
EDIT: znaczne zmiany treści i zakończenia, zachęcam do ponownej lektury, jeżeli jedna miała już miejsce.
EDIT: znaczne zmiany treści i zakończenia, zachęcam do ponownej lektury, jeżeli jedna miała już miejsce.
Zwykłe dni, pełne pracy i rutyny, mijały niepostrzeżenie, zlewały się w jedno, działy się jakby poza Bernardem, ale co jakiś czas nadchodziło uczucie nadświadomości, kiedy stawał się całkowicie obecny. Musiał wtedy każdą chwilę, zanim minęła, oglądać ze wszystkich stron, zamiast patrzeć na nie jak na pociąg przejeżdżający w oddali. Podejrzewał, że ten specyficzny stan zwiastuje ważne, znaczące momenty.
Leżał w łóżku, wlepiał wzrok w sufit i zaczynał rozumieć, że to znów się dzieje. Była parna noc, słyszał tylko tykanie zegara w dużej izbie. Obok spała żona, oddychała głęboko i miarowo. Ostrożnie podniósł się, wyszedł przed chałupę i rozejrzał się po obejściu. W oddali czernił się las, a wszystko co bliżej, skąpane było w szarości księżycowego światła.
“To przez pełnię” – pomyślał i już miał wrócić do izby, do śpiącej żony i dziecka w kołysce, ale jakiś szmer, może refleks światła, a może tak naprawdę nic realnego zmusiło go, żeby zajrzał do stodółki.
Niewiele światła dostawało się przez niskie drzwi, ale od razu zauważył na sianie dwie małe, skulone istoty. Na jego widok przytuliły się do siebie jeszcze mocniej. Kiedy wzrok przyzwyczaił się do mroku, zobaczył ich wielkie, ciemne oczy i białe jak kreda twarze.
– Żydki – wyszeptał albo pomyślał, nie wiedział dokładnie, nie robiło mu to różnicy.
Zamknął drzwi, sztywnym krokiem wrócił pod chałupę, usiadł ciężko na ławie pod ścianą. Waliło mu serce, z wysiłkiem oddychał. Noc była przeraźliwie cicha, słyszał przez otwarte okno jak jego żona przewracała się na drugi bok. Wziął z sieni okutą pałkę i po raz kolejny zajrzał do stodółki – przybłędy nie zniknęły, wydawało mu się, że drżały. Wszedł do środka, stanął w kącie i cicho, ale dobitnie, powiedział:
– Wypierdalać.
Dzieci zerwały się szybciej, niż się spodziewał, i zniknęły w drzwiach. Kiedy wyszedł na zewnątrz, nigdzie ich nie dostrzegł, nie poruszały się nawet liście. Pies nie zaszczekał. Rozpłynęły się w nocy. Bernard odetchnął.
Delikatnie, powoli położył się koło żony – nie obudziła się. Serce dalej biło mu mocno. Zastanawiał się gorączkowo: zawiadamiać żandarmów? Dojechałby do nich na rowerze w pół godziny. Szybciej dotarłby do sołtysa, a stamtąd mógł zadzwonić, ale obawiał się pytań: Jak wyglądały, skąd się wzięły? Dlaczego ich nie zatrzymał? Miał mówić, że mu uciekły? Dwa zabidzone Żydziątka? Czy one wrócą? Sołtys, folksdojcz, na pewno okaże niezadowolenie z powodu nocnego najścia, a był to człowiek mściwy.
Nasłuchiwał, ale z pola nie dobiegały żadne odgłosy. Powoli robiło się jasno, zaczynały śpiewać ptaki. Powieki zamykały się, kończyny jakby zamarzły, nastała ciemność.
***
Otworzył oczy, kiedy technik, mężczyzna ubrany w biały fartuch, zdejmował mu z twarzy gogle VR. Przez mięśnie, podłączone do elektrod, co jakiś czas przechodził skurcz. Drugi technik notował coś na kartkach i mruczał pod nosem:
– Epizod tysiąc czterdzieści osiem przez dwanaście, czas trwania cztery godziny.
Podniósł oczy na Bernarda, patrzył na niego przez chwilę i odezwał się:
– Uczestnik w stanie dobrym. Imię, nazwisko?
– Bernard Zima.
Bernard lubił to uczucie, kiedy po przebudzeniu powoli wraca wiedza o tym, kim i gdzie naprawdę jest. Uświadamiał sobie, że to, co przed chwilą przeżył, to tylko sen. Usłyszał kiedyś, że człowiek do opisu świata wykorzystuje tylko znane słowa i koncepty. Tutaj, mimo że nie do końca technicznie poprawnie, najlepiej pasował sen.
– Dzień, miesiąc, rok?
– Szósty czerwca dwa tysiące trzydziestego trzeciego roku – odpowiadał szybciej, coraz trzeźwiejszy i bardziej świadomy.
Ale najbardziej podobało mu się, kiedy czas coraz mocniej wypłukiwał kolor z nieprzyjemnych wspomnień. Mijały negatywne stany emocjonalne, a napełniała go ulga.
– Uczestnik zorientowany auto– i allopsychicznie. – Ostatnie słowo powiedział przesadnie poprawnie – Po wszystkim. Czekaj na korytarzu. – Technik spojrzał na Bernarda i uśmiechnął się.
Z leżanki schodził powoli i niezgrabnie, ale pokój techniczny opuścił już sprawnie, szybko odzyskał siłę i koordynację – nie był to jego pierwszy raz.
Za każdym poprzednim, kiedy było już po wszystkim, też siedział na korytarzu, pod pokojem psychologa, i czekał na wezwanie do środka. Tak jak i teraz. Czuł lekkie zażenowanie, chociaż wiedział, że personel nie ocenia zachowania podczas Epizodu. Bynajmniej nie z powodów etycznych – tłumaczył sobie i to go uspokajało, bo w etykę zawodową nie wierzył – a z bardziej pragmatycznych: śniących były setki. Centrum pracowało non stop. No i ostatecznie to nie działo się naprawdę. Nikt nie miał prawa oceniać jego zachowania.
Wiercił się na krześle, miał ochotę rozchodzić napięcie po korytarzu, ale nie chciał nawet o chwilę opóźnić wizyty za białymi drzwiami. Żeby oderwać się od rozpamiętywania Epizodu, uciekał myślami gdzie indziej. Analizował swoje reakcje. Fascynowało go bezkrytyczne, spokojne i pewne przyjmowanie najbardziej absurdalnej nierzeczywistości snu za jawę.
Drzwi od gabinetu powoli otworzyły się. Stanęła w nich uśmiechnięta kobieta w bluzce w kwieciste wzory i ruchem ręki zaprosiła do środka. Widział ją pierwszy raz: blondynka koło czterdziestki, lekki makijaż i dość ładna, ale nie na tyle, żeby wyglądać na nieprzystępną. Podała mu dłoń. Jej ruchy były miękkie, ale wystudiowane – w zamierzeniu miało to pewnie wzbudzać zaufanie, ale z punktu widzenia Bernarda kobieta wzbudzała zaufanie mimo tego. Siadając, wskazała fotel naprzeciwko swojego. Całą ścianę za jej plecami zajmował trójwymiarowy wykres z trzech osi, podpisanych jako empatia, odwaga i racjonalizm.
Minęła chwila ciszy i psycholog zapytała:
– Jak się czujesz, Bernardzie?
– W porządku, dziękuję.
Był trochę spięty, ale pewność siebie powoli wracała.
– Chcesz mi o czymś opowiedzieć? – kontynuowała kobieta.
– Niepokoję się… wynikiem. To znaczy, niecierpliwię się.
– Rozumiem. Jakie to uczucie?
Bernard otworzył usta, ale na niskim stoliku obok fotela psycholog zaświecił się ekran tabletu. Kobieta wzięła urządzenie do rąk i przebiegła po nim wzrokiem.
– Dwa tysiące sto trzydzieści siedem punktów. Przykro mi Bernardzie, ale to za mało. Zostajesz w kategorii czwartej. – Spojrzała na niego współczującym wzrokiem.
Bernard poczuł ściśnięcie za mostkiem.
– Ja… ja naprawdę uważam, że nie jestem złym człowiekiem…
– Bernardzie – przerwała mu mocnym głosem. Psycholog pochyliła się w jego stronę i powiedziała dobitnie: – Nikt nie uważa, że jesteś zły. Po prostu jesteś…
– Nieświadomie zły – wszedł jej w słowo.
– Bernardzie, proszę. Jesteś w czwartej kategorii obywatelskiej. Po prostu. Nikt nie twierdzi, że jesteś zły.
Rzucił okiem na planszę za psycholog. Kategoria czwarta znajdowała się zaraz pod czerwoną płaszczyzną przechodzącą przez środek trójwymiarowego wykresu.
– No więc – Bernard odchrząknął – wcale nie uważam, żebym był gorzej społecznie przystosowany, niż inni.
– Rozumiem i nie wątpię, ale o tym, kim jesteśmy, w dużej mierze decyduje to, jak zachowamy się w sytuacji ekstremalnej.
– Czy może zadecydować o tym jedna próba?
– Bernardzie, prób były tysiące, do każdej podchodziłeś kilkukrotnie, a wynik obliczyliśmy statystycznie. Po prostu pamiętasz tylko ostatnią.
Wiedział o tym, musiał tylko sprawdzić, czy psycholog też. Próby wracały do niego każdej nocy, przeżywał je wielokrotnie, były niemal tak samo realne jak podczas Epizodu. Z rana odkrywał w pamięci nazwy miejsc, o których nigdy nie słyszał i nie mógł znaleźć nic w internecie. Bośnia, Rwanda, Wołyń – sztuczna inteligencja miała niesamowitą wyobraźnię.
– Czy mamy wymazać wspomnienia? Możemy załadować inne – zaproponowała kobieta.
– Nie, nie trzeba. Raczej nic już nie pamiętam.
Kiedyś zdecydował się je wymazać. Na początku nie śniło mu się nic, a potem jego zmęczony mózg zaczął co noc na okrągło trawić najnudniejsze, najbardziej przyziemne sytuacje, jakie zdarzały się za dnia: konflikty w pracy, zakupy, gry komputerowe, dyskusje z matką; ciągle śniło mu się, że ma do oddania raport na wczoraj, a komputer wciąż zawiesza się albo kasuje pliki. Dopiero po następnym Epizodzie wróciły sny ciekawe; wiedział, że na końcu czeka go stres, ale to było jak skok z bungee – chwila strachu, kwadrans ulgi i godziny euforii. Nigdy więcej nie chciał już śnić nudnych snów.
– Co się stało… tym dzieciom? Przecież ta sytuacja to absurd. Jak mogłoby się coś takiego wydarzyć. Dlaczego nazywałem je “żydkami”? – Bernard ugryzł się w język, w panice przyszło mu do głowy, że to dalsza część próby, że dalej jest oceniany.
– Sztuczna inteligencja generuje fikcyjne, ale prawdopodobne rzeczywistości. Możesz przyjąć, że takie zdarzenia mogły mieć miejsce w innym wszechświecie. – Uśmiechnęła się nieznacznie.
Bernard parzył w podłogę.
– Po prostu zastanawiam się, dlaczego wynik znów jest tak niski. Byłem na kursach remodelujących już dwa razy i zawsze kończyłem je z dobrym wynikiem.
– Czasami nie da się zmienić osobowości i musimy się z tym pogodzić.
Bernard zagłębił się w fotelu. Patrzył gdzieś w dal, ponad głową psycholog.
– Czy chcesz porozmawiać o tym, co czujesz?
Słowa kobiety wyrwały go z zamyślenia.
– Mamy jeszcze trzydzieści dwie minuty – kontynuowała psycholog – nie chcę, żebyś wyszedł stąd w takim stanie.
– Nie mogę głosować, nigdy nie zrobię kariery w Służbach, a dodatkowo w każdej innej branży czeka mnie szklany sufit.
– Decyzje w Uświadomionej Demokracji nie mogą być podejmowane przez obywateli poniżej drugiej kategorii. Takie są zasady, i jak pokazuje rzeczywistość, ma to dobry efekt. Czy chciałbyś, żeby decyzje od których zależy twoje, moje, czy czyjekolwiek inne życie zależało od ludzi z niedoskonałościami decyzyjnymi?
– Po prostu to mnie frustruje.
– Świetnie. – Psycholog oparła się w fotelu. – Zaczynasz mówić o swoich emocjach. To bardzo dobrze. Interesuje mnie jedna rzecz: dlaczego przystępujesz do egzaminów?
– Nie chodzi o te prawa, bo jak mawia mój kolega – uśmiechnął się pod nosem – ważne, żeby dało się zarobić. Chodzi o to uczucie…
Nagle przerwał.
– Nie dość, że odmawiacie należnych mi praw, na podstawie przesłanek, które sami ustaliliście, to jeszcze żądacie ogromnych pieniędzy za kursy i Epizody!
Bernard wstał i wyszedł szybkim krokiem. Na korytarzu ochłonął. Mimo, że ta kobieta była teraz dla niego twarzą instytucji, nie czuł do niej żalu. Prawdę mówiąc, bardzo szybko minęła mu złość.
***
Kolejny raz siedział na korytarzu przed gabinetem. Cena Epizodu wzrosła, ale tym razem nie wykupił kursu przygotowującego więc szybciej uzbierał pieniądze.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich znajoma psycholog. Z uśmiechem zaprosiła go do środka.
– Jak się czujesz, Bernardzie?
Ubrana była bardziej formalnie, w błękitną garsonkę.
– W porządku, dziękuję.
Tym razem urządzenie na stoliku długo się nie odzywało. Zdążyli omówić relacje Bernarda w pracy. Wyznał, że czuje się gorszy od swojego przełożonego, ale razem z psycholog doszedł do wniosku, że kategoria obywatelska nie może mieć z tym nic wspólnego, bo mężczyzna, wobec którego żywił nienawiść pomieszaną z zazdrością, nigdy się nią nie chwalił. Równie dobrze mogli mieć takie same, prawo na to pozwalało.
Zaświecił tablet. Kobieta powoli przestudiowała treść na ekranie.
– Osiem tysięcy sto osiemnaście punktów. Gratuluję, Bernardzie, to oznacza kategorię pierwszą. – Uśmiechnęła się i podała mu dłoń.
Bernad z zaskoczeniem uświadomił sobie, że nie czuje ulgi. Prawdę mówiąc, nie poczuł nic pozytywnego, jedynie ogromną pustkę. Odruchowo uścisnął rękę psycholog i nie mógł wykrztusić z siebie słowa.
– Wygląda na to, że to nasze ostatnie spotkanie – kontynuowała kobieta – praca z tobą była wymagająca, ale owocna. Dużo się nauczyłam, dziękuję ci za to.
– Jak to ostatnie? – Bernard zapytał z wyrzutem.
– Jesteś w pierwszej kategorii. Nie ma potrzeby brać już udziału w Epizodach. Jesteś wolny.
– Mogę… mogę przecież poprawić wynik, prawda?
Psycholog zamilkła zaskoczona.
– Nie, to znaczy, nie wydaje mi się. Regulamin tego nie przewiduje. Według ostatnich badań, zmiany wsteczne na tym poziomie rozwoju osobowości są skrajnie nieprawdopodobne.
– Ale… ale mój znajomy poprawiał wynik kilkukrotnie! Co najmniej dwa razy, kiedy był już w klasie pierwszej.
Na twarzyBernarda malowała się dezorientacja, a nawet rozpacz.
– Bernardzie, zmieniły się zasady. W Instytucie zmieniło się kierownictwo. Widzę, że nie czujesz się zbyt dobrze. Chciałbyś o tym porozmawiać?
– Już nigdy nie wezmę udziału w Epizodzie?
– Na to wygląda – opowiedziała formalnym tonem.
Psycholog na początku była zaskoczona, ale z każdą chwilą patrzyła na Bernarda coraz bardziej dociekliwym wzrokiem.
– Jeśli chodzi o zmiany, to muszę cię jeszcze poinformować, że wspomnienia są teraz obowiązkowo wymazywane – odezwała się – za kilka godzin nie będziesz pamiętał nic z tego, co wydarzyło się podczas Epizodu. Powinieneś poczuć się lepiej. Wysyłam ci numer telefonu zaufania dla Uczestników. Bernard… – zaczęła.
Chciała zadać mu kilka pytań, ale Bernard skinął tylko głową, wstał z fotela i ruszył do drzwi. Czuł się fatalnie.
Dobre.
Przypomina i klasyczne SF, i “Black Mirror”, bo podłożem całej historii jest tu konkretny problem społeczny. Albo etyczny. Jak zwał, tak zwał. W każdym razie poruszasz ciekawe i ważne kwestie – ie Ty pierwszy, ale i tak czyta się z zainteresowaniem.
Czemu nie bardzo dobre? To krótkie opowiadanie, a takimi trudniej zachwycić czytelnika. Przydałoby się tu coś, czego nie ma w innych podobnych historiach, coś, co by wyróżniło Twoją. Rekwizyt lub sceneria? Motyw prześladowanych Żydów wydaje mi się mocno ograny. O ile ciekawiej mogłaby wypaść ta Rwanda – chyba mało wykorzystywana w polskiej fantastyce. Można też było dać bohaterowie jakieś konkretne cechy. W obecnej postaci takie detale są okrojone, przez co całość może przypominać powiastkę filozoficzną.
Styl przyzwoity, ale nie zaszkodzi go trochę urozmaicić i wzbogacić.
Z technicznych rzeczy, przykładowo:
Zwykłe dni, pełne pracy i rutyny, mijały niepostrzeżenie, zlewały się w jedno, działy się jakby poza Bernardem, ale co jakiś czas nadchodził moment nadświadomości, kiedy stawał się całkowicie obecny.
“Stawał się” – kto? W poprzednim zdaniu składowym podmiotem jest “moment”. A można by to łatwo obejść → “co jakiś czas nadchodziła chwila nieświadomości, kiedy stawał się całkowicie obecny”.
Była gorąca, parna noc, słychać było tykanie zegara w dużej izbie, jego żona leżała obok.
Powtórzenie “była, było”. No i znów problem z podmiotem. Jego żona – czyja? Zegara?
https://www.facebook.com/matkowski.krzysztof/
Dobre opowiadanie. Aż się prosi o zaakcentowanie rzeczywistości "wszechświatówrównoległych" Jako osi i tajemnicy. Początek znacznie lepszy niż koniec. Przydałoby się coś więcej o etapie pośrednim Bernarda – między czwórką a jedynką. Oraz szersxy rys społeczny -z tej społeczności spełniającej się niejako zastępczo.. Ale i tak klik.
@funthesystem: Dzięki za lekturę i opinie. Cieszę się, ze czytało się dobrze. Krótką (i, jak zauważasz, oszczędną pod względem detali) formę wybrałem z premedytacją, żeby szybko zadać pytanie: co sądzisz o pomyśle, żeby decyzje podejmować mogli tylko kompetentni? Oraz nakreślić wizję człowieka, który “potrzebuje swojej choroby do przeżycia, bez niej by umarł”. Wspominasz powiastkę filozoficzną – wiele dobrych jest ubrana w konwencję SF, niemal od początku kiedy ludzie zaczęli pisać powiastki filozoficzne. Takie lubię najbardziej.
Co do stylu: nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Jestem niecierpliwy, ale ciagle wprowadzam poprawki, jest to trochę nie fair wobec pierwszych czytelników, którym oczy krwawią na widok takich niedoróbek, ale stopniowo się ograniczam:)
@rybak: dzięki za lekturę i opinie. Wymagania, które mi stawiasz, proszą się o bardziej rozbudowaną formę, ale ja to traktuję jako ogromną pochwałę! Widzisz potencjał.
Zgadzam się, że początek lepszy jak koniec, tak jak pisałem poprzednikowi, jestem niecierpliwy i kiedy miałem już cały pomysł w głowie pisałem jak szalony a potem dodawałem fragmenty.
Szerszy rys społeczny: jak wyżej, wymagałoby to dłuższej formy. Myślę że ludzie żyją, jak żyli – byle zarobić się dobrze dało. Bardziej ciekawiła mnie sytuacja, gdzie ktoś wykorzystuje Epizod całkowicie inaczej niż to jak jest jego celem, bo do dostarczania sobie ekscytacji. Antropolodzy mają na to termin, ale ja go zapomniałem (nie jestem antropologiem).
Etapy pośrednie: chodzi Ci o czas między pierwszym a ostatnim Epizodem?
Dokładnie. Przeskok zbyt duży stawia pytanie o to, co tak drastycznie zmieniło skrajnego egotyka w spolegliwego altruistę. Umiejętność kłamania? Tresura? Przebudowa hierarchii wartości? Cóż to za szok musiał w którymś z epizodów pośrednich przeżyć?
Lubię teksty o światach równoległych, fascynują mnie marzenia senne i przenikające się rzeczywistości, między innymi dlatego przeczytałam Twój tekst z przyjemnością. Do tego jeszcze umiejętnie wplotłeś w opowiadanie kwestie społeczne i moralne, czyniąc je lekturą naprawdę satysfakcjonującą. Ode mnie w pełni zasłużony kliczek :)
Ciekawy tekst, skojarzył mi się trochę z Psycho-Pass. Wykorzystanie rzeczywistych tragedii jako symulacji i okłamywanie obywateli, że to tylko wymysł SI, zrobiło dość mocne wrażenie, to chyba najlepszy element tekstu. Zakończenie dość enigmatyczne, rozumiem je w ten sposób, że w rzeczywistości Bernard czuł się uzależniony od tych symulacji, traktował je jako ranking w grze MMO, gdzie ciągle chciał pobijać rekordy, a empatia, odwaga i racjonalność były dla niego tylko statystykami, które wciąż chciał poprawiać, wyćwiczył w sobie podświadome dobro, ale tylko na pokaz, żeby móc błyszczeć w zestawieniach.
Styl całkiem niezły, ale jeszcze wymaga sporo szlifów.
Sugestie poprawek:
Musiał wtedy każdą chwilę, zanim minęła, oglądać ze wszystkich stron, zamiast patrzeć na nie jak na pociąg przejeżdżający w oddali. Był przekonany, że ten specyficzny stan zwiastuje ważne, znaczące momenty.
Leżał w łóżku, patrzył w sufit i zaczynał rozumieć, że to znów się dzieje.
Powtórzenie. Sugeruję zamienić na “wlepiał wzrok w sufit”.
Był przekonany, że ten specyficzny stan zwiastuje ważne, znaczące momenty.
Leżał w łóżku, patrzył w sufit i zaczynał rozumieć, że to znów się dzieje. Była gorąca, parna noc, słyszał tylko tykanie zegara w dużej izbie. Obok spała żona, oddychała głęboko i miarowo. Ostrożnie podniósł się, wyszedł przed chałupę i rozejrzał się po obejściu. W oddali czernił się las, a wszystko co bliżej, skąpane było w szarości księżycowego światła.
Powtórzenia. Ostatnie można zamienić np. na “tonące w szarości księżycowego światła”. Strona bierna to kontrowersyjny zabieg stylistyczny, jeżeli chodzi o beletrystykę, ja staram się jej unikać na tyle, na ile to możliwe.
‘To przez pełnię’ – pomyślał i już miał wrócić do izby, do śpiącej żony i dziecka w kołysce, ale jakiś szmer, może refleks światła, a może tak naprawdę nic realnego zmusiło go, żeby zajrzał do stodółki.
Cudzysłowu brytyjskiego znanego też jako polski cudzysłów definicyjny raczej nie stosuje się do zapisu myśli. Różne sposoby na zapisywanie myśli można znaleźć tutaj: https://fantazmaty.pl/2018/01/jak-zapisywac-dialogi/. Osobiście preferuję wersję z kursywą. Przytoczenie myśli powinno też rozpoczynać nowy akapit.
Była gorąca, parna noc, słyszał tylko tykanie zegara w dużej izbie. Obok spała żona, oddychała głęboko i miarowo. Ostrożnie podniósł się, wyszedł przed chałupę i rozejrzał się po obejściu. W oddali czernił się las, a wszystko co bliżej, skąpane było w szarości księżycowego światła. ‘To przez pełnię’ – pomyślał i już miał wrócić do izby, do śpiącej żony i dziecka w kołysce, ale jakiś szmer, może refleks światła, a może tak naprawdę nic realnego zmusiło go, żeby zajrzał do stodółki.
Niewiele światła dostawało się przez otwarte, niskie drzwi, ale od razu zauważył na sianie dwie małe, skulone istoty. Na jego widok przytuliły się do siebie jeszcze mocniej. Kiedy wzrok przyzwyczaił się do mroku, zobaczył ich wielkie, ciemne oczy i białe jak kreda twarze.
Powtórzeniu mogą ulegać nie tylko słowa, ale także i struktury – tutaj widzimy nadmiar “dubletów” epitetowych. Ponownym wykorzystywaniem pewnych elementów stylistycznych można budować charakterystyczny styl, ale należy uważać, żeby nie nagromadziło się ich zbyt dużo, tak jak w przypadku drugiego akapitu.
Zamknął drzwi, sztywnym krokiem wrócił pod chałupę, usiadł ciężko na ławie pod ścianą. Waliło mu serce, ciężko oddychał.
“oddychał z trudem”
Dzieci zerwały się[-,] szybciej[+,] niż się spodziewał, i zniknęły w drzwiach.
Przecinek w złym miejscu. Powinien stać przed “niż”, bo to słowo wprowadza zdanie podrzędne.
Sołtys, folksdojcz, również mógłby być niezadowolony z nocnego najścia, a był to człowiek mściwy.
Nasłuchiwał, ale z pola nie dobiegały żadne odgłosy. Powoli robiło się jasno, zaczynały śpiewać ptaki. Był zmęczony, powieki zamykały się, kończyny jakby zamarzły, nastała ciemność.
Powtórzenia.
Otworzył oczy, kiedy technik – mężczyzna ubrany w biały fartuch[-,] – zdejmował mu z twarzy gogle VR.
W przypadku wtrąceń nie można robić używać dwóch różnych znaków do ich wydzielenia. Albo zaczynamy i kończymy przecinkiem, albo zaczynamy i kończymy półpauzą.
Przez mięśnie, podłączone do elektrod, co jakiś czas przechodził skurcz.
Za słownik PWN: podłączyć: 2. «uruchomić jakąś aparaturę medyczną i połączyć ją z kimś w celu kontrolowania jego stanu, podawania substancji leczniczych itp.»
Elektrody mogą być więc podłączone do mięśni, ale raczej nie na odwrót.
Uświadamiał sobie, że to[+,] co przed chwilą przeżył[+,] to tylko sen.
Brakuje przecinków wydzielających zdanie podrzędne.
Usłyszał kiedyś, że do opisu świata wykorzystuje się słowa i koncepty[+,] które [się] zna.
Tutaj brakuje przecinka i zaimka zwrotnego “się” po “które”. W tym przypadku musi on zostać ponownie użyty, mimo iż wcześniej występuje w zdaniu. Bez niego zdanie jest niepoprawne gramatycznie – nie wiadomo, kto zna wspomniane słowa i koncepty.
– Uczestnik zorientowany auto i allopsychicznie.
W wyrażeniach z przymiotnikiem dwukrotnie złożonym po oddzielonym członie należy postawić dywiz (łącznik). Powinno być: “auto– i allopsychicznie”.
Z leżanki schodził powoli i niezgrabnie, ale pokój techniczny opuścił już sprawnie, szybko odzyskał siłę i koordynację – nie był to jego pierwszy raz.
Za każdym poprzednim, kiedy było już po wszystkim też siedział na korytarzu, pod pokojem psychologa i czekał na wezwanie do środka.
Ten enter (jak i kolejne) jest moim zdaniem niepotrzebny. Takie przerwy stosujemy z reguły wtedy, kiedy następuje pewna nieciągłość w narracji, lecz bez rozpoczynania nowego podrozdziału (co wyróżniamy asteryskami, czyli popularnymi “gwiazdkami”).
Za każdym poprzednim, kiedy było już po wszystkim[+,] też siedział na korytarzu, pod pokojem psychologa[+,] i czekał na wezwanie do środka.
Przecinki. Pierwszy zakańcza zdanie podrzędne, drugi wtrącenie (dlatego mimo wszystko należy go postawić przed “i”).
tłumaczył sobie[-,] i to go uspokajało, bo w etykę zaowodową nie wierzył
Tutaj akurat nie potraktowałbym “i to go uspokajało” jako wtrącenia, więc według mnie tego pierwszego przecinka nie powinno tam być. Literówka w słowie “zawodową”.
Centrum pracowało non-stop
Zapisujemy bez dywizu: https://sjp.pwn.pl/sjp/non-stop-I;2490827.html
Widział ją pierwszy raz, była blondynką koło czterdziestki, miała lekki makijaż i była dość ładna, ale nie na tyle, żeby wyglądać na nieprzystępną.
Powtórzenie.
Całą ścianę za jej plecami zajmował trójwymiarowy wykres z trzech prostych, podpisanych jako empatia, odwaga i racjonalizm.
Choć oś wykresu też formalnie jest prostą, to jednak lepiej używać właśnie określenia “oś”, żeby uniknąć niejasności. Zamieniłbym to na:
Całą ścianę za jej plecami zajmował trójwymiarowy wykres z osiami podpisanymi jako empatia, odwaga i racjonalizm.
– Chcesz mi o czymś opowiedzieć? – kobieta kontynuowała.
Błędny szyk, powinno być “kontynuowała kobieta”. Co ciekawe, niemal identyczne didaskalia kawałek dalej masz już zapisane poprawnie ;)
ale na niskim stoliku obok fotela psycholog zaświecił się ekran tabletu. Kobieta wzięła go do rąk i przebiegła wzrokiem.
Z domyślnością zaimków należy uważać, bo tutaj może zostać to zinterpretowane w ten sposób, że psycholog wzięła do ręki tylko ekran tabletu, a nie tablet jako urządzenie w całości. Brakuje dopełnienia przy “przebieganiu wzrokiem”. Sugeruję zamienić na:
ale na niskim stoliku obok fotela psycholog zaświecił się ekran tabletu. Kobieta wzięła urządzenie do rąk i przebiegła wzrokiem po raporcie.
– Bernardzie – psycholog przerwała mu mocnym głosem, pochyliła się w jego stronę i powiedziała dobitnie[-.][+:] – Nikt nie uważa, że jesteś zły. Po prostu jesteś…
Powinno być “przerwała mu mocnym głosem psycholog pochyliła się w jego stronę i powiedziała dobitnie:” – tu “przerywanie” wiąże się z czynnością mówienia, więc powinno otwierać didaskalia. Zamiast kropki po “dobitnie” powinien być dwukropek.
wcale nie uważam, żebym był gorzej społecznie przystosowany[-,] niż inni.
“Niż” nie wprowadza tutaj zdania składowego, więc przecinek jest zbędny.
– Rozumiem i nie wąpię, ale o tym[+,] kim jesteśmy, w dużej mierze decyduje to, jak zachowamy się w sytuacji ekstremalnej.
Literówka przy “wątpię”, przecinek przed “kim”.
Możemy załadować inne. – Zaproponowała kobieta.
Małą i bez kropki wcześniej.
ale tym razem nie wykupił kursu przygotowujący
Błędna odmiana – “przygotowującego”.
Tym razem tablet długo się nie odzywał. Zdążyli omówić jego relacje w pracy, Bernard wyznał, że czuje się gorszy od swojego przełożonego.
Znowu domyślność. W pierwszym odruchu “jego” jest kojarzone z “tabletem” z poprzedniego zdania. Sugeruję:
Tym razem tablet długo się nie odzywał. Zdążyli omówić relacje Bernarda w pracy. Wyznał, że czuje się gorszy od swojego przełożonego.
– Wygląda na to, że to nasze ostatnie spotkanie – kobieta kontynuowała – praca z tobą była wymagająca, ale owocna.
Szyk, patrz wyżej.
– Nie, to znaczy[-,] nie wydaje mi się.
Zbędny przecinek. https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/to-znaczy;11682.html
Co najmniej dwa razy[+,] kiedy był już w klasie pierwszej.
Przecinek.
– Jeśli chodzi o zmiany, to muszę cię jeszcze poinformować, że wspomnienia są teraz obowiązkowo wymazywane – psycholog odezwała się
Szyk: “odezwała się psycholog”.
Usuń enter na końcu opowiadania.
Those who can imagine anything, can create the impossible - A. Turing
Bardzo fajny tekst.
Bardzo dobry tekst.
Czytało się szybko, poczułem klimat i emocje motywujące (lub wręcz przeciwnie) bohatera. Świetnie dawkujesz informacje, odsłaniasz wszystko po trochu bez infodumpów aż chce się czytać dalej. Poruszasz równocześnie kwestie moralności i przedstawiasz całkiem ponurą wizję. Bardzo dobrze to wszystko wyszło jak na tak krótki tekst.
Lecę nominować ;)
@rybak: to są pytania, na które niestety nie mam odpowiedzi, nawet w brudnopisie. Przyczyn dobrego wyniku mogły być tysiące (kto choć raz nie wiedział, jaki cudem zdał egzamin?). Bardziej interesował mnie sytuacja, kiedy człowiek przyzwyczajony do czegoś, traci to. Jak wspominałem powyżej, fascynuje mnie stan, kiedy człowiek “potrzebuje swojej choroby do przeżycia”. Myślę że w przypadku Bernarda trochę tak było.
@katia72: dziękuję za lekturę. Bardzo się cieszę, że dostarczyłem choć trochę rozrywki:)
@Wicked G: Wicked! Cieszę się, że wpadłeś, teraz wiesz, że nie tylko włóczeniem po krakowskich knajpach się zajmuję. Twoja interpretacja trochę odbiega od mojego zamysłu, ale to nic – od momentu kliknięcia w “Gotowe” tekst jest Twój (i każdego innego czytelnika) – rób z nim co chcesz, oby tylko Ci się to podobało. Kiedyś może zacznę pisać tak, żeby 90% czytelników miało podobną interpretację:) Jeśli interesuje Cię moje zdanie na temat niektórych wątków, daj znać na priv, żeby nie psuć zabawy innym.
Jestem ogromnie wdzięczny za uwagi redakcyjne, stopniowo wprowadzam je w życie. Dzięki!
@grzelulukas: dzięki!
@MaSkrol: Cieszę się, że Ci się podobało. Tekst rzeczywiście krótki, ale jestem zainspirowany głosami czytelników, chociażby pytaniami, na które sam nie znam odpowiedzi i rozważam rozwnięcie niektórych wątków w przyszłości. Dzięki za nominację!
Naprawdę fajny pomysł, do tego całkiem całość napisana całkiem przyjemnym stylem. Niestety jednak, opowiadanie tylko dobre, a nie bardzo dobre. Dlaczego? No niestety z jakiegoś powodu pozostawiłeś wielką dziurę w fabule i nagle tuż po oblanym teście bohater podchodzi do następnego i zdaje go o 3 poziomy lepiej. I w żaden sposób nie tłumaczysz dlaczego tak się stało. Niby tłumaczysz w komentarzach, że nie interesowało cię to i nie to chciałeś pokazać, ale niestety w tym momencie twoje intencje nie są ważne. Masz wielką lukę w logice opowiadania i niestety wszystko na tym traci. Gdybyś pokusił się o dopisanie kilku scen które by pokazywały bardziej pogłębiające się uzależnienie, powoli wskakujący coraz wyżej poziom i tak dalej, to nie byłoby żadnego problemu. Tekst wyszedłby trochę dłuższy, ale i tak jest krótki, więc to też by nie przeszkadzało.
W obecnej postaci poważnie waham się, czy zgłosić twoje opowiadanie do biblioteki. Bo z jednej strony bardzo podoba mi się pomysł i wszystko, co z niego wynika. Ale z drugiej ta dziura bardzo psuje mi odbiór całości, bo wskazuje po prostu na lenistwo autora. A niestety, ale leniwe pisanie trzeba tępić. Muszę jeszcze pomyśleć. A szkoda, chciałbym to z czystym sercem zabibliotekować.
Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.
@Arnubis dzięki za lekturę i opinię. Przyznaję, że reakcje czytelników motywują mnie, żeby pociągnąć niektóre wątki.
Sam nie jestem pewien, czy nowy wynik był efektem zmiany w Bernardzie, zmian w regulaminach Instytutu, czy też kaprysu SI która tym razem wygenerowała sytuacje, które inaczej dotknęła serca Uczestnika. Może to jest istota problemu – żydowskim dzieciom po tysiąckroć nie pomógł, ale bośniackim staruszkom już tak? Może w jednej z prób podjał decyzję o pomocy humanitarnej dla Etiopii, co uratowało tysiące ludzi i podbiłl wynik?
Bernard nieświadomie miał inny cel niż poprawa swojej osobowości, więc możliwe, że żaden kurs by mu nie pomógł. Jeśli siedzę nad książka, ale nieświadomie wcale nie chce się tego uczyć, to nauka nie będzie efektywna.
Jeżeli przyjdzie mi do głowy zgrabna scena, dopiszę ją, ale zakładam, że dalej będzie interpretowalna na kilka sposobów. Świat – przynajmniej ten w którym żyję – tak jest zbudowany, że często (zazwyczaj?) nie wiemy i nigdy się nie dowiemy dlaczego coś się stało. Widzimy tylko migawki świata za oknem pociągu. I z tych migawek trzeba wyciągnąć jak najwięcej, a resztę sobie dopowiedzieć.
Podoba mi się pomysł na istnienie tak osobliwie rozwarstwionego społeczeństwa, choć mam wątpliwości, czy uczestniczenie w kolejnych Epizodach jest najwłaściwszym sposobem, pozwalającym oceniać i klasyfikować ludzi. Chyba rozumiem Bernarda, dążącego do osiągnięcia jak najlepszego wyniku, a także jego rozczarowanie, gdy nastąpił koniec możliwości rywalizowania, choćby z samym sobą.
Mnie również brakło jakiejś wzmianki o tym, jak bohater pokonywał kolejne poziomy, od czwartego do pierwszego – bo zakładam, że je pokonywał.
Kliknę, kiedy znikną usterki.
Dwa zabidzone żydziątka? –> Dwa zabidzone Żydziątka?
…i gestem ręki zaprosiła do środka. –> Masło maślane; gest to ruch ręki.
Wystarczy: …i gestem zaprosiła do środka.
Bernard zatopił się w fotelu. –> Bernard zagłębił się w fotelu.
Zatopić można się np. w myślach, w marzeniach, w lekturze, ale chyba nie w fotelu.
…żądacie ogromne pieniadze za kursy i Epizody… –> …żądacie ogromnych pieniędzy za kursy i Epizody…
Prawdę mówiąc, bardzo szybko minęła mu złosć. –> Literówka.
Zaświecil tablet. –> Literówka.
…na tym poziomie rozwoju osobowiści… –> Literówka.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
@regulatorzy: dzięki za lekturę i opinię. Cieszę się, że Ci się podobało.
…mam wątpliwości, czy uczestniczenie w kolejnych Epizodach jest najwłaściwszym sposobem, pozwalającym oceniać i klasyfikować ludzi.
Instytut bierze za Epizody (i za kursy przygotowujące) niemałe pieniądze, więc co ich to obchodzi. Tak samo jak z egzaminami na prawo jazdy w naszym świecie;)
Chyba rozumiem Bernarda, dążącego do osiągnięcia jak najlepszego wyniku, a także jego rozczarowanie, gdy nastąpił koniec możliwości rywalizowania, choćby z samym sobą.
W moim zamyśle nie do końca było tak. Jeśli chcesz, przedstawię Ci moją wersję na priv.
Wskazówki redakcyjne: dziękuję, zgadzam się z nimi, poprawione.
OK, Bronchospazmie. Dobrze będzie wiedzieć, jak bardzo źle odczytałam zamiary Autora. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
W moim zamyśle nie do końca było tak. Jeśli chcesz, przedstawię Ci moją wersję na priv.
Też chciałbym wiedzieć! Choć ja to zinterpretowałem jako uzależnienie zarówno od samych epizodów jak i emocji im towarzyszącym.
@MaSkol, jesteś bardzo blisko, moje przemyślenia idą na priv.
Dobre. Tym razem, lepsze.
@SaraWinter: dzięki za lekturę i opinię. Dodatkowo dzięki za jej drugą, niejednoznaczną, wręcz delficką część. Lepsze od… czego?
A, przepraszam, późno już było, kiedy pisałam komentarz. Coś się zmieniło w tym opowiadaniu, bo czytałam je wcześniej i mnie nużyło. A wczoraj do mnie dotarło. :) Lepsze od poprzedniej wersji.
Podobało mi się jako pomysł – bardzo chętnie bym poczytała coś więcej w tym świecie – choć, podobnie jak poprzednicy, też bym chciała coś z pośrednich etapów życia bohatera. Początek świetny i wciągający, z intrygująco wymyślonym światem i z ciekawie pokazanym dylematem bohatera (bo, jeśli dobrze rozumiem, on nie rozpoznaje sytuacji z “naszego” świata i nie widzi ich moralnej wagi?). Przesunięcie akcentów i zaskoczenie czytelnika, że chodzi nie tyle o awans społeczny bohatera, co o rodzaj uzależnienia, to był też literacko bardzo udany zabieg. Klik.
ninedin.home.blog
Fajne, ale rzeczywiście prosi się o rozbudowanie i wyrównanie proporcji. Ostatnia scena jak na odczepnego, doklejona, bez fabularnego uzasadnienia. Niecierpliwość jest przywarą autora.
Uważaj z didaskaliami przy dialogach:
– Uczestnik zorientowany auto– i allopsychicznie. – Ostatnie słowo powiedział przesadnie poprawnie – Po wszystkim. Czekaj na korytarzu. – Technik spojrzał na Bernarda i uśmiechnął się.
Kto wypowiada ostatnie polecenie? Bernard, jak wskazuje logika, czy technik, jak wskazuje didaskalium?
@ninedin: dziękuję za lekturę i opinię. Cieszę się, że odczytałaś moje intencj! Jednak nie całkiem stracony.
(bo, jeśli dobrze rozumiem, on nie rozpoznaje sytuacji z “naszego” świata i nie widzi ich moralnej wagi?).
Bernard wierzy, w to co śni. Dodatkowo SI wstrzykuje mu cały kapitał społeczny, kulturowy, cały habitus, który jest mu potrzebny do zrozumienia świata Epizodu. Dopiero po przebudzeniu powoli wypłukuje się z tego i uświadamia sobie, że to był tylko sen a realność jest tutaj.
My też tak mamy, że podczas snu jesteśmy święcie przekonani o jego realności i nie odczuwamy braku wiedzy nt. rzeczywistości (np jeśli śni mi się policjant, to wiem, że to policjant, a nie pan w niebieskim ubraniu i moja reakcja na policjanta jest adekwatna do mojego doświadczenia).
Tak, rozważam rozwinięcie wątków:)
@cobold: Dzięki za opinię i lekturę! Co do ostatniej sceny – a nawet akapitu – postarałem się zawrzeć tam wskazówki, co do rzeczywistych intencji Bernarda od początku. I rzeczywiście dopisałem ją później, niż resztę, pod wpływem epifanii nad talerzem marchewki.
Uwagi redakcyjne: dzięki, wezmę po uwagę.
Interesujący tekst. Albo jego zalążek. Bo pokazujesz różne fajne pomysły – epizod z żydowskimi dziećmi w stodole, społeczeństwo rządzone przez najwyższą kastę – ale tylko je sygnalizujesz, a nie wyciskasz do końca. Samo to, że nie każdy dorosły ma prawo głosu, wydaje mi się bardzo ciekawe. A tu jeszcze zakaz chwalenia się statusem. Czyli nie można napomknąć, na kogo się głosowało. Jak to będzie działać w praktyce? Kto ustala kryteria i wymyśla testy? I tak dalej…
Babska logika rządzi!
@Finkla, dzięki za lekturę i opinię. Tekst rzeczywiście sygnalizuje wiele wątków, ale interesuje mnie sam człowiek, może przekornie do taga który kliknąłem – “socjo-sf”. Bernardowi nie zależy na statusie, on ćpa doznania podczas Epizodów. To jakby kogoś kręciły kontrole drogowe. Ale żeby z tego wykrzesać biliotekowe opowiadanie, musiałbym być chyba Kingiem.
Odpowiadając na Twoje pytania:
społeczeństwo rządzone przez najwyższą kastę
Prawo głosu mają Ci, którzy w symulacji SI podejmują najlepsze decyzje w kategoriach empatii, odwagi i racjonalizmu. Czy można zatem nazwać ich najwyższą kastą?
A tu jeszcze zakaz chwalenia się statusem
Statusem można się chwalić, prawo tego nie zabrania.
Czyli nie można napomknąć, na kogo się głosowało.
Wybory są pięcioprzymiotnikowe. Tylko w lokalu na liście nie ma Twojego nazwiska, jeśli jesteś w zbyt niskiej kategorii.
Jak to będzie działać w praktyce?
Obawiam się, że potwornie.
Kto ustala kryteria i wymyśla testy?
Jak zwykle, czyli aktualnie najsilniejsi.
Dziękuję za te pytania. Aktualnie pracuję nad rozszerzoną wersją i sam zastanawiam się, co należałoby dodać.
Kasta. Jak zwał, tak zwał, ale o wszystkim decydują ludzie z kategorii pierwszej. Faktycznie, przynależność nie jest dziedziczna. Czyli to chyba bardziej merytokracja, ale też nie do końca.
Zakaz chwalenia się kategorią. OK, źle zrozumiałam jeden fragment.
Jeśli pracujesz nad tym uniwersum, to spytam, czy czytałeś “Limes inferior”. Podobnie utopijno-dystopijne społeczeństwo. Mocna rzecz.
Babska logika rządzi!
Fajne :)
Przynoszę radość :)
Aleś paskudnego bohatera stworzył. Mam wrażenie, że Bernard nie ma w sobie za grosz empatii, a kolejne podejścia do Epizodu spowodowane są jego pragnieniem przeżycia mocnych wrażeń. Taki trochę socjopata z niego. To, że udało mu się przejść do wyższej kategorii, wynika zapewne stąd, że nauczył się, jakie zachowania są preferowane. Pewnie powiodło by mu się wcześniej, gdyby nie to, że wszystko dzieje się we śnie, czy jak to tam można nazwać.
Ciekawa jestem, co teraz zrobi socjopata pozbawiony Epizodów. W ogóle ciekawa jestem tego świata. Mam nadzieję, że jeszcze do niego wrócisz. :)
Bardzo zacna lektura. :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
@Finkla: po przeczytaniu krótkiej notki nt fabuły, “Limes Inferior” jest na shortliście. Dzięki!
@Anet: Dzięki :)
@Irka_Luz: Tak, Bernard jest uzależniony od przeżyć. Czy jest socjopatą – trudno powiedzieć. W sytuacjach ekstremalnych reaguje tak, jak pozwala mu konstrukcja psychiczna. Jeśli chodzi o sprzeczne z celem wykorzystanie Epizodów – też nie wiem. Człowiek ponoć odurza się tym, co ma pod ręką – to chyba Celine napisał? W ostateczności nikt nie traci na jego niemoralnym hobby.