
Nie trzymałam się ściśle faktów i mitów.
Poprawki: literówki, dopisane zaginione słówka, zlikwidowana siękoza, poprawione przecinki, kilka słów zmienionych na lepiej brzmiące
Nie trzymałam się ściśle faktów i mitów.
Poprawki: literówki, dopisane zaginione słówka, zlikwidowana siękoza, poprawione przecinki, kilka słów zmienionych na lepiej brzmiące
Ochroniarze obserwowali na monitorze mężczyznę, który pakował biżuterię ze stojaka w H&M do kieszeni modnego i zapewne potwornie drogiego płaszcza. Patrzyli, jak do złodzieja podchodzi dwóch pracowników galerii. Wydawał się zaskoczony tym, że został złapany, ale nie stawiał oporu. Po chwili zniknął z monitora, a w parę sekund później wprowadzono go do pokoju. Nie był ani zawstydzony, ani rozgniewany, ani nawet zdenerwowany. Spokojnie wyjął z kieszeni ukradzione przedmioty.
– Jak wam się udało… – Zamilkł, jakby szukał w myślach odpowiedniego słowa.
– Mamy tu kamery – odpowiedział szef zmiany, pokazując mu nagranie z monitoringu.
Złodziej patrzył na ekran, a jego ciemne oczy błyszczały jak onyksy.
– Cudowne, to naprawdę utrudnia sprawę. – Wydawał się autentycznie zachwycony. Ochroniarze spoglądali na siebie ze zdumieniem, takiej reakcji jeszcze nie widzieli. Tylko ich dowódca nie dał się nabrać na to przedstawienie.
– Następnym razem, kiedy wyjdzie pan na łowy, niech pan wybierze sklep bez monitoringu – zaproponował z przekąsem. – A na razie dokumenty proszę.
– Następnym razem?! To nie wrzucicie mnie do lochu?
– Bardzo zabawne – skwitował szef zmiany, przeczuwając problemy.
Miał rację, mężczyzna nie miał dokumentów, ani pieniędzy. Mówił z obcym akcentem, którego nie potrafili rozpoznać, a jego niemczyzna była archaiczna, jakby uczył się z bardzo starych podręczników. Twierdził, że jest Hermesem, bogiem z greckiej mitologii, co na krótko wywołało wesołość całej ekipy, a potem irytację, bo oznaczało konieczność wezwania policji i mnóstwo papierkowej roboty. Oczywiście mu nie uwierzyli, choć powinni. Powiedział bowiem prawdę.
Godzinę później skutego złodzieja wyprowadzili z galerii dwaj policjanci. Wypuszczono ich bramą dla personelu, która wychodziła na wąską, pustą uliczkę. Radiowóz stał zaparkowany na jej końcu. Przeszli kilka kroków i nagle więzień stanął.
– Tu się rozstaniemy – oznajmił stróżom prawa.
– Idziemy, proszę nie utrudniać – upomniał go beznamiętnie funkcjonariusz.
Złodziej uśmiechnął się i nagle jeden z policjantów stał z głupią miną i kajdankami na nadgarstkach, a Hermes uciekał pędem.
– Verdammte Scheiße! – zaklął ten skuty. – Jak on to zrobił, Houdini cholerny?
– Grzeje, jakby mu skrzydła u butów wyrosły – zauważył drugi gliniarz.
Pieszo nie mieli szans go dogonić, ale mężczyzna biegł w stronę radiowozu. Spojrzeli na siebie; może uda im się doścignąć go samochodem. Potruchtali więc do auta.
*
Ucieczka sprawiła Hermesowi mnóstwo radości. Wiatr owiewał mu twarz, krew płynęła żywiej, a serce ogarniało uniesienie. Po raz pierwszy od ponad dwustu lat czuł, że żyje. Właściwie mógł po prostu zniknąć, ale zbyt dobrze się bawił. Skręcił w cichą uliczkę i dostrzegł duży kontener, stojący pod kamienicą.
„Nada się” – pomyślał i wskoczył do niego z rozpędu, nawet nie hamując.
Kątem oka zauważył jeszcze zdumioną minę siedzącej na ławce kobiety i wylądował na stercie gruzu. Boleśnie uderzył kolanem o cegłę i poranił dłonie, ale nawet ból smakował jak ambrozja. Nad kontenerem wzniosła się chmura pyłu, którą zaraz rozwiał hulający wiatr. Kilka sekund później usłyszał warkot samochodu i policjanta, który pytał o uciekiniera.
– Tam. – Usłyszał odpowiedź.
Rozmawiali zapewne z kobietą, którą minął. Spiął mięśnie, gotów do dalszej ucieczki. Drżał z oczekiwania na kolejną porcję zabawy, ale auto odjechało wraz z klnącymi gliniarzami. To go zaskoczyło. Z rumorem wydostał się z kontenera. Otrzepał ubranie, poprawił kapelusz i nieśpiesznie ruszył w stronę kobiety, przypatrując jej się z zainteresowaniem. Nie wyglądała najlepiej. Na jej twarzy malowało się zmęczenie, drżała z zimna w kurtce zbyt lekkiej jak na początek listopada i najwyraźniej była głodna. O ławkę stał oparty ogromny plecak. Podróżowała, a to znaczyło, że jest pod jego opieką. Zobaczył w myślach jej imię: Zofia. Bała się, pewnie dopiero do niej dotarło, że przecież nie był ścigany bez przyczyny, mógł być mordercą albo gwałcicielem.
– Ja nic nie zrobiłem, sama zdecydowałaś – zagadnął. – Chciałbym wiedzieć, dlaczego.
– Spierdalaj stąd, gliny mogą za chwilę wrócić – odpowiedziała po polsku.
– Mowa jest teraz taka dziwna – mruknął do siebie.
Nie przeszkadzała mu nagła zmiana języka, bo znał każdy. Co prawda te współczesne mocno się zmieniły i nie zrozumiał wszystkich słów, ale sens przekazu był jasny. Kobieta miała rację, powinien odejść. Jednak zafrapowała go jej decyzja. Śmiertelnicy zawsze budzili jego ciekawość swoim nieoczekiwanym zachowaniem. Musiał zniknąć, ale chciał ją zabrać ze sobą. Zastanawiał się, jak to rozegrać. Z ludźmi zawsze były problemy, albo nie wierzyli, albo – kiedy już dali wiarę – byli zbyt przerażeni, żeby dało się z nimi sensownie porozmawiać.
– Gdzie chciałabyś się teraz znaleźć? – zapytał.
– W Paryżu – odparła bez zastanowienia, zakładając ogromny plecak na ramiona.
Westchnął. Wybrał Hanower, bo jego ostatnie wspomnienia z Paryża nie były miłe. W 1794 roku dosłownie stracił tam głowę i w bardzo nieprzyjemny sposób przekonał się, że rzeczywiście jest nieśmiertelny. Później doszedł do wniosku, że to wina mitologicznej literatury i sztuki. Wszystkie obrazy i rzeźby, ilustrujące mity, wszystkie powieści, wiersze i dramaty, których bohaterami byli bogowie, nie pozwalały im odejść. Ponieważ umrzeć mogą tylko zapomniani bogowie. Zaś ci, o których ludzie wciąż pamiętają, nawet jeśli już w nich nie wierzą, muszą żyć. Czy tego chcą, czy nie.
Niech jednak będzie Paryż.
– Zamknij oczy – poprosił i złapał ją za rękę, drugą chwytając leżącą na ławce torbę.
– Zostaw mnie! – Próbowała się wyrwać.
– Zamknij oczy, nic ci nie zrobię. Strażnicy zaraz wrócą i wtedy też będziesz miała kłopoty. – To wystarczyło, żeby posłuchała.
*
– No, jesteśmy. Możesz otworzyć oczy – powiedział po chwili. – Place de la Révolution… Niezwykłe. Jak to miasto się zmieniło – mruknął do siebie, rozglądając się z zaskoczeniem.
Zerknął na swoją towarzyszkę. Kobieta spojrzała na fontannę, obok której się znaleźli, wodziła zdumionym spojrzeniem po budynkach z kolumnami, zamrugała na widok ogromnej karuzeli. Nagle zastygła w bezruchu, wpatrzona we wznoszącą się w oddali stalową konstrukcję, której Hermes nie rozpoznawał. Nie tylko jej. Skąd się wziął tutaj choćby ten egipski obelisk?
– Wieża Eiffla! J-jak, co zrobiłeś i kim jesteś? – zapytała, szczękając zębami.
– Zdejmij ten tobół, chyba powinnaś usiąść.
Miał wrażenie, że Zofia zaraz upadnie, pokonana przez nadmiar wrażeń albo ciężar, który dźwigała. Śmiertelniczka opadła na schodek fontanny i wyplątała się z plecaka. Hermes usiadł obok i podał jej butelkę coli, która jeszcze przed chwilą tkwiła w torbie turystki. Zofia zauważyła ten rabunek, a jednak przyjęła napój z wdzięcznością.
– Jestem Hermes, posłaniec bogów, opiekun podróżnych i pasterzy, patron handlu i złodziej. Czy można tutaj wynająć jakiś powóz? Nauczysz mnie tego świata, zapłacę ci.
Tego najwyraźniej było dla niej za wiele. Nie zemdlała, ale bladość powlekła jej twarz, spojrzenie zmętniało i wyraźnie nie docierało do niej, co mówi. Westchnął. Lubił ludzi, ale czasami byli naprawdę kłopotliwi. Poradził sobie. Może i nie wiedział, jak się nazywają się otaczające go rzeczy, ale miał wdzięk i charyzmę. Już po chwili prowadził słaniającą się kobietę do taksówki, bez wysiłku dźwigając jej bagaż. Zofia zastygła na tylnym siedzeniu, a on konwersował z kierowcą, próbując wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji o współczesnej Francji. Wiele się zmieniło od czasu jego ostatniego pobytu w tym kraju.
Auto zatrzymało się w wąskiej uliczce, przed wejściem do hotelu Distric Republique.
– Odpocznij – powiedział, wprowadzając kobietę do utrzymanego w łososiowej tonacji pokoju – a ja przyniosę coś do jedzenia. – I zniknął za drzwiami.
*
Kiedy wyszedł, Zofia podbiegła do okna. Skryta za firanką patrzyła, jak Hermes opuszcza hotel. Śledziła go wzrokiem, dopóki nie zniknął za rogiem. Wtedy jej spojrzenie padło na siedzącą pod ścianą kamienicy żebraczkę. Wzdrygnęła się i odwróciła od okna. Stała bez ruchu, patrząc na oparty o łóżko plecak. W głowie miała zamęt. Sięgnęła po leżący na stoliku prospekt hotelu i wpatrywała się tępo w słowa, których nie potrafiła odczytać. Była w Paryżu.
„Przecież to niemożliwe” – pomyślała.
A jednak była w Paryżu. Pomyślała, że powinna złapać plecak i uciekać, ale nie zrobiła nic. Do tej pory wierzyła, że sobie poradzi. Wiedziała, że ma niewiele czasu. Była jednak pewna, że nie tylko zdoła utrzymać się na powierzchni, ale jeszcze gdzieś dopłynąć. Lecz teraz… Wiedziała, że bez znajomości języka nie znajdzie pracy, a bez pracy wkrótce pójdzie na dno.
„Co mnie podkusiło, żeby powiedzieć Paryż – zastanawiała się. – Przecież nawet nie znam francuskiego”.
Z drugiej strony Hermes nie był zwykłym człowiekiem. Choć nie mogła uwierzyć w jego boskość, faktem pozostawało, że w ciągu kilku sekund pokonali dystans z Hanoweru do Paryża. Ilu ludzi przeżyło coś takiego? I co jeszcze może się zdarzyć? Znajomość z Hermesem pachniała przygodą, a Zofia zawsze chciała przeżyć przygodę. Nawet mijające lata nie zabiły w niej tego pragnienia, choć z wiekiem rósł lęk przed konsekwencjami. Teraz też miała wrażenie, że żołądek skręca jej się ze strachu.
– Przecież gorzej być nie może – powiedziała na głos, a ponieważ nikogo poza nią nie było w pokoju, zabrzmiało to jak modlitwa albo zaklinanie rzeczywistości. – Zostaję! – dorzuciła, i tym razem zabrzmiało to jak wyzwanie.
*
Tuż obok hotelu była mała restauracja, z której płynął smakowity zapach pizzy, ale Hermes poszedł dalej. Nieświadomy dylematów Zofii, minął zaparkowane skutery, siedzącą pod ścianą żebraczkę i, rozglądając się ciekawie, skręcił w następną ulicę. Podobał mu się ten świat. Zachwycały powozy bez koni, swobodna atmosfera, a nawet ubiory. Zwłaszcza kobiece. Ludzie wydawali się bardziej beztroscy, lepiej odżywieni i bogatsi niż w czasach, w których ostatni raz stąpał po ulicach Paryża i w ogóle tego świata. Choć obecność żebraczki świadczyła o tym, że nie wszystkim dobrze się wiodło.
Wędrował, chłonąc atmosferę miasta i podsłuchując rozmowy jego mieszkańców. Dookoła słyszał nie tylko francuski, ale też mnogość innych języków. Ulice przemierzali ludzie różnych ras, a niektórzy wyglądali doprawdy osobliwie, jak ta dziewczyna z kółkami w nozdrzach oraz brwiach i zielonymi włosami. Przemierzając kolejne ulice, stracił poczucie czasu. Do hotelu wrócił dopiero po trzech godzinach, niosąc dwa pudełka pizzy, i był mile zaskoczony faktem, że kobieta nie uciekła.
– A teraz, Zofio, wyjaśnij mi, co to są kamery, jak wyglądają i jak działają – zażądał, kiedy się posilili.
Wzdrygnęła się, słysząc swoje imię, ale szybko się pozbierała.
– Nie wiem, jak działają. To ma chyba coś wspólnego z optyką – odpowiedziała.
Hermes spojrzał na nią rozczarowany.
– Sądziłem, że nauczysz mnie tego świata.
Wzruszyła ramionami.
– Możemy sprawdzić w Internecie – zaproponowała.
Na stole stało urządzenie, które Hermes widział już w pokoju ochrony. Zobaczył na ekranie swoje imię i wizerunki przedstawiających go posągów. Uniósł brew. Kobieta zaczerwieniła się i sprawiła, że informacje zniknęły, a na ich miejscu pojawił się napis Google. Cierpliwie tłumaczyła mu, jak poruszać myszką i korzystać z wyszukiwarki. W końcu ustąpiła mu miejsca, a zafascynowany Hermes ruszył na podbój wirtualnego świata. Późnym wieczorem zorientował się, że Zofia jest zmęczona i z niecierpliwością czeka, aż się go wreszcie pozbędzie, ale mógł się oderwać od Internetu i nie miał zamiaru tego robić. Uśmiechnął się i nagle w jego dłoni pojawił się kaduceusz. Zobaczył jeszcze błysk zrozumienia w jej oczach, a później odpłynęła.
Bóg przyglądał się śpiącej kobiecie.
– Śnij swoje życie – szepnął.
Przez chwilę śledził obrazy pojawiające się w jej umyśle, aż w końcu uznał, że wie dość. Przynajmniej wyjaśniło się, dlaczego nie wydała go policji. Wyemigrowała bez planu, za to z nadzieją na lepsze życie i podzieliła los wielu innych, którym się nie udało. Kilka razy ją oszukano. Nie miała dokąd wracać. W Polsce zostały długi i mężczyzna, który z kochanka zmienił się w prześladowcę. Była bezdomna i nie miała już prawie pieniędzy. Nie było to cudowne życie, ale widział gorsze. A pod pokładami strachu i rozpaczy zobaczył odwagę, ciekawość i żądzę przygody. Musiał je tylko wyciągnąć na światło dzienne.
– Śnij swoje marzenia – szepnął.
Jej twarz rozpogodziła się. W tym samym momencie zasyczał jeden z węży oplatających laskę. Hermes zmarszczył brwi. To wiele zmieniało. Spojrzał jeszcze raz na Zofię i pomyślał, że już jej nie potrzebuje, wszystkiego może się nauczyć z Internetu. Z drugiej strony dobrze mieć kogoś, przy kim nie trzeba udawać, kto już wie i akceptuje fakt, że jest bogiem. Dobrze mieć kogoś, żeby nie czuć tak potwornej samotności.
Chrześcijaństwo zniszczyło jego świat, a starzy bogowie nie przyjęli tego dobrze. Wciąż usiłowali mieszać się w ludzkie sprawy, ale nikt już nie wiązał problemów z ich imionami. Pozbawieni ofiar i uwielbienia, z wolna popadali w szaleństwo. Hermes sam nie wiedział, dlaczego uniknął takiego losu. Może dzięki wrodzonej ciekawości świata, albo słabości do rodzaju ludzkiego. W przeciwieństwie do większości odrzuconych bóstw, Hermes nie znienawidził ludzi, swoją złość skierował w stronę Boga, którego stworzyli. Nie oszalał, ale zapłacił za to wyobcowaniem.
Podjął decyzję. Jego postać zamigotała, rozmyła się, a potem znikła. Pojawił się z powrotem kilka sekund później, trzymając w ręku małą buteleczkę. Jeszcze raz spojrzał na pogrążoną we śnie kobietę, a potem wrócił do laptopa.
Zachwycała go nie tylko wiedza, dostępna na wyciągnięcie ręki, ale też możliwości, jakie dawała sieć. Poczytał o giełdzie, wszedł na strony paru banków i zamyślił się. A potem dmuchnął w monitor i wysłał w podróż cząstkę siebie. Drobinka Hermesa odszukała sygnał radiowy, powędrowała jego śladem i w kilka sekund później bóg, a przynajmniej jakaś jego część, osobiście buszował po sieci i gromadził pieniądze.
„Tak, to zdecydowanie piękne czasy” – pomyślał.
*
Oglądał „Ocean’s Eleven”, kiedy Zofia się obudziła. Kobieta powoli przypominała sobie wczorajsze wydarzenia, ale jej racjonalny umysł, który jeszcze poprzedniego dnia je akceptował, teraz wyraźnie się zbuntował.
– Nie zwariowałaś, nie leżysz w szpitalu w komie i to nie jest sen – zbył jej niewypowiedziane wątpliwości. Wzdrygnęła się. – I nie czytam ci w myślach. Nietrudno zgadnąć, co chodzi ci po głowie – skłamał.
– Cholera, spałam w ostatnich czystych ciucham, jakie miałam. – Usiłowała udawać pewność siebie, ale głos jej zadrżał i zabrzmiało to żałośnie.
„Przynajmniej próbuje” – pomyślał Hermes.
Zerwał się z krzesła.
– No, to idziemy na zakupy, sklepy powinny być już otwarte. Mamy teraz mnóstwo pieniędzy – zarządził.
Oczy jej się rozszerzyły.
– Kurwa, używałeś mojego laptopa do kradzieży?! Wiesz, jak łatwo to namierzyć! Ja pierdolę, jakbym nie miała dość kłopotów! – krzyczała piskliwie.
– Uspokój się, nie jestem hakerem, nie można mnie namierzyć. IP twojego komputera nigdzie się nie pojawi. Nikt w ogóle nie zauważy, że coś jest nie tak, a nawet jeśli zauważy, to do końca świata nie dojdzie, co się stało. Poza tym, biednych nie okradam – zapewniał.
Gapiła się na niego zdezorientowana. Zastanawiała się jakim cudem jego słownictwo i zrozumienie współczesnego świata tak bardzo zmieniły się w ciągu jednej nocy
– Już wolałam, jak pytałeś o powóz – powiedziała w końcu, z rezygnacją kręcąc głową, trochę spokojniejsza, ale wciąż nie do końca przekonana.
– Pomogłaś mi, więc teraz chcę pomóc tobie, ale jeśli nie jesteś zainteresowana, w każdej chwili możesz odejść.
Widział wewnętrzną walkę, którą toczyła. Z jednej strony duma i zasady moralne, które jej wpojono, kazały jej uciekać. Z drugiej, miała dość tułaczki, biedy i ludzi, którzy ją oszukiwali. Hermes był pewien, że wie, jaką decyzję podejmie Zofia. Nie mylił się.
– W porządku, ale żadnych kradzieży – powiedziała.
*
Pokłócili się zaraz po wejściu do centrum handlowego. Zofia chciała kupić trochę ciepłych ubrań w jakiejś sieciówce, a Hermes nalegał na rajd po markowych butikach. Stali na środku alejki i dyskutowali zażarcie.
– Co z tobą? Większość kobiet czułaby się, jak w raju – zapytał Hermes.
– Po prostu nie lubię zakupów. Nie rozumiem ludzi, którzy spędzają całe dnie w galeriach handlowych. Nudzi mnie to – odpowiedziała.
– A miałaś kiedyś dość pieniędzy, żeby zaszaleć?
Zofia wbiła wzrok w pień wysokiej palmy, która zdobiła alejkę.
– Teraz też nie mam – odezwała się po dłuższej chwili.
Źle się czuła ze sponsoringiem Hermesa.
– To nasze pieniądze. Ty pokazałaś mi Internet. Sam też bym do tego doszedł, ale trwałoby to dłużej – zbył jej wątpliwości.
Zofia skrzywiła się, współudział w machlojkach boga to kolejna rzecz, która jej się nie podobała.
– Och, na jaja Priapa, nie możesz przez chwilę po prostu cieszyć się życiem? – zirytował się w końcu. – No dobrze, zaczniemy od garderoby dla mnie.
– No właśnie, a gdzie właściwie zostawiłeś swoje rzeczy? – zapytała, zadowolona, że może zmienić temat.
– Niczego nie mam, dopiero wróciłem do tego świata. – Hermes uśmiechnął się łobuzersko. – Ubrania, które widzisz są tylko prostą iluzją – dodał.
Pstryknął palcami i przez krótką chwilę Zofia widziała go odzianego jedynie w kapelusz. Nie tylko ona. Kiedy się rozejrzała, zobaczyła zdumione i zniesmaczone miny mężczyzn oraz zaróżowione twarze i spłoszone spojrzenia kobiet.
– Maman, cet homme était nu – skomentował głośno trzyletni chłopczyk.
Nie zrozumiała dziecka, ale domyśliła się znaczenia jego słów, kiedy matka, z zaciśniętymi ustami, pociągnęła malca w stronę najbliższego sklepu. Nie mogła powstrzymać śmiechu.
– Spójrz!
Hermes zaprowadził ją do najbliższej wystawy. Zofia wpatrywała się we własne odbicie. To na pewno nie były ciuchy z jej plecaka.
– O rany, na mnie też rzuciłeś ten czar – ucieszyła się. – No, dobra, chodźmy i miejmy te cholerne zakupy za sobą – dodała rozbawiona.
Po paru godzinach musiała przyznać, że świetnie się bawiła. Hermes dbał o to, żeby jej dobry humor się utrzymywał. Miał niewyczerpane pokłady energii i talent do dostrzegania i wywoływania komicznych sytuacji. W jego obecności nawet przymierzanie kolejnych ubrań zmieniało się w zabawę. Opuścili galerię dopiero późnym wieczorem, bo rozochocona Zofia zdecydowała się jeszcze na wizytę u fryzjera.
*
Papierowe torby z logo różnych marek odzieżowych zapełniły cały pokój. Hermes z zadowoleniem i lekkim zdziwieniem patrzył na siedzącą na łóżku Zofię. Wcześniej widział w niej jedynie zaniedbaną i znużoną kobietę, ale teraz, kiedy oczy błyszczały jej radośnie, a twarz rozjaśniał uśmiech, odkrył nagle, że jest całkiem ładna.
Świeżo odkryta uroda Zofii trochę go rozproszyła, a miał do zrobienia jeszcze jedną rzecz. Rola boskiego posłańca nauczyła go przekazywania złych wieści szybko i bez prób ich osłodzenia. W jego ręku pojawił się kaduceusz.
– Tylko żadnego usypiania – zaprotestowała Zofia, odsuwając się pod ścianę.
Nie zważając na ten sprzeciw, Hermes zbliżył kerykejon do jej ciała. Jeden z węży podniósł łeb i zasyczał, a wystraszona Zofia krzyknęła.
– Syczy, kiedy wyczuwa śmiertelną chorobę. Umrzesz w ciągu roku – powiedział.
Kobieta zgarbiła się, zniknął błysk w jej oku, a na twarzy pojawiło się zmęczenie.
– Po co mi to mówisz? – zapytała z wyrzutem.
Zdał sobie sprawę, że wiedziała, a przynajmniej intuicyjnie wyczuwała chorobę i to przeczucie ukryła tak głęboko, że nawet on nie potrafił go dostrzec.
– Mam dla ciebie prezent. – Wyjął z kieszeni marynarki buteleczkę i podał jej. – To ambrozja wymieszana z nektarem.
– Jasne, to uczyni mnie nieśmiertelną – powiedziała z przekąsem.
– Nie do końca. Wyleczy cię, będziesz żyła dużo dłużej, ale nie będziesz nieśmiertelna. Nie tak jak ja. Wciąż możesz zginąć w wypadku, albo ktoś może cię zabić – wyjaśnił, nie zważając na jej sarkazm.
Wreszcie dotarło do niej, że mówi poważnie. Patrzyła na niego z niedowierzeniem.
– O ile dłużej?
– Jakieś pięćset lat.
Parę razy otworzyła i zamknęła usta, z których nie wydobył się jednak żaden dźwięk. I znowu w jej głowie toczyła się walka. Perspektywa takiej długowieczności przerażała ją, ale nie chciała umierać w tak krótkim czasie, a tym bardziej wiedzieć, – nawet w przybliżeniu – kiedy to ma nastąpić.
Bóg potrząsnął buteleczką.
– Nie musisz tego robić, ale to jednorazowa propozycja, drugiej szansy nie będzie – stwierdził, widząc, że Zofia wciąż się waha.
W końcu, tak jak przewidział, wzięła flakonik, odkorkowała drżącymi rękami i wypiła zawartość jednym haustem, a Hermes aż się skrzywił na ten widok. Przez chwilę kobieta siedziała nieruchomo, wstrzymując oddech i najwyraźniej czekając na jakąś spektakularną przemianę. Rozbawiło go to.
– To tak nie działa, poczujesz się lepiej w ciągu kilku dni.
*
Uwolniona od choroby Zofia odmłodniała i zyskała mnóstwo energii. Wszystkiego była ciekawa, wszystko chciała zobaczyć. Zwiedzali paryskie muzea w dniach, w których były zamknięte, oszukiwanie kamer nie stanowiła dla Hermesa problemu. Wypytywała go o Paryż z czasów rewolucji.
Jako że przenoszenie się z miejsca na miejsce nie stanowiło dla nich problemu, każdy dzień był dla Zofii niespodzianką. Hermes chwytał ją za rękę i polecał zamknąć oczy. Zazwyczaj nie wiedziała, dokąd ją zabierze.
Któregoś dnia otworzyła oczy i aż jęknęła z zachwytu. Większość życia mieszkała w górach, ale przez ostatnie miesiące widziała tylko niekończącą się równinę, na horyzoncie nie było nic, na czym mogłaby zatrzymać wzrok. Teraz miała przed sobą górską panoramę.
– Nawet nie wiecz, jak mi tego brakowało – powiedziała. – Gdzie jesteśmy?
– Na Peloponezie – odparł.
– Tu się urodziłeś?
– Tak… Chyba… – wyjąkał nagle zmieszany.
Zabrał ją na Kyllene, ale nie był pewien, czy tu się urodził. Nie był pewien, czy w ogóle się urodził. Próbował wyjaśnić swoje uczucia:
– Pamiętam tylko to, ci znajduje się w mitach. Jestem taki, jakiego mnie stworzyliście i chyba nigdy nie byłem dzieckiem. Wspomnienia, które mam to tylko projekcja waszych wyobrażeń o moich narodzinach.
Słuchała go ze zmarszczonymi brwiami, usiłując zrozumieć. Do tej pory nie zastanawiała się nad implikacjami jego istnienia.
– Jak to w ogóle jest, potrafisz niezwykłe rzeczy, ale przecież świata, do cholery, nie stworzyliście?
Wzruszył ramionami.
– Zawsze zdawaliśmy sobie sprawę, że Wszechświat rządzi się własnymi prawami. Nikt o tym głośno nie mówił, ale Zeus był wyjątkowo cierpliwy w pogodne dni, a Helios bardzo się starał nie spóźnić na wschód słońca – wyjaśnił.
– A co z ludźmi?
– Ludzie sami dali nam władzę nad sobą – odparł krótko.
– A potem odebrali – mruknęła pod nosem Zofia.
Hermes tylko uśmiechnął się zgryźliwie i nic nie powiedział. Przez chwilę siedzieli w milczeniu na ogromnym głazie, podziwiając roztaczający się wokół widok.
– A co się z tobą właściwie działo, kiedy cię tu nie było? – zapytała nagle Zofia.
– Grałem w karty z Lokim w naszym świecie.
Zofię zatkało. Myślała, że nic już jej nie zdziwi, w końcu przeżyła w ostatnich dniach tak wiele nieprawdopodobnych przygód. A jednak myliła się. Kiedy odzyskała mowę, zasypała Hermesa gradem pytań. Pragnęła wiedzieć, gdzie jest ten jego świat i jak wygląda.
– Chciałabym poznać Lokiego – wyznała rozmarzonym głosem.
– Wierz mi, nie chciałabyś – odpowiedział. – Ale mogę ci pokazać nasz świat. Tylko trzymaj się blisko mnie, wolałbym, żebyś się tam zgubiła. To niebezpieczne miejsce.
Najpierw poczuła, przenikający całe ciało i wgryzający się w kości, chłód. Kiedy otworzyła oczy, w pierwszym momencie nie zobaczyła nic, bo krajobraz spowijała biała, gęsta mgła. Dopiero po chwili zaczęła rozróżniać ciemniejsze kształty budowli, a raczej to, co z nich zostało. Pochyliła się i spojrzała pod nogi. Buty tkwiły jej w brunatnej glinie, nie dostrzegała żadnych roślin, nawet kępki trawy. Powietrze było duszne i stęchłe, jak w dawno nie wietrzonym pokoju. Nie słyszała śpiewu ptaków, szumu wiatru, czy jakichkolwiek innych dźwięków. Wokół królowała absolutna, przerażająca cisza.
– Rany, co to ma być? Co się tutaj stało?
– Chrześcijaństwo się stało. Miałaś rację, wymyśliliście sobie innego Boga, a my poszliśmy w odstawkę – odpowiedział z goryczą. – Nasze pałace legły w gruzach, a nasz świat skurczył się i zmienił w to – zatoczył wokół ręką.
– Chodźmy stąd – poprosiła Zofia.
Żałowała, że w ogóle się tu znalazła. To miejsce było martwe i nie miała pojęcia, jak Hermes mógł tu tkwić tak długo. Bóg bez słowa chwycił ją za rękę i po chwili byli z powrotem w Paryżu.
*
Piątkowego wieczora spacerowali nad kanałem, położonym niedaleko ich hotelu. To powoli stawało się rytuałem – spacer, a potem późna kolacja w jednej z etnicznych knajpek, których nie brakowało w tej okolicy. Minęły niespełna dwa tygodnie od ich pierwszego spotkania, a wydawało się, że znają się od dawna. Hermes zdawał sobie sprawę, że w końcu znudzą się sobą nawzajem i starał się zgromadzić dość pieniędzy, żeby zapewnić Zofii życie na przyzwoitym poziomie. Miał jednak nadzieję, że ich rozstanie nie nastąpi szybko.
Szli roześmiani, spierając się, co wybrać. Kuchnię śródziemnomorską, jak chciał Hermes, czy też azjatycką, w której zakochała się Zofia. Pozwolił jej postawić na swoim. Przeszli przez most i ruszyli w stronę jej ulubionej knajpki. To był błąd, ale Hermes nie mógł tego wiedzieć. Dawno temu Zeus odmówił mu przywileju zaglądania w przyszłość.
Rozmawiali o tym, co będą robili następnego dnia, kiedy usłyszeli krzyki przerażonych ludzi.
– Co się…
Pytanie Zofii urwało się nagle, a ona upadła. Hermes w pierwszej chwili nie zrozumiał, co się stało.
– Co z tobą? – zapytał, klękając przy niej.
Nie żyła. Kiedy jej dotknął, poczuł krew na dłoni, choć na ciemnym płaszczu nie było jej widać. Wpatrywał się z osłupieniem w martwą twarz kobiety, której kilka dni wcześniej podarował długowieczność. Jak to możliwe?! Przez chwilę jeszcze wierzył, że Zofia zaraz otworzy oczy i odetchnie głęboko, przestraszona, ale żywa. Jednak kula trafiła ją prosto w serce. Jej ciało rozświetliło się, a potem cały ten blask skupił się w jeden wątły płomyk, który Hermes złapał. Trzymał na otwartej dłoni jej duszę, po którą nikt się nie zgłaszał. Kiedyś odprowadziłby ją do Hadesu, ale teraz nie miał już dokąd.
W gęstniejącym mroku, rozpraszanym tylko światłami ulicznych latarni, krzyczeli, krwawili i umierali ludzie. Jękom rannych i modlitwom o ratunek towarzyszyły rytmiczne serie strzałów i coraz bliższe wycie policyjnych syren. Hermes był jednak ślepy i głuchy na to, co działo się wokół. Szeptał starożytne słowa, by uspokoić przerażoną duszę kobiety, która miała ukoić jego samotność. Płomyk jarzył się coraz słabiej, aż w końcu zgasł. Dopiero wówczas Hermes wrócił do rzeczywistości Paryża 2015 roku. Wstał i rozejrzał się. Zabójca z kałasznikowem pojawiał się w polu jego widzenia i znikał w rytm pulsujących niebiesko świateł.
– Allah akbar! – wrzeszczał, pozbawiając życia kolejnych ludzi.
Hermes poczuł wściekłość, bo oto kolejny stworzony przez ludzi bóg zabrał mu coś, co należało do niego. Ruszył w stronę terrorysty, ale nawet zemsta została mu odebrana. Kula z policyjnej broni była szybsza. Więc odwrócił się i zanim ktoś zdołał go zatrzymać, odszedł samotnie w mrok, zostawiając ludzi z bogami, których sobie wybrali.
Hej, jestem!
Na początek coś, co wyłapałem przy okazji czytania:
Z rumorem wydostał z kontenera. – brakuje się.
ale mógł się oderwać od Internetu i nie miał zamiaru tego robić. – brakuje nie.
a równoległa do świata ludzie przestrzeń, którą zajmowali, znacznie się skurczy. – ludzi. I chyba dodałbym przecinek.
Uspokój się, nie jestem hakerem, nie można mnie namierzyć. IP twojego komputera nigdzie się nie pojawi. – Tutaj ciekawi mnie to, że dzień wcześniej niewiele wiedział o współczesności, a teraz zna już pojęcia takie jak haker czy IP. Rozumiem, że przyswoił akurat tę wiedzę podczas nocnego serfowania po sieci? Albo, jako bóg, przyswoił wiedzę z internetu w szybszym tempie niż zwykły śmiertelnik.
Zabójca za kałasznikowem pojawiał się w polu jego widzenia i znikał w rytm pulsujących niebiesko świateł. – Chyba miałaś na myśli zabójca z kałasznikowem.
A teraz do rzeczy! Podobało mi się, bardzo! Czytało się super. Realistyczna postać Zofii, jej decyzje są przemyślane i zgadzają się z profilem postaci, który stworzyłaś. Nie dłużyło mi się ani przez chwilę. Co najbardziej mi się podobało? Końcówka! Choroba, decyzja Zofii, lekarstwo, aż tu nagle śmierć.
Hermes poczuł wściekłość, bo oto kolejny stworzony przez ludzi bóg zabrał mu coś, co należało do niego. Ruszył w stronę terrorysty, ale nawet zemsta została mu odebrana. Kula z policyjnej broni była szybsza. Więc odwrócił się i zanim ktoś zdołał go zatrzymać, odszedł samotnie w mrok, zostawiając ludzi z bogami, których sobie wybrali.
To jest naprawdę dobry koniec jak dla mnie. Fajnie nawiązałaś Allahem do Chrystusa, o którym wcześniej pisałaś. Wszystko fajnie się połączyło. I zostali z bogami, których sobie wybrali… No fajne to było! :)
Pozdrawiam i również życzę powodzenia w konkursie ;)
Troszkę interpunkcja ma kłopoty, wyłapałam najbardziej te dwa zdania:
“Szatynka, o krótko obciętych włosach, w okolicach czterdziestki nie wyglądała najlepiej.” – brzmi, jakby kobieta na ciele miała czterdziestkę i w jej okolicach wyglądała nie najlepiej, co jest intrygujące, ale chyba nieprawdziwe.
“Z jednej strony zasady moralne, które jej wpojono i duma, kazały jej uciekać.” raczej “Z jednej strony zasady moralnej, które jej wpojono, i duma kazały jej uciekać.”
Ale ogólnie wygląda fajnie, i poza drobnymi niezręcznościami językowymi bardzo dobrze i płynnie mi się czytało, ma swoją atmosferę i klimacik.
Jedyne, co mnie irytuje, nie w kategorii błędu, a po prostu takiego spostrzeżenia o literaturze, to fakt, że podkreślasz, że bohaterka jest ładna dopiero, gdy jakiś obcy facet najpierw ją uratuje, a potem odzieje, koniecznie w najdroższych sklepach w Paryżu. Kojarzy mi się ten wątek z kiepskimi powieściami dla kobiet, gdzie służy chyba spełnianiu jakichś fantazji o księciem ratującym przed ciuchami z sieciówek :P
Realuc, dzięki za wizytę i cieszę się, że się podobało. Czytałam tekst już sama nie wiem ile razy, a i tak jakieś babole zostały, dzięki za wskazanie. Poprawiłam.
Hermes miał całą noc na zapoznanie się z internetem, a to jeden z inteligentniejszych greckich bogów. Gdzieś tam czytałam, że w czasach rzymskich dorzucono mu naukę do obowiązków. Stwierdziłam, że mógł sobie poradzić. Poza tym to tylko słownictwo, programować umieć nie musi. ;)
Filologu, ciebie również witam serdecznie. Fajnie, że ci się podobało.
Przyznaję, że “w okolicach czterdziestki” nie jest najzręczniejszym wyrażeniem. Z drugiej strony jest to wyrażenie, którego używa się, przynajmniej w mowie potocznej. A ja nie potrafię wymyślić nic sensownego, co miałoby niewielką liczbę znaków. Limit mnie trochę ciśnie. ;)
podkreślasz, że bohaterka jest ładna dopiero, gdy jakiś obcy facet najpierw ją uratuje, a potem odzieje, koniecznie w najdroższych sklepach w Paryżu. Kojarzy mi się ten wątek z kiepskimi powieściami dla kobiet, gdzie służy chyba spełnianiu jakichś fantazji o księciem ratującym przed ciuchami z sieciówek.
A wiesz, że kompletnie nie myślałam w tych kategoriach. Zofia jest bezdomna, ma na sobie letnie ciuchy, a więc trwa to już jakiś czas. Kiedy wzięła prysznic, zaliczyła fryzjera, pewnie jeszcze jakiś makijaż i włożyła sensowne ciuchy, zaczęła wyglądać lepiej. A z Hermesa jest niezłe ziółko, zaciągnął ją do takich właśnie sklepów, żeby jej pokazać, jak może wyglądać jej długowieczne życie.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Witaj Irko!
Bardzo przyjemne opowiadanie. Podobało mi się, mimo że ani Hermes, ani Zofia nie przypadli mi do gustu. Zwłaszcza ona – słabinka nieogarniająca własnego życia marząca o wielkim świecie. I ten oklepany Paryż… ;) Ale tak czasem bywa, choćby jak w “Breaking Bad” – wszyscy bohaterowie są wkurzający, ale całość jest dobra.
Co do metamorfozy kobiety – tak niestety jest i trzeba się z tym pogodzić. Ksiądz, który prowadził religię u mnie w liceum mówił tak: “Nie ma kobiet brzydkich, są tylko zaniedbane” ;)
Zakończenie świetne!
Pozdrawiam i życzę powodzenia w konkursie!
– Wieża Eiffla! J..jak, co zrobiłeś i kim jesteś?
Sympatyczne :)
Przynoszę radość :)
Hej Saro, miło że wpadłaś, a jeszcze milej, że ci się podobało.
Ksiądz, który prowadził religię u mnie w liceum mówił tak: “Nie ma kobiet brzydkich, są tylko zaniedbane”
Rany, ksiądz, który mówi takie rzeczy, aż trudno uwierzyć. ;) Generalnie jednak dokładnie o to mi chodziło.
Co się zaś tyczy Zofii, masz rację, to słabowinka, ale jednak z potencjałem.
Anet, dziękuję. :D
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
ninedin.home.blog
Nooo, ten ksiądz rzucał czasem takimi tekstami, że oczy nam na wierzch wychodziły. Zanim zaczął uczyć w szkole, przeprowadzał egzorcyzmy i nam o nich opowiadał. Poza tym bardzo sympatyczny człowiek, tylko nieco zwariowany ;)
A jeszcze miałam dodać, że podobało mi się, jaki film oglądał Hermes. Złodziejaszki. ;)
Bardzo fajne. :)
Hmm, interesujący ksiądz, a jego opowiastki możesz wykorzystać w jakimś opku. :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Hej, opowiadanie, które u mnie zostało uratowane przez dobre, zaskakujące zakończenie. Czyta się OK, natomiast nie wciągnęło mnie specjalnie na poziomie historii. Chyba brakuje jej trochę dramaturgii. Po obiecującym początku napięcie właściwie nie rośnie, a zakończenie (bardzo mi się ono podoba) przychodzi niejako z zewnątrz, nie wynika z fabuły, lecz z przyczyn niezależnych. Marudzę? To dodam, że podobają mi się bohaterowie. I podoba mi się bardzo ostatnie zdanie tekstu. I to nie oznacza, że reszta mi się nie podoba :P
Sympatyczna historia, dobre zakończenie. Znaczy, nie mam nic przeciwko happy endom, ale tutaj już zaczynała grozić landrynkowa słodycz. Fajnie, że ją przełamałaś. Ostatnie słowa niegłupie.
Podobały mi się wybryki Hermesa, jego luzackie podejście do złapania… I ucieszyłam się, że nawiązałaś jeszcze do jego roli Psychopompa.
Babska logika rządzi!
Witaj Łosiocie. Fajnie, że podoba ci się zakończenie. Faktycznie nie wynika ono z fabuły, choć trochę starałam się przygotować czytelnika, pisząc o negatywnym stosunku Hermesa do chrześcijańskiego Boga. Z drugiej strony, zbyt wiele odniesień zepsułoby mi efekt zaskoczenia, na który bardzo liczyłam.
Co do napięcia i dramaturgii, ja chyba już tak mam. Większość z tego, co piszę jest takie spokojne i stonowane. Muszę raz spróbować trochę podkręcić atmosferę. ;)
I nie, nie marudzisz, a przynajmniej ja tego tak nie odbieram.
Finklo, dziękuję za miłe słowa i klika (tym razem zauważyłam). Szczerze mówiąc po moich nieszczęsnych kotach, miałam większego pietra wrzucając opka, niż przy debiucie i teraz trochę odetchnęłam.
Ta słodycz trochę celowa była, chciałam, żeby bardziej zabolała końcówka. Mam nadzieję, że nie przesadziłam. Starałam się w miarę wiernie oddać charakter Hermesa, wynikający z mitów. Gość był taki właśnie luzacki. ;)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
No, chyba trudno być spiętym i sztywnym bogiem złodziei… ;-)
Babska logika rządzi!
To fakt, pewnie dlatego lubię go najbardziej z tej całej czeladki. :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Priap też chyba był luzacki (przynajmniej w ubiorze ;-) ). Chociaż poniekąd opozycjonista w stosunku do Hermesa. ;-)
Babska logika rządzi!
No, niby tak, ale zero subtelności. ;)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Zgrabne, miło się czytało. Zakończenie mi nie podpasowało, jakby doklejone na siłę. Podobała mi się postać Hermesa, Zofia bardzo szybko zaadaptowała się do nowej sytuacji… Bardzo:)
Nie oszalał, ale zapłacił za to alienacją.
Nie lepiej “wyobcowaniem”?
Nie zwariowałaś, nie leżysz w szpitalu w komie
Yyy?
która nagle stała się całkiem ładna.
Aby kobieta stała się ładna, potrzeba jej wizyt w kilku drogich butikach i u fryzjera. Zanotowane.
etnicznych knajpek
Czy to nie jest anglicyzm, albo przynajmniej dosłowne tłumaczenie? Dziwnie to brzmi.
Dzięki za ten tekst, dobrze sie bawiłem.
Witaj bronchospaźmie, dziękuję za wizytę i cieszę się, że dobrze się tu bawiłeś.
Zakończenie mi nie podpasowało, jakby doklejone na siłę.
Hmm, od początku miałam to zakończenie przed oczami. Starałam się po drodze zostawić kilka tropów: Hermes i Zofia spotykają się na początku listopada, wspominam o niechęci Hermesa do Boga, jest karuzela na Placu Zgody, której w tej chwili już nie ma (wiem, że mało kto zwróci na to uwagę, ale Drakaina na pewno). Nie wiem, może przesadziłam z cukierkowatością znajomości tej dwójki i stąd twoje wrażenie.
Nie oszalał, ale zapłacił za to alienacją.
Nie lepiej “wyobcowaniem”?
Lepiej, jeśli nic innego nie wyskoczy, poprawię. Rzecz w tym, że mam jeszcze tylko 13 znaków do wykorzystania. ;)
Nie zwariowałaś, nie leżysz w szpitalu w komie
Yyy?
Czemu Yyy. To inne określenie śpiączki https://sjp.pwn.pl/doroszewski/koma-II;5440991.html
Spania w tym akapicie jest pełno, nie chciałam dorzucać jeszcze śpiączki.
Aby kobieta stała się ładna, potrzeba jej wizyt w kilku drogich butikach i u fryzjera. Zanotowane.
Odwrócę kota ogonem. Widziałeś kiedyś przystojnego bezdomnego, albo śliczną bezdomną? Taki tryb życia odbija się na wyglądzie człowieka. Nie zwrócisz uwagi na kobietę z przetłuszczonymi włosami, które na dodatek kompletnie się nie układają, ubraną w ciuchy nie pierwszej czystości.
etnicznych knajpek
Czy to nie jest anglicyzm, albo przynajmniej dosłowne tłumaczenie? Dziwnie to brzmi.
Szczerze mówiąc, nie wiem. Chodziło mi o kuchnie narodowe i to słowo “narodowe” jakoś mi nie brzmiało.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Miło spędziłam czas przy Twojej opowieści. Polubiłam Hermesa, chyba głównie przez początek, który mnie ujął. Chętnie przeczytałabym całe opowiadanie w takim klimacie, np że włamuje się do banku lub muzeum po jakiś tajemniczy artefakt (trochę wyobraźnia mnie poniosła).
Tekst sprawnie napisany, ciekawe pomysły, jak np. jego odradzanie się czy możliwość wejścia w sieć i zarabiania. Wolałabym, aby jednak Zofia okazała się jego bratnią duszą na dłuższy czas, ale końcówka z wybieraniem bogów rzeczywiście pasuje i daje do myślenia. Daje klika.
Pozdrawiam i powodzenia w konkursie
Z cyklu przyganiał kocioł garnkowi. :)
J..jak, co zrobiłeś
Dlaczego dwie kropki?
Na jej twarzy malowało się zmęczenie, trzęsła się z zimna w kurtce zbyt lekkiej jak na początek listopada i najwyraźniej była głodna.
Tutaj delikatnie się potknąłem. Może gdyby “trzęsła się” zastąpić “drżała” zabrzmiałoby to lepiej?
Może i nie wiedział, jak się nazywają otaczające go rzeczy, ale miał wdzięk i charyzmę. Już po chwili prowadził słaniającą się kobietę do taksówki, bez wysiłku dźwigając jej bagaż. Zofia skuliła się na tylnym siedzeniu, a on konwersował z kierowcą, starając się wyciągnąć z niego jak najwięcej informacji o współczesnej Francji. Wiele zmieniło się od czasu jego ostatniego pobytu w tym kraju.
Siękoza.
– Tylko żadnego usypiania – zaprotestowła Zofia, odsuwając się pod ścianę.
Literówka. Swoją drogą, żeby wynajdywanie ich we własnych tekstach szło mi równie łatwo. :)
Bardzo przyjemne opowiadanie. Dobre, refleksyjne zakończenie. Postać Hermesa przypadła mi do gustu (myślę o tym, jak go zaprezentowałaś). Bardzo też spodobało mi się “zderzenie” mitologii i wiary w tym tekście. Podobnie jak Łosiot miałem natomiast problem, żeby “wciągnąć się” mocniej w całą historię. Prezentujesz Hermesa oraz Zofię, buduje się między nimi pewna relacja, czy nawet więź. Tyle że przy takim limicie znaków trudno jest sprawić, by czytelnik jakoś mocniej zainteresował się ich losami. Kiedy poznaję ich już dobrze, kiedy budzą we mnie pewne odczucia… musisz kończyć. :) Nie twierdzę, że zrobiłaś tu coś źle, natomiast nie jestem pewien, czy taka forma przedstawienia postaci i ich relacji może dobrze funkcjonować przy tym limicie. Zwyczajnie nie masz tu żadnej przestrzeni, żeby to później rozwinąć. A dopiero przy tym rozwinięciu czytelnik tak naprawdę śledzi losy bohaterów z największym zainteresowaniem.
Inna rzecz, że to tylko moje odczucia i byłbym mocno ostrożny z wyciąganiem z tej uwagi jakichś daleko idących wniosków.
Całe opowiadanie zdecydowanie na plus.
Pozdrawiam.
Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków
Monique, cieszę się że się spodobało. Dziękuję za klika. :)
Zakończenia bym nie zmieniła, ale oni spędzili razem prawie dwa tygodnie, w czasie których wiele się mogło zdarzyć. Tymczasem ten czas skurczył mi się do jednego krótkiego akapitu. W planach miałam na przykład scenę, w której Hermes chce sobie wziąć coś z jakiegoś muzeum na pamiątkę, a Zofia mu nie pozwala. Już nawet zaczęłam szukać w necie odpowiedniego eksponatu, ale zorientowałam się, że nie wyrobię z limitem.
CM, ciebie również witam serdecznie i dziękuję za klika.
J..jak, co zrobiłeś
Dlaczego dwie kropki?
Bo ślepa jestem. Już mi to wcześnie Anet usiłowała pokazać, a ja i tak nie zauważyłam. Poprawione, podobnie jak siękoza.
Literówka. Swoją drogą, żeby wynajdywanie ich we własnych tekstach szło mi równie łatwo.
Ech, no właśnie… ;)
Tyle że przy takim limicie znaków trudno jest sprawić, by czytelnik jakoś mocniej zainteresował się ich losami. Kiedy poznaję ich już dobrze, kiedy budzą we mnie pewne odczucia… musisz kończyć. :)
Masz rację, przydałoby mi się jeszcze cztery, pięć tysięcy znaków, żeby trochę lepiej opisać czas, który spędzili razem. Nigdy nie musiałam tak ściśle trzymać się limitów przy pisaniu. Wymyśliłam sobie historię i dopiero w połowie zorientowałam się, że jest ona zbyt rozudowana, jak na ten limit znaków. Ale słowo się rzekło, kobyłka u płota, zgłosiłam się do konkursu i zaklepałam postać. Mogłam oczywiście przekroczć limit, ale w trakcie pisania stał się on wręcz wyzwaniem. :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Dobrze się czyta. Dobrze się kończy… to znaczy źle się kończy, ale dobrze rozegrana ta końcówka, Napadasz znienacka czytelnika przygotowanego juz na jakieś “żyli długo i szczęśliwe” suspensem aż do bólu realnym.
Jedyna rzeczą co do której mam wątpliwości to zbyt (sądzę) szybkie oswojenie się żebraczki z greckim bogiem.
O jakości formy (gramatyka, interpunkcja etc. ) ode mnie nie usłyszysz, bo zauważyłem tu sporo osób kompetentnych i ambitnych w tej konkurencji :)
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Witaj Tsole, miło cię widzieć. :) Cieszę się, że miło spędziłeś czas z moim opkiem.
Co do twoich wątpliwości, nie jestem pewna, czy masz na myśli to, że uwierzyła, iż Hermes jest bogiem, czy że tak łatwo przystała na jego opiekę.
W pierwszym przypadku, cóż, sama zawsze mam z tym problemy. Dlatego tak spektakularnie przeniosłam ich z Hanoweru do Paryża. Po takim numerze, nawet ja bym uwierzyła, że mam do czynienia z bogiem. ;)
W drugim przypadku, Zofia jest zwykłym, w miarę przyzwoitym człowiekiem. To kobieta, która popełniła w życiu parę błędów, a potem zrobiła to co wciąż robi wielu Polaków, wyjechała z kraju bez żadnego przygotowania, w nadziei, że na obczyźnie będzie jej się lepiej żyło i srodze się zawiodła. Nie zrobiła w życiu nic złego, to ją spotkały nieprzyjemne rzeczy ze strony innych. Może nie jest jeszcze żebraczką, ale niewiele jej do tego brakuje i na dodatek przeczuwa, że ma poważne problemy zdrowotne. Myślę, że w tej sytuacji mogła pomyśleć: a czemu nie, przyzwoitość jest przereklamowana, nic mi z niej nie przyszło.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Zofia jest zwykłym, w miarę przyzwoitym człowiekiem.
Kobieta która rzuca mięchem???? Przy bogu??? Impossible!
Myślę, że w tej sytuacji mogła pomyśleć: a czemu nie, przyzwoitość jest przereklamowana, nic mi z niej nie przyszło.
No tak, to przecież Zofia, czyli z grecka mądrość… choć może raczej rezolutność? Tak czy owak mogłabyś pomyśleć nad rozbudową jej portretu psychologicznego…
Zależy mi na dobrej opinii u tych ludzi, o których mam dobrą opinię
Kobieta która rzuca mięchem???? Przy bogu??? Impossible!
He, he, dobre!
No tak, to przecież Zofia, czyli z grecka mądrość
A wiesz, jesteś pierwszą osobą, która zwróciła uwagę na znaczenie jej imienia. Miłe. ;)
Na rozbudowę limit nie pozwala. To opowiadanie konkursowe, mam do dyspozycji 19 tysięcy znaków.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
No, przecież to oczywiste, nie ma co wspominać. I jeszcze w oficjalnej formie, bez żadnych zdrobnień…
Babska logika rządzi!
Wszelkie braki warsztatowe nadrobiłaś mądrym przesłaniem, które mocno wybrzmiewa w finale, i którego zupełnie się nie spodziewałem. Rację ma Finkla, ostatnie zdanie bardzo dobre. Ciut wcześniej zaczęło mi pachnieć "Miastem Aniołów" i romansem postaci nieziemskiej z ziemską kobietą, która umiera pozostawiając, bohatera z jego znajomością prawdziwego, ludzkiego życia także od tej smutnej strony: straty, żalu, bólu i rozpaczy. Ale Ty poszłaś na szczęście w inną stronę.
Trochę to zakończenie może razić akurat takim umiejscowieniem w czasie i przestrzeni oraz pewnym stereotypem, do jakiego się odwołałaś – muzułmańskiego terrorysty na ulicach Paryża. Ale fakty są takie, jakie są i to odniesienie do Allaha dobrze równoważone jest wcześniejszymi dywagacjami o chrześcijaństwie i innych religiach, które uczyniły nasz świat miejscem, jakie znamy obecnie. Czyli średnio fajnym.
Ta perspektywa, ujęta w tekście oczami boga mitycznego, odchodzącego w niepamięć, także zasługuje na pochwałę. Ogólnie sporo tu dojrzałych myśli i obserwacji.
Bardziej naiwnie brzmią za to niektóre fragmenty od strony warsztatowej. Czasem język zabrzmi nieporadnie, czasem jakieś rozwiązanie fabularne zazgrzyta, czasem narracja grzęźnie w dłuższych infodumpach "zza kamery". Ale całość może się podobać i, mimo że trochę błądzisz z czytelnikiem i kluczysz fabularnie jakbyś nie mogła się zdecydować, o czym chcesz nam opowiedzieć, na koniec raczysz nas gorzką, ale wartościową puentą.
Wybrzmiewa ona tym mocniej, że konfrontujesz niejako luzacką postawę głównego bohatera z pierwszej części tekstu, z jego postawą i rozczarowaniem pod koniec historii. Jego zachwyt nowym światem i możliwościami, jakie on niesie, z ponurym finałem. A sama opowieść dosłownie gorzknieje z każdym akapitem.
Dlatego daję klika pomimo pewnych potknięć stylistycznych i warsztatowych.
Po przeczytaniu spalić monitor.
Marasie, dziękuję za miłe słowa i za klika.
Trochę to zakończenie może razić akurat takim umiejscowieniem w czasie i przestrzeni oraz pewnym stereotypem, do jakiego się odwołałaś – muzułmańskiego terrorysty na ulicach Paryża. Ale fakty są takie, jakie są i to odniesienie do Allaha dobrze równoważone jest wcześniejszymi dywagacjami o chrześcijaństwie i innych religiach, które uczyniły nasz świat miejscem, jakie znamy obecnie.
Trochę się bałam, że to zakończenie może zostać odebrane, jako zarzut pod adresem jednej konkretnej religii. Cieszę się, że tak się nie stało i mój opek został odebrany tak, jak chciałam, żeby był.
Bardziej naiwnie brzmią za to niektóre fragmenty od strony warsztatowej. Czasem język zabrzmi nieporadnie, czasem jakieś rozwiązanie fabularne zazgrzyta, czasem narracja grzęźnie w dłuższych infodumpach "zza kamery".
Hmm, będzie mi bardzo miło, jeśli znajdziesz jeszcze trochę czasu, żeby pokazać mi, które fragmenty zgrzytają. Nie chodzi mi o to, żeby z tobą dyskutować, po prostu chcę wiedzieć, gdzie robię błędy, żeby ich w przyszłości uniknąć. Potrafię powiedzieć, co mi nie pasuje w tekstach innych autorów, ale jestem niestety ślepa, kiedy chodzi o moje własne teksty.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Nie mogę powiedzieć, żeby opowiadanie przypadło mi do gustu. Co gorsza, o ile zwykle dobrze sobie radzę z identyfikowaniem elementów tekstu, które mi nie grają, tak w tym przypadku mam z tym problem. Niby wszystko jest na miejscu, ale…
Jednak komentarz w stylu “nie podoba mi się, bo nie” to przecież hańba dla komentującego, spróbuję więc chociaż wskazać kilka elementów, które mnie uwierały.
Muszę przyznać rację CMowi, czuć tu pewną pośpieszność, przez co relacja miedzy bohaterami wypada nieco płasko, a finał wydaje się, czy ja wiem, zbyt gwałtowny? Zbyt nagły? Ucina wątek który nie zdążył jeszcze zaowocować. No bo limit.
Co więcej, o ile nie wypada mi narzekać na brak happy endu, bo sam takowych raczej nie pisuję, tak tutaj potknąłem się trochę na nagłej zmianie nastroju tekstu, od sielanki do gorzkiej refleksji niemal w jednym zdaniu. Jasne, wszystko przebiegło wiarygodnie, nastrój pasuje do wydarzeń, tym niemniej, wybiło mnie to na moment z lektury.
Charakter i zachowanie bóstwa bez zarzutu. Zofia trochę gorzej, zarysowana raczej opisami niż zachowaniami.
Językowo poprawnie, momentami nawet lepiej.
Ogólnie – to dobry tekst, którego jakoś nie zdołałem polubić. Szkoda, że limit nie był większy.
Witaj None. Cieszę, że wpadłeś, choć oczywiście żal, że ci się nie spodobało. Może następnym razem.;)
czuć tu pewną pośpieszność, przez co relacja miedzy bohaterami wypada nieco płasko, a finał wydaje się, czy ja wiem, zbyt gwałtowny? Zbyt nagły? Ucina wątek który nie zdążył jeszcze zaowocować. No bo limit.
Cóż, tak jak pisałam już wcześnie, przydałoby mi się jeszcze z pięć tysięcy znaków. Prawie dwa tygodnie ich znajomości skwitowałam jednym akapitem, to musiało wywołać krytykę. ;)
Co więcej, o ile nie wypada mi narzekać na brak happy endu, bo sam takowych raczej nie pisuję, tak tutaj potknąłem się trochę na nagłej zmianie nastroju tekstu, od sielanki do gorzkiej refleksji niemal w jednym zdaniu.
To akurat bało zamierzone. Tak to wygląda w rzeczywistości. Nie ma żadnych znaków, że stanie się coś złego, żadnych przeczuć. Po prostu idziesz do baru, a w następnym momencie już cię nie ma.
Zofia trochę gorzej, zarysowana raczej opisami niż zachowaniami.
Początkowo miałam narrację z dwóch perspektyw, Zofii i Hermesa, ale nie było szans, żebym w ten sposób zmieściła się w limicie. Z jednej strony trochę mi żal, bo odbiór Zofii jest nie do końca taki, jakbym chciała. Z drugiej strony jednak ta ledwo zarysowana sylwetka Zofii podkreśla, a przynajmniej mam taką nadzieję, przedmiotowe traktowanie jej przez Hermesa.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
To akurat bało zamierzone. Tak to wygląda w rzeczywistości. Nie ma żadnych znaków, że stanie się coś złego, żadnych przeczuć. Po prostu idziesz do baru, a w następnym momencie już cię nie ma.
Wyczytałem gdzieś zdanie, że prawdziwe życie ma tę przewagę nad fikcją, że nie musi mieć sensu. Z czego oczywiście wynika, że fikcja ma tą wadę, że sensowna być musi. ;)
Ten manewr nie jest oczywiście błędem. Jak pisałem, zmiana nastroju pasuje wydarzeń. To się trzyma kupy. Ale ja się na tym potykam. Nie wina tekstu, a odbiorcy.
Oczywiście, że mogę wskazać jakieś przykłady, żaby nie być gołosłownym.
Na przykład to zdanie:
Mężczyzna uśmiechnął się i nagle jeden z policjantów stał z głupią miną i kajdankami na nadgarstkach, a złodziej uciekał pędem.
Brzmi fałszywie.: mężczyzna uśmiechnął się – i nagle – stał – a złodziej uciekał.
Nie od razu wiadomo, że mężczyzna to złodziej. Skrót całej akcji w postaci “i nagle” też nie jest zbyt literackim chwytem.
Albo to:
Uwolniona od choroby Zofia odmłodniała i miała mnóstwo energii.
Odmłodniała i miała. Gdyby było np. odmłodniała i zyskała, lub nabyła, lub poczuła przypływ, nie brzmiało by to fałszywie.
Później doszedł do wniosku, że to wina ton mitologicznej literatury.
Wina ton literatury? Chwytam sens, ale to określenie i skrótowość myśli są kulawe moim zdaniem.
Kolejnym zastrzeżeniem jest sposób w jaki wprowadzasz na scenę swoje postacie. To słaby chwyt literacki, by wyjeżdżać na powitanie z opisem wyglądu wewnętrznego (a nawet wiekiem, ubraniem itd.). Robisz tak i z Hermesem i z Zofią.
Aha. Masz też rok podany w zapisie cyfrowym.
Po przeczytaniu spalić monitor.
ich dowódca
Nie jestem pewna, że to się tak nazywa.
Powiedział bowiem prawdę.
"Bowiem" trochę mi zgrzytnęło jako archaiczne.
to dawało pewną możliwość
No, nie wiem.
mocno się zmieniły i nie zrozumiał wszystkich słów
Hmm. Trochę to nie gra z tą starą niemczyzną. Jeśli on automatycznie zna wszystkie języki?
nieoczekiwanym zachowaniem
A oczekiwał, że nie będą się zachowywać?
odparła odruchowo
Aliteracja.
zapomnieni
Zapomniani.
Westchnął, wybrał Hanower
Rozdzieliłabym.
Zerknął na swoją towarzyszkę, kobieta spojrzała
To też.
zapytała, szczękając zębami
Ekwilibrystyczny wyczyn.
z nadmiaru wrażeń i pewnie też ciężaru
Z nadmiaru ciężaru?
tkwiła w torbie turystki
Zbliżasz się do aliteracji.
tkwiła w torbie turystki. Zauważyła to
Tu są trzy "one" i w pierwszej chwili doprawdy nie wiedziałam, o którą Ci chodzi. Ale wczoraj przez godzinę miotałam się po Morenie, a ulicy Miłosza nie znalazłam, zatem albo mózg mi gnije, albo kosmici ją ukradli.
bladość powlekła jej twarz
Bardzo wymyślne i archaiczne.
spojrzenie zmętniało i wyraźnie nie docierało do niej, co mówi.
Hmm, no, nie wiem.
Westchnął, lubił
Rozdzieliłabym.
naprawdę kłopotliwi
Trochę anglicyzm.
Wiele zmieniło się
Naturalniej: wiele się zmieniło.
obrazy przedstawiających go posągów
Poplątane. Może "wizerunki"?
Zobaczył jeszcze błysk zrozumienia w jej oczach, a później odpłynęła.
Niby zrozumiałe, ale…
obserwował obrazy, pojawiające się
Aliteracja i zbędny przecinek.
akceptuje to, kim jest
Kim jest – kto?
Pałace legły w gruzach
Oczywiście, plemiona germańskie nie miały z tym nic wspólnego <marudzenie>.
nikt już nie wiązał problemów z ich imionami
Hem?
jej racjonalny umysł nie potrafił zaakceptować faktów.
Brzmi to sztucznie.
używałeś mojego laptopa do kradzieży
Nienaturalne.
Pozy
Literówka.
Widział wewnętrzną walkę, którą toczyła.
Purpurowe.
Efektem była kompletna metamorfoza kobiety, która nagle stała się całkiem ładna.
Nienaturalne.
Po co mi to mówisz
Przyda się pytajnik.
Nie tak jak ja
Nie tak, jak ja.
nie zważając na jej sarkazm.
Nie wiem, po co Ci to. Jest wyraźnie widoczne w kontekście.
w tak szybkim i przewidywalnym czasie
Jak już, to "krótkim", ale z "przewidywalnym" nie wiem, co zrobić. A coś należałoby.
Szli, spierając się ze śmiechem
Jakoś to nie brzmi.
Jej ciało rozświetliło się
Jak wyżej.
Zderzenie dwóch koncepcji. Co najmniej dwóch. Tu miło i słodko, tam, hmm. Niesłodko. Sama nie wiem, co o tym sądzić.
Choroba Zofii wydała mi się już lekką przesadą (jakby nie miała dość kłopotów), no i antymonoteizm – nie jesteś Lukrecjuszem, Irko (on co prawda zwalczał wielobóstwo – religia grecka uległa rozkładowi na długo przed erą chrześcijańską, rzymska trochę później). A żadna religia nie przerobi ludzi automatycznie w anioły, na szczęście.
Ale za to wykorzystałaś chyba wszystkie aspekty Hermesa, które się dało, i zasygnalizowałaś jego życiowe problemy dość czytelnie. Tylko końcówka cokolwiek pospieszna. (Limit, co?)
Podsumowując – początek miły, środek karmelkowy, koniec przypalony.
A ja nie potrafię wymyślić nic sensownego, co miałoby niewielką liczbę znaków.
"Mniej więcej czterdziestoletnia"?
Rany, ksiądz, który mówi takie rzeczy, aż trudno uwierzyć. ;) Generalnie jednak dokładnie o to mi chodziło.
Ksiądz też człowiek. U mnie w liceum był taki, co za młodu grywał w RPG.
Nie oszalał, ale zapłacił za to alienacją. Nie lepiej “wyobcowaniem” Lepiej, jeśli nic innego nie wyskoczy, poprawię. Rzecz w tym, że mam jeszcze tylko 13 znaków do wykorzystania. ;)
Ja dałabym "samotnością" (11 znaków).
Myślę, że w tej sytuacji mogła pomyśleć: a czemu nie, przyzwoitość jest przereklamowana, nic mi z niej nie przyszło.
Bez przesady z tą nieprzyzwoitością.
ledwo zarysowana sylwetka Zofii podkreśla, a przynajmniej mam taką nadzieję, przedmiotowe traktowanie jej przez Hermesa.
Hmm, no, nie do końca.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
None,
Wyczytałem gdzieś zdanie, że prawdziwe życie ma tę przewagę nad fikcją, że nie musi mieć sensu. Z czego oczywiście wynika, że fikcja ma tą wadę, że sensowna być musi. ;)
Trafne spostrzeżenie. Wezmę pod uwagę następnym razem. :)
Marasie, dziękuję za ponowne odwiedziny i twoje uwagi, choć mam wrażenie, być może mylne, że moja prośba trochę cię zirytowała.
Oczywiście, że mogę wskazać jakieś przykłady, żaby nie być gołosłownym
Nie posądzałam cię o gołosłowność. Włożyłam w ten tekst, podobnie jak w inne, sporo pracy, czasu i serca. To moje dziecię i rzeczywiście jestem ślepa na jego niedoskonałości. Co nie oznacza, że jestem głupia. Nawet jeśli nie dostrzegam swojej nieporadności, to nie znaczy, że jej nie ma. Jeśli jednak nie będę wiedziała, co schrzaniłam, nie będę też tego w stanie w przyszłości poprawić. Stąd moja prośba o wskazanie konkretnych przykładów.
Odmłodniała i miała. Gdyby było np. odmłodniała i zyskała, lub nabyła, lub poczuła przypływ, nie brzmiało by to fałszywie.
Poprawiłam. Jest to jednocześnie jedyna poprawka, jaką wprowadziłam po przeczytaniu twoich uwag. Nie dlatego, że nie zgadzam się z resztą. Pozostałe twoje wskazówki wymagają sporej ingerencji w strukturę tekstu. A jest to opowiadanie konkursowe. Może jestem staroświecka, ale chcę, żeby oceniona była moja praca, nawet jeśli jest ona nieco nieporadna. Mogę cię za to zapewnić, że więcej nie znajdziesz w moich tekstach wprowadzenia postaci z tak dokładnym opisem.
Masz też rok podany w zapisie cyfrowym.
A tego nie rozumiem. W moim odczuciu zapis roku w formie słownej będzie zwyczajnie nieczytelny.
Tarnino, dzięki za wizytę i łapankę. Poprawiłam oczywiste babole, literówkę i przecinki. Czterdziestkę też zmieniłam, podobnie, jak alienację. Więcej poprawek nie chcę teraz nanosić, zostawiam to sobie na “po konkursie”
ich dowódca
Nie jestem pewna, że to się tak nazywa.
Właściwie to jest kierownik zmiany, ale ponieważ to on jest odpowiedzialny za wszystko i on wydaje polecenia, myślę, że można go nazwać dowódcą.
mocno się zmieniły i nie zrozumiał wszystkich słów
Hmm. Trochę to nie gra z tą starą niemczyzną. Jeśli on automatycznie zna wszystkie języki?
Też się trochę nad tym zastanawiałam, ale w końcu doszłam do wniosku, że to trochę tak jak z ludźmi. Niby znasz język, a jak przyjeżdżasz na miejsce, to i tak ludzie gadają inaczej, niż cię w szkole uczyli i wielu rzeczy nie rozumiesz. Poza tym trochę czasu go na ziemi nie było.
tkwiła w torbie turystki. Zauważyła to
Tu są trzy "one" i w pierwszej chwili doprawdy nie wiedziałam, o którą Ci chodzi. Ale wczoraj przez godzinę miotałam się po Morenie, a ulicy Miłosza nie znalazłam, zatem albo mózg mi gnije, albo kosmici ją ukradli.
Fakt za dużo “onych”, dorzuciłam Zofię, żeby było jaśniej. :)
Pałace legły w gruzach
Oczywiście, plemiona germańskie nie miały z tym nic wspólnego <marudzenie>.
Hmm, no nie miały, bo ja miałam na myśli te pałace należące do bogów. ;)
nikt już nie wiązał problemów z ich imionami
Hem?
Próbowali się nadal wtrącać w ludzkie życie i może im się nawet czasem udało namieszać, ale nikt nie miał pojęci, że to oni mieszają. A co to za frajda mieszać, kiedy ludzie i tak innego boga błagają o litość.
Podsumowując – początek miły, środek karmelkowy, koniec przypalony.
Ech, no cóż, niezupełnie o to mi chodziło. Może następnym razem. ;)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
W żadnym razie nie było irytacji. Zdałem sobie sprawę, że powinienem podać jakieś konkretne przykłady. Powierzenia w konkursie raz jeszcze!
Po przeczytaniu spalić monitor.
Dobre!
W środku jak dla mnie trochę zbyt harlequinowe, ale za to zakończenie bardzo dobre.
Ciekaw tylko jestem, co Hermes robił przez te 200 lat? Tyle się respawnuje czy co ;)?
Ze szczególików tylko jeden czep: “oszukiwanie kamer nie stanowiła” – powinno być “stanowiło”.
Poza tym – kolejny bardzo dobry tekst na Mitologie :)!
A przy okazji – kałtornada nie będzie? Bataclanu (bo tak to rozpoznałem) można użyć, a Sri Lanki już nie? Czym różnią się te wydarzenia? Witoldzie, Ty to słyszysz i nie grzmisz?
EDIT: No i posłane gdzie trzeba ;).
Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.
Witaj, Staruchu, dzięki za dobre słowo i za klika. Cieszę się, że się podobało. :)
W środku jak dla mnie trochę zbyt harlequinowe
A tak się cały czas zastanawiałam, czy przesadzam z tą słodyczą. Chyba jednak tak. ;)
Ciekaw tylko jestem, co Hermes robił przez te 200 lat?
Rżnął w karty z Lokim w równoległej do naszego świata przestrzeni, którą zajmują bogowie. Nawet miałam to w tekście, ale… limit. ;)
A przy okazji – kałtornada nie będzie? Bataclanu (bo tak to rozpoznałem) można użyć, a Sri Lanki już nie?
Raczej kawiarnie niż Bataclan. Opka Wiktorii jeszcze nie czytałam, czeka w kolejce. Zajrzałam tylko w komentarze i… cholera, chyba dobrze, że nie czytałam, bo pewnie by mi łapki drżały nad klawiaturą. O opku Wiktorii będę mogła się wypowiedzieć, jak go w końcu przeczytam, ale generalnie zgadzam się z tobą. Można pisać, a nawet trzeba. Literatura to też forma komentarza.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Trochę jestem rozdarty jeśli chodzi o opinię na temat tego opowiadania. Początek mi się podoba – fajny Hermes, łotrzykowski klimat. Nieźle wypada i zachwyt nowoczesnym światem i to, że pierwsze co zrobił Hermes po przybyciu to poszedł kraść do sklepu. Może i nie oszalał, jak sam stwierdził, ale rozsądny to też nie jest. W każdym razie w pierwszych akapitach czuć radość Hermesa i wszystko się bardzo dobrze zapowiada.
Potem to niestety dla mnie siada. Co prawda sama idea Hermesa znajdującego sobie kogoś kto mu wytłumaczy świat jest całkiem logiczna, to jednak cały środek opowiadania niebezpiecznie zbacza w stronę jakiejś komedii romantycznej czy innego romansu. Chyba nie bardzo jestem targetem, bo mnie to nudziło (chociaż ciągle są fajne motywy, jak Hermes hakujący internety).
Końcówka ratuje całość. Nagłe, mocne zakończenie, wpasowujące się w to, co wcześniej było sygnalizujące. Co prawda od początku mocno zgrzytały mi te antychrześcijańskie (czy później faktycznie antymonoteistyczne, jak zauważyła Tarnina) wątki, ale byłem w stanie to zaakceptować, bo co jak co, ale jednak z punktu widzenia boga wypartej religii takie poglądy są dość uzasadnione.
Podoba mi się Hermes. Zofia trochę robi za dodatek. Może w trakcie lektury nie zwróciłem tak mocno uwagi na przedstawienie relacji Hermesa i Zofii jak zauważyła od razu smutny filolog, ale za to uderzyło mnie inne zdanie:
Hermes poczuł wściekłość, bo oto kolejny stworzony przez ludzi bóg zabrał mu coś, co należało do niego.
Które nagle stawia Hermesa w zupełnie innym świetle (i nie jestem pewny, czy na pewno miałaś taki cel). Bo oto pokazujesz, że dla Hermesa Zofia była tylko zabawką, przedmiotem, jego własnością. I kiedy umiera, to Hermes nie czuje nawet smutku. Jest wściekły, ale nie dlatego, że zginęła jego towarzyszka/przyjaciółka/podopieczna/kochanka/cokolwiek. Jest wściekły, bo ktoś zabrał mu jego własność. I nie mówię, że takie podejście do Hermesa jest złe – bo to podkreśla jednocześnie stosunek bogów do ludzi, ich obcość i tak dalej, pokazuje, że cała ta jego “ludzka” otoczka to tylko zabawa. Tylko ta zmiana odbioru pojawia się nagle, zaburzając to, jak kreowałaś bohatera wcześniej. I przez pryzmat tego samo zakończenie wyglądało mi raczej na zachowanie dziecka, któremu ktoś zabrał zabawki, więc ono się obraża i sobie idzie. Jeśli to był świadomy zabieg, to ja jestem na tak, ta wersja bardziej mi się podoba niż ta bez takiej interpretacji.
Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.
Witaj Arnubisie, cieszę się z twojej wizyty. Fajnie, że podobał ci się mój Hermes, przynajmniej na początku. Co do zakończenia…
Które nagle stawia Hermesa w zupełnie innym świetle
Nie do końca się z tobą zgodzę. Hermes od początku bawi się z Zofią. Zabiera ją do Paryża tylko dlatego, że go zaintrygowała i nie pyta ją o zdanie w tej kwestii. Podobnie rzecz ma się z zakupami, a nawet z ambrozją. Kiedy orientuje się, że Zofia jest chora, w pierwszym momencie myśli, że przecież jej nie potrzebuje. Decyduje się ją wyleczyć nie z miłości, czy jakiś humanistycznym pobudek, a jedynie dlatego, że jest samotny. Ani przez chwilę nie ma wątpliwości, że Zofia przystanie na jego plany. On się z nią bawi od samego początku, bo taka jest boska natura. Nie potrafi inaczej, co wcale nie oznacza, że jest jakoś szczególnie zły. Po prostu brakuje mu ludzkiej umiejętności współczucia i empatii, których to zresztą cech nie ma żaden bóg, ani stary, ani nowy.
Nie zgodzę się też, że nie jest nawet smutny, gdy Zofia umiera. Został przy niej, zrobił dla jej duszy wszystko, co mógł. Kiedy jednak wraca do rzeczywistości, jest bogiem. To nie jest gniew człowieka, ale gniew boga. Ktoś wystąpił przeciwko niemu, ktoś zabrał mu coś, co uznał za swoje.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Im więcej tych konkursowych opowiadań czytam, tym więcej widzę już wykorzystanych motywów, które sama zamierzałam zgarnąć :P I zastanawiam się, czy wgl kończyć opowiadanie.
Podobało mi się, jakoś tak ładnie napisane. No i Francja :) Coś czuję, że mógłby tu być dodatkowy plusik u co najmniej jednej z jurorek :D
Hmm, no nie miały, bo ja miałam na myśli te pałace należące do bogów. ;)
Przyjdzie Cuchulain i roz…wali wam ten kurnik XD
Próbowali się nadal wtrącać w ludzkie życie i może im się nawet czasem udało namieszać, ale nikt nie miał pojęci, że to oni mieszają.
Dobra, tylko skrót myślowy wyszedł za krótki.
Może następnym razem. ;)
Rżnął w karty z Lokim w równoległej do naszego świata przestrzeni, którą zajmują bogowie.
XD Perfect.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Dobrze się to czyta. Bardzo dobrze. :)
Udało Ci się stworzyć realne postaci pomimo limitu. Charakter Hermesa oddany przepięknie. I taka ładna, ckliwa historia, z wplecionym humorem… i nagle łup! Pod koniec jedyne, co miałam w myślach, to “Ale dlaczego?! To nie fair!”, czyli przesłanie emocjonalne zadziałało. :)
Powodzenia! :)
Aryo, witaj. Cieszę się, że się spodobało. I pisz, pisz, szkoda by było, gdyby zabrakło Jazona. :)
Tarnino,
Dobra, tylko skrót myślowy wyszedł za krótki.
Ech, najwyraźniej. ;)
Yantri, lejesz miód na moje serduszko. Cieszę się, że zadziałało. :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Sympatyczne opowiadanie, przyjemnie się czytało. Wydźwięk, mam wrażenie, nieco melancholijny mimo wesołego usposobienia Hermesa. A może właśnie ważny jest zawarty tutaj kontrast. Jednak podobnie jak Łosiotowi zabrakło mi trochę dramaturgii, emocji.
Nagła śmierć Zofii jest trochę jak deus (nomen omen) ex machina, tyle że na odwyrtkę. :) Ale to chyba wcale nie jest wada – fajnie pokazuje to ironię losu – Hermes uratował jej życie i obdarzył długowiecznością tylko po to, by wszystko przekreśliła zbłąkana kula jakiegoś oszołoma.
Podobnie jak wielu Przedpiścom bardzo spodobało mi się zakończenie, jego przesłanie i oczywiście ostatnie zdanie.
Paper is dead without words; Ink idle without a poem; All the world dead without stories; /Nightwish/
Bardzo fajny początek. Świetnie pokazujesz charakter Hermesa, jego lekkość, lekko zabawowe podejście do życia. Rozwijasz to wraz ze spotkaniem z postacią Zofii. Ona akurat wypada dość blado przy nim – taki typowy zlepek nieszczęść. Wszystko, co mogło się nie udać, to się nie udało.
Środek jest mocno przesłodzony. Hermes daje, obsypuje darami, nawet szybko uczy się hakowania (trochę mi to nie grało z tym, że niedawno nie wiedział, czym są kamery – ale okej, przywilej boga). Więc wiedziałem już w tym momencie, jak to się skończy. I trafiłem. Końcówka smutna, ale trochę wymuszona. Takie złe zakończenie wymuszone swoistą “karmą”, bo za wiele dobrego spadło na Zofię przed momentem.
Stąd fabuła z lekka nie domaga. Przechodzi od skrajności w skrajność, co osłabia wymowę. Z bohaterów Hermes jest tutaj tym pełnowymiarowym i go najbardziej zapamiętam.
Technicznie zaś jest dobrze.
Podsumowując: nierówny fabularnie, ale z silnie zarysowaną postacią Hermesa-bohatera. Dobry koncert fajerwerków, choć trochę wyrównań by mu nie zaszkodziło.
Won't somebody tell me, answer if you can; I want someone to tell me, what is the soul of a man?
El Lobo, dziękuję i za wizytę i za komentarz. Cieszę się, że się spodobało.
NoWhereMan, tobie również dziękuję za wizytę.
Technicznie zaś jest dobrze.
Tym krótkim zdaniem sprawiłeś mi naprawdę dużo radości.
W ogóle cieszę się, że te moje fajerwerki ci się spodobały. Doszlifować tekst na pewno nie tylko można, ale i trzeba, jednak nie chcę za bardzo w nim grzebać przed zakończeniem konkursu.
taki typowy zlepek nieszczęść
Co czyni ją szczególnie podatną na manipulację. ;)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Sympatyczne opowiadanie, ciekawa postać Hermesa, zaskakujące zakończenie, tyle że mnie jakoś nie wzięło, w połowie miałem ochotę przerwać i dopiero te zakończenie ożywiło mnie. Środek opowiadania trochę taki nijaki z domieszką mdlącej słodyczy.
Tomku, dzięki za wizytę, szkoda, że się nie spodobało. Może następnym razem. ;)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Więc odwrócił się i zanim ktoś zdołał go zatrzymać, odszedł samotnie w mrok, zostawiając ludzi z bogami, których sobie wybrali.
Świetnie to wybrzmiało. To zniechęcenie obmierzłą ludzkością, jej bezgraniczną głupotą. Można tylko odwrócić się i odejść… Naprawdę w moim guście, mimo, że dojście do tego zajęło stanowczo zbyt wiele słów ;)
Pozdrawiam
Czwartkowy Dyżurny :)
Blactkom, dziękuję za miłe słowa. Co do przebytej drogi do celu… Następnym razem spróbuję się trochę bardziej streszczać. ;)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Przeczytałem, podobało się :) Bardzo fajny pomysł z wrzuceniem Hermesa we współczesną rzeczywistość. Ciekawie wypadł początek i bardzo dobrze końcówka. Środek trochę mniej mi się podobał, ale dzięki temu mogła mocniej wybrzmieć końcówka, bo takiego nagłego przestawienia akcentów się nie spodziewałem ;) I tylko ci bohaterowie, jak dla mnie, trochę za szybko odnaleźli się w nowych okolicznościach. Jeszcze u Hermesa to zrozumiałe, w końcu jest bogiem, ale Zofia? Najpierw spotyka podejrzanego typka, potem “urywa jej się film” i znajduje się Paryżu, podejrzany typ twierdzi, że jest bogiem i robi przekręty w internecie… No, ze też biedna Zofia nie skończyła w psychiatryku to wyczyn ;P
Sympatyczny tekst :)
Gdyby zaczęła komuś opowiadać przygody, pewnie by tam skończyła… ;-)
Babska logika rządzi!
Leniwcu, dlatego ich tak przeniosłam, żeby nie miała wyjścia i musiała uwierzyć. W takiej sytuacji nawet ja bym uwierzyła. A co do podejrzanego typa, ona była już w takim dołku, że pewnie było jej wszystko jedno. Cieszę się, że ci się spodobało. Trochę dlatego słodziłam, żeby końcówka mocniej walnęła.
Finkla ma rację, gdyby komuś o tym opowiedziała, pewnie skończyła by w psychiatryku. Nie miała okazji.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
http://altronapoleone.home.blog
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Czytało się lekko i przyjemnie… aż do smutnego finału. Takie odkrywanie, badanie, smakowanie rzeczywistości przez Hermesa.
Grzeje, jakby mu skrzydła u butów wyrosły
Fajne nawiązanie do symboliki :)
A pod pokładami strachu i rozpaczy zobaczył odwagę, ciekawość i żądzę przygody.
Bardzo, ale to bardzo podoba mi się to zdanie. Jest takie… znów użyję słowa “bardzo”… Bardzo o niektórych ludziach. I o ludziach, którzy patrzą na tych ludzi. O takich, których przygniotło życie, ale mieli marzenia, których do końca nie zgnietli i… o tym, jak łatwo inni ludzie nie dostrzegają marzeń w ludziach, którzy nie są “duszami towarzystwa” i mistrzami rozkręcania imprezy.
W pewnym sensie, może niekoniecznie intencjonalnie, ale wyraźnie, napisałaś opowiadanie o kobiecie, która umiera realizując marzenia już po tym, gdy świat uznał ją za przegraną. Fabuła niby taka zwykła, no lekka obyczajówka, a potem, właśnie wracając przy okazji komentarza do tego zdania, nagle widzi się drugą warstwę tekstu. ta druga warstwa jest bardzo emocjonalna, zupełnie na przekór lekkiej i przyjemnej pierwszej warstwie.
Ogromny plus za ten wątek. Nawet jeśli miał być tylko drobnym wątkiem, na potrzeby głównej osi opowiadania, to wyszło z tego coś bardzo dającego do myślenia. A jeśli to była celowa druga, ważniejsza oś , to tym większe uznanie za ten wątek.
Witaj Wilku. Bardzo mnie ucieszył twój komentarz.
Dla większości osób Zofia była w najlepszym razie słabo zarysowaną postacią, albo wręcz słabinką. Tymczasem ja widziałam w niej kobietę, która wie, że czas jej się kończy, jednocześnie stara się nie tylko rozpaczliwie utrzymać na powierzchni, ale chciałaby wręcz jeszcze gdzieś dopłynąć. I cieszę się, że taką ją właśnie zobaczyłeś.
Wydaje mi się, że świat nie dzieli się tylko na tych, którym się udało i tych przegranych. Między nimi jest jeszcze mnóstwo ludzi, którzy choć – na pierwszy rzut oka – pokonani, nigdy nie przestali marzyć. :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Takie osoby często są największymi wojownikami, Irko :-) Łatwo walczyć, gdy wszyscy wspierają.
To nie Ty pod którymś opowiadaniem napisałaś w komentarzu, że doprowadzasz niektórych ludzi do szału znajdowaniem w tekstach innych rzeczy, niż te, na które zwraca uwagę większość? Przybij pionę ;-)
Fajnie, że nie jestem sama. :D
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Podoba mi się Twój Hermes, bardzo fajnie skonstruowany, od latających butów, przez “podróżowała więc była pod jego opieką” po zsyłanie snów. Sama fabuła specjalnie mnie nie wzięła, ale zakończenie świetne, zwłaszcza, że dopiero wtedy tytuł opowiadania nabiera sensu.
Zaczęło się bardzo lekko, komediowo-przygodowo; nieźle tu zaskoczyłaś zmianą tonu w zakończeniu. Ogólnie opowiadanie zdaje się być podzielone na trzy główne części, a do każdej miałabym nieco inne uwagi.
Pierwsza część skupia się na Hermesie, a konkretnie tej bardziej beztroskiej stronie jego charakteru. Przedstawienie postaci jest wplecione w akcję, bez przeładowania ekspozycją, dzięki czemu wypada przekonująco. Dalej budujesz relację między Hermesem i Zofią. Do tego wątku mam nieco mieszane uczucia; nie wiem do końca, jak to ująć, z jednej strony wydaje mi się, że trochę spowalnia akcję, a z drugiej, że ich znajomość rozwija się zbyt szybko, może zbyt “normalnie” (chociaż nie odczułam, by była ckliwa czy przesłodzona). Podobał mi się natomiast wybór, przed którym postawiłaś bohaterkę. A najbardziej przemówiła do mnie trzecia część, czyli dramatyczne zakończenie podszyte refleksją; tutaj tekst zyskuje dodatkową głębię.
W niektórych scenach brakowało mi dodatkowych informacji (np. co robił Hermes przez ostatnie dwieście lat, jak wyglądała rozmowa Hermesa z taksówkarzem), a w innych chętniej widziałabym niedopowiedzenia (np. przemyślenia Hermesa o Zofii). Mimo to całość czytało mi się całkiem płynnie, a zakończenie mnie zaskoczyło i poruszyło.
Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle
Wojtasie, cieszę się, że spodobał ci się mój Hermes i to, jak zakończyłam opka.
Sama fabuła specjalnie mnie nie wzięła
Ech, cóż, nie można mieś wszystkiego. ;)
Black cape, dzięki za wizytę i miłe słowa.
nieźle tu zaskoczyłaś zmianą tonu w zakończeniu.
Miało zaskoczyć. :)
I fajnie, że poruszyło. Muszę przyznać, że trochę się bałam reakcji.
W niektórych scenach brakowało mi dodatkowych informacji
Limit nie pozwolił. Miałam całkiem sporo rzeczy, które musiałam wyrzucić. Już i tak z trudem się zmieściłam się.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Czystym przypadkiem, w dość niecodziennych okolicznościach, spotkali się pan i pani. On był bogiem, ona niemal żebraczką. Zaczyna się jak bajka i przez większą część Twoje opowiadanie właśnie bajkę przypomina. Fajnie opowiedzianą i świetnie wpisującą się w założenia konkursu. Zakończenie, niestety, już bajką nie jest, ale doskonale wieńczy tę historię.
Mówił z obcym akcentem, którego nie potrafili umiejscowić… –> Czy akcent można umiejscowić/ zlokalizować?
Proponuję: Mówił z obcym akcentem, którego nie potrafili rozpoznać…
– Wieża Eiffla! J…jak, co zrobiłeś i kim jesteś? –> Zająknięcie się można też zapisać tak: – Wieża Eiffla! J-jak, co zrobiłeś i kim jesteś?
https://poradnia-jezykowa.uni.lodz.pl/faq/zapis-jakania-sie/
To ma chyba coś wspólnego z optyką – odpowiedzała. –> Literówka.
Wyemigrowała bez planu, za to z nadzieją na lepsze życie, która się nie spełniła. –> Czy dobrze rozumiem, że życie się nie spełniła?
W tym samym momencie zasyczał jeden z węży oplatających laskę. Hermes zmarszczył brwi. To wiele zmieniało. Pomyślał, że już jej nie potrzebuje, wszystkiego może się nauczyć z Internetu. –> Dlaczego Hermes miałby już nie potrzebować laski z wężami? I co ma laska do internetu?
Parę razy otworzyła i zamknęła usta, z którch nie wydobył się… –> Literówka.
Szli, spierając się ze śmiechem, co wybrać. –> Dlaczego spierali się ze śmiechem? Czy śmiech chciał decydować, co mają jeść?
Proponuję: Szli roześmiani, spierając się, co wybrać.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Reg, witaj! Cieszę się z twoich odwiedzin. :)
Fajnie, że ci się podobało.
Poprawki oczywiście wprowadzę, jak tylko jurorki ogłoszą wyniki. A swoją drogą, dlaczego sama tego nie widzę. Kiedy wyciągasz te babole, są oczywiste, ale wcześniej jakoś ich nie zauważam. Dobrze mieć kogoś takiego, jak ty. :D
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
…dlaczego sama tego nie widzę.
Irko, nie widzisz, bo to Twój tekst. ;)
Dobrze mieć kogoś takiego, jak ty. :D
Dziękuję. Dobrze móc być dla kogoś. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Witaj Irko!
Wiem, że już po konkursie i jestem bardzo spóźniony… ale lepiej późno niż wcale.
Tekst dobry, nawet bardzo dobry. Trochę zgrzytał mi początek, wydawał się trochę… kanciasty? Taki bez wyrazu i emocji, był sobie złodziej, zaczął uciekać i tyle. Rozumiem, że Hermes wcale nie musiał przejmować się tą sytuacją, lecz to bardziej wygląda na spójny zlepek informacji, a to nie jest dobry początek.
Natomiast cała reszta – rewelacja. Relacja Hermesa z Zofią oraz błyskawiczne zrozumienie świata dzięki pomocy internetu, bardzo fajne motywy. Trochę mnie zdziwiło, że Hermesa nie zaskoczyły aż tak samochody, ale z drugiej strony ten motyw jest tak nadużywany, skręca mnie od środka jak widzę opis reakcji dłuższy niż dwa zdania (wiem, sam sobie przeczę w tym momencie).
Czytałem z porywającą ciekawością, dlatego tak bardzo zaskoczyło mnie zakończenie. Było naprawdę dobre, ale z drugiej strony byłem zawiedziony, bo mógłbym jeszcze czytać i czytać. Żałuję, że nie było tego więcej i chciałbym, żeby tekst dostał się do antologii.
Pozdrawiam! ;-)
Witaj MaSkrolu, miło cię widzieć i wcale nie jesteś spóźniony. ;)
Cieszę się, że się podobało. Pierwotnie opek dłuższy być nie mógł, bo limit, ale teraz, kiedy mogę, a nawet powinnam, intensywnie nad nim pracuję i mam zamiar dorzucić to, co pierwotnie wypadło. Też chciałabym, żeby opek dostał się do antologii, ale, cóż, zobaczymy, jest sporo naprawdę dobrych tekstów przede mną.
Trochę mnie zdziwiło, że Hermesa nie zaskoczyły aż tak samochody
On się na tym naszym świecie parę razy pojawiał, widział, jak idziemy technologicznie do przodu i pewnie dlatego już go to nie dziwiło. :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
On się na tym naszym świecie parę razy pojawiał, widział, jak idziemy technologicznie do przodu i pewnie dlatego już go to nie dziwiło.
W sumie racja, nie pomyślałem o tym. Mój błąd. :)
Mnie to zakończenie też niestety zabrzmiało stereotypowo, ale może to dlatego, że taki mamy ostatnio klimat w kraju, że straszy się uchodźcami, wrzucając ich do jednego wora z terrorystami. Rozumiem jednak, że nie taki miałaś zamiar i pewnie gdyby klimat w sprawie kryzysu uchodźczego w Polsce był inny, to też i moje skojarzenia poszłyby w inną stronę. A tak… Ja to bym pewnie kazała jakiemuś pijanemu kierowcy albo innemu piratowi rozjechać Zofię, bo oni są w Europie zdecydowanie bardziej niebezpieczni i mają tysiące razy więcej ofiar na koncie. :)
Ale opowiadanie mi podeszło, bardzo dobrze się je czytało. Sam koniec, czyli śmierć Zofii, abstrahując od jej przyczyny, też dobrze wybrzmiał. Trochę mnie zdziwiło, że Hermes (zanim jeszcze dorwał się do internetu) w niektórych sprawach był jak dziecko we mgle, a w innych radził sobie sprawnie (zamówienie taksówki, zapłata za nią, wynajęcie pokoju w hotelu, zamówienie pizzy).
Ocha, dziękuję za wizytę i komentarz. :)
Ja to bym pewnie kazała jakiemuś pijanemu kierowcy albo innemu piratowi rozjechać Zofię
No tak, ale wtedy to nie bóg by wziął. ;)
Trochę mnie zdziwiło, że Hermes (zanim jeszcze dorwał się do internetu) w niektórych sprawach był jak dziecko we mgle, a w innych radził sobie sprawnie
On sobie generalnie radził sprawnie, tylko nie potrafił nazwać otaczających go rzeczy.
Jeśli chodzi o klimat w Polsce, który sprawił, że nie przemówiło do ciebie zakończenie, no cóż, szczerze mówiąc nie pomyślałam o tym. Mieszkam w Niemczech i pod tym względem nie jest tu tak źle, choć to się niestety powoli zmienia.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
No tak, ale wtedy to nie bóg by wziął. ;)
Hmm, czemu nie? W sensie, że to by było przypadkowe/wywołane głupotą ludzką, a nie w imię Allaha?
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Uff, dotarłam ;)
Opowiadanie ma bardzo fajny pomysł na Hermesa, mniej niestety mi się spodobała reszta – zarówno kreacja bohaterki (choć tu wystarczy, jak sądzę, kosmetyka), jak i przede wszystkim taka niemalże publicystyczna stereotypowość zakończenia. Uważam, że do druku (jeśli Fenrirr weźmie tekst) powinnaś popracować nad zrobieniem z tego zakończenia czegoś ciekawszego. Nie chcę podpowiadać konkretnych rozwiązań (no dobra, może trochę chcę, bo redaktor też to pewnie zrobi), ale jak przeczytałam jurorsko, to pomyślałam sobie: kurczę, gdyby to była taka idiotyczna pomyłka, że jakiś koleś na haju wziął giwerę i strzelał na oślep albo wręcz rozjechał babkę motocyklem, a to z tym “Allach akbar” było zmyłą lub fake newsem…
http://altronapoleone.home.blog
Drakaino, wszyscy, włącznie ze mną, zgadzają się, że postać Zofii jest jakaś taka mdła. Staram się uczynić ją trochę bardziej klarowną. Jeśli chodzi o zakończenie, cóż, z komentarzy wynika, że albo bardzo się podoba, albo wręcz przeciwnie. Czy jest ono stereotypowe? A bo ja wiem? Jeśli patrzysz na nie z ludzkiego punktu widzenia, pewnie tak, ale jeśli spojrzysz z punktu widzenia Hermesa, to chyba jednak nie. Stary bóg miota się między dwoma nowymi. Już z wejściem chrześcijaństwa wiele stracił, po raz kolejny próbuje ułożyć sobie życie i wpada na zwolenników kolejnego boga.
Nie wiem, może ostatnio za dużo politycznych dyskusji było na portalu i stąd wrażenie publicystycznej stereotypowości. Jednak moim celem nie był bieżący komentarz polityczny. Na dniach wrzucę poprawiony tekst, może wtedy będzie lepiej widać, o co mi chodziło. Na razie zakończenie zostawiam jak jest. Jeśli Fenrirr weźmie mój tekst i jeśli będzie nalegał na zmianę zakończenia, wówczas pomyślę, co z tym fantem zrobić.
Tarnino, Hermes coś Zofii ofiarował, a zwolennik innego boga jej to zabrał.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Prawda, że ofiarował, ale nie wszystko, co robi zwolennik jakiegoś bóstwa jest przypisywalne temu bóstwu (cokolwiek dobrego zrobiłeś w imię Tasza, zrobiłeś w imię Aslana).
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Cześć Irko:)
Zobaczyłam, przescrollowałam i sprawdziłam, że nie skomentowałam, chociaż przeczytałam. Po pierwsze – ciągle jeszcze pamiętam. Po drugie opowiadanie mi się podobało, a po trzecie dla mnie obie postaci Hermesa i Zofii są dobrze skonstruowane, a historia dobrze opowiedziana.
Zakończenie nie mogło być inne – pasuje, bo los nawet bogom może stawać w poprzek ich życzeń.
Dla mnie Zośka nie jest mdła, dostała gwiazdkę z nieba i wreszcie może być trochę sobą (?), jest charakterna.
Gdybym miała się do czegoś przyczepiać to do skrótu po “odmłodnieniu” Zofii, że nie napisałaś jeszcze jednej scenki z nimi “po”, aby posmakować tę radość, relację.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Tarnino, Widzę to trochę inaczej. To ludzie powołali do życia bogów, żaden bóg, ani dawny, ani współczesny nie jest tworem, który istnieje niezależnie od ludzkiej wyobraźni. Dowodem na to jest sam fakt, że Hermes łazi sobie po świecie, bo skoro łazi, to nie może być tylko jednego boga.
Skoro bogowie są projekcją naszych lęków i pragnień, my ich tworzymy, wówczas to, co robi wyznawca jakiegoś bóstwa, jak najbardziej może być mu przypisane. Jeśli jakaś banda idiotów uważa, że należy zabijać lekarzy dokonujących aborcji, a inna jest przekonana, że należy podkładać bomby, żeby zabić jak najwięcej niewiernych, to ci bogowie rzeczywiście tego chcą. Są przecież tylko projekcjąprzekonań swoich wyznawców.
Asylum, lejesz miód na moje serduszko. Cieszę się bardzo, że należych do tych osób, którym podoba się zakończenie. Pracuję cały czas nad opkiem. Dopisuję to, co wyleciało z powodu limitu. Niestety głupio zrobiłam, bo nie zapisałam dłuższej wersji i teraz muszę wszystko mozolnie odtwarzać. Na szczęście już kończę. Będą jeszcze dwie wspólne scenki.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
O super, znaczy wspaniale:) że piszesz jeszcze dwie scenki. Czy głupio zrobiłaś? – no co Ty:), raczej normalnie:)
Pisałaś pod limit, ja tego jeszcze do niedawna w ogóle nie rozumiałam, jednak ostatnio pierwszy poczułam, kiedy w pośpiechu – już w narracji – dopisywałam niektóre kwestie. Uśmiałabyś się, ponieważ zapisywałam w cudzysłowach i jeszcze byłam z siebie nadzwyczaj zadowolona, że się udało. No, niestety – lipa, ale w sumie ciekawe doświadczenie i chociaż dalej nie bardzo wiem, co z tą wiedzą zrobić, to zobaczyłam różnicę.
A pisanie jest fajne:) i ciesze się, że przeczytam jeszcze dwie scenki ekstra.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Są przecież tylko projekcjąprzekonań swoich wyznawców.
A, jakimś dziwnym sposobem zapomniałam, że operujesz na takim założeniu. Jest za gorąco, zeby myśleć – that’s my story and I’m sticking to it :P
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
U mnie dzisiaj ciut chłodniej, ale od jutra znowu gorąc. ;)
Na szczeęście mam urlop i nie muszę zasuwać do roboty.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Bardzo dobre. Kobieta nieco bladawa, ale ujdzie. ;). Hermes ok. Sympatyczno-tragiczna postać. "przyglądał jej się" czy "się jej"?. Zakończenie robi to opko! Pozdr.
Rybaku, dzięki serdeczne. Właśnie poprawiłam tekst i trochę się bałam, że przegiełam. Skoro się podoba, to chyba jednak nie przegiełam. Cieszę się, że podoba ci się zakończenie. :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Cześć Irko:)
W dodanej scenie znalazłam dwie literówki i powtórzenia, sprawdź, czy celowe.
,uśmiechnął się łobuziersko. – łobuzersko
,Nie zrozumiała dziecka, ale domyśliła się znaczenia jego słów, kiedy matka, z zaciśniętymi ustami, pociągnęła malca w stronę najbliższego sklepu. Nie mogła powstrzymać śmiechu.
– Spójrz!
Hermes pociągnął ją w stronę najbliższej wystawy.
,Chicałabym poznać Lokiego – wyznała rozmarzonym głosem. – Chciałabym
,Chicałabym poznać Lokiego – wyznała rozmarzonym głosem.
– Wierz mi, nie chciałabyś – odpowiedział. – Ale mogę ci pokazać nasz świat. Tylko trzymaj się blisko mnie, nie chciałbym, żebyś się tam zgubiła. To niebezpieczne miejsce.
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Asylum, dziękuję, poprawiłam. :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Myślę, że jest lepiej – wkradło się parę nowych błędów, ale sama je zauważysz, jak odłożysz tekst na trochę, natomiast ogólna spójność się poprawiła.
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Tarnino, uff, ulżyło mi. :)
W środę będę już w domu, zrobię wydruk i wtedy – mam nadzieję – babolki wyłapię.
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Ładnie napisane, lekko się czyta. Żal i Zofii, i Hermesa. Budzi się sprzeciw wobec takiego świata i o to chyba chodziło.
Dziękuję :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!