- Opowiadanie: NoWhereMan - Człowiek nadświetlny

Człowiek nadświetlny

Tyle fan­ta­sy ostat­nio, że do­rzu­cę tro­chę twar­de­go s-f z ele­men­ta­mi space opery :)

 

Opo­wia­da­nie wy­sła­ne na kon­kurs Sil­ma­ri­sa “Nowy, ale czy wspa­nia­ły świat” z po­cząt­ku 2018 roku. Za­ję­ło dru­gie miej­sce oraz zo­sta­ło opu­bli­ko­wa­ne w Sil­ma­ris 4/2018. Numer do ścią­gnię­cia tutaj:

[Link]

 

W przed­sło­wiu ostrze­gę lo­jal­nie, że ze wzglę­du na temat kon­kur­su zde­cy­do­wa­łem się na znacz­nie więk­sze ilo­ści in­fo­dum­pów i eks­po­zy­cji niż za­zwy­czaj. I, jak to u mnie, fa­bu­lar­nie jest gęsto – chyba naj­gę­ściej ze wszyst­kich tek­stów, jakie na­pi­sa­łem. Po­nie­waż po­wsta­ło ponad rok temu, można po­rów­nać, czy nie po­pra­wi­łem się w tej kwe­stii w póź­niej­szych tek­stach ;)

Ślicz­ne też po­dzię­ko­wa­nia dla be­tu­ją­cych, któ­rzy po­sta­wi­li się nad tek­stem: Świa­to­wi­de­ro­wi, Stno­wi i Black­to­mo­wi.

 

To na­pi­saw­szy, pra­gnę ży­czyć przy­jem­nej lek­tu­ry :)

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Człowiek nadświetlny

Dys­ku­to­wał wła­śnie z Aker­nem o ko­pio­wa­niu oso­bo­wo­ści, gdy na siat­ków­ce wy­świe­tli­ła się nowa wia­do­mość:

„Unia An­der­mań­ska de­cy­du­je się na od­rzu­ce­nie za­pro­po­no­wa­ne­go trak­ta­tu i wy­co­fa­nie z dal­szych ne­go­cja­cji”.

Ra­be­lo­wi opa­dła szczę­ka. Zmi­ni­ma­li­zo­wał obraz na siat­ków­ce i spoj­rzał na asy­sten­ta.

– Nikt nic nie zmie­niał w tek­ście – wy­du­kał Akern.

Jasna cho­le­ra!

Jedna myśl męż­czy­zny i na skó­rze nad­garst­ka po­ja­wi­ła się obec­na go­dzi­na.

Za trzy piąta. Po­wi­nie­nem go jesz­cze zła­pać.

– Akern, skon­tak­tuj się z kon­su­la­tem i zo­bacz, co na to Ko­ali­cja.

Asy­stent nie zdą­żył od­po­wie­dzieć, a Rabel chwy­cił płaszcz i po­gnał na lą­do­wi­sko au­to­ma­tycz­nych pio­no­lo­tów. Po­jazd już cze­kał.

– Dokąd mogę pana za­brać, Piąty Ma­go­sie? – W gło­wie męż­czy­zny za­brzmiał słod­ki, ko­bie­cy głos kie­ru­ją­cej SI.

– Re­stau­ra­cja „Da­le­ko­wi­dzą­cy”. Muszę tam do­trzeć jak naj­szyb­ciej.

– Ro­zu­miem. Nie­ste­ty, bę­dzie­my mu­sie­li odbyć po­dróż dłuż­szą trasą przez nad­mor­ski bul­war.

– Czemu? – W gło­sie człon­ka Rady Ma­go­sów dało się sły­szeć iry­ta­cję.

– Jedna z dziel­nic ma za­mknię­te por­ta­le z po­wo­du ob­ła­wy na in­no­my­ślą­cych. Czy mimo to mam po­pro­sić o otwar­cie trasy i przy­dzie­le­nie eskor­ty?

Rabel mil­czał przez se­kun­dę. Do­tknął za­wie­szo­ne­go na szyi me­da­lio­nu z sym­bo­lem nie­skoń­czo­no­ści.

– Tak.

 

***

 

„Oto przy­szłość” – ob­wiesz­czał slo­gan re­kla­mo­wy z an­ty­gra­wi­ta­cyj­ne­go bil­bor­du, wi­ta­ją­cy Ra­be­la w pre­sti­żo­wej dziel­ni­cy me­ga­mia­sta-sto­li­cy. Magos nie po­tra­fił od­mó­wić mu racji. Le­wi­tu­ją­ce nad zie­mią bu­dow­le, uno­szo­ne si­ła­mi pól ma­gne­tycz­nych ponad zbu­do­wa­ny­mi z nad­prze­wod­ni­ków pseu­do­fun­da­men­ta­mi, por­ta­le cza­so­prze­strzen­ne sto­so­wa­ne jako ko­ry­ta­rze szyb­kie­go ruchu czy wsz­cze­pio­ne każ­de­mu miesz­kań­co­wi im­plan­ty do­ner­wo­we, zwane neu­ra­la­mi – jesz­cze dwa po­ko­le­nia temu wszyst­ko to było nie­osią­gal­ny­mi mrzon­ka­mi z po­wie­ści fan­ta­stycz­no-na­uko­wych.

Zmia­na na­de­szła wraz ze stat­kiem zwia­dow­czym Ko­ali­cji. Już samo po­twier­dze­nie, że poza Cen­ne­tem są inne cy­wi­li­za­cje, wstrzą­snę­ło po­ko­le­niem ro­dzi­ców Ra­be­la. Gdy za­ło­ga oka­za­ła się ludź­mi ta­ki­mi jak oni, za­da­ła kłam wielu po­wszech­nym po­glą­dom na­uko­wym. Po­rzą­dek spo­łecz­ny omal się nie za­ła­mał. Je­dy­nie dzię­ki twar­dym de­cy­zjom Rady Ma­go­sów pań­stwo prze­trwa­ło kry­zys i za­czę­ło gar­ścia­mi czer­pać z wie­dzy gwiezd­nych ludzi. Za­awan­so­wa­na me­dy­cy­na oraz im­plan­ty od­mie­ni­ły życie ró­wie­śni­ków Ra­be­la.

A to był do­pie­ro po­czą­tek. Ko­lej­ne po­ko­le­nie miało otrzy­mać bo­skie moce ko­pio­wa­nia świa­do­mo­ści, trans­mu­ta­cji ma­te­rii czy osta­tecz­ne­go zli­kwi­do­wa­nia in­no­my­śle­nia. Oraz eftel – tech­no­lo­gię nad­świetl­ną. Naj­więk­sze osią­gnię­cie każ­dej cy­wi­li­za­cji rosz­czą­cej sobie prawo do gwiazd.

Szy­ko­wa­ła się re­wo­lu­cja na nie­spo­ty­ka­ną skalę, wy­ma­ga­ją­ca zmian w każ­dej dzie­dzi­nie życia spo­łecz­ne­go – o ile wcze­śniej pewna rzecz nie znisz­czy tych ma­rzeń.

Pio­no­lot wy­lą­do­wał na jed­nym z le­wi­tu­ją­cych bu­dyn­ków. W re­cep­cji cze­ka­ła kel­ner­ka.

– Witam w re­stau­ra­cji „Da­le­ko­wi­dzą­cy”, ma­go­sie.

Jej sze­ro­ki uśmiech prze­szedł w kon­ster­na­cję, gdy Rabel zbladł jak ścia­na.

Cho­ler­ne owoce morza!

– Czy coś panu…

– Pro­szę się nie przej­mo­wać. Am­ba­sa­dor mnie ocze­ku­je.

Oddał płaszcz i wszedł na pod­sta­wio­ną plat­for­mę. Ta unio­sła go przez ko­lej­ny por­tal ku le­wi­tu­ją­cej nad mo­rzem loży.

Sie­dzą­cy gość sta­no­wił prze­ci­wień­stwo atle­tycz­ne­go Cen­ne­tia­ni­na. Za­dzie­rał głowę ku dru­gie­mu tu­ne­lo­wi cza­so­prze­strzen­ne­mu, by na­pa­wać się wi­do­kiem lasu. Z gło­śni­ków do­bie­ga­ła grana na lutni me­lo­dia. Magos na­brał po­wie­trza peł­ne­go woni bryzy, igli­wia i go­to­wa­nych małży. Zbladł jesz­cze bar­dziej.

– Czy bę­dzie nie­tak­tem, jeśli cię nie po­czę­stu­ję? – po­wie­dział prze­pra­sza­ją­co Unita, od­su­wa­jąc jak naj­da­lej ta­lerz z po­tra­wą.

Cen­ne­tia­nin za­sło­nił usta, du­sząc od­ruch wy­miot­ny. Jed­nym hau­stem wypił po­da­ną szklan­kę wody.

– Zaraz ob­słu­ga przy­nie­sie ci wię­cej, przy­ja­cie­lu.

Rabel usiadł, kilka razy głę­bo­ko ode­tchnął i gdy prze­szły mu mdło­ści, wy­pa­lił peł­nym żalu gło­sem:

– Co wam od­bi­ło, Tol­ket?! Chce­cie do­pro­wa­dzić do no­we­go Wieku Ka­ta­strof?

Am­ba­sa­dor chrząk­nął. Na­stęp­nie do­tknął przy­ci­sku na pod­ręcz­nym pa­ne­lu. De­li­kat­na mu­zy­ka stała się nie­zno­śnym wrza­skiem.

– Za­de­cy­do­wał ktoś wyżej ode mnie – po­wie­dział szep­tem, na­chy­liw­szy się do ma­go­sa.

Ten za­ci­snął pię­ści. „Ktoś wyżej” ozna­cza­ło tylko jedną osobę – Syl­wa­na She­za­ra, przy­wód­cę Unii.

– Cho­le­ra, prze­cież sam za­ak­cep­to­wał wstęp­ne wa­run­ki trak­ta­tu!

– Ci­szej, bo jesz­cze ktoś usły­szy.

Tol­ket chwy­cił bu­tel­kę tau­ryc­kie­go wina mu­su­ją­ce­go i za­czął na­le­wać do kie­lisz­ka, mó­wiąc:

– Do­brze wiesz, że za­le­ży mi na tym ukła­dzie tak samo jak tobie. I też są­dzi­łem do dzi­siej­sze­go ranka, że spra­wa jest za­ła­twio­na i mo­że­my za­cząć sobie gra­tu­lo­wać usta­no­wie­nia po­ko­ju na ko­lej­ne po­ko­le­nia.

– Ale?

– Za­miast pod­pi­su She­za­ra przy­szedł ko­mu­ni­kat na­ka­zu­ją­cy ewa­ku­ację am­ba­sa­dy. Wstrzy­ma­łem wy­ko­na­nie i wy­sła­łem proś­bę o wy­ja­śnie­nia na An­der­man. A w od­po­wie­dzi…

Neu­ral Ma­go­sa wy­świe­tlił wia­do­mość:

„Zwiad cza­so­prze­strzen­ny stwier­dził 42% szans na roz­po­czę­cie wojny przez Ko­ali­cję po­mi­mo ukła­du. Pod­ję­to więc de­cy­zję, by od­rzu­cić trak­tat. Pro­szę wzno­wić pro­ce­du­rę ewa­ku­acji am­ba­sa­dy”.

– Zwiad cza­so­prze­strzen­ny – syk­nął Rabel. Jego błę­kit­ne oczy wy­peł­ni­ła po­gar­da. – Czy w ra­mach dal­szych kon­sul­ta­cji She­zar roz­ma­wiał z wróż­ką i spraw­dził fusy na dnie kubka?

Am­ba­sa­dor po­słał mu zna­czą­ce spoj­rze­nie.

– Ani Unia, ani Ko­ali­cja nie kiwną nawet pal­cem bez spraw­dze­nia, co na dany temat mówi „współ­cze­sna astro­lo­gia” – po­wie­dział z wy­rzu­tem.

– Ale to non­sens, by eftel rzą­dził ży­ciem nie­prze­li­czo­nych rzesz!

– Te same nie­prze­li­czo­ne rze­sze nie mają nic prze­ciw­ko kon­tro­lo­wa­nym por­ta­lom cza­so­prze­strzen­nym, po­zwa­la­ją­cym umie­ścić kibel w środ­ku zie­lo­ne­go lasu. – Tol­ket upił łyk wina. – Wóz albo prze­wóz, Ra­be­lu. Fi­zy­ka nie jest se­lek­tyw­na i skoro mamy me­to­dy na prze­sył in­for­ma­cji i ma­te­rii szyb­ciej od świa­tła, to mu­si­my po­nieść wszyst­kie kon­se­kwen­cje.

Magos wes­tchnął. Nie­wy­kształ­ce­ni wi­dzie­li w efte­lu je­dy­nie źró­dło szyb­kie­go trans­por­tu czy ko­mu­ni­ka­cji na nie­wy­obra­żal­ne od­le­gło­ści. Jed­nak na­ukow­cy dawno temu od­kry­li, że to także ma­szy­na czasu. For­mu­łu­ją­ca ten wnio­sek szcze­gól­na teo­ria względ­no­ści stwier­dza­ła też, że jed­no­cze­sność nie jest ab­so­lut­na i za­le­ży od pręd­ko­ści ob­ser­wa­to­ra. Stąd był tylko krok od wy­na­le­zie­nia tech­nik spo­glą­da­nia w przy­szłość. Ze stu­pro­cen­to­wym praw­do­po­do­bień­stwem speł­nial­no­ści, bo jak to kwi­to­wa­ła hu­mo­ry­stycz­na wer­sja prawa sa­mo­spój­no­ści No­wi­ko­wa: „co zo­sta­nie za­ob­ser­wo­wa­ne, to na pewno się sta­nie”.

Dawni astro­lo­go­wie pa­trzy­li w szkla­ne kule. Współ­cze­śni wy­sy­ła­li przez por­ta­le sondy pę­dzą­ce z re­la­ty­wi­stycz­ny­mi pręd­ko­ścia­mi i ska­no­wa­li wszyst­ko stru­mie­nia­mi ta­chio­nów. Dawni ucie­ka­li w mgli­ste zda­nia – dzi­siej­si wo­le­li ma­te­ma­ty­kę.

Jedni i dru­dzy po­peł­nia­li błędy. Astro­lo­go­wie, bo nigdy nie wi­dzie­li przy­szło­ści. Zwiad cza­so­prze­strzen­ny zaś re­je­stro­wał za­le­d­wie frag­men­ty i na tej pod­sta­wie de­du­ko­wał, co się wy­da­rzy. Na nie­szczę­ście to nigdy nie znie­chę­ca­ło moż­nych do szu­ka­nia u nich od­po­wie­dzi, od któ­rych za­le­żał los wielu ludzi.

Tol­ket upił łyk wina i po­wie­dział:

– Nadal mia­łem wąt­pli­wo­ści, więc wy­sła­łem proś­bę o do­dat­ko­we in­for­ma­cje. W od­po­wie­dzi otrzy­ma­łem wynik ma­ją­cych się odbyć nie­dłu­go wy­bo­rów no­we­go Kanc­le­rza Ko­ali­cji. Zgad­nij, kto wygra?

Ra­be­la zmro­zi­ło. Tylko jeden czło­wiek mógł wy­wo­łać u She­za­ra tak ostrą re­ak­cję.

– Ga­la­ha­dian – wy­ce­dził. Lider frak­cji wo­jen­nej w par­la­men­cie Ko­ali­cji.

Tol­ket od­chy­lił się i dopił wino.

– I ostat­ni ele­ment ukła­dan­ki. Czy już zde­cy­do­wa­li­ście o przy­łą­cze­niu Cen­ne­tu do Ko­ali­cji?

Ma­go­sa obo­wią­zy­wa­ła ta­jem­ni­ca, nawet jeśli unic­ki wy­wiad od­krył praw­dę. Jed­nak nie wahał się nawet przez se­kun­dę.

– Tak.

– Sam wi­dzisz. Mamy pod­pi­sać pakt wy­ne­go­cjo­wa­ny za po­śred­nic­twem neu­tral­nej pla­ne­ty, która po wszyst­kim za­mie­rza przy­stą­pić do na­sze­go ry­wa­la. – Unita cmok­nął. – Nie wiem, jak dla cie­bie, ale te pro­cen­ty nagle nie wy­da­ją się takie małe. Zwłasz­cza że umowy ła­twiej pod­pi­sy­wać niż prze­strze­gać.

Wi­szą­cy nad męż­czy­zna­mi por­tal zmie­nił kra­jo­braz na pu­styn­ny. Za­la­ło ich go­rą­ce po­wie­trze.

Tylko tyle po­zo­sta­nie, jeśli nic nie zro­bię.

Magos do­tknął me­da­lio­nu.

Wojna efte­lo­wa prze­ra­ża­ła go. Jeśli Ko­ali­cja i Unia, je­dy­ne so­ju­sze zrze­sza­ją­ce mo­car­stwa nad­świetl­ne, do­pro­wa­dzi­ły­by do kon­flik­tu, mno­gość tru­pów prze­kro­czy­ła­by licz­bę gwiazd w ga­lak­ty­ce. Z miesz­kań­ca­mi Cen­ne­tu na czele – a prze­cież to ich obie­cał chro­nić Rabel, gdy wstę­po­wał w sze­re­gi Rady. To dla­te­go też wy­su­nął sza­lo­ną pro­po­zy­cję, by neu­tral­ny Cen­net po­śred­ni­czył w ne­go­cja­cjach i po­mógł za­wrzeć trwa­ły pokój. Nikt nie krył zdzi­wie­nia, gdy obie stro­ny na to przy­sta­ły.

– Czego po­trze­bu­jesz, by prze­ko­nać She­za­ra?

– Ja?

– Chyba masz nadal u niego po­słuch?

Tol­ket za­my­ślił się. Na­dzie­ja bły­snę­ła w oczach Cen­ne­tia­ni­na.

– Ustępstw w za­kre­sie udo­stęp­nia­nia efte­la.

Rabel rąb­nął pię­ścią w stół.

– Cho­le­ra, Tol­ket! Ich równa dys­try­bu­cja to pod­sta­wa ist­nie­nia Ko­ali­cji.

– Oraz naj­więk­szy punkt spor­ny w ne­go­cja­cjach. – Unita wziął małża do ręki, na co magos spoj­rzał w górę. – Znam Syl­wa­na. Zlu­zu­je, jeśli Ga­la­ha­dian okaże dobrą wolę w tej kwe­stii.

Rabel nie od­po­wie­dział, wpa­tru­jąc się w por­tal. Po dru­giej stro­nie mknę­ło ku nim kilka ku­li­stych, czar­nych obiek­tów, wy­raź­nie wi­docz­nych na tle pia­sków pu­sty­ni.

Naj­pierw eks­plo­do­wa­ły le­żą­ce na stole na­czy­nia, roz­bry­zgu­jąc wszę­dzie mięso. Do­pie­ro potem do­tarł świst pierw­szej serii po­ci­sków.

Obaj męż­czyź­ni przy­pa­dli do pod­ło­gi. Rabel spoj­rzał na rów­nie prze­ra­żo­ne­go Tol­ke­ta, wska­zu­jąc na sto­ją­cą plat­for­mę i por­tal do re­stau­ra­cji.

Ru­szy­li na czwo­ra­ka pod sto­łem. Ko­lej­na seria prze­bi­ła blat i pod­ło­gę.

– Co jest… – dał się sły­szeć głos kel­ne­ra.

Nim Rabel wy­krzy­czał ostrze­że­nie, po­wie­trze wy­peł­nił krzyk i świst kul. Oraz na­stę­pu­ją­ce po nich gło­śne bzy­cze­nie.

– Teraz, gdy prze­ła­do­wu­ją! – ryk­nął Tol­ket.

Wy­sko­czy­li jed­no­cze­śnie spod stołu i do­pa­dli plat­for­my. Tol­ket omal nie spadł, gdy szarp­nę­ło. Wle­cie­li z pełną pręd­ko­ścią do bu­dyn­ku. Naraz ko­mu­ni­ka­ty neu­ra­la prze­sło­ni­ły wzrok ma­go­sa, a świst po­ci­sków zlał się z nie­wy­obra­żal­nym bólem. Siła ude­rze­nia ob­ró­ci­ła męż­czy­zną jak bącz­kiem. Zdez­o­rien­to­wa­ny, wy­ko­nał krok w bok i po­czuł, że spada.

 

***

 

W pierw­szej chwi­li po prze­bu­dze­niu Rabel nie po­tra­fił do­strzec nic poza ośle­pia­ją­cą bielą.

Tol­ket!

Pró­bo­wał się ze­rwać, ale przy­trzy­mał go jeden z ro­bo­tów me­dycz­nych.

– Ma­go­sie! – usły­szał głos Aker­na.

Od­wró­cił głowę w kie­run­ku ru­do­wło­se­go męż­czy­zny.

– Am­ba­sa­dor… – wy­mam­ro­tał.

Pod­wład­ny otwo­rzył usta, ale nic nie od­po­wie­dział.

– No, mów!

– Nie żyje. Chwy­cił cię, gdy spa­da­łeś, i przy­jął na sie­bie całą ener­gię upad­ku. – Prze­łknął ślinę. – Am­ba­sa­da nie po­tra­fi­ła zre­kon­stru­ować ciała, a sam Tol­ket nie po­sia­da kopii…

Rabel prze­stał słu­chać. Za­ci­snął pię­ści, tłu­miąc w sobie ryk gnie­wu.

 

***

 

Le­ka­rze w żad­nym wy­pad­ku nie chcie­li ze­zwo­lić na uru­cho­mie­nie neu­ra­la.

– Nie jest pan na tyle zdro­wy – mó­wi­li.

– Zin­no­my­śle­li­ście – wark­nął w końcu Rabel.

Po­dzia­ła­ło.

Kiedy za­koń­czył się pro­ces szy­fro­wa­nia po­łą­cze­nia z ro­bo­tem-awa­ta­rem w bu­dyn­ku Rady, magos na­tych­miast ru­szył do Sali Za­ło­ży­cie­li. Nie cze­kał nawet, aż neu­ral zsyn­chro­ni­zu­je się do końca z in­ter­fej­sem zmy­słów. Dla­te­go ko­ry­ta­rze, po­ma­lo­wa­ne na żywe ko­lo­ry, zda­wa­ły się być wy­bla­kłe. Omal też nie sta­ra­no­wał grupy straż­ni­ków, gdy ci wy­szli zza za­krę­tu.

Na szczę­ście ob­ra­dy wciąż trwa­ły. Ścia­ny Sali Za­ło­ży­cie­li zdo­bi­ły mo­zai­ki przed­sta­wia­ją­ce naj­słyn­niej­sze czyny czci­god­ne­go Tor­gad­do­na i jego kom­pa­nów. Usta­wio­ny po­środ­ku sied­mio­kąt­ny stół z czar­ne­go ob­sy­dia­nu był tym samym, przy któ­rym się gro­ma­dzi­li. Po­dob­nie sie­dze­nia, któ­rych rolę peł­ni­ły ocio­sa­ne ka­mie­nie. Miało to przy­po­mi­nać, że wła­dza jest służ­bą, nie przy­wi­le­jem.

Je­dy­nie za­mon­to­wa­ny pod su­fi­tem ho­lo­pro­jek­tor nie pa­so­wał do ca­łe­go wy­stro­ju. Urzą­dze­nie w kształ­cie pół­ku­li, z któ­rej wy­sta­wa­ła masa anten i zwier­cia­deł, wy­świe­tla­ło wła­śnie mapę ga­lak­ty­ki. Trzy czwar­te za­zna­czo­nych ukła­dów miało nie­bie­ski kolor Ko­ali­cji, pra­wie cała resz­ta – czer­wień Unii. Cen­net i po­zo­sta­łe neu­tral­ne pla­ne­ty ozna­czo­no bielą, ale tylko od świa­ta Ra­be­la bie­gło wiele linii sym­bo­li­zu­ją­cych trasy nad­świetl­ne. Resz­ta znaj­do­wa­ła się na ru­bie­żach cy­wi­li­za­cji.

– Piąty Magos! – po­wie­dział za­sko­czo­ny Rej­ton bę­dą­cy przy­wód­cą Rady. Czar­no­wło­sy męż­czy­zna wstał, pod­szedł do nowo przy­by­łe­go i mocno ści­snął dłoń ro­bo­ta. – Choć do­ce­niam twe po­świę­ce­nie, po­wi­nie­neś ra­czej sku­pić się na po­wro­cie do pełni sił.

– Naj­wyż­szy – za­czął Rabel. Ża­ło­wał, że ma­szy­na mó­wi­ła tylko po­zba­wio­nym emo­cji tonem. – Nie mo­głem zwle­kać, gdy rze­czy wiel­kiej wagi dzie­ją się do­oko­ła Cen­ne­tu. Zwłasz­cza że do­ty­czą spraw, które Rada po­wie­rzy­ła mi oso­bi­ście.

Ro­bo­ty mu­sia­ły za­brać ka­mień, by awa­tar mógł zająć przy­na­leż­ne Pią­te­mu Ma­go­so­wi miej­sce.

– Oma­wia­li­śmy wła­śnie kwe­stię ze­rwa­nia roz­mów przez in­no­my­ślą­cych z Unii – oznaj­mił Rej­ton.

– Więc do­brze, że zdą­ży­łem przy­być. Otóż am­ba­sa­dor Tol­ket po­wie­dział, że jest szan­sa…

Rabel prze­rwał, gdy Naj­wyż­szy Magos mach­nął ręką.

– Tak, wiemy. She­zar wróci do ne­go­cja­cji, jeśli Ko­ali­cja zgo­dzi się na ustęp­stwa w za­kre­sie roz­po­wszech­nia­nia efte­la. – Spoj­rzał na wy­świe­tla­ną mapę. – Wszyst­ko zdra­dził an­ty­te­le­fon, który przy­szedł do kon­su­la­tu nie­dłu­go po ataku.

– Czy Kanc­lerz wy­ra­ził zgodę?

Naj­wyż­szy Magos po­krę­cił głową.

– W takim razie chcę być przy wy­sy­ła­niu pier­wot­nej wia­do­mo­ści. – Głos ma­szy­ny nadał żą­da­niu ton bez­na­mięt­ne­go oświad­cze­nia.

– Za późno. Zgod­nie z pro­ce­du­rą zro­bio­no to zaraz po otrzy­ma­niu od­po­wie­dzi.

– Chcę więc zo­ba­czyć kopię.

– Nie widzę pro­ble­mu.

Nie­mal na­tych­miast neu­ral wy­świe­tlił ko­mu­ni­kat:

„Czy Kanc­lerz udzie­la po­zwo­le­nia na pod­ję­cie po­wtór­nych ne­go­cja­cji z Unią na temat dys­try­bu­cji efte­la?”

Sucha treść, nie­uwzględ­nia­ją­ca ni­cze­go, co mo­gło­by prze­ko­nać przy­wód­cę Ko­ali­cji do zmia­ny sta­no­wi­ska. Choć i tak nie miało to zna­cze­nia. An­ty­te­le­fon był jed­nym z efek­tów nad­świetl­nych, które wy­ni­ka­ły ze szcze­gól­nej teo­rii względ­no­ści. Na­zy­wa­no tak sy­gnał-wid­mo, bę­dą­cy od­po­wie­dzią na jesz­cze nie­wy­sła­ny za po­mo­cą ta­chio­nów ko­mu­ni­kat. Po jego otrzy­ma­niu nada­nie pier­wot­ne­go tek­stu trak­to­wa­no jako for­mal­ność, by za­dość­uczy­nić przy­czy­no­wo­ści.

O ile to praw­dzi­wy tekst – za­świ­ta­ło w gło­wie Ra­be­la.

– Zdają sobie spra­wę, że to do­pro­wa­dzi do eska­la­cji?

– Tak – od­po­wie­dział Rej­ton. – Ale to już nie bę­dzie nas ob­cho­dzić. Ko­ali­cja go­to­wa jest dać nam do­dat­ko­we na­pę­dy nad­świetl­ne, jeśli już teraz po­wie­rzy­my jej w ca­ło­ści pro­ces ne­go­cja­cyj­ny.

Na całe szczę­ście awa­tar nie mógł po­ka­zać gnie­wu, który po­czuł Rabel.

– Za­ło­ży­ciel Tor­gad­don na­uczał, że siła nie zbu­du­je nic trwa­łe­go. Że je­dy­nie ko­eg­zy­sten­cja i od­rzu­ce­nie in­no­my­śle­nia po­zwo­li na pokój. – Awa­tar roz­ło­żył ręce, zwra­ca­jąc się do ze­bra­nych: – Czy tak mało dzi­siaj zna­czą jego słowa, że sprze­da­je­my je za kilka sil­ni­ków? Czy chce­my prze­ka­zać na­stęp­nym po­ko­le­niom, że można nas prze­ku­pić jak pierw­sze­go lep­sze­go in­no­my­ślą­ce­go?

Od­po­wie­dzia­ło mu wes­tchnie­nie Rej­to­na.

– Nie muszę chyba tobie, Piąty Ma­go­sie, przy­po­mi­nać, jak bar­dzo in­no­my­ślą­cy jest She­zar. – Roz­mów­ca spoj­rzał w oczy ro­bo­ta. – O jego po­wszech­nie zna­nej bez­względ­no­ści i chęci kon­tro­lo­wa­nia prze­pły­wu wszel­kiej tech­no­lo­gii nad­świetl­nej.

Wstał i nie spusz­cza­jąc wzro­ku z ma­szy­ny, pod­szedł do awa­ta­ra.

– Ko­ali­cja dzie­li nasze war­to­ści. Tak jak my pra­gnę­ła po­ko­ju z Uni­ta­mi. Ale sam do­brze wiesz, Piąty Ma­go­sie, jaką drogą przez mękę były ne­go­cja­cje. Jak wiele trudu kosz­to­wa­ło nas prze­ko­na­nie Syl­wa­na do znie­sie­nia ogra­ni­czeń w dys­try­bu­cji efte­la. A mimo to przy pierw­szej nada­rza­ją­cej się oka­zji wy­co­fał swe obiet­ni­ce.

Po­ło­żył rękę na kor­pu­sie ro­bo­ta.

– Wiem, że to trud­ne dla cie­bie. I śmiem twier­dzić, że nikt le­piej nie umie cy­to­wać myśli Za­ło­ży­cie­la Tor­gad­do­na. – Ton Rej­to­na prze­szedł w oj­cow­ski. – Jed­nak on nigdy nie znał in­no­my­ślą­cych, któ­rzy dys­po­no­wa­li wła­dzą nad cza­sem i prze­strze­nią. Któ­rzy mo­gli­by uni­ce­stwić Cen­net, ot tak. – Przy­wód­ca pstryk­nął pal­ca­mi. – A po za­ma­chu po­trze­bu­je­my Ko­ali­cji bar­dziej niż po­przed­nio.

Spoj­rzał po ze­bra­nych i rzekł przy­ja­ciel­skim tonem w stro­nę awa­ta­ra:

– Czy więc po­przesz tę proś­bę, Ra­be­lu?

 

***

 

Nie mógł za­snąć. W końcu nie co dzień gło­so­wał prze­ciw­ko resz­cie rady.

Jed­nak nie po­tra­fił po­stą­pić ina­czej. Pokój, który kosz­to­wał Ra­be­la wiele trudu i wy­rze­czeń, zo­stał znisz­czo­ny, nim otrzy­mał ja­ką­kol­wiek szan­sę. Wszyst­ko w imię przy­ję­cia Cen­ne­tu do eli­tar­ne­go klubu po­sia­da­czy efte­la.

Póź­niej dys­ku­to­wa­no jesz­cze o za­ma­chu. Śled­czy wstęp­nie po­dej­rze­wa­li o atak nie­od­kry­tą dotąd grupę in­no­my­ślą­cych. W jakim celu mieli to zro­bić – nie usta­lo­no. Szó­sty Magos, od­po­wie­dzial­ny za służ­by bez­pie­czeń­stwa, od­po­wia­dał tylko „nie wiem” i „jesz­cze nie spraw­dzi­li­śmy”. Rabel za­mknął oczy i przy­wo­łał obraz zmar­łe­go przy­ja­cie­la. Tol­ket żył na tyle długo, że pa­mię­tał koń­ców­kę Wieku Ka­ta­strof – czasu, kiedy upa­da­ły stare im­pe­ria. Wojny efte­lo­we sta­no­wi­ły głów­ny ele­ment opo­wie­ści z tego okre­su. Na jed­nym z nie­ofi­cjal­nych spo­tkań wspo­mniał, jak w jego ro­dzi­mym ukła­dzie otwar­to por­tal nad­świetl­ny. Za­wsze robi się to na da­le­kich obrze­żach sys­te­mu ze wzglę­du na groź­ną ra­dia­cję i za­kłó­ce­nia gra­wi­ta­cji pod­czas two­rze­nia gar­dzie­li tu­ne­lu. Jed­nak wro­go­wie pla­ne­ty am­ba­sa­do­ra zro­bi­li to obok niej.

Przy­ja­cie­lo­wi za­bra­kło wtedy słów na opi­sa­nie he­ka­tom­by. I wdzięcz­no­ści dla Syl­wa­na She­za­ra, który ura­to­wał po­pu­la­cję i uka­rał zbrod­nia­rzy. Za­wsze pod­kre­ślał, że to wła­śnie chęć za­po­bie­ga­nia takim eks­ter­mi­na­cjom le­ża­ła u pod­staw po­li­ty­ki Unii w za­kre­sie dys­try­bu­cji efte­la.

Gdyby tylko Tol­ket nie wzdra­gał się przed po­sia­da­niem kopii oso­bo­wo­ści! Wolał jed­nak żyć, cy­tu­jąc: „raz, a do­brze”. I bez wa­ha­nia to jedno życie po­świę­cił dla niego. Czło­wie­ka z dru­giej stro­ny ba­ry­ka­dy, który też wie­rzył w pokój.

Czy więc mam nic nie robić?

Pod­ję­cie dzia­łań na wła­sną rękę ozna­cza­ło bunt prze­ciw­ko Ra­dzie. In­no­my­śle­nie. Jeśli jed­nak Unia do­ko­na ze­msty, zgi­nie wielu Cen­ne­tian – a to im po­przy­siągł słu­żyć.

Głos Ra­be­la nawet nie drgnął, gdy magos za­wo­łał per­so­nel me­dycz­ny.

– Tak?

– Ak­ty­wuj­cie neu­ra­la. Muszę po­roz­ma­wiać z asy­sten­tem.

Na siat­ków­ce wy­świe­tli­ła się za­spa­na twarz Aker­na. Tylko jemu mógł za­ufać – męż­czy­zna nie raz i nie dwa do­wiódł, że se­kre­ty prze­ło­żo­ne­go są u niego bez­piecz­ne.

– Słu­cham, ma­go­sie – wy­mam­ro­tał asy­stent.

– Po­trze­bu­ję, byś na jutro umó­wił mnie z dy­rek­to­rem Po­li­cji Hi­gie­ny Psy­chicz­nej. Pry­wat­nie.

– Ro­zu­miem. Coś prze­ka­zać w za­pro­sze­niu?

– Że chciał­bym zo­ba­czyć de­mon­stra­cję Tor­gad­do­na.

 

***

 

Rabel po­czuł dreszcz, nim po­sta­wił nogę po dru­giej stro­nie por­ta­lu. Na mo­ment po­czuł utra­tę rów­no­wa­gi i chwy­cił się ba­rier­ki.

– Ma­go­sie?

Ge­stem po­wstrzy­mał asy­sten­ta, który ru­szył mu na pomoc.

– Już do­brze. To tylko… Nie, nic mi nie jest.

Tam­ten kiw­nął głową. Rabel od­cze­kał chwi­lę, upew­nia­jąc się, że wszyst­ko w po­rząd­ku, i ru­szył przez przej­ście.

Wsty­dził się tego stra­chu. Bez pro­ble­mu ko­rzy­stał z por­ta­li pla­ne­tar­nych, czemu więc tak re­ago­wał na po­dróż z po­wierzch­ni na or­bi­tę? Oba typy tu­ne­li mu­sia­ły sto­so­wać kom­pen­sa­cję ener­ge­tycz­ną, by prawo za­cho­wa­nia ener­gii nie ze­mści­ło się na użyt­kow­ni­ku. Tylko o ile w przy­pad­ku lo­kal­nych ozna­cza­ło to co naj­wy­żej lekki dreszcz, gdy śro­do­wi­sko wy­rów­ny­wa­ło ener­gię po­ten­cjal­ną, o tyle teraz mógł zo­stać do­słow­nie ewa­po­ro­wa­ny.

Jed­nak przej­ścia miały re­dun­dant­ne za­bez­pie­cze­nia. A Rabel był wy­edu­ko­wa­nym czło­wie­kiem i przed­sta­wi­cie­lem Rady. Nie po­wi­nien – nie miał prawa – tak pa­nicz­nie re­ago­wać na ko­rzy­sta­nie z naj­now­szej tech­no­lo­gii.

Upew­nił się, że Akern za nim po­dą­ża, i pod­szedł do ba­rier­ki. Pod nimi roz­po­ście­ra­ło się ogrom­ne, przy­po­mi­na­ją­ce basen cen­trum ko­mu­ni­ka­cyj­ne Po­li­cji Hi­gie­ny Psy­chicz­nej, naj­waż­niej­szej z agen­cji zaj­mu­ją­cych się bez­pie­czeń­stwem we­wnętrz­nym. Nie­prze­li­czo­ne rzędy za­nu­rzo­nych w die­lek­trycz­nej cie­czy szaf ser­we­ro­wych. A w każ­dej setki kom­pu­te­rów kwan­to­wych, na bie­żą­co prze­twa­rza­ją­cych treść każ­de­go po­łą­cze­nia na Cen­ne­cie.

Zwy­kli oby­wa­te­le nie mu­sie­li się bać. In­no­my­ślą­cy – wprost prze­ciw­nie.

– Kie­dyś bę­dziesz mu­siał mi po­wie­dzieć, jak tak do­brze zno­sisz prze­cho­dze­nie przez por­ta­le da­le­kie­go za­się­gu! – Rabel sta­rał się prze­krzy­czeć huk ukła­du chło­dze­nia.

Asy­stent wzru­szył ra­mio­na­mi.

– Myślę, że on po pro­stu igno­ru­je ry­zy­ko, ma­go­sie – sko­men­to­wał idący na­prze­ciw męż­czy­zna, ubra­ny w mun­dur służb bez­pie­czeń­stwa. – Nasze po­ko­le­nie zbyt­nio boi się sto­pie­nia w trak­cie przej­ścia.

– Luton! – krzyk­nął Rabel i mocno uści­skał dy­rek­to­ra Po­li­cji Hi­gie­ny Psy­chicz­nej.

Zo­sta­wi­li ser­we­row­nię za sobą i prze­szli przez sze­reg po­miesz­czeń służ­bo­wych. Daw­niej roiło się tutaj od funk­cjo­na­riu­szy, któ­rzy spraw­dza­li wy­chwy­co­ne przez al­go­ryt­my wia­do­mo­ści. Dzi­siaj tę rolę speł­nia­ły SI, więc i ofi­ce­rów sie­dzą­cych przy biur­kach było mniej. I choć pełna au­to­ma­ty­za­cja ra­czej nie bę­dzie wska­za­na, Rabel za­sta­na­wiał się, kiedy je­dy­ną rolą agen­tów bę­dzie za­twier­dza­nie aresz­to­wań in­no­my­ślą­cych po­je­dyn­czym klik­nię­ciem.

Za ostat­ni­mi drzwia­mi cze­ka­ło biuro Lu­to­na. Szef bez­pie­ki uwiel­biał drew­nia­ne przed­mio­ty – czę­sto wy­stru­ga­ne przez niego sa­me­go – i za­peł­nił przy­słu­gu­ją­cy mu pokój ręcz­nie zdo­bio­ny­mi krze­sła­mi, sto­łem i szaf­ka­mi. Rabel za­wsze krę­cił głową na tę fa­na­be­rię. Gdyby nie tu­ne­le cza­so­prze­strzen­ne, wy­nie­sie­nie cięż­kich mebli na or­bi­tę kosz­to­wa­ło­by for­tu­nę. Jed­nak jeśli na są­sied­nią sta­cję, peł­nią­cą rolę portu ko­smicz­ne­go, tu­ry­ści i Cen­ne­tia­nie mogli wno­sić przed­mio­ty o do­wol­nej wadze, to czemu za­bro­nić tego dy­rek­to­ro­wi or­ga­ni­za­cji bro­nią­cej pla­ne­ty przed in­no­my­śle­niem?

– Jak się czu­jesz? – spy­tał Luton, po­da­jąc ma­go­so­wi zimny napój.

– Za­dzi­wia­ją­co do­brze, jak na kogoś, kogo pró­bo­wa­no zabić.

– Nie sa­tys­fak­cjo­nu­ją cię od­po­wie­dzi Szó­ste­go? – Przy­ja­ciel prych­nął, wy­ma­wia­jąc tytuł prze­ło­żo­ne­go.

– A jak my­ślisz? – Rabel wypił jed­nym hau­stem wodę i od­sta­wił szklan­kę.

– Myślę, że gdyby było ina­czej, nie na­le­gał­byś na pry­wat­ne spo­tka­nie i nie prze­my­kał do mnie por­ta­lem, z któ­re­go ko­rzy­sta ob­słu­ga tech­nicz­na.

Magos po­ki­wał głową.

– Aker­nie, pro­szę, zo­staw nas sa­mych.

Asy­stent wy­szedł bez słowa. Rabel chwy­cił me­da­lion.

– Od czego by tu za­cząć? – za­py­tał bar­dziej sie­bie niż roz­mów­cę.

– Naj­le­piej od tego, kogo z Rady po­dej­rze­wasz o in­no­my­śle­nie. Szó­ste­go?

– Nie, on nie jest do tego zdol­ny. Nie mam kon­kret­ne­go po­dej­rza­ne­go, ale myślę, że wiem, kogo na­le­ży spraw­dzić.

– Wal.

– Ko­ali­cję.

Luton zbladł jak ścia­na.

– Po­słu­chaj do końca. – Magos ści­skał me­da­lion, w który wpa­try­wał się szef bez­pie­ki. On jeden znał zna­cze­nie tego przed­mio­tu. – Nie mam po­ję­cia, co się dzie­je, ale na­szej stro­nie nagle za­chcia­ło się wojny.

– Ra­czej po­dej­rze­wał­bym o to Unię.

– Am­ba­sa­dor Tol­ket, nim zgi­nął, miał inne zda­nie.

– Mógł kła­mać.

Rabel spio­ru­no­wał wzro­kiem przy­ja­cie­la.

– Jeśli tak, to wy­star­czy­ło po­zwo­lić mi umrzeć.

Luton wes­tchnął, ale nic nie po­wie­dział.

– W każ­dym razie – kon­ty­nu­ował Rabel – nie po­zwo­lę na­ra­żać Cen­ne­tu i dep­tać fi­lo­zo­fii za­ło­ży­cie­li w imię wstą­pie­nia do eli­tar­ne­go klubu po­sia­da­czy efte­la.

– Jotam też sto­so­wał po­dob­ne ar­gu­men­ty.

Magos spo­dzie­wał się tej uwagi. Ale mimo to za­bo­la­ła ni­czym szty­let wbity w serce.

– Kto jed­nak z nas dwóch miał od­wa­gę, by go wydać? – wy­pa­lił nie­spo­dzie­wa­nie ostro.

Luton spoj­rzał w bok.

– Przyj­mij­my, że ci po­mo­gę, Ra­be­lu. Czego byś ocze­ki­wał? Bo o wła­ma­niu do sieci kon­su­la­tu nie ma mowy, za dobre za­bez­pie­cze­nia. Mogę pod­słu­chać ich roz­mo­wy, ale za bar­dzo się pil­nu­ją. Może je­dy­nie agen­ci…

– A co prze­ka­zał ci mój asy­stent w za­pro­sze­niu?

Szefa bez­pie­ki za­tka­ło.

– Mamy po­zwo­le­nie na jego uży­cie je­dy­nie na wy­raź­ny roz­kaz Naj­wyż­sze­go…

– A jeśli on też zin­no­my­ślił?

W ciszy, która za­pa­dła na te słowa, dało się wy­czuć coś prze­ra­ża­ją­ce­go. Rabel pa­trzył pro­sto w oczy wa­ha­ją­ce­go się Lu­to­na. Każda se­kun­da trwa­ła wiecz­ność.

Przy­ja­ciel w końcu prze­mó­wił:

– Ze wzglę­du na stare czasy.

Magos z ulgą wy­pu­ścił po­wie­trze. Tym­cza­sem Luton spoj­rzał w dal i na głos wy­po­wia­dał słowa, które po­wta­rzał do neu­ra­la:

– Tar­gil? Otrzy­ma­łem wła­śnie roz­kaz z samej góry. Przy­go­tuj Tor­gad­do­na do lotu… Tak, krót­ki kurs, jak w sy­mu­la­cjach… Dzię­ki, do zo­ba­cze­nia.

Obaj przy­ja­cie­le pa­trzy­li na sie­bie przez mo­ment.

– Mam na­dzie­ję, że nie po­ma­gam no­we­mu Jo­ta­mo­wi.

– Mam jego twarz, ale nie po­glą­dy – od­parł pew­nie Rabel.

 

***

 

Tor­gad­do­na Cen­ne­tia­nie ob­da­rza­li więk­szym sza­cun­kiem niż po­zo­sta­łych Za­ło­ży­cie­li głów­nie za wi­zjo­ner­stwo. Nic więc dziw­ne­go, że to na jego cześć Po­li­cja Hi­gie­ny Psy­chicz­nej na­zwa­ła za­ku­pio­ną od Unii re­la­ty­wi­stycz­ną sondę zwia­dow­czą. Ofi­cjal­nie, by pro­wa­dzić re­ko­ne­sans cza­so­prze­strzen­ny i ostrze­gać przed po­ten­cjal­ny­mi ka­ta­stro­fa­mi na­tu­ral­ny­mi. Nie­ofi­cjal­nie – by mieć w za­na­drzu coś, co może pomóc w razie za­ostrze­nia sto­sun­ków z Ko­ali­cją. Rabel cze­kał trzy czwar­te dnia, nu­dząc się nie­mi­ło­sier­nie, nim po­jazd zo­sta­nie roz­pę­dzo­ny do wy­ma­ga­nej pręd­ko­ści. W końcu jed­nak Luton za­pro­wa­dził go i Aker­na do cen­trum ste­ro­wa­nia tego cudu tech­ni­ki.

– Nie mo­głeś wcze­śniej? – spy­tał z prze­ką­sem magos.

– Nu­dził­byś się tak samo – od­po­wie­dział dy­rek­tor bez­pie­ki ner­wo­wym gło­sem. – Żad­nych ko­lo­ro­wych wy­kre­sów czy ob­raz­ków. To nie film sen­sa­cyj­ny.

Ho­lo­pro­jek­tor na środ­ku po­miesz­cze­nia wy­świe­tlał sche­mat wal­co­wa­tej sondy. Z przo­du wy­sta­wał kie­lich-ko­lek­tor, ma­ją­cy wy­ła­py­wać z drogi wszel­kie cząst­ki. Przy locie z dzie­więć­dzie­się­cio­ma pro­cen­ta­mi pręd­ko­ści świa­tła, ude­rze­nie choć­by w dro­bi­nę kurzu mo­gło­by mieć ka­ta­stro­fal­ne skut­ki. Tylna część za­wie­ra­ła pro­sto­pa­dło­ścian sil­ni­ka bez­i­ner­cyj­ne­go, bez któ­re­go taka szyb­kość była nie­osią­gal­na. Wnę­trze sondy skry­wa­ło układ ska­ne­rów ta­chio­no­wych oraz urzą­dzeń po­mia­ro­wych, a całą kon­struk­cję po­kry­to spe­cjal­nym ma­te­ria­łem ma­ją­cym wy­da­lać ge­ne­ro­wa­ne cie­pło.

Szkla­na kula w całej oka­za­ło­ści – po­my­ślał z iro­nią Rabel.

Oprócz ma­go­sa i asy­sten­ta w nie­wiel­kim po­ko­ju sie­dzia­ło ośmiu ope­ra­to­rów oraz Luton. Resz­tę zadań wy­peł­nia­ły SI, ko­mu­ni­ku­ją­ce się z nimi przez neu­ra­le. Po­miesz­cze­nie nie miało więc żad­nych ekra­nów. Jeśli coś trze­ba było wy­świe­tlić go­ściom, ro­bio­no to za po­mo­cą ho­lo­pro­jek­to­ra.

– Jak prze­bie­ga lot? – spy­tał Rabel.

– Zaj­rze­li­śmy już do prze­szło­ści, teraz spraw­dza­my przy­szłość – od­parł ope­ra­tor, błą­dząc wzro­kiem po nie­wi­dzial­nych dla roz­mów­cy ta­be­lach i pa­ra­me­trach. – Ze­ska­no­wa­li­śmy przy tym ta­chio­na­mi ele­men­ty poza stoż­kiem świa­tła i…

– Poza czym? – wy­rwa­ło się Aker­no­wi.

– Poza ta­chio­na­mi nic nie mknie szyb­ciej od świa­tła – za­czął tech­nik – więc tra­dy­cyj­ny­mi li­da­ra­mi czy ra­da­ra­mi nie za­ob­ser­wu­je­my zja­wisk, któ­rych sy­gna­ły dotrą do nas za jakiś czas już po ich wy­da­rze­niu. – Pod­niósł ręce. – Chęt­nie wy­tłu­ma­czył­bym tę „względ­ność jed­no­cze­sno­ści”, ale cięż­ko mi by było na­ma­lo­wać dia­gram Mi­now­skie­go. Niech wy­star­czy wy­tłu­ma­cze­nie, że dla obiek­tów o róż­nej pręd­ko­ści czas zda­rzeń jest inny.

– Ro­zu­miem.

– Ma­ni­pu­lu­jąc re­la­ty­wi­stycz­ną pręd­ko­ścią sondy wzglę­dem Cen­ne­tu, mo­że­my zna­leźć się aku­rat w chwi­li, kiedy wy­da­rze­nie z prze­szło­ści lub przy­szło­ści się dzie­je. Nie­ste­ty jed­no­cze­śnie nie ma moż­li­wo­ści za­re­je­stro­wać go zwy­kły­mi czuj­ni­ka­mi. Taka forma obro­ny wszech­świa­ta.

– No­wi­kow.

– Do­kład­nie. Stąd mu­si­my po­le­gać na ta­chio­nach, by to za­ob­ser­wo­wać. Lecą szyb­ciej od świa­tła, więc są w sta­nie omi­nąć tę obro­nę.

Akern wy­krzy­wił usta.

– A sen­so­ry na nich opar­te nie fał­szu­ją wy­ni­ków?

– I to jesz­cze jak! Za­sa­da re­in­ter­pre­ta­cji unie­moż­li­wia stu­pro­cen­to­wą pew­ność usta­le­nia, czy ta­chion jest efek­tem ska­no­wa­nia, czy do­pie­ro leci odbić się od cząst­ki. Do ich we­ry­fi­ka­cji trze­ba za­prząc sze­reg al­go­ryt­mów. Stąd te wszyst­kie kom­pu­te­ry kwan­to­we i opro­gra­mo­wa­nie, które do­star­czo­no wraz z sondą.

– A jak Unia czy Ko­ali­cja uzy­sku­je pew­niej­sze dane?

– Oszu­ku­ją dzię­ki tu­ne­lom cza­so­prze­strzen­nym. Two­rzą po­łą­cze­nie z punk­tem w prze­szło­ści lub przy­szło­ści i wy­sy­ła­ją zwy­kłą sondę. Nie uży­wa­ją ta­chio­nów, więc wy­ni­ki nie są znie­kształ­co­ne. – Tech­nik uśmiech­nął się. – Chciał­bym kie­dyś po­ło­żyć rękę na takim sprzę­cie.

Rabel prze­tarł oczy. Nie miał ocho­ty na żadne ko­lej­ne py­ta­nie.

– A dacie radę prze­chwy­cić obcą ko­mu­ni­ka­cję ta­chio­no­wą? – spy­tał Akern ku fru­stra­cji prze­ło­żo­ne­go.

– Pew­nie, Tor­gad­don prze­chwy­tu­je je bez pro­ble­mu. Choć ze zła­ma­niem szy­fru jest znacz­nie go­rzej. Kryp­to­gra­fia nad­świetl­na jest jesz­cze bar­dziej zło­żo­na niż kwan­to­wa. Efek­ty efte­la w tej dzie­dzi­nie są nie­sa­mo­wi­te.

– Ale mamy do tego sprzęt, więc pro­szę się nie mar­twić – wtrą­cił Luton.

Asy­stent szy­ko­wał się do ko­lej­ne­go py­ta­nia, ale prze­ło­żo­ny za­ci­snął dłoń na jego ra­mie­niu. Wtedy wy­buchł alarm.

– Co jest?! – wy­krzy­czał Luton.

– Nie wiem, dy­rek­to­rze. – Oczy tech­ni­ka błą­dzi­ły wśród wy­świe­tla­nej przez neu­ra­la dia­gno­sty­ki. – Tor­gad­don za­re­je­stro­wał nagłe zwięk­sze­nie gra­wi­ta­cji, a potem stra­ci­li­śmy kon­takt.

– Prze­cież nie mógł tak nagle znik­nąć!

Ope­ra­to­rzy mil­cze­li. Rabel prze­łknął ślinę.

 

***

 

Tor­gad­don znik­nął. Oczy­wi­ście, teraz te­le­sko­py re­je­stro­wa­ły pę­dzą­cą po gra­ni­cy ukła­du sondę, ale na­stęp­ne­go dnia w nocy miało ją spo­tkać coś nie­do­bre­go.

– Zo­staw to mnie – od­parł zde­ner­wo­wa­ny Luton, gdy Rabel spy­tał, jak może pomóc. – Po­de­ślę ci uzy­ska­ne dane wraz z in­ter­pre­ta­cją. Do tego czasu ani słowa.

Pierw­sze wy­ni­ki przy­szły tego sa­me­go wie­czo­ra. Pa­trząc na wy­świe­tla­ną przez neu­ra­la wia­do­mość, magos za­mknął oczy i chwy­cił me­da­lion. Co się stało, to się nie od­sta­nie. Prawo sa­mo­spój­no­ści No­wi­ko­wa mu świad­kiem.

Choć nadal nie usta­lo­no po­wo­du utra­ty łącz­no­ści z sondą, lu­dzie Lu­to­na zdo­ła­li prze­chwy­cić i od­czy­tać ta­chio­no­we wia­do­mo­ści Ko­ali­cji. Za­wie­ra­ły ory­gi­nal­ną od­po­wiedź na an­ty­te­le­fon – ku za­wo­do­wi Ra­be­la – iden­tycz­ną z tą po­ka­za­ną na ze­bra­niu Rady.

Ska­no­wa­nie przy­nio­sło cie­kaw­sze wy­ni­ki. Po­ma­ga­ją­ce w ana­li­zie da­nych SI zwró­ci­ło uwagę na wzmo­żo­ny ruch ko­mu­ni­ka­cji w nie­da­le­kiej od teraz przy­szło­ści. Co cie­ka­we, źró­dłem nie był ani kon­su­lat, ani am­ba­sa­da Unii, ale nie­wiel­ka elek­trow­nia wy­bu­do­wa­na dla tego pierw­sze­go. Czyż­by prze­nie­sio­no na­daj­ni­ki do tego bu­dyn­ku?

Przy­wo­łał ko­mu­ni­ka­ty Rady, ale nie zna­lazł nic na ten temat.

Czyżby awa­ryj­ne na­daj­ni­ki? Tylko po co? Cen­net ze­zwo­lił Ko­ali­cji na wszel­kie uspraw­nie­nia kon­su­la­tu. Na cho­le­rę ukry­wać re­dun­dant­ny układ ko­mu­ni­ka­cji efte­lo­wej?

Dreszcz prze­szedł mu po skó­rze, gdy Rabel do­znał olśnie­nia.

Baza zwia­du cza­so­prze­strzen­ne­go! Z ta­chio­no­wy­mi na­daj­ni­ka­mi, ra­da­ra­mi i Zało­ży­cie­le raczą wie­dzieć, czym jesz­cze!

Prio­ry­te­to­wy cel na li­ście Uni­tów w razie wy­bu­chu wojny. Ale prze­cież to nie było moż­li­we bez wie­dzy kogoś z Rady. A żaden magos nie mógł pod­jąć w se­kre­cie ta­kiej de­cy­zji. Z jed­nym wy­jąt­kiem.

Coś ty na­ro­bił, Rej­ton?!

Czuł ro­sną­cą furię. Pew­nie za­mach na Tol­ke­ta był także ja­kimś pla­nem Ko­ali­cji. Za takie na­ra­że­nie Cen­ne­tian Na­czel­ny Magos po­wi­nien tra­fić wprost do za­kła­du dla in­no­my­ślą­cych.

A co, jeśli to nie jest praw­da? – nagła myśl stłu­mi­ła gniew.

To mogła być ce­lo­wa pod­pu­cha dla wro­gich agen­tów. Ist­nia­ły spo­so­by na dez­in­for­ma­cję w woj­nie efte­lo­wej. Co, jeśli Ko­ali­cja wy­sła­ła fał­szy­we wia­do­mo­ści i potem znisz­czy­ła Tor­gad­do­na?

Wtem prze­my­śle­nia prze­rwał mu sy­gnał neu­ra­la.

– Tutaj Akern. – Głos asy­sten­ta ki­piał pod­nie­ce­niem. – Przy­szła ważna wia­do­mość z kon­su­la­tu.

Rabel ze­rwał się na równe nogi.

Cho­le­ra, wiedzą! Pew­nie to oni strą­ci­li Tor­gad­do­na!

– Co może być tak pil­ne­go… – Nagle od­zy­skał na­dzie­ję. – Czy może Ko­ali­cja zgo­dzi­ła się na wa­run­ki Unii?

– Nie. – Prze­pra­sza­ją­cy ton Aker­na wzmoc­nił strach Ra­be­la. – Do kon­su­la­tu przy­był wła­śnie ważny gość, który na­le­ga na jak naj­szyb­sze spo­tka­nie z panem, ma­go­sie.

Lęk prze­szedł w cie­ka­wość.

– Kto kon­kret­nie?

– Ga­la­ha­dian.

Magos usiadł w fo­te­lu z sze­ro­ko otwar­ty­mi usta­mi.

 

***

 

Am­ba­sa­da Ko­ali­cji wy­glą­da­ła zło­wiesz­czo. Wiel­ki pro­sto­pa­dło­ścian bez okien i drzwi, do któ­re­go wejść i wyjść można było je­dy­nie za po­mo­cą strze­żo­nych por­ta­li. Kon­tro­la Ra­be­la zda­wa­ła się cią­gnąć w nie­skoń­czo­ność. Kilka razy go ska­no­wa­no, raz po­pro­szo­no o do­stęp do neu­ra­la. Bra­ko­wa­ło tylko peł­ne­go sczy­ta­nia pa­mię­ci. W końcu uzna­no, że nie stwa­rza za­gro­że­nia, i po­zwo­lo­no iść dalej. Za por­ta­lem cze­ka­ła już kon­sul w to­wa­rzy­stwie dwóch ochro­nia­rzy. Idąc za nimi, Rabel zna­lazł się w naj­pil­niej strze­żo­nej czę­ści kon­su­la­tu.

Pokój try­skał prze­py­chem. Złota za­sta­wa, bo­ga­to zdo­bio­ny stół, meble z praw­dzi­wej skóry. W rogu stali go­to­wi na roz­ka­zy zro­bo­ty­zo­wa­ni słu­żą­cy i ol­brzy­mi robot bo­jo­wy. Usta Ra­be­la już miały uło­żyć się w gry­mas za­że­no­wa­nia, ale za­krył je, gdy doj­rzał przy­staw­ki z owo­ców morza.

Ga­la­ha­dian sie­dział na sofie, je­dząc kre­wet­ki.

– Pro­szę, niech pan usią­dzie, Piąty Ma­go­sie – po­wie­dział, wska­zu­jąc na sto­ją­cą na­prze­ciw­ko sofę.

Cen­ne­tia­nin usiadł. Z tru­dem pa­no­wał nad nud­no­ścia­mi. Ga­la­ha­dian po­cze­kał, aż za­mknie się por­tal za kon­sul, i spy­tał:

– Zanim przej­dzie­my do sedna, czy mogę po­le­cić panu her­ba­tę se­le­diań­ską?

Magos ob­li­zał wy­schnię­te wargi, uni­ka­jąc spo­glą­da­nia na owoce morza.

– Po­pro­szę.

– Świet­nie.

Po chwi­li go­rą­ca her­ba­ta już pa­ro­wa­ła z ce­ra­micz­nej fi­li­żan­ki.

– I jak? – spy­tał Ko­ali­cjant, gdy Rabel upił łyk.

– Muszę po­chwa­lić pań­ski wybór, kanc­le­rzu.

Go­spo­darz uśmiech­nął się.

– Ofi­cjal­nie je­stem je­dy­nie „de­sy­gno­wa­nym kanc­le­rzem” z ra­mie­nia mojej frak­cji, ale wy­bo­ry to czy­sta for­mal­ność.

– An­ty­te­le­fon?

– Aryt­me­ty­ka gło­so­wa­nia. Mam za sobą sześć­dzie­siąt pro­cent gło­sów pla­net człon­kow­skich dys­po­nu­ją­cych efte­lem. – Ga­la­ha­dian upił łyk czar­ne­go na­po­ju o nie­zna­nym ma­go­so­wi ostrym za­pa­chu. – Ale ro­zu­miem obawę.

– Mogę zadać ko­lej­ne, z czy­stej cie­ka­wo­ści? – Rabel za­cze­kał na znak Ko­ali­cjan­ta i kon­ty­nu­ował: – Jak kon­tro­lu­je­cie, czy ktoś nie zaj­rzy w przy­szłość, by, że tak nie­ład­nie to ujmę, ob­sta­wić wła­ści­we­go konia?

– Nie­głu­pie py­ta­nie. – Go­spo­darz chwy­cił jedną z kre­we­tek. – Mógł­bym opo­wia­dać o Ko­ali­cyj­nej Służ­bie Cza­so­prze­strzen­nej, ale obaj wiemy, że naj­waż­niej­sza ochro­na to mocny krę­go­słup mo­ral­ny. Praw­da?

Rabel po­ki­wał głową.

– To ce­chu­je za­rów­no Cen­net, jak i świa­ty na­szej wspól­no­ty. Tylko na etyce i wy­ni­ka­ją­ce­mu z niej za­ufa­niu mo­że­my zbu­do­wać, nomen omen, świe­tla­ną przy­szłość. – Ga­la­ha­dian wes­tchnął. – Ale znam czło­wie­ka o innym po­my­śle na spo­łe­czeń­stwo, opar­tym na wła­dzy sil­nych nad sła­by­mi.

– Syl­wan She­zar.

Nie­bie­skie oczy Ko­ali­cjan­ta wy­peł­ni­ła po­gar­da.

– Do­kład­nie. – De­sy­gno­wa­ny kanc­lerz prze­łknął za­ką­skę i się­gnął po ko­lej­ną. – Pro­szę przy­znać, że sy­tu­acja dzie­jo­wa jest wręcz… ba­śnio­wa. Oto stoją na­prze­ciw sie­bie dwie po­tę­gi, z któ­rych jedna chce dać wszyst­kim moc do prze­mia­ny na lep­sze, a druga tylko wy­bra­nym. Wy­zwo­li­cie­le i ty­ra­ni. Ko­ali­cja i Unia.

– By­ła­by ba­śnio­wa, gdyby nie dys­pro­por­cja sił. – Magos wy­szcze­rzył zęby. – Macie ja­kieś czte­ry lub pięć razy wię­cej świa­tów z do­stę­pem do efte­la niż She­zar i jego so­jusz­ni­cy. Prze­cież jak na dłoni widać, że wojna skoń­czy się po­raż­ką Uni­tów.

– Ja to wiem, pan to wie, ale czy oni to wie­dzą? – Głos Ko­ali­cjan­ta prze­peł­nia­ła iro­nia. Ga­la­ha­dian się­gnął po trze­cią kre­wet­kę. – Ale to wybór każ­de­go spo­łe­czeń­stwa z efte­lem. Być panem two­rze­nia…

– Albo nisz­cze­nia – wtrą­cił Rabel.

– W rze­czy samej. – Ko­ali­cjant wes­tchnął. – Ale nawet wład­cy two­rze­nia muszą się bro­nić przed bar­ba­rzyń­ca­mi. Zwłasz­cza gdy ci także mają efte­la. Czyż nie cze­goś po­dob­ne­go uczy­li wasi Za­ło­ży­cie­le?

Magos prych­nął.

– Ka­za­li izo­lo­wać in­no­my­ślą­cych, nie za­bi­jać. Do tego…

Prze­rwał, gdy Ga­la­ha­dian pod­niósł dłoń.

– Czy pan na­praw­dę sądzi, że mo­że­my po­ko­nać Uni­tów bez jed­ne­go wy­strza­łu?

– Tak.

Ko­ali­cjant po­krę­cił głową. Zjadł ko­lej­ną kre­wet­kę i po­chy­lił się bli­żej Cen­ne­tia­ni­na.

– Po­przed­ni kanc­lerz wie­rzył – za­czął – że jeśli roz­da­my efte­la każ­de­mu, kto o to po­pro­si, to zdo­mi­nu­je­my She­za­ra i zmu­si­my do ule­gło­ści. Ale to mrzon­ki. Syl­wan jest na to za spryt­ny. Jeśli bę­dzie­my zwle­kać zbyt długo, po­zwo­li­my mu uro­snąć w siłę i za­ata­ko­wać.

– Zu­chwa­łe oskar­że­nie. Czy skon­sul­to­wał je pan ze zwia­dem cza­so­prze­strzen­nym?

– A jak­że­by ina­czej? Mamy do­wo­dy, że nie­dłu­go wy­buch­ną walki.

– To nie musi ozna­czać to­tal­nej wojny.

Ko­ali­cjant spoj­rzał w oczy Cen­ne­tia­ni­na.

– Pro­szę nie my­śleć, że po­dej­mu­ję takie de­cy­zje z lek­kim ser­cem. Wie­rzę za to, że przy­szłe po­ko­le­nia osą­dzą mnie spra­wie­dli­wie. Tak jak pan osą­dzi Rej­to­na.

Magos za­mru­gał kilka razy.

– Nie my­ślał pan, że we­zwa­nie do­ty­czy­ło tylko de­gu­sta­cji her­ba­ty, owo­ców morza i po­ga­du­szek o astro­po­li­ty­ce, nie­praw­daż? – Na twa­rzy Ga­la­ha­dia­na za­go­ścił smut­ny pół­u­śmiech.

A więc to cho­ler­na praw­da!

Rabel po­czuł, jakby otrzy­mał cios w splot sło­necz­ny. Zgar­bił się.

Tym­cza­sem go­spo­darz mówił dalej smut­nym gło­sem:

– Jutro Rej­ton razem ze mną bę­dzie cze­kać na nad­zwy­czaj­nym ze­bra­niu Rady. Nie zdra­dzę, co powie. Ale jasno dał mi do zro­zu­mie­nia, że po tym, co uczy­nił, prze­sta­nie być Naj­wyż­szym Ma­go­sem. Za­pro­po­nu­je przy tym pana jako na­stęp­cę. – Ga­la­ha­dian od­chy­lił głowę i spoj­rzał na sufit. – Z tego, co wiem, prawo po­zwa­la no­we­mu przy­wód­cy na osą­dze­nie po­przed­ni­ka, jeśli ten ustą­pił z po­wo­du in­no­my­śle­nia, praw­da?

– Tak, ale czemu ja?

– O to bę­dzie mu­siał pan spy­tać jego.

Po­now­nie spoj­rzał na Cen­ne­tia­ni­na. W oczach dało się wy­czy­tać sza­cu­nek dla roz­mów­cy, kiedy mówił:

– Ale po­znaw­szy pań­skie prze­ko­na­nia, ro­zu­miem dla­cze­go.

Nie­spo­dzie­wa­nie Ga­la­ha­dian wstał.

– Choć chcę, żeby pan także wie­dział, że to spo­tka­nie było moim i tylko moim po­my­słem. Chcia­łem przed­sta­wić po­wo­dy, uspra­wie­dli­wie­nie…

Ku za­sko­cze­niu Ra­be­la wy­ko­nał głę­bo­ki, pełen sza­cun­ku ukłon. Bła­gal­ny gest z pla­ne­ty, z któ­rej po­cho­dził.

– I pro­sić o cho­ciaż odro­bi­nę łaski dla mego przy­ja­cie­la Rej­to­na.

 

***

 

Mię­to­lił me­da­lion w dłoni. Pal­ca­mi dru­giej ści­snął szklan­kę z al­ko­ho­lem. Sie­dzą­cy na­prze­ciw­ko Akern pa­trzył nie­spo­koj­nie na prze­ło­żo­ne­go. Cza­sem otwie­rał usta, ale kar­cą­cy wzrok Ra­be­la gasił wy­po­wie­dzi w za­rod­ku.

I pomyśleć, że jesz­cze nie tak dawno mia­łem wy­rzu­ty su­mie­nia. Teraz nie mógł zna­leźć śla­dów daw­ne­go po­czu­cia winy. Ale co teraz mam zrobić?

Oparł głowę na za­ci­śnię­tej w pięść dłoni z me­da­lio­nem. Z obec­ną wie­dzą łatwo mógł prze­wi­dzieć prze­bieg po­ran­nych wy­da­rzeń. Rej­ton przy­zna się do spi­sko­wa­nia z Ko­ali­cją i na­ra­że­nia miesz­kań­ców Cen­ne­tu przez wy­da­nie po­zwo­le­nia na bu­do­wę in­sta­la­cji zwia­du cza­so­prze­strzen­ne­go. Weź­mie winę na sie­bie i zre­zy­gnu­je z funk­cji. Potem zo­sta­nie spra­wie­dli­wie osą­dzo­ny – Rabel nie miał bo­wiem naj­mniej­sze­go za­mia­ru oka­zy­wać łaski. Na końcu zaś, nie mając za bar­dzo wy­bo­ru, Rada po­twier­dzi dal­szą chęć przy­łą­cze­nia do Ko­ali­cji. No bo kto inny obro­ni Cen­net przed ze­mstą Unii?

O za­ma­chu nikt nie pi­śnie sło­wem, ale bę­dzie jasne, że to plan Ko­ali­cji, by pchnąć oba mo­car­stwa do walki.

Naj­gor­sze, że ten in­te­res wyj­dzie Cen­ne­tia­nom na dobre. Do­łą­czą do eli­tar­ne­go grona cy­wi­li­za­cji nad­świetl­nych i nie będą mu­sie­li oba­wiać się za­gła­dy, gdy ruszy ma­chi­na wo­jen­na.

Jako ich sługa, Rabel nie mógł pro­sić o wię­cej.

Spoj­rzał na od­bi­cie w szy­bie. Przy­po­mnia­ło mu kogoś. Osobę, którą cenił wyżej niż wła­sne życie. I którą wydał, gdy tylko z Lu­to­nem do­wie­dzie­li się o jego in­no­my­śle­niu – o zor­ga­ni­zo­wa­niu za­ma­chu na człon­ków Rady.

Hi­po­kry­ta! – ryk­nę­ło od­bi­cie brata bliź­nia­ka. Ostat­nie słowa Jo­ta­ma, nim zo­stał za­bra­ny przez Po­li­cję Hi­gie­ny Psy­chicz­nej. Na za­wsze. Zo­stał po nim tylko ze­rwa­ny z szyi me­da­lion, który rzu­cił pod nogi Ra­be­lo­wi.

Magos wypił hau­stem za­war­tość szklan­ki. Brzę­kło tłu­czo­ne szkło, gdy wy­śli­znę­ła mu się z ręki. Na­no­czy­ści­cie­le na­tych­miast za­czę­ły sprzą­tać pod­ło­gę po­jaz­du. Rabel po­wi­nien po­zwo­lić Ga­la­ha­dia­no­wi na wy­ko­na­nie planu. Po­wi­nien nic nie robić.

Hi­po­kry­ta! – ryk­nę­ło znów od­bi­cie.

– Kurwa mać! – wy­darł się do szy­ber­da­chu, aż Akern pod­sko­czył.

Mu­siał dzia­łać. Już nie tylko dla Cen­ne­tian, ale dla całej ga­lak­ty­ki. Tylko jak to zro­bić? Jak mógł zmie­nić po­dej­ście ol­brzy­miej Ko­ali­cji i na­mó­wić ich do po­wro­tu do stołu ne­go­cja­cyj­ne­go? Inni ma­go­so­wie nie wie­dzą tego, co on. Gdyby nie chęć po­mo­cy Rej­to­no­wi i uży­cie Tor­gad­do­na, nawet on nigdy nie do­my­ślił­by się, co pla­nu­je Ga­la­ha­dian.

Cen­ne­tia­nin pstryk­nął pal­ca­mi i chwy­cił się za głowę.

– No tak!

Wska­zał na Aker­na i po­wie­dział:

– Po­łącz się z se­kre­ta­ria­tem każ­de­go z po­zo­sta­łych Ma­go­sów i po­proś o pilną kon­fe­ren­cję przez neu­ra­le. Tylko mi­giem!

Kątem oka spoj­rzał na szybę. Już nie wi­dział w niej od­bi­cia brata.

 

***

 

Spe­cjal­nie przy­był spóź­nio­ny do Sali Za­ło­ży­cie­li.

Prze­ra­że­nie w oczach Rej­to­na aż nadto zdra­dza­ło, że nie tego się spo­dzie­wał po ze­bra­niu. Inni człon­ko­wie mil­cze­li, wbi­ja­jąc nie­na­wist­ny wzrok w przy­wód­cę. Przy­wo­dzi­li na myśl na­ga­nia­czy, wy­sta­wia­ją­cych zwie­rzy­nę na osta­tecz­ny strzał my­śli­we­go. Rabel z tru­dem trzy­mał nerwy na wodzy. To była jego wiel­ka chwi­la, nie mógł jej spa­prać.

– Widzę, że dys­ku­sja za­czę­ła się beze mnie – po­wie­dział te­atral­nie z lek­kim wy­rzu­tem. – Dźwię­ki kłót­ni do­szły mnie od sa­me­go por­ta­lu do bu­dyn­ku Rady i nawet ak­tyw­ne tłu­mie­nie ścian ich nie za­trzy­ma­ło. Czy mogę wie­dzieć, co wy­wo­ła­ło takie wzbu­rze­nie?

– No mów, Rej­to­nie! Wyjaw swój grzech in­no­my­śle­nia! – wy­buch­nął Trze­ci Magos.

– Ja… – Naj­wyż­szy po­trzą­snął głową. – Po­trze­bo­wa­li­śmy de­cy­zji jak naj­szyb­ciej. Sama sta­cja to tylko ele­ment obro­ny Ko­ali­cji, któ­rej człon­ka­mi nie­dłu­go bę­dzie­my.

– Jeśli nawet przy­mknąć oko na to in­no­my­śle­nie – za­czął z po­gar­dą Szó­sty Magos – to jak mamy po­trak­to­wać po­zwo­le­nie na za­mach na am­ba­sa­do­ra Tol­ke­ta?

Rabel roz­ma­so­wał ramię, w które otrzy­mał nie­daw­no po­strzał. Rej­ton zaś zgar­bił się, jakby otrzy­mał cios w brzuch.

– To… To wcale nie tak…

Piąty Magos wy­cią­gnął otwar­te dło­nie w stro­nę Rady. Wszyst­kie pary oczu spoj­rza­ły ku niemu. Rej­ton z na­dzie­ją. Po­zo­sta­li – z sa­tys­fak­cją.

– Ro­zu­miem wasz gniew – za­czął Rabel. – Oto czło­wiek, który prze­pro­wa­dził nas przez kry­zys pierw­sze­go kon­tak­tu, do­ko­nał aktu in­no­my­śle­nia w naj­czyst­szej for­mie. Od­rzu­cił mą­drość grupy i zde­cy­do­wał się dzia­łać na wła­sną rękę, nad­uży­wa­jąc po­wie­rzo­nej mu wła­dzy.

Wstał i nie spusz­cza­jąc wzro­ku z Rej­to­na, pod­szedł do przy­wód­cy.

– Pod­jął swą de­cy­zję, chcąc zbu­do­wać silny Cen­net, dać mu efte­la i pro­tek­cję naj­po­tęż­niej­szej frak­cji ist­nie­ją­cej po Wieku Ka­ta­strof.

Na­dzie­ja w oczach Rej­to­na rosła z każ­dym sło­wem Ra­be­la. Ten kon­ty­nu­ował:

– Wiem, że cisną się wam na usta słowa Za­ło­ży­cie­la Tor­gad­do­na: „Jeśli mord i kłam­stwo mają ura­to­wać ten świat, to nie za­słu­gu­je on na prze­trwa­nie”. Wiem jed­nak, co by na to od­rzekł Naj­wyż­szy Magos Rej­ton: „Pro­blem w tym, że Tor­gad­don znał efte­la je­dy­nie z le­gend. Dla nas to rze­czy­wi­stość”. I fak­tycz­nie, my znamy kon­se­kwen­cje złego uży­cia tej tech­no­lo­gii. Wiemy, ile zmian jest po­trzeb­nych, by spo­łe­czeń­stwo nie sto­czy­ło się w stro­nę bar­ba­rzyń­stwa. I przede wszyst­kim, ile trze­ba po­świę­cić, aby je obro­nić przed wro­giem.

Sta­nął tuż przy Rej­to­nie.

– Naj­wyż­szy Magos wie­lo­krot­nie nam o tym przy­po­mi­nał. Ro­zu­miem więc, czemu się zde­cy­do­wał na takie kroki. Ale czy za tym zro­zu­mie­niem idzie roz­grze­sze­nie?

Po­ło­żył mu rękę na ramię i gło­śno po­wie­dział:

– Nie!

Ten mo­ment, gdy na­dzie­ja pry­sła, a oczy Rej­to­na stały się wiel­kie jak mo­ne­ty – Rabel za­mie­rzał de­lek­to­wać się nim do końca życia. Jed­nak chciał ob­ró­cić szty­let słów, wbity w serce przy­wód­cy, jesz­cze kilka razy.

– Bo za sło­wa­mi Za­ło­ży­cie­li stoi coś wię­cej niż tylko od­rzu­ce­nie bez­myśl­nej prze­mo­cy. To chęć uczy­nie­nia ludzi lep­szy­mi. To po­gląd, że żadne ofia­ry nie uspra­wie­dli­wia­ją god­ne­go życia oca­lo­nych. To wła­śnie prze­ciw­ko tej wizji czło­wie­ka nad­świetl­ne­go, tak bli­skiej nam i Ko­ali­cji, zin­no­my­śla­łeś ty i twoi wspól­ni­cy.

Spoj­rzał po ze­bra­nych.

– Ma­go­so­wie! Wno­szę o po­zba­wie­nie Naj­wyż­sze­go Ma­go­sa Rej­to­na funk­cji oraz prze­ję­cie in­sta­la­cji Ko­ali­cji przez Po­li­cję Hi­gie­ny Psy­chicz­nej do czasu wzno­wie­nia przez nią ne­go­cja­cji z Unią. Kto z was jest za?

 

***

 

Blady Ga­la­ha­dian zwlókł się z fo­te­la. Kon­sul i ochro­nia­rze stali z boku, pa­trząc z nie­po­ko­jem na Naj­wyż­sze­go Ma­go­sa Ra­be­la i ofi­ce­rów Po­li­cji Hi­gie­ny Psy­chicz­nej, na któ­rych czele wkro­czył do po­miesz­cze­nia dla gości Rady.

– Jak? – wy­mam­ro­tał Ko­ali­cjant.

– Ta­jem­ni­ca – po­wie­dział Rabel, szcze­rząc zęby.

– Pew­nie Unia. – Roz­mów­ca po­krę­cił głową. – Gdy­bym wie­dział, ina­czej byśmy roz­ma­wia­li.

– Po­rwał­byś mnie i tor­tu­ro­wał? – prych­nął iro­nicz­nie magos.

– Bar­dziej przy­ło­żył­bym się do tłu­ma­czeń. – Ga­la­ha­dian spoj­rzał na niego spode łba. – Nie je­stem bar­ba­rzyń­cą jak She­zar.

– Trze­ba więc było to zro­bić, a nie li­czyć na szok zwią­za­ny z wy­zna­niem Rej­to­na. Chyba że mój wybór także pod­po­wie­dział wam zwiad cza­so­prze­strzen­ny, co?

Rabel po­ża­ło­wał py­ta­nia, gdy od­po­wie­dzia­ło mu mil­cze­nie.

– I co teraz? – spy­tał w końcu Ga­la­ha­dian. – Za­mie­rzasz aresz­to­wać za in­no­my­śle­nie kanc­le­rza Ko­ali­cji?

– De­sy­gno­wa­ne­go kanc­le­rza, jeśli mnie pa­mięć nie myli. – Rabel spoj­rzał try­um­fu­ją­co na roz­mów­cę. – I od­po­wiedź na to kon­kret­ne py­ta­nie brzmi: nie.

Cen­ne­tia­nin usiadł na jed­nym z fo­te­li na­prze­ciw­ko Ga­la­ha­dia­na.

– Choć moi współ­rzą­dzą­cy są pełni gnie­wu, nadal pra­gnie­my do­łą­czyć do Ko­ali­cji…

– To ci do­pie­ro!

– Pro­szę dać mi skoń­czyć. Nie jest to jed­nak chęć wstą­pie­nia za wszel­ką cenę. Na pewno nie za cenę po­rzu­ce­nia po­ko­ju, bo obec­ność in­sta­la­cji woj­sko­wej zwia­du cza­so­prze­strzen­ne­go czyni pod­bój Cen­ne­tu przez Unię bar­dziej re­al­nym niż wcze­śniej.

Ko­ali­cjant za­gryzł wargę.

– Co więc pro­po­nu­je­cie?

– Jesz­cze dzi­siaj wpu­ści­cie na teren bazy in­spek­to­rów Po­li­cji Hi­gie­ny Psy­chicz­nej. Za­bez­pie­czą oni dane i upew­nią się, że do czasu pod­pi­sa­nia trak­ta­tu nikt z niej nie bę­dzie ko­rzy­stał.

Rabel wyjął krysz­ta­ło­wą płyt­kę z da­ny­mi.

– Na­tu­ral­nie mo­że­cie od­mó­wić i sta­wiać opór, ale wtedy prze­ka­żę Unii in­for­ma­cje, jakie prze­sy­ła­cie z ośrod­ka do kon­su­la­tu. – Uśmiech­nął się iro­nicz­nie. – To wręcz za­baw­ne, że dla za­cho­wa­nia ta­jem­ni­cy wy­sy­ła­li­ście je zwy­kły­mi ka­bla­mi nad­prze­wod­ni­ko­wy­mi. A te Po­li­cja Hi­gie­ny Psy­chicz­nej może pod­słu­chać.

Ko­ali­cjan­ci spoj­rze­li na ma­go­sa, jakby trzy­mał od­bez­pie­czo­ny gra­nat.

– Nie zro­bisz…

– A wła­śnie, że zro­bię. – Głos Cen­ne­tia­ni­na stał się lo­do­wa­ty. – Cie­ka­we, co wy­czy­ta­ją Unici. Może plany roz­sta­wie­nia wa­szych jed­no­stek do ope­ra­cji za­czep­nej. A może lo­ka­li­za­cję in­nych tego typu pla­có­wek.

Ga­la­ha­dian chciał coś rzec, ale Rabel uci­szył go ru­chem ręki.

– Radzę się do­brze za­sta­no­wić nad od­po­wie­dzią. Nie chciał­bym uży­wać siły prze­ciw­ko pra­cow­ni­kom bazy.

Na­stęp­nie wstał i po­szedł ku drzwiom przez utwo­rzo­ny wśród swych ludzi szpa­ler.

– Nie pla­no­wa­li­śmy zabić Tol­ke­ta w za­ma­chu! – krzyk­nął Ga­la­ha­dian. – An­ty­te­le­fon wy­ja­wił, że do niego doj­dzie, więc…

Magos ob­ró­cił się na pię­cie.

– Chcie­li­ście zbić wszyst­kich z tropu nie­uda­ną akcją, zwa­la­jąc winę na in­no­my­ślą­cych – wy­pa­lił z po­gar­dą, a na­stęp­nie po­słał Ga­la­ha­dia­no­wi naj­bar­dziej ja­do­wi­ty uśmiech, jaki po­tra­fił. – Po­wi­nien pan na­uczyć się le­piej kła­mać, de­sy­gno­wa­ny kanc­le­rzu.

 

***

 

Ciem­ność za oknem zdra­dza­ła, że nowy dzień jesz­cze nie nad­szedł. Co więc go obu­dzi­ło?

Od­po­wie­dział mu syk za­my­ka­nych au­to­ma­tycz­nych drzwi do sy­pial­ni. Szu­ka­jąc włącz­ni­ka świa­tła przy łóżku, Rabel wy­bu­dził ta­blet z jesz­cze otwar­tą wia­do­mo­ścią od Szó­ste­go Ma­go­sa, że Ko­ali­cja wy­ra­zi­ła zgodę na kon­tro­lę od­kry­tej in­sta­la­cji woj­sko­wej.

Wy­strzał na­tych­miast ocu­cił Cen­ne­tia­ni­na. Rzu­cił się na pod­ło­gę. Za­miast ko­lej­ne­go huku broni usły­szał, jak in­truz wlewa coś do szklan­ki.

Wy­ma­cał włącz­nik i za­pa­lił świa­tło. W sy­pial­ni, przy nie­wiel­kim sto­li­ku noc­nym, stał Akern, na­le­wa­ją­cy wła­śnie wina do dru­gie­go kie­lisz­ka. Nie­da­le­ko na pod­ło­dze leżał korek od bu­tel­ki.

Naj­wyż­szy Magos za­mru­gał kilka razy.

– Nie patrz tak, Ra­be­lu. – Asy­stent zli­zał kro­pel­kę płynu z szyj­ki bu­tel­ki i od­sta­wił ją. Na­stęp­nie chwy­cił oba na­czy­nia z winem mu­su­ją­cym.

– Co ci, do ja­snej cho­le­ry, od­bi­ło?

Wzrok pod­wład­ne­go, bez­dusz­ny i kal­ku­lu­ją­cy, przy­pra­wiał ma­go­sa o ciar­ki. Dys­kret­nie spoj­rzał na szaf­kę nocną, szu­ka­jąc ja­kie­go­kol­wiek przed­mio­tu do obro­ny.

– Nic, drogi przy­ja­cie­lu. Chcę tylko uczcić suk­ces.

Akern wy­cią­gnął przed sie­bie rękę z kie­lisz­kiem, ale magos chwy­cił le­żą­cy na noc­nej szaf­ce rysik i wbił w rękę asy­sten­ta. Czer­wień roz­la­ne­go wina zmie­sza­ła się z krwią. Rabel przy­warł do ścia­ny i spró­bo­wał wy­wo­łać ochro­nę neu­ra­lem.

– Za­głu­sza­nie – po­wie­dział obo­jęt­nie asy­stent, stu­ka­jąc w pu­deł­ko przy pasie. Wy­cią­gnął rysik, nie ro­biąc sobie nic z bólu. – Szko­da wina. Tau­ryc­kie jest na­praw­dę dobre.

Niemożliwe. Rabel usiadł, wbi­ja­jąc wzrok w pod­wład­ne­go.

– Czy… Jak…

Za­mach, in­sta­la­cja Ko­ali­cji, słowa Ga­la­ha­dia­na. To, co jesz­cze wie­czo­rem two­rzy­ło spój­ną hi­sto­rię, nagle stra­ci­ło sens.

Cen­ne­tia­nin za­ci­snął pię­ści i wy­sy­czał:

– W ilu spra­wach kła­ma­łeś, Tol­ket?!

Roz­mów­ca spo­koj­nie są­czył wino.

– W mniej­szej licz­bie, niż są­dzisz.

– Jedno życie, pra­gnie­nie po­ko­ju, po­cho­dze­nie…

– To ostat­nie aku­rat jest praw­dzi­we. Otwar­ta brama nad­świetl­na spu­sto­szy­ła mój świat. Tylko że to nie była zwy­kła pla­ne­ta, ale mózg ma­triosz­ki.

Rabel prze­łknął ślinę. Kom­pu­ter wiel­ko­ści sys­te­mu gwiezd­ne­go.

Czyli roz­ma­wiał z…

– Bytem cy­fro­wym…

– Za­pi­sa­nym w mózgu zło­żo­nym z roz­pro­szo­nych na­ni­tów, ko­mu­ni­ku­ją­cych się dzię­ki kwan­to­wej te­le­por­ta­cji da­nych – do­koń­czył Unita. – Jeden umysł kon­tro­lu­ją­cy wiele ciał, do tego po­tra­fią­cy ni­czym pa­so­żyt prze­jąć nowe. Ide­al­ny agent, nie są­dzisz?

W pierw­szej chwi­li magos chciał rzu­cić się na wroga, ale wie­dział, że nie ma szans w walce wręcz. Przy­su­nął się bli­żej szaf­ki noc­nej.

– Czemu teraz się ujaw­niasz?

– Bo mam taki ka­prys. Po­lu­bi­łem cię i nie chcę, byś umie­rał sa­mot­nie. – Tol­ket po­ło­żył prawą rękę na sercu. – Mówię szcze­rze.

Cen­ne­tia­nin uniósł brew, jed­no­cze­śnie pró­bu­jąc nie­zau­wa­że­nie przy­bli­żyć dłoń do przy­ci­sku ci­che­go alar­mu.

– Więc tobie też nigdy nie cho­dzi­ło o pokój?

– Ani mnie, ani She­za­ro­wi. Wiesz, to na­praw­dę iro­nicz­ne, że tylko po­śred­ni­czą­ce­mu Cen­ne­to­wi za­le­ża­ło na trwa­łym trak­ta­cie. Czy na­praw­dę my­śla­łeś, że dwie tak skraj­ne fi­lo­zo­fie mogą ko­eg­zy­sto­wać?

– Widać mia­łem wszyst­kich za lep­szych od zwie­rząt.

Ręka już znaj­do­wa­ła się w po­bli­żu przy­ci­sku. Jesz­cze tylko chwi­la.

– Od zwie­rząt, po­wia­dasz. – Tol­ket za­chi­cho­tał. – Bądź­my szcze­rzy, mu­sia­ło dojść do wojny. A Ko­ali­cja nie ma w niej szans na zwy­cię­stwo.

– Czemu? Mają prze­wa­gę li­czeb­ną.

– O, tak. – Tol­ket dolał sobie wina i prych­nął: – Tylko że zgubi ich wła­sna fi­lo­zo­fia. Wiesz dla­cze­go?

Rabel po­krę­cił głową, jed­no­cze­śnie na­ci­ska­jąc przy­cisk.

– Ich wszyst­kie świa­ty trzy­ma w kupie nie po­czu­cie wspól­no­ty, a strach przez She­za­rem i Unią. Za­bierz je, a każdy z tych wie­rzą­cych w rów­ność, wol­ność i bra­ter­stwo idio­tów rzuci się do gar­dła so­jusz­ni­kom, my­śląc o swoim prze­trwa­niu. Taki sam efekt bę­dzie miała pierw­sza lep­sza klę­ska z na­szej ręki.

– A Unia niby nie ma ta­kich wad, co?

– Och, ma. Te i inne. Ale She­zar zbyt do­brze ro­zu­mie ludz­ką na­tu­rę, by po­dob­ny los spo­tkał nasze pań­stwo. – Unita wes­tchnął. – Za­wsze ist­nie­li bied­ni i bo­ga­ci, wład­cy i pod­da­ni. Dziś to ci z na­pę­da­mi nad­świetl­ny­mi i ci bez nich. Taka kolej rze­czy.

– Nie­praw­da! Spójrz choć­by na Cen­net. Stwo­rzy­li­śmy zdro­we i trwa­łe spo­łe­czeń­stwo nie opar­te na ta­kich za­sa­dach.

Tol­ket prych­nął.

– Serio? A mo­żesz mi po­wie­dzieć, co nie pod­pa­da pod in­no­my­śle­nie?

Magos za­ci­snął zęby. Rzu­cał dys­kret­ne spoj­rze­nia w kie­run­ku drzwi do sy­pial­ni, zza któ­rych do­cho­dzi­ło ledwo sły­szal­ne stu­ka­nie.

Jesz­cze chwi­la.

– Więc to nie Ko­ali­cja prze­pro­wa­dzi­ła za­mach?

– Prze­pro­wa­dzi­ła, ale nie chcie­li ni­ko­go zabić. Stąd wszyst­kie kule nie się­ga­ły celu. – Na twa­rzy męż­czy­zny po­ja­wił się gry­mas. – Sam mu­sia­łem sobie do­po­móc.

– Po­strze­le­nie mnie to twoje dzie­ło?

– Tak. I od razu za­dba­łem, byś prze­żył upa­dek.

Rabel po­ha­mo­wał gniew.

Jesz­cze nie teraz.

– Akern?

Tol­ket prych­nął.

– Nie tylko on. – Cmok­nął i jego twarz ozdo­bił ten sam iro­nicz­ny uśmiech, który miało mrocz­ne od­bi­cie ma­go­sa.

Nie, to niemożliwe!

– Ko­ali­cja za bar­dzo cię mo­ni­to­ro­wa­ła. Oni też wie­dzie­li dzię­ki efte­lo­wi, że osią­gniesz wiel­kie rze­czy w po­li­ty­ce. – Tol­ket wska­zał na ciało asy­sten­ta. – Aker­na i twego brata już tak nie pil­no­wa­li. A że ko­mu­ni­ka­ty zwia­du cza­so­prze­strzen­ne­go nie wspo­mi­na­ły nic o nich… Przy­go­to­wy­wa­łem cię do tej chwi­li całe życie.

Rabel zgar­bił się, za­ci­snął pię­ści i ru­szył zde­cy­do­wa­nie w stro­nę Tol­ke­ta. W oczach miał czy­stą furię.

– Dla­cze­go?! – ryk­nął, chwy­ta­jąc Unitę za koł­nierz bluzy. – Gadaj!

– Cho­dzi­ło tylko o ten jeden, dzi­siej­szy mo­ment. O przy­trzy­ma­nie Ga­la­ha­dia­na od­po­wied­nio długo na Cen­ne­cie. – Tol­ket za­czął chi­cho­tać. – Za­wsze był ho­no­ro­wy, toteż, za­miast le­cieć dalej, zo­stał, by oso­bi­ście za­ła­go­dzić sy­tu­ację.

W żo­łąd­ku Rabel po­czuł zimną kulę.

– Za mo­ment ostat­ni okręt Unii ścią­gnie kopię mojej oso­bo­wo­ści i od­pa­li napęd nad­świetl­ny. Otwo­rzy gar­dziel tu­ne­lu tuż przy wa­szym świe­cie.

– Ble­fu­jesz!

– A my­ślisz, że czemu za­milkł Tor­gad­don?

W tym mo­men­cie drzwi do sy­pial­ni wy­le­cia­ły z hu­kiem. Do po­ko­ju wpa­dła grupa uzbro­jo­nych ofi­ce­rów bez­pie­ki. Pierw­szy bły­ska­wicz­nie po­wa­lił Tol­ke­ta na pod­ło­gę, przy­sta­wia­jąc mu lufę do skro­ni. Dwóch ko­lej­nych do­pa­dło Ra­be­la i osła­nia­jąc, za­czę­ło bie­giem wy­pro­wa­dzać ma­go­sa z za­gro­żo­ne­go te­re­nu.

I wtedy gra­wi­ta­cja osza­la­ła.

 

***

 

– …jak widać na za­łą­czo­nych ho­lo­gra­fiach, Cen­net uległ cał­ko­wi­te­mu znisz­cze­niu. Szan­sę, że Ga­la­ha­dian mógł wyjść cało z tego ataku, ana­li­ty­cy oce­nia­ją na zero pro­cent – za­koń­czył try­um­fal­nie unic­ki ge­ne­rał.

– Jed­nak naj­now­szy ra­port stwier­dza, że nie wszyst­kie ataki prze­bie­gną zgod­nie z po­przed­ni­mi prze­wi­dy­wa­nia­mi Służ­by Zwia­du Cza­so­prze­strzen­ne­go – wtrą­cił się drugi. – Może to jed­nak nie de­sy­gno­wa­ny kanc­lerz po­wi­nien być celem, ale jakiś inny po­li­tyk czy ofi­cer.

Cały Sztab Ge­ne­ral­ny Unii An­der­mań­skiej był obec­ny. Stwo­rzo­ny w wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści kon­strukt sy­mu­lo­wał obraz ga­lak­ty­ki, więc cho­dzą­cy po­mię­dzy gwiaz­da­mi ge­ne­ra­ło­wie przy­wo­dzi­li na myśl bogów. Na każdy ich gest sy­mu­la­cja to przy­bli­ża­ła, to od­da­la­ła sys­te­my, wier­nie od­wzo­ro­wu­jąc ciała nie­bie­skie ukła­dów. Zaraz obok wy­świe­tla­ła też do­stęp­ne dane wy­wia­dow­cze.

Cy­fro­wy byt, znany do nie­daw­na jako Tol­ket i Akern, słu­chał uważ­nie. Całe szczę­ście, że odłą­czył moduł emo­cjo­nal­ny, bo lo­gi­ka roz­my­ta pod­po­wia­da­ła mu, że ki­piał­by gnie­wem na tę su­ge­stię. Tyle lat przy­go­to­wań, pod­ję­te­go trudu i wy­rze­czeń nie miało prawa pójść na marne.

– To wojna, ona nigdy nie idzie zgod­nie z pla­nem. Suk­ces ofen­sy­wy i tak jest więk­szy, niż za­kła­da­li­śmy.

– Ale nie ab­so­lut­ny, jak obie­cy­wa­no…

– Dość!

Wszy­scy człon­ko­wie szta­bu Unii sku­pi­li uwagę na ro­słym męż­czyź­nie. Wir­tu­al­na rze­czy­wi­stość nie uj­mo­wa­ła ni­cze­go z cha­ry­zmy Na­czel­ni­ka Syl­wa­na She­za­ra.

– Wszy­scy zna­li­śmy ry­zy­ko i do­kład­ność przed­sta­wio­nych przez zwiad cza­so­prze­strzen­ny po­mia­rów. I wszy­scy za­twier­dzi­li­śmy plan akcji.

Syl­wan spoj­rzał po awa­ta­rach swych ofi­ce­rów.

– Naj­wy­raź­niej wojna nie bę­dzie tak szyb­ka, jak przy­pusz­cza­li­śmy. Trud­no. Teraz de­ba­tuj­cie, jak dalej iść ku zwy­cię­stwu.

Były to jego ostat­nie słowa na na­ra­dzie. Po nich ge­ne­ra­ło­wie za­czę­li two­rzyć plany ope­ra­cyj­ne. Kogo wy­słać na śmierć na prze­gra­ną bitwę, komu dać od­nieść zwy­cię­stwo, czy suk­ces od­nie­sie eska­dra z takim czy innym wy­po­sa­że­niem. Dla bytu cy­fro­we­go brzmie­li bar­dziej jak pi­sa­rze, ukła­da­ją­cy fa­bu­łę no­we­go, wspól­ne­go dzie­ła.

Po wszyst­kim Syl­wan kiw­nął głową, ak­cep­tu­jąc przed­sta­wio­ny plan. Coś w tej ciszy nie­po­ko­iło byt cy­fro­wy, a lo­gi­ka roz­my­ta pod­po­wia­da­ła cie­ka­wą opcję.

– Pro­szę za­cze­kać – po­wie­dział Na­czel­nik do agen­ta, gdy zo­sta­li sam na sam i ten miał opu­ścić kon­strukt.

Gdyby miał moduł emo­cjo­nal­ny, byt cy­fro­wy czuł­by się za­sko­czo­ny.

– Chciał­bym jesz­cze raz po­gra­tu­lo­wać uda­nej akcji – po­wie­dział She­zar, któ­re­go awa­tar prze­szedł wła­śnie przez śro­dek ga­lak­ty­ki. – Dzię­ki tobie udało nam się roz­po­cząć ten kon­flikt, ni­we­lu­jąc prze­wa­gę Ko­ali­cji. Czy chciał­byś coś dodać?

Lo­gi­ka roz­my­ta pod­po­wia­da­ła, że po­wi­nien za­py­tać.

– Czy pan nie ża­łu­je pod­ję­cia de­cy­zji o wsz­czę­ciu wojny, Na­czel­ni­ku?

Cisza.

– Cie­ka­we – od­po­wie­dział w końcu She­zar. – Tak, od­czu­wam żal. Jed­nak nie z po­wo­du znisz­cze­nia Cen­ne­tu. Ra­czej dla­te­go, że znów udo­wod­ni­łem sobie coś, co mnie oso­bi­ście prze­ra­ża.

– Co ta­kie­go?

Znów cisza.

– Za­spo­ko­ję twą cie­ka­wość, jeśli od­po­wiedz mi na py­ta­nie: czy czło­wiek się zmie­nia?

Teraz to agent mil­czał.

– Tak.

– Jak się zmie­nia? Fi­zycz­nie po­przez prze­mia­nę krwi w ku­bi­ty? A może to tylko forma, a jego wnę­trze po­zo­sta­je to samo?

– Nie ro­zu­miem, Na­czel­ni­ku.

– Czło­wiek to be­stia. Może on uży­wać coraz lep­szych na­rzę­dzi, wy­my­ślać nowe sys­te­my po­li­tycz­ne, zmie­niać formy. Ale żadna, ab­so­lut­nie żadna z tych rze­czy sama z sie­bie nie na­pra­wi jego we­wnętrz­nej na­tu­ry. To dra­pież­nik, od nie­pa­mięt­nych dzie­jów wal­czą­cy o prze­trwa­nie. Tę na­tu­rę wszy­scy, bio­lo­gicz­ni czy cy­ber­ne­tycz­ni, mamy w sobie. I od­zy­wa się ona za każ­dym razem, gdy sta­je­my na­prze­ciw­ko za­gro­że­nia dla na­sze­go sa­mo­lub­ne­go „ja”.

– Takie za­cho­wa­nie da się wy­ma­zać, Na­czel­ni­ku. Tak z genów, jak i ku­bi­tów.

– Do­praw­dy? A co, jeśli tak po­ko­jo­wa cy­wi­li­za­cja na­po­tka inną, w jej oczach sta­no­wią­cą za­gro­że­nie? Dalej za­cho­wa swój pa­cy­fizm? A co z fak­tem, że wszech­świat ma ogra­ni­czo­ny zasób su­row­ców? Czy za­trzy­ma­ją po­chód swej uto­pii, by roz­wi­nąć się mogła inna, obca im kul­tu­ra?

She­zar za­milkł na chwi­lę, jakby ważył słowa, po czym kon­ty­nu­ował:

– Weźmy eftel. Tyle za­sto­so­wań, a my do­ko­na­li­śmy oczy­wi­stych wy­bo­rów. Do czego naj­pierw go za­przę­gli­śmy? Do zaj­mo­wa­nia no­we­go te­ry­to­rium w po­sta­ci ca­łych sys­te­mów. Co zro­bi­li­śmy, gdy od­kry­li­śmy de­struk­tyw­ną na­tu­rę two­rze­nia tu­ne­li? Za­czę­li­śmy nisz­czyć na­szych wro­gów. A gdy za po­mo­cą od­po­wied­nich tech­nik mo­gli­śmy spoj­rzeć w przy­szłość? Wtedy pa­ra­no­icz­nie za­czę­li­śmy po­dej­rze­wać są­sia­dów o naj­gor­sze i szu­kać w uzy­ska­nej wie­dzy po­twier­dze­nia oskar­żeń. Tak nas ukształ­to­wa­ła ewo­lu­cja. Prze­trwa­ją naj­tward­si, naj­bar­dziej prze­bie­gli. Uprzej­mi, mili i ko­ope­ru­ją­cy nie mają szans.

Wes­tchnię­cie.

– Chciał­bym, żeby to nie było praw­dą. Ale mój ród ist­nie­je już tak długo, a nigdy nie udało się mu zna­leźć do­wo­du prze­ciw­ko tej ob­ser­wa­cji. Nawet prze­sta­li­śmy po­strze­gać to jako wadę, bo dzię­ki temu ludz­kość się­gnę­ła gwiazd. A teraz, jeśli za­spo­ko­iłem już twą cie­ka­wość…

– Tak, Na­czel­ni­ku. Za­spo­ko­iłeś.

– Do­brze.

Byt cy­fro­wy po­wró­cił do swej prze­strze­ni wir­tu­al­nej. Mógł przy­wo­łać do­wol­ny obraz, ale wszech­obec­na ciem­ność wy­da­wa­ła mu się naj­bar­dziej od­po­wied­nia. Ide­al­na ale­go­ria ludz­kiej przy­szło­ści. Nie po­trze­bo­wał efte­la, by to wie­dzieć.

A może znaj­dzie się kie­dyś ktoś, kto roz­ja­śni ten mrok?

Koniec

Komentarze

Prze­czy­ta­łam i to wszyst­ko, co mogę po­wie­dzieć, bo zro­zu­mie­nie, nie­ste­ty, nie ze­chcia­ło się włą­czyć. Przy­pusz­czam, że jak na moje moż­li­wo­ści poj­mo­wa­nia tego typu opo­wia­dań, Twoje SF oka­za­ło się zbyt twar­de.

 

w pre­sti­żo­wej dziel­ni­cy me­ga­mia­sta–sto­li­cy. –> …w pre­sti­żo­wej dziel­ni­cy me­ga­mia­sta-sto­li­cy.

W tego typu po­łą­cze­niach uży­wa­my dy­wi­zu, nie pół­pau­zy.

 

mrzon­ka­mi z po­wie­ści fan­ta­stycz­no–na­uko­wych. –> …mrzon­ka­mi z po­wie­ści fan­ta­stycz­no-na­uko­wych.

 

Gdy za­ło­ga oka­za­ła się ludź­mi takim jak oni… –> Li­te­rów­ka.

 

Rabel usiadł, wziął kilka od­de­chów… –> Skąd i jak wziął od­de­chy?

Pro­po­nu­je: Rabel usiadł, kilka razy głę­bo­ko ode­tchnął

 

po­łą­cze­nia z ro­bo­tem–awa­ta­rem… –> …po­łą­cze­nia z ro­bo­tem-awa­ta­rem

 

gdy ci wy­szli z zza za­krę­tu. –> …gdy ci wy­szli zza za­krę­tu.

 

Gdyby tylko Tol­ket nie wzdry­gał się przed po­sia­da­niem kopii oso­bo­wo­ści! –> Gdyby tylko Tol­ket nie wzdra­gał się przed po­sia­da­niem kopii oso­bo­wo­ści!

Za SJP PWN: wzdry­gać się «drgnąć gwał­tow­nie wsku­tek do­zna­nia nie­mi­łe­go uczu­cia» wzdra­gać się «wzbra­niać się przed czymś»

 

sche­mat sondy o kształ­cie walca. Z przo­du wy­sta­wał ko­lek­tor w kształ­cie kie­li­cha… –> Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

– Poza ta­chio­na­mi nic nie mknie szyb­ciej od pręd­ko­ści świa­tła… –> – Poza ta­chio­na­mi nic nie mknie szyb­ciej od świa­tła

Zdaje mi się, że mknąć może świa­tło, ale chyba nie pręd­kość.

 

Stąd wszyst­kie kule mi­ja­ły celu. –> Stąd wszyst­kie kule mi­ja­ły cel. Lub: Stąd wszyst­kie kule nie się­ga­ły/ nie tra­fia­ły/ nie do­cho­dzi­ły celu.

 

Pierw­szy bły­ska­wicz­nie po­wa­lił Tol­ke­ta na zie­mię… –> Rzecz dzie­je się w po­ko­ju, więc: Pierw­szy bły­ska­wicz­nie po­wa­lił Tol­ke­ta na pod­ło­gę

 

– … jak widać na za­łą­czo­nych ho­lo­gra­fiach… –> Zbęd­na spa­cja po wie­lo­krop­ku.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję za prze­czy­ta­nie, Reg. Zwłasz­cza za po­praw­ki, które oka­za­ły się bar­dzo przy­dat­ne. I nie znie­chę­caj się do twar­de­go SF – jak pi­sa­łem w przed­mo­wie, ten tekst jest mocno na to ukie­run­ko­wa­ny ze wzglę­du na spe­cy­fi­kę kon­kur­su. Na szczę­ście póź­niej­sze opo­wia­da­nia już takie nie były – choć­by “Sta­tus ofia­ry…” ;)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Nie znie­chę­cam się, No­Whe­re­Ma­nie. Gdy­bym się znie­chę­ci­ła, nie do­czy­ta­ła­bym do końca.

I cie­szę się, że uwagi się przy­da­ły. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Chyba skądś to znam… ;-)

Moja opi­nia ju­ror­ska (frag­men­ty):

A mnie się bar­dzo po­do­ba­ło. Jest i roz­bu­cha­na tech­no­lo­gia, i jej wpływ na spo­łe­czeń­stwo, i ele­ment makro taki, że mucha nie siada. Tekst bar­dzo speł­nia­ją­cy wy­mo­gi kon­kur­su.

Zga­dzam się, że opo­wia­da­nie wy­szło mało kli­ma­tycz­ne – brud­na po­li­ty­ka, brak miej­sca na de­ko­ra­cje i bar­dziej ludz­kie aspek­ty – za­pa­chy, dźwię­ki, wi­docz­ki… Tylko samo gęste, tak za­gęsz­czo­ne, że aż wy­szedł kon­cen­trat. Ale że ja się nigdy zbyt­nio nie raj­co­wa­łam kli­ma­tem, więc je­stem za­do­wo­lo­na. Może jed­nak przy­da­ło­by się zro­zu­mieć, co wła­ści­wie bo­ha­ter miał do owo­ców morza…

Fa­bu­ła in­te­re­su­ją­ca, cho­ciaż w nie­któ­rych aspek­tach prze­wi­dy­wal­na. Acz parę za­sko­czeń też było.

Fakt, że bo­ha­te­ro­wie nieco pla­ska­ci.

Mnie też my­li­ła się Unia z Ko­ali­cją.

Edyt­ka: I za­po­mnia­łam wspo­mnieć, że fajne neo­lo­gi­zmy. A ma­go­sów ode­bra­łam jak per­skich magów – ni to ucze­ni, ni to wład­cy.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Dzię­ki, Fin­klo, za opi­nię :) Tak, tekst mocno gęsty mi na kon­kurs wy­szedł. Póź­niej­sze wła­śnie sta­ra­łem się moc­niej roz­wad­niać.

Może jed­nak przy­da­ło­by się zro­zu­mieć, co wła­ści­wie bo­ha­ter miał do owo­ców morza…

Zwy­kłe nie­lu­bie­nie, ot i co :) Mnie sa­me­mu zbie­ra się na wy­mio­ty, jak pa­trzę na małże, nawet jak czuję ich za­pach. Więk­sze­go po­wo­du nie po­trze­bo­wa­łem nigdy :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Tak to opi­sa­łeś, że po­dej­rze­wa­łam jakąś aler­gię, a co naj­mniej trau­mę z dzie­ciń­stwa… ;-)

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Tak to opi­sa­łeś, że po­dej­rze­wa­łam jakąś aler­gię, a co naj­mniej trau­mę z dzie­ciń­stwa… ;-)

A wiesz, że też pa­su­je. Jak raz mnie wzię­ło na wy­mio­ty przy pizzy z “frut­ti di mare”, to też ktoś pytał, czy nie aler­gia :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Mocny kli­czek, a z ko­men­ta­rzem wpad­nę póź­niej.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

– Nadal mia­łem wąt­pli­wo­ści, więc wy­sła­łem proś­bę o do­dat­ko­we in­for­ma­cje. W od­po­wie­dzi otrzy­ma­łem wynik ma­ją­cych się odbyć nie­dłu­go wy­bo­rów no­we­go Kanc­le­rza Ko­ali­cji. Zgad­nij, kto wygra? Ra­be­la zmro­zi­ło. Tylko jeden czło­wiek mógł wy­wo­łać u She­za­ra tak ostrą re­ak­cję.

Tu bra­ku­je chyba en­te­ra. 

Wtedy wy­buchł alarm.

Nigdy nie sły­sza­łem ta­kie­go sfor­mu­ło­wa­nia :-) 

 

Kawał to so­lid­ne­go SF, ta­kie­go jakie lubię i cenię. Im­po­nu­ją­ca wizja, no i za­pi­sa­na bar­dzo za­cnie. Mimo, że in­try­ga skom­pli­ko­wa­na, czy­ta­łem z za­in­te­re­so­wa­niem i się nie po­gu­bi­łem, a ja zwy­kłem gubić się w me­an­drach zło­żo­ne­go plotu nader czę­sto. Mno­gość in­fo­dum­po­wych aka­pi­tów nie prze­szka­dza, ba, w przy­pad­ku ta­kiej fan­ta­sty­ki jest nawet po­żą­da­na. Dzię­ki temu za­wi­ło­ści tech­no­lo­gicz­ne przed­sta­wi­łeś jasno i zro­zu­mia­le. 

Oczy­wi­ście nie jest to tekst do­sko­na­ły. Jak sam stwier­dzi­łeś – fa­bu­lar­nie jest gęsto, wręcz (za Fin­klą) kon­cen­tra­to­wo. To w za­sa­dzie tylko przed­sta­wie­nie reguł i me­cha­ni­zmów rzą­dzą­cych Twoim świa­tem, oraz zło­żo­na po­li­tycz­na in­try­ga – nic wię­cej. Śla­do­wa ilość opi­sów, smacz­ków, kli­ma­tu, bar­dzo zgrub­ne szki­ce po­sta­ci (przy­naj­mniej Ra­be­lo­wi nada­łeś ja­kieś cechy cha­rak­te­ry­stycz­ne), bar­dzo mało tego wszyst­kie­go, co po­zwa­la czy­tel­ni­ko­wi za­nu­rzyć się (hra­biow­ska im­mer­sja :-)) w wy­kre­owa­ny świat. To co przed­sta­wi­łeś naj­le­piej spraw­dzi­ło­by się w for­mie po­wie­ści. Teraz po­zo­sta­je nie­ste­ty wra­że­nie skró­to­wo­ści, coś jak oglą­da­nie ba­ta­li­stycz­ne­go ob­ra­zu w for­mie czar­no-bia­łe­go ry­sun­ku. Wia­do­mo o co cho­dzi, ale brak ko­lo­rów, głę­bii, tła, emo­cji, a i kunszt twór­cy nie miał szan­sy w pełni się ujaw­nić. 

Aha – plus za nie­jed­no­znacz­ne przed­sta­wie­nie skon­flik­to­wa­nych stron. Zwłasz­cza Cen­net – niby taka świa­tła, cy­wi­li­zo­wa­na i mi­łu­ją­ca pokój spo­łecz­ność. Za cenę to­tal­nej kon­tro­li i tę­pie­nia "in­no­my­śle­nia" :-) Po­li­cja Hi­gie­ny Psy­chicz­nej. Brrr. 

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Dzię­ki wszyst­kim za ko­men­ta­rze.

 

Thar­go­ne

Ze wszyst­ki­mi oskar­że­nia­mi się zga­dzam – sta­ram się nad tym pra­co­wać w obec­nych tek­stach, mam na­dzie­ję, że z coraz lep­szym skut­kiem :) Cie­szy mnie też, że rze­czy, na które po­sta­wi­łem w tym tek­ście wy­szły do­brze.

 

Mr.Maras

Cze­kam nie­cier­pli­wie :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

NWM, bar­dzo mi się spodo­ba­ło:) Ko­cham takie opo­wie­ści! Daj mi chwi­lę, na na­pi­sa­nie ko­men­ta­rza, po­nie­waż jak po­wia­da Sta­ruch, po­śpiech jest dobry tylko przy ła­pa­niu pcheł, a ja za­mie­rzam się do tego sto­so­wać, na­tu­ral­nie jeśli przez przy­pa­dek o tym nie za­po­mnę.

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Cie­szy mnie, że się spodo­ba­ło, Asy­lum :) Cze­kam z nie­cier­pli­wo­ścią na Twoją opi­nię :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Ka­wa­łek mię­si­ste­go SF a ta­ko­we sma­ku­je naj­le­piej. Zgod­nie z po­przed­ni­mi ko­men­ta­rza­mi widzę duże stę­że­nie fa­bu­lar­ne ale pró­bu­ję je uspra­wie­dli­wić wy­mo­ga­mi do­ty­czą­cy­mi ilo­ści zna­ków (?). Może kie­dyś po­ku­sisz się o zwięk­sze­nie ob­ję­to­ści opo­wia­da­nia – moim skrom­nym zda­niem: warto. 

Mogę zadać ko­lej­ne, z czy­stej cie­ka­wo­ści? → Mogę zadać ko­lej­ne py­ta­nie, z czy­stej cie­ka­wo­ści?

lub w zda­niu po­przed­nim użyć “py­ta­nie” za­miast “obawę”

Re­asu­mu­jąc: prze­czy­ta­ne, spodo­ba­ne.

Dzię­ki za ko­men­tarz :)

pró­bu­ję je uspra­wie­dli­wić wy­mo­ga­mi do­ty­czą­cy­mi ilo­ści zna­ków (?)

Nie­ste­ty, ale nie mam tej wy­mów­ki – było jesz­cze tro­chę miej­sca. Choć nie wiem, ile bym tam zmie­ścił. Jed­nak na pewno z zy­ska­niem do­świad­cze­nia widzę, co mógł­bym roz­bu­do­wać w kwe­stii po­sta­ci czy two­rze­nia kli­ma­tu i co potem sta­ra­łem się uwzględ­niać w ko­lej­nych tek­stach :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Prze­my­śla­ny świat, cie­ka­wy i bo­ga­ty; od­dzia­ły­wa­nie tech­no­lo­gii na spo­łecz­ność, uka­za­nie tego – rów­nież in­te­re­su­ją­ce. Szcze­gól­nie motyw pa­trze­nia w przy­szłość. Nazwy do­brze brzmią i pa­su­ją.

Ten frag­ment o stat­ku zwia­dow­czym, gdzie "obcy" oka­za­li się wy­glą­dać tak samo jak lu­dzie, przy­wo­dzi mi na myśl opo­wia­da­nie Fran­ka Her­ber­ta o ko­lo­ni­za­cji Ziemi (,,Siły oku­pa­cyj­ne").

Oprócz świa­to­twór­stwa oraz aka­pi­tów, tłu­ma­czą­cych jak owy świat dzia­ła, po­do­ba­ło mi się to, jak na­szki­co­wa­łeś po­stać Ra­be­la – za­sy­gna­li­zo­wa­łeś, że ma swoją prze­szłość, nie­po­ko­je oraz sła­bo­ści, dzię­ki czemu był nieco wy­raź­niej­szy w sto­sun­ku do resz­ty. 

…no i dałeś to, że cze­goś nie lubi, przez to też zy­skał nieco kon­tu­rów. ^^

Syl­wan na końcu wydał mi się dosyć cie­ka­wy, na­to­miast resz­ta po­sta­ci była dla mnie po­nie­kąd wy­bla­kła. 

In­no­my­śle­nie, swoją drogą, ko­ja­rzy­ło mi się z my­ślo­zbrod­nią, więc sama po­li­ty­ka Cen­ne­tu wobec oby­wa­te­li z au­to­ma­tu ja­wi­ła mi się jako jedna wiel­ka kon­tro­la. 

Fa­bu­lar­nie wy­szła zgrab­na, zło­żo­na po­li­tycz­na in­try­ga, spój­na i lo­gicz­na. Ale za Fin­klą po­wtó­rzę, że jest gęsto i wy­cho­dzi kon­cen­trat, a za Thar­go­nem, że rze­czy­wi­ście ilo­ści opi­sów, kli­ma­tów, etc., były śla­do­we – w moim przy­pad­ku spo­wo­do­wa­ło to to, że nie od­czu­łam na­pię­cia i na­bie­ra­ją­ce­go kształ­tów widma wojny, ale z dru­giej stro­ny po­sta­wi­łeś po pro­stu na inne rze­czy w tym opo­wia­da­niu i tyle. ^^ 

Nie­mniej, lek­tu­ra do­star­czy­ła mi cał­kiem sporo przy­jem­no­ści, także za jakiś czas pew­nie prze­czy­tam któ­reś z Two­ich bar­dziej ak­tu­al­nych opo­wia­dań. (:

Po­zdra­wiam. ^^

Wszyst­ko jasne, nic tech­nicz­nie nie za­trzy­mu­je :DDD (na po­zio­mie mojej igno­ran­cji, oczy­wi­ście), a to ko­cham. Tro­chę się nad tą siat­ków­ką za­my­śli­łam, ale ok, taki neu­ral le­piej pod­łą­czyć do punk­tu zbie­ra­ją­ce­go info z ze­wnę­trza. Na­to­miast trans­mu­ta­cję ma­te­rii – chyba od­pu­ści­ła­bym – nie­po­trzeb­na?

Opo­wieść jest dla mnie dy­na­micz­na, bu­du­je zwią­zek z głów­nym bo­ha­te­rem i „wkrę­ca” w spra­wy świa­ta, który opi­su­jesz. 

Przy­po­mnia­ła mi się sta­cja – Ba­by­lon 5, przez którą kilka dni rwa­łam nocki, po­nie­waż oglą­da­łam „cię­giem”, Honor Har­ring­ton, któ­rej każdą wy­da­ną książ­ką ra­czy­łam się jak de­se­rem (tu sko­ja­rze­nie z im­pe­rium an­der­mań­skim).

In­fo­dum­pów dla mnie nie ma, prze­cież coś trze­ba ob­ja­śnić, jeśli inne, nowe, nie­zna­ne.

Za­sta­na­wia­łam się nad tym, jak wpro­wa­dzać cha­rak­te­ry­stycz­ne cechy bo­ha­te­rów, jak czę­sto je trze­ba przy­po­mi­nać, ale co waż­niej­sze, czy wy­ja­śnić je w tek­ście, czy nie? Nie znam od­po­wie­dzi jak robić to le­piej/ina­czej, lecz skła­nia­ła­bym się do po­zo­sta­wie­nia ich do­myśl­no­ści czy­tel­ni­ka. Cho­dzi mi o aler­gię na owoce morza.

Po­do­ba­ją mi się dia­lo­gi – są na­tu­ral­ne oraz faj­nie, że wrzu­casz nas – czy­tel­ni­ka w hi­sto­rię, bez żad­ne­go wpro­wa­dze­nia.

Zwiad cza­so­prze­strzen­ny – fajny kon­cept, dzi­siaj za­chwy­ca­łam się frak­ta­la­mi:); po­łą­cze­nie tego z astro­lo­gią – bo­skie!, bo i ta­kich ge­nial­nych ma­te­ma­ty­ków mie­li­śmy (Car­da­no).

Ładne słowo – in­no­my­śle­nie, py­ta­nie co to zna­czy, ja – tutaj – zro­zu­mia­łam je jako sprze­ciw od­no­śnie przy­mie­rza.

 

Gdy­bym miała skon­klu­do­wać, to w tym opo­wia­da­niu pro­wa­dzisz przez dia­lo­gi, tech­no­lo­gię, nie­spo­dzian­ki, i bu­du­jesz fajne po­sta­ci. A głów­ne­go bo­ha­te­ra na­tu­ral­nie żal i pla­ne­ty/ukła­du, ale zo­stał Akern:) i Tol­ket. Koń­ców­ka była tro­chę nie­ja­sna za­po­wia­da­jąc cdn:D

Re­ali­stycz­ny świat stwo­rzy­łeś!

Lo­gi­ka za­pro­wa­dzi cię z punk­tu A do punk­tu B. Wy­obraź­nia za­pro­wa­dzi cię wszę­dzie. A.E.

Bar­dzo Ci dzię­ku­ję za klika i szcze­gó­ło­wy ko­men­tarz, Asy­lum :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Na razie kli­kam ; )

I would pre­fer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Dzię­ku­ję za klika i cze­kam nie­cier­pli­wie na ko­men­tarz :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Ależ ja nie pi­sa­łam nic o kom­cio­wa­niu!

Ale niech bę­dzie – świę­ta są ; )

 

Tekst rze­czy­wi­ście gęsty.

 

We wstę­pie ostrze­gasz przed in­fo­dum­pa­mi.

I o ile zwy­kle za tym nie prze­pa­dam, to zro­bi­łeś to spraw­nie – może to kwe­stia tego, że ten świat jest na tyle inny, że masz co tłu­ma­czyć, za­miast roz­wa­żać stoc­ko­we roz­wią­za­nia stoc­ko­wych tech­no­lo­gii? Pew­nie po­mo­gło też, że dla bo­ha­te­ra ta zmia­na też była od­czu­wal­na – nawet jak nie bez­po­śred­nio, to miał moż­li­wość po­rów­na­nia, więc mógł o tym my­śleć, nie rażąc nie­na­tu­ral­no­ścią roz­wa­żań.

 

Ale i tak się po­gu­bi­łam xD

 

Już samo po­twier­dze­nie, że poza Cen­ne­tem są inne cy­wi­li­za­cje, wstrzą­snę­ło po­ko­le­niem ro­dzi­ców Ra­be­la. Gdy za­ło­ga oka­za­ła się ludź­mi ta­ki­mi jak oni, za­da­ła kłam wielu po­wszech­nym po­glą­dom na­uko­wym

Coś za­mie­sza­ne z pla­ne­ta­mi i in­ny­mi ludź­mi – w sen­sie cały wszech­świat ludzi? Ta­kich ludz­kich? Ale jak? Przy ta­kiej bio­róż­no­rod­no­ści na jed­nej pla­ne­cie…

No, coś mi tu nie styka. Czy to wszyst­ko to ja­kieś al­ter­na­tyw­ne zie­mie?

 

Pro­blem w tym, że Tor­gad­don znał efte­la je­dy­nie z le­gend. Dla nas to rze­czy­wi­stość

Ale skąd te le­gen­dy?

 

Nie do końca ogar­niam in­no­my­śle­nie – bo to nie jest nor­mal­na my­ślo­zbrod­nia? Ale gdzie prze­bie­ga gra­ni­ca mię­dzy gru­po­wym my­śle­niem a wła­snym, jak nawet ko­lo­rów nie po­strze­ga­my tak samo? I czy­ta­łam na raty, więc się po­gu­bi­łam – czy to tylko cecha cen­ne­tian, czy wszyst­kich? Czy przy­szło do nich z Ko­ali­cją?

Potem wy­ja­śniasz, że na tym zbu­do­wa­li swoje spo­łe­czeń­stwo – więc czemu de­sy­gno­wa­ne­go Kanc­le­rza mie­li­by za to za­mknąć? czy coś.

 

To po­gląd, że żadne ofia­ry nie uspra­wie­dli­wia­ją god­ne­go życia oca­lo­nych.

To jest bar­dzo cie­ka­wa myśl. Z tego pięk­na dys­ku­sja mo­gła­by wyjść. Bo co z do­bro­wol­ny­mi? Co z ofia­ra­mi po­stę­pu? Czy może cho­dzi tylko o rzą­do­we rów­na­nia?

 

I jak ma­trio­szek in­fe­ko­wał umy­sły?

Czemu nie za­in­fe­ko­wał Kanc­le­rza? Albo Ra­be­la? Jak go ob­ser­wo­wa­no?

Jaki w sumie był cel tej in­try­gi skoro skoń­czy­ło się na tym, że Unia roz­wa­li­ła pla­ne­tę – bo to chyba takie otwar­te wy­po­wie­dze­nie wojny?

I would pre­fer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Aaaa, wi­dzisz, ja zro­zu­mia­łem, że ni­czym Mr.Maras wró­cisz póź­niej z ko­men­ta­rzem, a wcze­śniej da­jesz klika na zaś :)

Bar­dzo mi miło, że jed­nak coś skrob­nę­łaś. Każda myśl daje do za­sta­no­wie­nia, co można ulep­szyć w ko­lej­nych tek­stach.

Wszyst­kie py­ta­nia Twoje py­ta­nia wy­ni­ka­ją z moc­ne­go za­gęsz­cze­nia tek­stu i że pewne rze­czy nie wy­kła­dam od razu, ale ra­czej daję do prze­my­śle­nia.

Coś za­mie­sza­ne z pla­ne­ta­mi i in­ny­mi ludź­mi – w sen­sie cały wszech­świat ludzi? Ta­kich ludz­kich? Ale jak? Przy ta­kiej bio­róż­no­rod­no­ści na jed­nej pla­ne­cie…

Ge­ne­ral­nie więc Cen­net był jedną z wielu ludz­kich ko­lo­nii, które za­gi­nę­ły pod­czas wspo­mnia­ne­go w tek­ście Wieku Ka­ta­strof. Stąd le­gen­dy o efte­lu, za­cie­ra­ją­ca się pa­mięć o in­nych świa­tach i szok zwią­za­ny z przy­by­ciem czło­wie­ka z poza pla­ne­ty.

Nie do końca ogar­niam in­no­my­śle­nie – bo to nie jest nor­mal­na my­ślo­zbrod­nia?

Super py­ta­nie, któ­re­mu na końcu wtó­ru­je Tol­ket/Akern: “Co wła­ści­wie u was nie pod­le­ga pod in­no­my­śle­nie?” Ma się ko­ja­rzyć z my­ślo­zbrod­nią, ale cho­dzi­ło mi też o ge­ne­rycz­ny ter­min, pod który można wrzu­cić, co się wła­dzy nie po­do­ba. Zdra­dę, nie­pra­wo­myśl­ność, gło­sze­nie złych po­glą­dów. Tro­chę jak dzi­siaj z sa­mo­wo­lą urzęd­ni­ków w skar­bów­ce. Niby wszy­scy wie­dzą, o co zacz, ale kon­kret­na de­fi­ni­cja i przy­kła­dy, kiedy wolno a kiedy nie, zwłasz­cza w kwe­stiach słabo ure­gu­lo­wa­nych 

De­sy­gno­wa­ne­go Kanc­le­rza Ko­ali­cji oczy­wi­ście za to nie za­mkną (dy­plo­ma­cja), ale Ga­la­ha­dian chciał tym stwier­dze­niem upew­nić, że nic jesz­cze głup­sze­go od od­rzu­ce­nia do­sko­na­łe­go ciągu zda­rzeń nie wpa­dło Cen­ne­tia­nom do głowy :)

I jak ma­trio­szek in­fe­ko­wał umy­sły?

Py­ta­nia tech­nicz­ne, ale w świe­cie na­no­tech­no­lo­gii, zna­jo­mo­ści dzia­ła­nia ludz­kie­go mózgu oraz pew­nie i in­nych od­kryć coś by się dało zro­bić.

Czemu nie za­in­fe­ko­wał Kanc­le­rza? Albo Ra­be­la? 

Jaki w sumie był cel tej in­try­gi skoro skoń­czy­ło się na tym, że Unia roz­wa­li­ła pla­ne­tę – bo to chyba takie otwar­te wy­po­wie­dze­nie wojny?

Ostat­ni frag­ment z She­za­rem wy­ja­śnia całą treść in­try­gi (przy­znam się szcze­rze, że za­sta­na­wia­łem się nad tą sceną – w kom­bi­na­cji z po­przed­nią two­rzy­ła ło­pa­to­lo­gicz­ne wy­ja­śnie­nie całej fa­bu­ły, a nie każdy to lubi). W skró­cie: pa­trząc w ko­mu­ni­ka­ty z przy­szło­ści usta­lo­no, że taki kurs akcji bę­dzie naj­lep­szy, by ko­niec koń­ców zabić Ga­la­ha­dia­na i roz­po­cząć wojnę z prze­wa­gą ;)

To jest bar­dzo cie­ka­wa myśl. Z tego pięk­na dys­ku­sja mo­gła­by wyjść. Bo co z do­bro­wol­ny­mi? Co z ofia­ra­mi po­stę­pu? Czy może cho­dzi tylko o rzą­do­we rów­na­nia?

Dobre py­ta­nia. W tek­ście Rabel za­sta­na­wia się dosyć ogól­nie nad tą kwe­stią. She­zar w ogóle uważa ją za prze­gra­ną i nie wie­rzy w ludz­ką przy­zwo­itość. Ga­la­ha­dian zaś trzy­ma się jej wtedy, kiedy mu wy­god­nie, tłu­ma­cząc to więk­szym do­brem in­nych. Do roz­wa­że­nia ca­łe­go spek­trum pew­nie mu­siał­bym za­prząc książ­kę, ale tutaj chcia­łem cho­ciaż tro­chę po­dy­sku­to­wać nad tym za­gad­nie­niem, nie­ko­niecz­nie je wy­czer­pu­jąc, czy udzie­la­jąc jed­no­znacz­nej od­po­wie­dzi.

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Aaaa, wi­dzisz, ja zro­zu­mia­łem, że ni­czym Mr.Maras wró­cisz póź­niej z ko­men­ta­rzem, a wcze­śniej da­jesz klika na zaś :)

Panie, gdzie ja jak Mr.M wy­glą­dam! xD

Toć ja wraż­li­wy kwia­tek, żadem tam no­so­ro­żec!

 

Ge­ne­ral­nie więc Cen­net był jedną z wielu ludz­kich ko­lo­nii, które za­gi­nę­ły pod­czas wspo­mnia­ne­go w tek­ście Wieku Ka­ta­strof. Stąd le­gen­dy o efte­lu, za­cie­ra­ją­ca się pa­mięć o in­nych świa­tach i szok zwią­za­ny z przy­by­ciem czło­wie­ka z poza pla­ne­ty.

Ma to sens, ale nie wpa­dłam ; )

 

 “Co wła­ści­wie u was nie pod­le­ga pod in­no­my­śle­nie?” Ma się ko­ja­rzyć z my­ślo­zbrod­nią, ale cho­dzi­ło mi też o ge­ne­rycz­ny ter­min, pod który można wrzu­cić, co się wła­dzy nie po­do­ba. Zdra­dę, nie­pra­wo­myśl­ność, gło­sze­nie złych po­glą­dów.

Czyli takie do­brze funk­cjo­nu­ją­ce 1984? No, cie­ka­wie ; )

Ostat­ni frag­ment z She­za­rem wy­ja­śnia całą treść in­try­gi (przy­znam się szcze­rze, że za­sta­na­wia­łem się nad tą sceną – w kom­bi­na­cji z po­przed­nią two­rzy­ła ło­pa­to­lo­gicz­ne wy­ja­śnie­nie całej fa­bu­ły, a nie każdy to lubi). W skró­cie: pa­trząc w ko­mu­ni­ka­ty z przy­szło­ści usta­lo­no, że taki kurs akcji bę­dzie naj­lep­szy, by ko­niec koń­ców zabić Ga­la­ha­dia­na i roz­po­cząć wojnę z prze­wa­gą ;)

 

No tak, tyle to wy­czy­ta­łam – po pro­stu tak mi­ster­na in­try­ga pro­si­ła­by się o rów­nie mi­ster­nie za­koń­cze­nie – a tu po pro­stu roz­wa­la­ją pla­ne­tę.

Mam tro­chę pro­blem z za­apli­ko­wa­niem efek­tu mo­ty­la do dzia­łań po­dej­mo­wa­nych przez Ra­be­la, żeby przy­jąć do wia­do­mo­ści że pla­ne­ta mu­sia­ła wy­buch­nąć w wy­ni­ku ta­kie­go a nie in­ne­go splo­tu zda­rzeń – tym bar­dziej, że wró­że­nie nie jest 100% pewne, nie?

Takie strze­la­nie z ar­ma­ty do wró­bla.

No i jak mogli pod­mie­nić brata Ra­be­la tak, że się facet nie zo­rien­to­wał – czyli pod­mia­na jest na­praw­dę dobra – to za­sta­na­wia, czy nie można było wy­ko­rzy­stać tego agen­ta le­piej.

Może cze­piam się nie­po­trzeb­nie, ale nie spo­dzie­wa­łam się wy­bu­chu na ko­niec i to nie była cał­kiem przy­jem­na nie­spo­dzian­ka, no.

 

I would pre­fer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

Czyli takie do­brze funk­cjo­nu­ją­ce 1984? No, cie­ka­wie ; )

Wiesz, z od­po­wied­nim batem każde spo­łe­czeń­stwo jakoś cyka, urzą­dziw­szy się w swoim graj­doł­ku. Miarą sta­bil­no­ści jest umie­jęt­ność prze­trwa­nia kry­zy­su – a skoro lą­do­wa­nie jed­ne­go stat­ku omal ich nie wy­wró­ci­ło do góry no­ga­mi, to pewne wnio­ski można wy­cią­gnąć ;)

Tak więc jest do­brze funk­cjo­nu­ją­ce? Moim zda­niem nie, choć nar­ra­tor pa­trzą­cy z per­spek­ty­wy Ra­be­la ma pew­nie inne zda­nie :)

Może cze­piam się nie­po­trzeb­nie, ale nie spo­dzie­wa­łam się wy­bu­chu na ko­niec i to nie była cał­kiem przy­jem­na nie­spo­dzian­ka, no.

Ro­zu­miem, pla­no­wa­łem to jako pewne za­sko­cze­nie. Spi­sek wy­kry­ty, wszyst­ko do­brze się skoń­czy­ło, a tu taki klops ;)

Ge­ne­ral­nie czy nie było lep­sze­go roz­wią­za­nia? Jako autor muszę po­pro­sić czy­tel­ni­ków o dobrą wolę, że te po­sta­cie nie miały in­ne­go wyj­ścia. Choć książ­ka o ope­ra­cji wy­wia­dow­czej, czemu po­stą­pi­li tak a nie ina­czej, by­ła­by nie­sa­mo­wi­cie cie­ka­wa :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

a skoro lą­do­wa­nie jed­ne­go stat­ku omal ich nie wy­wró­ci­ło do góry no­ga­mi

myślę, że taki sta­tek do­wol­ne spo­łe­czeń­stwo wy­wra­cał­by do góry no­ga­mi – szcze­gól­nie jeśli mają od­po­wied­nie le­gen­dy ; )

 

I would pre­fer not to. // https://www.facebook.com/anmariwybraniec/

myślę, że taki sta­tek do­wol­ne spo­łe­czeń­stwo wy­wra­cał­by do góry no­ga­mi – szcze­gól­nie jeśli mają od­po­wied­nie le­gen­dy ; )

Co fakt, to fakt. Choć nie­któ­re sys­te­my po­li­tycz­no-spo­łecz­ne ła­twiej wy­wró­cić od in­nych :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Za­cznij­my od tego, że – jak pew­nie wszy­scy wie­dzą – nie je­stem fanką SF. Oczy­wi­ście są od tego od­stęp­stwa, ale zwy­kle jeśli coś mi się po­do­ba, to fakt SF-owa­to­ści jest tłem/pre­tek­stem, a dana opo­wieść przede wszyst­kim sku­pia się na re­la­cjach mię­dzy bo­ha­te­ra­mi. W każ­dym razie, to cut to the chase, nie zo­sta­łam przez Cie­bie ku­pio­na, NWM. O ile do­ce­niam wy­si­łek wło­żo­ny w pi­sa­nie i kre­ację świa­ta (choć­by to, że nie je­ste­śmy na Ziemi, tylko wy­my­śli­łeś coś nieco in­ne­go, gdzie in­dziej), o tyle sama hi­sto­ria nie zro­bi­ła na mnie wiel­kie­go wra­że­nia.

Wstaw­ki co bar­dziej na­uko­we/fi­zycz­ne spły­nę­ły po mnie, bo np. nie ro­zu­miem na ja­kiej za­sa­dzie “na­uko­wo” widzi się strzę­py przy­szło­ści (tylko przyj­mu­ję do wia­do­mo­ści, że tak jest), a słowa takie jak “re­dun­dant­ny” mój mózg nie­ste­ty w ogóle omija ;) Głów­ny bo­ha­ter nie wzbu­dził we mnie wła­ści­wie żad­nych emo­cji, a co za tym idzie – jego roz­ter­ki także. Tro­chę się po­gu­bi­łam przy plot twi­ście z Tol­ke­tem/Aker­nem, jed­nak ko­niec koń­ców po­ję­łam, o co cho­dzi. Kom­let­nie za to nie ogar­niam, czym jest “in­no­my­śle­nie” – zbyt enig­ma­tycz­ne mi się to wy­da­ło. I o ile za­koń­cze­nie w sumie mi się spodo­ba­ło (nie­spo­dzie­wa­ne znisz­cze­nie pla­ne­ty), o tyle sama koń­có­wecz­ka (fi­lo­zo­ficz­na roz­pra­wa o na­tu­rze ludz­kiej i głod­ny ka­wa­łek o roz­świe­tla­niu mroku) ze­psu­ły w moich oczach efekt po­zy­tyw­ne­go za­sko­cze­nia. Tak że, no, nie tym razem ;)

 

„– Oraz naj­więk­szy punkt spor­ny w ne­go­cja­cjach[+.] – Unita wziął małża do ręki, na co magos spoj­rzał w górę.”

 

„– Co jest… – Dał się sły­szeć głos kel­ne­ra.” – Tutaj, imho, „dał” małą li­te­rą, sy­tu­acja po­dob­na jak „usły­szał bo­ha­ter”.

 

„Ro­bo­ty mu­sia­ły za­brać ka­mień, by awa­tar mógł zająć przy­na­leż­ne Pią­te­mu Ma­go­so­wi miej­sce.” – My­śla­łam, że te ka­mie­nie to były sie­dzi­ska?

 

„– Poza czym? – wy­rwa­ło się Aker­no­wi.

– Poza ta­chio­na­mi nic nie mknie szyb­ciej od świa­tła – za­czął – więc tra­dy­cyj­ny­mi li­da­ra­mi czy ra­da­ra­mi nie za­ob­ser­wu­je­my zja­wisk, któ­rych sy­gna­ły dotrą do nas za jakiś czas już po ich wy­da­rze­niu.”

Kto za­czął? Ostat­nim pod­mio­tem był Akern.

 

„Wtedy wy­buchł alarm.” – Cze­piam się, to jasne, ale zgrzy­ta mi to wy­bu­cha­nie alar­mu.

 

„– Mogę zadać ko­lej­ne, z czy­stej cie­ka­wo­ści?” – Ko­lej­ne co?

 

„…lo­gi­ka roz­my­ta pod­po­wia­da­ła za­ska­ku­ją­cą opcję.

– Pro­szę za­cze­kać – po­wie­dział Na­czel­nik do agen­ta, gdy zo­sta­li sam na sam i ten miał opu­ścić kon­strukt.

Gdyby miał moduł emo­cjo­nal­ny, byt cy­fro­wy czuł­by się za­sko­czo­ny.”

"Nigdy nie re­zy­gnuj z celu tylko dla­te­go, że osią­gnię­cie go wy­ma­ga czasu. Czas i tak upły­nie." - H. Jack­son Brown Jr

Dzię­ki za prze­czy­ta­nie i ko­men­tarz, Jose :)

Tak, tutaj mocno po­pły­ną­łem w stro­nę hard sf. I jak to w tym wy­pad­ku, bar­dziej świe­ci­łem wizją świa­ta niż bo­ha­te­rem czy świa­tem. Tak więc z uwa­ga­mi się jak naj­bar­dziej zga­dzam i je przyj­mu­ję ;)

A błędy po­pra­wię, jak tylko wrócę do jutro do domu. Dzię­ki za ich zna­le­zie­nie ;)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Wizja jest pierw­sza klasa, po­do­ba mi się. I mimo “twar­do­ści” ja bym mogła spo­koj­nie o tym czy­tać, gdy­bym zna­la­zła coś, co tra­fia do ta­kich “mięk­kich” czy­tel­ni­ków jak ja. Ale wła­śnie jakoś za­bra­kło mi tu “czyn­ni­ka ludz­kie­go”, który wcią­gnął­by mnie po uszy w hi­sto­rię, który by spra­wił, że bym się prze­ję­ła pod­ło­ścią ludzi/po­li­ty­ki/losu, cze­go­kol­wiek. Ma­ru­dze­nie mode off ;)

"Nigdy nie re­zy­gnuj z celu tylko dla­te­go, że osią­gnię­cie go wy­ma­ga czasu. Czas i tak upły­nie." - H. Jack­son Brown Jr

Bar­dzo po Two­je­mu to opo­wia­da­nie i bar­dzo w Twoim stylu pi­sa­ne.

Tro­chę space opery, tro­chę SF. Przy koń­ców­ce my­śla­łem, że po­ja­wi sie ja­kieś moc­niej­sze za­sko­cze­nie, nie było go, ale mimo to ca­łość jest bar­dzo fajna. No taka, hm, ko­smicz­na przy­po­wieść? Przy­po­wieść SF?

Cie­ka­wie wy­szła ob­cość my­śle­nia bytu cy­fro­we­go. Niby nie wcho­dzi­łeś w szcze­gó­ły, a tu z jed­nej stro­ny nie prze­szka­dza wojna, z dru­giej coś w ro­dza­ju za­my­śle­nia nad przy­szło­ścią ludz­ko­ści.

Kawał do­bre­go tek­stu.

 

– Jaki prze­bie­ga lot? – spy­tał Rabel.

Tu li­te­rów­ka – jak prze­bie­ga lot.

 

Dla bytu cy­fro­we­go brzmie­li bar­dziej jak pi­sa­rze

A to bar­dzo fajne, daje do my­śle­nia.

 

Wy­ma­ga­ją­cy tekst, wy­so­ki próg wej­ścia.

Opo­wia­da­nie na­pi­sa­ne z roz­ma­chem, przede wszyst­kim widać ogrom­ną kre­atyw­ność w za­kre­sie world­bu­il­din­gu. Nie wiem, czy to po­je­dyn­czy tekst, czy wy­ci­nek więk­sze­go uni­wer­sum, nie­mniej tak czy ina­czej mamy tu mocną, prze­ko­nu­ją­cą wizję przy­szło­ści; nie tylko roz­wój tech­no­lo­gii (dobry motyw z an­ty­te­le­fo­nem), ale i tło hi­sto­rycz­ne, po­li­tycz­ne, neo­lo­gi­zmy też robią swoje. W tego typu opo­wia­da­niu cięż­ko by­ło­by się obyć bez eks­po­zy­cji, więc mimo wszyst­ko nie mia­łam po­czu­cia in­fo­dum­pu.

Czyn­ni­ka ludz­kie­go przy więk­szym for­ma­cie też by mi pew­nie bra­ko­wa­ło, a i w tej po­sta­ci tekst na pewno by na nim sko­rzy­stał, ale w ogól­nym roz­ra­chun­ku roz­gryw­ki po­li­tycz­ne do­pra­wio­ne fi­lo­zo­fią wy­star­cza­ją­co do­brze się spraw­dza­ją.

Warsz­ta­to­wo bar­dzo so­lid­nie, tak że czyta się z przy­jem­no­ścią.

Rem­plis ton cœur d'un vin re­bel­le et à de­ma­in, ami fidèle

Wil­ku-zi­mo­wy, Black_ca­pe – dzię­ki Wam oby­dwoj­gu za ko­men­ta­rze :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Ko­lej­ny tekst z Two­je­go uni­wer­sum, które na­praw­dę, na­praw­dę robi wra­że­nie (czy w te­ma­cie słu­cho­wi­ska/au­dio­bo­oka już coś drgnę­ło?). Po­li­ti­cal fic­tion wy­cho­dzi Ci wia­ry­god­nie. I czy ja wiem, czy to SF jest takie hard? Wy­ja­śniasz fi­zycz­ne cie­ka­wost­ki na tyle spraw­nie, że ja, osoba ma­ją­ca całe li­ceum z fi­zy­ki tróję, po­ją­łem, o co cho­dzi – choć przy­znam, że na­czy­ta­łem się kie­dyś Haw­kin­ga, więc może takim to­tal­nym la­ikiem nie je­stem. ;)

Po raz ko­lej­ny po­ka­zu­jesz na po­cząt­ku zarys kon­cep­cji tego świa­ta, co jest o tyle fajne, że po­zwa­la to przy­po­mnieć sobie znane ele­men­ty czy­tel­ni­kom, któ­rzy już coś z tego uni­wer­sum czy­ta­li i to takie wy­cią­gnię­cie ręki w stro­nę świe­ży­nek. Póź­niej jed­nak akcja leci na łeb na szyję, frak­cje, in­try­gi, nawet wy­bu­chy – stę­że­nie tego wszyst­kie­go jest dla mnie ab­so­lut­nie nie­straw­ne. To po pro­stu ma­te­riał na książ­kę, może nawet wię­cej niż jedną. Zwróć­my uwagę na fakt, że ser­wu­jesz hi­sto­rię wi­kła­ją­cą wszyst­kie stron­nic­twa w ga­lak­ty­ce w kon­flikt obej­mu­ją­cy prak­tycz­nie całą tą ga­lak­ty­kę. Skala jak dla mnie jest ab­sur­dal­na jak na me­traż tego tek­stu, bo sądzę, że tak zło­żo­nej kwe­stii nie spo­sób po­ka­zać bez uprosz­czeń w rap­tem 50k zna­ków.

Dla­te­go jak­kol­wiek je­stem fanem Two­jej twór­czo­ści, tak “Czło­wiek nad­świetl­ny” ra­czej mnie zmę­czył.

Dzię­ki Ci, Jasna Stro­no, za ko­men­tarz. Tak, z za­rzu­ta­mi o nad­mia­ro­wość i gę­stość muszę się zgo­dzić. Tekst wy­szedł gęsty, od jed­nak ja­kie­goś czasu pró­bu­ję to ogra­ni­czać.

Wy­ja­śniasz fi­zycz­ne cie­ka­wost­ki na tyle spraw­nie, że ja, osoba ma­ją­ca całe li­ceum z fi­zy­ki tróję, po­ją­łem, o co cho­dzi

Cie­szy mnie to. Po­wiem szcze­rze, że naj­bar­dziej bałem się tych in­fo­dum­pów jako prze­ryw­ni­ków. W pa­mię­ci mam “Głę­bię” Mar­ci­na Pod­lew­skie­go, gdzie ten ma ten­den­cje do wrzu­ca­nia roz­le­głych ko­men­ta­rzy świa­to­twór­czych, co sku­tecz­nie po­tra­fi­ło mnie wybić z rytmu. Stąd sta­ra­łem się robić je jak naj­mniej­sze, a w in­nych tek­stach mi­ni­ma­li­zo­wać. Tutaj nie­wąt­pli­wie są dłu­gie z wy­bo­ru, ale chcia­łem, by nie wy­bi­ja­ły z czy­ta­nia.

czy w te­ma­cie słu­cho­wi­ska/au­dio­bo­oka już coś drgnę­ło?

Toczy się, toczy. Obec­nie wszyst­ko w rę­kach “Sto­ry­te­la”. Może coś z tego wy­nik­nie ;)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

za­rzu­ta­mi o nad­mia­ro­wość i gę­stość

Hm, oso­bi­ście gę­stość uwa­żam za bar­dzo dobrą cechę w opo­wia­da­niach. Tutaj ową gę­stość ledwo za­sy­gna­li­zo­wa­no (choć wy­star­cza­ją­co, by nadać opo­wia­da­niu życia i spra­wić, że tekst na­bie­ra wy­mia­rów). Jak dla mnie na do­dat­ko­wym jej zwięk­sze­niu ca­łość tylko by zy­ska­ła (choć w Twoim wy­ko­na­niu. NWM, mu­sia­ła­by to być gę­stość uni­wer­sum, a nie akcji – co nie­ste­ty część czy­tel­ni­ków spro­wa­dza do “złych in­fo­dum­pów”)

 

Fajne, po­do­ba­ło mi się :)

Przy­no­szę ra­dość :)

Dzię­ki za ko­men­ta­rze. Miło, że się po­do­ba­ło :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Hmm, czy ja wiem, czy takie hard? ;)

 

W opo­wia­da­niu na pierw­szy plan wy­su­wa się jed­nak po­li­ty­ka – kon­flikt mię­dzy mo­car­stwa­mi i pro­ble­ma­tycz­ne po­ło­że­nie Cen­net.

Po­czą­tek jest bar­dzo obie­cu­ją­cy, bo po­dob­nie jak tytuł zdaje się su­ge­ro­wać, że opo­wia­da­nie bę­dzie “tech­no­lo­gicz­ne”, tym­cza­sem po chwi­li za­rzu­casz przy­nę­tę z całą tą strze­la­ni­ną przy mał­żach i ta­jem­ni­czą śmier­cią Tol­ke­ta i prze­cho­dzisz do wąt­ków po­li­tycz­nych. Nadal jest jed­nak cie­ka­wie – prze­czy­ta­łem bar­dzo spraw­nie, nie nu­dzi­łem i wszyst­ko wy­da­wa­ło się jasne, choć cza­sa­mi mu­sia­łem wró­cić ka­wa­łek, po­wtór­nie przy­po­rząd­ko­wać imię do sta­no­wi­ska…

Arenę wy­bra­łeś świet­ną – Cen­net jest taką dro­bi­ną pyłu tar­ga­ną wi­chra­mi cza­so­prze­strze­ni i to daje się od­czuć. Zresz­tą, z roz­ma­chem nigdy nie mia­łeś pro­ble­mu ;)

Jeśli miał­bym na coś na­rze­kać, to może na zbyt małe, “prak­tycz­ne” stę­że­nie efte­lu. Zdzieb­ko sil­niej­szy pier­wia­stek Mass Ef­fect w tym wszyst­kim, wię­cej czy­stej akcji. To by się chyba przy­da­ło – tym­cza­sem Ty, za­miast za­sza­leć, wsta­wi­łeś gwiazd­ki po czym do­da­łeś – Cen­net znisz­czo­ny! No super XD

Choć rów­nie do­brze to wra­że­nie jest po­kło­siem ty­tu­łu, który bar­dzo bez­po­śred­nio po­wią­za­łem z Ra­be­lem i cóż… my­śla­łem, że po­ści­ga się ze świa­tłem w tym opo­wia­da­niu ;)

Twist udany, za­koń­cze­nie ra­czej też. Takie słod­ko-gorz­kie. Ostat­nie zda­nie nieco ba­nal­ne, ale lubię takie za­gryw­ki.

 

Sło­wem – nie tego stej­ka za­mó­wi­łem, ale też sma­ko­wa­ło. Re­kla­mo­wać nie będę ;)

 

Trzy­maj się.

"Tam, gdzie nie ma echa, nie ma też opisu prze­strze­ni ani mi­ło­ści. Jest tylko cisza."

Dzię­ki za ko­men­tarz i uwagi, Hra­bio :) Cie­szy, że mimo wszyst­ko stejk za­do­wo­lił :D

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

A w każ­dej setki kom­pu­te­rów kwan­to­wych, na bie­żą­co prze­twa­rza­ją­cych treść każ­de­go po­łą­cze­nia na Cen­ne­cie. Zwy­kli oby­wa­te­le nie mu­sie­li się bać. In­no­my­ślą­cy – wprost prze­ciw­nie.

– dobre to!

 

Po­do­ba mi się gorz­kie po­ka­za­nie losu ma­łych, pró­bu­ją­cych do­pro­wa­dzić do po­ro­zu­mie­nia mię­dzy wiel­ki­mi. Po­do­ba­ją mi się syl­wet­ki obu przy­wód­ców – nie­sza­blo­no­we, skom­pli­ko­wa­ne. Po­do­ba­ją mi się na­wią­za­nia do Hy­pe­rio­na. No i sza­cun za na­praw­dę fajne (i wy­glą­da­ją­ce na uczci­we) tło SF.

Mam wąt­pli­wo­ści jak oce­niać to opo­wia­da­nie – w ode­rwa­niu od wcze­śniej­szych swo­ich tek­stów (tak chyba po­win­no być w od­nie­sie­niu do de­cy­zji piór­ko­wej), czy na ich tle (to z kolei by­ła­by waż­niej­sza in­for­ma­cja dla Cie­bie). Na tle ca­łe­go Two­je­go uni­wer­sum opo­wia­da­nie zy­sku­je głę­bię, ale traci na ory­gi­nal­no­ści (pu­łap­ki re­la­ty­wi­stycz­nej pro­ba­bi­li­sty­ki po­ka­zy­wa­ła już „Olu­fen­ka”).

Tak czy owak, bra­ku­je mi tutaj głów­nie emo­cji (w sen­sie cze­goś przej­mu­ją­ce­go). No bo niby jest tra­ge­dia, ale nie czuję cia­rek. I nie czuję ka­thar­sis. Suche to ja­kieś, od­le­głe. Pro­blem wy­ni­ka chyba z do­mi­na­cji wy­da­rzeń w skali makro nad po­sta­cia­mi. Te ostat­nie są, po­wtó­rzę się, do­brze zbu­do­wa­ne, z cie­ka­wą psy­cho­lo­gią, ale nie da­jesz im szan­sy bły­snąć, bo nie po­ka­zu­jesz ich wy­bo­rów, nie da­jesz od­czuć wła­śnie tra­gi­zmu. Głów­ny bo­ha­ter po­dej­mu­je wią­żą­cą de­cy­zję tylko raz – zwo­łu­jąc wcze­śniej­sze spo­tka­nie Rady. Poza tym jego ak­tyw­ność ogra­ni­cza się do od­by­wa­nia ko­lej­nych spo­tkań, a wy­da­rze­nia dzie­ją się nie­za­leż­nie od niego. Wła­śnie w tym wy­mia­rze – tra­gi­zmu wy­bo­rów i więk­sze­go sku­pie­nia na po­sta­ci, Olu­fen­ka wy­pa­da znacz­nie cie­ka­wiej.

W kwe­stii nazw – Unia i Ko­ali­cja to w grun­cie rze­czy sy­no­ni­my, mogą się czy­tel­ni­ko­wi mylić. Ja wiem, że takie roz­wią­za­nia mają swoje hi­sto­rycz­ne pre­ce­den­sy, ale na­le­żę do osób, które po­mi­mo wielu lat edu­ka­cji wciąż nie od­róż­nia­ją Trój­przy­mie­rza od Trój­po­ro­zu­mie­nia. Ro­zu­miem, obie nazwy są już w Twoim świe­cie za­ko­rze­nio­ne i nie mo­żesz ich teraz zmie­nić. Ale już np. imio­na no­wych po­sta­ci mo­gły­by się bar­dziej róż­nić – Rabel i Tol­ket też mi się przez chwi­lę my­li­li, nie wy­glą­da­ją przy tym na przed­sta­wi­cie­li róż­nych ras. She­zar i Ga­la­ha­dian to zde­cy­do­wa­nie lep­sza para (inna spra­wa, że o She­za­rach już czy­ta­łem).

Dzię­ki za ko­men­tarz i in­for­ma­cję zwrot­ną, Co­bol­dzie :)

Tak czy owak, bra­ku­je mi tutaj głów­nie emo­cji (w sen­sie cze­goś przej­mu­ją­ce­go).

To jest coś, co i ja do­strze­głem. Stąd potem w póź­niej­szym “Sta­tu­sie…” skie­ro­wa­łem swą uwagę w tę stro­nę.

A nazwy – za­wsze mia­łem do nich ła­twość (w prze­ci­wień­stwie do na­zwisk). Stąd ostat­nio sta­ram się róż­ni­co­wać spek­trum. Choć przy­zna­ję też, że motyw my­le­nia Ko­ali­cji z Unią to nie­zły temat na opo­wia­da­nie :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

No­Whe­re­Ma­nie, czy ten opek to część ja­kie­goś uni­wer­sum. Jeśli tak to podaj, pro­szę, ty­tu­ły do po­przed­nich czę­ści, bo ja lubię od po­cząt­ku za­czy­nać. Nawet utwo­rzy­łam na tę oko­licz­ność wątek, w któ­rym można pre­zen­to­wać swoje cykle. :)

https://www.fantastyka.pl/hydepark/pokaz/22549

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Tak, jest czę­ścią uni­wer­sum, ale ostat­nio cią­gle za­po­mi­nam wrzu­cić jak i co w opo­wia­da­niach. Przy czym aku­rat u mnie sta­ram się pisać tek­sty tak, że nie po­trzeb­na jest zna­jo­mość po­przed­nich czę­ści ;)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Nowa Fantastyka