
Trochę w hołdzie kilku autorom ;)
Edit pokonkursowy: a konkretnie Pratchettowi i Lovecraftowi, jak sobie przypomnę, komu jeszcze – dopiszę.
Trochę w hołdzie kilku autorom ;)
Edit pokonkursowy: a konkretnie Pratchettowi i Lovecraftowi, jak sobie przypomnę, komu jeszcze – dopiszę.
W karczmie było prawie pusto. Krasnolud rozejrzał się niepewnie. Pusto? Coś tu nie grało. Na wszelki wypadek poluzował rzemienie przytrzymujące topór przy boku. Sprawdził, czy broń dobrze leży. Wygładził nabijany ćwiekami kubrak. Odchrząknął.
Po czym zdecydowanym krokiem podszedł do karczmarza, opartego o kontuar i leniwie śledzącego poczynania gościa. (Zmieszało to trochę krasnoluda, więc poprawił jeszcze raz ułożenie topora i strzepnął niewidzialny pyłek z kubraka. Zauważył przy tym, że czwarty ćwiek od lewej w drugim rzędzie od góry nie został dostatecznie wypolerowany. Co za wstyd. Jego matka rwałaby sobie włosy i brodę, gdyby się dowiedziała, że syn dopuścił się takiego zaniedbania na pierwszej wyprawie).
– Możesz usiąść – powiedział znudzonym głosem karczmarz, wskazując na ławę. – Dziewka zaraz podejdzie z piwem. Tylko nie szarp jej za bardzo za tyłek, młoda jeszcze i nie chcę, żeby mi kolejna z pracy odeszła. – Westchnął ponuro. – Wszystko przez smoka… – Machnął ręką. – A, co ja będę gadał.
Krasnolud, ku jego zdumieniu, stał jednak, macając co chwilę zatknięty krzywo za pas topór i robiąc miny, jakby chciał odwrócić od czegoś uwagę. Karczmarz zmierzył go jeszcze raz wzrokiem, tym razem z nieco większym zainteresowaniem. Aha, nowicjusz w wielkim świecie: skóra kubraka bez jednego zadrapania, ćwieki błyszczą, aż miło. (Gdyby to jego żona raczyła choć raz tak wypolerować sztućce, a choćby tylko kufle! Od razu obroty by się zwiększyły, bo wszyscy porzuciliby oberżę Pod Jurnym Rycerzem, gdzie dawali fałszowane piwo, na rzecz karczmy Pod Ciasnym Słoniem, do której nikt nie przychodził z racji idiotycznej nazwy. Karczmarz jednak nie dawał się przekonać do zmiany. Karczma nazywała się Pod Ciasnym Słoniem, kiedy rządził tu jego prapradziad, pradziad, dziad, ojciec i starszy brat. Starszy brat uważał, że nazwa jest idiotyczna i chciał ją zmienić, a wtedy karczmarz – znaczy wówczas młodszy brat i przydupas – walnął go parę razy po głowie kuflem w obronie tradycji, więc starszy brat zebrał manatki i nawet bez większego złorzeczenia wyniósł się z miasta. Podobno teraz w sąsiednim prowadził przybytek pod nazwą Złote Wrota, gdzie zatrudniał chętne do uciech dziewczęta).
– Złote Wrota! – prychnął pod nosem karczmarz. I wtedy do niego dotarło, że krasnolud chrząknął po raz piąty.
„Kod jaki?” – pomyślał z lekkim przerażeniem. Ale zanim zdążył dodać „może to wysłannik króla”, siedzący na zapiecku kot otwarł zielone ślepia i odpowiedział w myślach „dam ja ci kota”. (Przeklęty zwierzak jak zwykle podsłuchiwał. Karczmarz dostał go w ramach zapłaty od wędrownego maga bez grosza przy duszy. Mag wytłumaczył, że gdyby wyczarował pieniądze, to przed świtem zamieniłyby się w siano i tyle karczmarz by z nich miał. Nawet osła by nie nakarmił, bo za mało. A kot Telepata zawsze się przyda. I tak kot, nazywany w skrócie Patą, został w karczmie. Kilka miesięcy później karczmarz przekonał się, że bydlak podsłuchuje jego myśli i, co gorsza, lubi je komentować. Głupio jednak byłoby go wyrzucić, w końcu nie zamienił się w siano).
Krasnolud odchrząknął po raz szósty. Matka wprawdzie ostrzegała go, że karczmarze to nieuprzejme plemię, ale ten tu przechodził wszelką miarę. Gapił się i gapił. Na dodatek z mroku za karczmarzem spoglądała para zielonych oczu, pozbawiona ciała. (A może niepozbawiona, tylko właściciela nie było widać w ciemności? Kto to mógł być, zastanowił się krasnolud. Licho jakie? Bebok? Strzyga? Vrykolak? Mantikora? Nie, chyba by się tam nie zmieściła, w książce stało, że to duże bydlę. Chimera? Syrena? Ogar piekielny?)
W tym momencie w myślach krasnoluda odezwał się głos – tak niespodziewanie, że krasnolud omal nie podskoczył. „Dam ja ci ogara” – powiedział. Zielone oczy zamrugały gniewnie.
Krasnolud poklepał znacząco topór. Jeśli w karczmie zalęgło się… coś… cokolwiek to było, oto on, obrońca uciśnionych i pogromca potworów, stawi temu czoła. (Z jednym niewypolerowanym ćwiekiem, przypomniał sobie hańbiący szczegół, który na pewno wypatrzyły przeklęte zielone oczy).
– Słuchaj, Fimburze, Thadrinie, Gromphu, czy jakkolwiek ci na imię – odezwał się znów karczmarz. (Miał nadzieję, że krasnolud nie należy do tego plemienia, które niedawno wyszło spod gór i preferowało imiona w rodzaju Ymir, Alrik albo Ivan. Purpura zalewająca twarz przybysza podpowiedziała mu, że nadzieje były płonne).
Krasnolud zapłonął słusznym gniewem. Nie na darmo matka uczyła go na pamięć całego rodowego imienia, zaklinając, że kiedy będzie poznawał kogoś nowego, musi przedstawić się jego całością, żeby byle chłystek nazywał go Fimburem, Thadrinem albo co gorsza Gromphem (tak miał na imię wyjątkowo zdradziecki kuzyn, ale czego się spodziewać po krasnoludzie z tak krótkim imieniem). Karczmarz miał szczęście, że nie zwrócił się do niego per Ymir, Alrik albo Ivan – taka zniewaga wymagałaby dobycia topora bynajmniej nie przeciwko zielonym oczom czającym się w mroku.
Krasnolud wyprostował się na całą swoją wysokość, stanął w rozkroku, pogładził brodę, dotknął topora i odchrząknął.
„Po raz siódmy” – zauważył spanikowany karczmarz.
– Mości karczmarzu – odezwał się krasnolud. – Wiedz, że masz do czynienia z nie byle jakim krasnoludem. – Wypiął dodatkowo pierś. – Jam jest Faer’Authein’Vrae Eils’Mtorh, syn Jhaela’Isstral’Axle Eils’Mtorha i Ylivarry’Felyn Eils’Mtorh z domu Hla’Thanedd, pierwszej kuzynki Jhaela’Isstral’Axle Eils’Mtorha.
Karczmarz wpatrywał się w niego z niedowierzaniem.
– To są elfie imiona – oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Krasnolud zbaraniał. Wiedział, że jego rodzina od niepamiętnych czasów żyła na rubieżach Wielkich Kopalni Gronthagu, żeniła się z najbliższymi kuzynami, a wszyscy mężczyźni zostawali prędzej czy później skazywani przez Wysoką Radę na dożywotnią, a nawet pośmiertną pracę w najgłębszej sztolni, gdzie każde nieopatrzne uderzenie kilofa mogło przebudzić pradawne, straszliwe, bluźniercze i nienazwane zło (w sumie nazywane Złem, co trochę, zdaniem Faera’Autheina’Vrae Eils’Mtorha, zaprzeczało idei nienazwaności). Teraz zaświtało mu, że być może ich krew była skażona, a ród przeklęty. W duchu podziękował matce, iż wysłała go w świat z misją zabijania potworów, chroniąc tym samym od nieróbstwa, albowiem w najgłębszej sztolni zagrożenie przebudzeniem pradawnego nienazwanego zła (Zła) było już tak wielkie, że skazańcom nie wolno było w nic uderzać kilofami. Mogli jedynie siedzieć wsparci o narzędzia pracy, kontemplując swe zbrodnie.
„Oj tam” – odezwał się głos w głowie. – „Prapapa prapapy papy szanownego był po prostu dziwakiem i kretynem”. – W zielonych oczach rozbłysły radosne iskierki.
– Nie, to niemożliwe – powiedział krasnolud o elfim imieniu jednocześnie do karczmarza i zielonych oczu. Po czym uznał, że najlepiej będzie zmienić temat. – Za to u pana na zapiecku, jak mniemam, choć wzrok w mroku tonie, zalęgło się dziwo jakieś, licho może albo vrykolak, bo mantikora chyba się nie zmieści…
Zza pleców karczmarza dobiegł gniewny syk, a następnie niedający się z niczym pomylić odgłos pazurów drapiących w twardą powierzchnię. (Faer’Authein’Vrae poczuł, jak zalewa go duma, że tak porządnie przestudiował Zwięzły przewodnik po potworach i okropieństwach wszelakich zaludniających wszystkie trzysta siedemdziesiąt trzy świa…)
Napawanie prysło, kiedy na kontuarze wylądowała wściekła kula futra. (Pamięć Faera’Autheina’Vrae rozpaczliwie kartkowała „Zwięzły przewodnik po…” w poszukiwaniu odpowiedniego obrazka, ale go nie znajdowała).
„Ty – durny – krasnoludzie – o – jeszcze – bardziej – durnym – elfim – imieniu” – syknęła w myślach Kula Futra, dysząc ciężko przy każdym słowie. – „Niniejszym – skazuję – cię – na – zadanie – którego – nie – da – się – wykonać. – Nie – spoczniesz – dopóki – nie – znajdziesz – durnego – elfa – o – jeszcze – bardziej – durnym – krasnoludzkim – imieniu” – wydyszała triumfalnie. Po czym dodała normalnym tonem (bo po prawdzie kotu imieniem Ragnarok, który zawsze chciał być po prostu Mruczkiem, Kiciusiem albo choćby Sierściuchem, a został Patą i Kulą Futra, znudziło się wzniosłe gadanie): – „Wiedz, że będę cię śledził, dokądkolwiek się udasz”. (Nie było to do końca prawdą, bo moce Ragnaroka były mocno ograniczone, od kiedy czarodziej go porzucił, zapominając dodać, że dla wzmocnienia mocy należy telepatycznego kota karmić sianem pozostałym z magicznych monet, ale zawsze robiło wrażenie na przeklinanych).
Karczmarz gapił się na kota, który drapał kontuar pazurami, świdrując krasnoluda pełnym złości wzrokiem.
– Uspokój się, Pata – mruknął. (Chciał nawet pogłaskać zwierzaka, ale nie odważył się dotknąć futra, z którego sypały się skry). – No to jak, panie krasnolud, napijesz się piwa?
Krasnolud przeniósł na niego wzrok, w którym teraz kryła się źle skrywana panika.
– Em – powiedział. – Ten smok… Może bym tak na smoka? Uwolnić kraj od potwora, rozumiecie, karczmarzu?
„To wszystko przez niewypolerowany ćwiek” – pomyślał nagle. – „A przecież na ostatnim postoju, kiedy już opuściłem pogórze Gronthagu i ujrzałem przed sobą strzeliste wieże miasta, sprawdziłem wszystko!”
„Oszukuj się dalej” – fuknęła Kula Futra. – „I dam ja ci smoki!”
– Ani się waż! – krzyknął jednocześnie karczmarz. – Apage! Bluźnierstwo!
Krasnolud zrobił wielkie oczy.
– Samiście rzekli, że „wszystko przez smoka”, kiedyście o dziewce młodej napomknęli, żebym jej czegoś tam nie robił. A wiedzcie, że rozdział dwudziesty szósty czwartego tomu Zwięzłego przewodnika po potworach i okropieństwach wszelakich zaludniających wszystkie trzysta siedemdziesiąt trzy światy stanowi, iż „smoki dziewice porywają, aby pożreć je ku swej uciesze, a nieszczęściu ludu”. Kości dziewic ozdabiają jaskinie smoków, a niektóre bestie ponoć nawet robią z nich meble… – dodał, choć nie pamiętał, w którym dokładnie rozdziale którego tomu znalazł tę konkretną informację.
Karczmarz zrobił wielkie oczy.
– Dziwny z ciebie krasnolud – mruknął – i czymś zalazłeś za skórę Pacie – (Kula Futra syknęła gniewnie) – ale nie życzę ci źle, więc słuchaj. Smok panuje u nas miłościwie od setek lat i co roku wybiera sobie spośród dziewic… – zawiesił głos, a Faer’Authein’Vrae już prawie triumfował – …żonę. A czasem i kilka. No i dziewczęta tłoczą się pod pałacem, bo po roku albo dwóch król oddaje żony dworzanom. Każda dziewka marzy o tym losie, bo żyje potem jak ta pani. – Karczmarz westchnął. – Trzy już tak straciłem.
Krasnolud patrzył na niego nieufnie.
– I pewni jesteście – odezwał się po chwili drapania w brodę – że smok nie pożera tych panien? Widział je kto po tym, jak zostaną królewskimi małżonkami?
Karczmarz prychnął.
– No pewnie. Smok za punkt honoru poczytuje sobie ich comiesięczne przejażdżki po mieście, żeby plotki podłe się nie lęgły.
Krasnolud sposępniał. Ciche syknięcie przypomniało mu o Kuli Futra. I o klątwie. Najwyraźniej nie pozostawało mu nic innego, jak ruszyć na poszukiwanie elfa o krasnoludzkim imieniu.
„W trzystu siedemdziesięciu trzech światach dużo karczm” – pomyślał. – „A także oberż, zajazdów i zamtuzów, więc gdzieś w końcu go znajdę, a wtedy będę mógł ruszyć na wielką misję zabijania potworów”.
(Nie przyszło mu do głowy, że równie dobrze mógłby zostać Pod Ciasnym Słoniem, ponieważ prawdopodobieństwo, że trafi tu elf o krasnoludzkim imieniu było co najmniej porównywalne do prawdopodobieństwa znalezienia go w jednej z setek tysięcy karczm, oberż, zajazdów i zamtuzów wszystkich trzystu siedemdziesięciu trzech światów. Nie przyszło mu też do głowy, że klątwa nie zabrania mu zabijać potworów podczas poszukiwań. A Ragnarok zwany Patą nie raczył mu tego wszystkiego podpowiedzieć, bo taka już jego natura).
I tak ruszył Faer’Authein’Vrae Eils’Mtorh, syn Jhaela’Isstral’Axle Eils’Mtorha i Ylivarry’Felyn Eils’Mtorh z domu Hla’Thanedd, pierwszej kuzynki Jhaela’Isstral’Axle Eils’Mtorha w poszukiwaniu elfów, którym mógłby zadać pytanie o imię.
Czekała go długa droga.
Anonimie! Tym razem pozostaję pod ogromnym wrażeniem pokrętności twoich inspiracji – ekspresowych (sic!) inspiracji. Popraw mnie, jeśli się mylę, ale to twoje trzecie opowiadanie i na dodatek, pomimo braku pokrewieństwa pomiędzy fabułami, wpisujące się w, nieco górnolotnie nazwijmy to, „cykl”. „Letnia bajęda o lekkim zabarwieniu erotycznym” (wprowadziłeś do niej nazwiska autorów powieści sensacyjnych) zasiała w tobie myśl o napisaniu kryminału i cyknąłeś „Ekspresowe zabójstwa”. Nasza wymiana zdań pod „Ekspresowymi zabójstwami”, dała z kolei asumpt do powstania „Klątwy imienia”. I tu mnie zaskoczyłeś. „Riposty” trochę się spodziewałam, więc starannie przekopałam „Klątwę”, próbując znaleźć punkt startowy dla kolejnego opowiadania, ale jedyne, co jako tako mi pasowało, to wykorzystanie skojarzenia – choćby i odległego – ze złotym ryjem. A tu takie zaskoczenie!
Podziwiam – i to bardzo – łatwość, z jaką przypadkowy impuls przetwarzasz w zaskakujący jakością językową, humorem i pomysłowością obraz. Kiedy ty to robisz, na Boga? A jakich uroczych kretynów tworzysz! Tak, masz we mnie fankę!
Nie, to jest pierwsze opowiadanie tego Anonima :P
Ale oczywiście dziękuję za pochlebną opinię!
http://altronapoleone.home.blog
Aaaa! No, to pojechałam po bandzie! To dwóch Anonimów ma w takim razie we mnie fankę.
Miło mi :)
http://altronapoleone.home.blog
Bardzo porządnie napisane opowiadanie. Nie tarzałem się ze śmiechu, ale w paru miejscach tekst wywołał u mnie uśmiech, a ponieważ co do zabawnych tekstów mam swoje wymagania, to już coś.
Myślę, że krasnolud po odwiedzeniu tych wszystkich karczm we wszystkich światach, będzie już na tyle pijany albo zmęczony, że będzie mu wszystko jedno, a i chodzić zabijać potwory mu się odechce. :)
Pomysł ciekawy, powodzenia w konkursie.
Wiadomo, że imiona krasnoludów są osobliwe, a i niełatwe do wymówienia, dlatego rozbawił mnie pomysł na opowiadanie, zwłaszcza że zostało ono napisane naprawdę nieźle. Podoba mi się też kot Telepata i incydent z niedoczyszczonym ćwiekiem. ;)
…że syn dopuścił się takiego zaniedbania na pierwszej wyprawie.) –> Kropkę stawiamy po zamknięciu nawiasu. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu jeszcze siedmiokrotnie.
– Wiedz, że masz do czynienia z niebylejakim krasnoludem. –> – Wiedz, że masz do czynienia z nie byle jakim krasnoludem.
„Ojtam” – odezwał się głos w głowie. –> „Oj tam” – odezwał się głos w głowie.
„Niniejszym – skazuję – cię – na – zadanie – którego – nie – da się – wykonać. – Nie – spoczniesz – dopóki – nie – znajdziesz – durnego – elfa – o – jeszcze – bardziej – durnym – krasnoludzkim – imieniu” –> W jednym miejscu zabrakło półpauzy.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Dzięki za łapaneczkę, bardzom dumne, że taka mała :) I za opinię.
Ech, posprawdzałum kropki po cudzysłowach, a o nawiasach zapomniałum :(
Nad tym, czy półpauza powinna być między czasownikiem a zaimkiem zwrotnym, się zastanawiałum, ale wygląda na to, że tak.
Poprawki wprowadziłum.
http://altronapoleone.home.blog
Przyjemnie się czytało. Dobrze czułam się w klimatach fantasy, które nam tu zaprezentowałeś. Fajny pomysł, wykonanie, poszczególne elementy opowiadania oraz sposób Twojej narracji. Kot dla mnie najlepszy, przypomina mi trochę tego z Alicji w Krainie Czarów. Chwilami jednak dla mnie trochę przegadane o zdanie lub dwa np. w momentach zamyślenia karczmarza (choć sam pomysł dobry).
Powodzenia w konkursie.
Poprawki wprowadziłum.
To bardzo ładnie z Twojej strony. Ode mnie klik. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Przyjemne i sympatyczne i dobrze napisane. Niedługi czasoumilacz. Kot telepata fajny, i żart z obrazą krasnoluda i Kula Futra fajna. Natomiast ćwiek i elfie imię krasnoluda mnie irytowało :P
*klik*
"Taki idealny wyluzowywacz do obiadu." NWM
Dzięki, Mytrixie. Mnie akurat ćwiek bawił jako element kreacji trochę neurotycznego krasnoludzkiego odpowiednika nastolatka ;)
http://altronapoleone.home.blog
Przeczytawszy.
Finkla
lozanf@fantastyka.pl
Opowiadanie warsztatowo poprawne, napisane klasycznie, humor dość zawoalowany, ale jest. Odniosłem wrażenie, że autor (choć raczej stawiam na autorkę, bo krasnolud zdaje się mieć męskie jedynie opakowanie) specjalizuje się raczej w gatunkach niekomediowych.
W kilku miejscach udało się mu/jej mnie rozśmieszyć. Fabuła, choć lekka i dowcipna, to jednak nie powaliła.
Wpadła mi w oko duża dbałość o imiona, w których również może kryć się porcja humoru, ale do tego niezbędna jest już obszerna wiedza lingwistyczna i nieco więcej oczytania.
Autor zapędza się niekiedy w rejony humoru znanego z Grafomanii.
Tekst mocny językowo, ale słabszy fabularnie. Fantastyka jest, humor też jest, ale chyba jednak za mało, by ugrać coś w konkursie.
Tożsamość Anonima chyba rozpoznałem, co napisałem w stosownym wątku. Oskarżona zasiała we mnie trochę zwątpienia, a też i komentarze nie do końca są dla niej charakterystyczne, ale po dokładniejszej ich analizie, podtrzymuję swe pierwotne zdanie.
"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.
Ech, Chrościsko, za dużo pokładasz wiary w lingwistyczne wygibasy Anonima. Muszę Cię rozczarować: imiona zarówno krasnoludzkie jak i elfie są wzięte z generatorów imion do erpegów w klimatach fantasy i wysiłku lingwistycznego nie było tu ani krztyny. Dobrane tak, żeby jako tako razem brzmiały, nie zważając nawet na znaczenia podawane przez autorów tych generatorów. I bez rzucania kostką :D
http://altronapoleone.home.blog
Ech… człowiek się głębi doszukuje, a tu takie rozczarowanie. Za to styl i treść ostatniego komentarza to już interesujący materiał do analizy.
"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.
Szczerze mówiąc, użycie tych generatorów było pewnym elementem funu – chodziło o to, żeby te imiona brzmiały możliwie idiotycznie :/
http://altronapoleone.home.blog
Fajne. Dobre opowiadanie na początek dnia. Podobał mi się kot, marudzenie krasnoluda na niewypolerowany ćwiek, a karczma Pod Ciasnym Słoniem mnie rozbawiła. Jak wpadłoś na taką nazwę? :D
Fabuła nie jest rozbudowana, ale te wszystkie niuanse wypełniają treść i nadają opowiadaniu charakteru, dlatego w ogóle nie przeszkadza mi brak akcji.
Powodzenia w konkursie! :)
Jak wpadłoś na taką nazwę?
Nie wiem… Sama się pojawiła :D
Dziękuję za miłą opinię!
http://altronapoleone.home.blog
I bardzo dziękuję Anonimowemu Klikaczowi za wysłanie krasnoluda do Biblioteki :)
http://altronapoleone.home.blog
Fajne, niczego sobie, bardzo sympatyczne i miłe. Czy śmieszne? Troszkę tak, ale jelit mi nie potargało.
To z założenia miało być oldskulowo zabawne, bo – patrz przedmowa, a wszyscy ci anonimowi pisarze nie żyją :( No i nie jestem zwolennikiem rechotu.
Ale miło mi, że uśmiechnęło choć trochę.
http://altronapoleone.home.blog
Sprawdził, czy broń dobrze leży
So cute Skojarzyło mi się z płaszczem, który dobrze leży :)
zatknięty krzywo za pas topór
To "krzywo" trochę wetknięte.
błyszczą się aż miło
Eej! Ćwieki błyszczą, aż miło.
obrót byłby większy
Nie "obroty" aby?
pomyślał z lekkim przerażeniem. Ale zanim zdążył pomyśleć
Powtórzenie.
„dam ja ci kota”.
para zielonych oczu pozbawiona ciała
Czy tu gdzieś nie było przecinka?
zaklinając, że kiedy będzie poznawał kogoś nowego, musi przedstawić się jego całością
Zaklinając, żeby się przedstawił, ale tak czy siak – ?
dobycia topora bynajmniej nie na zielone oczy
Od kiedy topora dobywa się na coś?
Wiedział, że jego rodzina żyła
…? I co, już przestała? W całym zdaniu – c.t.!
chroniąc go tym samym
"Go" zbędne, jedno już było.
Oj tam
Oj, tam.
poczuł zalewającą go dumę, że tak porządnie przestudiował
Ciutkę niezgrabne. Może: poczuł, jak zalewa go duma, że tak porządnie przestudiował…
Napawanie się przerwało mu lądowanie
Oj, poplątało się, i to jeszcze z rymem.
wzmocnienia mocy
Mhm.
drapał kontuar pazurami
Wąsikami przecież nie drapał.
nie życzę ci źle, więc ci powiem
Znowu – drugi zaimek możesz wyciąć.
prawdopodobieństwo, że (…) było co najmniej porównywalne do znalezienia
Nie porównuj prawdopodobieństwa ze znalezieniem, bo to różne rzeczy są.
klątwa nie zabraniała
Nie zabrania (c.t.!)
I co, koniec? Czyżby jajcarskiego konceptu Ci zbrakło?
Jest całkiem wesoło, a kretyni rzeczywiście uroczy – ale i szału nie znajduję. Dzieło wygląda na płód jednego pełnego radości popołudnia (ale sprowadzony na świat przez kogoś, kto nie watolinę ma między uszami).
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
No, koniec :P Nie lubię rozwlekanych skeczy, a dalsza historia zajęłaby dużo ponad limit… A tu przecież nie o historyjkę chodzi, choć może kiedyś napiszę o spotkaniu elfa, może, jeśli będę miału drugie wolne popołudnie (tak, ta diagnoza to akurat strzał w dziesiątkę). Humor miał być oldskulowy, nie szalony, więc wyszło jak zamierzone.
Co do łapanki, z większością się zgadzam, ale na pewno nie z “oj, tam”. Powprowadzam zmiany, z którymi się zgadzam, w najbliższej wolnej chwili, może i dziś.
Wzmocnienie mocy – celowe. C.t. rozwiązałum dopisując “od niepamiętnych czasów”, bo chodzi o wiele pokoleń, a nie tylko obecne.
https://pl.wiktionary.org/wiki/oj_tam,_oj_tam
https://sjp.pwn.pl/szukaj/oj%20tam.html
http://altronapoleone.home.blog
… wuh. Przecinki…
Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.
Pojawiam się mocno spóźniony, z krótkim (niestety) komentarzem.
Opowiadanie lekkie, wcale niezłe, które ma swoje momenty (jak choćby wspominany tu już czwarty ćwiek), ale jako całość za bardzo w pamięć nie zapada. Czasem rozbawiło, czasem tylko miało. W sumie nie ma się o co przyczepić, ale też opowiadanie nie robi szczególnie wiele, żeby jakoś mocniej na tle innych się wyróżnić. Inna rzecz, że akurat w przypadku opowiadań humorystycznych rozrzut opinii może być (i pewnie będzie) spory, więc nie wyciągałbym z tych moich odczuć jakoś daleko idących wniosków.
Pozdrawiam.
Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków
Dzięki, CM. Nie liczyłum na wielkie zapamiętywanie tego tekściku, on miał być lekki, wakacyjny i raczej zabawny niż wściekle śmieszny, więc jak czasem rozbawiło, to już nieźle.
http://altronapoleone.home.blog
Podobało mi się. Przykułeś Anonimie moją uwagę, chyba przez rozbudowanie postaci, niewypolerowany ćwiek i wspaniałego kota:)
Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.
Bardzo spodobał mi się ten tekst. Taki lekki i przyjemny, fajnie parodiujący znane motywy, ale w taki łagodny, nieco stonowany sposób, co według mnie jest sporą sztuką. Twoje poczucie humoru stanowczo trafiło w moje gust, a do głównego bohatera, krasnoluda o elfim imieniu zapałałam sympatią. No i oczywiście całe show kradnie kot Ragnarok zwany Patą.
Licho jakie? Bebok? Strzyga? Vrykolak? Mantikora? Nie, chyba by się tam nie zmieściła, w książce stało, że to duże bydlę.
A tutaj parsknęłam śmiechem, bo jakoś określenie “bydle” świetnie mi pasuje do Mantikory :D
Dobrze się bawiłam, czytając ten tekst.
Pozdrawiam C.
Dzięki, dziewczyny :) Samo prawie zapomniałum o tym tekście, więc miło, że ktoś go odgrzebał i komuś się spodobał :)
http://altronapoleone.home.blog
Sympatyczne, zwłaszcza ten kotek. :)
„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota
Fajne :)
Przynoszę radość :)
Fajny pomysł, świetny kot, parę perełek w środku (ćwiek na przykład). Widać, że świetnie się, Anonimie, bawiłeś i ja takoż nieźle się podczas czytania bawiłam. :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
Sympatyczne. Ładnie pogrywa i z konwencjami fantasy, i z przekonaniem o magicznym znaczeniu imion. Czytałam z uśmiechem.
ninedin.home.blog
To ja zasilę grono zadowolonych z lektury i wielbicieli kota. Bardzo sympatyczny tekst ze sporą dawką humoru.
"Fajne, a nawet jakby nie było fajne to i tak poszedłbym nominować, bo Drakaina powiedziała, że fajne". - MaSkrol
Ja też jestem usatysfakcjonowana lekturą :) Tekst bardzo ładnie napisany, sympatyczny, lekki i dla mnie też zabawny. Na plus i imiona, i kot, i kreacja postaci i ćwiek :) Powodzenia w konkursie.
Dobrze mi się płynęło przez tekst, klimat fantasy jak się patrzy. Nie urzekł mnie co prawda aż tak kot czy ćwiek, ale za to jestem fanką krasnoludzkiego imienia :D Nie znalazłam też wiele humoru jako takiego, ale to imię zdecydowanie mnie uśmiechnęło :)
Przyjemne, poprawne, ale nie moja bajka; coś nie chwyciło. Pozostaje mi życzyć powodzenia :)
Parodia fantasy? OK, jest coś zabawnego. Oczywiście – karczma.
Fantastyka wyraźna. Krasnoluda pewnie jeszcze dałoby się czymś zastąpić, ale kota Patę już trudniej.
Z fabułą tak sobie – stoją, gadają i myślą, czasami do innych. Ale klątwa fajna.
Bohaterowie przerysowani, jak to w parodiach, tylko kot się wybija. OK, krasnolud pedant też daje radę.
Z oryginalnością słabo, z powodu tej parodiowości. Ale kot prycha i przeklina po Twojej stronie.
Warsztat zacny jak niechrzczone piwo, nic mi się w oczy nie rzuciło.
Babska logika rządzi!
Polecam innym do czytania. Uśmiechnie :)