- Opowiadanie: bronchospazm - Burze piaskowe

Burze piaskowe

EDIT 2: Zmia­ny sty­li­stycz­ne i in­ter­punk­cyj­ne.

EDIT: Znacz­ne zmia­ny sty­li­stycz­ne i in­ter­punk­cyj­ne, roz­wi­nię­cie wątku.

 

Pol­ska, nie­da­le­ka przy­szłość. Wy­schły źró­dła rzek, uczuć i god­nych za­rob­ków. Ewa (33 l.) musi od­po­wie­dzieć sobie na py­ta­nie: “i co teraz?”.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Burze piaskowe

– Ko­cha­nie, idę do pracy.

To ostat­nie, co od niego usły­sza­ła. Za­ło­żył oku­la­ry, pod­piął elek­tro­dy, po­ło­żył się na le­żan­ce i kon­takt się urwał. Dys­ku­sja zo­sta­nie nie­do­koń­czo­na, bo kiedy wróci, powie, że jest wy­cień­czo­ny i za­py­ta z wy­rzu­tem, czy nie mo­gli­by po­roz­ma­wiać potem. Łzy na­pły­nę­ły jej do oczu. Nie miała pracy od dwóch mie­się­cy i już nie da­wa­ło jej to spać, cie­szyć się, pła­ka­ła, czuła się nie­zno­śnie i była nie­zno­śna. Nawet dla samej sie­bie.

“Idę na spa­cer” – po­my­śla­ła.

Ekran przy drzwiach wska­zy­wał czter­dzie­ści pięć stop­ni Cel­sju­sza, za­py­le­nie na po­zio­mie dwóch ty­się­cy ośmiu­set pro­cent sta­rej normy, a stę­że­nie tlen­ków azotu poza skalą. Spraw­dzi­ła pro­gno­zę – miała czas, mogła iść. Za­ło­ży­ła maskę prze­ciw­py­ło­wą, ko­szu­lę z lek­kie­go ma­te­ria­łu, który od­bi­ja­ł pro­mie­nio­wa­nie UV i chło­dził ciało. Wcią­gnę­ła spodnie z kie­sze­nia­mi na udach, wszyst­ko z jed­ne­go kom­ple­tu. Na­ło­ży­ła ka­pe­lusz z sze­ro­kim ron­dem. Po­sma­ro­wa­ła się kre­mem z fil­trem. Spraw­dzi­ła smar­twatch – ba­te­ria była pełna, mapa za­ła­do­wa­na, GPS dzia­łał. Do ple­ca­ka wrzu­ci­ła no­tat­nik i apa­rat. Na ko­ry­ta­rzu ich bloku – par­don, apar­ta­men­tow­ca – hu­cza­ły oczysz­cza­cze po­wie­trza.

– Lep­sza by­ła­by śluza – po­wie­dzia­ła do sie­bie pod nosem i po­pchnę­ła drzwi na ze­wnatrz.

Po raz pierw­szy wy­szła z miesz­ka­nia mie­siąc wcze­śniej, pod wpły­wem im­pul­su, kiedy wzbie­ra­ją­ca roz­pacz prze­kro­czy­ła masę kry­tycz­ną. Pierw­szy od­dech na otwar­tej prze­strze­ni wy­wo­łał ka­szel, który nie­mal wy­rwał jej płuca. Ucie­kła z po­wro­tem, krztu­sząc się i plu­jąc, serce biło jak osza­la­łe. Nie pa­mię­ta­ła, kiedy ostat­ni raz wy­szła z bloku, ale na pewno nie było tak źle. Przez kilka dni czy­ta­ła w in­ter­ne­cie wszyst­ko, co zna­la­zła o bez­piecz­nym prze­by­wa­niu na ze­wnątrz – mając otwar­te ofer­ty pracy w za­kład­ce obok – a na­stęp­nie za­mó­wi­ła re­ko­men­do­wa­ne strój i sprzęt. Ostat­nie oceny i ko­men­ta­rze na temat ar­ty­ku­łów ku­pu­ją­cy na­pi­sa­li dzie­się­ć lat wcze­śniej, ale zauto­ma­ty­zo­wa­ne ma­ga­zy­ny były cały czas pełne wszyst­kie­go, co kie­dyś wy­pro­du­ko­wały zauto­ma­ty­zo­wa­ne fa­bry­ki. Upew­ni­ła się, że go­dzi­na do­star­cze­nia prze­sył­ki wy­pa­da­ła w cza­sie, kiedy Filip był w pracy. Pacz­ka cze­ka­ła na nią na drugi dzień. Uprzej­me ro­bo­tycz­ne ręce prze­nio­sły ją z lą­do­wi­ska dla au­to­no­micz­nych dro­nów-ku­rie­rów na dachu do pacz­kar­ni na ostat­nim pię­trze.

Nie mó­wi­ła Fi­li­po­wi o swo­ich wy­ciecz­kach. Trzy­ma­ła strój na dnie swo­jej szafy, a na ru­ty­no­we py­ta­nie, co ro­bi­ła cały dzień, od­po­wia­da­ła:

– Nic cie­ka­we­go. Prze­glą­da­łam ofer­ty.

Z każdą wy­ciecz­ką za­pusz­cza­ła się coraz dalej. Pusta, pła­ska prze­strzeń mię­dzy blo­ka­mi nik­nę­ła w od­da­li, zle­wa­ła się w jedno z nie­bem – przez za­py­le­nie wi­docz­ność była bar­dzo ogra­ni­czo­na. Po­dmu­chy wia­tru od­sła­niały spod pia­sku frag­men­ty linii, strza­łek, na­pi­sów STOP, które zni­ka­ły przy na­stęp­nych po­dmu­chach. Ogrom­ny par­king zaj­mo­wa­ł całą po­wierzch­nię w za­sięgu wzro­ku. Prze­strzeń była wy­ko­rzy­sta­na per­fek­cyj­nie, miej­sca par­kin­go­we pa­so­wa­ły do sie­bie jak puz­zle. Tylko, że nikt z nich już nie ko­rzy­stał.

Na po­cząt­ku nie wie­dzia­ła, czego szuka na swo­ich spa­ce­rach, cho­dzi­ła bez celu wśród nie­skoń­czo­nych rzę­dów blo­ków sto­ją­cych w jed­nej linii, cią­gną­cych się mo­no­to­nie i nie­ludz­ko po­wta­rzal­nie. Po ja­kimś cza­sie, kiedy wzrok przy­zwy­cza­ił się już do no­we­go oto­cze­nia, za­czę­ła od­naj­dywać od­stęp­stwa od re­gu­lar­no­ści, po­je­dyn­cze zna­le­zi­ska, które za­bu­rza­ły sy­me­trycz­ny układ oto­cze­nia. Nie­któ­re ba­nal­ne, innym razem znie­wa­la­ją­ce; jej pierw­szą fa­scy­na­cją był kil­ku­na­sto­me­tro­wy mural na śle­pej ścia­nie jed­ne­go z blo­ków. Na jego widok sta­nę­ła jak wryta. Przed­sta­wiał słoń­ce za­cho­dzą­ce nad zie­lo­nym ogro­dem, a nad nim uno­si­ło się ogrom­ne logo Kom­bi­na­tu AM. Ko­lo­ry za­cho­wa­ły się ide­al­nie, tekst re­kla­mo­wy gło­sił: "W tro­sce o wspól­ne dobro". U dołu ktoś do­pi­sał czer­wo­ną farbą, ogrom­ny­mi li­te­ra­mi: "Prze­stań­cie nas truć".

Zatem byli tu przed nią lu­dzie! Ale jakby z obcej cy­wi­li­za­cji, bo o ile dotąd czuła się jak ko­smo­naut­ka na obcym glo­bie, to pa­trząc na mural po­czu­ła się jak ar­che­olog, wy­do­by­wa­ją­cy z mro­ków ta­jem­ni­ce prze­szło­ści. Była to dla niej prze­szłość utra­co­na i na nowo od­kry­ta, bo za­wie­ra­ła się po­mię­dzy te­raź­niej­szo­ścią w któ­rej żyła, a ofi­cjal­ną prze­szło­ścią, sze­ro­ko znaną z ksią­żek i se­ria­li. Za­da­wa­ła sobie py­ta­nia: dla­cze­go nikt nie po­wie­dział jej, co dzia­ło się przez ostat­nie dwa­dzie­ścia lat? Dla­cze­go ni­ko­go to nie in­te­re­so­wa­ło? Dla­cze­go nie mogła nic na ten temat zna­leźć w in­ter­ne­cie?

Nie mogła znowu od­na­leźć mu­ra­la. Pró­bo­wa­ła kilka razy, ale za każ­dym razem coś sta­wa­ło jej na prze­szko­dzie albo gu­bi­ła drogę. Bar­dzo tego ża­ło­wa­ła. Nie chcia­ła nic wię­cej z tego no­we­go, ta­jem­ni­cze­go świa­ta utra­cić, więc za­czę­ła no­to­wać, a wkrót­ce z luź­nych za­pi­sków po­wsta­ły stro­ny no­ta­tek; łą­czy­ła za­pi­sy z GPS ze wska­zów­ka­mi, gdzie punk­tem od­nie­sie­nia było ile blo­ków na­le­ży minąć, a na­stęp­nie w którą stro­nę skrę­cić. Tak po­wsta­wa­ły mapy, coraz bar­dziej szcze­gó­ło­we. Do­ku­men­to­wa­ła ścież­ki do swo­ich ma­łych skar­bów. Ro­bi­ła też zdję­cia. Za każ­dym razem spraw­dza­ła, czy nie tra­fiają do chmu­ry współ­dzie­lo­nej z Fi­li­pem, gdzie trzy­ma­li wi­docz­ki ze wspól­nych wy­cie­czek po lo­ka­cjach wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści. Do­pó­ki nie zna­la­zła tego świa­ta, nie wie­dzia­ła, że sy­mu­la­cje ka­ra­ib­skich plaż czy wło­skich mia­ste­czek tak na­praw­dę ją nudzą – nie miała punk­tu od­nie­sie­nia.

W chwi­lach, kiedy nie po­tra­fi­ła sku­pić się na szu­ka­niu pracy, albo kiedy nie chcia­ła prze­by­wać z Fli­piem, po kry­jo­mu czy­ta­ła no­tat­ki. Wra­ca­ła do chwil na ze­wnątrz, na przy­kład kiedy zna­la­zła, a ra­czej po­tknę­ła się o roz­bi­te­go drona, który nie zdo­łał uciec przed burzą. Ktoś nie zjadł na czas – w ku­frze ba­ga­żo­wym był po­je­dyn­czy obiad: zupa, dru­gie danie i su­rów­ka, każde za­pa­ko­wa­ne osob­no w pla­sti­ko­we po­jem­ni­ki. Otwie­ra­ła je po kolei, wy­glą­da­ły, jak przy­go­to­wa­ne przed chwi­lą, mimo, że nie­zli­czo­ne burze zdą­ży­ły zdra­pać z drona całą farbę. Innym razem zna­la­zła czar­ny, twar­dy i po­skrę­ca­ny konar drze­wa. Sto­jąc nad nim długo za­sta­na­wia­ła się, zanim zro­zu­mia­ła, co przed nią leży. Chcia­ła za­brać go ze sobą, ale bała się, że Filip go znaj­dzie i za­cznie pytać. Trzy ty­go­dnie temu na­tknę­ła się na wrak sa­mo­cho­du. Nie miał szyb, wnę­trze za­sy­pa­ne było pia­skiem, ale udało jej się usiąść na miej­scu kie­row­cy. Wi­dzia­ła w se­ria­lach, co na­le­ży robić: po­krę­ci­ła przez chwi­lę kie­row­ni­cą, zaj­rza­ła do schow­ka, ale wy­sy­pał się z niego tylko piach. Wtedy w smar­twat­chu włą­czył się alarm – zbli­ża­ła się burza. Za­uwa­ży­ła drugi scho­wek obok skrzy­ni bie­gów. Za­czę­ła się z nim si­ło­wać, a smar­twatch pisz­czał coraz szyb­ciej. Udało jej się, klap­ka ustą­pi­ła, w środ­ku le­ża­ło kilka me­ta­lo­wych krąż­ków. Wzię­ła je i rzu­ci­ła się do uciecz­ki. Bie­gnąc, czuła na ple­cach po­dmu­chy wia­tru i sły­sza­ła jego dud­nie­nie. Kiedy zlana potem wpa­dła do środ­ka bloku, ledwo od­dy­cha­ła. Ze­rwa­ła z twa­rzy maskę prze­ciw­py­ło­wą i przez kilka minut uspo­ka­ja­ła od­dech, sie­dząc na pod­ło­dze spo­wi­te­go ciem­no­ścią ko­ry­ta­rza.

Była prze­ko­na­na, że nikt nie po­dzie­la jej za­mi­ło­wa­nia do wę­dró­wek i ni­ko­go nie spo­tka, ale kie­dyś zna­la­zła na ziemi mały, czar­ny przed­miot z okrą­głym wy­świe­tla­czem i czer­wo­ną strzał­ką pro­usza­ją­cą się w ja­kimś pły­nie. Le­ża­ł tam od nie­daw­na, bo w więk­szo­ści wy­sta­wa­ła spod pia­sku. Nie wi­dzia­ła w oko­li­cy ni­czy­ich śla­dów. Za­bra­ła zna­le­zi­sko do miesz­ka­nia i prze­ko­pa­ła in­ter­net, zanim do­wie­dzia­ła się, że to bu­so­la, na do­da­tek dzia­ła­ją­ca – strzał­ka, czyli igła, krę­ci­ła się bez pro­ble­mów i wska­zy­wa­ła pół­noc. Od tego mo­men­tu jej celem stało się od­na­le­zie­nie kogoś ta­kie­go jak ona, ży­we­go czło­wie­ka. Spraw­dza­ła każdy trop, który mógł być uczy­nio­ny nie­daw­no ludz­ką ręką, ale wszyst­kie do­mnie­ma­ne ślady czy znaki oka­zy­wa­ły się oso­bli­wo­ścia­mi przy­ro­dy, efek­ta­mi dzia­ła­nia wia­tru i tem­pe­ra­tu­ry. Nie usta­wa­ła jed­nak w po­szu­ki­wa­niach.

Po po­wro­cie wrzu­ca­ła całe ubra­nie do jed­nej z pra­lek sto­ją­cych na par­te­rze w bloku i w bie­liź­nie wra­ca­ła do miesz­ka­nia. Była pewna, że nie spo­tka po dro­dze ni­ko­go ży­we­go. Cza­sem mi­ja­ły ją ro­bo­ty do­mo­we, now­sze mo­de­le nawet kła­nia­ły się, obo­jęt­ne na jej ne­gliż. W miesz­ka­niu myła maskę, i spraw­dziw­szy we­dług za­le­ceń in­struk­cji stan fil­tra, cho­wa­ła ją głę­bo­ko do swo­jej szu­fla­dy, pod majt­ki. Potem za­ma­wia­ła obiad, obo­jęt­nie od­świe­ża­ła skrzyn­kę od­bior­czą i zmę­czo­na szła spać. Za­zwy­czaj bu­dzi­ła się sama, w ide­al­nym mo­men­cie, żeby ode­brać obiad z pacz­kar­ni i od­grzać. Ale cza­sa­mi bu­dził ją bu­dzik. Odkąd stra­ci­ła pracę, ich robot ku­chen­ny stał nie­uży­wa­ny. Przy­kry­ła go prze­ście­ra­dłem, żeby nie zbie­rał kurzu.

Ewę fa­scy­no­wa­ły burze pia­sko­we. Uwiel­bia­ła je oglą­dać przez okno, z dwu­dzie­ste­go trze­cie­go pię­tra wy­glą­da­ły im­po­nu­ją­co. Pro­gno­zy po­go­dy były bar­dzo do­kład­ne i burza nigdy nie za­sta­ła jej na ze­wnątrz – smar­twatch za­czy­nał groź­nie pisz­czeć za­wsze na czas. Cza­sa­mi za­trzy­my­wa­ła się bez­piecz­nie bli­sko bloku i od­wra­ca­ła się w stro­nę za­wie­ru­chy. Kiedy zaś była w miesz­ka­niu i burza prze­cho­dzi­ła w po­bli­żu ich bloku, pod­cho­dzi­ła do okna, krzy­żo­wa­ła ręce na pa­ra­pe­cie, kła­dła w nich głowę i śle­dzi­ła wzro­kiem tu­ma­ny. Okna ide­al­nie wy­ci­sza­ły ży­wioł, mu­sia­ła pusz­czać jego od­gło­sy z in­ter­ne­tu.

***

Filip, jak zwy­kle, otwo­rzył oczy długo po za­po­wia­da­nej go­dzi­nie. Wstał z tru­dem, wy­glą­dał na cho­re­go, był zmię­ty jak kart­ka pa­pie­ru. Po­wlókł się do ła­zien­ki, a po po­wro­cie za­py­tał:

– Co ro­bi­łaś?

– Nic cie­ka­we­go, prze­glą­da­łam ofer­ty.

– Aha. Co dziś na obiad? – Filip usiadł przy stole i scho­wał twarz w dło­niach.

– Myślę, że mu­si­my po­roz­ma­wiać.

– Do­brze. – Pod­niósł wzrok. – Tylko pro­szę, po obie­dzie. Je­stem wy­cień­czo­ny. Zro­bisz mi kok­tajl?

Jedli w mil­cze­niu. Filip jadł szyb­ko, łap­czy­wie, po­ły­kał nie­ żując.

– Mamy za­pro­sze­nie… do Ani i Tomka, na dzi­siaj – po­wie­dział z peł­ny­mi usta­mi.

Ewa nie ode­zwa­ła się. Filip prze­łknął i odło­żył sztuć­ce.

– Pa­mię­tam, że mie­li­śmy po­roz­ma­wiać. Może jak wró­ci­my? Co ty na to? To dla mnie ważne. Tomek jest li­de­rem mo­je­go ze­spo­łu.

– W po­rząd­ku.

Po obie­dzie po­ło­ży­li się na ka­na­pie w sa­lo­nie. Filip po­łknął kilka pi­gu­łek z ko­fe­iną, tau­ry­ną i żeń-sze­niem, potem oboje za­ło­ży­li oku­la­ry i pod­pię­li elek­tro­dy.

– Ania nie pra­cu­je od roku – za­czął Filip, od­świe­żo­ny pi­guł­ka­mi, kiedy byli już w wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści. – Po­roz­ma­wiaj­cie. Zro­zu­mie cię.

W ręku trzy­mał wino. Szli ścież­ką po­śród buj­nej, żywej zie­le­ni, czuli in­ten­syw­ny, lepki za­pach wio­sen­nych kwia­tów.

– Wy­bra­li kwie­cień, ale wy­jąt­ko­wo cie­pły, kli­mat umiar­ko­wa­ny, nad je­zio­rem – Filip od­czy­ty­wał wła­ści­wo­ści sy­mu­la­cji z pliku kon­tro­l­ne­go – tem­pe­ra­tu­ra dwa­dzie­ścia dwa stop­nie, wil­got­ność pięć­dzie­siąt pro­cent, wiatr zero me­trów na se­kun­dę… Nie mo­głaś za­ło­żyć cze­goś in­ne­go?

Ewa nie od­po­wie­dzia­ła. Zza za­krę­tu wy­ło­ni­ła się al­ta­na, cze­ka­li w niej Ania i Tomek. Ubra­ni byli nie­zo­bo­wią­zu­ją­co, Tomek – w dżin­sy i ko­szu­lę w kratę z krót­kim rę­ka­wem, a Ania w białe ry­bacz­ki i bluz­kę z ko­lo­ro­wymi, kwie­ci­stymi wzo­ra­mi. Filip za­ło­żył gra­fi­to­wą ko­szu­lę i spor­to­wą ma­ry­nar­kę, a Ewa wy­bra­ła opcję "losuj". Au­to­mat ubrał ją w se­le­dy­no­wy dres. Filip podał Tom­ko­wi bu­tel­kę, Ania czule przy­wi­ta­ła się z Ewą, ca­łu­jąc ją w oba po­licz­ki.

Pa­no­wie za­czę­li roz­ma­wiać o pracy i żeby nie za­nu­dzać pań, od­da­li­li się mię­dzy drze­wa, a Ewa z Anią zo­sta­ły w al­ta­nie.

– Masz smart­fo­na nawet w wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści? – za­py­ta­ła Ewa. Jej nowa ko­le­żan­ka co rusz spraw­dza­ła coś na ekra­nie.

– Od­wrot­nie, ko­cha­nie, mam go tylko tutaj. Je­stem poza VR-em tylko tyle, ile na­ka­zu­je prawo, bo ina­czej mnie ode­tną, ale wtedy i tak muszę na­ćpać się pro­cha­mi, tak źle się czuję. – Ania mó­wi­ła, wpa­tru­jąc się w smart­fo­na. –  Po pro­stu nie ma sensu być gdzie in­dziej. Zo­bacz, to moje ostat­nie od­kry­cie.

Pod­su­nę­ła Ewie ekran, na któ­rym prze­wi­ja­ły się zdję­cia z po­dró­ży sa­mo­cho­dem te­re­no­wym przez pu­sty­nię. Pod­pis gło­sił, że to po­łu­dnio­wa Fin­lan­dia, ale rów­nie do­brze mogła być i Szko­cja, i Sy­be­ria.

– Po­dró­że – ob­ja­śnia­ła dalej – to moja ostat­nia pasja. Zna­la­złam wprost nie­ziem­skie pro­fi­le.

– Wy­bie­rasz się tam… wir­tu­al­nie?

– Nie, jesz­cze nie. Nie stać nas jesz­cze na ku­po­wa­nie ko­lej­nych lo­ka­cji. W abo­na­men­cie mamy tylko dom, tę al­ta­nę i cen­trum han­dlo­we. Cze­ka­my, aż Tomek zo­sta­nie udzia­łow­cem. – Zro­bi­ła pauzę, pod­nio­sła wzrok znad smart­fo­na i spoj­rza­ła na Ewę – wie­dzia­łaś o tym?

– O czym?

– Że Tomek zo­sta­nie udzia­łow­cem.

– Nie. To zna­czy, nie wiem. Nie roz­ma­wia­my o pracy Fi­li­pa.

– Aha. To do­brze. – Ania wró­ci­ła do prze­wi­ja­nia ekra­nu – Go­to­wa­nie mi się znu­dzi­ło.

– Macie kuch­nię w miesz­ka­niu?

– Nie, no co ty – cią­gle od­po­wia­da­ła znad ekra­nu – konta ku­li­nar­ne. Nie­któ­re pro­fi­le były świet­ne. Ale szyb­ko zro­bi­ły się wtór­ne, z ku­cha­rze­nia nie można już wię­cej wy­cią­gnąć. Tak samo jak z wy­stro­ju wnętrz. To była moja fa­scy­na­cja ostat­niej je­sie­ni. Ale po ja­kimś cza­sie wszyst­ko za­czę­ło wy­glą­dać tak samo. Myślę, że z po­dró­ża­mi bę­dzie ina­czej. Ko­le­dzy Tomka, to zna­czy, przy­szli ko­le­dzy z Rady Nad­zor­czej, la­ta­ją na Eu­ro­pę dwa razy w roku. Wszy­scy mają już tam let­nie domki, my też my­śli­my o jed­nym.

– A nie chcia­ła­byś… po­zwie­dzać naj­pierw Ziemi? Nie chcia­ła­byś wyjść na ze­wnątrz?

Ania spoj­rza­ła na Ewę z osłu­pie­niem.

– Nie, no coś ty…

Męż­czyź­ni wró­ci­li, a po­wie­trze wy­peł­nił za­pach gril­lo­wa­nej kieł­ba­sy. Ewa przy­się­gła­by, że gril­la wcze­śniej nie było. Tomek za­ło­żył far­tuch i za­czął na­kła­dać je­dze­nie na pa­pie­ro­we ta­le­rzy­ki.

***

Po­że­gna­li się z uśmie­cha­mi na twa­rzach. Filip, za­ru­mie­nio­ny al­ko­ho­lu, objął Ewę i ru­szy­li z po­wro­tem ścież­ką, którą przy­szli i po chwi­li świat zro­bił się czar­ny.

Oboje otwo­rzy­li oczy w tym samym mo­men­cie. Rausz po winie mo­men­tal­nie znikł. Pierw­sza wsta­ła Ewa.

– Idę do ła­zien­ki – po­wie­dzia­ła.

– Pójdę po tobie – wy­mam­ro­tał Filip.

Kiedy wró­ci­ła, już spał. Po­szła sama do sy­pial­ni. Przed za­śnię­ciem wy­ję­ła z naj­niż­szej szu­fla­dy noc­nej szaf­ki małe czer­wo­ne pu­deł­ko. W środ­ku była bu­so­la, wska­zy­wa­ła pół­noc.

“Mu­sia­ła na­le­żeć do kogoś… od­waż­ne­go” – my­śla­ła – “bo kto inny ba­wił­by się w cho­dze­nie na azy­mut”. Le­ża­ła na łóżku i ba­wi­ła się małym, czar­nym przed­mio­tem, pa­trzy­ła, jak igła wraca do wyj­ścio­wej po­zy­cji, pcha­na nie­wi­dzial­ną mocą. “Może to na przy­kład… pra­cow­nik tech­nicz­ny? Szuka z bu­so­lą stu­dzien­ki ze świa­tło­wo­dem?” – i wy­obra­ża­ła sobie do­brze zbu­do­wa­ne­go, ale bez prze­sa­dy, wy­so­kie­go męż­czy­znę w nie­bie­skim kom­bi­ne­zo­nie, mimo że tego typu prace wy­ko­ny­wa­ły już tylko ro­bo­ty. W pew­nym mo­men­cie przed ocza­mi sta­nął jej Filip i od razu po­ja­wi­ły się wy­rzu­ty su­mie­nia. Ale jej mąż nie był do­brze zbu­do­wa­ny, nie in­te­re­so­wał się tym, co dzia­ło się za okna­mi ich miesz­ka­nia, praw­dę mó­wiąc, nie roz­ma­wia­li ze sobą zbyt dużo, nie li­cząc kłót­ni. Nie pa­mię­ta­ła, kiedy ostat­ni raz się ko­cha­li.  “Filip mnie za­nie­dbu­je” – uspra­wie­dli­wi­ła się przed sobą i wró­ci­ła do fan­ta­zji. Przy­szło jej do głowy, i zaraz wy­par­ła tę myśl, że tylko tyle jej zo­sta­ło, bo w umo­wie ślub­nej oboje wy­ra­zi­li zgodę na in­sta­la­cję fil­tru an­tycu­dzo­łoż­ne­go na swoje wir­tual­ne rze­czy­wi­sto­ści. Filip za­wsze był tra­dy­cjo­na­li­stą. Osta­tecz­nie po­mo­gła sobie pal­ca­mi i od­prę­żo­na, za­snę­ła.

***

Z każ­dym ko­lej­nym dniem jej wy­ma­ga­nia co do po­sa­dy ma­la­ły. Ofert dla astro­fi­zy­ków nie było ani jed­nej – nikt nie po­wie­dział tego wprost, ale to ozna­cza­ło, że jej pro­fe­sja zo­sta­ła osta­tecz­nie zauto­ma­ty­zo­wa­na. Czy­ta­ła kie­dyś, że pro­ces przej­mo­wa­nia pracy kie­row­ców przez ma­szy­ny trwał dzie­sięć lat, obec­nie wy­star­czał mie­siąc i kil­kuset, lub kilka ty­się­cy ludzi na całym jesz­cze za­miesz­ka­nym glo­bie do­sta­wa­ło wy­po­wie­dze­nie, a z por­ta­li re­kru­ter­skich zni­ka­ły wszyst­kie ofer­ty w ich pro­fe­sji. Wy­łą­czy­ła al­go­ryt­my pod­po­wia­da­ją­ce, ale bez nich ofert wcale nie przy­by­ło: zo­sta­ła tylko sprze­daż, ukry­ta pod dzie­siąt­ka­mi me­ta­for i wy­myśl­ne, albo zgoła dzi­wacz­ne, ogło­sze­nia, z któ­rych nic nie wy­ni­ka­ło. Pod ty­mi za­wsze kryła się te­le­ko­gni­cja. Za­trzy­ma­ła się przy jed­nym: “Le­asing prze­strze­ni umy­sło­wej, dobre wa­run­ki, in­te­re­su­ją­cy pro­jekt”, ale po chwi­li za­trza­snę­ła lap­top. Z rów­no­wa­gi wy­pro­wa­dził ją fakt, że osta­tecz­nie za­czę­ła to roz­wa­żać na po­waż­nie.

Roz­ma­wia­ła o tym kie­dyś z Fi­li­pem. On sam na­le­żał do wą­skie­go grona jesz­cze ak­tyw­nych pro­gra­mi­stów, nomen omen – te­le­ko­gni­cji. Pa­mię­ta­ła, jak tłu­ma­czył jej: w świe­cie, gdzie wszyst­ko jest zauto­ma­ty­zo­wa­ne, war­tość ma tylko moc ob­li­cze­nio­wa, bo jej za­wsze bra­ku­je. Naj­ta­niej wy­ko­rzy­stać ludz­kie mózgi – odkąd stało się to moż­li­we, nikt nie in­we­sto­wał w przy­spie­sza­nie kom­pu­te­rów, ni­ko­go nie ob­cho­dzi­ło pa­ko­wa­nie więk­szej ilo­ści tran­zy­sto­rów na mi­kro­sko­pij­nych po­wierzch­niach, albo wy­daj­niej­sze chło­dze­nie. Kom­pu­te­ry kwan­to­we, a ści­ślej – dzia­ła­ją­ce kom­pu­te­ry kwan­to­we (in­ży­nier­ski humor był tym, co kie­dyś wzbu­dzi­ło za­in­te­re­so­wa­nie Ewy) dalej wy­stę­po­wa­ły głów­nie w za­po­wie­dziach, a wy­ko­rzy­sta­nie moż­li­wo­ści ludz­kie­go mózgu było naj­bar­dziej efek­tyw­ne kosz­to­wo. Po praw­dzie, ura­to­wa­ło to masy od głodu. Le­wi­co­we ge­ne­ra­to­ry opi­nii, które nie­daw­no cał­kiem za­stą­pi­ły pu­bli­cy­stów, upar­cie twier­dzi­ły że wpro­wa­dze­nie do­cho­du gwa­ran­to­wa­ne­go było świa­do­mie wstrzy­my­wa­ne na ko­rzyść po­sia­da­czy ka­pi­ta­łu, żeby nie wy­czer­pa­ło się źró­dło ta­niej siły ob­li­cze­nio­wej.

Filip, ze wzglę­du na obo­wiąz­ki, nie­raz mu­siał te­sto­wać te­le­ko­gni­cję w prak­ty­ce. Opo­wia­dał, że je­że­li ktoś wy­ko­rzy­stu­je twój mózg do ob­li­czeń fi­nan­so­wych, to pod­czas samej pracy je­steś nie­przy­tom­ny albo pra­co­daw­ca – ale nie każdy! – ge­ne­ru­je roz­luź­nia­ją­ce wizje plaż albo łąk. Pro­blem za­czy­na się potem. Nawet bez elek­trod na gło­wie, po pracy, kiedy za­mkniesz oczy, wi­dzisz rzędy cyfr, albo śnią ci się ta­be­le. Dla­te­go ob­li­cze­nia fi­nan­so­we albo in­ży­nier­skie były naj­bar­dziej po­żą­da­ne przez pra­cow­ni­ków. Da­wa­ło się przy­zwy­cza­ić. Go­rzej, jeśli ana­li­zo­wa­łeś do­wo­dy zbrod­ni czy ob­ja­wy cho­rób, ge­ne­ro­wa­łeś re­kla­my albo pro­fi­lo­wa­łeś użyt­kow­ni­ków sieci. Można było osza­leć. Filip dalej był za­trud­nio­ny, ale wciąż oba­wiał się, że i jego wkrót­ce czeka wy­naj­mo­wa­nie mózgu. Zmu­sza­ło go do pracy na sto dwa­dzie­ścia pro­cent, nie­skoń­czo­nych nad­go­dzin, cią­głe­go po­ka­zy­wa­nia się z naj­lep­szej stro­ny. Cza­sa­mi żar­to­wał, że zauto­ma­ty­zo­wa­ny me­ne­dże­r pro­jek­tu to żadna sztucz­na in­te­li­gen­cja, tylko za­pę­tlo­na ko­men­da “szyb­ciej, wię­cej, szyb­ciej, wię­cej”…

Ewa z re­zy­gna­cją pod­nio­sła klapę lap­to­pa. Dalej prze­glą­da­ła ofer­ty, ale my­śla­mi była gdzie in­dziej. Ostat­niej nocy śniło jej się, że burza pia­sko­wa po­ry­wa ją i wy­rzu­ca gdzieś da­le­ko. Nic jej się nie stało, bo piach za­mor­ty­zo­wał upa­dek. Sen był ab­sur­dal­ny, ale czuła w nim jakiś szcze­gól­ny spo­kój, emo­cję nie­ade­kwat­ną i nie­spo­ty­ka­ną, jakie wy­stę­pu­ją tylko w snach i do tego stanu tę­sk­ni­ła. Pa­trzy­ła za okno, na jej ustach plą­tał się słaby uśmiech.

– Spójrz, co to jest? – do po­ko­ju wszedł Filip, prze­ry­wa­jąc jej za­my­śle­nie. W ręku trzy­mał kart­kę i za­czął z niej czy­tać na głos. – Strój dwu­czę­ścio­wy “pu­styn­ny lis”, dam­ski, roz­miar S, cena trzy­sta dzie­więć­dzie­siąt dzie­więć, ka­pe­lusz z sze­ro­kim ron­dem, bu­so­la…

Ewa drgnę­ła, ale zaraz opa­no­wa­ła się. Po­de­szła do Fi­li­pa. Trzy­mał przed sobą fak­tu­rę za jej ostat­nie za­ku­py.

– Co to w ogóle jest bu­so­la… a na­stęp­ne: maska prze­ciw­py­ło­wa… – Pod­niósł wzrok znad kart­ki. – Wiesz coś o tym?

– Nie wiem. Pokaż. Może jakaś po­mył­ka – mó­wi­ła naj­spo­koj­niej, jak po­tra­fi­ła – ko­cha­nie, spóź­nisz się. Wy­ję­ła fak­tu­rę z rąk męża.

Filip spoj­rzał na ze­ga­rek.

– No tak, o kurwa! Mam ważne spo­tka­nie. Lecę! – po­biegł do po­ko­ju obok.

Ewa długo wpa­try­wa­ła się w trze­ci punkt na ra­chun­ku. Nie wi­dzia­ła go wcze­śniej. Nie wie­dzia­ła, że bu­so­la była w jej ze­sta­wie. Po­de­szła do noc­nej szaf­ki, w ostat­nim prze­bły­sku na­dziei wy­cią­gnę­ła czer­wo­ne pu­deł­ko. Obej­rza­ła ją do­kład­nie, raz jesz­cze spraw­dzi­ła model na ra­chu­nku i nie miała żad­nych wąt­pli­wo­ści.

***

– Ko­cha­nie, idę do pracy – po­wie­dział Filip, za­ło­żył oku­la­ry, pod­łą­czył elek­tro­dy i od­pły­nął. Ewie wy­da­wa­ło się, że szyb­ciej, niż zwy­kle. Może dla­te­go, że przed chwi­lą kłó­ci­li się moc­niej niż za­zwy­czaj.

Tym razem nie chcia­ło jej się pła­kać. Ubra­ła się w swój pu­styn­ny strój, a do ple­ca­ka za­pa­ko­wa­ła do­dat­ko­wo wodę i je­dze­nie. Wy­szła przed blok. Bu­dyn­ki cią­gną­ce się rzę­da­mi w nie­skoń­czo­ność, pia­sek, wszyst­ko do­oko­ła miało żółte za­bar­wie­nie. Ewa pa­trzy­ła nie­cier­pli­wie na smar­twatcha, po dłu­gim cza­sie ner­wo­we­go ocze­ki­wa­nia pod­je­cha­ła za­mó­wio­na au­to­no­micz­na tak­sów­ka. Już nie­mal zwąt­pi­ła, że ja­kie­kol­wiek jesz­cze dzia­ła­ją. Za­rdze­wia­ła, odra­pa­na z farby, przy­je­cha­ła po­wo­li, jakby ostat­kiem sił. Nie pa­li­ła jej się jedna lampa. Panel do­ty­ko­wy przy drzwiach pa­sa­że­ra z tru­dem przy­jął jej kod klien­ta, mu­sia­ła się pomę­czyć, zanim ekran zro­zu­miał wszyst­kie cyfry. Tylna ka­na­pa po­kry­ta była gruba war­stwa kurzu, dawno nikt w niej nie po­dró­żo­wał. Mi­nę­ła zie­lo­ną ta­bli­cę z na­pi­sem “Kra­ków żegna” i od­je­cha­ła w stro­nę da­le­kiej burzy pia­sko­wej.

Koniec

Komentarze

A co to za cho­wa­nie raz opu­bli­ko­wa­ne­go tek­stu? Wczo­raj go jesz­cze nie wi­dzia­łam.

OK, Pol­ski jesz­cze nie było – do kon­kur­su.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

@Fin­kla, wła­śnie o to za­py­ta­łem w wątku kon­kur­so­wym. Jeśli się nie łapię, to wy­co­fam się.

Spoko, ła­piesz się. Tylko to tro­chę nie­ład­nie. Ale nie sądzę, żeby lu­dzie zbyt gło­śno pro­te­sto­wa­li.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Prze­czy­taw­szy.

Aha, tro­chę Ci bra­ku­je do dol­ne­go li­mi­tu. Roz­wa­ża­łeś do­pi­sa­nie paru aka­pi­tów, żeby do­cią­gnąć do 20 kilo?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

@Fin­kla tak, w brud­no­pi­sie jest jesz­cze kilka aka­pi­tów. Do pół­no­cy roz­wi­nę.

Tekst prze­szedł lekką re­or­ga­ni­za­cję, po­praw­ki sty­li­stycz­ne, roz­wi­nię­cie wątku. Za­pra­szam do lek­tu­ry i będę wdzięcz­ny za wszel­kie opi­nie.

To ostat­nie co od niego usły­sza­ła.

prze­ci­nek

drzwi na ze­wnatrz

zauto­ma­ty­zo­wa­ne ma­ga­zy­ny były cały czas pełne wszyst­kie­go, co kie­dyś zdą­ży­ły wy­pro­du­ko­wać zauto­ma­ty­zo­wa­ne fa­bry­ki

na dachu do pacz­kar­ni na ostat­nim pię­trze .

nie­po­trzeb­na spa­cja

Wfra­ca­ła do chwil na ze­wnątrz

czer­wo­ną strzał­ką pro­usza­ją­cą

– Do­brze. – pod­niósł wzrok.

Zły zapis dia­lo­gu

Ewa za­py­ta­ła, kiedy jej nowa ko­le­żan­ka co rusz spraw­dza­ła coś na ekra­nie

Ania mó­wi­ła, wpa­tru­jąc się w smart­fo­na

W obu zda­niach brak krop­ki

być i Szko­cja i Sy­be­ria.

Brak prze­cin­ka po Szko­cji

Ania wró­ci­ła do prze­wi­ja­nia ekra­nu – go­to­wa­nie znu­dzi­ło mi się

Zły zapis dia­lo­gu

 

 

Prze­czy­ta­łam, ko­men­tarz po kon­kur­sie.

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Ro­zu­miem, że sy­tu­acja, w któ­rej po­zna­je­my Ewę, da­le­ka była od ide­ału, ale chyba nie ro­zu­miem pod­ję­tej przez nią de­cy­zji. Co zyska opusz­cza­jąc dom? A może ode­szła z na­dzie­ją na spo­tka­nie kogoś po­dob­ne­go sobie…

Wy­ko­na­nie po­zo­sta­wia nieco do ży­cze­nia.

 

Nie mó­wi­ła Fi­li­po­wi o swo­ich wy­ciecz­kach. Trzy­ma­ła strój na dnie swo­jej szafy… –> Czy oba za­im­ki są ko­niecz­ne?

 

Z każdą wy­ciecz­ką za­pusz­cza­ła coraz dalej. –> Pew­nie miało być: Z każdą wy­ciecz­ką za­pusz­cza­ła się coraz dalej.

 

przez za­py­le­nie wi­docz­ność była krót­ka. –> Nie wy­da­je mi się, aby o wi­docz­no­ści można po­wie­dzieć że jest krót­ka.

Może: …przez za­py­le­nie wi­docz­ność była bar­dzo ogra­ni­czo­na. Lub: …silne za­py­le­nie spra­wia­ło, że wi­docz­ność była bar­dzo ogra­ni­czo­na.

 

Wiatr od­sła­niał spod pia­sku frag­men­ty linii… –> Ra­czej: Wiatr roz­wie­wał pia­sek, od­sła­nia­jąc frag­men­ty linii

 

sto­ją­cych w jed­nej linii, cią­gna­cych się… –> Li­te­rów­ka.

 

nie po­tra­fi­ła sku­pić sie na szu­ka­niu pracy… –> Li­te­rów­ka.

 

dru­gie danie i su­rów­ka za­pa­ko­wa­ne osob­no w pla­sti­ko­we opa­ko­wa­nia. –> Brzmi to nie naj­le­piej.

Może: …dru­gie danie i su­rów­ka, za­pa­ko­wa­ne osob­no w pla­sti­ko­we po­jem­ni­ki.

 

Za­czę­ła si­ło­wać się z nim, a smar­twach pisz­czał… –> Li­te­rów­ka.

 

zna­la­zła na ziemi mały, czar­ny przed­miot z okrą­głym wy­świe­tla­czem […] Le­ża­ła tam od nie­daw­na, bo w więk­szo­ści wy­sta­wa­ła spod pia­sku. –> Pi­szesz o przed­mio­cie, więc: Le­ża­ł tam od nie­daw­na, bo w więk­szo­ści wy­sta­wa­ł spod pia­sku.

 

smar­twach za­czy­nał groź­nie pisz­czeć… –> Li­te­rów­ka.

 

Okna ide­al­nie wy­ci­sza­ły ży­wioł, mu­sia­ła pusz­czać jej od­gło­sy z in­ter­ne­tu. –> Pi­szesz o ży­wio­le, a ten jest ro­dza­ju mę­skie­go, więc: Okna ide­al­nie wy­ci­sza­ły ży­wioł, mu­sia­ła pusz­czać jego od­gło­sy z in­ter­ne­tu.

 

– Do­brze. – pod­niósł wzrok. –> – Do­brze. – Pod­niósł wzrok.

Nie za­wsze po­praw­nie za­pi­su­jesz dia­lo­gi. Pew­nie przy­da się po­rad­nik: https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/zapis-partii-dialogowych;13842.html

 

tem­pe­ra­tu­ra dwa­dzie­scia dwa stop­nie… –> Li­te­rów­ka.

 

je­an­sy i ko­szu­lę w kratę… –> …dżin­sy i ko­szu­lę w kratę

Uży­wa­my pi­sow­ni spo­lsz­czo­nej.

 

– A nie chcia­ła­byś… po­zwie­dziać naj­pierw Ziemi? –> Li­te­rów­ka.

 

Po­że­gna­li się z uśmie­cha­mi na twa­rzach. Filip, lekko czer­wo­ny na twa­rzy… –> Po­wtó­rze­nie.

Czy uśmiech można mieć w innym miej­scu, nie na twa­rzy?

 

in­sta­la­cję fil­tru an­ty-cu­dzo­łoż­ne­go… –> …in­sta­la­cję fil­tru an­tycu­dzo­łoż­ne­go

 

na swoje wir­tal­ne rze­czy­wi­sto­ści. –> Li­te­rów­ka.

 

ze wzglę­du na obo­wiąz­ki, nie raz mu­siał te­sto­wać… –> …ze wzglę­du na obo­wiąz­ki, nie­raz mu­siał te­sto­wać

 

do pracy na sto dwa­dzie­ścia po­cent… –> Li­te­rów­ka.

 

Ewa pa­trzy­ła nie­cier­pli­wie na smar­twatch… –> Ewa pa­trzy­ła nie­cier­pli­wie na smar­twatcha

 

Tylna ka­na­pa po­kry­ta była gruba war­stwą kurzu… –> Li­te­rów­ka.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Wfra­ca­ła – li­te­rów­ka.

pro­usza­ją­cą – li­te­ów­ka

Smar­twatch chyba po­win­no się od­mie­niać (tak jak od­mie­nia się i smart­fo­na).

 

Dwie kwe­stie me­ry­to­rycz­ne:

Skoro opusz­cza­nie miesz­kań było po­wszech­nie nie­sto­so­wa­ne, to czy w tej wizji spo­łecz­ność już się nie­mal nie roz­mna­ża­ła?

Scena z uciecz­ką przed burza – to ra­czej rzecz, która dla więk­szo­ści bę­dzie nie­zau­wa­żal­na, ale jeśli ktoś od de­ka­dy czy dwóch nie wy­cho­dzi z miesz­ka­nia, to z kon­dy­cją może być  dra­mat i ten od­po­czy­nek po kilku mi­nu­tach biegu (czy na pewno kilku, jeśli była od­da­lo­na od apar­ta­men­tow­ca?) może być znacz­nie cięż­szy. Ale jak mówię, to już mało kto wy­chwy­ci, ja mam skrzy­wie­nie spor­to­we.

 

Samo opo­wia­da­nie po­do­ba mi się. Do­brze po­skła­da­łeś różne aspek­ty tej po­nu­rej przy­szło­ści, włącz­nie z wąt­kiem au­to­ma­ty­za­cji pracy. Faj­nie przy­tkną­łeś róż­nym aspek­tom także dzi­siej­sze­go świa­ta (”zo­sta­ła tylko sprze­daż, ukry­ta pod dzie­siąt­ka­mi me­ta­for” – pięk­ne). Włą­czasz wątek po­li­tycz­ny, ale w taki spo­sób, że można go in­ter­pre­to­wać za­rów­no na prawo, jak i na lewo albo uznać za neu­tral­ny (sądzę, że w in­ten­cji było to ostat­nie).

Ostat­nia scena… cie­ka­we, de­spe­ra­cja, forma sa­mo­bój­stwa czy sza­lo­ny plan, który za­pew­ne się nie po­wie­dzie?

 

Edit: wrzu­cam do wątku punk­tów do bi­blio­te­ki.

 

@kam-mod, @re­gu­la­to­rzy:

 

Dzię­ku­ję za rze­tel­ną pomoc re­dak­tor­ską. Zmia­ny wpro­wa­dzę po ogło­sze­niu wy­ni­ków – nie mogę edy­to­wać kon­kur­so­we­go opo­wia­da­nia.

 

@re­gu­la­to­rzy, @wilk-zi­mo­wy:

 

W kwe­stii ostat­niej sceny: fa­scy­nu­je mnie po­szu­ki­wa­nie od­po­wie­dzi na pro­ble­my, po­ru­sza­jąc się w prze­strze­ni rze­czy­wi­ste­go, w prze­ci­wień­stwie np. do uciecz­ki wgłąb sie­bie albo w nar­ko­ty­ki. Cho­dzi mi o uciecz­ki z domu, imi­gra­cje, po­dró­że du­cho­we do Indii albo nie­okre­ślo­ne, pa­lą­ce uczu­cie że trze­ba gdzieś iść, że bez­względ­nie nie można zo­stać w miej­scu. Cza­sa­mi tyle wy­star­czy, je­że­li pro­blem ści­śle wiąże się z miej­scem, wy­star­czy je opu­ścić, cza­sa­mi pro­ble­my gonią ucie­ki­nie­ra jak Ery­nie. Lubię ideę po­dró­ży, która zmie­nia.

 

@wilk-zi­mo­wy

czy w tej wizji spo­łecz­ność już się nie­mal nie roz­mna­ża­ła?

Myślę, że to zo­sta­ło przy­wi­le­jem naj­bo­gat­szych.

Scena z uciecz­ką przed burza

Zga­dzam się z Tobą, te “kilka minut na pod­ło­dze ko­ry­ta­rza” wła­śnie miało to opi­sać. W brud­no­pi­sie, kiedy Ewa żali się na FI­li­pa, jest wątek or­bi­tre­ka, który “zaj­mu­je nie­roz­sąd­nie dużą po­wierzch­nię ma­łe­go miesz­ka­nia i tylko zbie­ra kurz”, ale nie chcia­łem już mu tak do­pie­przać.

(…) wątek po­li­tycz­ny, (…) można (…) uznać za neu­tral­ny (sądzę, że w in­ten­cji było to ostat­nie).

Miło mi to sły­szeć, oba­wia­łem się, że prze­kro­czy­łem gra­ni­cę agit­ki.

 

Dzię­ku­ję za opi­nię.

Bar­dzo pro­szę, Bron­cho­spa­zmie.

I dzię­ku­ję za wy­ja­śnie­nia – teraz, kiedy po­zna­łam Twoje fa­scy­na­cje, de­cy­zja Ewy stał się bar­dziej zro­zu­mia­ła. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Prze­czy­ta­łem, nie wcią­gnę­ło mnie, sorki, ale to kwe­stia gustu. Na­su­wa­ją mi się dwie spra­wy:

Po pierw­sze, temat to Geo­fan­ta­sty­ka, do­brze by było wtrą­cić coś ze świa­ta rze­czy­wi­ste­go np. zruj­no­wa­ny Ko­ściół Ma­riac­ki czy coś ta­kie­go co wpro­wa­dzi­ło­by czy­tel­ni­ka do Pol­ski a tak mamy tylko pol­skie imio­na i nic wię­cej.

Po dru­gie: bo­ha­ter­ka miesz­ka w bloku a nie wi­du­je ludzi musi ich szu­kać na ze­wnątrz albo spo­ty­kać się w realu. Coś nie halo. 

Jesz­cze tylko dodam, że smut­na to rze­czy­wi­stość przed­sta­wio­na w Two­jej wizji ale jak naj­bar­dziej re­al­na. Już teraz można spo­tkać grupę mło­dzie­ży która nie od­zy­wa się do sie­bie a każdy trzy­ma te­le­fon w ręku i coś tam dłu­bie. Za­py­ta­łem jed­ne­go ta­kie­go czy wię­cej wy­po­wia­da słów czy też pisze na por­ta­lach. Pra­wie bez wa­ha­nia od­po­wie­dział iż wię­cej pisze niż wy­po­wia­da. Smut­no mi Boże!!!crying

Dzię­ki za opi­nię. Po­zwól, że wy­ja­śnię:

Po pierw­sze, temat to Geo­fan­ta­sty­ka, do­brze by było wtrą­cić coś ze świa­ta rze­czy­wi­ste­go np. zruj­no­wa­ny Ko­ściół Ma­riac­ki

Zde­cy­do­wa­łem się nie wy­ko­rzy­sty­wać ta­kich pro­stych za­bie­gów. Zruj­no­wa­ny ko­ściół Ma­riac­ki moż­na­by za­mie­nić na zruj­no­wa­ną Sa­gra­da Fa­mi­lia i nikt nie za­uwa­żył by róż­ni­cy. Opo­wia­da­nie jest mocno in­spi­ro­wa­ne Pol­ską, za­rów­no w szcze­gó­łach sce­no­gra­fii, jak i sta­ra­łem się prze­ry­so­wać rze­czy które już teraz tra­pią pol­ską prze­strzeń i spo­łe­czeń­stwo, a co w moim prze­ko­na­niu kie­dyś może uczy­nić ten kraj dys­to­pią. Nie będę ich wy­li­czał, myślę że dla kogoś może być nie­zlą za­ba­wą od­na­leźć wszyst­kie od­nie­sie­nia.

bo­ha­ter­ka miesz­ka w bloku a nie wi­du­je ludzi musi ich szu­kać na ze­wnątrz albo spo­ty­kać się w realu.

Bo­ha­ter­ka miesz­ka w bloku, a ni­ko­go nie spo­ty­ka ani w realu, ani na ze­wnątrz. Je­dy­nie w wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści. To wła­śnie gro­te­sko­wość świa­ta przed­sta­wio­ne­go.

Pierw­sze wy­ja­śnie­nie tra­fia do mnie i okej, dru­gie jakoś nie bar­dzo.

Ok, kon­ty­nu­ując wątek “dla więk­szo­ści nie­istot­ny” :) Or­bi­trek nadal by nie­wie­le zmie­niał, bo nawet do­świad­cze­ni bie­ga­cze gdy pierw­szy raz mają oka­zję po­biec w masce an­ty­smo­go­wej (nawet ta­kiej za­pro­jek­to­wa­nej spe­cjal­nie pod kątem upra­wia­nia spor­tu) czy masce tego typu, jaki jest wy­ko­rzy­sty­wa­ny w te­stach wy­daj­no­ścio­wych, mają pro­blem z od­dy­cha­niem. Co do­pie­ro ktoś, kto ćwi­czył tylko na or­bi­tre­ku. Ale jak mówię – to ra­czej pier­dół­ka, dla więk­szo­ści bez zna­cze­nia :) 

To ostat­nie co

To ostat­nie, co.

po­ło­żył się na le­żan­ce

Niby w po­rząd­ku, ale… zo­ba­czy­my, czy po­de­prze to ciąg dal­szy.

nie­do­koń­czo­na, bo kiedy wróci, powie, że jest wy­cień­czo­ny

Tro­chę rytm tu nie rytmi.

Nie­na­wi­dzi­ła bez­sil­no­ści.

Widać to z kon­tek­stu, kiedy spe­cjal­nie o tym za­pew­niasz, tra­cisz efekt.

Nie miała pracy od dwóch mie­się­cy i już nie da­wa­ło jej to spać, cie­szyć się, pła­ka­ła, czuła się nie­zno­śnie i była nie­zno­śna.

God, the me­lo­dra­ma. Chyba je­steś nie­sa­mo­wi­tym szczę­ścia­rzem. Po­nad­to – zda­nie wy­da­je mi się zlep­kiem dwóch nie­rów­nych czę­ści. Albo skró­tem.

dwóch ty­się­cy ośmiu­set pro­cent sta­rej normy

A na co jej stara norma? Mało uży­tecz­na taka in­for­ma­cja (dla bo­ha­ter­ki, dla mnie też).

ma­te­ria­łu który

Ma­te­ria­łu, który.

Wcią­gnę­ła na sie­bie spodnie

Wy­star­czy: Wcią­gnę­ła spodnie.

po­pchnę­ła drzwi na ze­wnatrz.

"Na ze­wnątrz" też można ska­so­wać, jest jasne z kon­tek­stu.

kiedy wzbie­ra­ją­ca roz­pacz prze­kro­czy­ła masę kry­tycz­ną

Hmm.

– mając otwar­te ofer­ty pracy w za­kład­ce obok –

Ro­zu­miem sens tego wtrą­ce­nia, ale chyba zro­bi­ła­bym to jakoś osob­no, albo po­mi­nę­ła.

ko­men­ta­rze na temat ar­ty­ku­łów

Może jed­nak pod ar­ty­ku­ła­mi?

były sprzed dzie­się­ciu lat, ale zauto­ma­ty­zo­wa­ne ma­ga­zy­ny były

Dwa razy "były". "Zdą­ży­ły" dalej też nie brzmi za do­brze.

Go­dzi­nę do­wo­zu usta­wi­ła na czas

Nie­zręcz­nie to wy­glą­da.

Pacz­ka cze­ka­ła na nią na drugi dzień.

To bym skró­ci­ła i przy­kle­iła do na­stęp­ne­go zda­nia.

na dnie swo­jej szafy

Wy­cię­ła­bym "swo­jej", jest dość oczy­wi­ste.

mie­dzy

Li­te­rów­ka.

Pusta, pła­ska prze­strzeń mie­dzy blo­ka­mi nik­nę­ła w od­da­li, zle­wa­ła się w jedno z nie­bem

No, to nie było jej widać, nie?

Wiatr od­sła­niał spod pia­sku

Hmm.

par­king zaj­mo­wał całą po­wierzch­nię w za­się­gu wzro­ku

To nie brzmi do­brze.

Prze­strzeń była wy­ko­rzy­sta­na per­fek­cyj­nie

Jak wyżej. "Per­fek­cyj­nie" jest mało kon­kret­ne.

mo­no­to­nie

Li­te­rów­ka.

nie­ludz­ko po­wta­rzal­nie

Cią­gną­cych się po­wta­rzal­nie?

po­je­dyn­cze rze­czy które za­bu­rza­ły

Rze­czy, które. Hmm.

znie­wa­la­ją­ce

Hmm.

jej pierw­szą fa­scy­na­cją, kiedy sta­nę­ła jak wryta

Skró­to­we. Wiem, o co cho­dzi, ale ze zda­nia wy­ni­ka, że naj­pierw sta­nę­ła, a potem ją za­fa­scy­no­wa­ło.

za­cho­dzą­ce (…) uno­szą­ce się ogrom­ne logo.

Ące-ące. Ska­so­wa­ła­bym po pro­stu drugi imie­słów.

to w ob­li­czu tego ma­lo­wi­dła po­czu­ła się

W ob­li­czu?

te­raź­niej­szo­ścią w któ­rej

Te­raź­niej­szo­ścią, w któ­rej.

ofi­cjal­ną, sze­ro­ko znaną prze­szło­ścią z ksią­żek i se­ria­li

Szyk: ofi­cjal­ną prze­szło­ścią, sze­ro­ko znaną z ksią­żek i se­ria­li.

nie mogła na ten temat zna­leźć nic w in­ter­ne­cie?

Szyk: nie mogła nic na ten temat zna­leźć w in­ter­ne­cie; albo: nie mogła na ten temat nic zna­leźć w in­ter­ne­cie.

Nie po­tra­fi­ła wró­cić do mu­ra­la.

Nie mogła go znowu od­na­leźć, są­dząc z kon­tek­stu – a zda­nie su­ge­ru­je, że nie mogła się na to zdo­być.

Nie chcia­ła odtąd nic wię­cej

Ska­so­wa­ła­bym "odtąd" – nic nie wnosi, a psuje rytm.

z luź­nych za­pi­sków po­wsta­ły stro­ny no­ta­tek

Hmm?

gdzie punk­tem od­nie­sie­nia było ile blo­ków na­le­ży minąć

Punkt od­nie­sie­nia to miej­sce, w od­nie­sie­niu do któ­re­go wy­zna­czasz po­ło­że­nie.

nie miała punk­tu od­nie­sie­nia.

You keep using that word… cho­ciaż me­ta­fo­rycz­nie uj­dzie.

Wfra­ca­ła

Li­te­rów­ka.

Sto­jąc nad nim długo za­sta­na­wia­ła się, zanim zro­zu­mia­ła

Niby pra­wi­dło­we, ale ja­kieś zbyt okrą­głe. Może to su­biek­tyw­ne wra­że­nie.

udało się jej usiąść

Szyk: udało jej się usiąść.

wy­sy­pał się z (…) włą­czył się alarm – zbli­ża­ła się burza. (…) Za­czę­ła si­ło­wać się z nim

Za dużo "się". Po­nad­to – drugi scho­wek? I ostat­nie zda­nie ma nie­na­tu­ral­ny szyk: za­czę­ła się z nim si­ło­wać.

pisz­czał z coraz więk­szą czę­sto­tli­wo­ścią

Tech­nicz­ne. Może "coraz szyb­ciej"? Po­spiesz­niej?

Udało jej się, klap­ka otwo­rzy­ła się

Dwa razy "się" tuż obok sie­bie – nie­ład­nie to wy­glą­da i spo­wal­nia akcję, która wy­raź­nie miała być szyb­ka. Skró­ci­ła­bym te parę zdań do oporu, żeby było czuć po­śpiech.

Bie­gnąc czuła

Bie­gnąc, czuła.

po­dmu­chy wia­tru i sły­sza­ła jego dud­nie­nie

Co Wy z tym dud­nie­niem? Od kiedy wiatr dudni? Poza tym, skoro była burza, to "po­dmu­chy", mó­wiąc de­li­kat­nie, nie od­da­ją jej siły. Po­dmuch jest ła­god­ny.

ledwo od­dy­cha­ła. (…) uspo­ka­ja­ła od­dech

To wła­ści­wie po­wtó­rze­nie.

spo­wi­te­go ciem­no­ścią ko­ry­ta­rza

Nie za bar­dzo.

że nikt nie po­dzie­la jej za­mi­ło­wa­nia do wę­dró­wek i ni­ko­go nie spo­tka

Hmm. Uj­dzie, ale mo­gło­by być le­piej.

strzał­ką pro­usza­ją­cą się w ja­kiejś sub­stan­cji

Li­te­rów­ka. I strzał­ka – w sub­stan­cji?

Nie wi­dzia­ła w oko­li­cy ni­czy­ich śla­dów. Le­ża­ła tam od nie­daw­na, bo w więk­szo­ści wy­sta­wa­ła spod pia­sku.

Dla­cze­go bo­ha­ter­ka wy­sta­je "spod pia­sku"?

Od tego mo­men­tu jej celem stało się od­na­le­zie­nie kogoś ta­kie­go jak ona, ży­we­go czło­wie­ka

Ja­kieś to… szyb­kie.

trop, który mógł być uczy­nio­ny nie­daw­no ludz­ką ręką

Pre­ten­sjo­nal­ne. Do­słow­nych tro­pów rę­ka­mi się nie robi (chyba, że ktoś cho­dzi na rę­kach), więc tro­chę to nie gra.

pod swoje majt­ki

Nie mu­sisz za­pew­niać, że swoje, sami na to wpad­nie­my.

obo­jęt­nie od­świe­ża­ła skrzyn­kę od­bior­czą

Hmm?

za­trzy­my­wa­ła się, będąc bez­piecz­nie bli­sko bloku

"Będąc" ska­suj (jak już bę­dzie wolno ;) ), to an­gli­cyzm. Poza tym – ali­te­ra­cja.

wy­ci­sza­ły ży­wioł, mu­sia­ła pusz­czać jej od­gło­sy

Skoro też ży­wioł, to jego od­gło­sy.

wy­glą­dał jakby był chory

Ra­czej: wy­glą­dał na cho­re­go. Albo roz­wiń to.

po­wlekł

Czę­ściej spo­ty­ka się formę "po­wlókł".

prze­ły­kał nie­mal bez żucia.

Może ra­czej: nie żując.

za­czął Filip, od­świe­żo­ny pi­guł­ka­mi, kiedy byli już w wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści

Od­świe­żo­ny do­pie­ro, kiedy tam byli?

Za za­krę­tem wy­ło­ni­ła się

Ra­czej zza za­krę­tu.

w je­an­sy i ko­szu­lę w kratę z krót­kim rę­ka­wem, a Ania w białe ry­bacz­ki i bluz­kę w ko­lo­ro­we, kwie­ci­ste wzory

Dużo tych "w".

Ewa za­py­ta­ła, kiedy jej nowa ko­le­żan­ka co rusz spraw­dza­ła coś na ekra­nie

Zro­bi­ła­bym to tak: za­py­ta­ła Ewa. Jej nowa ko­le­żan­ka… Bo "spraw­dza­ła" jest nie­do­ko­na­ne, cią­głe – więc nie pa­su­je z "kiedy" (wska­zu­ją­cym na po­je­dyn­czy mo­ment).

go­to­wa­nie znu­dzi­ło mi się

Nie­na­tu­ral­ne: go­to­wa­nie mi się znu­dzi­ło.

Myślę że

Myślę, że.

na twa­rzach. Filip, lekko czer­wo­ny na twa­rzy

Po­wtó­rze­nie. Mógł­byś np. dać "za­ru­mie­nio­ny od al­ko­ho­lu".

małe, czer­wo­ne pu­deł­ko

Grupa no­mi­nal­na – bez prze­cin­ka.

jak igła po­ru­sza się pcha­na

Jak igła po­ru­sza się, pcha­na. Ogra­nicz "się" – znowu jest ich za­uwa­żal­nie dużo.

fil­tru an­ty-cu­dzo­łoż­ne­go

Brzmi to tro­chę… pa­ro­dy­stycz­nie.

że jej pro­fe­sja zo­sta­ła osta­tecz­nie zauto­ma­ty­zo­wa­na

Praca twór­cza? Nie­re­al­ne. Już ra­czej ludz­kość prze­sta­ła się tym in­te­re­so­wać.

kil­ka­set, lub kilka ty­się­cy ludzi

Kil­ku­set ludzi.

wszyst­kie ofer­ty w ich pro­fe­sji

Dziw­nie to brzmi.

sprze­daż, ukry­ta pod dzie­siąt­ka­mi me­ta­for

Call cen­tres. Call cen­tres eve­ry­whe­re. Zresz­tą – nor­mal­nych skle­pów chyba już nie ma?

ogło­sze­nia, z któ­rych nic nie wy­ni­ka­ło. Pod tymi za­wsze kryła się te­le­ko­gni­cja.

Czyli coś wy­ni­ka­ło.

gwał­tow­nie za­mknę­ła

Spró­buj "za­trza­snę­ła". Jak teraz?

nomen omen

Hmm? Dla­cze­go "imię – znak"?

ostat­nią war­tość ma moc ob­li­cze­nio­wa

Jak już to: war­tość ma tylko moc ob­li­cze­nio­wa.

in­ży­nier­ski humor był tym, co kie­dyś wzbu­dzi­ło za­in­te­re­so­wa­nie Ewy

Hmm.

nie raz

Łącz­nie.

kiedy za­mkniesz oczy wi­dzisz

Kiedy za­mkniesz oczy, wi­dzisz.

Dla­te­go ob­li­cze­nia fi­nan­so­we albo in­ży­nier­skie były naj­bar­dziej po­żą­da­ne.

Chwi­lę trwa­ło, zanim za­ła­pa­łam.

W ręku trzy­mał kart­kę

Nie bar­dzo mi to pa­su­je z Twoim cy­ber­pun­ko­wym świa­tem. Na świa­to­wej pu­sty­ni ra­czej nie by­ło­by drzew, albo by­ły­by zbyt cenne na takie rze­czy. Ko­no­pie i bam­bus też po­trze­bu­ją wody.

naj­spo­koj­niej jak po­tra­fi­ła

Naj­spo­koj­niej, jak po­tra­fi­ła.

trze­ci punkt na ra­chun­ku

Może: trze­ci punkt ra­chun­ku. Ale nie upie­ram się.

szyb­ciej niż zwy­kle

Szyb­ciej, niż zwy­kle.

tego co zwy­kle

Tego, co zwy­kle. Po­wtó­rze­nie.

za­mó­wio­na przez nią

"Przez nią" zbęd­ne, do­my­śli­my się.

mu­sia­ła długo mę­czyć się zanim

Nie­na­tu­ral­ne: mu­sia­ła się po­mę­czyć, zanim.

 

Kur­czę, do­łu­ją­ce. I żeby to był jakiś nowy dół. Żebyś do niego wpu­ścił mrów­kol­wa. A tak? No i nie za bar­dzo "pol­skie", mym zda­niem. Mo­gło­by się roz­gry­wać gdzie­kol­wiek.

Ro­zu­miem, że sy­tu­acja, w któ­rej po­zna­je­my Ewę, da­le­ka była od ide­ału, ale chyba nie ro­zu­miem pod­ję­tej przez nią de­cy­zji.

Ja ro­zu­miem, ale to się wpi­su­je w wyżej wy­mie­nio­ną do­ło­wa­tość. Wo­kul­ski wy­je­chał do Pa­ry­ża, Ewa rusza, gdzie ją tak­sów­ka po­nie­sie.

czy w tej wizji spo­łecz­ność już się nie­mal nie roz­mna­ża­ła?

Skoro można wyjść i wpro­wa­dzić się do kogoś, to i roz­mno­żyć się można. Py­ta­nie, czy oni mają do tego głowę…

Za­py­ta­łem jed­ne­go ta­kie­go czy wię­cej wy­po­wia­da słów czy też pisze na por­ta­lach.

Do roz­mo­wy trze­ba dwoj­ga.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Tar­ni­na, dzię­ki za ty­ta­nicz­ną pracę i uwagi. Po­praw­ki na niosę po ogło­sze­niu wy­ni­ków – do tego czasu nie mogę edy­to­wać tek­stu. Ze zna­ko­mi­tą więk­szo­ścią się zga­dzam, z kil­ko­ma jed­nak będe po­le­mi­zo­wał.

Tro­chę rytm tu nie rytmi.

W za­mie­rze­niu miał to być stru­mień świa­do­mo­ści, skar­ga pod wpły­wem emo­cji, kiedy mówi (wy­krzy­ku­je, wy­chli­pu­je) się to co ślina na język przy­nie­sie. Taki efekt za­mie­rza­łem osią­gnąć.

Od kiedy wiatr dudni?

Oczy­wi­ście, że dudni. Dla mnie dud­nie­nie to niski, hałas w krót­kich, re­gu­lar­nych od­stę­pach (w prze­ci­wień­stwie do cią­głe­go np. świ­stu, szumu, albo tro­chę wyż­sze­go ło­po­ta­nia). Je­stem prze­ko­na­ny, że taki efekt sły­sza­łem:D

Po­dmuch jest ła­god­ny.

E, nie za­wsze. Szcze­gól­nie, jak dudni.

I strzał­ka – w sub­stan­cji?

Yep, tak zbu­do­wa­na jest bu­so­la. Przy­naj­mniej ta moja.

Do­słow­nych tro­pów rę­ka­mi się nie robi (chyba, że ktoś cho­dzi na rę­kach), więc tro­chę to nie gra.

Do­słow­nych nie, ale do­słow­nych tro­pów nie robią też lu­dzie. Ro­zu­miem, o co Ci cho­dzi – mi zaś cho­dzi­ło o trop taki jak dla de­tek­ty­wa.

Brzmi to tro­chę… pa­ro­dy­stycz­nie

Jak quad na ko­mu­nię. Ad­ap­ta­cja ka­to­lic­kich prze­ko­nań do świa­ta hi-tech. Humor nie­za­mie­rzo­ny.

Praca twór­cza? Nie­re­al­ne. Już ra­czej ludz­kość prze­sta­ła się tym in­te­re­so­wać.

Astro­fi­zyk to ra­czej praca ana­li­tycz­na (ok, oni głów­nie pro­gra­mu­ją, but still). Twór­cza praca też zo­sta­nie zauto­ma­ty­zo­wa­na, zo­ba­czysz. Na końcu ro­bo­ta bę­dzie tylko dla psy­cho­te­ra­peu­tów.

Call cen­tres. Call cen­tres eve­ry­whe­re. Zresz­tą – nor­mal­nych skle­pów chyba już nie ma?

No nie ma. Może są, pod pia­skiem. Nie tylko o call cen­ters cho­dzi – akwi­zy­cja w VR, cold ma­iling, po­szu­ki­wa­nie le­adów… W na­szych cza­sach sprze­daż to osob­na gałąź nauki i go­spo­dar­ki. Brrr.

Hmm? Dla­cze­go "imię – znak"?

Imię jest wróż­bą. W wą­skim zna­cze­niu, można użyć tego sfor­mu­ło­wa­nia jeśli np. imię bo­ha­te­ra prze­po­wie jego śmierć: Puł­kow­nik Dąbek za­strze­lił się w – nomen omen – dę­bo­wym za­gaj­ni­ku. Wy­da­je mi się, że nie­po­praw­nie, ale sze­ro­ko, jest sto­so­wa­ne tak jak tutaj.

Na świa­to­wej pu­sty­ni ra­czej nie by­ło­by drzew, albo by­ły­by zbyt cenne na takie rze­czy. Ko­no­pie i bam­bus też po­trze­bu­ją wody.

Pa­pie­ru nie trze­ba robić z drzew, kart­ka nie musi być z pa­pie­ru, pa­pier można od­zy­ski­wać. Z resz­tą – jak po­ka­zu­je obec­ny świat, to, że coś jest cenne, nie spra­wia że to oszczę­dza­my:) Nie na­zwał­bym też świa­ta cy­ber­pun­ko­wym.

swoje majt­ki/swoja szafa

Cho­dzi o to, żeby mąż nie zna­lazł.

Punkt od­nie­sie­nia to miej­sce, w od­nie­sie­niu do któ­re­go wy­zna­czasz po­ło­że­nie.

Czy “piąty blok po pra­wej od mo­je­go” bę­dzie zatem punk­tem od­nie­sie­nia?

Chyba je­steś nie­sa­mo­wi­tym szczę­ścia­rzem.

Ge­ne­ral­nie tak uwa­żam, ale co masz na myśli?

No i nie za bar­dzo "pol­skie", mym zda­niem. Mo­gło­by się roz­gry­wać gdzie­kol­wiek.

Ro­zu­miem. Nie­mniej, jak juz wspo­mnia­łem w po­przed­nim ko­men­ta­rzu – wy­ol­brzy­mi­łem tu kilka pro­ble­mów które toczą pol­ską rze­czy­wi­stość, a w przy­szło­ści mogą uro­snąć do ta­kich dys­to­pij­nych roz­mia­rów. In­spi­ra­cja do na­pi­sa­nia wzię­ła się z co­dzien­ne­go do­świad­cza­nia tych pro­ble­mów, ni­g­dzie in­dziej jak w Pol­sce. Może opo­wia­da­nie da­ło­by radę dziać się jesz­cze gdzieś, ale nie wszę­dzie. Za­kła­dam, że od bidy pa­so­wa­ła­by rap­tem Ru­mu­nia, Buł­ga­ria, może Rosja, Ser­bia? 

 Może jed­nak pod ar­ty­ku­ła­mi?

To, że aku­rat w na­szych cza­sach skle­py in­ter­ne­to­we są tak za­pro­jek­to­wa­ne, że sek­cja ko­men­ta­rzy za­zwy­czaj jest na dole stro­ny, nie zna­czy, że tak bę­dzie w przy­szło­ści.

 

Dzię­ki za lek­tu­rę. Świet­ne uwagi re­dak­tor­skie. Faj­nie by­ło­by mieć tak skru­pu­lat­ną re­dak­tor­kę na po­do­rę­dziu. Naj­le­piej zauto­ma­ty­zo­wa­ną;)

Dla mnie dud­nie­nie to niski, hałas w krót­kich, re­gu­lar­nych od­stę­pach (w prze­ci­wień­stwie do cią­głe­go np. świ­stu, szumu, albo tro­chę wyż­sze­go ło­po­ta­nia). Je­stem prze­ko­na­ny, że taki efekt sły­sza­łem:D

Je­że­li nawet, to mu­sia­ła być in­te­rak­cja wia­tru z czymś. Po­ciąg dudni. Młoc­kar­nia (chyba?) dudni. Ale wiatr, tak sam? Nie. Mógł­by czymś po­ru­szać, i to by dud­ni­ło. Może.

E, nie za­wsze. Szcze­gól­nie, jak dudni.

Har, har. Poryw wia­tru, tak. Ale po­dmuch jest taki mi­lut­ki.

Yep, tak zbu­do­wa­na jest bu­so­la. Przy­naj­mniej ta moja.

Tak, ale nie o to mi cho­dzi­ło. Sama wy­bra­ła­bym ra­czej kon­kret­niej­szy "płyn", bo "sub­stan­cja" to może być co­kol­wiek. Choć­by budyń.

Ro­zu­miem, o co Ci cho­dzi – mi zaś cho­dzi­ło o trop taki jak dla de­tek­ty­wa.

No, wła­śnie. Tak źle, a tak nie­do­brze.

Jak quad na ko­mu­nię.

… też fakt. Tylko, że ani to, ani to nie jest "ad­ap­ta­cją ka­to­lic­kich prze­ko­nań", a ra­czej ich hol­ly­wo­odz­kie­go ob­ra­zu. Nie można sobie od­bie­rać wol­nej woli.

Twór­cza praca też zo­sta­nie zauto­ma­ty­zo­wa­na, zo­ba­czysz. Na końcu ro­bo­ta bę­dzie tylko dla psy­cho­te­ra­peu­tów.

Cho­le­ra, dzię­ku­ję za do­ży­wia­nie mojej de­pre­sji. I w czym psy­cho­te­ra­peu­ci są tacy wy­jąt­ko­wi?

Imię jest wróż­bą.

Tak, tylko umknę­ło mi to, co imię wy­wró­ży­ło.

to, że coś jest cenne, nie spra­wia że to oszczę­dza­my:)

No, fak­tycz­nie, masz rację.

Czy “piąty blok po pra­wej od mo­je­go” bę­dzie zatem punk­tem od­nie­sie­nia?

Je­że­li od­no­sisz się do wła­sne­go bloku, to ra­czej on bę­dzie punk­tem od­nie­sie­nia.

kilka pro­ble­mów które toczą pol­ską rze­czy­wi­stość

Chyba nie tylko pol­ską, nie­ste­ty. Zresz­tą – wąt­pię, żeby tylko sam Kra­ków za­mie­nił się w pu­sty­nię.

To, że aku­rat w na­szych cza­sach skle­py in­ter­ne­to­we są tak za­pro­jek­to­wa­ne, że sek­cja ko­men­ta­rzy za­zwy­czaj jest na dole stro­ny, nie zna­czy, że tak bę­dzie w przy­szło­ści.

Niby nie, ale zdaje mi się, że tak jest wy­daj­niej. W końcu cho­dzi o to, żeby klient zo­ba­czył pro­dukt, a nie dwie stro­ny blu­zgów.

Naj­le­piej zauto­ma­ty­zo­wa­ną;)

Ha, ha, ha. XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

@Tar­ni­na, je­stem zmu­szo­ny bro­nić mo­je­go zda­nia nt. dźwię­ków wy­da­wa­nych przez wiatr. Za­rów­no “dud­nią­cy wiatr” jak i “silny po­dmuch” wy­stę­pu­ją w li­te­ra­tu­rze (vide: Go­ogle Books). Mię­dzy po­ry­wem a po­dmu­chem róż­ni­ca jest taka, jak w danej chwi­li wiatr od­dzia­ły­wu­je z ma­te­rią w sta­nie sta­łym. Z kolei dys­ku­sję czy wiatr może wy­da­wać dźwię­ki sam z sie­bie, czy za każ­dym razem za­cho­dzi jakaś in­te­rak­cja z in­ny­mi cia­ła­mi a wiatr sam w sobie jest niemy, po­zo­staw­my fi­zy­kom:)

I w czym psy­cho­te­ra­peu­ci są tacy wy­jąt­ko­wi?

W tym, że są ludź­mi. Komp­tu­er prę­dzej czy póź­niej roz­po­zna i zin­ter­pre­tu­je słowa czło­wie­ka, od­czy­ta też jego język ciała, ale pa­cjent/klient tylko dru­gie­mu czło­wie­ko bę­dzie w sta­nie za­ufać, bę­dzie mogła po­wstać re­la­cja. Przy­naj­mniej przez długi czas tak bę­dzie, wy­klu­czyw­szy Ja­poń­czy­ków, któ­rzy są bar­dziej sko­rzy do uosa­bia­nia przed­mio­tów i oni praw­do­po­dob­nie za­czną ko­rzy­stać z syn­te­tycz­nych te­ra­peu­tów wcze­śniej.

Chyba nie tylko pol­ską, nie­ste­ty.

Racja, tak jak wspo­mnia­łem, na siłę da­ło­by się to roz­cią­gnąć na kilka in­nych kra­jów CEE. Nie­mniej za­chę­cam uważ­ne­go czy­tel­ni­ka do wy­ła­py­wa­na od­nie­sień do pol­skiej rze­czy­wi­sto­ści A.D. 2019.

Niby nie, ale zdaje mi się, że tak jest wy­daj­niej.

A może w przy­szło­ści będą po­ja­wia­ły się po na­je­cha­niu myszą na zdję­cie? Albo kom­pu­ter za­cznie je szep­tać, jeśli wy­kry­je że użyt­kow­nik za­wie­sił wzrok na pro­duk­cie? Nie uzna­wał­bym UX-u z lat 90. za wy­znacz­nik:)

 

Z resz­tą się mniej wię­cej zga­dzam. Dalej nie wiem, dla­cze­go ponoć je­stem szczę­ścia­rzem.

 

Po­zdra­wiam!

pa­cjent/klient tylko dru­gie­mu czło­wie­ko bę­dzie w sta­nie za­ufać, bę­dzie mogła po­wstać re­la­cja.

Jedno słowo. Eliza.

Nie uzna­wał­bym UX-u z lat 90. za wy­znacz­nik:)

Praw­da, nie po­my­śla­łam o tym.

Za­rów­no “dud­nią­cy wiatr” jak i “silny po­dmuch” wy­stę­pu­ją w li­te­ra­tu­rze

A rzu­cisz cy­ta­tem?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ko­men­ta­rze już obec­nie na nie­któ­rych stro­nach są w ta­bach, a nie na dole. A żeby klient nie wi­dział blu­zgów, wiele skle­pów do­myśl­nie sor­tu­je po oce­nach, nie da­tach.

A który wątek roz­wi­ną­łeś? Czy­taj: w któ­rym do­kład­nie miej­scu znaj­dę zmia­ny?

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

@Fin­kla

Wątek po­dró­ży poza miesz­ka­niem. Cele, mo­ty­wa­cje. Ale całe opo­wia­da­nie prze­szło grun­tow­ny re­mont, na­ma­wiam do prze­czy­ta­nia ca­ło­ści:)

 

@Tar­ni­na

Cy­ta­ty:

https://www.google.com/search?tbm=bks&q=dudni%C4%85cy+wiatr

https://www.google.com/search?tbm=bks&q=silny+podmuch

 

Po­zo­sta­wiam Ci do oceny ja­kość w.w. źró­deł.

Jedno słowo. Eliza.

Mą­drej gło­wie dość po sło­wie, ale mi nie. Tym razem.

Ten bot fak­tycz­nie gada jak psy­cho­log…

@Tar­ni­na, @wlk-zi­mo­wy

 

Wiem, że będę teraz brzmiał jak ten koleś który psuje at­mos­fe­rę na im­pre­zach, po­le­mi­zu­jąc z żar­ta­mi (każdy zna taką osobę, c’nie?), ale bot pod­lin­ko­wa­ny przez Tar­ni­nę, mimo całej war­to­ści roz­ryw­ko­wej, wcale nie sty­mu­lu­je, na pewno nie za­stę­pu­je i nie od­zwier­cie­dla psy­cho­te­ra­pii ;)

Psy­cho­log też nie ;-)

(tak, wiem, że psy­cho­log nie jest sy­no­ni­mem psy­cho­te­ra­peu­ty, ale więk­szość psy­cho­te­ra­peu­tów też się do tego za­da­nia nie na­da­je – nie­ste­ty)

A zaj­rza­łeś pod link z za­pi­sa­mi roz­mów?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Nie wiem czy chcę po tym, jak czy­ści­łem mo­ni­tor po roz­mo­wie z botem XD 

wilk-zi­mo­wy: Ły­żecz­ka nie ist­nie­je.

Eliza: Opo­wiedz mi o swo­jej ły­żecz­ce.

XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Wpro­wa­dzo­ne po­praw­ki sty­li­stycz­ne, za­pra­szam do lek­tu­ry:)

Za­ło­ży­ła maskę prze­ciw­py­ło­wą, ko­szu­lę z lek­kie­go ma­te­ria­łu[+,] który od­bi­jał pro­mie­nio­wa­nie UV i chło­dził ciało.

Po ja­kimś cza­sie, kiedy wzrok przy­zwy­cza­ił się już do no­we­go oto­cze­nia, za­czę­ła od­naj­dy­wać od­stęp­stwa od re­gu­lar­no­ści, po­je­dyn­cze rze­czy[+,] które za­bu­rza­ły sy­me­trycz­ny układ oto­cze­nia.

Była to dla niej prze­szłość utra­co­na i na nowo od­kry­ta, bo za­wie­ra­ła się po­mię­dzy te­raź­niej­szo­ścią[+,] w któ­rej żyła, a ofi­cjal­ną, sze­ro­ko znaną prze­szło­ścią z ksią­żek i se­ria­li.

Wfra­ca­ła do chwil na ze­wnątrz, na przy­kład kiedy zna­la­zła, a ra­czej po­tknę­ła się o roz­bi­te­go drona, który nie zdo­łał uciec przed burzą.

Odkąd stra­ci­ła pracę, ich robot ku­chen­ny stał nie­uży­wa­ny.

Nie ro­zu­miem tej za­leż­no­ści.

Pod­pis gło­sił, że to po­łu­dnio­wa Fin­lan­dia, ale rów­nie do­brze mogła być i Szko­cja[+,] i Sy­be­ria.

Cze­ka­my, aż Tomek zo­sta­nie udzia­łow­cem. – zro­bi­ła pauzę, pod­nio­sła wzrok znad smart­fo­na i spoj­rza­ła na Ewę – wie­dzia­łaś o tym?

Skoro krop­ka, to duża li­te­ra po pau­zie.

Myślę[+,] że z po­dró­ża­mi bę­dzie ina­czej. Ko­le­dzy Tomka, to zna­czy, przy­szli ko­le­dzy z Rady Nad­zor­czej, la­ta­ją na Eu­ro­pę dwa razy w roku.

Do­pie­ro z na­stęp­ne­go zda­nia wy­ni­ka, że nie cho­dzi­ło tu o kon­ty­nent. Takie rze­czy za­trzy­mu­ją.

 

Fajne, po­do­ba­ło mi się :)

Po­do­ba mi się scena, w któ­rej Ewa orien­tu­je się, że bu­so­la jest jej wła­sno­ścią. I do­sko­na­le ro­zu­miem, dla­cze­go de­cy­du­je się na uciecz­kę z apar­ta­men­tow­ca. Dziw­ne, że pod­czas swo­ich po­dró­ży nie spo­ty­ka in­nych osób. Wy­da­je mi się, że za­wsze po­zo­sta­ną lu­dzie, któ­rzy nie będą chcie­li funk­cjo­no­wać poza rze­czy­wi­sto­ścią (z róż­nych po­wo­dów) i trud­no mi przy­jąć, że nikt poza bo­ha­ter­ką nie ma ocho­ty/od­wa­gi na zwie­dza­nie mia­sta.

Przy­no­szę ra­dość :)

@Anet, dzię­ki za lek­tu­rę i no­mi­ma­cję. Błędy in­ter­punk­cyj­ne zdą­ży­łem po­pra­wić przed pu­bli­ka­cją, za­pi­sa­łaś kopię ro­bo­czą ko­men­ta­rza?;)

Nie ro­zu­miem tej za­leż­no­ści.

Wcze­śniej jest opis dnia Ewy i m.in tego, co ro­bi­ła w kuch­ni: za­ma­wia­ła je­dze­nie, od­grze­wa­ła je. Robot nie był po­trzeb­ny, odkąd sama to ro­bi­ła.

Do­pie­ro z na­stęp­ne­go zda­nia wy­ni­ka, że nie cho­dzi­ło tu o kon­ty­nent. Takie rze­czy za­trzy­mu­ją.

Efekt za­mie­rzo­ny. Je­że­li ktoś dzię­ki mnie do­wie­dział się o tej Eu­ro­pie, to mój suk­ces:)

Kraj… Po­da­jesz, że to Pol­ska, więc chyba trze­ba w to wie­rzyć, ale nic na to nie wska­zu­je. No, jest jedna ta­blicz­ka z na­pi­sem „Kra­ków”, ale bez żad­nych pro­ble­mów można ją zmie­nić na do­wol­ną inną. Tro­chę mam wra­że­nie, że zmar­no­wa­łeś dobry (bo nasz) kraj komuś, kto po­tra­fił­by wy­ko­rzy­stać go le­piej. Ale kto pierw­szy, ten lep­szy. Cho­ciaż ry­wa­le mogą być na Cie­bie wście­kli.

Za to ele­ment fan­ta­stycz­ny mocny. Bez końca świa­ta nie by­ło­by tek­stu.

Fa­bu­ła nie rzuca na ko­la­na. Ot, życie ro­dzin­ne pod­czas apo­ka­lip­sy, jego praca, jej bez­na­dzie­ja… Jedna praw­dzi­wa de­cy­zja na ko­niec.

Świat o tyle cie­ka­wy, że po­ka­zu­jesz apo­ka­lip­sę w trak­cie. I to spo­koj­ną, bez fa­jer­wer­ków, bomb ato­mo­wych i zom­bia­ków. Eko­lo­gicz­ną, nie­ste­ty praw­do­po­dob­ną. To dość nie­ty­po­we po­dej­ście, po­do­ba­ło mi się.

Za­cho­dzę w głowę, skąd ten świat bie­rze je­dze­nie. Nie wy­glą­da na to, żeby rol­nic­two kwi­tło. A jeśli nie z fo­to­syn­te­zy, to skąd?

Bo­ha­te­ro­wie cał­kiem przy­zwo­ici.

Warsz­tat mógł być lep­szy – tra­fia­ją Ci się li­te­rów­ki, zapis dia­lo­gów do re­mon­tu.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

@Fin­kla, Dzię­ki za ko­men­tarz, no i za jur­ko­wa­nie w kon­kur­sie.

Po­da­jesz, że to Pol­ska, więc chyba trze­ba w to wie­rzyć, ale nic na to nie wska­zu­je

Ten za­rzut po­ja­wiał się już, a ja kon­se­kwent­nie na niego od­po­wia­dam: Opo­wia­da­nie jest mocno in­spi­ro­wa­ne Pol­ską. Wy­ol­brzy­mi­łem kilka pro­ble­mów, które toczą pol­ską rze­czy­wi­stość, a w przy­szło­ści mogą uro­snąć do ta­kich dys­to­pij­nych roz­mia­rów. Po­mysł i zarys fa­bu­ły po­wstał, kiedy sze­dłem po swoim (kra­kow­skim) osie­dlu i ogrom­ną przy­jem­ność spra­wi­ło mi od­re­ago­wa­nie tego, co mnie męczy w pol­skich mia­stach. Dla­te­go zde­cy­do­wa­łem się wziąć udział w kon­kur­sie.

W tek­ście jest sporo od­nie­sień do pol­skie­go rze­czy­wi­sto­ści – jeśli je­steś za­in­te­re­so­wa­na, to prze­śle Ci listę na priv, bo dla kogoś in­ne­go może być roz­ryw­ką ich szu­ka­nie. Czy mo­gło­by dziać sie gdzie in­dziej? Sama hi­sto­ria, myślę, że tak, ale nie wszę­dzie. Na pewno nie w Skan­dy­na­wii, ani w Ka­na­dzie. Po­ni­żej pięć­dzie­sią­te­go rów­no­leż­ni­ka N też ra­czej nie. Eu­ro­pa Wschod­nia – tak.

Fa­bu­ła nie rzuca na ko­la­na. Ot, życie ro­dzin­ne pod­czas apo­ka­lip­sy

Nie lubię su­per­bo­ha­te­rów, ale sza­nu­ję, że można ina­czej.

Za­cho­dzę w głowę, skąd ten świat bie­rze je­dze­nie.

W tek­ście są dwie wzmian­ki: jedna o zauto­ma­ty­zo­wa­nych fa­bry­kach, druga o je­dze­niu, które wy­glą­da jak świe­że mimo dłu­gie­go czasu le­że­nia na pu­sty­ni. Go guess;)

Warsz­tat mógł być lep­szy

Nie śmiem za­prze­czyć. Po­cie­szam się, że z tak ja­ko­ścio­wo do­bry­mi wska­zów­ka­mi re­dak­tor­ski­mi jakie tu do­sta­ję, bę­dzie le­piej.

 

Dzię­ki za lek­tu­rę i opi­nię.

Tak, czy­ta­łam ko­men­ta­rze na bie­żą­co (ale mój był pi­sa­ny wcze­śniej). Ow­szem, w Pol­sce te pro­ble­my wy­stę­pu­ją, ale nie wy­da­je mi się, że inne pań­stwa są od nich wolne.

Hmmm. Su­per­bo­ha­te­ro­wie mają swoje wady, nie prze­czę, ale za­zwy­czaj stają przed in­te­re­su­ją­cy­mi pro­ble­ma­mi – istot­ny­mi dla więk­szej grupy niż ro­dzi­na. No, a mnie oby­cza­jów­ki nigdy nie krę­ci­ły…

No, ale na ile wy­star­czy tego le­żą­ce­go w róż­nych miej­scach je­dze­nia? Bez pro­du­ko­wa­nia no­we­go szyb­ko po­pa­da­ją z głodu. I to byłby, IMO, cie­kaw­szy pro­blem niż brak pracy.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

No, ale na ile wy­star­czy tego le­żą­ce­go w róż­nych miej­scach je­dze­nia? Bez pro­du­ko­wa­nia no­we­go szyb­ko po­pa­da­ją z głodu. I to byłby, IMO, cie­kaw­szy pro­blem niż brak pracy.

Cho­dzi­ło mi o coś in­ne­go. Je­dze­nie jest syn­te­ty­zo­wa­ne w fa­bry­kach, fa­sze­ro­wa­ne kon­ser­wan­ta­mi oraz “aro­ma­ta­mi iden­tycz­ny­mi z na­tu­ral­ny­mi” i roz­sy­ła­ne dro­na­mi do ludzi. Jeśli cho­dzi o nie­do­bór je­dze­nia – mu­sia­ło­by dziać się na­praw­dę źle i to by­ła­by ostat­nia pro­sta. Dzi­siaj sama Ho­lan­dia mo­gła­by swo­imi pół­au­to­ma­tycz­ny­mi far­ma­mi na­kar­mić pół świa­ta. Nie boję się braku je­dze­nia – przy­naj­mniej w kra­jach bo­ga­tych. Myślę, że jak nie bę­dzie już nas, pra­co­wi­te ro­bo­ty dalej będą pie­lić (ple­wić) i pod­le­wać grząd­ki.

A brak wody? Twój świat wy­glą­dał na suchy.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

@Fin­kla,

A brak wody?

Wody słod­kiej mogło za­brak­nąć, ale tu z kolei po­słu­żę się przy­kła­dem Ara­bii Sau­dyj­skiej, która od­sa­la wodę mor­ską. Stać ich. Ale to nie musi być do­kład­nie to. Za­uważ, że w przed­sta­wio­nym świe­cie cy­wi­li­za­cja jesz­cze ja­ko-ta­ko dzia­ła, więc wodę mogą spro­wa­dzać nawet z komet.

Jak sama ład­nie na­pi­sa­łaś, jest to apo­ka­lip­sa do­pie­ro w trak­cie, prze­cho­dzą­ca po cichu. Tech­no­lo­gia jest u swego szczy­tu. Jeśli lu­dzie mają głowę do za­sta­na­wia­nia się nad ka­rie­rą i kłót­ni ro­dzin­nych, to zna­czy, że pod­sta­wo­we po­trze­by są za­pew­nio­ne. Pu­styn­nie­nie i de­gren­go­la­da świa­ta po­stę­po­wa­ły po­wo­li, więc mieli czas się przy­zwy­cza­ić.

Cześć, bron­cho­spazm!

 

– trans­pa­rent­ny styl; czyta się gład­ko i przy­jem­nie, dobre ucho do zdań, opo­wieść toczy się bez po­tknięć. Uła­twia to za­ssa­nie w hi­sto­rię. Na­to­miast chcia­ła­bym, byś stał się tro­chę od­waż­niej­szy w pro­wa­dze­niu nar­ra­cji i pra­co­wał nad swoim sty­lem – czymś co od­róż­ni cię od in­nych pi­sa­rzy

– ory­gi­nal­ny po­mysł na wir­tu­al­ną rze­czy­wi­stość we­wnątrz wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści – po­do­ba­ła mi się roz­mo­wa z Anią, szko­da, że urwa­łeś ją tak szyb­ko. Mam wra­że­nie, że dia­log był czę­ścią eks­po­zy­cji (in­ne­go świa­ta), na­to­miast za­bra­kło kon­flik­tu czy też po­da­nia nowej in­for­ma­cji/do­tar­cia do nowej kon­klu­zji

– po­czą­tek roz­krę­ca się bar­dzo po­wo­li; z jed­nej stro­ny po­zwa­la to na głęb­szą im­mer­sję w wy­kre­owa­ny świat, z dru­giej stro­ny, mam wra­że­nie, że zna­le­zie­nie bu­so­li jest sceną na­da­ją­cą impet resz­cie hi­sto­rii i po­win­na zna­leźć się bli­żej po­cząt­ku w tak krót­kim opo­wia­da­niu

– po­do­ba mi się nar­ra­cja Ewy po­ka­za­na przez jej re­la­cje z in­ny­mi bo­ha­te­ra­mi: zimno i znie­chę­ce­nie w kon­tak­tach z Fi­li­pem, brak zro­zu­mie­nia w kon­tak­tach z Anną (no, tu bym chcia­ła wię­cej) oraz sa­mot­ność wy­ra­żo­na przez fan­ta­zje o kimś, kto zo­sta­wił bu­so­lę do­pro­wa­dzo­na aż do punk­tu, w któ­rym Ewa wy­obra­ża sobie męż­czy­znę ze szcze­gó­ła­mi

– re­la­cja mał­żeń­ska Anny i Fi­li­pa trąci me­lo­dią „gdzie to już sły­sza­łem” – nie po­ku­si­łeś się tu o wpro­wa­dze­nie ani odro­bi­ny ory­gi­nal­no­ści. Oczy­wi­ście, mąż ją za­nie­dbu­je, oczy­wi­ście, „nie pa­mię­ta­ła, kiedy ostat­ni raz się ko­cha­li”. Kli­sza na kli­szy. A prze­cież i taką re­la­cję można opi­sać w cie­kaw­szy spo­sób, nie ko­rzy­sta­jąc ze sztam­po­wych fraz i okre­śleń (ewen­tu­al­nie bio­rąc je za punkt wyj­ścio­wy)

– na­to­miast filtr an­ty­cu­dzo­łoż­ny to cie­ka­wy po­mysł i chęt­nie do­wie­dzia­ła­bym się o nim tro­chę wię­cej – szcze­gól­nie, że współ­cze­śnie męż­czyź­ni nie mają pro­ble­mu z por­no­gra­fią, a po­ten­cjal­ne moż­li­wo­ści VR są wi­ta­ne z głę­bo­kim en­tu­zja­zmem i aplau­zem – a twoja hi­sto­ria dzie­je się, jak twier­dzisz, w nie­da­le­kiej przy­szło­ści

– i znów, cie­ka­wy po­mysł na kom­plet­ną au­to­ma­ty­za­cję pew­nych za­wo­dów, o któ­rej nie mówi się wprost, oraz na wy­naj­mo­wa­nie mózgu na go­dzi­ny prze­ro­bo­we. Na­to­miast te aka­pi­ty od­bie­ga­ją zbyt da­le­ko od głów­ne­go wątku opo­wia­da­nia, któ­rym wy­da­wa­ła się być eks­plo­ra­cja ziemi przez Ewę (dobrą teo­rią jest, że każde zda­nie opo­wia­da­nia po­win­no albo po­py­chać fa­bu­łę do przo­du, albo po­głę­biać bo­ha­te­rów)

– za­koń­cze­nie do­brze po­pro­wa­dzo­ne, wy­ja­śni­łeś za­gad­kę bu­so­li w nie­bez­po­śred­ni i sub­tel­ny spo­sób; brawo! Mimo że nic nie było po­wie­dzia­ne wprost, czy­tel­nik ro­zu­mie, co się dzie­je. Dobra ro­bo­ta.

– za­ło­że­nia kon­kur­su: no, koleś, w kon­kurs geo­fan­ta­stycz­ny da­jesz opo­wia­da­nie, któ­re­go 1/3 dzie­je się we­wnątrz miesz­ka­nia, 1/3 w wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści i 1/3 w po­sta­po­ka­lip­tycz­nych kli­ma­tach, które mo­gło­by być każ­dym mia­stem w Pol­sce i na świe­cie (przy­kro mi, ale wska­zó­wek, że to Pol­ska wy­łącz­nie, nie wi­dzia­łam)

– pod­su­mo­wu­jąc – nie­złe opo­wia­da­nie, czy­ta­łam z przy­jem­no­ścią. Wy­da­je mi się, że brak ci jesz­cze ry­go­ru w pro­wa­dze­niu hi­sto­rii, co skut­ku­je od­bie­ga­niem od clue opo­wia­da­nia i ska­ka­niem po scen­kach za­py­cha­czach, na­to­miast po­mysł na świat przed­sta­wio­ny był cie­ka­wy. Ję­zy­ko­wo sto­isz do­brze. Zna­czy, tekst nie na kon­kurs, ale dobra lek­tu­ra.

 

Dzię­ku­ję za udział w kon­kur­sie.

www.instagram.com/mika.modrzynska.pisarka/

Po­wiem tak: lep­szy IMHO po­czą­tek od końca. Ow­szem, w tym tek­ście jest wiele mo­ty­wów po­ja­wia­ją­cych się w po­sta­po aż za czę­sto, ale zre­ali­zo­wa­ne są w li­te­rac­ko ładny spo­sób. Opisy są pla­stycz­ne i żywe (nawet je­że­li praw­do­po­do­bień­stwo po­zo­sta­wia co nieco do ży­cze­nia), a bo­ha­ter­ka, przy całej swo­jej prze­wi­dy­wal­no­ści, daje się lubić. Za­koń­cze­nie wy­da­je mi się nieco przy­spie­szo­ne – nie bar­dzo wiem, skąd aku­rat taka de­cy­zja bo­ha­ter­ki. Nie­mniej, tego, co jest wcze­śniej, star­cza IMHO na bi­blio­te­kę. Klik.

ninedin.home.blog

Cześć, @kam_mod. Warto było cze­kać na tak ob­szer­ny ko­men­tarz. Po­zwól, że od­nio­sę się do dwóch uwag:

– od­cho­dze­nie od clue opo­wia­da­nia w kie­run­ku sce­nek-za­py­cha­czy: od­czu­wam ogrom­ną chęć na bu­do­wa­nie świa­ta, bo fa­scy­nu­je mnie zde­rze­nie czło­wie­ka ze świa­tem wła­śnie. Może prze­sa­dzam w ma­lo­wa­niu sce­no­gra­fii – nie wiem, muszę po­my­śleć.

– re­la­cja mał­żeń­ska zło­żo­na z klisz: nie chcia­łem za­głę­biać się w tę sferę, bar­dziej chcia­łem prze­ka­zać, że an­ty­ludz­ki sys­tem nisz­czy wszyst­ko, też ludz­kie uczu­cia. Dla­te­go po­ka­za­nie kli­szo­we­go “wy­schnię­cia uczuć” było mi bar­dzo na rękę.

Je­stem za­sko­czo­ny ilo­ścią mi­łych słów od Cie­bie i przed­mów­ców. Na­pi­sa­łem to opo­wia­da­nie w dzie­więć wie­czo­rów i nie byłem z niego szcze­gól­nie za­do­wo­lo­ny:) Dzię­ki!

 

@ni­ne­din: dzię­ku­ję za ko­men­tarz. Co do przy­spie­szo­ne­go za­koń­cze­nia: też nie wiem, skąd taka de­cy­zja. To nagły poryw serca i taki ma po­zo­stać:)

No, ko­niec obi­ja­nia się, czas brać się do ro­bo­ty i uzu­peł­nić ko­men­ta­rze :-) 

Oczy­wi­ście za­czy­nam od plu­sów: po­do­ba mi się wizja (choć smut­na) po­do­ba mi się po­wo­li i jakby nie­zau­wa­że­nie (dla bo­ha­te­rów, my do­sko­na­le wi­dzi­my, że to w za­sa­dzie apo­ka­lip­sa) umie­ra­ją­cy świat. I roz­wój tech­no­lo­gicz­ny, który po­szedł w złą stro­nę, za­pę­dza­jac ludz­kość w ślepy za­ułek. Jak w ostat­nim Blade Run­ne­rze. Nie jest to jakoś re­we­la­cyj­nie od­kryw­cza, ale so­lid­na, do­brze prze­my­śla­na i trzy­ma­ją­ca się kupy. No i przed­sta­wio­na za po­mo­cą pro­ste­go, przej­rzy­ste­go stylu, bez fa­jer­wer­ków, ale też bez po­waż­niej­szych zgrzy­tów (drob­niej­sze rze­czy, wy­chwy­co­ne przez przed­pi­ś­ców, nie prze­szka­dza­ły pod­czas lek­tu­ry. 

Za­koń­cze­nie nie­spe­cjal­nie mi się po­do­ba­ło. To zna­czy ro­zu­miem kon­cep­cję ta­kiej a nie innej kom­po­zy­cji i pew­ne­go za­wie­sze­nia (nie­do­po­wie­dze­nia) z Ewą, wy­ry­wa­ją­cą się sta­gna­cji i od­jeż­dża­ją­cą w nie­zna­ne, ale czu­łem spory nie­do­syt. Cały tekst jawił mi się jako wstęp za­le­d­wie, pre­zen­ta­cja świa­ta, zasad nim rzą­dzą­cych i rze­czy­wi­sto­ści, która skło­ni­ła bo­ha­ter­kę do de­cy­zji, jaką pod­ję­ła. Jest to ma­te­riał na coś znacz­nie dłuż­sze­go, bo naj­cie­kaw­sze kryje się poza te­re­nem Kra­ko­wa i sło­wem "Ko­niec". 

Co do kon­kur­so­wej "geo­gra­ficz­no­ści", to oczy­wi­ście zdaję sobie spra­wę, że opie­rasz obraz swego świa­ta na pro­ce­sach, które już można za­ob­ser­wo­wać w Pol­sce (choć­by po­cząt­ki ste­po­wie­nia, czy nawet pu­styn­nie­nia kraju) ale gdy­byś umie­ścił akcję gdzie­kol­wiek w środ­ko­wej, po­łu­dnio­wej, czy wschod­niej Eu­ro­pie (a nawet na spo­rym ob­sza­rze Ame­ry­ki Pół­noc­nej lub Azji – choć w tej ostat­niej pew­nie inny byłby obraz spo­łecz­no-eko­no­micz­ny) to nawet bym nie burk­nął, że coś mi nie gra. Po­dob­nie jeśli cho­dzi o przed­sta­wie­nie spo­łe­czeń­stwa, czy cy­wi­li­za­cji w ogóle – nie bar­dzo do­strze­gam cechy ty­po­wo miej­sco­we, pol­skie – ra­czej ogól­nie, Eu­ro­pej­skie. 

Co oczy­wi­ście nie zmie­nia faktu, że jest to po­rząd­ny, cie­ka­wy tekst, ze spo­rym po­ten­cja­łem na roz­wi­nię­cie. 

Aha – co praw­da już po pta­kach, ale skoro w za­ło­że­niu wszy­scy mieli do­stać mu­mi­ni stem­pel prze­czy­ta­nia, to za­mie­rzam za­ba­wę kon­ty­nu­ować. Nikt nie bę­dzie po­krzyw­dzo­ny ;-) 

 

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Czemu mu­mi­nek z ple­ca­kiem ma na łapce ka­stet?

Heh, on trzy­ma bu­so­lę. Tylko roz­dziel­czość mo­je­go fla­ma­stra była kiep­ska i nie dało się uchwy­cić szcze­gó­łów :-) 

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

Czemu wilk zo­ba­czył ka­stet, kiedy ja zo­ba­czy­łam “śnież­ną kulę”?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bo mu­min­ki mają łapki, a nie ko­pyt­ka, gdyby to była śnież­na kula, to kre­ska ozna­cza­ła­by gra­ni­cę koń­czy­ny :P 

Koń­czy­na jest pod spodem i pod­trzy­mu­je kulę. Ulu­bio­na­_e­mot­ka­_Ba­ila.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A w tle świat przez czer­wo­ną mgłę wi­dzia­ny przez mu­min­ka z ka­ste­tem.

ulu­bio­na­_e­mot­ka­_ba­ila­_2

Po przej­ściu Buki miesz­kań­cy Do­li­ny Mu­min­ków to­czy­li za­cię­tą walkę o prze­trwa­nie…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Po­czą­tek z po­my­słem, ale im dalej w tekst, tym bar­dziej sztam­po­wo. Ty­po­wa wizja bun­tow­nicz­ki, co to nie chce pod­po­rząd­ko­wać się post-apo­ka­lip­tycz­ne­mu pro­ble­mo­wi i pra­gnie od­na­leźć rów­nie nie­spo­koj­ną duszę, co ona. Tak więc fa­bu­łą prze­cięt­na.

Na­pi­sa­ne przej­rzy­ście, choć chro­po­wa­to pod wzglę­dem tech­nicz­nym. Czy­ta­ło się więc w miarę spoko.

Pod­su­mo­wu­jąc: prze­cięt­ny kon­cert fa­jer­wer­ków, ni ziębi na ko­niec, ni grze­je. Jed­nak na­pi­sa­ny tak, że że czyta się bez pro­ble­mu do sa­me­go końca :)

Won't so­me­bo­dy tell me, an­swer if you can; I want so­me­one to tell me, what is the soul of a man?

Po­do­ba­ła mi się twoja wizja apo­ka­lip­sy, ten wy­su­szo­ny świat i wy­alie­no­wa­ni lu­dzie. Nie za­wsze musi być jak u Hitch­coc­ka. Po­mysł z wy­ko­rzy­sta­niem mó­zgów, jako mocy ob­li­cze­nio­wej – świet­ny. Pro­ble­my nie są ty­po­wo pol­skie, ale glo­bal­ne, co jed­nak w od­bio­rze opka zu­peł­nie mi nie prze­szka­dza­ło.

Mam tylko na­dzie­ję, że wró­cisz jesz­cze do tego świa­ta, bo przy­znam, że po­czu­łam się roz­cza­ro­wa­na tym, że ta opo­wieść skoń­czy­ła się tak szyb­ko.

Chcia­ła­bym w końcu prze­czy­tać coś opty­mi­stycz­ne­go!

Warsz­tat masz cał­kiem nie­zły, nie do­strze­gam więk­szych zgrzy­tów, ale też nie ma tutaj zbęd­nych ozdob­ni­ków, fa­jer­wer­ków czy kwie­ci­stych opi­sów. I do­brze, ja do­ce­niam przej­rzy­sty język, który ma słu­żyć opo­wia­da­nej hi­sto­rii, a nie przy­sła­niać treść formą. A ję­zy­kiem po­słu­gu­jesz się swo­bod­nie, pisać po­tra­fisz na za­do­wa­la­ją­cym czy­tel­ni­ka po­zio­mie i na pewno warto bę­dzie ob­ser­wo­wać Twoją twór­czość na por­ta­lu. Tro­chę ba­bol­ków wy­tknę­li po­przed­ni­cy, ale na pewno nadal bra­ku­je kilku prze­cin­ków.

Po­mysł na hi­sto­rię nie jest zbyt od­kryw­czy – ko­bie­ta stę­sk­nio­na za czymś wię­cej, żyje “uwię­zio­na” w świe­cie, w któ­rym za­ni­kły kon­tak­ty mię­dzy­ludz­kie, a jej mał­żeń­stwo też tylko jest je­dy­nie atra­pą, w sy­tu­acji, gdy mąż po­świę­ca się pracy w wir­tu­alu i nie ma siły i czasu na za­an­ga­żo­wa­nie w zwią­zek.

Szcze­rze mó­wiąc, można to wszyst­ko po­trak­to­wać jako ale­go­rię i gdyby umiej­sco­wić akcję współ­cze­śnie, w świe­cie “sa­mot­nych w tłu­mie”, wy­izo­lo­wa­nych uczu­cio­wo jed­no­stek i po­zor­ne­go życia spo­łecz­ne­go znacz­nie upo­śle­dzo­ne­go w dobie so­cial me­diów, oraz w domu współ­cze­sne­go mał­żeń­stwa, które żyje obok za­miast żyć razem, mie­li­by­śmy po­dob­ne prze­sła­nie. Także finał tej hi­sto­rii, z uciecz­ką bo­ha­ter­ki w nie­zna­ne, po­rzu­ce­niem sta­gna­cji i uda­wa­ne­go życia, nawet za cenę ry­zy­ka, nie jest żad­nym twi­stem, tylko kon­se­kwent­nym za­koń­cze­niem po­dob­nych opo­wie­ści.

Rów­nież apo­ka­lip­tycz­ny pej­zaż Pol­ski, jaki od­ma­lo­wa­łeś, nie wy­róż­nia się szcze­gól­ną ory­gi­nal­no­ścią. Jed­nak to, co mi się w tym tek­ście po­do­ba, to nieco fu­tu­ro­lo­gicz­na eks­plo­ra­cja kilku nie­po­ko­ją­cych zja­wisk, które za­po­cząt­ko­wa­ne zo­sta­ły już dziś. Zja­wisk nie­do­ty­czą­cych tylko aspek­tów tech­no­lo­gicz­nych “bli­skie­go za­się­gu” czy zmian spo­łecz­nych, ale przede wszyst­kim za­gro­żeń eko­lo­gicz­nych, które są jak naj­bar­dziej re­al­ne. Po­do­bać się może rów­nież kon­se­kwen­cja, z jaką bu­du­jesz z kilku zna­nych kom­po­nen­tów swoją po­nu­rą przy­szłość. I spo­kój (na to zwra­ca­li też uwagę inni ko­men­tu­ją­cy), z jakim pre­zen­tu­jesz obraz le­ni­wej apo­ka­lip­sy, ogar­nia­ją­cej świat czło­wie­ka pa­syw­ne­go. 

Po­do­ba mi się także ze­staw kilku idei (ga­dże­tów) za­czerp­nię­tych z ar­se­na­łu ga­tun­ku, które umie­jęt­nie wplo­tłeś i do­pa­so­wa­łeś do swo­jej wizji nie­zbyt od­le­głej przy­szło­ści. Uciecz­ka w świat wir­tu­al­ny, który za­stę­pu­je nor­mal­ne życie, ludz­kie umy­sły jako tanie ma­szy­ny ob­li­cze­nio­we lub ma­ga­zy­ny da­nych (cho­ciaż­by Diuna czy John­ny Mne­mo­nic) itd. O dro­nach, które do­star­cza­ją wszyst­ko "pro­sto na dach" na­sze­go domu nie mu­si­my czy­tać w s-f, Ama­zon już wpro­wa­dzał takie roz­wią­za­nia współ­cze­śnie.

Co mi nie za­gra­ło do końca? Twoja wizja jest jed­nak tro­chę nie­spój­na i nie do końca prze­my­śla­na. Wszyst­ko nadal funk­cjo­nu­je, zauto­ma­ty­zo­wa­ne, wir­tu­al­ne itd., ale jed­nak lu­dzie nadal łączą się związ­ki w realu. Nadal uży­wa­ją pra­lek sto­ją­cych na par­te­rze bloku, nadal od­bie­ra­ją prze­sył­ki w pacz­kar­ni itd. Czyli jed­nak ja­kieś in­te­rak­cje muszą za­cho­dzić, a su­ge­ru­jesz ra­czej, że za­mknię­ci w swo­ich do­mach nie wy­chy­la­ją nosa poza drzwi. Sam przy­znasz, że pew­nych kwe­stii nie da się roz­wią­zać bez wy­cho­dze­nia z domu i spo­tka­nia in­ne­go czło­wie­ka, den­ty­sta, le­karz, fry­zjer itd. to nadal bę­dzie czło­wiek w fan­ta­sty­ce bli­skie­go za­się­gu, bo jed­nak nie snu­jesz tutaj wizji świa­ta peł­ne­go an­dro­idów, ro­bo­tów itd., które mo­gły­by czło­wie­ka za­stą­pić w tych dzie­dzi­nach. A jeśli snu­jesz, to za słabo to w tek­ście wy­brzmie­wa.

Dla­te­go dziw­nie czyta się zda­nie "Zatem byli tu przed nią lu­dzie!" po­my­śla­ne przez bo­ha­ter­kę, cho­ciaż chwi­lę póź­niej bar­dzo faj­nie i po­my­sło­wo pi­szesz: "Ale jakby z obcej cy­wi­li­za­cji, bo o ile dotąd czuła się jak ko­smo­naut­ka na obcym glo­bie, to pa­trząc na mural po­czu­ła się jak ar­che­olog, wy­do­by­wa­ją­cy z mro­ków ta­jem­ni­ce prze­szło­ści".

Aha. Nadal nie ro­zu­miem do końca mo­ty­wu bu­so­li. Czy bo­ha­ter­ka zna­la­zła bu­so­lę z wła­sne­go ze­sta­wu, którą zgu­bi­ła nie­świa­do­mie pod­czas po­przed­niej wy­ciecz­ki? Czy ukry­łeś za tym mo­ty­wem coś głęb­sze­go, jak na przy­kład dru­gie dno życia bo­ha­ter­ki, które by­ło­by tylko wir­tu­al­nym oszu­stwem w wir­tu­al­nym świ­cie? Jakoś nie ogar­niam tego do końca.

 

Wstał z tru­dem, wy­glą­dał cho­re­go (…) – tutaj zmie­nia­łeś i zgu­bi­łeś "na".

 

Z każ­dym ko­lej­nym dniem jej wy­ma­ga­nia co do po­sa­dy spa­da­ły. – wolę jed­nak okre­śle­nie "ma­la­ły".

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

@Ir­ka­_Luz, dzię­ku­ję za lek­tu­rę i opi­nię.

Mam tylko na­dzie­ję, że wró­cisz jesz­cze do tego świa­ta,

Zo­sta­niesz po­wia­do­mio­na. Też nie mogę się do­cze­kać, co spo­tka Ewę, Fi­li­pa i… kogoś jesz­cze.

 

@mr.maras, dzię­ku­ję za ob­szer­ny ko­men­tarz. Jest to dla mnie bar­dzo cenny fe­ed­back.

ludz­kie umy­sły jako tanie ma­szy­ny ob­li­cze­nio­we

Nie wi­dzia­łem tego wątku w li­te­ra­tu­rze. Ty wi­dzia­łeś?

 

Jeśli cho­dzi o świat:

nie snu­jesz tutaj wizji świa­ta peł­ne­go an­dro­idów, ro­bo­tów itd

Ro­bo­ty ku­chen­ne, które kła­nia­ją się bo­ha­ter­ce na ko­ry­ta­rzu, miały to wła­śnie ozna­czać. Albo wspo­mnia­ne ro­bo­ty które na­pra­wia­ją świa­tło­wo­dy. Nie chcia­łem nimi epa­to­wać. Le­karz, den­ty­sta lub fry­zjer rów­nież mogą być bla­sza­ni.

jed­nak lu­dzie nadal łączą się związ­ki w realu

Tego nie wiemy. Może już nie łączą się, już nie ma dzie­ci, a więk­szość tych blo­ków jest pusta.

Nadal nie ro­zu­miem do końca mo­ty­wu bu­so­li.

To była jej bu­so­la. Przez kilka ty­go­dni fan­ta­zjo­wa­ła o kimś, kto nie ist­nie­je.

 

@mr.maras, @No­Whe­re­Man, po­zwól­cie że od­nio­sę się do jed­nej z wa­szych ko­men­ta­rzy:

Po­czą­tek z po­my­słem, ale im dalej w tekst, tym bar­dziej sztam­po­wo.

Po­mysł na hi­sto­rię nie jest zbyt od­kryw­czy

Przy­znam się, że w tej hi­sto­rii bar­dziej in­te­re­so­wa­ło mnie bu­do­wa­nie świa­ta, a pro­sta, ale sen­sow­na fa­bu­ła miała być pre­tek­stem do przed­sta­wie­nia go, a jed­no­cze­śnie nie być dys­trak­to­rem.

 

Ser­decz­ne dzię­ki za od­wie­dzi­ny.

Nie wi­dzia­łem tego wątku w li­te­ra­tu­rze. Ty wi­dzia­łeś?

Ja gdzieś wi­dzia­łam. Na pewno u nas, na por­ta­lu, być może jesz­cze gdzieś na pa­pie­rze. Ale nie pa­mię­tam ty­tu­łu. Cho­ciaż, po­nie­kąd świat Ma­tri­xa się na tym opie­rał.

Bab­ska lo­gi­ka rzą­dzi!

Bę­dzie bar­dzo krót­ko: prze­czy­ta­łam, po­do­ba­ło mi się :)

@Fin­kla: w Ma­trik­sie lu­dzie byli ba­te­ryj­ka­mi, w John­ny’m Mne­mo­ni­cu pen­dri­ve’ami, jesz­cze nie spo­tka­łem się z wizją, żeby ktoś wy­ko­ny­wał ob­li­cze­nia albo kopał wa­lu­ty na ludz­kim mózgu:)

 

@arya: bar­dzo mi miło, za­pra­szam do ko­lej­nych opo­wia­dań.

Prze­cież wspo­mnia­łem Diunę. Men­tan­ci byli ta­ki­mi "ludz­ki­mi kom­pu­te­ra­mi".

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

@mr.maras cho­dzi­ło mi bar­dziej o przed­mio­to­we wy­ko­rzy­sta­nie czło­wie­ka, tak jak w dwóch przy­kła­dach które wy­mie­ni­łem. Men­tan­ci u Her­ber­ta – o ile do­brze pa­mię­tam, a czy­ta­łem Diunę dawno temu – byli ra­czej “usłu­go­daw­ca­mi”, ob­da­rzo­ny­mi wolą i pewną wol­no­ścią, niż za­so­bem czy przed­mio­ta­mi.

U mnie czło­wiek wy­naj­mu­je swoje ciało i nie ma żad­nej de­cy­zyj­no­ści. Tak widzę obec­ne sto­sun­ki pracy.

W Hy­pe­rio­nie Sim­mon­sa "har­dwa­re" (czy może taka jakby "ser­we­row­nia") Tech­no­Cen­trum, wir­tu­al­ne­go świa­ta Sztucz­nych In­te­li­gen­cji, znaj­do­wał się w ludz­kich mó­zgach (w za­sa­dzie w umy­słach, ale to skom­pli­ko­wa­ne ;-)) o czym lu­dzie nie mieli po­ję­cia. 

Dla pod­kre­śle­nia wagi moich słów, Si­łacz pal­nie pię­ścią w stół!

@thar­go­ne, widzę, że nie od­nio­słem się do Two­je­go ko­men­ta­rza – dzię­ki za lek­tu­rę i za opi­nię. Nie­spo­dzie­wa­ny suk­ces, przy­naj­mniej z mo­je­go punk­tu wi­dze­nia, mo­ty­wu­je mnie żeby pisać drugą część. Dzię­ki za ob­ra­zek! Jesz­cze nikt nigdy nie zi­lu­stro­wał mo­je­go opo­wia­da­nia.

Nowa Fantastyka