowieścią zmierzającą do oczywistego końca ;)

Jasne, że może. Ale wtedy tak naprawdę to popis formy. Są ludzie, którzy to lubią – dyskutujemy właśnie na zbliżony temat w wątku innego opowiadania. Jak widać po reakcjach innych czytelników – twoja forma jest na tyle piękna, by kupić wielu z nich. I nie ma w tym nic złego.

Ze mną się nie udało, ale ja ogólnie jestem raczej marudny.

Veni, vidi, legi.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Przeczytałem.

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Drakaino, miło czytało mi się powyższy tekst. Nie wiem, czy to charakterystyczne dla całej twojej twórczości, ale przynajmniej to opowiadanie, i jeszcze jedno, z którym się zetknąłem, wywołuje u mnie jakiś efekt płynięcia, swobodnego poruszania się z nurtem. Pewnie dlatego, że znasz się na tym, o czym piszesz i umiejętnie budujesz klimat(choć przyznaję, że musiałem zaglądać do słownika, żeby niektóre rzeczy zrozumieć, ale z drugiej strony mamy wbudowany walor edukacyjny ;)). 

Czasem mam zastrzeżenia do precyzji języka, ale nic wielkiego. Co mi się rzuciło w oczy:

Autora listu poznał natychmiast, kiedy tylko ten człowiek się pojawił się.

Twarz pod kapturem była równie nieruchoma jak wcześniej, ale teraz wypolerowany metal miał ludzkie rysy, podobnie jak złota maska króla. 

Człowiek, który to wszystko przyniósł, krył twarz pod kapturem, a jego głos brzmiał metalicznie i zdawał się dobiegać zza niewidocznej przeszkody.

Tu nie ma błędu, ale przeszkoda jest mało precyzyjna. Kiedy słyszę przeszkoda to za dużo mi do głowy nie przychodzi, a jeszcze ma być do tego niewidoczna? Coś ładniejszego mogło się napisać ;) Nie wiem czy “a” po przecinku jest konieczne.

Pierre uruchomił miniaturową pompę, która poruszyła kołem, ono zaś wprawiło w ruch ustawiony znacznie wyżej, na dodatkowej platformie wiatrak.

Wiatrak jest w złym miejscu, powinno być “ono zaś wprawiło w ruch wiatrak…”, informacje o platformie można dodać później albo w ogóle nie dodawać jeśli nie jest kluczowa.

Co mnie zastanowiło w trakcie lektury to mnogość scen, a przez to brak ciągłości fabularnej. Niektóre z nich są naprawdę krótkie, takie migawki dosłownie, przez co czasem czułem się zagubiony(zwłaszcza przestrzennie). Może coś do rozważenia na następny raz?

Oprócz tego, przyjemne opowiadanie, jakbym mógł, wystawiłbym jakąś dobrą ocenę albo kliknął biblio ;)

Z biblio już pozamiatane, ale ocenę każdy może wystawić.

Babska logika rządzi!

Przeczytałem.

Skierował twarz ku de Hauteville’owi. → to jakaś nowa postać, czy miało być “de Hautefeuille”?

Mnie również się podobało :) W dzieciństwie uwielbiałam czytać książki Dumas, a potem i z francuskim i z Francją także się zaprzyjaźniłam :D Opowiadanie bardzo klimatyczne, dla mnie wcale nie było takie oczywiste, co się dalej wydarzy po kolei (może jedynie ta część finału z nieśmiertelnością, jak już wspominali pozostali). Dynamiki rzeczywiście brakowało, aczkolwiek nie wydaje mi się, aby tekst na tym specjalnie ucierpiał. Zdecydowany respekt za taką formę pisaną “na szybko”.

Dziękuję, Livarel :)

http://altronapoleone.home.blog

Jeden z moich faworytów. Przyznaję, że podchodziłem do Twojego tekstu, jak do pewniaka, więc na starcie miał wysoko poprzeczkę – i się nie zawiodłem.

W pierwszej scenie nie wyszła Ci ekspozycja postaci, ale dosyć szybko wszystko się wyjaśniło, kto jest kto. Kolejnych bohaterów dorzucałaś już lepiej, więc ich duża liczba nie przeszkadzała. Zastanawiają mnie za to fragmenty pisane kursywą i w czasie teraźniejszym. Ten zabieg ma jakieś uzasadnienie w treści utworu czy po prostu chciałaś uatrakcyjnić tekst mniej typową formą? 

Spodobały mi się wynalazki: eleganckie, pasujące do opisywanych czasów. Opisałaś je sugestywnie. Ale najbardziej kupiło mnie to, że są wykorzystywane do nieoczywistych celów, takich jak nowatorskie przedstawienia. W konkursie wiele wynalazków służyło w celach wojennych. U Ciebie jest cel kulturalny – bardzo na plus.

Zakończenie i drugie dno satysfakcjonują. Postaci charakterystyczne. Tytuł ładny, napisane ładnie.

Ostatniego twistu z Saint-Germainem nie zrozumiałem. Pewnie część nawiązań też mi umknęła. Wiara w wiedzę czytelnika jest ryzykowna. Ale tym razem moja ignorancja nie odebrała mi przyjemności z lektury.

Bardzo dobre opowiadanie. 

 

Dopisek po wynikach:

U mnie to był numer dwa. Jeśli mogę coś radzić, to popraw tę ekspozycję postaci. Rozważ też, czy nie dopowiedzieć czegoś w kwestiach historycznych, żeby laicy mogli więcej z tekstu wyciągnąć. 

Gratuluję pierwszego miejsca :)

https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/

Od strony technicznej mucha nie siada – świetny klimat dworu królewskiego, dodatkowo doprawionego myślami umierającego władcy. Pragnący nieśmiertelności Ludwik jest najjaśniejszym punktem całej historii. Jego pomysły, powolne gaśnięcie, nieznośna myśl o śmierci i przemijaniu pcha go w stronę rozwiązania. Na jego tle pozostałe postacie to właściwie narzędzia fabularne, dobrze skonstruowane, ale nie zapadające jakoś szczególnie w pamięć.

Sama fabuła statyczna. Nienowy pomysł człowieka szukającego nieśmiertelności otrzymał barwną szatę i ładnie w niej się prezentuję. Lecz owa cecha to też największa wada tekstu. Tu nie ma zwrotu akcji, zdrady czy nawet czerwonego śledzia dla zmyłki. Niemal natychmiast po myślach Ludwika zorientowałem się, gdzie to wszystko zmierza. I niestety nie byłem nawet przez moment zaskoczony. Ciekawie zapowiadający się wątek człowieka w żelaznej masce właściwie jest bez znaczenia.

Nie jest to zła historia. Po prostu statyczna – a takie mają swoich koneserów jak i przeciwników.

Podsumowując: bardzo dobry od strony technicznej koncert fajerwerków o dosyć statycznej akcji.

Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?

Dobre tempo, takie andante maestoso ;) – ja to lubię w opowieściach z epoki. Pomysł powoli dojrzewa, a czytelnik ma czas domyślić się zamiarów autora i smakować rozwój wątku. Świetnym urozmaiceniem są epizody z perspektywy króla, w innej perspektywie czasowej, podkreślające przemijanie.

Zaskoczyłaś mnie rozwiązaniem wątku Jeanne – jej wprowadzenie do warsztatu nasunęło mi na myśl motyw z „Serca dzwonu”. Kiedy jej udział w pracach okazał się daleko bardziej znaczący, myślałem, że będziesz nawiązywać do historii np. Rosalind Franklin. Ostatecznie wszystko zakończyło się miłosnym happy endem – też ładne, bo niespodziewane.

Końcówka trochę zbyt pospieszna, może być niezrozumiałą dla rozleniwionego wcześniejszym tempem czytelnika. Zabrakło mi wyraźniejszego podkreślenia, że drugi automaton jest przeznaczony dla Żelaznej Maski. Sama tożsamość tajemniczego więźnia też została chyba zbyt słabo wyjaśniona – dla przeciętnego czytelnika Żelazna Maska to bliźniak króla, a nazwisko Dauger nic mu nie mówi.

Odniosłem wrażenie, że niektóre trzecioplanowe postaci są zbędne – pełnią jedynie rolę przekazicieli woli króla.

 

Dziękuję za udział w konkursie!

Autora listu poznał natychmiast, kiedy tylko ten człowiek się pojawił się.

Za dużo “się” ;)

Fajne, podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dzięki, Anet, za opinię i poprawkę – już wprowadzona :)

http://altronapoleone.home.blog

Drakaino, postanowiłem zdegustować Twoją twórczość i wybór padła na Mysterium ze względu na swojski dla mnie, astronoma tytuł. Płynna, pełna rozmachu epicka opowieść snuta przez doświadczonego erudytę, znawcę epoki. Narracja prosta, bez wodotrysków, ale jednak wysmakowana, słowem prawdziwa literatura.

Tylko nie do końca rozumiem, w jaki sposób funkcjonował ów mechaniczny człowiek, bo

Ciało wkrótce będzie niepotrzebne, jego funkcje przejmą mechanizmy. Ludwik rozkoszuje się swobodą ruchów, choć nie przywykł jeszcze do szumu kółek i trybów. Maleńka pompa, w której żyje prawdziwe serce, tłoczy w sztuczne żyły życiodajne płyny. W zamierające członki wrasta sieć rurek połączonych z nowymi kończynami.

znaczy, że ciało jeszcze jest, choć rządzą nim już mechanizmy. A co z mózgiem? Pozostanie, czy też będzie “podstawiony”?

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Bardzo mi miło, że tu trafiłeś :) Choć to najbardziej nietypowe z moich opowiadań.

Tytuł jest celowo z Keplera – chodzi o to, że tak jak w jego koncepcji świat był zbudowany z pozamykanych w sobie idealnych brył, tak tu człowiek jest schowany w sztucznym ciele. Ale z problemu mózgu zdaje sobie sprawę w założeniu tylko Żelazna Maska – dlatego nie poprzestanie na tym, ale będzie szukał innych, pewniejszych sposobów na nieśmiertelność. Stąd przybrane przez niego nazwisko – hrabia de Saint-Germain był najbardziej tajemniczą postacią XVIII wieku, nic nie wiadomo o tym, skąd się wziął, więc postanowiłam połączyć te dwie tajemnicze persony w fantastyce :) Ale ogólnie hrabiego uważano za wampira.

Ta konkursowa wersja powstawała dosłownie pod kroplówką, w ostatniej chwili, i na dodatek musiałam trzymać się limitu, stąd końcówka jest trochę przyspieszona – nie było czasu na zrównoważenie całości. W wersji do publikacji to zostanie dopowiedziane.

Ale ogólnie tak: idea jest taka, że ciało jest, podtrzymywane przez mechanizm, który stopniowo przejmuje jego funkcje, dobrze to wyczułeś.

Raz jeszcze: dzięki!

http://altronapoleone.home.blog

Tak sobie pomyślałem, że jest pewne podobieństwo między hard SF a fantastyką bazującą na historiach alternatywnych. O ile dla czytelnikowi niezorientowanemu w arkanach nauk ścisłych trudno znaleźć granicę między prawdą (teorią) naukową a fikcją, o tyle czytelnikowi posiadającemu mierne zasoby wiedzy historycznej trudno odnaleźć momenty, w których korowód dziejów skręca w fikcję, bądź w gronie bohaterów pojawiają się postacie fikcyjne.

Ta konkursowa wersja powstawała dosłownie pod kroplówką, w ostatniej chwili, i na dodatek musiałam trzymać się limitu,

to niesamowite że mimo tak drastycznych warunków w jakich tworzyłaś ja w ogóle nie zauważyłem aby brakowało spójności akcji i jej dynamiki.

A teraz prośba: wskaż swoje opowiadanie które uważasz za najlepsze :)

Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię

Znakomita uwaga – jako historyk dokładnie tak traktuję althistorię i okropnie się wściekam, jak ktoś ją sobie z pełną dezynwolturą zmienia, nie zważając na konsekwencje. I mówię o tym ostatnio dużo na konwentach, nie szczędząc przy tym nagradzanych powieści (Piskorski) :D

 

A co do opowiadań… Cóż, portal uznał za najlepsze te piórkowe, jury Retrowizji dało pierwszą nagrodę “Mysterium…” (w sumie dwa konkursy wygrałam w strasznych warunkach związanych z chorobą…), ale ja w sumie wolę te trochę bardziej fabularnie i konstrukcyjnie odleciane teksty, jak “Kroki Komandora”, “Noir” czy “Fundament imperium”. Nie wiem, czy za kompozycyjnie i także poniekąd za nawiązania nie lubię najbardziej “Komety”, która nie trafiła jakoś szczególnie w portalowe gusta.

 

No i oczywiście zapraszam do lektury “Kobiety, która słyszała smoki” w “Dragonezie” (link w moim profilu) – ona się zdecydowanie właściwie wszystkim podoba, ale nie była tu publikowana, podobnie jak kilka opowiadań, które już ujrzały lub też lada moment ujrzą światło dzienne w druku/ebooku.

http://altronapoleone.home.blog

Tsole – Wszystkie dobre. Czytaj :)!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Znowu czytało się ŁLP (łatwo, lekko i przyjemnie). Brawo :)

Nowa Fantastyka