- Opowiadanie: EmRoZz - Pewnego razu w szpitalu psychiatrycznym

Pewnego razu w szpitalu psychiatrycznym

By ze zdrowego człowieka zrobić chorego psychicznie, wystarczy wręczyć mu czystą, białą kartkę a następnie pytać do skutku: Proszę powiedzieć, co jest tutaj narysowane? To proste - z czasem każdy zaczyna coś dostrzegać. Jest to zgodne z teorią dysonansu poznawczego: skoro lekarz wciąż pyta, musi tam coś być. 

Problem pojawia się w odwrotnej sytuacji, czyli gdy na dyżur trafia pacjent chory, który opowiada tak wiarygodną historię, że zaczynasz traktować go jak osobę zdrową. Historię, która zmienia Twoje spojrzenie na świat... I nie, nie wywraca go do góry nogami. Wręcz przeciwnie - to, czego się dowiedziałeś, odkrywa przed Tobą niesamowite możliwości. Zaczynasz dostrzegać umiejętności, z których posiadania nie do końca zdawałeś sobie sprawę.. A może... Może przez całe życie czekałeś nie na słowa opowieści, która przed chwilą zrobiła na Tobie takie wrażenie.., tylko na jej autora? Na Nią..

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Pewnego razu w szpitalu psychiatrycznym

Tamtej nocy niewielki szpital w Miles nie wydawał z siebie charakterystycznych dźwięków. Żadnych trzasków, krzyków, ani szurania krzesłami. Zwykle oznacza to, że jednym z pary dyżurujących psychiatrów jest doktor Tomas Barns, wśród pracowników szpitala znany jako "Halo". Wśród pacjentów i ich rodzin również kojarzony pod tym pseudonimem, jednak mylnie rozumianym jako aureola (z ang. halo), czyli atrybut kojarzący się z osobą wielkoduszną, a nie (co oddaje realny stan rzeczy) lek przeciwpsychotyczny – Haloperidol*, który to Barns zwykł dodawać pacjentom do nazbyt często przepisywanych leków nasennych.

Cisza panowała także w pokoju lekarskim. Postanowiła ją przerwać młoda kobieta, której wygląd z pewnością nie stanowił fundamentu niewątpliwie dużej pewności siebie – innymi słowy typowa adeptka sztuki lekarskiej.

– Tom, skończ z tym Haloperidolem. Kiedy rano smacznie odsypiasz nockę, ja muszę wymyślać powód porannych bólów głowy, na które z Twojej winy skarżą się pacjenci. Wiem, że cenisz spokój, a najchętniej to wszystkich byś tutaj uśpił dla swojego bezpieczeństwa. Mogłeś wybrać nie wiem… dermatologię. Albo okulistykę, gdzie maksymalny wyrzut adrenaliny powodowałoby u Ciebie wyjęcie pacjentowi z oka ciała obcego.Proszę, zmień metodę, bo zaczynam mieć tego serdecznie dość.

W istocie, panowała nadzwyczajna cisza, mimo że zapas Haloperidolu skończył się 2 dni temu. Tom zwykle uzupełniał szpitalne zapasy tak, by w razie ich kontroli wartość widniejąca na miesięcznym sprawozdaniu składanym przez niego w dyrekcji nie wzbudzała podejrzeń, mimo wysokiego zużycia specyfiku. Od niedawna jednak, lek zaczął znikać z aptecznych magazynów, przez co Tom zaprzestał podawania go pacjentom. Psychiatra postanowił nie dać poznać po sobie odczuwania dużego zaskoczenia i niepokoju. Nie odwodził Caroline od jej przekonań, zachowując przy tym profesjonalizm.

– Jesteś bardzo spostrzegawcza. Jednocześnie powinnaś już wiedzieć, że dobrze zrobi Ci nauka tłumaczenia win, za które nie odpowiadasz. Potraktuj to jako część programu specjalizacyjnego. Tutaj tworzymy zespół, jeden organizm. Tak, wiem –studia musiały przyzwyczaić Cię do czegoś innego.

Wyraz twarzy Caroline sugerował kotłowanie się w głowie słów najlepiej określających wewnętrzny bunt, których nie mogła wypowiedzieć na początku rezydentury wobec swojego nauczyciela-szefa. Zamiast riposty, skupiła się na podziwianiu swej – w końcu docenionej – spostrzegawczości. W pewnej chwili Tom poczuł wibracje na swoim nadgarstku. Smart-watch wyświetlał uśmiechniętą twarz siostry Jones, która wydała z siebie nieco skrzeczący głos.

– Doktorze Barns, w izbie przyjęć czeka pacjentka.

– Dziękuję Panno Jones, jakie rozpoznanie wstępne?

– Schizophrenia paranoides.

Tom zacisnął tarczę zegarka z dwóch stron, co spowodowało wygaszenie ekraniku, po czym bardzo leniwie podniósł się z kanapy, nieustannie zastanawiając się nad przyczyną wszechobecnej, niespodziewanej ciszy.

– Idziemy, Caroline.

 

* Haloperidol – lek o działaniu przeciwpsychotycznym i uspokajającym. Nasila działanie leków nasennych. Do częstych działań niepożądanych zalicza się bóle głowy.

***

W izbie przyjęć czekała na nich brunetka średniego wzrostu. Jej szczupłą długą szyję zdobił okazałej wielkości ciemno-zielony verdelit, zawieszony na delikatnym srebrnym łańcuszku. Z daleka było widać smukłe ciało, ubrane w odcienie szarości i duże, połyskujące zielone oczy. Tom przez chwilę myślał o zamianie ról: Caroline zbierze wywiad, a on zajmie się dokładną obserwacją.. zachowania pacjentki. Szybko przejrzał dokumentację stwierdzając w duchu, że nie zawiera istotnych informacji. Prezentacja fizyczna pacjentki wzbudziła w nim dużą ciekawość prezentacji psychicznej, dlatego też bez zbędnych opóźnień postanowił przejść do zbierania wywiadu.

– Dobry wieczór. Jestem psychiatrą, nazywam się doktor Tomas Barns, a to jest moja asystentka, Caroline Smith. Przeprowadzimy z Panią wywiad i zadecydujemy, czy Pani stan wymaga hospitalizacji. Proszę się przedstawić, oraz podać powód z jakim zgłosiła się Pani do szpitala.

Pacjentka przez chwilę przyglądała się lekarzom, wyraźnie więcej uwagi poświęcając Tomowi. W końcu uśmiechnęła się lekko i zaszczyciła ich swoim, jak odnotował po chwili Tom: "wyjątkowo dziewczęcym głosem".

– Miło mi, doktorze Barns. Nazywam się Hanna Krzewicki. W wieku 6 lat zostałam diagnozowana w kierunku schizofrenii wytwórczej…

Niespodziewanie przestała mówić, ale tylko na moment. W pewnej chwili jej spojrzenie, do tej pory skierowane wstydliwie ku dołowi, zawędrowało błyskawicznie w górę, spotykając się ze spojrzeniem Toma. Było w nim coś szczerego, bez cienia obłędu i depersonalizacji, co nie jest typowe dla pacjentów chorych psychicznie. Nadawało to Hannie pewnego uroku, co wraz z bardzo przyjemnie brzmiącym głosem stanowiło mieszankę zwiększającą jej atrakcyjność. Mimo wszystko, Tom próbował skupić się na tym, co pacjentka mówi.

– Słyszałam głosy. Im więcej ludzi wokół mnie, tym słyszałam ich więcej.. tylko, że oni nie mówili.. No, sam Pan wie, jak to w schizofrenii.. Musiałam żyć w odosobnieniu, bo te głosy drażniły moje nerwy. Gdybym weszła do szkoły, dostałabym chyba zawału…Żadne leki nie pomagały…

Tom, jakby na chwilę wymykając się urokowi Hani, zebrał myśli i postanowił zapisać "typowa schizofrenia, hospitalizacja wskazana". Jego ołówek niemal zetknął się z kartką z notesu, podczas gdy Hania, jakby wyczuwając brak wyjątkowości swojego przypadku w mniemaniu Toma i nie godząc się z takim stanem rzeczy, podeszła bliżej, zatrzymała się już nie tak daleko od niego i ściszonym głosem dodała:

– Rodzicom przedstawiono możliwość zabiegu, chodziło o transfer wirusów. Wirus miał indukować podziały mitotyczne komórek tworu siatkowatego kory mózgu. Zgodzili się, mimo że była to terapia eksperymentalna. Teraz, kiedy skończyłam 25 lat, chciałam udać się na badania kontrolne. Próbowałam odnaleźć ośrodek w którym się leczyłam, jednak Klinika, która zajmowała się Transmisją Wirusów Leczniczych, została zlikwidowana, zamknięta. Nie posiadam niestety dokumentacji…

– Przepraszam Haniu, jeśli mogę się tak do Ciebie zwracać.

– Tak, proszę.

– To co mówisz jest bardzo ciekawe, jednakże nigdy nie słyszałem o jakimkolwiek związku formatio reticularis ze schizofrenią.

– Taak, tak, panie doktorze… To nowe odkrycie. Jak Pan doskonale wie, Twór Siatkowaty to struktura wieloneuronalna, rozproszona w całym mózgowiu i rdzeniu kręgowym, odpowiadająca za uświadamianie nam, bądź też nieuświadamianie bodźców docierających do naszego ciała, a także z ciała. Niczym brama, która otwierając się wpuszcza informacje do świadomości, decyduje o tym co świadome, a co nie. Jeśli przykładowo, jesteśmy zakochani, – na twarzy Hani zaczął kształtować się skromny uśmiech, a na policzkach można było zauważyć malujące się rumieńce – to nie widzimy wad osoby, którą darzymy uczuciem, bo zakochanie wzmacnia bramkującą funkcję Tworu Siatkowatego, gdyż podświadomie nie chcemy pozbawiać się tego wszystkiego, co daje nam stan zakochania. Nie chcemy utracić tej niesamowitej, niosącej nas energii. Czy Pan wie, o czym mówię, Panie doktorze?

– …Ekhm emm.. Tak.. tak.. to znaczyy…

– Negatywne informacje docierają do nas, jednak ze względu na podświadomą chęć utrzymania stanu zakochania pozostają w nieświadomości lub zostają tak zniekształcone, by uświadomione nie zachwiały stanem zakochania. Świadomość, Podświadomość, Nieświadomość. Upraszczając można stwierdzić, że Twór Siatkowaty jest tą bramą, którą otwiera bądź zamyka nie kto inny, jak strażnik – którego tworzą myśli budujące podświadomość. To podświadomość decyduje jak postrzegamy świat i co sądzimy o sobie. To, jak się będzie zachowywać nasza podświadomość, zależy od tworzenia się podświadomości, naszego strażnika, która to odbywa się w pierwszych latach życia, kiedy organizm uczy się rozpoznawać co dla niego dobre, a co złe.

Przez czas względnie krótki dla nich, a długi dla Caroline, Tom i Hanna patrzyli na siebie w milczeniu. Hania w końcu zebrała myśli, podczas gdy Tom pozostał zafascynowanym słuchaczem.

– Twór Siatkowaty moduluje także stan czuwania, na przykład umożliwia wprowadzenie organizmu w stan snu. Wpływa także na czynność autonomiczną organizmu, która nie podlega naszej świadomej kontroli, na przykład perystaltykę jelit, częstość bicia serca i tak dalej. Odkąd odkryto jego obecność również w korze mózgu, dokonano wielu przełomowych odkryć ! Tak się składa, że jako "mała schizofreniczka" byłam pacjentką w jednostce badawczej zajmującej się wszystkim, o czym do tej pory powiedziałam.. Nie tylko tym.

Od samego początku rozmowy Caroline uważnie przyglądała się Hani. Poza tym, że między Tomem i Hanią ewidentnie iskrzyło, uwagę młodej lekarki przykuł również szczególny wzrost zainteresowania Toma w momencie, gdy padła nazwa Kliniki Transmisji Wirusów Leczniczych. Caroline próbowała zwęszyć, skąd to zainteresowanie – jednak sama postać Hani nie wydawała się jej szczególnie interesująca. Ot kolejna, zwykła schizofreniczka, tyle że szukająca atencji.. i wszystko wskazywało na to, że ją znalazła.

Tom próbował kamuflować słownie niewątpliwe zafascynowanie osobą Hani.

– Chciałbym dobrze zrozumieć: wspomniani przez Ciebie badacze rozpatrywali schizofrenię jako defekt, gdzie osoba, przykładowo Ty, słyszysz "głosy" z powodu zaburzonego działania tworu siatkowatego? To sugerowałoby, że "głosy" są realne.. że nie są sztucznym wytworem mózgu, co z kolei burzyłoby filary dzisiejszej psychiatrii.

– Gorąco, Panie doktorze. Widzę, że jest Pan naprawdę bystrym człowiekiem. Cieszę się, że tu trafiłam.

Uczucie zrozumienia jakiego doznała Hania sprawiło, że pierwszy raz od rozpoczęcia rozmowy postanowiła odetchnąć z ulgą. Rozluźnienie atmosfery dało się odczuć lekarzom w mechanizmie lustrzanego odbicia. Tom nagle zdał sobie sprawę, że przez cały ten czas stali, zamiast siedzieć.Postawa stojąca to napięcie mięśni, napięcie mięśni to napięcie psychiki. Tom wiedział, że w rozmowie zawsze należy dążyć do maksymalnego rozluźnienia, do wprowadzania pacjenta w stan bliski hipnozy. W tej sytuacji odniósł jednak wrażenie, że to nie on był hipnotyzerem. Wcale mu to nie przeszkadzało.

– Haniu, najmocniej przepraszam, usiądźmy. Jestem dziś nieco zamyślony…

Podczas siadania Tom przypomniał sobie o niepokojącej szpitalnej ciszy, wyjątkowo niewywołanej Haloperidolem. Zmarszczył brwi i w zamyśleniu skierował pusty wzrok na jedną ze ścian.

– Panie doktorze, czy wszystko w porządku?

Tom nagle się ocknął. Ciepły, współczujący głos Hani nieco go uspokoił.

– Tak, w najlepszym porządku. Proszę kontynuować.

– Jak Pan woli, Panie doktorze. Z pewnością słyszeliście, że wykorzystujemy jedynie 10% możliwości mózgu..

Caroline powoli przestawała tolerować ten wykład. To ona i Tom są tu lekarzami, w dodatku jedno z nich świeżo po studiach. Bez wahania postanowiła się wtrącić.

– To nieprawda. Takie gadanie wynika z niedoczytywania drobnych druczków i skupiania się wyłącznie na nagłówkach, Pani Krzewicki. Nad 10% panujemy, 90% to procesy mózgowe, nad którymi nie jesteśmy w stanie zawładnąć. Mózg myśli też autonomicznie, proszę Pani. Praca jelit, płuc, serca – to wszystko podlega nieuświadomionej kontroli !

Hania niechętnie skierowała wzrok w stronę Caroline, mrużąc oczy. Odpowiedziała spokojnym głosem.

– Dokładnie tak, doktor Smith. Co jednak by się stało.. proszę się skupić na tym co mówię, zamiast na tym żeby mnie ośmieszyć.. gdyby pewne nieuświadomione funkcje organizmu podlegały świadomej kontroli? Badacze z Crynex Corporation uważali, że ludzki mózg… jest w stanie odbierać i przetwarzać fale mózgowe innych mózgów. Uznali, że jedynym ograniczeniem jest Twór Siatkowaty, blokujący dotarcie tych fal do naszej świadomości. Jak Pani wie, fale mogą kodować informacje…

– To napraawdę interesujące – wydusił Tom w celu zmniejszenia narastającego napięcia między dwoma kobietami, starając się, by powolność wypowiadanych słów sprawiała wrażenie zainteresowania udawanego, które w rzeczywistości, było prawdziwe. – Nowe spojrzenie na schizofrenię. Reasumując, Haniu, czy to oznacza możliwość odczytywania czyichś myśli? Czytanie myśli jako funkcja mózgu rozgrywająca się z pomocą podświadomości? To by tłumaczyło wiele zbiegów okoliczności. Wiele "szczęśliwych" przypadków… albo… gdy czasem wiemy co zrobić, by osiągnąć cel, nie wiedząc zupełnie z czego wynika to przekonanie.. I robimy to i nam się udaje. Czasem wystarczy tylko, że na kogoś spojrzymy i już wiemy co trzeba zrobić…

Teraz Tom uśmiechnął się zalotnie w stronę Hani. Caroline nie kryła zażenowania, co wyraziła krótkim postękiwaniem. Żadne nie zwróciło uwagi na lekarkę.

– Tak! Właśnie tak, czytanie myśli w postaci dźwięku lub obrazu. Nie tylko myśli świadomych, ale i tych podświadomych…i to te drugie są ważniejsze, bo to właśnie one kierują naszym życiem i to właśnie z nich wynikają nasze pragnienia… Och.. Tom.. Wyobraź sobie, że…

W tej chwili Hania i Tom byli nachyleni w swoim kierunku tak bardzo, że tylne nóżki ich krzeseł sterczały w powietrzu.

–… że można odczytywać najgłębsze pragnienia ludzi. Te, o których gdzieś w środku wiedzą, czują, że pewne wewnętrzne pragnienie kieruje ich życiem. Ludzie dążą do spełnienia, jednak nigdy w pełni świadomie. Ach.. gdyby ludzie potrafili znać swoją podświadomość, myśli, tworzące strażnika własnego zamku.. Dopiero wtedy poznaliby siebie, bo tylko dzięki temu można dążyć do prawdziwego spełnienia. W tym wszystkim przeszkadza im Twór Siatkowaty ! Czyli ta brama, o której mówiłam. Brama, przez którą ze środka zamku (świadomości) nie widzimy wszystkiego poza zamkiem (nieświadomości) a także strażnika kontrolującego bramę, którym jak już wspominałam, jest podświadomość.

– Chyba powoli zaczynam rozumieć – Tom zmarszczył brwi, po chwili dodając – Jednak Bóg stworzył go w jakimś celu, nie sądzisz? Chodzi mi o Twór Siatkowaty.

Hania powoli skinęła głowa w dół, jednocześnie głęboko wpatrując się w oczy Toma, co nadało jej spojrzeniu efekt tajemniczości. Wyszeptała powoli:

– Żebyśmy nie oszaleli.

Po chwili ciszy Hania ułożyła wygodnie swój tułów na oparciu krzesła, powracając do wyprostowanej pozycji. Tom swą mimiką sprawiał wrażenie chłopca, któremu w zakończeniu kolejnego poziomu ulubionej gry video przeszkodził niespodziewany brak prądu. Podniósł się powoli i mozolnie, jak połamany, jedyny ocalały uczestnik katastrofy lotniczej, wyrzucony gdzieś w oddali samolotu. Zaraz za nim Hania i asystentka Smith.Ta druga, chwilę po spojrzeniu na poruszonego tą rozmową Toma, postanowiła w jego imieniu zakończyć wywiad.

– Pani Krzewicki, z chęcią dowiemy się więcej na temat Pani historii choroby. Za chwilę przyjdzie pielęgniarka i wszystko Pani wytłumaczy, tymczasem my wrócimy do swoich obowiązków. Jak widzę przybyła Pani aż z Polski, na pewno jest Pani zmęczona podróżą. Teraz proszę odpocząć, widzimy się po południu. Rano zostanie wykonana traktografia rezonansu magnetycznego*. Sprawdzimy, czy nie posiada Pani organicznych zmian w mózgu.

– Dziękuję, będę czekać.

 

* Traktografia rezonansu magnetycznego – nieinwazyjna technika obrazowania kierunku i ciągłości przebiegu włókien nerwowych metodą rezonansu magnetycznego.

***

Gdy tylko znaleźli się w pokoju lekarskim, Caroline chciała wyrzucić Barnsowi prosto w twarz wszystko, o czym myślała przez cały ten czas. – Chyba by się zjedli, gdyby mnie tam nie było. Z każdą pacjentką flirtuje w ten sposób? Przyjął ją tylko dlatego, że mu się podoba… Nawet zostanie dla niej po pracy!

Obserwowała Toma. Ten rozsiadł się w fotelu, zapalił papierosa i powoli się zaciągając patrzył w jej stronę spokojnym, triumfalnym spojrzeniem. Caroline powoli zaczynała rozumieć. W pewnej chwili, nieświadomie zmieniła wyraz twarzy. Tom uznał to za właściwą porę, by móc się odezwać.

– Nowo poznani pacjenci psychiatryczni, to typ ludzi przed którymi nie mówisz tego, co o nich myślisz. Radziłbym Ci to zapamiętać.

Rezydentka siedziała bez słowa, a Barns kontynuował od czasu do czasu delektując się papierosem.

– Nie zapominaj, że jesteśmy w szpitalu psychiatrycznym. Tutaj wywiad zbiera się nie po to, by go zebrać, tylko żeby mieć wystarczająco dużo czasu i dowiedzieć się o psychice pacjenta jak najwięcej. Dobrze, ze nie zamieniliśmy się rolami, bo nie dowiedzielibyśmy się zbyt wiele.

– Czyli całe to Twoje zainteresowanie.., to była gra? Tom, przecież byłeś w szoku.. Muszę spytać, bo sama już nie wiem. Wierzysz jej?

– O który fragment jej wypowiedzi pytasz? Nie dysponujemy pełną dokumentacją, więc nie możemy uznać tego co mówi za prawdę. Możemy jedynie tak zakładać, jeśli uznamy to za konieczne. Informacje, które przedstawiła, może i wydają się oderwane od rzeczywistości, jednak są spójne, logiczne. Nie włączamy jeszcze leczenia, bo nie znamy wystarczająco dobrze jej aktualnego stanu. Powinna zostać tu na obserwację. Zauważ, że do tej pory skupiła się głównie na przeszłości. Tej nocy zdobyliśmy jej zaufanie.

– Mhm.. Chyba masz rację.. Chociaż.. te czytanie w myślach…

– Argumentowała logicznie. Caroline, powtarzam jeszcze raz, bierzemy ją na obserwację.

Caroline czuła, że musi w jakiś sposób odbudować swoje uznanie w oczach Toma. Jej narcystyczna osobowość ucierpiałaby, gdyby Tom opuścił pokój bez docenienia jej starań.

– Tom? Posłuchaj… No, bo od siebie mogę dodać, że pacjentka nie wykazywała zachowań odbiegających od normy. Co prawda wyraźnie flirtowała z Tobą, ale ja już zdążyłam się przyzwyczaić, by nie traktować tego jako coś nienormalnego, wręcz przeciwnie. Jeszcze jedna rzecz. W drodze tutaj sprawdziłam w bazie E-medicine… z ciekawości, ten Crynex. Szefem był Michael Bloom, swego czasu pionier inżynierii genetycznej. Pod korporację podchodziła również Klinika zajmująca się wykorzystywaniem wirusów w celach leczniczych, o której wspominała Krzewicki, jak jej tam…

– KTWL. Prawdę mówiąc, nie sądziłem, że aż tak Cię to zainteresuje. Myślę, że powinniśmy skupić się na pacjentce i bazować na twardych danych, zamiast prowadzić dochodzenie. Sprawdzę, co u naszych pacjentów.

Tom wyjawił zaledwie ułamek swoich przemyśleń. Caroline nie była gotowa na więcej. Przyszła pora sprawdzić, dlaczego pacjenci zachowują się jakby otrzymali mieszankę leków nasennych i haloperidolu, którego nie podał.

***

Doktor Barns szedł długim korytarzem drugiego piętra, co chwila zaglądając do każdego z sąsiadujących pokoi. Wszyscy byli na swoim miejscu, pogrążeni w głębokim śnie. Postanowił wejść do sali numer 14, która była przeznaczona dla pacjentów agresywnych. Zbliżył się do jednego z nich, przesunął lekko ku górze skórzany kajdan spoczywający na bezwładnym nadgarstku i zmierzył częstość tętna. 35 na minutę. Jak we śnie sportowca. Wszystko by się zgadzało, gdyby nie to, że Peter nie chodzi od 15 lat.

Nagle ktoś zapalił światło.

– Tom !

Do sali weszła nowo przyjęta pacjentka, której psychiatra nie rozpoznał w pierwszej chwili. Była ubrana w luźną, szpitalną koszulę nocną. Tom zdał sobie sprawę, że bez obecności Caroline, rozmowa z Hanią mogłaby się skończyć zupełnie inaczej.

– Dobrze, że chociaż zapaliła światło – Pomyślał.

– Hania? Co Ty tu robisz..? Zgubiłaś się..?

– Jestem we właściwym miejscu. Ty też, Tom. Nie poznajesz mnie, jednak czujesz, że coś nas łączy. Phenton, rok 2037. Rząd światowy wprowadza zakaz adopcji, by dzieci osierocone i odebrane rodzicom patologicznym móc wykorzystywać do przeprowadzania eksperymentów medycznych. Dodatkowo, wyłącznie te "szczególnie" chore dzieci były brane pod uwagę. Nad wszystkim sprawuje pieczę Michael Bloom. Byłeś starszy, dlatego wydaje mi się, że wykasowali Ci wspomnienia. Ja byłam na tyle młoda by uznali, że nie będę pamiętać. Mylili się.

– Hanno, to nie jest dobry moment na taką rozmowę, obiecuję że…

Hania podbiegła do Toma na tyle blisko, by go dotknąć.

– Ćśś…

Szepnęła, równocześnie kładąc delikatnie opuszkę palca wskazującego na jego niedomkniętych wargach.

W jednej chwili czas jakby się zatrzymał, istniała tylko Ona. Wszystko wokół stawało się niewyraźne, barwy stawały się coraz ciemniejsze, aż zlały się z czernią jej włosów. W jej wielkich zielonych oczach skupiało się nagle całe życie, które wypełniało tę salę. Widział jej wydatne różowe usta, przez które – odniósł wrażenie – każde wypowiadane słowo będzie rozkazem, któremu nikt nie byłby w stanie się przeciwstawić. Tom nawet nie był świadomy tego, że jego oddech stawał się coraz płytszy, a serce znacznie spowolniło.

Nagle poczuł silną duszność i zaczął oddychać głęboko przez usta. Szybko się zorientował, że barwy, kształty – wszystko wróciło do stanu sprzed.. kilku sekund? Kilkunastu? Stracił poczucie czasu. Po chwili usłyszał jej spokojny, stonowany, jednak wciąż uroczo dziewczęcy głos.

– Zostałam tam skierowana, z powodu podejrzenia nieznanej choroby zakaźnej. Moja obecność źle działała na ludzi. Wtedy jeszcze nie potrafiłam tego kontrolować.

Tom krzywo się uśmiechnął. Chciał odpowiedzieć, jedak nie czuł się wystarczająco silny by rozmawiać. Sił starczyło mu jedynie na słuchanie.

– Mam zdolność modulowania działania Tworu siatkowatego. Potencjalizuję jego działanie bramkujące. Dlatego ci wokół głęboko śpią, mimo że nie dostali od Ciebie.. "cukierków". Ciężko nad tym pracowałam, żeby Haloperidol znikał systematycznie z magazynów aptek, z którymi byłeś w zmowie.

Hania ułożyła delikatnie dłoń na skroni Toma.

– Wiem, że podajesz go pacjentom, by nie słyszeć. Tak Tom. W izbie przyjęć opowiedziałam Twoją historię. Nie jesteś chory. Masz dar. Naukowcy z Crynex jedynie umożliwili Ci go okiełznać, podobnie jak to było w moim przypadku.

Dlatego w sali umieścili nas razem, bo tylko tak mogliśmy "normalnie" funkcjonować. Ja bramkowałam głosy, cudze myśli, które słyszałeś. Tylko przy mnie byłeś spokojny. Cieszyłam się, że istnieje ktoś, kto nie mdleje na mój widok.. Byliśmy ubrani wtedy tak, jak ja teraz. Czy coś Ci się przypomina?

Oczy Toma w rozbłysły jak zapalony lont. Bez wahania przycisną talię Hani do swojego pasa tak, że oboje czuli wzajemne łomotanie swych serc. Czuli na sobie swój oddech, a wyniosłości ich twarzy co pewien czas spotykały się w innych miejscach, jakby badając się i przypominając sobie nawzajem. W pewnym momencie ich usta niemal się zetknęły. Hania zaczęła mówić.

– Musisz odstawić leki które bierzesz. Wszystkie. To tylko Cię ogranicza. Wiem, że zawód który wybrałeś tworzył Ci ogromne możliwości pracy nad sobą, jednak nie wykorzystałeś ich należycie.Ty naprawdę jesteś w stanie to kontrolować. Dzięki Tobie udało się nam uciec. Przewidziałeś każdy krok Blooma.

Kobieta powoli sięgnęła do kieszeni. Wyciągnęła z niej strzykawkę z niebieską, przezroczystą substancją.

– Podam Ci teraz antidotum na leki przeciwpsychotyczne, na ten Haloperidol, którym jesteś jeszcze nafaszerowany. Dzięki mojej obecności znów nauczysz się to kontrolować. Zaufaj mi. Nie dostaniesz częstoskurczu. Przy mnie jesteś bezpieczny.

Igła strzykawki powoli zbliżała się ku prawej tętnicy szyjnej wewnętrznej Toma, widocznej przez skórę zwilżoną potem. Od pewnego momentu nie czuł już kołatania swojego serca, a oddech znów wydawał mu się coraz płytszy… Znów czuł się tak, jakby zbliżała się śmierć.. Ogarniał go chłód. Nie mógł nic zrobić, to Hania kontrolowała niemal wszystkie jego funkcje życiowe. Pozwoliła mu jedynie na zamknięcie oczu.. a może ona zrobiła to za niego?

Po chwili dało się usłyszeć tępy dźwięk, jakby coś ciężkiego spadło na ziemię. Nie wiadomo dlaczego, nagle odzyskał władzę nad ciałem. Nie musiał się szczególnie rozglądać – tuż przed nim stała wyjątkowo z siebie zadowolona Caroline, a u jego stóp leżała nieprzytomna Hania.

– 300mg Tiopentalu* ! Prysnęłam jej na kark, jak się do Ciebie dobierała. Kobieta zawsze powinna nosić przy sobie jakiś obezwładniacz, Tobie chyba tez by się przydało, nie możesz odpędzić się od tych bab. Dobra. Powinniśmy ją przywiązać Tom. W sumie trafiła na dobrą salę, gdzieś tu są te skórzane kajdanki dla narwańców.. Nic Ci nie jest?

– Dzięki Bogu że jesteś, Caroline. Zabezpiecz ten niebieski płyn i pędź do laboratorium. Ja w tym czasie przykuję ją do łózka. Doskonale się spisałaś.

– Się wie!

Caroline dopięła swego: szef był z niej dumny, a jej ego wystrzeliło gdzieś w granicę stratosfery. – No i co Ci Haniu z tego, że jesteś ładna, jeśli ja jestem mądra? – powtarzała w myślach.

 

* Tiopental – lek stosowany w indukcji znieczulenia ogólnego w postaci dożylnej. Powoduje głęboki sen. Mechanizm działania opiera się na hamowaniu czynności neuronów tworu siatkowatego.

***

Kiedy tylko Caroline opuściła salę, Tom natychmiast usadził wiotkie ciało Hani na jednym z łóżek i zawiózł je do pracowni rezonansu magnetycznego. Musiał się spieszyć, Tiopental nie działa długo.

Traktografia ukazywała znaczne skupiska pasm istoty białej w nietypowych miejscach, oraz ich brak w miejscach typowych. Widać było także znamiona przebytej infekcji wirusowej.

Barns zbliżył się do Hani. Przykucnął przy stole i zaczął jej szeptać do ucha bardzo, ale to bardzo cicho:

– Wreszcie mnie odnalazłaś. Doskonale. Jestem z Ciebie dumny. Widzisz, masz rację. Tylko przy Tobie mogłem w pełni kontrolować swój dar. Jesteś mi potrzebna, ale żeby funkcjonować bez leków, musiałbym mieć Cię przy sobie w każdej chwili życia. Ponadto nie mam pewności, czy nie zostałaś przysłana przez Blooma.

Po tych słowach, Barns nałożył na głowę Hani aparaturę do przeszczepu neuronalnego. Komputer zeskanował odpowiednie neurony Tworu, te o największej aktywności bramkującej. Gdy tylko Tom uzna to za stosowne, uaktywni za pomocą odpowiednich fal komórki macierzyste swojej kory mózgowej, do różnicowania w identyczne z komórkami Hani.

Teraz z pewnością nie było na to czasu.

Psychiatra pośpiesznie zdjął z Hani wszelkie urządzenia, po czym skasował dane z komputera. Następnie, przeniósł ciało Hani na ziemię. Przez chwilę zastanawiał się, co zrobić z ciałem, by nie wykazywało ono cech zabójstwa.Bezwiednie spoczywające na ziemi ciało ofiary przypomniało mu pewien sposób, o jakim mówiono na studiach. Burking. Uklęknął więc na klatce piersiowej dziewczyny. Po usunięciu powietrza z płuc i zablokowaniu możliwości jego ponownego nabrania, zacisną jedną dłonią nos a drugą usta Hani, które jeszcze czuł na swojej twarzy. Po chwili uznał, że minęła wystarczająca ilość czasu, by doszło do śmierci mózgu na skutek niedotlenienia. Tom udusił Hanię.

***

Po pięciu minutach do pracowni weszła Caroline. Zastała w niej Hanię, nad którą rytmicznie uginał się Tom, przeprowadzając resuscytację krążeniowo-oddechową.

– Wszędzie Cię szukałam, myślałam, że…

– Niestety, ona nie żyje.

Tom zaprzestał resuscytacji. Ciężko sapał, sprawiając wrażenie zmęczonego.

– Relacja alergiczna na Tiopental. Musiała dostać silnego wstrząsu anafilaktycznego, wstrzyknąłem jej mnóstwo adrenaliny, bez skutku. Chwilę po Twoim wyjściu stała się niewydolna oddechowo. Próbowałem resuscytować, stąd ślady na klatce. Zaraz tu będzie zespół reanimacyjny, po który zdążyłem zadzwonić, kiedy jeszcze żyła. Nie zdążyłem nawet zrobić rezonansu. Teraz, kiedy nie żyje… badanie nie ma sensu. Chociaż.. nie to się teraz liczy.

– Tom.. ale.. czy to znaczy, że ją.. zabiłam?

– Uratowałaś mi życie.

– O Boże…

– Weź się w garść, w końcu chcesz być psychiatrą. Co z tą substancją?

–..z substancją? Aa.. Powiedzieli, żeby wysłać do Laboratorium Analiz Substancji Nieznanych, że oni nie zajmują się tutaj takimi rzeczami.. i że powinieneś o tym wiedzieć.

– Masz rację. Nie myślimy trzeźwo, kierują nami emocje. Proszę, oddaj mi strzykawkę. Nie chcę, żebyś dręczyła się tą sprawą przez całą noc. Zawiadomię policję. Ty spróbuj ochłonąć.

Caroline bez wahania przekazała przedmiot swojemu przełożonemu.

– Wkrótce się zobaczymy, Michael – pomyślał Tom. 

 

Koniec

Komentarze

Przykro mi to pisać, EmRoZz, ale przez Twoje opowiadanie brnęłam z największym trudem i nic z niego nie zrozumiałam. Być może ktoś obeznany z tematem znajdzie tu coś zajmującego – mnie się nie udało znaleźć nic, poza masą błędów i usterek, albowiem opowiadanie jest napisane bardzo źle, wręcz niechlujnie.

 

myl­nie ro­zu­mia­nym jako au­re­ola (z ang. halo), czyli atry­but ko­ja­rzą­cy się z osobą wiel­ko­dusz­ną… –> Od kiedy to aureola kojarzy się z osobą wielkoduszną?

Czemu służy wtrącenie w nawiasie?

 

– Tom, skończ z tym Ha­lo­pe­ri­do­lem. –> – Tom, skończ z tym ha­lo­pe­ri­do­lem.

Nazwy leków zapisujemy małą literą. Ten błąd pojawia się w tekście kilka razy.

 http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

na które z Two­jej winy skar­żą się pa­cjen­ci. –> …na które z two­jej winy skar­żą się pa­cjen­ci.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się w tekście bardzo wiele razy.

 

wy­ję­cie pa­cjen­to­wi z oka ciała obcego.Proszę… –> Brak spacji po kropce. Ten błąd pojawia się w tekście wielokrotnie.

 

zapas Ha­lo­pe­ri­do­lu skoń­czył się dni temu. –> …zapas ha­lo­pe­ri­do­lu skoń­czył się dwa dni temu.

Liczebniki zapisujemy słownie. Ten błąd pojawia się w tekście kilkakrotnie.

 

Tak, wiem –stu­dia mu­sia­ły… –> Brak spacji po półpauzie.

 

Smart-watch wy­świe­tlał uśmiech­nię­tą twarz… –> Smartwatch wy­świe­tlał uśmiech­nię­tą twarz

 

– Dzię­ku­ję Panno Jones… –> – Dzię­ku­ję panno Jones

Formy grzecznościowe piszemy wielka literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się w tekście bardzo wiele razy.

 

oka­za­łej wiel­ko­ści ciem­no-zie­lo­ny ver­de­lit… –> …oka­za­łej wiel­ko­ści ciem­nozie­lo­ny ver­de­lit

 

Z da­le­ka było widać smu­kłe ciało, ubra­ne w od­cie­nie sza­ro­ści i duże, po­ły­sku­ją­ce zie­lo­ne oczy. –> Skoro ciało było ubrane, to nie mogło być widoczne. Obawiam się, że z daleka chyba nie można dojrzeć koloru oczu.

 

zaj­mie się do­kład­ną ob­ser­wa­cją.. –> Brak jednej kropki w wielokropku. Wielokropek ma zawsze trzy kropki. Ten błąd pojawia się w tekście wielokrotnie.

 

Je­stem psy­chia­trą, na­zy­wam się dok­tor Tomas Barns… –> Nikt nie nazywa się doktor.

Proponuję: Dok­tor Tomas Barns, je­stem psy­chia­trą.

 

do­sta­ła­bym chyba za­wa­łu…Żadne… –> Brak spacji po wielokropku.

 

Tom, jakby na chwi­lę wy­my­ka­jąc się uro­ko­wi Hani… –> Dlaczego nagle zdrobnienie imienia pacjentki?

 

jed­nak Kli­ni­ka, która zaj­mo­wa­ła się… –> Dlaczego wielka litera?

 

– Prze­pra­szam Haniu, jeśli mogę się tak do Cie­bie zwra­cać. –> To chyba nie jest profesjonalne zachowanie lekarza.

 

Jak Pan do­sko­na­le wie, Twór Siat­ko­wa­ty to… –> Dlaczego wielkie litery? Ten błąd pojawia się w tekście wielokrotnie.

 

je­ste­śmy za­ko­cha­ni, – na twa­rzy… –> Przed półpauzą nie stawia się przecinka.

 

Pod­świa­do­mość, Nie­świa­do­mość. –> Dlaczego wielkie litery?

 

do­ko­na­no wielu prze­ło­mo­wych od­kryć ! –> Zbędna spacja przed wykrzyknikiem. Ten błąd pojawia się kilkakrotnie także w dalszej części tekstu.

 

wy­ko­rzy­stu­je­my je­dy­nie 10% moż­li­wo­ści mózgu.. –> …wy­ko­rzy­stu­je­my je­dy­nie dziesięć procent moż­li­wo­ści mózgu

Liczebniki zapisujemy słownie, nie używamy symboli. Ten błąd pojawia się także w dalszej części tekstu.

 

– To na­pra­aw­dę in­te­re­su­ją­ce… –> Literówka.

 

Ca­ro­li­ne nie kryła za­że­no­wa­nia, co wy­ra­zi­ła krót­kim po­stę­ki­wa­niem. – Od kiedy zażenowanie wyraża się postękiwaniem?

 

ale i tych pod­świa­do­mych…i to… –> Brak spacji po wielokropku.

 

W tej chwi­li Hania i Tom byli na­chy­le­ni w swoim kie­run­ku… –> A jaki to był ich kierunek?

A może miało być: W tej chwi­li Hania i Tom byli na­chy­le­ni ku sobie

 

–… że można od­czy­ty­wać naj­głęb­sze pra­gnie­nia ludzi. –> Brak spacji po półpauzie, zbędna spacja po wielokropku.

 

wy­rzu­co­ny gdzieś w od­da­li sa­mo­lo­tu. –> Co to znaczy być wyrzuconym w oddali samolotu?

 

Cho­ciaż.. te czy­ta­nie w my­ślach… –> Cho­ciaż… to czy­ta­nie w my­ślach

 

prze­su­nął lekko ku górze skó­rza­ny kaj­dan spo­czy­wa­ją­cy na… –> …prze­su­nął lekko ku górze skó­rza­ne kaj­dany spo­czy­wa­ją­ce na

Kajdany nie mają liczby mnogiej.

 

– Do­brze, że cho­ciaż za­pa­li­ła świa­tło – Po­my­ślał. –> Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

Wszyst­ko wokół sta­wa­ło się nie­wy­raź­ne, barwy sta­wa­ły się… –> Czy to celowe powtórzenie?

 

jedak nie czuł się wy­star­cza­ją­co silny… –> Literówka.

 

jakby coś cięż­kie­go spa­dło na zie­mię. –> Rzecz dzieje się w pomieszczeniu, więc: …jakby coś cięż­kie­go spa­dło na podłogę.

 

…chyba tez by się przy­da­ło… –> Literówka.

 

Ja w tym cza­sie przy­ku­ję ją do łózka. –> Literówka.

 

Bez­wied­nie spo­czy­wa­ją­ce na ziemi ciało ofia­ry… –> Chyba miało być: Bez­wład­nie spo­czy­wa­ją­ce na podłodze ciało ofia­ry

 

za­ci­sną jedną dło­nią nos… –> …za­ci­snął jedną dło­nią nos

 

Re­la­cja aler­gicz­na na Tio­pen­tal. –> Tu chyba miało być: Re­ak­cja aler­gicz­na na tio­pen­tal.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za wszelkie uwagi, jednak najbardziej martwi mnie to, że jak sama piszesz, opowiadanie było dla Ciebie niezrozumiałe, a poza tym, że nie znalazłaś w nim nic zajmującego (odniosę się do tego na sam koniec).

 

Chciałbym się odnieść do kilku linijek Twojej odpowiedzi.

 

mylnie rozumianym jako aureola (z ang. halo), czyli atrybut kojarzący się z osobą wielkoduszną… –> Od kiedy to aureola kojarzy się z osobą wielkoduszną?

Czemu służy wtrącenie w nawiasie?

 

Wielkoduszność kojarzy mi się z anielskością, stąd aureola (anielskość jest pierwszym synonimem wielkoduszności z pierwszego słownika z google). Wyjaśnienie w nawiasie, bo litery “aureola” nie wchodzą w skład słowa “haloperidol”. W tekście jest wyjaśnienie.

 

– Tom, skończ z tym Haloperidolem. –> – Tom, skończ z tym haloperidolem.

Nazwy leków zapisujemy małą literą. Ten błąd pojawia się w tekście kilka razy.

 http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

Tak, zapisujemy, jednak ja napisałem nazwę handlową, która może pokrywać się z nazwą substancji czynnej i powinna być wtedy pisana z wielkiej litery.

 

na które z Twojej winy skarżą się pacjenci. –> …na które z twojej winy skarżą się pacjenci.

Zaimki piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Ten błąd pojawia się w tekście bardzo wiele razy.

 

– Dziękuję Panno Jones… –> – Dziękuję panno Jones

 

Ech, tak, tylko że gdy czytam w opowiadaniu “twojej” z małej litery, to dla mnie wygląda niechlujnie, bo zwykłem zwracać się do kogoś za każdym razem z wielkiej. Chyba się nie przestawię, niestety.

 

Z daleka było widać smukłe ciało, ubrane w odcienie szarości i duże, połyskujące zielone oczy. –> Skoro ciało było ubrane, to nie mogło być widoczne. Obawiam się, że z daleka chyba nie można dojrzeć koloru oczu.

 

Chyba, że się kogoś poznaje i widzi się więcej niż można by dostrzec u obcej osoby :) Co jest spójne z treścią.

 

Jestem psychiatrą, nazywam się doktor Tomas Barns… –> Nikt nie nazywa się doktor.

Proponuję: Doktor Tomas Barns, jestem psychiatrą.

 

Bardzo fajna uwaga, dzięki.

 

Przepraszam Haniu, jeśli mogę się tak do Ciebie zwracać. –> To chyba nie jest profesjonalne zachowanie lekarza.

 

Znaczyłoby to, że ten lekarz nie zachowuje się profesjonalnie, co autor (ja) miał na myśli i jest spójne z treścią. 

 

Widzę, że pisanie niektórych słów z wielkich liter jest źle postrzegane. Hmm. Po prostu zaznaczam w ten sposób czytelnikowi, że te słowa są ważne, kluczowe. Czy to źle?

 

Caroline nie kryła zażenowania, co wyraziła krótkim postękiwaniem. – Od kiedy zażenowanie wyraża się postękiwaniem?

 

Jeśli napisałbym, że kolega się posikał z powodu swędzącego ucha, też uznałabyś to za prawidłowość? :)

 

Za wszystkie pozostałe uwagi serdecznie dziękuję, chociaż to głównie literówki. Odnoszę wrażenie, że za faktyczne niechlujstwo uznałaś właśnie te literówki, spacje, myślniki, kropki, wielkie litery itd. (bo takich błędów było najwięcej), co znacznie utrudniło Ci skupienie się na treści. 

 

I na sam koniec,

 

przez Twoje opowiadanie brnęłam z największym trudem i nic z niego nie zrozumiałam. Być może ktoś obeznany z tematem znajdzie tu coś zajmującego – mnie się nie udało znaleźć nic.

 

Może warto przeczytać opowiadanie jeszcze raz, a będzie bardziej zrozumiałe i być może wtedy (bo jak inaczej?) uda się w nim znaleźć coś, co Cię zainteresuje? :)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wiel­ko­dusz­ność ko­ja­rzy mi się z aniel­sko­ścią, stąd au­re­ola (aniel­skość jest pierw­szym sy­no­ni­mem wiel­ko­dusz­no­ści z pierw­sze­go słow­ni­ka z go­ogle).

Przykro mi, EmRoZz, Twoje wyjaśnienia nie przekonały mnie. Nadal nie widzę związku aureoli z wielkodusznością.

Za SJP PWN: aureola  1. «świetlisty krąg otaczający na obrazach i rzeźbach głowy świętych» 2. «uznanie otaczające kogoś» 3. «świetlista obwódka otaczająca niektóre przedmioty będące źródłem światła»

wielkoduszny «odznaczający się wielkimi zaletami ducha, szlachetnością, wyrozumiałością; też: świadczący o czyjejś szlachetności, wyrozumiałości»

anielski  1. «odnoszący się do anioła» 2. «dobry i łagodny» 3. «ogromny, niezwykły»

 

Wy­ja­śnie­nie w na­wia­sie, bo li­te­ry “au­re­ola” nie wcho­dzą w skład słowa “ha­lo­pe­ri­dol”. W tek­ście jest wy­ja­śnie­nie.

Wyjaśnia w tekście zaśmiecają go. Tekst, moim zdaniem, powinien być napisany na tyle jasno, żeby czytelnik nie musiał potykać się o wtręty, dodatkowe objaśnienia i przypisy. Wiedz też, że w miarę rozgarnięty czytelnik umie poradzić sobie z trudnym słowem czy nieznanym dotąd pojęciem.

Jeśli napisałeś coś, co w Twoim mniemaniu może sprawić kłopot czytelnikom, zmień to i napisz tak, aby rzecz była  czytelna i zrozumiała bez dodatkowych tłumaczeń i podpowiedzi.

 

Tak, za­pi­su­je­my, jed­nak ja na­pi­sa­łem nazwę han­dlo­wą, która może po­kry­wać się z nazwą sub­stan­cji czyn­nej i po­win­na być wtedy pi­sa­na z wiel­kiej li­te­ry.

Pozwolę się sobie z Tobą nie zgodzić i zacytuję opinię Rady Języka Polskiego: Nie są tym samym ani nazwami własnymi, ani nazwami handlowymi nazwy produktów, usług itp., używane bez protestów w obrocie prawnym w Rzeczypospolitej Polskiej przez różne (także konkurujące za sobą) podmioty w odniesieniu do takich samych lub podobnych produktów, usług itp.

http://www.rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=93:definicje-poj-nazwa-wasnaq-nazwa-handlowaq&catid=45&Itemid=55

 

Ech, tak, tylko że gdy czy­tam w opo­wia­da­niu “two­jej” z małej li­te­ry, to dla mnie wy­glą­da nie­chluj­nie, bo zwy­kłem zwra­cać się do kogoś za każ­dym razem z wiel­kiej. Chyba się nie prze­sta­wię, nie­ste­ty.

Więc za każdym razem będziesz robił błąd, bo to nie jest sprawa ani Twoich przyzwyczajeń, ani Twojej estetyki, a zasada obowiązująca w języku polskim. Powtórzę – zaimki i formy grzecznościowe piszemy wielka literą wtedy, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. W ten sposób wyrażamy szacunek dla tej osoby.

Czy nie masz wrażenia, że Twoje niczym nie uzasadnione przyzwyczajenie może doprowadzić do absurdu? Spróbuj wyobrazić sobie, że w opowiadaniu umieszczasz scenę kłótni np. kiboli/ meneli/ przekupek/ sąsiadów, pełną najczęściej używanych wulgaryzmów, ale z zaimkami napisanymi wielkimi literami. Czy nie uważasz, że kuriozalne byłoby zdanie: – Cholera, ja Ci pokażę, Ty kurwo! – że na tym przykładzie poprzestanę.

 

Widzę, że pi­sa­nie nie­któ­rych słów z wiel­kich liter jest źle po­strze­ga­ne. Hmm. Po pro­stu za­zna­czam w ten spo­sób czy­tel­ni­ko­wi, że te słowa są ważne, klu­czo­we. Czy to źle?

EmRoZz, powtórzę – czytelnik nie jest idiotą, czytelnik sam potrafi zorientować się w znaczeniu słów i nie jest do tego potrzebne ich podkreślania, wytłuszczanie ani pisanie wielką literą. Jeśli czytelnik nie zrozumie, znaczyć to będzie, że Autor nie podołał zadaniu.

 

Ca­ro­li­ne nie kryła za­że­no­wa­nia, co wy­ra­zi­ła krót­kim po­stę­ki­wa­niem. – Od kiedy za­że­no­wa­nie wy­ra­ża się po­stę­ki­wa­niem?

Jeśli na­pi­sał­bym, że ko­le­ga się po­si­kał z po­wo­du swę­dzą­ce­go ucha, też uzna­ła­byś to za pra­wi­dło­wość? :)

A jak to się ma do zadanego przeze mnie pytania i dlaczego uważasz, że uznałam to za prawidłowość?

Napisałeś: Ca­ro­li­ne nie kryła za­że­no­wa­nia, co wy­ra­zi­ła krót­kim po­stę­ki­wa­niem. – a ja, ponieważ pierwszy raz w życiu spotkałam się z przypadkiem zażenowania objawiającego się postękiwaniem, zadałam pytanie: Od kiedy za­że­no­wa­nie wy­ra­ża się po­stę­ki­wa­niem?

Za SJP PWN: postękiwać  1. «stękać niezbyt głośno, z przerwami» 2. «o byku łosia, jelenia: wydawać głos wabiący samice w czasie rui» stęknięcie pot. «odgłos wydawany z bólu lub przy wysiłku fizycznym» zażenowanie «uczucie wstydu i zakłopotania»

 

Za wszyst­kie po­zo­sta­łe uwagi ser­decz­nie dzię­ku­ję, cho­ciaż to głów­nie li­te­rów­ki. Od­no­szę wra­że­nie, że za fak­tycz­ne nie­chluj­stwo uzna­łaś wła­śnie te li­te­rów­ki, spa­cje, myśl­ni­ki, krop­ki, wiel­kie li­te­ry itd.

Dla Ciebie to może tylko literówki, ale dla czytelnika stanowią one istotną przeszkodę. Świadczą też o tym, że piszący nie przeczytał dzieła przed jego opublikowaniem, a tym samym lekceważy czytelników.

I owszem, tak jak słusznie wnioskujesz, wła­śnie te li­te­rów­ki, spa­cje, myśl­ni­ki, krop­ki, wiel­kie li­te­ry itd., uznałam za najwyższego stopnia niechlujstwo, choć dopuściłam też możliwość, że Autor w niedostatecznej mierze opanował zasady obowiązujące w języku polskim.

Rozległa pustka ziejąca pod Twoim postem, także jest objawem niechlujstwa.

 

Może warto prze­czy­tać opo­wia­da­nie jesz­cze raz, a bę­dzie bar­dziej zro­zu­mia­łe i być może wtedy (bo jak ina­czej?) uda się w nim zna­leźć coś, co Cię za­in­te­re­su­je? :)

Nie, EmRoZz. Raz już brnęłam przez Pewnego razu w szpitalu psychiatrycznym i dopóki Twoje opowiadanie nie zostanie poprawione, dopóki będą w nim straszyć wszystkie wytknięte błędy i usterki, dopóki zaimki i formy grzecznościowe będą napisane wielkimi literami, a liczebniki cyframi i liczbami, dopóki nie poprawisz interpunkcji, niestety, nie ma najmniejszych szans, abym dobrowolnie podjęła trud ponownej lektury Twojego dzieła.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cieszę się, że zdecydowałem się tutaj zamieścić opowiadanie. Bardzo dziękuję za Twoje uwagi i poświęcenie chwili swojego czasu :) 

 

dopóki Twoje opowiadanie nie zostanie poprawione, dopóki będą w nim straszyć wszystkie wytknięte błędy i usterki, dopóki zaimki i formy grzecznościowe będą napisane wielkimi literami, a liczebniki cyframi i liczbami, dopóki nie poprawisz interpunkcji, niestety, nie ma najmniejszych szans, abym dobrowolnie podjęła trud ponownej lektury Twojego dzieła.

 

Zachęciłaś mnie do naniesienia poprawek, chociaż “niechlujem” i tak pewnie zostanę ;)

 

Przykro mi, EmRoZz, Twoje wyjaśnienia nie przekonały mnie. Nadal nie widzę związku aureoli z wielkodusznością.

 

Jeśli zwiększy to prawdopodobieństwo przeczytania przez Ciebie tekstu jeszcze raz, tym razem z większym skupieniem się na treści (już nie straszącej niechlujstwem, mam nadzieję), nie widzę przeszkód by użyć w tamtym zdaniu innych słów, bardziej do siebie pasujących. Oczywiście, nie naciskam na ponowne czytanie. Odniosłem wrażenie, że poza “niechlujstwem”, to sam temat nie podszedł i może z tego powodu opowiadanie było dodatkowo trudniejsze do zrozumienia. 

 

Jeśli napisałeś coś, co w Twoim mniemaniu może sprawić kłopot czytelnikom, zmień to i napisz tak, aby rzecz była  czytelna i zrozumiała bez dodatkowych tłumaczeń i podpowiedzi.

 

Z pewnością masz rację. Jest to moje pierwsze opowiadanie, w dodatku pisane na szybko i po prostu jeszcze trudno mi wyczuć co może sprawić kłopot, a co zwiększy szansę zrozumienia. Wtrącenie (ang. Halo) wydawało mi się zasadne i niezbędne, bo przecież o to chodzi – inaczej nie miałoby sensu wiązanie “halo-“ od haloperidolu i aureoli. Bez info (ang. Halo) czytelnik w moim mniemaniu miałby większy kłopot ze zrozumieniem dlaczego “Halo” dobrze kojarzy się pacjentom. 

 

Przy okazji. Być może nie jest to miejsce do takich dywagacji, jednak skoro zostało mi to wytknięte, myślę, że warto się odnieść – tak, nie ma czegoś takiego jak “..”, jednak jeśli chcę przekazać różne wrażenia, to naturalnie pomyślałem o różnej długości wielokropka. Przykładowo, “……” kojarzyłoby mi się z czymś w rodzaju “brak mi słów, wyjdź”, co mogłoby zostać użyte zamiast, albo po tych słowach. Jeśli sztuka opowiadania nie uznaje takich przypadków, to według mnie na tym traci, a to tylko jeden przykład z mnóstwa możliwości. Podobnie myślę o stawianiu wielkich liter tam, gdzie nie jest to zgodne z ortografią, jednak zgodne z myślą autora. Rozumiem, że jesteś jakby strażniczką poprawnej polszczyzny i ze względu na utrwalone zasady każde ich złamanie wywołuje u Ciebie frustrację. Być może bardziej doświadczony autor nie potrzebuje łamać zasad ortografii i interpunkcji, by przekazać sto procent tego, co miał na myśli. Być może ten sam autor zdziwiłby się, ile możliwości daje łamanie tych zasad i przy pozornie niechlujnym (dla niektórych) tekście nowe sto procent przekazania myśli, jakim chwaliłby się znów autor, czytelnik odebrałby jako trafniejsze :) Nie odnoszę się tutaj do swojego opowiadania. Raczej staram się przekazać, że narażając się na frustrację w takich sytuacjach, może ominąć Cię coś naprawdę fajnego, czego z łatwością dozna ktoś niebędący strażnikiem. Myślę, że zdajesz sobie sprawę z tego co napisałem, jednak ze względu na doświadczenie wybrałaś traktowanie niechlujnych opowiadań z góry jako niezajmujące, bo w istocie przekonałaś się, że większość niechlujnych taka jest. Obawiam się, że tym samym pozbawiłaś się czegoś w ten sposób, to jest opowiadań zdolnych autorów naginających zasady. Twój wybór, jednak z tego co widzę jesteś tutaj poważanym jednoosobowym organem opiniotwórczym i Twoja opinia może przekreślić osobę przykładowo zdolną, acz niewprawioną w zasady lub je naginającą. Nie mam na myśli siebie, chociaż coś mi mówi, że wiele początkujących “niechlujnych” autorów zostało na początku skreślonych przez strażników do Ciebie podobnych i nie wydaje mi się, by nie została ominięta w ten sposób jakaś “perełka”. Podobnie ze strażnikami czytającymi treść, do której nie są przyzwyczajeni bądź nie przepadają za poruszanymi w niej tematami.

 

W sumie, zgodna z powyższym będzie moja odpowiedź na Twoją uwagę, odnośnie poprawności zapisu nazwy leku. Pozwolę sobie przytoczyć słowa eksperta:

 

“Do nazw leków stosuje się ta sama reguła ortograficzna, co do nazw samochodów i innych wyrobów przemysłowych. Każe ona pisać np. zderzenie fiata z mercedesem, ale samochód marki Fiat – tzn. małej litery każe używać w nazwach konkretnych wyrobów, a dużej w nazwach marek i firm. Reguła ta działa dobrze w odniesieniu do nazw powszechnie znanych, których używamy tak często, że stały się one częścią naszego codziennego języka. Nazwy mniej znane są w praktyce pisane wielką literą, znajdziemy więc w książkach polopirynęaspirynę i piramidon (małą literą), ale raczej OxeladinFlegaminę i Trilac (wielką literą). Może to wynikać z nieznajomości ortografii, ale może też świadczyć o chęci odróżnienia słów dobrze przyswojonych polszczyźnie od elementów w niej całkowicie obcych”

 

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/nazwy-lekarstw;392.html

 

Idźmy dalej

 

Czy nie uważasz, że kuriozalne byłoby zdanie: – Cholera, ja Ci pokażę, Ty kurwo! – że na tym przykładzie poprzestanę.

 

Jak wyżej. Uważam, dlatego napisałbym “ci” w tym konkretnym przypadku, bo tak czuję, zresztą podobnie jak Ty. Tym samym “Kocham cię” zdecydowanie wolałbym zapisać w ten sposób: “Kocham Cię”. 

 

Caroline nie kryła zażenowania, co wyraziła krótkim postękiwaniem. – a ja, ponieważ pierwszy raz w życiu spotkałam się z przypadkiem zażenowania objawiającego się postękiwaniem, zadałam pytanie: Od kiedy zażenowanie wyraża się postękiwaniem?

 

Sama sobie odpowiedziałaś. Po prostu pierwszy raz w życiu spotkałaś się z przypadkiem zażenowania objawiającego się postękiwaniem. Dla Ciebie od dzisiaj. Dla Caroline od któregoś roku życia. Dla innych z pewnością jeszcze inaczej, a może wcale się z tym nie spotkali.

 

 

Dla Ciebie to może tylko literówki, ale dla czytelnika stanowią one istotną przeszkodę. Świadczą też o tym, że piszący nie przeczytał dzieła przed jego opublikowaniem, a tym samym lekceważy czytelników.

I owszem, tak jak słusznie wnioskujesz, właśnie te literówki, spacje, myślniki, kropki, wielkie litery itd., uznałam za najwyższego stopnia niechlujstwo, choć dopuściłam też możliwość, że Autor w niedostatecznej mierze opanował zasady obowiązujące w języku polskim.

 

J.w.

 

Nie, EmRoZz. Raz już brnęłam przez Pewnego razu w szpitalu psychiatrycznym i dopóki Twoje opowiadanie nie zostanie poprawione, dopóki będą w nim straszyć wszystkie wytknięte błędy i usterki, dopóki zaimki i formy grzecznościowe będą napisane wielkimi literami, a liczebniki cyframi i liczbami, dopóki nie poprawisz interpunkcji, niestety, nie ma najmniejszych szans, abym dobrowolnie podjęła trud ponownej lektury Twojego dzieła.

 

Kiedy znajdę chwilę czasu, postaram się poprawić. Jeszcze raz dodam, że zgadzam się z wieloma Twoimi uwagami i jeszcze raz dziękuję!

 

P.S. Wątpię, że zostawienie tutaj miejsca, na dole mojego posta, jest potwierdzeniem niechlujstwa, co byłaś uprzejma mi wytknąć. Skąd miałem wiedzieć, że ten edytor wymaga usunięcia pustego miejsca i nie usuwa go sam, a dodatkowo chyba sam je generuje. Podobnie jak Ty spotkałaś się pierwszy raz z nietypowym wyrażeniem zażenowania przez Caroline, podobnie mnie zaskoczył ten edytor.

Cie­szę się, że zde­cy­do­wa­łem się tutaj za­mie­ścić opo­wia­da­nie i bar­dzo dzię­ku­ję za uwagi i po­świę­ce­nie chwi­li swo­je­go czasu :) 

Bardzo proszę. I cieszę się Twoją radością. ;D

 

Za­chę­ci­łaś mnie do na­nie­sie­nia po­pra­wek, cho­ciaż “nie­chlu­jem” i tak pew­nie zo­sta­nę ;)

Niezmierni mi miło, że Cię zachęciłam, a co do przyszłości i tego kim przewidujesz zostać… cóż, wszystko zależy od Ciebie. ;)

 

Jeśli zwiększy to prawdopodobieństwo przeczytania przez Ciebie tekstu jeszcze raz…

Nie wykluczam takiej możliwości, ale teksty zakwalifikowane do ponownego czytania wędrują na koniec kolejki, w która w tej chwili liczy 408 pozycji… :(

 

Odniosłem wrażenie, że poza “niechlujstwem”, to sam temat nie podszedł i może z tego powodu opowiadanie było dodatkowo trudniejsze do zrozumienia. 

Istotnie. Historie dotyczące psychiatrii i spraw z nią związanych, niestety, nie należą do moich ulubionych i nie budzą we mnie szczególnego zainteresowania.

 

Z pewnością masz rację. Jest to moje pierwsze opowiadanie, w dodatku pisane na szybko i po prostu jeszcze trudno mi wyczuć co może sprawić kłopot, a co zwiększy szansę zrozumienia.

W takim razie sugeruję abyś, kiedy skończysz opowiadanie, powstrzymał się przed wrzuceniem go na stronę. Odłóż je na dwa, trzy tygodnie i ponownie przeczytaj. Powinieneś wtedy dostrzec przynajmniej część błędów i usterek, łatwiej też będzie zauważyć, czy wszystko jest napisane tak jak chciałeś. Po tym zabiegu znowu odłóż tekst na kolejna dwa, trzy tygodnie i powtórz zabieg.

Dobrze jest także poprosić kogoś, choć trochę obeznanego z językiem polskim, aby przeczytał opowiadanie. I lepiej niech to nie będzie nikt z rodziny, ani ktoś zaprzyjaźniony, bo bliscy z reguły chwalą i prawie zawsze uważają, że jest super.

Jeśli nie masz nikogo takiego, pozostaje betalista. Jednak nim zechcesz zaprosić kogoś do betowania, postaraj się przeczytać i skomentować przynajmniej kilka cudzych opowiadań – może tych z Biblioteki, może nagrodzonych Piórkami, a może te najnowsze… Wybór należy do Ciebie. To, mam wrażenie, pomoże Ci zorientować się, z kim chciałbyś ulepszyć swoje dzieło, pozwoli także innym poznać Cię jako aktywnego użytkownika.

No i zajrzyj do tego wątku: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

…jednak jeśli chcę przekazać różne wrażenia, to naturalnie pomyślałem o różnej długości wielokropka. Przykładowo, “……” kojarzyłoby mi się z czymś w rodzaju “brak mi słów, wyjdź”…

No cóż, wielokropek, jak już wspomniałam, ma zawsze trzy kropki. Nie dwie, nie sześć, nie osiem, a tylko i wyłącznie trzy. Zaproponowaną przez Ciebie wypowiedź można wyrazić słowami – będzie ona absolutnie czytelna i nie ma potrzeby zastępowania jej szeregiem kropek, albowiem za chwilę jakiś inny eksperymentator uzna, że może zamiast Twoich kropki lepsze będą ciurkiem stawiane dywizy lub półpauzy, bo lepiej kojarzą się z ujemnym wrażeniem, które chciałeś wyrazić.

I nie, nie wydaje mi się, aby sztuka opowiadania cokolwiek straciła, jeśli pozostaniemy przy dotychczasowych sposobach wrażania myśli na pomocą słów i już istniejących znaków i norm.

 

Myślę, że zdajesz sobie sprawę z tego co napisałem, jednak ze względu na doświadczenie wybrałaś traktowanie niechlujnych opowiadań z góry jako niezajmujące, bo w istocie przekonałaś się, że większość niechlujnych taka jest.

I tu się mylisz. Traktuję wszystkie opowiadania jednakowo i moje, jak je nazwałeś, doświadczenie, nie pozwala mi na traktowanie żadnego „z góry”. Nie przypuszczam też, abyś mógł cokolwiek wiedzieć o moich przekonaniach względem niechlujnych opowiadań.

 

…z tego co widzę jesteś tutaj poważanym jednoosobowym organem opiniotwórczym i Twoja opinia może przekreślić osobę przykładowo zdolną, acz niewprawioną w zasady lub je naginającą.

Znów się mylisz. Na tej stronie nie ma czegoś takiego, jak jednoosobowy organ opiniotwórczy, więc nie możesz sugerować, że ja czymś takim jestem. Ot, czytam, komentuję i robię łapanki. Nic więcej. Moja opinia nie może ani nikogo skreślić, ani nikomu pomóc, bo nie wydaję żadnych opinii. Powtórzę – na tej stronie nie dzieje się nic, o czym można powiedzieć, że zaistniało na mocy jednoosobowej decyzji.

 

…coś mi mówi, że wiele początkujących “niechlujnych” autorów zostało na początku skreślonych przez strażników do Ciebie podobnych i nie wydaje mi się, by nie została ominięta w ten sposób jakaś “perełka”. Podobnie ze strażnikami czytającymi treść, do której nie są przyzwyczajeni bądź nie przepadają za poruszanymi w niej tematami.

Na tej stronie nie ma nikogo, o kim mógłbyś powiedzieć, że jest strażnikiem, skreślającym początkujących autorów, bądź nieprzyzwyczajonym do pewnych treści.

 

Mam nadzieję, że szybko poznasz zasady działania strony i niebawem nie będzie miała ona przed Tobą żadnych tajemnic. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zmarnowany potencjał. Niestety, widać w tekście brak odpowiednich umiejętności warsztatowych, a zwłaszcza sztuki prowadzenia fabuły, rozwijania fabuły i puentowania fabuły odpowiednio wybrzmiewającym finałem.

Dostrzegam tutaj niezły pomysł. Ten cały pseudonaukowy/medyczny psychobełkot na temat tworu siatkowatego (z niewiadomego powodu pisanego przez Ciebie na przemian z wielkiej i małej litery) jest na tyle przekonujący, że łykam go jako czytelnik i spodziewam się dobrego wykorzystania w opowiadanej historii. Nadaremnie.

Po przebrnięciu przez tekst pełen dziwnych wtrąceń, nawiasów, błędnej interpunkcji, niepoprawnych zapisów, form i zwrotów (na które słusznie zwróciła uwagę Regulatorzy) oczekiwałem nagrody w postaci dobrej puenty, konkretnego wykorzystania obiecującego konceptu pseudonaukowego, który obiecywał w miarę solidne science-fiction, w którym za science robi nieco umowna psychologia i biologia (solidne na poziomie koncepcji, bo technicznie opowiadanie kuleje)

Zamiast tego dostałem jednak jakąś "Dynastię" w której bohaterowie się odnajdują, znają z przeszłości, ukrywają jakieś mroczne tajemnice, odzyskują utraconą pamięć itd. Jednak nawet tak oklepane "zwroty" akcji można by poprowadzić z wyczuciem i uzyskać zadowalający efekt. Tobie jednak zabrakło odpowiednich umiejętności.

Za bardzo skupiłeś się na konstruowaniu rozwiniętych, wielokrotnie złożonych zdań, przesadnym opisywaniu gestów, min czy reakcji postaci, a samą fabułę pokpiłeś. Początek zapowiadał się nieźle, mimo nieco pogmatwanego i mało efektownego wprowadzenia. Za to końcówka tekstu jednak nienaturalnie (a raczej naturalnie dla debiutantów) przyspieszyła, rzucając w czytelnika kolejnymi "ważnymi" elementami historii, które wyglądają na nieprzemyślane i są słabo wprowadzone/zapowiedziane przez narratora we wcześniejszych fazach opowieści. Zamiast zaskoczenia, poczułem jedynie zakłopotanie. I tutaj wspomnę kolejny defekt – kompozycja opowiadania kuleje. Tym bardziej, że zakończenie sugeruje jakiś dalszy ciąg i, jak wspomniałem, historia nie dostaje należytego finału.

Twojej dyskusji z Reg, nawet nie będę szerzej komentował. Napisałeś pierwsze opowiadanie i już chcesz wprowadzać swoje zasady pisowni, języka, podważać reguły, wytyczać nowe prawa? Stawiać pięć, sześć kropek zamiast trzech w wielokropku? To naprawdę zabawne podejście. Jak niby czytelnik ma się domyślić, co autor chciał wyrazić sześcioma gwiazdkami na końcu zdania? Albo ośmioma przecinkami? Tobie się będzie wydawało, że to coś oznacza, dla mnie to będzie błąd na poziomie podstawówki. Po to mamy ustalone reguły, wspólny kod językowy, interpunkcyjny itd, o określonym znaczeniu, żeby takie kwestie były jasne dla wszystkich, a przekaz zrozumiały.

Zaskoczę Ciebie pewnie, ale nie napisałeś żadnego zajebistego i genialnego tekstu i na pewno nie warto go czytać i polecać, jeśli Autorowi nie chce się popracować nad stroną techniczną, stosuje dowolną interpunkcję, wstawia jakieś wyjaśnienia w nawiasach na podobieństwo prac naukowych, formy grzecznościowe pisze wielką literą, bo mu się tak podoba itd. Na razie jesteś debiutantem i pokaż, że umiesz napisać dobre opowiadanie, dopracowane od strony warsztatowej i technicznej, zapisane zgodnie z powszechnymi regułami i pozbawione błędów. Z pokorą i szacunkiem dla czytelnika. Bo na razie, poza babolami, które wybiórczo wskazała Reg, niemal, w co trzecim zdaniu masz jakieś słabizny i usterki.

Ale przynaję, ogólnie jak na debiut nie jest źle. Miałeś pomysł, zdania klecić potrafisz lepiej lub gorzej, na pewno będą z Ciebie ludzie.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Mr. maras, pozwolę sobie wypunktować najważniejsze Twoje uwagi, do których zastosuję się poprawiając tekst:

 

dostrzegam tutaj niezły pomysł, zmarnowany potencjał

brak odpowiednich umiejętności warsztatowych, a zwłaszcza sztuki prowadzenia fabuły, rozwijania fabuły i puentowania fabuły odpowiednio wybrzmiewającym finałem

oczekiwałem nagrody w postaci dobrej puenty, konkretnego wykorzystania obiecującego konceptu pseudonaukowego, który obiecywał w miarę solidne science-fiction, w którym za science robi nieco umowna psychologia i biologia (solidne na poziomie koncepcji, bo technicznie opowiadanie kuleje

Za bardzo skupiłeś się na konstruowaniu rozwiniętych, wielokrotnie złożonych zdań, przesadnym opisywaniu gestów, min czy reakcji postaci, a samą fabułę pokpiłeś.

końcówka tekstu jednak nienaturalnie (a raczej naturalnie dla debiutantów) przyspieszyła, rzucając w czytelnika kolejnymi "ważnymi" elementami historii, które wyglądają na nieprzemyślane i są słabo wprowadzone/zapowiedziane przez narratora we wcześniejszych fazach opowieści

Ale przynaję, ogólnie jak na debiut nie jest źle. Miałeś pomysł, zdania klecić potrafisz lepiej lub gorzej, na pewno będą z Ciebie ludzie.

 

W skrócie: pokpiona strona warsztatowa i techniczna. Mimo wynikających z tego problemów z czytaniem i interpretacją, mam wrażenie, że pomysł został zrozumiany. Cieszę się z uznania go przez Ciebie za przekonujący, godny bardziej starannego podejścia. Przyznaję, na pewno brakuje mi umiejętności, na pewno poza tym moje niechlujstwo psuło efekt. Przyznaję jednocześnie, że nie znam zasad dobrego prowadzenia fabuły itd., a pracę tutaj zamieściłem nie po to, by ktoś zwracał mi uwagę na niepostawienie kropki czy wielkiej litery w odpowiednim miejscu. Chodziło mi właśnie o taki komentarz jak Twój, i jestem nim bardzo usatysfakcjonowany. Moje odpowiedzi na uwagi Reg nie wynikają z tego, że moje opowiadanie uznaję za zajebiste, tylko że nie takiego feedback’u oczekiwałem. Tak, na pewno popracuję nad starannością, bo teraz jestem jakby bardziej świadomy wagi strony technicznej. Faktycznie, niechlujne teksty mogą zniechęcać czytelnika do czytania, a poza tym utrudniać interpretację. Dla mnie jednak, było ważne jedno – czy jest sens uczyć się warsztatu i poświęcać czas na staranne pisanie. Czy to, co przekonało mnie, może przekonać innych. Po Twoim komentarzu, a szczególnie ostatnim zdaniu, myślę, że może, a praca nad umiejętnościami i stroną techniczną z pewnością zwiększy tego prawdopodobieństwo.

 

Jeszcze raz dzięki.

 

Reg

 

W takim razie sugeruję abyś, kiedy skończysz opowiadanie, powstrzymał się przed wrzuceniem go na stronę. Odłóż je na dwa, trzy tygodnie i ponownie przeczytaj. Powinieneś wtedy dostrzec przynajmniej część błędów i usterek, łatwiej też będzie zauważyć, czy wszystko jest napisane tak jak chciałeś. Po tym zabiegu znowu odłóż tekst na kolejna dwa, trzy tygodnie i powtórz zabieg.

Dobrze jest także poprosić kogoś, choć trochę obeznanego z językiem polskim, aby przeczytał opowiadanie. I lepiej niech to nie będzie nikt z rodziny, ani ktoś zaprzyjaźniony, bo bliscy z reguły chwalą i prawie zawsze uważają, że jest super.

Jeśli nie masz nikogo takiego, pozostaje betalista. Jednak nim zechcesz zaprosić kogoś do betowania, postaraj się przeczytać i skomentować przynajmniej kilka cudzych opowiadań – może tych z Biblioteki, może nagrodzonych Piórkami, a może te najnowsze… Wybór należy do Ciebie. To, mam wrażenie, pomoże Ci zorientować się, z kim chciałbyś ulepszyć swoje dzieło, pozwoli także innym poznać Cię jako aktywnego użytkownika.

No i zajrzyj do tego wątku: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

Dzięki, na pewno wezmę to pod uwagę.

 

Bardzo proszę i życzę sukcesów. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pisz, ćwicz, betuj, wyrabiaj pióro, sprawdzaj, nie bój się krytyki i negatywnych komentarzy. I nie zniechęcaj się. Albo ktoś jest grafomanem i to widać z daleka, albo ma jakiś dryg do pisania ale brakuje mu warsztatu, który przyjdzie z czasem. Ciebie widzę zdecydowanie w tej drugiej grupie.

Po przeczytaniu spalić monitor.

Uwaga pierwsza: bardzo słaby tytuł. To miało być nawiązanie do “Pewnego razu na Dzikim Zachodzie”? Nowego filmu Tarantino? Czy po prostu nie miałeś pomysłu na tytuł i napisałeś cokolwiek? No w każdym razie – słaby jest. Nic o samej treści nie mówi, jego klimacie, przesłaniu, no nic. Strasznie generyczny. To, że akcja dzieje się w szpitalu psychiatrycznym dowiadujemy się już z przedmowy, wystarczy. To już lepiej było dać tu chociaż ten Haloperidol jako tytuł, bo okazuje się bardzo ważny dla całego opowiadania.

Większość konkretnych uwag, które miałem podczas czytania już ci wytknęli Reg i Maras. Przede wszystkim więc radzę ci nauczyć się doceniać komentarze dotyczące warstwy technicznej, takie jak ten Reg, zamiast rzucać teksty w stylu “nie takiego feedbacku oczekiwałeś”. Takie aroganckie teksty w ustach początkującego autora sprawiają, że z miejsca zaczynam podchodzić do autora z mniejszą sympatią. Zwłaszcza, jak ten autor zaczyna dyskutować i ustalać swoje zasady pisowni, bo bardziej mu odpowiadają. Raczę raczej wziąć sobie uwagi do serca i solidnie przyłożyć się do pracy nad warsztatem. Wiem, że większość początkujących autorów uważa, że najważniejszy jest ich pomysł i on obroni się sam, ale to nie bardzo prawda. Najgenialniejszy pomysł może zostać zajechany paskudnym wykonaniem tak, że nie będzie dało się go czytać. Z kolei znacznie przyjemniejszą lekturą będzie może nieco odtwórczy i mało oryginalny tekst, który jest napisany poprawnym językiem. Pewnie nie zapamiętam go na długo, ale przynajmniej przeczytam do końca i do tego mogę z tej lektury czerpać przyjemność. 

Jeśli chodzi o uwagi odnośnie samego tekstu, to musiałbym się mocno powtarzać po Marasie. Jest potencjał w pomyśle wyjściowym, ale to nie wystarczy. Na podstawie pomysłu trzeba jeszcze zbudować solidną fabułę, a tego tutaj zabrakło. Zamiast tego masz, jak wspominał Maras, telenowelowe chwyty, wyciągane z rękawa eksperymenty na dzieciach, wymazywane wspomnienia i tak dalej. Nagłe zwroty akcji dla samego faktu zwrotu akcji, które przez to ani trochę nie cieszą – dobry zwrot akcji musi zaskakiwać, ale nie może brać się zupełnie znikąd, musi być w jakiś sposób sygnalizowany wcześniej w tekście. I do tego trzeba zrobić to w taki sposób, żeby czytelnik za łatwo nie domyślił się, co się stanie, ale gdy już to się stanie, mógł dostrzec te wcześniejsze subtelne wskazówki. Wtedy taki zwrot jest satysfakcjonujący i czytelnik czuje, że opowiadanie jest przemyślaną całością, a nie wymyślanym na poczekaniu ciągiem scen. Dlatego pisanie dobrych zwrotów akcji jest trudną sztuką.

Jako że był to twój debiut, pozostaje mi trzymać kciuki, że następne opowiadania będą bardziej przemyślane, solidniej napisane i po prostu lepsze. Powodzenia. 

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Dzięki za Twoje zdanie! Nie spodziewałem się, że po przeczytaniu komentarzy obecnych pod opowiadaniem komukolwiek jeszcze będzie chciało się czytać ten tekst! Uwaga – napisałem tekst od nowa, różni się fabularnie, znajdziesz go w betach. Chciałbym poznać Twoje zdanie odnośnie jakiegokolwiek progresu, bądź też regresu jaki poczyniłem :)

 

Wiem, że większość początkujących autorów uważa, że najważniejszy jest ich pomysł i on obroni się sam, ale to nie bardzo prawda. (…) Z kolei znacznie przyjemniejszą lekturą będzie może nieco odtwórczy i mało oryginalny tekst, który jest napisany poprawnym językiem.

 

Po tym co napisałeś śmiem przypuszczać, że czytałeś komentarze, jednak mimo to postanowiłeś jeszcze raz poruszyć kwestie, co do których w mojej opinii wyraziłem zrozumienie i skruchę. Powtórzę więc jeszcze raz. Zostałem przekonany, że nawet najznakomitszy pomysł nie sprzeda się jeśli nikt go nie zrozumie, albo nie będzie zachęcający do zapoznania się z nim. Potrzeba techniki i warsztatu.

Zaliczam się do tych, którym chce się działać tylko wtedy, gdy to co mają robić będzie w ich subiektywnym podejściu oryginalne. Równocześnie zdaję sobie sprawę z tego, że oryginalny pomysł jeszcze trudniej przekazać, gdy nie pisze się dobrze i bardzo dobrze po polsku. Nawiązując do komentarza Marasa można zaryzykować stwierdzenie, że słabe pióro robi błąd zaczynając od dobrego konceptu, bo zmarnuje jego potencjał. Jednak jak zacząć, jeśli nie z entuzjazmem subiektywnie dobrego pomysłu? ;)

Przekonaliście mnie, że tekst traci na, nazwijmy to – niechlujstwie. Popracowałem nad tym, chętnych zapraszam do betowania, a chociaż do przeczytania nowego tekstu. 

 

A teraz zrobię sobie taką łapankę uwag, jak zrobiłem w przypadku kom. Marasa, żeby wiedzieć nad czym popracować:

 

Uwaga pierwsza: bardzo słaby tytuł. Nic o samej treści nie mówi, jego klimacie, przesłaniu, no nic.

Nagłe zwroty akcji dla samego faktu zwrotu akcji, które przez to ani trochę nie cieszą – dobry zwrot akcji musi zaskakiwać, ale nie może brać się zupełnie znikąd, musi być w jakiś sposób sygnalizowany wcześniej w tekście. I do tego trzeba zrobić to w taki sposób, żeby czytelnik za łatwo nie domyślił się, co się stanie, ale gdy już to się stanie, mógł dostrzec te wcześniejsze subtelne wskazówki. Wtedy taki zwrot jest satysfakcjonujący i czytelnik czuje, że opowiadanie jest przemyślaną całością, a nie wymyślanym na poczekaniu ciągiem scen. 

 

Więcej fajnych rzeczy napisałeś, ale nie nie chciałem powtarzać po Marasie. Wkleiłem to, co jest nowe.

 

Ogólnie to chyba już wiem, gdzie leży największa moja słabość.

Bardzo staram się uwiarygodnić pomysł, chcę żeby był przekonujący. A kiedy czuję, że już powinien taki być, wtedy olewam sobie resztę i jakby doklejam wszystko do pomysłu, co mi na szybko przyjdzie do głowy. Stąd te dynastie i inne telenowele. 

 

Jeszcze raz zapraszam do działu bet, dodałem tam dwa opowiadania. 

 

Dzięki!

 

P.S. Bardzo mnie to cieszy, że znalazła się kolejna osoba dostrzegająca potencjał w moim pomyśle!

Nie porwało mnie, ale pomysł przyzwoity ;)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka