- Opowiadanie: EmRoZz - Pewnego razu w szpitalu psychiatrycznym

Pewnego razu w szpitalu psychiatrycznym

By ze zdro­we­go czło­wie­ka zro­bić cho­re­go psy­chicz­nie, wy­star­czy wrę­czyć mu czy­stą, białą kart­kę a na­stęp­nie pytać do skut­ku: Pro­szę po­wie­dzieć, co jest tutaj na­ry­so­wa­ne? To pro­ste - z cza­sem każdy za­czy­na coś do­strze­gać. Jest to zgod­ne z teo­rią dy­so­nan­su po­znaw­cze­go: skoro le­karz wciąż pyta, musi tam coś być. 

Pro­blem po­ja­wia się w od­wrot­nej sy­tu­acji, czyli gdy na dyżur tra­fia pa­cjent chory, który opo­wia­da tak wia­ry­god­ną hi­sto­rię, że za­czy­nasz trak­to­wać go jak osobę zdro­wą. Hi­sto­rię, która zmie­nia Twoje spoj­rze­nie na świat... I nie, nie wy­wra­ca go do góry no­ga­mi. Wręcz prze­ciw­nie - to, czego się do­wie­dzia­łeś, od­kry­wa przed Tobą nie­sa­mo­wi­te moż­li­wo­ści. Za­czy­nasz do­strze­gać umie­jęt­no­ści, z któ­rych po­sia­da­nia nie do końca zda­wa­łeś sobie spra­wę.. A może... Może przez całe życie cze­ka­łeś nie na słowa opo­wie­ści, która przed chwi­lą zro­bi­ła na Tobie takie wra­że­nie.., tylko na jej au­to­ra? Na Nią..

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Pewnego razu w szpitalu psychiatrycznym

Tam­tej nocy nie­wiel­ki szpi­tal w Miles nie wy­da­wał z sie­bie cha­rak­te­ry­stycz­nych dźwię­ków. Żad­nych trza­sków, krzy­ków, ani szu­ra­nia krze­sła­mi. Zwy­kle ozna­cza to, że jed­nym z pary dy­żu­ru­ją­cych psy­chia­trów jest dok­tor Tomas Barns, wśród pra­cow­ni­ków szpi­ta­la znany jako "Halo". Wśród pa­cjen­tów i ich ro­dzin rów­nież ko­ja­rzo­ny pod tym pseu­do­ni­mem, jed­nak myl­nie ro­zu­mia­nym jako au­re­ola (z ang. halo), czyli atry­but ko­ja­rzą­cy się z osobą wiel­ko­dusz­ną, a nie (co od­da­je re­al­ny stan rze­czy) lek prze­ciw­p­sy­cho­tycz­ny – Ha­lo­pe­ri­dol*, który to Barns zwykł do­da­wać pa­cjen­tom do na­zbyt czę­sto prze­pi­sy­wa­nych leków na­sen­nych.

Cisza pa­no­wa­ła także w po­ko­ju le­kar­skim. Po­sta­no­wi­ła ją prze­rwać młoda ko­bie­ta, któ­rej wy­gląd z pew­no­ścią nie sta­no­wił fun­da­men­tu nie­wąt­pli­wie dużej pew­no­ści sie­bie – in­ny­mi słowy ty­po­wa adept­ka sztu­ki le­kar­skiej.

– Tom, skończ z tym Ha­lo­pe­ri­do­lem. Kiedy rano smacz­nie od­sy­piasz nockę, ja muszę wy­my­ślać powód po­ran­nych bólów głowy, na które z Two­jej winy skar­żą się pa­cjen­ci. Wiem, że ce­nisz spo­kój, a naj­chęt­niej to wszyst­kich byś tutaj uśpił dla swo­je­go bez­pie­czeń­stwa. Mo­głeś wy­brać nie wiem… der­ma­to­lo­gię. Albo oku­li­sty­kę, gdzie mak­sy­mal­ny wy­rzut ad­re­na­li­ny po­wo­do­wa­ło­by u Cie­bie wy­ję­cie pa­cjen­to­wi z oka ciała obcego.Proszę, zmień me­to­dę, bo za­czy­nam mieć tego ser­decz­nie dość.

W isto­cie, pa­no­wa­ła nad­zwy­czaj­na cisza, mimo że zapas Ha­lo­pe­ri­do­lu skoń­czył się 2 dni temu. Tom zwy­kle uzu­peł­niał szpi­tal­ne za­pa­sy tak, by w razie ich kon­tro­li war­tość wid­nie­ją­ca na mie­sięcz­nym spra­woz­da­niu skła­da­nym przez niego w dy­rek­cji nie wzbu­dza­ła po­dej­rzeń, mimo wy­so­kie­go zu­ży­cia spe­cy­fi­ku. Od nie­daw­na jed­nak, lek za­czął zni­kać z ap­tecz­nych ma­ga­zy­nów, przez co Tom za­prze­stał po­da­wa­nia go pa­cjen­tom. Psy­chia­tra po­sta­no­wił nie dać po­znać po sobie od­czu­wa­nia du­że­go za­sko­cze­nia i nie­po­ko­ju. Nie od­wo­dził Ca­ro­li­ne od jej prze­ko­nań, za­cho­wu­jąc przy tym pro­fe­sjo­na­lizm.

– Je­steś bar­dzo spo­strze­gaw­cza. Jed­no­cze­śnie po­win­naś już wie­dzieć, że do­brze zrobi Ci nauka tłu­ma­cze­nia win, za które nie od­po­wia­dasz. Po­trak­tuj to jako część pro­gra­mu spe­cja­li­za­cyj­ne­go. Tutaj two­rzy­my ze­spół, jeden or­ga­nizm. Tak, wiem –stu­dia mu­sia­ły przy­zwy­cza­ić Cię do cze­goś in­ne­go.

Wyraz twa­rzy Ca­ro­li­ne su­ge­ro­wał ko­tło­wa­nie się w gło­wie słów naj­le­piej okre­śla­ją­cych we­wnętrz­ny bunt, któ­rych nie mogła wy­po­wie­dzieć na po­cząt­ku re­zy­den­tu­ry wobec swo­je­go na­uczy­cie­la-sze­fa. Za­miast ri­po­sty, sku­pi­ła się na po­dzi­wia­niu swej – w końcu do­ce­nio­nej – spo­strze­gaw­czo­ści. W pew­nej chwi­li Tom po­czuł wi­bra­cje na swoim nad­garst­ku. Smart-watch wy­świe­tlał uśmiech­nię­tą twarz sio­stry Jones, która wy­da­ła z sie­bie nieco skrze­czą­cy głos.

– Dok­to­rze Barns, w izbie przy­jęć czeka pa­cjent­ka.

– Dzię­ku­ję Panno Jones, jakie roz­po­zna­nie wstęp­ne?

– Schi­zo­ph­re­nia pa­ra­no­ides.

Tom za­ci­snął tar­czę ze­gar­ka z dwóch stron, co spo­wo­do­wa­ło wy­ga­sze­nie ekra­ni­ku, po czym bar­dzo le­ni­wie pod­niósł się z ka­na­py, nie­ustan­nie za­sta­na­wia­jąc się nad przy­czy­ną wszech­obec­nej, nie­spo­dzie­wa­nej ciszy.

– Idzie­my, Ca­ro­li­ne.

 

* Ha­lo­pe­ri­dol – lek o dzia­ła­niu prze­ciw­p­sy­cho­tycz­nym i uspo­ka­ja­ją­cym. Na­si­la dzia­ła­nie leków na­sen­nych. Do czę­stych dzia­łań nie­po­żą­da­nych za­li­cza się bóle głowy.

***

W izbie przy­jęć cze­ka­ła na nich bru­net­ka śred­nie­go wzro­stu. Jej szczu­płą długą szyję zdo­bił oka­za­łej wiel­ko­ści ciem­no-zie­lo­ny ver­de­lit, za­wie­szo­ny na de­li­kat­nym srebr­nym łań­cusz­ku. Z da­le­ka było widać smu­kłe ciało, ubra­ne w od­cie­nie sza­ro­ści i duże, po­ły­sku­ją­ce zie­lo­ne oczy. Tom przez chwi­lę my­ślał o za­mia­nie ról: Ca­ro­li­ne zbie­rze wy­wiad, a on zaj­mie się do­kład­ną ob­ser­wa­cją.. za­cho­wa­nia pa­cjent­ki. Szyb­ko przej­rzał do­ku­men­ta­cję stwier­dza­jąc w duchu, że nie za­wie­ra istot­nych in­for­ma­cji. Pre­zen­ta­cja fi­zycz­na pa­cjent­ki wzbu­dzi­ła w nim dużą cie­ka­wość pre­zen­ta­cji psy­chicz­nej, dla­te­go też bez zbęd­nych opóź­nień po­sta­no­wił przejść do zbie­ra­nia wy­wia­du.

– Dobry wie­czór. Je­stem psy­chia­trą, na­zy­wam się dok­tor Tomas Barns, a to jest moja asy­stent­ka, Ca­ro­li­ne Smith. Prze­pro­wa­dzi­my z Panią wy­wiad i za­de­cy­du­je­my, czy Pani stan wy­ma­ga ho­spi­ta­li­za­cji. Pro­szę się przed­sta­wić, oraz podać powód z jakim zgło­si­ła się Pani do szpi­ta­la.

Pa­cjent­ka przez chwi­lę przy­glą­da­ła się le­ka­rzom, wy­raź­nie wię­cej uwagi po­świę­ca­jąc To­mo­wi. W końcu uśmiech­nę­ła się lekko i za­szczy­ci­ła ich swoim, jak od­no­to­wał po chwi­li Tom: "wy­jąt­ko­wo dziew­czę­cym gło­sem".

– Miło mi, dok­to­rze Barns. Na­zy­wam się Hanna Krze­wic­ki. W wieku 6 lat zo­sta­łam dia­gno­zo­wa­na w kie­run­ku schi­zo­fre­nii wy­twór­czej…

Nie­spo­dzie­wa­nie prze­sta­ła mówić, ale tylko na mo­ment. W pew­nej chwi­li jej spoj­rze­nie, do tej pory skie­ro­wa­ne wsty­dli­wie ku do­ło­wi, za­wę­dro­wa­ło bły­ska­wicz­nie w górę, spo­ty­ka­jąc się ze spoj­rze­niem Toma. Było w nim coś szcze­re­go, bez cie­nia obłę­du i de­per­so­na­li­za­cji, co nie jest ty­po­we dla pa­cjen­tów cho­rych psy­chicz­nie. Nada­wa­ło to Han­nie pew­ne­go uroku, co wraz z bar­dzo przy­jem­nie brzmią­cym gło­sem sta­no­wi­ło mie­szan­kę zwięk­sza­ją­cą jej atrak­cyj­ność. Mimo wszyst­ko, Tom pró­bo­wał sku­pić się na tym, co pa­cjent­ka mówi.

– Sły­sza­łam głosy. Im wię­cej ludzi wokół mnie, tym sły­sza­łam ich wię­cej.. tylko, że oni nie mó­wi­li.. No, sam Pan wie, jak to w schi­zo­fre­nii.. Mu­sia­łam żyć w od­osob­nie­niu, bo te głosy draż­ni­ły moje nerwy. Gdy­bym we­szła do szko­ły, do­sta­ła­bym chyba za­wa­łu…Żadne leki nie po­ma­ga­ły…

Tom, jakby na chwi­lę wy­my­ka­jąc się uro­ko­wi Hani, ze­brał myśli i po­sta­no­wił za­pi­sać "ty­po­wa schi­zo­fre­nia, ho­spi­ta­li­za­cja wska­za­na". Jego ołó­wek nie­mal ze­tknął się z kart­ką z no­te­su, pod­czas gdy Hania, jakby wy­czu­wa­jąc brak wy­jąt­ko­wo­ści swo­je­go przy­pad­ku w mnie­ma­niu Toma i nie go­dząc się z takim sta­nem rze­czy, po­de­szła bli­żej, za­trzy­ma­ła się już nie tak da­le­ko od niego i ści­szo­nym gło­sem do­da­ła:

– Ro­dzi­com przed­sta­wio­no moż­li­wość za­bie­gu, cho­dzi­ło o trans­fer wi­ru­sów. Wirus miał in­du­ko­wać po­dzia­ły mi­to­tycz­ne ko­mó­rek tworu siat­ko­wa­te­go kory mózgu. Zgo­dzi­li się, mimo że była to te­ra­pia eks­pe­ry­men­tal­na. Teraz, kiedy skoń­czy­łam 25 lat, chcia­łam udać się na ba­da­nia kon­tro­l­ne. Pró­bo­wa­łam od­na­leźć ośro­dek w któ­rym się le­czy­łam, jed­nak Kli­ni­ka, która zaj­mo­wa­ła się Trans­mi­sją Wi­ru­sów Lecz­ni­czych, zo­sta­ła zli­kwi­do­wa­na, za­mknię­ta. Nie po­sia­dam nie­ste­ty do­ku­men­ta­cji…

– Prze­pra­szam Haniu, jeśli mogę się tak do Cie­bie zwra­cać.

– Tak, pro­szę.

– To co mó­wisz jest bar­dzo cie­ka­we, jed­nak­że nigdy nie sły­sza­łem o ja­kim­kol­wiek związ­ku for­ma­tio re­ti­cu­la­ris ze schi­zo­fre­nią.

– Taak, tak, panie dok­to­rze… To nowe od­kry­cie. Jak Pan do­sko­na­le wie, Twór Siat­ko­wa­ty to struk­tu­ra wie­lo­neu­ro­nal­na, roz­pro­szo­na w całym mó­zgo­wiu i rdze­niu krę­go­wym, od­po­wia­da­ją­ca za uświa­da­mia­nie nam, bądź też nie­uświa­da­mia­nie bodź­ców do­cie­ra­ją­cych do na­sze­go ciała, a także z ciała. Ni­czym brama, która otwie­ra­jąc się wpusz­cza in­for­ma­cje do świa­do­mo­ści, de­cy­du­je o tym co świa­do­me, a co nie. Jeśli przy­kła­do­wo, je­ste­śmy za­ko­cha­ni, – na twa­rzy Hani za­czął kształ­to­wać się skrom­ny uśmiech, a na po­licz­kach można było za­uwa­żyć ma­lu­ją­ce się ru­mień­ce – to nie wi­dzi­my wad osoby, którą da­rzy­my uczu­ciem, bo za­ko­cha­nie wzmac­nia bram­ku­ją­cą funk­cję Tworu Siat­ko­wa­te­go, gdyż pod­świa­do­mie nie chce­my po­zba­wiać się tego wszyst­kie­go, co daje nam stan za­ko­cha­nia. Nie chce­my utra­cić tej nie­sa­mo­wi­tej, nio­są­cej nas ener­gii. Czy Pan wie, o czym mówię, Panie dok­to­rze?

– …Ekhm emm.. Tak.. tak.. to zna­czyy…

– Ne­ga­tyw­ne in­for­ma­cje do­cie­ra­ją do nas, jed­nak ze wzglę­du na pod­świa­do­mą chęć utrzy­ma­nia stanu za­ko­cha­nia po­zo­sta­ją w nie­świa­do­mo­ści lub zo­sta­ją tak znie­kształ­co­ne, by uświa­do­mio­ne nie za­chwia­ły sta­nem za­ko­cha­nia. Świa­do­mość, Pod­świa­do­mość, Nie­świa­do­mość. Uprasz­cza­jąc można stwier­dzić, że Twór Siat­ko­wa­ty jest tą bramą, którą otwie­ra bądź za­my­ka nie kto inny, jak straż­nik – któ­re­go two­rzą myśli bu­du­ją­ce pod­świa­do­mość. To pod­świa­do­mość de­cy­du­je jak po­strze­ga­my świat i co są­dzi­my o sobie. To, jak się bę­dzie za­cho­wy­wać nasza pod­świa­do­mość, za­le­ży od two­rze­nia się pod­świa­do­mo­ści, na­sze­go straż­ni­ka, która to od­by­wa się w pierw­szych la­tach życia, kiedy or­ga­nizm uczy się roz­po­zna­wać co dla niego dobre, a co złe.

Przez czas względ­nie krót­ki dla nich, a długi dla Ca­ro­li­ne, Tom i Hanna pa­trzy­li na sie­bie w mil­cze­niu. Hania w końcu ze­bra­ła myśli, pod­czas gdy Tom po­zo­stał za­fa­scy­no­wa­nym słu­cha­czem.

– Twór Siat­ko­wa­ty mo­du­lu­je także stan czu­wa­nia, na przy­kład umoż­li­wia wpro­wa­dze­nie or­ga­ni­zmu w stan snu. Wpły­wa także na czyn­ność au­to­no­micz­ną or­ga­ni­zmu, która nie pod­le­ga na­szej świa­do­mej kon­tro­li, na przy­kład pe­ry­stal­ty­kę jelit, czę­stość bicia serca i tak dalej. Odkąd od­kry­to jego obec­ność rów­nież w korze mózgu, do­ko­na­no wielu prze­ło­mo­wych od­kryć ! Tak się skła­da, że jako "mała schi­zo­fre­nicz­ka" byłam pa­cjent­ką w jed­no­st­ce ba­daw­czej zaj­mu­ją­cej się wszyst­kim, o czym do tej pory po­wie­dzia­łam.. Nie tylko tym.

Od sa­me­go po­cząt­ku roz­mo­wy Ca­ro­li­ne uważ­nie przy­glą­da­ła się Hani. Poza tym, że mię­dzy Tomem i Hanią ewi­dent­nie iskrzy­ło, uwagę mło­dej le­kar­ki przy­kuł rów­nież szcze­gól­ny wzrost za­in­te­re­so­wa­nia Toma w mo­men­cie, gdy padła nazwa Kli­ni­ki Trans­mi­sji Wi­ru­sów Lecz­ni­czych. Ca­ro­li­ne pró­bo­wa­ła zwę­szyć, skąd to za­in­te­re­so­wa­nie – jed­nak sama po­stać Hani nie wy­da­wa­ła się jej szcze­gól­nie in­te­re­su­ją­ca. Ot ko­lej­na, zwy­kła schi­zo­fre­nicz­ka, tyle że szu­ka­ją­ca aten­cji.. i wszyst­ko wska­zy­wa­ło na to, że ją zna­la­zła.

Tom pró­bo­wał ka­mu­flo­wać słow­nie nie­wąt­pli­we za­fa­scy­no­wa­nie osobą Hani.

– Chciał­bym do­brze zro­zu­mieć: wspo­mnia­ni przez Cie­bie ba­da­cze roz­pa­try­wa­li schi­zo­fre­nię jako de­fekt, gdzie osoba, przy­kła­do­wo Ty, sły­szysz "głosy" z po­wo­du za­bu­rzo­ne­go dzia­ła­nia tworu siat­ko­wa­te­go? To su­ge­ro­wa­ło­by, że "głosy" są re­al­ne.. że nie są sztucz­nym wy­two­rem mózgu, co z kolei bu­rzy­ło­by fi­la­ry dzi­siej­szej psy­chia­trii.

– Go­rą­co, Panie dok­to­rze. Widzę, że jest Pan na­praw­dę by­strym czło­wie­kiem. Cie­szę się, że tu tra­fi­łam.

Uczu­cie zro­zu­mie­nia ja­kie­go do­zna­ła Hania spra­wi­ło, że pierw­szy raz od roz­po­czę­cia roz­mo­wy po­sta­no­wi­ła ode­tchnąć z ulgą. Roz­luź­nie­nie at­mos­fe­ry dało się od­czuć le­ka­rzom w me­cha­ni­zmie lu­strza­ne­go od­bi­cia. Tom nagle zdał sobie spra­wę, że przez cały ten czas stali, za­miast sie­dzieć.Po­sta­wa sto­ją­ca to na­pię­cie mię­śni, na­pię­cie mię­śni to na­pię­cie psy­chi­ki. Tom wie­dział, że w roz­mo­wie za­wsze na­le­ży dążyć do mak­sy­mal­ne­go roz­luź­nie­nia, do wpro­wa­dza­nia pa­cjen­ta w stan bli­ski hip­no­zy. W tej sy­tu­acji od­niósł jed­nak wra­że­nie, że to nie on był hip­no­ty­ze­rem. Wcale mu to nie prze­szka­dza­ło.

– Haniu, naj­moc­niej prze­pra­szam, usiądź­my. Je­stem dziś nieco za­my­ślo­ny…

Pod­czas sia­da­nia Tom przy­po­mniał sobie o nie­po­ko­ją­cej szpi­tal­nej ciszy, wy­jąt­ko­wo nie­wy­wo­ła­nej Ha­lo­pe­ri­do­lem. Zmarsz­czył brwi i w za­my­śle­niu skie­ro­wał pusty wzrok na jedną ze ścian.

– Panie dok­to­rze, czy wszyst­ko w po­rząd­ku?

Tom nagle się ock­nął. Cie­pły, współ­czu­ją­cy głos Hani nieco go uspo­ko­ił.

– Tak, w naj­lep­szym po­rząd­ku. Pro­szę kon­ty­nu­ować.

– Jak Pan woli, Panie dok­to­rze. Z pew­no­ścią sły­sze­li­ście, że wy­ko­rzy­stu­je­my je­dy­nie 10% moż­li­wo­ści mózgu..

Ca­ro­li­ne po­wo­li prze­sta­wa­ła to­le­ro­wać ten wy­kład. To ona i Tom są tu le­ka­rza­mi, w do­dat­ku jedno z nich świe­żo po stu­diach. Bez wa­ha­nia po­sta­no­wi­ła się wtrą­cić.

– To nie­praw­da. Takie ga­da­nie wy­ni­ka z nie­do­czy­ty­wa­nia drob­nych drucz­ków i sku­pia­nia się wy­łącz­nie na na­głów­kach, Pani Krze­wic­ki. Nad 10% pa­nu­je­my, 90% to pro­ce­sy mó­zgo­we, nad któ­ry­mi nie je­ste­śmy w sta­nie za­wład­nąć. Mózg myśli też au­to­no­micz­nie, pro­szę Pani. Praca jelit, płuc, serca – to wszyst­ko pod­le­ga nie­uświa­do­mio­nej kon­tro­li !

Hania nie­chęt­nie skie­ro­wa­ła wzrok w stro­nę Ca­ro­li­ne, mru­żąc oczy. Od­po­wie­dzia­ła spo­koj­nym gło­sem.

– Do­kład­nie tak, dok­tor Smith. Co jed­nak by się stało.. pro­szę się sku­pić na tym co mówię, za­miast na tym żeby mnie ośmie­szyć.. gdyby pewne nie­uświa­do­mio­ne funk­cje or­ga­ni­zmu pod­le­ga­ły świa­do­mej kon­tro­li? Ba­da­cze z Cry­nex Cor­po­ra­tion uwa­ża­li, że ludz­ki mózg… jest w sta­nie od­bie­rać i prze­twa­rzać fale mó­zgo­we in­nych mó­zgów. Uzna­li, że je­dy­nym ogra­ni­cze­niem jest Twór Siat­ko­wa­ty, blo­ku­ją­cy do­tar­cie tych fal do na­szej świa­do­mo­ści. Jak Pani wie, fale mogą ko­do­wać in­for­ma­cje…

– To na­pra­aw­dę in­te­re­su­ją­ce – wy­du­sił Tom w celu zmniej­sze­nia na­ra­sta­ją­ce­go na­pię­cia mię­dzy dwoma ko­bie­ta­mi, sta­ra­jąc się, by po­wol­ność wy­po­wia­da­nych słów spra­wia­ła wra­że­nie za­in­te­re­so­wa­nia uda­wa­ne­go, które w rze­czy­wi­sto­ści, było praw­dzi­we. – Nowe spoj­rze­nie na schi­zo­fre­nię. Re­asu­mu­jąc, Haniu, czy to ozna­cza moż­li­wość od­czy­ty­wa­nia czy­ichś myśli? Czy­ta­nie myśli jako funk­cja mózgu roz­gry­wa­ją­ca się z po­mo­cą pod­świa­do­mo­ści? To by tłu­ma­czy­ło wiele zbie­gów oko­licz­no­ści. Wiele "szczę­śli­wych" przy­pad­ków… albo… gdy cza­sem wiemy co zro­bić, by osią­gnąć cel, nie wie­dząc zu­peł­nie z czego wy­ni­ka to prze­ko­na­nie.. I ro­bi­my to i nam się udaje. Cza­sem wy­star­czy tylko, że na kogoś spoj­rzy­my i już wiemy co trze­ba zro­bić…

Teraz Tom uśmiech­nął się za­lot­nie w stro­nę Hani. Ca­ro­li­ne nie kryła za­że­no­wa­nia, co wy­ra­zi­ła krót­kim po­stę­ki­wa­niem. Żadne nie zwró­ci­ło uwagi na le­kar­kę.

– Tak! Wła­śnie tak, czy­ta­nie myśli w po­sta­ci dźwię­ku lub ob­ra­zu. Nie tylko myśli świa­do­mych, ale i tych pod­świa­do­mych…i to te dru­gie są waż­niej­sze, bo to wła­śnie one kie­ru­ją na­szym ży­ciem i to wła­śnie z nich wy­ni­ka­ją nasze pra­gnie­nia… Och.. Tom.. Wy­obraź sobie, że…

W tej chwi­li Hania i Tom byli na­chy­le­ni w swoim kie­run­ku tak bar­dzo, że tylne nóżki ich krze­seł ster­cza­ły w po­wie­trzu.

–… że można od­czy­ty­wać naj­głęb­sze pra­gnie­nia ludzi. Te, o któ­rych gdzieś w środ­ku wie­dzą, czują, że pewne we­wnętrz­ne pra­gnie­nie kie­ru­je ich ży­ciem. Lu­dzie dążą do speł­nie­nia, jed­nak nigdy w pełni świa­do­mie. Ach.. gdyby lu­dzie po­tra­fi­li znać swoją pod­świa­do­mość, myśli, two­rzą­ce straż­ni­ka wła­sne­go zamku.. Do­pie­ro wtedy po­zna­li­by sie­bie, bo tylko dzię­ki temu można dążyć do praw­dzi­we­go speł­nie­nia. W tym wszyst­kim prze­szka­dza im Twór Siat­ko­wa­ty ! Czyli ta brama, o któ­rej mó­wi­łam. Brama, przez którą ze środ­ka zamku (świa­do­mo­ści) nie wi­dzi­my wszyst­kie­go poza zam­kiem (nie­świa­do­mo­ści) a także straż­ni­ka kon­tro­lu­ją­ce­go bramę, któ­rym jak już wspo­mi­na­łam, jest pod­świa­do­mość.

– Chyba po­wo­li za­czy­nam ro­zu­mieć – Tom zmarsz­czył brwi, po chwi­li do­da­jąc – Jed­nak Bóg stwo­rzył go w ja­kimś celu, nie są­dzisz? Cho­dzi mi o Twór Siat­ko­wa­ty.

Hania po­wo­li ski­nę­ła głowa w dół, jed­no­cze­śnie głę­bo­ko wpa­tru­jąc się w oczy Toma, co nada­ło jej spoj­rze­niu efekt ta­jem­ni­czo­ści. Wy­szep­ta­ła po­wo­li:

– Że­by­śmy nie osza­le­li.

Po chwi­li ciszy Hania uło­ży­ła wy­god­nie swój tułów na opar­ciu krze­sła, po­wra­ca­jąc do wy­pro­sto­wa­nej po­zy­cji. Tom swą mi­mi­ką spra­wiał wra­że­nie chłop­ca, któ­re­mu w za­koń­cze­niu ko­lej­ne­go po­zio­mu ulu­bio­nej gry video prze­szko­dził nie­spo­dzie­wa­ny brak prądu. Pod­niósł się po­wo­li i mo­zol­nie, jak po­ła­ma­ny, je­dy­ny oca­la­ły uczest­nik ka­ta­stro­fy lot­ni­czej, wy­rzu­co­ny gdzieś w od­da­li sa­mo­lo­tu. Zaraz za nim Hania i asy­stent­ka Smith.Ta druga, chwi­lę po spoj­rze­niu na po­ru­szo­ne­go tą roz­mo­wą Toma, po­sta­no­wi­ła w jego imie­niu za­koń­czyć wy­wiad.

– Pani Krze­wic­ki, z chę­cią do­wie­my się wię­cej na temat Pani hi­sto­rii cho­ro­by. Za chwi­lę przyj­dzie pie­lę­gniar­ka i wszyst­ko Pani wy­tłu­ma­czy, tym­cza­sem my wró­ci­my do swo­ich obo­wiąz­ków. Jak widzę przy­by­ła Pani aż z Pol­ski, na pewno jest Pani zmę­czo­na po­dró­żą. Teraz pro­szę od­po­cząć, wi­dzi­my się po po­łu­dniu. Rano zo­sta­nie wy­ko­na­na trak­to­gra­fia re­zo­nan­su ma­gne­tycz­ne­go*. Spraw­dzi­my, czy nie po­sia­da Pani or­ga­nicz­nych zmian w mózgu.

– Dzię­ku­ję, będę cze­kać.

 

* Trak­to­gra­fia re­zo­nan­su ma­gne­tycz­ne­go – nie­in­wa­zyj­na tech­ni­ka ob­ra­zo­wa­nia kie­run­ku i cią­gło­ści prze­bie­gu włó­kien ner­wo­wych me­to­dą re­zo­nan­su ma­gne­tycz­ne­go.

***

Gdy tylko zna­leź­li się w po­ko­ju le­kar­skim, Ca­ro­li­ne chcia­ła wy­rzu­cić Barn­so­wi pro­sto w twarz wszyst­ko, o czym my­śla­ła przez cały ten czas. – Chyba by się zje­dli, gdyby mnie tam nie było. Z każdą pa­cjent­ką flir­tu­je w ten spo­sób? Przy­jął ją tylko dla­te­go, że mu się po­do­ba… Nawet zo­sta­nie dla niej po pracy!

Ob­ser­wo­wa­ła Toma. Ten roz­siadł się w fo­te­lu, za­pa­lił pa­pie­ro­sa i po­wo­li się za­cią­ga­jąc pa­trzył w jej stro­nę spo­koj­nym, trium­fal­nym spoj­rze­niem. Ca­ro­li­ne po­wo­li za­czy­na­ła ro­zu­mieć. W pew­nej chwi­li, nie­świa­do­mie zmie­ni­ła wyraz twa­rzy. Tom uznał to za wła­ści­wą porę, by móc się ode­zwać.

– Nowo po­zna­ni pa­cjen­ci psy­chia­trycz­ni, to typ ludzi przed któ­ry­mi nie mó­wisz tego, co o nich my­ślisz. Ra­dził­bym Ci to za­pa­mię­tać.

Re­zy­dent­ka sie­dzia­ła bez słowa, a Barns kon­ty­nu­ował od czasu do czasu de­lek­tu­jąc się pa­pie­ro­sem.

– Nie za­po­mi­naj, że je­ste­śmy w szpi­ta­lu psy­chia­trycz­nym. Tutaj wy­wiad zbie­ra się nie po to, by go ze­brać, tylko żeby mieć wy­star­cza­ją­co dużo czasu i do­wie­dzieć się o psy­chi­ce pa­cjen­ta jak naj­wię­cej. Do­brze, ze nie za­mie­ni­li­śmy się ro­la­mi, bo nie do­wie­dzie­li­by­śmy się zbyt wiele.

– Czyli całe to Twoje za­in­te­re­so­wa­nie.., to była gra? Tom, prze­cież byłeś w szoku.. Muszę spy­tać, bo sama już nie wiem. Wie­rzysz jej?

– O który frag­ment jej wy­po­wie­dzi py­tasz? Nie dys­po­nu­je­my pełną do­ku­men­ta­cją, więc nie mo­że­my uznać tego co mówi za praw­dę. Mo­że­my je­dy­nie tak za­kła­dać, jeśli uzna­my to za ko­niecz­ne. In­for­ma­cje, które przed­sta­wi­ła, może i wy­da­ją się ode­rwa­ne od rze­czy­wi­sto­ści, jed­nak są spój­ne, lo­gicz­ne. Nie włą­cza­my jesz­cze le­cze­nia, bo nie znamy wy­star­cza­ją­co do­brze jej ak­tu­al­ne­go stanu. Po­win­na zo­stać tu na ob­ser­wa­cję. Za­uważ, że do tej pory sku­pi­ła się głów­nie na prze­szło­ści. Tej nocy zdo­by­li­śmy jej za­ufa­nie.

– Mhm.. Chyba masz rację.. Cho­ciaż.. te czy­ta­nie w my­ślach…

– Ar­gu­men­to­wa­ła lo­gicz­nie. Ca­ro­li­ne, po­wta­rzam jesz­cze raz, bie­rze­my ją na ob­ser­wa­cję.

Ca­ro­li­ne czuła, że musi w jakiś spo­sób od­bu­do­wać swoje uzna­nie w oczach Toma. Jej nar­cy­stycz­na oso­bo­wość ucier­pia­ła­by, gdyby Tom opu­ścił pokój bez do­ce­nie­nia jej sta­rań.

– Tom? Po­słu­chaj… No, bo od sie­bie mogę dodać, że pa­cjent­ka nie wy­ka­zy­wa­ła za­cho­wań od­bie­ga­ją­cych od normy. Co praw­da wy­raź­nie flir­to­wa­ła z Tobą, ale ja już zdą­ży­łam się przy­zwy­cza­ić, by nie trak­to­wać tego jako coś nie­nor­mal­ne­go, wręcz prze­ciw­nie. Jesz­cze jedna rzecz. W dro­dze tutaj spraw­dzi­łam w bazie E-me­di­ci­ne… z cie­ka­wo­ści, ten Cry­nex. Sze­fem był Mi­cha­el Bloom, swego czasu pio­nier in­ży­nie­rii ge­ne­tycz­nej. Pod kor­po­ra­cję pod­cho­dzi­ła rów­nież Kli­ni­ka zaj­mu­ją­ca się wy­ko­rzy­sty­wa­niem wi­ru­sów w ce­lach lecz­ni­czych, o któ­rej wspo­mi­na­ła Krze­wic­ki, jak jej tam…

– KTWL. Praw­dę mó­wiąc, nie są­dzi­łem, że aż tak Cię to za­in­te­re­su­je. Myślę, że po­win­ni­śmy sku­pić się na pa­cjent­ce i ba­zo­wać na twar­dych da­nych, za­miast pro­wa­dzić do­cho­dze­nie. Spraw­dzę, co u na­szych pa­cjen­tów.

Tom wy­ja­wił za­le­d­wie uła­mek swo­ich prze­my­śleń. Ca­ro­li­ne nie była go­to­wa na wię­cej. Przy­szła pora spraw­dzić, dla­cze­go pa­cjen­ci za­cho­wu­ją się jakby otrzy­ma­li mie­szan­kę leków na­sen­nych i ha­lo­pe­ri­do­lu, któ­re­go nie podał.

***

Dok­tor Barns szedł dłu­gim ko­ry­ta­rzem dru­gie­go pię­tra, co chwi­la za­glą­da­jąc do każ­de­go z są­sia­du­ją­cych pokoi. Wszy­scy byli na swoim miej­scu, po­grą­że­ni w głę­bo­kim śnie. Po­sta­no­wił wejść do sali numer 14, która była prze­zna­czo­na dla pa­cjen­tów agre­syw­nych. Zbli­żył się do jed­ne­go z nich, prze­su­nął lekko ku górze skó­rza­ny kaj­dan spo­czy­wa­ją­cy na bez­wład­nym nad­garst­ku i zmie­rzył czę­stość tętna. 35 na mi­nu­tę. Jak we śnie spor­tow­ca. Wszyst­ko by się zga­dza­ło, gdyby nie to, że Peter nie cho­dzi od 15 lat.

Nagle ktoś za­pa­lił świa­tło.

– Tom !

Do sali we­szła nowo przy­ję­ta pa­cjent­ka, któ­rej psy­chia­tra nie roz­po­znał w pierw­szej chwi­li. Była ubra­na w luźną, szpi­tal­ną ko­szu­lę nocną. Tom zdał sobie spra­wę, że bez obec­no­ści Ca­ro­li­ne, roz­mo­wa z Hanią mo­gła­by się skoń­czyć zu­peł­nie ina­czej.

– Do­brze, że cho­ciaż za­pa­li­ła świa­tło – Po­my­ślał.

– Hania? Co Ty tu ro­bisz..? Zgu­bi­łaś się..?

– Je­stem we wła­ści­wym miej­scu. Ty też, Tom. Nie po­zna­jesz mnie, jed­nak czu­jesz, że coś nas łączy. Phen­ton, rok 2037. Rząd świa­to­wy wpro­wa­dza zakaz ad­op­cji, by dzie­ci osie­ro­co­ne i ode­bra­ne ro­dzi­com pa­to­lo­gicz­nym móc wy­ko­rzy­sty­wać do prze­pro­wa­dza­nia eks­pe­ry­men­tów me­dycz­nych. Do­dat­ko­wo, wy­łącz­nie te "szcze­gól­nie" chore dzie­ci były brane pod uwagę. Nad wszyst­kim spra­wu­je pie­czę Mi­cha­el Bloom. Byłeś star­szy, dla­te­go wy­da­je mi się, że wy­ka­so­wa­li Ci wspo­mnie­nia. Ja byłam na tyle młoda by uzna­li, że nie będę pa­mię­tać. My­li­li się.

– Hanno, to nie jest dobry mo­ment na taką roz­mo­wę, obie­cu­ję że…

Hania pod­bie­gła do Toma na tyle bli­sko, by go do­tknąć.

– Ćśś…

Szep­nę­ła, rów­no­cze­śnie kła­dąc de­li­kat­nie opusz­kę palca wska­zu­ją­ce­go na jego nie­do­mknię­tych war­gach.

W jed­nej chwi­li czas jakby się za­trzy­mał, ist­nia­ła tylko Ona. Wszyst­ko wokół sta­wa­ło się nie­wy­raź­ne, barwy sta­wa­ły się coraz ciem­niej­sze, aż zlały się z czer­nią jej wło­sów. W jej wiel­kich zie­lo­nych oczach sku­pia­ło się nagle całe życie, które wy­peł­nia­ło tę salę. Wi­dział jej wy­dat­ne ró­żo­we usta, przez które – od­niósł wra­że­nie – każde wy­po­wia­da­ne słowo bę­dzie roz­ka­zem, któ­re­mu nikt nie byłby w sta­nie się prze­ciw­sta­wić. Tom nawet nie był świa­do­my tego, że jego od­dech sta­wał się coraz płyt­szy, a serce znacz­nie spo­wol­ni­ło.

Nagle po­czuł silną dusz­ność i za­czął od­dy­chać głę­bo­ko przez usta. Szyb­ko się zo­rien­to­wał, że barwy, kształ­ty – wszyst­ko wró­ci­ło do stanu sprzed.. kilku se­kund? Kil­ku­na­stu? Stra­cił po­czu­cie czasu. Po chwi­li usły­szał jej spo­koj­ny, sto­no­wa­ny, jed­nak wciąż uro­czo dziew­czę­cy głos.

– Zo­sta­łam tam skie­ro­wa­na, z po­wo­du po­dej­rze­nia nie­zna­nej cho­ro­by za­kaź­nej. Moja obec­ność źle dzia­ła­ła na ludzi. Wtedy jesz­cze nie po­tra­fi­łam tego kon­tro­lo­wać.

Tom krzy­wo się uśmiech­nął. Chciał od­po­wie­dzieć, jedak nie czuł się wy­star­cza­ją­co silny by roz­ma­wiać. Sił star­czy­ło mu je­dy­nie na słu­cha­nie.

– Mam zdol­ność mo­du­lo­wa­nia dzia­ła­nia Tworu siat­ko­wa­te­go. Po­ten­cja­li­zu­ję jego dzia­ła­nie bram­ku­ją­ce. Dla­te­go ci wokół głę­bo­ko śpią, mimo że nie do­sta­li od Cie­bie.. "cu­kier­ków". Cięż­ko nad tym pra­co­wa­łam, żeby Ha­lo­pe­ri­dol zni­kał sys­te­ma­tycz­nie z ma­ga­zy­nów aptek, z któ­ry­mi byłeś w zmo­wie.

Hania uło­ży­ła de­li­kat­nie dłoń na skro­ni Toma.

– Wiem, że po­da­jesz go pa­cjen­tom, by nie sły­szeć. Tak Tom. W izbie przy­jęć opo­wie­dzia­łam Twoją hi­sto­rię. Nie je­steś chory. Masz dar. Na­ukow­cy z Cry­nex je­dy­nie umoż­li­wi­li Ci go okieł­znać, po­dob­nie jak to było w moim przy­pad­ku.

Dla­te­go w sali umie­ści­li nas razem, bo tylko tak mo­gli­śmy "nor­mal­nie" funk­cjo­no­wać. Ja bram­ko­wa­łam głosy, cudze myśli, które sły­sza­łeś. Tylko przy mnie byłeś spo­koj­ny. Cie­szy­łam się, że ist­nie­je ktoś, kto nie mdle­je na mój widok.. By­li­śmy ubra­ni wtedy tak, jak ja teraz. Czy coś Ci się przy­po­mi­na?

Oczy Toma w roz­bły­sły jak za­pa­lo­ny lont. Bez wa­ha­nia przy­ci­sną talię Hani do swo­je­go pasa tak, że oboje czuli wza­jem­ne ło­mo­ta­nie swych serc. Czuli na sobie swój od­dech, a wy­nio­sło­ści ich twa­rzy co pe­wien czas spo­ty­ka­ły się w in­nych miej­scach, jakby ba­da­jąc się i przy­po­mi­na­jąc sobie na­wza­jem. W pew­nym mo­men­cie ich usta nie­mal się ze­tknę­ły. Hania za­czę­ła mówić.

– Mu­sisz od­sta­wić leki które bie­rzesz. Wszyst­kie. To tylko Cię ogra­ni­cza. Wiem, że zawód który wy­bra­łeś two­rzył Ci ogrom­ne moż­li­wo­ści pracy nad sobą, jed­nak nie wy­ko­rzy­sta­łeś ich na­le­ży­cie.Ty na­praw­dę je­steś w sta­nie to kon­tro­lo­wać. Dzię­ki Tobie udało się nam uciec. Prze­wi­dzia­łeś każdy krok Blo­oma.

Ko­bie­ta po­wo­li się­gnę­ła do kie­sze­ni. Wy­cią­gnę­ła z niej strzy­kaw­kę z nie­bie­ską, prze­zro­czy­stą sub­stan­cją.

– Podam Ci teraz an­ti­do­tum na leki prze­ciw­p­sy­cho­tycz­ne, na ten Ha­lo­pe­ri­dol, któ­rym je­steś jesz­cze na­fa­sze­ro­wa­ny. Dzię­ki mojej obec­no­ści znów na­uczysz się to kon­tro­lo­wać. Za­ufaj mi. Nie do­sta­niesz czę­sto­skur­czu. Przy mnie je­steś bez­piecz­ny.

Igła strzy­kaw­ki po­wo­li zbli­ża­ła się ku pra­wej tęt­ni­cy szyj­nej we­wnętrz­nej Toma, wi­docz­nej przez skórę zwil­żo­ną potem. Od pew­ne­go mo­men­tu nie czuł już ko­ła­ta­nia swo­je­go serca, a od­dech znów wy­da­wał mu się coraz płyt­szy… Znów czuł się tak, jakby zbli­ża­ła się śmierć.. Ogar­niał go chłód. Nie mógł nic zro­bić, to Hania kon­tro­lo­wa­ła nie­mal wszyst­kie jego funk­cje ży­cio­we. Po­zwo­li­ła mu je­dy­nie na za­mknię­cie oczu.. a może ona zro­bi­ła to za niego?

Po chwi­li dało się usły­szeć tępy dźwięk, jakby coś cięż­kie­go spa­dło na zie­mię. Nie wia­do­mo dla­cze­go, nagle od­zy­skał wła­dzę nad cia­łem. Nie mu­siał się szcze­gól­nie roz­glą­dać – tuż przed nim stała wy­jąt­ko­wo z sie­bie za­do­wo­lo­na Ca­ro­li­ne, a u jego stóp le­ża­ła nie­przy­tom­na Hania.

– 300mg Tio­pen­ta­lu* ! Pry­snę­łam jej na kark, jak się do Cie­bie do­bie­ra­ła. Ko­bie­ta za­wsze po­win­na nosić przy sobie jakiś obez­wład­niacz, Tobie chyba tez by się przy­da­ło, nie mo­żesz od­pę­dzić się od tych bab. Dobra. Po­win­ni­śmy ją przy­wią­zać Tom. W sumie tra­fi­ła na dobrą salę, gdzieś tu są te skó­rza­ne kaj­dan­ki dla na­rwań­ców.. Nic Ci nie jest?

– Dzię­ki Bogu że je­steś, Ca­ro­li­ne. Za­bez­piecz ten nie­bie­ski płyn i pędź do la­bo­ra­to­rium. Ja w tym cza­sie przy­ku­ję ją do łózka. Do­sko­na­le się spi­sa­łaś.

– Się wie!

Ca­ro­li­ne do­pię­ła swego: szef był z niej dumny, a jej ego wy­strze­li­ło gdzieś w gra­ni­cę stra­tos­fe­ry. – No i co Ci Haniu z tego, że je­steś ładna, jeśli ja je­stem mądra? – po­wta­rza­ła w my­ślach.

 

* Tio­pen­tal – lek sto­so­wa­ny w in­duk­cji znie­czu­le­nia ogól­ne­go w po­sta­ci do­żyl­nej. Po­wo­du­je głę­bo­ki sen. Me­cha­nizm dzia­ła­nia opie­ra się na ha­mo­wa­niu czyn­no­ści neu­ro­nów tworu siat­ko­wa­te­go.

***

Kiedy tylko Ca­ro­li­ne opu­ści­ła salę, Tom na­tych­miast usa­dził wiot­kie ciało Hani na jed­nym z łóżek i za­wiózł je do pra­cow­ni re­zo­nan­su ma­gne­tycz­ne­go. Mu­siał się spie­szyć, Tio­pen­tal nie dzia­ła długo.

Trak­to­gra­fia uka­zy­wa­ła znacz­ne sku­pi­ska pasm isto­ty bia­łej w nie­ty­po­wych miej­scach, oraz ich brak w miej­scach ty­po­wych. Widać było także zna­mio­na prze­by­tej in­fek­cji wi­ru­so­wej.

Barns zbli­żył się do Hani. Przy­kuc­nął przy stole i za­czął jej szep­tać do ucha bar­dzo, ale to bar­dzo cicho:

– Wresz­cie mnie od­na­la­złaś. Do­sko­na­le. Je­stem z Cie­bie dumny. Wi­dzisz, masz rację. Tylko przy Tobie mo­głem w pełni kon­tro­lo­wać swój dar. Je­steś mi po­trzeb­na, ale żeby funk­cjo­no­wać bez leków, mu­siał­bym mieć Cię przy sobie w każ­dej chwi­li życia. Po­nad­to nie mam pew­no­ści, czy nie zo­sta­łaś przy­sła­na przez Blo­oma.

Po tych sło­wach, Barns na­ło­żył na głowę Hani apa­ra­tu­rę do prze­szcze­pu neu­ro­nal­ne­go. Kom­pu­ter ze­ska­no­wał od­po­wied­nie neu­ro­ny Tworu, te o naj­więk­szej ak­tyw­no­ści bram­ku­ją­cej. Gdy tylko Tom uzna to za sto­sow­ne, uak­tyw­ni za po­mo­cą od­po­wied­nich fal ko­mór­ki ma­cie­rzy­ste swo­jej kory mó­zgo­wej, do róż­ni­co­wa­nia w iden­tycz­ne z ko­mór­ka­mi Hani.

Teraz z pew­no­ścią nie było na to czasu.

Psy­chia­tra po­śpiesz­nie zdjął z Hani wszel­kie urzą­dze­nia, po czym ska­so­wał dane z kom­pu­te­ra. Na­stęp­nie, prze­niósł ciało Hani na zie­mię. Przez chwi­lę za­sta­na­wiał się, co zro­bić z cia­łem, by nie wy­ka­zy­wa­ło ono cech za­bój­stwa.Bez­wied­nie spo­czy­wa­ją­ce na ziemi ciało ofia­ry przy­po­mnia­ło mu pe­wien spo­sób, o jakim mó­wio­no na stu­diach. Bur­king. Uklęk­nął więc na klat­ce pier­sio­wej dziew­czy­ny. Po usu­nię­ciu po­wie­trza z płuc i za­blo­ko­wa­niu moż­li­wo­ści jego po­now­ne­go na­bra­nia, za­ci­sną jedną dło­nią nos a drugą usta Hani, które jesz­cze czuł na swo­jej twa­rzy. Po chwi­li uznał, że mi­nę­ła wy­star­cza­ją­ca ilość czasu, by do­szło do śmier­ci mózgu na sku­tek nie­do­tle­nie­nia. Tom udu­sił Hanię.

***

Po pię­ciu mi­nu­tach do pra­cow­ni we­szła Ca­ro­li­ne. Za­sta­ła w niej Hanię, nad którą ryt­micz­nie ugi­nał się Tom, prze­pro­wa­dza­jąc re­su­scy­ta­cję krą­że­nio­wo-od­de­cho­wą.

– Wszę­dzie Cię szu­ka­łam, my­śla­łam, że…

– Nie­ste­ty, ona nie żyje.

Tom za­prze­stał re­su­scy­ta­cji. Cięż­ko sapał, spra­wia­jąc wra­że­nie zmę­czo­ne­go.

– Re­la­cja aler­gicz­na na Tio­pen­tal. Mu­sia­ła do­stać sil­ne­go wstrzą­su ana­fi­lak­tycz­ne­go, wstrzyk­ną­łem jej mnó­stwo ad­re­na­li­ny, bez skut­ku. Chwi­lę po Twoim wyj­ściu stała się nie­wy­dol­na od­de­cho­wo. Pró­bo­wa­łem re­su­scy­to­wać, stąd ślady na klat­ce. Zaraz tu bę­dzie ze­spół re­ani­ma­cyj­ny, po który zdą­ży­łem za­dzwo­nić, kiedy jesz­cze żyła. Nie zdą­ży­łem nawet zro­bić re­zo­nan­su. Teraz, kiedy nie żyje… ba­da­nie nie ma sensu. Cho­ciaż.. nie to się teraz liczy.

– Tom.. ale.. czy to zna­czy, że ją.. za­bi­łam?

– Ura­to­wa­łaś mi życie.

– O Boże…

– Weź się w garść, w końcu chcesz być psy­chia­trą. Co z tą sub­stan­cją?

–..z sub­stan­cją? Aa.. Po­wie­dzie­li, żeby wy­słać do La­bo­ra­to­rium Ana­liz Sub­stan­cji Nie­zna­nych, że oni nie zaj­mu­ją się tutaj ta­ki­mi rze­cza­mi.. i że po­wi­nie­neś o tym wie­dzieć.

– Masz rację. Nie my­śli­my trzeź­wo, kie­ru­ją nami emo­cje. Pro­szę, oddaj mi strzy­kaw­kę. Nie chcę, żebyś drę­czy­ła się tą spra­wą przez całą noc. Za­wia­do­mię po­li­cję. Ty spró­buj ochło­nąć.

Ca­ro­li­ne bez wa­ha­nia prze­ka­za­ła przed­miot swo­je­mu prze­ło­żo­ne­mu.

– Wkrót­ce się zo­ba­czy­my, Mi­cha­el – po­my­ślał Tom. 

 

Koniec

Komentarze

Przy­kro mi to pisać, Em­RoZz, ale przez Twoje opo­wia­da­nie brnę­łam z naj­więk­szym tru­dem i nic z niego nie zro­zu­mia­łam. Być może ktoś obe­zna­ny z te­ma­tem znaj­dzie tu coś zaj­mu­ją­ce­go – mnie się nie udało zna­leźć nic, poza masą błę­dów i uste­rek, al­bo­wiem opo­wia­da­nie jest na­pi­sa­ne bar­dzo źle, wręcz nie­chluj­nie.

 

myl­nie ro­zu­mia­nym jako au­re­ola (z ang. halo), czyli atry­but ko­ja­rzą­cy się z osobą wiel­ko­dusz­ną… –> Od kiedy to au­re­ola ko­ja­rzy się z osobą wiel­ko­dusz­ną?

Czemu służy wtrą­ce­nie w na­wia­sie?

 

– Tom, skończ z tym Ha­lo­pe­ri­do­lem. –> – Tom, skończ z tym ha­lo­pe­ri­do­lem.

Nazwy leków za­pi­su­je­my małą li­te­rą. Ten błąd po­ja­wia się w tek­ście kilka razy.

 http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

na które z Two­jej winy skar­żą się pa­cjen­ci. –> …na które z two­jej winy skar­żą się pa­cjen­ci.

Za­im­ki pi­sze­my wiel­ką li­te­rą, kiedy zwra­ca­my się do kogoś li­stow­nie. Ten błąd po­ja­wia się w tek­ście bar­dzo wiele razy.

 

wy­ję­cie pa­cjen­to­wi z oka ciała obcego.Proszę… –> Brak spa­cji po krop­ce. Ten błąd po­ja­wia się w tek­ście wie­lo­krot­nie.

 

zapas Ha­lo­pe­ri­do­lu skoń­czył się dni temu. –> …zapas ha­lo­pe­ri­do­lu skoń­czył się dwa dni temu.

Li­czeb­ni­ki za­pi­su­je­my słow­nie. Ten błąd po­ja­wia się w tek­ście kil­ka­krot­nie.

 

Tak, wiem –stu­dia mu­sia­ły… –> Brak spa­cji po pół­pau­zie.

 

Smart-watch wy­świe­tlał uśmiech­nię­tą twarz… –> Smar­twatch wy­świe­tlał uśmiech­nię­tą twarz

 

– Dzię­ku­ję Panno Jones… –> – Dzię­ku­ję panno Jones

Formy grzecz­no­ścio­we pi­sze­my wiel­ka li­te­rą, kiedy zwra­ca­my się do kogoś li­stow­nie. Ten błąd po­ja­wia się w tek­ście bar­dzo wiele razy.

 

oka­za­łej wiel­ko­ści ciem­no-zie­lo­ny ver­de­lit… –> …oka­za­łej wiel­ko­ści ciem­nozie­lo­ny ver­de­lit

 

Z da­le­ka było widać smu­kłe ciało, ubra­ne w od­cie­nie sza­ro­ści i duże, po­ły­sku­ją­ce zie­lo­ne oczy. –> Skoro ciało było ubra­ne, to nie mogło być wi­docz­ne. Oba­wiam się, że z da­le­ka chyba nie można doj­rzeć ko­lo­ru oczu.

 

zaj­mie się do­kład­ną ob­ser­wa­cją.. –> Brak jed­nej krop­ki w wie­lo­krop­ku. Wie­lo­kro­pek ma za­wsze trzy krop­ki. Ten błąd po­ja­wia się w tek­ście wie­lo­krot­nie.

 

Je­stem psy­chia­trą, na­zy­wam się dok­tor Tomas Barns… –> Nikt nie na­zy­wa się dok­tor.

Pro­po­nu­ję: Dok­tor Tomas Barns, je­stem psy­chia­trą.

 

do­sta­ła­bym chyba za­wa­łu…Żadne… –> Brak spa­cji po wie­lo­krop­ku.

 

Tom, jakby na chwi­lę wy­my­ka­jąc się uro­ko­wi Hani… –> Dla­cze­go nagle zdrob­nie­nie imie­nia pa­cjent­ki?

 

jed­nak Kli­ni­ka, która zaj­mo­wa­ła się… –> Dla­cze­go wiel­ka li­te­ra?

 

– Prze­pra­szam Haniu, jeśli mogę się tak do Cie­bie zwra­cać. –> To chyba nie jest pro­fe­sjo­nal­ne za­cho­wa­nie le­ka­rza.

 

Jak Pan do­sko­na­le wie, Twór Siat­ko­wa­ty to… –> Dla­cze­go wiel­kie li­te­ry? Ten błąd po­ja­wia się w tek­ście wie­lo­krot­nie.

 

je­ste­śmy za­ko­cha­ni, – na twa­rzy… –> Przed pół­pau­zą nie sta­wia się prze­cin­ka.

 

Pod­świa­do­mość, Nie­świa­do­mość. –> Dla­cze­go wiel­kie li­te­ry?

 

do­ko­na­no wielu prze­ło­mo­wych od­kryć ! –> Zbęd­na spa­cja przed wy­krzyk­ni­kiem. Ten błąd po­ja­wia się kil­ka­krot­nie także w dal­szej czę­ści tek­stu.

 

wy­ko­rzy­stu­je­my je­dy­nie 10% moż­li­wo­ści mózgu.. –> …wy­ko­rzy­stu­je­my je­dy­nie dzie­sięć pro­cent moż­li­wo­ści mózgu

Li­czeb­ni­ki za­pi­su­je­my słow­nie, nie uży­wa­my sym­bo­li. Ten błąd po­ja­wia się także w dal­szej czę­ści tek­stu.

 

– To na­pra­aw­dę in­te­re­su­ją­ce… –> Li­te­rów­ka.

 

Ca­ro­li­ne nie kryła za­że­no­wa­nia, co wy­ra­zi­ła krót­kim po­stę­ki­wa­niem. – Od kiedy za­że­no­wa­nie wy­ra­ża się po­stę­ki­wa­niem?

 

ale i tych pod­świa­do­mych…i to… –> Brak spa­cji po wie­lo­krop­ku.

 

W tej chwi­li Hania i Tom byli na­chy­le­ni w swoim kie­run­ku… –> A jaki to był ich kie­ru­nek?

A może miało być: W tej chwi­li Hania i Tom byli na­chy­le­ni ku sobie

 

–… że można od­czy­ty­wać naj­głęb­sze pra­gnie­nia ludzi. –> Brak spa­cji po pół­pau­zie, zbęd­na spa­cja po wie­lo­krop­ku.

 

wy­rzu­co­ny gdzieś w od­da­li sa­mo­lo­tu. –> Co to zna­czy być wy­rzu­co­nym w od­da­li sa­mo­lo­tu?

 

Cho­ciaż.. te czy­ta­nie w my­ślach… –> Cho­ciaż… to czy­ta­nie w my­ślach

 

prze­su­nął lekko ku górze skó­rza­ny kaj­dan spo­czy­wa­ją­cy na… –> …prze­su­nął lekko ku górze skó­rza­ne kaj­dany spo­czy­wa­ją­ce na

Kaj­da­ny nie mają licz­by mno­giej.

 

– Do­brze, że cho­ciaż za­pa­li­ła świa­tło – Po­my­ślał. –> Tu znaj­dziesz wska­zów­ki, jak za­pi­sy­wać myśli: http://www.jezykowedylematy.pl/2014/08/jak-zapisac-mysli-bohaterow/

 

Wszyst­ko wokół sta­wa­ło się nie­wy­raź­ne, barwy sta­wa­ły się… –> Czy to ce­lo­we po­wtó­rze­nie?

 

jedak nie czuł się wy­star­cza­ją­co silny… –> Li­te­rów­ka.

 

jakby coś cięż­kie­go spa­dło na zie­mię. –> Rzecz dzie­je się w po­miesz­cze­niu, więc: …jakby coś cięż­kie­go spa­dło na pod­ło­gę.

 

…chyba tez by się przy­da­ło… –> Li­te­rów­ka.

 

Ja w tym cza­sie przy­ku­ję ją do łózka. –> Li­te­rów­ka.

 

Bez­wied­nie spo­czy­wa­ją­ce na ziemi ciało ofia­ry… –> Chyba miało być: Bez­wład­nie spo­czy­wa­ją­ce na pod­ło­dze ciało ofia­ry

 

za­ci­sną jedną dło­nią nos… –> …za­ci­snął jedną dło­nią nos

 

Re­la­cja aler­gicz­na na Tio­pen­tal. –> Tu chyba miało być: Re­ak­cja aler­gicz­na na tio­pen­tal.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Dzię­ku­ję za wszel­kie uwagi, jed­nak naj­bar­dziej mar­twi mnie to, że jak sama pi­szesz, opo­wia­da­nie było dla Cie­bie nie­zro­zu­mia­łe, a poza tym, że nie zna­la­złaś w nim nic zaj­mu­ją­ce­go (od­nio­sę się do tego na sam ko­niec).

 

Chciał­bym się od­nieść do kilku li­ni­jek Two­jej od­po­wie­dzi.

 

myl­nie ro­zu­mia­nym jako au­re­ola (z ang. halo), czyli atry­but ko­ja­rzą­cy się z osobą wiel­ko­dusz­ną… –> Od kiedy to au­re­ola ko­ja­rzy się z osobą wiel­ko­dusz­ną?

Czemu służy wtrą­ce­nie w na­wia­sie?

 

Wiel­ko­dusz­ność ko­ja­rzy mi się z aniel­sko­ścią, stąd au­re­ola (aniel­skość jest pierw­szym sy­no­ni­mem wiel­ko­dusz­no­ści z pierw­sze­go słow­ni­ka z go­ogle). Wy­ja­śnie­nie w na­wia­sie, bo li­te­ry “au­re­ola” nie wcho­dzą w skład słowa “ha­lo­pe­ri­dol”. W tek­ście jest wy­ja­śnie­nie.

 

– Tom, skończ z tym Ha­lo­pe­ri­do­lem. –> – Tom, skończ z tym ha­lo­pe­ri­do­lem.

Nazwy leków za­pi­su­je­my małą li­te­rą. Ten błąd po­ja­wia się w tek­ście kilka razy.

 http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

Tak, za­pi­su­je­my, jed­nak ja na­pi­sa­łem nazwę han­dlo­wą, która może po­kry­wać się z nazwą sub­stan­cji czyn­nej i po­win­na być wtedy pi­sa­na z wiel­kiej li­te­ry.

 

na które z Two­jej winy skar­żą się pa­cjen­ci. –> …na które z two­jej winy skar­żą się pa­cjen­ci.

Za­im­ki pi­sze­my wiel­ką li­te­rą, kiedy zwra­ca­my się do kogoś li­stow­nie. Ten błąd po­ja­wia się w tek­ście bar­dzo wiele razy.

 

– Dzię­ku­ję Panno Jones… –> – Dzię­ku­ję panno Jones

 

Ech, tak, tylko że gdy czy­tam w opo­wia­da­niu “two­jej” z małej li­te­ry, to dla mnie wy­glą­da nie­chluj­nie, bo zwy­kłem zwra­cać się do kogoś za każ­dym razem z wiel­kiej. Chyba się nie prze­sta­wię, nie­ste­ty.

 

Z da­le­ka było widać smu­kłe ciało, ubra­ne w od­cie­nie sza­ro­ści i duże, po­ły­sku­ją­ce zie­lo­ne oczy. –> Skoro ciało było ubra­ne, to nie mogło być wi­docz­ne. Oba­wiam się, że z da­le­ka chyba nie można doj­rzeć ko­lo­ru oczu.

 

Chyba, że się kogoś po­zna­je i widzi się wię­cej niż można by do­strzec u obcej osoby :) Co jest spój­ne z tre­ścią.

 

Je­stem psy­chia­trą, na­zy­wam się dok­tor Tomas Barns… –> Nikt nie na­zy­wa się dok­tor.

Pro­po­nu­ję: Dok­tor Tomas Barns, je­stem psy­chia­trą.

 

Bar­dzo fajna uwaga, dzię­ki.

 

Prze­pra­szam Haniu, jeśli mogę się tak do Cie­bie zwra­cać. –> To chyba nie jest pro­fe­sjo­nal­ne za­cho­wa­nie le­ka­rza.

 

Zna­czy­ło­by to, że ten le­karz nie za­cho­wu­je się pro­fe­sjo­nal­nie, co autor (ja) miał na myśli i jest spój­ne z tre­ścią. 

 

Widzę, że pi­sa­nie nie­któ­rych słów z wiel­kich liter jest źle po­strze­ga­ne. Hmm. Po pro­stu za­zna­czam w ten spo­sób czy­tel­ni­ko­wi, że te słowa są ważne, klu­czo­we. Czy to źle?

 

Ca­ro­li­ne nie kryła za­że­no­wa­nia, co wy­ra­zi­ła krót­kim po­stę­ki­wa­niem. – Od kiedy za­że­no­wa­nie wy­ra­ża się po­stę­ki­wa­niem?

 

Jeśli na­pi­sał­bym, że ko­le­ga się po­si­kał z po­wo­du swę­dzą­ce­go ucha, też uzna­ła­byś to za pra­wi­dło­wość? :)

 

Za wszyst­kie po­zo­sta­łe uwagi ser­decz­nie dzię­ku­ję, cho­ciaż to głów­nie li­te­rów­ki. Od­no­szę wra­że­nie, że za fak­tycz­ne nie­chluj­stwo uzna­łaś wła­śnie te li­te­rów­ki, spa­cje, myśl­ni­ki, krop­ki, wiel­kie li­te­ry itd. (bo ta­kich błę­dów było naj­wię­cej), co znacz­nie utrud­ni­ło Ci sku­pie­nie się na tre­ści. 

 

I na sam ko­niec,

 

przez Twoje opo­wia­da­nie brnę­łam z naj­więk­szym tru­dem i nic z niego nie zro­zu­mia­łam. Być może ktoś obe­zna­ny z te­ma­tem znaj­dzie tu coś zaj­mu­ją­ce­go – mnie się nie udało zna­leźć nic.

 

Może warto prze­czy­tać opo­wia­da­nie jesz­cze raz, a bę­dzie bar­dziej zro­zu­mia­łe i być może wtedy (bo jak ina­czej?) uda się w nim zna­leźć coś, co Cię za­in­te­re­su­je? :)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wiel­ko­dusz­ność ko­ja­rzy mi się z aniel­sko­ścią, stąd au­re­ola (aniel­skość jest pierw­szym sy­no­ni­mem wiel­ko­dusz­no­ści z pierw­sze­go słow­ni­ka z go­ogle).

Przy­kro mi, Em­RoZz, Twoje wy­ja­śnie­nia nie prze­ko­na­ły mnie. Nadal nie widzę związ­ku au­re­oli z wiel­ko­dusz­no­ścią.

Za SJP PWN: au­re­ola  1. «świe­tli­sty krąg ota­cza­ją­cy na ob­ra­zach i rzeź­bach głowy świę­tych» 2. «uzna­nie ota­cza­ją­ce kogoś» 3. «świe­tli­sta ob­wód­ka ota­cza­ją­ca nie­któ­re przed­mio­ty bę­dą­ce źró­dłem świa­tła»

wiel­ko­dusz­ny «od­zna­cza­ją­cy się wiel­ki­mi za­le­ta­mi ducha, szla­chet­no­ścią, wy­ro­zu­mia­ło­ścią; też: świad­czą­cy o czy­jejś szla­chet­no­ści, wy­ro­zu­mia­ło­ści»

aniel­ski  1. «od­no­szą­cy się do anio­ła» 2. «dobry i ła­god­ny» 3. «ogrom­ny, nie­zwy­kły»

 

Wy­ja­śnie­nie w na­wia­sie, bo li­te­ry “au­re­ola” nie wcho­dzą w skład słowa “ha­lo­pe­ri­dol”. W tek­ście jest wy­ja­śnie­nie.

Wy­ja­śnia w tek­ście za­śmie­ca­ją go. Tekst, moim zda­niem, po­wi­nien być na­pi­sa­ny na tyle jasno, żeby czy­tel­nik nie mu­siał po­ty­kać się o wtrę­ty, do­dat­ko­we ob­ja­śnie­nia i przy­pi­sy. Wiedz też, że w miarę roz­gar­nię­ty czy­tel­nik umie po­ra­dzić sobie z trud­nym sło­wem czy nie­zna­nym dotąd po­ję­ciem.

Jeśli na­pi­sa­łeś coś, co w Twoim mnie­ma­niu może spra­wić kło­pot czy­tel­ni­kom, zmień to i na­pisz tak, aby rzecz była  czy­tel­na i zro­zu­mia­ła bez do­dat­ko­wych tłu­ma­czeń i pod­po­wie­dzi.

 

Tak, za­pi­su­je­my, jed­nak ja na­pi­sa­łem nazwę han­dlo­wą, która może po­kry­wać się z nazwą sub­stan­cji czyn­nej i po­win­na być wtedy pi­sa­na z wiel­kiej li­te­ry.

Po­zwo­lę się sobie z Tobą nie zgo­dzić i za­cy­tu­ję opi­nię Rady Ję­zy­ka Pol­skie­go: Nie są tym samym ani na­zwa­mi wła­sny­mi, ani na­zwa­mi han­dlo­wy­mi nazwy pro­duk­tów, usług itp., uży­wa­ne bez pro­te­stów w ob­ro­cie praw­nym w Rze­czy­po­spo­li­tej Pol­skiej przez różne (także kon­ku­ru­ją­ce za sobą) pod­mio­ty w od­nie­sie­niu do ta­kich sa­mych lub po­dob­nych pro­duk­tów, usług itp.

http://www.rjp.pan.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=93:definicje-poj-nazwa-wasnaq-nazwa-handlowaq&catid=45&Itemid=55

 

Ech, tak, tylko że gdy czy­tam w opo­wia­da­niu “two­jej” z małej li­te­ry, to dla mnie wy­glą­da nie­chluj­nie, bo zwy­kłem zwra­cać się do kogoś za każ­dym razem z wiel­kiej. Chyba się nie prze­sta­wię, nie­ste­ty.

Więc za każ­dym razem bę­dziesz robił błąd, bo to nie jest spra­wa ani Two­ich przy­zwy­cza­jeń, ani Two­jej es­te­ty­ki, a za­sa­da obo­wią­zu­ją­ca w ję­zy­ku pol­skim. Po­wtó­rzę – za­im­ki i formy grzecz­no­ścio­we pi­sze­my wiel­ka li­te­rą wtedy, kiedy zwra­ca­my się do kogoś li­stow­nie. W ten spo­sób wy­ra­ża­my sza­cu­nek dla tej osoby.

Czy nie masz wra­że­nia, że Twoje ni­czym nie uza­sad­nio­ne przy­zwy­cza­je­nie może do­pro­wa­dzić do ab­sur­du? Spró­buj wy­obra­zić sobie, że w opo­wia­da­niu umiesz­czasz scenę kłót­ni np. ki­bo­li/ me­ne­li/ prze­ku­pek/ są­sia­dów, pełną naj­czę­ściej uży­wa­nych wul­ga­ry­zmów, ale z za­im­ka­mi na­pi­sa­ny­mi wiel­ki­mi li­te­ra­mi. Czy nie uwa­żasz, że ku­rio­zal­ne by­ło­by zda­nie: – Cho­le­ra, ja Ci po­ka­żę, Ty kurwo! – że na tym przy­kła­dzie po­prze­sta­nę.

 

Widzę, że pi­sa­nie nie­któ­rych słów z wiel­kich liter jest źle po­strze­ga­ne. Hmm. Po pro­stu za­zna­czam w ten spo­sób czy­tel­ni­ko­wi, że te słowa są ważne, klu­czo­we. Czy to źle?

Em­RoZz, po­wtó­rzę – czy­tel­nik nie jest idio­tą, czy­tel­nik sam po­tra­fi zo­rien­to­wać się w zna­cze­niu słów i nie jest do tego po­trzeb­ne ich pod­kre­śla­nia, wy­tłusz­cza­nie ani pi­sa­nie wiel­ką li­te­rą. Jeśli czy­tel­nik nie zro­zu­mie, zna­czyć to bę­dzie, że Autor nie po­do­łał za­da­niu.

 

Ca­ro­li­ne nie kryła za­że­no­wa­nia, co wy­ra­zi­ła krót­kim po­stę­ki­wa­niem. – Od kiedy za­że­no­wa­nie wy­ra­ża się po­stę­ki­wa­niem?

Jeśli na­pi­sał­bym, że ko­le­ga się po­si­kał z po­wo­du swę­dzą­ce­go ucha, też uzna­ła­byś to za pra­wi­dło­wość? :)

A jak to się ma do za­da­ne­go prze­ze mnie py­ta­nia i dla­cze­go uwa­żasz, że uzna­łam to za pra­wi­dło­wość?

Na­pi­sa­łeś: Ca­ro­li­ne nie kryła za­że­no­wa­nia, co wy­ra­zi­ła krót­kim po­stę­ki­wa­niem. – a ja, po­nie­waż pierw­szy raz w życiu spo­tka­łam się z przy­pad­kiem za­że­no­wa­nia ob­ja­wia­ją­ce­go się po­stę­ki­wa­niem, za­da­łam py­ta­nie: Od kiedy za­że­no­wa­nie wy­ra­ża się po­stę­ki­wa­niem?

Za SJP PWN: po­stę­ki­wać  1. «stę­kać nie­zbyt gło­śno, z prze­rwa­mi» 2. «o byku łosia, je­le­nia: wy­da­wać głos wa­bią­cy sa­mi­ce w cza­sie rui» stęk­nię­cie pot. «od­głos wy­da­wa­ny z bólu lub przy wy­sił­ku fi­zycz­nym» za­że­no­wa­nie «uczu­cie wsty­du i za­kło­po­ta­nia»

 

Za wszyst­kie po­zo­sta­łe uwagi ser­decz­nie dzię­ku­ję, cho­ciaż to głów­nie li­te­rów­ki. Od­no­szę wra­że­nie, że za fak­tycz­ne nie­chluj­stwo uzna­łaś wła­śnie te li­te­rów­ki, spa­cje, myśl­ni­ki, krop­ki, wiel­kie li­te­ry itd.

Dla Cie­bie to może tylko li­te­rów­ki, ale dla czy­tel­ni­ka sta­no­wią one istot­ną prze­szko­dę. Świad­czą też o tym, że pi­szą­cy nie prze­czy­tał dzie­ła przed jego opu­bli­ko­wa­niem, a tym samym lek­ce­wa­ży czy­tel­ni­ków.

I ow­szem, tak jak słusz­nie wnio­sku­jesz, wła­śnie te li­te­rów­ki, spa­cje, myśl­ni­ki, krop­ki, wiel­kie li­te­ry itd., uzna­łam za naj­wyż­sze­go stop­nia nie­chluj­stwo, choć do­pu­ści­łam też moż­li­wość, że Autor w nie­do­sta­tecz­nej mie­rze opa­no­wał za­sa­dy obo­wią­zu­ją­ce w ję­zy­ku pol­skim.

Roz­le­gła pust­ka zie­ją­ca pod Twoim po­stem, także jest ob­ja­wem nie­chluj­stwa.

 

Może warto prze­czy­tać opo­wia­da­nie jesz­cze raz, a bę­dzie bar­dziej zro­zu­mia­łe i być może wtedy (bo jak ina­czej?) uda się w nim zna­leźć coś, co Cię za­in­te­re­su­je? :)

Nie, Em­RoZz. Raz już brnę­łam przez Pew­ne­go razu w szpi­ta­lu psy­chia­trycz­nym i do­pó­ki Twoje opo­wia­da­nie nie zo­sta­nie po­pra­wio­ne, do­pó­ki będą w nim stra­szyć wszyst­kie wy­tknię­te błędy i uster­ki, do­pó­ki za­im­ki i formy grzecz­no­ścio­we będą na­pi­sa­ne wiel­ki­mi li­te­ra­mi, a li­czeb­ni­ki cy­fra­mi i licz­ba­mi, do­pó­ki nie po­pra­wisz in­ter­punk­cji, nie­ste­ty, nie ma naj­mniej­szych szans, abym do­bro­wol­nie pod­ję­ła trud po­now­nej lek­tu­ry Two­je­go dzie­ła.

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Cie­szę się, że zde­cy­do­wa­łem się tutaj za­mie­ścić opo­wia­da­nie. Bar­dzo dzię­ku­ję za Twoje uwagi i po­świę­ce­nie chwi­li swo­je­go czasu :) 

 

do­pó­ki Twoje opo­wia­da­nie nie zo­sta­nie po­pra­wio­ne, do­pó­ki będą w nim stra­szyć wszyst­kie wy­tknię­te błędy i uster­ki, do­pó­ki za­im­ki i formy grzecz­no­ścio­we będą na­pi­sa­ne wiel­ki­mi li­te­ra­mi, a li­czeb­ni­ki cy­fra­mi i licz­ba­mi, do­pó­ki nie po­pra­wisz in­ter­punk­cji, nie­ste­ty, nie ma naj­mniej­szych szans, abym do­bro­wol­nie pod­ję­ła trud po­now­nej lek­tu­ry Two­je­go dzie­ła.

 

Za­chę­ci­łaś mnie do na­nie­sie­nia po­pra­wek, cho­ciaż “nie­chlu­jem” i tak pew­nie zo­sta­nę ;)

 

Przy­kro mi, Em­RoZz, Twoje wy­ja­śnie­nia nie prze­ko­na­ły mnie. Nadal nie widzę związ­ku au­re­oli z wiel­ko­dusz­no­ścią.

 

Jeśli zwięk­szy to praw­do­po­do­bień­stwo prze­czy­ta­nia przez Cie­bie tek­stu jesz­cze raz, tym razem z więk­szym sku­pie­niem się na tre­ści (już nie stra­szą­cej nie­chluj­stwem, mam na­dzie­ję), nie widzę prze­szkód by użyć w tam­tym zda­niu in­nych słów, bar­dziej do sie­bie pa­su­ją­cych. Oczy­wi­ście, nie na­ci­skam na po­now­ne czy­ta­nie. Od­nio­słem wra­że­nie, że poza “nie­chluj­stwem”, to sam temat nie pod­szedł i może z tego po­wo­du opo­wia­da­nie było do­dat­ko­wo trud­niej­sze do zro­zu­mie­nia. 

 

Jeśli na­pi­sa­łeś coś, co w Twoim mnie­ma­niu może spra­wić kło­pot czy­tel­ni­kom, zmień to i na­pisz tak, aby rzecz była  czy­tel­na i zro­zu­mia­ła bez do­dat­ko­wych tłu­ma­czeń i pod­po­wie­dzi.

 

Z pew­no­ścią masz rację. Jest to moje pierw­sze opo­wia­da­nie, w do­dat­ku pi­sa­ne na szyb­ko i po pro­stu jesz­cze trud­no mi wy­czuć co może spra­wić kło­pot, a co zwięk­szy szan­sę zro­zu­mie­nia. Wtrą­ce­nie (ang. Halo) wy­da­wa­ło mi się za­sad­ne i nie­zbęd­ne, bo prze­cież o to cho­dzi – ina­czej nie mia­ło­by sensu wią­za­nie “halo-“ od ha­lo­pe­ri­do­lu i au­re­oli. Bez info (ang. Halo) czy­tel­nik w moim mnie­ma­niu miał­by więk­szy kło­pot ze zro­zu­mie­niem dla­cze­go “Halo” do­brze ko­ja­rzy się pa­cjen­tom. 

 

Przy oka­zji. Być może nie jest to miej­sce do ta­kich dy­wa­ga­cji, jed­nak skoro zo­sta­ło mi to wy­tknię­te, myślę, że warto się od­nieść – tak, nie ma cze­goś ta­kie­go jak “..”, jed­nak jeśli chcę prze­ka­zać różne wra­że­nia, to na­tu­ral­nie po­my­śla­łem o róż­nej dłu­go­ści wie­lo­krop­ka. Przy­kła­do­wo, “……” ko­ja­rzy­ło­by mi się z czymś w ro­dza­ju “brak mi słów, wyjdź”, co mo­gło­by zo­stać użyte za­miast, albo po tych sło­wach. Jeśli sztu­ka opo­wia­da­nia nie uzna­je ta­kich przy­pad­ków, to we­dług mnie na tym traci, a to tylko jeden przy­kład z mnó­stwa moż­li­wo­ści. Po­dob­nie myślę o sta­wia­niu wiel­kich liter tam, gdzie nie jest to zgod­ne z or­to­gra­fią, jed­nak zgod­ne z myślą au­to­ra. Ro­zu­miem, że je­steś jakby straż­nicz­ką po­praw­nej pol­sz­czy­zny i ze wzglę­du na utrwa­lo­ne za­sa­dy każde ich zła­ma­nie wy­wo­łu­je u Cie­bie fru­stra­cję. Być może bar­dziej do­świad­czo­ny autor nie po­trze­bu­je łamać zasad or­to­gra­fii i in­ter­punk­cji, by prze­ka­zać sto pro­cent tego, co miał na myśli. Być może ten sam autor zdzi­wił­by się, ile moż­li­wo­ści daje ła­ma­nie tych zasad i przy po­zor­nie nie­chluj­nym (dla nie­któ­rych) tek­ście nowe sto pro­cent prze­ka­za­nia myśli, jakim chwa­lił­by się znów autor, czy­tel­nik ode­brał­by jako traf­niej­sze :) Nie od­no­szę się tutaj do swo­je­go opo­wia­da­nia. Ra­czej sta­ram się prze­ka­zać, że na­ra­ża­jąc się na fru­stra­cję w ta­kich sy­tu­acjach, może omi­nąć Cię coś na­praw­dę faj­ne­go, czego z ła­two­ścią dozna ktoś nie­bę­dą­cy straż­ni­kiem. Myślę, że zda­jesz sobie spra­wę z tego co na­pi­sa­łem, jed­nak ze wzglę­du na do­świad­cze­nie wy­bra­łaś trak­to­wa­nie nie­chluj­nych opo­wia­dań z góry jako nie­zaj­mu­ją­ce, bo w isto­cie prze­ko­na­łaś się, że więk­szość nie­chluj­nych taka jest. Oba­wiam się, że tym samym po­zba­wi­łaś się cze­goś w ten spo­sób, to jest opo­wia­dań zdol­nych au­to­rów na­gi­na­ją­cych za­sa­dy. Twój wybór, jed­nak z tego co widzę je­steś tutaj po­wa­ża­nym jed­no­oso­bo­wym or­ga­nem opi­nio­twór­czym i Twoja opi­nia może prze­kre­ślić osobę przy­kła­do­wo zdol­ną, acz nie­wpra­wio­ną w za­sa­dy lub je na­gi­na­ją­cą. Nie mam na myśli sie­bie, cho­ciaż coś mi mówi, że wiele po­cząt­ku­ją­cych “nie­chluj­nych” au­to­rów zo­sta­ło na po­cząt­ku skre­ślo­nych przez straż­ni­ków do Cie­bie po­dob­nych i nie wy­da­je mi się, by nie zo­sta­ła omi­nię­ta w ten spo­sób jakaś “pe­reł­ka”. Po­dob­nie ze straż­ni­ka­mi czy­ta­ją­cy­mi treść, do któ­rej nie są przy­zwy­cza­je­ni bądź nie prze­pa­da­ją za po­ru­sza­ny­mi w niej te­ma­ta­mi.

 

W sumie, zgod­na z po­wyż­szym bę­dzie moja od­po­wiedź na Twoją uwagę, od­no­śnie po­praw­no­ści za­pi­su nazwy leku. Po­zwo­lę sobie przy­to­czyć słowa eks­per­ta:

 

“Do nazw leków sto­su­je się ta sama re­gu­ła or­to­gra­ficz­na, co do nazw sa­mo­cho­dów i in­nych wy­ro­bów prze­my­sło­wych. Każe ona pisać np. zde­rze­nie fiata z mer­ce­de­sem, ale sa­mo­chód marki Fiat – tzn. małej li­te­ry każe uży­wać w na­zwach kon­kret­nych wy­ro­bów, a dużej w na­zwach marek i firm. Re­gu­ła ta dzia­ła do­brze w od­nie­sie­niu do nazw po­wszech­nie zna­nych, któ­rych uży­wa­my tak czę­sto, że stały się one czę­ścią na­sze­go co­dzien­ne­go ję­zy­ka. Nazwy mniej znane są w prak­ty­ce pi­sa­ne wiel­ką literą, znaj­dzie­my więc w książ­kach po­lo­pi­ry­nęaspi­ry­nę i pi­ra­mi­don (małą li­te­rą), ale ra­czej Oxe­la­dinFle­ga­mi­nę i Tri­lac (wiel­ką li­te­rą). Może to wy­ni­kać z nie­zna­jo­mo­ści or­to­gra­fii, ale może też świad­czyć o chęci od­róż­nie­nia słów do­brze przy­swo­jo­nych pol­sz­czyź­nie od ele­men­tów w niej cał­ko­wi­cie ob­cych”

 

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/nazwy-lekarstw;392.html

 

Idźmy dalej

 

Czy nie uwa­żasz, że ku­rio­zal­ne by­ło­by zda­nie: – Cho­le­ra, ja Ci po­ka­żę, Ty kurwo! – że na tym przy­kła­dzie po­prze­sta­nę.

 

Jak wyżej. Uwa­żam, dla­te­go na­pi­sał­bym “ci” w tym kon­kret­nym przy­pad­ku, bo tak czuję, zresz­tą po­dob­nie jak Ty. Tym samym “Ko­cham cię” zde­cy­do­wa­nie wo­lał­bym za­pi­sać w ten spo­sób: “Ko­cham Cię”. 

 

Ca­ro­li­ne nie kryła za­że­no­wa­nia, co wy­ra­zi­ła krót­kim po­stę­ki­wa­niem. – a ja, po­nie­waż pierw­szy raz w życiu spo­tka­łam się z przy­pad­kiem za­że­no­wa­nia ob­ja­wia­ją­ce­go się po­stę­ki­wa­niem, za­da­łam py­ta­nie: Od kiedy za­że­no­wa­nie wy­ra­ża się po­stę­ki­wa­niem?

 

Sama sobie od­po­wie­dzia­łaś. Po pro­stu pierw­szy raz w życiu spo­tka­łaś się z przy­pad­kiem za­że­no­wa­nia ob­ja­wia­ją­ce­go się po­stę­ki­wa­niem. Dla Cie­bie od dzi­siaj. Dla Ca­ro­li­ne od któ­re­goś roku życia. Dla in­nych z pew­no­ścią jesz­cze ina­czej, a może wcale się z tym nie spo­tka­li.

 

 

Dla Cie­bie to może tylko li­te­rów­ki, ale dla czy­tel­ni­ka sta­no­wią one istot­ną prze­szko­dę. Świad­czą też o tym, że pi­szą­cy nie prze­czy­tał dzie­ła przed jego opu­bli­ko­wa­niem, a tym samym lek­ce­wa­ży czy­tel­ni­ków.

I ow­szem, tak jak słusz­nie wnio­sku­jesz, wła­śnie te li­te­rów­ki, spa­cje, myśl­ni­ki, krop­ki, wiel­kie li­te­ry itd., uzna­łam za naj­wyż­sze­go stop­nia nie­chluj­stwo, choć do­pu­ści­łam też moż­li­wość, że Autor w nie­do­sta­tecz­nej mie­rze opa­no­wał za­sa­dy obo­wią­zu­ją­ce w ję­zy­ku pol­skim.

 

J.w.

 

Nie, Em­RoZz. Raz już brnę­łam przez Pew­ne­go razu w szpi­ta­lu psy­chia­trycz­nym i do­pó­ki Twoje opo­wia­da­nie nie zo­sta­nie po­pra­wio­ne, do­pó­ki będą w nim stra­szyć wszyst­kie wy­tknię­te błędy i uster­ki, do­pó­ki za­im­ki i formy grzecz­no­ścio­we będą na­pi­sa­ne wiel­ki­mi li­te­ra­mi, a li­czeb­ni­ki cy­fra­mi i licz­ba­mi, do­pó­ki nie po­pra­wisz in­ter­punk­cji, nie­ste­ty, nie ma naj­mniej­szych szans, abym do­bro­wol­nie pod­ję­ła trud po­now­nej lek­tu­ry Two­je­go dzie­ła.

 

Kiedy znaj­dę chwi­lę czasu, po­sta­ram się po­pra­wić. Jesz­cze raz dodam, że zga­dzam się z wie­lo­ma Two­imi uwa­ga­mi i jesz­cze raz dzię­ku­ję!

 

P.S. Wąt­pię, że zo­sta­wie­nie tutaj miej­sca, na dole mo­je­go posta, jest po­twier­dze­niem nie­chluj­stwa, co byłaś uprzej­ma mi wy­tknąć. Skąd mia­łem wie­dzieć, że ten edy­tor wy­ma­ga usu­nię­cia pu­ste­go miej­sca i nie usuwa go sam, a do­dat­ko­wo chyba sam je ge­ne­ru­je. Po­dob­nie jak Ty spo­tka­łaś się pierw­szy raz z nie­ty­po­wym wy­ra­że­niem za­że­no­wa­nia przez Ca­ro­li­ne, po­dob­nie mnie za­sko­czył ten edy­tor.

Cie­szę się, że zde­cy­do­wa­łem się tutaj za­mie­ścić opo­wia­da­nie i bar­dzo dzię­ku­ję za uwagi i po­świę­ce­nie chwi­li swo­je­go czasu :) 

Bar­dzo pro­szę. I cie­szę się Twoją ra­do­ścią. ;D

 

Za­chę­ci­łaś mnie do na­nie­sie­nia po­pra­wek, cho­ciaż “nie­chlu­jem” i tak pew­nie zo­sta­nę ;)

Nie­zmier­ni mi miło, że Cię za­chę­ci­łam, a co do przy­szło­ści i tego kim prze­wi­du­jesz zo­stać… cóż, wszyst­ko za­le­ży od Cie­bie. ;)

 

Jeśli zwięk­szy to praw­do­po­do­bień­stwo prze­czy­ta­nia przez Cie­bie tek­stu jesz­cze raz…

Nie wy­klu­czam ta­kiej moż­li­wo­ści, ale tek­sty za­kwa­li­fi­ko­wa­ne do po­now­ne­go czy­ta­nia wę­dru­ją na ko­niec ko­lej­ki, w która w tej chwi­li liczy 408 po­zy­cji… :(

 

Od­nio­słem wra­że­nie, że poza “nie­chluj­stwem”, to sam temat nie pod­szedł i może z tego po­wo­du opo­wia­da­nie było do­dat­ko­wo trud­niej­sze do zro­zu­mie­nia. 

Istot­nie. Hi­sto­rie do­ty­czą­ce psy­chia­trii i spraw z nią zwią­za­nych, nie­ste­ty, nie na­le­żą do moich ulu­bio­nych i nie budzą we mnie szcze­gól­ne­go za­in­te­re­so­wa­nia.

 

Z pew­no­ścią masz rację. Jest to moje pierw­sze opo­wia­da­nie, w do­dat­ku pi­sa­ne na szyb­ko i po pro­stu jesz­cze trud­no mi wy­czuć co może spra­wić kło­pot, a co zwięk­szy szan­sę zro­zu­mie­nia.

W takim razie su­ge­ru­ję abyś, kiedy skoń­czysz opo­wia­da­nie, po­wstrzy­mał się przed wrzu­ce­niem go na stro­nę. Odłóż je na dwa, trzy ty­go­dnie i po­now­nie prze­czy­taj. Po­wi­nie­neś wtedy do­strzec przy­naj­mniej część błę­dów i uste­rek, ła­twiej też bę­dzie za­uwa­żyć, czy wszyst­ko jest na­pi­sa­ne tak jak chcia­łeś. Po tym za­bie­gu znowu odłóż tekst na ko­lej­na dwa, trzy ty­go­dnie i po­wtórz za­bieg.

Do­brze jest także po­pro­sić kogoś, choć tro­chę obe­zna­ne­go z ję­zy­kiem pol­skim, aby prze­czy­tał opo­wia­da­nie. I le­piej niech to nie bę­dzie nikt z ro­dzi­ny, ani ktoś za­przy­jaź­nio­ny, bo bli­scy z re­gu­ły chwa­lą i pra­wie za­wsze uwa­ża­ją, że jest super.

Jeśli nie masz ni­ko­go ta­kie­go, po­zo­sta­je be­ta­li­sta. Jed­nak nim ze­chcesz za­pro­sić kogoś do be­to­wa­nia, po­sta­raj się prze­czy­tać i sko­men­to­wać przy­naj­mniej kilka cu­dzych opo­wia­dań – może tych z Bi­blio­te­ki, może na­gro­dzo­nych Piór­ka­mi, a może te naj­now­sze… Wybór na­le­ży do Cie­bie. To, mam wra­że­nie, po­mo­że Ci zo­rien­to­wać się, z kim chciał­byś ulep­szyć swoje dzie­ło, po­zwo­li także innym po­znać Cię jako ak­tyw­ne­go użyt­kow­ni­ka.

No i zaj­rzyj do tego wątku: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

…jed­nak jeśli chcę prze­ka­zać różne wra­że­nia, to na­tu­ral­nie po­my­śla­łem o róż­nej dłu­go­ści wie­lo­krop­ka. Przy­kła­do­wo, “……” ko­ja­rzy­ło­by mi się z czymś w ro­dza­ju “brak mi słów, wyjdź”…

No cóż, wie­lo­kro­pek, jak już wspo­mnia­łam, ma za­wsze trzy krop­ki. Nie dwie, nie sześć, nie osiem, a tylko i wy­łącz­nie trzy. Za­pro­po­no­wa­ną przez Cie­bie wy­po­wiedź można wy­ra­zić sło­wa­mi – bę­dzie ona ab­so­lut­nie czy­tel­na i nie ma po­trze­by za­stę­po­wa­nia jej sze­re­giem kro­pek, al­bo­wiem za chwi­lę jakiś inny eks­pe­ry­men­ta­tor uzna, że może za­miast Two­ich krop­ki lep­sze będą ciur­kiem sta­wia­ne dy­wi­zy lub pół­pau­zy, bo le­piej ko­ja­rzą się z ujem­nym wra­że­niem, które chcia­łeś wy­ra­zić.

I nie, nie wy­da­je mi się, aby sztu­ka opo­wia­da­nia co­kol­wiek stra­ci­ła, jeśli po­zo­sta­nie­my przy do­tych­cza­so­wych spo­so­bach wra­ża­nia myśli na po­mo­cą słów i już ist­nie­ją­cych zna­ków i norm.

 

Myślę, że zda­jesz sobie spra­wę z tego co na­pi­sa­łem, jed­nak ze wzglę­du na do­świad­cze­nie wy­bra­łaś trak­to­wa­nie nie­chluj­nych opo­wia­dań z góry jako nie­zaj­mu­ją­ce, bo w isto­cie prze­ko­na­łaś się, że więk­szość nie­chluj­nych taka jest.

I tu się my­lisz. Trak­tu­ję wszyst­kie opo­wia­da­nia jed­na­ko­wo i moje, jak je na­zwa­łeś, do­świad­cze­nie, nie po­zwa­la mi na trak­to­wa­nie żad­ne­go „z góry”. Nie przy­pusz­czam też, abyś mógł co­kol­wiek wie­dzieć o moich prze­ko­na­niach wzglę­dem nie­chluj­nych opo­wia­dań.

 

…z tego co widzę je­steś tutaj po­wa­ża­nym jed­no­oso­bo­wym or­ga­nem opi­nio­twór­czym i Twoja opi­nia może prze­kre­ślić osobę przy­kła­do­wo zdol­ną, acz nie­wpra­wio­ną w za­sa­dy lub je na­gi­na­ją­cą.

Znów się my­lisz. Na tej stro­nie nie ma cze­goś ta­kie­go, jak jed­no­oso­bo­wy organ opi­nio­twór­czy, więc nie mo­żesz su­ge­ro­wać, że ja czymś takim je­stem. Ot, czy­tam, ko­men­tu­ję i robię ła­pan­ki. Nic wię­cej. Moja opi­nia nie może ani ni­ko­go skre­ślić, ani ni­ko­mu pomóc, bo nie wy­da­ję żad­nych opi­nii. Po­wtó­rzę – na tej stro­nie nie dzie­je się nic, o czym można po­wie­dzieć, że za­ist­nia­ło na mocy jed­no­oso­bo­wej de­cy­zji.

 

…coś mi mówi, że wiele po­cząt­ku­ją­cych “nie­chluj­nych” au­to­rów zo­sta­ło na po­cząt­ku skre­ślo­nych przez straż­ni­ków do Cie­bie po­dob­nych i nie wy­da­je mi się, by nie zo­sta­ła omi­nię­ta w ten spo­sób jakaś “pe­reł­ka”. Po­dob­nie ze straż­ni­ka­mi czy­ta­ją­cy­mi treść, do któ­rej nie są przy­zwy­cza­je­ni bądź nie prze­pa­da­ją za po­ru­sza­ny­mi w niej te­ma­ta­mi.

Na tej stro­nie nie ma ni­ko­go, o kim mógł­byś po­wie­dzieć, że jest straż­ni­kiem, skre­śla­ją­cym po­cząt­ku­ją­cych au­to­rów, bądź nie­przy­zwy­cza­jo­nym do pew­nych tre­ści.

 

Mam na­dzie­ję, że szyb­ko po­znasz za­sa­dy dzia­ła­nia stro­ny i nie­ba­wem nie bę­dzie miała ona przed Tobą żad­nych ta­jem­nic. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Zmar­no­wa­ny po­ten­cjał. Nie­ste­ty, widać w tek­ście brak od­po­wied­nich umie­jęt­no­ści warsz­ta­to­wych, a zwłasz­cza sztu­ki pro­wa­dze­nia fa­bu­ły, roz­wi­ja­nia fa­bu­ły i pu­en­to­wa­nia fa­bu­ły od­po­wied­nio wy­brzmie­wa­ją­cym fi­na­łem.

Do­strze­gam tutaj nie­zły po­mysł. Ten cały pseu­do­nau­ko­wy/me­dycz­ny psy­cho­beł­kot na temat tworu siat­ko­wa­te­go (z nie­wia­do­me­go po­wo­du pi­sa­ne­go przez Cie­bie na prze­mian z wiel­kiej i małej li­te­ry) jest na tyle prze­ko­nu­ją­cy, że łykam go jako czy­tel­nik i spo­dzie­wam się do­bre­go wy­ko­rzy­sta­nia w opo­wia­da­nej hi­sto­rii. Nada­rem­nie.

Po prze­brnię­ciu przez tekst pełen dziw­nych wtrą­ceń, na­wia­sów, błęd­nej in­ter­punk­cji, nie­po­praw­nych za­pi­sów, form i zwro­tów (na które słusz­nie zwró­ci­ła uwagę Re­gu­la­to­rzy) ocze­ki­wa­łem na­gro­dy w po­sta­ci do­brej pu­en­ty, kon­kret­ne­go wy­ko­rzy­sta­nia obie­cu­ją­ce­go kon­cep­tu pseu­do­nau­ko­we­go, który obie­cy­wał w miarę so­lid­ne scien­ce-fic­tion, w któ­rym za scien­ce robi nieco umow­na psy­cho­lo­gia i bio­lo­gia (so­lid­ne na po­zio­mie kon­cep­cji, bo tech­nicz­nie opo­wia­da­nie ku­le­je)

Za­miast tego do­sta­łem jed­nak jakąś "Dy­na­stię" w któ­rej bo­ha­te­ro­wie się od­naj­du­ją, znają z prze­szło­ści, ukry­wa­ją ja­kieś mrocz­ne ta­jem­ni­ce, od­zy­sku­ją utra­co­ną pa­mięć itd. Jed­nak nawet tak okle­pa­ne "zwro­ty" akcji można by po­pro­wa­dzić z wy­czu­ciem i uzy­skać za­do­wa­la­ją­cy efekt. Tobie jed­nak za­bra­kło od­po­wied­nich umie­jęt­no­ści.

Za bar­dzo sku­pi­łeś się na kon­stru­owa­niu roz­wi­nię­tych, wie­lo­krot­nie zło­żo­nych zdań, prze­sad­nym opi­sy­wa­niu ge­stów, min czy re­ak­cji po­sta­ci, a samą fa­bu­łę po­kpi­łeś. Po­czą­tek za­po­wia­dał się nie­źle, mimo nieco po­gma­twa­ne­go i mało efek­tow­ne­go wpro­wa­dze­nia. Za to koń­ców­ka tek­stu jed­nak nie­na­tu­ral­nie (a ra­czej na­tu­ral­nie dla de­biu­tan­tów) przy­spie­szy­ła, rzu­ca­jąc w czy­tel­ni­ka ko­lej­ny­mi "waż­ny­mi" ele­men­ta­mi hi­sto­rii, które wy­glą­da­ją na nie­prze­my­śla­ne i są słabo wpro­wa­dzo­ne/za­po­wie­dzia­ne przez nar­ra­to­ra we wcze­śniej­szych fa­zach opo­wie­ści. Za­miast za­sko­cze­nia, po­czu­łem je­dy­nie za­kło­po­ta­nie. I tutaj wspo­mnę ko­lej­ny de­fekt – kom­po­zy­cja opo­wia­da­nia ku­le­je. Tym bar­dziej, że za­koń­cze­nie su­ge­ru­je jakiś dal­szy ciąg i, jak wspo­mnia­łem, hi­sto­ria nie do­sta­je na­le­ży­te­go fi­na­łu.

Two­jej dys­ku­sji z Reg, nawet nie będę sze­rzej ko­men­to­wał. Na­pi­sa­łeś pierw­sze opo­wia­da­nie i już chcesz wpro­wa­dzać swoje za­sa­dy pi­sow­ni, ję­zy­ka, pod­wa­żać re­gu­ły, wy­ty­czać nowe prawa? Sta­wiać pięć, sześć kro­pek za­miast trzech w wie­lo­krop­ku? To na­praw­dę za­baw­ne po­dej­ście. Jak niby czy­tel­nik ma się do­my­ślić, co autor chciał wy­ra­zić sze­ścio­ma gwiazd­ka­mi na końcu zda­nia? Albo ośmio­ma prze­cin­ka­mi? Tobie się bę­dzie wy­da­wa­ło, że to coś ozna­cza, dla mnie to bę­dzie błąd na po­zio­mie pod­sta­wów­ki. Po to mamy usta­lo­ne re­gu­ły, wspól­ny kod ję­zy­ko­wy, in­ter­punk­cyj­ny itd, o okre­ślo­nym zna­cze­niu, żeby takie kwe­stie były jasne dla wszyst­kich, a prze­kaz zro­zu­mia­ły.

Za­sko­czę Cie­bie pew­nie, ale nie na­pi­sa­łeś żad­ne­go za­je­bi­ste­go i ge­nial­ne­go tek­stu i na pewno nie warto go czy­tać i po­le­cać, jeśli Au­to­ro­wi nie chce się po­pra­co­wać nad stro­ną tech­nicz­ną, sto­su­je do­wol­ną in­ter­punk­cję, wsta­wia ja­kieś wy­ja­śnie­nia w na­wia­sach na po­do­bień­stwo prac na­uko­wych, formy grzecz­no­ścio­we pisze wiel­ką li­te­rą, bo mu się tak po­do­ba itd. Na razie je­steś de­biu­tan­tem i pokaż, że umiesz na­pi­sać dobre opo­wia­da­nie, do­pra­co­wa­ne od stro­ny warsz­ta­to­wej i tech­nicz­nej, za­pi­sa­ne zgod­nie z po­wszech­ny­mi re­gu­ła­mi i po­zba­wio­ne błę­dów. Z po­ko­rą i sza­cun­kiem dla czy­tel­ni­ka. Bo na razie, poza ba­bo­la­mi, które wy­biór­czo wska­za­ła Reg, nie­mal, w co trze­cim zda­niu masz ja­kieś sła­bi­zny i uster­ki.

Ale przy­na­ję, ogól­nie jak na de­biut nie jest źle. Mia­łeś po­mysł, zda­nia kle­cić po­tra­fisz le­piej lub go­rzej, na pewno będą z Cie­bie lu­dzie.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Mr. maras, po­zwo­lę sobie wy­punk­to­wać naj­waż­niej­sze Twoje uwagi, do któ­rych za­sto­su­ję się po­pra­wia­jąc tekst:

 

do­strze­gam tutaj nie­zły po­mysł, zmar­no­wa­ny po­ten­cjał

brak od­po­wied­nich umie­jęt­no­ści warsz­ta­to­wych, a zwłasz­cza sztu­ki pro­wa­dze­nia fa­bu­ły, roz­wi­ja­nia fa­bu­ły i pu­en­to­wa­nia fa­bu­ły od­po­wied­nio wy­brzmie­wa­ją­cym fi­na­łem

ocze­ki­wa­łem na­gro­dy w po­sta­ci do­brej pu­en­ty, kon­kret­ne­go wy­ko­rzy­sta­nia obie­cu­ją­ce­go kon­cep­tu pseu­do­nau­ko­we­go, który obie­cy­wał w miarę so­lid­ne scien­ce-fic­tion, w któ­rym za scien­ce robi nieco umow­na psy­cho­lo­gia i bio­lo­gia (so­lid­ne na po­zio­mie kon­cep­cji, bo tech­nicz­nie opo­wia­da­nie ku­le­je

Za bar­dzo sku­pi­łeś się na kon­stru­owa­niu roz­wi­nię­tych, wie­lo­krot­nie zło­żo­nych zdań, prze­sad­nym opi­sy­wa­niu ge­stów, min czy re­ak­cji po­sta­ci, a samą fa­bu­łę po­kpi­łeś.

koń­ców­ka tek­stu jed­nak nie­na­tu­ral­nie (a ra­czej na­tu­ral­nie dla de­biu­tan­tów) przy­spie­szy­ła, rzu­ca­jąc w czy­tel­ni­ka ko­lej­ny­mi "waż­ny­mi" ele­men­ta­mi hi­sto­rii, które wy­glą­da­ją na nie­prze­my­śla­ne i są słabo wpro­wa­dzo­ne/za­po­wie­dzia­ne przez nar­ra­to­ra we wcze­śniej­szych fa­zach opo­wie­ści

Ale przy­na­ję, ogól­nie jak na de­biut nie jest źle. Mia­łeś po­mysł, zda­nia kle­cić po­tra­fisz le­piej lub go­rzej, na pewno będą z Cie­bie lu­dzie.

 

W skró­cie: po­kpio­na stro­na warsz­ta­to­wa i tech­nicz­na. Mimo wy­ni­ka­ją­cych z tego pro­ble­mów z czy­ta­niem i in­ter­pre­ta­cją, mam wra­że­nie, że po­mysł zo­stał zro­zu­mia­ny. Cie­szę się z uzna­nia go przez Cie­bie za prze­ko­nu­ją­cy, godny bar­dziej sta­ran­ne­go po­dej­ścia. Przy­zna­ję, na pewno bra­ku­je mi umie­jęt­no­ści, na pewno poza tym moje nie­chluj­stwo psuło efekt. Przy­zna­ję jed­no­cze­śnie, że nie znam zasad do­bre­go pro­wa­dze­nia fa­bu­ły itd., a pracę tutaj za­mie­ści­łem nie po to, by ktoś zwra­cał mi uwagę na nie­po­sta­wie­nie krop­ki czy wiel­kiej li­te­ry w od­po­wied­nim miej­scu. Cho­dzi­ło mi wła­śnie o taki ko­men­tarz jak Twój, i je­stem nim bar­dzo usa­tys­fak­cjo­no­wa­ny. Moje od­po­wie­dzi na uwagi Reg nie wy­ni­ka­ją z tego, że moje opo­wia­da­nie uzna­ję za za­je­bi­ste, tylko że nie ta­kie­go fe­ed­back’u ocze­ki­wa­łem. Tak, na pewno po­pra­cu­ję nad sta­ran­no­ścią, bo teraz je­stem jakby bar­dziej świa­do­my wagi stro­ny tech­nicz­nej. Fak­tycz­nie, nie­chluj­ne tek­sty mogą znie­chę­cać czy­tel­ni­ka do czy­ta­nia, a poza tym utrud­niać in­ter­pre­ta­cję. Dla mnie jed­nak, było ważne jedno – czy jest sens uczyć się warsz­ta­tu i po­świę­cać czas na sta­ran­ne pi­sa­nie. Czy to, co prze­ko­na­ło mnie, może prze­ko­nać in­nych. Po Twoim ko­men­ta­rzu, a szcze­gól­nie ostat­nim zda­niu, myślę, że może, a praca nad umie­jęt­no­ścia­mi i stro­ną tech­nicz­ną z pew­no­ścią zwięk­szy tego praw­do­po­do­bień­stwo.

 

Jesz­cze raz dzię­ki.

 

Reg

 

W takim razie su­ge­ru­ję abyś, kiedy skoń­czysz opo­wia­da­nie, po­wstrzy­mał się przed wrzu­ce­niem go na stro­nę. Odłóż je na dwa, trzy ty­go­dnie i po­now­nie prze­czy­taj. Po­wi­nie­neś wtedy do­strzec przy­naj­mniej część błę­dów i uste­rek, ła­twiej też bę­dzie za­uwa­żyć, czy wszyst­ko jest na­pi­sa­ne tak jak chcia­łeś. Po tym za­bie­gu znowu odłóż tekst na ko­lej­na dwa, trzy ty­go­dnie i po­wtórz za­bieg.

Do­brze jest także po­pro­sić kogoś, choć tro­chę obe­zna­ne­go z ję­zy­kiem pol­skim, aby prze­czy­tał opo­wia­da­nie. I le­piej niech to nie bę­dzie nikt z ro­dzi­ny, ani ktoś za­przy­jaź­nio­ny, bo bli­scy z re­gu­ły chwa­lą i pra­wie za­wsze uwa­ża­ją, że jest super.

Jeśli nie masz ni­ko­go ta­kie­go, po­zo­sta­je be­ta­li­sta. Jed­nak nim ze­chcesz za­pro­sić kogoś do be­to­wa­nia, po­sta­raj się prze­czy­tać i sko­men­to­wać przy­naj­mniej kilka cu­dzych opo­wia­dań – może tych z Bi­blio­te­ki, może na­gro­dzo­nych Piór­ka­mi, a może te naj­now­sze… Wybór na­le­ży do Cie­bie. To, mam wra­że­nie, po­mo­że Ci zo­rien­to­wać się, z kim chciał­byś ulep­szyć swoje dzie­ło, po­zwo­li także innym po­znać Cię jako ak­tyw­ne­go użyt­kow­ni­ka.

No i zaj­rzyj do tego wątku: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

Dzię­ki, na pewno wezmę to pod uwagę.

 

Bar­dzo pro­szę i życzę suk­ce­sów. ;)

Gdyby ci, któ­rzy źle o mnie myślą, wie­dzie­li co ja o nich myślę, my­śle­li­by o mnie jesz­cze go­rzej.

Pisz, ćwicz, betuj, wy­ra­biaj pióro, spraw­dzaj, nie bój się kry­ty­ki i ne­ga­tyw­nych ko­men­ta­rzy. I nie znie­chę­caj się. Albo ktoś jest gra­fo­ma­nem i to widać z da­le­ka, albo ma jakiś dryg do pi­sa­nia ale bra­ku­je mu warsz­ta­tu, który przyj­dzie z cza­sem. Cie­bie widzę zde­cy­do­wa­nie w tej dru­giej gru­pie.

Po prze­czy­ta­niu spa­lić mo­ni­tor.

Uwaga pierw­sza: bar­dzo słaby tytuł. To miało być na­wią­za­nie do “Pew­ne­go razu na Dzi­kim Za­cho­dzie”? No­we­go filmu Ta­ran­ti­no? Czy po pro­stu nie mia­łeś po­my­słu na tytuł i na­pi­sa­łeś co­kol­wiek? No w każ­dym razie – słaby jest. Nic o samej tre­ści nie mówi, jego kli­ma­cie, prze­sła­niu, no nic. Strasz­nie ge­ne­rycz­ny. To, że akcja dzie­je się w szpi­ta­lu psy­chia­trycz­nym do­wia­du­je­my się już z przed­mo­wy, wy­star­czy. To już le­piej było dać tu cho­ciaż ten Ha­lo­pe­ri­dol jako tytuł, bo oka­zu­je się bar­dzo ważny dla ca­łe­go opo­wia­da­nia.

Więk­szość kon­kret­nych uwag, które mia­łem pod­czas czy­ta­nia już ci wy­tknę­li Reg i Maras. Przede wszyst­kim więc radzę ci na­uczyć się do­ce­niać ko­men­ta­rze do­ty­czą­ce war­stwy tech­nicz­nej, takie jak ten Reg, za­miast rzu­cać tek­sty w stylu “nie ta­kie­go fe­ed­bac­ku ocze­ki­wa­łeś”. Takie aro­ganc­kie tek­sty w ustach po­cząt­ku­ją­ce­go au­to­ra spra­wia­ją, że z miej­sca za­czy­nam pod­cho­dzić do au­to­ra z mniej­szą sym­pa­tią. Zwłasz­cza, jak ten autor za­czy­na dys­ku­to­wać i usta­lać swoje za­sa­dy pi­sow­ni, bo bar­dziej mu od­po­wia­da­ją. Raczę ra­czej wziąć sobie uwagi do serca i so­lid­nie przy­ło­żyć się do pracy nad warsz­ta­tem. Wiem, że więk­szość po­cząt­ku­ją­cych au­to­rów uważa, że naj­waż­niej­szy jest ich po­mysł i on obro­ni się sam, ale to nie bar­dzo praw­da. Naj­ge­nial­niej­szy po­mysł może zo­stać za­je­cha­ny pa­skud­nym wy­ko­na­niem tak, że nie bę­dzie dało się go czy­tać. Z kolei znacz­nie przy­jem­niej­szą lek­tu­rą bę­dzie może nieco od­twór­czy i mało ory­gi­nal­ny tekst, który jest na­pi­sa­ny po­praw­nym ję­zy­kiem. Pew­nie nie za­pa­mię­tam go na długo, ale przy­naj­mniej prze­czy­tam do końca i do tego mogę z tej lek­tu­ry czer­pać przy­jem­ność. 

Jeśli cho­dzi o uwagi od­no­śnie sa­me­go tek­stu, to mu­siał­bym się mocno po­wta­rzać po Ma­ra­sie. Jest po­ten­cjał w po­my­śle wyj­ścio­wym, ale to nie wy­star­czy. Na pod­sta­wie po­my­słu trze­ba jesz­cze zbu­do­wać so­lid­ną fa­bu­łę, a tego tutaj za­bra­kło. Za­miast tego masz, jak wspo­mi­nał Maras, te­le­no­we­lo­we chwy­ty, wy­cią­ga­ne z rę­ka­wa eks­pe­ry­men­ty na dzie­ciach, wy­ma­zy­wa­ne wspo­mnie­nia i tak dalej. Nagłe zwro­ty akcji dla sa­me­go faktu zwro­tu akcji, które przez to ani tro­chę nie cie­szą – dobry zwrot akcji musi za­ska­ki­wać, ale nie może brać się zu­peł­nie zni­kąd, musi być w jakiś spo­sób sy­gna­li­zo­wa­ny wcze­śniej w tek­ście. I do tego trze­ba zro­bić to w taki spo­sób, żeby czy­tel­nik za łatwo nie do­my­ślił się, co się sta­nie, ale gdy już to się sta­nie, mógł do­strzec te wcze­śniej­sze sub­tel­ne wska­zów­ki. Wtedy taki zwrot jest sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cy i czy­tel­nik czuje, że opo­wia­da­nie jest prze­my­śla­ną ca­ło­ścią, a nie wy­my­śla­nym na po­cze­ka­niu cią­giem scen. Dla­te­go pi­sa­nie do­brych zwro­tów akcji jest trud­ną sztu­ką.

Jako że był to twój de­biut, po­zo­sta­je mi trzy­mać kciu­ki, że na­stęp­ne opo­wia­da­nia będą bar­dziej prze­my­śla­ne, so­lid­niej na­pi­sa­ne i po pro­stu lep­sze. Po­wo­dze­nia. 

Może nie wy­glą­dam, ale je­stem tu ad­mi­ni­stra­to­rem. Jeśli masz jakąś spra­wę - pisz śmia­ło.

Dzię­ki za Twoje zda­nie! Nie spo­dzie­wa­łem się, że po prze­czy­ta­niu ko­men­ta­rzy obec­nych pod opo­wia­da­niem ko­mu­kol­wiek jesz­cze bę­dzie chcia­ło się czy­tać ten tekst! Uwaga – na­pi­sa­łem tekst od nowa, różni się fa­bu­lar­nie, znaj­dziesz go w be­tach. Chciał­bym po­znać Twoje zda­nie od­no­śnie ja­kie­go­kol­wiek pro­gre­su, bądź też re­gre­su jaki po­czy­ni­łem :)

 

Wiem, że więk­szość po­cząt­ku­ją­cych au­to­rów uważa, że naj­waż­niej­szy jest ich po­mysł i on obro­ni się sam, ale to nie bar­dzo praw­da. (…) Z kolei znacz­nie przy­jem­niej­szą lek­tu­rą bę­dzie może nieco od­twór­czy i mało ory­gi­nal­ny tekst, który jest na­pi­sa­ny po­praw­nym ję­zy­kiem.

 

Po tym co na­pi­sa­łeś śmiem przy­pusz­czać, że czy­ta­łeś ko­men­ta­rze, jed­nak mimo to po­sta­no­wi­łeś jesz­cze raz po­ru­szyć kwe­stie, co do któ­rych w mojej opi­nii wy­ra­zi­łem zro­zu­mie­nie i skru­chę. Po­wtó­rzę więc jesz­cze raz. Zo­sta­łem prze­ko­na­ny, że nawet naj­zna­ko­mit­szy po­mysł nie sprze­da się jeśli nikt go nie zro­zu­mie, albo nie bę­dzie za­chę­ca­ją­cy do za­po­zna­nia się z nim. Po­trze­ba tech­ni­ki i warsz­ta­tu.

Za­li­czam się do tych, któ­rym chce się dzia­łać tylko wtedy, gdy to co mają robić bę­dzie w ich su­biek­tyw­nym po­dej­ściu ory­gi­nal­ne. Rów­no­cze­śnie zdaję sobie spra­wę z tego, że ory­gi­nal­ny po­mysł jesz­cze trud­niej prze­ka­zać, gdy nie pisze się do­brze i bar­dzo do­brze po pol­sku. Na­wią­zu­jąc do ko­men­ta­rza Ma­ra­sa można za­ry­zy­ko­wać stwier­dze­nie, że słabe pióro robi błąd za­czy­na­jąc od do­bre­go kon­cep­tu, bo zmar­nu­je jego po­ten­cjał. Jed­nak jak za­cząć, jeśli nie z en­tu­zja­zmem su­biek­tyw­nie do­bre­go po­my­słu? ;)

Prze­ko­na­li­ście mnie, że tekst traci na, na­zwij­my to – nie­chluj­stwie. Po­pra­co­wa­łem nad tym, chęt­nych za­pra­szam do be­to­wa­nia, a cho­ciaż do prze­czy­ta­nia no­we­go tek­stu. 

 

A teraz zro­bię sobie taką ła­pan­kę uwag, jak zro­bi­łem w przy­pad­ku kom. Ma­ra­sa, żeby wie­dzieć nad czym po­pra­co­wać:

 

Uwaga pierw­sza: bar­dzo słaby tytuł. Nic o samej tre­ści nie mówi, jego kli­ma­cie, prze­sła­niu, no nic.

Nagłe zwro­ty akcji dla sa­me­go faktu zwro­tu akcji, które przez to ani tro­chę nie cie­szą – dobry zwrot akcji musi za­ska­ki­wać, ale nie może brać się zu­peł­nie zni­kąd, musi być w jakiś spo­sób sy­gna­li­zo­wa­ny wcze­śniej w tek­ście. I do tego trze­ba zro­bić to w taki spo­sób, żeby czy­tel­nik za łatwo nie do­my­ślił się, co się sta­nie, ale gdy już to się sta­nie, mógł do­strzec te wcze­śniej­sze sub­tel­ne wska­zów­ki. Wtedy taki zwrot jest sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cy i czy­tel­nik czuje, że opo­wia­da­nie jest prze­my­śla­ną ca­ło­ścią, a nie wy­my­śla­nym na po­cze­ka­niu cią­giem scen. 

 

Wię­cej faj­nych rze­czy na­pi­sa­łeś, ale nie nie chcia­łem po­wta­rzać po Ma­ra­sie. Wkle­iłem to, co jest nowe.

 

Ogól­nie to chyba już wiem, gdzie leży naj­więk­sza moja sła­bość.

Bar­dzo sta­ram się uwia­ry­god­nić po­mysł, chcę żeby był prze­ko­nu­ją­cy. A kiedy czuję, że już po­wi­nien taki być, wtedy ole­wam sobie resz­tę i jakby do­kle­jam wszyst­ko do po­my­słu, co mi na szyb­ko przyj­dzie do głowy. Stąd te dy­na­stie i inne te­le­no­we­le. 

 

Jesz­cze raz za­pra­szam do dzia­łu bet, do­da­łem tam dwa opo­wia­da­nia. 

 

Dzię­ki!

 

P.S. Bar­dzo mnie to cie­szy, że zna­la­zła się ko­lej­na osoba do­strze­ga­ją­ca po­ten­cjał w moim po­my­śle!

Nie po­rwa­ło mnie, ale po­mysł przy­zwo­ity ;)

Przy­no­szę ra­dość :)

Nowa Fantastyka